Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Kolejna powieść uznanego polskiego kryminologa, Piotra Chomczyńskiego. Tym razem odważnie eksploruje przestrzenie, które kryją sekrety mogące zagrozić niejednej reputacji.
W świecie, gdzie namiętność przeplata się z tajemnicami, prokurator Maja Nowicka wchodzi do gry, w której nie ma zasad.
Brutalne morderstwo w ekskluzywnym klubie swingersów to tylko początek koszmaru. Gdy tropy prowadzą do ludzi, którzy zrobią wszystko, by ich sekrety nie wyszły na jaw, Maja musi zaryzykować więcej niż kiedykolwiek. Ktoś obserwuje każdy jej ruch. A ona wie, że jeśli się pomyli – stanie się kolejną ofiarą. Aby zdobyć dowody, Maja wchodzi do gry pod przykrywką – i przekonuje się, że w tym świecie nikt nie jest tym, za kogo się podaje.
Śledztwo ściąga uwagę kogoś, kto nie cofnie się przed niczym, by chronić swoje tajemnice. Im głębiej Maja drąży, tym bardziej zbliża się do człowieka, który nie może znieść własnej niewidzialności. Czy prokurator Nowicka zdoła go powstrzymać, zanim lista ofiar się wydłuży?
Mroczna gra pozorów, w której żądza i obsesja prowadzą prosto do śmierci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 537
Data ważności licencji: 10/1/2030
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 15 godz. 42 min
Lektor: Giurow DianaDiana Giurow
Projekt okładki: Karolina Żelazińska-Sobiech
Redakcja: Anna Rozenberg
Redaktor inicjujący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Justyna Techmańska, KM
© by Piotr Chomczyński
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025
ISBN 978-83-287-3406-7
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz
Dla tej książki zrobisz okładkę z gazety. Tylko tak zdołasz się ukryć przed otoczeniem.
Mężczyzna jeszcze raz upewnił się, że jest w domu sam. Już od rana czuł, że potrzebuje prywatności i nie chciał, żeby mu przerywano. Nie potrafił się na niczym innym skoncentrować. Czekał na swoją nagrodę. Przez cały dzień próbował stwarzać pozory, ale wychodziło mu to coraz gorzej. W pewnym momencie obawiał się, że skupi uwagę innych na sobie, a tego za wszelką cenę wolałby uniknąć. Czuł, że jego samopoczucie się pogarsza i desperacko potrzebuje tej jednej konkretnej rozrywki, która choć na wyciągnięcie ręki, to jednocześnie jest najbardziej strzeżonym sekretem. Upragniona chwila nadchodziła i świadomość tego przyprawiała go o szybsze bicie serca. Uwielbiał ten długo wyczekiwany moment. Raz jeszcze sprawdził, że drzwi wejściowe są zamknięte, a domofon działa prawidłowo. Podszedł do niewielkiego barku, z którego wyjął butelkę, i nalał sobie do szklanki ulubionej whisky. Wziął łyk i poczuł, jak alkohol przyjemnie rozlewa się po całym ciele.
– Wyśmienite – mruknął z zadowoleniem.
Podszedł do okien i nieśpiesznie zaciągnął rolety. Zerknął na zegarek, dobiegała szesnasta, co oznaczało, że ma dla siebie jeszcze prawie półtorej godziny. Z zamykanego na klucz biurka wyjął tableta. Po wygenerowaniu jednorazowego kodu na specjalnej aplikacji i wpisaniu go razem z hasłem, odblokował urządzenie. To dopiero początek skomplikowanego procesu uwiarygodniania dostępu do materiałów przechowywanych w chmurze. Były one zaszyfrowane wielopoziomowo, by ryzyko, że dostaną się w niepowołane ręce, równało się zero.
Od upragnionej nagrody dzieliło go już tylko kilka kroków, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mężczyzna schował urządzenie do szuflady biurka i wybiegł z pokoju jak oparzony. Miał nie więcej niż dwie minuty, zanim system zabezpieczeń automatycznie go wyloguje i będzie musiał zaczynać od nowa. Zerknął przez wizjer i otworzył drzwi.
– Dzień dobry, paczka – pierwszy odezwał się kurier.
– Dziękuję – odpowiedział gospodarz, wyciągając rękę i zerkając na zegarek. Zostało półtorej minuty.
– Jeszcze podpisik będzie. – Kurier wyciągnął z kieszeni urządzenie.
– Coś jeszcze? – zapytał mężczyzna z coraz gorzej skrywanym zniecierpliwieniem.
– Nie, to tyle. Chyba że mogę zostawić jeszcze paczkę dla sąsiadów. – Kurier złożył ręce jak do modlitwy.
– Nie może pan. Do widzenia! – burknął i zatrzasnął drzwi.
Po drodze do pokoju rzucił przesyłkę na kanapę. Gdy sięgał do biurka po tablet, jego ręce się trzęsły. Kilkanaście sekund przed czasem kliknął dalej i potwierdził swoją tożsamość. Zdążył przed automatycznym wylogowaniem i powtarzaniem czasochłonnej procedury uwierzytelniania.
– Co za pech. – Wypuścił powietrze z płuc.
Po chwili ekran wypełniły różne katalogi, ale mężczyzna dokładnie wiedział, czego dziś potrzebuje najbardziej. Zamierzał kontynuować oglądanie filmu, który zakupił kilka dni temu. Przedstawiał on rozpiętego na służącym do praktyk BDSM krzyżu nieszczęśnika w masce starca. Stalowa linka przyczepiona do instalacji wpijała mu się w szyję, jednocześnie unieruchamiając ją. Miał na sobie jedynie bokserki. Jego przytłumione krzyki wypełniały niewielkie pomieszczenie, którego ściany pokryte były starą, odłażącą płatami tapetą. Silne światło stroboskopowe dokładnie doświetlało każdy fragment pokoju. Do jego sutków podłączono kable. Postać kryjąca się w rogu pomieszczenia okryta była czarnym płaszczem maskującym szczegóły wyglądu. Maska wenecka zaciągnięta szczelnie na twarz oraz pomalowane paznokcie u rąk sugerowały, że mogła być to kobieta. Na umówiony znak włączyła niewielkie urządzenie przypominające prostownik do ładowania akumulatora i przekręciła w prawo potencjometr. Rozpostarty na krzyżu człowiek zaczął krzyczeć i łkać na przemian. Na materiale majtek pojawiła się plama. Oglądający zastopował film i westchnął. Dotknął palcem ekranu, jakby chciał jeszcze bardziej poczuć klimat tego, co działo się w tym niewielkim pokoju. Spierzchnięte z podniecenia wargi nawilżył whisky i jednym haustem wypił resztę zawartości szklanki. Po raz ostatni skupił wzrok na nabrzmiałej tętnicy szyjnej nieszczęśnika.
