Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
395 osób interesuje się tą książką
II TOM TRYLOGII SŁUŻBY I HONORU
To książka pełna bólu, ale i nadziei. Bo czasem, by ocalić kogoś, kogo się kocha, trzeba rzucić wyzwanie nie tylko innym - ale i samemu sobie. Polecam historię Wioli i Artura, to powieść o miłości, poruszająca motyw przemocy, manipulacji i stresu pourazowego.
Agnieszka Lingas - Łoniewska
Artur nie jest typowym bohaterem romansów - to zrzędliwy były żołnierz, który nie tylko stracił nogę na wojnie - ale także część siebie. Zamienił linię frontu na sale konferencyjne, wkładając wszystko w stworzenie firmy projektującej najnowocześniejsze technologie wojskowe. Mimo to przeszłość prześladuje go każdej nocy. Do czasu, gdy w jego życiu, niczym jasny, irytujący promień słońca pojawia się Wiola. Ich pierwsze spotkanie? Katastrofa. Drugie? Wcale nie lepsze. Zwłaszcza, że kobieta zostaje nową prawniczką w jego firmie.Promienny uśmiech Wioli i nieustające pozytywne nastawienie to wszystko, czego Artur nie może znieść, a jednocześnie czemu nie może się oprzeć. To ten rodzaj, który potrafi stopić nawet najbardziej zamarznięte serce i ku irytacji Artura wydaje się być zdeterminowana rozmrozić jego.
Gdy w końcu mury zostają zburzone, Artur zakochuje się w jedynej kobiecie, której nie może mieć. Wiola jest zaręczona z wpływowym prawnikiem, który marzy o todze prokuratorskiej. Idealny narzeczony, idealne życie, prawda ? Tyle, że Artur zaczyna dostrzegać pęknięcia w doskonałej fasadzie Wioli i nie zamierza pozwolić jej się rozpaść samotnie.
Ale kochanie Wioli oznacza stawienie czoła nie tylko własnym demonom, ale także gniewowi jej obsesyjnego narzeczonego, który nie cofnie się przed niczym, aby ją zatrzymać - nawet jeśli oznacza to zniszczenie wszystkiego, co jest jej drogie.
Czy Wiola zaryzykuje dla mężczyzny, dzięki któremu czuje, że żyje?
Czy Artur znajdzie w sobie siłę, by zawalczyć o przyszłość, na którą nigdy nie sądził, że zasługuje, czy też przeszłość i teraźniejszość zdołają ich rozdzielić?
Przygotuj się na historię, w której najmocniejszą zbroją jest serce, które nie chce się poddać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dorocie.
Dziękuję za nasze rozmowy.
Dziękuję za bycie moją przyjaciółką.
Brother – Kodaline
Devil Doesn’t Bargain – Alec Benjamin
Love the Hell Out of You – Lewis Capaldi
Right Person, Wrong Time – Henry Moodie
Reasons to Live – Citizen Soldier
If I Surrender – Citizen Soldier
I’m Not Okay – Citizen Soldier
Always – Bon Jovi
Rise Up – Andra Day
Carry You – Ruelle
Hold On To Me – Lauren Daigle
Lovely – Billie Eilish, Khalid
Flares – The Script
Human – Christina Perri
You Say – Lauren Daigle
Nie daj mi odejść – IRA
I Guess I’m In Love – Clinton Kane
Can You Hold Me – NF, Britt Nicole
Walked Through Hell – Anson Seabra
Run to You – Lea Michele
Without You – Ashes Remain
Inner Demons – Julia Brennan
Never Say Never – The Fray
Warrior – Demi Lovato
Head Above Water – Avril Lavigne
All of Me – John Legend
Bleeding Out – Imagine Dragons
Walk Through the Fire – Zayde Wolf, Ruelle
Don’t Deserve You – Plumb
In My Veins – Andrew Belle
Drogi Czytelniku!
Historia opisana w książce, którą trzymasz, jest trudna, toporna i momentami brutalna. Właśnie dlatego jest tak prawdziwa. Może dotknąć każdego z nas lub naszych bliskich. Znajdziesz tutaj wątki działań wojennych, nadużywania alkoholu i leków, zespołu stresu pourazowego, przemocy psychicznej i fizycznej oraz próbę samobójczą.
Tematy te mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych lub tych, które przeżyły traumę. Jeżeli któryś z tych tematów wywołuje w Tobie dyskomfort lub skrajne emocje – ta lektura nie jest dla Ciebie.
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”
800 120 002
Centrum Praw Kobiet – całodobowy telefon interwencyjny dla kobiet będących ofiarami przemocy
600 070 717
Telefon dla osób dorosłych w kryzysie samobójczym
511 200 200
Kryzysowy telefon zaufania
116 123
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
116 111
Autorka
Warszawa 2019
Młoda kobieta w szarej sukience siedziała na niewygodnym szpitalnym łóżku, przyciskając do nosa zabarwioną na czerwono chusteczkę, a nad jej głową migotały świetlówki. Wypełniona po brzegi izba przyjęć wybrzmiewała symfonią brzęczących maszyn, stłumionych głosów i cichych jęków. Pacjentka delikatnie zmieniła pozycję, ale mimo wszystko się skrzywiła, czując tępe pulsowanie z przodu twarzy. Po czasie, który wydawał się wiecznością, zasłona w jej małym kącie na ostrym dyżurze odsunęła się i ukazała lekarkę o życzliwych oczach oraz ciepłym uśmiechu.
– Dzień dobry, nazywam się doktor Adrianna Resiak – przedstawiła się łagodnym i uspokajającym głosem.
– Cześć, Wiola Kubacka – wykrztusiła. Jej głos był stłumiony przez chusteczkę i skrzywiony nos.
Kobieta podeszła do niej i ostrożnie dotknęła opuchniętej twarzy.
– Jak to się stało?
– To żenujące. Śpieszyłam się i wpadłam na drzwi.
– Upewnimy się, że wszystko jest w porządku.
Podczas badania zaczęły rozmawiać. Czuły się przy tym swobodnie, zupełnie jakby były dobrymi przyjaciółkami, które spotkały się na ploteczki. Poruszyły przeróżne tematy – od ulubionych książek, przez seriale, po cele podróży.
– Obejrzę zdjęcia rentgenowskie twojego nosa, żeby się upewnić, czy nie ma dalszych uszkodzeń – wyjaśniła łagodnie Ada.
Wiola skinęła głową, doceniając profesjonalizm i życzliwość kobiety.
– Jasne. Wiesz, nigdy wcześniej nie złamałam kości. To dla mnie całkowicie nowe doświadczenie.
Ada zachichotała.
– Cóż, myślę, że teraz możesz to skreślić ze swojej listy rzeczy do zrobienia.
Gdy na ekranie pojawiły się obrazy, Ada wskazała Wioli widoczną przerwę.
– Na szczęście to czyste złamanie. Nastawimy je i zagoi się prawidłowo.
Oczy Wioli rozszerzyły się z przerażenia na myśl o prostowaniu nosa, ale postanowiła zaufać lekarce.
– W porządku, zróbmy to.
– Więc… Jak zarabiasz na życie? – zapytała Ada, krzątając się po gabinecie.
– Jestem prawnikiem korporacyjnym – odpowiedziała Wiola z półuśmiechem. – Głównie kontrakty i negocjacje.
Ada uniosła brwi z zaciekawieniem.
– To brzmi zarówno fascynująco, jak i intensywnie. Musisz znać ciekawe historie. – Lekarka starała się odwrócić uwagę rozmową.
Wiola się zaśmiała.
– Och, nie masz pojęcia. To zupełnie inny świat.
Ada stanęła przed kobietą i ostrożnie wymacała złamanie, by po chwili z powrotem ustawić kości w jednej linii.
Oczy Wioli załzawiły z powodu pulsującego bólu.
– Kuuurwa – zajęczała, zaciskając dłonie na kozetce. W odpowiedzi na swoją reakcję usłyszała śmiech i poczuła, jak lekarka nakleja jej na nos specjalny plaster. – Przepraszam.
– Zdarza się. Zniosłaś to wyjątkowo dzielnie. Niestety nie mam naklejek, ale dostaniesz receptę na tabletki przeciwbólowe.
– Przydadzą się. – Wiola zsunęła się z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
Ada zawahała się na chwilę, zanim kontynuowała.
– Właściwie… mój mąż razem z przyjacielem jakiś czas temu założył firmę. Wspominał, że potrzebują dobrego prawnika, który pomógłby w kwestiach przetargów i innych problemów.
– Naprawdę? Szczerze mówiąc, to spadłaś mi z nieba. Tu jest moja wizytówka. – Zaczerwienione oczy Wioli zabłysły, gdy wyciągnęła z torebki kartonik z danymi.
Ada przyjęła go z wdzięcznością.
– Dziękuję, Wiolu. Na pewno mu to przekażę. Byłoby wspaniale mieć kogoś doświadczonego po swojej stronie.
– To ja bardzo dziękuję – odpowiedziała szczerze Wiola. – Naprawdę doceniam twoją pomoc i twoje towarzystwo.
