Polska. Eseje o stuleciu -  - ebook

Polska. Eseje o stuleciu ebook

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Polska. Eseje o stuleciu” to publikacja przygotowana w związku z, przypadającą w 2018 roku, setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległośc i zawiera summę tekstów, czyli 39 esejów autorstwa najwybitniejszych przedstawicieli polskich uczelni i ośrodków naukowych w kraju, m.in.: Marka Belki, Adama D. Rotfelda, Andrzeja Chwalby, Andrzeja Friszkego, Jana Miodka, Krystyny Skarżyńskiej, Janusza H. Skalskiego, Tadeusza Lubelskiego, Jarosława Włodarczyka, Witolda Orłowskiego, czy Ryszarda Bugaja. Całość poprzedza wstęp historyczno-kulturowy prof. Michała Kleibera.

Autorzy podejmują rozważania na temat kształtowania się i rozwoju najważniejszych dziedzin życia narodu polskiego: skomplikowanej i trudnej historii Polski, jej suwerenności i transformacji dziejowej (przemian polityczno-gospodarczych), relacji i tożsamości społecznych, religii, oświaty, zdrowia, literatury i kultury, w tym: muzyki, filmu, sztuk pięknych i architektury. Nie zabraknie także omówienia rozwoju nauk technicznych czy przyrodniczo-medycznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 539

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Infor­ma­cje

Pol­ska seje o stu­le­ciu

Pol­ska. Eseje o stu­le­ciu powstała w związku z setną rocz­nicą odzy­ska­nia przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści. Kon­cep­cję publi­ka­cji opra­co­wała, powstała w wyniku ini­cja­tywy spo­łecz­nej, Rada Pro­gra­mowa. Twór­cami albumu są zna­ko­mici Auto­rzy repre­zen­tu­jący różne dys­cy­pliny nauki, gospo­darki i kul­tury.

Rada Pro­gra­mowa

Michał Kle­iber – prze­wod­ni­czący

Jerzy Bral­czyk Wal­de­mar Dąbrow­ski Andrzej Men­cwel Wie­sław Myśliw­ski Witold M. Orłow­ski Adam D. Rot­feld Hen­ryk Sam­so­no­wicz Kry­styna Skar­żyń­ska Bog­dan Szy­ma­nik

Ojczy­zna jest to wielki – zbio­rowy – Obo­wią­zek

Cyprian Kamil Nor­wid

Michał Kle­iber. Wstęp

Michał Kle­iber

Prof. Michał Kle­iber (ur. w 1946) – amba­sa­dor ds. nowej nar­ra­cji dla Europy przy Komi­sji Euro­pej­skiej, prze­wod­ni­czący Komi­tetu Pro­gnoz PAN, wice­pre­zy­dent Euro­pej­skiej Aka­de­mii Nauk i Sztuk, pre­zy­dent Euro­pej­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia Metod Kom­pu­te­ro­wych w Nauce. W prze­szło­ści mini­ster nauki i infor­ma­ty­za­cji, pre­zes PAN, a także spo­łeczny doradca Pre­zy­denta RP. Dok­tor hono­ris causa uczelni w Pol­sce, RFN, Bel­gii, Wiel­kiej Bry­ta­nii i Fran­cji. Odzna­czony m.in. Orde­rem Orła Bia­łego i japoń­skim Orde­rem Wscho­dzą­cego Słońca, lau­reat Nagrody im. A. Mic­kie­wi­cza przy­zna­nej przez tzw. Trój­kąt Weimar­ski.

Wstęp

„11 listo­pada 1918 r. speł­nił się sen poko­leń Pola­ków – Pań­stwo Pol­skie naro­dziło się na nowo. Po roz­bio­rach i 123 latach nie­woli, rusy­fi­ka­cji i ger­ma­ni­za­cji, po wiel­kich powsta­niach, wolna Pol­ska powró­ciła na mapę świata” – to frag­ment tek­stu uchwały Sejmu Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej przy­ję­tej przez akla­ma­cję w dniu 25 maja 2017 r. „Odzy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści doko­nało się poprzez walkę pełną poświę­ce­nia i boha­ter­stwa nie tylko na polach bitew, ale i w codzien­nych zma­ga­niach o zacho­wa­nie ducho­wej i mate­rial­nej sub­stan­cji naro­do­wej… Było to moż­liwe rów­nież dla­tego, że ludzie repre­zen­tu­jący różne obozy – lewicy nie­pod­le­gło­ściowej, naro­dowy i ludowy – potra­fili się poro­zu­mieć w spra­wach naj­waż­niej­szych” – głosi dalej uchwała, w myśl któ­rej rok 2018 został ogło­szony rokiem Jubi­le­uszu 100-lecia odzy­ska­nia przez Pol­skę Nie­pod­le­gło­ści.

Naro­dowe Święto Nie­pod­le­gło­ści upa­mięt­nia wyda­rze­nie o fun­da­men­tal­nym zna­cze­niu dla pro­cesu kształ­to­wa­nia się nowo­cze­snego narodu pol­skiego. Mimo że odzy­ski­wa­nie nie­pod­le­gło­ści było pro­ce­sem dłu­go­trwa­łym i stop­nio­wym, przy­jętą datę naszego Święta Naro­dowego uza­sad­niają wyda­rze­nia naj­bar­dziej zna­mienne – 7 listo­pada powstał w Lubli­nie Tym­cza­sowy Rząd Ludowy, a 10 listo­pada przy­był do War­szawy z wię­zie­nia w Mag­de­burgu Józef Pił­sud­ski, który dzień póź­niej prze­jął wła­dzę woj­skową. Także 11 listo­pada zawarto rozejm w Compiègne pie­czę­tu­jący zakoń­cze­nie I wojny świa­to­wej i osta­teczną klę­skę Nie­miec. 16 listo­pada 1918 r. Pił­sud­ski wysłał do głów państw i sze­fów rzą­dów Sta­nów Zjed­no­czo­nych, Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji, Włoch, Japo­nii, Nie­miec oraz do rzą­dów wielu innych państw tele­gram nastę­pu­ją­cej tre­ści:

„Jako Wódz Naczelny Armii Pol­skiej, pra­gnę noty­fi­ko­wać rzą­dom i naro­dom woju­ją­cym i neu­tral­nym ist­nie­nie Pań­stwa Pol­skiego Nie­pod­le­głego, obej­mu­ją­cego wszyst­kie zie­mie zjed­no­czo­nej Pol­ski. (…) Pań­stwo Pol­skie powstaje z woli całego narodu i opiera się na pod­sta­wach demo­kra­tycz­nych. (…) Jestem prze­ko­nany, że potężne demo­kra­cje Zachodu udzielą swej pomocy i bra­ter­skiego popar­cia Pol­skiej Rze­czy­po­spo­li­tej Odro­dzo­nej i Nie­pod­le­głej.

Wódz Naczelny

Pił­sud­ski”.

Po ponad stu dwu­dzie­stu latach zabo­rów ziściły się marze­nia i dąże­nia wielu poko­leń Pola­ków. Wol­ność! Nie­pod­le­głość! Wła­sne pań­stwo na zawsze! – żadne pod­nio­słe słowa nie były zbyt wiel­kie, aby wyra­zić entu­zjazm, wręcz szał rado­ści, który ogar­nął lud­ność Pol­ski w pamięt­nym listo­pa­dzie 1918 r. Odświętne unie­sie­nie wzbu­dziło także zwy­cię­stwo w woj­nie z bol­sze­wicką Rosją (1919–1921), po któ­rym nastą­piła proza budowy nowego pań­stwa.

Mean­dry naszej nowo­cze­snej histo­rii odzwier­cie­dlają dzieje obcho­dów Święta Nie­pod­le­gło­ści. W latach 1919–1936 rocz­nice odzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści świę­to­wano w War­sza­wie jako uro­czy­sto­ści o cha­rak­te­rze woj­sko­wym i orga­ni­zo­wano je zazwy­czaj w pierw­szą nie­dzielę po 11 listo­pada. Rangę święta pań­stwo­wego nadano Świętu Nie­pod­le­gło­ści dopiero ustawą z dnia 23 kwiet­nia 1937 r. Miało ono łączyć odzy­ska­nie suwe­ren­no­ści pań­stwo­wej z zakoń­cze­niem I wojny świa­to­wej oraz upa­mięt­niać postać Józefa Pił­sud­skiego. Pod­czas oku­pa­cji nie­miec­kiej w latach 1939–1945 jawne cele­bro­wa­nie pol­skich świąt pań­stwo­wych było oczy­wi­ście nie­moż­liwe, a orga­ni­za­to­rzy przy­go­to­wy­wa­nych kon­spi­ra­cyj­nie obcho­dów rocz­nicy 11 listo­pada byli nara­żeni na dotkliwe repre­sje. Pamięć o Świę­cie Nie­pod­le­gło­ści sta­rano się jed­nak pod­trzy­my­wać. W dniach poprze­dza­ją­cych 11 listo­pada na murach i chod­ni­kach poja­wiały się napisy takie, jak Pol­ska wal­czy czy Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nęła, a od 1942 r. także znak Pol­ski Wal­czą­cej.

Wbrew prze­ko­na­niu Pola­ków o wyjąt­ko­wym zna­cze­niu tego wyda­rze­nia w naszej histo­rii oraz czci dla jego boha­te­rów Święto Nie­pod­le­gło­ści zostało w roku 1945 znie­sione. Nowe wła­dze uznały za naj­waż­niej­sze święto pań­stwowe Naro­dowe Święto Odro­dze­nia Pol­ski, obcho­dzone 22 lipca w rocz­nicę ogło­sze­nia Mani­fe­stu Pol­skiego Komi­tetu Wyzwo­le­nia Naro­dowego. Zmu­siło to śro­do­wi­ska nie­pod­le­gło­ściowe do orga­ni­zo­wa­nia w całym okre­sie Pol­ski Ludo­wej nie­le­gal­nych obcho­dów kolej­nych rocz­nic odzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści, za co spo­ty­kały je mili­cyjne repre­sje. Wyją­tek sta­no­wiły lata 1980–1981, kiedy za sprawą związku zawo­do­wego „Soli­dar­ność” na krótko przy­wró­cono Świętu Nie­pod­le­gło­ści należne miej­sce w świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. Rze­czy­wi­sty powrót do tra­dy­cji obcho­dze­nia tego święta nastą­pił jed­nak dopiero w wyniku uchwa­le­nia w dniu 15 lutego 1989 r. przez jesz­cze peere­low­ski Sejm ustawy pod nazwą „Naro­dowe Święto Nie­pod­le­gło­ści”. Następna decy­zja doty­cząca święta zapa­dła 11 listo­pada 1997 r. już w odmie­nio­nym poli­tycz­nie kraju, kiedy to Sejm pod­jął uchwałę gło­szącą m.in. „Ta uro­czy­sta rocz­nica skła­nia także do reflek­sji nad pół­wie­czem, w któ­rym wol­no­ściowe i demo­kra­tyczne aspi­ra­cje Pola­ków były dła­wione przez hitle­row­skich i sowiec­kich oku­pan­tów, a następ­nie – obcą naszej tra­dy­cji – pod­po­rząd­ko­waną Związ­kowi Radziec­kiemu komu­ni­styczną wła­dzę”.

Obchody przy­pa­da­jące w setną rocz­nicę odzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści mają oczy­wi­ście zupeł­nie wyjąt­kowy cha­rak­ter. I wła­śnie dla­tego pomy­sło­dawcy tego albumu pod­jęli trud pod­kre­śle­nia zna­cze­nia tego wyda­rze­nia, przy­go­to­wu­jąc, przy wiel­kim zaan­ga­żo­wa­niu kil­ku­dzie­się­ciu auto­rów, spe­cjalne jubi­le­uszowe wydaw­nic­two. Celem albumu jest przed­sta­wie­nie – za pomocą słowa i obrazu – dzie­jów ostat­niego stu­le­cia Pol­ski. Poka­za­nie w atrak­cyjny spo­sób, jak – mimo cze­ka­ją­cych nas po odzy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści wielu dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń – potra­fi­li­śmy zbu­do­wać nowo­cze­sne, sta­bil­nie roz­wi­ja­jące się pań­stwo o moc­nej pozy­cji mię­dzy­na­ro­do­wej i rosną­cym dobro­sta­nie miesz­kań­ców. Wspo­mi­na­jąc z wdzięcz­no­ścią boha­ter­stwo naszych przod­ków, któ­rym zawdzię­czamy moż­li­wość tak uro­czy­stego i emo­cjo­nal­nego świę­to­wa­nia kolej­nych rocz­nic wspa­nia­łego Święta Nie­pod­le­gło­ści, chcie­li­by­śmy także skło­nić nas wszyst­kich do zadumy i reflek­sji nad bar­dzo aktu­al­nymi tema­tami. Sprawa odzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści ma bowiem dla Pola­ków fun­da­men­talne zna­cze­nie nie tylko ze wzglę­dów wspo­mnie­nio­wych. Patrio­tyczna świa­do­mość naszej dra­ma­tycz­nej prze­szło­ści i hero­izmu nie­zbęd­nego do prze­zwy­cię­że­nia naro­do­wej tra­ge­dii służy także wspo­ma­ga­niu nas w sku­tecz­nym sta­wia­niu czoła zna­nym i niezna­nym jesz­cze wyzwa­niom przy­szło­ści. Pobu­dze­nie takiej reflek­sji było rów­nież inten­cją twór­ców niniej­szego albumu. W roku tego pięk­nego jubi­le­uszu warto bowiem uświa­do­mić sobie jesz­cze raz dobit­nie, że tylko silna oby­wa­tel­ska wspól­nota – wzo­rem tak prze­cież bar­dzo przed stu laty zróż­ni­co­wa­nego spo­łe­czeń­stwa wycho­wa­nego w trzech zabo­rach – jest w sta­nie sku­tecz­nie roz­wią­zy­wać pro­blemy, które zapewne będą poja­wiać się przed nami w przy­szło­ści.

Histo­ria i poli­tyka

Trzeba roz­ry­wać rany pol­skie, żeby nie zabliź­niły się błoną pod­ło­ści

Ste­fan Żerom­ski

Adam D. Rot­feld. Mię­dzy Wscho­dem a Zacho­dem?

Adam D. Rot­feld

Prof. dr hab. Adam D. Rot­feld (ur. w 1938 r.) – spe­cja­li­sta ds. bez­pie­czeń­stwa mię­dzy­na­ro­do­wego, pra­cow­nik naukowo-badaw­czy Wydziału „Artes Libe­ra­les” Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego. Mini­ster Spraw Zagra­nicz­nych RP (2005), dyrek­tor Sztok­holm­skiego Mię­dzy­na­ro­do­wego Insty­tutu Badań nad Poko­jem (1990–2002), czło­nek Kole­gium Dorad­czego Sekre­ta­rza Gene­ral­nego ONZ ds. Roz­bro­je­nia (2006–2011). Wcho­dził w skład Grupy Eks­per­tów Wyso­kiego Szcze­bla NATO (2009–2010) oraz Panelu Wybit­nych Oso­bi­sto­ści OBWE (2014–2015). Odzna­czony m.in. Krzy­żem Wiel­kim Orderu Odro­dze­nia Pol­ski oraz Krzy­żem Ofi­cer­skim Legii Hono­ro­wej.

