Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
24 osoby interesują się tą książką
Jeden moment potrafi zmienić wszystko.
W Turkawkach nic już nie będzie takie samo. Jedna chwila zapomnienia sprawiła, że losy trzech przyjaciółek splotły się jeszcze mocniej, ale przede wszystkim boleśniej. Kiedy tajemnice wychodzą na jaw, a zaufanie zostaje utracone, życie zmusza Klaudię, Blankę i Wiktorię do podjęcia trudnych decyzji.
Przed nimi wybory, z których nie będą mogły się wycofać. Pytania, na które brak prostych odpowiedzi. Czy to, co wydaje się końcem, ma szansę stać się początkiem całkiem nowego rozdziału?
Mówią, że prawda uzdrawia, ale czy da się zbudować coś trwałego na gruzach przeszłości? Co trzeba utracić, aby móc odnaleźć siebie?
Trzy kobiety. Trzy historie. Jedna nadzieja.
A jaka jest Twoja opowieść?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 290
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2025
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025
Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz
Marketing i promocja: Judyta Kąkol
Redakcja: Barbara Kaszubowska
Korekta: Magdalena Owczarzak, Damian Pawłowski
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki i strony tytułowe: Magda Bloch
Fotografie na okładce: © Nokhoog | Adobe Stock
Fotografia autorki na skrzydełku: Agnieszka Werecha-Osińska | Foto Do Kwadratu
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
ISBN 978-83-68479-79-9
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
1. Klaudia
2. Blanka
3. Wiktoria
4. Klaudia
5. Blanka
6. Wiktoria
7. Klaudia
8. Blanka
9. Wiktoria
10. Klaudia
11. Blanka
12. Wiktoria
13. Klaudia
14. Blanka
15. Wiktoria
16. Klaudia
17. Blanka
18. Wiktoria
19. Klaudia
20. Blanka
21. Wiktoria
22. Klaudia
23. Blanka
24. Wiktoria
25. Klaudia
26. Blanka
27. Wiktoria
28. Klaudia
29. Blanka
30. Wiktoria
31. Klaudia
32. Ostatni rozdział, w którym po burzy wreszcie wychodzi słońce
Od autorki
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Najbliższym mi kobietom
Tamten wypadek nigdy nie powinien się zdarzyć. Raptem kilka minut wcześniej strażacy ruszyli na pomoc parze, na samochód której spadła duża gałąź. Kierowca wykonał niekontrolowany manewr w bok. Z impetem uderzył w jedno z przydrożnych drzew. Na szczęście sam nie ucierpiał tak bardzo jak pasażerka, zdołał odnaleźć telefon i wybrać numer ratunkowy.
Pogoda była paskudna. Meteorolodzy już od kilku dni trąbili w mediach, że nad Polskę nadciąga orkan Paola. Żywioł uderzył w zachodnią część kraju z całą swoją mocą. Lało niemiłosiernie. Nawet na podwórzu rodziny, która mieszkała na górce, w najwyższym punkcie wioski, stały tego wieczoru kałuże. Wiatr świstał i łamał gałęzie drzew. Z przerażeniem obserwowałam z okna, jak kilka z nich spadło na trawnik przed moim domem, roztrzaskane na mniejsze kawałki.
Wioska znajdowała się w lesie, linie wysokiego napięcia wiodły między drzewami. Podczas mocniejszych podmuchów migało światło. Jak dobrze, że moje dzieci spały już od ponad godziny, bo Helenka zawsze się bała, kiedy wyłączali prąd. Swoim zwyczajem modliłam się w duchu o to, żeby mojemu mężowi Tomkowi nic się nie stało podczas tej akcji i żeby bezpiecznie wrócił do domu, do mnie i do dzieci.
Ale tamtej nocy, być może z powodu głośnego wycia wiatru i bębnienia deszczu o dach, Bóg nie usłyszał moich próśb. Strażacy mieli wypadek. Jeden z nich został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie wypuściłabym męża tamtego wieczoru z domu. Zamknęłabym drzwi na klucz i bardzo dobrze go gdzieś schowała albo zabrała Tomkowi kluczyki do auta. Nie wiem, cokolwiek. Cokolwiek, byleby tylko nie pojechał na tę przeklętą akcję.
Gdybym tylko miała dar przewidywania przyszłości i przeciwdziałania skutkom podjętych w pośpiechu decyzji… Ale nie miałam i wydarzyło się to, co się wydarzyło. Nasze życie pokomplikowało się jeszcze bardziej.
Był piętnasty sierpnia, dzień ustawowo wolny z okazji Święta Wojska Polskiego. W Kościele katolickim obchodzono też uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwaną świętem Matki Boskiej Zielnej.
Klaudia zaraz po śniadaniu zaszyła się w gabinecie na poddaszu i zasiadła przed komputerem, żeby kontynuować tłumaczenie powieści. Dzień był upalny, więc otworzyła okno, lecz zaraz je zamknęła na powrót, gdy odgłosy wydawane przez kury i kaczki sąsiadki nie pozwalały jej się skupić na pracy.
Choć i bez tego od kilku dni Klaudia miała problemy z koncentracją i okiełznaniem myśli. Dokładnie od czasu festynu, który odbył się pięć dni temu na placu naprzeciwko kościoła. Pozwoliła wtedy pocałować się Pawłowi Jankowskiemu, mężowi jednej ze swoich najlepszych przyjaciółek, co dodatkowo komplikowało sprawę.
Nigdy nie zdradziłaby męża, a przynajmniej tak dotąd sądziła. Wierność była dla niej priorytetem w związku. Choć ostatnio fantazjowała o tym, jak cudownie by było zapaść w zimowy sen i obudzić się po kilku miesiącach. Prowadzenie domu, tłumaczenia i zajmowanie się dziećmi pochłaniało jej wszystkie zasoby. Czasem była tym wszystkim bardzo zmęczona. W gorsze dni czuła się najbardziej samotną kobietą na świecie i może dlatego dała się Pawłowi wciągnąć w tę dziwną relację. W przeciwieństwie do Tomka, z którym bardzo często się po prostu mijali, Jankowski wydawał się szczerze zainteresowany jej życiem, pracą, tym, o czym myśli.
Ale Tomek wcale nie był złym mężem, choć dotarło to do niej dopiero niedawno. Teraz widziała to wyraźnie, uświadomiła sobie, że wcześniej nie doceniała tego, co ma. Gdy pojawiły się dzieci, utknęli w dziwnej pętli między kolejnymi punktami na liście zadań codzienności, ale to nie zmieniało faktu, że miała dobrego męża. Nigdy nie żałowała, że się ze sobą związali. Był zabawny, dobrze wychowany, przystojny, a w przeszłości także romantyczny. Chyba do tej pory miała gdzieś wstążkę z pierwszego bukietu, który podarował jej jeszcze na studiach. Przeżyli razem wiele cudownych randek i wyjazdów tylko we dwoje. Dobrze im było w łóżku, choć ostatnio nie mieli zbyt wiele czasu i chęci na zbliżenia. Teraz dostrzegała też, jak wspaniałym był ojcem, który nie widział świata poza swoimi dziećmi. Kiedy ona popołudniami zaszywała się w gabinecie i pracowała, on organizował Helence i Julkowi wspaniałe atrakcje. Robili razem kreatywne prace plastyczne, chodzili na plac zabaw, szaleli na podwórku czy budowali w salonie bazy z poduszek i koców. Klaudia zazdrościła czasem nawet swoim dzieciom tej wyjątkowej relacji z ojcem, bo choć sama pochodziła ze zżytej ze sobą rodziny, jej ojciec aż tak nie angażował się w wychowanie córki. Oczywiście potrafiła go usprawiedliwić. Kiedyś były inne czasy. Jej ojciec był głównym żywicielem rodziny, zarabiał znacznie więcej od matki. W ich domu panował prosty podział: on dbał o finansowe zaplecze rodziny, mama zajmowała się wszystkimi pozostałymi sprawami.
Tylko czasem, kiedy Tomek wyjeżdżał na akcję z kolegami z Ochotniczej Straży Pożarnej w Turkawkach, złościła się, że nie mają dla siebie zbyt wiele czasu, i widziała w nim jakieś cechy swojego taty. W zwyczajne dni zwykle się z Tomkiem mijali. Kiedy on był w pracy, ona zajmowała się dziećmi i domem. Kiedy wracał, jedli szybko obiad i ona szła popracować. Zostawały im właściwie wspólne wieczory, choć zazwyczaj i wtedy mieli pełne ręce roboty. Zawsze trzeba było coś naprawić w domu, posprzątać, skosić trawę, skoczyć na zakupy. Może też dlatego Klaudia czuła się czasem taką samotną kobietą? I dlatego wdała się w relację z Pawłem, mimo że to nigdy nie powinno się zdarzyć?
Westchnęła, kiedy złapała się na tym, że znów rozmyśla o Jankowskim i tamtym pocałunku, zamiast pracować. Miała z jego powodu tak wielkie wyrzuty sumienia… Brzydziła się kłamstwem, a od kilku dni oszukiwała zarówno męża, jak i przyjaciółki. Jakoś nie potrafiła im spojrzeć w oczy po tym, co się zdarzyło. Próbowała ich wszystkich unikać, choć nie było to łatwe, bo Turkawki to mała miejscowość. Powoli kończyły jej się też argumenty w rozmowach z dziećmi, które coraz gwałtowniej domagały się wyjść na plac zabaw na spotkanie z pociechami Blanki i Wiktorii. Tylko jak miała stanąć naprzeciw Blanki, gdy całowała się kilka dni temu z jej mężem?
Potarła ręką zmęczone oczy i spojrzała na tekst, który tłumaczyła. Jeden z głosów w jej głowie kazał przestać jej się nad sobą roztkliwiać i wziąć się do pracy, ale drugi, chyba trochę głośniejszy, podpowiadał, by zrobiła sobie dziś wolne i skupiła na sobie. Tak też ostatecznie zrobiła. Zamknęła plik i włączyła pustą stronę w Wordzie. Lubiła przelewać na papier swoje wewnętrzne stany i uczucia. To pozwalało jej nabierać dystansu do wielu spraw, przemyśleć pewne rzeczy i przepracowywać emocje.
Niewiele myśląc, zaczęła pisać o tym, co wydarzyło się w czasie festynu.
Do końca sama nie wiem, jak to się stało, że pocałowałam tamtego wieczoru nie swojego męża. Pamiętam za to doskonale smak jego ust – miękkich, lekko wilgotnych, zachłannych. Smakował gumą miętową. To był jeden z najbardziej namiętnych pocałunków w moim życiu.
Staliśmy za drewnianą wiatą wybudowaną przy placu zabaw. Wieczór należał do najcieplejszych w tym roku i to wcale nie dlatego, że podczas pocałunku płonęłam z pożądania. Był sierpień. Powietrze pachniało skoszoną trawą i grillowanymi kiełbaskami.
Zrobiła przerwę i przeczytała wszystko, co napisała, lecz zanim ośmieliła się kontynuować i spisywać dalej swoje prywatne myśli, do gabinetu wbiegła Helenka. Podeszła do niej i mocno się przytuliła. Zaraz potem zjawili się też Tomek i Julek.
– Co się dzieje? – Klaudia posłała mężowi pytające spojrzenie.
– Wybieraliśmy się na dwór, ale Hela oblała sobie sukienkę wodą i przyszliśmy właśnie na górę po drugą.
– A ja tak bardzo chciałam cię jeszcze przytulić, mamusiu, zanim pójdziemy na plac zabaw…
Klaudia z uśmiechem pogłaskała córkę po włosach, bo przecież nie mogła się na nią gniewać po takim wyznaniu. Wciągnęła dziewczynkę sobie na kolana i pocałowała ją we włosy, zupełnie nie myśląc o tym, co widnieje na ekranie laptopa. Dopiero kiedy uświadomiła sobie, że w gabinecie jest jakoś dziwnie cicho, i spojrzała na Tomka, który z wielkimi oczami wpatrywał się w jej komputer, zdała sobie sprawę ze swojego gapiostwa. Na zamknięcie laptopa było już jednak za późno, bo Tomek zdążył przeczytać, co napisała.
– Co to niby jest?! – zapytał, wyraźnie wzburzony. – To tłumaczenie jakiejś nowej książki?
Czując, jak zaczyna ogarniać ją stres, spuściła wzrok i odruchowo zaczęła skubać skórkę przy paznokciu.
– Właściwie to… eee… – zaczęła się plątać i momentalnie się spociła.
