Wracam do domu - Agata Przybyłek - ebook + książka
NOWOŚĆ

Wracam do domu ebook

Agata Przybyłek

4,0

139 osób interesuje się tą książką

Opis

Powrót do tej serii jest dla mnie jak powrót do domu. Ten klimat. Te emocje. Mam nadzieję, że pokochacie tę historię tak samo jak ja. 

Agata Przybyłek 

Po śmierci ukochanej babci Heleny Michalina Bojarska odkrywa w jej rzeczach niemiecki akt chrztu nieznanej dziewczynki – Celine Hofmann. Zaintrygowana tajemnicą, wyrusza w podróż nad malowniczą Odrę, gdzie po wojnie osiedlili się jej pradziadkowie. Tam poznaje Urszulę Rembarz, starszą kobietę, która snuje opowieści o rodzinie Hofmannów i starym poniemieckim dworku.

Stopniowo Michalina odkrywa prawdę, która na zawsze zmieni jej spojrzenie na własną rodzinę. Czy zdoła pogodzić się z przeszłością? Czy odnajdzie swoje miejsce i dom, którego tak bardzo pragnie?

Wracam do domu to poruszająca opowieść o poszukiwaniu własnych korzeni, sile więzi rodzinnych i miłości, która potrafi rozkwitnąć nawet w cieniu dawnych tajemnic. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 323

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
2
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Justyna8812

Nie oderwiesz się od lektury

Autora stworzyła dla nas cudowna historię. Uwielbiam serię z domkami ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć że według mnie ta stworzona teraz z okazji jej 10- lecia jest najlepsza. Michalina próbując odkryć zagadkę Celine Hoffman dowiaduje sie na temat swojej rodziny i siebie samej wielu ważnych a czasem zaskakujących rzeczy. los stawia na jej drodze także Jakuba chociaż znajaj się krótka to czuć chemię między nimi Polecam ją wam serdecznie.
00



 

 

 

 

Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2025

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025

 

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Judyta Kąkol

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Magdalena Owczarzak, Damian Pawłowski

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl

Projekt okładki i strony tytułowe: Anna Damasiewicz

Fotografie na okładce: © Sandra Cunningham | Trevillion Images, © nywthn | rawpixel.com

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-68479-38-6

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Moim rodzicom, którzy stworzyli

dla mnie w dzieciństwie

dom pełen miłości

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dowiedz się, kim jesteś,

i pozostań sobą

 

Nicholas Sparks, Jesienna miłość

 

 

 

 

 

Michalina

 

Teraz

2023 rok

 

 

Wiadomość o śmierci Heleny Gruzdowskiej nadeszła nagle. Michalina Bojarska – wnuczka zmarłej, dwudziesto­trzyletnia studentka – wyszła właśnie z budynku Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego po napisaniu jednego z ostatnich egzaminów w sesji letniej. Była w towarzystwie koleżanek. Miała na sobie czarną sukienkę, bo na egzaminy zawsze ubierała się elegancko. Gdy rozdzwonił się jej telefon, ujrzała zdjęcie matki na ekranie. Przeprosiła na chwilę dziewczyny i odeszła na bok, żeby odebrać. Podmuch wilgotnego powietrza rozwiał jej długie, brązowe włosy, których nie spięła dziś niczym ani nie związała.

– Cześć, mamo – rzuciła do telefonu.

Anna Bojarska nie odezwała się od razu.

– Mamo? Jesteś tam? Wszystko w porządku?

Anna odchrząknęła i pociągnęła nosem. Michalina od razu się zorientowała, że matka płacze. Momentalnie dotarło do niej, że coś musiało się stać, bo Anna nigdy nie dzwoniła do niej w takim stanie, i aż przebiegł ją dreszcz. Matka zwykle dusiła w sobie emocje i udawała silną oraz wszechmocną, choć Michalina dobrze wiedziała, że za tą maską kryje się wrażliwa kobieta.

Od razu ogarnęły ją czarne myśli.

– Co się dzieje?

– Och, Miśka… – wydusiła w końcu matka. – Nawet nie wiem, jak mam ci o tym powiedzieć.

– Mamo…

– Babcia nie żyje – wydukała wreszcie Bojarska.

Michalina zamarła z telefonem przy uchu. Babcia? Nie mogła uwierzyć!

– Nie… – wyszeptała po chwili. – To nie może być prawda.

– Zmarła dzisiaj nad ranem. – Anna na dobre rozszlochała się do telefonu.

– Ale… Ale jak to?

Michalina była w szoku. Nie dalej niż przedwczoraj rozmawiała z babcią przez telefon i nie odniosła wrażenia, że coś jest ze starszą panią nie tak. Wręcz przeciwnie. Helena Gruzdowska była pełna życia. Opowiadała wnuczce o tym, jak podlewała rano kwiaty w ogrodzie, i choć podsumowała słowami, że jest trochę zmęczona i musi odpocząć, Michalina nie wyczuła w jej głosie niczego niepokojącego. Babcia miała siedemdziesiąt osiem lat, a każdy wiek miał swoje prawa; Michalina zdawała sobie sprawę z tego, że babcia nie jest już tak pełna energii jak kiedyś, ale śmierć?