Mię­dzy Wscho­dem a Zacho­dem?

Na mapie Europy. W powszech­nej świa­do­mo­ści utrwa­lone jest prze­ko­na­nie, że Pol­ska jest poło­żona mię­dzy Wscho­dem a Zacho­dem. Ale czy rze­czy­wi­ście śro­dek Europy znaj­duje się w Pol­sce? Nie­któ­rzy twier­dzą, że leży on na Pod­la­siu w miej­sco­wo­ści Sucho­wola. Jed­nak do cen­trum Europy – a kry­te­riów wyzna­cza­nia tego punktu jest kilka – pre­ten­duje wiele innych miej­sco­wo­ści naszego regionu. Wie­deń i Ber­lin, Praga i Buda­peszt, Bra­ty­sława i Buka­reszt, Kijów i Wilno – wszyst­kie te mia­sta zapew­niają przy­jezd­nych, że to one wła­śnie są poło­żone w środku Europy. Łatwiej wyzna­czyć geo­me­tryczny śro­dek Pol­ski. Znaj­duje się on na tra­sie Łódź–Kutno, w miej­sco­wo­ści Pią­tek, co doku­men­tuje posta­wiony na ryneczku sto­sowny pomnik z napi­sem: Geo­me­tryczny śro­dek Pol­ski. Jed­nak to nie geo­gra­fia ani geo­me­tria, ale poli­tyka, histo­ria i kul­tura wyzna­czają miej­sce szcze­gólne naszemu regio­nowi, w tym rów­nież i Pol­sce. W Austrii odra­dza się poję­cie Mit­te­leu­ropa, a różne śro­do­wi­ska z nostal­gią wspo­mi­nają spe­cy­ficzną kul­turę miesz­kań­ców Europy Środ­ko­wej.

Miej­sce Pol­ski na mapie Europy w ciągu ostat­niego stu­le­cia się zmie­niało. Gra­nice usta­lone decy­zjami kon­fe­ren­cji wer­sal­skiej i póź­niej­szego roz­woju wypad­ków po I woj­nie świa­to­wej ina­czej okre­śliły tery­to­rium II Rze­czy­po­spo­li­tej niż ten obszar, który zwy­cię­skie mocar­stwa pod­dały pol­skiemu zwierzch­nic­twu tery­to­rial­nemu po II woj­nie świa­to­wej – na pod­sta­wie kon­fe­ren­cji pocz­dam­skiej i dwu­stron­nych trak­ta­tów pod­pi­sa­nych przez Pol­skę ze wszyst­kimi sąsia­dami. Jak­kol­wiek po nowej Wio­śnie Ludów końca XX w. (1989–1991) geo­gra­ficz­nie miej­sce Pol­ski na mapie Europy i jej gra­nice pozo­stały nie­zmienne, to rady­kal­nie zmie­niło się jej oto­cze­nie mię­dzy­na­ro­dowe. Zamiast trzech gra­ni­czą­cych z Pol­ską państw (Związku Radziec­kiego na wscho­dzie, Nie­miec­kiej Repu­bliki Demo­kra­tycz­nej na zacho­dzie i Cze­cho­sło­wa­cji na połu­dniu) – poja­wiło się sied­miu nowych sąsia­dów: na gra­nicy pół­nocno-wschod­niej – Fede­ra­cja Rosyj­ska i Litwa; na wscho­dzie – Bia­ło­ruś i Ukra­ina; na połu­dniu – Cze­chy i Sło­wa­cja; i na zacho­dzie – Repu­blika Fede­ralna Nie­miec.

Wła­dze III RP sta­nęły wobec koniecz­no­ści okre­śle­nia nowych prio­ry­te­tów i nowych zadań poli­tyki zagra­nicz­nej. Doty­czyło to zarówno Nie­miec i Rosji (w pierw­szej kolej­no­ści), jak i wszyst­kich pozo­sta­łych sąsia­dów.

Nic o nas bez nas. Nowe rela­cje z Niem­cami zostały opi­sane – jesz­cze przed wej­ściem Pol­ski do Unii Euro­pej­skiej – we wspól­nym liście, który sygno­wali mini­stro­wie spraw zagra­nicz­nych RP w rzą­dach nie­pod­le­głej Pol­ski z lat 1989–2004. W liście tym czy­tamy: „Pod­stawą sto­sun­ków mię­dzy naszymi pań­stwami jest trak­tat o dobrym sąsiedz­twie i przy­ja­znej współ­pracy; obej­muje on różne płasz­czy­zny – poli­tyczną, spo­łeczną, prawną, gospo­dar­czą, kul­tu­ralną i cywi­li­za­cyjną. Umoż­li­wia też – po wej­ściu Pol­ski do UE – przej­ście w dwu­stron­nych sto­sun­kach do nowej for­muły part­ner­stwa i wspól­nego kształ­to­wa­nia poli­tyki euro­pej­skiej i glo­bal­nej (…). Jest to dzieło i zasługa wszyst­kich kolej­nych rzą­dów. Trak­tu­jemy je jako doro­bek i wielką wspólną szansę oraz zobo­wią­za­nie do nowego otwar­cia w sto­sun­kach mię­dzy Pol­ską a Niem­cami, bez wza­jem­nych uprze­dzeń i rosz­czeń, z myślą o wspól­nej euro­pej­skiej przy­szło­ści”. List ten był zamiesz­czony w publi­ka­cji pt. Pro­blem repa­ra­cji, odszko­do­wań i świad­czeń w sto­sun­kach pol­sko-nie­miec­kich 1944–2004.

Prze­sła­nie zawarte w tek­ście pod­pi­sa­nym przez osoby o tak róż­nym rodo­wo­dzie poli­tycz­nym, jak Wła­dy­sław Bar­to­szew­ski i Wło­dzi­mierz Cimo­sze­wicz, Bro­ni­sław Gere­mek i Andrzej Ole­chow­ski, Dariusz Rosati i Krzysz­tof Sku­bi­szew­ski, miało już wtedy – w 2004 r. – swoją war­tość i zna­cze­nie. I zacho­wuje je po dziś dzień.

Po trans­for­ma­cji ustro­jo­wej sprawą klu­czową dla nowej Pol­ski było defi­ni­tywne potwier­dze­nie nie­na­ru­szal­no­ści gra­nicy na Odrze i Nysie Łużyc­kiej. Dla Nie­miec taką sprawą było nato­miast przy­wró­ce­nie jed­no­ści narodu nie­miec­kiego. Waż­nym kro­kiem na tej dro­dze był pol­ski udział w roz­mo­wach dwóch państw nie­miec­kich i czte­rech wiel­kich mocarstw („dwa plus cztery”), które uzgod­niły for­mułę poko­jo­wego zjed­no­cze­nia Nie­miec. Dla pol­skiego mini­stra spraw zagra­nicz­nych Krzysz­tofa Sku­bi­szew­skiego i pre­miera Tade­usza Mazo­wiec­kiego było oczy­wi­ste, że Pol­ska – jako pierw­sza ofiara hitle­row­skiej poli­tyki agre­sji – powinna być obecna przy stole, gdzie zapadną decy­zje o osta­tecz­nych poli­tycz­nych roz­wią­za­niach likwi­du­ją­cych skutki II wojny świa­to­wej. Udział Pol­ski w tej czę­ści kon­fe­ren­cji, która miała zna­cze­nie dla naszych rela­cji z zachod­nim sąsia­dem, był wyra­zem nowej poli­tycz­nej filo­zo­fii. Można ją spro­wa­dzić do pro­stej for­muły: „Nic o nas bez nas”.

Poli­tyka zagra­niczna Pol­ski po 1989 r. Po odrzu­ce­niu kon­cep­cji „ogra­ni­czo­nej suwe­ren­no­ści” demo­kra­tyczna Pol­ska obrała kurs na ści­słe powią­za­nie z demo­kra­tyczną wspól­notą państw zachod­nich, zwłasz­cza ze Sta­nami Zjed­no­czo­nymi, insty­tu­cjami inte­gra­cji euro­pej­skiej oraz Orga­ni­za­cją Paktu Pół­noc­no­atlan­tyc­kiego. Punk­tem wyj­ścia do for­mu­ło­wa­nia nowych prio­ry­te­tów pol­skiej poli­tyki zagra­nicz­nej były kry­te­ria, które mini­ster spraw zagra­nicz­nych Sku­bi­szew­ski zde­fi­nio­wał na forum Sejmu (29 kwiet­nia 1993) w spo­sób nastę­pu­jący:

„Po pierw­sze, utrzy­ma­nie i inten­sy­fi­ka­cja inte­gro­wa­nia się Pol­ski z insty­tu­cjami euro­pej­skimi i euro­atlan­tyc­kimi;

po dru­gie, umac­nia­nie bez­pie­czeń­stwa Pol­ski;

po trze­cie, zacie­śnie­nie dwu­stron­nej poli­tycz­nej i gospo­dar­czej współ­pracy z pań­stwami zachod­nimi;

po czwarte, roz­wój sto­sun­ków z pań­stwami sąsiedz­kimi, w tym aktywna poli­tyka wschod­nia;

po piąte, budo­wa­nie pozy­cji Pol­ski w Euro­pie Środ­ko­wej rów­nież w ugru­po­wa­niach regio­nal­nych”.

Tak zary­so­wany pro­gram i kie­runki dzia­ła­nia były kon­se­kwent­nie reali­zo­wane, jak­kol­wiek w tym cza­sie woj­ska radziec­kie na­dal sta­cjo­no­wały na pol­skiej ziemi. Ostatni żoł­nierz radziecki opu­ścił Pol­skę 17 wrze­śnia 1993 r. Była to sym­bo­liczna data: 54 lata wcze­śniej – 17 wrze­śnia 1939 r. – Armia Czer­wona w poro­zu­mie­niu z hitle­row­ską III Rze­szą doko­nała inwa­zji na Pol­skę. W ten spo­sób wzięła udział w „IV roz­bio­rze”, zgod­nie z taj­nym pro­to­ko­łem do paktu Rib­ben­trop–Moło­tow, który został pod­pi­sany w Moskwie 23 sierp­nia 1939 r.

Innymi słowy, w histo­rycz­nie krót­kim cza­sie demo­kra­tyczna Pol­ska zerwała ze sta­tu­sem pań­stwa sate­lic­kiego i zależ­nego. Doko­nała wyboru na rzecz Europy zjed­no­czo­nej, opar­tej na wspól­nych war­to­ściach, na respek­to­wa­niu przy­ję­tych zasad, norm i zobo­wią­zań. Z jed­nej strony poli­tyka ta ozna­czała fun­da­men­talną zmianę, ale z dru­giej – była też wyra­zem cią­gło­ści – powrotu do korzeni i tra­dy­cji pań­stwa, które od wie­ków powią­zane było z euro­pej­ską cywi­li­za­cją i sta­nowi jej inte­gralną część.

Rela­cje z sąsia­dami. Nie byłoby nowego typu rela­cji z sąsia­dami opar­tych na posza­no­wa­niu zasad suwe­ren­no­ści i inte­gral­no­ści tery­to­rial­nej bez dwu­stron­nych trak­ta­tów Nie­miec z Moskwą (1970) i War­szawą (1970), bez poro­zu­mień mię­dzy oboma pań­stwami nie­miec­kimi, bez ogól­no­eu­ro­pej­skiej kon­fe­ren­cji w Hel­sin­kach (1975) i bez wielu innych uzgod­nień, które otwie­rały drogę do wie­lo­stron­nego budo­wa­nia fun­da­men­tów euro­pej­skiego sys­temu bez­pie­czeń­stwa. Począt­kowo w Kon­fe­ren­cji Bez­pie­czeń­stwa i Współ­pracy w Euro­pie uczest­ni­czyły 33 pań­stwa Europy oraz USA i Kanada. Z cza­sem utwo­rzono stałą insty­tu­cję – Orga­ni­za­cję Bez­pie­czeń­stwa i Współ­pracy w Euro­pie – z udzia­łem pięć­dzie­się­ciu sied­miu państw Europy, Azji Środ­ko­wej i Ame­ryki Pół­noc­nej.

Przy­wódcy na Kremlu – ini­cja­to­rzy tego pro­cesu – sta­wiali sobie począt­kowo za cel uzgod­nie­nie doku­mentu, który sta­no­wiłby namiastkę trak­tatu poko­jo­wego z Niem­cami, a zara­zem zapew­niał Związ­kowi Radziec­kiemu for­mal­no­prawne potwier­dze­nie swo­jej strefy wpły­wów na obsza­rze pod­da­nym radziec­kiej domi­na­cji zgod­nie z decy­zjami wiel­kiej trójki – Win­stona Chur­chilla, Fran­klina D. Roose­velta i Józefa Sta­lina – pod­ję­tymi pod­czas kon­fe­ren­cji w Jał­cie (1945). Demo­kra­tyczne pań­stwa Zachodu poj­mo­wały nato­miast pro­ces zapo­cząt­ko­wany w Hel­sin­kach jako punkt wyj­ścia do dyna­micz­nych prze­mian ustro­jo­wych w Euro­pie Środ­ko­wej i Wschod­niej.

O nowym miej­scu Pol­ski w Euro­pie zde­cy­do­wało to, że to wie­lo­mi­lio­nowy ruch „Soli­dar­no­ści” zapo­cząt­ko­wał demo­kra­tyczne pro­cesy prze­mian w całym regio­nie. Dwaj przy­wódcy – Lech Wałęsa w Pol­sce i Michaił Gor­ba­czow w ZSRR – uosa­biali siły, które pod­wa­żyły stary porzą­dek.

Zmiany w rela­cjach Pol­ski z sąsia­dami na wscho­dzie nawią­zy­wały do kon­cep­cji okre­śla­nej skró­towo jako UBL (Ukra­ina, Bia­ło­ruś, Litwa), któ­rej twór­cami byli Juliusz Mie­ro­szew­ski i Jerzy Gie­droyc z pary­skiej „Kul­tury”. Ich wizja zakła­dała rów­nież uło­że­nie nowego typu sto­sun­ków Pol­ski z Niem­cami i Rosją. Miały się one opie­rać na przy­ję­ciu zasad suwe­ren­nej rów­no­ści i wspól­nych euro­pej­skich war­to­ści oraz posza­no­wa­nia wza­jem­nych inte­re­sów.