– Następnym razem usiądę w pierwszym rzędzie – wymamrotał, dysząc ciężko. Jego kąciki ust uniosły się w uśmiechu.
Widziałeś może moje szpilki?
– Kochanie, jakiś czas temu wspominałaś swojej znajomej, że właśnie zakupiłaś dwusetną parę, a od tego czasu upłynęło kilka miesięcy. Doprawdy ciężko mi znaleźć te właściwe – odparł łagodnie Adam, mocując się ze spinkami do mankietów. Wiedział, że za chwilkę to on będzie prosił żonę o przysługę.
– Nalejesz mi wina? – spytała Majka tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Adam zniknął za drzwiami. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Prośba o wino przybrała już formę rytuału, choć wcale nie chodziło o kieliszek szkarłatnego alkoholu. A jedynie o pretekst, by mąż opuścił na moment sypialnię.
Majka ściągnęła bluzkę i odwróciła się do lustra tyłem, po czym zerknęła przez ramię. Potężna blizna szpeciła skórę. Choć od tego incydentu minęło już tyle czasu, to nadal trudno jej było przełamać się, żeby przy dziennym świetle paradować nago przed Adamem. Miała wrażenie, że każdego dnia na nowo przyzwyczaja siebie i męża do tego, co wydarzyło się kilka lat temu.
Na początku znajomości Adam zapytał raz o ślady poparzenia na plecach. Obiecała mu wtedy, że opowie o wszystkim, gdy będzie gotowa. Ten moment jednak nigdy nie nadszedł. Oprócz niej prawdę znały jedynie dwie osoby. Jej bezpośredni szef i hiszpański agent Europolu rezydujący w małym miasteczku La Linea de Concepcion na południu Hiszpanii, tuż obok Gibraltaru.
Nie, nie zamierzam dziś o tym myśleć, zdyscyplinowała samą siebie, podchodząc do lustra.
Dziś nikt i nic nie popsuje mi tego wieczoru!
– Jestem już prawie gotowy. – Adam wyrwał ją z rozmyślań, informując tym samym, że bez jej pomocy poradził sobie ze spinkami.
– Daj mi jeszcze moment! – krzyknęła, poprawiając ramiączko sukienki tak, by cała blizna została przykryta. Teraz jeszcze tylko ostatni rzut oka na makijaż i nieco przeciągłe spojrzenie na okolice prawego ucha.
– Wzywam taksówkę. – Głos Adama zdradzał uzasadniony niepokój, że za chwilę się spóźnią, i to znacznie.
– Już kończę, nie poganiaj mnie – burknęła, wyjmując z opakowania ostatnią parę swoich ulubionych pończoch.
Ich zakładanie przypominało saperską robotę, gdzie każdy nieostrożny ruch mógł zadecydować o niepowodzeniu. Odetchnęła z ulgą, gdy lustro ostatecznie zweryfikowało, że jest gotowa brylować na balu prawników i lekarzy. Dziś szczególnie potrzebowała spojrzeń wyrażających uznanie dla jej stroju i urody. Asymetryczna srebrna sukienka doskonale uwydatniała jej kobiece kształty. Zgrabne nogi w wysokich czółenkach dodatkowo nadawały jej figurze strzelistości.
Wiedziała, że dziś będzie bawić się doskonale, przynajmniej taki miała zamiar. Uwielbiała te coroczne bale, które z jednej strony były festiwalem próżności, lecz z drugiej pozwalały oderwać się od codziennych obowiązków. Poza tym takie spotkania dawały jej okazję, by trochę pokokietować i wysłuchać najnowszych ploteczek w gronie warszawskiej śmietanki towarzyskiej. Choć w odróżnieniu od większości koleżanek i kolegów nie pochodziła z rodziny prawniczej, po jakimś czasie doskonale odnalazła się w tym towarzystwie. Była ciekawym egzemplarzem. Średnia ze studiów prawniczych niemalże gwarantowała jej dowolną aplikację sędziowską, ona jednak twardo upierała się na prokuratorską. Ta w większości skupiała pochodzących z małych miasteczek absolwentów prawa. Często pierwsi z rodziny mogli pochwalić się wyższym wykształceniem, a już na pewno ukończeniem prestiżowego kierunku w dużym mieście.
– Wyglądasz olśniewająco – skomplementował ją Adam, dotykając jej ramienia i przesuwając dłoń w stronę talii.
– Chodźmy już – ucięła Majka.
Nie lubiła tego, jak ją dotykał. Było w tym coś przyjacielsko–ojcowskiego, co wraz z upływem czasu coraz trudniej akceptowała. Poznali się w trudnym dla niej czasie, gdy mierzyła się z chorobą ojca i rozstaniem, więc nic dziwnego, że Adam ją pocieszał. Chcąc nie chcąc, wszedł tym samym w rolę opiekuna, a nie kochanka i partnera. Późniejsze jego próby dodania pikanterii do ich związku były spóźnione i wychodziły coraz bardziej sztucznie. Sfera seksualna pomiędzy nimi od zawsze kulała, co frustrowało ich oboje, choć w różny sposób. Majka wiedziała, że dziś na balu zabłyśnie jako kobieta. Potrzebowała namiętności i flirtu, których nie doświadczała w małżeństwie.
Majka z radością przyjęła informację, że tegoroczny bal prawników i lekarzy będzie odbywał się w jednym z podwarszawskich dworków zaprojektowanym w stylu Mid Century. Patrzyła teraz, jak eleganckie sale wypełniały się gośćmi. Niektórzy z przybyłych preferowali otwarte przestrzenie, by nacieszyć swe ego szeroką publicznością. Inni kryli się w niezliczonych zakamarkach pokoi, przejść i zaułków. Te stwarzały pozory prywatności i anonimowości.
Prokurator Nowicka wybrała półśrodek, podeszła do bocznego baru oferującego mocniejsze drinki w oddaleniu od sali tanecznej. To miejsce było idealne do obserwacji.
– Dziś na smyczy? – odezwał się wysoki sędzia z wydziału karnego.
– Chyba podobnie jak ty. – Majka trafnie się odcięła. Jednocześnie zgrabnie podmieniła pusty kieliszek po prosecco na kolejny, gdy tylko taca wraz z kelnerem niespodziewanie wyrosła tuż przed jej twarzą.
– I zupełnie nic? – kontynuował, opierając się o bar. Jego kruczoczarne, lekko kręcone włosy i śniada cera działały na kobiety jak magnes. Oboje stali tam już prawie kwadrans. Na własnej skórze doświadczali einsteinowskiej względności czasu, który płynął im zdecydowanie szybciej niż ich drugim połówkom na drugim końcu sali.
– Zależy od tego, co nazywasz zupełnie – odparła, lekko wysuwając stopę z czółenek na szpilce.
