Pozory mylą - Magdalena Chomiuk - ebook

Pozory mylą ebook

Magdalena Chomiuk

0,0

Opis

Ewa młoda kobieta z Warszawy dowiaduje się, że odziedziczyła gospodarstwo rolne na pomorskiej wsi po tym, jak zmarł nieznany jej dziadek. Dziewczyna pragnąc zmiany w swoim życiu decyduje się na przeprowadzkę w poszukiwaniu swoich korzeni i szczęścia. Życie na wsi jednak nie wygląda tak jak to sobie wyobrażała. Mieszkańcy, a zwłaszcza sołtys, nie potrafią jej zaakceptować i rozsiewają nieprzychylne plotki. Na domiar złego ma podstawy przypuszczać, że jej dziadek wcale nie umarł na zawał tak jak jej powiedziano. Wiele poszlak wskazuje na morderstwo...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 410

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Magdalena Chomiuk

Pozory mylą

Wydawnictwo Agrafka 2024

I S B N 9 7 8 - 8 3 - 6 7 3 4 8 - 8 8 - 1

9 7 8 8 3 6 7 3 4 8 8 8 1

Spis treści

Prolog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25

Agnieszka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41

Lucjan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59

Maria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65

Robert . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72

Sebastian . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76

Kamil . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97

Grzegorz i Janina . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .107

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .111

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .117

Henryk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .121

Piotr i Karolina . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .126

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .128

Czesław . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .130

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .138

Ernest . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .140

Henryk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .144

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .146

Czesław . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .158

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .161

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .166

Maria . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .179

Robert . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .181

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .183

Emilia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .191

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .197

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .201

Agnieszka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .206

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .210

Justyna i Wiktor . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .215

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .218

Agnieszka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .224

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .226

Agnieszka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .232

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .234

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .240

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .252

Robert . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .268

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .272

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .280

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .285

Franciszek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .299

Ewa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .304

Epilog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .345

Prolog

Na nocnym niebie szalała burza . Deszcz lał się strumieniami, zmieniając starannie ubitą ziemię w istne bajoro . Błyskawice rzuca-ły co kilka sekund jasne snopy światła, a z obory dobiegały odgłosy wyraźnie zaniepokojonych zwierząt . Wiatr targał krzewami jaśminu i kładł na ziemię pierwsze w tym roku tulipany .

Z małego domu z czerwonej cegły wyszedł starszy mężczyzna .

Przyodział się w płaszcz, a na głowę naciągnął kapelusz . Musiał mocno trzymać go rękoma, aby wiatr go nie porwał . Po chwili był już przemoczony do suchej nitki .

– Jesteś tu? – zawołał, lecz szum deszczu zagłuszał jego słowa .

Staruszek poszedł do stodoły . Otworzył drewniane drzwi, które wiatr wyrwał mu z ręki i szarpnął nimi mocno, o mało nie wyrywając z zawiasów . Mężczyzna zaświecił latarką, w której bateria była już na skraju wyczerpania . Słabe światło skierował na snopy, ułożonego jeden na drugim, siana . Stodoła wyglądała tak, jak zostawił ją po wie-czornym obrządku . Nikogo w niej nie było .

– Gdzie jesteś?! – zawołał ponownie .

Piorun z wielkim hukiem uderzył gdzieś w pobliżu . Nagle staruszek na swoim ramieniu poczuł czyjąś dłoń . Odwrócił się gwałtownie .

– Och! Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem! – krzyknął do towarzysza .

| 5 |

Ten mu nie odpowiedział . Stał w deszczu, w przemoczonym ubra-niu i wpatrywał się w twarz staruszka .

– Chodź do domu, nagrzejesz się i wysuszysz – zaproponował łagodnie .

Wziął pod ramię swojego przemoczonego towarzysza i pociągnął go w kierunku domu . Ten jednak zaczął się szarpać .

– Nigdzie nie idę, puść mnie!

– Idziesz, mój drogi . Tam będzie ci najlepiej . Nie możesz sterczeć tu w taką pogodę . Przeziębisz się .

Staruszek siłą pociągnął znajomego . Po chwili byli już za drzwiami, zostawiając na drewnianej podłodze mokre plamy i ślady błota . Obaj wyglądali na przemarzniętych . Mimo wiosennej pory temperatury nie były zbyt wysokie . Gość zdenerwował się i czym prędzej chciał stąd wyjść . Staruszek zagrodził mu drzwi .

– Już dobrze! Już dobrze . Posiedzimy tu trochę, a potem sobie pój-dziesz, kiedy przestanie padać – tłumaczył łagodnie .

Gość nie wyglądał na pozytywnie nastawionego do tego pomysłu .

Staruszek odwrócił się i skierował kroki do pokoju . Sięgnął po słuchawkę telefonu stacjonarnego stojącego na solidnej, dębowej ko-modzie .

– Poczekaj, zaraz zadzwonię do… – urwał w połowie zdania .

Po chwili mężczyzna bezwładnie osunął się na mokrą, drewnianą podłogę .

Ewa

Słysząc donośny odgłos budzika, Ewa powoli otworzyła zaspane powieki . Zsunęła stopy z łóżka i oparła je na zimnej posadzce . Bę-dąc w połowie na jawie a w połowie we śnie, automatycznie udała się do kuchni i włączyła elektryczny czajnik . Z górnej szafki wyjęła słoik z kawą rozpuszczalną i nasypała do kubka trzy łyżeczki . Po chwili dziewczyna mogła uraczyć się łykiem gorącego, aromatycz-nego napoju . Przywróciło ją to do rzeczywistości . Rozejrzała się po mieszkaniu . Wszędzie panował półmrok . Uchyliła okno, aby wpuścić odrobinę świeżego powietrza, ale zamiast tego ogarnął ją cuchnący zapach spalin . W dni takie jak ten, pochmurne i bezwietrzne, spaliny można było wyczuć nawet na wysokości czwartego piętra . Warszawa dla niektórych była przekleństwem, a dla innych zbawieniem . Ewa usytuowała się gdzieś pośrodku . Przyzwyczaiła się do gwaru i szu-mu, który oferowało jej miasto .

Po kilku minutach dziewczyna była już ubrana, a codzienny lekki makijaż przykrywał niedoskonałości twarzy . Przeczesała włosy przed lustrem . Postanowiła, że zostaną rozpuszczone, tak jak lubiła najbardziej . Na zegarze dochodziła siódma rano . Została jej jeszcze godzina, aby zdążyć do pracy . Jeśli pojedzie autobusem jest szansa, że zdąży być dziesięć minut przed ósmą . Niestety samochodu ani

| 7 |

prawa jazdy nie posiadała . Jej szef, stary gbur, nie znosił niepunktu-alności . Każdą minutę spóźnienia odcinał z pensji . Niemniej jednak, praca w firmie na stanowisku specjalisty do spraw handlu i sprzedaży pozwalała Ewie opłacić rachunki i jeszcze trochę zaoszczędzić .

Nie było to spełnieniem jej marzeń, lecz póki co – nie narzekała .

Dostała tę pracę, ponieważ okazała się najbardziej obiecującą kan-dydatką na castingu, albo dlatego, że była tam jedyną kobietą . W firmie, była znaczna przewaga mężczyzn, a jedyne kobiety, które ko-jarzyła, to sekretarka szefa, sprzątaczka i księgowa . Wszystkie były już po czterdziestce i nie miały w sobie nic specjalnego . Za to ona czuła, że jest obiektem westchnień wielu mężczyzn . Ustępowali jej miejsca w stołówce, przepuszczali w kolejce do baniaka z wodą i po-magali, kiedy komputer odmawiał posłuszeństwa . Ewa nie oczekiwa-ła takich poświęceń, ale też nie przeszkadzały jej . I tak wiedziała, że nie umówi się z żadnym z tych palantów . Nie w głowie jej było roman-sowanie . Była typem singielki, miastowej starej panny, która wolała popołudnia spędzać na oglądaniu seriali niż na usługiwaniu mężowi i dzieciom .

Ewa za kilka miesięcy miała skończyć trzydziestkę . Była młoda, wolna i atrakcyjna . Miała pracę, wynajęte mieszkanie i trochę osz-czędności . Mimo to nie czuła się spełniona w życiu . Czegoś jej brakowało, ale nie faceta, nie dzieci, ani nawet urlopu na Hawajach . To było coś innego, coś czego sama nie potrafiła nazwać, a tęskniła za tym każdego dnia .

Przeczesała szczotką długie, sięgające pasa, mysie włosy . Lubiła ten kolor bez wyrazu . Był to jej naturalny odcień, który najbardziej pasował do jej pociągłej twarzy . Spojrzała na swoje odbicie w lu-strze . Mocno zaznaczone kości policzkowe, długie rzęsy i wąskie usta to były jej największe atuty . Do tych mniej ciekawych cech wy-

| 8 |

glądu (jak sama uważała) należała naczynkowa cera, lekko garbaty nos i zbyt pokaźny wzrost . Liczyła sobie sto osiemdziesiąt jeden centymetrów, czym przewyższała niejednego mężczyznę i prawie każdą kobietę . Nie czuła się dobrze z taką wielką posturą, mimo że była zgrabna i szczupła . Gdyby do tego nosiła buty na obcasie, to rozbijałaby sobie głowę o futryny drzwi . Jeansy musiała kupować na zamówienie, bo wszystkie, które mierzyła w sklepach miały zbyt krótkie nogawki, albo były za szerokie w pasie .

Kobieta nałożyła czarne lakierki i płaszcz, gdyż w kwietniu mogła spodziewać się każdej możliwej pogody, zmieniającej się kilka razy w ciągu godziny . Już miała wychodzić z mieszkania, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk telefonu stacjonarnego . Zdziwiło ją to, ponieważ rzadko ktoś dzwoni na stacjonarny, jedynie urzędnicy lub akwizy-torzy . Licząc na to, że nie będą to ci ostatni, podbiegła do telefonu .

– Halo?

W pełnym skupieniu słuchała swojego rozmówcy . Po kilku minutach, bez słowa pożegnania odłożyła słuchawkę i usiadła na pobli-skim fotelu . Serce biło jej jak oszalałe, a oczy wytrzeszczyły się ze zdziwienia .

***

Plan wyjazdu pojawił się dość nagle . Nadarzyła się okazja, więc Ewa znudzona wielkomiejskim zgiełkiem i szumem postanowiła wy-jechać w inną część Polski, do małej wsi, gdzie odziedziczyła dom po zmarłym, nieznanym jej dziadku . Czekało na nią nowe, inne życie .

Pakowanie powoli dobiegało końca . Ewa postanowiła, że zabierze tyle, ile zdoła udźwignąć w walizce na kółkach i w plecaku . Walizka okazała się na tyle pojemna, że zmieściła prawie całą zawartość sza-fy, kilka par butów i torebek . Była zaskoczona, że przez lata nazbie-rała tak małą ilość ubrań, ale co poradzić, kiedy ma się węża w kie-

| 9 |

szeni . Ewa nie mogła zapomnieć o kosmetykach i o swoim ulubionym jaśku, bez którego nie zasnęłaby w nocy . Uznała, że reszta rzeczy albo nie będzie jej potrzebna, albo znajdzie je na miejscu . Właściciel mieszkania zgodził się od ręki rozwiązać umowę najmu, tak samo jak szef w pracy poszedł na ugodę i podpisał wypowiedzenie za poro-zumieniem stron . Ewa zostawiła mieszkanie w takim samym stanie, w jakim je wynajęła . Umówiła się z właścicielem, że klucze podrzuci zaprzyjaźnionej sąsiadce, a ten odbierze je w wolnej chwili . Nie musiała się z nikim żegnać, ponieważ nie miała bliskich przyjaciół .

Jedyny pociąg do Elbląga kursował we wtorki o jedenastej, czyli właśnie dzisiaj . Czekała ją czterogodzinna podróż zatłoczonym po-ciągiem do miasta znacznie mniejszego niż Warszawa, a stamtąd jeszcze godzina drogi do celu podróży, jakim było Pogorzewo – ma-leńka wioska na północy kraju .

Odkąd zmarł jej dziadek ze strony matki, Franciszek Jasiński (prawnicy podali jej takie nazwisko), po głowie krążyło jej mnóstwo pytań .

Począwszy od tego, kim u licha był i dlaczego nigdy nie poinformował

jej ani jej matki o swoim istnieniu? Do tego miała pretensje do swojej babci, Krystyny, która zawsze mówiła, że nie powiedziała o ciąży swojemu ówczesnemu kochankowi i dlatego nie warto go było szukać . Z tego co dziewczyna pamiętała, to babcia z tym „kochankiem”

poznała się w ich rodzinnej wsi na Pomorzu, lecz przy pierwszej lep-szej okazji wyjechała stamtąd, twierdząc, że nie nadaje się do łaże-nia po polach i wypasania bydła . Szczwana lisica z niej była, bo jak widać z premedytacją, i to całkiem dobrze, wymyśliła sobie tę histo-ryjkę i skrupulatnie jej przestrzegała w rozmowach ze swoją córką, Julią, a potem z wnuczką .

Szukając sobie zajęcia w podróży, Ewka zaczęła wspominać swoje dotychczasowe i, jak sądziła, mało ciekawe życie . Jej babcia sama wy-

| 10 |

chowała jej matkę, zarabiając na życie jako kasjerka w jednym ze skle-pów dużej sieci spożywczej . Żyły w biedzie, a pieniędzy, które zarabia-ła Krystyna, wystarczało tylko na bieżące wydatki . Czasem w jej życiu pojawiał się jakiś mężczyzna, ale nie zostawał dłużej niż pół roku . Jako że dzieci często powielają wzorce swoich rodziców, po osiemnastu latach z przypadkowego dyskotekowego romansu zrodziła się Ewa .

Zamieszkały we trójkę w komunalnym bloku na warszawskiej Woli .

Ewa dorastała, a jej relacje z matką nie układały się najlepiej . Matka była dla niej bardziej jak starsza siostra czy koleżanka . Niezbyt odpowiedzialna, rozrywkowa i nie troszcząca się o dobro córki . Dlatego za wychowanie Ewy odpowiadała babcia . Kiedy skończyła osiem-naście lat, musiała się usamodzielnić, znacznie wcześniej niż większość jej rówieśników mogących liczyć na pomoc rodziny . Babcia zmarła, a matka poszła gdzieś w diabły i słuch o niej zaginął na jakiś czas . Ewa rozpoczęła studia, potem znalazła pracę . Jej relacje z matką ochłodziły się do tego stopnia, że dziewczyna od kilku lat w ogóle nie wiedziała, gdzie jest ani co robi jej rodzicielka . Dlatego też Ewa przez ostatnie dni usiłowała znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego dziadek Franciszek właśnie jej zapisał w testamencie cały swój majątek . Nie przypuszczała, że staruszek w ogóle wiedział o istnieniu swojej córki, a co dopiero wnuczki . Czy nie miał innych krewnych albo bliskich przyjaciół, którym mógłby przekazać schedę? Dlaczego wybrał akurat ją?

Ewa nie czuła smutku związanego z żałobą . Była wręcz podekscyto-wana i ciekawa tego, co przypadło jej w udziale . Z tego, co powiedział

notariusz wynikało, że Ewa dostała w spadku dom w Pogorzewie .

Z jednej strony obawiała się, że będzie to rozpadająca się rudera w zabitej dechami wsi, a z drugiej – łudziła się nadzieją, że będzie to uroczy domek pośród drzew, w którym mogłaby relaksować się do woli . Musiała uważnie przestudiować mapy w internecie, aby do-

| 11 |

wiedzieć się, gdzie znajduje się Pogorzewo, ponieważ nigdy wcześniej nie słyszała nazwy tej miejscowości . Chciała też zobaczyć, jak wygląda ta wieś i jej przyszły dom, lecz okazało się, że dokładniej-sze zdjęcia satelitarne nie obejmowały tak małej miejscowości . Cóż, będzie miała niespodziankę .

Oprócz domu, odziedziczyła również kilka budynków rolnych, które znajdowały się na działce, w tym kurnik i obora pełne czwo-ronożnych lokatorów . Postanowiła, że przy najbliższej okazji sprzeda wszystkie zwierzęta jakiemuś potrzebującemu rolnikowi . Dziewczyna nie znosiła krów, koni, a nawet psów czy kotów . Wszystko co miało futro, cztery łapy i ogon wywoływało w niej obrzydzenie .

Zaskakująca była również suma pieniędzy, którą prawnik pokazał

jej na świstku papieru . Była większa niż mogłaby zarobić w ciągu roku .

Ewa postanowiła, że czas najwyższy zmienić coś w swoim życiu . Miała już dosyć codziennego pośpiechu i życia na wysokich obrotach .

W mieście czuła się samotna i otoczona ludźmi, którzy budują swoje własne mury, niemożliwe do przekroczenia dla innych . Brakowało jej swobody i bezpośredniości, o których od dawna skrycie marzyła .

Uznała, że los dał jej szansę na zmianę, więc musi z niej skorzystać .

Może właśnie gdzieś na końcu świata, w tym całym Pogorzewie, odnajdzie to, czego jej brakowało – prawdziwe szczęście . I przede wszystkim miała nadzieję na to, że tam dowie się czegoś o swojej rodzinie, o dziadku, a może nawet odnajdzie innych krewnych .

Nadszedł czas, aby poznać swoje korzenie .

Podróż powoli dobiegała końca . Ewa z niecierpliwością wsłu-chiwała się w elektroniczny głos podający nazwy kolejnych stacji .

W końcu padła nazwa: „Elbląg Główny” . Dziewczyna natychmiast poderwała się z siedzenia, zabrała bagaże i poszła w stronę drzwi wagonu .

| 12 |

Kiedy wysiadła, rozejrzała się po peronie . Był wielki, lecz zaniedba-ny . Dworzec od dawna nie był remontowany, bo ze ścian złaziła farba, a żadna z płytek podłogowych nie uchowała się przed rozbiciem . Ludzi można było policzyć na palcach jednej ręki . Nagle Ewę przeszedł

dreszcz, lecz nie był to dreszcz strachu – raczej podekscytowania w przeczuciu nadchodzących zmian . Nikt nie pędził, nikt jej nie po-pychał, nikt nie wykrzykiwał wulgarnych słów, co często zdarzało się na dworcach w Warszawie . Poczuła pewność siebie . Z lekkim uśmiechem na ustach udała się na poszukiwanie postoju taksówek . Nie-trudno było go znaleźć przed dworcem . Podeszła do pierwszej tary-fy, za kierownicą której siedział wychudzony mężczyzna .

– Dokąd pani sobie życzy? – zapytał ochrypłym głosem palacza .

– Do Pogorzewa .

– Naprawdę tak daleko? To wyjdzie około stówy .

– W porządku – skwitowała spokojnie .

– Dawno nikt tam nie kursował . Pani w odwiedziny do krewnych?

– dopytywał taksówkarz, patrząc na nią w lusterku .

– Niezupełnie . Będę tam teraz mieszkać – wyjaśniła .

– Jest pani pewna? To dziura zabita dechami . Od dawna nikt nowy się tam nie wprowadził, ludzie stamtąd uciekają .

Ewa potaknęła ruchem głowy . Nie miała ochoty wchodzić w dys-kusję z obcym mężczyzną na temat jej życiowych planów . Ten również nie podejmował więcej prób konwersacji . Reszta trasy przebie-gła w milczeniu .

Za oknem samochodu roztaczał się sielankowy, wiejski krajobraz .

Lasy, w których drzewa pyszniły się nowymi, zieloniutkimi liśćmi . Pola, pokryte szczeciną zielonych jeszcze zbóż i łąki, na których wypasały się krowy . W oddali co jakiś czas pojawiał się niewielki domek, oczywiście otoczony stodołami i wielkimi garażami na traktory czy inne maszyny

| 13 |

rolnicze . Nigdzie nie było widać żywego ducha . Przez większość trasy nie mijał ich żaden inny samochód . To miejsce w niczym nie przypomi-nało jej znanych, miejskich widoków Warszawy . Ta myśl nie wprawiała jej w osłupienie, lecz napawała spokojem i uczuciem wolności .

– Jesteśmy w Pogorzewie – oznajmił taksówkarz .

– Dziękuję, proszę się tu zatrzymać .

– Jest pani pewna? Do wskazanego adresu jest jeszcze kawałek drogi .

– Dalej przejdę się piechotą . Muszę rozprostować nogi po tak dłu-gim siedzeniu – dodała z lekkim uśmiechem .

– Jak klientka sobie życzy – odparł mężczyzna, zerkając w lusterko wsteczne .

Zaparkował na pustej drodze tuż przy parku . Nie musiał się spieszyć, ponieważ i tak nie przejeżdżał tędy żaden samochód . Ewa zapłaciła umówioną kwotę i wysiadła . Mężczyzna podał jej walizkę z bagażnika i odjechał .

Ewa najpierw poczuła zapach tego miejsca . Woń pozbawioną spalin, wypełnioną wiosennymi pyłkami kwiatów, świeżo skoszonej tra-wy i rzeki . Poczuła na twarzy lekką bryzę i, słabe jeszcze o tej porze roku, promienie słoneczne . Nieduży park z fontanną pośrodku i alej-kami wyłożonymi różową kostką, przed którym właśnie stała, pre-zentował się bardzo okazale . Widać było, że ktoś regularnie przyci-na drzewka i krzewy . Rozejrzała się dookoła i zauważyła w oddali strzelistą wieżę kościoła, sklep spożywczo-przemysłowy mieszczą-cy się na parterze domu jednorodzinnego oraz niewielki budynek szkoły . To musiało być centrum wsi, ponieważ dalej, wzdłuż czterech ulic odchodzących od ronda okalającego park, rozciągały się tylko rzędy domów .

– Całkiem ładna ta wiocha na pierwszy rzut oka – pomyślała .

| 14 |

Stojąc tak i podziwiając widoki, dziewczyna dopiero teraz zauważyła jak bacznie przyglądają jej się nieliczni ludzie siedzący na ła-weczkach w parku . Niektórzy szeptali, inni pokazywali ją palcem .

Pomyślała, że musi być tutaj wielką atrakcją dla miejscowych . W końcu wysiadła z taksówki z wielkim bagażem i teraz stoi jak kołek na środku drogi, jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić, co po części było prawdą, ponieważ nie miała pojęcia, dokąd powinna pójść, aby do-stać się do swojego nowego domu o numerze czterdzieści trzy . Mogła o to spytać taksówkarza, ale oczywiście zapomniała, jak ostatnia gapa . Z powodu braku zasięgu internet w telefonie też nie działał, nie mogła więc zerknąć w mapę i posiłkować się wskazówkami .

Widząc jej zakłopotanie, podszedł do niej około sześćdziesięciolet-ni facet w beżowej czapce na głowie .

– Dzień dobry, czy może w czymś pani pomóc? Szuka pani kogoś?

Ewa spojrzała na niego z góry, ponieważ w porównaniu do niej był strasznie mały .

– Właściwie to tak . Chciałabym wiedzieć jak trafić do swojego nowego domu . Ma numer czterdzieści trzy – oznajmiła, starając się nie wyjść na zarozumiałą mieszczankę .

– Więc to pani będzie mieszkać teraz w gospodarstwie Franciszka

– stwierdził .

– Tak . Odziedziczyłam ten dom . Pan Jasiński był moim dziadkiem .

– Chętnie tam panią zaprowadzę . Znam drogę jak własną kieszeń . –

Mężczyzna wskazał na jedną z czterech uliczek rozchodzących się od tego miejsca .

Ewa ruszyła za nim, ciągnąc za sobą wielką walizkę . Nadal wszys-cy wokoło gapili się na nią, jakby była kosmitką .

– Jestem sołtysem tej wsi, zawsze służę pomocą – oznajmił z uśmiechem . – Nazywam się Lucjan Buczek .

| 15 |

– Ewa Wakuła, miło mi – przywitała się i podała rękę mężczyźnie . –

Skąd wiedział pan, że ktoś zamieszka w domu Franciszka?

– Urzędnicy mi powiedzieli . Chciałem kupić tę posiadłość – przy-znał z nutą zawodu w głosie .

– Chciał pan kupić działkę mojego dziadka? Dlaczego? – zdziwiła się .

– Właściwie to byłem zszokowany, słysząc, że Franciszek zapisał

komuś w spadku swoje gospodarstwo .

– Co w tym takiego dziwnego?

– Przyjaźniliśmy się od lat, a on nigdy nie wspomniał mi, że ma jakąś rodzinę . Od czasów młodości nie miał żadnej kobiety, a już na pewno nie wspominał o dzieciach czy wnukach – dodał pod nosem .

– Mnie też nigdy nie wspomniał, że jest moim dziadkiem – pozwo-liła sobie na żart, lecz Lucjan nie wydawał się rozbawiony . – To dlaczego chciał pan kupić tę działkę?

– Tak po prostu . To duży kawał pola, z dostępem do lasu – odparł

lakonicznie . – Nie powinna być pani taka wścibska – skomentował

ostro .

Pan Lucjan chyba nie chciał zagłębiać się w ten temat, więc Ewa przestała drążyć . Puściła jego uwagę mimo uszu . Nieważne po co mu działka . I tak już jej nie może mieć, bo ona tu zamieszka .

– Proszę mnie źle nie zrozumieć . Dostała pani bardzo piękny dom, ale wydaje mi się, że nie będzie w nim pani szczęśliwa .

– A to niby dlaczego? – oburzyła się .

– Dom jest stary, wymaga porządnego remontu, a pani nawet chło-pa ze sobą nie przywiozła do pomocy . Podłogę pewnie zżera pleśń, a na strychu mieszkają myszy . Pani dziadek był zbyt stary, żeby coś z tym robić . Poza tym był już do takich warunków przyzwyczajony, a pani taka młoda, miastowa dziewucha, może nie odnaleźć się w re-aliach wiejskiego życia .

| 16 |

– Nie zna mnie pan – skwitowała nieco naburmuszona, choć tak naprawdę, przeraziła ją wieść o niechcianych lokatorach .

– Do tego na działce jest jeszcze kurnik, stodoła i obora . Da pani radę zająć się też zwierzętami?

– Raczej myślałam o natychmiastowej ich sprzedaży . A kto doglą-dał gospodarstwa przez te dwa tygodnie?

– Bardzo miła sąsiadka, Maria Skalska . Też ma swoje gospodarstwo, więc nie było problemu . Mieszka za sadem, niedaleko pani .

– Zapłacę jej i podziękuję – oznajmiła Ewa . – A jeśli zna pan kogoś, kto zechce kupić te krowy i kury, to proszę dać mi znać .

– Popytam we wsi, ale nic nie obiecuję .

Ewa postanowiła skierować rozmowę na inne tory .

– A co się stało dziadkowi? W sensie… Dlaczego umarł?

– To prawnicy nic pani nie powiedzieli? – zdziwił się . – Franek umarł na zawał .

Ewa przyjęła odpowiedź bez zdziwienia . Zawały często są przy-czyną śmierci u starszych osób . Zastanawiała się tylko, czemu Lucjanowi jakoś nienaturalnie drgała warga, kiedy to mówił . Zupełnie, jakby jego usta chciały powiedzieć coś innego i za szybko zmieniły zdanie .

– To tutaj – oznajmił Lucjan, wskazując na niewielki, ceglany domek .

Ewa zauważyła, że dom dziadka położony był na skraju wsi . Z każdej strony działkę otaczał brzozowy las, w którym przyroda robiła co chciała, stwarzając niezwykle bajeczny, naturalny widok . Sołtys wyjaśnił, że ten las jest najlepszym miejscem na jesienne grzybobra-nie, a latem można w nim znaleźć mnóstwo jagód, poziomek i dziko rosnących malin . Ewa zauważyła też, że ma dość daleko do najbliż-szych sąsiadów . Jej nowy dom znajdował się na końcu piaszczystej ścieżki, która mogła służyć tylko traktorom, kiedy rolnicy chcieli

| 17 |

dotrzeć do swoich pól . Leśne otoczenie i brak sąsiadów był dla Ewy dużym plusem .

Działka otoczona była drewnianym płotkiem, który już wysłużył

swoje lata . Część jego desek była spróchniała i połamana, a farba już całkowicie oblazła . Miejscami widać było na nim mchy i porosty .

Ewa pociągnęła za drewnianą furtkę, która okazała się cięższa niż się spodziewała . Chyba dawno nikt tutaj nie kosił, bo trawa sięgała jej za kostki . Na stopach poczuła wilgoć rosy, a w nozdrza uderzył

ją zapach obornika .

– Tam jest stodoła, tam obórka . O, a tutaj kurnik . – Lucjan wskazał

kolejno trzy budynki . – Co pani z tym zrobi? Przecież taka kobietka nie poradzi sobie z obrządkiem – marudził, lecz do Ewy nie docierały jego słowa . – Tu wszystko wymaga remontu . Absolutnie wszystko .

Jeśli zmieni pani zdanie, nadal jestem chętny na kupno gospodarstwa

– dodał głośno i wyraźnie, lecz dziewczyna go zignorowała .

Z wnętrza kurnika dobiegało głośne gdakanie . Ewa wcale nie miała ochoty tam wchodzić, zwłaszcza w nieodpowiednim stroju i obu-wiu . Rozejrzała się po podwórku . Było olbrzymie, nawet nie widziała drugiego końca . Widziała za to straszny bałagan, który zapewne będzie musiała uporządkować . Widać dziadek nie miał już siły pra-cować . Z tyłu znajdowała się szklarnia, a obok niej drewniana szopa, która pełniła rolę składzika na narzędzia . Na uboczu stało kilka kolorowych uli, lecz Lucjan wyjaśnił, że już dawno są opustoszałe .

Kiedyś Franciszek uwielbiał pszczelarstwo i produkował najlepszy miód w okolicy .

– Dziękuję bardzo za pokazanie obejścia . – Ewa skłoniła się grzecz-nie i dała znak Lucjanowi, że może już odejść .

– Przerażona tym widokiem? To nie to samo, co w Warszawie . Mo-że jednak sprzeda pani tę ruderę?

| 18 |

– Tu jest znacznie lepiej niż w Warszawie – odpowiedziała z iro-nicznym uśmiechem .

Natychmiast odstawiła bagaże na bok i postanowiła zrobić rekone-sans nowego miejsca . Ruszyła w stronę lasu . Już jej nie przeszkadza-ło, że nowiutkie baleriny zostały całkowicie przemoczone . Sielankowy widok zapierał dech w piersiach . Zawsze marzyła, żeby mieszkać w pobliżu zieleni, ale nigdy nie przypuszczała, że może się to speł-nić . Dziadek musiał uwielbiać ten widok z okna . Im bliżej drzew, tym bardziej rześkie stawało się powietrze . Już nie czuć było obornika .

Na granicy podwórza i lasu płot był bardziej zniszczony niż od fron-tu . W jednym miejscu znalazła wyrwane deski i korzystając z moż-liwości, przeszła się przez sporych rozmiarów dziurę . Stanęła na starych, pożółkłych liściach, które pokrywały ziemię . Każdy krok po nich robił szelest, który przerywał błogą ciszę . Zauważyła umyka-jący przed nią biały ogonek . Hałasem przepłoszyła zająca, który czmychnął w krzaki . Ewa westchnęła i wzięła głęboki wdech otu-lając się świeżością lasu . To otoczenie napawało ją spokojem i wy-ciszało . Tak naprawdę po raz pierwszy w swoim życiu miała okazję przystanąć i obserwować przyrodę, ale nie tę sztuczną, miejską, tylko tę naturalną i dziką . Bez wahania ruszyła w głąb lasu . Smukłe i wysokie brzozy kierowały swe świeżo zakwitłe liście do słońca .

Każda roślina rosnąca na ziemi walczyła o przetrwanie, o dostęp do wody i światła . Ewa poczuła, że właśnie w tej chwili jej życie się zmienia . Pęka w niej coś, czego nie umie nazwać i rodzi się coś zupełnie innego . Dotknęła pnia jednego z drzew . Oparła czoło o brzo-zę i chłonęła jej energię . Nie mogła uwierzyć, że ten widok będzie jej teraz towarzyszył codziennie . Sięgnęła do kieszeni po komórkę, aby sfotografować ten widok, lecz po chwili zrezygnowała . Uznała, że żadne zdjęcie nie odda w pełni uroku tego miejsca, więc postanowiła

| 19 |

cieszyć się chwilą . To pierwszy raz, kiedy świadomie zrezygnowała z korzystania z telefonu . Wcześniej była uczepiona do niego jak rzep do psiego ogona . Teraz była pewna, że już tak bardzo go nie potrzebuje .

Doszła do końca lasu . Rozciągały się za nim połacie gołych pól, które już niedługo pokryją się zielenią, a potem żółcią . Widać było stąd resztę wsi . Wszystkie domki wyglądały na malutkie . Jeśli choć przez chwilę zastanawiała się, dlaczego dziadek zamieszkał na takim odludziu, teraz już rozumiała . Wyobraziła sobie, jak młodzi dziadek i babcia spacerują po tym lesie i zrozumiała wówczas, że myśl ta doda jej sił i determinacji w poszukiwaniu prawdy na temat przeszłości .

Oczyma wyobraźni widziała siebie pielęgnującą ogródek warzyw-ny, co było dalekim do spełnienia celem . Jako że została wychowana w mieście, nie miała pojęcia o uprawach . Nawet kwiatkami na bal-konie nie musiała się zajmować, ponieważ babcia skutecznie odbie-rała jej tę przyjemność . W zeszłym sezonie coś strzeliło jej do głowy i, po obejrzeniu w internecie serii filmików o domowym zieleniaku, postanowiła sama spróbować . Zasadziła w małych doniczkach na parapecie pietruszkę, marchewkę i cebulki ze szczypiorkiem . Bardzo się starała, aby pielęgnować je zgodnie z zaleceniami, zapew-nić odpowiednią ilość wody, nasłoneczniania i temperaturę . Koniec końców – udało się! Ku uciesze Ewy nać wyrosła dorodna . Szczy-piorek niestety wyglądał mizernie, ale i tak znalazł się w jajeczni-cy . Smak domowych, własnoręcznie wypielęgnowanych warzyw był

nieziemski, a mocny aromat przypominał czasy dzieciństwa, kiedy to warzywa miały smak warzyw, a nie paszy nafaszerowanej chemią .

Niestety na tym się skończyło . Ewa uznała, że uprawa roślin jest bardzo czasochłonna, a efekt można zjeść za jednym podejściem .

| 20 |

Ostatecznie łatwiej i szybciej wychodziło kupować warzywa w skle-pie i przemęczyć ich smakowe i zapachowe niedogodności . Teraz jednak dziewczyna poczuła, że wreszcie ma czas, aby się wszystkiego nauczyć . Przecież musi mieć co nieco w genach i wystarczy odrobina praktyki, aby odkopać tę zdolność . Pieniędzy w spadku odziedziczyła na tyle dużo, by nie musiała szukać sobie żadnego dochodowego zajęcia przez najbliższy rok i nawet dziwiła się skąd dziadek mógł

uzbierać tak pokaźną sumę . Czyżby rolnictwo było aż tak dochodo-wym zajęciem?

Na podwórko wróciła tą samą drogą . Przyjrzała mu się uważnie . Po-między wysoką trawą można było dostrzec pierwsze kwitnące mlecze i stokrotki . Gdzieniegdzie znajdowały się równo ubite i wydeptane ścieżki prowadzące do stodoły i obory . Znalazła się też szklarnia, o której wspominał Lucjan . Ewa podeszła bliżej i uchyliła drzwi . Uderzył

ją zaduch i gorące powietrze . W środku była tylko czysta ziemia i kilka drewnianych skrzynek . Pomyślała, że za jakiś czas zasadzi tutaj pomidory i może paprykę . Nie wiedziała jakie rośliny powinno się uprawiać w szklarni . Za stodołą znajdował się tradycyjny, drewniany wychodek z otworem w drzwiach w kształcie serca . Ewa przypo-mniała sobie, że w papierach było coś wspomniane o łazience, więc na szczęście nie będzie musiała chodzić tutaj za potrzebą .

Idąc dalej, zaobserwowała jak kilka wróbli kąpało się w dużej balii z deszczówką, lecz kiedy zbliżyła się, one – spłoszone – odleciały .

Wbrew wszystkiemu czego się obawiała, nowe miejsce ją zauroczyło .

Przyszła pora na zapoznanie się z nowym domem . Stojąc na wprost przyjrzała mu się uważnie . Mały, parterowy dom ze spadzistym da-chem był już bardzo stary . W całości zbudowany z czerwonej cegły .

Obecnie takie domy nawet na wsiach są już rzadkością . W rogu jednego z okien pająki urządziły sobie mieszkanko z białych nitek . Okna

| 21 |

były tu właściwie jedyną rzeczą, która wyglądała na całkiem nową . Do środka domu prowadziły dębowe drzwi . Ewa weszła po betonowych schodkach, wygrzebała w torebce klucze, które wcześniej przekazał

jej notariusz i wsunęła je do zamka . Drzwi skrzypnęły na powitanie, a jej oczom ukazało się wnętrze . Zdecydowanym ruchem pociągnęła za sobą wielką walizkę i przeszła przez próg . Ściany pokrywała kwiecista tapeta . Wszystko w tym domu wyglądało tak, jakby czas stanął w miejscu, a zaraz miał przyjść gospodarz i ją przywitać .

Dziewczyna znalazła się na korytarzu, w którym znajdowały się trzy pary drzwi – po prawej stronie, po lewej i na wprost . Otworzyła te, które były jej bliższe, czyli po lewej . Jej oczom ukazała się kuchnia, w której panował stęchły zapach . Pewnie nikt nie sprzątnął jedzenia z lodówki, które teraz gniło w najlepsze . Najciekawszym elementem kuchni był starodawny, kaflowy piec, który raczej służył za deko-rację i miejsce do trzymania garnków niż urządzenie do gotowania jedzenia . Oprócz pieca w kuchni znajdowały się zwyczajne szafki, kuchenka elektryczna i zlewozmywak . Przez moment kobieta obawiała się, że będzie musiała myć naczynia w misce i wylewać wodę na podwórko, lecz chyba te czasy już minęły . Na środku pomieszcze-nia stał prostokątny stół i tylko dwa krzesła . Pewnie dziadek nigdy nie potrzebował więcej .

Ewa wyszła z kuchni i udała się na zwiedzanie dalszej części domu .

Otworzyła inne drzwi i znalazła łazienkę . Skromną, ale łazienkę . Wypo-sażoną w toaletę, wannę i umywalkę . Nad umywalką wisiało też lustro, lecz było tak brudne, że ledwo mogła dostrzec w nim własne odbicie . Łazienka wydawała się nowsza niż kuchnia .

– Szkoda, że dziadek nie zdążył nacieszyć się tą wygodą – pomyślała .

Kolejnym pomieszczeniem był minisalon . Tam stała kanapa, mały telewizorek i meblościanka pełna bibelotów . Ewa uwielbiała oglądać

| 22 |

takie małe figurki, uważając, że dużo mówią o życiu ich właściciela .

Dokąd podróżował, jaki miał gust i czy dbał o nie . W oknach brakowało firanek, co od razu rzuciło się Ewie w oczy . W końcu mieszkał tu facet, a faceci nie przywiązują wagi do takich rzeczy, a tym bardziej, jeśli są zbiorowiskiem kurzu i trzeba być sprawnym, aby je wymieniać i wieszać . Kwiatki na parapecie już całkowicie uschły .

Drewniana podłoga, w miejscach, gdzie nie była przykryta dywanem, wyglądała na spróchniałą i brudną . W rogu stał fotel bujany . Ewa od razu postanowiła się w nim usadzić . Przez chwilę próbowała sobie wyobrazić dziadka w takim fotelu, lecz było to trudne, bo nawet nie wiedziała jak wyglądał . Lekkie kołysanie fotela wprawiło ją w błogi nastrój . Dostrzegła, że za salonem jest jeszcze jedno pomieszczenie, zasłonięte starą, zakurzoną kotarą . Była to sypialnia Znajdowało się tam łóżko – jednoosobowy tapczanik, stolik nocny i drewniana komoda .

Nikt nic tutaj nie ruszał od śmierci dziadka . Otwarta książka leżała na stoliku nocnym grzbietem do góry, obok niej znajdowały się złożone okulary . Pościel na łóżku wyglądała tak, jakby ktoś przed chwilą z niej wyszedł . Ewa uznała, że pierwsze co zrobi, to wymieni ją, ponieważ brzydziłaby się spać w czyjejś pościeli . Miała tylko nadzieję, że dziadek nie umarł w łóżku .

Z zewnątrz widać było małe okienko na górze, więc dom musiał

mieć jakiś strych . Ewa postanowiła jeszcze raz dokładnie się rozej-rzeć, ponieważ nie widziała żadnych schodów . Zwróciła uwagę na su-fit w korytarzu i dostrzegła klapę, która mogła być wejściem na pod-dasze . Schody musiały być wyciągane razem z nią, jednak Ewa nie chciała tego teraz sprawdzać .

Mieszkanie wymagało gruntownego sprzątania, lecz dziś dziewczyna nie miała na to siły . Uznała, że jutro zrobi porządne zakupy,

| 23 |

zaopatrzy się w środki czystości i jedzenie . Na dzisiaj wystarczy jej kanapek, które zabrała jeszcze z Warszawy . Marzyła już tylko o odpo-czynku po ciężkiej podróży i po natłoku wrażeń .

Nagle ogarnął ją niepokój . Uświadomiła sobie, że będzie spała w mieszkaniu, w którym leżał trup . Co prawda trup jej dziadka, ale nadal trup . Była ciekawa, gdzie właściwie umarł . Nie wierzyła w du-chy, ale horrory oglądane w kinie w piątkowe wieczory, wpłynęły na jej wyobraźnię . To spostrzeżenie nasunęło jej na myśl ważną rzecz, o którą zapomniała spytać sołtysa . Kto i kiedy znalazł ciało dziadka? Jak długo leżał martwy? Ten cały Lucjan Buczek wydał się Ewie dziwny . Jakby coś przed nią ukrywał . Wyczuła w jego głosie niechęć i pogardę . Pomyślała, że nie jest mile widzianym gościem we wsi .

Miała jedynie nadzieję, że pozostali mieszkańcy okażą jej więcej ser-deczności .

Document Outline

Prolog

Ewa