W sto­sun­kach z Niem­cami odbi­ciem nowej rze­czy­wi­sto­ści są dwa fun­da­men­talne poro­zu­mie­nia, jakie Pol­ska zawarła z Niem­cami po zjed­no­cze­niu: układ gra­niczny (1990) i Trak­tat o dobrym sąsiedz­twie i przy­ja­znej współ­pracy (1991). W tej for­mie 2 demo­kra­tyczne, nie­pod­le­głe i suwe­renne pań­stwa – Pol­ska i Niemcy – ure­gu­lo­wały w spo­sób dobro­wolny zło­żone i obcią­żone tra­giczną histo­rią sto­sunki. Zapo­wia­dało to – by użyć słów Sku­bi­szew­skiego – two­rze­nie pol­sko-nie­miec­kiej „wspól­noty inte­re­sów”. Niemcy – będące wcze­śniej pań­stwem wro­gim – stały się dla Pol­ski bramą do Europy. Ich kolejne demo­kra­tycz­nie wybie­rane rządy podej­mo­wały ponad­par­tyjne stra­te­giczne decy­zje, które otwie­rały Pol­sce per­spek­tywę wej­ścia do trans­atlan­tyc­kich struk­tur. Wyra­zem jako­ścio­wej zmiany miej­sca Pol­ski w trans­atlan­tyc­kiej wspól­no­cie demo­kra­tycz­nych państw było przy­ję­cie naszego kraju w 1999 r. do NATO (North Atlan­tic Tre­aty Orga­ni­sa­tion), a w 5 lat póź­niej – 1 maja 2004 r. – do UE. W ten spo­sób została ukształ­to­wana nowa prze­strzeń poli­tyczno-prawna i kul­tu­rowo-gospo­dar­cza, któ­rej Pol­ska stała się inte­gralną czę­ścią skła­dową. Cemen­tują je takie war­to­ści, jak respek­to­wa­nie rzą­dów prawa, wolny rynek, posza­no­wa­nie demo­kra­cji, wol­ność wypo­wie­dzi, sys­tem wie­lo­par­tyjny i prze­strze­ga­nie praw czło­wieka.

Bezpie­czeń­stwo zewnętrzne. W rela­cjach z sąsia­dami histo­ria i pamięć histo­ryczna mają istotne zna­cze­nie. Sto­sunki pol­sko-nie­miec­kie są przy­kła­dem, że prze­zwy­cię­ża­nie odwiecz­nych ste­reo­ty­pów, resen­ty­men­tów i wro­go­ści jest moż­liwe i sku­teczne, jeśli prawda histo­ryczna nie jest zakła­my­wana lub prze­mil­czana. W efek­cie Pol­ska i Niemcy wyko­rzy­stały nie­po­wta­rzalną szansę, aby wyjść z zaklę­tego kręgu wro­go­ści i napięć. Ina­czej uło­żyły się rela­cje z Rosją. Z pol­skiej per­spek­tywy naj­bar­dziej pożą­dane byłoby takie uło­że­nie sto­sun­ków w trój­ką­cie Pol­ska–Niemcy–Rosja, aby rela­cje mię­dzy War­szawą a Ber­li­nem i Moskwą były rów­nie dobre jak te, które łączą Niemcy i Rosję. Byłoby to moż­liwe, gdyby Rosja w swej stra­te­gii sta­nęła na grun­cie respek­to­wa­nia uni­wer­sal­nych war­to­ści i weszła na drogę demo­kra­ty­za­cji wewnętrz­nej i bez­pie­czeń­stwa opar­tego na współ­pracy, a nie zastra­sza­niu sąsia­dów i pró­bach usta­na­wia­nia nowych stref wpły­wów.

W sumie bieg histo­rii spra­wił, że odwieczny pol­ski dyle­mat: czy kształ­to­wać bez­pie­czeń­stwo wspól­nie z Rosją prze­ciwko Niem­com, czy z Niem­cami prze­ciw Rosji, czy też – jak w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym – balan­so­wać mię­dzy Rosją a Niem­cami, prze­stał ist­nieć. Pol­ska nie stoi dziś wobec koniecz­no­ści doko­ny­wa­nia takich wybo­rów. Zagro­że­nia i ryzyka w dru­giej deka­dzie XXI w. mają inną naturę niż te, które okre­ślały śro­do­wi­sko bez­pie­czeń­stwa Pol­ski w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym czy też w powo­jen­nym pół­wie­czu.

Dziś „jabł­kiem nie­zgody” w rela­cjach mię­dzy Pol­ską a Rosją jest jej sto­su­nek do Ukra­iny i prawa narodu ukra­iń­skiego do podej­mo­wa­nia suwe­ren­nych decy­zji w spra­wie wyboru drogi roz­woju wewnętrz­nego. W odpo­wie­dzi na nowe zagro­że­nia umoc­niona została pół­nocno-wschod­nia flanka NATO, która obej­muje tery­to­ria Pol­ski oraz trzech państw bał­tyc­kich – Esto­nii, Litwy i Łotwy. Ory­gi­nal­nym pol­skim wkła­dem do wspól­nej poli­tyki obrony prze­strzeni powietrz­nej państw bał­tyc­kich – w ramach unij­nej akcji Bal­tic Air Poli­cing – była misja „Orlik”. Sta­no­wiła ona ele­ment pol­skiego woj­sko­wego zaan­ga­żo­wa­nia na rzecz bez­pie­czeń­stwa całego regionu. Pol­ska należy – obok Sta­nów Zjed­no­czo­nych, Kanady, Fran­cji i Nie­miec oraz Wiel­kiej Bry­ta­nii – do grupy państw, które aktyw­nie prze­ciw­dzia­łają pró­bom eska­la­cji kon­fliktu na Ukra­inie. Głów­nym wyzwa­niem dla demo­kra­tycz­nej wspól­noty państw euro­pej­skich w dłu­go­fa­lo­wej per­spek­ty­wie jest umac­nia­nie pod­ję­tych na Ukra­inie reform i neu­tra­li­zo­wa­nie rosyj­skich prób uczy­nie­nia z niej pań­stwa sła­bego, dys­funk­cjo­nal­nego, zde­sta­bi­li­zo­wa­nego i upa­da­ją­cego.

Powrót w dru­giej deka­dzie XXI w. do sta­rej kon­cep­cji Kle­mensa L.W. Met­ter­ni­cha two­rze­nia nowego „kon­certu mocarstw” i stref zło­żo­nych z państw wasal­nych świad­czy o tym, że w dzi­siej­szej Rosji o poli­tyce, która powinna być skie­ro­wana ku przy­szło­ści, czyn­ni­kiem decy­du­ją­cym jest nostal­gia za prze­szło­ścią.

Z tej per­spek­tywy dla bez­pie­czeń­stwa Pol­ski istotne były 2 jako­ściowo nowe aspekty. Pierw­szy spro­wa­dzał się do uwzględ­nie­nia faktu, że o bez­pie­czeń­stwie państw decy­dują w dzi­siej­szym świe­cie w coraz więk­szej mie­rze ryzyka i zagro­że­nia wewnętrzne, a nie tylko groźba napa­ści zewnętrz­nej. Jak­kol­wiek tra­dy­cyj­nych zagro­żeń nie należy igno­ro­wać. Ich skraj­nym prze­ja­wem jest agre­sywna poli­tyka sąsia­dów, któ­rej przy­kła­dem jest powrót Rosji do impe­rial­nej kon­cep­cji narzu­ca­nia pań­stwom małym i śred­nim „stref wpły­wów” czy też trak­to­wa­nia inte­re­sów wiel­kich mocarstw w spo­sób uprzy­wi­le­jo­wany. Jed­nak głów­nym czyn­ni­kiem decy­dującym o pozy­cji państw w dzi­siej­szym świe­cie jest ich potęga i poten­cjał – poj­mo­wany w spo­sób bar­dzo sze­roki: inno­wa­cyj­ność, nowe tech­no­lo­gie, gospo­darka, wewnętrzna sta­bil­ność i opty­malne wyko­rzy­sta­nie zaso­bów – nie tylko surow­co­wych, ale przede wszyst­kim kapi­tału ludz­kiego (poten­cjału inte­lek­tu­al­nego) – oraz rola, jaką pań­stwa te odgry­wają w mię­dzy­na­ro­do­wym podziale pracy.

Dru­gim, istot­nym czyn­ni­kiem deter­mi­nu­ją­cym pozy­cję państw jest współ­za­leż­ność, co w przy­padku Pol­ski i innych państw Europy Środ­kowo-Wschod­niej ozna­cza trwałe zako­twi­cze­nie w struk­tu­rach i insty­tu­cjach wspól­noty trans­atlan­tyc­kiej. Jed­nak bez­pie­czeń­stwa naro­do­wego ani międzynaro­do­wego nie należy utoż­sa­miać z insty­tu­cjami. Są one istotne o tyle, o ile pań­stwa umieją wyko­rzy­stać ich siły moto­ryczne, mecha­ni­zmy insty­tu­cjo­nalne oraz ener­gię i poten­cjał inte­gra­cyjny. Struk­tury i insty­tu­cje w ode­rwa­niu od poli­tyki państw są jak wir­nik w sil­niku, który w sta­nie spo­czynku nie wytwa­rza prądu. Insty­tu­cje, które nie speł­niają ocze­ki­wań i prze­stają być sku­tecz­nym instru­men­tem reali­za­cji celów, do jakich zostały powo­łane, są stop­niowo mar­gi­na­li­zo­wane i obumie­rają.

Z pol­skiego punktu widze­nia obie trans­atlan­tyc­kie insty­tu­cje speł­niły pokła­dane w nich nadzieje: nie tylko wyklu­czyły uży­cie siły w sto­sun­kach mię­dzy sobą, ale także zapo­bie­gają wiel­kiej woj­nie w Euro­pie oraz poza obsza­rem państw, które należą do NATO i UE. W odróż­nie­niu od zna­nych z prze­szło­ści alian­sów insty­tu­cje trans­atlan­tyc­kie łączą ele­menty soju­szu poli­tyczno-woj­sko­wego i orga­ni­za­cji bez­pie­czeń­stwa zbio­ro­wego. Powięk­sza­nie liczby człon­ków tych insty­tu­cji i ich roz­sze­rza­nie na wschód przy­czy­niło się sku­tecz­nie do zwięk­sze­nia funk­cji pre­wen­cyj­nej i sta­bi­li­za­cyj­nej.

Miej­sce w świe­cie. Wbrew obie­go­wej opi­nii – to nie tylko prze­szłość i teraź­niej­szość kształ­tują przy­szłość. To nasze wizje i wyobra­że­nia o przy­szło­ści wpły­wają w znacz­nej mie­rze na nasze myśle­nie i pro­ces podej­mo­wa­nia decy­zji. Od tego, jak wyobra­żamy sobie przy­szłe rela­cje z bliż­szymi i dal­szymi sąsia­dami, zależy nasza dzi­siej­sza poli­tyka wobec tych państw. Pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych, gen. Dwi­ght Eisen­ho­wer – na pod­sta­wie swo­ich doświad­czeń dowódcy w cza­sie II wojny świa­to­wej – mówił, że „plany są niczym, ale pla­no­wa­nie jest wszyst­kim” (Plans are wor­th­less, but plan­ning is eve­ry­thing). Głęb­sza myśl zawarta w tej skró­to­wej for­mule spro­wa­dza się do tego, że wiel­kie pro­jekty mają czę­sto cha­rak­ter abs­trak­cyjny, ode­rwany od życia i nie mają wiel­kiego zna­cze­nia w pro­ce­sie podej­mo­wa­nia decy­zji. Realna poli­tyka wymaga nato­miast połą­cze­nia prag­ma­ty­zmu z wyobraź­nią i racjo­na­li­zmu z ela­stycz­no­ścią. Pozwala to reago­wać na zmiany, jakie przy­nosi życie. Pla­no­wa­nie to stą­pa­nie po ziemi z poczu­ciem odpo­wie­dzial­no­ści i świa­do­mo­ścią celu i kie­runku. Takie poj­mo­wa­nie aksjo­lo­gii spra­wia, że poli­tyka jest nie tyle reak­tywna, co aktywna, twór­cza i sku­teczna.

W sto­sun­kach z naszymi wiel­kimi sąsia­dami – Niem­cami i Rosją – trzy czyn­niki odgry­wają zasad­ni­czą rolę: poten­cjały, pamięć histo­ryczna i war­to­ści, wresz­cie – inte­resy naro­dowe powią­zane z posza­no­wa­niem poczu­cia god­no­ści part­nera. W ciągu minio­nych dwu­dzie­stu sied­miu lat Pol­ska umie­jęt­nie zago­spo­da­ro­wała „prze­strzeń wol­no­ści, bez­pie­czeń­stwa i spra­wie­dli­wo­ści”, jaką stwo­rzyły dla swo­ich człon­ków UE i Pakt Pół­noc­no­atlan­tycki. Pol­ska, podob­nie jak inne pań­stwa regionu Europy Środ­ko­wej, miała w minio­nym ćwierć­wie­czu wyjąt­kową szansę budo­wa­nia nowych rela­cji opar­tych na zaufa­niu, wyzby­tych kom­plek­sów wyż­szo­ści i niż­szo­ści.

Tej szansy Pol­ska nie zmar­no­wała.

Miej­sce Pol­ski we wspól­no­cie naro­dów się zmie­nia. Nie odbywa się to kosz­tem sąsia­dów w wyniku wojen napast­ni­czych ani w wyniku ruchów tek­to­nicz­nych sko­rupy ziem­skiej. Zmie­nia się w wyniku mądrego i odpo­wie­dzial­nego postę­po­wa­nia coraz to now­szych poko­leń, które codzienną pracą i kre­atyw­nym podej­ściem do roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów i podej­mo­wa­nia nowych wyzwań pomna­żają poten­cjał, jaki otrzy­mały w spadku od przod­ków. Świat wkro­czył nie­odwo­łal­nie w post­in­du­strialne czasy robo­ty­za­cji i nowych tech­no­lo­gii infor­ma­tycz­nych. O naszym miej­scu w świe­cie zde­cy­duje to, co jest naj­więk­szym bogac­twem Pol­ski – kapi­tał ludzki, „szare komórki” i zdol­no­ści do wypra­co­wa­nia roz­wią­zań, któ­rych jesz­cze nikt ni­gdy nie wypró­bo­wał, pój­ścia drogą, po któ­rej jesz­cze nikt nie stą­pał. Wymaga to od przy­wód­ców poli­tycz­nych zro­zu­mie­nia, że nauka w XXI w. stała się główną siłą napę­dową roz­woju, a uczeni nie mogą być trak­to­wani w kate­go­rii mędr­ców zamknię­tych w wieży z kości sło­nio­wej.

Miej­sce Pol­ski w świe­cie zależy od nas samych. To, czy i w jakiej mie­rze nowe poko­le­nia Pola­ków zdo­łają wyko­rzy­stać zło­żone w ich ręce przy­sło­wiowe biblijne talenty, będzie zale­żeć od nad­cho­dzą­cej gene­ra­cji, która przej­mie odpo­wie­dzial­ność za Pol­skę.