Nie. To nie mieściło jej się w głowie. Nie potrafiła pojąć tego rozumem. Przecież babcia na nic poważnego nie chorowała! Ludzie w jej wieku mieli różne przypadłości, niektórzy co chwilę odwiedzali lekarzy, a Helena Gruzdowska pozostawała w dobrej kondycji i Bojarscy żartowali czasem podczas spotkań rodzinnych, że babcia przeżyje ich wszystkich.

Kiedy Michalina usłyszała słowa matki o śmierci kochanej babci, przez chwilę miała wrażenie, że to jakiś ponury, niesmaczny żart albo że ktoś przeniósł ją nagle do jakiegoś innego, równoległego życia.

Ale Anna nie żartowała.

– Zmarła we śnie – powiedziała do córki.

– Kto ją znalazł?

– Ja.

– Och, mamo…

– Poszłam do jej pokoju, bo musiałam już wychodzić do pracy, a ona wciąż spała. Wiesz, dobrze, że takie leżenie w łóżku do dziewiątej nie było w jej stylu. Ja we wtorki zaczynam lekcje za dwadzieścia dziesiąta. Babcia zwykle budziła się po siódmej i jadła ze mną śniadanie, a potem piłyśmy jeszcze wspólnie kawę, czasem włączałyśmy telewizor i oglądałyśmy programy śniadaniowe, więc kiedy dziś aż do dziewiątej nie wyszła z pokoju, ogarnął mnie niepokój.

Michalina bez trudu wyobraziła sobie, jak mama musiała się zestresować. Wiedziała to choćby po tym, jak Anna szczegółowo opisywała dzisiejszy dzień. Jak gdyby sama sobie musiała to ułożyć w głowie albo jakby próbowała siebie przekonać, że niczego nie zaniedbała…

Michalina mieszkała z babcią i rodzicami przez większość życia, też znała rodzinne zwyczaje. Dziadkowie przepisali dom na Annę i Zbigniewa, jeszcze zanim urodziła się ich wnuczka. Wychowywała się z dziadkami. Podłużny, typowy dla mazowieckich wsi budynek ustawiony równo­legle do ulicy, z dwuspadowym dachem, bez trudu dało się podzielić tak, żeby mogły w nim funkcjonować dwie rodziny. Gruzdowscy zajmowali jedną część, ich córka z mężem i dzieckiem drugą. Tylko łazienkę i kuchnię współdzielili, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało. Anna zawsze była blisko z rodzicami, cieszyła się, że może z nimi na co dzień obcować. A ojciec Michaliny miał bardzo ugodowy charakter i dziewczyna nie pamiętała, by kiedykolwiek poważniej pokłócił się z teściami. Owszem, nieraz się droczyli czy spierali o bzdety, jak każdy, ale byli zgraną rodziną, która trzymała się razem i Michalina hołdowała zasadzie, że krewni są najważniejsi.

Może właśnie dlatego aż tak bardzo nią wstrząsnęła informacja o śmierci babci? Helena Gruzdowska od najmłodszych lat była dla niej jedną z najważniejszych kobiet na świecie.

– Leżała w pościeli, na plecach – referowała matka. – Od razu wydała mi się jakaś taka blada, ale sądziłam, że kiedy nią lekko potrząsnę, to się obudzi. Wiesz, jaki ona miała twardy sen. Sądziłam, że może po prostu poszła dzień wcześniej trochę później spać czy coś takiego…

– Ale nie obudziła się.

– Nie. Przerażona nachyliłam się nad nią, żeby sprawdzić, czy oddycha, a ona… – Matka urwała i znów zaczęła szlochać. – Miśka, to było straszne. Zaczęłam wrzeszczeć i potrząsać babcią, błagałam, żeby wstała, ale ona w ogóle nie reagowała na moje słowa.

– Tak mi przykro, mamo!

– Zadzwoniłam do taty. Potem na pogotowie. Przyjechał lekarz i stwierdził zgon… Tata skontaktował się z zakładem pogrzebowym i zabrali ciało babci do kostnicy. To był najgorszy poranek w całym moim życiu.

Michalina poczuła, że jej oczy robią się wilgotne od łez, a potem słona kropla spłynęła po jej policzku. Jedna z dziewczyn, które czekały na nią w oddali – Zuza – zaniepokoiła się i podeszła.

– Hej, Miśka. Wszystko w porządku?

Pokręciła głową, ale gestem poprosiła przyjaciółkę, żeby dała jej jeszcze chwilę na dokończenie rozmowy z matką.

– Ustaliliście już datę pogrzebu? – spytała.

– Ojciec był u księdza. Ceremonia odbędzie się w piątek.

– Przyjadę jeszcze dzisiaj.

– Pociągiem?

– Tak. Gdy dotrę do mieszkania, od razu kupię bilet. Dopiero wyszłam z uczelni.

– Och, no tak. Ty przecież miałaś dzisiaj egzamin.

– Dobrze mi poszło – zapewniła matkę, nie chcąc, by ta martwiła się kolejną sprawą.

– Ale ty przecież masz teraz sesję.

– Jeszcze tylko jeden egzamin w przyszłym tygodniu.

– To pewnie powinnaś się uczyć.

– Są rzeczy ważne i ważniejsze, mamo. Wezmę do was notatki.

Potem pożegnały się i Michalina podeszła do przyjaciółki. Reszta dziewczyn zdążyła się już oddalić.

– Coś się stało – bardziej stwierdziła, niż spytała Zuzanna.

Po policzkach Bojarskiej spłynęły kolejne łzy. Zuzanna bez pytania wyciągnęła do niej ramiona i się przytuliły.

– Moja babcia nie żyje – wydusiła wreszcie Michalina.

– O matko! Tak mi przykro.

Michalina milczała. To były wieści najgorsze z możliwych. Takie, których człowiek nigdy nie chciał usłyszeć.

Zuza odprowadziła ją na stancję. Mogły pewnie podjechać autobusem, ale w tej sytuacji Michalina wolała się przejść i nieco ochłonąć. Od kilku lat wynajmowała pokój w trzyosobowym mieszkaniu w gdańskim falowcu nieopodal galerii handlowej w dzielnicy Przymorze. Budynek mieścił się tuż przy dużym skrzyżowaniu. Kołobrzeska przecinała się tutaj z aleją Rzeczypospolitej i ulicą Chłopską. Michalina trafiła na bezproblemowe współlokatorki, spędziła tu już cztery lata i zamierzała mieszkać z nimi również na piątym roku studiów, bo hołdowała zasadzie, że nie ma sensu zmieniać tego, co dobrze działa. A poza sytuacją, że raz ich mieszkanie opanowały karaluchy (podobno zmora w falowcach, choć po dezynsekcji problem na szczęście całkowicie ustał), nie widziała powodów, żeby narzekać na stancję.

Zuza nie weszła z Michaliną do budynku.

– Pewnie chcesz teraz być sama – stwierdziła, wykazując się dobrą znajomością natury przyjaciółki.

Michalina była jej wdzięczna, bo rzeczywiście chciała w spokoju ułożyć sobie w głowie to, co powiedziała jej matka, i zadumać się nad stratą najbliższej osoby.

– Spotkamy się w poniedziałek. – Uściskała przyjaciółkę. – Dzięki, że mnie odprowadziłaś.

– Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

– Wiem.

Zuza odeszła, a Michalina weszła do falowca i wjechała windą na trzecie piętro. W swoim pokoju usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Przepełniał ją straszliwy smutek. Tak dojmujący, że znów się rozpłakała. Wiadomość o śmierci ukochanej babci zachwiała jej światem. Helena Gruzdowska wychowywała ją niemal z takim samym zaangażowaniem jak mama i tata. Stanowiła integralną część życia dziewczyny i Michalinie trudno było wyobrazić sobie świat bez niej. W jej pamięci babcia wciąż była pełna energii i sił. Kiedy zamknęła oczy, bez trudu przywoływała obraz roześmianej staruszki, która pieliła w ogródku, a czasem nawet i przekopywała grządki pomimo kategorycznych zakazów córki i zięcia, uważających, że to za ciężka praca dla siedemdziesięcioletniej kobiety. Potem babcię witającą ją z szeroko rozpostartymi ramionami, kiedy Michalina wracała na weekendy do domu. Dziewczyna uwielbiała ciasto drożdżowe, więc staruszka piekła je niemal za każdym razem, kiedy wnuczka informowała, że przyjedzie w rodzinne strony. Dom, kuchnia, ogród, troska o najbliższych – to był właśnie świat Heleny Gruzdowskiej. Michalina wiele razy myślała o babci jako o sercu ich domu. Jego niezmiennym, solidnym elemencie, bez którego trudno by było funkcjonować, a teraz już nigdy nie miała usłyszeć głosu ani śmiechu tej radosnej i pełnej życia kobiety. Czy kiedykolwiek w ogóle oswoi tę nową rzeczywistość?

Płakała i wspominała babcię przez wiele długich minut. Wreszcie zmobilizowała się do sięgnięcia po laptop i sprawdziła połączenia kolejowe między Gdańskiem a Mławą – to właśnie tam znajdowała się stacja PKP najbliżej jej rodzinnego domu, choć z Mławy trzeba było jeszcze przejechać kilkadziesiąt kilometrów autobusem lub samochodem.

Najbliższy bezpośredni pociąg miała chwilę przed dwudziestą. Nim kupiła bilet, wysłała mamie SMS-a z pytaniem, czy ona lub tata będą mogli koło dwudziestej drugiej podjechać po nią na dworzec, a kiedy nadeszła odpowiedź, zabukowała bilet.

Wcześniej planowała pojechać do domu dopiero po ostatnim egzaminie, ale chciała być teraz przy mamie. Zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie dla Anny odejście babci jest najtrudniejsze, bo te dwie kobiety łączyła tak cudowna więź, że Michalina aż czasem im jej zazdrościła. Wspólnie jedzone posiłki, niewinne żarciki, babskie ploteczki i rodzinne wypady – Anna z Heleną naprawdę dogadywały się świetnie. Babcia była stworzona do macierzyństwa i Michalina wiedziała, że chciała mieć więcej dzieci, ale, niestety, natura nie obdarzyła jej kolejnym potomkiem. Osobiście uważała to za smutne i niesprawiedliwe, lecz gdy powiedziała o tym kiedyś Helenie, ta tylko się uśmiechnęła i skwitowała słowami, że odkąd Anna wyszła za mąż, ona w pewnym sensie ma trójkę dzieci i że nie powinno się za wiele rozmyślać o rzeczach, na które nie ma się wpływu.

Michalina zazdrościła jej nieraz podejścia do życia. Sama należała do osób, które są bardzo wrażliwe i przejmują się nawet mało istotnymi rzeczami. Ale może zmieni się z wiekiem i stanie się kiedyś pod tym względem taka jak babcia?

Wspomnienia kolejnych rozmów z Heleną napływały falami. Pakując się, Michalina co jakiś czas zastygała w bezruchu i poddawała się tym echom przeszłości. Godzinę przed odjazdem pociągu pożegnała się ze współlokatorkami, które po południu wróciły do mieszkania po swoich zajęciach, i ruszyła na przystanek tramwajowy. Dotarła na dworzec sporo przed czasem, lecz nie przeszkadzało jej to. Na peronie przystanęła na uboczu i obrzuciła wzrokiem innych oczekujących podróżnych. Większość osób stanowili ludzie w średnim wieku, lecz dostrzegła także rodzinę z dwójką dzieci i dwie starsze panie, których widok przywołał kolejne wspomnienia babci. To właśnie Helena Gruzdowska z córką odwiozły razem Michalinę na pociąg, kiedy ostatnim razem odjeżdżała do Gdańska.

Dziewczyna zadarła głowę i popatrzyła na niebo.

– Babciu… – szepnęła.

Wychowała się w katolickiej rodzinie i choć sama nie była gorliwą chrześcijanką, miała nadzieję, że babcia ją widzi i słyszy. Myśli, że życie ludzkie nie kończy się z chwilą śmierci, działały na Michalinę kojąco.

Pociąg przyjechał tylko z dziesięciominutowym spóźnieniem. Odnalazłszy swoje miejsce, włożyła walizkę na półkę pod sufitem i usiadła przy oknie. Pociąg ruszył, a do niej na razie nikt się nie dosiadł, co przyjęła z ulgą. Trafiała na różnych współtowarzyszy podróży i kilka razy aż musiała zmienić miejsce, kiedy ktoś nieprzyjemnie pachniał albo był nachalny. Wzdrygnęła się na wspomnienie podpitego mężczyzny, który kiedyś się do niej dosiadł. Naprawdę się wtedy bała. Na szczęście z opresji uratował ją życzliwy konduktor, który znalazł dla niej miejsce w innym wagonie.

Żeby zagłuszyć stukot pociągu, wyjęła z torebki słuchawki, włożyła je do uszu i włączyła muzykę. Jako pierwsza na jej ulubionej playliście była smutna, wręcz rzewna piosenka autorstwa Sanah. Michalina odchyliła głowę, przymknęła powieki i na kilka minut poddała się nostalgii, żałobie, oszołomieniu i zmęczeniu.

Pół godziny przed przyjazdem do celu dała mamie znać, że można już po nią wyjeżdżać. Gdy wysiadła w Mławie, Anna Bojarska zmierzała w jej stronę, ubrana na ciemno. Rozpuszczone, brązowe włosy rozwiewały wieczorne podmuchy wiatru. Twarz miała smutną, oczy zapuchnięte od płaczu. Michalina poczuła ucisk w gardle na widok matki i gdy się objęły, znowu się rozpłakała.

– Tak mi przykro, mamo – szepnęła.

Anna przytuliła ją mocniej.

– Nie mogę uwierzyć, że już jej z nami nie ma.

– Ja też, mamo. Ja też.

Pociąg odjechał, peron opustoszał, a one jeszcze przez dłuższą chwilę trwały tak, pogrążone w żałobie i smutku. Kiedy człowiek traci jedną z najbliższych osób na świecie, wszystko wydaje się nagle takie puste i pozbawione sensu. Wreszcie odstąpiły od siebie i poszły do samochodu, choć nadal obie milczały. Anna od lat jeździła czarną kią, którą Michalina bez trudu wypatrzyła między innymi pojazdami mimo ciemności. Czasami człowiekowi łatwiej się żyło, kiedy pewne rzeczy pozostawały niezmienne.

Włożyła walizkę do bagażnika, a potem usiadła na siedzeniu pasażera. Mama zajęła miejsce za kierownicą i sięgnęła po pas. Zwykle chwilę po tym włączała radio i gawędziły, słuchając muzyki, ale dziś to wydawało się takie… niewłaściwe.

– Jutro wieczorem jedziemy z tatą na różaniec za babcię do domu pogrzebowego – powiedziała Anna, dopiero włączywszy się do ruchu.

– Oczywiście pojadę z wami.

– Ciocia Roma z rodziną też będzie.

Michalina pokiwała głową, słuchając o jednej z sióstr taty.

– A ciocia Aldona z wujkiem Markiem i dzieciakami przyjadą w czwartek po południu.

Michalina lubiła drugą z sióstr ojca, a zwłaszcza ich kilkuletnie pociechy, ale w tej sytuacji cieszyła się, że dzisiaj i jutro w domu będzie panowała cisza. Maluchy zawsze robiły harmider. Gdyby rodzina zjawiła się wcześniej, trudno byłoby Michalinie oraz rodzicom opłakać śmierć babci i pogodzić się z jej odejściem. Chciała pobyć sama i wiedziała, że mama z tatą też teraz potrzebują właśnie tego. Od porannego telefonu Anny była zmęczona i rozkojarzona. Wstała przed siódmą, potem stresowała się testem, przeżywała wiadomość o odejściu babci, a wieczór spędziła w podróży. Ciemności za oknem działały na nią usypiająco i gdyby nie to, że raziły ją w oczy światła samochodów jadących z naprzeciwka, być może już w samochodzie odpłynęłaby do krainy nieświadomości.

Poczuła przypływ energii dopiero, kiedy mama skręciła na boczną drogę prowadzącą do ich domu. Niby wyglądał tak samo jak wtedy, gdy wyjeżdżała z niego ostatnio, ale już na zawsze miał być inny niż wcześniej. Bez babci.

Przy wejściu świeciło się światło, a kiedy mama przejechała przez bramę, na dwór wyszedł ojciec – wysoki, szczupły mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną. Kiedy Anna zgasiła silnik, Zbigniew podszedł do Michaliny i otworzył jej drzwi.

– Miśka! Jak dobrze, że jesteś!

Dziewczyna wygramoliła się z auta i pozwoliła przytulić się ojcu.

– Cześć, tato. Nie mogę uwierzyć, że spotykamy się dzisiaj w takich przykrych okolicznościach.

– Och, Miśka. Do mnie to chyba jeszcze nie dotarło… Jestem wykończony. – Odsunął się. – Walizka w bagażniku?

Skinęła głową. Ojciec wyjął jej bagaż i we troje weszli do domu. Michalina poczuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, gdy jej wzrok padł na drzwi po prawej stronie, które prowadziły do części domu zajmowanej do dzisiejszego ranka przez babcię.

Dopiero głos matki wyrwał ją z tych rozmyślań.

– Jesteś głodna?

Michalina pokręciła głową.

– Nie, dzięki. Mam ściśnięty żołądek. Nie dam rady nic zjeść.

– Trzeba jeść – zauważył ojciec.

Michalina posłała mu spojrzenie mówiące, że nie jest już dzieckiem.

– To może chociaż zaparzę herbatę – zaproponowała Anna.

Herbaty Michalina nie odmówiła, więc poszli do kuchni, a potem, gdy ciepłe napoje już były gotowe, przenieśli się do salonu. W ich części domu na parterze poza tymi dwoma pomieszczeniami znajdowała się jeszcze sypialnia rodziców, a na piętrze pokój Michaliny i tak zwany pokój dla gości z rozkładaną kanapą i fotelem, gdzie matka zwykle trzymała nieposkładane pranie i trochę niepotrzebnych szpargałów, których nie chcieli jeszcze z ojcem wyrzucać.

Dziewczyna usiadła przy boku kanapy i skierowała spojrzenie na pusty fotel, który podczas takich wieczorów jak ten zwykle zajmowała babcia. Chyba nadal nie docierało do niej, że babci już nie ma i nigdy nie będzie. W jej oczach znowu zaszkliły się łzy. Tak trudno będzie żyć dalej po odejściu kogoś, kogo z całych sił się kochało… Niby człowiek wie, że każdy kiedyś odejdzie, ale gdy to się staje, naprawdę trudno poskromić emocje.

 

 

Michalina źle spała tej nocy. Miała koszmary. Raz śniły jej się obrzydliwe robaki zawłaszczające część domu babci, potem obudził ją okropny sen, w którym traciła rodziców w wypadku samochodowym. W tym śnie tak bardzo się o nich bała, tak silny ogarniał ją lęk, że kiedy się obudziła, gwałtownie usiadła na łóżku i chwilę trwało, zanim dotarło do niej, gdzie jest i co tutaj robi. Włączyła lampkę nocną przy łóżku, ciepłe światło przyniosło ukojenie. Zaspanym wzrokiem obrzuciła kołdrę w pasiastej poszewce, pod którą spała, i wiszące na ścianie obrazy. Dwa z nich przedstawiały nadmorskie pejzaże, na trzecim widniał napis, że dom jest tam, gdzie znajduje się twoje serce. Ojciec specjalnie zbił dla Michaliny trzy drewniane ramki, żeby mogła oprawić te obrazki i powiesić je na ścianie.

Niby wszystko w domu było takie samo jak wcześniej, a mimo to nie mogła się wyzbyć wrażenia, że to miejsce stało się nagle zupełnie inne. Bez babci życie jej rodziny już nigdy nie będzie takie samo.

Wiedząc, że już ponownie nie zaśnie, Michalina sięg­nęła po telefon i przejrzała posty na Facebooku i Instagramie. Koleżanki wrzuciły do sieci zdjęcia, na których uczyły się na plaży przed kolejnym egzaminem. Michalina polubiła je, ale darowała sobie pisanie komentarza. Nie była w nastroju. Przez głowę przemknęła jej myśl, że mog­łaby się trochę pouczyć, lecz nim wyjęła z walizki notatki, zaburczało jej w brzuchu, co uświadomiło jej, że od kilkunastu godzin nie jadła. Okrywszy się szlafrokiem, wyszła z pokoju i zeszła na parter. Drewno tu i tam zaskrzypiało pod jej stopami.

W domu było ciemno. Michalina pomyślała, że rodzice jeszcze śpią, ale kiedy weszła do kuchni i zapaliła światło, zobaczyła przy stole zgarbioną mamę. Podobnie jak córka, Anna była w piżamie i szlafroku.

Zdziwiła się na widok Michaliny.

– Już nie śpisz?

– Obudził mnie zły sen i nie mogłam zasnąć. A ty tak sama tutaj siedzisz? Po ciemku?

– Też przez całą noc miałam koszmary.

Michalina obrzuciła matkę współczującym spojrzeniem. Chyba nigdy nie widziała Anny tak bladej i z zapuchniętymi oczami. Wyglądała jak swój cień.

– Chcesz herbatę, mamo? – Podeszła do kuchenki i zdjęła z niej czajnik.

– Możesz zaparzyć.

– A tata jeszcze śpi?

Anna skinęła głową.

– Nie chciałam go budzić, więc przyszłam tutaj. Ja wzięłam dziś wolne, jest tyle spraw do załatwienia, a poza tym w takim stanie raczej nie powinnam pokazywać się dzieciom. Ale on jedzie do pracy. Tylko na piątek chce wziąć urlop.

Michalina wstawiła wodę i wyjęła chleb. Masło leżało nieopodal na kryształowym talerzyku na blacie. Mama odziedziczyła po babci zamiłowanie do antyków i bibelotów, ich dom był ich pełen. Lubiły razem jeździć na targi rupieci albo do sklepów ze starociami. Michalina w przeszłości często wybierała się tam z nimi i nieraz wypatrzyła wśród setek rzeczy ładny świecznik albo inną ozdobę do swojego pokoju, ale ostatnio nie miała na to czasu. Wracała do domu rodzinnego w piątkowe wieczory, a w niedzielne popołudnia już wyjeżdżała. Półtora dnia to nie było aż tak znowu dużo, by nacieszyć się rodziną i przyjaciółmi z przeszłości, którzy również wracali w te strony głównie na weekendy.

Michalina postawiła talerz z kanapkami i dwa kubki herbaty na stole, po czym usiadła naprzeciw matki.

– Smacznego – życzyła jej Anna.

– Dzięki. A ty coś jadłaś, mamo?

– Tak, nie martw się. Pojedziesz potem ze mną do miasta?

– Jasne. A po co?

– Chciałabym zamówić wieniec w kwiaciarni. Ojciec załatwił wczoraj większość spraw w domu pogrzebowym, ale nie pomyślał o kwiatach, a wiesz, jak babcia lubiła kwiaty – wyjaśniła Anna drżącym głosem.

– Zwłaszcza lilie. – Michalina poczuła, jak wzruszenie i jej ściska gardło. – Wiem. Pojadę z tobą, mamo. Oczywiście.

– Powinnyśmy też kupić babci jakąś czarną sukienkę i buty.

Po plecach dziewczyny przebiegły ciarki, bo nie potrafiła wyobrazić sobie ciała babci leżącego w trumnie, ale oczywiście nie zamierzała zostawiać mamy z tym samej.

– Może pojedziemy do butiku za kościołem? Babcia lubiła tam kupować ubrania.

Po tych słowach Anna niespodziewanie się rozpłakała. Michalina wstała, podeszła do niej i przytuliła ją mocno.

– Przepraszam, mamo, nie chciałam cię niczym urazić.

– Och, córcia, nie masz mnie za co przepraszać. Po prostu nie mogę się pogodzić z tym, że jej już z nami nie ma. I już nie będzie.

– Ja też bym wolała, żeby to był jakiś chory żart.

– Co ja będę robiła tu bez niej po pracy albo w weekendy? Przecież ona we wszystkim mi towarzyszyła. Nieraz nawet denerwowałam się na nią, że zamiast odpoczywać, łapie za szczotkę i sprząta.

Michalina przełknęła ślinę. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.

– Muszę dzisiaj obdzwonić rodzinę, bo wczoraj daliśmy znać o jej śmierci tylko siostrom Zbyszka i przyjaciołom rodziny, ale zupełnie nie wiem, jak informowanie o jej odejściu przejdzie mi przez gardło tyle razy.

– Pomogę ci w tym.

– No coś ty. Nie chcę cię tym obarczać.

– Naprawdę mogę – zapewniła matkę. Choć sama czuła smutek i pustkę po odejściu babci, wiedziała, że z nich dwóch to Anna była z nią bliżej i cierpi teraz bardziej niż ona. To wydawało jej się właściwe.

Matka nie zaprotestowała. Michalina dojadła śniadanie, rozmawiając z mamą o rzeczach, które jeszcze powinny zrobić przed pogrzebem. Swoją drogą, do tej pory chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele trzeba załatwić po śmierci bliskiej osoby. Akt zgonu, ustalenie przebiegu pogrzebu z jedną z żuromińskich firm, kwiaty, ubranie, złożenie wniosku o zasiłek pogrzebowy, sprawy spadkowe…

Siedziały z mamą w kuchni, póki nie wstało słońce. Potem pojawił się ojciec. Michalina zrobiła herbatę i kanapki również dla niego, a kiedy pojechał do pracy, razem z mamą też się ubrały i zamknąwszy dom, pojechały do miasta.

Tym razem to Michalina prowadziła. Zrobiła prawo jazdy zaraz po osiemnastce, a matka wydawała jej się dziś w naprawdę kiepskiej kondycji, więc uznała to za rozsądne. Wstąpiły do ulubionej kwiaciarni – w pobliżu Zielonego Rynku, na którym setki razy kupowały owoce albo warzywa – a potem weszły do tego ulubionego butiku babci nieopodal kościoła i jakimś cudem udało im się nawet nie rozpłakać, kiedy kupowały dla niej sukienkę. Wstąpiły jeszcze na zakupy spożywcze do jednego z supermarketów. Kupiły mięso i ziemniaki na obiad, pieczywo i kilka rzeczy do chleba. Gdy wróciły do domu, zegar wskazywał kilka minut po wpół do jedenastej.

Michalina rozpakowała zakupy, a potem zaproponowała mamie wspólną kawę – sama potrzebowała dodatkowej dawki energii – lecz Anna oznajmiła, że chyba zamiast tego się położy.

– Jestem wykończona – dodała. – Może teraz uda mi się zasnąć.

Michalina zaparzyła kawę tylko dla siebie i ponownie spojrzała na zegar. Czas płynął dzisiaj jakoś wolno i nie miała pojęcia, co zrobić z resztą dnia. W przeszłości w takich chwilach zwykle zaglądała do babci i ucinały sobie pogawędki albo Michalina pomagała jej w tym, co starsza pani akurat robiła. Odejście babci kończyło pewien etap w ich życiu, w dziejach ich rodziny i to było naprawdę, naprawdę przykre.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu, który zasygnalizował, że dostała wiadomość. Michalina wzięła go do ręki i spojrzała na ekran. To Zuza pytała ją, jak się trzyma.

„Bywało lepiej” – wystukała tylko.

„Ech, trzymaj się. A jakbyś chciała pogadać, to pamiętaj, że jestem”.

Michalina wysłała przyjaciółce serduszko, a potem odłożyła smartfona i upiła kolejny łyk kawy. Nie była w nastroju na dłuższe rozmowy i miała nadzieję, że Zuza to zrozumie. Zapatrzyła się na swój kubek i przypomniała sobie, że to właśnie z babcią wypiła swoją pierwszą kawę w życiu. Ile mogła mieć wtedy lat? Szesnaście? Siedemnaście? Rodzice radzili jej, żeby jeszcze z tym poczekała, ale babcia, jak to babcia, tylko wywróciła oczami i wymamrotała coś, że Miśka zaraz będzie przecież dorosła, po czym sama zaparzyła dla niej napój kofeinowy.

Wspominając tamten dzień, młoda kobieta przeniosła wzrok na to, co za oknem, i patrząc w niebo, znowu szepnęła do babci, że szkoda, że już jej tu nie ma.

Potem zabrała kubek z kawą i poszła do swojego pokoju. Nie lubiła bezczynności i chciała się czymś zająć. Może teraz wyciągnie z walizki notatki? Rozsiadła się z nimi na łóżku. W pobliżu stało też biurko, ale nigdy nie lubiła się przy nim uczyć i od czasów liceum zawsze zakuwała w przyjemniejszych – jej zdaniem – warunkach. Notatki zawierały treści o podstawach resocjalizacji nieletnich i dorosłych sprawców przestępstw. Michalina była na czwartym roku psychologii, w przyszłości chciała pracować w szkole albo w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Nie uczyła się z musu, ale dlatego, że naprawdę chciała. W dzieciństwie planowała zostać nauczycielką, lecz gdy przyszedł moment wyboru kierunku studiów, uznała, że psychologia dawała większe szanse na znalezienie pracy, nawet w rodzinnych stronach, w które Michalina chciała wrócić po studiach.

– Kobieta powinna być niezależna i mieć jakiś zawód – mówiła jej matka, która z kolei słyszała to od swojej matki.

Babcia Helena zawsze powtarzała, że jedyne, czego w życiu żałuje, to tego, że rodzice nie zapewnili jej lepszego wykształcenia.

– Nie winię ich, byli prostymi ludźmi, nie powodziło im się najlepiej i dla nich najważniejsze było zapewnienie sobie i dzieciom jedzenia, ale zawsze z zazdrością patrzyłam na brata, który mógł chodzić do szkoły, kiedy ja pilnowałam zwierząt na pastwisku, gotowałam albo robiłam pranie.

Michalina chyba właśnie dlatego tak bardzo doceniała fakt, że może się uczyć i nigdy (albo prawie nigdy) nie narzekała na ilość wiedzy do przyswojenia przed maturą albo na studiach, co czyniło nagminnie wiele jej koleżanek. Babcia sporo jej opowiadała o dawnym życiu, minionych czasach i tyle razy powtarzała wnuczce, że powinna być wdzięczna za to, co ma i w jakim świecie przyszło jej żyć, że Michalina zinternalizowała te słowa już jako nastoletnia dziewczyna.

Spędziła na nauce dwie godziny, ale potem znowu zaczęła odczuwać głód, więc zeszła na parter. Nie zastawszy mamy w salonie i kuchni, zajrzała do sypialni rodziców, gdzie odkryła, że Anna wciąż śpi. Na palcach wycofała się więc z pokoju i zabrała do przygotowywania obiadu. Planowały dziś z mamą kotlety mielone z ziemniakami oraz ogórkami konserwowymi. Michalina wstawiła ziemniaki na gaz i przygotowała mięso, lecz zanim zaczęła smażyć kotlety, zeszła jeszcze do piwnicy po słoik z ogórkami. Robiły je zeszłego lata we trzy, z mamą i babcią. Co roku w ten sam sposób, wedle receptury, której Helenę Gruzdowską nauczyła jeszcze jej mama. Zdaniem Michaliny były to zdecydowanie najlepsze ogórki na świecie.

Anna wstała zaledwie pół godziny przed tym, gdy z pracy wrócił jej mąż. Zjedli we trójkę przy kuchennym stole. Potem Michalina poprosiła matkę o listę osób i numerów telefonów, pod które miała zadzwonić, by poinformować krewnych o śmierci babci, ale ojciec wspaniałomyślnie wziął to na siebie. Ona zatem postanowiła pójść na spacer. Dzień był słoneczny i ciepły, wiatr niósł przyjemny zapach rosnących nieopodal zbóż. Ich dom stał na samym końcu wioski, zaraz za nim zaczynał się ciąg łąk i pól uprawnych. Rolnicy w ostatnich latach zwykle sadzili w tych stronach kukurydzę – w pobliżu było mnóstwo kurników i chlewni – ale o dziwo, za płotem Bojarskich niezmiennie rosło zboże. W tym roku pszenica, która za jakiś czas miała zacząć się złocić w słońcu.

Michalina wyszła za bramę i przez moment się wahała, czy ruszyć w prawo, czy w lewo. Po jednej stronie miała wiejskie zabudowania, domy sąsiadów i dawnych znajomych. Gdyby skręciła w prawo, mogłaby dotrzeć natomiast do ulubionej ścieżki wiodącej wśród pól, która prowadziła do małego zagajnika nazywanego przez miejscowych Olszyną. Skąd się wzięła ta nazwa? Prawdopodobnie od ros­nących tam olch, choć dziewczyna zupełnie się nie znała na drzewach i nie miała pojęcia, czy rośliny z tego gatunku na pewno tam rosną.

Chyba nie była gotowa na pytania i kondolencje ze strony mieszkańców wioski, a podczas spaceru między budynkami na pewno kogoś by spotkała. Ruszyła po nagrzanym w słońcu asfalcie. Dzień był naprawdę piękny, pewnie gdyby nie smutne okoliczności, cieszyłaby się słoneczną, iście wakacyjną pogodą. Gdy dotarła do polnej ścieżki, skręciła w nią i zaczęła kroczyć wśród traw. Długie, niekoszone źdźbła łaskotały ją w łydki. Michalina objęła wzrokiem krajobraz dokoła – tak sielski, tak spokojny – i po raz kolejny w tym dniu zatęskniła za babcią Heleną. Wiosną spacerowały po tej polnej dróżce we dwie, chociaż w wolniejszym tempie. Babcia zachwycała się otaczającą ją zielenią. Mimo że Helena Gruzdowska nie pochodziła z tych stron, Michalina wiele razy słyszała od niej, że właśnie tu jest jej dom i mazowieckie krajobrazy nie mogą się równać z żadnymi innymi.

Kochała te strony całym swoim sercem.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej