39,90 zł
„Polska. Eseje o stuleciu” to publikacja przygotowana w związku z, przypadającą w 2018 roku, setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległośc i zawiera summę tekstów, czyli 39 esejów autorstwa najwybitniejszych przedstawicieli polskich uczelni i ośrodków naukowych w kraju, m.in.: Marka Belki, Adama D. Rotfelda, Andrzeja Chwalby, Andrzeja Friszkego, Jana Miodka, Krystyny Skarżyńskiej, Janusza H. Skalskiego, Tadeusza Lubelskiego, Jarosława Włodarczyka, Witolda Orłowskiego, czy Ryszarda Bugaja. Całość poprzedza wstęp historyczno-kulturowy prof. Michała Kleibera.
Autorzy podejmują rozważania na temat kształtowania się i rozwoju najważniejszych dziedzin życia narodu polskiego: skomplikowanej i trudnej historii Polski, jej suwerenności i transformacji dziejowej (przemian polityczno-gospodarczych), relacji i tożsamości społecznych, religii, oświaty, zdrowia, literatury i kultury, w tym: muzyki, filmu, sztuk pięknych i architektury. Nie zabraknie także omówienia rozwoju nauk technicznych czy przyrodniczo-medycznych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 539
Polska seje o stuleciu
Polska. Eseje o stuleciu powstała w związku z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Koncepcję publikacji opracowała, powstała w wyniku inicjatywy społecznej, Rada Programowa. Twórcami albumu są znakomici Autorzy reprezentujący różne dyscypliny nauki, gospodarki i kultury.
Rada Programowa
Michał Kleiber – przewodniczący
Jerzy Bralczyk Waldemar Dąbrowski Andrzej Mencwel Wiesław Myśliwski Witold M. Orłowski Adam D. Rotfeld Henryk Samsonowicz Krystyna Skarżyńska Bogdan Szymanik
Ojczyzna jest to wielki – zbiorowy – Obowiązek
Cyprian Kamil Norwid
Michał Kleiber
Prof. Michał Kleiber (ur. w 1946) – ambasador ds. nowej narracji dla Europy przy Komisji Europejskiej, przewodniczący Komitetu Prognoz PAN, wiceprezydent Europejskiej Akademii Nauk i Sztuk, prezydent Europejskiego Stowarzyszenia Metod Komputerowych w Nauce. W przeszłości minister nauki i informatyzacji, prezes PAN, a także społeczny doradca Prezydenta RP. Doktor honoris causa uczelni w Polsce, RFN, Belgii, Wielkiej Brytanii i Francji. Odznaczony m.in. Orderem Orła Białego i japońskim Orderem Wschodzącego Słońca, laureat Nagrody im. A. Mickiewicza przyznanej przez tzw. Trójkąt Weimarski.
„11 listopada 1918 r. spełnił się sen pokoleń Polaków – Państwo Polskie narodziło się na nowo. Po rozbiorach i 123 latach niewoli, rusyfikacji i germanizacji, po wielkich powstaniach, wolna Polska powróciła na mapę świata” – to fragment tekstu uchwały Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej przyjętej przez aklamację w dniu 25 maja 2017 r. „Odzyskanie niepodległości dokonało się poprzez walkę pełną poświęcenia i bohaterstwa nie tylko na polach bitew, ale i w codziennych zmaganiach o zachowanie duchowej i materialnej substancji narodowej… Było to możliwe również dlatego, że ludzie reprezentujący różne obozy – lewicy niepodległościowej, narodowy i ludowy – potrafili się porozumieć w sprawach najważniejszych” – głosi dalej uchwała, w myśl której rok 2018 został ogłoszony rokiem Jubileuszu 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.
Narodowe Święto Niepodległości upamiętnia wydarzenie o fundamentalnym znaczeniu dla procesu kształtowania się nowoczesnego narodu polskiego. Mimo że odzyskiwanie niepodległości było procesem długotrwałym i stopniowym, przyjętą datę naszego Święta Narodowego uzasadniają wydarzenia najbardziej znamienne – 7 listopada powstał w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy, a 10 listopada przybył do Warszawy z więzienia w Magdeburgu Józef Piłsudski, który dzień później przejął władzę wojskową. Także 11 listopada zawarto rozejm w Compiègne pieczętujący zakończenie I wojny światowej i ostateczną klęskę Niemiec. 16 listopada 1918 r. Piłsudski wysłał do głów państw i szefów rządów Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Japonii, Niemiec oraz do rządów wielu innych państw telegram następującej treści:
„Jako Wódz Naczelny Armii Polskiej, pragnę notyfikować rządom i narodom wojującym i neutralnym istnienie Państwa Polskiego Niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski. (…) Państwo Polskie powstaje z woli całego narodu i opiera się na podstawach demokratycznych. (…) Jestem przekonany, że potężne demokracje Zachodu udzielą swej pomocy i braterskiego poparcia Polskiej Rzeczypospolitej Odrodzonej i Niepodległej.
Wódz Naczelny
Piłsudski”.
Po ponad stu dwudziestu latach zaborów ziściły się marzenia i dążenia wielu pokoleń Polaków. Wolność! Niepodległość! Własne państwo na zawsze! – żadne podniosłe słowa nie były zbyt wielkie, aby wyrazić entuzjazm, wręcz szał radości, który ogarnął ludność Polski w pamiętnym listopadzie 1918 r. Odświętne uniesienie wzbudziło także zwycięstwo w wojnie z bolszewicką Rosją (1919–1921), po którym nastąpiła proza budowy nowego państwa.
Meandry naszej nowoczesnej historii odzwierciedlają dzieje obchodów Święta Niepodległości. W latach 1919–1936 rocznice odzyskania niepodległości świętowano w Warszawie jako uroczystości o charakterze wojskowym i organizowano je zazwyczaj w pierwszą niedzielę po 11 listopada. Rangę święta państwowego nadano Świętu Niepodległości dopiero ustawą z dnia 23 kwietnia 1937 r. Miało ono łączyć odzyskanie suwerenności państwowej z zakończeniem I wojny światowej oraz upamiętniać postać Józefa Piłsudskiego. Podczas okupacji niemieckiej w latach 1939–1945 jawne celebrowanie polskich świąt państwowych było oczywiście niemożliwe, a organizatorzy przygotowywanych konspiracyjnie obchodów rocznicy 11 listopada byli narażeni na dotkliwe represje. Pamięć o Święcie Niepodległości starano się jednak podtrzymywać. W dniach poprzedzających 11 listopada na murach i chodnikach pojawiały się napisy takie, jak Polska walczy czy Jeszcze Polska nie zginęła, a od 1942 r. także znak Polski Walczącej.
Wbrew przekonaniu Polaków o wyjątkowym znaczeniu tego wydarzenia w naszej historii oraz czci dla jego bohaterów Święto Niepodległości zostało w roku 1945 zniesione. Nowe władze uznały za najważniejsze święto państwowe Narodowe Święto Odrodzenia Polski, obchodzone 22 lipca w rocznicę ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Zmusiło to środowiska niepodległościowe do organizowania w całym okresie Polski Ludowej nielegalnych obchodów kolejnych rocznic odzyskania niepodległości, za co spotykały je milicyjne represje. Wyjątek stanowiły lata 1980–1981, kiedy za sprawą związku zawodowego „Solidarność” na krótko przywrócono Świętu Niepodległości należne miejsce w świadomości społecznej. Rzeczywisty powrót do tradycji obchodzenia tego święta nastąpił jednak dopiero w wyniku uchwalenia w dniu 15 lutego 1989 r. przez jeszcze peerelowski Sejm ustawy pod nazwą „Narodowe Święto Niepodległości”. Następna decyzja dotycząca święta zapadła 11 listopada 1997 r. już w odmienionym politycznie kraju, kiedy to Sejm podjął uchwałę głoszącą m.in. „Ta uroczysta rocznica skłania także do refleksji nad półwieczem, w którym wolnościowe i demokratyczne aspiracje Polaków były dławione przez hitlerowskich i sowieckich okupantów, a następnie – obcą naszej tradycji – podporządkowaną Związkowi Radzieckiemu komunistyczną władzę”.
Obchody przypadające w setną rocznicę odzyskania niepodległości mają oczywiście zupełnie wyjątkowy charakter. I właśnie dlatego pomysłodawcy tego albumu podjęli trud podkreślenia znaczenia tego wydarzenia, przygotowując, przy wielkim zaangażowaniu kilkudziesięciu autorów, specjalne jubileuszowe wydawnictwo. Celem albumu jest przedstawienie – za pomocą słowa i obrazu – dziejów ostatniego stulecia Polski. Pokazanie w atrakcyjny sposób, jak – mimo czekających nas po odzyskaniu niepodległości wielu dramatycznych wydarzeń – potrafiliśmy zbudować nowoczesne, stabilnie rozwijające się państwo o mocnej pozycji międzynarodowej i rosnącym dobrostanie mieszkańców. Wspominając z wdzięcznością bohaterstwo naszych przodków, którym zawdzięczamy możliwość tak uroczystego i emocjonalnego świętowania kolejnych rocznic wspaniałego Święta Niepodległości, chcielibyśmy także skłonić nas wszystkich do zadumy i refleksji nad bardzo aktualnymi tematami. Sprawa odzyskania niepodległości ma bowiem dla Polaków fundamentalne znaczenie nie tylko ze względów wspomnieniowych. Patriotyczna świadomość naszej dramatycznej przeszłości i heroizmu niezbędnego do przezwyciężenia narodowej tragedii służy także wspomaganiu nas w skutecznym stawianiu czoła znanym i nieznanym jeszcze wyzwaniom przyszłości. Pobudzenie takiej refleksji było również intencją twórców niniejszego albumu. W roku tego pięknego jubileuszu warto bowiem uświadomić sobie jeszcze raz dobitnie, że tylko silna obywatelska wspólnota – wzorem tak przecież bardzo przed stu laty zróżnicowanego społeczeństwa wychowanego w trzech zaborach – jest w stanie skutecznie rozwiązywać problemy, które zapewne będą pojawiać się przed nami w przyszłości.
Trzeba rozrywać rany polskie, żeby nie zabliźniły się błoną podłości
Stefan Żeromski
Adam D. Rotfeld
Prof. dr hab. Adam D. Rotfeld (ur. w 1938 r.) – specjalista ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, pracownik naukowo-badawczy Wydziału „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Minister Spraw Zagranicznych RP (2005), dyrektor Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (1990–2002), członek Kolegium Doradczego Sekretarza Generalnego ONZ ds. Rozbrojenia (2006–2011). Wchodził w skład Grupy Ekspertów Wysokiego Szczebla NATO (2009–2010) oraz Panelu Wybitnych Osobistości OBWE (2014–2015). Odznaczony m.in. Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Oficerskim Legii Honorowej.
Na mapie Europy. W powszechnej świadomości utrwalone jest przekonanie, że Polska jest położona między Wschodem a Zachodem. Ale czy rzeczywiście środek Europy znajduje się w Polsce? Niektórzy twierdzą, że leży on na Podlasiu w miejscowości Suchowola. Jednak do centrum Europy – a kryteriów wyznaczania tego punktu jest kilka – pretenduje wiele innych miejscowości naszego regionu. Wiedeń i Berlin, Praga i Budapeszt, Bratysława i Bukareszt, Kijów i Wilno – wszystkie te miasta zapewniają przyjezdnych, że to one właśnie są położone w środku Europy. Łatwiej wyznaczyć geometryczny środek Polski. Znajduje się on na trasie Łódź–Kutno, w miejscowości Piątek, co dokumentuje postawiony na ryneczku stosowny pomnik z napisem: Geometryczny środek Polski. Jednak to nie geografia ani geometria, ale polityka, historia i kultura wyznaczają miejsce szczególne naszemu regionowi, w tym również i Polsce. W Austrii odradza się pojęcie Mitteleuropa, a różne środowiska z nostalgią wspominają specyficzną kulturę mieszkańców Europy Środkowej.