Andrzej Chwalba. Od upadku do odro­dze­nia

Andrzej Chwalba

Prof. Andrzej Chwalba (ur. w 1949 r.) – histo­ryk, kie­row­nik Zakładu Antro­po­lo­gii Histo­rycz­nej Insty­tutu Histo­rii Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego. Były dzie­kan Wydziału Histo­rycz­nego UJ (1996–1999) oraz pro­rek­tor UJ (1999–2005), wice­pre­zes Pol­skiego Towa­rzy­stwa Histo­rycz­nego. Opu­bli­ko­wał ponad trzy­dzie­ści ksią­żek, m.in. Histo­rię Pol­ski 1795–1918 (2000), Kra­ków w latach 1939–1945 (2002), Legiony Pol­skie 1914–1918 (2018), Wielką wojnę Pola­ków 1914–1918 (2018). Lau­reat kil­ku­na­stu nagród. Pomy­sło­dawca i współ­or­ga­ni­za­tor kon­gre­sów zagra­nicz­nych bada­czy dzie­jów Pol­ski.

Od upadku do odro­dze­nia

W 1795 r. I Rzecz­po­spo­lita prze­szła do histo­rii. Jej dotych­czas roz­le­głe miej­sce w Euro­pie Środ­ko­wej i Środ­kowo-Wschod­niej zajęły 3 mocar­stwa, które doko­nały osta­tecz­nego roz­bioru, czyli Prusy, Austria i Rosja. Wyda­rze­nie to miało miej­sce w okre­sie wiel­kich prze­obra­żeń w Euro­pie, w cza­sie rewo­lu­cji oraz szybko postę­pu­ją­cych zmian poli­tycz­nych i kul­tu­ro­wych. Wszystko to pro­wa­dziło też do istot­nych zmian na jej mapie. Poza Rze­czy­po­spo­litą upa­dły wów­czas tak znane pań­stwa repu­bli­kań­skie, jak Genua i Wene­cja, a samo­dziel­ność utra­ciły nie­które pań­stwa nie­miec­kie. W decy­du­ją­cym zde­rze­niu mię­dzy agre­syw­nymi monar­chiami abso­lut­nymi a siłami rewo­lu­cji nie było miej­sca na pań­stwa sta­rego typu, które co prawda pod­jęły odważne dzieło reform wewnętrz­nych, ale uczy­niły to zbyt późno, nie były więc już w sta­nie zacho­wać suwe­ren­no­ści.

Różne kon­cep­cje odzy­ska­nia suwe­ren­no­ści. Wielu Pola­ków nie pogo­dziło się z wyro­kiem 1795 r. Dla nich wol­ność naro­dowa i suwe­ren­ność pań­stwowa były war­to­ściami, któ­rymi się nie han­dluje, które są ponad pry­wat­nymi ambi­cjami i inte­re­sami. Przy­wódcy narodu podej­mo­wali dzia­ła­nia poli­tyczne i mili­tarne, które miały przy­wró­cić Euro­pie Rzecz­po­spo­litą. Przez cały wiek XIX testo­wano różne spo­soby i metody, aby to osią­gnąć. Nie­któ­rzy pol­scy poli­tycy i woj­skowi uwa­żali, że tylko powsta­nie naro­dowe prze­ciwko zabor­com przy­nie­sie odro­dze­nie pań­stwo­wo­ści. Nie potra­fili jed­nak uzgod­nić zasięgu tery­to­rial­nego pla­no­wa­nych powstań. Czy należy je orga­ni­zo­wać prze­ciwko trzem zabor­com, czy tylko prze­ciwko jed­nemu? Opty­mi­ści nie wyklu­czali suk­cesu powsta­nia trój­za­bo­ro­wego. Scep­tycy uwa­żali nato­miast, że ze względu na róż­nice poten­cjału powsta­nie prze­ciwko trzem pań­stwom nie może zakoń­czyć się powo­dze­niem. Jako koronny przy­kład przy­wo­ły­wali powsta­nie kościusz­kow­skie z 1794 r. Począt­kowo jedy­nym prze­ciw­ni­kiem była Rosja i to stwa­rzało szansę na suk­ces. Jed­nak już po nie­dłu­gim cza­sie prze­ciwko powstań­com Tade­usza Kościuszki wystą­piła armia pru­ska, a pod koniec powsta­nia – zajęta wojną z rewo­lu­cyjną Fran­cją – dotych­czas neu­tralna Austria rów­nież wysłała kon­tyn­gent do walki z insu­rek­cją. W takiej sytu­acji nie było już szans na zwy­cię­stwo.

Czy „Z Szlachtą pol­ską – pol­ski Lud”? Dys­ku­to­wano rów­nież nad spo­łecz­nym cha­rak­te­rem powstań. Czy powinni wziąć w nich udział tylko uprzy­wi­le­jo­wani i wykształ­ceni na czele ze szlachtą i miesz­czań­stwem, czy rów­nież masy chłop­skie? Do 1830 r. z reguły uwa­żano, że chłop­scy pod­dani nie powinni być anga­żo­wani do udziału we wspól­nej walce, bo inna jest ich rola spo­łeczna. Ponadto nie są zazna­jo­mieni z bro­nią, dla­tego nie potra­fią sku­tecz­nie wal­czyć na polu bitwy. Zwo­len­nicy wojny ludo­wej twier­dzili nato­miast, powo­łu­jąc się na powsta­nie kościusz­kow­skie, że w zwy­cię­skiej bitwie z woj­skami rosyj­skimi pod Racła­wi­cami w 1794 r. uczest­ni­czyli chłop­scy powstańcy i wyka­zali się boha­ter­stwem. Naj­bar­dziej zasłu­żeni w nagrodę otrzy­mali nowe nazwi­ska i tytuły szla­chec­kie. Chłop­ska broń, a mia­no­wi­cie osa­dzone na sztorc kosy, oka­zała się groźna i sku­teczna. Kosa i chłop­ska suk­mana z cza­sem ule­gły mito­lo­gi­za­cji, sta­jąc się pol­ską reli­kwią naro­dową i dowo­dem, że chłop­scy pod­dani, wła­ści­wie dowo­dzeni i obda­rzeni wol­no­ścią, potra­fią god­nie i męż­nie sta­wać w boju. Mit o tych, co „żywią i bro­nią”, jesz­cze nie raz miał za zada­nie pobu­dzać chło­pów do walki o Pol­skę. Prak­tyczne jego oddzia­ły­wa­nie pozo­sta­wiało jed­nak wiele do życze­nia.

Po prze­gra­nym powsta­niu listo­pa­do­wym pol­scy poli­tycy, któ­rzy udali się na emi­gra­cję – głów­nie do Fran­cji – coraz czę­ściej wyra­żali prze­ko­na­nie, że przy­szłe powsta­nie, jeśli ma być zwy­cię­skie, musi być ogól­no­na­ro­dowe, zor­ga­ni­zo­wane w zgo­dzie z roman­tycz­nym hasłem: „Z Szlachtą pol­ską – pol­ski Lud”. Ozna­czało to, że przy­szła wojna ludowa, w któ­rej po stro­nie powstań­ców staną tysięczne rze­sze chłop­skie, powinna przy­nieść pozy­tywne efekty. Tak się jed­nak nie stało. Nie mogło być ina­czej. Po pierw­sze, chłop z kosą nie mógł sku­tecz­nie się bić z regu­lar­nymi armiami zabor­ców uzbro­jo­nymi w kara­biny i armaty. Po dru­gie, chłopi czę­sto nie byli uświa­do­mieni naro­dowo. Ponadto mię­dzy nimi a szlachtą ist­niał silny kon­flikt spo­łeczny. Chłopi więc w tym spo­rze czę­sto widzieli sojusz­ni­ków w monar­chach państw zabor­czych, co prze­kre­ślało nadzieje elit naro­do­wych na suk­ces. Dobrym tego przy­kła­dem były wyda­rze­nia w Gali­cji z 1846 r., kiedy to pla­no­wane powsta­nie zostało uda­rem­nione przez krwawy kon­flikt mię­dzy chło­pami a szlachtą. Ci pierwsi, poparci przez zaborcę, szybko roz­pra­wili się z nie­pod­le­gło­ścio­wymi marze­niami elit.

Elity zro­zu­miały, że suk­ces w walce z zabor­cami sta­nie się realny tylko za sprawą wie­lo­let­niej, sys­te­ma­tycz­nej pracy edu­ka­cyj­nej wśród ludu pro­wa­dzą­cej do prze­ko­na­nia go, że sta­nowi wraz z innymi war­stwami naród pol­ski. Ale do kolej­nego powsta­nia, które wybu­chło w stycz­niu 1863 r., nie­wiele w tej mate­rii udało się uzy­skać. Rewo­lu­cyjni przy­wódcy powsta­nia uwie­rzyli, że choć chłopi nie są uświa­do­mieni, to jed­nak, gdy otrzy­mają na wła­sność upra­wianą przez sie­bie zie­mię, chęt­nie staną do walki prze­ciwko woj­skom rosyj­skim. Nie­stety, powstań­com nie udało się prze­pro­wa­dzić uwłasz­cze­nia chło­pów. Tylko nie­liczni spo­śród nich zwią­zali swój los z pol­ską ideą nie­pod­le­gło­ściową. Dopiero po kolej­nej prze­gra­nej pol­skie elity przy­stą­piły do sys­te­ma­tycz­nej i upo­rczy­wie pro­wa­dzo­nej pracy poli­tycz­nej wśród pol­sko­ję­zycz­nego ludu, aby uczy­nić go pol­skim, nie tylko z języka, ale i z prze­ko­na­nia. Wspie­rali ich w tej pracy duchowni Kościoła rzym­sko­ka­to­lic­kiego, któ­rego pozy­cja umoc­niła się nie tylko jako insty­tu­cji reli­gij­nej, ale i naro­do­wej.

Do 1914 r. pro­ces una­ro­do­wie­nia ludu nie został zakoń­czony z wyjąt­kiem ziem zaboru pru­skiego, naj­bar­dziej roz­wi­nię­tego eko­no­micz­nie i kul­tu­rowo, gdzie pol­ska lud­ność – nie­za­leż­nie od majątku i wykształ­ce­nia – czuła się pol­ską, świa­do­mie gło­su­jąc w wybo­rach na swo­ich kan­dy­da­tów. W końcu XIX w. pol­ska idea naro­dowa dotarła do pol­sko­ję­zycz­nych śro­do­wisk na Gór­nym Ślą­sku, które – zacho­wu­jąc poczu­cie regio­nal­nej odręb­no­ści – opo­wie­działy się za pol­sko­ścią. Znaczne postępy w dziele una­ro­do­wie­nia odno­to­wano w zabo­rze austriac­kim, w Gali­cji i na Ślą­sku Cie­szyń­skim, gdzie pozy­tywną rolę ode­grał ruch ludowy kie­ro­wany m.in. przez świa­tłych chło­pów na czele z Win­cen­tym Wito­sem oraz ruch socja­li­styczny z Igna­cym Daszyń­skim. Sła­biej postępy w tym zakre­sie zazna­czyły się wśród pol­skiego ludu w Kró­le­stwie Pol­skim nale­żą­cym do Rosji, ze względu na słabo roz­wi­nięte szkol­nic­two i nie­ko­rzystne warunki poli­tyczne dla pracy naro­do­wej. Naj­więk­sze trud­no­ści wystę­po­wały w pol­sko­ję­zycz­nych, kato­lic­kich powia­tach na Litwie i Bia­ło­rusi, ze względu na to, że były to obszary opóź­nione pod wzglę­dem cywi­li­za­cyj­nym i kul­tu­ro­wym, a lud­ność pol­ska była prze­mie­szana z litew­ską, łotew­ską, bia­ło­ru­ską i ukra­iń­ską.

W sumie w momen­cie wybu­chu Wiel­kiej Wojny 1914 r. zde­cy­do­wana więk­szość lud­no­ści pol­sko­ję­zycz­nej pra­gnęła odro­dze­nia Pol­ski, acz­kol­wiek pra­wie wszy­scy zda­wali sobie sprawę, że będzie to trudne, a bez sprzy­ja­ją­cej kon­ste­la­cji poli­tycz­nej w Euro­pie – nie­moż­liwe. Ozna­czało to, że lud uznał dotych­cza­sową histo­rię Pol­ski za wła­sną i pra­gnął mieć swój udział w dal­szych dzie­jach. Był to wielki kapi­tał, z któ­rego przy­wódcy naro­dowi mogli korzy­stać.

„Za wol­ność naszą i waszą”. Obok poli­ty­ków i woj­sko­wych sta­wia­ją­cych na samo­dzielną pol­ską akcję nie bra­ko­wało takich, któ­rzy prze­ko­ny­wali, że samo­dzielny ruch powstań­czy bez popar­cia ludów Europy nie ma szans powo­dze­nia. Już pod­czas powsta­nia 1794 r. sfor­mu­ło­wano prze­sła­nie: „Za wol­ność naszą i waszą”. Ape­lo­wano o soli­dar­ność ludów w walce prze­ciwko abso­lut­nym monar­chiom, prze­ciwko – jak powia­dano – tyra­nom. Hasło to pod­chwy­cili rewo­lu­cjo­ni­ści w innych kra­jach Europy, uzna­jąc je za wła­sne i soli­da­ry­zu­jąc się z walką pol­skich powstań­ców. Dzięki roman­ty­kom euro­pej­skim idea, która naro­dziła się nad Wisłą i Nie­mnem, stała się powszechną. Swój naj­lep­szy czas zapi­sała w cza­sie Wio­sny Ludów. Z tym hasłem na ustach szli do boju euro­pej­scy rewo­lu­cjo­ni­ści wal­czący o prawo do wol­no­ści poli­tycz­nych, nie­pod­le­gło­ści naro­do­wej, udziału we wła­dzy, god­nego życia. Nie­jed­no­krot­nie – jak na Węgrzech, w pań­stwach nie­miec­kich, w Pie­mon­cie i na Sycy­lii – do boju pro­wa­dzili ich powstańcy 1831 r. Hasło to towa­rzy­szyło walce Kre­oli prze­ciwko Hisz­pa­nii o nie­pod­le­głość państw i naro­dów Ame­ryki Łaciń­skiej. Hasłem „za wol­ność naszą i waszą”, które stało się spo­iwem wie­lo­na­ro­do­wych Indii, posłu­gi­wał się Mahatma Gan­dhi.

W epoce roman­ty­zmu pol­scy rewo­lu­cjo­ni­ści dzia­łali na emi­gra­cji w wielu mię­dzy­na­ro­do­wych orga­ni­za­cjach kie­ro­wa­nych m.in. przez Giu­seppe Maz­zi­niego, a póź­niej Giu­seppe Gari­bal­diego. Rewo­lu­cjo­ni­ści euro­pej­scy, w tym Włosi, Niemcy, Fran­cuzi, zgod­nie z hasłem „za wol­ność naszą i waszą” wal­czyli obok pol­skich powstań­ców i ginęli, jak choćby w powsta­niu stycz­nio­wym. Narody euro­pej­skie, sku­pione na walce o wol­no­ści oby­wa­tel­skie, mani­fe­sta­cyj­nie przy­jęły pol­skich powstań­ców listo­pa­do­wych. Entu­zja­stycz­nie witali ich Niemcy, pokry­wa­jąc koszty pobytu i wędrówki na zachód. Rów­nież we Fran­cji i Bel­gii witały powstań­ców łuki trium­falne, na któ­rych było m.in. napi­sane: „Chwała wieczna zwy­cię­żo­nym”, a orkie­stry grały Mazurka Dąbrow­skiego. Pieśń Juliusa Mosena glo­ry­fi­ku­jąca nie­złom­nych boha­te­rów pt. Tysiąc walecz­nych opusz­cza War­szawę zna­la­zła w Niem­czech wielu wyko­naw­ców. Roman­tycy euro­pej­scy – filo­zo­fo­wie, mala­rze, pisa­rze, muzycy – upo­wszech­niali wyide­ali­zo­wany obraz Polaka – ryce­rza wol­no­ści, a pro­du­cent wody koloń­skiej (Eau de Colo­gne) zmie­nił na pewien czas nazwę mar­ko­wego pro­duktu na Eau de Polo­gne. Roz­miary popar­cia demo­kra­cji euro­pej­skiej dla pol­skiej sprawy wol­no­ści i suwe­ren­no­ści pań­stwo­wej można jedy­nie porów­nać z zain­te­re­so­wa­niem dla idei soli­dar­no­ści i związku zawo­do­wego „Soli­dar­ność” w latach 80. XX w. Jed­nak wszyst­kie te wyrazy sym­pa­tii i popar­cia w latach 30. XIX w. nie prze­ło­żyły się na kon­kretne dzia­ła­nia. Bez­po­śred­nio nie przy­nio­sły efek­tów ocze­ki­wa­nych przez Pola­ków.

Dąże­nia nie­pod­le­gło­ściowe Pola­ków a inte­resy mocarstw. Pol­scy poli­tycy zaczęli więc powra­cać do idei wspar­cia pol­skich dążeń nie­pod­le­gło­ścio­wych nie przez narody, lecz przez rządy państw euro­pej­skich. Pod­kre­ślali, że jedy­nym wymier­nym suk­ce­sem w wieku XIX dla pol­skiej sprawy było powo­ła­nie przez cesa­rza Napo­le­ona Bona­par­tego w 1807 r. kon­sty­tu­cyj­nego Księ­stwa War­szaw­skiego. Istotny w tym był udział wojsk pol­skich, nawią­zu­ją­cych do chwały Legio­nów Pol­skich we Wło­szech pod dowódz­twem gen. Jana Hen­ryka Dąbrow­skiego. Ozna­czało to prze­kre­śle­nie, przy­naj­mniej na czę­ści tery­to­rium daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej i na pewien czas, gra­nic zabo­ro­wych. Na kon­gre­sie wie­deń­skim w 1815 r., który koń­czył wojny napo­le­oń­skie, z daw­nego Księ­stwa War­szaw­skiego wykro­jono dwa pol­skie tery­to­ria, acz­kol­wiek nie­su­we­renne: Kró­le­stwo Pol­skie w unii per­so­nal­nej z Rosją oraz Rzecz­po­spo­litą Kra­kow­ską. Dzięki temu w spo­sób nie­skrę­po­wany mogła się roz­wi­jać pol­ska kul­tura naro­dowa i gospo­darka. W War­sza­wie pol­scy poli­tycy powo­łali emi­syjny Bank Pol­ski oraz giełdę. Jed­nak, poza epi­zo­dem z cza­sów napo­le­oń­skich, nadzieje pokła­dane przez pol­skich poli­ty­ków na pomoc w odzy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści ze strony rzą­dów Anglii i Fran­cji oka­zały się płonne. Pod koniec wieku XIX sprawa nie­pod­le­gło­ści Pol­ski, jako pro­blem sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych, prze­stała ist­nieć. Wyda­wało się, że wykre­śle­nie Pol­ski z listy suwe­ren­nych państw jest defi­ni­tywne i nie ma takiej siły, która mogłaby to zmie­nić.

W latach 70. i 80. XIX w. skromne jesz­cze nadzieje, że może odmieni się los Pola­ków, zaczęto wią­zać ze słab­ną­cym soju­szem trzech państw zabor­czych. Dopóki sprawa pol­ska ich jed­no­czyła, żadne powsta­nie nie mogło być zwy­cię­skie. Pod koniec wieku XIX i na początku XX ufor­mo­wały się osta­tecz­nie dwa anta­go­ni­styczne bloki poli­tyczno-mili­tarne: trój­przy­mie­rze i trój­po­ro­zu­mie­nie. Po raz pierw­szy od cza­sów napo­le­oń­skich zaborcy sta­nęli naprze­ciw sie­bie. Rosja zwią­zała się ze swo­imi, jesz­cze nie­daw­nymi anta­go­ni­stami, Fran­cją i Wielką Bry­ta­nią, a Rze­sza zawarła sojusz z Austro-Węgrami. Rosnące napię­cia mię­dzy obu blo­kami, a następ­nie wojna bał­kań­ska, która wybu­chła w 1912 r., wska­zy­wały, że nie można wyklu­czyć wojny euro­pej­skiej.

Pol­skie stron­nic­twa poli­tyczne nie były jed­nak w sta­nie wypra­co­wać i zająć jed­no­li­tego sta­no­wi­ska w kwe­stii nad­cią­ga­ją­cego kon­fliktu. Jedni poli­tycy życzyli suk­cesu trój­po­ro­zu­mie­niu, inni trój­przy­mie­rzu. Roman Dmow­ski, jeden z naj­bar­dziej cenio­nych i popu­lar­nych poli­ty­ków, życzył zwy­cię­stwa Rosji i alian­tom, gdyż oba­wiał się siły Rze­szy i jej sku­tecz­nej poli­tyki ger­ma­ni­za­cyj­nej w zabo­rze pru­skim. Dmow­ski wie­rzył, że w przy­szłym kon­flik­cie to wła­śnie trój­po­ro­zu­mie­nie odnie­sie suk­ces. Jeśli tak, to zwy­cię­ska Rosja przy­łą­czy do swo­jego pań­stwa roz­le­głe obszary zaboru austriac­kiego i pru­skiego. Wów­czas liczba Pola­ków we wspól­nym pań­stwie Roma­no­wów się­gnie 25 mln. Był prze­ko­nany, że w tej sytu­acji zjed­no­czona przez carów Pol­ska uzy­ska w ramach Rosji samo­dziel­ność i kon­sty­tu­cję. Wła­dze rosyj­skie takiego obrotu sprawy nie wyklu­czały, ale żad­nych obiet­nic nie zło­żyły. Z kolei pol­scy poli­tycy kon­ser­wa­tywni z Gali­cji, mający dobre noto­wa­nia na cesar­skim dwo­rze, liczyli na zwy­cię­stwo państw trój­przy­mie­rza. Następ­stwem tego – jak wie­rzyli – byłoby zaję­cie ziem nale­żą­cych do Rosji przez Austrię i Rze­szę. Byli prze­ko­nani, że rząd austriacki i cesarz przy­łą­czą wów­czas do Gali­cji Kró­le­stwo Pol­skie i pol­skie powiaty guberni gro­dzień­skiej i wileń­skiej. Na sku­tek tego nastąpi prze­bu­dowa monar­chii Habs­bur­gów w Austro-Węgry-Pol­skę. Tę wizję nazy­wano tria­li­styczną. Jej ewen­tu­alna reali­za­cja ozna­cza­łaby, że zabór pru­ski nie znaj­dzie się w gra­ni­cach tria­li­stycz­nej monar­chii.

Trzeci wariant poli­tyczny for­so­wali poli­tycy sku­pieni wokół Józefa Pił­sud­skiego, któ­rzy uwa­żali, że celem dzia­łań poli­tycznych (a jak zaj­dzie potrzeba, to i woj­sko­wych) powinna być pełna nie­pod­le­głość Pol­ski. Za głów­nego wroga, podob­nie jak i tria­li­ści, uwa­żali Rosję. Aby wzmoc­nić swoje argu­menty, powo­łali za zgodą Wied­nia ruch strze­lecki. Na początku sierp­nia 1914 r. strzelcy zbroj­nie wkro­czyli do Kró­le­stwa Pol­skiego. Po dwóch tygo­dniach walk for­ma­cje strze­leckie zostały prze­kształ­cone w ochot­ni­cze Legiony Pol­skie skła­da­jące się z trzech bry­gad pie­choty. Pierw­szą bry­gadą dowo­dził Pił­sud­ski. Legiony pod wzglę­dem woj­sko­wym pod­le­gały dowódz­twu austriac­kiemu i dla­tego Pił­sud­ski przez cały czas sta­rał się nadać im wybit­nie pol­ski i pro­nie­po­dle­gło­ściowy cha­rak­ter. Legio­ni­ści bili się dosko­nale. Sprzy­mie­rzeńcy doce­nili ich woj­skowe walory, uwa­ża­jąc Legiony za naj­lep­sze woj­ska frontu wschod­niego. Z mie­siąca na mie­siąc rosła pozy­cja Pił­sud­skiego, który pie­czo­ło­wi­cie budo­wał swój mit jako jedy­nego poli­tyka, który zawsze wie­rzył, że Pol­ska się odro­dzi. Trzeba się bić o całość i nie­pod­le­głość – pod­kre­ślał. Lecz rady­ka­lizm nie­pod­le­gło­ściowy Pił­sud­skiego draż­nił nie­miec­kich oku­pan­tów, któ­rzy opa­no­wali zie­mie pol­skie i pla­no­wali budowę na wscho­dzie nie­miec­kiej Europy. W niej zna­la­złoby się miej­sce na zależne od Nie­miec pol­skie pań­stewko, ale na wię­cej, na Pol­skę nie­pod­le­głą, Niemcy nie dawali zgody. Star­cie poli­tyczne z oku­pan­tem Pił­sud­ski musiał prze­grać. W 1917 r. został aresz­to­wany i inter­no­wany w twier­dzy w Mag­de­burgu. Jego przy­kład dzia­łał jed­nak zaraź­li­wie. Wielu Pola­ków zaczęło wie­rzyć, że Pol­ska się odro­dzi, że Pił­sud­ski miał rację. Wzrost nastro­jów nie­pod­le­gło­ściowych spo­wo­do­wał, że sła­bli tria­li­ści, tym bar­dziej że ani Wie­deń, ani Buda­peszt nie trak­to­wały tria­li­zmu jako poważ­nej oferty. W roku 1917 już gło­śno wołano: „Pol­sce należy się miej­sce w Euro­pie!”. Rów­nież poli­tycy sku­pieni wokół Dmow­skiego zro­zu­mieli, że Rosja nie powoła nie­za­wi­słej, a nawet auto­no­micz­nej Pol­ski, tym bar­dziej że wojnę prze­grywa, i udali się na Zachód, orga­ni­zu­jąc akcję pro­mo­cyjną na korzyść Pol­ski. Dmow­ski uzy­skał popar­cie zna­nych i sza­no­wa­nych Pola­ków, aktyw­nych w obsza­rze kul­tury. Naj­więk­sze wspar­cie uzy­skał od powa­ża­nego przez poli­ty­ków alianc­kich i ame­ry­kań­skich Igna­cego Jana Pade­rew­skiego, najbar­dziej wów­czas zna­nego pia­ni­sty świata. Jego przy­ja­cie­lem był pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych Woodrow Wil­son. W 1916 r. Pade­rew­ski nale­żał do grona naj­hoj­niej­szych spon­so­rów jego komi­tetu wybor­czego. Dobrze wybrał, czy też raczej zain­we­sto­wał, bo Wil­son ponow­nie wygrał i w stycz­niu 1917 r. w orę­dziu do Senatu wspo­mniał, że celem wojny powinno być powsta­nie wol­nej i nie­za­wi­słej Pol­ski. Był pierw­szym poli­ty­kiem, który zdo­był się na taką zapo­wiedź, acz­kol­wiek Stany Zjed­no­czone były wów­czas neu­tralne. Jesz­cze jaśniej i dobit­niej zawarł cele wojenne USA w orę­dziu do Kon­gresu ze stycz­nia 1918 r. W 13. punk­cie orę­dzia zapo­wie­dział, że celem wojny jest przy­wró­ce­nie Euro­pie Pol­ski z dostę­pem do Bał­tyku. Pade­rew­skiego i Dmow­skiego wspie­rali tak znani i sza­no­wani wów­czas na Zacho­dzie Polacy, jak podwójna noblistka z 1903 r. w dzie­dzi­nie fizyki i w 1911 r. w dzie­dzi­nie che­mii, Maria Skło­dow­ska-Curie, nobli­sta z 1905 r., pisarz Hen­ryk Sien­kie­wicz, Wła­dy­sław Mic­kie­wicz, syn Adama. Poli­ty­ków alianc­kich pró­bo­wał prze­ko­nać do sprawy pol­skiej także Joseph Con­rad, angiel­ski pisarz pol­skiego pocho­dze­nia, były miesz­ka­niec Kra­kowa. Pol­skie marze­nia zaczęły się wresz­cie speł­niać, m.in. dzięki temu, że wojna trwała tak długo i wyczer­pała poten­cjał wojenny mocarstw. Gdyby trwała kró­cej – Pol­ska nie­pod­le­gła prawdopodob­nie by nie powstała. Nie powsta­łaby też nowa archi­tek­tura poli­tyczna Europy Środ­ko­wej. W 1917 r., po rewo­lu­cji, upadł carat, a następ­nie bol­sze­wicy zawarli w Brze­ściu pokój z pań­stwami cen­tral­nymi. Następca daw­nego zaborcy car­skiego wyco­fał się z wojny, a zie­mie daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej, które przed wojną nale­żały do Rosji, w 1918 r. były oku­po­wane przez Niemcy i Austro-Węgry. W tej sytu­acji naj­bliż­sza przy­szłość Pol­ski zale­żała już tylko od losów wojny na zacho­dzie Europy. Histo­ria poto­czyła się po pol­skiej myśli. Dwaj kolejni zaborcy prze­grali. Upa­dły dyna­stie Habs­bur­gów i Hohen­zol­ler­nów. Pol­scy spi­skowcy na początku listo­pada 1918 r. roz­bro­ili woj­ska austriacko-węgier­skie, a następ­nie nie­miec­kie. 10 listo­pada powró­cił z Mag­de­burga Pił­sud­ski i prze­jął naj­pierw wła­dzę woj­skową, a póź­niej cywilną, sta­jąc się Tym­cza­so­wym Naczel­ni­kiem Pań­stwa. Pra­wie wszyst­kie pol­skie śro­do­wi­ska poli­tyczne i insty­tu­cje w kraju uznały jego wła­dzę. Idea wol­no­ści zwy­cię­żyła, choć wojna wynisz­czyła kraj i zubo­żyła miliony ludzi.

Andrzej Pacz­kow­ski. Od I do II wojny świa­to­wej

Andrzej Pacz­kow­ski

Prof. Andrzej Pacz­kow­ski (ur. w 1938 r.) – histo­ryk, pra­cow­nik naukowy i wykła­dowca aka­de­micki, m.in. w Insty­tu­cie Stu­diów Poli­tycz­nych Pol­skiej Aka­de­mii Nauk. Badacz histo­rii Pol­ski XX w. Naj­waż­niej­sze publi­ka­cje: Prasa pol­ska w latach 1918–1939 (1980), Pół wieku dzie­jów Pol­ski 1939–1989 (1998), Wojna pol­sko-jaru­zel­ska. Stan wojenny w Pol­sce 13 XII 1981–22 VII 1983 (2006), Revo­lu­tion and Coun­ter­re­vo­lu­tion in Poland 1980–1989 (2015). Odzna­czony Krzy­żem Ofi­cer­skim Orderu Odro­dze­nia Pol­ski, Lau­reat Nagrody Fun­da­cji na rzecz Nauki Pol­skiej, dwu­krot­nie wyróż­niony nagrodą Klio.

