The Cinnamon Bun Book Store - Gilmore Laurie - ebook + książka
NOWOŚĆ

The Cinnamon Bun Book Store ebook

Gilmore Laurie

4,3

311 osób interesuje się tą książką

Opis

Hazel dobiega trzydziestki, gdy uświadamia sobie, jak wiele ją ominęło.Ta sama praca w księgarni od piętnastu lat, to samo miasteczko, ci sami ludzie wokół niej. Czy tak właśnie miało wyglądać jej życie?

Pewnego dnia dziewczyna znajduje w książce tajemniczą wiadomość, która bardzo ją intryguje. Z czasem na stronach kolejnych książek odkrywa nowe wskazówki. To żart czy zaproszenie? Może warto z niego skorzystać i dać się ponieść przygodzie?

Dziewczyna potrzebuje jednak wsparcia.

Na szczęście towarzyski (i bardzo przystojny) rybak Noah zawsze służy pomocą. Przecież podążanie za tajemniczymi wskazówkami wydaje się świetną zabawą. Szczególnie że urocza księgarka już dawno wpadła mu w oko.

I choć Hazel wcale nie szuka miłości, wskazówki z książki poprowadzą ją i Noaha do nieznanych dotąd uczuć oraz zakątków Dream Harbor. A niezaprzeczalna chemia może być równie gorąca jak świeżo upieczone bułeczki cynamonowe, z których słynie księgarnia…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rom81

Nie oderwiesz się od lektury

super książka polecam gorąco
00



Książkę dedykuję czytelnikom. Dziękuję, że wróciliście ze mną do Dream Harbor.

Rozdział pierwszy

Hazel Kelly uwielbiała dobre historie. Po prostu nie miała żadnej własnej, co stało się aż nadto jasne, gdy przesiadywała za ladą księgarni The Cinnamon Bun Bookstore, dokładnie w miejscu, gdzie spędziła ostatnie piętnaście lat.

Cóż, oczywiście nie przez cały czas. Pod koniec każdego dnia wracała do domu i tak dalej, ale tak właśnie się czuła. Piętnaście lat w tym samym miejscu.

Hazel westchnęła, układając przed sobą stosy darmowych zakładek. To był leniwy dzień, jasny i słoneczny, taki, który ludzie chcieli spędzać na zewnątrz, a nie przeglądając książki na półkach księgarni. Nie żeby Hazel utożsamiała się z tym tokiem rozumowania. Ona zawsze chciała przeglądać książki na regałach księgarni.

To nie tak, że nie podobało jej się tutaj, za tą samą ladą, przy której stała podczas swojej pierwszej zmiany pod koniec drugiej klasy liceum. Po prostu nic innego w jej życiu się nie zmieniło. Ta sama praca. To samo miasto. Ci sami przyjaciele. Tak naprawdę jedyną rzeczą, która się zmieniła, poza lekkim mrowieniem w plecach, które czuła, gdy budziła się każdego ranka, była nazwa księgarni. Szefowa „odświeżała” ją mniej więcej co dwa lata.

Niesamowite historie, książki pełne miłości, przygód i życia otaczały Hazel, ale ona sama czuła, że utknęła.

– A za dwa miesiące stuknie mi trzydziestka – mruknęła do siebie, bo sklep był pusty.

Trzydziestka majaczyła na horyzoncie, groźnie na nią patrząc. Data dwudziesty ósmy września została wyryta w jej umyśle. Dla wielu, tak przynajmniej wydawało się Hazel, trzydziestka oznaczała koniec szalonych i pełnych historii dni, tak typowych, gdy ma się dwadzieścia kilka lat. Czas się ustatkować, zająć czymś poważnym, dorosnąć.

Hazel miała inny problem z trzydziestką.

Zapomniała o przeżyciu dzikich i szalonych historii. Jej życie po dwudziestce aż do teraz było… spokojne? Odpowiedzialne? Nudne. Od piętnastego roku życia Hazel w zasadzie już była po trzydziestce. Albo raczej około siedemdziesiątki, jeśli zapytać Annie, bez której Hazel prawdopodobnie w ogóle nie podniosłaby głowy znad książki.

Nigdy wcześniej Hazel to nie przeszkadzało. Lubiła swoją księgarnię. Lubiła herbatę rumiankową, deszczowe dni i niedzielne poranki z krzyżówkami. Lubiła swoje spokojne życie. Jednak teraz, gdy nagle trzydziestka pokazywała jej metaforyczny język, Hazel zaczęła się zastanawiać, czy coś jej czasem nie ominęło. Całkiem prawdopodobne, że zapomniała spróbować niektórych rzeczy. Być może, co było szokujące, poza jej książkami toczyło się całe życie, którego powinna już doświadczyć.

Słońce zdawało się z niej kpić, wpadając przez duże frontowe okna. Właśnie przygotowała wystawę „Lektury na plażę” na sierpień, ale sama nie pamiętała, kiedy ostatni raz zabrała książkę nad morze.

Miała tendencję do poparzeń, jeśli przebywała na słońcu dłużej niż dziesięć minut, co być może przyczyniało się do jej obecnego problemu, i prawdopodobnie niedoboru witaminy D, którym pewnie powinna się zająć.

Hazel potrzebowała przygody. I tak dalej.

Albo przynajmniej dobrej historii do opowiedzenia, gdy następnym razem będzie w pubie u Maca słuchać najnowszych teorii Annie na jego temat i tego, jak chciał ją dopaść. Albo o planach Jeanie i Logana dotyczących modernizacji wiejskiego domu, gdy tylko przyjaciółka zdecyduje się tam wprowadzić. Chociaż raz Hazel chciałaby zaszokować swoich przyjaciół i samą siebie. Tylko raz chciałaby zrobić coś bardzo nie w stylu Hazel.

Ale nie w tym momencie. Ponieważ w tej chwili jej wzrok zatrzymał się na przekrzywionej książce w dziale romansów. Musiała ją poprawić. Szczerze mówiąc, to była jej praca. Podeszła do półki. Po drodze zerkała na drzwi, na wypadek gdyby ktoś przechodził obok i zechciał zajrzeć do środka, ale ulice były puste. Nastało idealne późne letnie popołudnie i wydawało się, że całe Dream Harbor przebywa na plaży, pokonuje szlaki lub relaksuje się przy basenie, próbując nacieszyć się ciepłem, zanim pogoda się zmieni.

Nawet Annie stwierdziła, że dzień jest zbyt piękny, aby siedzieć w budynku, i zamknęła wcześniej piekarnię Sugar Plum Bakery, aby wraz z siostrami wybrać się na przechadzkę po winnicy. Hazel westchnęła. Była pewna, że jutro usłyszy o tym wszystkim i nie będzie miała co wnieść do rozmowy poza ekscytującą opowieścią o przekrzywionej książce.

Potrząsnęła głową. Musiała się wyrwać z tego szaleństwa. A czy jest na to lepszy sposób niż sprzątanie? W ciągu ostatnich kilku lat dział romansów gwałtownie się rozrósł dzięki silnemu lobby członków klubu książki i ich zamiłowaniu do tego gatunku. Niektóre okładki wywoływały rumieńce na twarzy Hazel, ale jeśli służyło to interesom, trafiało do niej na półkę.

Książka była nie tylko przekrzywiona, ale także odłożona na niewłaściwą półkę, więc Hazel ją wyciągnęła, unikając kontaktu wzrokowego z półnagim mężczyzną na okładce, i już miała ją odłożyć na odpowiednie miejsce, gdy zauważyła, że jedna ze stron ma zagięty róg.

– Co to ma być? – mruknęła. Czy ludzie niczego już nie szanują? Nawet nie kupili książki, ale zaznaczyli stronę?

Prawie dodała: „Dokąd zmierza świat?”, ale starała się poskromić swoje tendencje do odgrywania roli starszej pani, więc tylko o tym pomyślała.

Otworzyła zaznaczoną stronę i znalazła podkreślone zdanie. Podkreślone zdanie w jednej z jej książek! To absolutnie nie do przyjęcia! Nie do wiary! Ktoś tu po prostu wszedł i zniszczył jedną z książek i nawet nie zadał sobie trudu, żeby ją kupić!

Hazel wściekałaby się wewnętrznie przez resztę dnia, gdyby podkreślona linijka nie przykuła jej uwagi.

To nie było szczególnie wybitne zdanie. Ani treściwe, ani głębokie. Ale wyglądało, jakby książka lub osoba, która TO podkreśliła, przemawiała bezpośrednio do niej.

Chodź ze mną, dziewczyno, jeśli pragniesz przygody.

Tomiszcze prawie wypadło jej z rąk.

Rozejrzała się po sklepie i była niemal pewna, że ktoś ją obserwuje i się z niej śmieje. To zdecydowanie żart. Ale kto to tak zostawił? I kto mógł wiedzieć, o czym myślała przez cały dzień?

Księgarnia była pusta. Oczywiście, że tak. To jakiś dziwny zbieg okoliczności.

Hazel ponownie spojrzała na półkę. Wszystkie pozostałe książki stały w równych rzędach. Tylko ta jedna. Ta, którą wciąż trzymała, mocno zaciskając dłonie. Na okładce był pirat z rozerwaną koszulą od najwyraźniej bardzo silnego morskiego wiatru, który dodatkowo rozwiewał mu włosy. Na górze okładki widniał tytuł Więzień miłości.

Odczuła dziwną i nagłą potrzebę, aby się gdzieś zwinąć w kłębek i przeczytać książkę od deski do deski, ale była w pracy, a ta książka wydawała się niebezpieczna. Wydawała się czymś, czego Hazel z pewnością nie chciała czytać w miejscu zatrudnienia.

Po prostu odnosiło się wrażenie, że ten mężczyzna, ten teoretyczny, fikcyjny mężczyzna, faktycznie mógłby zabrać ją ze sobą, by przeżyli razem przygodę.

Wróciła do wyróżnionej linijki i przeczytała ją tak, jakby samym tylko spojrzeniem mogła rozwiązać zagadkę tego, kto ją zaznaczył i pozostawił tom niedbale na półce. Była tak pogrążona w rozmyślaniach, że nie usłyszała, jak drzwi do sklepu się otworzyły.

Nie docierało do niej nic, dopóki niski głos nie zagrzmiał tuż obok jej ucha.

– Co czytasz?

Hazel cisnęła książką przez pomieszczenie. Wylądowała z łomotem w kąciku do czytania przy oknie. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechającego się do niej Noah Barnetta.

Noah, właściciel jedynej firmy oferującej wycieczki wędkarskie w Dream Harbor. Noah, który pojawił się w mieście kilka lat temu, szybko zaprzyjaźnił się z Loganem i teraz krążył po peryferiach życia Hazel jak seksowny satelita. Potrząsnęła głową. To, że każda kobieta i co najmniej połowa mężczyzn w mieście uważała Noah za atrakcyjnego, nie oznaczało, że ona ulegnie jego urokowi.

– Aż tak dobre? – zapytał z leniwym uśmiechem.

Uch, był czarujący. Na tyle czarujący, że jego wyczyny z turystkami stały się legendą. Zatem to, dlaczego kręcił się po jej księgarni, wciąż pozostawało dla Hazel tajemnicą.

– Wystraszyłeś mnie.

– Najwyraźniej.

Serce biło jej jak szalone i to tylko częściowo dlatego, że przyłapano ją na czytaniu nieprzyzwoitych treści w godzinach pracy. Drugim powodem było to, że… cóż, że Noah znowu się do niej uśmiechał.

Naprawdę nie mogła tego pojąć. Obiektywnie patrząc, Noah był bardzo przystojny, musiała to przyznać. I obiektywnie rzecz ujmując – bardzo nie w jej typie. Wiedziała też na pewno, że ona nie jest w jego typie, głównie dlatego, że mieszkała w Dream Harbor, więc zastanawiające było, że zawsze się do niej uśmiechał, jakby wiedział coś, o czym ona nie miała pojęcia.

Annie twierdziła, że ma na nią ochotę, ale Hazel wiedziała, że to absurd. Nikt, nawet garstka jej byłych chłopaków, nie miał na nią ochoty. Hazel była urocza. Mogła to przyznać. Urocza niczym drzemiący na drzewie miś koala. Nie urocza w stylu „chcę się do niej dobrać”. I to było w porządku. Pogodziła się z tym.

Ale Noah nadal patrzył na nią w ten sposób.

Odwróciła się i ruszyła, aby podnieść książkę. Starannie zakrywała potem okładkę, przyciskając ją do piersi.

– Potrzebujesz czegoś? – zapytała, ignorując sposób, w jaki Noah od niechcenia opierał się o ladę i patrzył, jak idzie w jego stronę.

– Eee… może?

– Może?

– Tak, ja po prostu… – Jego wzrok przeskakiwał z jej twarzy na półki za nią i z powrotem. To była typowa wizyta Noah. Przychodził co drugi tydzień po książkę, ale nigdy nie wiedział, czego szuka.

Annie powtarzała, że to dowód na to, że ma na nią ochotę, ale Hazel nadal nie była przekonana. Przyjaciółka stwierdziła, że będzie musiał ściągnąć spodnie na środku sklepu, żeby jej to udowodnić, ale księgarka miała wielką nadzieję, że tak się jednak nie stanie.

– Potrzebuję po prostu czegoś nowego do czytania. – Skrzyżował ramiona na piersi, napinając przy tym mięśnie.

Ładna pogoda oznaczała mniej ubrań, więc teraz wszystkie tatuaże Noah były wyeksponowane. Policzki Hazel poczerwieniały na widok półnagiej syreny oplatającej jego lewy biceps.

Ten człowiek miał z pewnością wiele historii do opowiedzenia. Tak wiele, że odcisnął je na swoim ciele.

Hazel odchrząknęła.

– Podobała ci się ostatnia książka, którą ci dałam? Klątwa krwi i wilków.

Noah skinął głową, a jego kasztanowe włosy błyszczały w świetle późnego popołudnia.

– Tak, bardzo mi się podobała.

– Świetnie. Niedawno przyszedł drugi tom. Pójdę po niego.

Miała zamiar iść sama, ale Noah podążył za nią alejką z fantastyką, z towarzyszącym mu upojnym zapachem słońca i soli. Hazel nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na męski zapach. Annie uznałaby to za dowód, że miała ochotę na Noah.

Co byłoby… głupie? Daremne? Śmiałe.

– Proszę.

Noah był zbyt blisko, kiedy się odwróciła, i prawie uderzyła w jego szeroką pierś.

– Ups.

– Przepraszam!

Obie książki upadły na ziemię i Hazel rzuciła się, aby je podnieść, ale Noah okazał się szybszy i zanim zdążyła mu wyrwać książkę, już trzymał w rękach półnagiego pirata.

– Więzień miłości? – zapytał, unosząc brwi.

Oboje kucali teraz w przejściu, zbyt blisko, by Hazel mogła uniknąć jego wzroku.

– To nie moje. To znaczy, nie czytałam tego. Właśnie ją odkładałam na półkę.

Uśmiech Noah się rozszerzył.

– Brzmi nieźle. – Przewrócił stronę z zagiętymi rogami.– Mówiłaś, że tego nie czytasz?

– Ja… eee… cóż…

Jego wzrok zatrzymał się na podkreślonej linijce.

– „Chodź ze mną, dziewczyno, jeśli pragniesz przygody”.

O nie, ten wers przeczytany głębokim głosem Noah wywoływał u niej różne… odczucia. Co się dzisiaj działo?! Hazel pokręciła głową.

– Właśnie odkładałam ją na półkę – powtórzyła, wyrywając mu książkę i podnosząc się, zanim Noah mógł przeczytać coś więcej i wszystko pogorszyć.

– Ale ktoś to zaznaczył – powiedział, wstając.

Sprawiał, że czuła się przy nim taka maleńka. Dlaczego musiał być taki duży i tak ładnie pachnieć? Wprowadzał ją w zakłopotanie i zdecydowanie jej się to nie podobało.

– Wiem.

– Więc ktoś po prostu to zaznaczył i odłożył z powrotem na półkę?

– Tak.

– Dziwne.

– Wiem, i nawet nie odłożył jej na właściwe miejsce. – Przeszła obok mężczyzny, unikając kontaktu z jego dużym, pięknie pachnącym ciałem, i wróciła do względnie bezpiecznego miejsca na środku sklepu.

Noah podążył za nią.

– Wygląda to tak, jakby ktoś chciał, żebyś ją znalazła.

Hazel zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Znów prawie się zderzyli, ale Noah też się zatrzymał.

– Dlaczego tak mówisz?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Wygląda na wskazówkę czy coś.

– Wskazówkę? – Hazel zmrużyła oczy. – Noah, pogrywasz sobie ze mną?

– Pogrywać sobie? – Wyglądał na naprawdę zdezorientowanego, ale Hazel tego nie kupowała.

– Czy dla żartu poprzestawiałeś moje książki? Będziesz musiał za nią zapłacić, jeśli ty to zrobiłeś. – Pomachała przed nim książką. Jego brwi uniosły się jeszcze wyżej.

– Oczywiście, że nie. Nie chciałbym… z tobą zadzierać. I na pewno nie zadzierałbym z twoimi książkami. – Podniósł dwa palce, dając znać, że to dla niego sprawa honoru. – Przysięgam. Na honor rybaka.

Teraz z kolei Hazel uniosła brwi.

– Honor rybaka? Nie sądzę, żeby było coś takiego.

– No cóż, teraz jest.

– Hmm.

– Ale nadal uważam, że to może być wskazówka.

– Po co ktoś miałby mi zostawiać wskazówkę?

Znów wzruszył ramionami, ale podekscytowanie rozświetliło jego jasnobrązowe oczy.

– Chyba dla przygody.

Przygoda.

Noah uśmiechnął się szeroko, a serce Hazel przyspieszyło. Książka, którą trzymała w rękach, ją wzywała. Może to naprawdę wskazówka.

Przynajmniej byłaby z tego dobra historia.

Rozdział drugi

Noah miał ochotę na Hazel Kelly. Zaskoczyło go to niemal w takim samym stopniu, jak ją, ale tak właśnie było. Nie przypominała żadnej kobiety, z którą dotąd był.

Weźmy na przykład taki dzień jak dziś. W luźnej koszuli na guziki wpuszczonej w spodnie z wysokim stanem, z delikatnymi złotymi łańcuszkami na szyi i parą uroczych małych bucików na płaskim obcasie, wyglądała… cóż, wyglądała o wiele za dobrze. Wydawała się mądra i wyrafinowana. I nawet nie ma co wspominać o tej chmurze miękkich loków wokół jej twarzy ani o uroczym sposobie, w jaki poprawiała okulary na nosie, tak jak to robiła teraz, gdy patrzyła na niego, jakby był przedstawicielem obcego gatunku.

Wpadł po uszy.

Po same czubki.

Co nie przydarzyło mu się, cóż, nigdy. Noah lubił kobiety. Bardzo. I przynajmniej do tej pory był całkiem dobry w ich przyciąganiu. Ale nigdy wcześniej się tak nie czuł. Co okazało się dość niefortunne, bo był całkiem pewien, że Hazel nie czuła tego samego.

Zwykle patrzyła na niego tak jak teraz. Jakby nie do końca potrafiła go rozgryźć. Przynajmniej to uczucie zostało odwzajemnione. Nie wiedział, czy jego zachowanie mogło być bardziej oczywiste. Przychodził tu co drugi tydzień, starając się oczarować ją i z nią flirtować, żeby zdobyć jej względy, ale wydawało się, że to nie przynosi efektów.

Chociaż w ciągu ostatnich kilku miesięcy przeczytał więcej książek niż przez całe życie, więc można było znaleźć jakieś plusy całej tej sytuacji.

Powinien być po prostu szczery i zaprosić ją na randkę czy coś. W każdym razie w przypadku Logana to zadziałało, teraz miał Jeanie i byli razem obrzydliwie szczęśliwi i w ogóle.

Ale oni byli inni. Hazel była inna. A Noah czuł się zdecydowanie nieswojo.

– Przygoda? – zapytała, wyrywając go z kłębiących się myśli o jej uroku i jego nieudolności.

– Tak. Nie wiem. Może ktoś zostawia ci wskazówki, jak w podchodach czy coś w tym stylu.

– Hmm. – Hazel zmarszczyła brwi i między nimi utworzyła się niewielka zmarszczka. – Wydaje się to mało prawdopodobne.

– Być może. Ale rzeczy mało prawdopodobne zdarzają się cały czas.

Jak na przykład ty zgadzająca się kiedyś pójść ze mną na randkę…

Prawie to powiedział, prawie ją zapytał, ale wtedy ona szybko wróciła za ladę, by nabić na kasę jego nową książkę.

– Czy to wszystko?

– Uch… tak. To wszystko.

– Poproszę dwadzieścia jeden dziewięćdziesiąt pięć.

To zdecydowanie nie wszystko, ale Noah podał jej swoją kartę. Nie było mowy, żeby ta mądra, urocza kobieta chciała się z nim umówić. Istniały powody, dla których Noah wybierał dziewczyny, które przyjeżdżały tu tylko na lato, turystki i przygody na jedną noc. Noah był dobry do zabawy i krótkiego romansu. Nie nadawał się dla poważnych dziewczyn takich jak Hazel Kelly.

Podała mu książkę, ich palce się spotkały. Wytrzymała jego wzrok na jeden oddech i w tym momencie Noah niemal uwierzył, że ona też poczuła tę iskrę. Ale potem odwróciła wzrok i się pożegnała, a jego stopy popchnęły go w stronę drzwi.

Dziewczyny takie jak Hazel Kelly nie były dla niego. Miał na tyle oleju w głowie, żeby to wiedzieć.

Opuścił księgarnię i wkroczył w upał. Nastał pierwszy słoneczny dzień po mokrym lipcu i miasto od razu przeszło w tryb letni. Lato w Nowej Anglii nie trwało długo. Jeśli nie rzucisz się w nie od razu, całkowicie je przegapisz. Mimo że zaczynał się sierpień, w większości sklepów na Main Street wciąż wisiały dekoracje po obchodach czwartego lipca: czerwono-biało-niebieskie banery i flagi.

Lato zawsze było ulubioną porą roku Noah. Lato oznaczało plażę, niekończące się ilości lodów i brak szkoły. Wolność. W szkole nie należał do orłów. Za dużo siedzenia. W tym nigdy nie był dobry. Ani w zbyt długim przebywaniu w jednym miejscu. Po wyprowadzce z domu nie pozostał nigdzie dłużej niż miesiąc lub dwa, zbierał się i odchodził, gdy mu się znudziło. Ale coś w Dream Harbor kazało mu zostać. Przynajmniej na tę chwilę.

Noah rozważał odwiedziny w Pumpkin Spice Café i mrożoną herbatę, ale był wyczerpany. Chciał po prostu wrócić do domu i się zdrzemnąć. Jego pierwsza tego dnia wycieczka zmusiła go do wstania o czwartej rano. Spędził poranek, ucząc grupę kolegów z miasta, jak łowić ryby. Niestety większość klientów Noah to faceci, którzy nie mają pojęcia o wodzie, łodziach i rybach, a jego zadaniem było zabranie ich na morze i sprawienie, by poczuli się tak, jakby wiedzieli wszystko.

W rzeczywistości to Noah wykonał większość prac, pilnował, żeby ryby zostały złowione, oczyszczone i zapakowane do domu, podczas gdy chłopaki upijali się w słońcu. Starczało mu na życie i mógł przebywać na wodzie, więc nie był to zły interes.

A było to lepsze niż przejęcie rodzinnego imperium owoców morza na Północnym Wybrzeżu. Jego siostry i tak radziły sobie lepiej z prowadzeniem firmy – nie musiał zostawać, żeby wiedzieć, że to prawda, nawet jeśli nadal czuł się winny, że odszedł. Ale tu mniej chodziło o biznes, a bardziej o ludzi. On też o tym wiedział, tylko nie miał jeszcze ochoty się tym zajmować.

Noah nie nadawał się do prowadzenia biznesu. W każdym razie nie tak dużego. Jego rodzice przejęli małą firmę rybacką i z biegiem lat przekształcili ją w wielomilionowe przedsiębiorstwo dostarczające owoce morza do setek restauracji w całym kraju. Gdy mama i tata przeszli na emeryturę, jego starsze siostry objęły odpowiedniostanowiska dyrektora generalnego i dyrektora finansowego. A Noah uciekł.

Idąc, otarł pot z czoła. Ogarnęła go znajoma mieszanka poczucia winy i wstydu. Istnieje limit na to, ile razy można zawieść rodzinę, zanim przyjdzie kolej na rezygnację i ucieczkę, a on wyczerpał swój limit dość wcześnie.