Miejsce Polski na mapie Europy w ciągu ostatniego stulecia się zmieniało. Granice ustalone decyzjami konferencji wersalskiej i późniejszego rozwoju wypadków po I wojnie światowej inaczej określiły terytorium II Rzeczypospolitej niż ten obszar, który zwycięskie mocarstwa poddały polskiemu zwierzchnictwu terytorialnemu po II wojnie światowej – na podstawie konferencji poczdamskiej i dwustronnych traktatów podpisanych przez Polskę ze wszystkimi sąsiadami. Jakkolwiek po nowej Wiośnie Ludów końca XX w. (1989–1991) geograficznie miejsce Polski na mapie Europy i jej granice pozostały niezmienne, to radykalnie zmieniło się jej otoczenie międzynarodowe. Zamiast trzech graniczących z Polską państw (Związku Radzieckiego na wschodzie, Niemieckiej Republiki Demokratycznej na zachodzie i Czechosłowacji na południu) – pojawiło się siedmiu nowych sąsiadów: na granicy północno-wschodniej – Federacja Rosyjska i Litwa; na wschodzie – Białoruś i Ukraina; na południu – Czechy i Słowacja; i na zachodzie – Republika Federalna Niemiec.
Władze III RP stanęły wobec konieczności określenia nowych priorytetów i nowych zadań polityki zagranicznej. Dotyczyło to zarówno Niemiec i Rosji (w pierwszej kolejności), jak i wszystkich pozostałych sąsiadów.
Nic o nas bez nas. Nowe relacje z Niemcami zostały opisane – jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej – we wspólnym liście, który sygnowali ministrowie spraw zagranicznych RP w rządach niepodległej Polski z lat 1989–2004. W liście tym czytamy: „Podstawą stosunków między naszymi państwami jest traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy; obejmuje on różne płaszczyzny – polityczną, społeczną, prawną, gospodarczą, kulturalną i cywilizacyjną. Umożliwia też – po wejściu Polski do UE – przejście w dwustronnych stosunkach do nowej formuły partnerstwa i wspólnego kształtowania polityki europejskiej i globalnej (…). Jest to dzieło i zasługa wszystkich kolejnych rządów. Traktujemy je jako dorobek i wielką wspólną szansę oraz zobowiązanie do nowego otwarcia w stosunkach między Polską a Niemcami, bez wzajemnych uprzedzeń i roszczeń, z myślą o wspólnej europejskiej przyszłości”. List ten był zamieszczony w publikacji pt. Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944–2004.
Przesłanie zawarte w tekście podpisanym przez osoby o tak różnym rodowodzie politycznym, jak Władysław Bartoszewski i Włodzimierz Cimoszewicz, Bronisław Geremek i Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati i Krzysztof Skubiszewski, miało już wtedy – w 2004 r. – swoją wartość i znaczenie. I zachowuje je po dziś dzień.
Po transformacji ustrojowej sprawą kluczową dla nowej Polski było definitywne potwierdzenie nienaruszalności granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Dla Niemiec taką sprawą było natomiast przywrócenie jedności narodu niemieckiego. Ważnym krokiem na tej drodze był polski udział w rozmowach dwóch państw niemieckich i czterech wielkich mocarstw („dwa plus cztery”), które uzgodniły formułę pokojowego zjednoczenia Niemiec. Dla polskiego ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego i premiera Tadeusza Mazowieckiego było oczywiste, że Polska – jako pierwsza ofiara hitlerowskiej polityki agresji – powinna być obecna przy stole, gdzie zapadną decyzje o ostatecznych politycznych rozwiązaniach likwidujących skutki II wojny światowej. Udział Polski w tej części konferencji, która miała znaczenie dla naszych relacji z zachodnim sąsiadem, był wyrazem nowej politycznej filozofii. Można ją sprowadzić do prostej formuły: „Nic o nas bez nas”.
Polityka zagraniczna Polski po 1989 r. Po odrzuceniu koncepcji „ograniczonej suwerenności” demokratyczna Polska obrała kurs na ścisłe powiązanie z demokratyczną wspólnotą państw zachodnich, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi, instytucjami integracji europejskiej oraz Organizacją Paktu Północnoatlantyckiego. Punktem wyjścia do formułowania nowych priorytetów polskiej polityki zagranicznej były kryteria, które minister spraw zagranicznych Skubiszewski zdefiniował na forum Sejmu (29 kwietnia 1993) w sposób następujący:
„Po pierwsze, utrzymanie i intensyfikacja integrowania się Polski z instytucjami europejskimi i euroatlantyckimi;
po drugie, umacnianie bezpieczeństwa Polski;
po trzecie, zacieśnienie dwustronnej politycznej i gospodarczej współpracy z państwami zachodnimi;
po czwarte, rozwój stosunków z państwami sąsiedzkimi, w tym aktywna polityka wschodnia;
po piąte, budowanie pozycji Polski w Europie Środkowej również w ugrupowaniach regionalnych”.
Tak zarysowany program i kierunki działania były konsekwentnie realizowane, jakkolwiek w tym czasie wojska radzieckie nadal stacjonowały na polskiej ziemi. Ostatni żołnierz radziecki opuścił Polskę 17 września 1993 r. Była to symboliczna data: 54 lata wcześniej – 17 września 1939 r. – Armia Czerwona w porozumieniu z hitlerowską III Rzeszą dokonała inwazji na Polskę. W ten sposób wzięła udział w „IV rozbiorze”, zgodnie z tajnym protokołem do paktu Ribbentrop–Mołotow, który został podpisany w Moskwie 23 sierpnia 1939 r.
Innymi słowy, w historycznie krótkim czasie demokratyczna Polska zerwała ze statusem państwa satelickiego i zależnego. Dokonała wyboru na rzecz Europy zjednoczonej, opartej na wspólnych wartościach, na respektowaniu przyjętych zasad, norm i zobowiązań. Z jednej strony polityka ta oznaczała fundamentalną zmianę, ale z drugiej – była też wyrazem ciągłości – powrotu do korzeni i tradycji państwa, które od wieków powiązane było z europejską cywilizacją i stanowi jej integralną część.
Relacje z sąsiadami. Nie byłoby nowego typu relacji z sąsiadami opartych na poszanowaniu zasad suwerenności i integralności terytorialnej bez dwustronnych traktatów Niemiec z Moskwą (1970) i Warszawą (1970), bez porozumień między oboma państwami niemieckimi, bez ogólnoeuropejskiej konferencji w Helsinkach (1975) i bez wielu innych uzgodnień, które otwierały drogę do wielostronnego budowania fundamentów europejskiego systemu bezpieczeństwa. Początkowo w Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie uczestniczyły 33 państwa Europy oraz USA i Kanada. Z czasem utworzono stałą instytucję – Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie – z udziałem pięćdziesięciu siedmiu państw Europy, Azji Środkowej i Ameryki Północnej.
Przywódcy na Kremlu – inicjatorzy tego procesu – stawiali sobie początkowo za cel uzgodnienie dokumentu, który stanowiłby namiastkę traktatu pokojowego z Niemcami, a zarazem zapewniał Związkowi Radzieckiemu formalnoprawne potwierdzenie swojej strefy wpływów na obszarze poddanym radzieckiej dominacji zgodnie z decyzjami wielkiej trójki – Winstona Churchilla, Franklina D. Roosevelta i Józefa Stalina – podjętymi podczas konferencji w Jałcie (1945). Demokratyczne państwa Zachodu pojmowały natomiast proces zapoczątkowany w Helsinkach jako punkt wyjścia do dynamicznych przemian ustrojowych w Europie Środkowej i Wschodniej.
O nowym miejscu Polski w Europie zdecydowało to, że to wielomilionowy ruch „Solidarności” zapoczątkował demokratyczne procesy przemian w całym regionie. Dwaj przywódcy – Lech Wałęsa w Polsce i Michaił Gorbaczow w ZSRR – uosabiali siły, które podważyły stary porządek.
Zmiany w relacjach Polski z sąsiadami na wschodzie nawiązywały do koncepcji określanej skrótowo jako UBL (Ukraina, Białoruś, Litwa), której twórcami byli Juliusz Mieroszewski i Jerzy Giedroyc z paryskiej „Kultury”. Ich wizja zakładała również ułożenie nowego typu stosunków Polski z Niemcami i Rosją. Miały się one opierać na przyjęciu zasad suwerennej równości i wspólnych europejskich wartości oraz poszanowania wzajemnych interesów.
W stosunkach z Niemcami odbiciem nowej rzeczywistości są dwa fundamentalne porozumienia, jakie Polska zawarła z Niemcami po zjednoczeniu: układ graniczny (1990) i Traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (1991). W tej formie 2 demokratyczne, niepodległe i suwerenne państwa – Polska i Niemcy – uregulowały w sposób dobrowolny złożone i obciążone tragiczną historią stosunki. Zapowiadało to – by użyć słów Skubiszewskiego – tworzenie polsko-niemieckiej „wspólnoty interesów”. Niemcy – będące wcześniej państwem wrogim – stały się dla Polski bramą do Europy. Ich kolejne demokratycznie wybierane rządy podejmowały ponadpartyjne strategiczne decyzje, które otwierały Polsce perspektywę wejścia do transatlantyckich struktur. Wyrazem jakościowej zmiany miejsca Polski w transatlantyckiej wspólnocie demokratycznych państw było przyjęcie naszego kraju w 1999 r. do NATO (North Atlantic Treaty Organisation), a w 5 lat później – 1 maja 2004 r. – do UE. W ten sposób została ukształtowana nowa przestrzeń polityczno-prawna i kulturowo-gospodarcza, której Polska stała się integralną częścią składową. Cementują je takie wartości, jak respektowanie rządów prawa, wolny rynek, poszanowanie demokracji, wolność wypowiedzi, system wielopartyjny i przestrzeganie praw człowieka.
Bezpieczeństwo zewnętrzne. W relacjach z sąsiadami historia i pamięć historyczna mają istotne znaczenie. Stosunki polsko-niemieckie są przykładem, że przezwyciężanie odwiecznych stereotypów, resentymentów i wrogości jest możliwe i skuteczne, jeśli prawda historyczna nie jest zakłamywana lub przemilczana. W efekcie Polska i Niemcy wykorzystały niepowtarzalną szansę, aby wyjść z zaklętego kręgu wrogości i napięć. Inaczej ułożyły się relacje z Rosją. Z polskiej perspektywy najbardziej pożądane byłoby takie ułożenie stosunków w trójkącie Polska–Niemcy–Rosja, aby relacje między Warszawą a Berlinem i Moskwą były równie dobre jak te, które łączą Niemcy i Rosję. Byłoby to możliwe, gdyby Rosja w swej strategii stanęła na gruncie respektowania uniwersalnych wartości i weszła na drogę demokratyzacji wewnętrznej i bezpieczeństwa opartego na współpracy, a nie zastraszaniu sąsiadów i próbach ustanawiania nowych stref wpływów.
W sumie bieg historii sprawił, że odwieczny polski dylemat: czy kształtować bezpieczeństwo wspólnie z Rosją przeciwko Niemcom, czy z Niemcami przeciw Rosji, czy też – jak w okresie międzywojennym – balansować między Rosją a Niemcami, przestał istnieć. Polska nie stoi dziś wobec konieczności dokonywania takich wyborów. Zagrożenia i ryzyka w drugiej dekadzie XXI w. mają inną naturę niż te, które określały środowisko bezpieczeństwa Polski w okresie międzywojennym czy też w powojennym półwieczu.
Dziś „jabłkiem niezgody” w relacjach między Polską a Rosją jest jej stosunek do Ukrainy i prawa narodu ukraińskiego do podejmowania suwerennych decyzji w sprawie wyboru drogi rozwoju wewnętrznego. W odpowiedzi na nowe zagrożenia umocniona została północno-wschodnia flanka NATO, która obejmuje terytoria Polski oraz trzech państw bałtyckich – Estonii, Litwy i Łotwy. Oryginalnym polskim wkładem do wspólnej polityki obrony przestrzeni powietrznej państw bałtyckich – w ramach unijnej akcji Baltic Air Policing – była misja „Orlik”. Stanowiła ona element polskiego wojskowego zaangażowania na rzecz bezpieczeństwa całego regionu. Polska należy – obok Stanów Zjednoczonych, Kanady, Francji i Niemiec oraz Wielkiej Brytanii – do grupy państw, które aktywnie przeciwdziałają próbom eskalacji konfliktu na Ukrainie. Głównym wyzwaniem dla demokratycznej wspólnoty państw europejskich w długofalowej perspektywie jest umacnianie podjętych na Ukrainie reform i neutralizowanie rosyjskich prób uczynienia z niej państwa słabego, dysfunkcjonalnego, zdestabilizowanego i upadającego.
Powrót w drugiej dekadzie XXI w. do starej koncepcji Klemensa L.W. Metternicha tworzenia nowego „koncertu mocarstw” i stref złożonych z państw wasalnych świadczy o tym, że w dzisiejszej Rosji o polityce, która powinna być skierowana ku przyszłości, czynnikiem decydującym jest nostalgia za przeszłością.
Z tej perspektywy dla bezpieczeństwa Polski istotne były 2 jakościowo nowe aspekty. Pierwszy sprowadzał się do uwzględnienia faktu, że o bezpieczeństwie państw decydują w dzisiejszym świecie w coraz większej mierze ryzyka i zagrożenia wewnętrzne, a nie tylko groźba napaści zewnętrznej. Jakkolwiek tradycyjnych zagrożeń nie należy ignorować. Ich skrajnym przejawem jest agresywna polityka sąsiadów, której przykładem jest powrót Rosji do imperialnej koncepcji narzucania państwom małym i średnim „stref wpływów” czy też traktowania interesów wielkich mocarstw w sposób uprzywilejowany. Jednak głównym czynnikiem decydującym o pozycji państw w dzisiejszym świecie jest ich potęga i potencjał – pojmowany w sposób bardzo szeroki: innowacyjność, nowe technologie, gospodarka, wewnętrzna stabilność i optymalne wykorzystanie zasobów – nie tylko surowcowych, ale przede wszystkim kapitału ludzkiego (potencjału intelektualnego) – oraz rola, jaką państwa te odgrywają w międzynarodowym podziale pracy.
Drugim, istotnym czynnikiem determinującym pozycję państw jest współzależność, co w przypadku Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej oznacza trwałe zakotwiczenie w strukturach i instytucjach wspólnoty transatlantyckiej. Jednak bezpieczeństwa narodowego ani międzynarodowego nie należy utożsamiać z instytucjami. Są one istotne o tyle, o ile państwa umieją wykorzystać ich siły motoryczne, mechanizmy instytucjonalne oraz energię i potencjał integracyjny. Struktury i instytucje w oderwaniu od polityki państw są jak wirnik w silniku, który w stanie spoczynku nie wytwarza prądu. Instytucje, które nie spełniają oczekiwań i przestają być skutecznym instrumentem realizacji celów, do jakich zostały powołane, są stopniowo marginalizowane i obumierają.
Z polskiego punktu widzenia obie transatlantyckie instytucje spełniły pokładane w nich nadzieje: nie tylko wykluczyły użycie siły w stosunkach między sobą, ale także zapobiegają wielkiej wojnie w Europie oraz poza obszarem państw, które należą do NATO i UE. W odróżnieniu od znanych z przeszłości aliansów instytucje transatlantyckie łączą elementy sojuszu polityczno-wojskowego i organizacji bezpieczeństwa zbiorowego. Powiększanie liczby członków tych instytucji i ich rozszerzanie na wschód przyczyniło się skutecznie do zwiększenia funkcji prewencyjnej i stabilizacyjnej.
Miejsce w świecie. Wbrew obiegowej opinii – to nie tylko przeszłość i teraźniejszość kształtują przyszłość. To nasze wizje i wyobrażenia o przyszłości wpływają w znacznej mierze na nasze myślenie i proces podejmowania decyzji. Od tego, jak wyobrażamy sobie przyszłe relacje z bliższymi i dalszymi sąsiadami, zależy nasza dzisiejsza polityka wobec tych państw. Prezydent Stanów Zjednoczonych, gen. Dwight Eisenhower – na podstawie swoich doświadczeń dowódcy w czasie II wojny światowej – mówił, że „plany są niczym, ale planowanie jest wszystkim” (Plans are worthless, but planning is everything). Głębsza myśl zawarta w tej skrótowej formule sprowadza się do tego, że wielkie projekty mają często charakter abstrakcyjny, oderwany od życia i nie mają wielkiego znaczenia w procesie podejmowania decyzji. Realna polityka wymaga natomiast połączenia pragmatyzmu z wyobraźnią i racjonalizmu z elastycznością. Pozwala to reagować na zmiany, jakie przynosi życie. Planowanie to stąpanie po ziemi z poczuciem odpowiedzialności i świadomością celu i kierunku. Takie pojmowanie aksjologii sprawia, że polityka jest nie tyle reaktywna, co aktywna, twórcza i skuteczna.
W stosunkach z naszymi wielkimi sąsiadami – Niemcami i Rosją – trzy czynniki odgrywają zasadniczą rolę: potencjały, pamięć historyczna i wartości, wreszcie – interesy narodowe powiązane z poszanowaniem poczucia godności partnera. W ciągu minionych dwudziestu siedmiu lat Polska umiejętnie zagospodarowała „przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości”, jaką stworzyły dla swoich członków UE i Pakt Północnoatlantycki. Polska, podobnie jak inne państwa regionu Europy Środkowej, miała w minionym ćwierćwieczu wyjątkową szansę budowania nowych relacji opartych na zaufaniu, wyzbytych kompleksów wyższości i niższości.
Tej szansy Polska nie zmarnowała.
Miejsce Polski we wspólnocie narodów się zmienia. Nie odbywa się to kosztem sąsiadów w wyniku wojen napastniczych ani w wyniku ruchów tektonicznych skorupy ziemskiej. Zmienia się w wyniku mądrego i odpowiedzialnego postępowania coraz to nowszych pokoleń, które codzienną pracą i kreatywnym podejściem do rozwiązywania problemów i podejmowania nowych wyzwań pomnażają potencjał, jaki otrzymały w spadku od przodków. Świat wkroczył nieodwołalnie w postindustrialne czasy robotyzacji i nowych technologii informatycznych. O naszym miejscu w świecie zdecyduje to, co jest największym bogactwem Polski – kapitał ludzki, „szare komórki” i zdolności do wypracowania rozwiązań, których jeszcze nikt nigdy nie wypróbował, pójścia drogą, po której jeszcze nikt nie stąpał. Wymaga to od przywódców politycznych zrozumienia, że nauka w XXI w. stała się główną siłą napędową rozwoju, a uczeni nie mogą być traktowani w kategorii mędrców zamkniętych w wieży z kości słoniowej.
Miejsce Polski w świecie zależy od nas samych. To, czy i w jakiej mierze nowe pokolenia Polaków zdołają wykorzystać złożone w ich ręce przysłowiowe biblijne talenty, będzie zależeć od nadchodzącej generacji, która przejmie odpowiedzialność za Polskę.
Andrzej Chwalba
Prof. Andrzej Chwalba (ur. w 1949 r.) – historyk, kierownik Zakładu Antropologii Historycznej Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Były dziekan Wydziału Historycznego UJ (1996–1999) oraz prorektor UJ (1999–2005), wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego. Opublikował ponad trzydzieści książek, m.in. Historię Polski 1795–1918 (2000), Kraków w latach 1939–1945 (2002), Legiony Polskie 1914–1918 (2018), Wielką wojnę Polaków 1914–1918 (2018). Laureat kilkunastu nagród. Pomysłodawca i współorganizator kongresów zagranicznych badaczy dziejów Polski.
W 1795 r. I Rzeczpospolita przeszła do historii. Jej dotychczas rozległe miejsce w Europie Środkowej i Środkowo-Wschodniej zajęły 3 mocarstwa, które dokonały ostatecznego rozbioru, czyli Prusy, Austria i Rosja. Wydarzenie to miało miejsce w okresie wielkich przeobrażeń w Europie, w czasie rewolucji oraz szybko postępujących zmian politycznych i kulturowych. Wszystko to prowadziło też do istotnych zmian na jej mapie. Poza Rzeczypospolitą upadły wówczas tak znane państwa republikańskie, jak Genua i Wenecja, a samodzielność utraciły niektóre państwa niemieckie. W decydującym zderzeniu między agresywnymi monarchiami absolutnymi a siłami rewolucji nie było miejsca na państwa starego typu, które co prawda podjęły odważne dzieło reform wewnętrznych, ale uczyniły to zbyt późno, nie były więc już w stanie zachować suwerenności.
Różne koncepcje odzyskania suwerenności. Wielu Polaków nie pogodziło się z wyrokiem 1795 r. Dla nich wolność narodowa i suwerenność państwowa były wartościami, którymi się nie handluje, które są ponad prywatnymi ambicjami i interesami. Przywódcy narodu podejmowali działania polityczne i militarne, które miały przywrócić Europie Rzeczpospolitą. Przez cały wiek XIX testowano różne sposoby i metody, aby to osiągnąć. Niektórzy polscy politycy i wojskowi uważali, że tylko powstanie narodowe przeciwko zaborcom przyniesie odrodzenie państwowości. Nie potrafili jednak uzgodnić zasięgu terytorialnego planowanych powstań. Czy należy je organizować przeciwko trzem zaborcom, czy tylko przeciwko jednemu? Optymiści nie wykluczali sukcesu powstania trójzaborowego. Sceptycy uważali natomiast, że ze względu na różnice potencjału powstanie przeciwko trzem państwom nie może zakończyć się powodzeniem. Jako koronny przykład przywoływali powstanie kościuszkowskie z 1794 r. Początkowo jedynym przeciwnikiem była Rosja i to stwarzało szansę na sukces. Jednak już po niedługim czasie przeciwko powstańcom Tadeusza Kościuszki wystąpiła armia pruska, a pod koniec powstania – zajęta wojną z rewolucyjną Francją – dotychczas neutralna Austria również wysłała kontyngent do walki z insurekcją. W takiej sytuacji nie było już szans na zwycięstwo.
Czy „Z Szlachtą polską – polski Lud”? Dyskutowano również nad społecznym charakterem powstań. Czy powinni wziąć w nich udział tylko uprzywilejowani i wykształceni na czele ze szlachtą i mieszczaństwem, czy również masy chłopskie? Do 1830 r. z reguły uważano, że chłopscy poddani nie powinni być angażowani do udziału we wspólnej walce, bo inna jest ich rola społeczna. Ponadto nie są zaznajomieni z bronią, dlatego nie potrafią skutecznie walczyć na polu bitwy. Zwolennicy wojny ludowej twierdzili natomiast, powołując się na powstanie kościuszkowskie, że w zwycięskiej bitwie z wojskami rosyjskimi pod Racławicami w 1794 r. uczestniczyli chłopscy powstańcy i wykazali się bohaterstwem. Najbardziej zasłużeni w nagrodę otrzymali nowe nazwiska i tytuły szlacheckie. Chłopska broń, a mianowicie osadzone na sztorc kosy, okazała się groźna i skuteczna. Kosa i chłopska sukmana z czasem uległy mitologizacji, stając się polską relikwią narodową i dowodem, że chłopscy poddani, właściwie dowodzeni i obdarzeni wolnością, potrafią godnie i mężnie stawać w boju. Mit o tych, co „żywią i bronią”, jeszcze nie raz miał za zadanie pobudzać chłopów do walki o Polskę. Praktyczne jego oddziaływanie pozostawiało jednak wiele do życzenia.
