Zaklinaczka motyli - Agnieszka Stec-Kotasińska - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Zaklinaczka motyli ebook i audiobook

Stec-Kotasińska Agnieszka

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

A może by tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady…? Mężczyzna i kobieta – jeszcze się nie znają, ale już przeczuwają swoje istnienie. Ich losy splatają się w Polanie, małej bieszczadzkiej osadzie, w której trudno pozostać anonimowym. Iga po tragicznej śmierci męża postanawia rozpocząć tu nowe życie z dala od starych dekoracji. Michał wraca po latach do domu dziadków, gdzie się wychował. Każde przywozi bagaż swoich wspomnień, traum i niezaleczoną przeszłość. Pozornie są dla siebie obcymi ludźmi i nawet nie zdają sobie sprawy, że ich wspólna historia rozpoczęła się już dawno temu, na długo przed tym, zanim się spotkali. Czy uda im się pokonać przeciwności losu i czy życie dopisze do niej szczęśliwe zakończenie?

Polecamy również perypetie w „Siła przeznaczenia” i "Tylko to, co ważne" oraz obyczajowo-historyczny cykl Wydeptane ścieżki ("Wichry losu" oraz "Wiatr nadziei").

Agnieszka Stec-Kotasińska - Z zawodu i wykształcenia anglistka, zafascynowana kulturą brytyjską, kocha podróże i zwierzęta. Zamiłowanie do książek towarzyszy jej od wczesnych lat dziecięcych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 379

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 43 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Agata Bieńkowska

Oceny
4,6 (78 ocen)
53
17
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dziewczyna_gorala

Nie oderwiesz się od lektury

Przyjemna lektura, pełna życiowej mądrości. Nie ma tu lukrowania i koloryzowania życia. Historia jakich wiele. Decydujemy o życiu z drugą osobą a później okazuje się, że tak naprawdę jej nie znamy.
10
Katarzyna75baloo

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Kajtek5

Dobrze spędzony czas

Ciekawa historia.Pokazane różne postawy i zachowania .
00
RekinL

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie się czytało tę książkę, to piękna, pełna emocji opowieść o marzeniach, życiowych wyborach i sile uczuć. Czyta się ją jednym tchem, a historia na długo zostaje w sercu.
00
2323aga

Z braku laku…

Nie lubię książek pisanych z perspektywy kilku bohaterów. Robi się z tego chaos i jest męczące.
00



Zaklinaczka motyli

Agnieszka Stec-Kotasińska

@lindcopl

e-mail: [email protected]

Tytuł oryginału:

Zaklinaczka motyli

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana

ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana

w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody

Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.

Ten e-book jest zgodny z wymogami

Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)

Wydanie 1, 2025

Opracowanie redakcyjne: Kamila Recław – Słowa Kluczowe

Projekt okładki: Daniel Rusiłowicz

Grafika na okładce: Robert_em / Unsplash

Copyright © dla tej edycji:

Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2025

ISBN 978-83-68524-03-1

Iga

Jak zwykle wszystko musiało wyglądać idealnie. Na samym środku stołu położyłam ciemnogranatową serwetę, w drobne folklorystyczne wzory, którą udało mi się znaleźć kilka dni wcześniej w miasteczku. Wkomponowywała się całkiem dobrze w klimat bieszczadzkiej wsi, w której czas zdawał się biec swoim własnym, niczym niezakłóconym rytmem. A może to było tylko złudzenie? Płomień dwóch długich świec o złotawym odcieniu okalał niewielką przestrzeń wokół nas oraz to, co tego dnia zaserwowałam i postawiłam przed nami na talerzach. Łosoś zapiekany w panierce z orzechów pistacjowych, karmelizowane buraki oraz frytki z batatów. Ogarnęłam wzrokiem całość. Lubiłam mój drewniany domek. Azyl. Miejsce, w którym mogłam wreszcie poczuć się sobą i nie ukrywać swoich prawdziwych emocji. Lubiłam przedmioty, którymi się otaczałam – drewniane figurki zwierząt porozstawiane na regale, poroże jelenia, które znalazłam kiedyś podczas swoich fotograficznych wypadów do lasu, a które teraz sprawdzało się doskonale jako wieszak na ubrania. Lubiłam też żar starodawnego kominka, który właśnie migotał przyjemnie, pierwszy raz w tym roku. Jeszcze raz rzuciłam okiem na stół. Nie był pierwszej nowości i zajmował zbyt wiele i tak dość ograniczonego miejsca, ale dzięki temu, że drewniany i masywny, on również przyjechał tutaj ze mną, zamiast trafić pod kontener ze śmieciami.

– No jasne! – powiedziałam na tyle głośno i z takim impetem, że Lara zerwała się na równe łapy ze swojego legowiska w przedpokoju i wbiegła do saloniku, rozglądając się wokół siebie.

– Oj, nie, moja droga – powiedziałam do niej. – Nie czas na psa. Idź na miejsce i czekaj.

Poszła, udając obrażoną, po czym położyła się z powrotem z wymownym westchnieniem. Przyjdzie czas na psa – pomyślałam. Na razie jest nasz dzień i nasza godzina.

– Jak mogłam zapomnieć o winie? – upomniałam samą siebie i wróciłam energicznym krokiem do kuchni. I właśnie wtedy, sięgając po dwa kieliszki, schowane głęboko w górnej szafce, zobaczyłam Zośkę. Szła bardzo szybko, prawie biegła do mojego domu, no bo dokąd indziej mogłaby zmierzać, skoro jej własny znajdował się w zupełnie przeciwnym kierunku, a w tym jednym obok, pomimo najprawdopodobniej zakończonego już remontu, wciąż jeszcze nikt nie mieszkał. Zakładając, że o godzinie dwudziestej pierwszej nie szła sama na spacer do pobliskiego lasu, udawała się właśnie do mnie.

– No nie – powiedziałam półgłosem sama do siebie. – Ma wyczucie czasu. Zapomniała czy co? Wczoraj jeszcze jej przypominałam o planach na dziś.

Lubiłam Zosię. Opróżniłyśmy razem niejedną butelkę wina, wspominając to, co przeminęło i marząc o tym, co by było, gdyby nie to czy tamto. Chyba mogłabym ją swobodnie nazwać swoją przyjaciółką. W zasadzie jedyną, jaką kiedykolwiek miałam. Co nie zmieniało jednak faktu, że w tamtym dniu, o tamtej godzinie nie chciałam jej widzieć, a ona o tym doskonale wiedziała, przynajmniej jeszcze poprzedniego wieczoru. Co więc takiego mogło się stać? Co było tak ważne, tak niecierpiące zwłoki, że chciała przyjść do mnie akurat teraz? Postanowiłam otworzyć jej drzwi, zanim w nie zapuka, a mój posokowiec bawarski, który miał być cichy, spokojny i nieufny jedynie w stosunku do obcych, podniesie alarm, jakby do domu wpadła co najmniej brygada antyterrorystyczna. Może akurat uda mi się delikatnie dać jej do zrozumienia, że przecież mam, to znaczy mamy z Adamem na ten wieczór zupełnie inne plany niż plotki z przyjaciółką domu.

– Nie uwierzysz, Iga. No nie uwierzysz, mówię ci – powiedziała już na wstępie, nie siląc się nawet na żadne grzecznościowe powitanie i próbując łapać oddech pomiędzy wydyszanymi wyrazami.

– W co takiego mam nie uwierzyć, Zosiu?

– Kto sprowadza się do domu obok. I to już za kilka dni.

– No kto? – zapytałam z wyraźnym, tak przynajmniej mi się wydawało, zniecierpliwieniem w głosie i jednocześnie w nadziei, że Zosia pochwyci aluzję co do pojawienia się u mnie w nieodpowiedniej chwili.

– Michał Jarocki! – wykrzyczała.

Mój wyraz twarzy pozostał wciąż taki sam.

– No nie mów mi, że nie wiesz, kto to! – Zośka powiedziała to takim tonem, jakbym co najmniej nie znała daty jakiegoś ważnego historycznego wydarzenia albo nie wiedziała, gdzie leży Kraków.

– No ten radiowiec! – mówiła dalej. – I dziennikarz! Przeprowadza się tu wraz ze swoją narzeczoną, uwierzyłabyś w to? Gazety na ten temat milczą, zauważyłabym przecież, gdyby było inaczej. Przyjeżdżają z Warszawy! Tutaj, rozumiesz? Do naszej bieszczadzkiej wsi, gdzie psy szczekają… no wiesz czym.

Lara szczeknęła w reakcji na jej podniesiony ton i bynajmniej nie tą częścią ciała, którą Zosia miała na myśli.

– I jeśli to faktycznie prawda, to wiesz, co tu się będzie działo, Iga? Na pewno nie będzie tutaj już tak spokojnie. Oj, nie! A ty jeszcze przecież na wiosnę ruszasz z budową studia. I będziesz graniczyła bezpośrednio z nimi. Ludzie, Iga, to się porobiło!

– Zosieńko, kochana – zaczęłam, myśląc intensywnie o naszej, stygnącej już kolacji – czy możemy porozmawiać o tym na spokojnie jutro? Albo zadzwonię do ciebie później. Co ty na to?

Zośka złapała się za głowę i rzuciła mi przepraszające spojrzenie.

– Och, Iga. Na śmierć zapomniałam.

Nie wyglądała już na tak podekscytowaną, jak jeszcze pół minuty wcześniej. Emocje wyparowały z niej prawie całkowicie. Przynajmniej sprawiała takie wrażenie.

– Przecież dziś jest ten dzień, prawda?

– Zgadza się.

– I mówiłaś mi o tym wczoraj, a ja zapomniałam i pędzę tu do ciebie przez te krzaczory, jak głupia.

– Yhm, no właśnie.

– Nie gniewaj się na mnie. Zadzwoń do mnie później. Albo nie, masz rację, pogadamy jutro.

Patrzyłam jeszcze chwilę, jak Zosia idzie już spokojniej w kierunku swojego, znajdującego się spory kawałek dalej domu i powoli coraz bardziej otacza ją mrok. Zawołałam Larkę i wróciłam do kolacji, wina i czekającego na mnie Adama.

– Przepraszam, że tak długo kochanie. To tylko Zosia. Wiesz, jaka ona jest. Uwielbia plotki i wszelakie sensacje w naszej okolicy, ale wiesz przecież, że bardzo ją lubię. I widzisz? Znów mija kolejny miesiąc od naszego ślubu. – Stuknęłam swoim kieliszkiem w jego, po tym, jak do obydwu nalałam po odrobinie wina.

Pochyliłam się nad własnym jedzeniem, czując, że odeszła mi na nie ochota. Jacyś znani ludzie przeprowadzają się do pustego domu obok. Też mi gwiazdy, nawet o nich nie słyszałam. No, może trochę. Nazwisko „Jarocki” coś mi mówiło i faktycznie kojarzyło mi się z radiem, więc postanowiłam, że sprawdzę go później dokładnie w internecie. Ale co w związku z tym? Ja będę przecież jak zwykle żyła swoim życiem. Po co robić aferę z przyjazdu jakiegoś nadzianego gościa ze stolicy i jego dziewczyny? Postanowiłam jednak poskubać choć trochę łososia.

– Czas psa! – zawołałam Larkę, a ona natychmiast pojawiła się przy nodze stołu. Położyłam na podłodze talerz, który jeszcze sekundę wcześniej udawał, że należy do mojego męża. – Pies je!

Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy. Jak co miesiąc, wiedziała doskonale, o co chodzi.

– Tęsknię za tobą – zwróciłam się do Adama, a on, jak zwykle nie powiedział nic. Uśmiechał się tylko delikatnie ze swojego zdjęcia, które ułożyłam wcześniej na stole, naprzeciwko mnie. Ciekawe, o czym wtedy myślał, jakie miał plany, jakie marzenia, w momencie, gdy zrobiłam mu je na kilka tygodni przed tamtą godziną. Tą, w której na zawsze wszystko się zmieniło. Dokończyłam posiłek w milczeniu.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ

Spis treści

Zaklinaczka motyli

Iga

Michał

Zośka

Maja

Ewelina

Iga

Michał

Iga

Zośka

Michał

Majka

Michał

Iga

Ewelina

Michał

Maja

Zośka

Iga

Michał

Iga

Michał

Majka

Ewelina

Iga

Zośka

Michał

Iga

Majka

Iga

Michał

Iga

Ewelina

Iga

Michał

Majka

Iga

Michał

Iga