Poza tym radził sobie ze swoimi małymi wyprawami wędkarskimi. Mógł je planować i zarządzać wszystkim samodzielnie. A to oznaczało, że nikogo nie zawiedzie, gdy całe przedsięwzięcie upadnie. Tak jest dużo prościej.

Szedł przez miasto, myśląc o tym, że prawdopodobnie powinien zadzwonić do swoich sióstr. Analizował spotkanie z Hazel i liczył, ile wycieczek zaplanował na resztę tygodnia. Pozwalał swoim myślom przeskakiwać z tematu na tematu, gdy kroczył, zostawiając za sobą wspomnienia błędów z przeszłości.

Zanim jego oczom ukazał się dom, myśli powróciły do Hazel, do książki, którą czytała, i do tego, czy lubi facetów z łódkami. Bo tak się złożyło, że był facetem z łódką. Może mimo wszystko powinien ją zaprosić na randkę.

Noah rozpoczął wspinaczkę wzdłuż skalistego wybrzeża. Kiedyś prowadziła tu ścieżka biegnąca z drogi na plażę, ale przez lata uległa zniszczeniu, więc teraz, aby zejść na piasek, trzeba było wspiąć się po dużych głazach i kawałkach betonu. Ale Noah to nie przeszkadzało. Publiczna plaża kilka kilometrów dalej miała co prawda dużo lepsze zejście, ale w taki dzień jak ten była zatłoczona, a tutaj panowała cisza.

Zdjął buty, kiedy dotarł do piasku. Wbił stopy w ziemię i od razu ogarnął go spokój.

Kiedy kilka lat temu Noah wylądował w Dream Harbor, przez jakiś czas mieszkał na swojej łodzi, aż na zapomnianym odcinku plaży znalazł rząd starych chat rybackich. Był pewien, że jeśli ktoś je naprawi, to świetnie sprawdzą się jako nieruchomości na wynajem krótkoterminowy. Jakiś rok temu samodzielnie zajął się jedną z nich w ramach dodatkowego projektu. W sumie spodziewał się, że pojawi się ktoś, kto mu powie, że nie może tego robić. Ale jak dotąd nic takiego się nie wydarzyło.

Więc teraz od czasu do czasu potajemnie tutaj obozował. Nadal przez większość czasu przebywał w mieszkaniu nad barem Maca i z tego, co wścibscy mieszkańcy wiedzieli, to mieszkanie było jego domem. Któregoś dnia może uda się opowiedzieć burmistrzowi Kelly’emu o wszystkich tych pomysłach i zastanowi się nad kupnem tych starych chat. Może.

Choć może to był głupi pomysł. Takich mu w życiu nie brakowało.

A może zostanie aresztowany za mieszkanie na dziko. Nie był do końca pewny. Ale na razie podobało mu się tutaj. Otworzył drzwi do małego domku i wszedł do chłodnego wnętrza. Morska bryza wpadająca przez frontowe okna zapewniała komfort nawet w upalne dni, takie jak dzisiejszy. Przydałaby się lepsza izolacja, gdyby ktoś chciał tu się zaszyć zimą, ale Noah zdążył już załatać dach i położyć nową podłogę. Na szczęście jako dziecko często chodził za dziadkiem i zadawał setki pytań. Wszystkie sztuczki i wskazówki staruszka w końcu się przydały.

Cały dom miał może sto dwadzieścia metrów kwadratowych, choć to raczej optymistyczne szacunki, ale mieściły się tu aneks kuchenny, łóżko queen size i łazienka z instalacjami, które były starsze od niego i nie budziły zaufania.

Noah rzucił swoją nową książkę na łóżko i z lodówki turystycznej, którą trzymał w aneksie kuchennym, wyciągnął zimne piwo. Obok instalacji wodno-kanalizacyjnej elektryczność był jedyną rzeczą, której nie udało mu się naprawić samodzielnie, więc wciąż musiał radzić sobie bez prądu, ale tutaj było tak spokojnie, że nie miał nic przeciwko temu. Dźwięk rozbijających się fal wypełniał dom, a Noah wiedział, że zaśnie, zanim jeszcze otworzy książkę.

Wyciągnął się na materacu, którego używał jako łóżka, i upił łyk, pozwalając myślom powędrować z powrotem do Hazel. Co by pomyślała o tym domu i jego pomysłach? Czy uznałaby go za niedorzecznego? Nie miał czasu się nad tym długo zastanawiać, szybko zapadł w sen. Przyśniło mu się schwytanie pewnej księgarki i zabranie jej na łódź.

Rozdział trzeci

Kolejna książka była przekrzywiona. Ktoś postawił ją grzbietem do tyłu. A Hazel nie chciała na to patrzeć. Nie obchodziło jej to. Była to po prostu źle postawiona książka, którą jakiś klient odłożył na półkę na chybił trafił. Cały czas się to zdarzało.

Alex zajmie się tym później, kiedy przyjdzie na swoją zmianę. Hazel miała ważniejsze rzeczy do zrobienia, na przykład zamówienie książek na przyszły miesiąc i zaplanowanie wrześniowych wydarzeń autorskich. W końcu była dyrektorem operacyjnym. Mogła zostawić poprawianie książek Alexowi, Lyndsay albo nowemu pracownikowi, który przychodził w niedziele, lub dosłownie komukolwiek innemu.

Cholera. Znowu na nią zerknęła.

Minęły dwa dni od ostatniego incydentu z przestawioną książką i Hazel oficjalnie zdecydowała, że to dziwne zdarzenie na pewno nie dotyczyło jej i na pewno się już nie powtórzy. A teraz proszę. Kolejna.

Ktoś sobie z nią pogrywał.

Oczami wyobraźni ujrzała podekscytowaną twarz Noah, gdy wspominał, że może to być wskazówka. Szybko zdusiła te myśli. Za szybko. Gdy odrzuciła ten pomysł, na jego przystojnej twarzy pojawił się wyraz rozczarowania.

Źle się z tym czuła, ale wskazówki, serio? To jakiś absurd. Wszystko dlatego, że zamknęła się we własnych rozmyślaniach o tym, jak bardzo utknęła, a potem Noah przyszedł do księgarni z całym swoim czarem. Nie oznaczało to jednak, że nagle w książkach pojawiły się tajne wiadomości. Bo to byłoby szaleństwo.

Hazel postukała palcami w blat. Kolejny leniwy dzień. Czy ludzie latem nie czytali? Poprawiła i tak już proste zakładki i wzięła łyk herbaty.

Cholera.

Hazel pomaszerowała do działu romansów, żeby poprawić książkę i być może jej nawciskać, bo w takim nastroju właśnie dziś była. Wyciągnęła ją i znalazła zagięty róg, zupełnie jak ostatnim razem. Nie mogła po prostu odłożyć jej z powrotem na półkę, jeśli w tej również znajdowało się jakieś zaznaczenie. Nie mogła sprzedać zniszczonej książki.

Musiała to sprawdzić.

Jagody pękały w jej ustach, kwaśne i soczyste. Smakowały jak lato i nowe początki.

Myśli Hazel natychmiast popędziły do czasów, gdy była dzieckiem i zbierała jagody, do słodkiej owocowej eksplozji na języku, szukania na krzaczkach dojrzałych okazów i do lodów, które tata kupował jej w drodze do domu. Zamknęła oczy i oparła się o półkę. Kiedy ostatni raz poszła zbierać jagody?

– Drzemka w pracy?

Hazel otworzyła gwałtownie oczy, słysząc drwiący głos Annie. Znowu dała się przyłapać na robieniu dziwnych rzeczy w sekcji romansów, czas z tym skończyć. Wcisnęła irytującą książkę z powrotem na półkę i odwróciła się, by przywitać się z przyjaciółkami.

– Nie, oczywiście, że nie.

– Przyniosłyśmy ci lunch – powiedziała Annie, siadając na swoim ulubionym wygodnym fotelu przy oknie.

– I mrożoną herbatę. – Jeanie podała napój, a Hazel przyjęła go, szczęśliwa, że może się zająć czymś innym niż własnymi myślami.

– Dzięki.

– Wszystko w porządku? – zapytała Annie.

Blond kucyk opadł jej na ramię, gdy przechyliła głowę, przyglądając się księgarce. Przyjaźniły się, odkąd rodzina Hazel przeprowadziła się tutaj w ósmej klasie, Annie znała ją trochę za dobrze.

– Tak. W porządku. – Hazel chwyciła połowę kanapki Annie i usiadła naprzeciwko niej. Ściągnęła buty i wsunęła nogi pod siebie. Normalnie nalegałaby, żeby zjadły na zapleczu, ale w sklepie było na tyle pusto, że wydawało się to nie mieć znaczenia.

– Na pewno? Wyglądasz trochę dziwnie.

– Ty wyglądasz trochę dziwnie.

Annie wysunęła język, a Jeanie zachichotała.

– Zawsze tak zrzędzi, jak jest upał – szepnęła Annie do Jeanie, jakby Hazel nie mogła jej usłyszeć.

– Nie zrzędzę, bo jest upał. Po prostu nie jest to moja ulubiona temperatura.

– Hazel nienawidzi słońca. Jest jak wampir.

– Nie jestem! Po prostu wolę być w budynku. Jestem niewychodzącym kotem.

Jeanie znów się roześmiała, jej wzrok przeskakiwał między wieloletnimi przyjaciółkami.

– Cóż, skoro jesteś niewychodzącym kotem, nie musisz przychodzić, ale namówiłam Logana na imprezę przy ognisku dziś wieczorem.

– Imprezę?

– Tak, albo zwykłe ognisko. Nie wiem. Ale będą pianki!

– A napoje? – chciała wiedzieć Annie.

– I napoje.

– Świetnie, wchodzę w to. A ty, domowy kotku? Dasz radę spędzić kilka godzin na świeżym powietrzu, aby dobrze się bawić z przyjaciółmi? – Annie tylko się droczyła, ale jej słowa trafiły zbyt celnie. Przyjaciele Hazel myśleli, że nie toleruje nawet ogniska.

Skrzywiła się.

– Oczywiście, że dam.

– Idealnie! – Jeanie klasnęła w dłonie z podniecenia, a Hazel zdała sobie sprawę, na co właśnie się zdecydowała. Robaki, dym i brud. I całkiem możliwe, że Noah, biorąc pod uwagę, że był przyjacielem Logana. Na myśl o rybaku poczuła w żołądku niepokojący skurcz.

Cholera jasna.

Było za późno na wycofanie się. Jeanie pakowała właśnie resztę kanapki, kierując się w stronę drzwi.

– Muszę iść. Zostawiłam Crystal samą w porze lunchu, ale do zobaczenia później. Około ósmej!

Hazel delikatnie jej pomachała, zanim ponownie spojrzała Annie w oczy. Jej najlepsza przyjaciółka uniosła blond brew.

– Na pewno wszystko w porządku?

Hazel westchnęła. Nie było z nią w porządku. Miała jakiś kryzys wieku średniego. A może kryzys ćwierćwiecza? Czy takie coś w ogóle istnieje? Tak czy inaczej, rozważała wybranie się na podchody zainspirowana przez jakiegoś miejskiego książkowego wandala, żeby mieć co opowiadać przed trzydziestymi urodzinami. Nic z tego nie wydawało się w porządku, ale nie miała jeszcze ochoty dzielić się tym z Annie.

– Tak. Wszystko w porządku. Trochę się martwię brakiem klientów.

Annie rozejrzała się po pustym sklepie.

– Nie martwiłabym się zbytnio, Haze. Wszyscy po prostu dostali świra po tym długim mokrym lipcu. Wrócą.

Księgarka skinęła głową.

– Tak, masz rację.

Annie uśmiechnęła się i podała jej świeżo upieczone ciasteczko. Gest pojednania.

Resztę posiłku zjadły w przyjacielskiej ciszy, ale myśli Hazel wciąż wracały do przekrzywionej książki, jagód i reszty lata rozciągającego się przed nią, mglistego, gorącego i oferującego tak wiele możliwości.

*

Hazel została już ukąszona przez co najmniej piętnaście robaków i niezależnie od tego, z której strony ogniska siedziała, dym zdawał się dmuchać jej w twarz. W jednej ręce trzymała ledwo letnie piwo, a w drugiej krakersa z przypaloną pianką marshmallow. Udawała, że dobrze się bawi.

Zdecydowanie nie bawiła się dobrze.

I właśnie wtedy wmaszerował Noah, z opaloną skórą pokrytą piegami, co sprawiło, że jej żołądek znów się ścisnął.

– Hej wszystkim! – Podniósł rękę na powitanie i wszyscy odpowiedzieli.

Hazel siedziała pomiędzy Annie i członkiem klubu książki Jacobem, oboje na krzesełkach kempingowych, podczas gdy jej przypadło stare krzesło kuchenne, które z dużym prawdopodobieństwem mogło się w każdej chwili rozpaść. Był tu także George z piekarni, który stał z piwem i wznosił toast pianką. Isabel, druga przyjaciółka Jeanie z klubu książki, oddaliła się od grupy, żeby zadzwonić do domu i upewnić się, że dzieci zasnęły. Wszyscy wydawali się szczęśliwi i zrelaksowani. Wyglądało na to, że nikt inny nie był pożerany żywcem.

Logan doglądał ogniska, poświęcając temu zadaniu więcej skupienia i strategicznego działania, niż według Hazel było konieczne, ale nawet on wydawał się zadowolony z przebiegu wieczoru. Annie miała rację. Lato sprawiło, że Hazel stała się zrzędliwa.

– Hej, Noah! – Jeanie przytuliła go na powitanie. Mężczyzna wziął piwo z lodówki i dołączył do reszty grupy. – Tak się cieszę, że udało ci się dotrzeć.

– Uch, tak, oczywiście. Zrobiłbym prawie wszystko za pianki z ogniska.

Hazel była przekonana, że jest niewidoczna w cieniu, ale w jakiś sposób wzrok Noah odnalazł jej oczy, a jego usta ułożyły się w ten wprawiający w zakłopotanie uśmiech. Uciekła spojrzeniem i skupiła się na swojej piankowej kanapce, która – musiała przyznać – była całkiem dobra pomimo posmaku węgla. Kiedy ponownie podniosła wzrok, Noah przyglądał się jej, gdy oblizywała palce pokryte piankową masą.

– Hej, Noah, chciałam cię o coś zapytać. – Dzięki Bogu głos Annie oderwał jego uwagę od jej palców, bo Hazel czuła, że zaraz się rozpuści, tak jak zlizywana przez nią pianka.

– Tak? – Uniósł brwi i uśmiechnął się w ten sam sposób, w jaki robił to, gdy był rozbawiony.

Hazel skupiała uwagę na swoich lepkich palcach, a nie na jego twarzy.

– Jak to się dzieje, że nigdy nie śmierdzisz?

Z ust Jacoba wydobył się śmiech.

– Co to za pytanie, Annie?

– Cały dzień pływa śmierdzącą łodzią rybacką, a ja ani razu nie poczułam od niego ryby!

– Więc oskarżasz go o kłamstwo na temat tego, co robi przez cały dzień? – zapytał Jacob, popijając piwo.

Annie wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, to trochę podejrzane.

Noah się roześmiał.

– Uważam, że prysznice całkiem nieźle się sprawdzają.

Annie zmrużyła oczy, przyglądając mu się intensywnie.

– Musisz mieć naprawdę dobre mydło.

– Szoruję bardzo mocno. – Mrugnął do niej, a Annie się roześmiała.

Właściwie wszyscy się teraz śmiali. Z wyjątkiem Hazel, która włożyła całą swoją mentalną energię w powstrzymanie się od wyobrażania sobie nagiego, namydlonego Noah, szorującego się pod prysznicem.

– Co mnie ominęło? – zapytała Isabel, dołączając do kręgu oświetlonego blaskiem ognia.

– Właśnie omawiamy prysznicowe zwyczaje Noah. – Annie wskazała swoim piwem na rybaka, a on wyciągnął ramiona, jakby chciał pochwalić się Isabel tym, jaki jest czysty.

Nie zrobiło to na niej wrażenia, co było dziwne, bo Hazel mogła przysiąc, że temperatura ognia wzrosła, gdy biceps Noah napiął się pod rękawem jego T-shirtu.

– Wow, moja pierwsza od miesięcy noc bez dzieci i musimy rozmawiać o tym, jak Noah bierze prysznic?

– Ja też głosuję za zmianą tematu – mruknął Logan, wstając z kucek przy ognisku. Jeanie cmoknęła go w policzek.

– Co z wyborem książek na sierpień? – wtrącił się Jacob, a Logan jęknął.

– Przechodzimy od rozmów o Noah pod prysznicem do sprośnych książek?

Jeanie zachichotała.

– Dokładnie tak.

– Potrzebujemy czegoś wakacyjnego. Ooo, może piraci! – Oczy Isabel rozbłysły na tę myśl.

– Hazel czytała interesującą książkę o piratach parę dni temu. – Noah spojrzał jej w oczy z figlarnym uśmiechem.

– Nie czytałam jej. Odkładałam ją na półkę.

Wzruszył ramionami.

– Wyglądała dobrze.

– Co to było? – Jacob pochylił się do przodu, pochłonięty tematem tej sprośnej, pirackiej książki. Noah wciąż się w nią wpatrywał, a kolejny komar wylądował na jej udzie. Co to za cholerny koszmar?

– Kochanek porywacz… A nie, to nie było to… Uwięziony? Złapany? Związani przez pirata?

Och. Mój. Boże. Jeśli Noah powie jeszcze jedno słowo na temat tej książki lub bycia związanym przez piratów, nabije go na patyk do pianek.

– To był Więzień miłości – wycedziła, rada, że półmrok ukrył jej rozgrzane policzki.

– Brzmi idealnie! – Jeanie klasnęła w dłonie.

– Założę się, że piraci strasznie śmierdzieli.

Jacob sięgnął ponad Hazel, żeby uderzyć Annie w ramię.

– Nie psuj mi seksownych piratów!

Noah wciąż na nią patrzył, podczas gdy resztę grupy pochłonęła rozmowa na temat piratów i ich wątpliwej higieny. Patrzył na nią, jakby wiedział, że zabrała tę książkę do domu i przeczytała ją od deski do deski, a pirat, którego sobie wyobrażała, w niczym nie przypominał tego na okładce…

– Muszę i… – Hazel wstała zbyt szybko i jej krzesło się przewróciło. – Ech… do łazienki. – Nie musiałaś wszystkich o tym zawiadamiać!

– Tylko uważaj po drodze. Robi się ciemno, a Bobowie znowu się wymknęli – ostrzegła Jeanie z przepraszającym uśmiechem.

– Okej, tak. Żaden problem. – Hazel uciekła od kręgu światła wokół ogniska i śmiechu przyjaciół.

Słońce zaszło na tyle nisko, że długie cienie przykrywały zagłębienia i dziury na polu. Świetnie, albo złamię kostkę, albo zaatakują mnie kozy.

Znała drogę z pola do domu dziadków Logana na tyle dobrze, że mogła iść po ciemku; przyjeżdżała tu od lat. Ale w jej obecnym stanie nie byłaby zaskoczona, gdyby wylą­dowała w rowie. Albo, co gorsza, zadziobana na śmierć przez ukochane stadko kur Logana.

Hazel wzdrygnęła się i pobiegła do domu. Nie musiała skorzystać z toalety, ale musiała uciec od śmierdzących wędkarzy i krwiożerczych robaków, więc ten plan wydawał się równie dobry, jak każdy inny.

Weszła do domu i zastała babcię Logana i dziadka Henry’ego drzemiących przed telewizorem w salonie. Obudzili się, kiedy weszła.

– Hazel Kelly, to ty?

– To ja, babciu. Jak się masz?

– Och, dobrze, dobrze. Jeśli jesteś głodna, znajdziesz coś w garnku.

– Nikt tego nie chce, kochanie. – Henry z miłością poklepał ją po nodze, a Estelle rzuciła mu gniewne spojrzenie.

Hazel się uśmiechnęła. To było jak powrót do domu z Loganem jeszcze w szkole średniej. Dawno temu adoptowali się jako rodzeństwo, ponieważ żadne z nich go nie miało.

– Właściwie to najadłam się pianek z ogniska. Przyszłam tylko skorzystać z łazienki.

– Okej, kochanie. Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

Hazel skinęła głową i poszła korytarzem do małej łazienki obok kuchni. Wciąż miała tę samą wyblakłą tapetę i tę samą podłogę wyłożoną niebieskimi kafelkami. Spojrzała w lustro i zobaczyła to samo odbicie, które widziała w liceum.

No, może nieco inne. Trochę starsze.

Ale ona czuła się tak samo.

Stara dobra Hazel.

Czy można mieć wspomnienia rzeczy, których się nie robiło? Stojąc w łazience Logana, nie mogła powstrzymać się od przypominania sobie wszystkiego, czego nie zrobiła. Na przykład tego, że nigdy nie opuściła ani jednego dnia w szkole, ponieważ za bardzo się martwiła, że przegapi coś ważnego. Albo że w szkole średniej upiła się tylko raz i to tutaj, na farmie, i wtedy poczuła się tak winna, że przyznała się do tego babci.

Podczas studiów także mieszkała w domu. Nie chodziła do klubów, nigdy nie miała przygody na jedną noc, nie została aresztowana.

Okej, trzeba przyznać, że może i dobrze, że nigdy nie została aresztowana, ale chodzi o to, że nigdy nie zachowywała się lekkomyślnie, ani trochę.

Ogólnie Hazel lubiła siebie. Lubiła swoje życie. Jednak nadal nie mogła pozbyć się wrażenia, że czegoś jej brakuje. Że wszystkie dziury w jej wspomnieniach zamieniały się w coś w rodzaju żalu. Żalu, którego nie chciała zabierać ze sobą do swojego życia po trzydziestce.

Pomyślała o uśmiechach Noah, tych przekrzywionych książkach i zbieraniu jagód. Może nie musiała tkwić w miejscu. Może przez następne dwa miesiące mogłaby być… zabawna. Mogłaby się dobrze bawić, prawda? Po to właśnie było lato, czyż nie?

Deski podłogowe zaskrzypiały pod jej stopami, gdy przechodziła przez kuchnię, chwytając ze stołu wino, które Jeanie zapomniała przynieść.

Zabawa. Przygoda. Odrobina lekkomyślności…

Mogłaby to zrobić.

Zacznie dziś wieczorem.

Wyszła bocznymi drzwiami, tymi, które prowadziły do prywatnego ogrodu dziadka Henry’ego, i spotkała ją niespodzianka. Krzaki jagód! Na farmie Logana były krzaki jagód, o których zupełnie zapomniała. Stała na skraju ogrodu, ciemność wkradała się na krawędzie nieba, a ona w każdym calu czuła się na swój wiek. Nie była już w szkole średniej ani na studiach. Nie mogła wrócić i zmienić przeszłości, niespecjalnie tego chciała. Ale w miesiącach poprzedzających urodziny chciała wyjść poza siebie. Odpuścić sobie. Być młodą i zabawną, mieć dwadzieścia kilka lat, zanim będzie za późno.

I możliwe, że nawdychała się dymu z ogniska, ale fakt, że znalazła się dokładnie w miejscu, o którym przeczytała w zaznaczonym fragmencie w przekrzywionej książce, wydawał się zbyt oczywistym znakiem, by mogła go zignorować. Książki były kluczem do przeżycia przygody. Najwyższy czas, żeby zacząć być czujną.

Tytuł oryginalny: The Cinnamon Bun Book Store

Tłumaczenie: Agnieszka Moore

Redakcja: Joanna Jeziorna-Kramarz

Korekta: Agnieszka Śliz

Cover illustration © Kelley McMorris/Shannon Associates

Cover design by Lucy Bennett/HarperCollinsPublishers Ltd

Adaptacja okładki polskiego wydania i skład: Amadeusz Targoński | targonski.pl

Opracowanie wersji elektronicznej: Karolina Kaiser |

Copyright © Laurie Gilmore 2024

All rights reserved.

Laurie Gilmore asserts the moral right to be identified as the author of this work.

One More Chapter a division of HarperCollinsPublishers Ltd

First published by Harper Collins Publishers Ltd 2024

Copyright © 2025 for this Polish edition by MT Biznes Ltd.

All rights reserved.

Copyright © 2025 for this Polish translation by MT Biznes Ltd.

All rights reserved.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2025

Ta książka jest dziełem fikcji. Imiona, postacie, miejsca i zdarzenia są albo wytworem wyobraźni autora, albo są użyte fikcyjnie. Każdy podobieństwo do rzeczywistych osób, żyjących lub zmarłych, wydarzeń lub miejsc jest całkowicie przypadkowe.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują.

Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło.

A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl.

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

MT Biznes Sp. z o.o.

www.wydawnictwoendorfina.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8231-765-7 (epub)

ISBN 978-83-8231-766-4 (mobi)