Po przegranym powstaniu listopadowym polscy politycy, którzy udali się na emigrację – głównie do Francji – coraz częściej wyrażali przekonanie, że przyszłe powstanie, jeśli ma być zwycięskie, musi być ogólnonarodowe, zorganizowane w zgodzie z romantycznym hasłem: „Z Szlachtą polską – polski Lud”. Oznaczało to, że przyszła wojna ludowa, w której po stronie powstańców staną tysięczne rzesze chłopskie, powinna przynieść pozytywne efekty. Tak się jednak nie stało. Nie mogło być inaczej. Po pierwsze, chłop z kosą nie mógł skutecznie się bić z regularnymi armiami zaborców uzbrojonymi w karabiny i armaty. Po drugie, chłopi często nie byli uświadomieni narodowo. Ponadto między nimi a szlachtą istniał silny konflikt społeczny. Chłopi więc w tym sporze często widzieli sojuszników w monarchach państw zaborczych, co przekreślało nadzieje elit narodowych na sukces. Dobrym tego przykładem były wydarzenia w Galicji z 1846 r., kiedy to planowane powstanie zostało udaremnione przez krwawy konflikt między chłopami a szlachtą. Ci pierwsi, poparci przez zaborcę, szybko rozprawili się z niepodległościowymi marzeniami elit.
Elity zrozumiały, że sukces w walce z zaborcami stanie się realny tylko za sprawą wieloletniej, systematycznej pracy edukacyjnej wśród ludu prowadzącej do przekonania go, że stanowi wraz z innymi warstwami naród polski. Ale do kolejnego powstania, które wybuchło w styczniu 1863 r., niewiele w tej materii udało się uzyskać. Rewolucyjni przywódcy powstania uwierzyli, że choć chłopi nie są uświadomieni, to jednak, gdy otrzymają na własność uprawianą przez siebie ziemię, chętnie staną do walki przeciwko wojskom rosyjskim. Niestety, powstańcom nie udało się przeprowadzić uwłaszczenia chłopów. Tylko nieliczni spośród nich związali swój los z polską ideą niepodległościową. Dopiero po kolejnej przegranej polskie elity przystąpiły do systematycznej i uporczywie prowadzonej pracy politycznej wśród polskojęzycznego ludu, aby uczynić go polskim, nie tylko z języka, ale i z przekonania. Wspierali ich w tej pracy duchowni Kościoła rzymskokatolickiego, którego pozycja umocniła się nie tylko jako instytucji religijnej, ale i narodowej.
Do 1914 r. proces unarodowienia ludu nie został zakończony z wyjątkiem ziem zaboru pruskiego, najbardziej rozwiniętego ekonomicznie i kulturowo, gdzie polska ludność – niezależnie od majątku i wykształcenia – czuła się polską, świadomie głosując w wyborach na swoich kandydatów. W końcu XIX w. polska idea narodowa dotarła do polskojęzycznych środowisk na Górnym Śląsku, które – zachowując poczucie regionalnej odrębności – opowiedziały się za polskością. Znaczne postępy w dziele unarodowienia odnotowano w zaborze austriackim, w Galicji i na Śląsku Cieszyńskim, gdzie pozytywną rolę odegrał ruch ludowy kierowany m.in. przez światłych chłopów na czele z Wincentym Witosem oraz ruch socjalistyczny z Ignacym Daszyńskim. Słabiej postępy w tym zakresie zaznaczyły się wśród polskiego ludu w Królestwie Polskim należącym do Rosji, ze względu na słabo rozwinięte szkolnictwo i niekorzystne warunki polityczne dla pracy narodowej. Największe trudności występowały w polskojęzycznych, katolickich powiatach na Litwie i Białorusi, ze względu na to, że były to obszary opóźnione pod względem cywilizacyjnym i kulturowym, a ludność polska była przemieszana z litewską, łotewską, białoruską i ukraińską.
W sumie w momencie wybuchu Wielkiej Wojny 1914 r. zdecydowana większość ludności polskojęzycznej pragnęła odrodzenia Polski, aczkolwiek prawie wszyscy zdawali sobie sprawę, że będzie to trudne, a bez sprzyjającej konstelacji politycznej w Europie – niemożliwe. Oznaczało to, że lud uznał dotychczasową historię Polski za własną i pragnął mieć swój udział w dalszych dziejach. Był to wielki kapitał, z którego przywódcy narodowi mogli korzystać.
„Za wolność naszą i waszą”. Obok polityków i wojskowych stawiających na samodzielną polską akcję nie brakowało takich, którzy przekonywali, że samodzielny ruch powstańczy bez poparcia ludów Europy nie ma szans powodzenia. Już podczas powstania 1794 r. sformułowano przesłanie: „Za wolność naszą i waszą”. Apelowano o solidarność ludów w walce przeciwko absolutnym monarchiom, przeciwko – jak powiadano – tyranom. Hasło to podchwycili rewolucjoniści w innych krajach Europy, uznając je za własne i solidaryzując się z walką polskich powstańców. Dzięki romantykom europejskim idea, która narodziła się nad Wisłą i Niemnem, stała się powszechną. Swój najlepszy czas zapisała w czasie Wiosny Ludów. Z tym hasłem na ustach szli do boju europejscy rewolucjoniści walczący o prawo do wolności politycznych, niepodległości narodowej, udziału we władzy, godnego życia. Niejednokrotnie – jak na Węgrzech, w państwach niemieckich, w Piemoncie i na Sycylii – do boju prowadzili ich powstańcy 1831 r. Hasło to towarzyszyło walce Kreoli przeciwko Hiszpanii o niepodległość państw i narodów Ameryki Łacińskiej. Hasłem „za wolność naszą i waszą”, które stało się spoiwem wielonarodowych Indii, posługiwał się Mahatma Gandhi.
W epoce romantyzmu polscy rewolucjoniści działali na emigracji w wielu międzynarodowych organizacjach kierowanych m.in. przez Giuseppe Mazziniego, a później Giuseppe Garibaldiego. Rewolucjoniści europejscy, w tym Włosi, Niemcy, Francuzi, zgodnie z hasłem „za wolność naszą i waszą” walczyli obok polskich powstańców i ginęli, jak choćby w powstaniu styczniowym. Narody europejskie, skupione na walce o wolności obywatelskie, manifestacyjnie przyjęły polskich powstańców listopadowych. Entuzjastycznie witali ich Niemcy, pokrywając koszty pobytu i wędrówki na zachód. Również we Francji i Belgii witały powstańców łuki triumfalne, na których było m.in. napisane: „Chwała wieczna zwyciężonym”, a orkiestry grały Mazurka Dąbrowskiego. Pieśń Juliusa Mosena gloryfikująca niezłomnych bohaterów pt. Tysiąc walecznych opuszcza Warszawę znalazła w Niemczech wielu wykonawców. Romantycy europejscy – filozofowie, malarze, pisarze, muzycy – upowszechniali wyidealizowany obraz Polaka – rycerza wolności, a producent wody kolońskiej (Eau de Cologne) zmienił na pewien czas nazwę markowego produktu na Eau de Pologne. Rozmiary poparcia demokracji europejskiej dla polskiej sprawy wolności i suwerenności państwowej można jedynie porównać z zainteresowaniem dla idei solidarności i związku zawodowego „Solidarność” w latach 80. XX w. Jednak wszystkie te wyrazy sympatii i poparcia w latach 30. XIX w. nie przełożyły się na konkretne działania. Bezpośrednio nie przyniosły efektów oczekiwanych przez Polaków.
Dążenia niepodległościowe Polaków a interesy mocarstw. Polscy politycy zaczęli więc powracać do idei wsparcia polskich dążeń niepodległościowych nie przez narody, lecz przez rządy państw europejskich. Podkreślali, że jedynym wymiernym sukcesem w wieku XIX dla polskiej sprawy było powołanie przez cesarza Napoleona Bonapartego w 1807 r. konstytucyjnego Księstwa Warszawskiego. Istotny w tym był udział wojsk polskich, nawiązujących do chwały Legionów Polskich we Włoszech pod dowództwem gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Oznaczało to przekreślenie, przynajmniej na części terytorium dawnej Rzeczypospolitej i na pewien czas, granic zaborowych. Na kongresie wiedeńskim w 1815 r., który kończył wojny napoleońskie, z dawnego Księstwa Warszawskiego wykrojono dwa polskie terytoria, aczkolwiek niesuwerenne: Królestwo Polskie w unii personalnej z Rosją oraz Rzeczpospolitą Krakowską. Dzięki temu w sposób nieskrępowany mogła się rozwijać polska kultura narodowa i gospodarka. W Warszawie polscy politycy powołali emisyjny Bank Polski oraz giełdę. Jednak, poza epizodem z czasów napoleońskich, nadzieje pokładane przez polskich polityków na pomoc w odzyskaniu niepodległości ze strony rządów Anglii i Francji okazały się płonne. Pod koniec wieku XIX sprawa niepodległości Polski, jako problem stosunków międzynarodowych, przestała istnieć. Wydawało się, że wykreślenie Polski z listy suwerennych państw jest definitywne i nie ma takiej siły, która mogłaby to zmienić.
W latach 70. i 80. XIX w. skromne jeszcze nadzieje, że może odmieni się los Polaków, zaczęto wiązać ze słabnącym sojuszem trzech państw zaborczych. Dopóki sprawa polska ich jednoczyła, żadne powstanie nie mogło być zwycięskie. Pod koniec wieku XIX i na początku XX uformowały się ostatecznie dwa antagonistyczne bloki polityczno-militarne: trójprzymierze i trójporozumienie. Po raz pierwszy od czasów napoleońskich zaborcy stanęli naprzeciw siebie. Rosja związała się ze swoimi, jeszcze niedawnymi antagonistami, Francją i Wielką Brytanią, a Rzesza zawarła sojusz z Austro-Węgrami. Rosnące napięcia między obu blokami, a następnie wojna bałkańska, która wybuchła w 1912 r., wskazywały, że nie można wykluczyć wojny europejskiej.
Polskie stronnictwa polityczne nie były jednak w stanie wypracować i zająć jednolitego stanowiska w kwestii nadciągającego konfliktu. Jedni politycy życzyli sukcesu trójporozumieniu, inni trójprzymierzu. Roman Dmowski, jeden z najbardziej cenionych i popularnych polityków, życzył zwycięstwa Rosji i aliantom, gdyż obawiał się siły Rzeszy i jej skutecznej polityki germanizacyjnej w zaborze pruskim. Dmowski wierzył, że w przyszłym konflikcie to właśnie trójporozumienie odniesie sukces. Jeśli tak, to zwycięska Rosja przyłączy do swojego państwa rozległe obszary zaboru austriackiego i pruskiego. Wówczas liczba Polaków we wspólnym państwie Romanowów sięgnie 25 mln. Był przekonany, że w tej sytuacji zjednoczona przez carów Polska uzyska w ramach Rosji samodzielność i konstytucję. Władze rosyjskie takiego obrotu sprawy nie wykluczały, ale żadnych obietnic nie złożyły. Z kolei polscy politycy konserwatywni z Galicji, mający dobre notowania na cesarskim dworze, liczyli na zwycięstwo państw trójprzymierza. Następstwem tego – jak wierzyli – byłoby zajęcie ziem należących do Rosji przez Austrię i Rzeszę. Byli przekonani, że rząd austriacki i cesarz przyłączą wówczas do Galicji Królestwo Polskie i polskie powiaty guberni grodzieńskiej i wileńskiej. Na skutek tego nastąpi przebudowa monarchii Habsburgów w Austro-Węgry-Polskę. Tę wizję nazywano trialistyczną. Jej ewentualna realizacja oznaczałaby, że zabór pruski nie znajdzie się w granicach trialistycznej monarchii.
Trzeci wariant polityczny forsowali politycy skupieni wokół Józefa Piłsudskiego, którzy uważali, że celem działań politycznych (a jak zajdzie potrzeba, to i wojskowych) powinna być pełna niepodległość Polski. Za głównego wroga, podobnie jak i trialiści, uważali Rosję. Aby wzmocnić swoje argumenty, powołali za zgodą Wiednia ruch strzelecki. Na początku sierpnia 1914 r. strzelcy zbrojnie wkroczyli do Królestwa Polskiego. Po dwóch tygodniach walk formacje strzeleckie zostały przekształcone w ochotnicze Legiony Polskie składające się z trzech brygad piechoty. Pierwszą brygadą dowodził Piłsudski. Legiony pod względem wojskowym podlegały dowództwu austriackiemu i dlatego Piłsudski przez cały czas starał się nadać im wybitnie polski i proniepodległościowy charakter. Legioniści bili się doskonale. Sprzymierzeńcy docenili ich wojskowe walory, uważając Legiony za najlepsze wojska frontu wschodniego. Z miesiąca na miesiąc rosła pozycja Piłsudskiego, który pieczołowicie budował swój mit jako jedynego polityka, który zawsze wierzył, że Polska się odrodzi. Trzeba się bić o całość i niepodległość – podkreślał. Lecz radykalizm niepodległościowy Piłsudskiego drażnił niemieckich okupantów, którzy opanowali ziemie polskie i planowali budowę na wschodzie niemieckiej Europy. W niej znalazłoby się miejsce na zależne od Niemiec polskie państewko, ale na więcej, na Polskę niepodległą, Niemcy nie dawali zgody. Starcie polityczne z okupantem Piłsudski musiał przegrać. W 1917 r. został aresztowany i internowany w twierdzy w Magdeburgu. Jego przykład działał jednak zaraźliwie. Wielu Polaków zaczęło wierzyć, że Polska się odrodzi, że Piłsudski miał rację. Wzrost nastrojów niepodległościowych spowodował, że słabli trialiści, tym bardziej że ani Wiedeń, ani Budapeszt nie traktowały trializmu jako poważnej oferty. W roku 1917 już głośno wołano: „Polsce należy się miejsce w Europie!”. Również politycy skupieni wokół Dmowskiego zrozumieli, że Rosja nie powoła niezawisłej, a nawet autonomicznej Polski, tym bardziej że wojnę przegrywa, i udali się na Zachód, organizując akcję promocyjną na korzyść Polski. Dmowski uzyskał poparcie znanych i szanowanych Polaków, aktywnych w obszarze kultury. Największe wsparcie uzyskał od poważanego przez polityków alianckich i amerykańskich Ignacego Jana Paderewskiego, najbardziej wówczas znanego pianisty świata. Jego przyjacielem był prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson. W 1916 r. Paderewski należał do grona najhojniejszych sponsorów jego komitetu wyborczego. Dobrze wybrał, czy też raczej zainwestował, bo Wilson ponownie wygrał i w styczniu 1917 r. w orędziu do Senatu wspomniał, że celem wojny powinno być powstanie wolnej i niezawisłej Polski. Był pierwszym politykiem, który zdobył się na taką zapowiedź, aczkolwiek Stany Zjednoczone były wówczas neutralne. Jeszcze jaśniej i dobitniej zawarł cele wojenne USA w orędziu do Kongresu ze stycznia 1918 r. W 13. punkcie orędzia zapowiedział, że celem wojny jest przywrócenie Europie Polski z dostępem do Bałtyku. Paderewskiego i Dmowskiego wspierali tak znani i szanowani wówczas na Zachodzie Polacy, jak podwójna noblistka z 1903 r. w dziedzinie fizyki i w 1911 r. w dziedzinie chemii, Maria Skłodowska-Curie, noblista z 1905 r., pisarz Henryk Sienkiewicz, Władysław Mickiewicz, syn Adama. Polityków alianckich próbował przekonać do sprawy polskiej także Joseph Conrad, angielski pisarz polskiego pochodzenia, były mieszkaniec Krakowa. Polskie marzenia zaczęły się wreszcie spełniać, m.in. dzięki temu, że wojna trwała tak długo i wyczerpała potencjał wojenny mocarstw. Gdyby trwała krócej – Polska niepodległa prawdopodobnie by nie powstała. Nie powstałaby też nowa architektura polityczna Europy Środkowej. W 1917 r., po rewolucji, upadł carat, a następnie bolszewicy zawarli w Brześciu pokój z państwami centralnymi. Następca dawnego zaborcy carskiego wycofał się z wojny, a ziemie dawnej Rzeczypospolitej, które przed wojną należały do Rosji, w 1918 r. były okupowane przez Niemcy i Austro-Węgry. W tej sytuacji najbliższa przyszłość Polski zależała już tylko od losów wojny na zachodzie Europy. Historia potoczyła się po polskiej myśli. Dwaj kolejni zaborcy przegrali. Upadły dynastie Habsburgów i Hohenzollernów. Polscy spiskowcy na początku listopada 1918 r. rozbroili wojska austriacko-węgierskie, a następnie niemieckie. 10 listopada powrócił z Magdeburga Piłsudski i przejął najpierw władzę wojskową, a później cywilną, stając się Tymczasowym Naczelnikiem Państwa. Prawie wszystkie polskie środowiska polityczne i instytucje w kraju uznały jego władzę. Idea wolności zwyciężyła, choć wojna wyniszczyła kraj i zubożyła miliony ludzi.
Andrzej Paczkowski
Prof. Andrzej Paczkowski (ur. w 1938 r.) – historyk, pracownik naukowy i wykładowca akademicki, m.in. w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Badacz historii Polski XX w. Najważniejsze publikacje: Prasa polska w latach 1918–1939 (1980), Pół wieku dziejów Polski 1939–1989 (1998), Wojna polsko-jaruzelska. Stan wojenny w Polsce 13 XII 1981–22 VII 1983 (2006), Revolution and Counterrevolution in Poland 1980–1989 (2015). Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Laureat Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, dwukrotnie wyróżniony nagrodą Klio.
Budowa państwa. Adam Mickiewicz, pisząc w Litanii pielgrzymskiej: „Prosimy Cię, Boże cudów, o wojnę, wojnę ludów”, myślał zapewne o buncie uciśnionych i ujarzmionych przeciwko swoim lub obcym ciemiężcom. Niezależnie, co wieszcz miał na myśli, historia przyznała mu o tyle rację, że przebieg Wielkiej Wojny stworzył warunki konieczne dla odzyskania przez Polskę niepodległości. Nie były to jednak warunki wystarczające, gdyż o granice musiano stoczyć serię powstań i wojen, a równocześnie budować odrodzone, ale w istocie nowe państwo. Proces wytyczania granic i kreowania nowoczesnego państwa trwał do uchwalenia przez Sejm Ustawodawczy Konstytucji (17 marca 1921) i podpisania traktatu pokojowego z bolszewicką Rosją (18 marca tego roku). Trzy powstania na Śląsku, wojna z Ukraińcami w Galicji Wschodniej, powstanie w Wielkopolsce, starcia z Czechosłowacją i Litwą, a przede wszystkim wojna z „czerwoną” Rosją konsolidowały Polaków, a w niektórych momentach sprzyjały zawieszaniu konfliktów wewnętrznych. Walki te Polska prowadziła w pojedynkę, mając tylko pośrednie wsparcie ze strony Francji. Większość ich zakończyła się pozytywnie – m.in. dzięki temu, że główni przeciwnicy nigdy nie występowali wspólnie – choć nie wszędzie osiągnięto satysfakcjonujące rezultaty (m.in. podział Górnego Śląska, utrata Zaolzia).
Stosunkowo krótki, ale obfity w dramatyczne wydarzenia okres walk o granice niósł w sobie wielki potencjał emocjonalny i wprowadził nowe składniki do polskiego imaginarium patriotycznego. Znalazła się w nim przede wszystkim Bitwa Warszawska (13–25 sierpnia 1920), nazwana Cudem nad Wisłą, która zapobiegła bolszewizacji co najmniej znacznej części Europy. „Cud” ten wynikał przede wszystkim z faktu, że powszechna mobilizacja okazała gotowość Polaków ze wszystkich grup społecznych do obrony państwa. Wydarzenia tych lat przyczyniły się do wykreowania nowych narodowych bohaterów, takich jak Ignacy Paderewski, którego przybycie do Poznania stało się impulsem do powstania, Wojciech Korfanty, przywódca w powstaniach śląskich, Roman Dmowski, główny polski negocjator w Wersalu, Wincenty Witos, premier Rządu Ocalenia Narodowego, czy ksiądz Ignacy Skorupka, który poległ 14 sierpnia na przedmościu Warszawy. Najwyższe laury przypadły Józefowi Piłsudskiemu, co naturalne, gdyż był przecież wodzem naczelnym.
Polacy wykroili sobie spore państwo, liczące ok. 390 tys. km2 i blisko 35 mln ludności. Znajdowało się ono jednak w niesprzyjającej konfiguracji geopolitycznej, ponieważ większość sąsiadów wysuwała roszczenia terytorialne. Niesprzyjające było położenie strategiczne: długie granice (ponad 5,5 tys. km) i niedogodny kształt z wąskim pasem („korytarzem”) Pomorza. Zamysł Piłsudskiego stworzenia pod polską egidą federacji państw leżących między Polską a Rosją nie powiódł się, mimo sojuszu z Ukraińcami. W rezultacie Polska objęła na wschodzie także ziemie, na których Polacy nie byli większością. Mniejszości narodowe stanowiły blisko 1/3 ludności i – poza rozproszonymi Żydami – zasiedlały zwarte obszary nadgraniczne. Taki stan rzeczy zaogniał stosunki w kraju, mógł też dać pretekst do agresji. To właśnie pod hasłem „wyzwolenia bratnich narodów” Związek Radziecki napadł na Polskę we wrześniu 1939 r.
Zręby państwa powstawały nadzwyczaj szybko. Do szukania kompromisu skłaniały konieczność podjęcia wysiłku zbrojnego oraz zagrożenie przenikającymi do kraju wzorami rewolucji bolszewickiej. Konserwatywna Rada Regencyjna już 11 listopada 1918 r. powierzyła naczelne dowództwo Piłsudskiemu, który był uważany za socjalistę. Ogłosił się on Tymczasowym Naczelnikiem Państwa i notyfikował mocarstwom zachodnim istnienie „Państwa Polskiego Niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski”. W celu osłabienia napięć rewolucyjnych nie tylko zdelegalizowano partię komunistyczną, ale przyjęto nowoczesne rozwiązania społeczne, takie jak prawo głosu dla kobiet i ośmiogodzinny dzień pracy. Dla osiągnięcia konsensusu Naczelnik powołał 16 stycznia 1919 r. rząd koalicyjny Paderewskiego, bliskiego Narodowej Demokracji. Mimo sprawowania władzy tylko nad częścią ziem zaborów rosyjskiego i austriackiego, już 26 stycznia, a więc w niespełna 100 dni od powołania państwa, zostały przeprowadzone wybory do Sejmu Ustawodawczego. Trzy tygodnie później Sejm, w którym przewagę miały partie prawicy i centrum, wybrał Piłsudskiego na stanowisko Naczelnika Państwa, legitymizując jego przywództwo.
Konflikty. Pewnego rodzaju Treuga Dei w stosunkach wewnętrznych zaczął wygasać po zwycięstwie nad bolszewicką Rosją, uchwaleniu Konstytucji (marzec 1921) i ustąpieniu rządu Witosa (wrzesień 1921). Już wzorowana na francuskiej ustawa konstytucyjna była przygotowana tak, aby ograniczyć władzę prezydenta, do którego to stanowiska miał pretendować Piłsudski. Paliwem dla konfliktów była dramatyczna sytuacja gospodarcza spowodowana zniszczeniami wojennymi, wydatkami wojskowymi, załamaniem się powiązań gospodarczych z zagranicą i brakiem kapitału. Pierwszy gwałtowny konflikt polityczny był rezultatem przebiegu wyborów parlamentarnych (5 listopada 1922), w których przewagę zdobyły centrum i prawica, ale aż 1/5 mandatów miał blok mniejszości narodowych, stając się języczkiem u wagi. Uwidoczniło się to w wyborach prezydenta, które wygrał liberał Gabriel Narutowicz. Stało się to powodem gwałtownej reakcji środowisk prawicowych, które wzywały, aby nie dopuścić do urzędu „ich prezydenta”. W takiej atmosferze 16 grudnia 1922 r. Narutowicz został zastrzelony przez działającego w pojedynkę, fanatycznego przeciwnika Piłsudskiego. Kraj znalazł się na krawędzi wojny domowej. Zamysły radykałów zostały jednak zablokowane przez polityków umiarkowanych, a swoją rolę odegrał szok po zamordowaniu prezydenta, co było nieomal odpowiednikiem królobójstwa, które nie zdarzyło się w Polsce. Prezydentem został Stanisław Wojciechowski, kandydat centrum, ale towarzysz partyjny Piłsudskiego z czasów narodzin Polskiej Partii Socjalistycznej. W ciągu paru tygodni sytuacja uspokoiła się, niemniej zamach w Zachęcie długo ciążył na życiu politycznym kraju. Piłsudski ustąpił ze wszystkich stanowisk wojskowych i w pożegnalnym przemówieniu określił przeciwników z prawicy jako „zaplutego potwornego karła”. Zamieszkał w podwarszawskim Sulejówku.
Trwający kryzys gospodarczy wzbudzał liczne konflikty społeczne i wystąpienia uliczne, pojawiły się też niepokoje generowane m.in. przez Związek Radziecki, który prowadził dywersję na ziemiach wschodnich. Do metod terrorystycznych uciekali się zarówno komuniści, jak i bojówki tajnej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, dążącej do utworzenia narodowego państwa. Sprzyjała temu sytuacja mniejszości narodowych, które uważały, że są traktowane jako „obywatele drugiej kategorii” (np. odmawiano im zatrudniania w administracji i instytucjach państwowych), mimo że brały udział w wyborach, miały swoje partie polityczne, korzystały z wolności słowa i wyznania.
Choć stabilizację gospodarczą przyniosła dopiero reforma skarbowa premiera Władysława Grabskiego z 1924 r. (w tym wprowadzenie złotego), trwała mozolna praca nad scalaniem kraju podzielonego przez 123 lata przez państwa mające nie tylko różne systemy prawne czy waluty, ale także miary i wagi. Scalanie musiało objąć więc całe życie zbiorowe: administrację centralną i terenową, pocztę, edukację, uniwersytety, system bankowy i celny; konieczna była przebudowa infrastruktury kolejowej i drogowej, której dotychczasowy kształt wynikał z potrzeb mocarstw zaborczych. Jednym z najważniejszych przedsięwzięć było rozpoczęcie budowy portu we wsi Gdynia. Już w 1923 r., gdy trwały polemiki i awantury polityczne, na tymczasowej redzie zakotwiczył pierwszy pełnomorski statek handlowy. Konieczne były zmiany struktury własności ziemi, rozpoczęto więc parcelację części majątków ziemiańskich. Szczególnie skomplikowane okazało się tworzenie nowoczesnego systemu prawnego, które zakończono po wielu latach (w 1932 r. Kodeks karny, a w 1934 r. Kodeks handlowy). Był to w sumie potężny wysiłek, także modernizacyjny, podejmowany przez prawników, przedsiębiorców, konstruktorów oraz ludzi pracy fizycznej – rzadko dostrzegany z dzisiejszej perspektywy. Był on tym bardziej potrzebny, że Polska była krajem raczej biednym i choć niektóre regiony lub miasta stały na stosunkowo wysokim poziomie gospodarczym (jak Wielkopolska, Śląsk czy Warszawa), inne (głównie ziemie wschodnie) znajdowały się wręcz w strefie zacofania cywilizacyjnego. Wnet po zakończeniu wojen pojawiły się niepokojące sygnały w związku z bezpieczeństwem i całością państwa. Wiosną 1922 r. dwaj najwięksi sąsiedzi, Niemcy i Związek Radziecki, podpisali w Rapallo układ o współpracy gospodarczej i wojskowej, a 4 lata później układ „o przyjaźni”. Choć ani Moskwa, ani Berlin nie były wówczas w stanie podjąć kroków agresywnych, w Polsce zdawano sobie sprawę z zagrożenia. Instrumentów do obrony kraj miał jednak niewiele: musiał dążyć do rozwoju gospodarczego, troszczyć się o armię i umacniać oraz rozbudowywać sojusze.
Zamach majowy. Tymczasem scena polityczna była niestabilna: od czasu powołania rządu Paderewskiego w ciągu siedmiu lat powstało (i upadło) aż jedenaście rządów. W maju 1926 r. centrum i prawica uformowały kolejny, którego premierem został (po raz trzeci) Witos. Na scenę wkroczył jednak Piłsudski. Konsolidacja jego zwolenników, w tym także oficerów służby czynnej, odbywała się pod hasłami „naprawy państwa”, czyli „sanacji”, skąd wzięła się nazwa całego obozu. Jednak to nie przygotowania polityczne były najważniejsze. Piłsudski, będący formalnie poza armią, objął dowództwo wybranych jednostek wojskowych skoncentrowanych pod Warszawą i 12 maja rozpoczął marsz na stolicę. Prezydent Wojciechowski, w osobistym spotkaniu w Warszawie na moście Poniatowskiego, zażądał wycofania wojska, jednak Marszałek był nieugięty i wieczorem rozpoczęły się walki uliczne, w których liczebną przewagę mieli rokoszanie. Cała lewica – nawet komuniści – poparła zamach, PPS ogłosiło strajk kolejarzy, utrudniając dotarcie do Warszawy wojsk wiernych konstytucyjnym władzom. Walki w mieście trwały dwa dni, zginęło w nich 379 osób (w tym 164 cywilów), a zaprzestano ich, gdy premier podał rząd do dymisji, prezydent zaś złożył swój urząd na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja. Wszyscy oni uznali, że kontynuowanie walk prowadzi do eskalacji wojny domowej, na którą Polski po prostu nie stać z uwagi na stan kraju i zagrożenia zewnętrzne.
Piłsudski nie przyjął urzędu prezydenta, którego kompetencje uważał za nazbyt ograniczone, nie chciał też być wybrany przez Sejm, którym pogardzał. Prezydentem został wskazany przez niego Ignacy Mościcki, nieznany szerszej publiczności, premierem – Kazimierz Bartel. Piłsudski zadowolił się stanowiskami ministra spraw wojskowych i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, gdyż najważniejsze były dla niego armia i bezpieczeństwo kraju, ale w razie potrzeby nie wahał się objąć urzędu premiera. Zgodnie ze swoimi słowami z grudnia 1918 r.: „jechałem tramwajem socjalizmu aż do przystanku Niepodległość” nie miał zamiaru wracać do dawnych przekonań i oświadczył, że dokonał „rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”. Z pewnością nie była to rewolucja w sensie społecznym, ale zasadnicze zmiany ustrojowe zostały zapoczątkowane: nie naród, nie klasa, nie wiara, ale państwo miało być najważniejszym podmiotem dziejów. Państwo silne i stabilne dzięki dominacji władzy wykonawczej i marginalizacji partii politycznych.
Proces budowania nowego systemu trwał kilka lat, gdyż wybrano taktykę działania krok po kroku, wykorzystując zarówno parlament, jak i chaos, który wdarł się w szeregi istniejących partii. Lewica początkowo nie miała jednoznacznego stosunku do nowej sytuacji, a centrum i prawica przeżyły „szok majowy”, okazało się bowiem, że nie mają lidera, który mógłby sprostać charyzmie Marszałka. Nie był takim Dmowski, raczej ideolog i strateg niż wódz. W rezultacie Sejm uchwalił poprawki do konstytucji wzmacniające władzę prezydenta, w tym prawo wydawania dekretów oraz zwoływania, odraczania i zamykania sesji Sejmu. Inny ważny krok Piłsudski uczynił po zakończeniu w listopadzie 1927 r. kadencji parlamentu: powołano Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (1928), którego szefem został Walery Sławek, jeden z najbliższych i najdawniejszych współpracowników Marszałka. Do BBWR-u wstępowali zarówno indywidualni politycy, jak i grupy polityczne o różnej proweniencji ideowej, od socjalistów po konserwatywnych ziemian. Był to zatem raczej „obóz władzy” niż partia polityczna. Wybory, które odbyły się 4 marca 1928 r., nie spełniły jednak oczekiwań Marszałka: BBWR zdobył ponad 1/4 miejsc w Sejmie, ale z uwagi na brak koalicjantów nie mógł ani panować nad stanowieniem prawa, ani stworzyć rządu mającego większość w izbie. Niemniej powstawał nowy układ sił. Rozpoczęło się zbliżanie centrum i lewicy, rozbity ruch chłopski zjednoczył się w 1931 r. w Stronnictwo Ludowe, Endecja (od jesieni 1928 r. jako Stronnictwo Narodowe) powołała Obóz Wielkiej Polski i postawiła na aktywność w środowiskach młodzieżowych. Z kolei w sanacji na czoło wysunęła się wywodząca się z wojska tzw. grupa pułkowników, mająca, podobnie jak Piłsudski, tendencje autorytarne. Ukształtowały się zatem nowe granice polityczne, które miały przetrwać nawet wojnę. Główna linia podziału biegła między sanacją a „resztą” (opozycją), druga zaś wewnątrz tej „reszty”, między blokiem centrowo-lewicowym (Centrolew) a prawicą. Operując poszerzonymi kompetencjami prezydenta, powołując na przemian rządy „twardej ręki” i bardziej umiarkowane, Piłsudski umiejętnie manipulował parlamentem, w którym nie miał większości. Uciekał się także do „demonstracji siły”, jak w październiku 1929 r., gdy do gmachu Sejmu weszła grupa oficerów przy szablach i z bronią krótką, na co marszałek Sejmu, Ignacy Daszyński z PPS-u, odmówił otwarcia sesji. Prowadziło to do konfrontacji.
W czerwcu 1930 r. Centrolew, przechodząc do kontrofensywy, zwołał Kongres Obrony Prawa i Wolności Ludu, na którym uchwalono rezolucję o konieczności „usunięcia dyktatury Józefa Piłsudskiego” i utworzenia „rządu zaufania Sejmu i społeczeństwa”. Riposta Marszałka była zdecydowana: objął stanowisko premiera, prezydent rozwiązał parlament, a w nocy z 9 na 10 września aresztowano dziewiętnastu (byłych już) posłów opozycyjnych, których bez wyroku osadzono w twierdzy w Brześciu. Kampania wyborcza odbywała się w atmosferze zastraszenia, nic więc dziwnego, że BBWR uzyskał 55% mandatów. Mógł więc rządzić, mając „zaufanie Sejmu”, ale większość ta nie wystarczała do zmiany konstytucji. Pognębić opozycję miał proces, w którym na ławie oskarżonych znalazło się jedenastu wybitnych członków PPS-u i SL, na czele z Witosem. Zostali skazani na kary od półtora do trzech lat więzienia, ale większość wymknęła się na emigrację. Do tej pory z Polski uciekali tylko komuniści i terroryści ukraińscy.
Rządy silnej ręki. W Polsce powstawało państwo o charakterze autorytarnym. W Europie nie był to wyjątek, a polski system należał wśród nich do najbardziej umiarkowanych. Taki charakter państwa został formalnie potwierdzony w nowej konstytucji, uchwalonej za pomocą prawnych forteli. Prezydent podpisał ją 23 kwietnia 1935 r., a więc na niespełna 3 tygodnie przed śmiercią Marszałka, który zmarł 12 maja, dokładnie w rocznicę zamachu z 1926 r. Konstytucja była „skrojona” na jego osobę: wprowadzała system prezydencki, a osoba sprawująca ten urząd miała być odpowiedzialna tylko „przed Bogiem i historią”. Kompetencje zakrojono niezwykle szeroko: powoływanie premiera i ministrów, rozwiązywanie parlamentu, zawieranie i ratyfikowanie umów międzynarodowych, zwierzchność nad siłami zbrojnymi, nominowanie 1/3 senatorów. „Bezbarwny” dotychczas Mościcki otrzymał potężne narzędzia władzy i podjął wyzwanie, rozpoczynając rzeczywistą działalność polityczną. Pomógł mu w tym fakt, że pierwsze wybory, które odbyły się 8 września 1935 r., okazały się faktyczną porażką BBWR-u. W wyniku bojkotu ze strony opozycji w głosowaniu wzięło udział 46% uprawnionych (w „wyborach brzeskich” 75%), co było wizerunkową klęską i BBWR został rozwiązany. Obóz rządzący, do tej pory jednolity dzięki wyjątkowemu autorytetowi Piłsudskiego, znalazł się – jak to wówczas określano – w stanie „dekompozycji”.
Istotne znaczenie dla biegu wydarzeń miały społeczne reperkusje wielkiego kryzysu – który rozpoczął się na giełdzie nowojorskiej w październiku 1929 r. – a Polska należała do krajów najmocniej nim dotkniętych. Wstrząśnienia związane z kryzysem – które wyniosły do władzy Adolfa Hitlera – przyniosły w Polsce, jak i niemal w całej Europie, aktywizację różnego rodzaju sił radykalnych, zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Kolejne rządy podejmowały niezbyt skuteczne działania mające zahamować ich aktywność: wprowadzono w życie przepisy ograniczające częściowo swobody obywatelskie, ścigano i surowo karano komunistów i nacjonalistów ukraińskich. W czerwcu 1934 r., po zamordowaniu przez ukraińskich terrorystów ministra spraw wewnętrznych, utworzono „obóz odosobnienia” w Berezie Kartuskiej, w którym na mocy decyzji administracyjnych uwięziono także grupę członków prawicowego Obozu Narodowo-Radykalnego. Działania te jednak nie doprowadziły do uspokojenia sytuacji, a raczej dopingowały radykałów, zwłaszcza z obozu narodowego. Ich projekty ustrojowe zakładały usunięcie mniejszości narodowych ze sceny publicznej, „unarodowienie” obcej własności, upaństwowienie przemysłu i banków, strukturę państwa opartą na systemie wodzowskim, utworzenie Wielkiej Polski („od morza do morza”). W działalności bieżącej radykalni narodowcy byli najbardziej aktywni w różnego rodzaju przejawach agresji wobec Żydów. Komuniści z kolei podsycali strajki i niepokoje społeczne, uważając, że w Polsce powstaje „sytuacja rewolucyjna”, która pozwoli na wprowadzenie systemu analogicznego do sowieckiego. OUN przyjął program „integralnego nacjonalizmu” przewidujący utworzenie państwa ukraińskiego o ustroju totalitarnym i usunięcie z niego wszystkich Polaków i Żydów. Na co dzień dochodziło do utarczek między bojówkami różnych partii, atakowania lokali i manifestacji, pikietowania i napadów na sklepy (częściej stragany) żydowskie. Terroryści ukraińscy napadali na policjantów i urzędników. Rzeczpospolita nie była oazą spokoju.
Śmierć Marszałka, choć spodziewana, była wstrząsem. Przeżywały ją także niektóre środowiska mniejszościowe, zwłaszcza żydowskie, gdyż Piłsudski – niezależnie od swoich autorytarnych skłonności – był zwolennikiem państwa obywatelskiego, a nie narodowego. Aprobował m.in. próby Henryka Józewskiego załagodzenia konfliktu z Ukraińcami na Wołyniu. Pogrzeb Marszałka zgromadził ogromne tłumy, zmarłego uczczono też za granicą, a Hitler ogłosił nawet żałobę narodową. Tylko środowiska prawicowe wyłamały się z ogólnego nastroju. Obóz rządzący dosyć szybko ustabilizował się dzięki porozumieniu między Mościckim a gen. Edwardem Rydzem-Śmigłym, który został szefem Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, czyli wojskowym następcą Marszałka, 10 listopada 1936 r. zaś otrzymał – chyba nieco na wyrost – buławę marszałkowską. Zdecydowana większość „pułkowników” dostosowała się do nowej sytuacji. W lutym 1937 r. tandem Mościcki–Rydz-Śmigły powołał Obóz Zjednoczenia Narodowego (Ozon), który był kolejną partią władzy odwołującą się do silnego, scentralizowanego państwa i solidaryzmu społecznego oraz kładącą nacisk na konieczność modernizacji kraju. W praktyce działań Ozonu pojawiły się pewne akcenty nacjonalistyczne, administracja państwowa (policja) przeciwstawiała się prowadzonej przez prawicę „wojnie z Żydami”, ale władze tolerowały np. praktykowanie na uniwersytetach tzw. gett ławkowych.
Przejściowa „dekompozycja” sanacji zaktywizowała partie opozycyjne. Jednym z przejawów tego było utworzenie na emigracji, pod protektoratem Paderewskiego, tzw. Frontu Morges z udziałem m.in. Wojciecha Korfantego i Władysława Sikorskiego. Zradykalizowały swoje programy zarówno PPS, jak i SL, które m.in. wysunęło żądanie parcelacji majątków bez odszkodowania. Obóz narodowy, w którym dominującą rolę odgrywało SN, niemal całkowicie przestawił się na walkę z Żydami, oczywiście nie zaprzestając polemik z sanacją, utarczek z socjalistami i ludowcami. Komuniści, realizując nową taktykę Józefa Stalina polegającą na tworzeniu tzw. frontów ludowych głoszących walkę z faszyzmem, zdobyli pewne wpływy wśród inteligencji oraz lewicowych działaczy socjalistycznych czy ludowych, ale nie zdołali wyjść z izolacji. Wszystko to nie wywierało większego wrażenia na obozie rządzącym, podobnie jak udało mu się przejść do porządku dziennego nad masowymi protestami. Wiosną 1936 r. w kilku dużych miastach (m.in. we Lwowie i Krakowie) miały miejsce strajki i demonstracje uliczne, które były tłumione przez policję i pociągnęły za sobą ofiary w ludziach. Najpoważniejszy był dziesięciodniowy strajk chłopski w sierpniu 1937 r., w którym wedle organizatorów (SL) wzięło udział blisko 10 mln osób, a do stłumienia strajku skierowano także wojsko. Zginęło ponad czterdziestu uczestników. W 1938 r. nastąpiło uspokojenie nastrojów, co w pewnym stopniu wynikało z komplikującej się sytuacji międzynarodowej.
Modernizacja. Trudny do określenia, ale niewątpliwie znaczący wpływ na niepowodzenia opozycji miała sytuacja gospodarcza, gdyż od zakończenia wielkiego kryzysu przybywało miejsc pracy, produkcja zwiększała się (w 1938 r. przekroczyła o 1/5 stan sprzed kryzysu), a wzrost możliwości konsumpcyjnych pozytywnie oddziaływał na rolnictwo. Szybkiemu rozrostowi Gdyni, która stała się największym i najbardziej nowoczesnym portem na Bałtyku, towarzyszyła nowa w polskiej kulturze mitologia – morza i żeglugi. W kraju, który miał niespełna 150 km wybrzeża, do stowarzyszenia Liga Morska i Kolonialna należało blisko milion osób, a szczególnie garnęła się do niej młodzież. Z budową Gdyni wiązało się nazwisko Eugeniusza Kwiatkowskiego, które stało się też synonimem czteroletniego planu inwestycyjnego i budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego. Był to udany przykład uprzemysłowienia biednego rolniczego regionu (zatrudnienie znalazło blisko 100 tys. osób), a zarazem prawdziwego skoku modernizacyjnego. Projekt opierał się na zaangażowaniu znacznych środków państwowych, które lokowano w przemysł maszynowy i chemiczny (w gruncie rzeczy zbrojeniowy), energetykę, gospodarkę wodną (zapory) i infrastrukturę. Wszystko było bardzo nowoczesne i w znacznym stopniu opierało się na polskich wynalazkach i udoskonaleniach. Zapleczem dla innowatorów były świetne polskie szkoły wyższe, takie jak Akademia Górnicza w Krakowie (uroczystego jej otwarcia dokonał w 1920 r. Piłsudski) czy politechniki – warszawska i lwowska, a także tzw. polska szkoła matematyczna, jedna z najsłynniejszych wówczas na świecie. W COP-ie wybudowano fabryki samolotów, które znacząco uzupełniły dotychczas istniejące. Lotnictwo stało się drugim obok marynarki ówczesnym polskim przedmiotem dumy. Polskie samoloty były nowoczesne, a wyczyny Franciszka Żwirki (pilot) i Stanisława Wigury (konstruktor i pilot) na samolotach z serii RWD przeszły już wówczas do historii, choć największą sławę zyskali dopiero wtedy, gdy zginęli w katastrofie. W 1938 r. Kwiatkowski przedstawił kolejny plan rozwoju gospodarczego. Tym razem aż piętnastoletni. Sukcesy COP-u zostały, co oczywiste, wykorzystane w coraz bardziej rozbudowywanej propagandzie państwowej, w której pojawiały się slogany o Polsce mocarstwowej, „silnej, zwartej i gotowej”. Choć więc Kwiatkowski nie był politykiem sensu stricto, swymi dokonaniami – a także zawartymi w planach obietnicami – zapewne przyczynił się do trwałości obozu rządzącego nie mniej (a może bardziej) niż jego wodzowie czy stratedzy.
Ku wojnie. Położenie międzynarodowe Polski zaczęło pogarszać się w związku z krzepnięciem i wzmocnieniem się obu największych sąsiadów, którzy – zgodnie z panującymi w nich ideologiami – przejawiali skłonności agresywne. Związek Radziecki natarczywie wysuwał hasło „światowej rewolucji proletariackiej”, Hitler zaś roztaczał wizję „Tysiącletniej Rzeszy” i zdobycia „przestrzeni życiowej” (Lebensraum) dla narodu niemieckiego. Piłsudski, który nie ufał w skuteczność sojuszu wojskowego z Francją ani nie był zwolennikiem wielostronnych traktatów i instytucji międzynarodowych, takich jak Liga Narodów, zainicjował politykę „równego dystansu” wobec Moskwy i Berlina. Wykonawcą tej polityki uczynił Józefa Becka, którego skierował do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Realizując ten plan, podpisano w lipcu 1932 r. pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim, a półtora roku później podobny dokument („deklarację o niestosowaniu przemocy”) z III Rzeszą. Marszałek był dosyć sceptyczny i porozumienia te uważał za rozwiązania tymczasowe: „Polska siedzi teraz na dwóch stołkach – mówił w 1934 r. – to nie może trwać długo. Musimy wiedzieć, z którego naprzód spadniemy i kiedy”. Dramat, a raczej tragedia – której nikt nie przewidywał – polegała na tym, że oba zostały naraz wyszarpnięte.
O prognozę taką było tym trudniej, że od objęcia władzy przez Hitlera stosunki sowiecko-niemieckie, do tej pory bardziej niż poprawne, zostały niemal zerwane, a konflikt ideologiczny między komunizmem a nazizmem zdawał się przeszkodą nie do pokonania. Niemcy od 1935 r. przystąpiły do jawnych przygotowań do wojny i łamały kolejne postanowienia traktatu wersalskiego. W marcu 1938 r. dokonały aneksji Austrii (Anschluss) i wysunęły roszczenia do północnych i zachodnich Czech (Sudetów). Polska, podtrzymując zasadę „równego dystansu”, odrzuciła wprawdzie proponowane przez Hitlera zbliżenie, ale Beck uznał za celowe wykorzystać niemiecką aktywność dla wzmocnienia pozycji swego kraju. W ciągu roku 1938 Polska dwukrotnie podjęła takie działania: najpierw, w trakcie zajmowania Austrii, postawiła ultimatum Litwie, żądając nawiązania stosunków dyplomatycznych, a 30 września, dzień po zawarciu w Monachium układu oddającego Niemcom Sudety, wystąpiła do Pragi z żądaniem zwrotu Zaolzia. Oba te żądania zostały zrealizowane, co obóz rządzący z rozmachem wykorzystywał w propagandzie. Były to jednak sukcesy, zwłaszcza udział w rozbiorze Czechosłowacji, niegodne, a ponadto iluzoryczne: niespełna miesiąc po wkroczeniu wojsk polskich na Zaolzie III Rzesza „zaproponowała” oddanie jej Gdańska i budowę eksterytorialnej linii kolejowej (i szosy) przez „korytarz” pomorski, oferując w zamian przedłużenie umowy o nieagresji oraz wejście Polski do paktu antykominternowskiego, czyli współudział w ekspansji na wschód.
Były to propozycje w zasadzie nadające się tylko do odrzucenia. Nikt nie był w stanie przewidzieć ogromu kataklizmu, którym okazała się II wojna światowa. Polska była zrazu samotna, dopiero zajęcie w marcu 1939 r. Pragi uświadomiło Francji i Wielkiej Brytanii, że zaczyna się gra o najwyższą stawkę. Polska dyplomacja wszczęła intensywne zabiegi o urealnienie sojuszu wojskowego z Francją, a rząd brytyjski zaoferował współpracę przeciw Niemcom i złożył gwarancje udzielenia pomocy. W kraju narastał niepokój, władze mobilizowały społeczeństwo, nastroje podbudowywał Beck, który zadeklarował w Sejmie, że „nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę” i stwierdził, że „w życiu narodów i państw honor jest jedyną rzeczą, która jest bezcenna”, oraz marszałek Rydz-Śmigły, zapewniając, że „nie oddamy ani jednego guzika [od munduru – przyp. red.]”. Powodzeniem cieszyły się zbiórki na rzecz wojska, składanie ofiar – często rodzinnych precjozów – na Fundusz Obrony Narodowej i subskrybowanie Pożyczki Obrony Przeciwlotniczej. Ochotnicy zapisywali się do udziału w walkach jako „żywe torpedy”. W sztabach gorączkowo aktualizowano plany, pospiesznie dozbrajano armię, m.in. w broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą. Partie opozycyjne, przede wszystkim z dawnego Centrolewu, proponowały konsolidację narodową, w podobnym duchu występowali uczeni i intelektualiści. Inicjatywy te zostały odrzucone. Nie wydaje się jednak, że nawet utworzenie – jak w 1920 r. – Rządu Ocalenia Narodowego mogłoby wpłynąć na losy „wojny polskiej”.
Wszystkie obawy okazały się uzasadnione, wszystkie przygotowania – niedostateczne, wszelkie obietnice sojuszników – nierealne. Powodem była nie tylko znaczna przewaga militarna Niemiec, ale niespodziewany zwrot w polityce Stalina i dojście do porozumienia obu totalitarnych i agresywnych sąsiadów Polski, które w nocy z 23 na 24 sierpnia sformalizowano w formie układu o nieagresji. Dokument ten, znany jako pakt Ribbentrop–Mołotow, w tajnym załączniku przewidywał rozbiór Polski, co postawiło kraj w sytuacji bez wyjścia. Pozostawało tylko liczyć na pomoc sojuszników, która jednak nie nadeszła. Wobec ataku z dwóch stron nie było szans na drugi Cud nad Wisłą.
Próba bilansu. Gdyby chcieć najkrócej określić najważniejsze cechy II Rzeczypospolitej, należałoby przede wszystkim wskazać na fakt, że była ona państwem całkowicie niepodległym. Sama stanowiła o ustroju i porządkach wewnętrznych, jakie by one nie były – demokratyczne czy autorytarne. Była państwem ambitnym, mającym aspiracje odgrywania roli regionalnego – a może i europejskiego – mocarstwa, co jednak było oparte bardziej na chęciach niż na realnej sile militarnej czy gospodarczej, bez której trudno przewodzić innym. Ambicje te wspierane były rzeczywistą, choć obejmującą tylko część kraju, modernizacją przemysłu, miast i infrastruktury. Przejawiała się ona też w nauce i kulturze, upowszechnianiu oświaty, budowie wielkich gmachów użyteczności publicznej, muzeów, uniwersytetów, a także sukcesami w sporcie. Postępowało osłabianie barier stanowych czy klasowych, m.in. przez rozwój masowych ruchów: ludowego, socjalistycznego i narodowego. Nie przeczyło temu pozostawanie w kręgu oddziaływania tradycyjnych, szlachecko-inteligenckich wzorców osobowych i myślenie w ramach tradycji romantycznej.
Miała też II RP „kamienie u nóg”. Najcięższym z nich była słabość gospodarki narodowej, gdyż mimo modernizacji była krajem z małymi zasobami kapitałowymi, mającym nierozwiązaną kwestię rolną, która oznaczała wielomilionowe rzesze „ludzi zbędnych”, a znaczna część wsi żyła poza gospodarką rynkową. Powodowało to pomniejszenie siły państwa i generowało liczne konflikty społeczne. Inny „kamień” stanowiła wieloetniczość, co przy wysokim już poziomie świadomości narodowej nakazywało szukanie rozwiązań umożliwiających współżycie lub zgodę na autonomie czy nawet secesję. Trudno powiedzieć, czy problem ten był rozwiązywalny. Trzecim czynnikiem osłabiającym Polskę były konflikty wewnętrzne, zaostrzane przez sprzeczności społeczne i etniczne. Nieuniknionym rozbieżnościom ideowym i politycznym impulsu prowadzącego do powstania podziałów tak głębokich, że dopiero wojenny kataklizm częściowo je zasypał, nadało kilka gwałtów natury politycznej: zabójstwo prezydenta Narutowicza, zamach majowy i „sprawa brzeska”. Wszystkie rozegrały się na przestrzeni ośmiu zaledwie lat. Trudno jednak stwierdzić, na ile ten „wewnętrzny rozbiór” narodu wpłynął na klęskę roku 1939. Jest natomiast pewne, że pokolenie urodzone i ukształtowane w całości w Polsce Niepodległej, „dzieci II Rzeczypospolitej”, dzielnie stanęło w jej obronie w straszliwych latach wojny i okupacji.
Andrzej Friszke
Prof. Andrzej Friszke (ur. w 1956 r.) – historyk, pracownik naukowy w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, członek korespondent PAN oraz wykładowca dziejów Polski XX wieku w Collegium Civitas. Były członek Kolegium IPN (1999–2006) i Rady IPN (2011–2016). Członek Rady Muzeum Historii Polski, Rady Fundacji Karta, Kolegium Europejskiego Centrum Solidarności. Autor wielu publikacji, m.in. Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 (2003), Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi (2011), Sprawa jedenastu. Uwięzienie przywódców NSZZ Solidarność i KSS „KOR” 1981–1984 (2017).
Kraj pod okupacją niemiecką i sowiecką. Atak Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. i rozbicie armii polskiej oraz okupacja kraju otwierały okres najbardziej dramatycznych przeżyć w całej polskiej historii. Polska centralna i zachodnia znalazły się pod okupacją niemiecką, ziemie wschodnie pod sowiecką. Okupanci prowadzili drastyczne działania zmierzające do zniszczenia podstaw możliwości odrodzenia się Polski w przyszłości. Eksterminacja polskich elit kulturalnych, politycznych, społecznych następowała pod okupacją niemiecką (tzw. akcja AB) i sowiecką. Symboliczne stało się uwięzienie przez Niemców profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i zamordowanie profesorów Uniwersytetu Lwowskiego oraz stworzenie miejsca masowych egzekucji w Palmirach pod Warszawą, a także wymordowanie przez władze sowieckie w 1940 r. 14,5 tys. polskich oficerów w Katyniu i innych miejscach straceń. Okupanci zlikwidowali polskie szkolnictwo wyższe, instytuty naukowe, by powstrzymać kształcenie nowych kadr. Dążyli także do unicestwienia życia kulturalnego, zamykając wydawnictwa, teatry, redakcje czasopism. Celem Niemców było zgermanizowanie ziem zachodnich, czemu służyły m.in. likwidacja wszelkich legalnych przejawów życia polskiego oraz masowe wysiedlenia do specjalnie utworzonego Generalnego Gubernatorstwa jako miejsca osiedlenia Polaków i Żydów. Niemiecki terror na okupowanym obszarze obejmował aresztowania i egzekucje, łapanki na ulicach, wysyłanie do obozów koncentracyjnych w Rzeszy i nowo utworzonych na ziemiach polskich, wśród których ponurą sławę zyskał obóz Auschwitz, gdzie zamordowano ponad 1,5 mln ludzi, w znacznej większości Żydów. Ponad 2 mln Polaków wywieziono do Rzeszy jako robotników przymusowych. Uniemożliwiono istnienie polskich firm i jakąkolwiek szerszą działalność gospodarczą, zablokowano wkłady w bankach, wszystko to służyło pauperyzacji Polaków. Polskich obywateli na Pomorzu i Śląsku objęto obowiązkiem służby wojskowej i wcielano do armii niemieckiej.
Pod okupacją sowiecką prowadzono konsekwentną sowietyzację wszelkich form życia publicznego – zlikwidowano przedwojenne organizacje, a ich liderów aresztowano, wprowadzono sowieckie programy w nauczaniu, upaństwowiono własność prywatną w miastach, rozparcelowano majątki ziemskie. Wszystkich Polaków uznano za obywateli sowieckich, objęto ich też obowiązkiem służby w armii. W 1940 r. dokonano masowych wysiedleń w głąb Związku Radzieckiego kilkuset tysięcy ludzi należących do klas wyższych, rodzin oficerów, urzędników państwowych, służby leśnej itd. Celem tych działań była likwidacja elit społecznych na sowietyzowanych ziemiach. Gdy w czerwcu 1941 r. nastąpiła ofensywa niemiecka na ZSRR, wszystkie ziemie przedwojennej Rzeczypospolitej Polskiej znalazły się pod okupacją III Rzeszy.
Na okupowanych ziemiach Niemcy wprowadzili hitlerowskie ustawodawstwo wyodrębniające Żydów; pozbawiono ich wszelkich praw, a od 1940 r. zamykano w gettach oddzielonych od polskich części miast. Mieszkańcom gett wydzielano minimalne racje żywnościowe, co powodowało głód, choroby i wysoką śmiertelność. Masowa eksterminacja zaczęła się po uderzeniu Niemiec na Związek Radziecki. W ciągu kilku miesięcy na zajętych ziemiach wymordowano ponad pół miliona Żydów. Od 1942 r. prowadzono systematyczną akcję mordowania mieszkańców gett, których wywożono do specjalnych obozów, po czym zabijano w komorach gazowych. Ci, którzy zdołali się ukryć, byli tropieni i mordowani. Symboliczne znaczenie miało powstanie w getcie warszawskim w kwietniu 1943 r. Ci, którzy pozostali jeszcze przy życiu, postanowili stawić zacięty opór. Do końca okupacji zginęło 3 mln Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia.
Okupanci nie próbowali tworzyć szczątkowego państwa polskiego, więc kolaboracja nie miała zinstytucjonalizowanego charakteru. Pod okupacją niemiecką kolaboracją była współpraca różnych jednostek z aparatem inwigilacji i represji, mordowanie, szantażowanie, pomoc w ściganiu Żydów, współdziałanie z aparatem propagandowym III Rzeszy; za formę kolaboracji uznać można służbę w tzw. policji granatowej. Osobnym problemem było odstępstwo od narodowości polskiej przez przyjęcie tzw. volkslisty, przy czym bardzo różnie sytuacja ta wyglądała na ziemiach wcielonych do Rzeszy i w GG. Pod okupacją sowiecką kolaboracja polegała na służbie w sowieckich formacjach policyjnych i współpracy z nimi lub na udziale w instytucjach władzy i propagandzie.
Władze i siły zbrojne na uchodźstwie.