Propolis - Dominika Gnatek-Niemczyk - ebook
NOWOŚĆ

Propolis ebook

Dominika Gnatek-Niemczyk

5,0

Opis

Propolis” to opowieści o miłości, koszmarach, tęsknotach i samotności. Dybuki, mamuny i wszechobecna niesamowitość wprowadzą Was w oniryczny i kameralny świat, z którego nie będziecie mogli już wyjść. Nieprzepracowane traumy z dzieciństwa i lęki sprawią, że poczujecie dreszcze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 165

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł: Propolis

Autor: Dominika Gnatek-Niemczyk

Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2023

Copyright © Dominika Gnatek-Niemczyk, 2023

Dom Horroru,

ul. Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja i korekta: Paweł Kosztyło, Natalia Fiedorczuk

Projekt okładki: Wojciech Gunia

Skład i łamanie: Krzysztof Biliński

Wydanie I

Wrocław 2023

ISBN 978-83-67342-64-3

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

Chciałabym podziękować Małgorzacie Grączewskiej, która zawsze czytała i entuzjastycznie reagowała na moje opowiadania. Jako artystka, stworzyła też na ich podstawie kilka inspirujących rysunków. Dziękuję Joannie Grzelczyk za pierwszą redakcję najdłuższego tekstu, czyli „Opowieści o tym, że czasem w miłości bywa się nieszczęśliwym”. Szczególne podziękowania należą się Magdalenie Celmer oraz Mikołajowi Chroboczkowi za to, że jako pierwsi przeczytali opowiadania na głos i wzbogacili je o swój talent i wrażliwość. Dziękuję Sylwii Rosak za każdą recenzję i celną uwagę. Aleksandrze Zielińskiej – za wszystkie godziny, które spędziłyśmy dyskutując o filmie i literaturze grozy. Wydawcy, za to, że mi zaufał i skłonił do napisania kolejnych utworów. Mojemu mężowi, Pawłowi, za codziennie wsparcie i miłość, którą mi okazuje.

Rodzinie i przyjaciołom, za pomoc w trudach codzienności.

Na koniec chciałabym szczególnie podziękować nieodżałowanemu, św. p. Januszowi Kaczorowskiemu, mojemu nauczycielowi, który jako jeden z pierwszych uznał, że moje pisanie jest zasadne.

Dybuk

Spodziewała się paczki o wiele później, tymczasem ta dotarła za pośrednictwem kuriera, a dzwonek do drzwi zaskoczył ją w to piątkowe późne popołudnie, kiedy już postanowiła, że spędzi samotnie wieczór przy winie i książce. Przesyłka była dość lekka, o wiele lżejsza, niż sobie to wyobrażała. Swoim spostrzeżeniem podzieliła się z kurierem, ale zaraz zrobiło jej się głupio na widok jego wymuszonego uśmiechu, bo co go to właściwie obchodziło? Przecież nie wiedział, co jest w środku. Podzielenie się tą tajemnicą wydawało jej się zarówno kuszące, jak i nieodpowiednie. Zawstydzona, podziękowała mu uprzejmie, pokwitowała odbiór i zamknęła drzwi, wyobrażając sobie, jak kurier unosi brwi i uśmiecha się z politowaniem, idąc do windy. Samotna, niezbyt ładna dziewczyna z czerwoną obwódką wokół ust, zaczepia kuriera w piątkowy wieczór. Te myśli sprawiły jej przykrość. Tak jak wszystko w ostatnim czasie.

Paczkę położyła na stole i uważnie jej się przyjrzała. Serce zabiło szybciej, trochę tak, jakby znowu się zakochała i to uczucie pokrzepiło ją nieco. Przestała na chwilę zadręczać się swoim wygłupem przed kurierem. Należało więc paczkę odpakować i czym prędzej zbadać jej zawartość. Ale pomimo, że znajdowała się tuż przed nią, na zawalonym naczyniami stole, nie mogła się przemóc, wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami, czując przyspieszone, niemal bolesne bicie serca. Nie jestem człowiekiem, jestem wilczycą, powiedziała sobie w duchu, wspominając swojego ulubionego książkowego bohatera. Co może mi się stać? Moje serce jest złamane na tysiąc kawałków.

Dasz radę. Po prostu to zrób.

Cofnęła jednak rękę.

Zawsze fascynowały ją sprawy niesamowite: próbowała już wywoływać duchy na różne sposoby, jednak za każdym razem bezskutecznie. Wczytywała się uważnie w horoskopy, stawiała karty tarota, szczególnie wtedy, kiedy miała trudny do rozwiązania problem. Kilka miesięcy temu trafiła na temat, który pochłonął ją bez reszty i znalazł wreszcie ujście w postaci zakupu.

Otworzyła laptopa, kliknęła w zamkniętą grupę „Magia, tarot, okultyzm” i napisała drżącymi rękami: Zrobiłam to! Dziś przyszła moja skrzynka dybuka! Czekajcie na moją relację…

Teraz przeżyje to, co ten mężczyzna, o którego doświadczeniu czytała jakiś czas temu z wypiekami na twarzy. Lubiła książki o tajemniczych zjawiskach, a w jednej z nich natknęła się na tę historię: naukowiec kupuje skrzynkę z dybukiem, aby na samym sobie przeprowadzić eksperyment. Otwiera tajemniczy przedmiot i czeka na efekty, które nadchodzą niebawem! Nieszczęśnik zmaga się z dusznościami, ciągłym odorem moczu, dziwnymi hałasami w nocy, tajemniczym wrażeniem czyjejś obecności. Ekscytujące.

Od miesięcy się nad tym zastanawiała. Możliwość takiej przygody przerażała ją i fascynowała jednocześnie. Chyba jednak bardziej fascynowała. Dawało to szansę przeżycia czegoś absolutnie wyjątkowego. Dopóki jednak nie mieszkała sama, nie chciała wystawiać osób trzecich na przykre konsekwencje posiadania skrzynki.

Ale on odszedł i nie było obok niej nikogo, kogo mogłaby narazić. Dokonała więc zakupu na eBayu i oto, po kilku tygodniach, skrzynka znalazła się u niej w domu.

Ręce jej drżały. Odwlekała to, co nieuchronne, jakby chciała napawać się jak najdłużej tym nieznośnym napięciem. Co za dziecinada! Moje gołębie serce. Moje głupie, gołębie serce.

Otworzyła karton jednym szarpnięciem i rozcięła sobie dłoń. Świeża kropla krwi spadła prosto do środka, znacząc folię bąbelkową kilkoma czerwonymi kroplami. Prawie nie zważając na ból, pomyślała, że to złowroga wróżba i szybko wydobyła przedmiot z folii.

Skrzynka wyglądała solidnie, była brudna. Ktoś polał ją grubą warstwą wosku. Ostrożnie nachyliła się i pociągnęła nosem. Nie pachniała. Dotknęła jej ostrożnie jednym palcem, jakby się obawiała poparzenia, następnie przeciągnęła ręką po przedmiocie, głaszcząc go jak kota. Delikatnie nacięła nożykiem warstwę wosku i jednym ruchem, jakby zrywała plaster, otworzyła drzwiczki. W środku był zasuszony kwiatek, miniaturowa menora i chusteczka haftowana w słowa w języku jidisz. Potem sprawdzi ich znaczenie w wikipedii. Obejrzała ostrożnie każdy z przedmiotów. Nie wykluczała możliwości, że ktoś tworzy takie skrzynki masowo, a potem napełnia je przedmiotami według schematu. Wyobraziła sobie fabrykę, gdzie ręce w lateksowych rękawiczkach posypują gotowe, nowe jak spod igły skrzynki kurzem, po czym wkładają do środka losowo fanty: świecznik, pukiel włosów, list, pukiel, świecznik, kwiatek, i tak dalej, i tak dalej, zalewają to woskiem, a potem pakują skrzynki i wysyłają w świat. Zupełnie jak statki w butelce, sprzedawane w nadmorskich kramach. Tak też może być. Może na drugim końcu świata, ktoś inny, podekscytowany tak jak ona, odpakowuje teraz swoją skrzyneczkę z tej samej fabryki.

Ciekawe, jak wygląda? Ciekawe jak się czuje? Może byśmy się polubili?

Odetchnęła głęboko, sprawdzając czy w powietrzu zaszła jakaś zmiana. Czy nie zgęstniało, czy nie zrobiło się zimno, czy w mieszkaniu nie cuchnie moczem. A może? Z drugiej strony, wczoraj zapchał się zlew, woda stała już drugi dzień i cuchnęła na całą kuchnię. Czas ją spuścić. Ostatni raz zerknęła na pudełko, obiecując sobie ponownie, że powściągnie emocje i zachowa zimny ogląd sytuacji, ale czuła w brzuchu tego łechcącego motyla ekscytacji, jakby się spodziewała, że jutro przyjdzie wiosna. Ale wiosny nie będzie. Poczuła ból, tak znajomy i częsty, a wciąż zaskakujący. Nie będzie wiosny! Poczuła ogromną pokusę, żeby do niego zadzwonić, jak zwykle, kiedy ściskało ją w sercu i w gardle z żalu. Za nim.

Weź się w garść, pomyślała. Tyle rzeczy będziesz mogła wreszcie zrobić. Nie będziesz musiała z niczego się tłumaczyć. Od miesiąca sprzątasz wyłącznie własne brudy. Adybuk…! Zachichotała na myśl o tym, jak on zareagowałby na ten wybryk. Potrząsnęła głową, uśmiechając się nadal, zrobiła zdjęcie skrzynki i wysłała mu.

Nic się nie działo. Nastał wieczór, skrzynka tkwiła otwarta przez niemal cały dzień, ale jak dotąd nie wydarzyło się nic dziwnego. Co prawda wydawało jej się, że od kilku godzin czuje niemiły ucisk w klatce piersiowej, ale mógł on być związany z faktem, że jej wiadomość pozostała bez odzewu…

Położyła się na łóżku. Na pewno długo nie będę mogła zasnąć, pomyślała. I zasnęła natychmiast.

W nocy wstała, bo on, jak zwykle, włączył światło w kuchni. Zastała go przy stole, pijącego miętową herbatę. Patrzył na skrzynkę.

– Gniewasz się? – spytała.

– Nie – miał obojętny wyraz twarzy, był zmęczony. Tak wyglądał przez ostatnie pół roku, kiedy na nią patrzył.

– Pomyślałam, że to będzie niespodzianka – powiedziała ostrożnie. – Bardzo zabawna niespodzianka.

Nie odpowiedział. Zdała sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Nagle przestraszyła się, że on wyjdzie i zostawi ją znowu, tym razem na zawsze (bo ostatnim razem to przecież było na niby, teraz wrócił i wszystko musi być jak dawniej).

– Mogę się przytulić? – spytała po chwili – Bardzo tego pragnę.

Popatrzył na nią i pierwszy raz się uśmiechnął. Rozłożył ramiona, a ona wpadła w nie bez zastanowienia. Chwyciła rękami powietrze, zachwiała się i upadła. Poczuła gwałtowny wstrząs w całym ciele i otworzyła oczy, zrzucając z siebie kołdrę. Minęło dużo czasu przepełnionego cierpieniem, zanim usnęła ponownie.

W sobotę obudziła się późno, nadrabiając częściowo nieprzespaną noc. Spała źle, odkąd się wyprowadził. Ciężko było się przyzwyczaić do samotnych poranków, chociaż podczas ich ostatnich, wspólnych posiłków prawie się nie odzywał. A już samotne wieczory stanowiły torturę, o której nie miała odwagi myśleć w ciągu dnia. Ponury ból musiał nastać, tak jak musiał nastać nowy, samotny poranek.

Otworzyła lodówkę i wyciągnęła jajka. Postanowiła zrobić sobie duży omlet z warzywami i parmezanem. Kiedy już zsunęła go z patelni i zaparzyła sobie kawy, jej wzrok padł na skrzynkę z uchylonymi drzwiczkami, wciąż stojącą na stole. Parsknęła śmiechem. Zupełnie o niej zapomniała. Dybuk! Przez chwilę pożałowała stu dolarów, które na niego wydała. Jednocześnie naszła ją refleksja, że duch pojawi się wtedy, kiedy kompletnie nie będzie się tego spodziewać. Tak jak ze szczęściem – trzeba przestać go szukać, wtedy samo znajdzie człowieka. Tak mawiają. Wypiła pierwszy łyk kawy i włączyła komputer. Otworzyła skrzynkę mailową i uważnie przejrzała wiadomości. Kilka reklam, powiadomienia z portali społecznościowych i pit online. Poczuła ukłucie zawodu.

Oto cała ty, złajała się w duszy. Zawsze oczekuję czegoś, co odmieniłoby moje życie. Wywróciłoby je do góry nogami. Powinnam cieszyć się tym, co mam.

Weszła na grupę, na której dodała wczoraj wiadomość o otrzymaniu skrzynki i zobaczyła dwa polubienia pod postem. Chyba nikt specjalnie nie oczekiwał na jej relację. Z trzaskiem zamknęła komputer i zabrała się do jedzenia.

Przez resztę dnia oglądała telewizję, co jakiś czas zerkając na skrzynkę. Raz wyłączyła nawet telewizor, wsłuchując się w przedmiot, bo wydawało jej się, że słyszy dobiegający z niego śmiech. Po chwili zorientowała się jednak, że to dziecko sąsiadów, wracające do domu, pewnie z placu zabaw. Westchnęła. Będzie musiała poszukać innej pracy. Jej szefowa dała jej do zrozumienia, że podwyżka nie wchodziła w grę. Nie może dalej pracować w młodzieżowym domu kultury za nieco więcej, niż najniższa krajowa, jeśli chce nadal pozostać w tym mieszkaniu. Żałowała, bo lubiła tę pracę. Ciekawe czy wreszcie stanie się coś, czego nie będę żałować, pomyślała.

Zadzwoniła mama. Przez dwadzieścia, pełnych udręki minut musiała zapewniać, że wszystko w porządku. Że czuje się świetnie. Że nie ma się czym martwić. A co u ciebie, mamo? Jak się czuje tata? A ty jak się czujesz? Nie przyjadę jutro na obiad. Mam bardzo dużo pracy. Pracuję nad czymś naprawdę wyjątkowym.

Mama nie zapytała, nad czym. Nienawidziła wszystkich spraw związanych z magią i okultyzmem. Mówiła, że to grzech. Nie pozwoliła nawet postawić sobie tarota.

Kiedy rozmowa dobiegła końca, kolejny raz sprawdziła wiadomości. Bank wysłał jej ponaglenie w sprawie spłaty kredytu. Próbowała oglądać film, ale nie mogła się skoncentrować. Czy to możliwe, żeby z dnia na dzień wymazać kogoś ze swojego życia? Przecież jeszcze kilka miesięcy temu wybieraliśmy wspólnie dywan do sypialni. Czy już wtedy chciał mnie opuścić? Poczuła falę wściekłości. Wybrała jego numer i czekała. Dźwięk sygnału huczał w jej uszach, jak fale podczas sztormu. Gdyby odebrał, chyba by zemdlała. Ale nie odebrał. I dobrze. Drżącą ręką odłożyła telefon na stolik i pustym wzrokiem wpatrywała się w telewizor. Dopiero po kilku chwilach uświadomiła sobie, że patrzy na scenę seksu, namiętną i upiększoną przez kinowe kanony. Ciekawe, czy on z nią teraz jest? Ciekawe, czy dziś się kochają. A może już to robili i teraz są gdzieś u ich wspólnych znajomych? Słyszała, że ją polubili. A może jedzą kolację w jednej z ich ulubionych restauracji?

Nie dam rady, pomyślała. Dziś ostatni raz. Potem zrobię sobie przerwę. Jeszcze tylko dzisiaj. Wyciągnęła kieliszek i napełniła go po brzegi winem. Usiadła ponownie w fotelu i przełączyła na program o ekstremalnie otyłych osobach. Lubiła oglądać ich zmagania z ciałem. Zazwyczaj przegrywali. Program przykuł jej uwagę na tyle, że na jakiś czas zapomniała o cierpieniu.

Z odrętwienia wyrwał ją dziwny dźwięk. Wydawało jej się, że coś przebiegło po suficie, więc ponownie ściszyła telewizor i wytężyła słuch. Czyżby się zaczynało? Skrzynka w blasku wieczornego, żółtawego światła wyglądała złowrogo. Przez chwilę trwała w nieznośnej, ekscytującej ciszy, gdy nagle usłyszała gwałtowny łomot. Krzyknęła przestraszona i oblała się winem. Po chwili, uświadomiła sobie, że to muzyka. Sąsiedzi z góry znowu zrobili imprezę. Pokręciła głową z dezaprobatą i obrzuciła skrzynkę pogardliwym spojrzeniem, jakby to był złośliwy psikus, który jej spłatała. Kiedy wino się skończyło, otworzyła drugą butelkę.

* * *

Obudziła się na drugi dzień przed telewizorem, z bólem głowy i pleców. Czuła smród, ale po chwili uświadomiła sobie, że to jej oddech. Wieczorem nie umyła zębów. Rozejrzała się po pokoju, zatrzymując wzrok na zaschniętych resztkach jedzenia na talerzach i zlewie zawalonym brudnymi naczyniami. Nawet się nie łudziła, że dziś posprząta. Niby po co? I tak nie spodziewa się gości. A ten smród i tak pasuje do wszystkiego, co ostatnio ją spotyka. Zwlekła się z fotela i z cichym trzaskiem rozprostowała kończyny. Nie potrafiła zliczyć, który raz się budziła w ten sposób w ciągu ostatnich tygodni. Chwiejnie ruszyła ku lodówce i wyciągnęła z niej butelkę wody. Piła bez opamiętania, aż ją zemdliło. Zmarszczyła nos i pospiesznie opuściła kuchnię.

Weszła do sypialni i padła na łóżko. Przez uchylone drzwi widziała fragment salonu. Skrzynka stała na stole, irytująco zwyczajna.

Uczucie upokorzenia wycisnęło z jej oczu gorące łzy. Nie ma żadnych dybuków. Nie ma żadnych niewytłumaczalnych zjawisk i mrocznych mocy! Jest tylko ona, sama i żałosna, w mieszkaniu na które już jej nie stać, odkąd on nie płaci swojej połowy.

Przeleżała tak kilka godzin, pochlipując w poduszkę, od czasu do czasu biorąc łyk wody. Chciała przyrządzić sobie obiad, ale odór dochodzący z kuchni przyprawiał ją o mdłości. Czuła się tak, jak na samym początku – jak pusta, wyschnięta na słońcu skorupa. Pomyślała o swoim śnie, i ponownie zapłakała. Jej telefon zawibrował gwałtownie. Otarła oczy i sprawdziła wiadomości.

„Nie dzwoń do mnie, proszę”.

Czy to znowu sen? Są tu razem, leżą nago w łóżku. On głaszcze ją po twarzy. Jest tak przyjemnie, że to nie może być prawda. On mówi jej, że jeszcze nigdy się tak nie czuł. Że są dla siebie stworzeni i to wielkie szczęście, że się odnaleźli, bo świat jest zgniły, zły i cuchnie.

Pomyślała, że nie wytrzyma w ich dawnej, wspólnej sypialni ani chwili dłużej. Jakieś szalone, na wpół uformowane myśli kotłowały jej się w głowie. Czuła, że obijają się jej w czaszce jak ćmy, które próbują się wydostać.

Dźwignęła się na nogi, naciągnęła spodnie od dresu i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Spękane usta, przecięte zaschniętym, ciemnoczerwonym osadem. Tłuste włosy zwisały w strąkach wokół napuchniętej, zaczerwienionej twarzy. Bezmyślna, brzydka twarz. Trudno, przecież musi być jakiś sposób, żeby przekonać go do powrotu. Nie wróci tu sama, już nigdy.

Powoli, niezdarnie, naciągnęła na siebie kurtkę, założyła buty i zdjęła klucz z haczyka. Stawiając niepewnie kroki, jak lunatyk, prawie się potykając, wyszła z mieszkania i zatrzasnęła za sobą drzwi.

W pustej przestrzeni rozległ się cichy śmiech, niepodobny do niczego. Nie było jednak nikogo, kto mógłby go usłyszeć.