Od I do II wojny świa­to­wej

Budowa pań­stwa. Adam Mic­kie­wicz, pisząc w Lita­nii piel­grzym­skiej: „Pro­simy Cię, Boże cudów, o wojnę, wojnę ludów”, myślał zapewne o bun­cie uci­śnio­nych i ujarz­mio­nych prze­ciwko swoim lub obcym cie­mięż­com. Nie­za­leż­nie, co wieszcz miał na myśli, histo­ria przy­znała mu o tyle rację, że prze­bieg Wiel­kiej Wojny stwo­rzył warunki konieczne dla odzy­ska­nia przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści. Nie były to jed­nak warunki wystar­cza­jące, gdyż o gra­nice musiano sto­czyć serię powstań i wojen, a rów­no­cze­śnie budo­wać odro­dzone, ale w isto­cie nowe pań­stwo. Pro­ces wyty­cza­nia gra­nic i kre­owa­nia nowo­cze­snego pań­stwa trwał do uchwa­le­nia przez Sejm Usta­wo­daw­czy Kon­sty­tu­cji (17 marca 1921) i pod­pi­sa­nia trak­tatu poko­jo­wego z bol­sze­wicką Rosją (18 marca tego roku). Trzy powsta­nia na Ślą­sku, wojna z Ukra­iń­cami w Gali­cji Wschod­niej, powsta­nie w Wiel­ko­pol­sce, star­cia z Cze­cho­sło­wa­cją i Litwą, a przede wszyst­kim wojna z „czer­woną” Rosją kon­so­li­do­wały Pola­ków, a w nie­któ­rych momen­tach sprzy­jały zawie­sza­niu kon­flik­tów wewnętrz­nych. Walki te Pol­ska pro­wa­dziła w poje­dynkę, mając tylko pośred­nie wspar­cie ze strony Fran­cji. Więk­szość ich zakoń­czyła się pozy­tyw­nie – m.in. dzięki temu, że główni prze­ciw­nicy ni­gdy nie wystę­po­wali wspól­nie – choć nie wszę­dzie osią­gnięto satys­fak­cjo­nu­jące rezul­taty (m.in. podział Gór­nego Ślą­ska, utrata Zaol­zia).

Sto­sun­kowo krótki, ale obfity w dra­ma­tyczne wyda­rze­nia okres walk o gra­nice niósł w sobie wielki poten­cjał emo­cjo­nalny i wpro­wa­dził nowe skład­niki do pol­skiego ima­gi­na­rium patrio­tycz­nego. Zna­la­zła się w nim przede wszyst­kim Bitwa War­szaw­ska (13–25 sierp­nia 1920), nazwana Cudem nad Wisłą, która zapo­bie­gła bol­sze­wi­za­cji co naj­mniej znacz­nej czę­ści Europy. „Cud” ten wyni­kał przede wszyst­kim z faktu, że powszechna mobi­li­za­cja oka­zała goto­wość Pola­ków ze wszyst­kich grup spo­łecz­nych do obrony pań­stwa. Wyda­rze­nia tych lat przy­czy­niły się do wykre­owa­nia nowych naro­do­wych boha­te­rów, takich jak Ignacy Pade­rew­ski, któ­rego przy­by­cie do Pozna­nia stało się impul­sem do powsta­nia, Woj­ciech Kor­fanty, przy­wódca w powsta­niach ślą­skich, Roman Dmow­ski, główny pol­ski nego­cja­tor w Wer­salu, Win­centy Witos, pre­mier Rządu Oca­le­nia Naro­do­wego, czy ksiądz Ignacy Sko­rupka, który poległ 14 sierp­nia na przed­mo­ściu War­szawy. Naj­wyż­sze laury przy­pa­dły Józe­fowi Pił­sud­skiemu, co natu­ralne, gdyż był prze­cież wodzem naczel­nym.

Polacy wykro­ili sobie spore pań­stwo, liczące ok. 390 tys. km2 i bli­sko 35 mln lud­no­ści. Znaj­do­wało się ono jed­nak w nie­sprzy­ja­ją­cej kon­fi­gu­ra­cji geo­po­li­tycz­nej, ponie­waż więk­szość sąsia­dów wysu­wała rosz­cze­nia tery­to­rialne. Nie­sprzy­ja­jące było poło­że­nie stra­te­giczne: dłu­gie gra­nice (ponad 5,5 tys. km) i nie­do­godny kształt z wąskim pasem („kory­ta­rzem”) Pomo­rza. Zamysł Pił­sud­skiego stwo­rze­nia pod pol­ską egidą fede­ra­cji państw leżą­cych mię­dzy Pol­ską a Rosją nie powiódł się, mimo soju­szu z Ukra­iń­cami. W rezul­ta­cie Pol­ska objęła na wscho­dzie także zie­mie, na któ­rych Polacy nie byli więk­szo­ścią. Mniej­szo­ści naro­dowe sta­no­wiły bli­sko 1/3 lud­no­ści i – poza roz­pro­szo­nymi Żydami – zasie­dlały zwarte obszary nad­gra­niczne. Taki stan rze­czy zaogniał sto­sunki w kraju, mógł też dać pre­tekst do agre­sji. To wła­śnie pod hasłem „wyzwo­le­nia brat­nich naro­dów” Zwią­zek Radziecki napadł na Pol­skę we wrze­śniu 1939 r.

Zręby pań­stwa powsta­wały nad­zwy­czaj szybko. Do szu­ka­nia kom­pro­misu skła­niały koniecz­ność pod­ję­cia wysiłku zbroj­nego oraz zagro­że­nie prze­ni­ka­ją­cymi do kraju wzo­rami rewo­lu­cji bol­sze­wic­kiej. Kon­ser­wa­tywna Rada Regen­cyjna już 11 listo­pada 1918 r. powie­rzyła naczelne dowódz­two Pił­sud­skiemu, który był uwa­żany za socja­li­stę. Ogło­sił się on Tym­cza­so­wym Naczel­ni­kiem Pań­stwa i noty­fi­ko­wał mocar­stwom zachod­nim ist­nie­nie „Pań­stwa Pol­skiego Nie­pod­le­głego, obej­mu­ją­cego wszyst­kie zie­mie zjed­no­czo­nej Pol­ski”. W celu osła­bie­nia napięć rewo­lu­cyj­nych nie tylko zde­le­ga­li­zo­wano par­tię komu­ni­styczną, ale przy­jęto nowo­cze­sne roz­wią­za­nia spo­łeczne, takie jak prawo głosu dla kobiet i ośmio­go­dzinny dzień pracy. Dla osią­gnię­cia kon­sen­susu Naczel­nik powo­łał 16 stycz­nia 1919 r. rząd koali­cyjny Pade­rew­skiego, bli­skiego Naro­do­wej Demo­kra­cji. Mimo spra­wo­wa­nia wła­dzy tylko nad czę­ścią ziem zabo­rów rosyj­skiego i austriac­kiego, już 26 stycz­nia, a więc w nie­spełna 100 dni od powo­ła­nia pań­stwa, zostały prze­pro­wa­dzone wybory do Sejmu Usta­wo­daw­czego. Trzy tygo­dnie póź­niej Sejm, w któ­rym prze­wagę miały par­tie pra­wicy i cen­trum, wybrał Pił­sud­skiego na sta­no­wi­sko Naczel­nika Pań­stwa, legi­ty­mi­zu­jąc jego przy­wódz­two.

Konflikty. Pew­nego rodzaju Treuga Dei w sto­sun­kach wewnętrz­nych zaczął wyga­sać po zwy­cię­stwie nad bol­sze­wicką Rosją, uchwa­le­niu Kon­sty­tu­cji (marzec 1921) i ustą­pie­niu rządu Witosa (wrze­sień 1921). Już wzo­ro­wana na fran­cu­skiej ustawa kon­sty­tu­cyjna była przy­go­to­wana tak, aby ogra­ni­czyć wła­dzę pre­zy­denta, do któ­rego to sta­no­wi­ska miał pre­ten­do­wać Pił­sud­ski. Pali­wem dla kon­flik­tów była dra­ma­tyczna sytu­acja gospo­dar­cza spo­wo­do­wana znisz­cze­niami wojen­nymi, wydat­kami woj­sko­wymi, zała­ma­niem się powią­zań gospo­dar­czych z zagra­nicą i bra­kiem kapi­tału. Pierw­szy gwał­towny kon­flikt poli­tyczny był rezul­ta­tem prze­biegu wybo­rów par­la­men­tar­nych (5 listo­pada 1922), w któ­rych prze­wagę zdo­były cen­trum i pra­wica, ale aż 1/5 man­da­tów miał blok mniej­szo­ści naro­do­wych, sta­jąc się języcz­kiem u wagi. Uwi­docz­niło się to w wybo­rach pre­zy­denta, które wygrał libe­rał Gabriel Naru­to­wicz. Stało się to powo­dem gwał­tow­nej reak­cji śro­do­wisk pra­wi­co­wych, które wzy­wały, aby nie dopu­ścić do urzędu „ich pre­zy­denta”. W takiej atmos­fe­rze 16 grud­nia 1922 r. Naru­to­wicz został zastrze­lony przez dzia­ła­ją­cego w poje­dynkę, fana­tycz­nego prze­ciw­nika Pił­sud­skiego. Kraj zna­lazł się na kra­wę­dzi wojny domo­wej. Zamy­sły rady­ka­łów zostały jed­nak zablo­ko­wane przez poli­ty­ków umiar­ko­wa­nych, a swoją rolę ode­grał szok po zamor­do­wa­niu pre­zy­denta, co było nie­omal odpo­wied­ni­kiem kró­lo­bój­stwa, które nie zda­rzyło się w Pol­sce. Pre­zy­den­tem został Sta­ni­sław Woj­cie­chow­ski, kan­dy­dat cen­trum, ale towa­rzysz par­tyjny Pił­sud­skiego z cza­sów naro­dzin Pol­skiej Par­tii Socja­li­stycz­nej. W ciągu paru tygo­dni sytu­acja uspo­ko­iła się, nie­mniej zamach w Zachę­cie długo cią­żył na życiu poli­tycznym kraju. Pił­sud­ski ustą­pił ze wszyst­kich sta­no­wisk woj­sko­wych i w poże­gnal­nym prze­mó­wie­niu okre­ślił prze­ciw­ni­ków z pra­wicy jako „zaplu­tego potwor­nego karła”. Zamiesz­kał w pod­war­szaw­skim Sule­jówku.

Trwa­jący kry­zys gospo­dar­czy wzbu­dzał liczne kon­flikty spo­łeczne i wystą­pie­nia uliczne, poja­wiły się też nie­po­koje gene­ro­wane m.in. przez Zwią­zek Radziecki, który pro­wa­dził dywer­sję na zie­miach wschod­nich. Do metod ter­ro­ry­stycz­nych ucie­kali się zarówno komu­ni­ści, jak i bojówki taj­nej Orga­ni­za­cji Ukra­iń­skich Nacjo­na­li­stów, dążą­cej do utwo­rze­nia naro­do­wego pań­stwa. Sprzy­jała temu sytu­acja mniej­szo­ści naro­do­wych, które uwa­żały, że są trak­to­wane jako „oby­wa­tele dru­giej kate­go­rii” (np. odma­wiano im zatrud­nia­nia w admi­ni­stra­cji i insty­tu­cjach pań­stwo­wych), mimo że brały udział w wybo­rach, miały swoje par­tie poli­tyczne, korzy­stały z wol­no­ści słowa i wyzna­nia.

Choć sta­bi­li­za­cję gospo­dar­czą przy­nio­sła dopiero reforma skar­bowa pre­miera Wła­dy­sława Grab­skiego z 1924 r. (w tym wpro­wa­dze­nie zło­tego), trwała mozolna praca nad sca­la­niem kraju podzie­lo­nego przez 123 lata przez pań­stwa mające nie tylko różne sys­temy prawne czy waluty, ale także miary i wagi. Sca­la­nie musiało objąć więc całe życie zbio­rowe: admi­ni­stra­cję cen­tralną i tere­nową, pocztę, edu­ka­cję, uni­wer­sy­tety, sys­tem ban­kowy i celny; konieczna była prze­bu­dowa infra­struk­tury kole­jo­wej i dro­go­wej, któ­rej dotych­cza­sowy kształt wyni­kał z potrzeb mocarstw zabor­czych. Jed­nym z naj­waż­niej­szych przed­się­wzięć było roz­po­czę­cie budowy portu we wsi Gdy­nia. Już w 1923 r., gdy trwały pole­miki i awan­tury poli­tyczne, na tym­cza­so­wej redzie zako­twi­czył pierw­szy peł­no­mor­ski sta­tek han­dlowy. Konieczne były zmiany struk­tury wła­sno­ści ziemi, roz­po­częto więc par­ce­la­cję czę­ści mająt­ków zie­miań­skich. Szcze­gól­nie skom­pli­ko­wane oka­zało się two­rze­nie nowo­cze­snego sys­temu praw­nego, które zakoń­czono po wielu latach (w 1932 r. Kodeks karny, a w 1934 r. Kodeks han­dlowy). Był to w sumie potężny wysi­łek, także moder­ni­za­cyjny, podej­mo­wany przez praw­ni­ków, przed­się­bior­ców, kon­struk­to­rów oraz ludzi pracy fizycz­nej – rzadko dostrze­gany z dzi­siej­szej per­spek­tywy. Był on tym bar­dziej potrzebny, że Pol­ska była kra­jem raczej bied­nym i choć nie­które regiony lub mia­sta stały na sto­sun­kowo wyso­kim pozio­mie gospo­dar­czym (jak Wiel­ko­pol­ska, Śląsk czy War­szawa), inne (głów­nie zie­mie wschod­nie) znaj­do­wały się wręcz w stre­fie zaco­fa­nia cywi­li­za­cyj­nego. Wnet po zakoń­cze­niu wojen poja­wiły się nie­po­ko­jące sygnały w związku z bez­pie­czeń­stwem i cało­ścią pań­stwa. Wio­sną 1922 r. dwaj naj­więksi sąsie­dzi, Niemcy i Zwią­zek Radziecki, pod­pi­sali w Rapallo układ o współ­pracy gospo­dar­czej i woj­sko­wej, a 4 lata póź­niej układ „o przy­jaźni”. Choć ani Moskwa, ani Ber­lin nie były wów­czas w sta­nie pod­jąć kro­ków agre­syw­nych, w Pol­sce zda­wano sobie sprawę z zagro­że­nia. Instru­men­tów do obrony kraj miał jed­nak nie­wiele: musiał dążyć do roz­woju gospo­dar­czego, trosz­czyć się o armię i umac­niać oraz roz­bu­do­wy­wać soju­sze.