– To była dla mnie przyjemność. Uważaj na siebie i na drzwi.
Wiola opuściła izbę przyjęć znacznie lżejszym krokiem, niż do niej weszła. Czasami przypadkowe spotkania w nieoczekiwanych miejscach mogą prowadzić do zaskakujących sytuacji.
***
Mężczyzna wyjrzał przez okno swojego słabo oświetlonego mieszkania i zobaczył, że nie zanosi się na koniec deszczu. Na stole stała opróżniona do połowy butelka whisky. Pokój zdobiły pamiątki po służbie wojskowej – schludnie złożona flaga, zdjęcie jego plutonu i medal. Porucznikowi Arturowi Szymczykowi za zasługi dla kraju. Prychnął, kręcąc głową, i obrócił go w drugą stronę, by nie musieć na niego patrzeć. Noga, a raczej resztka, która z niej została, dawała mu się we znaki. Ciężar protezy przypominał mu o poświęceniu, zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym.
Po wyjściu ze szpitala Artur niechętnie rozpoczął serię sesji terapeutycznych, które miały mu pomóc pogodzić się z niepełnosprawnością. Pełni dobrych intencji psychologowie i psychiatrzy próbowali go nakłonić do zaakceptowania nowej rzeczywistości poprzez otwarcie się na teraźniejszość, ale Artur nie potrafił się pogodzić z okropnymi wydarzeniami, których był świadkiem. Miał wrażenie, że sesje terapeutyczne jedynie wzmacniały jego ból. Ponownie otwierały rany, o których desperacko chciał zapomnieć.
Artur szukał więc pocieszenia w towarzystwie kobiet, angażując się w serię bezsensownych przygód na jedną noc. W ten sposób czuł przelotne połączenie, zapominał, choćby na kilka godzin, o pustce gryzącej jego duszę. Gdy jednak nadchodził świt, znów zostawał sam, bo kobiety jak zjawy wymykały się w nocy.
Wtedy jego azylem stawał się start-up – pomysł jego i Michała. Oboje włożyli całą swoją energię w zbudowanie czegoś od zera, stworzenie firmy, która zapewni poczucie celu i spełnienia. Która uratuje życia. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Artur rzucał się w wir pracy, często doprowadzając się do wyczerpania. Skupiał się na zadaniach do wykonania, by zagłuszyć nawiedzające go wspomnienia. Później to alkohol stawał się podporą, środkiem, który tępił jego ból. Co noc mężczyzna topił swoje smutki w whisky. Jego umysł był zamglony żalem i tęsknotą. Z każdym łykiem słyszał głos Michała, który często ściągał go z barów do domu. Przyjaciel namawiał go, by znalazł sposób na wyleczenie i przestał się wyniszczać. Michał go rozumiał. Miał własne demony, ale z nimi wygrywał. Miał dla kogo.
Sen był Arturowi obcy. Koszmary, żywe i nieustępliwe, atakowały jego umysł, gdy tylko zamykał oczy. Wystrzały, eksplozje i twarze poległych towarzyszy nawiedzały go w snach, sprawiając, że z trudem łapał powietrze i był mokry od potu. Wyczerpanie tylko podsyciło jego uzależnienie od kofeiny i alkoholu. Podejmował desperackie próby niezaśnięcia i odparcia strachów czających się w cieniu.
W głębi duszy wiedział, że nie może podążać tą ścieżką w nieskończoność. Duchy jego przeszłości zawsze będą z nim, ale musiał znaleźć sposób na życie w teraźniejszości.
W nocy obudził go tak dobrze mu znany ból lewej stopy, medycznie nazywany bólem fantomowym. Czuł kończynę, której już nie miał. Zaspany włożył rękę do szuflady, ale natrafił na puste pudełko… Przetarł twarz dłońmi, wzdychając ciężko. Chwycił kule leżące przy łóżku i poszedł do szafki z lekami w łazience. Otworzył nowe opakowanie, połknął dwie tabletki, popijając je wodą z kranu, po czym wrócił do sypialni i rzucił się na łóżko. Powoli doganiały go również skutki dokończenia butelki whisky. Nie było nawet mowy o ponownym zaśnięciu.
Zegarek wskazywał chwilę przed trzecią rano. Mężczyzna zapalił światło przy łóżku i przysunął do siebie laptopa. Michał poprosił go o przejrzenie CV osób, które wybrał do etapu rozmów na stanowisko prawnika korporacyjnego. Ich firma rozwijała się coraz szybciej i – szczerze mówiąc – Artur nie mógł za nią nadążyć. Jeśli jednak mieli wygrać nadchodzące przetargi, ich propozycje musiały być nie do przebicia.
Odłożył komputer i o kulach poczłapał do łazienki, żeby wziąć prysznic. Po wypadku musiał przystosować swoje mieszkanie najpierw do wózka, a później do poruszania się o kulach. Owszem, nowoczesna proteza, którą otrzymał, bardzo ułatwiała mu życie, ale nie mógł w niej wykonywać niektórych czynności. Usiadł na ławce przymocowanej do ściany i odkręcił kurek. Przez chwilę pozwolił gorącej wodzie spływać po jego ciele, jakby miała spłukać z niego problemy.
Wyszedł spod prysznica i przetarł dłonią zaparowane lustro. Spojrzał na swoją twarz z lekkim zarostem. Gdyby nie to, że zaplanowali na dzisiaj kolejną porcję rozmów rekrutacyjnych, nie kłopotałby się goleniem. Miał już w tym jednak taką wprawę, że zajęło mu to zaledwie kilka minut.
Świeżo ogolony wrócił do sypialni, gdzie zamocował protezę i włożył jeansy oraz białą koszulę. Wciąż miał kaca, dlatego w kuchni podstawił kubek pod ekspres i wcisnął guzik. Maszyna zasyczała, po czym wypełniła naczynie brązowym płynem, do którego dodał cukier i mleko. Pijąc kawę, wyglądał przez okno i obserwował świat budzący się do życia. Odstawił pusty kubek do zmywarki, wziął z blatu aktówkę oraz kluczyki i wyszedł.
Mieszkał niedaleko firmy, ale w godzinach szczytu okolice ronda Daszyńskiego często były zakorkowane. Na światłach wygrzebał ze schowka kartę parkingową i po chwili wjechał na podziemny parking. Granatowa mazda Michała stała już na swoim miejscu. Zabrał swoje rzeczy z tylnego siedzenia i powlókł się do biura.
– Dzień dobry, panie Arturze. Korespondencja dla pana. – Sekretarka wyciągnęła w jego stronę stosik papierów, kiedy tylko przekroczył próg.
– Dzień dobry, Justyno. Wiesz, jak zrobić mi dzień – prychnął, na co kobieta posłała mu przepraszający uśmiech.
Rzucił wszystko na biurko i od razu udał się do przeszklonej sali konferencyjnej. Michał już siedział przy wypolerowanym mahoniowym stole i robił coś na swoim laptopie.
– Miejmy to już z głowy – mruknął Artur, opadając na skórzane krzesło obok swojego przyjaciela.
– Widzę, że ktoś tu wstał lewą nogą.
Radosna postawa Michała z samego rana nie mogła go bardziej irytować.
– Nie wkurwiaj mnie, Resiak – odparł, pocierając skronie.
Michał zachichotał cicho i zawołał swoją sekretarkę.
– Tak? – W drzwiach pokoju stanęła dziewczyna w schludnej granatowej sukience.
– Mario, zrób nam dwie kawy. Jedną czarną, a drugą z mlekiem i cukrem. I załatw jakiegoś burgera z frytkami dla tego skacowanego marudy – poprosił Michał, patrząc na półleżącego na stole Artura.
– Jasne, szefie. – Uśmiechnęła się i pokiwała głową. – Pierwszy kandydat już jest.
– Niech wejdzie.
Michał szturchnął przyjaciela łokciem w żebra. Ten podniósł się z wyraźnym wkurwieniem na twarzy i poprawił koszulę.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł ich rozmówca bawiący się nerwowo krawatem. Artur westchnął cicho, wymienił szybkie spojrzenie z Michałem i obaj założyli na twarze swoje profesjonalne uśmiechy.
– Dzień dobry – zaczął Michał, wyciągając rękę. – Nazywam się Michał Resiak, a to jest Artur Szymczyk.
– Dzień dobry – odpowiedział mężczyzna, ściskając im dłonie. – Daniel Haszczak. To przyjemność być tutaj.
Zajęli miejsca. Michał wziął do ręki kopię CV i zaczął od uprzejmego pytania:
– Opowiedz nam o swoim doświadczeniu w dziedzinie prawa korporacyjnego.
Daniel odchrząknął.
– Cóż, niedawno ukończyłem studia prawnicze i odbyłem staż w dużej korporacji.
– Czy możesz rozwinąć, w jaki sposób jest to zgodne z koncentracją naszego start-upu na innowacyjnym sprzęcie wojskowym?
Daniel się zawahał i na sekundę spuścił wzrok.
– Szczerze mówiąc, nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z konkretnymi strategiami państwa firmy, ale jestem pewien, że szybko się nauczę.
Artur niecierpliwie zastukał palcami w stół.
– Szybka nauka? Potrzebujemy kogoś, kto rozumie naszą wizję od samego początku, a nie kogoś, kto wymaga kursu z naszego etosu.
Napięcie w pokoju rosło, a pewność siebie Daniela zdawała się słabnąć. Artur wymienił kolejne spojrzenie z Michałem, który odchrząknął, by pokierować rozmową.
– Danielu, czy możesz się podzielić przykładem złożonej sprawy prawnej, nad którą pracowałeś? – zapytał.
Mężczyzna zamrugał, a jego twarz lekko pobladła.
– Cóż, podczas mojego stażu pracowałem nad sporem kontraktowym. To była… dość standardowa sprawa.
Cierpliwość Artura była na wyczerpaniu.
– Nasza firma się rozwija, zajmując się nowatorskimi projektami. Potrzebujemy kogoś, kto poradzi sobie z nieoczekiwanym.
Daniel poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. Zerkał to na Michała, to na Artura.
– O-okej.
Po wszystkim mężczyźni zrobili sobie przerwę, żeby Artur mógł w spokoju zjeść swojego burgera. Posiłek niestety nie poprawił mu humoru. Michał ukradł mu kilka frytek, uchylając się od dźgnięcia widelcem.
Podczas pozostałych rozmów schemat się powtarzał. Wydawało się, że każdy kandydat potyka się o podstawowe pytania dotyczące misji ich start-upu, doświadczenia w zakresie innowacyjnych strategii oraz umiejętności prowadzenia niekonwencjonalnych spraw. Opanowany Michał próbował znaleźć odkupieńcze cechy, podczas gdy frustracja Artura narastała z każdym wywiadem.
– Julio, jak twoje osiągnięcia akademickie przekładają się na praktyczne umiejętności?
Skąpo ubrana dziewczyna w zbyt mocnym makijażu zaczęła szczegółowo opisywać swoją pracę magisterską z prawa międzynarodowego, ale jej odpowiedź nie odnosiła się do pytania.
Artur pochylił się do przodu. Pod jego profesjonalną fasadą kipiała irytacja.
– Mamy do czynienia z niuansami operacji wojskowych, traktatami międzynarodowymi i złożonością konfliktu zbrojnego.
Michał kopnął przyjaciela w goleń, na co ten się skrzywił.
– To świetnie napisana praca, Julio – wtrącił delikatnie Michał. – Ale tutaj duże znaczenie ma doświadczenie w świecie rzeczywistym. Jak sobie wyobrażasz siebie w reprezentowaniu klientów wojskowych?
Uśmiech dziewczyny zbladł. Zaczęła mamrotać nieskładną odpowiedź, która jedynie podkreślała jej brak doświadczenia.
Gdy ostatnia kandydatka opuściła pokój, Artur odchylił się na krześle i westchnął z irytacją.
– Nie mogę w to uwierzyć. Przebrnęliśmy przez tuzin osób i żadna do niczego się nie nadaje.
– Twoje podejście też nie pomaga – mruknął Michał, zbierając swoje rzeczy z biurka. Artur nie skomentował przytyku mężczyzny. – Wpadniesz do nas? Wybierzemy następną turę.
– Nie mogę się doczekać.
Późnopopołudniowe słońce rzucało ciepłą poświatę przez okna salonu w domu Michała, gdzie przyjaciele siedzieli obok siebie z otwartymi laptopami. Stosy życiorysów zaśmiecały stolik kawowy, dając świadectwo daremnych poszukiwań odpowiedniego prawnika.
– Przejrzeliśmy dziesiątki zgłoszeń. Niewiarygodne, jak rozczarowujące są wszystkie – powiedział Artur z wyraźną frustracją w głosie. Przewinął kolejne CV, potrząsając głową. – Niekompetentny, niedoświadczony lub po prostu się nie nadaje.
– Wiem, ale w końcu kogoś znajdziemy. – Michał odchylił się na krześle i przeczesał dłonią włosy. – Przerwa na kawę?
Kiedy wstawał od stołu, frontowe drzwi się otworzyły i do środka weszła Adrianna. Mężczyzna od razu podszedł do niej i ją pocałował. Torba wypadła jej z rąk, gdy zarzuciła ramiona na szyję męża.
Artur uśmiechnął się na ten widok. Od początku byli uroczą parą, a ślub wcale tego nie zmienił. Mężczyzna odchrząknął cicho, a zakochani oderwali się od siebie.
– Muszę wziąć prysznic po dyżurze – powiedziała. Dopiero wtedy Artur zobaczył, że miała na sobie niebieski lekarski uniform. – Cześć, Artur! – Pomachała mu i pobiegła na piętro.
– Jesteście słodcy do porzygu – zajęczał i udał, że wkłada dwa palce do gardła.
Przyjaciel pokazał mu wulgarny gest w odpowiedzi, po czym włączył ekspres do kawy. Maszyna zasyczała i zaczęła napełniać kubki ciemnobrązowym płynem.
– Nie musisz być taki zazdrosny – prychnął Michał, stawiając przed kumplem jego napój.
– Wal się. – Artur pokazał mu język.
Wrócili do pracy. Chwilę później do kuchni zeszła Ada, zaczesując wilgotne włosy w kucyk.
– Co robicie? – Podeszła do nich i zaglądnęła Michałowi przez ramię. Upiła łyk kawy z kubka męża, ale zaraz się skrzywiła.
– Dlaczego ty nie słodzisz?
– Żebyś przestała kraść mi kawę.
– Nigdy. – Zachichotała.
Artur z westchnięciem zamknął laptopa.
– Szukamy prawnika, który dołączyłby do zespołu, ale wygląda na to, że nie mamy szczęścia.
Ada podniosła jeden z życiorysów rozrzuconych po stole. Przejrzała nazwiska i kwalifikacje, a po chwili jej oczy rozbłysły figlarnie. Na jej usta wypłynął uśmiech.
– Zaczekaj – powiedziała głosem pełnym podniecenia. – Może mam dla was rozwiązanie.
Mężczyźni zwrócili na nią uwagę. Ciekawość wzięła górę nad zmęczeniem.
– Co masz na myśli? – zapytał Artur, pochylając się do przodu.
– Dzisiaj na izbę przyjęć trafiła pacjentka, która okazała się prawnikiem korporacyjnym. Kiedy wspomniałam, że mój mąż i jego przyjaciel potrzebują pomocy prawnej, była więcej niż zainteresowana.
– Nie wierzę. Poważnie? Myślisz, że się nadaje? – Brwi Artura uniosły się w zdziwieniu.
– Myślę, że byłaby dla was idealna. Praktykuje od lat i zajmowała się kilkoma skomplikowanymi projektami.
– Masz do niej jakiś kontakt? – zapytał z zapałem Michał.
– Zostawiła mi wizytówkę – wymamrotała Ada i zaczęła przeszukiwać torbę. – Mam! – Podała znalezisko Arturowi.
Wioletta Kubacka – głosił złoty napis na wizytówce. Artur przekazał kartonik Michałowi i przyjaciele wymienili spojrzenia. Zapłonął w nich płomień nadziei. Może to była odpowiedź, której szukali? Na ich twarzach pojawiła się wdzięczność, gdy zdali sobie sprawę z możliwości, jaką stworzyła im Ada. Brakujący element ich układanki znajdował się bliżej, niż mogliby się spodziewać.
– Wyślę to Marii. Zaprosi ją na rozmowę. – Michał od razu napisał maila do swojej sekretarki.
Artur wyciągnął rękę do Ady i przybił piątkę z dziewczyną.
Wiola siedziała przy stole w jadalni i bawiła się kieliszkiem wina. Kolacja już dawno wystygła. Jej narzeczony Wiktor znowu się spóźniał. Wieczorne światło wpadało przez okno, rzucając ciepły blask na jej twarz. Minuty zdawały się rozciągać w godziny, kiedy czekała. W końcu z zamyślenia wyrwał ją brzęk kluczy na korytarzu. Drzwi frontowe się otworzyły i ciężkie kroki Wiktora rozeszły się po mieszkaniu. Rzucił płaszcz i aktówkę na krzesło, po czym osunął się na kanapę. Na jego twarzy malowały się zmęczenie i frustracja.
– Kochanie… – zaczęła z wahaniem. Jej głos drżał. – Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Spojrzał na nią oczami przekrwionymi po długim dniu w pracy.
– Nie teraz. Miałem piekielny dzień. Czy to nie może poczekać?
Wiola wzięła głęboki wdech. Jej dłonie były spocone.
– Nie, to nie może czekać. Właśnie dostałam ofertę pracy. Chcą, żebym przyszła jutro na rozmowę. – Spuściła wzrok i zaczęła się bawić pierścionkiem.
Wiktor zmarszczył brwi i przymrużył oczy.
– Co, do cholery? Wiesz, że nie jestem w nastroju na twoje gierki.
– To nie są żadne gierki – odpowiedziała drżącym głosem. – To świetna okazja. Moglibyśmy wykorzystać dodatkowy dochód. Mamy piętrzące się rachunki i twoje długi…
– Nie chcę znowu słyszeć o tych cholernych rachunkach i długach, Wioletto! Mieliśmy umowę, a ty znowu dręczysz mnie pieniędzmi! – przerwał jej wściekłym krzykiem i uderzył pięścią w stolik kawowy.
Łzy zapiekły ją pod powiekami, ale zachowała spokój.
– Nie próbuję cię dręczyć. Pomyślałam tylko, że ta oferta pracy pomoże nam wrócić na właściwe tory i może… moglibyśmy zacząć oszczędzać na przyszłość.
Wiktor zerwał się z kanapy i wstał z twarzą wykrzywioną gniewem.
– To lepiej nie myśl, bo kiepsko ci to wychodzi. Sam sobie z tym poradzę.
– Chcę ci pomóc. Chcę razem budować życie. – Wiola niemalże szeptała.
Gniew Wiktora się nasilił. Mężczyzna odwrócił się od niej i zaczął przechadzać tam i z powrotem po małym salonie.
– Nie potrzebuję twojej pomocy, Wioletto. Nigdy o to nie prosiłem. Myślisz, że możesz wszystko naprawić, ale to nie jest takie proste.
– Idę na rozmowę – oznajmiła, patrząc mu w oczy.
Miała nadzieję, że narzeczony zrozumie i uzna to za szansę na poprawę sytuacji, ale teraz czuła jedynie rosnącą między nimi przepaść.
Wiktor zabrał kurtkę i rzucił się w stronę frontowych drzwi, które po chwili z hukiem za sobą zatrzasnął. Wychodząc, nawet się nie obejrzał.
Wiola wytarła kciukiem kącik oka, jeszcze zanim łza zdążyła spłynąć. Pozbierała naczynia ze stołu, a kolację włożyła do lodówki. Przekręciła klucz w drzwiach, po czym wczołgała się do łóżka i szczelnie owinęła kołdrą. Sen stanowił jedyną ucieczkę od surowej rzeczywistości ich rozbitego życia. Cisza w pokoju odzwierciedlała pustkę, którą czuła w środku.
***
Artur spojrzał na zegarek i zaklął pod nosem. Zaraz się spóźni na spotkanie z Michałem i potencjalną prawniczką, którą poleciła im Ada. Ten poranek zaczął się koszmarnie – najpierw rozlana kawa, potem zgubione kluczyki do samochodu, a teraz doprowadzający do szału korek w godzinach szczytu. Jego niepokój narastał. Wiedział, jak ważne jest to spotkanie, a nienawidził się spóźniać.
Kiedy korek się rozluźnił, wcisnął gaz i skręcił w uliczkę prowadzącą do biurowca. Nagle kątem oka dostrzegł ruch i gwałtownie nacisnął hamulec. Jego samochód zatrzymał się kilka centymetrów od młodej kobiety, która wbiegła na ulicę. Piesza zamarła. Jednorazowy kubek z kawą wyleciał jej z ręki, o włos mijając przód samochodu Artura.
Mężczyzna otworzył drzwi i wysiadł. Czuł wzbierającą w nim złość.
– Oszalałaś? Uważaj, na litość boską! – krzyknął.
Kobieta, równie wściekła, odwróciła się w jego stronę. Jej oczy błyszczały.
– Jesteś ślepym czy po prostu debilnym kierowcą? Prawie mnie przejechałeś!
Cierpliwość Artura była na wyczerpaniu, a jego oczy miotały błyskawice.
– Jestem spóźniony na ważne spotkanie, a ty wbiegasz na drogę, jakby to był raj dla pieszych! Ewidentnie nie jest to twój pierwszy raz. – Wzrok Artura zatrzymał się na widocznym obrzęku nosa, którego rano nie dała rady zamaskować makijażem.
Ręce kobiety spoczęły na biodrach, a na jej twarz wypłynęła mieszanina gniewu i oburzenia.
– „Spóźniony na spotkanie”? Biedactwo. To nie daje ci prawa do rozjeżdżania ludzi!
Artur się wściekł i znów podniósł głos. Ich gorąca wymiana zdań przyciągnęła uwagę pobliskich przechodniów. Niektórzy się zatrzymali, aby obejrzeć rozwój spektaklu. Chaos potęgowała kakofonia klaksonów innych kierowców.
– Powinnaś być bardziej ostrożna! To ruchliwa ulica, a nie alejka w parku!
– A ty nie powinieneś być na spotkaniu? – odgryzła się.
Artur sapnął z frustracji, kipiąc gniewem. Odwrócił się na pięcie i wsiadł do samochodu.
Kiedy wpadł do biura, od razu udał się do sali konferencyjnej. Spodziewał się niezręcznego wtargnięcia w połowie rozmowy, ale w pokoju siedział tylko Michał.
– Wybacz spóźnienie – wysapał Artur, odsuwając krzesło i siadając. Jego twarz była zarumieniona od pośpiechu. – Miałem okropny poranek i…
Michał obdarzył go serdecznym śmiechem i podniósł rękę, aby przerwać przeprosiny przyjaciela.
– Nie przejmuj się. Dziewczyna dzwoniła, że też się spóźni.
Artur prychnął. Nie znosił spóźnień. Zarówno u siebie, jak i u innych. Ale przynajmniej zadzwoniła. Może jeszcze coś z tego będzie.
– Kawa dla panów. – Maria z uśmiechem weszła do sali, niosąc tacę z dwiema filiżankami. – Pani Kubacka już dotarła.
– Zaproś ją, proszę. – Michał zabrał swoją kawę i odstawił na bok, z dala od dokumentów.
Artur usłyszał dźwięczny głos w korytarzu i zamarł. Jego serce zabiło mocniej, kiedy zobaczył dziewczynę, która właśnie przeszła przez próg. To była ona. Kobieta, którą prawie rozjechał.
Wiola omiotła wzrokiem obydwu mężczyzn siedzących przy stole. Jej wzrok na sekundę dłużej zatrzymał się na Arturze. Widać było, że go rozpoznała, ale nie pozwoliła, aby zakłóciło to jej spokój.
– Dzień dobry, Wiola Kubacka.
Artur skinął głową, uścisnął jej dłoń i zacisnął zęby. Nie mógł wydobyć z siebie głosu. W jego głowie panował chaos, gdy próbował pogodzić stojącą przed nim opanowaną prawniczkę z wściekłą kobietą, którą widział wcześniej.
Michał, zawsze profesjonalista, ciepło uścisnął jej dłoń i gestem wskazał fotel. Rozpoczął rozmowę serią pytań na temat jej kwalifikacji i doświadczenia. Odpowiadała pewnie, wykazując się imponującą znajomością prawniczych zawiłości. Podzieliła się nawet z Michałem kilkoma spostrzeżeniami na temat strategii rozwoju firmy. Jej kompetencje były oczywiste i stało się jasne, że to dokładnie ta osoba, której szukali.
Artura wciąż rozpraszała jej obecność. Cały czas się jej przyglądał, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Jej oczy o urzekającym odcieniu czekolady miały pewną głębię, która go intrygowała. Podziwiał jej ciemne włosy okalające twarz i figurę podkreśloną dopasowanym strojem.
Zaklął w myślach i pokręcił głową, chcąc oczyścić głowę z głupich wizji. Nie może mu się podobać. Nie może się angażować w relację z pracownikami.
– Proszę mi powiedzieć… – zaczął Artur głosem ociekającym sarkazmem – …jak radzi sobie pani w stresujących sytuacjach? Mam nadzieję, że nie staje pani na środku drogi.
Wiola spojrzała mu w oczy.
– Wierzę, że należy zachować spokój i opanowanie w każdych okolicznościach, nawet w obliczu nieoczekiwanych wyzwań.
Brwi Artura uniosły się w zaskoczeniu na jej odpowiedź, ale nie ustępował, zdecydowany zmierzwić jej pióra.
– Spokój i opanowanie, moja dupa – wymamrotał, a po chwili poczuł kopnięcie w goleń od swojego przyjaciela.
– Ma pan jeszcze jakieś pytanie, panie Arturze?
Mężczyzna prychnął. Wiola ewidentnie rzucała mu wyzwanie.
– Co by było, gdyby ktoś zakwestionował pani osąd na podstawie błędów z przeszłości? Jak by sobie pani z tym poradziła?
– Odniosłabym się do jego obaw poprzez udowodnienie swoich możliwości. W końcu błędy są okazją do rozwoju i nauki.
Michał obserwował tę wymianę zdań z rosnącą ciekawością, wyczuwając napięcie między Arturem a Wiolą. Postanowił interweniować i zakończyć niewygodną dla obu stron rozmowę.
– Dziękujemy za przybycie.
Kiedy Wiola z uśmiechem wyszła z pokoju, zwrócił się do Artura z pytającym spojrzeniem.
– Artur, co, do diabła? Jest idealna, a ty się zachowujesz jak idiota. Poza tym odniosłem wrażenie, że się znacie.
Artur westchnął, przecierając twarz dłońmi.
– Spotkałem ją dzisiaj rano. Prawie wpadła mi pod samochód. A wiesz, jak nie znoszę się spóźniać.
– Dziwię się jej, że ci nie przyłożyła.
Michał odchylił się na fotelu, popijając kawę.
– Kiedy ją zobaczyłem… zaskoczyła mnie i nie mogłem się powstrzymać.
– Jedno jest pewne: potrafi zachować zimną krew. – Mężczyzna zachichotał.
***
Kiedy Wiola wyszła z imponującego biurowca ze szkła i stali, ogarnęło ją uczucie ulgi. Rozmowa kwalifikacyjna z Arturem i Michałem była – delikatnie mówiąc – intensywna. Westchnęła, otrząsnęła się z wątpliwości i ruszyła przed siebie, stukając rytmicznie obcasami.
Dotarła do rogu ulicy, gdy usłyszała zbliżające się pośpieszne kroki. Odwróciła się i zobaczyła Artura biegnącego w jej stronę. Zirytowany grymas przemknął przez jej twarz.
– Czego on chce – mruknęła pod nosem, krzyżując ramiona w obronnym geście.
Artur w końcu ją dogonił, lekko zdyszany.
– Pani Wioletto… – zaczął, próbując odzyskać panowanie nad sobą.
– Wiolu. – Kobieta spojrzała na niego przymrużonymi oczami.
– Słucham? – zdziwił się, kompletnie wybity z rytmu.
– Wiolu. Nie Wioletto.
– No tak, pani Wiolu. Jestem pani winien przeprosiny.
Kobieta uniosła brwi. Tego się nie spodziewała.
– Przeprosiny? Za to, że, dzisiaj rano prawie mnie pan przejechał, czy za to, że potraktował mnie jak żart podczas rozmowy kwalifikacyjnej?
Twarz Artura poczerwieniała, gdy przypomniał sobie swoje wcześniejsze zachowanie.
– Właściwie za obie rzeczy. To było zupełnie nie na miejscu, za co przepraszam.
Gniew Wioli zaczął słabnąć, a zastąpiła go ciekawość.
– No cóż, to jakiś początek – odpowiedziała wciąż sceptyczna.
Artur westchnął. Wyglądał na autentycznie żałującego.
– Miałem ciężki poranek i pozwoliłem, aby to wpłynęło na rozmowę kwalifikacyjną. Nie powinienem był się na pani wyżywać. Jest pani osobą, której szukamy. Zaczyna pani w poniedziałek.
Oczy Wioli rozszerzyły się ze zdziwienia. Kompletnie się tego nie spodziewała. Jej początkowa złość ustąpiła miejsca mieszance zaskoczenia, ulgi i odrobiny podniecenia. Była gotowa dać sobie spokój, ale teraz uznała, że warto rozważyć taką możliwość.
– W porządku – powiedziała, a na jej ustach pojawił się mały uśmiech. – Poniedziałek.
***
Było już późne popołudnie, gdy Wiola przekroczyła frontowe drzwi. Jej serce wciąż łomotało po rozmowie kwalifikacyjnej. Powiesiła płaszcz na wieszaku, zrzuciła buty i wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić. Wczorajsza kłótnia z Wiktorem wyczerpała ją emocjonalnie. Zawsze byli wobec siebie otwarci i szczerzy, ale ten konkretny temat wywoływał ostry spór.
W drzwiach ich sypialni pojawił się jej narzeczony. Na jego twarzy dostrzegła ślady żalu z powodu ich kłótni.
– Hej – powiedział cicho. W jego głosie pobrzmiewały wyrzuty sumienia. – Jak poszła rozmowa?
– Dostałam tę pracę – przyznała ostrożnie, uważnie obserwując reakcję mężczyzny.
Skinął głową, a jego oczy wypełniły się mieszaniną emocji.
– Dobrze to słyszeć, Wioletto.
Napięcie w pomieszczeniu było wyczuwalne. Kobieta wiedziała, że muszą porozmawiać o wielkim słoniu w pokoju. Wiktor odepchnął się od framugi, podszedł do niej i objął ją delikatnie.
– Przepraszam za wcześniej – szepnął jej do ucha. – Miałem koszmarny dzień, ale nie powinienem był tak reagować.
Wiola westchnęła, a jej napięte ramiona powoli zaczęły się rozluźniać.
– Wiem, ale to świetna oferta. To dla mnie naprawdę ważne.
Wiktor skinął głową, wciąż ją obejmując.
– Rozumiem. Jeśli to cię uszczęśliwi, to ja też będę szczęśliwy. Martwię się tylko, że to zmieni sytuację między nami. Nie chcę, żeby było jak w poprzedniej pracy.
Wiola skrzywiła się i odsunęła nieznacznie, żeby spojrzeć Wiktorowi w oczy.
– Obiecuję, że nie pozwolę, żeby to znów stanęło między nami.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i założył jej kosmyk włosów za ucho.
– Chcesz coś zamówić na kolację? – zapytał beztrosko.
Kobieta uniosła brwi w zdziwieniu. Wiktor przedkładał domowe posiłki nad jedzenie na wynos. Pokiwała głową, a on wyciągnął w jej kierunku ulotki.
– Sushi czy pizza?
– Sushi.
Artur poprawił duże pudło koślawo owinięte kolorowym papierem i pchnął furtkę do ogrodu przyjaciół. Słońce wisiało nisko na niebie, rzucając ciepły złoty odcień na podwórko, gdzie odbywało się przyjęcie z okazji czwartych urodzin Oliwki.
Dziewczynka była oczkiem w głowie zarówno swoich rodziców, jak i Artura. Kochał ją całym sercem, od kiedy Michał i Ada adoptowali ją jako kilkumiesięczne niemowlę.
Śmiech dzieci wypełniał okolicę podczas gier, balony i dekoracje tworzyły atmosferę przyjęcia, a z grilla unosił się zapach burgerów.
Dziewczynka w różowej sukience księżniczki zauważyła Artura i podbiegła do niego z wyciągniętymi ramionami.
– Wujek! – wykrzyknęła. Jej oczy błyszczały radością.
Artur kucnął i pozwolił dziewczynce wpaść w jego ramiona.
– Wszystkiego najlepszego, księżniczko! Przyniosłem ci coś specjalnego.
Oliwia ledwo trzymała prezent, który został starannie wybrany na podstawie wiedzy, jaką może mieć tylko najlepszy wujek. Jej oczy rozszerzały się w oczekiwaniu, gdy odrywała papier. W środku znajdował się uroczy domek dla lalek wyposażony w miniaturowe meble i maleńkie lalki.
– Wow! Dziękuję, wujku! – zawołała z promiennym uśmiechem.
– Nie ma za co, Olinku – powiedział Artur. Czuł w sercu ciepło, które tylko ona mogła rozpalić.
Kiedy dziewczynka pobiegła pochwalić się swoim prezentem, mężczyzna dołączył do grupki znajomych, którzy zebrali się na tarasie, by poświęcić chwilę na nadrobienie zaległości i nadzorować bawiące się dzieci. Ada uśmiechała się promiennie, z dumą patrząc, jak Oliwka wchodzi w interakcję z przyjaciółmi.
Artur popijał whisky z szerokiej szklanki i obserwował otoczenie pogrążony w myślach. Ledwo zauważył, kiedy pojawił się obok niego Michał.
– Wszystko w porządku?
Wrócił do rzeczywistości, zdając sobie sprawę, że odpłynął.
– Tak, przepraszam. Po prostu na chwilę się zamyśliłem. Co mówiłeś?
– O czym albo o kim tak myślisz? – Ada przerwała chłopakom i uniosła żartobliwie brwi.
Michał prychnął i schował się za swoim drinkiem.
– Opowiadałem Adzie o rozmowie rekrutacyjnej naszej nowej prawniczki.
– Powiedział ci? – Artur jęknął, na co kobieta pokiwała głową. – Nie róbcie z tego wielkiej sprawy.
– Jasne. – Michał zachichotał. – Ale jeszcze nie doszedłem do momentu, że mało brakowało, aby dla nas nie pracowała.
– Dlaczego? – Ada przeskoczyła wzrokiem z jednego na drugiego.
– Bo Artur prawie przejechał ją samochodem.
Kobieta spojrzała na przyjaciela i zacisnęła usta, żeby powstrzymać śmiech.
– Wiesz, że nienawidzę się spóźniać. – Zawstydzony Artur wypił swojego drinka jednym haustem.
– Stówa, że coś z tego będzie. – Ada objęła Michała od tyłu.
– Dwie. – Jej mąż uśmiechnął się i upił łyk drinka.
– Jesteście najgorsi – prychnął Artur, ale kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
Gdy popołudniowe słońce zmieniło odcień na czerwień, nadszedł czas na tort urodzinowy. Oczy Oliwki rozbłysły z podekscytowania, gdy zobaczyła ciasto ozdobione czterema migoczącymi świeczkami. Wszyscy zebrali się wokół stołu, by zaśpiewać Sto lat małej księżniczce. Oliwia przymknęła oczy, zapewne wybierając życzenie, i zdmuchnęła świeczki. Jej uśmiech był bardziej promienny niż kiedykolwiek.
Artur czuł otaczającą go miłość rodziny i przyjaciół. Obserwując dziewczynkę siedzącą na kolanach Michała, nie mógł powstrzymać się od refleksji, że stworzyli więzi równie silne, jeśli nie silniejsze niż te wynikające z krwi.
***
Wiola poprawiła swoją marynarkę, wchodząc do holu biura. W jej żyłach krążyły podniecenie i nerwowość. Nadszedł jej pierwszy dzień w firmie. Maria, miła asystentka Michała, podeszła do niej z ciepłym uśmiechem.
– Dzień dobry, Wiolu! Witamy w naszym zespole – przywitała ją, wyciągając rękę w przyjaznym geście. – Mam cię wprowadzić w funkcjonowanie naszego biura.
Wiola uścisnęła dłoń kobiety, odwzajemniając uśmiech.
– Dziękuję. Cieszę się, że tu jestem.
Maria oprowadziła Wiolę po biurze, przedstawiając ją po drodze reszcie pracowników. Opowiedziała o kulturze firmy, atmosferze współpracy i najważniejszych projektach, nad którymi pracowali. Wiola była pod wrażeniem pasji i zapału, które przenikały przestrzeń roboczą. Kobiety udały się też do działu HR, gdzie sfinalizowano sprawy kadrowe. Prawniczka uważnie przeczytała każdy dokument, upewniając się, że zrozumiała zasady i oczekiwania firmy. Kiedy podpisała umowę, ogarnęło ją poczucie zaangażowania umacniające jej miejsce w organizacji. Otrzymała przepustkę, kartę parkingową, laptop i telefon.
Podążając dalej za Marią, zauważyła imponujących rozmiarów przeszklone gabinety, z których roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na panoramę miasta. Zatrzymała się, a jej oczy się rozszerzyły.
– Czyje to? – zapytała z rosnącą ciekawością.
Maria podążyła za jej spojrzeniem, a na jej ustach pojawił się znaczący uśmiech.
– Och, Artura i Michała. Niezły widok, prawda?
Kobieta kiwnęła głową urzeczona.
– Twoje jest naprzeciwko. – Maria wskazała pomieszczenie na końcu korytarza.
Wiola podeszła powoli, chłonąc widok przed nią. Nawet w poprzedniej pracy, mimo że była starszym prawnikiem, nie miała takiego biura – przestronnego i skąpanego w naturalnym świetle wpadającym przez okna sięgające od podłogi do sufitu. Przestrzeń emanowała profesjonalizmem i autorytetem. Kobieta nie mogła powstrzymać przypływu dumy.
– To… to jest niesamowite – mruknęła głosem pełnym podziwu.
Asystentka Michała skinęła głową. Jej oczy błyszczały z radości.
– Rozsiądź się wygodnie i daj mi znać, jeśli będziesz czegoś jeszcze potrzebować.
– Dziękuję bardzo, Mario – odpowiedziała Wiola z wdzięcznością w głosie. – Doceniam całą pomoc i wskazówki.
– Wiem, że Artur bywa trudny w obyciu, ale jest naprawdę w porządku. On i Michał jako jedyni zaakceptowali samotną matkę z chorym dzieckiem. – Maria uśmiechnęła się, kładąc dłoń na klamce. – Zostawię cię.
Wiola skinęła głową z uznaniem, wciąż oszołomiona tym, co się wydarzyło.
W miarę upływu dnia prawniczka zadomowiła się w swoim nowym biurze. Zaaranżowała swoje biurko i spersonalizowała przestrzeń kilkoma osobistymi akcentami. Naturalne światło wpadające przez wysokie okna wprowadzało poczucie spokoju, koiło jej nerwy i pozwalało skupić się na czekających ją zadaniach. Michał i Artur byli zajęci pilnym spotkaniem w ich fabryce, ale podekscytowanie kobiety wyzwaniami, które ją czekały, przyćmiło rozczarowanie z powodu ich nieobecności. Chciała udowodnić swoją wartość i wywrzeć znaczący wpływ na firmę. Patrząc na pejzaż miasta, poczuła ciężar odpowiedzialności i możliwości mieszających się w powietrzu. Przywodziło to na myśl wspaniałe rzeczy, które mogła osiągnąć w tym nowym rozdziale swojej kariery.
Siedząc przy biurku, nie mogła się powstrzymać od refleksji nad wydarzeniami, które ją tu doprowadziły. Znalazła się pomiędzy ambicjami a związkiem z Wiktorem, który żywił głęboko zakorzenioną niechęć do jej sukcesu. Jego niepewność i dezaprobata dla jej pracy w środowisku zdominowanym przez mężczyzn powodowały napięcie i nadwyrężały ich relację.
Wiola wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić pędzące myśli. Wiedziała, że dokonała wtedy koniecznego wyboru, a obecna szansa pojawiła się w krytycznym momencie jej życia.
W miarę upływu dnia kobieta oddawała się nowej pracy. Skierowała swoją energię na zrozumienie otoczenia prawnego firmy i zapoznanie się z bieżącymi projektami. Atmosfera panująca w biurze zapewniła jej tak potrzebną chwilę wytchnienia od osobistych zmagań.
***
Artur stał przy otwartym oknie sali konferencyjnej. Oczy utkwił w panoramie miasta, ale nic nie widział. Jego myśli znajdowały się daleko – daleko od wygodnego, nowoczesnego budynku biurowego, daleko od szumu ruchu ulicznego w centrum miasta. Dźwięk klaksonu na chwilę go odciągnął od rozmyślań, ale to nie wystarczyło. Oddychał płytko, nierówno. Zacisnął pięści, żeby powstrzymać drżenie rąk. Powietrze w pokoju było gęste, duszące, a ściany wydawały się zbyt ciasne. Słyszał bijące szybko i nieregularnie serce.
To działo się znowu. Miał wrażenie, że w jego głowie wybuchł granat, niszcząc wszelkie pozory spokoju, które udało mu się zbudować. Wiedział, że musi się pozbierać, wiedział, że za kilka minut ma spotkanie, ale jego ciało nie reagowało. Pot osiadł mu na skroniach a żołądek skręcał się od mdłego niepokoju, który nie miał nic wspólnego z jego prezentacją.
Zamknął oczy, próbując sobie przypomnieć ćwiczenia oddechowe. Starał się uspokoić, ale czuł się tak, jakby znów był tam, na polu bitwy. Pamiętał piach w ustach, dym wypełniający powietrze i ogłuszający odgłos strzałów. Proteza nogi, choć solidna, wydawała się niestabilna. Miał wrażenie, że zaraz spadnie w przepaść.
Chwycił krawędź ramy okna tak mocno, że jego knykcie zrobiły się białe. Musiał się z tego otrząsnąć. Musiał…
– Szefie?
Głos przebił się przez mgłę. Skrzywił się na dźwięk i odwrócił gwałtownie, by zobaczyć kobietę stojącą w drzwiach. Wyglądała na zaniepokojoną. Skupiła na nim swoje łagodne czekoladowe oczy. Do diabła. Nie ona. Nie teraz.
Wiola zaczęła pracę niedawno, a on jakoś nie potrafił się do niej przyzwyczaić. Inteligentna, ostra, a jednak jakoś irytująco pogodna. Zawsze radosna, emanująca energią, którą zaraziła wszystkich w firmie, jeśli nie w budynku. Wszystkich oprócz Artura. Trzymał dystans, szorstki i zimny. Chciał, aby kobieta w końcu zrozumiała, że nie interesuje go jej wesołość. Ale nie zrozumiała. Była wytrwała, zawsze posyłała mu ciepły uśmiech, i to pomimo jego najlepszych starań, by ją od siebie odgonić. A teraz znajdowała się tutaj. Stała pod drzwiami, marszcząc brwi z troską.
– Wszystko w porządku? – zapytała ostrożnym, ale pewnym głosem.
Artur się zjeżył zdenerwowany. Jej wzrok przeniósł się z niego na okno i z powrotem. Kim ona była, żeby go o cokolwiek pytać? Nie potrzebował jej troski. Nie potrzebował niczyjej. Zmusił swój wyraz twarzy do czegoś bardziej twardego, szorstkiego, zanim stanie się czymś, nad czym nie będzie mógł zapanować. Zacisnął szczękę.
– Nic mi nie jest – warknął zachrypniętym głosem. – Po prostu potrzebowałem trochę powietrza.
Wiola nie drgnęła. Nie wycofała się, nie pozwoliła, by ostrość jego słów zbiła ją z tropu. Zamiast tego weszła głębiej do pokoju, nie odrywając od niego spojrzenia.
– Jest pan pewien? – zapytała miękkim, niemal delikatnym tonem. Nie było w nim jednak litości, tylko cierpliwość.
Artur zacisnął pięści. Mięśnie jego ramion napięły się ze zdenerwowania. Panika wciąż unosiła się tuż pod powierzchnią, ale obecność kobiety utrudniała mu powstrzymywanie gniewu. Otworzył usta. Chciał jej powiedzieć, żeby odeszła, żeby zajęła się swoimi cholernymi sprawami, ale coś go powstrzymało.
Wiola spokojnie podeszła do stołu konferencyjnego, chwyciła szklankę i napełniła ją wodą z dzbanka. Poruszała się bez pośpiechu. Bez osądu wymalowanego na twarzy. Artur obserwował, zirytowany i zdezorientowany, jak nalewa wodę i podchodzi do niego z delikatnym uśmiechem.
– Proszę – powiedziała, wyciągając naczynie w jego kierunku.
Jej głos podziałał jak balsam na jego zszargane nerwy. Zamrugał zaskoczony. Wirowało w nim napięcie. Przez chwilę wpatrywał się w szklankę, jakby nie wiedział, co z nią zrobić. Wciąż trzymał sztywne ręce wzdłuż ciała, ale Wiola nie naciskała. Po prostu stała, cierpliwie trzymając wodę. Uśmiechała się delikatnie i niezachwianie. Nie spodziewał się tego – cichego gestu zamiast kolejnych pytań lub zaniepokojonych spojrzeń.
Po długiej chwili w końcu wyciągnął rękę i wziął od niej napój. Jego palce musnęły jej skórę. Poczuł dreszcz. Zaskoczyło go ciepło jej dotyku. Na sekundę skrzyżowali spojrzenia i coś w jej oczach – coś spokojnego i stabilnego – uspokoiło go. To było jak koło ratunkowe, coś, czego mógł się trzymać pośród chaosu w swoim umyśle.
– Możemy przełożyć spotkanie – oznajmiła.
Artur zmarszczył brwi, czując, jak znajoma maska wraca na swoje miejsce. Potrząsnął głową z szorstką miną. Była ona nawykiem, a nie prawdziwym uczuciem. Zbroją, którą tak dobrze nosił i która chroniła go przez ostatnie lata. Wyprostował ramiona i wypuścił powietrze. Nie było mowy, żeby pozwolił jej – lub komukolwiek innemu – zobaczyć go w takim stanie. Nie teraz. Nigdy.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedział tonem stanowczym, rzeczowym.
Wiola przyglądała mu się jeszcze przez chwilę. Jej wzrok był bystry, ale nie wścibski. Wydawało mu się, że przejrzała jego fasadę, jednak nie naciskała. Zamiast tego po prostu skinęła głową i znów się delikatnie uśmiechnęła, ale tym razem nie zbyt promiennie ani nachalnie, po prostu… wyrozumiale.
– W porządku – przytaknęła powoli. – Skoro tak pan mówi.
Artur odstawił szklankę na stół i odwrócił się, by stanąć przodem do niej. Jego wyraz twarzy uległ zmianie – ostre krawędzie wcześniejszej postawy obronnej złagodniały, choć spojrzenie pozostało poważne. Odchrząknął. Poczuł się niezręcznie. Miał ochotę opuścić pokój.
– To… – gestem wskazał między nimi – …to nie opuszcza tego pomieszczenia. Zrozumiano?
– Zrozumiano.
Przez chwilę żadne z nich się nie ruszyło. Artur zrobił wydech. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje powietrze. Nie był przyzwyczajony do takiego rodzaju zrozumienia, które przychodzi bez żadnych zobowiązań.
Było coś w sposobie, w jaki Wiola poradziła sobie z sytuacją, coś tak… bezwysiłkowego. Widziała go w jednym z najgorszych momentów i nie oceniała, nie poganiała. Po prostu… tam była. Sprawiało mu to dyskomfort, ale nie do końca miał pewność, czy mu to przeszkadzało. Może mógłby trochę obniżyć przy niej gardę. Może. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj musiał przetrwać to cholerne spotkanie.
– Zaczynajmy – zarządził. Jego głos znów był szorstki, choć trochę mniej niż wcześniej.
Gestem wskazał stół konferencyjny, a Wiola podeszła do drzwi, żeby je otworzyć i zaprosić do środka resztę uczestników spotkania. Kiedy usiedli, Artur spojrzał na nią kątem oka. Po raz pierwszy, odkąd się poznali, poczuł coś, co nie było irytacją w stosunku do niej. To było coś innego, coś cieplejszego. Coś, co powiedziało mu, że to nie jest po prostu kolejna twarz w biurze. Była czymś więcej. Widziała go. To okazało się jednocześnie pocieszające i przerażające.
Na hali panował ruch, maszyny wirowały, metal brzęczał, a pracownicy w strojach ochronnych przemieszczali się od stanowiska do stanowiska. Artur i Michał szli obok siebie, ich buty dudniły o beton, gdy sprawdzali linię produkcyjną. Zapach świeżych materiałów i cichy szum urządzeń wypełniające przestrzeń były dziwnie kojące dla Artura. Minęli jedną z większych maszyn, przy której technicy ostrożnie składali prototyp wyjątkowej kamizelki kuloodpornej. Miała zmienić zasady gry dla żołnierzy w terenie. Artur skinął głową z aprobatą, obserwując pracownika sprawdzającego pod kątem wad partię zewnętrznych warstw kamizelki. Wszystko składało się w całość, kawałek po kawałku.
– Jesteś cichszy niż zwykle – powiedział Michał, szturchając przyjaciela łokciem.
Artur westchnął, przejeżdżając dłonią po twarzy. Był zmęczony – bardziej zmęczony, niż dawał po sobie poznać w większość dni – ale nie to stanowiło prawdziwy problem. Michał zawsze wyczuwał, kiedy coś było nie tak. Zanim Artur zdążył zbyć to ogólnikową wymówką, przyjaciel zadał mu pytanie, którego się nie spodziewał:
– Więc… co myślisz o Wioli?
– A co z nią? – Artur nie spuszczał wzroku ze sprzętu, unikając ciekawskiego spojrzenia Michała.
Kumpel parsknął śmiechem, wyraźnie nie chcąc pozwolić mu uniknąć odpowiedzi.
– Całkiem dobrze się wpasowuje, prawda? – ciągnął Michał. – Wszyscy w biurze ją uwielbiają. Cholera, całe miejsce się rozjaśnia, gdy wchodzi. Nie mów mi, że nie zauważyłeś.
Zauważył, oczywiście. Nie sposób było nie zauważyć. Wiola przyciągała uwagę. Jej obecność była jak światło słoneczne rozjaśniające pochmurny dzień. Wszyscy wokół niej wydawali się rozpromienieni – pracownicy biura, technicy, a nawet Michał. Zawsze się uśmiechała, zawsze była optymistyczna, zawsze… pozytywna.
– Ona jest… w porządku – powiedział Artur, wzruszając ramionami. – Trochę za wesoła, jeśli mnie pytasz – mruknął.
Michał się zaśmiał, a dźwięk odbił się echem od ścian fabryki.
– „Za wesoła”? To twój zarzut? Co, jej uśmiechy zaczynają ranić twoją duszę czy jak?
Artur rzucił mu zirytowane spojrzenie.
– Wiesz, o co mi chodzi – mruknął, choć nie był do końca pewien, czy Michał go rozumie.
Tak naprawdę nie miał pojęcia, co sądzić o Wioli. Była bystra – zbyt bystra dla kogoś takiego jak on, kogoś, kto przeszedł przez zbyt wiele ciemności. Ale kryło się w tym coś jeszcze, coś głębszego, i to właśnie wytrącało go z równowagi. Nie była po prostu jakąś wesołą, naiwną osobą. Widziała go – naprawdę go widziała – w chwili słabości i nie wycofała się ani nie uczyniła tego niezręcznym.
– Może jednak właśnie tego potrzebujesz. Trochę słońca zdolnego przebić się przez mrok, w którym żyjesz – zażartował Michał, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
Artur przewrócił oczami.
– Nie potrzebuję słońca. Potrzebuję ludzi, którzy wykonują swoją pracę, nie zachowując się, jakby każdy dzień był cholernym karnawałem.
– Jasne – zadrwił przyjaciel, uśmiechając się szerzej. – Ale przyznaj, że ją lubisz. Nawet ty nie jesteś odporny na jej urok.
Nie odpowiedział od razu. Jego myśli powróciły do chwili w sali konferencyjnej. Po prostu tam była, opanowana i spokojna. Podała mu szklankę wody, jakby robiła najnormalniejszą rzecz na świecie. Z jakiegoś powodu ten mały gest wiele dla niego znaczył. Pokręcił głową, próbując odrzucić wspomnienie. Michał nie mógł wiedzieć o ataku paniki – nikt nie mógł. Już wystarczająco złe było to, że wiedziała o tym Wiola.
– Daj spokój – powiedział Artur beznamiętnie.
Michał znów się zaśmiał, wyraźnie nie przejmując się szorstkością przyjaciela. Był do tego przyzwyczajony od lat.
– Dobra, dobra. Ale mówię ci, odrobina jasności w twoim życiu cię nie zabije. Kto wie… może okaże się dla ciebie dobra, nawet jeśli nie chcesz tego przyznać.
Artur prychnął na słowa kumpla, ale w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. Bez ostrzeżenia uderzył przyjaciela w żebra. Nie na tyle, żeby uszkodzić, ale na tyle, żeby ten zgiął się wpół.
– Au! – Michał krzyknął, dramatycznie ściskając bok.
– Kontynuuj, a ja się upewnię, że test polowy tej kamizelki obejmie noszenie jej przez ciebie pod ostrzałem – powiedział Artur z lekkim uśmieszkiem.
Michał wyprostował się, śmiejąc się mimo bólu.
– Zanotowano, poruczniku. – Pokręcił głową, wciąż szczerząc się i pocierając żebra. – Ale dla porządku: przydałoby ci się trochę więcej radości w życiu.
Artur znów przewrócił oczami, ale w kąciku jego ust zaczaił się lekki uśmiech. Nie mógł nie docenić sposobu, w jaki Michał poprawiał nastrój, nawet jeśli wiązało się to z docinkami na temat Wioli. Obydwaj przeszli przez piekło i wrócili z niego razem, a takie chwile przypominały mu, dlaczego stanowią tak dobry zespół.
– Chodź, wracajmy do pracy – zarządził Artur, wskazując na ostatni obszar testowy.
– Tak, tak. Prowadź, zrzędo – rzucił Michał, wciąż się uśmiechając, i podążył za Arturem przejściem między stanowiskami pracy. – Ale nie odpuszczę tego tematu. Wiesz o tym, prawda?
Mężczyzna pokręcił głową, powstrzymując uśmiech.
– Domyślam się.
Szli dalej, otoczeni dźwiękami fabryki, ale myśli Artura znów powędrowały ku Wioli. Może przyjaciel miał rację – odrobina światła w ciemnych zakamarkach jego życia to nie najgorszy pomysł. Nie zamierzał jednak tego przyznać. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
***
Zachodzące słońce malowało niebo odcieniami pomarańczy i różu, kiedy Wiola i Artur wyszli z biurowca.
– Do zobaczenia, panie Arturze – powiedziała kobieta, błyskając zmęczonym, ale ciepłym uśmiechem. Jej uwaga była podzielona pomiędzy pożegnaniem a szperaniem w torbie.
– Do widzenia – mruknął Artur. Już miał się odwrócić, ale postanowił poobserwować ją przez moment.
Wiola ledwo zarejestrowała jego słowa. Wciąż grzebała w torbie w poszukiwaniu jakiegoś nieuchwytnego przedmiotu, którego nie mogła zlokalizować. Skupiwszy się wyłącznie na swojej torebce, nieświadoma otoczenia, zrobiła krok do przodu, prosto pod nadjeżdżający samochód. Po chwili powietrze przeszył ostry dźwięk klaksonu i towarzyszący mu pisk opon. Wiola odzyskała zmysły w samą porę, by dostrzec rozmazaną plamę pędzącego w jej stronę auta. W ostatniej chwili silne ramię objęło ją w talii i pociągnęło z powrotem na bezpieczny chodnik.
Z bijącym sercem i adrenaliną pulsującą przez ciało Artur podtrzymał Wiolę. Ich twarze znajdowały się teraz blisko siebie i dzielił ich zaledwie oddech. Ta chwila mogłaby trwać dłużej, ale mężczyzna delikatnie się cofnął, a w kąciku jego ust pojawił się lekki uśmiech. Jego spojrzenie złagodniało, gdy napotkał jej szeroko otwarte z przerażenia oczy.
– Ma pani talent do pakowania się pod samochody, wie pani?
Policzki Wioli się zarumieniły. Zalała ją mieszanka zawstydzenia i wdzięczności.
– Chyba talent do przyciągania kłopotów – wymamrotała, próbując rozładować napięcie.
– Cóż, przynajmniej tym razem mogłem zagrać bohatera. – Artur potrząsnął głową. Wymienili długie, znaczące spojrzenie. Mężczyzna odchrząknął cicho, a Wiola spuściła wzrok. – Proszę na siebie bardziej uważać – mruknął i odszedł w kierunku swojego samochodu.
Gdy usiadł za kierownicą, z cichym westchnięciem oparł głowę o zagłówek. Było coś w tej chwili, w bliskości i pośpiechu, żeby ją ochronić, co uświadomiło mu, że jego znajomość z Wiolą będzie inna niż wszystkie.
***
Krótka podróż do kliniki fizjoterapeutycznej minęła spokojnie, wypełniona jedynie cichym pomrukiem radia grającego starą rockową melodię, która przeniosła go z powrotem do prostszych dni. Widok znajomego szyldu nie wzbudzał już takiej niechęci jak dawniej. Minęły lata, odkąd zaczął fizjoterapię, a Mateusz stał się nieodłączną częścią jego życia.
W poczekalni panowała pustka, a w powietrzu unosił się słaby zapach środka antyseptycznego.
Recepcjonistka, starsza kobieta o życzliwych oczach, uśmiechnęła się do niego na powitanie.
– Miło cię widzieć, Arturze. Mateusz na ciebie czeka.
Mężczyzna chrząknął w odpowiedzi i szybko pokiwał głową, zanim ruszył korytarzem. Pokój terapeutyczny był mały, ale wydawał się przestronny za sprawą dużych naściennych luster. Wyposażono go w urządzenia do rozciągania i wszelkiego rodzaju sprzęt do ćwiczeń. Młody terapeuta ubrany w zwykły uniform opierał się o jeden z wyściełanych stolików i przeglądał swój tablet. Podniósł wzrok i błysnął tym irytująco optymistycznym uśmiechem, do którego Artur nigdy się nie przyzwyczaił.
– No, spójrzcie, kto zdecydował się zaszczycić mnie swoją obecnością – powiedział zaczepnie Mateusz. – Pomyślałem, że może zaczynasz mnie unikać.
– Nawet mi to nie przyszło do głowy – mruknął Artur.
Podszedł do stołu, usiadł ciężko i westchnął. W tym momencie dopadł go ciężar dnia – ciągły nacisk na nogę, tępe pulsowanie w dolnej części pleców i frustracja, która zakorzeniła się w jego umyśle.
Mateusz podniósł jedną z opasek terapeutycznych i zaczął ją rozciągać w dłoniach.
– Jak idzie praca? Jakieś postępy w sprawie tej nowej kamizelki kuloodpornej?
Artur skinął głową. Skupił wzrok na przeciwległej ścianie, na której wisiał obraz malowniczego jeziora, zbyt spokojnego, jak na jego gust.
– Tak, ostatnia faza testów – oznajmił bezbarwnym głosem.
Mateusz uniósł brwi. Wyraźnie wyczuł napięcie u swojego pacjenta. Odrzucił opaskę na bok, podszedł bliżej i kiwnął głową w stronę nogi mężczyzny.
– Gotowy?
Artur prychnął sucho. Odłożył protezę na stół i się położył. Poczuł napięcie, gdy jego plecy opadły na materac.
– Wiesz… – zaczął Mateusz. Zmienił ton głosu ze swobodnego na profesjonalny. – Możemy dzisiaj zacząć lżej, jeśli odczuwasz ból. Nie musisz ciągle grać twardziela. Jestem już zaznajomiony z twoimi humorami.
– Wszystko w porządku – wymamrotał Artur, mrużąc oczy.
Mateusz nie protestował. Dobrze znał Artura i wyczuwał, kiedy naciskanie nie jest dobrym pomysłem. Zamiast tego zaczął rozciągać nogę pacjenta, pracując nad mięśniami, które wciąż były napięte wokół protezy.
– A twoje plecy?
– A jak myślisz? – Artur skrzywił się, bardziej na pytanie niż na rzeczywisty ból.
– Myślę, że jesteś zbyt uparty, żeby przyznać, że cię dobijają.
– Tak, cóż…
– Nadal bierzesz oxy[1]? – kontynuował Mateusz po chwili ciszy.
Artur się zawahał. Wpatrywał się w sufit, rozważając pytanie. Ból był ciągły, tępy, pulsujący, a czasami eksplodował w coś ostrego i nie do zniesienia. Zdarzały się jednak dni – rzadkie, ulotne dni – kiedy udawało mu się to opanować, kiedy nie miał wrażenia, że całe jego ciało jest jednym wielkim nerwem.
– Nie zawsze – powiedział cicho. – Niektóre dni są lepsze. Czasem… nie potrzebuję tego.
Mateusz skinął głową i pomógł Arturowi przekręcić się na brzuch, po czym przeszedł do dolnej części pleców. Masował ciasne węzły, które się tam utworzyły.
– Dobrze. To postęp, wiesz? Nawet jeśli tego nie czujesz.
Artur zamknął oczy, pozwalając naciskowi rąk Mateusza przemienić się w ból.