Mąż, którego nie chciałam - Monika Magoska-Suchar - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Mąż, którego nie chciałam ebook i audiobook

Magoska-Suchar Monika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

2746 osób interesuje się tą książką

Opis

Zoe Stanos, która ze względu na chorobę ojca musiała szybko dorosnąć, zajmuje się rodzinnym biznesem – nadmorską tawerną usytuowaną na Krecie. Tymczasem jej najstarsza siostra, Weronika, uchodząca za niedościgły wzór i najzdolniejszą z rodziny, studiuje w Londynie. Tarapaty finansowe, w jakie tam wpada, zmuszają ją do zaciągnięcia długu u Liama Lenoxa, prezesa największego banku w Wielkiej Brytanii. Nie jest to jednak zobowiązanie opiewające na zwrot pożyczonej kwoty, ale zgoda Weroniki na zawarcie związku małżeńskiego z Lenoxem i urodzenie mu zdrowego dziedzica, a następnie – rozwód i definitywne wycofanie się również z życia dziecka. Wierzytelność musi zostać spłacona, inaczej rodzina Stanos straci majątek, w tym restaurację. Weronika jednak ucieka od problemów, zostawiając los najbliższych w rękach Zoe, która wiedziona przyzwoitością i miłością do rodziny, decyduje się poświęcić i wypełnić zobowiązanie siostry. To zmieni jej życie raz na zawsze, ale czy aby na pewno wyłącznie na gorsze?

Liam Lenox był przystojny. No dobra, był ultra super turbo przystojny. Ale ta uroda mogła być złudna. Był skłonny podpisać umowę na surogację i zmusić mnie do zerwania z rodziną. To nie był dobry człowiek. Musiałam zachować względem niego czujność.

Powieść spodoba się fankom motywów aranżowanego małżeństwa, unwanted marriage oraz forced proximity.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 358

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 38 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Milena Staszuk

Oceny
4,3 (102 oceny)
62
18
10
10
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kleosiaok
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Książka od pierwszej strony wciąga. Siostra Weronika urządziła wszystkich sprytnie sobie wszystko wymyśliła bo jest Zoe która nie doceniana ale będzie ratować rodzinę. Po całym galimatiasie w który zostala eplatana Zoe. Czekalam na moment w ktorym w koncu pozna Liama ;) Fajnie się czyta. Bardzo dobrze spędzony czas;)
30
KBryl

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka, pochłonęłam ja w jedno przedpołudnie. Polecam
30
ikania1

Nie oderwiesz się od lektury

piekna 😍
30
Elle_grey

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo przyjemna;)szybko sie czyta.az żal kończyć!polecam;)
30
aga1450

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna historia 🥰 tajemnica, namiętność ❤️‍🔥
30



Rozdział pierwszy

Przestępowałam z nogi na nogę ze wzrokiem wbitym w bramkę oznaczoną napisem Przyloty. Czułam dziecięcą ekscytację. To już za moment. Już za chwileczkę. Tyle na to czekałam. Tak bardzo tęskniłam...

Serce waliło mi niczym młot, a zimne dłonie pociły się niemiłosiernie.

No? Dalej! Przecież według informacji wyświetlanych na tablicy ogłoszeń samolot z Londynu przyleciał ponad pół godziny temu. Dlaczego to tyle trwało? To pewnie kwestia odbioru bagaży. Lotnisko w Heraklionie było niewielkie, miało małe moce przerobowe, zwłaszcza poza sezonem letnim, który dopiero się zbliżał. No i była jeszcze kwestia powszechnie przyjętej przez moich rodaków zasady – spiesz się powoli. Grecy nie lubili szybkiego tempa i wszystko robili raczej opieszale, podczas gdy ja byłam z natury niecierpliwa.

W wyobraźni przebijałam mury znajdujących się przede mną ścian i docierałam do czekającej na walizki przy ruchomej taśmie Weroniki.

Szybciej...

Och, niech już wreszcie do mnie wyjdzie!

Czułam frustrację zmieszaną z irytacją. Tak bardzo chciałam już ją zobaczyć. W końcu nie widziałam jej prawie cztery lata! Oczywiście miałyśmy kontakt przez internet czy telefon, ale to nigdy nie będzie to samo, co spotkanie twarzą w twarz i szczera konwersacja w cztery oczy. Poza tym moja siostra odzywała się do mnie i rodziców coraz rzadziej. Początkowo dzwoniła do nas codziennie. Odbywaliśmy wtedy z nią długie rozmowy do nocy, zupełnie jakby nic się nie zmieniło i wciąż z nami była. Jednak z czasem telefony od niej lub połączenia przez komunikator stawały się krótsze i już nie tak częste jak wcześniej. Starałam się to zaakceptować. Podobnie jak reszta rodziny. Weronika była przecież kimś. Studiowała w Londynie, miała zostać wziętą prawniczką, zaczęła staż w wielkiej firmie. Jako pierwsza z rodziny Stanos będzie miała wyższe wykształcenie, skończy prestiżową uczelnię, zamieszka poza granicami Grecji, wybije się i zrobi karierę. To było coś.

Czułam dumę, że mam taką zdolną siostrę i chwaliłam się nią każdemu, tak samo jak reszta moich krewnych. To nas wyróżniało na tle sąsiadów. Ona była naszą chlubą i naszym dziedzictwem. Wszyscy nam jej zazdrościli, bo z naszego miasteczka nikt z młodych nie zrobił podobnej kariery. Ludzie nie byli zamożni. Ich dobytek był uzależniony od letniego najazdu turystów. Gdy ci opuszczali wyspę na jesieni, wszystko zamierało, a mieszkańcy żyli z tego, co udało im się zarobić w lecie. Nikogo nie było stać na takie zbytki jak zagraniczne szkoły. Młodzież pomagała bliskim prowadzić ich biznesy, a jeśli już udało się komuś dostać na jakąś uczelnię, były to szkoły państwowe w kontynentalnej części Grecji. Weronika jako pierwsza wyjechała aż tak daleko i od razu dostała się na jedną z najlepszych światowych uczelni. Była fenomenem. Moją idolką i gwiazdą. Moją najlepszą przyjaciółką w dzieciństwie. Moją mentorką i niedoścignionym ideałem. I tak chciałam ją postrzegać również teraz – w dorosłym życiu. Bo gdzież mi, zwykłej dziewczynie z malutkiego greckiego miasteczka, do wielkiej pani z Londynu?

Och, niechże już wyjdzie przez tę bramkę! Naprawdę nie mogłam się jej doczekać. Chciałam już ją wyściskać i zobaczyć, jak zmienił ją pobyt na obczyźnie. Czy ją poznam? Jej zdjęcia znałam jedynie z social mediów, ale od pewnego czasu nic tam nie wrzucała. Ponoć taki był warunek stażu, który odbywała, bo ze względów wizerunkowych jej firma, podobnie jak inne wielkie przedsiębiorstwa, preferowała pracowników dyskretnych, a nie obnażających swoje życie w serwisach społecznościowych. Tak w każdym razie tłumaczyła to Weronika. Gdy prosiłam ją o zdjęcia prywatne, zbywała mnie. Wciąż nie miała czasu, była zajęta w pracy i na uczelni. Tak też interpretowałam jej rzadsze telefony i kontakt z rodziną. Ciężko harowała, sukces wymagał od niej wielkiego poświęcenia. Nie mogłam jej ganić za to, że nie miała nawet chwili dla nas. Rok temu, wiedziona siostrzaną tęsknotą, postanowiłam ją odwiedzić. Udało mi się na tyle zaoszczędzić, że stać mnie było na podróż do Anglii, ale gdy chciałam zrealizować ten cel, tata ciężko się rozchorował. W efekcie trafił do szpitala i przeszedł operację serca, a ja przejęłam rodzinny biznes. Restauracja musiała funkcjonować, bo zbliżał się sezon wakacyjny. Mama skupiała się na ojcu i jego rekonwalescencji, a moje młodsze siostry były nieletnie, więc obsługa tawerny spadła na mnie. I tyle było z mojego wyjazdu, bo przeznaczone na niego pieniądze poszły na leczenie ojca, a ja tkwiłam nadal na Krecie, bez szans na spotkanie z Weroniką. Aż do dzisiaj...

Szklane drzwi rozwarły się i zaczęli przez nie wychodzić pierwsi pasażerowie londyńskiego lotu.

Byłam bliska zawału.

To już! Teraz, zaraz!

Rany, umrę z radości! Po prostu zwariuję! Chyba jej nie wypuszczę z objęć! Miałam ochotę płakać ze wzruszenia, choć moja siostra jeszcze się nie pojawiła. Z natężeniem wypatrywałam jej wśród kolejnych osób opuszczających halę przylotów.

Czekałam i czekałam.

I czekałam...

Gdzie ona jest?!

Przestrzeń wokół mnie stopniowo pustoszała. Po morzu podróżnych pojawili się w bramce ostatni maruderzy, a za nimi, na samym końcu, wyszła załoga rejsu EasyJet z Londynu do Heraklionu. Roześmiane stewardesy z walizkami towarzyszyły kapitanowi i drugiemu pilotowi. Po nich drzwi się zamknęły, a na tablicy ogłoszeń pojawił się komunikat o kolejnym przylocie, tym razem z Aten.

Gapiłam się na to wyjście jak cielę.

Co jest? Gdzie Weronika? Dlaczego jeszcze nie wyszła, skoro zapowiadano już kolejny samolot? Może coś jej się stało? Zasłabła? Zgubiła bagaż? Zatrzymano ją na granicy?

Przecież nie mogłam tak stać bezczynnie! Musiałam coś zrobić, jakoś jej pomóc. Nie zamierzałam zostawić jej samej, skoro coś jej groziło. Czekałam na nią, a wraz ze mną wszyscy krewni przygotowujący imprezę na jej cześć w naszej tawernie. Nie mogłam pozwolić, aby jakieś zdarzenie opóźniło nasze spotkanie!

Zmotywowana, aby dowiedzieć się, co stało się z Weroniką, ruszyłam w stronę bramki.

– Tu nie ma przejścia – ostrzegł mnie jeden ze strażników, zagradzając mi drogę i wskazując na czerwony znak zakazu umieszczony na szklanych skrzydłach drzwi.

– Tam jest moja siostra – oświadczyłam stanowczo. – Przyleciała z Londynu. Nie wyszła z pozostałymi, chcę sprawdzić, co się stało, aby...

– Wszyscy pasażerowie opuścili już halę przylotów – przerwał mi mężczyzna. – O siostrę proszę pytać w punkcie informacyjnym. – Wskazał mi przeciwległy koniec długiego korytarza, w którym się znajdowaliśmy.

– Ale... – Próbowałam jeszcze wyjrzeć mu przez ramię i przez szklane drzwi zobaczyć, czy faktycznie nikogo już nie ma w pomieszczeniu za nimi, jednak strażnik zatarasował mi widok swoim potężnym ciałem, po czym powiedział groźnie:

– Jeśli pani stąd nie pójdzie, będę musiał interweniować i uznam pani zachowanie za podejrzane!

To zadziałało. Nie chciałam kłopotów. Jedyne, czego pragnęłam, to zobaczyć Weronikę. Scysje z celnikami i strażą graniczną były ostatnim, o czym marzyłam w tej chwili. Nie mogłam zakłócać tego dnia awanturą, dlatego przestraszona czmychnęłam sprzed oczu grożącego mi mężczyzny i pospiesznie ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku. Ostatni odcinek do konsoli punktu informacyjnego pokonałam biegiem, tak bardzo bałam się o siostrę.

– Weronika Stanos – wydyszałam przy kontuarze do pulchnej szatynki pracującej na komputerze. – Miała przylecieć z Londynu tym samolotem, który wylądował ponad pół godziny temu, ale nie ma jej wśród pasażerów, którzy opuścili przed chwilą halę przylotów. Czy może pani sprawdzić, co się z nią stało? Gdzie teraz jest? Jeśli potrzebuje pomocy, jestem jej młodszą siostrą. Strażnik graniczny przysłał mnie tutaj, ponoć pani będzie mi mogła udzielić stosownej informacji.

– Nie widzi pani, że jestem zajęta? – warknęła kobieta, obrzucając mnie poirytowanym spojrzeniem. – Okienko dla petentów zostanie otwarte za pół godziny. – Wskazała na kartkę, której wcześniej nie zauważyłam.

Zagryzłam nerwowo wargi. Przecież nie mogłam tyle czekać! Nie mogłam dać się spławić. Musiałam się dowiedzieć, co spotkało Weronikę. Bez tego nie opuszczę lotniska. Miałam wrażenie, że każda minuta jest tu na wagę złota, a siostra mnie potrzebuje. Nic innego w tej chwili się dla mnie nie liczyło i nic nie mogło mi w tym przeszkodzić, dlatego nie odeszłam od kontuaru, aby czekać aż punkt zostanie na powrót otwarty, tylko bliska płaczu oświadczyłam łamiącym się głosem:

– Proszę... Niech mi pani pomoże. Nie widziałam jej kilka lat. To moja ukochana siostra. Cała rodzina na nią czeka. Umrę z nerwów, jeśli nie dowiem się, co się stało, że nie pojawiła się na lotnisku wraz z innymi pasażerami swojego lotu...

Pracownica punktu informacyjnego westchnęła ciężko.

– Powinnam kazać pani czekać, póki nie skończę zadania wyznaczonego mi przez kierownika, ale sama mam siostrę i kocham ją nad życie, dlatego zrobię dla pani wyjątek – mruknęła, przesiadając się do innego komputera.

– Dziękuję! Niech Bóg ma panią w opiece! – zawołałam radośnie.

– Oj, będzie musiał, jeśli kierownik się dowie, że przyjmuję kogoś w trakcie przerwy – mruknęła zgryźliwie, po czym wstukała coś na klawiaturze. – Niech pani powtórzy dane siostry.

– Weronika Stanos – wyrecytowałam przejęta. – Leciała z lotniska Londyn-Gatwick samolotem linii EasyJet, który lądował w Heraklionie dokładnie czterdzieści pięć minut temu.

Kobieta wprowadziła to wszystko do systemu, a ja zamarłam w oczekiwaniu na pożądane informacje.

Zaraz się dowiem, co się stało z Weroniką i będę działać dalej. Nie mogłam wytrzymać. Zaciskałam boleśnie dłonie na brzegu lady, aby ukryć ich drżenie, jednocześnie znów miałam wrażenie, że serce chce mi wyskoczyć z piersi, tak szybko biło. Co za emocje. Liczyłam na same pozytywne, tymczasem najwyraźniej spotkanie z siostrą miało być okupione także tymi negatywnymi. Ale mniejsza o to, byleby Weronika była już ze mną. Chwilowe przeszkody nie zakłócą naszego spotkania, powtarzałam sobie dla uspokojenia.

– Dziwne... – mruknęła pracownica obsługi, ponownie wstukując coś na klawiaturze.

– Co się stało?! – jęknęłam przejęta, bo jej niepokój tylko podbił mój własny.

– Nie widzę pani siostry na liście pasażerów – odpowiedziała, nie odrywając oczu od ekranu.

– Słucham?! – Wytrzeszczyłam na nią oczy. – To chyba... chyba jakaś pomyłka?

Kobieta zmarszczyła czoło.

– Weronika Stanos? – zapytała, wyraźnie chcąc sprawdzić, czy się nie pomyliła.

– Tak – potwierdziłam z zapałem. – Weronika Stanos. Lot z Wielkiej Brytanii.

– Jest pani pewna, że chodziło o dzisiejszy czarter? – doprecyzowała.

– Tak. Mam nawet numer lotu – oświadczyłam, po czym gorączkowo zaczęłam szukać swojej komórki w kieszeni jeansów. Gdy wreszcie ją znalazłam, otworzyłam wiadomości i przekazałam jej telefon, tłumacząc: – W esemesie są dane lotu wysłane przez siostrę.

Kobieta zerknęła na komórkę, potem przeniosła spojrzenie z powrotem na ekran komputera.

– Przykro mi. Pani siostra nie leciała tym lotem – oświadczyła, rozkładając bezradnie ręce. – Może coś jej wypadło, ale na pewno nie miała wykupionego biletu. Wszystkie są imienne. Jej nazwisko nie figuruje wśród pasażerów.

Poczułam, jak ziemia rozstępuje mi się pod nogami. Dobrze, że trzymałam się kontuaru, bo tylko dzięki temu nie wywinęłam orła pod wpływem tych rewelacji.

– To niemożliwe... Przecież jeszcze dziś rano pisała mi, że... – dukałam zaskoczona.

– Niestety, nie pomogę – przerwała mi kobieta. – Musi to pani wyjaśnić z siostrą. Czy mogę czymś jeszcze pani służyć? Bo jeśli nie, pozwoli pani, że wrócę do przerwanej pracy.

Choć było to nieuprzejme, nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Byłam w totalnym szoku.

Weronika nie przyleciała...

Weronika nie dała mi znać, że zmieniła plany.

Weronika mnie zawiodła, a przede wszystkim zawiodła naszych rodziców!

Miałam mętlik w głowie. Świat wirował wokół mnie, a ja czułam się zupełnie bezradna. Jak ona mogła zrobić coś takiego? Dlaczego nie poinformowała rodziny o zmianie planów? Chyba zdawała sobie sprawę, jak bardzo chcieliśmy się z nią zobaczyć. Przecież rodzice naszykowali imprezę na jej cześć. Zjechali się krewni i przyjaciele. Czekały serpentyny, balony, tort, a nade wszystko wielkie pokłady wytęsknionej miłości, tymczasem ona to zignorowała...

Nie byłam w stanie w to uwierzyć. Nie mieściło mi się to w głowie.

I co ja teraz powiem rodzinie?

Czułam się winna, choć to nie ja zawiniłam. A jednak, zupełnie jak w dzieciństwie, gdy Weronika coś spsociła, brałam za to odpowiedzialność. Tak nie powinno być. Mimo to miłość do niej i fascynacja jej osobą, kazały mi ją chronić. Ale jak miałam to robić, nie wiedząc, co się jej przydarzyło i co zmusiło ją do tak radykalnej zmiany planów?

Nie! Dość świecenia oczami za Weronikę. Niech sama się tłumaczy. W tej chwili byłam na nią zła. Jej nieobecność bolała do żywego. Czułam głębokie rozczarowanie i niezrozumienie. Póki nie wyjaśni mi, dlaczego tak postąpiła, nie zamierzałam jej bronić przed innymi, skoro nie byłam w stanie obronić jej przed sobą.

Nie wiem, jak i kiedy dotarłam do swojego stojącego na lotniskowym parkingu auta. Byłam nieobecna duchem, który krążył wokół mojej siostry. Dopiero gdy usiadłam za kierownicą, emocje wzięły nade mną górę. Rozbeczałam się jak dziecko.

Jak ona mogła?

Jak mogła?!

Gdy już solidnie się wypłakałam, moją rozpacz stopniowo zaczęła wypierać złość.

Och, dość tego mazgajenia się. Nie dam jej satysfakcji. Nie usłyszy, że przez nią płaczę. Pozna natomiast siłę mojej irytacji. Tak długo czekałam na jej przylot, a ona mnie wystawiła. Olała całą rodzinę, w tym chorego tatę. Rozczarowała wszystkich, którzy ją kochają i zaraz jej to wyartykułuję!

Chwyciłam za telefon i wybrałam jej numer. Odpowiedział mi sygnał nawiązywania połączenia.

– Odbierz... No, odbierz, do diabła! – warknęłam wściekła, jednak Weronika nie posłuchała mojego wirtualnego rozkazu. Zamiast niej odezwała się poczta głosowa.

Nienawidziłam tego. Nie cierpiałam się nagrywać, bo gadanie w próżnię było sztuczne i nie sprawiało mi przyjemności, ale tym razem zrobiłam wyjątek.

– Chcę, żebyś wiedziała, że się gniewam. Zresztą nie tylko ja – wyrzuciłam do słuchawki. – Bo cała czekająca na ciebie rodzina także. Staram się znaleźć wyjaśnienie, ale nie potrafię. Nie rozumiem, jak mogłaś nas tak oszukać. Jeśli stało się coś, co sprawiło, że jednak nie kupiłaś biletu, albo przylecisz kiedy indziej, powinnaś nas o tym poinformować, a nie kłamać i nastawiać na to, że wreszcie zaszczycisz nas swoją obecnością. To nie audiencja! Nie jesteś pępkiem świata! Powinnaś pomyśleć przynajmniej o rodzicach, skoro o mnie i naszych siostrach nie umiesz. Jak oni się poczują, gdy dowiedzą się, że ich zignorowałaś. Starzeją się, chorują, a ty z nimi pogrywasz w tak paskudny sposób. Może i jesteś wielką panią w tym swoim Londynie, ale tu właśnie stałaś się nikim. Mam nadzieję, że masz dobry powód nieobecności i jakoś to naprawisz. Ja za ciebie tego nie zrobię!

Rozłączyłam się i znów się popłakałam, bo ponownie ogarnęła mnie żałość. Przynajmniej jej nagadałam. Czy coś z tego pojmie swoim egoistycznym rozumem, nie mogłam mieć pewności. W tej chwili wiedziałam jedno: znana mi Weronika odeszła i zastąpiła ją osoba, z którą nie byłam pewna, czy w ogóle chcę jeszcze mieć do czynienia.

Odpaliłam silnik i ruszyłam z parkingu z piskiem opon, płosząc mewy, które wyjadały resztki z pobliskiego śmietnika. Celowo obrałam dłuższą drogę powrotną, aby ominąć zatłoczone o tej porze ulice miasta. Pragnęłam się wyładować, dlatego gdy tylko znalazłam się na pustej jezdni wijącej się między nadmorskimi skałami, dodałam gazu. Pędziłam niczym strzała. Lubiłam to. Prędkość oznaczała wolność, oczyszczała umysł, uwalniała od problemów. Stary samochód taty był moim ukochanym środkiem transportu. Dzięki niemu mogłam przemieszczać się po wyspie. I, choć rodzice byli temu przeciwni, bo znali moją skłonność do brawury za kierownicą, wyjechałam po Weronikę właśnie nim. Chciałam jej pokazać, jak świetnie już jeżdżę i pochwalić się nowymi umiejętnościami w tym zakresie – zdobytymi w czasie jej nieobecności.

Nieobecności, która trwała cztery lata...

Nieobecności, która wciąż się nie skończyła!

Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Krajobraz rozmył się pod wpływem prędkości. Po jednej stronie miałam przepaść – klif wpadał wprost do morza. Po drugiej – sięgającą nieba litą skałę. Nie powinnam tak gnać, bo przywodząca na myśl serpentynę droga była niebezpieczna i wymagała zachowania ostrożności, ale miałam to gdzieś. Byłam okropnie zła i musiałam jakoś tę złość odreagować, aby nie wyładować jej po powrocie do domu na kimś bliskim, kto na to nie zasłużył.

Mój szalony pęd przerwały dźwięki nadchodzącego połączenia. Zwolniłam, po czym zjechałam na pobocze i sięgnęłam po telefon leżący na fotelu pasażera. Przeczucie mnie nie myliło. Dzwoniła Weronika!

Powinnam ją olać, jak ona olała nas, przeleciała mi przez głowę złośliwa myśl. Ale to byłaby zemsta, która nie dałaby mi nic, z wyjątkiem poczucia chwilowej wyższości nad siostrą. Wciąż trwałabym w martwym punkcie, nie wiedząc, dlaczego Weronika nas okłamała.

Nie, nie mogłam jej zignorować. Bez względu na gniew i zawód, musiałam z nią porozmawiać, dlatego niechętnie nacisnęłam przycisk odbioru połączenia.

– Hej, Zoe... – odezwała się Weronika.

– Rychło w czas – warknęłam obcesowo.

– Wiem, że jesteś na mnie zła – zaczęła, ale przerwałam jej stanowczo:

– Zła? Nie, absolutnie nie jestem na ciebie zła.

– Nie? – zdumiała się. – Myślałam, że...

Znów nie dałam jej dokończyć zdania, tylko krzyknęłam rozsierdzona:

– Nie jestem na ciebie zła, tylko wściekła! Mam ochotę cię zabić! Jak mogłaś nas tak oszukać?! Wiesz, ile osób na ciebie czeka? Pół wyspy zjechało się, aby cię zobaczyć, tymczasem ja wracam z Heraklionu sama! Co ci odwaliło? Dlaczego skłamałaś?

Weronika milczała dłuższą chwilę, wyraźnie szukając właściwych słów. W końcu oznajmiła:

– Musiałam zmylić trop.

– Zmylić trop? – powtórzyłam za nią bezrozumnie. – O czym ty mówisz? Masz kłopoty? Wiesz, że ci pomogę. Bez względu na to, że się na ciebie gniewam, jesteś moją siostrą i zrobię wszystko, aby cię chronić.

– Wiem, Zoe... I właśnie dlatego nie przyjechałam – odpowiedziała smutno.

– Właśnie dlatego? Nadal nie rozumiem... – wydukałam, nie bardzo wiedząc, co mam myśleć. Jej słowa brzmiały tak dziwnie... Może była pijana? Pod wpływem jakichś substancji? Kiedyś mówiła mi, że często odwiedza londyńskie kluby i dość mocno imprezuje, aby odreagować stresy. Ja miałam auto, ona dyskoteki. Nie piętnowałam tego, ale w tej chwili jej zachowanie wydało mi się nad wyraz podejrzane.

– Nie umiem stawić czoła konsekwencjom własnych czynów – wyznała. – Ty zawsze byłaś gotowa do poświęcenia dla mnie. Zawsze brałaś na siebie moje winy i próbowałaś wyciągnąć mnie z kłopotów. Tym razem też tak będzie...

Poczułam, jak zimny dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa, a ciało skuwa lód, choć wokół panowało wiosenne ciepło.

– A więc jednak przeczucia mnie nie myliły – stwierdziłam. – Wpadłaś w tarapaty. Co się stało i jak mam cię wyciągnąć z opałów?

Odpowiedziała mi cisza. Mój lęk wzrósł. Weronika zrobiła coś złego. Coś, co nie pozwalało jej tego wyartykułować i powstrzymało przed wizytą w rodzinnym domu.

– Mów, do diabła! – pogoniłam ją, jakbym to ja była starszą siostrą, nie ona.

– Zakochałam się, Zoe – powiedziała cicho, jakby jej słowa mógł usłyszeć ktoś niepowołany.

– Przecież to nic złego – odparłam równie cicho, bo jej tajemniczość udzieliła się także mnie.

– A jednak jest – stwierdziła jeszcze ciszej. – Bo ta miłość doprowadziła mnie do ostateczności.

– Do ostateczności? Ależ co ty mówisz? Wer, wyjaśnij mi, o co tu chodzi, bo teraz martwię się o ciebie jeszcze bardziej – stwierdziłam z przejęciem.

– Jestem egoistką, Zoe – wybuchnęła moja siostra. – Nie jestem jak ty, nie potrafię myśleć o innych. Ważna jestem tylko ja i moje sprawy. Moja przyszłość. Kierując się uczuciem do mężczyzny, podjęłam błędną decyzję, ale nie jestem w stanie za nią zapłacić. Zdaję sobie sprawę, że to spadnie na ciebie i rodziców, ale muszę myśleć o sobie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie, bo kierowała mną wyłącznie miłość. Gdy się zakochasz, zrozumiesz moje słowa. Pojmiesz, co znaczy kochać i ślepo podążać za miłością, nawet jeśli jest ona toksyczna i wiąże się z zerwaniem więzi z bliskimi.

Tym razem to mi zabrakło słów. Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. To były jakieś brednie. Nic z tego nie pojmowałam.

– Zakochałaś się i dlatego chcesz z nami zerwać? To żart? – zapytałam w końcu.

– Nie mam wyjścia – załkała.

– Zawsze jest jakieś wyjście – odpowiedziałam stanowczo. – Musisz mi tylko dokładnie wytłumaczyć, co zrobiłaś, a wtedy razem znajdziemy jakiś sposób, aby to naprawić.

– Tego nie da się naprawić. To znaczy ja nie potrafię, bo jestem egoistką. Ale ty... W tobie nadzieja, Zoe. Wiem, że ty nie zawiedziesz i spłacisz mój dług... – Weronika szlochała donośnie.

A więc o to chodziło? O pieniądze?

– Dług? – Zmarszczyłam czoło. – Wzięłaś pożyczkę?

– Tak – pisnęła Weronika. – Popełniłam wiele błędów. To jeden z nich...

– Ile? – zapytałam wprost. – Zbierzemy fundusze i...

– Nie stać was – odpowiedziała.

– Ile? – powtórzyłam z naciskiem.

– Tyle, że cała rodzina, nawet gdyby oddała wszystkie swoje oszczędności, nie spłaci tego – zachlipała. – Dlatego uciekam. Długi zostawiam za sobą, choć wiem, że dosięgną was zamiast mnie...

Jeśli wcześniej byłam przestraszona, teraz ogarnęło mnie przerażenie. Mieliśmy tylko siebie i restaurację, która nas utrzymywała i z której czerpaliśmy zyski – głównie w sezonie wakacyjnym. Poza latem ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. W dodatku rodzice się starzeli. Tata był chory. Pracował tylko wtedy, gdy czuł się na siłach, czyli bardzo rzadko. Wszystko było na mojej głowie. Pożyczki, kredyty, hipoteki, to wszystko nie było dla nas, tymczasem moja siostra nas w to uwikłała. Mimo strachu, musiałam jednak poznać szczegóły, skoro miałam się mierzyć z konsekwencjami jej głupoty.

– Muszę znać kwotę. Muszę wiedzieć, ile mamy spłacić. Nie możesz tego zachować dla siebie, skoro jakiś bank za chwilę zapuka nam do drzwi! Muszę poinformować o tym rodziców! Nie możesz, ot tak, uciec i zostawić nas ze zobowiązaniem, którego nie znamy! Tak nie postępuje kochająca córka i siostra! Przecież jesteśmy twoją rodziną, zawsze cię wspieraliśmy i trzymaliśmy się razem, więc teraz też przezwyciężymy ten impas. Razem! To słowo klucz! – oświadczyłam stanowczo.

Ogarnęła mnie determinacja. Weronika się załamała, ale ja musiałam być silna dla niej, ale przede wszystkim dla taty i mamy. Innej opcji nie było. Nie mogłam pozwolić jej się poddać. Każdy błąd da się naprawić, a wspólnie łatwiej to zrobić niż w pojedynkę. Jednak, ku mojemu zdumieniu, Weronika nie chciała o tym słyszeć.

– Wy kochacie mnie, a ja kocham was – odparła smutno. – Ale najwyraźniej nie tak mocno jak wy mnie, bo ja nie umiem się dla was poświęcić, nie jestem cierpiętnicą. To złe, egoistyczne, ale nie potrafię inaczej. Przepraszam, że wam to zrobiłam. Przepraszam, że zrobiłam to tobie, ale wiem, że ty mnie nie zawiedziesz. Nie zawiedziesz rodziców i zrobisz dokładnie to, co powinnaś...

– To, czyli co?! – podniosłam głos, bo miałam już dość tej rozmowy półsłówkami. – Mam prawo wiedzieć, o co chodzi! Powiedz mi! Powiedz mi, co to jest, Wer!

– Niedługo się dowiesz – padła kolejna nic niemówiąca odpowiedź. – Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz i kiedyś wybaczysz, Zoe. Muszę już kończyć...

– Nie! – przerwałam jej stanowczo. – Nie możesz zostawić mnie w niewiedzy. Mam prawo poznać prawdę. Musisz mi powiedzieć... – Nim dokończyłam zdanie, połączenie zostało przerwane.

Byłam w szoku. Co ona zrobiła? W co nas wplątała? W co wplątała mnie? I co ja teraz powiem rodzicom? Jak ich poinformuję o tym, że ich córka narobiła bliżej nieokreślonego długu, którego, jak twierdziła, nie będziemy w stanie spłacić, bo jest tak wysoki? Przecież to brzmiało surrealistycznie. No i musiałam myśleć o tacie. Miał chore serce. Takie informacje, zwłaszcza bez szczegółów, tylko wytrącą go z równowagi i mogą mu zaszkodzić. Już i tak ciosem dla niego będzie fakt, że Weronika nie przyleciała. To go zaboli, jak zresztą każdego członka naszej rodziny.

Zdesperowana wybrałam ponownie numer siostry.

Nie zostawisz mnie tak! Nie zostawisz mnie w niewiedzy, bez danych, które mogłabym przekazać reszcie!

Niestety odpowiedział mi automat, informując, że użytkownik jest poza zasięgiem i że mogę skontaktować się z nim później. A więc to tak. Weronika wyłączyła telefon, a ja zostałam sama z milionem pytań i stęsknionymi krewnymi, którzy czekali na nią w naszej tawernie.

I co teraz?!

Opuściłam rękę z telefonem i wbiłam bezradne spojrzenie w horyzont, na którym granatowe morze stykało się z błękitnym niebem. Ten widok koił burzę szalejącą w moim sercu.

Kłamstwo. Tylko ono mi zostało, bo prawda była zbyt niewygodna nie tylko dla Weroniki, ale i dla mnie...

Rozdział drugi

JEJ DŁUG

Zerknęłam na zegar wiszący nad oknem. Dochodziła pierwsza. Zaraz się zjawią. To dobrze. Ruch w restauracji oznaczał dochód. Nie było jeszcze sezonu. Na Kretę dopiero zjeżdżali pierwsi turyści, więc to nie oni byli gośćmi naszej tawerny, a robotnicy, którzy nieopodal budowali nowy hotel. To dla nich od miesiąca gotowałam obiady i ciężko pracowałam, dzięki czemu miałam mało czasu na rozmyślania i pogrążanie się w rozpaczy. Przez całe dnie zajmował mnie rodzinny biznes, za to wieczorami byłam tak zmęczona, że nie starczało mi już sił, aby ulegać smutkom. Weronika zniknęła z naszego życia, które wróciło na dawne tory. W każdym razie tak mi się wydawało.

Omiotłam spojrzeniem palniki kuchenki.

Wszystko gotowe, stwierdziłam zadowolona.

Dolmades w wersji na słodko i słono, souvlaki, moussaka, spanakopita, a także gyros1. Zrobiłam nawet szczególnie cenione przez Kreteńczyków dakos2. W przyrządzaniu charakterystycznych greckich potraw byłam coraz sprawniejsza. Już nie potrzebowałam pomocy. Po prostu wchodziłam do kuchni i działa się magia, byleby w tle leciała moja ulubiona grecka muzyka. Do tego słońce, które świeciło teraz coraz mocniej, dodatkowo mnie motywowało i sprawiało, że gotowanie stawało się przyjemnością, nie męką. Szkoda, że mojej rodziny nie stać było, abym ukończyła jakąś szkołę gastronomiczną, bo może kiedyś zostałabym szefem kuchni, na przykład w takim wielkim kompleksie jak ten, który budowano obok nas. Dzięki temu na pewno zarabiałabym więcej i lepiej mogłabym wspomóc moich bliskich. Westchnęłam ciężko.

Miałam jeszcze dwadzieścia minut do obiadowego fajrantu pracowników budowy, dlatego postanowiłam nieco się rozruszać i odetchnąć świeżym powietrzem, nim znów wyląduję w kuchni na kolejne długie godziny. Siostry były jeszcze w szkole, mama pojechała z naszym jedynym pracownikiem i zarazem moim kuzynem do pobliskiej Malii na zakupy, aby uzupełnić restauracyjne zapasy, ojciec wypoczywał w domu. Byłam sama. Nie przeszkadzało mi to, ale zdecydowanie bardziej lubiłam rozgardiasz i chaos, jaki wprowadzali moi krewni oraz goście naszego lokalu. Z ludźmi wokół było zdecydowanie weselej. Może więc spotkam kogoś znajomego na zewnątrz i zamienię z nim choć słowo w przerwie od pracy?

Opuściłam pomieszczenie i przez główną salę naszej tawerny przeszłam na znajdujący się przed nią taras, z którego rozciągał się widok na morze.

– Tato? – zdumiałam się na widok rodzica, który samotnie siedział w cieniu rozłożystej bugenwilli przy jednym z utrzymanych w biało–niebieskiej tonacji stolików. Wiedziona niepokojem, podeszłam do niego pospiesznie. – Po ostatnim incydencie lekarz zabronił ci wstawać...

Ostatnio jego zdrowie znów szwankowało. Odkąd Weronika nas zignorowała, był bardzo osłabiony i często miał zapaści, które przykuwały go do łóżka na całe tygodnie. Nikt nie mówił tego na głos, ale każdy z nas wiedział, że ma to związek z nieobecnością wciąż niedającej znaków życia córki. Nie poruszaliśmy jej tematu. Stanowił tabu. Jednak widząc tatę – wychudzonego i przerażająco bladego – znów byłam zła na siostrę, o której na co dzień starałam się nie pamiętać i nie myśleć, skupiając się wyłącznie na młodszym rodzeństwie.

– Ten człowiek nie wie, czego mi trzeba – fuknął ojciec, waląc pięścią w blat tak mocno, że aż podskoczył stojący na nim wazonik z kwiatami – identyczny jak te, które dekorowały pozostałe stoliki.

– A czego ci trzeba, tato? – zapytałam ostrożnie, bo bałam się, że padnie odpowiedź: Weroniki.

W końcu to od zawsze była jego pupilka i ukochana córka. Żadna z nas jej nie dorównywała, żadnej tak nie kochał i żadnej nie dał tylu pieniędzy, co jej. Nie miałam mu tego za złe. Może kiedyś mnie to drażniło, bo sama marzyłam o studiach, ale byłam też realistką. Znałam możliwości finansowe naszej rodziny. Ojciec musiał wybrać na wykształcenie której z nas będzie łożyć. Weronika była najstarsza, w dodatku najlepiej rokowała, bo świetnie się uczyła. Ja nie byłam prymuską. Wolałam wagarować i zwiedzać wyspę, poznając jej tajniki, a nade wszystko lokalną kuchnię. Ciężko, aby wybrał na swoją ulubienicę akurat mnie. Za to Filipina i Tala były za małe, aby brać je pod uwagę w kwestii łożenia na edukację wyższą. Nic dziwnego, że jego wybór padł na nią.

Na szczęście ojciec nie poruszył jej tematu, tylko odpowiedział:

– Szklaneczki ouzo.

Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się pobłażliwie.

– Masz zakaz picia. Dostałeś leki, których nie można łączyć z alkoholem – przypomniałam.

– Ten lekarz to konował! – wykrzyknął wzburzony.

– Ten lekarz to twój przyjaciel ze szkolnej ławy – zaśmiałam się.

– Co nie znaczy, że nie jest konowałem – burknął.

– Który już kilka razy uratował ci życie – odpowiedziałam. – Nie dam ci ouzo, ale mogę za to podać kawę. Zrobiłam jej sporo dla naszych klientów, a lekarz pozwolił ci ją pić w małych ilościach.

Ojciec skrzywił się, ale w końcu przystał na moją propozycję i już po chwili siedziałam obok niego na tarasie, popijając gorący, pięknie pachnący napój, który nalałam nam obojgu z miniaturowego tygielka.

– Parzysz najlepszą kawę w Grecji – skomentował z lubością.

Poczułam dumę. Tata rzadko mnie chwalił. Komplement od niego był prawdziwym zaszczytem.

– Staram się naśladować mistrza – odparłam, biorąc go za rękę.

Ojciec spojrzał na nasze splecione dłonie.

– Uczeń powoli zaczyna go przerastać – powiedział, po czym dodał: – Dobrze, że to Weronika wyjechała, a nie ty, Zoe.

– Dlaczego tak uważasz? – zapytałam zdławionym głosem.

Temat mojej siostry był trudny dla nas obojga i wyzwalał emocje, których się bałam.

– Ona by sobie tak dobrze nie poradziła z biznesem. Gdyby nie ty, to wszystko już dawno by przepadło.

– Przesadzasz – odpowiedziałam pobłażliwie. – Weronika ogarnęłaby restaurację równie dobrze.

– Ależ co ty mówisz – zaperzył się. – Ona nie umie zrobić nawet jajecznicy, gdzie jej do prowadzenia poważnego lokalu?

Ogarnęło mnie wzruszenie. Tata docenił mój wkład w rodzinny biznes. To było niezwykłe, bo rzadkie. Stanowiło plaster na moje złamane przez siostrę serce.

– Dzięki – wydukałam. Tym razem to on ścisnął moją dłoń w swojej.

– Nie wyobrażam sobie lepszej córki – stwierdził.

Mój entuzjazm przygasł. W tej chwili nie byłam pewna, czy naprawdę tak uważa, czy jego słowa wynikają z sytuacji, w której się znaleźliśmy przez Weronikę. Może mówił tak, bo wciąż się na nią gniewał? Miał do niej żal i odreagowywał go w ten sposób, chcąc jej tym samym dogryźć, choć nawet nie było jej w tej chwili obok? Przecież nie musiał być względem mnie stuprocentowo szczery. To, co mówił, było miłe, łechtało moje spragnione pochwał ego, ale przecież od zawsze to Weronika była tą jedyną i najważniejszą. Czy mogło mu się aż tak bardzo odmienić przez to, że nas wystawiła?

Nie skomentowałam jego słów, bo nie chciałam psuć chwili. Niech ojciec myśli, że mu wierzę.

Siedzieliśmy więc w ciszy, rozkoszując się smakiem greckiej kawy, śpiewem ptaków i słońcem, które grzało niczym w lecie, gdy nagle na nadmorską uliczkę, przy której znajdowała się nasza tawerna, wjechało eleganckie auto. Nie znałam się na markach, ale i bez tej wiedzy widać było, że samochód jest luksusowy i nie należy do żadnego z mieszkańców naszej, należącej raczej do ubogich, okolicy.

– A tego co tu przywiało? – zainteresował się ojciec na widok limuzyny, która zatrzymała się nieopodal, przy jednym z budynków, w którym mieścił się lokalny minimarket. Szofer wysiadł na chwilę, aby zapytać o coś siedzącego na taborecie przed budynkiem właściciela sklepu.

– Pewnie się zgubił – skomentowałam, bo i cóż innego ktoś majętny mógłby robić w naszych stronach? Póki nie zostanie dokończony luksusowy kompleks hotelowy, bogacze będą trzymali się od nas z daleka.

– Tylko dlaczego stary Agis wskazuje w naszą stronę? – zapytał ojciec.

– Może szukają miejsca, aby dobrze zjeść. Doskonale trafili! – stwierdziłam z zadowoleniem. – Klient przy gotówce to świetny klient, a już klient przy gotówce z pustym żołądkiem to najlepszy z możliwych!

Auto ruszyło w stronę naszego lokalu. Entuzjastycznie wstałam z miejsca.

– Dowiem się, o co chodzi, a może i zaproszę na obiad – skomentowałam ochoczo, bo obudził się we mnie instynkt bizneswoman.

Limuzyna zatrzymała się obok schodków, na których stałam.

Już ja cię nakarmię, bogaczu! To będzie lunch twojego życia. A ty rozreklamujesz nasz lokal wśród swoich równie bogatych kumpli.

Uśmiechnęłam się szeroko do tych myśli, a przez to i do szofera, który opuścił przyciemnianą szybę i wychylił się przez okno, pytając:

– Czy to tawerna należąca do rodziny Stanos?

– Owszem. Jestem Zoe Stanos, córka właściciela – potwierdziłam zaskoczona, że kierowca zna nasze nazwisko. Może sława naszego lokalu już niosła się po świecie i przywabiła konesera kuchni greckiej w nasze odległe strony? To była wielce miła, ale chyba niezbyt realna myśl, zwłaszcza że szofer nie skomentował moich słów, tylko zamknął uchyloną szybę.

O co tu chodziło? Zmarszczyłam brwi, a gdzieś na dnie mojego serca wykiełkował niepokój.

Po chwili kierowca opuścił auto, po czym podszedł do jego tylnych drzwi i otworzył je przed mężczyzną, który wysiadł z limuzyny. Był to szczupły, lekko siwiejący człowiek, ubrany w elegancki garnitur. W ręce dzierżył skórzany neseser.

Czy to był mój bogacz do wykarmienia, który przyniesie sławę mojej kuchni?, znów pomyślałam naiwnie.

Kimkolwiek był ten nieznajomy, nie mogłam stać jak słup soli i gapić się na niego. Zależało mi na dobrym wrażeniu, tym bardziej że nie znałam jego intencji, a nie chciałam zaszkodzić biznesowi niewłaściwym zachowaniem względem potencjalnego klienta, dlatego znów przywołałam na usta szeroki uśmiech.

– Witam. Czym mogę panu służyć? – zagaiłam.

Mężczyzna nie odpowiedział na mój uśmiech.

– Czy zastałem tu panią Weronikę Stanos? – odpowiedział pytaniem.

Pobladłam.

Obcy pytał o moją siostrę...

Obcy bogacz, doprecyzowałam, czując jak ogarnia mnie panika, bo nagle przypomniała mi się rozmowa z Weroniką dotycząca jej bliżej nieokreślonego długu.

– Niestety nie – odparłam, zaciskając dłonie w pięści, aby nie okazać ich drżenia. – Moja siostra nie mieszka w Grecji od czterech lat.

Nieznajomy milczał dłuższą chwilę, taksując mnie wzrokiem. Ta chwila wydała mi się wiecznością. Czego on ode mnie chciał? Jeśli naprawdę przybył tu przez dług, który zaciągnęła moja siostra, nich się w tej kwestii komunikuje z nią. Niech jej szuka w Wielkiej Brytanii, nie w ojczyźnie, której nie odwiedzała od lat, tak jak i swojej rodziny!

– Mam informację, że przebywa właśnie tutaj – odezwał się w końcu.

– W takim razie jest ona błędna – odpowiedziałam stanowczo. – Weronika miała przyjechać do nas trzy tygodnie temu, jednak ostatecznie nie wsiadła do samolotu. Nie wiem, gdzie przybywa obecnie, bo zerwała kontakt z rodziną. Nie odpowiada na nasze telefony. Ostatnio przebywała w Londynie.

I tam jedź jej szukać, a nie dręcz nas tutaj, błagałam go w duchu.

Mężczyzna zmarszczył czoło, po czym zwrócił się do mnie z pytaniem:

– Czy pani to Zoe Stanos?

– Tak, to ja – odparłam, na co on oświadczył:

– Z dokumentacji, którą dysponuję, wynika, że wraz ze swoją siostrą, Weroniką Stanos, jest pani współwłaścicielką tawerny Theá 3, a tym samym całej – sięgającej aż do plaży – działki, na której ona stoi.

Popatrzyłam na niego jak na wariata.

– Nie wiem, jaką dokumentacją pan dysponuje, ale ja nic o tym nie wiem – stwierdziłam stanowczo. – I tak jak powiedziałam: mojej siostry pan tu nie znajdzie. Niech pan jej szuka w Wielkiej Brytanii, a mnie i mojej rodzinie da spokój!

Byłam niemiła, ale ten człowiek marnował czas, który mogłam spędzić z tatą. Myślałam, że to klient, który z chęcią spróbuje moich przysmaków, a nie szaleniec. Jeśli chciał czegoś od Weroniki, to ona, nie ja, powinna z nim rozmawiać. To była jej sprawa, nie moja. Złapałam się na myśli, że wyrzucam go z naszej restauracji raz na zawsze. Niech już wsiądzie do tej swojej luksusowej maszyny i odjedzie nią tam, skąd przybył!

Już zamierzałam odwrócić się na pięcie i ruszyć po schodkach z powrotem na taras, ale słowa mężczyzny powstrzymały mnie przed tym:

– Nie ucieknie pani przed długiem siostry. Ona go zaciągnęła, ale odpowiedzialność jest wspólna.

Dług...

Jej dług.

A więc jednak przeczucie mnie nie myliło. Chodziło o niego. To była ta chwila. Moment, gdy nasza rodzina miała ponieść konsekwencje nieodpowiedzialnego zachowania mojej siostry. Ten człowiek był bogaczem, zatem jej dług musiał być ogromny. Poczułam się jak wtedy, gdy mnie o tym informowała – mała, bezbronna, a nade wszystko niemająca wpływu na rozwój wypadków. Naszą przyszłość wykreowała Weronika, która następnie wzięła nogi za pas, aby uniknąć naszych żalów i pretensji. Odsuwałam te myśli od siebie aż do teraz, gdy się zmaterializowały pod postacią tego człowieka.

– O jakim długu pan mówi? – Nim zdążyłam się odezwać, zza moich pleców dobiegł głos ojca.

Odwróciłam się gwałtownie. Tata stał przy barierce tarasu i świdrował nieznajomego swoim spojrzeniem w kolorze greckiego letniego nieba.

O nie! Nie chciałam, aby wiedział... Miałam kryć Weronikę i choć byłam na nią obrażona, pragnęłam załatwić wszystko bez ingerencji krewnych, a zwłaszcza taty, któremu podobne stresy mogły jedynie zaszkodzić.

– Pozwolę sobie pokazać państwu dokumenty – oznajmił mężczyzna, wskazując na swój neseser.

– Proszę to zrobić, jeśli jednak wyda mi się pan niewiarygodny, osobiście wyrzucę pana z tej ziemi. To dom rodziny Stanos i nie pozwolę nachodzić w nim moich bliskich.

– Tato – jęknęłam, słysząc te słowa. Gdyby jeszcze szły w parze ze zdrowiem. Przecież on nie nadawał się do burd. Nie miał siły, aby się stawiać i z kimś walczyć. Co gorsza, czułam, że nawet jeśli udałoby mu się jakimś cudem zrealizować ten plan, byłoby to jedynie chwilowe rozwiązanie. Nic ponadto, bo siła nieznajomego tkwiła w bogactwie, a my w przeciwieństwie do niego nie mieliśmy pieniędzy.

To mu zaszkodzi! Głupia Weronika nie miała pojęcia, czego narobiła. I choć nie wiedziałam, co zmajstrowała, dotarło do mnie, że odbije się to na całej naszej rodzinie.

Mimo buńczucznych zapowiedzi ojca, nieznajomy jak gdyby nigdy nic wkroczył na taras i bez zaproszenia zajął miejsce przy jednym ze stolików.

– Achilles Vlahos – przedstawił się. – Jestem prawnikiem z Aten.

Na słowo „prawnik” rzuciliśmy sobie z ojcem porozumiewawcze spojrzenia.

Prawnik... Było gorzej, niż myślałam. Ten człowiek dysponował nie tylko gotówką, ale i biegłą znajomością przepisów. Byliśmy zgubieni...

Zacisnęłam kurczowo dłonie na oparciu krzesła, przy którym stałam, bo z nerwów nie byłam w stanie usiąść.

– Reprezentuję pana Liama Lenoxa, lorda i przedsiębiorcę z Wielkiej Brytanii – dokończył swoją prezentację mężczyzna.

Nie było źle, a tragicznie. Nie dość, że mieliśmy do czynienia z prawnikiem, to jeszcze ten działał w imieniu jakiegoś innego bogacza, który w dodatku był lordem! Skąd Weronika znała takich ludzi? Przecież nie była majętna. Dysponowała urodą, ale nie kasą. No i na pewno nie wywodziła się z arystokracji! Jakim więc cudem poznała takie persony? To nie trzymało się kupy, dlatego zniecierpliwiona wypaliłam:

– Czego ten cały Lenox niby chce od nas?

Prawnik popatrzył na mnie krytycznie i odparł:

– Mój klient, jak już wspomniałem, oczekuje spłaty długu, jaki pani Weronika Stanos zaciągnęła w jego banku.

Ten cały lord był bankierem? W takim razie powinien sobie zdawać sprawę, że byliśmy jedynie biednymi Grekami, od których za wiele nie wyciągnie.

– Na jaką kwotę opiewa dług mojej córki? – zapytał ojciec, zadając prawnikowi pytanie, na które Weronika nie raczyła mi odpowiedzieć w czasie naszej ostatniej rozmowy.

Prawnik pokręcił głową.

– Nie mówimy o pieniądzach – odparł.

– Więc o czym?! – wykrzyknęłam wzburzona, podczas gdy na taras zaczęli wkraczać robotnicy, których miałam za chwilę nakarmić. – Jak pan widzi, mam pracę. – Wskazałam na mężczyzn zajmujących miejsca wewnątrz i na zewnątrz budynku. Lepiej niech pan nie żartuje, tylko powie wprost, o co chodzi, bo nie mam czasu na gierki.

– Chodzi o zobowiązanie matrymonialne – odpowiedział prawnik, nie spuszczając mnie z oczu.

– ZOBOWIĄZANIE MATRYMONIALNE?! – wykrzyknęliśmy jednocześnie z ojcem, wzbudzając tym samym ciekawość naszych gości.

– Owszem – potwierdził mężczyzna, po czym wyjął jakieś dokumenty ze swojej aktówki i wręczył je mojemu ojcu, który usiadł, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa po ostatniej informacji. – Proszę. To oryginał umowy, jaką Weronika Stanos zawarła w obecności prawników, w tym mnie, z panem Lenoxem.

Tata przejrzał papiery, po czym stwierdził, nie kryjąc irytacji:

– Jestem prostym Grekiem, człowiekiem starej daty. To wszystko to jakiś angielski bełkot. Nie znam tego języka!

W przeciwieństwie do ojca znałam angielski w stopniu komunikatywnym, ale na pewno nie był to poziom, który pozwalałby mi na swobodne studiowanie prawniczych wywodów. W dodatku byłam w nerwach, więc pewnie i tak niewiele bym zrozumiała z tych skomplikowanych zapisów. Zwróciłam się zatem do przedstawiciela tego całego lorda:

– Niech nam pan streści tę umowę.

Mężczyzna przytaknął, po czym powiedział:

– Weronika Stanos w zamian za dwa miliony funtów, które spłaciły jej długi zaciągnięte u pewnego znaczącego właściciela londyńskich klubów nocnych, zadeklarowała się poślubić pana Lenoxa celem spłodzenia z nim potomka. Wcześniej przeszła stosowne badania. Lekarze stwierdzili, że spełnia kryteria, aby zostać matką. Jest zdrowa i płodna. Po narodzinach żywego i pozbawionego mankamentów dziecka miała otrzymać wolność w drodze rozwodu, osiem milionów funtów w ramach zapłaty oraz rezydencję na Malcie. W zamian za to pan Lenox zostałby jedynym prawnym opiekunem swojego dziedzica. Gdyby dziecko umarło lub okazało się chore, pani Weronika zostałaby przy panu Lenoxie, aby kontynuować rozród aż do oczekiwanego przez niego skutku.

Gapiłam się na mężczyznę z otwartymi ustami.

Weronika zgodziła się urodzić dziecko z prawego łoża jakiemuś bogaczowi za pieniądze? I w dodatku rodzić do oporu, póki nie powije potomka godnego tego całego Lenoxa? W dodatku miała dług u jakiegoś podejrzanego typa, bo jak inaczej nazwać właściciela klubów nocnych? Czy ją totalnie pogrzało?!

– Chyba pan żartuje... – wybełkotałam, bo tylko na to było mnie stać po usłyszeniu tych wszystkich idiotyzmów.

– Chciałbym, jednak taki układ zawarła pani siostra z moim klientem – odparł spokojnie prawnik.

– Może i zawarła, ale, jak Zoe już panu powiedziała, Weroniki nie ma w Grecji – zwrócił się do niego tata. – Nie pomożemy panu, gdyż zerwała z nami kontakt. Teraz wiemy już z jakiego powodu – bo to, czego się dopuściła, jest karygodne i kala dobre imię naszej rodziny – co jednak nie zmienia faktu, że nie mamy pojęcia, gdzie obecnie przebywa. Nie możemy więc nic zrobić dla pana klienta – oświadczył ojciec, po czym wstał z zamiarem zakończenia tej wstrząsającej dla nas rozmowy, jednak prawnik nie dał się spławić.

– Pani Weroniki tu nie ma, ale jest pani Zoe – stwierdził, wbijając we mnie spojrzenie niczym sztylet.

– Co Zoe ma do irracjonalnych decyzji mojej drugiej córki? – warknął ojciec, ponownie przyjmując pozycję bojową.

– Ta ziemia, która stanowi zabezpieczenie długu, jaki Weronika Stanos zaciągnęła u pana Lenoxa, należy również do niej. Jeśli zobowiązanie nie zostanie wypełnione, ten teren przejdzie na własność mojego klienta, a wasza rodzina zostanie z niej eksmitowana w trybie natychmiastowym – wyjaśnił Vlahos.

Jego słowa sprawiły, że poczułam bunt.

– Ta ziemia nie jest moja! To jakaś pomyłka! – krzyknęłam. – Weronika wprowadziła was w błąd. To własność mojego taty, który...

W tym momencie ojciec chwycił mnie za rękę i mocno ścisnął.

– ...który darował ją swoim pełnoletnim córkom, gdy zaczął chorować – dokończył za mnie.

Popatrzyłam na niego zszokowana.

– Ależ co ty mówisz...? Tato? – jęknęłam.

– Ten człowiek ma sprawdzone informacje – odpowiedział ojciec, wskazując na prawnika. – Przed operacją serca wykonałem stosowne zapisy na waszą rzecz. Ziemia i stojące na niej zabudowania są waszą własnością.

Nie mogłam w to uwierzyć.

– Ale... Ale po co to zrobiłeś? – wydukałam.

– Bałem się, że stanie się to, czym straszyli mnie lekarze – że jeśli w ogóle przeżyję operację, zapadnę w śpiączkę lub obudzę się jako warzywo. Chciałem was zabezpieczyć – wyjaśnił.

Poczułam łzy napływające do oczu. Powinnam się cieszyć, że docenił mnie i Weronikę na tyle, aby jeszcze za życia przekazać nam swoją schedę, ale w tej chwili wiązało się to z katastrofalnymi problemami dla całej naszej rodziny. Moja siostra potwornie namieszała. W dodatku nawarzyła piwa, które to ja miałam wypić za nią, a tata nieopatrznie przyłożył do tego rękę.

– Dlaczego my...? A nie mama? Mogłeś oddać działkę jej, nie nam – jęknęłam zdławionym głosem.

– Mama wspólnie ze mną uznała, że to najlepsza z opcji – odparł. – Ona nie czuła się na siłach, aby prowadzić tawernę i nią zarządzać. Sama ma problemy ze zdrowiem. Cukrzyca uprzykrza jej życie. Uznaliśmy więc, że wy nadajecie się do tego najlepiej. Jesteście zdrowe, zaradne, inteligentne i w razie mojej choroby bez problemu przejmiecie rodzinny biznes.

Zagryzłam boleśnie wargi.

Przejmiemy biznes... Dobre sobie. Raczej go sprzeniewierzymy. W każdym razie jedna z nas. Ta, która uchodziła za idealną córkę i chodzącą odpowiedzialność...

– Dlaczego nam nie powiedzieliście? – zapytałam z trudem, bo słowa więzły mi w gardle z nerwów. Zatykały mnie żałość i irytacja.

– Weronika wiedziała – odparł słabo tata.

– Wiedziała?! – wykrzyknęłam wzburzona, że zostałam pominięta w tak ważnej kwestii. Wzbudziłam tym samym ponowne zainteresowanie klientów, którzy ukradkiem zerkali w naszą stronę, bo rodzinna drama była najwyraźniej na tyle ciekawa, aby zagłuszyć nawet potrzeby ich żołądków. – Dlaczego ją wtajemniczyliście, a mnie już nie? Czym ona zasłużyła sobie na tę szczerość, której ja nie dostąpiłam?

Ojciec milczał, wyraźnie wahając się, jakiej odpowiedzi ma mi udzielić.

– Tato! – ponagliłam go.

– Wydawała się być... zaradniejsza – stwierdził w końcu.

Aż się cofnęłam, bo te słowa były dla mnie niczym uderzenie w twarz.

– Zaradniejsza? Żartujesz?! – zawołałam wzburzona. – Od czterech lat tyram jak wół, prowadząc tę tawernę. Odkąd zachorowałeś, przejęłam rolę kucharki, barmanki, księgowej i kelnerki, a niejeden raz i dostawcy, a ty mówisz mi, że Weronika, która wypięła się na ciebie i mamę i nie raczyła pojawić się w domu nawet wtedy, gdy byłeś przykuty do łóżka, a teraz wkręciła nas w szemrane układy z jakimś Brytyjczykiem, jest zaradniejsza? Jak mogłeś tak myśleć? To niepoważne i totalnie niesprawiedliwe!

Nie powinnam na niego krzyczeć. To był brak szacunku z mojej strony, jak również mogłam mu tym zaszkodzić, ale w tym momencie puściły wszelkie tamy. Byłam wściekła. Nie potrafiłam tego tłumić w sobie, zwłaszcza w kontekście wyczynów Weroniki. Tej rzekomo tak idealnej i zaradnej!

– Wtedy wydawało mi się, że to właściwe – oświadczył, opuszczając wzrok.

Wtedy... Dobre sobie. Miałam ochotę obrócić się na pięcie i zostawić go samego z problemami, jakich narobiła Weronika, jednak w tym momencie odezwał się prawnik:

– Myślę, że te kwestie powinni sobie państwo wyjaśnić w cztery oczy. Nie interesują mnie emocje, a fakty. Weronika Stanos, wasza najbliższa krewna, musi się odnaleźć w ciągu najbliższego tygodnia, bo tyle zostało do realizacji postanowień umowy, jaką zawarła z moim klientem.

– Nie sądzę, aby to było wykonalne – warknęłam, wciąż zła na ojca.

– W takim razie trudno. Wejdzie pani w miejsce siostry – oświadczył beznamiętnym tonem. – Jej dług stanie się pani długiem.

Jej dług...

Boże!

– Nie oddam ziemi, jeśli to pan sugeruje! – odpowiedziałam stanowczo, bo bez względu na gniew, jaki w tej chwili odczuwałam w stosunku do mamy i taty, rodzina była dla mnie ponad wszystko. Nawet ponad dumę i własne uczucia.