Nie zamierzała mówić Tomkowi o Pawle. Na pewno nie. Nigdy. Nawet gdyby łamano ją kołem.
Nagle z wrażenia zaczęło brakować jej powietrza. O Boże… A jeśli on się wszystkiego domyślił z tego tekstu? Albo ktoś widział ją z Pawłem tamtego wieczoru i o wszystkim mu doniósł?
Uniosła głowę i pochwyciła wzrok męża. Nadal patrzył na nią z oczekiwaniem. Odetchnęła głęboko. Tajemnica i wyrzuty sumienia ciążyły jej teraz tak mocno, jak jeszcze nigdy. Co powinna zrobić? W ostatnich dniach sama bardzo chciała o tym zapomnieć, choć niestety jej starania przynosiły raczej odwrotny skutek od zamierzonego. Do diabła, czemu nie zamknęła tego cholernego laptopa od razu, kiedy zjawiła się Helenka?
Każda kolejna sekunda zdawała się trwać w nieskończoność, ale w końcu Klaudia zebrała się na odwagę i odezwała do męża:
– Ja tylko… To może wydawać ci się głupie, ale… – Głos jej drżał i z trudem przechodził przez gardło. – Postanowiłam napisać powieść – palnęła, bo tylko w tym widziała teraz swój ratunek.
Tak jak mogła się spodziewać, Tomek zdębiał.
– Powieść?
Klaudia wiedziała, że musi iść w zaparte, i kilkakrotnie pokiwała głową.
– Już od jakiegoś czasu o tym myślałam.
– Mówisz poważnie?
– Całkowicie poważnie. Ciągle pracuję z tekstami innych. Pomyślałam, że może bym spróbowała dla odmiany popracować nad czymś swoim…
Tomek podrapał się po szyi.
– Zaskoczyłaś mnie. Przez chwilę się nawet bałem, że ty…
– Nie bądź śmieszny – przerwała mu, zanim skończył.
– Moja żona zaczęła pisać powieść – powtórzył tymczasem. – Zaskoczyłaś mnie. – Odchrząknął, wyraźnie zmieszany. – Dałbym sobie rękę uciąć, że nigdy mi o tym nie wspominałaś.
– Wiesz, każda kobieta musi mieć swoje sekrety…
– To książka dla kobiet, tak?
– Pomyślałam, że napiszę powieść obyczajową, która zaczyna się od romansu między główną bohaterką a mężem jej przyjaciółki.
– Ciekawy koncept. Nie wiem, jakie książki lubią czytać kobiety, ale jeżeli uważasz, że ten tekst ma potencjał, to oczywiście pracuj dalej. Wow. Powieść! – powtórzył, nadal zaskoczony. – Moja żona pisarką… Chyba warto powalczyć o swoje marzenia.
Klaudia nie mogła uwierzyć, że tak łatwo łyknął jej kłamstwo. Okej, Tomek miał swoje wady, ale nie zasługiwał, by go okłamywała. Rozedrgana przeniosła spojrzenie na ekran swojego laptopa i utkwiła wzrok w mrugającym kursorze. Tylko co innego mogła zrobić, jeśli nie uciec się do jakiejś wymówki, żeby ratować swoją rodzinę?
– Może jak skończę… Jeśli skończę – odchrząknęła – to spróbuję poszukać wydawcy.
– Pewnie. Czemu nie. Znasz rynek książki jak mało kto. Od lat obcujesz z literaturą. Na pewno ci się uda, choć ja wciąż jestem w szoku, że moja żona ukrywała przede mną marzenie o tym, że w głębi duszy pragnie zostać pisarką.
– Mam tylko nadzieję, że nie napiszę bzdur.
– Jak już mówiłem, ja jestem totalnie zielony, jeśli chodzi o literaturę kobiecą, ale może podeślij ten fragment Wiktorii i Blance? One na pewno będą lepszymi recenzentkami.
– Jak napiszę więcej, to może rzeczywiście tak zrobię.
Tomek stał przy jej biurku jeszcze przez chwilę, lecz zaraz klasnął i zarządził odwrót.
– No dalej, dzieciaki! Idziemy szukać suchej sukienki dla Helki, a potem lecimy na plac zabaw. Mama na pewno woli pracować w ciszy i spokoju. Nie będziemy jej dłużej przeszkadzać.
Klaudia jeszcze raz pocałowała córeczkę, a potem przesunęła dłonią po gładkim policzku synka.
– Bawcie się dobrze i uważajcie na siebie.
– Kocham cię, mamo – rzuciła Helenka, zanim zsunęła się z jej kolan.
Klaudia odprowadziła ich wzrokiem do drzwi. Za nic w świecie nie może rozbić swojej rodziny. Byli ze sobą tak zżyci… Mieli z Tomkiem takie cudowne dzieci. Helenka z Julkiem tak kochali swojego ojca…
Drzwi trzasnęły, ale zamiast wrócić do pracy nad swoją – wymyśloną przed chwilą – powieścią, odczekała chwilę i ukryła twarz w dłoniach. Było jej tak ciężko na sercu. Już wcześniej trawiły ją wyrzuty sumienia, ale teraz poczucie winy i wstyd uderzyły z jeszcze większą siłą.
Co ja najlepszego zrobiłam?! – wyrzucała sobie w myślach, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Czuła się paskudnie. Naprawdę. Chyba w całym swoim życiu nigdy nie brzydziła się sobą tak bardzo jak teraz.
Szklistym wzrokiem jeszcze raz przesunęła po tym, co napisała.
Słysząc odgłosy kroków Tomka i dzieci za drzwiami, spróbowała opanować emocje i kiedy w domu znowu zapanowała cisza, ułożyła dłonie na klawiaturze, żeby pisać dalej. Tyle uczuć i refleksji pragnęła z siebie wyrzucić. Tylu emocjom dać ujście i przemienić w słowa…
Przez kilka minut jej dłonie wisiały nad klawiaturą w zawieszeniu, bo potrzebowała chwili, by zepchnąć w tył głowy wspomnienie rozmowy z Tomkiem, ale w końcu udało jej się to zrobić i znowu zaczęła pisać:
Tego dnia w naszej wiosce odbywał się rodzinny festyn. Atrakcji zorganizowaliśmy sporo: dmuchany plac zabaw i pompowaną zjeżdżalnię dla dzieci, wynajęliśmy animatorkę zabaw i DJ-a na wieczór.
Może i była paskudną kłamczuchą, ale co do jednego miała pewność: gdy się do czegoś brała, to porządnie i całą sobą. Jak coś zaczynała, to nie po to, żeby wycofać się w połowie działania, bo nie lubiła marnować czasu. Istniała więc duża szansa na to, że powieść naprawdę powstanie, choć to stanowiło zaskoczenie nawet dla niej. Tak naprawdę nigdy nie myślała na poważnie o tym, żeby napisać książkę. Od dziecka literatura zajmowała ważne miejsce w jej życiu, ale zdecydowanie wolała czytać, niż próbować swoich sił na rynku wydawniczym. Aż do dzisiaj nie wyobrażała sobie, że do księgarń mógłby kiedyś trafić jej debiut. Skoro jednak słowo się rzekło…
Pisała przez kolejne półtorej godziny, a gdy usłyszała głosy Tomka i dzieci, którzy właśnie wrócili, zerknęła na zegarek. Dochodziła jedenasta trzydzieści. Pora szykować obiad.
Zapisawszy plik na pulpicie laptopa, Klaudia wyłączyła komputer i wzięła z biurka pusty kubek po kawie. Pocieszała się myślą, że tym drobnym kłamstwem o książce przynajmniej kupiła sobie trochę czasu, żeby porządnie zastanowić się nad tym, co dalej.
Rodzina jeszcze spała, kiedy Blanka zeszła po schodach w piżamie oraz cienkim szlafroku i włączyła ekspres do kawy. Był spokojny, sierpniowy poranek. Do kuchni wpadały promienie dopiero budzącego się słońca. Kiedy Blanka wyjrzała przez okno, dostrzegła na trawie migoczące kropelki rosy. Potem spojrzała na górującą nad wioską wieżę zabytkowego kościoła, przy którym mieszkała. Nie za często dumała nad takimi rzeczami, ale teraz przez głowę przeszła jej myśl, że uwielbia te swoje Turkawki. Korzenie jej życia, korzenie jej rodziny były mocno związane z tą wioską i Blanka czuła się integralną częścią społeczności. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, czy gdzieś indziej mogłaby być szczęśliwa i czułaby się tak bardzo u siebie.
Rzecz jasna, nie było tak, że Blanka miała życie jak z bajki i chodziła wiecznie z szerokim uśmiechem na ustach. O nie. Zdecydowanie nie. Najlepszym na to przykładem były ostatnie tygodnie, kiedy w najmroczniejszych chwilach widziała już oczami wyobraźni koniec swojego małżeństwa. Właściwie to jeszcze kilka dni temu odchodziła od zmysłów, bo nie wiedziała, co skrywa przed nią Paweł…
Ach, te tajemnice. Niby wszyscy je mieli, ale życie w rodzinie zdecydowanie było przyjemniejsze i spokojniejsze, kiedy człowiek wiedział wszystko o drugiej osobie. W ostatnich tygodniach Blanka przekonała się o tym, jak ważne są w małżeństwie zaufanie i szczerość, a także długie szczere rozmowy. Na szczęście Paweł powiedział jej wreszcie o swoich problemach i teraz próbowali nadrobić stracony czas.
Immanentna cecha kryzysów – na szczęście zazwyczaj mijają.
Blanka zabrała kawę na dwór i usiadła na jednym z kilku krzeseł stojących przy domu. Zdążyła wypić gorący napój, ciesząc się poranną ciszą oraz spokojem, zanim usłyszała tuż obok siebie pukanie. Wstała i zajrzała na korytarz. Przy drzwiach stała Michasia, jej starsza córka, rezolutna i piękna czterolatka, która tak jak mama miała na sobie jeszcze piżamę.
– Szukałam cię! – powiedziała na widok Blanki z nieukrywaną pretensją.
Blanka zamknęła drzwi, ukucnęła i mocno przytuliła córeczkę.
– Piłam kawę na dworze.
– Nie możesz tak mnie zostawiać. Tęskniłam za tobą.
– Dobrze, dobrze. Już nie będę. – Blanka pocałowała ją w czoło, a potem podniosła się i pogładziła włosy dziewczynki. – Tata i Tosia jeszcze śpią?
– Tata tak, ale jak szłam cię szukać, to Tośka już się wierciła w swoim łóżeczku.
– W takim razie chodźmy na górę i sprawdźmy, co tam się dzieje.
Michalina wsunęła rękę w dłoń matki i dopiero w sypialni Blanka puściła rękę starszej córki, żeby wyjąć z łóżeczka młodszą. Tosia bawiła się pluszakami, które zawsze wkładała do niego przed spaniem. Blanka pocałowała ją na dzień dobry, a potem spojrzała na Pawła, który wciąż spał w najlepsze i nawet cicho pochrapywał.
– Chodźmy na dół – rzuciła do Michaliny. – Tata chyba musi być bardzo zmęczony. Niech sobie jeszcze pośpi.
Ale nim wyszły, Paweł się obudził.
– O, dzień dobry. – Ziewnął przeciągle.
– Tatuś! – Michalina od razu pobiegła do łóżka i rzuciła mu się na szyję.
Blanka zaniosła do nich wyrywającą się Tośkę.
– Miałyśmy właśnie zejść na parter, żebyś mógł sobie jeszcze pospać, ale jak widzisz, nie wyszło.
– Tęskniłyśmy za tobą, tatusiu!
Paweł uśmiechnął się, nadal przytulając córeczki.
– Taki urok urlopowania z małymi dziećmi, że człowiek i tak musi wstawać wczesnym rankiem.
Blanka odpowiedziała uśmiechem. Pewnie miał rację. Sama tęskniła czasem za pracą i regularnymi wyjściami do ludzi, ale starała się też jak najlepiej wykorzystywać ten czas spędzany w domu. Dziewczynki rosły tak szybko… Jeszcze niedawno była w ciąży, a teraz miała w domu dwie rezolutne i bardzo rozgadane córeczki. Wiedziała, że pewne rzeczy bezpowrotnie przeminą i zostaną im tylko wspomnienia.
Przez chwilę patrzyła, jak Paweł i dziewczynki śmieją się i kotłują na łóżku, ale potem wstała i przyniosła córkom bieliznę oraz ubrania.
– No dobra, koniec tych porannych zapasów – mruknęła. – Ubieramy się i schodzimy na śniadanie.
Michasia chyba musiała być bardzo głodna, bo tym razem Blanka nie usłyszała z jej ust żadnego komentarza o tym, jaka to jest nieczuła i bez serca, że ośmiela się przerwać im dobrą zabawę, tylko wyskoczyła z łóżka od razu po prośbie matki.
– A zrobisz nam czekoladową pizzę na śniadanie?
Blanka pomogła jej włożyć czystą sukienkę.
– Chyba mamy jajka w lodówce.
W ich domu za pięknie brzmiącą nazwą „czekoladowa pizza” krył się omlet na słodko z dużą ilością kakao, który Blanka serwowała z jogurtem i owocami.
– Czekoladowa pizza. Uwielbiam to określenie – stwierdził rozbawiony Paweł i wygramolił się z łóżka.
Blanka mimowolnie otaksowała go wzrokiem. W ostatnich tygodniach, gdy żyli niby razem, ale osobno, naprawdę nie umiała sobie wyobrazić życia bez tego mężczyzny. Owszem, czasem ją wkurzał, a ona wkurzała jego, ale miłość, którą do niego czuła, była o wiele silniejsza od wszystkich złości i animozji.
Ubrali się wszyscy, a potem zjedli śniadanie. Blanka się cieszyła, że znowu siadają razem do posiłków, rozmawiają i żartują. Już miała zagadnąć Pawła o to, jakie ma plany na kolejny wolny dzień, ale nim zdążyła go o to zapytać, rozdzwonił się jej telefon.
Na ekranie wyświetlało się imię jej kuzynki, więc od razu odebrała.
– Hej, Wiki. Co tam?
– Cześć. Nie obudziłam cię?
– Zwariowałaś? Nie śpię już od ponad godziny.
– No tak. Zapomniałam, że ty nadal masz malutkie dziecko.
– Dziś wyjątkowo wstałam jeszcze przed Tośką, ale dzięki temu przynajmniej mogłam podelektować się wypitą w spokoju kawą.
– To skoro zdążyłaś się nacieszyć ciszą, może chcecie się z nami wybrać nad jezioro? Właściwie to po to do ciebie dzwonię – zaproponowała Wiktoria. – Bartek mówił, że Paweł też wziął sobie kilka dni wolnego jak on. Mamy przenośnego grilla i pyszności do zgrillowania. Chcę zrobić też naleśniki na słodko dla dzieci. Ignaś na pewno by się ucieszył z towarzystwa w swoim wieku.
Blanka zerknęła na Pawła, choć ten pomysł od razu jej się spodobał.
– Propozycja brzmi bardzo kusząco.
– W takim razie pakujcie się i widzimy się za godzinkę na plaży.
– Czekaj, czekaj. Wypadałoby najpierw zapytać Pawła, czy nie ma innych planów i czy w ogóle chce spędzić ten dzień nad wodą.
– To idź go spytaj – poleciła Wiktoria.
Blanka aż się zaśmiała na ten nieznoszący sprzeciwu ton ukochanej kuzynki.
– Zaraz do ciebie oddzwonię – mruknęła i poszła rozmówić się z mężem.
Paweł czytał właśnie dziewczynkom bajkę na kanapie, kiedy przedstawiła mu propozycję Wiktorii.
– Chciałem dziś skosić trawę na podwórku…
– Oj, przestań, trawa nie zając.
– Czyli ty chcesz jechać nad jezioro?
– Chętnie spędzę trochę czasu z Wiktorią i Bartkiem. Dziewczynki też na pewno będą zadowolone, jak będą mogły się pobawić na plaży z Ignacym.
– A będziemy mogły się kąpać w jeziorze? – podłapała rozentuzjazmowana Michasia.
Paweł posłał żonie zrezygnowane spojrzenie.
– Wygląda na to, że zostałem przegłosowany.
Żeby go udobruchać, Blanka nachyliła się nad nim i przelotnie pocałowała go w usta.
– Będziesz mógł pogadać sobie z Bartkiem. Blanka mówiła, że mają przygotowane dobre jedzenie – rzuciła, by go ostatecznie przekonać.
Jankowski nie oponował, więc oddzwoniła do kuzynki i powiedziała, że chętnie dołączą. Michasia od razu pobiegła na górę odszukać swój strój kąpielowy w odmętach szafy. Tosia chciała pójść za nią, ale nie chodziła jeszcze sama po schodach, więc Paweł wziął ją za rękę i poszli do dziecięcego pokoju we dwójkę. Blanka postanowiła w tym czasie spakować kosz piknikowy. Znalazła w lodówce paczkę kiełbasek na grilla. Wrzuciła do pudełka na żywność trochę owoców, butelkę z wodą, plastikowe naczynia i sztućce. Chciała też zrobić jakąś szybką sałatkę, ale nim się do tego zabrała, z pokoju dziecięcego zaczęły docierać odgłosy kłótni, więc rzuciła wszystko i poszła zobaczyć, o co ta awantura. Kiedy dołączyła do reszty rodziny, Michasia płakała zwinięta w kłębek na dywanie przy szafie, a Paweł kołysał szlochającą Antosię.
– Pobiły się – wyjaśnił. – O to różowe poncho kąpielowe.
– Przecież mamy dwa. – Blanka popatrzyła wymownie na dziewczynki.
– Ale w naszej szafie jest tylko jedno! – oznajmiła ze złością Michasia.
– Widocznie drugie włożyłam do szafy w łazience z innymi ręcznikami – mruknęła Blanka i poszła to sprawdzić.
Nie pomyliła się. Zaniosła je do pokoju dziecięcego, gdzie atmosfera od razu stała się mniej napięta, a potem przygotowała dziewczynkom resztę rzeczy na wyjazd i wyciągnęła z szuflady swoje bikini. Włożyła je od razu w łazience, a potem wciągnęła szorty i jasnobeżową koszulkę.
– Ubierz dziewczyny, a ja idę zrobić sałatkę – poleciła Pawłowi, znosząc na dół ręczniki i czyste ubrania dla córeczek na zmianę.
Zanim wyszli z domu, dziewczynki zdążyły jeszcze dwukrotnie się o coś pokłócić, ale wreszcie wsiedli do auta i mogli udać się w drogę nad pobliskie jezioro. Zbiornik znajdował się raptem kilkaset metrów za wioską. Za ostatnim domem skręcało się w lewo, w nieutwardzoną polną drogę wiodącą w stronę lasu. To właśnie między drzewami znajdowało się dobrze znane okolicznym mieszkańcom jezioro z dziką plażą, dwiema altankami i mieszczącym kilka samochodów osobowych parkingiem. Blanka mnóstwo razy opalała się na tamtejszym piasku. Szalała w wodzie jeziora jako dziecko i nastolatka. Gdy byli młodsi i jeszcze nie mieli dzieci, często chodzili tam z Pawłem na romantyczne spacery i randki. No a teraz chętnie zabierali tam dzieci.
Paweł zaparkował samochód obok auta Bartka i zabrawszy swoje rzeczy, ruszyli na poszukiwania Michalskich. Michasia niosła w dłoniach dmuchane koło, które tata obiecał napompować. Blanka trzymała na rękach podekscytowaną Tosię, Paweł dźwigał kosz piknikowy, koc i całą resztę rzeczy. Drzewa przyjemnie odsłaniały ich przed sierpniowym słońcem, ale dzień nie był upalny i Blanka naprawdę nie miała nic przeciwko spędzeniu go w słońcu, nad wodą. Kiedy dotarli na plażę, od razu dojrzeli Wiktorię, Bartka i Ignacego. Towarzyszyła im także Alicja, osiemnastoletnia kuzynka Wiktorii, która spędzała u nich wakacje i pomagała w opiece nad dzieckiem. Poza nimi nad jeziorem wypoczywała dziś grupka młodzieży i państwo Nowakowie – starsze małżeństwo z Turkawek.
Blanka przywitała się z Nowakami skinieniem głowy i uściskała swoich krewnych.
– Zapowiada się słoneczny, spokojny dzień – rzuciła do Wiktorii.
– Obyś tylko nie powiedziała tego w złą godzinę. – Wiki się zaśmiała.
Blanka nie zamierzała się przejmować jej słowami. Miała wewnętrzne przekonanie, że ostatnio wykorzystali już z Pawłem całą pulę nieszczęść na najbliższe miesiące i teraz przez długi czas będą mogli się rozkoszować rodzinną sielanką. Co złe, bezpowrotnie za nimi.