Tyle wystarczyło, by oczy sędziego nawykłe do jaskrawego światła zaczęły rozróżniać obrazy w półcieniu. French kontrastował z cienkimi pończochami, które bardziej przypominały mgiełkę niż materiał. Majka wiedziała, że ten widok wraz z delikatną bransoletką na kostce sprawi, iż Krzysiek zaraz odejdzie z niewielkim wybrzuszeniem w okolicach krocza.
– Mam teraz wrócić do stolika?
– Chyba tak bym ci doradzała, biorąc pod uwagę, że twoja żona już zaczyna się rozglądać – odparła, zostawiając na kieliszku ślad po pomadce.
– Żona to nie problem – skłamał, wzruszając ramionami.
– Doprawdy?
– Widziałaś tego wieprza? – spytał, zmieniając niewygodny temat i uciekł wzrokiem w głąb sali.
– Masz na myśli senatora Pacholaka? – Majka uśmiechnęła się wymownie, kierując spojrzenie na niewielkie zgromadzenie po drugiej stronie baru.
– Trudno go nie rozpoznać. Na takich imprezach otacza go wianuszek aplikantów marzących o szybkiej karierze. – Krzysiek skrzywił się, jakby wziął łyk zepsutego mleka.
– Kim on właściwie jest?
– Jeszcze parę lat temu piąty garnitur z Podkarpacia. Jest obrotny i bez własnych poglądów.
– W polityce to na wagę złota, więc chyba wyszło mu na dobre? – spytała, znając odpowiedź.
– Jest przewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Ma bezpośredni dostęp do ministra sprawiedliwości. Może bardzo dużo. Nie ma znaczenia, że nawet do pięciu samodzielnie nie zliczy.
– Ale jakiś dyplom chyba ma?
– Tak, kupiony na odpuście.
– Na odpuście? – powtórzyła.
– Może nawet dosłownie na odpuście kościelnym, bo z klerem też dobrze trzyma. Pozwól, że zmienię temat. Do której zostajesz? – Krzysiek uśmiechnął się dyskretnie.
Majka poczuła ulgę. Temat kleru stanowił dla niej swego rodzaju tabu i wyjątkowo niechętnie o nim rozmawiała. Z biegiem lat nauczyła się trzymać na wodzy emocje, które w niej wywoływał.
– To bal prawników i lekarzy, więc podejmujemy decyzję wspólnie z mężem – kokietowała dalej, bawiąc się kosmykiem włosów.
Doskonale wiedziała, że i Krzysiek musi się liczyć ze zdaniem żony. Ona jako notariusz w zasadzie utrzymywała ich rodzinę, biorąc pod uwagę dysproporcje w zarobkach. Z wielu względów opór Krzyśkowi po prostu się nie opłacał, nawet jeśli w apelacji był uznawany za wschodzącą gwiazdę.
– Pewnie jeszcze się przetniemy – odparł, niewidocznie wznosząc toast.
– Och, nie obiecuj – westchnęła, udając orgazm, i odstawiła pusty kieliszek.
– Suka – syknął na odchodnym i strzepując niewidoczny pyłek ze smokingu, skierował się w stronę stołu.
Co ona ma takiego w sobie, że faceci z branży bez względu na kolor togi marzą, by ją zerżnąć?, zadawał sobie pytanie.
Gdy parę lat temu spotkał ją jako jeszcze nieopierzoną prokuratorkę z okręgu, była bardziej pokorna. Kiedy mijał ją na korytarzu sądu apelacyjnego, akurat szykowała się do jednej z rozpraw. Nerwowo wczytywała się w akta jednego z bandziorów grupy mokotowskiej. Wystające spod ołówkowej spódnicy zakończenia brązowych pończoch prześladowały go potem kilka tygodni. Wkrótce po jednym z posiedzeń jego marzenia się spełniły. Poczuł własnymi dłońmi, w jaki sposób materiał o grubości pięć den oddaje temperaturę kobiecej skóry.
– Gdzie byłeś? – szepnęła Jadwiga, elegancka kobieta o posągowej urodzie i długiej szyi ozdobionej sznurem pereł. – Wzbudzasz powszechną wesołość swoim przywiązaniem do spódniczek.
– Ten stolik bardziej przypomina hospicjum niż miejsce integracji – odciął się Krzysiek. Ziewając, skupił wzrok na śledziu w oleju i sałatce z brukselki, które zalegały na jego talerzu.
– Może gdybyś przejął inicjatywę i dla odmiany zaproponował napełnienie kieliszków nam wszystkim, to każdemu wyszłoby to na dobre – westchnęła pod nosem.
– Te spotkania są nudne jak flaki z olejem i nic tego nie zmieni – mruknął.
– Mam świadomość, że nie dorównują wyjazdom integracyjnym, gdzie te aplikanckie zdziry prześcigają się w odgadywaniu życzeń swoich protektorów – burknęła cicho Jadwiga.
– Mamy chyba lepsze tematy przy stoliku? – odparł z uśmiechem, który coraz słabiej maskował irytację.
– Niewiele mnie to interesuje, ale przestrzegam cię przed publicznym upokarzaniem mnie – fuknęła Jadwiga, sięgając po butelkę czerwonego wina.
Udział w tej dyskusji był dla niej uwłaczający. Pochodziła z rodziny prawniczej, która od pokoleń zasiadała w sądach najwyższych, radach adwokackich, i innych elitarnych gremiach. Zerkała spod przymkniętych powiek na męża, który niezdarnie ukrywał telefon pod stołem.
Chwilę potem nadszedł cichy dźwięk esemesa. Jadwiga z niesmakiem obserwowała przemianę na twarzy Krzyśka. Jego mimika ujawniała zastrzyk dopaminy, która teraz krążyła w żyłach.
– To jak? Co pijecie? Z tego, co widzę, to na stole niewiele ubyło. Zaczynamy imprezę? – zagaił rozpromieniony Krzysztof, jakby był posiadaczem szczęśliwego losu na loterię.
– My z mężem chyba będziemy się powoli zawijać – odparła puszysta radczyni prawna, dominując małżonka.
– O nie, nie, nie! Stanowczo nie pozwalam! – zawołał Krzysztof, wyczuwając, że pojawia się chwila, w której może użyć trochę swojej władzy, a jednocześnie zagrać żonie na nosie.
W takich momentach Jadwiga nienawidziła swego męża. Irytowała ją nie tylko zmiana jego zachowania, ale przede wszystkim przyczyna.
– Ależ, panie sędzio – oponowała radczyni.
– Krzysztof, przestań – szepnęła Jadwiga, widząc doskonale, do czego zmierza ten teatrzyk.
– No dobrze, niech będzie – odparła przyparta do muru radczyni.
– A pozostali się nie przyłączą? – spytał zawadiacko inicjator.
– No może malutkiego kuśtyczka – zawtórował inny sędzia z rejonu, który wyczuł w lot sprzyjające okoliczności, by poznać kogoś z sędziowskiego olimpu.
– Bardzo dobrze! Właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Jadwiga wiedziała, że skoro Krzysztof przejął pałeczkę, to impreza osiągnie finał dopiero, gdy siedzący przy stoliku skończą z twarzami w sałatce. Jego dwubiegunowy nastrój bywał bardzo irytujący, zwłaszcza dla niej. Albo był duszą towarzystwa, albo uparcie milczał, gasząc w zarodku każdy temat. Dziś sama nie wiedziała, co byłoby lepsze.
– Czy dla kogoś nowa zastawa? – przerwał w porę kelner, skupiając na sobie wzrok wszystkich przy stoliku. – Za chwilę pojawią się ciepłe przekąski.
To był ten moment, w którym Krzysztof oderwał się od upijania zebranych dookoła biesiadników. Kątem oka dostrzegł Majkę wstającą z krzesła parę stolików dalej. Zerknął na komórkę, odblokowując treść nowej wiadomości: „twoja strata ❤”.
Cholera! – szepnął. Pięć minut temu miał na chwilkę odejść od towarzystwa.
– Co robisz? – zapytała dyskretnie Jadwiga.
– Muszę na moment do toalety.
– Tylko wracaj zaraz, bo sama nie dam sobie rady – odparła.
– No odbierz! – szepnął przez zęby Krzysztof, przedzierając się pomiędzy stolikami.
Miał dosłownie chwilę, a Majka obiecała mu mały prezent. O niczym innym nie myślał od momentu otrzymania wiadomości, którą pospiesznie skasował.
Gdzie ona może być? – mruknął, rozglądając się dookoła.
– Czy mogę w czymś pomóc? – spytała recepcjonistka.
– Szukam kobiety, srebrna sukienka.
– Pańska koleżanka chyba poszła na górę – oznajmiła dziewczyna za ladą. Gdyby jej wspomnienia zostały opublikowane, mogłyby pogrzebać kilka prominenckich karier.
– A tak, dziękuję, mieliśmy zamienić słówko, a nigdzie jej nie mogę znaleźć – skłamał bez zająknięcia.
– Do usług – odparła, uśmiechając się delikatnie.
Krzysztof poszedł we wskazanym przez nią kierunku.
– Że też wszyscy faceci, gdy coś planują na boku, zawsze czują się w obowiązku tłumaczyć. Im bardziej szczegółowo, tym bardziej zamierzają nagrzeszyć – szepnęła do siebie.
– O, tu jeste… – nie dokończył.
Widok wyłaniającej się sylwetki Majki zmroził go, choć chwilę temu przemierzał stopnie schodów po dwa. Marmurowa poręcz stopniowo odsłaniała poszukiwaną. Na jej plecach widział zaplecione ręce kelnera, który pochłonięty był namiętnym całowaniem dziewczyny. Jej zgięta w kolanie noga oparta o ścianę odsłaniała zakończenie pończoch i fragment uda…
Nie mógł dostrzec, że prokuratorka od razu zauważyła kryjącą się w cieniu postać obserwatora. Wiedziała, że znajdzie się dokładnie w tym miejscu i jak po nitce wpadnie w pułapkę. Domyślała się, że podąży za nią. Zatrzymała się w takim miejscu, z którego stojąca w półświetle postać podglądacza była doskonale widoczna. Gdy uznała, że już wystarczy i odwet za przegapienie jej esemesa, już się dokonał, zdecydowanym ruchem odepchnęła kelnera. Przekreśliła tym samym jego nadzieje na bardziej obiecujący wieczór.
– Już? – spytał z nieukrywanym żalem w głosie.
– Tak, już!
– Myślałem, że …
– Wrzucę wam opinię na google maps, że dbacie o klientów, może być?
– Spotkamy się jeszcze kiedyś?
– Nie żartuj, przygodni faceci są po to, by ich zmieniać jak zaciągnięte pończochy – odparła, kierując się w stronę schodów.
– Ty tutaj? – wyjąkał Krzysztof, gdy Majka była już na tyle blisko, że prawie na siebie wpadli.
– W zasadzie już wracam. A ty co tu robisz? – spytała, wkładając wiele wysiłku w udawanie zaskoczenia na widok sędziego.
Jej kokieteryjna natura doskonale wpasowywała się w słodką zemstę na koledze, który w porę nie wymknął się na spotkanie. Flirtując, lubiła czuć, że dyktuje warunki.
– Hmmm, szukałem cię.
– Trochę za późno. – Uśmiechnęła się, odgarnęła włosy i porawiła sukienkę.
– Właśnie widzę – odparł Krzysiek, którego puls nadal zapowiadał stan przedzawałowy.
– Podpatrywałeś?
– Niechcący, właśnie cię szukałem.
– Zboczuch – powiedziała, całując go w usta.
– A to za co?
– Nagroda pocieszenia. – Majka uśmiechnęła się, zerkając w przelocie na swoje odbicie w lustrze. Przemknęła w nim zgrabna brunetka o śniadej cerze współgrającej z jasnoniebieskimi oczami. Dobrze zaznaczone kości policzkowe nadawały jej urodzie posągowego sznytu. To był ten dzień, w którym czuła się bardzo dobrze we własnym ciele.
– Myślałem, że mogę liczyć na coś więcej. – W jego głosie dało się wyczuć zawód.
– Na co?
– Szybki numerek byłby jak najbardziej na miejscu – odchrząknął, rozglądając się dyskretnie na boki. W jego spojrzeniu było coś obleśnego, co skutecznie studziło jej ochotę na flirt.
– Krzysztofie, spokojnie – odpowiedziała powoli, nie chcąc go urazić.
– Po tym wszystkim myślałem, że… – urwał w połowie.
– Mojej wdzięczności wobec ciebie z pewnością nie będę okazywać w ten sposób – odcięła się. Zobaczyła w jego oczach mieszaninę pożądania i upojenia alkoholem, którego sobie nie żałował. – Widzimy się na sali – dodała pojednawczo, wymijając go i schodząc na dół.
– O, jesteś wreszcie. – Lekko siwiejący na skroniach mężczyzna wstał od stolika z nieskrywanym entuzjazmem. Jego wzrok zdradzał, że stracił poczucie czasu ulatniające się wraz z kolejnymi kieliszkami wódki.
– Jestem, jestem – odparła Majka przepraszającym tonem. – Tylu lekarzy, a nikt nie zabrał ze sobą „przeciwbóli” – zażartowała, wiedząc, że jej mąż także ich przy sobie nie ma.
Adam był od niej sporo starszy, lecz trzymał się doskonale. Ludzie dawali mu czterdzieści kilka lat, gdy w rzeczywistości dwa lata temu przekroczył pięćdziesiątkę. Dobrze skrojony garnitur na wymiar, staranna fryzura i pewne ruchy definiowały go jako faceta, a także autorytet na oddziale kardiologicznym.
– No i co było dalej? Umieram z ciekawości! – spytała Dagmara, młoda rezydentka ewidentnie zainteresowana opowieścią jednego z lekarzy, którą przerwała Majka. Nowicka zauważyła, że dziewczyna, wsłuchując się w szpitalne historie, co jakiś czas zerkała na Adama. Jej spojrzenie daleko wykraczało poza zwykłą relację zawodową. Uśmiechnęła się w duchu.
Nowicka czuła na ustach ostatnie namiętne pocałunki. Wzdrygnęła się na samą myśl i zdyscyplinowała, by o tym teraz nie myśleć. Przypomniała sobie, jak zamiast czytać lekturę szkolną, pożerała strony jakiegoś francuskiego erotyka. Jego okładkę musiała zawijać w gazetę, zanim puściła go dalej w obieg. W przekonaniu terapeutki, do której trafiła po śmierci ojca, jej dalsze losy były efektem buntu przeciwko surowej matce. Jej burzliwy związek z pierwszym facetem przepełniony był namiętnością. Mimo sprzeciwów rodziny po dwóch latach wzięła ślub. Gdy się rozstali, związała się dla odmiany ze sporo starszym lekarzem, który bardziej był jej opiekunem niż partnerem. Po jakimś czasie doszła do wniosku, że jeśli istnieje idealny mężczyzna, to musi się składać z jej pierwszego i obecnego męża.
– A no nic, facet nadal się upierał, że usiadł przypadkowo na flakoniku perfum, które w ten sposób znalazły się w jego odbycie. To jedyny przypadek, gdy zamiast smrodu na sali unosił się zapach perfum – kontynuował opowieść jeden z lekarzy.
– Jak to? – dopytywała rezydentka, zerkając co chwilę na Adama.
– A no jak przysiadał lub się poruszał, uruchamiał atomizer, rozsiewając nutę włoskiej mandarynki. – Zaśmiał się z niewybrednego żartu.
– Co to za perfumy? – Grubawy radca prawny z przekory drążył temat, ewidentnie starając się dla żartu obrzydzić żonie gulasz.
– To jest najciekawsze – odparł, zanosząc się śmiechem chirurg. – Naszym oczom ukazał się flakon przypominający sztabkę złota.
– Nie mów, że facet miał w dupie perfumy 1 million Paco Rabanne – zawtórował inny lekarz.
– Tak! Ordynator na odprawie zapytał: „co to jest: ma w dupie milion, a pachnie mandarynką?”.
Wszyscy buchnęli śmiechem, poza Majką, którą niespodziewanie naszły myśli o wszystkich tych tajemnicach, które nosiła w sobie. W tym momencie szczególnie uwierała ją ta jedna, najbardziej bolesna.
– Napijesz się czegoś, kochanie? – Z letargu wyrwał ją Adam, kładąc rękę na ramieniu.
Nie znosiła tego, uważając, że to bardziej ojcowski niż męski gest. Nie chcąc ranić partnera, zawsze wytrzymywała te kilka sekund.
– Wódkę ze spritem – odparła wybudzona nagle z rozmyślań.
– Jak się poznaliście? – spytał lekarz, który przed chwilą uraczył towarzystwo opowieścią o perfumach.
– W taki sposób jak większość kardiologów ma szanse kogoś poznać – oznajmił z uśmiechem Adam.
– To znaczy? – wtrącił radca, który zdawał się wyjątkowo dobrze odnajdywać w ciągnięciu ludzi za język.
– W szpitalu.
– Byłam z tatą na zabiegu ablacji. – Majka przyszła z pomocą Adamowi.
Nie miała ochoty rozmawiać o swojej traumie związanej z chorobą i śmiercią ojca. Był dla niej przyjacielem, kumplem, nauczycielem i wielkim autorytetem. Miała wrażenie, że wraz z nim odeszła część jej samej. Choć od jego odejścia minęło już tyle lat, nadal nękały ją sny z nim związane. Wtedy. zawsze nad ranem. płakała jak małe dziecko. Kochała matkę, ale to on był dla niej drogowskazem.
– Co to takiego? – nie przestawał radca.
– Tak jakbyś robił restart systemu, zatrzymujesz serce i uruchamiasz ponownie – objaśnił jeden z lekarzy.
– I od razu wpadliście sobie w oko?
– Mniej więcej – uzupełniła Majka, dodając element niepewności.
Chciała zachować w tajemnicy fakt, że była wtedy kilka miesięcy po rozwodzie z Piotrem. Wiecznie niewyspana, poirytowana, emocjonalnie pomiędzy byłym już mężem, z którym łączył ją nadal namiętny seks, a silnym postanowieniem, że to już ostatni raz. Niczego bardziej nie pragnęła w tym czasie niż namiastki stabilizacji. Kłopoty ze zdrowiem ojca także nie pomagały. Wtedy pojawił się on, cały na biało, w lekarskim fartuchu, z habilitacją w kieszeni i po prestiżowym stażu w Cambridge. Obiecujący kardiochirurg uleczył także i jej złamane serce.
– Pamiętam, jak przesiadywała przy łóżku taty. – Adam zerknął na żonę, dostrzegając w jej oczach, że nie ma ochoty na wspominki. Chciał dotknąć jej dłoni pod stołem, ale cofnęła rękę.
– Jak większość rodzin pacjentów, Adamie – zaśmiał się kolega z oddziału. – Mów, jak było naprawdę.
– Zaczęliśmy rozmawiać – odparła Majka, która postanowiła pomóc mężowi wybrnąć z kłopotu. Ponadto łatwiej jej było zmodyfikować opowieść, która była nieco bardziej zawiła.
– Tak po prostu? Ja ciągle strzępię język na rozmowach z pacjentkami i nic. Żadna nawet uwagi nie zwróci.
– Może zamiast go strzępić musisz nim trochę poruszać? – zażartowała Majka, sprawiając, że dalsza rozmowa przypominała spacer po polu minowym. A nikt nie chciał spowodować eksplozji jako pierwszy.
Ten poranek nie był dla Majki udany. Ból głowy, i utrzymująca się suchość w ustach były nie do wytrzymania. Gdy sięgała po wodę, by raz jeszcze przystąpić do nierównej walki z kacem, upuściła szklankę, która rozbiła się na drobne kawałeczki.
– Tu masz aspirynę, a tu wodę z cytryną i miodem – powiedział opiekuńczo Adam, przystępując do posprzątania szkła. Sprawiał wrażenie, jakby wczorajszy wieczór spędził na zajęciach jogi i saunowaniu.
– Jak ty to robisz?
– Piję po pół – oznajmił półżartem, obniżając nieco temperaturę w mieszkaniu.
Ich cztery kąty mieściły się w luksusowym apartamentowcu w ścisłym centrum Warszawy. Okna na wszystkie strony świata, basen na dachu, sauna, siłownia oraz prywatna winda dopełniały luksusu niedostępnego dla zwykłych zjadaczy chleba. Ich także nie byłoby na to stać, gdyby nie rodzice Adama, którzy od lat dziewięćdziesiątych prowadzili handel luksusowymi nieruchomościami w całym kraju.
– Zwykle mam taki zamiar przed imprezą, później wychodzi jak zawsze – mruknęła i połknęła leki.
– Musisz coś zjeść i wziąć prysznic, to zaraz poczujesz się lepiej. – Adam nie wychodził z roli lekarza nawet przez moment.
– Może podepnij mnie od razu pod kroplówkę.
– Wiesz, kiedyś jak prowadziłem zajęcia dla ratowników medycznych, to jeden z nich tak bełkotał, że go wyrzuciłem z sali. Po chwili koledzy wjechali z nim na wózku z kroplówką. Po godzinie zadawał już pytania – opowiedział, zaśmiewając się z własnej anegdoty.
– Świetna historia, choć dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam ją już kilkukrotnie.
– Zamawiam ci wegeburgera z frytkami i lecę na basen.
– Pamiętaj o coli.
– Niech ci będzie – odpowiedział tym razem bez wymówek, choć zwykle krzywił się na myśl o tym napoju, który w jego przekonaniu powinien być wycofany ze sprzedaży.
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Majka zerknęła na telefon. Oprócz standardowych powiadomień z profili społecznościowych były tam także dwie wiadomości. Jedna od Anki, jej przyjaciółki jeszcze ze studiów, a druga od byłego męża. Tę zdecydowała się otworzyć: „Jak spędzasz karnawał?”. Tym razem nie chciała wchodzić w tę spiralę esemesów, czasami kończących się spotkaniem w restauracji. Zawsze miała po nich kaca moralnego.
Piotr był zdecydowanym przeciwieństwem Adama. Spontaniczny, szalony, nieodpowiedzialny, żyjący imprezami, rautami i bankietami. Absolwent klasy rzeźbiarskiej Akademii Sztuk Pięknych o niewielkim potencjale artystycznym w porównaniu z talentem towarzysko–biznesowym. Jego studia wypełniały melanże i imprezy, na których zapoznawał się z kapryśną societą dużych miast.
Majka doskonale pamiętała moment, w którym poznała dwa lata starszego od siebie chłopaka. Jego burza blond włosów współgrała z nieodłącznym skrętem w kąciku ust. Siadając głęboko w fotelu, oddała się wspomnieniom sprzed prawie dwóch dekad.
– Czy moglibyście ściszyć tę muzykę? – spytała, wparowując do jednego z pokojów uniwersyteckiego akademika.
– Nie lubisz reggae jungle? – odezwał się Piotr, po czym zaciągnął się ziołem i lekko wyprostował na jej widok. Domyślała się, że kuse spodenki oraz upięte z tyłu włosy i jasnoniebieskie przymrużone oczy dodawały jej jeszcze bojowego sznytu.
– Ani tej kociej muzyki, ani tym bardziej tych pojebanych basów, które z muzyką mają tyle wspólnego co ja z organami! – wrzasnęła, jedną ręką odgarniając włosy, a drugą trzymając notatki z prawa spółek handlowych. Chcąc nie chcąc zwróciła jednak uwagę na szczupłego, wysportowanego chłopaka. Nie miał on tego typowego dla studentów prawa zadęcia.
– Benny Page, Jamie Bostron… Nic nie świta?
– Podział, fuzja, przekształcanie spółek… – jakieś pomysły? – zrewanżowała się treścią ostatniego wykładu.
– Piotrek, daj jej spokój, niech zakuwa – pojednawczo wtrącił rudy student etnologii. Jako gospodarz tej spontanicznej imprezy jednocześnie miał najwięcej do stracenia w razie skargi na hałas. I tak cudem przemycił tu całe towarzystwo spoza akademika.
– W porządku, ściszę, jeśli w tym tygodniu znajdziesz chwilę, by napić się ze mną kawy i obejrzeć moje rzeźby – zaproponował Piotr, dorabiając drinki mocne jak podlaski bimber.
– Kawy nie pijam.
– A rzeźbę lubisz?
– Tak, sześciopak na brzuchu – odparła na odczepnego, po czym wyszła, nie dając namówić się na udział w imprezie.
Wracając do pokoju po udanej pacyfikacji, poczuła, że ten zadziorny, pełen przekory chłopak, miał coś w sobie. Jego zawadiacki sposób bycia na równi irytował i intrygował. Z pewnością wyróżniał się spośród mdłych i przewrażliwionych na swoim punkcie studentów, wśród których popłoch wywoływało szkolenie biblioteczne. Jego nonszalancki styl i bezczelne taksowanie jej wzrokiem przywodziło na myśl fantazje o nieokrzesanym samcu alfa, który najpierw bierze, a potem pyta.
– OK, dość! Jak zdam egzamin, to wtedy się zastanowię – mruknęła pod nosem, zerkając na opasły podręcznik, który zalegał na jej biurku jak wyrzut sumienia. Choć muzyka faktycznie przycichła, to teraz jej miejsce zajęły dość głośne dialogi, które przez cienkie ściany akademika było doskonale słychać. Alkohol i imprezowy nastrój skłonił chłopców z sąsiedniego pokoju do szczerych wynurzeń, którym Majka mimowolnie zaczęła się przysłuchiwać. – Eh, dawne czasy, pomyślała Majka, napuszczając wody do wanny. Na jej krawędzi znalazł się także drink, który odnosił większe sukcesy w walce z bólem głowy niż woda z miodem i cytryną.
Adam zawsze uderzał w punkt i miał rozwiązanie na każdą sytuację. Zawsze zastanawiała się, jaki był w swoim poprzednim związku, z którego miał dwoje prawie dorosłych już dzieci. Znała je, ale pobieżnie. Spotykała się z nimi kilka razy do roku, głównie w święta. Miała nieoficjalną umowę z mężem, w ramach której nie uczestniczyła w niczym i obserwowała z boku jego relacje z pierwszą rodziną. Jego zaangażowanie przypominało rzetelne wypełnianie jakiegoś harmonogramu. Ani Majka, ani jego dzieci, a tym bardziej była żona nie mieli potrzeby wzajemnej integracji. Dominowała więc życzliwa obojętność.
Ciepła kąpiel, alkohol i muzyka w tle pozwoliły jej zrekonstruować poprzedni wieczór. Krzysiek ewidentnie liczył na coś więcej niż obserwowanie jej figli zza poręczy, ale też mniej niż pełny numerek. Ten, ktoś z imprezowiczów mógłby z łatwością zamienić w skandal obyczajowy. Lubiła trzymać go na dystans, a gdy rezygnował po jakimś czasie, utrzymywała go nadal na orbicie takimi właśnie akcjami. Kontakt z nim schlebiał jej i karmił kobiecą próżność zarazem. Było coś jeszcze.
Okoliczności jej transferu z prokuratury rejonowej do okręgowej pozostawały niejasne. Jedni uważali, że to nagroda za sukcesy w „sprawie szantażystów”, zaś inni upierali się przy tym, że sprawę załatwiła przez łóżko, a jej cichy protektor roztacza nad nią parasol ochronny. Jedni i drudzy przyznali jednak, że szansę wykorzystała wzorowo. Sprawa o kryptonimie „Alkowa” nie należała do prostych i łatwo w niej było popłynąć, gdyż wśród szantażowanych osób sporo było gwiazd sportu, polityków i kilku profesorów. Majka do tej pory pamięta okoliczności tej sprawy.
– Proszę wezwać prokurator Nowicką – powiedział szef prokuratury rejonowej swojej sekretarce.
Marek był doświadczonym prokuratorem, który doskonale wiedział, skąd wieje wiatr. Pomimo kolejnych rządów i ich odmiennych wizji funkcjonowania wymiaru ścigania on stale utrzymywał się na powierzchni. Nie chodziło tutaj o znajomości, gdyż tych po prostu się nie dorobił. Jego talent zdecydowanie wyróżniał go na tle innych szefów. Potrafił dobrać właściwych ludzi do odpowiednich spraw, nawet jeśli oznaczało to konieczność podjęcia ryzyka. Tak było i w tym przypadku.
– Oczywiście, już proszę – odparła sekretarka, znikając za drzwiami.
Po chwili do gabinetu zapukała Majka.
– Dobrze, że jesteś, usiądź – zakomunikował bez ogródek, wstając od biurka i wskazał dłonią na niewielki narożnik ze stolikiem kawowym.
Pokój, który zajmował, mieścił się na pierwszym piętrze. Poważnym minusem był widok zza okna na obdrapane fasady budynków. Widok ten przeszkadzał kolejnym lokatorom jedynie przez pierwsze tygodnie urzędowania.
– O co chodzi? – zrewanżowała się w podobnym tonie, siadając w rogu sofy. W jej głosie dało się wyczuć podejrzliwość. Lustrowała jego twarz w poszukiwaniu wskazówek. Tych jednak nie znalazła w jego pokerowej minie.
– Masz ochotę na papierosa? – spytał, otwierając szeroko okno na wąską, ruchliwą uliczkę.
Nigdy do końca nie zrozumiał, a już na pewno nie zaakceptował tych nowych przepisów odnoszących się do higieny pracy. Co to znaczy, że nie można w robocie sobie zapalić, jeśli ma się na to ochotę? Zamiast tego trzeba szukać jakichś wydzielonych „przestrzeni dla palaczy”?
– Mam – oznajmiła Majka bez namysłu, biorąc udział w tej niewielkiej kontestacji obowiązującego status quo.
Jej zaciekawienie rosło. Nie każdemu szef pozwalał palić w jego gabinecie. Wstała i podeszła do okna. Podejrzewała, że za chwilę może paść ważna propozycja, a papieros ofiaruje jej tych kilka niezbędnych sekund, na zastanowienie się nad odpowiedzią.
Marek zaciągnął się dymem, zerknął na Majkę i wypuścił powietrze w kierunku otwartego okna. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej, jakby próbował przewidzieć, w jaki sposób zareaguje na jego słowa.
– Jest sprawa, duże ryzyko, duże nagrody. Zainteresowana?
– Tak. – Jej głos zdradzał determinację.
Ostatnie, co można o niej powiedzieć, to to, że się asekurowała. Wychodziła z założenia, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
– Gdybyś jednak zmieniła zdanie, to ta rozmowa zostaje pomiędzy nami – powiedział i zaciągnął się dymem.
– Oczywiście – przytaknęła konspiracyjnie, częstując się papierosem. Wzięła go do ust i przybliżyła twarz tak, by szef mógł użyczyć jej ognia.
– W porządku. Sprawa jest śliska, gdyż dotyczy kilku ważnych osób. – Nie spuszczał z niej wzroku.
– O co dokładnie chodzi? – Majce coraz trudniej było ukryć zaciekawienie. Instynktownie wyczuwała, że coś się święci. Zaciągnęła się dymem i wypuściła błękitnawą strużkę ustami.
– Całość masz w aktach, ja ci to jedynie nakreślę w kilku słowach. – Marek rzucił okiem na dokumenty na biurku. – Zorganizowana grupa przestępcza składa się z kilku osób, kierowanych przez faceta w średnim wieku. Dobrał sobie kilka pań i panów, by uwodziły majętne osoby, mające sporo do stracenia, a sceny seksu filmowano ukrytą kamerą.
– Wśród jego zespołu byli nieletni? – spytała, zaciągając się głęboko papierosem.
– Nie, wszyscy pełnoletni. Nie dałbym ci na razie sprawy z nielatami – uciął. Majkę przeszedł dreszcz na myśl, że szef poznał jej tajemnicę. Przed oczami stanęła jej twarz młodszego brata. Chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że sekret sprzed lat nadal jest bezpieczny. Miała nadzieję, że Marek nie dostrzegł wypisanych na jej twarzy emocji. Odwróciła się w kierunku okna, by wypuścić dym z ust.
– Coś jeszcze?
– Tak, patrzą nam na ręce.
– Kto? – Nowicka utkwiła spojrzenie w szefie, próbując wyczytać zawarte w nim informacje. Na próżno jednak. Marek był doświadczonym graczem.
– Krótsza lista byłaby złożona z tych, którzy nie zerkają. Dziennikarze mają trop, ale niewiele wiedzą. Niektórzy członkowie rodzin się domyślają, no i politycy. Ci są szczególnie zainteresowani.
– O kurwa! Przepraszam – dorzuciła.
– Nie musisz, myślę to samo. Dasz sobie radę?
– Teraz już jestem pewna, że chcę ją wziąć. – Błysk w jej oku bardziej go zaniepokoił, niż uspokoił.
– Nie muszę ci chyba powtarzać, że ta sprawa to trampolina dla twojej kariery lub gwóźdź do trumny.
– Tak – odchrząknęła, dogaszając papierosa, a niedopałek wrzuciła do stojącego na zewnętrznym parapecie słoiczka po ketchupie.
Opuszczając gabinet szefa, wiedziała, że musi dobrze zaplanować kolejne działania. Tu nie ma miejsca na pomyłkę.
Dobrała sobie zespół doświadczonych śledczych, którzy przez miesiące mozolnie i dyskretnie gromadzili dowody. Wtedy także poznała Monikę, jedyną dziennikarkę, której ufała. Ona w odróżnieniu od innych pismaków stawiała na obiektywizm i nie szukała jedynie sensacji, choć te jak zawsze były w cenie. Pozostałych obowiązywał bezwzględny zakaz kontaktu z mediami. O tym, jak poważnie do niego podchodziła, świadczyła nagana z wpisem do akt dla policjantki, która uchyliła rąbka tajemnicy lokalnej gazecie. Siedemset złotych honorarium z pewnością nie zrekompensowało jej utraty premii i przeniesienia do drogówki. Pozostali także wiedzieli, że nie ma żartów. Po prawie dwóch latach dzięki zebranym przez Majkę dowodom udało się posadzić za kratki całą grupę, a gwiazda prokuratorki rozbłysła na dobre.
Zbieranie dowodów miało także spory wpływ na nią samą i jej cichą przemianę. Lektura akt i załączonych do nich nagrań scen łóżkowych spowodowała u niej prawdziwy koktajl Mołotowa złożony z ekscytacji, obaw i żądzy sukcesu. W ramach wielogodzinnych sesji zapoznawała się z materiałem dowodowym. Nagrania zbliżeń zostawiała sobie zawsze na wieczór, gdy Adam miał dyżury w szpitalu. Sceny grupowego seksu i amatorski charakter samych produkcji najpierw budził jej niesmak, później ciekawość, zaś po kilku tygodniach ekscytację. Poczuła, że oglądanie tego jest dla niej coraz bardziej intymne. Śledzenie dziesiątek godzin nagrań stało się pewnym rytuałem, o którym myślała w ciągu dnia. Sama przed sobą musiała przyznać, że na to czeka przytłoczona codzienną rutyną.
Szczególnie w głowie utkwiła jej scena namiętnego seksu lekko pulchnej szatynki w wieku około pięćdziesięciu lat z trzema mężczyznami, którzy mogliby być w wieku jej synów. Miała na sobie ostry makijaż i wyuzdany strój. Ten w zestawieniu z niedoskonałościami jej ciała oraz dominującym zachowaniem wywołał u Majki podniecenie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. To tak, jakby najbardziej odważne żądze zapukały do drzwi zwykłego człowieka, każąc mu wyzbyć się wszelkich zahamowań i oddać realizacji najskrytszych fantazji. Mężczyźni posłusznie wykonujący rozkazy późniejszej ofiary penetrowali każdy zakamarek jej ciała. Sprawiali, że kobieta sama prosiła o przerwy, by móc napić się wina. Jej nieprzytomny wzrok wskazywał, że w coraz mniejszym stopniu kontrolowała spiralę rozkoszy, która jak tornado zmiotła resztki samokontroli i rozsądku.
Gdy Majka zdecydowała się porównać jej publiczne wypowiedzi pro-life o fanatyczno–religijnym zabarwieniu z dowodami w sprawie, osiągała szczególny rodzaj satysfakcji. Jako jedna z nielicznych znała prawdę.
Wtedy nabrała przekonania, że każdy może wpaść w pułapkę seksualną. To jedynie kwestia właściwego haczyka.
– Dałaś radę, gratuluję! Wznoszę toast za Majkę! – zawołał Marek podczas niewielkiego spotkania w gronie zaufanych współpracowników.
– Za Majkę – zawtórowali zarówno ci bardziej, jak i mniej sprzyjający jej koledzy i koleżanki z pracy.
– To co? Teraz nagroda? – spytała jedna z tych, które nienawidzić potrafią jedynie skrycie.
– Raczej okręg – zawyrokował Marek, który zdawało się, że ukrywa faktyczny powód dzisiejszego spotkania po godzinach w sali konferencyjnej budynku prokuratury rejonowej.
– Powiedz coś więcej. – Mrugnął do niego zastępca.
– To jeszcze nieoficjalne, ale Majka jest na autostradzie do okręgu. Gratuluję!
– Dziękuję wam – odparła skromnie. – Marku, dziękuję za wsparcie, bez ciebie…
– Dałabyś sobie świetnie radę – dokończył.
Tego wieczoru zdarzyło się coś jeszcze. Od swojego byłego męża otrzymała wiadomość: „Widziałem cię w telewizji, brawo. To kolczyki ode mnie?”.
Majka zorientowała się, że faktycznie założyła kolczyki, które Piotr podarował jej na urodziny, gdy jeszcze byli małżeństwem. Były dość charakterystyczne. Pochodziły z latynoamerykańskiego domu jubilerskiego Casa del Oro, który nie bał się zestawiać ze sobą jaskrawych kolorów zatopionych w złotej oprawie. Nieświadomie chciała uczcić swój sukces, a prezent od byłego męża, podobnie zresztą jak i on sam, kojarzył jej się z relaksem. Pamiętała, że w odpowiedzi na jej esemesa poprosił ją o spotkanie w hotelu. Czuła się rozbita. Z jednej strony chciała go widzieć, a z drugiej nie mogła pozwolić na to, by zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Zaproponowała po prostu restaurację na uboczu. Jadąc tam, zadzwoniła jeszcze do Adama. Złożył jej gratulacje i zapewnił, że na świętowanie przyjdzie jeszcze właściwy moment, gdyż ma kilka dyżurów z rzędu. Jedno było pewne, ten wieczór miała tylko dla siebie i zamierzała to wykorzystać.
Na jej komórce jak wyrzut sumienia wyświetlała się także informacja o dwóch nieodebranych połączeniach od Anki, jej wieloletniej przyjaciółki. Doskonale wiedziała, że rozmowa z nią jedynie pogłębi jej dylematy związane z utrzymywaniem kontaktu z Piotrem za plecami Adama. Anka była temu zdecydowanie przeciwna, podobnie jak wszelkim innym ryzykownym zakusom Majki. Zdecydowała, że oddzwoni do niej jutro.
Tymczasem skupiła się na spotkaniu. Wiedząc o tym, jakie Piotr ma oczekiwania, postanowiła się nieco z nim podrażnić. Po relaksującej kąpieli przystąpiła do przeglądu garderoby. Jej dno bogaciło się o kolejne przezroczyste topy i coraz bardziej wyuzdaną bieliznę, którą zakładała pod nieobecność męża. Robiła to, oglądając amatorskie porno, będące przedmiotem szantażu w ramach sprawy „Alkowa”. Niejednokrotnie masturbowała się i szczytowała w trakcie seansów, które były jej małymi rytuałami. Granica pomiędzy pracą i życiem prywatnym stawała się coraz cieńsza. Wraz z powiększającym się asortymentem odważnej bielizny i kreacji narastała w niej chęć przesunięcia granic. Właśnie nadarzała się okazja, by wypróbować nieco bardziej odważny strój.
Ten wieczór zakończył się jedynie namiętnymi pocałunkami i to tylko dlatego, że Majka włożyła cały wysiłek, by kontrolować relację z Piotrem. Coś jej jednak podpowiadało, że w niedalekiej przyszłości może nie wystarczyć jej sił do tego.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji