Sekcja M: II - Christina Larsson  - ebook + audiobook
BESTSELLER

Sekcja M: II ebook i audiobook

Christina Larsson

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Niektórzy ludzie zasługują na karę, inni zasługują jedynie na śmierć

 

Louise Brobacke zostaje znaleziona martwa w swoim przydomowym basenie. Dłonie i stopy ma związane opaskami zaciskowymi. Dochodzenie przejmuje Sekcja M. Po pewnym czasie okazuje się, że w najbliższym otoczeniu Brobacke miała opinie okrutnej zimnej kobiety, która wykorzystuje zatrudnianych przez siebie pracowników. Czy ktoś postanowił się zemścić?

Tymczasem Nora Feller wciąż nie może się zorientować, dlaczego w Sekcji M panuje dziwna, a zarazem groźna atmosfera. Wygląda na to, że każdy skrywa jakąś tajemnicę i nikomu nie można ufać. Do kogo będzie mogła się zwrócić, gdy dopadnie ją cień z przeszłości?

"Sekcja M" to nowa seria kryminałów szwedzkiej pisarki Christiny Larsson. Jej książki sprzedały się w blisko półmilionowym nakładzie i ukazały w Hiszpanii, Portugalii, Finlandii czy Rosji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 233

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 13 min

Lektor:

Oceny
4,2 (232 oceny)
117
62
41
11
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Solind

Nie polecam

No nie mogę, to jest tak nudna seria, że aż wnerwia. Ci niby bohaterowie to chyba dostali robotę za kaczkę, bo na pewno nie za umiejętności i inteligencję. Fabuła ciągnie się jak Moda na sukces, a zdolności interpersonalne postaci już nawet nie leżą i kwiczą bo zdechły. Nie polecam tego nawet z braku laku.
20
rogikmak

Nie oderwiesz się od lektury

o
10
szarlegimi

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
BSylwia

Nie oderwiesz się od lektury

czyta się szybko i bardzo przyjemnie
00
paulinalawniczek17

Całkiem niezła

ok
00

Popularność




Tytuł oryginału: Sektion M: II

Przekład z języka szwedzkiego: Wojciech Łygaś

Copyright © Christina Larsson, 2021

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2021

Projekt graficzny okładki: Nils Olsson

Redakcja: Witold Kowalczyk

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-91-8034-077-9

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

PROLOG

W innym czasie i w innych okolicznościach Charlotte na pewno by go chciała. Ma wysportowaną sylwetkę, czego najlepszym dowodem są wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha i wykształcone mięśnie ramion. Na całym ciele nie ma grama tłuszczu. Pożera go wzrokiem, a jednocześnie udaje, że nie widzi, jak rozszerzonymi ze strachu oczami szuka z nią kontaktu wzrokowego. Z wbitego do sufitu haka zwisa przewleczony przez wielokrążek sznur, którym związała mu nadgarstki. Mężczyzna wisi z rękami podciągniętymi nad głowę. Kostki nóg też ma związane sznurem.

Charlotte naciska na dźwignię wyciągu i pomieszczenie wypełnia brzęk obracającego się wielokrążka. Mężczyzna unosi się o kilka centymetrów. W tym momencie jedynie muska podłogę palcami stóp. Charlotte podchodzi do niego i kładzie mu dłonie na biodrach. Mężczyzna ma twarde, okrągłe pośladki. Charlotte chciwie wdycha jego zapach, czuje w nim strach i pot niemytego męskiego ciała. Ogarnia ją silne pożądanie, ale wie, że powinna skupić się na zadaniu, które ma do wykonania. Mężczyzna próbuje coś powiedzieć, ale nie może, bo usta ma zaklejone taśmą. Dźwięk, który wydobywa się przez jego rozszerzone nozdrza, tylko go ośmiesza. Charlotte zrywa taśmę, mężczyzna gwałtownie łapie powietrze. Z suchej, spękanej wargi cieknie mu strużka krwi.

– Proszę – mówi błagalnym tonem.

Charlotte uderza go w lewy policzek. Z ust mężczyzny wydobywa się zduszony krzyk. Charlotte znowu go policzkuje, tym razem mocniej niż poprzednio.

Mężczyzna zagryza wargi. Są prawie zbielałe z bólu. Oczy ma rozszerzone, patrzy na nią błagalnym wzrokiem. Charlotte odwraca się, bierze do ręki długą, podłączoną do pojemnika z gazem dyszę i zamaszystym ruchem podsuwa mu ją pod twarz.

– Będziesz mówił tylko wtedy, gdy ci na to pozwolę, rozumiesz?

Mężczyzna kiwa głową i gorączkowo mruga oczami, żeby powstrzymać łzy.

– Co robiłeś w mieszkaniu Nory?

Mężczyzna gwałtownie przełyka ślinę i nie spuszczając wzroku z policjantki, odpowiada:

– Poszedłem ją przeprosić.

– Kłamiesz – cedzi przez zaciśnięte zęby Charlotte. – Otrzymałeś wyraźne polecenie, ale nie było w nim mowy o tym, że wolno ci ją odwiedzić. Pomyśl, co by się stało, gdyby zatrzymała cię policja. Gdybym ja cię nie zabrała.

– Chciałem jej tylko powiedzieć, że więcej nie musi się mnie bać.

– Jeśli jeszcze raz skontaktujesz się z nią w jakikolwiek sposób, zabiję cię. Jeśli komuś piśniesz, co wiesz i co widziałeś, zabiję cię. Jeśli znowu mi się sprzeciwisz, zabiję cię.

Ciałem mężczyzny wstrząsają niekontrolowane drgawki. Po nagich nogach spływa mu struga moczu, która rozlewa się po podłodze. Pomieszczenie wypełnia cierpki, ostry smród. Charlotte cofa się o krok. Widok i zapach moczu wywołują u niej takie obrzydzenie, że natychmiast zbiera jej się na wymioty.

Nie ufa mu, a on chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Z westchnieniem bierze do ręki rolkę taśmy klejącej i odrywa z niej dwa kawałki. Kristian broni się rozpaczliwie, kręci głową, żeby jej to utrudnić, ale Charlotte zakleja mu usta taśmą. Przez chwilę przygląda mu się z niesmakiem, po czym sięga po dyszę i odkręca zawór. Świszczący dźwięk świadczy o tym, że z pojemnika wydobywa się gaz. Charlotte wciska czerwony guzik i obserwuje niski płomień. Powoli reguluje jego poziom, żeby stał się bardziej intensywny. Im bardziej jest niebieski, tym wyższą ma temperaturę. Przykłada końcówkę dyszy do stóp mężczyzny i po kilku sekundach pomieszczenie wypełnia smród palonej skóry. Zafascynowana obserwuje, jak skóra Kristiana czerwienieje, pokrywa się bąblami, a na końcu całkowicie czernieje.

ROZDZIAŁ 1

– Tym razem musisz być szczególnie dokładna i ostrożna. To mała miejscowość. Byle zdarzenie wzbudza tu powszechne zainteresowanie i rodzi pytania.

Charlotte zaciska zęby i kiwa głową. Po co ta przemowa, przecież jest profesjonalistką. Nikt nie musi przypominać jej o metodach pracy ani o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Każde zlecenie jest inne, a ona uwielbia wyzwania. Za każdym razem lubi przekraczać nie tylko swoje możliwości, ale także oczekiwania wobec niej.

