Sekrety Pałacu - Magdalena Wala - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Sekrety Pałacu ebook i audiobook

Magdalena Wala

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

167 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Pałac, który pamięta lepsze czasy, teraz popada w ruinę. Dlaczego? Jakie tajemnice skrywają jego mury? Czy jest jeszcze szansa, że odzyska dawną świetność?

2015

Oliwia wszystko dokładnie zaplanowała – ślub, przyszłość, szczęśliwe życie. Jednak los zdecydował inaczej. Zraniona i zagubiona, ucieka od rodziny i zaczyna pracę w prowadzonym przez kuzyna browarze. To właśnie tam poznaje Nathaniela – intrygującego i tajemniczego Amerykanina.

Kiedy dziewczyna urządza wynajęte mieszkanie, natrafia na starą komodę i ukryte w niej kartki z pamiętnika. Za ich pośrednictwem Oliwia i Nat wkraczają w świat dawno zapomnianych sekretów.

1938

Splot wydarzeń sprawia, że Liliana zaczyna pracę w browarze swojego ojca, choć spotyka się to ze sprzeciwem matki i braci. Kobieta dość szybko odkrywa w sobie prawdziwą pasję do warzenia piwa, szczególnie dzięki opowieściom Alberta, pracownika ojca. Jedno wydarzenie zmienia jej życie na zawsze.

Dwie epoki, dwie kobiety i jeden pałac, który skrywa więcej tajemnic, niż można by przypuszczać. Co łączy Lilianę i Oliwię? Jaką historię ujawnią zapisane kartki? Czy przeszłość na zawsze zmieni teraźniejszość?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 314

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 3 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Agnieszka Postrzygacz

Oceny
4,3 (12 ocen)
5
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Emilia8008

Nie oderwiesz się od lektury

bavirkawa i wciągająca książka
00
bleblata

Całkiem niezła

Lekka i z nutką chmielu
00
muminek1996

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna książma. polecam
00



Copyright © Magdalena Wala, 2025 Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Judyta Kąkol, Natalia Angier

Redakcja: Anna Zientek

Korekta: Katarzyna Dragan, Agnieszka Śliz

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl

Projekt okładki i strony tytułowe: Magda Bloch

Fotografia na okładce: © Nataliya | Adobe Stock, © MashMash | Adobe Stock

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

ISBN 978-83-68479-11-9

CZWARTA STRONA Grupa Wydawnictwa Poznańskiego Sp. z o.o. ul. Fredry 8, 61-701 Poznań tel. 61 853-99-10redakcja@wydawnictwopoznanskie.plwww.wydawnictwopoznanskie.pl

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Prolog

Tej nocy ponownie wędrowała po pokojach pałacu. Dwuskrzydłowe drzwi rozwierały się przed nią w ciszy, popychane dłońmi niewidzialnych lokajów, umożliwiając jej wkroczenie do kolejnych pomieszczeń. Gabinetu ojca z biurkiem pokrytym nieuporządkowanymi dokumentami, saloniku myśliwskiego, w którym przyjmował najbliższych przyjaciół, pokoju bilardowego, gdzie unosił się zapach niedawno wypalonych cygar, a w kryształowych kieliszkach wciąż kołysał się koniak.

W buduarze matki natknęła się na jej niedokończoną robótkę, z podłokietnika wyściełanego aksamitem fotelu zwisał porzucony szal, na którym wciąż mogła wyczuć ulotną nutę jej perfum. W salonie na stole leżała powieść, z której wystawała jedwabna zakładka, znacząca miejsce, gdzie skończyła czytać. Gdyby dotknęła stojącego tuż obok imbryka wypełnionego mocną herbatą, zapewne przekonałaby się, że nadal zachował ciepło. Pomimo tych wszystkich śladów ludzkiej obecności nie napotkała żywego ducha. Ani nawet błąkającej się po pałacu zjawy. Pokoje, do których zawędrowała, wyglądały tak, jakby mieszkańcy przed chwilą opuścili dom, nagle przerwawszy swoje zajęcia.

Uśmiechnęła się do wiszącego nad kominkiem własnego portretu. Została uwieczniona w najlepszym momencie: podczas najpiękniejszego lata w swoim życiu. Młoda, patrzyła na malarza filuternie, a w tym wzroku kryło się przekonanie, że urodziła się po to, aby czerpać z życia pełnymi garściami. Pewność, że poradzi sobie, bez względu na to, co zaoferuje jej los. I w pewnym sensie została do tego zmuszona, ponieważ pozwoliła innym wpływać na własne wybory. I nigdy nie przestała żałować, że nie okazała się bardziej stanowcza. Gdyby tylko podjęła wtedy ryzyko, jej życie miało szansę potoczyć się zupełnie inaczej. A tak... zbyt długo okazywane posłuszeństwo odwlekło tylko nieuniknione.

Poruszyła się niespokojnie, kiedy z jej oczu powoli znikały znajome wnętrza. Czasem udawało jej się opuścić pałacowe pomieszczenia i znaleźć w parku albo nad jeziorem. Na pomoście, gdzie wszystko się zaczęło.

Żywiła nadzieję, że przy następnej wizycie uda jej się choćby na niego zerknąć. Tak bardzo tęskniła. Sen, mimo że starała się go kurczowo trzymać, rozwiał się.

Obudziła się zalana łzami.

Rozdział I

Oliwia

2015 rok

Chyba śniła!

Oliwia stała w drzwiach sypialni i powstrzymywała się, by nie przetrzeć oczu. Przymknęła na chwilę powieki, wzięła dwa głębokie oddechy i kontrolnie rozchyliła jedną z nich. Niestety obraz się nie zmienił. Co więcej, zaczęła się obawiać, że już na zawsze pozostanie w jej głowie i będzie ją nawiedzać w najmniej odpowiednich momentach. Uszczypnęła się i natychmiast skrzywiła, czując ból w brutalnie potraktowanym pośladku. Wykluczyła w ten sposób sen albo omamy wzrokowe. Zdecydowanie wolałaby, aby wypadki dzisiejszego dnia okazały się jedynie koszmarem.

Zaczęło się od zepsutego samochodu. Rankiem spróbowała odpalić silnik, lecz ten głośno i wyraźnie oświadczył, że jest chory. Zakaszlał trzy razy, po czym zamilkł na dobre. Nie mając innego wyjścia, wściekła Oliwia zadzwoniła do pana Wieśka Kowala i po pięciu minutach błagań uzyskała obietnicę, że mechanik przyjedzie i zajmie się „pacjentem”. Mimo że była niedziela i tylko dlatego, że lubi Oliwię. W końcu był dobrym znajomym jej ojca i obserwował, jak z nastolatki staje się dorosłą kobietą.

Pozbawiona samochodu, pomimo obietnicy danej matce, nie była w stanie pojechać po nią do sanatorium w Busku-Zdroju. Wykonała szybki telefon do brata, a ten – nawykły do ciągłych zmian planów – zapewnił ją, że zorganizuje dla mamy podwózkę. Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do narzeczonego i nie zaproponować wspólnej wycieczki, ale w końcu zrezygnowała. Uprzedzał, że musi tego dnia nadgonić pracę, skoro wybierali się w długą podróż poślubną.

Oliwia stanęła przed wyzwaniem, co zrobić z wolną niedzielą. Biorąc pod uwagę możliwe zajęcia, jakie w przypadku odwołania planów zapewniłaby jej pomysłowa babcia, postanowiła cichaczem zmyć się z domu. Zrobiła to w czasie porannej mszy, na którą z seniorką pojechał ojciec, i tym samym uniknęła niewygodnych pytań o ślub. Kilkukilometrowy spacer do Pszczyny w porównaniu z perspektywą uwięzienia w domu wydawał jej się drobnostką.

Maszerowała dziarsko, kiedy zadzwoniła jej przyjaciółka Karo z propozycją wspólnych zakupów w Katowicach. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio kupiła coś dla siebie. Nabywała wyłącznie szeroko rozumiane artykuły gospodarstwa domowego, z radością więc potowarzyszy Karo w wyprzedażowym tournée i przy okazji zaopatrzy się w nowe ciuszki. Skoro za dwa miesiące miała wkroczyć na nową drogę życia, uznała, że przyda jej się kilka rzeczy, którymi mogłaby olśnić swojego prawie już męża. Starannie wybrane jedwabna koszulka nocna, koronkowa bielizna oraz zwiewna spódnica poprawiły jej nastrój. Dwie godziny spędzone na ploteczkach z przyjaciółką minęły w mgnieniu oka i z nawiązką zrekompensowały poranne nerwy. W doskonałym humorze udała się na dworzec, gotowa wrócić do domu. I wtedy znów pojawiły się kłopoty.

Stanęła spokojnie w pociągu, zajmując strategiczne miejsce blisko otwartego okna, w nadziei, że przeciąg choć trochę zrekompensuje awarię klimatyzacji. Niestety do środka wparowała mała armia seniorek. Oliwia znała ten typ; jej własna babcia pasowała doskonale do tego rozmodlonego towarzystwa. Seniorki były oburzone, bo nie znalazły żadnego wolnego miejsca. Ale już po chwili kilka osób się zlitowało i zaproponowało, by starsze panie spoczęły. Te krygowały się chwilę, ale podziękowały i się rozsiadły, nie w pełni jednak zadowolone, bo przecież nie siedziały razem. Oliwia uznała, że teraz może być już tylko lepiej.

Ale nie.

Po chwili dobiegły ją odgłosy muzyki. Czy to był rap? Rozpoznała pojedyncze słowa, większość niecenzuralnych. Oliwia naprawdę nie rozumiała tej nowej mody słuchania wszystkiego na cały regulator. Czy młodzież nie wiedziała, do czego służą słuchawki?

Wtedy dostrzegła poruszenie w korytarzu. Ktoś chyba zasłabł, co nie było dziwne przy takim tłoku i wysokiej temperaturze. Dziewczyna podała butelkę wody, wysoki brunet się odsunął i zachęcił sąsiadów, by zrobili to samo, ktoś inny zaproponował, by poszkodowana pochyliła głowę. Mężczyzna w średnim wieku sugerował wezwanie kierownika i zatrzymanie pociągu. Co. Za. Dzień.

Oliwia wysiadła z pociągu półżywa i zamiast od razu ruszyć na schody prowadzące na dworzec, klapnęła na jedną z ławek na peronie ławek, gdzie delektowała się świeżym powietrzem i z każdym kolejnym oddechem wracały jej siły niezbędne do powrotu do domu. Po przejściu dwóch kilometrów poczuła, jakby język na stałe przytwierdzał jej się do podniebienia. Postanowiła, że przy okazji zajrzy do właśnie remontowanego mieszkania, do którego miała się wprowadzić za dwa miesiące i rozpocząć małżeńskie życie. Podrzuci do szafy w sypialni swoje dzisiejsze zakupy, dzięki czemu uniknie miliona pytań babci, i napije się czegoś zimnego. Potem odświeżona powróci na łono kochającej rodziny.

Drzwi wejściowe zamknęły się za nią bezgłośnie. Zmordowana ruszyła ku schodom na piętro, po drodze zrzucając sandały z podpuchniętych i mocno obolałych stóp. Gdy otulił ją miły chłód podłogi, odetchnęła z ulgą.

Uczucie to jednak okazało się chwilowe, ponieważ po przelotnym zerknięciu do sypialni uderzyła ją fala gorąca. Zastygła w bezruchu, przed oczami wciąż mając to, co zobaczyła. Kiedy wreszcie ocknęła się z letargu, bezszelestnie podreptała do kuchni, nalała sobie szklankę wody i udała się do świeżo odmalowanego salonu, w którym ciężko opadła na stołek.

Przesiedziała dobre pół godziny w zaciemnionym pokoju, gdy usłyszała szmery świadczące o tym, że sypialniana aktywność dobiegła końca. Z łazienki dopadł ją szum prysznica i głos Radka oznajmiający „Przez twe oczy zielone, zielone, oszalaaaaaaaaaałem”.

Oliwia pomyślała kwaśno, że narzeczony mógłby poprawić repertuar. Na bardziej ambitny, chociaż... nie była pewna, czy ktokolwiek śpiewał o oczach w kolorze gorzkiej czekolady. Szarpnęła nerwowo za warkocz, po czym zmusiła się, żeby dłonie położyć na kolanach. Zamierzała podejść do tego spokojnie, lecz jej jedyną siłę stanowił pozornie niewzruszony wygląd. Wiedziała, że czeka ją trudna rozmowa.

Spojrzała na porzuconą obok stołka firmową torebkę, w której znajdowało się frywolne coś, w czym narzeczony jej już nie zobaczy. Po co w ogóle się starała? A tak... na noc poślubną. Parsknęła niewesoło.

Usłyszała odgłosy czułego pożegnania, trzasnęły drzwi wyjściowe i wreszcie Radek z uśmiechem wpadł do salonu. Na widok Oliwii potknął się o próg i w ostatniej chwili chwycił się rozłożonej obok drabiny, upuścił przy tym ręcznik, którym energicznie wycierał włosy. Potrząsnął głową, tak jakby nadal nie potrafił pojąć obecności narzeczonej w jej własnym mieszkaniu. Witaj w klubie o nazwie Przykra Niespodziewajka, pomyślała złośliwie Oliwia, po czym zmarszczyła czoło. Przecież ona nie bywała uszczypliwa.

– K... K... Oliwia – wyjąkał na przywitanie.

– Dzień dobry, kochanie – rzuciła, wyczarowując na twarzy lekki uśmiech.

Radek zbladł, więc chyba nie udało jej się przekonująco zagrać łagodności. Może dlatego, że w środku dawno już wrzała.

– Ta... faktycznie dobry. – Spojrzał na nią niepewnie. – Muszę się napić – stwierdził i czmychnął do kuchni.

Pomyśleć, że zaledwie trzy dni temu odwiedziła sklep Kaprys w Łące, gdzie zauważyła nową dostawę kraftowego piwa. Spędziła tam dobrą godzinę, przebierając wśród butelek i puszek. Dla Radka, piwosza pełną gębą, wyselekcjonowała to, co najlepsze... Jej myśli zostały przerwane, gdy zaskrzypiały drzwi do salonu. Trzeba by je naoliwić...

Tymczasem narzeczony zajął drugi wolny taboret. Faktycznie wzgardził Tyskim, stwierdziła, widząc, jak bierze spory łyk IPA produkowanego przez browar Artezan.

– Dobry wybór – pochwaliła, po czym zamilkła. Nie zamierzała mu niczego ułatwiać.

– A co z wyjazdem do Buska-Zdroju? – spytał z lekkim wyrzutem.

Wzruszyła ramionami, nie spuszczając z niego wzroku. Radek uciekł spojrzeniem w bok, jakby świeżo pomalowane ściany okazały się ciekawsze niż narzeczona.

– Odwołany z powodu niesprzyjających okoliczności.

– Szkoda... – wymamrotał i w kilku łykach opróżnił większość zawartości puszki.

– Czy ja wiem... – zastanawiała się głośno. – Tak czy inaczej spędziłam niezapomniany dzień. Takich wrażeń, jakie miałam dzisiaj, nie zastąpi wspólny czas z mamą w Busku.

Radek skulił się w sobie i duszkiem wypił resztę piwa.

– Jak wróci? Miałaś przywieźć ją do domu...

Czy Radek naprawdę wyrzucał jej, że zmieniła plany? Oliwia parsknęła śmiechem.

– Twoim największym zmartwieniem jest powrót mojej mamy z sanatorium? Jakie to miłe, kochanie! – Wzdrygnął się, ponieważ wyraźnie wyczuł drwinę w jej głosie. I nawet nie próbowała jej ukryć. – Nie musisz się dłużej przejmować. Spieszę z zapewnieniem, że Staszek ją odbierze.

– Nie musisz być sarkastyczna. – Po przedłużającej się ciszy dodał: – Nie poznaję cię. – Zerwał się ze stołka i pomknął do kuchni, by pokrzepić się następnym piwem. – Co za pech... – stwierdził po powrocie.

– Co ty nie powiesz? – wybuchła Oliwia. – Serio? Kochająca narzeczona chce ci uchylić nieba, za dwa miesiące bierzesz ślub, którego organizacja praktycznie jest już dopięta na ostatni guzik, a ty komentujesz TO WYDARZENIE: „Co za pech”? W tej sytuacji chyba bardziej ja mogłabym tak powiedzieć. JAK MOGŁEŚ?

No i całe z trudem budowane opanowanie poszło się..., pomyślała.

Długo milczał, jakby musiał ułożyć sobie w głowie odpowiednie usprawiedliwienie.

– To nie tak... Po prostu nie spodziewałem się...

– Wiem – weszła mu w słowo. – Chciałabym, abyś wytłumaczył mi scenę, której byłam świadkiem.

– A trzeba?

Zastanawiała się przez dobrą minutę. Na pierwszy rzut oka wszystko było jasne, tylko dlaczego w takim razie był z nią? Dlaczego się OŚWIADCZYŁ?

– Poniekąd tak. Nie musisz mi wyjaśniać zjawiska ptaków, pszczółek i jeży, ale...

– Jeży?

– Wyobraź sobie kolce, które mnie otaczają i kierują się w twoją stronę za każdym razem, gdy pomyślę, jaką jestem kretynką!

Oliwia prawie wykrzyczała ostatnie słowo i zaczęła odliczać w myślach do dziesięciu, by odzyskać względny spokój. Bezskutecznie.

– Wytłumacz mi więc, KOCHANIE, dlaczego planowałeś ze mną ślub, skoro twoje zainteresowania leżą zupełnie gdzie indziej.

Słowo KOCHANIE wycedziła w taki sposób, że Radka przeszedł dreszcz. Natychmiast osuszył kolejną puszkę piwa. Oliwia zaniepokoiła się, że w tym tempie jej narzeczony za chwilę zupełnie się ulula i wtedy nie trafi do niego nic z tego, co zamierzała mu powiedzieć. Widząc, że chce znów wstać, rzuciła:

– Zostań.

Radek z rozpaczą spojrzał w kierunku kuchni, gdzie znajdował się zapas drogocennego płynu, który ułatwiłby mu przetrwanie tej trudnej rozmowy, ale zobaczywszy furię w oczach wybranki, nie ważył się podnieść z krzesła. Oliwia wyglądała, jakby miała ochotę go zabić.

– Chcę, żebyś był w miarę trzeźwy, gdy będziesz tłumaczył mojej rodzinie, dlaczego na dwa miesiące przed planowaną ceremonią, na którą tak cieszyła się moja mama i moja babcia, na którą JA się tak cieszyłam, wszystko odwołujemy.

Wzmianka o jej rodzinie przyprawiła go o bolesny skurcz żołądka. Ręce trzęsły mu się na samo wspomnienie o babci, której bał się jak demon kropidła. Oliwia dostrzegła kroplę potu płynącą po jego czole. Widziała. Po prosu widziała, jak obracają się maleńkie trybiki w jego mózgu, otwierają i zamykają maciupeńkie szufladki z różnymi rozwiązaniami. W końcu wbił w nią błagalny wzrok.

– A musimy?

– Informować? Wyobrażam sobie ich zdziwienie, gdy w dniu ślubu zabraknie obojga państwa młodych. Wtedy dopiero by się zdenerwowali.

– Odwoływać? Ja cię naprawdę kocham. Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem i tak już zostanie – powiedział żarliwie.

Jego wyznanie wywołało lodowaty uśmiech na twarzy Oliwii, aż nabrał ochoty, aby okryć się kocem pomimo panującego upału.

– O... W to, o dziwo, jestem w stanie uwierzyć.

Radek spurpurowiał.

– To może udawajmy, że nic się nie stało? – zaproponował nieśmiało. – Przecież możemy to sobie jakoś... poukładać...

Ciekawa propozycja. Raczej nie do przyjęcia.

– Poukładać? Niby jak? Z tym kimś na boku? – spytała łagodnie. – Chcesz stworzyć otwarty związek?

Najwyraźniej jej opanowanie i spokojny ton głosu uśpiły jego czujność. To dowodziło, jak mało w gruncie rzeczy ją znał. Odprężył się i ponownie popatrzył jej w oczy. Nawet się uśmiechnął. Drań!

– Wydawało mi się, że te sprawy nie są dla ciebie aż tak ważne. Wiesz, nasze dotychczasowe... próby... – plątał się. – Praktycznie o tym nie rozmawialiśmy, więc myślałem, że masz..., że jesteś... – urwał.

Zmarszczyła brwi, nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Przecież mieli całe życie przed sobą, prawda? Całe życie, by się dotrzeć, poznać... także w tej sferze.

– Że niby jaka jestem? Oziębła? – podsunęła z walącym sercem.

Pokręcił głową.

– Że masz niewielkie potrzeby. Dlatego zaproponowałem, abyśmy się pobrali. Naprawdę cię kocham i sądziłem, że taki stan rzeczy ci odpowiada. – Spuścił głowę.

– Z tego, że na razie wystarczyło mi to, co czasem potrafiłeś z siebie wykrzesać, wysnułeś całkiem interesujące wnioski. Nie narzekałam, w dodatku jeszcze usprawiedliwiałam i ciebie, i siebie: ciągłym zmęczeniem, stresem, przygotowaniami do ślubu i brakiem komfortowych warunków. Zawsze sobie tłumaczyłam twoją, jak by to elegancko ująć..., szybkość w działaniu przy tych nielicznych okazjach, kiedy wykazywałeś jakąkolwiek ochotę na seks. – Z ponurą satysfakcją odnotowała, że Radek zaczerwienił się zakłopotany. – Miałam nadzieję, że kiedy zamieszkamy razem, będzie lepiej. Teraz do mnie dotarło... Uważałeś, iż jestem zimna i nieczuła, więc nie będzie mi przeszkadzał twój romans? Naprawdę tak mnie widzisz? – Pokiwała głową. – Nie dość, że zrobiłeś to w NASZYM łóżku, w kupionej przeze mnie pościeli, to gdy przypomnę sobie, że kotłowałeś się tam z Łukaszem Stolorzem... Boże, nie wierzę, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! – Usiadła na brzegu kanapy, po czym ukryła twarz w dłoniach. – Tu nie chodzi o pościel, łóżko czy inne przedmioty. To w końcu tylko rzeczy. Ja chciałam budować z tobą przyszłość, życie. Chciałam być z tobą na dobre i na złe. Na zawsze... Myślałam, że cię znam, że ty znasz mnie... Ale teraz widzę, że my nic o sobie nie wiemy.

Radek zerknął na porzucone pod ścianą szpachelkę i młotek. W ostatniej chwili złapał przewracającą się drabinę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki