Śledztwa Immy Tataranni. Pogoda pod psem. Imma Tataranni i zawirowania rzeczywistości - Mariolina Venezia - ebook

Śledztwa Immy Tataranni. Pogoda pod psem. Imma Tataranni i zawirowania rzeczywistości ebook

Venezia Mariolina

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Druga część cyklu o śledztwach Immy Tataranni.

Prokurator Imma Tataranni jest pełna ironii, dystansu do siebie a jednocześnie zwyczajna w swojej niezwykłości; unika ckliwych sentymentów, nie przejmuje się nadwagą, nie znosi plotek ani kobiecej intuicji. Trochę Joanna d’Arc, a jeszcze bardziej Don Kichot, prowadzi śledztwo w sprawie, która może wstrząsnąć rządem lub zrujnować jej karierę.

Pada deszcz, a pani prokurator ma wyjątkowo kiepski nastrój. W trakcie kampanii wyborczej do regionalnego parlamentu na jej drodze staje młoda dziewczyna – zbyt przedsiębiorcza, zbyt naiwna, być może mitomanka. Kiedy dziewczyna znika bez śladu, Imma zaczyna patrzeć na całą sytuację w zupełnie innym świetle: czyżby ktoś próbował ją wrobić? Wówczas ujawnia swoją waleczną naturę, na dwunastocentymetrowych obcasach przemierzając Basilicatę, która w tej ponurej aurze przypomina bardziej Transylwanię, i dosłownie oraz metaforycznie grzęznąc w błocie. Podążając za prawdą zakorzenioną głęboko w przeszłości, wyrusza aż do Rzymu. Między Koloseum a Placem Hiszpańskim mknie na skuterze w towarzystwie sierżanta Calogiuriego, nieuchronnie ulegając pokusie. Jednak nawet na jej ulubieńca pada cień podejrzeń.

W parkach narodowych rozdzieranych przez kompanie naftowe, wśród wiejskich czarownic i zachodów słońca rodem z westernu, staje na pierwszej linii frontu. Zmaga się z mężem, który okazuje się mniej niezdarny, niż przypuszczała, z nazbyt przystojnym sierżantem, z córką i z dręczącym ją pytaniem: dlaczego wśród wąwozów błąka się ktoś, kto powinien być martwy? Tylko upór takiej kobiety jak Imma, bardziej nieposkromionej niż kiedykolwiek, może doprowadzić do rozwiązania zagadki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 254

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: Mal­tempo
Opieka re­dak­cyjna: MA­RIA RACZ­KIE­WICZ-ŚLE­DZIEW­SKA
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: TO­MASZ ŁA­BO­NAR­SKI
Ko­rekta: JU­LIA MŁO­DZIŃ­SKA
Pro­jekt okładki: KA­TA­RZYNA KACZ­MA­REK
Po­moc w opra­co­wa­niu re­dak­cyj­nym i stwo­rze­nie notki na okładkę: DO­MI­NIKA KRA­SKA
Co­py­ri­ght © 2013, 2018, 2021 by Ma­rio­lina Ve­ne­zia First pu­bli­shed in Italy in 2013 by Giu­lio Einaudi edi­tore s.p.a., To­rino This edi­tion pu­bli­shed in agre­ement with Pier­gior­gio Ni­co­laz­zini Li­te­rary Agency (PNLA) and Book/Lab Li­te­rary Agency, Po­land All ri­ghts re­se­rved For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2025, Noir sur Blanc, War­szawa All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-8403-009-7
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Zgod­nie z art. 4 Dy­rek­tywy 2019/790/UE oraz od­po­wied­nimi prze­pi­sami kra­jo­wymi, ni­niej­szym za­strze­gamy prawo do wy­łą­cze­nia z eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM) dla ce­lów in­nych niż ba­daw­cze, w od­nie­sie­niu do ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się w tej pu­bli­ka­cji nie­za­leż­nie od formy jej udo­stęp­nie­nia. Wy­ko­rzy­sty­wa­nie tych ma­te­ria­łów w ra­mach dzia­łań TDM jest nie­do­zwo­lone.

Tak jak pro­ku­ra­tura w Ma­te­rze nie jest tam, gdzie być po­winna, tak też każde od­nie­sie­nie do lu­dzi, fak­tów, sta­no­wisk jest je­dy­nie wy­two­rem fan­ta­zji. Pro­ku­ra­to­rzy, ka­prale, de­pu­to­wani i nie­bez­pieczne go­spo­dy­nie do­mowe, które za­lud­niają te strony, są po­sta­ciami wy­my­ślo­nymi: wszel­kie od­nie­sie­nia do rze­czy­wi­sto­ści są dzie­łem przy­padku.

Roz­dział 1

To się wy­da­rzyło. To rze­czy­wi­ście się wy­da­rzyło, ale nie w taki spo­sób. Z Ca­lo­giu­rim. Ech.

Przy­je­chał na prze­pustkę ze szkoły ofi­cer­skiej i od­wie­dził pro­ku­ra­turę. Pew­nego so­bot­niego po­ranka. Ale so­bie dzień wy­brał. I co, nie do­my­ślał się, skąd te uchy­lone drzwi, kiedy prze­cho­dził obok? I dla­czego cza­ili się za nimi – przy­kuc­nięci jak kró­liki – sę­dzia i jego ko­le­dzy, po­rucz­nik ka­ra­bi­nie­rów, urzęd­nicy Biura Gro­ma­dze­nia Akt. Albo po­cho­wani – jak żoł­nie­rze w oko­pach. Ale wszy­scy, od za­stępcy pro­ku­ra­tora po­cząw­szy, na urzęd­nicz­kach naj­po­śled­niej­szego szcze­bla skoń­czyw­szy, za­miast świ­stu kul, usi­ło­wali wy­chwy­cić naj­drob­niej­sze plotki na jej te­mat.

Mo­gła so­bie wy­obra­zić, o czym mielą te zło­śliwe ję­zyki. Dzięki Bogu, że ich pa­pla­nina wcho­dziła jej jed­nym uchem, a wy­cho­dziła dru­gim, ina­czej nie mo­głaby tu pra­co­wać. Tym­cza­sem sie­działa za biur­kiem, poza za­się­giem wzroku cie­kaw­skich, za­wa­lo­nym sto­sami akt z na­pi­sem: dr Im­ma­co­lata Ta­ta­ranni, za­stępca Pro­ku­ra­tora Re­pu­bliki.

Kiedy ka­pral zaj­rzał do biura – na chwilę przed tym, jak skoń­czyła się jej cier­pli­wość, bo po­wie­działa „wejść”, ale nikt się nie po­ja­wił – wy­da­wał się jej wyż­szy, bled­szy, przy­stoj­niej­szy. Taki bar­dziej Ga­ri­baldi.

– Czy ja pani nie prze­szka­dzam?

– Ca­lo­giuri! To mia­łoby być prze­szka­dza­nie? Żeby wszy­scy tak prze­szka­dzali!

Za­trzy­mał się na środku po­koju, ro­zej­rzał i wyj­rzał przez okno. Ze­gar na ba­ro­ko­wej fa­sa­dzie bi­blio­teki wska­zy­wał wpół do dzie­sią­tej.

– Żeby pani wie­działa, jak tę­sk­nię.

A ona to niby co?

– Ja też Ca­lo­giuri, i to jak.

Ka­pral zro­bił się tak czer­wony jak swe­ter Va­len­tiny, który za­ło­żyła tego dnia; pre­zent od ciotki z Rzymu dla jej córki, która go jed­nak nie­na­wi­dziła. Im­mie pra­wie pę­kał na pier­siach, ale co miała zro­bić, od­dać bied­nym?

– Jak kurs? Wszystko w po­rządku?

Ka­pral miał nie­bie­skie oczy, tak in­ten­sywne i czy­ste jak mo­rze o po­ranku. Oboje od­wró­cili wzrok. Ale było już za późno.

– Fan­ta­stycz­nie, pani pro­ku­ra­tor.

Nie po­tra­fiła po­wie­dzieć, jak to się za­częło. Na­gle stała, oparta o biurko, Ca­lo­giuri przed nią, z rę­kami pod jej czer­wo­nym swe­trem, ob­ci­słym i nie­wy­god­nym. Jego palce były ta­kie świeże, przy­jemne w do­tyku. A jak nimi po­ru­szał! Ona z ko­lei czuła się lepka; od­kąd na­pra­wili ogrze­wa­nie, było tu go­rąco jak w kre­ma­to­rium, aby zre­kom­pen­so­wać cały ten czas spę­dzony w zim­nie. Ale co tam. Czuła się, jakby nic in­nego w ży­ciu nie ro­biła. On też. Nie ob­cho­dziło jej na­wet, że drzwi mogą się otwo­rzyć w każ­dej chwili. I rze­czy­wi­ście otwo­rzyły się w naj­pięk­niej­szym mo­men­cie. Pie­tro przy­niósł kawę.

Na fo­telu obok łóżka, przez pół­przy­mknięte po­wieki, Imma zo­ba­czyła czer­wony swe­ter, je­dyną rzecz, która po­zo­stała ze snu.

Świa­tło sza­rego dnia są­czyło się przez do­piero co otwarte okien­nice. Była so­bota, a ona mu­siała iść do pro­ku­ra­tury, wię­cej nie pa­mię­tała. Za­mknęła oczy i uda­wała, że śpi, bo po­trze­bo­wała kilku mi­nut, by choć tro­chę ska­li­bro­wać się z rze­czy­wi­sto­ścią.

W so­bot­nie po­ranki, kiedy Pie­tro nie cho­dził do pracy, przy­no­sił jej kawę do łóżka, gdzie cza­sem zo­sta­wali na po­ga­wędkę lub coś in­nego, ko­rzy­sta­jąc z faktu, że Va­len­tina była w szkole. Ale tego ranka Imma nie miała ochoty na po­ga­wędki czy co­kol­wiek in­nego. Taki stan trzy­mał ją już od ty­go­dnia. Co to było – nie umiała po­wie­dzieć. Tyle się działo... Va­len­tina, która wy­glą­dała już jak ko­bieta, ale jej mózg co­dzien­nie ro­bił krok do tyłu, wspo­mnie­nie matki, plotki w pro­ku­ra­tu­rze na jej te­mat...

Tylko dla­czego śnił jej się Ca­lo­giuri. Nie żeby nie tę­sk­niła za ka­pra­lem. Od­kąd ich opu­ścił, by wziąć udział w kur­sie pod­ofi­cer­skim, prze­wi­nęło się czte­rech lub pię­ciu ka­ra­bi­nie­rów i po­li­cjan­tów to­wa­rzy­szą­cych jej w po­dró­żach. W końcu naj­le­piej było jej z Puddu, Sar­dyń­czy­kiem o bisz­kop­to­wej opa­le­niź­nie, który po­dwa­jał wszyst­kie spół­gło­ski.

– Pada deszcz – po­wie­dział Pie­tro.

No, ale news.

Imma piła kawę, pa­rząc so­bie ję­zyk, gdy Pie­tro mó­wił jej o li­mi­tach ogrze­wa­nia, i skoń­czyła ją w mo­men­cie, gdy wsu­nął rękę pod jej ko­szulę nocną.

– Ma­donna, jak późno! – wy­krzyk­nęła, wsta­jąc z łóżka.

Ale jest so­bota, mógł prze­cież za­pro­te­sto­wać. Za­miast tego po­wie­dział: – Ku­pisz chleb?

Rzu­ciła na niego okiem w lu­strze to­a­letki: za­czy­nał mu ro­snąć brzuch, ły­sina się po­więk­szała i nie po­tra­fił po­sta­wić się matce. Co by się stało, gdyby wy­słała go na spo­tka­nie kon­do­mi­nium! Ale nie za­mie­ni­łaby go na Ala­ina De­lona. Ani tym bar­dziej na Clo­oneya. Je­śli o to cho­dzi, nie miała naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści.

Domy na dro­dze do pro­ku­ra­tury były wy­ta­pe­to­wane pla­ka­tami wy­bor­czymi, mo­krymi od drob­nej mżawki. Pa­li­sady wy­po­le­ro­wa­nych przez den­ty­stę zę­bów lśniły na ba­ne­rach z sym­bo­lami par­tii, czę­sto po­wie­szo­nych nie tam, gdzie być po­winny. Imma me­cha­nicz­nie za­re­je­stro­wała rząd nie­le­gal­nych pla­ka­tów na ścia­nie przy via Ri­dola, mię­dzy ap­teką a mu­zeum, i do­dała je do tych za­uwa­żo­nych w po­przed­nich dniach w po­bliżu dworca, na via Lu­cana i pod ar­ka­dami piazza Mu­lino.

Wła­śnie roz­po­częła się kam­pa­nia przed wy­bo­rami ad­mi­ni­stra­cyj­nymi. Kan­dy­da­tami było dwoje przy­stoj­nych pięć­dzie­się­cio­lat­ków, męż­czy­zna i ko­bieta. Ko­bieta po­cho­dziła z ro­dziny sta­rych ko­mu­ni­stów, ale zmie­niła prze­ko­na­nia w dro­dze do Bo­stonu, do­kąd za­wio­dło ją sty­pen­dium. Po po­wro­cie, ele­gancko prze­szedł­szy od cen­tro­le­wicy do cen­tro­pra­wicy, zor­ga­ni­zo­wała kam­pa­nię wy­bor­czą w ame­ry­kań­skim stylu – z roz­da­wa­niem ba­lo­nów i in­nych ga­dże­tów, i wspa­nia­łymi kre­acjami à la Lilli Gru­ber.

On był ido­lem ko­biet, nie­za­leż­nie od tego, w ja­kim nur­cie się ob­ra­cały. Jego chy­try uśmiech, zer­ka­jący z każ­dego rogu w ten desz­czowy po­ra­nek, tylko zwięk­szył zde­ner­wo­wa­nie Immy.

Na progu pro­ku­ra­tury Imma się za­wa­hała. Od ja­kie­goś czasu nie przy­cho­dziła już tak chęt­nie do pracy.

Nie cho­dziło tu o brak sa­tys­fak­cji, co to, to nie, wręcz prze­ciw­nie. Udało jej się do­pro­wa­dzić do na­ło­że­nia sank­cji ad­mi­ni­stra­cyj­nej na Ma­rię Mo­li­terni, żonę pre­fekta, która za­mie­niła Biuro Gro­ma­dze­nia Akt w sa­lo­nik do przyj­mo­wa­nia ko­le­ża­nek. Dama kon­ty­nu­owała swoją dzia­łal­ność, a na­wet ją roz­wi­nęła, ale owa sank­cja stała się ka­mie­niem mi­lo­wym w hi­sto­rii in­sty­tu­cji pu­blicz­nych w Ma­te­rze.

No i śledz­twa, które ude­rzały w sła­bo­ści wła­dzy, śledz­twa, które spra­wiały, że jesz­cze dzień wcze­śniej na­puch­nięci z dumy no­ta­ble te­raz po­pa­dli w drżączkę, a wiele spraw zo­stało po mi­strzow­sku roz­wią­za­nych.

Być może zbyt wiele, po­nie­waż za­częły krą­żyć o niej plotki...

Nie żeby kie­dy­kol­wiek przej­mo­wała się tym, co lu­dzie mó­wią – już dawno by się mu­siała za­strze­lić – ale kry­ty­ko­wa­nie jej bu­tów, ko­loru su­kienki, za­cho­wa­nia lub jego braku w okre­ślo­nych sy­tu­acjach to jedno, a dru­gie to oskar­że­nia, które za­częły krą­żyć te­raz.

Od­kąd z po­wodu nie­pra­wi­dło­wo­ści w po­zwo­le­niach za­blo­ko­wała bu­dowę ru­ro­ciągu do­pro­wa­dza­ją­cego ropę Val d’Agri do Ta­ranto przez te­ry­to­rium Ma­tery, wy­bu­chło za­mie­sza­nie. Firmy naf­towe stra­ciły pie­nią­dze po­cho­dzące z kilku źró­deł fi­nan­so­wa­nia, a o pro­ku­ra­tor Ta­ta­ranni za­częto roz­po­wia­dać, że gra w czy­jąś grę lub chce wejść do po­li­tyki.

Od tego czasu stą­pała po cien­kim lo­dzie, każde do­cho­dze­nie wy­da­wało się bu­me­ran­giem, a cza­sami plotki sta­wały się tak na­tar­czywe, że ba­ry­ka­do­wała się w swoim biu­rze jak w bun­krze, w na­dziei, że unik­nie ude­rze­nia, gdy bu­me­rang nad­leci z po­wro­tem.

Ten bu­me­rang.

Na­kła­dem na­szego wy­daw­nic­twa uka­zała się pierw­sza po­wieść Ma­rio­liny Ve­ne­zii:

KA­MIENNE MIA­STO2024