Mężczyzna unosi filiżankę z kawą i patrzy na Charlotte zimnym, wyrachowanym wzrokiem, jakby szukał w niej ewentualnych słabości. Wypija łyk czarnego napoju i odstawia filiżankę, która głośno dzwoni o porcelanowy spodek. Charlotte wzdryga się mimowolnie. Głos mężczyzny brzmi jak szept:

– Na skroni masz niewielki mięsień. Kiedy zaczyna drgać, zdradza, że jesteś wzburzona. Czy istnieje jakiś problem, o którym powinienem wiedzieć?

– Nie – odpowiada Charlotte, która stara się mówić chłodnym, zdecydowanym tonem. – Jednak od czasu, gdy do naszej sekcji trafiła Nora, pojawiły się trudności.

– Ma być tak, jak powiedziałem. Twoim obowiązkiem jest ją nadzorować. Miej ją przez cały czas na oku.

– Możesz na mnie polegać.

– Uważaj na siebie – kontynuuje mężczyzna, kierując w jej stronę wskazujący palec. – Za bardzo lubisz to, co robisz, i dlatego często balansujesz na granicy bezpieczeństwa. Zachowujesz się tak, jakbyś celowo chciała ujawnić swoją tożsamość. Potem, kiedy sytuacja staje się trudna, a zbyt dociekliwe pytania grożą ujawnieniem prawdy, ty otwierasz nagle swoją czarodziejską skrzyneczkę, pociągasz za jakieś nitki i wykorzystujesz własne umiejętności, ponieważ jesteś przekonana, że potrafisz manipulować swoim otoczeniem.

Charlotte czuje się upokorzona, ale zaciska zęby i nie protestuje.

– Obiecuję, że żadnych problemów już nie będzie.

– Nie myśl sobie, że coś zostało ci dane raz na zawsze. Nie ma ludzi niezastąpionych.

– Zgadzam się, ale zauważyłam, że na końcu zawsze zostają ci najlepsi.

– Być może tak jest. Pożyjemy, zobaczymy. Masz się natychmiast zabrać do tego zlecenia. Do końca czerwca ma być po wszystkim.

Charlotte kiwa głową i wstaje z krzesła. Nareszcie. Kopertę z instrukcjami dotyczącymi nowego zadania wkłada do torebki. Jest podekscytowana. Dzięki nowemu zleceniu, które przed chwilą otrzymała, znowu będzie się czuła tak, jakby odgrywała rolę Boga. Nie może się już doczekać. Będzie się rozkoszować każdą sekundą, bo kocha gry i wyzwania z łatwym do przewidzenia wynikiem.

ROZDZIAŁ 2

Claes Brobacke patrzył na morze. Nigdy nie przestawał dziwić się jego ogromowi i potędze. O brzeg uderzały coraz to nowe fale, jakby poruszane siłą jakiegoś perpetuum mobile. W powietrzu unosił się zapach wodorostów, na dworze robiło się coraz ciemniej. Świat wyglądał tak, jakby składał się z jednego szarego widma. Nadbrzeżne skały, które w ciągu tysięcy lat zostały oszlifowane i wygładzone, przyjmując formę płaskich płyt, zmieniały w panującym półmroku barwę, a niebo było niewiele jaśniejsze od wody.

Brobacke kontynuował spacer przez porośnięty poskręcanymi konarami drzew i gęstą roślinnością rezerwat przyrody. Krążył wśród skalnych bloków, aż znalazł się na polanie, gdzie teren był bardziej płaski i łatwiej mu było iść. Zatrzymał się i głęboko odetchnął. Powietrze przesiąknięte było wilgocią, na wargach czuł smak soli. Kończył się kolejny ciepły letni dzień wypełniony tłumami kuracjuszy, poławiaczy raków i miłośników słonecznych kąpieli. Ciągnąca się przed nim plaża nie była zbyt długa, ale za to uroczo wciśnięta w zatokę. Kawałek od brzegu znajdowała się niewielka wyspa o nazwie Storaskär, będąca czymś w rodzaju pozostałości po ostatnim zlodowaceniu. Zwieńczone białymi grzywaczami fale zalewały kamienne molo prowadzące w głąb nagiej wyspy.

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku na tym terenie działała huta szkła. Funkcjonowała na długo przed tym, jak powstało tu popularne kąpielisko, w którym pobudowano hotele dla kuracjuszy. To, co zostało po hucie – ołów, rtęć i arszenik – powrzucano do wydrążonych w przybrzeżnych wydmach dołów. Jedyną pozostałością po zabudowaniach był długi granitowy mur. Na jego ruinach zbudowano kawiarnię i restaurację, do której przylegał porośnięty drzewami i krzakami grunt należący do gminy. Dalej wznosił się budynek, w którym w okresie istnienia huty mieszkali pracownicy z rodzinami. Później przebudowano go na letnią willę, z której roztaczał się wspaniały widok na morze. Za willą urządzono dwa ogólnodostępne parkingi. Zatokę i tereny położone przy plaży zamykała druga restauracja, za którą zaczynały się skały i opuszczony kamieniołom. Z każdego miejsca roztaczał się rozległy widok. Z próbek pobranych w okolicy wynikało, że ziemia i wydmy są mocno skażone, a poziom zanieczyszczeń przekraczał powszechnie obowiązujące normy ustalone przez Urząd Ochrony Środowiska. Właściwie należałoby powiedzieć, że „znacznie przekraczał”, ponieważ właśnie w taki sposób zostało to opisane w raporcie środowiskowym. Na wspomnienie o nim Brobacke uśmiechnął się do siebie. Pomyśleć, jak łatwo sfałszować dane, jeśli ma się odpowiednie kontakty. Równie łatwo można nastraszyć ludzi. W tym momencie poczuł wibrowanie telefonu w kieszeni, więc zdjął rękawiczki, odwrócił się plecami do wiatru i odebrał. W słuchawce usłyszał głos Jonasa Ringa, kierownika budowy w Haverdalu.

– Znowu mamy kłopoty z Litwinami – powiedział Ring.

– Niech to szlag! Myślałem, że wszystko z nimi załatwiłeś.

– Jak też tak myślałem, ale wygląda na to, że są uparci.

– O co chodzi tym razem?

– O to samo co ostatnio.

– Powiedz im, że jeśli nie wezmą się do roboty, wstrzymamy im wypłatę i nie dostaną wolnego na święta. Na pewno da im to do myślenia.

– A nie lepiej zgodzić się na ich żądania?

– Chcesz im lizać tyłki? A może zamierzasz zakwaterować ich w hotelu Tylösand?

– Nie, ale spróbujmy ich przekonać, że jeśli wyrobią się na czas, dostaną premię. Dajmy im marchewkę, zamiast obijać ich kijem.

Brobacke się skrzywił. Jeśli Jonas nadal będzie ustępował robotnikom, trzeba go będzie zastąpić kimś innym.

– Daj im palec, a odgryzą ci całą rękę. Masz skończyć z tym bałaganem.

– Okej, spróbuję ich uspokoić.

– Zrób cokolwiek, obojętne co, ale pozbądź się problemu. Prace mają się zakończyć do dwudziestego grudnia.

Brobacke się rozłączył. Czy zawsze musi się zajmować wszystkimi sprawami osobiście? Louise będzie wściekła. Od razu stracił humor. Wybrał w komórce numer i czekał, aż osoba, do której zadzwonił, odbierze.

– Tak? – usłyszał w słuchawce szorstki głos.

– To ja. Mamy problem z tymi, których przyjęliśmy w październiku. Chyba wiesz, kogo mam na myśli?

Ze słuchawki popłynął wartki potok słów, prawdopodobnie przekleństw, wypowiedzianych w obcym, niezrozumiałym języku.

– Wiem. Masz na myśli ostatnią przesyłkę z Wilna? Teraz widzę, że to był błąd. Lepiej zatrudniać ludzi z prowincji.

– Musimy jak najszybciej ich wymienić.

– W sobotę do Halmstadu trafi kolejna przesyłka. Miejscem docelowym miała być Kungsbacka, ale przekieruję ją tutaj.

Brobacke westchnął, rozłączył się i włożył telefon do kieszeni kurtki. Czasem trzeba dać ludziom nauczkę. Jutro zadzwoni do Jonasa i o wszystkim go poinformuje.

Tymczasem zrobiło się tak ciemno, że prawie nie widział, gdzie stawia stopy. Za każdym razem, gdy stąpnął krzywo, głośno klął. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za pięć lat to miejsce będzie wyglądać zupełnie inaczej. Teren zostanie oświetlony, wyłożony kamiennymi płytami albo wylany asfaltem, żeby ludzie się nie potykali i nie musieli chodzić po omacku. Jutro ma umówione spotkanie z miejscowymi urzędnikami. Zerknął na zegarek. Pora wracać do domu, za pół godziny kolacja. Louise obiecała przyrządzić placek kartoflany ze smażoną rybą. Na samą myśl o takich smakołykach pociekła mu ślinka.

ROZDZIAŁ 3

Nora Feller przeciągnęła dłonią po spoconej twarzy, żeby odgarnąć z niej sklejone kosmyki włosów, które wymsknęły jej się na czoło. Szeroko rozstawiła nogi, nabrała powietrza, pochyliła się i obiema dłońmi chwyciła sztangę. Po chwili przyklękła i się naprężyła. Na sztandze miała sto trzydzieści pięć kilogramów, ponieważ zamierzała wyrównać własny rekord. Kątem oka zauważyła, że Charlotte jej się przygląda. Czyżby chciała sprawdzić, czy poradzi sobie z takim ciężarem? Nora wybrała w sali jakiś odległy punkt, wbiła w niego wzrok, szarpnęła sztangę, podciągnęła ją powyżej ud i energicznie się wyprostowała.

– Świetnie! – zawołała Charlotte.

Nora opuściła sztangę na podłogę. Drżały jej nogi, rwały ją palce. Cofnęła się o krok i uśmiechnęła, a Charlotte odwzajemniła jej uśmiech. Poczuła się jak uczennica, która chce zwrócić uwagę pani nauczycielki.

– Na dzisiaj koniec – powiedziała.

Charlotte uniosła kciuk. W milczeniu szły do szatni. Nora otworzyła szafkę i zaczęła zdejmować przepocony dres.

– Jak się czujesz w swoim nowym mieszkaniu? – spytała Charlotte.

– Dobrze. Dziękuję, że pomogłaś mi je znaleźć.

– A Kristian? Zostawił cię w spokoju?

Nora zamarła w bezruchu. Podczas całego treningu nie poświęciła mu nawet jednej chwili. Jego agresywne zachowanie zżerało ją od środka, tłumiło jej poczucie pewności siebie. Na początku była w nim zakochana, ale później wyszedł z niego potwór. Bił ją, prześladował i doprowadził do tego, że w akcie desperacji zrezygnowała ze służby w policji w Katrineholmie i przeprowadziła się do Göteborga. Po słowach Charlotte poczuła, że strach wrócił, wypełnił całe jej wnętrze, skradł wolną przestrzeń i odebrał radość życia.

Charlotte położyła jej dłoń na ramieniu.

– Wszystko w porządku? – spytała.

Nora pokręciła głową i usiadła na ławce przed szafką.

– Budzę się na każdy dźwięk, a serce wali mi tak mocno, że chwilami zaczynam się bać o swoje żebra. Wiem, że zabrzmi to jak frazes, ale tamtego wieczoru, gdy próbował wedrzeć się do mojego mieszkania, pomyślałam, że nadeszła moja ostatnia chwila. Strasznie się bałam.

– Wiem, że już cię o to pytałam, ale czy jesteś absolutnie pewna, że oprócz Kristiana był tam ktoś jeszcze?

– Na sto procent. Niestety, nie widziałam tej osoby, ponieważ światło na klatce schodowej było zgaszone. Słyszałam tylko hałas, jakby odgłos walki dwóch osób, a potem zapadła cisza. Kiedy zjawiła się policja, nikogo już nie było.

Nora nie wspomniała o wizycie Astona, bo instynkt jej podpowiadał, żeby tego nie robić. Lubiła Charlotte, ale zupełnie jej nie znała.

– To dziwna i nieprzyjemna sprawa – stwierdziła ściszonym głosem Charlotte. – Ale coś ci powiem. Rozmawiałam z naszym działem personalnym. Dowiedziałam się, że Kristian prawdopodobnie został przeniesiony do służby zewnętrznej i przebywa gdzieś na Bliskim Wschodzie.

Nora natychmiast poczuła ogromną ulgę.

– Czy to wiadomość wiarygodna? Dlaczego nic mi nie mówiłaś?

Charlotte wzruszyła ramionami.

– To informacje niepotwierdzone.

– Mam nadzieję, że to prawda. Niech tam zostanie jak najdłużej.

Nora podniosła się energicznie z ławki, zdjęła bieliznę, wzięła ręcznik, buteleczkę szamponu i zamknęła szafkę na klucz.

– W takim razie mam go z głowy. Jak myślisz, kiedy dadzą nam nowe zlecenie? Nie mogę znaleźć sobie miejsca od tego ciągłego czekania.

Weszła do pomieszczenia z prysznicami, a Charlotte udała się tam za nią. Odkręciła kran i wsunęła dłoń pod strumień, żeby sprawdzić, czy woda nie jest za gorąca.

– Ciesz się wolnym czasem, bo bywa i tak, że zanim zdążymy wrócić do domu, jesteśmy wzywani do kolejnej sprawy.

Nora weszła pod prysznic.

– Co teraz robią pozostałe osoby z naszej sekcji?

– Wykonują czynności, które są konieczne do zamknięcia śledztwa. Spotykają się z prokuratorem, prowadzą analizy i tak dalej.

– To znaczy, że praca toczy się dalej? Dlaczego ja nie mam nic do roboty?

– Bo jesteś nowa. W przyszłości, kiedy spojrzysz na te ciche dni z perspektywy lat, zatęsknisz za wolnym czasem.

Nora wolała się nie spierać. I tak czuła się w sekcji obca, chociaż Charlotte przez cały czas z nią była, jakby chciała przypilnować, żeby nic jej się nie stało. Towarzyszyła jej na treningach, chodziła z nią na kawę i słuchała tego, co miała do powiedzenia.

Wzięły prysznic i w milczeniu się ubrały. Nora przez cały czas się nad czymś zastanawiała. Pewne wątpliwości nie dawały jej spokoju. Kto ją chroni? Kto śledził Kristiana? Kto przeszkodził mu wtargnąć do jej mieszkania? Przecież o tym, że wynajęła mieszkanie w Kålltorpie, wiedziało niewiele osób. Wygląda na to, że jej dane osobowe przechowywane w dziale personalnym nie są odpowiednio chronione. A może źródłem przecieku był ktoś z sekcji? Natychmiast pomyślała o Petroviciu, który przez cały czas traktował ją tak, jakby chciał ją zniechęcić do pracy w sekcji, żeby potem się jej pozbyć. Zagryzła wargę. A może tylko ją testował? Dotychczas brała udział tylko w jednym śledztwie prowadzonym przez ich sekcję, a mimo to już kilka razy chciała się zwolnić z powodu złego traktowania. Ostatecznie postanowiła, że da swoim nowym koleżankom i kolegom jeszcze jedną szansę. Jedyną osobą, z którą czuła się związana, była Charlotte.

ROZDZIAŁ 4

Claes Brobacke zaparkował przed siedzibą urzędu wojewódzkiego przy ulicy Slottsgatan. Poprawił krawat, zerknął na zegarek i wysiadł z samochodu. Przez chwilę przyglądał się brzydkiemu, dwukondygnacyjnemu budynkowi z brązowej cegły, który jego zdaniem przynosił wstyd całemu miastu. Budynek stał wciśnięty między siedemnastowieczny zamek a pochodzący z piętnastego wieku kościół pod wezwaniem Świętego Mikołaja. Brobacke doszedł do wniosku, że władze Halmstadu powinny wyburzyć tego potworka i zbudować na tym miejscu coś, co wpisze się w krajobraz miasta. Nawet ustawione we wszystkich oknach świeczniki adwentowe nie były w stanie dodać budynkowi urody.

Na schodach przed wejściem spotkał radną Åsę Ericson i naczelnika Wydziału Ochrony Środowiska, Olę Ljungberga. Oboje przywitali się z nim i zaprowadzili go do sali konferencyjnej, w której czekał już Ulf Ludvigsson, szef działu administracji Wydziału Ochrony Środowiska, i radny Tobias Wikström, dobry przyjaciel Claesa. Serdecznie się przywitali i zajęli miejsca przy stole konferencyjnym, na którym stały termosy z kawą i leżały talerze z kanapkami.

– Witaj, Claes – zaczął Wikström, patrząc na pozostałe osoby siedzące przy stole. – Chcemy cię zapewnić, że bardzo doceniamy twoją inicjatywę.

Pozostałe osoby skinęły głowami na potwierdzenie, że zgadzają się z jego słowami. Tylko Ericson zrobiła taką minę, jakby to, co zrobił Brobacke, nie wywarło na niej żadnego wrażenia.

– Urząd Miasta i Gminy spełnia swoje zadania tylko wtedy, gdy ściśle współpracuje z przedsiębiorcami – kontynuował Wikström. Zrobił poważną minę i powiódł wzrokiem po pozostałych. – Jak zdążyłem się zorientować, propozycja Claesa należy do tych, na których zyskują wszystkie strony – stwierdził. Rozłożył swojego laptopa, przesunął okulary na czubek nosa i kilka razy stuknął w klawiaturę. Chwilę później na ściennym ekranie wyświetliło się wykonane z drona zdjęcie plaży w Steninge. – Grunty, o których mowa, mam na myśli tereny skażone odpadami pochodzącymi z działającej tam sto lat temu huty szkła, ograniczają się właściwie do jednego terenu – wyjaśnił. Sięgnął po pilota z laserowym wskaźnikiem i na ekranie pojawił się czerwony punkt, który zaczął się przemieszczać z miejsca na miejsce. – Teraz twoja kolej, Ola. Przedstaw nam wyniki analizy pobranych na miejscu próbek.

Brobacke uważał Ljungberga – jednego z entuzjastów zielonej fali – za mięczaka. Ljungberg, który tego dnia ubrany był w koszulę i bojówki, praktycznie całym dniami przesiadywał w biurze. Był tak chudy i blady, że na pewno stosował dietę wegetariańską, a może nawet wegańską. Brobacke doszedł do wniosku, że tak wygląda ktoś, kto żywi się samymi warzywami. Tacy jak Ljungberg pewnie nigdy się nie zastanawiają, co by było, gdyby nagle zaprzestać produkcji nabiału i mięsa. Skąd braliby do tych swoich upraw nawozy naturalne? Pozyskiwaliby je z marchewki i sałaty? Bo przecież sztucznych nawozów też nie stosują?

Ljungberg chrząknął ostrożnie.

– To bardzo nudny raport pełen równie nudnych danych z analizy próbek, które pobraliśmy ubiegłego lata. Państwowa Inspekcja Pracy stwierdza w swojej ekspertyzie, że skażenia pozostałe po działalności huty w Steninge, te wszystkie osady i resztki szkła, znacznie przewyższają normy dopuszczalne dla użytkowania ziemi. Chodzi tu głównie o arszenik, ołów i rtęć. Zanotowano też wysoki poziom policyklicznych węglowodorów aromatycznych. Wniosek z tego taki, że przebywanie na tym terenie stwarza zagrożenie dla zdrowia. Należy więc podjąć konkretne działania, i to natychmiast. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy musieli zamknąć nie tylko plażę, wydmy i kąpieliska, ale także cały teren porośnięty drzewami i młodniakiem, który rozciąga się między letnią willą a kawiarnią przy plaży. Właściwie trzeba będzie zamknąć całą plażę, a ściślej mówiąc teren rozciągający się między kawiarnią w północnej części plaży a restauracją w jej części południowej.

– To zła wiadomość – stwierdził Brobacke. – Na szczęście moja firma, CLB Bygg & Anläggning, może zaproponować pewne rozwiązanie. Jak już wspomniałem, gotowi jesteśmy pokryć koszty usunięcia szkodliwych osadów z całego terenu. Możemy zacząć natychmiast, żeby wydmy, tereny zielone i grunt w okolicach kawiarni przy plaży mogły się znowu odrodzić. Dzięki temu już następnego lata będą mogły być znowu użytkowane bez ryzyka utraty zdrowia.

Ericson podniosła rękę i zabrała głos:

– Koszty i tak poniesie państwo, chociaż obowiązek usunięcia zanieczyszczeń spadnie na gminę Halmstad. Taką informację przekazano mi w urzędzie wojewódzkim.

Brobacke kontynuował wypowiedź.

– Nie mam zamiaru was pouczać, co macie robić, ale prawda jest taka, że nasze państwo przeznaczyło na liczne projekty związane z usuwaniem takich skażeń i zanieczyszczeń na terenie całego kraju zaledwie kilka milionów koron. Żeby wystąpić o te środki, potrzeba kilku miesięcy. Potem będziecie musieli poczekać na decyzję o ich przyznaniu i wykonać ekspertyzy, które stwierdzą, ile piachu i ziemi należy stąd wywieźć i oczyścić. Najgorsze jest to, że wszystkie prace związane z oczyszczeniem terenu muszą się odbyć w ramach przetargu zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych. Takie procedury pochłaniają mnóstwo czasu. Mówimy o przynajmniej trzyletnim okresie, chociaż najprawdopodobniej potrwa to pięć lat. Jak myślicie, czy mieszkańcom Steninge się to spodoba? A co z turystami? Czym się to skończy dla małżeństwa, które prowadzi kawiarnię i restaurację? Co ze schroniskami turystycznymi? Nie wspomnę o tym, że ceny domów polecą na łeb na szyję.

Ericson zacisnęła zęby i wycedziła:

– Rozumiemy, o czym pan mówi, ale musimy działać w granicach prawa.

Pieprzona biurokratka – pomyślał Brobacke, ale zmusił się do uśmiechu. Baby powinny się zajmować czymś innym niż podejmowanie decyzji. Oczywiście z wyjątkiem Louise. Z facetami łatwiej się dogadać, bo potrafią się koncentrować na sprawach ważnych i nie czepiają się szczegółów. Dzięki jego ofercie gmina i państwo zaoszczędzą mnóstwo pieniędzy.

– Obliczyłem, że w sumie będzie to kosztować od siedemnastu do dwudziestu milionów koron, a może nawet więcej – powiedział i zrobił pauzę, żeby wysokość tej kwoty wywarła na wszystkich większe wrażenie i utrwaliła im się w pamięci. Puknął palcami w blat stołu i ciągnął: – Wszystko zależy od tego, jaka jest zawartość PAH w gruncie. Pobrane z ziemi próbki są niewystarczające. W raporcie czytamy na przykład, że w ziemi zakopano resztki materiałów zawierających kreozot, ponieważ wszystkie budynki stały na piasku, a kreozot dodawany do drewna przedłużał jego żywotność. Moja propozycja oznacza, że wasza gmina nie wyda ani jednej korony. W zamian proszę o przekazanie mi kilku działek.

Wikström uniósł palec.

– Nie możemy debatować nad tym raportem dłużej niż dwa dni, bo potem będziemy musieli opublikować jego treść i poinformować opinię publiczną. Wszyscy chyba wiedzą, co to oznacza. Ludzie nas rozszarpią, zaczną wymagać od urzędników i radnych rozwiązania problemu. Nikomu, powtarzam: nikomu nie spodoba się to, że cała procedura będzie trwać od trzech do pięciu lat. Jestem więc za tym, żeby przyjąć propozycję Claesa, bo pozwoli nam to oczyścić plażę i okoliczne tereny, zanim zacznie się lato. Dzięki temu nasi restauratorzy, stali mieszkańcy i turyści ucierpią na tym w minimalnym stopniu. Co państwo na to?

Ludvigsson popatrzył na Ljungberga, który skinął głową.

– Ja i Ola już o tym rozmawialiśmy i obaj jesteśmy za przyjęciem oferty. Uważamy, że oczyszczanie terenu powinno się zacząć jak najszybciej.

– Dziękuję – skomentował jego słowa Wikström, który nie mógł powstrzymać uśmiechu. – Zgadzam się z waszą opinią. Åsa, jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Ericson obróciła się na krześle, popatrzyła w okno i dopiero po dłuższej chwili odpowiedziała na pytanie:

– Myślę, że gmina mogłaby przekazać w zamian grunty położone w Skedali, Klastorpie albo Flygstaden.

Brobacke uśmiechnął się do niej i odparł:

– To piękne tereny, ale nie jestem zainteresowany.

– Może pan jednak przemyśli tę propozycję? Kiedy opinia publiczna dowie się, jakie tereny dostał pan w zamian za złożoną ofertę, sytuacja może się zrobić… hm… jak by to powiedzieć… niepokojąca.

Brobacke pozbierał ze stołu swoje papiery, włożył je do aktówki i wstał.

– W takim razie dziękuję państwu za to, że mogłem przedstawić moją ofertę, ale pozostanę przy tym, co powiedziałem. Rozumiem, że chcielibyście przedyskutować moją propozycję we własnym gronie. Chyba błędnie zrozumiałem cel tego spotkania. Myślałem, że podpiszemy umowę, ale jeśli…

– Ależ, Claes – przerwał mu zdecydowanym tonem Wikström. – Bądź tak miły i usiądź. Åsa, rozmawialiśmy o tej sprawie wczoraj i wszyscy zgodziliśmy się podpisać papiery. Już nie pamiętasz?

Brobacke z trudem zachowywał powagę. Wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak przewidywali razem z Wikströmem. Obserwował, jak Ericson walczy ze sobą. Urzędniczka siedziała na krześle sztywno, jakby kij połknęła, miała rozbiegany wzrok i ściągnięte usta. W końcu skinęła głową.

– Zgoda. Ja też podpiszę.

ROZDZIAŁ 5

Nora była już tak znudzona bezczynnością, że zaczęła krążyć po mieszkaniu, które znalazła dla niej Charlotte. Po nocnej wizycie Kristiana w jej poprzednim lokum dalsze przebywanie pod starym adresem uznała za zbyt ryzykowne. Jej nowe mieszkanie znajdowało się na czwartym piętrze budynku stojącego koło Överåsvallen w Lunden. Składało się z dwóch świeżo wyremontowanych pokojów i balkonu z widokiem na Göteborg. Poszła do kuchni, nalała sobie kawy i usiadła przy stole. Otworzyła laptopa i zaczęła serfować po internecie. Po pewnym czasie postanowiła sprawdzić, czy na któryś z jej telefonów nie dostała powiadomienia. W służbowym nie było ani nowych esemesów, ani informacji o nieodebranych połączeniach. Za to na Messengerze znalazła ku swemu zdumieniu wiadomość od Ulrika Folkessona, dawnego kolegi z wydziału do spraw zabójstw komendy policji w Katrineholmie. „Zadzwoń” – napisał. Przypomniała sobie, że w czasie śledztwa, które im zlecono, zanim zwolniła się z pracy (zrobiła to bez zachowania ustawowego terminu wypowiedzenia umowy), Ulrik był jednym z tych kolegów, z którymi ciągle darła koty. Zawahała się, co zrobić, ale oddzwoniła. Po wielu sygnałach chciała się rozłączyć, ale w ostatniej chwili Ulrik odebrał.

– Folkesson, słucham.

– Mówi Nora. Dzwoniłeś do mnie.

– Wszystko u ciebie w porządku?

– To znaczy?

– Musimy się spotkać. Czy mogłabyś tu przyjechać?

– Do Katrineholmu? Nie sądzę – odparła. Nie miała ochoty ani na spotkanie, ani na wyjazd. Nurtowało ją pytanie, czy Ulrik wiedział, jak traktował ją jego bliski kolega Kristian, a jeśli tak, to dlaczego nic z tym nie zrobił.

– Przepraszam za to, jak cię traktowałem, ale musimy porozmawiać.

– Powiedz mi to teraz.

– Wolałbym nie mówić o tym przez telefon.

– W takim razie nie jest to aż takie ważne.

– Gdyby nie było, nie dzwoniłbym do ciebie.

Nora się zawahała. W jego głosie usłyszała coś, czego nie było w nim dawniej. Poza tym nigdy wcześniej o nic jej nie prosił. Jako prowadzący śledztwo wydawał jej polecenia w sprawach, w które oboje byli zaangażowani.

– Z kim przyjdziesz?

– Z nikim. Będziemy tylko my.

Nora rozejrzała się po kuchni. Była znudzona i nie miała konkretnych planów. Pomyślała, że przy okazji wyjazdu do Katrineholmu mogłaby odwiedzić mamę. Na razie ich sekcja nie prowadziła żadnego śledztwa, więc dla zabicia czasu ćwiczyła w siłowni i spotykała się z Charlotte.

– Okej – odparła, zerkając na zegarek. Było wpół do trzeciej. Jeśli wynajmie samochód, na miejscu będzie za cztery godziny. – Proponuję ósmą wieczorem. Po przyjeździe na miejsce zadzwonię do ciebie i umówimy się na spotkanie.

– Super. W takim razie do zobaczenia wieczorem. I jeszcze jedno…

– Tak?

– Nikomu nie mów o naszej rozmowie.

Nora usłyszała w słuchawce, jak ktoś woła Ulrika po imieniu, i rozmowa została przerwana. Zdumiona popatrzyła przez okno. Na dworze zrobiło się brzydko, spadł deszcz. Charlotte wyjaśniła jej kiedyś z uśmiechem, że taka pogoda jest dość typowa dla Göteborga.

Po rozmowie z Ulrikiem naszły ją złe przeczucia. Zadzwoniła do mamy, a gdy nie odebrała, zostawiła jej wiadomość: „Jesteś w domu? Wieczorem będę w Katrineholmie. Chciałabym u ciebie przenocować, jeśli to możliwe. Oddzwoń na potwierdzenie, że odebrałaś tę wiadomość. Całuski. Nora”.

ROZDZIAŁ 6

Charlotte niechętnie wstała z ciepłego łóżka. Skóra nadal ją paliła, cała była spocona. Łono miała nabrzmiałe, w brzuchu nadal czuła motyle. Kolejny orgazm. Na samą myśl o zarośniętej twarzy Petrovicia przeszedł ją dreszcz. Chciała więcej. Petrović leżał z lekko otwartymi ustami na plecach i cicho chrapał.

Od pewnego czasu działał jej na nerwy. Stał się kłótliwy i marudny. Gdyby nie był tak dobry w łóżku, nie wytrzymałaby z nim tak długo. Przez chwilę zrobiło jej się niedobrze, ale szybko jej przeszło. Miała ochotę przynieść obcęgi i uciąć mu to, co wbrew jej woli tak bardzo ją do niego ciągnęło.

Owinęła się płaszczem kąpielowym i w tej samej chwili usłyszała znajomy dźwięk. Dobiegał z kuchni, gdzie zostawiła swojego laptopa. Wyszła z sypialni i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Od pewnego czasu żyła w stresie, bo zadanie realizowano z opóźnieniem. Sytuacja stała się naprawdę poważna. Zadanie, które jej powierzono, należało do najtrudniejszych, z jakimi miała do czynienia. Problem polegał na tym, że musiała robić jednocześnie dwie rzeczy: pilnować, żeby wszystko przebiegało zgodnie z planem, i codziennie spotykać się z Norą, żeby kontrolować, czym się zajmuje i co zamierza robić.

Usiadła na krześle i rozłożyła laptopa. Na ekranie zaświeciła się jedna z ikon. Oznaczało to, że włączyła się aplikacja sensoryczna, a wraz z nią kamera, która zaczęła odbierać oraz emitować obrazy i dźwięki. Charlotte wpisała hasło, wybrała jeden z programów i aktywowała kursorem funkcję dźwięku. Nałożyła słuchawki i usłyszała głos Nory, a dzięki obrazowi z zamontowanej w otworze wentylacyjnym kamery widziała też jej twarz. Z początku wyrażała dezaprobatę, potem zrobiła się stanowcza i zacięta. Katrineholm! Złe wieści! Będzie musiała wysłać tam kogoś, żeby miał oko na Norę i ustalił, z kim się spotyka i rozmawia. To zbyt niebezpieczne, nie może zostawić jej bez ochrony. Z westchnieniem zdjęła słuchawki, wylogowała się, zamknęła laptopa i poszła obudzić Petrovicia.

– Będziesz musiał radzić sobie beze mnie – powiedziała. – Muszę coś załatwić, ale nie wiem, ile czasu mi to zajmie. Mam nadzieję, że krócej niż dobę.

Petrović wstał z łóżka.

– Musimy z tym skończyć. Na dłuższą metę jest to dla mnie nie do wytrzymania. Mam rodzinę, ale nigdy nie ma mnie w domu. Dłużej tego nie zniosę. Nie chcę już dłużej prowadzić tej podwójnej gry. Czy mogłabyś mnie od niej uwolnić?

– Przestań zrzędzić i użalać się nad sobą. Dobrze wiesz, jaka jest druga opcja: od dziesięciu do dwunastu lat więzienia. Jeśli tam trafisz, twoja rodzina odwróci się od ciebie do końca życia. Musisz się pogodzić ze swoją sytuacją. Innego wyjścia nie ma.

ROZDZIAŁ 7

Przy wejściu do restauracji Skepparstugan paliły się pochodnie. W oknach widać było świeczniki adwentowe i trochę świątecznych ozdób. Elegancko ubrani goście kulili się z zimna smagani podmuchami wiatru i siekani deszczem. Prosto z parkingu kierowali się w stronę udekorowanych świerkowymi gałązkami drzwi wejściowych. Wchodzili do środka i zajmowali miejsca w ciepłej, przytulnie urządzonej sali. Louise Brobacke poczuła lekką zazdrość, ale szybko pozbyła się tego uczucia. Minęła restaurację, zwolniła, skręciła i zaparkowała przed willą Arvida Bengtssona. Jej mąż Claes odpiął pas.

– Chyba się dzisiaj spóźnię – powiedział.

Louise skinęła głową i wskazała leżącą u jego stóp aktówkę.

– Nie zapomnij jej zabrać. Zrób wszystko, żeby Bengtsson podpisał te dokumenty, zanim sprawa wycieknie do mediów. Nie ufam urzędnikom. Jestem pewna, że wcześniej czy później się wygadają.

Brobacke wzruszył ramionami.

– Raport z analizą wyników zostanie opublikowany jutro po południu. Do tego czasu zdążymy dokonać wpisu w księdze wieczystej. Jutro rano pojadę z tymi papierami do Wydziału Geodezji. Bosse obiecał, że mi pomoże.

– Pospiesz się. Zdobądź ten podpis, zanim pójdziesz do restauracji.

Brobacke wysiadł z samochodu. Poruszał się w taki sposób, żeby przez cały czas trzymać się poza zasięgiem blasku ulicznych latarń. Do willi wchodziło się przez podwójne drzwi. Budynek służył kiedyś jako mieszkanie dla rodzin robotników zatrudnionych w hucie szkła. Z jego okien rozciągał się wspaniały widok na morze, wydmy i plażę. Brobacke uśmiechnął się do siebie. Wkrótce willa stanie się jego własnością.

Delikatnie zapukał do drzwi, ale to wystarczyło, bo gospodarz najwyraźniej na niego czekał. Bengtsson zaprowadził go do kuchni, gdzie na stole stała butelka domowej nalewki i dwa ręcznej roboty kieliszki pamiętające czasy, gdy w mieście funkcjonowała huta szkła.

– Co słychać? – spytał Brobacke, obserwując, jak Bengtsson wyciąga swoimi drżącymi, kościstymi palcami korek z butelki.

– Dziękuję, wszystko w porządku. Całe szczęście człowiek ma dobrze zaopatrzoną piwniczkę, a w niej coś, co potrafi załagodzić trudy dnia codziennego.

– W pełni się z panem zgadzam – odparł Brobacke. Otworzył aktówkę i wyjął z niej umowę. Dokument był uwierzytelniony i datowany tydzień wcześniej. Bengtsson dobrze wiedział dlaczego. Brobacke położył papiery na stole. Bengtsson wyjął z kieszeni swojej flanelowej koszuli okulary, jeszcze raz przejrzał treść umowy i ją podpisał.

– I pomyśleć, że ta ziemia znowu mogłaby stać się bezużyteczna – powiedział, przeczesując dłonią włosy.

– Mam nadzieję, że nikomu pan nie wygadał, co ten raport zawiera.

Bengtsson uderzył pięścią w stół.

– Za kogo mnie pan uważa? Ja zawsze dotrzymuję słowa.

Brobacke wziął do ręki kieliszek z nalewką i wzniósł toast.

– Za pańskie zdrowie i za powodzenie naszej sprawy.

Bengtsson uśmiechnął się szeroko, obnażając żółte od tabaki zęby. Uniósł kieliszek i stuknął się ze swoim gościem.

– Za nasz wspólny interes!

Zaraz potem Brobacke włożył podpisany egzemplarz umowy do aktówki i poszedł do restauracji. Zastał tam przy piwie swoich znajomych: radnego Wikströma i Pera Johannessona. Na jego widok przywołali kelnerkę i zamówili następną kolejkę piwa i wódki.

– Spóźniłeś się, a to do ciebie niepodobne – zaśmiał się Wikström. – Oby nie weszło ci to w nawyk. My zdążyliśmy już wychylić kilka kufelków.

– Bez obaw. Wasze zdrowie, panowie!

ROZDZIAŁ 8

Nora przejechała powoli koło komendy policji w Katrineholmie. Jej dawne miejsce pracy mieściło się w trzykondygnacyjnym budynku z czerwonej cegły stojącym przy ulicy Djulögatan. Dziwnie się czuła. Spędziła w tym gmachu cztery lata, ale już tam nie pracuje. W pokoju Ulrika na drugim piętrze paliło się światło. Żaluzje jak zwykle były zaciągnięte, na parapecie stał świecznik adwentowy. Objechała budynek i zaparkowała przy znajdującym się dwieście metrów dalej miejskim parku. Miasto zasypane było dziesięciocentymetrową warstwą śniegu, który zagłuszał większość dźwięków. Wskaźnik temperatury na desce rozdzielczej wskazywał, że na zewnątrz jest osiem stopni mrozu. Nora wyjęła telefon i zadzwoniła do Folkessona, który odebrał po pierwszym sygnale.

– Jestem na miejscu – powiedziała. – Czekam na ciebie w parku koło sceny.

– Będę za pięć minut – odparł policjant i się rozłączył.

Nora nie musiała długo czekać, bo Folkesson szybko się zjawił. Szedł ulicą, stawiając długie kroki, i ciągle się za siebie oglądał. Na jej widok lekko się uśmiechnął.

– Chodźmy – powiedział, biorąc ją pod ramię. Nora niechętnie się zgodziła. Przeszli w zacienione miejsce. Na dworze było ciemno i zimno, z ust buchała im para.

– Jak leci? – spytał Folkesson.

Nora wzruszyła ramionami.

– Naprawdę cię to interesuje?

– Martwię się o ciebie.

– Coś takiego! Wcześniej jakoś tego nie zauważyłam.

– Wiem i przepraszam cię za to. Działałem pod presją, nie myślałem trzeźwo.

– Czy to dlatego mnie tu ściągnąłeś? – spytała Nora. Rozłożyła ręce i popatrzyła na niego spod uniesionych brwi.

– Oczywiście, że nie. Wiem, że nie zwracałem uwagi na to, co mówiłaś w czasie śledztwa. Dopiero później… gdy przestałaś u nas pracować… Pewnego razu jakby nigdy nic zrezygnowałaś z pracy i z dnia na dzień odeszłaś. Dwa dni później zniknął Kristian. Naczelnik wydziału poinformował nas, że Kristian przebywa na zwolnieniu lekarskim. Zadzwoniłem do niego, ale nie odbierał. Pojechałem go odwiedzić, ale nie otworzył. Bałem się, że jest chory i potrzebuje pomocy, więc ściągnąłem ślusarza. Okazało się, że mieszkanie było puste, a Kristian zniknął bez śladu. Rozmawiałem z sąsiadami, ale niczego się od nich nie dowiedziałem. Dopiero właściciel mieszkania mnie poinformował, że Kristian wypowiedział umowę najmu.

– Proponujesz mi, żebym pomogła ci go znaleźć? Zapomnij o tym.

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. Odeszłaś z pracy, chwilę później zniknął Kristian, a pani prokurator postanowiła umorzyć sprawę, ponieważ sekcja zwłok wykluczyła, jakoby tamten mężczyzna, którego znaleziono w rowie z wodą, został zamordowany.

– Wykluczyła? I ty się na to zgodziłeś? Lekarz medycyny sądowej stwierdził, że na spojówkach były krwawe wybroczyny, a na karku i plecach znalazł siniaki wskazujące na to, że mężczyzna przytrzymywany był siłą. Ktoś przyciskał mu plecy kolanem, a potem pomógł mu utonąć. Niestety, obaj z Kristianem zmieniliście front o sto osiemdziesiąt stopni i zarzuciliście mi, że sobie wszystko wymyśliłam.

– Lekarz tylko ci wspomniał o śladach znalezionych na zwłokach, ale nie umieścił tych informacji w protokole z sekcji.

Folkesson przez cały czas przestępował z nogi na nogę.

– Zimno tu. Może pojedziemy w jakieś inne miejsce?

– Na przykład dokąd?

– Czemu jesteś taka podejrzliwa? Zachowujesz się tak, jakbyś się mnie bała.

– Nie boję się, ale nasze stosunki nie były najlepsze. Traktowałeś mnie lekceważąco i niegrzecznie. Czy Kristian rozmawiał z tobą o mnie?

Folkesson poprawił czapkę i podniósł kołnierz kurtki, jakby przed udzieleniem odpowiedzi chciał zyskać na czasie. Potem spojrzał Norze w oczy.

– Twierdził, że po tym, jak postanowił z tobą zerwać, zaczęłaś go stalkować. Skarżył się, że ciągle do niego wydzwaniałaś, nachodziłaś go w domu, waliłaś do drzwi i zakłócałaś spokój sąsiadom. W końcu był już na ciebie tak wkurzony, że zwrócił się do mnie z prośbą o radę, bo nie wiedział, jak to zakończyć.

– A policjant nigdy nie donosi na innego policjanta, prawda?

Folkesson pokręcił głową i spuścił wzrok.

– Popatrz na mnie, do cholery. Uwierzyłeś mu? Uwierzyłeś, że Nora Feller, którą znałeś od czterech lat, z którą współpracowałeś w setkach spraw, byłaby zdolna do stalkingu?

– Hm…

– Dziękuję, to mi wystarczy za odpowiedź.

– Zawsze byłaś przewrażliwiona na swoim punkcie. To ja prowadziłem śledztwo, a ty kwestionowałaś moje decyzje i chciałaś chodzić drogą, którą sama uznałaś za słuszną. Współpraca z tobą była trudna, więc czemu miałbym sądzić, że prywatny związek z kimś takim jak ty mógł być inny?

– Zostawmy ten temat. Tamte czasy minęły i niczego nie musimy udawać.

– Znowu mnie nie słuchasz. Ja naprawdę lubiłem z tobą pracować. Podobało mi się, że stale coś kwestionowałaś i nie chciałaś zamknąć śledztwa, dopóki pewne wątki pozostawały w nim niewyjaśnione.

– Świetnie, w takim razie już to sobie wyjaśniliśmy. A teraz muszę już iść.

– Poczekaj chwilę. Z tą sprawą nie mogę się zwrócić do nikogo innego.

– Daj mi spokój.

– Mówię prawdę. Już nie wiem, komu mogę ufać. Chyba tylko tobie. Wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Podejrzewam, że jestem podsłuchiwany. Na dodatek ktoś usunął z mojego komputera notatki i e-maile związane ze śledztwem.

Nora z zimna prawie nie czuła palców. Zbyt lekko się ubrała na taki mróz.

– No dobrze, pojedźmy samochodem. Ja też zmarzłam.

Folkesson popatrzył na nią z ulgą.

– Dzięki. Mój wóz stoi na policyjnym parkingu.

– Do mojego jest bliżej – odparła Nora, wskazując swój samochód, który stał zaparkowany dwadzieścia metrów dalej, przy ulicy Hantverkaregatan. Kiedy do niego wsiedli, włączyła ogrzewanie i ustawiła je na maksimum. Uruchomiła też funkcję podgrzewania foteli.

– Jedź do Lövåsen – zaproponował Folkesson.

Jechali w milczeniu. Po kilku minutach Nora zdjęła rękawiczki i rozpięła górne guziki kurtki.

Po wjeździe do dzielnicy przemysłowej minęli oddaną do użytku krótko przedtem serwerownię firmy Amazon. Budowa obiektu objęta była wielką tajemnicą. Całą nieruchomość otaczało stalowe ogrodzenie ze szpiczastych prętów. Powierzchnia działki wynosiła prawie sto tysięcy metrów kwadratowych. W budynku nie było okien, a wyasfaltowany plac między ogrodzeniem a budynkiem był jasno oświetlony. Na słupach wisiały kamery monitoringu. Całość sprawiała dość upiorne wrażenie.

Śledztwo, przy którym Nora współpracowała z Folkessonem i Kristianem, miało wyjaśnić okoliczności śmierci niezidentyfikowanego mężczyzny. Pewien emeryt, który wyszedł wcześnie rano na spacer z psem, zauważył tuż za ogrodzeniem otaczającym serwerownię ludzkie zwłoki. Od razu powiadomił o tym policję. Mężczyzna leżał w płytkim rowie z twarzą zanurzoną w wodzie. Rów miał najwyżej piętnaście centymetrów głębokości. Strażnicy pilnujący budynku znaleźli się na miejscu przed przyjazdem karetki i policyjnego patrolu. Świadek zeznał, że ustawili się wokół zwłok w taki sposób, jakby chcieli je zasłonić. Twierdził, że zachowywali się wrogo. Jeden z nich wszedł do rowu i odwrócił zwłoki, żeby zobaczyć twarz topielca.

Nora skręciła w szutrówkę i wjechała na niezabudowany teren, skąd mieli widok na serwerownię. Zaparkowała, ale nie wyłączyła silnika.

– Gmina sprzedała Amazonowi dodatkowe dwieście tysięcy metrów kwadratowych gruntu – kontynuował Folkesson. – Amerykanie są teraz właścicielami działki, która równa się powierzchni czterdziestu boisk piłkarskich.

– Okej – odparła Nora, chociaż ta wiadomość była dla niej zupełnie nieistotna. – Co podejrzewasz?

– Sam nie wiem. Nic z tego nie rozumiem.

Nora poczuła, że ta rozmowa zaczyna ją męczyć.

– Czy udało ci się ustalić, kim był znaleziony mężczyzna?

– Nie, ponieważ ktoś położył na sprawie łapę. Dostałem polecenie, żeby zamknąć śledztwo i zająć się ważniejszymi sprawami.

– Dlaczego tego nie robisz?

– Czy twoim zdaniem ja też udaję, że nic się…

– Rozmawiałeś z panią prokurator? – przerwała mu Nora.

– Tak, ale obstaje przy swojej decyzji o zakończeniu śledztwa.

– A lekarz medycyny sądowej?

– Zaprzecza, jakoby kiedykolwiek stwierdził coś innego niż to, o czym napisał w protokole z sekcji.

W tym momencie zadzwonił telefon Nory.

– Przepraszam, muszę odebrać – powiedziała.

Na ekranie wyświetlił się numer jej matki. Nora odebrała, ale w słuchawce usłyszała obcy głos.

– Czy rozmawiam z panią Norą Feller?

– Być może. A kto mówi?

– Nazywam się Jessica Svensson i dzwonię ze szpitala. Pani mama miała wypadek. Upadła i poważnie się potłukła.

– Boże, jak się czuje?! – zawołała Nora. Od razu naszły ją wyrzuty sumienia.

– Jest przytomna, ale tylko tyle mogę powiedzieć. Pytała o panią.

– Już do was jadę – odparła Nora i się rozłączyła. Wrzuciła bieg, zawróciła i tą samą drogą, którą przyjechali, ruszyła w stronę centrum miasta. – Muszę jechać do szpitala – wyjaśniła.

ROZDZIAŁ 9

Brobacke obudził się z tępym bólem głowy. Miejsce w łóżku obok niego było puste. Louise zwykle wstaje przed nim, więc wcale go to nie zdziwiło. Odrzucił kołdrę i usiadł. Tak gwałtowny ruch sprawił, że dostał zawrotów głowy i o mało nie zwymiotował. Ile wczoraj wypił? Pamiętał jeden kieliszek wódki i piwo do kolacji, do tego kilka ginów z tonikiem. Nie mógł sobie przypomnieć, ile ich było, ale teraz to bez znaczenia. Jedną dłoń przyłożył do czoła, drugą sięgnął po zegarek. Za kwadrans ósma. Tak długo nie spał przynajmniej od dziesięciu lat.

Ekran telefonu pokazał mnóstwo nieodebranych połączeń i nieodczytanych esemesów, ale Brobacke szybko uznał, że wszystkie mogą poczekać. Ostrożnym krokiem poszedł do łazienki. Przejrzał się w lustrze i uznał, że wygląda fatalnie. Otyłe ciało, obwisły brzuch i sflaczała, bladoróżowa twarz. Całości dopełniał zarost na policzkach i nabiegłe krwią oczy. Wyglądał jak zwykły luj.

Połknął kilka tabletek na ból głowy i wszedł pod prysznic. Strumienie wody stopniowo przywracały go do życia. Wytarł się, umył zęby, włożył koszulę i spodnie od garnituru, uczesał włosy i zszedł do kuchni, ale nie zastał tam Louise. Co więcej, nie znalazł świeżo zaparzonej kawy w dzbanku, chociaż zwykle na niego czekała. Zaklął po cichu. Otworzył lodówkę i wypił trochę mleka z kartonu. Zmarzły mu stopy, więc zaczął się zastanawiać, czy któreś okno albo drzwi nie są otwarte. Pewnie Louise znowu wietrzyła mieszkanie, chociaż wiele razy jej tłumaczył, że może to spowodować awarię klimatyzacji. Zawołał ją, ale nie odpowiedziała. Pomyślał, że pewnie pojechała do Wydziału Geodezji zarejestrować umowę.

– Louise! – zawołał ponownie.