Zamach majowy. Tym­cza­sem scena poli­tyczna była nie­sta­bilna: od czasu powo­ła­nia rządu Pade­rew­skiego w ciągu sied­miu lat powstało (i upa­dło) aż jede­na­ście rzą­dów. W maju 1926 r. cen­trum i pra­wica ufor­mo­wały kolejny, któ­rego pre­mie­rem został (po raz trzeci) Witos. Na scenę wkro­czył jed­nak Pił­sud­ski. Kon­so­li­da­cja jego zwo­len­ni­ków, w tym także ofi­ce­rów służby czyn­nej, odby­wała się pod hasłami „naprawy pań­stwa”, czyli „sana­cji”, skąd wzięła się nazwa całego obozu. Jed­nak to nie przy­go­to­wa­nia poli­tyczne były naj­waż­niej­sze. Pił­sud­ski, będący for­mal­nie poza armią, objął dowódz­two wybra­nych jed­no­stek woj­sko­wych skon­cen­tro­wa­nych pod War­szawą i 12 maja roz­po­czął marsz na sto­licę. Pre­zy­dent Woj­cie­chow­ski, w oso­bi­stym spo­tka­niu w War­sza­wie na moście Ponia­tow­skiego, zażą­dał wyco­fa­nia woj­ska, jed­nak Mar­sza­łek był nie­ugięty i wie­czo­rem roz­po­częły się walki uliczne, w któ­rych liczebną prze­wagę mieli roko­sza­nie. Cała lewica – nawet komu­ni­ści – poparła zamach, PPS ogło­siło strajk kole­ja­rzy, utrud­nia­jąc dotar­cie do War­szawy wojsk wier­nych kon­sty­tu­cyj­nym wła­dzom. Walki w mie­ście trwały dwa dni, zgi­nęło w nich 379 osób (w tym 164 cywi­lów), a zaprze­stano ich, gdy pre­mier podał rząd do dymi­sji, pre­zy­dent zaś zło­żył swój urząd na ręce mar­szałka Sejmu Macieja Rataja. Wszy­scy oni uznali, że kon­ty­nu­owa­nie walk pro­wa­dzi do eska­la­cji wojny domo­wej, na którą Pol­ski po pro­stu nie stać z uwagi na stan kraju i zagro­że­nia zewnętrzne.

Pił­sud­ski nie przy­jął urzędu pre­zy­denta, któ­rego kom­pe­ten­cje uwa­żał za nazbyt ogra­ni­czone, nie chciał też być wybrany przez Sejm, któ­rym pogar­dzał. Pre­zy­den­tem został wska­zany przez niego Ignacy Mościcki, nie­znany szer­szej publicz­no­ści, pre­mie­rem – Kazi­mierz Bar­tel. Pił­sud­ski zado­wo­lił się sta­no­wi­skami mini­stra spraw woj­sko­wych i Gene­ral­nego Inspek­tora Sił Zbroj­nych, gdyż naj­waż­niej­sze były dla niego armia i bez­pie­czeń­stwo kraju, ale w razie potrzeby nie wahał się objąć urzędu pre­miera. Zgod­nie ze swo­imi sło­wami z grud­nia 1918 r.: „jecha­łem tram­wa­jem socja­li­zmu aż do przy­stanku Nie­pod­le­głość” nie miał zamiaru wra­cać do daw­nych prze­ko­nań i oświad­czył, że doko­nał „rewo­lu­cji bez rewo­lu­cyj­nych kon­se­kwen­cji”. Z pew­no­ścią nie była to rewo­lu­cja w sen­sie spo­łecz­nym, ale zasad­ni­cze zmiany ustro­jowe zostały zapo­cząt­ko­wane: nie naród, nie klasa, nie wiara, ale pań­stwo miało być naj­waż­niej­szym pod­mio­tem dzie­jów. Pań­stwo silne i sta­bilne dzięki domi­na­cji wła­dzy wyko­naw­czej i mar­gi­na­li­za­cji par­tii poli­tycz­nych.

Pro­ces budo­wa­nia nowego sys­temu trwał kilka lat, gdyż wybrano tak­tykę dzia­ła­nia krok po kroku, wyko­rzy­stu­jąc zarówno par­la­ment, jak i chaos, który wdarł się w sze­regi ist­nie­ją­cych par­tii. Lewica począt­kowo nie miała jed­no­znacz­nego sto­sunku do nowej sytu­acji, a cen­trum i pra­wica prze­żyły „szok majowy”, oka­zało się bowiem, że nie mają lidera, który mógłby spro­stać cha­ry­zmie Mar­szałka. Nie był takim Dmow­ski, raczej ide­olog i stra­teg niż wódz. W rezul­ta­cie Sejm uchwa­lił poprawki do kon­sty­tu­cji wzmac­nia­jące wła­dzę pre­zy­denta, w tym prawo wyda­wa­nia dekre­tów oraz zwo­ły­wa­nia, odra­cza­nia i zamy­ka­nia sesji Sejmu. Inny ważny krok Pił­sud­ski uczy­nił po zakoń­cze­niu w listo­pa­dzie 1927 r. kaden­cji par­la­mentu: powo­łano Bez­par­tyjny Blok Współ­pracy z Rzą­dem (1928), któ­rego sze­fem został Walery Sła­wek, jeden z naj­bliż­szych i naj­daw­niej­szych współ­pra­cow­ni­ków Mar­szałka. Do BBWR-u wstę­po­wali zarówno indy­wi­du­alni poli­tycy, jak i grupy poli­tyczne o róż­nej pro­we­nien­cji ide­owej, od socja­li­stów po kon­ser­wa­tyw­nych zie­mian. Był to zatem raczej „obóz wła­dzy” niż par­tia poli­tyczna. Wybory, które odbyły się 4 marca 1928 r., nie speł­niły jed­nak ocze­ki­wań Mar­szałka: BBWR zdo­był ponad 1/4 miejsc w Sej­mie, ale z uwagi na brak koali­cjan­tów nie mógł ani pano­wać nad sta­no­wie­niem prawa, ani stwo­rzyć rządu mają­cego więk­szość w izbie. Nie­mniej powsta­wał nowy układ sił. Roz­po­częło się zbli­ża­nie cen­trum i lewicy, roz­bity ruch chłop­ski zjed­no­czył się w 1931 r. w Stron­nic­two Ludowe, Ende­cja (od jesieni 1928 r. jako Stron­nic­two Naro­dowe) powo­łała Obóz Wiel­kiej Pol­ski i posta­wiła na aktyw­ność w śro­do­wi­skach mło­dzie­żo­wych. Z kolei w sana­cji na czoło wysu­nęła się wywo­dząca się z woj­ska tzw. grupa puł­kow­ni­ków, mająca, podob­nie jak Pił­sud­ski, ten­den­cje auto­ry­tarne. Ukształ­to­wały się zatem nowe gra­nice poli­tyczne, które miały prze­trwać nawet wojnę. Główna linia podziału bie­gła mię­dzy sana­cją a „resztą” (opo­zy­cją), druga zaś wewnątrz tej „reszty”, mię­dzy blo­kiem cen­trowo-lewi­co­wym (Cen­tro­lew) a pra­wicą. Ope­ru­jąc posze­rzo­nymi kom­pe­ten­cjami pre­zy­denta, powo­łu­jąc na prze­mian rządy „twar­dej ręki” i bar­dziej umiar­ko­wane, Pił­sud­ski umie­jęt­nie mani­pu­lo­wał par­la­mentem, w któ­rym nie miał więk­szo­ści. Ucie­kał się także do „demon­stra­cji siły”, jak w paź­dzier­niku 1929 r., gdy do gma­chu Sejmu weszła grupa ofi­ce­rów przy sza­blach i z bro­nią krótką, na co mar­sza­łek Sejmu, Ignacy Daszyń­ski z PPS-u, odmó­wił otwar­cia sesji. Pro­wa­dziło to do kon­fron­ta­cji.

W czerwcu 1930 r. Cen­tro­lew, prze­cho­dząc do kontr­ofen­sywy, zwo­łał Kon­gres Obrony Prawa i Wol­no­ści Ludu, na któ­rym uchwa­lono rezo­lu­cję o koniecz­no­ści „usu­nię­cia dyk­ta­tury Józefa Pił­sud­skiego” i utwo­rze­nia „rządu zaufa­nia Sejmu i spo­łe­czeń­stwa”. Ripo­sta Mar­szałka była zde­cy­do­wana: objął sta­no­wi­sko pre­miera, pre­zy­dent roz­wią­zał par­la­ment, a w nocy z 9 na 10 wrze­śnia aresz­to­wano dzie­więt­na­stu (byłych już) posłów opo­zy­cyj­nych, któ­rych bez wyroku osa­dzono w twier­dzy w Brze­ściu. Kam­pa­nia wybor­cza odby­wała się w atmos­fe­rze zastra­sze­nia, nic więc dziw­nego, że BBWR uzy­skał 55% man­da­tów. Mógł więc rzą­dzić, mając „zaufa­nie Sejmu”, ale więk­szość ta nie wystar­czała do zmiany kon­sty­tu­cji. Pognę­bić opo­zy­cję miał pro­ces, w któ­rym na ławie oskar­żo­nych zna­la­zło się jede­na­stu wybit­nych człon­ków PPS-u i SL, na czele z Wito­sem. Zostali ska­zani na kary od pół­tora do trzech lat wię­zie­nia, ale więk­szość wymknęła się na emi­gra­cję. Do tej pory z Pol­ski ucie­kali tylko komu­ni­ści i ter­ro­ry­ści ukra­iń­scy.

Rządy sil­nej ręki. W Pol­sce powsta­wało pań­stwo o cha­rak­te­rze auto­ry­tar­nym. W Euro­pie nie był to wyją­tek, a pol­ski sys­tem nale­żał wśród nich do naj­bar­dziej umiar­ko­wa­nych. Taki cha­rak­ter pań­stwa został for­mal­nie potwier­dzony w nowej kon­sty­tu­cji, uchwa­lo­nej za pomocą praw­nych for­teli. Pre­zy­dent pod­pi­sał ją 23 kwiet­nia 1935 r., a więc na nie­spełna 3 tygo­dnie przed śmier­cią Mar­szałka, który zmarł 12 maja, dokład­nie w rocz­nicę zama­chu z 1926 r. Kon­sty­tu­cja była „skro­jona” na jego osobę: wpro­wa­dzała sys­tem pre­zy­dencki, a osoba spra­wu­jąca ten urząd miała być odpo­wie­dzialna tylko „przed Bogiem i histo­rią”. Kom­pe­ten­cje zakro­jono nie­zwy­kle sze­roko: powo­ły­wa­nie pre­miera i mini­strów, roz­wią­zy­wa­nie par­la­mentu, zawie­ra­nie i raty­fi­ko­wa­nie umów mię­dzy­na­ro­do­wych, zwierzch­ność nad siłami zbroj­nymi, nomi­no­wa­nie 1/3 sena­to­rów. „Bez­barwny” dotych­czas Mościcki otrzy­mał potężne narzę­dzia wła­dzy i pod­jął wyzwa­nie, roz­po­czy­na­jąc rze­czy­wi­stą dzia­łal­ność poli­tyczną. Pomógł mu w tym fakt, że pierw­sze wybory, które odbyły się 8 wrze­śnia 1935 r., oka­zały się fak­tyczną porażką BBWR-u. W wyniku boj­kotu ze strony opo­zy­cji w gło­so­wa­niu wzięło udział 46% upraw­nio­nych (w „wybo­rach brze­skich” 75%), co było wize­run­kową klę­ską i BBWR został roz­wią­zany. Obóz rzą­dzący, do tej pory jed­no­lity dzięki wyjąt­ko­wemu auto­ry­te­towi Pił­sud­skiego, zna­lazł się – jak to wów­czas okre­ślano – w sta­nie „dekom­po­zy­cji”.

Istotne zna­cze­nie dla biegu wyda­rzeń miały spo­łeczne reper­ku­sje wiel­kiego kry­zysu – który roz­po­czął się na gieł­dzie nowo­jor­skiej w paź­dzier­niku 1929 r. – a Pol­ska nale­żała do kra­jów naj­moc­niej nim dotknię­tych. Wstrzą­śnie­nia zwią­zane z kry­zy­sem – które wynio­sły do wła­dzy Adolfa Hitlera – przy­nio­sły w Pol­sce, jak i nie­mal w całej Euro­pie, akty­wi­za­cję róż­nego rodzaju sił rady­kal­nych, zarówno lewi­co­wych, jak i pra­wi­co­wych. Kolejne rządy podej­mo­wały nie­zbyt sku­teczne dzia­ła­nia mające zaha­mo­wać ich aktyw­ność: wpro­wa­dzono w życie prze­pisy ogra­ni­cza­jące czę­ściowo swo­body oby­wa­tel­skie, ści­gano i surowo karano komu­ni­stów i nacjo­na­li­stów ukra­iń­skich. W czerwcu 1934 r., po zamor­do­wa­niu przez ukra­iń­skich ter­ro­ry­stów mini­stra spraw wewnętrz­nych, utwo­rzono „obóz odosob­nie­nia” w Bere­zie Kar­tu­skiej, w któ­rym na mocy decy­zji admini­stracyjnych uwię­ziono także grupę człon­ków pra­wi­co­wego Obozu Naro­dowo-Rady­kal­nego. Dzia­ła­nia te jed­nak nie dopro­wa­dziły do uspo­ko­je­nia sytu­acji, a raczej dopin­go­wały rady­ka­łów, zwłasz­cza z obozu naro­do­wego. Ich pro­jekty ustro­jowe zakła­dały usu­nię­cie mniej­szo­ści naro­do­wych ze sceny publicz­nej, „una­ro­do­wie­nie” obcej wła­sno­ści, upań­stwo­wie­nie prze­my­słu i ban­ków, struk­turę pań­stwa opartą na sys­te­mie wodzow­skim, utwo­rze­nie Wiel­kiej Pol­ski („od morza do morza”). W dzia­łal­no­ści bie­żą­cej rady­kalni naro­dowcy byli naj­bar­dziej aktywni w róż­nego rodzaju prze­ja­wach agre­sji wobec Żydów. Komu­ni­ści z kolei pod­sy­cali strajki i nie­po­koje spo­łeczne, uwa­ża­jąc, że w Pol­sce powstaje „sytu­acja rewo­lu­cyjna”, która pozwoli na wpro­wa­dze­nie sys­temu ana­lo­gicz­nego do sowiec­kiego. OUN przy­jął pro­gram „inte­gral­nego nacjo­na­li­zmu” prze­wi­du­jący utwo­rze­nie pań­stwa ukra­iń­skiego o ustroju tota­li­tar­nym i usu­nię­cie z niego wszyst­kich Pola­ków i Żydów. Na co dzień docho­dziło do utar­czek mię­dzy bojów­kami róż­nych par­tii, ata­ko­wa­nia lokali i mani­fe­sta­cji, pikie­to­wa­nia i napa­dów na sklepy (czę­ściej stra­gany) żydow­skie. Ter­ro­ry­ści ukra­iń­scy napa­dali na poli­cjan­tów i urzęd­ni­ków. Rzecz­po­spo­lita nie była oazą spo­koju.

Śmierć Mar­szałka, choć spo­dzie­wana, była wstrzą­sem. Prze­ży­wały ją także nie­które śro­do­wi­ska mniej­szo­ściowe, zwłasz­cza żydow­skie, gdyż Pił­sud­ski – nie­za­leż­nie od swo­ich auto­ry­tar­nych skłon­no­ści – był zwo­len­ni­kiem pań­stwa oby­wa­tel­skiego, a nie naro­do­wego. Apro­bo­wał m.in. próby Hen­ryka Józew­skiego zała­go­dze­nia kon­fliktu z Ukra­iń­cami na Woły­niu. Pogrzeb Mar­szałka zgro­ma­dził ogromne tłumy, zmar­łego uczczono też za gra­nicą, a Hitler ogło­sił nawet żałobę naro­dową. Tylko śro­do­wi­ska pra­wi­cowe wyła­mały się z ogól­nego nastroju. Obóz rzą­dzący dosyć szybko usta­bi­li­zo­wał się dzięki poro­zu­mie­niu mię­dzy Mościc­kim a gen. Edwar­dem Rydzem-Śmi­głym, który został sze­fem Gene­ral­nego Inspek­to­ratu Sił Zbroj­nych, czyli woj­sko­wym następcą Mar­szałka, 10 listo­pada 1936 r. zaś otrzy­mał – chyba nieco na wyrost – buławę mar­szał­kow­ską. Zde­cy­do­wana więk­szość „puł­kow­ni­ków” dosto­so­wała się do nowej sytu­acji. W lutym 1937 r. tan­dem Mościcki–Rydz-Śmi­gły powo­łał Obóz Zjed­no­cze­nia Naro­do­wego (Ozon), który był kolejną par­tią wła­dzy odwo­łu­jącą się do sil­nego, scen­tra­li­zo­wa­nego pań­stwa i soli­da­ry­zmu spo­łecz­nego oraz kła­dącą nacisk na koniecz­ność moder­ni­za­cji kraju. W prak­tyce dzia­łań Ozonu poja­wiły się pewne akcenty nacjo­na­li­styczne, admi­ni­stra­cja pań­stwowa (poli­cja) prze­ciw­sta­wiała się pro­wa­dzo­nej przez pra­wicę „woj­nie z Żydami”, ale wła­dze tole­ro­wały np. prak­ty­ko­wa­nie na uni­wer­sy­te­tach tzw. gett ław­ko­wych.

Przej­ściowa „dekom­po­zy­cja” sana­cji zak­ty­wi­zo­wała par­tie opo­zy­cyjne. Jed­nym z prze­ja­wów tego było utwo­rze­nie na emi­gra­cji, pod pro­tek­to­ra­tem Pade­rew­skiego, tzw. Frontu Mor­ges z udzia­łem m.in. Woj­cie­cha Kor­fan­tego i Wła­dy­sława Sikor­skiego. Zra­dy­ka­li­zo­wały swoje pro­gramy zarówno PPS, jak i SL, które m.in. wysu­nęło żąda­nie par­ce­la­cji mająt­ków bez odszko­do­wa­nia. Obóz naro­dowy, w któ­rym domi­nu­jącą rolę odgry­wało SN, nie­mal cał­ko­wi­cie prze­sta­wił się na walkę z Żydami, oczy­wi­ście nie zaprze­sta­jąc pole­mik z sana­cją, utar­czek z socja­li­stami i ludo­wcami. Komu­ni­ści, reali­zu­jąc nową tak­tykę Józefa Sta­lina pole­ga­jącą na two­rze­niu tzw. fron­tów ludo­wych gło­szą­cych walkę z faszy­zmem, zdo­byli pewne wpływy wśród inte­li­gen­cji oraz lewi­co­wych dzia­ła­czy socja­li­stycz­nych czy ludo­wych, ale nie zdo­łali wyjść z izo­la­cji. Wszystko to nie wywie­rało więk­szego wra­że­nia na obo­zie rzą­dzą­cym, podob­nie jak udało mu się przejść do porządku dzien­nego nad maso­wymi pro­te­stami. Wio­sną 1936 r. w kilku dużych mia­stach (m.in. we Lwo­wie i Kra­ko­wie) miały miej­sce strajki i demon­stra­cje uliczne, które były tłu­mione przez poli­cję i pocią­gnęły za sobą ofiary w ludziach. Naj­po­waż­niej­szy był dzie­się­cio­dniowy strajk chłop­ski w sierp­niu 1937 r., w któ­rym wedle orga­ni­za­to­rów (SL) wzięło udział bli­sko 10 mln osób, a do stłu­mie­nia strajku skie­ro­wano także woj­sko. Zgi­nęło ponad czter­dzie­stu uczest­ni­ków. W 1938 r. nastą­piło uspo­ko­je­nie nastro­jów, co w pew­nym stop­niu wyni­kało z kom­pli­ku­ją­cej się sytu­acji mię­dzy­na­ro­do­wej.

Mode­rni­za­cja. Trudny do okre­śle­nia, ale nie­wąt­pli­wie zna­czący wpływ na nie­po­wo­dze­nia opo­zy­cji miała sytu­acja gospo­dar­cza, gdyż od zakoń­cze­nia wiel­kiego kry­zysu przy­by­wało miejsc pracy, pro­duk­cja zwięk­szała się (w 1938 r. prze­kro­czyła o 1/5 stan sprzed kry­zysu), a wzrost moż­li­wo­ści kon­sump­cyj­nych pozy­tyw­nie oddzia­ły­wał na rol­nic­two. Szyb­kiemu roz­ro­stowi Gdyni, która stała się naj­więk­szym i naj­bar­dziej nowo­cze­snym por­tem na Bał­tyku, towa­rzy­szyła nowa w pol­skiej kul­tu­rze mito­lo­gia – morza i żeglugi. W kraju, który miał nie­spełna 150 km wybrzeża, do sto­wa­rzy­sze­nia Liga Mor­ska i Kolo­nialna nale­żało bli­sko milion osób, a szcze­gól­nie gar­nęła się do niej mło­dzież. Z budową Gdyni wią­zało się nazwi­sko Euge­niu­sza Kwiat­kow­skiego, które stało się też syno­ni­mem czte­ro­let­niego planu inwe­sty­cyj­nego i budowy Cen­tral­nego Okręgu Prze­my­sło­wego. Był to udany przy­kład uprze­my­sło­wie­nia bied­nego rol­ni­czego regionu (zatrud­nie­nie zna­la­zło bli­sko 100 tys. osób), a zara­zem praw­dzi­wego skoku moder­ni­za­cyj­nego. Pro­jekt opie­rał się na zaan­ga­żo­wa­niu znacz­nych środ­ków pań­stwo­wych, które loko­wano w prze­mysł maszy­nowy i che­miczny (w grun­cie rze­czy zbro­je­niowy), ener­ge­tykę, gospo­darkę wodną (zapory) i infra­struk­turę. Wszystko było bar­dzo nowo­cze­sne i w znacz­nym stop­niu opie­rało się na pol­skich wyna­laz­kach i udo­sko­na­le­niach. Zaple­czem dla inno­wa­to­rów były świetne pol­skie szkoły wyż­sze, takie jak Aka­de­mia Gór­ni­cza w Kra­ko­wie (uro­czy­stego jej otwar­cia doko­nał w 1920 r. Pił­sud­ski) czy poli­tech­niki – war­szaw­ska i lwow­ska, a także tzw. pol­ska szkoła mate­ma­tyczna, jedna z naj­słyn­niej­szych wów­czas na świe­cie. W COP-ie wybu­do­wano fabryki samo­lo­tów, które zna­cząco uzu­peł­niły dotych­czas ist­nie­jące. Lot­nic­two stało się dru­gim obok mary­narki ówcze­snym pol­skim przed­mio­tem dumy. Pol­skie samo­loty były nowo­cze­sne, a wyczyny Fran­ciszka Żwirki (pilot) i Sta­ni­sława Wigury (kon­struk­tor i pilot) na samo­lo­tach z serii RWD prze­szły już wów­czas do histo­rii, choć naj­więk­szą sławę zyskali dopiero wtedy, gdy zgi­nęli w kata­stro­fie. W 1938 r. Kwiat­kow­ski przed­sta­wił kolejny plan roz­woju gospo­dar­czego. Tym razem aż pięt­na­sto­letni. Suk­cesy COP-u zostały, co oczy­wi­ste, wyko­rzy­stane w coraz bar­dziej roz­bu­do­wy­wa­nej pro­pa­gan­dzie pań­stwo­wej, w któ­rej poja­wiały się slo­gany o Pol­sce mocar­stwo­wej, „sil­nej, zwar­tej i goto­wej”. Choć więc Kwiat­kow­ski nie był poli­ty­kiem sensu stricto, swymi doko­na­niami – a także zawar­tymi w pla­nach obiet­ni­cami – zapewne przy­czy­nił się do trwa­ło­ści obozu rzą­dzą­cego nie mniej (a może bar­dziej) niż jego wodzo­wie czy stra­te­dzy.

Ku woj­nie. Poło­że­nie mię­dzy­na­ro­dowe Pol­ski zaczęło pogar­szać się w związku z krzep­nię­ciem i wzmoc­nie­niem się obu naj­więk­szych sąsia­dów, któ­rzy – zgod­nie z panu­ją­cymi w nich ide­olo­giami – prze­ja­wiali skłon­no­ści agre­sywne. Zwią­zek Radziecki natar­czy­wie wysu­wał hasło „świa­to­wej rewo­lu­cji pro­le­ta­riac­kiej”, Hitler zaś roz­ta­czał wizję „Tysiąc­let­niej Rze­szy” i zdo­by­cia „prze­strzeni życio­wej” (Leben­sraum) dla narodu nie­miec­kiego. Pił­sud­ski, który nie ufał w sku­tecz­ność soju­szu woj­sko­wego z Fran­cją ani nie był zwo­len­ni­kiem wie­lo­stron­nych trak­ta­tów i insty­tu­cji mię­dzy­na­ro­do­wych, takich jak Liga Naro­dów, zaini­cjo­wał poli­tykę „rów­nego dystansu” wobec Moskwy i Ber­lina. Wyko­nawcą tej poli­tyki uczy­nił Józefa Becka, któ­rego skie­ro­wał do Mini­ster­stwa Spraw Zagra­nicz­nych. Reali­zu­jąc ten plan, pod­pi­sano w lipcu 1932 r. pakt o nie­agre­sji ze Związ­kiem Radziec­kim, a pół­tora roku póź­niej podobny doku­ment („dekla­ra­cję o nie­sto­so­wa­niu prze­mocy”) z III Rze­szą. Mar­sza­łek był dosyć scep­tyczny i poro­zu­mie­nia te uwa­żał za roz­wią­za­nia tym­cza­sowe: „Pol­ska sie­dzi teraz na dwóch stoł­kach – mówił w 1934 r. – to nie może trwać długo. Musimy wie­dzieć, z któ­rego naprzód spad­niemy i kiedy”. Dra­mat, a raczej tra­ge­dia – któ­rej nikt nie prze­wi­dy­wał – pole­gała na tym, że oba zostały naraz wyszarp­nięte.

O pro­gnozę taką było tym trud­niej, że od obję­cia wła­dzy przez Hitlera sto­sunki sowiecko-nie­miec­kie, do tej pory bar­dziej niż poprawne, zostały nie­mal zerwane, a kon­flikt ide­olo­giczny mię­dzy komu­ni­zmem a nazi­zmem zda­wał się prze­szkodą nie do poko­na­nia. Niemcy od 1935 r. przy­stą­piły do jaw­nych przy­go­to­wań do wojny i łamały kolejne posta­no­wie­nia trak­tatu wer­sal­skiego. W marcu 1938 r. doko­nały anek­sji Austrii (Anschluss) i wysu­nęły rosz­cze­nia do pół­noc­nych i zachod­nich Czech (Sude­tów). Pol­ska, pod­trzy­mu­jąc zasadę „rów­nego dystansu”, odrzu­ciła wpraw­dzie pro­po­no­wane przez Hitlera zbli­że­nie, ale Beck uznał za celowe wyko­rzy­stać nie­miecką aktyw­ność dla wzmoc­nie­nia pozy­cji swego kraju. W ciągu roku 1938 Pol­ska dwu­krot­nie pod­jęła takie dzia­ła­nia: naj­pierw, w trak­cie zaj­mo­wa­nia Austrii, posta­wiła ulti­ma­tum Litwie, żąda­jąc nawią­za­nia sto­sun­ków dyplo­ma­tycz­nych, a 30 wrze­śnia, dzień po zawar­ciu w Mona­chium układu odda­ją­cego Niem­com Sudety, wystą­piła do Pragi z żąda­niem zwrotu Zaol­zia. Oba te żąda­nia zostały zre­ali­zo­wane, co obóz rzą­dzący z roz­ma­chem wyko­rzy­sty­wał w pro­pa­gan­dzie. Były to jed­nak suk­cesy, zwłasz­cza udział w roz­bio­rze Cze­cho­sło­wa­cji, nie­godne, a ponadto ilu­zo­ryczne: nie­spełna mie­siąc po wkro­cze­niu wojsk pol­skich na Zaol­zie III Rze­sza „zapro­po­no­wała” odda­nie jej Gdań­ska i budowę eks­te­ry­to­rial­nej linii kole­jo­wej (i szosy) przez „kory­tarz” pomor­ski, ofe­ru­jąc w zamian prze­dłu­że­nie umowy o nie­agre­sji oraz wej­ście Pol­ski do paktu anty­ko­min­ter­now­skiego, czyli współ­udział w eks­pan­sji na wschód.

Były to pro­po­zy­cje w zasa­dzie nada­jące się tylko do odrzu­ce­nia. Nikt nie był w sta­nie prze­wi­dzieć ogromu kata­kli­zmu, któ­rym oka­zała się II wojna świa­towa. Pol­ska była zrazu samotna, dopiero zaję­cie w marcu 1939 r. Pragi uświa­do­miło Fran­cji i Wiel­kiej Bry­ta­nii, że zaczyna się gra o naj­wyż­szą stawkę. Pol­ska dyplo­ma­cja wsz­częła inten­sywne zabiegi o ure­al­nie­nie soju­szu woj­sko­wego z Fran­cją, a rząd bry­tyj­ski zaofe­ro­wał współ­pracę prze­ciw Niem­com i zło­żył gwa­ran­cje udzie­le­nia pomocy. W kraju nara­stał nie­po­kój, wła­dze mobi­li­zo­wały spo­łe­czeń­stwo, nastroje pod­bu­do­wy­wał Beck, który zade­kla­ro­wał w Sej­mie, że „nie znamy poję­cia pokoju za wszelką cenę” i stwier­dził, że „w życiu naro­dów i państw honor jest jedyną rze­czą, która jest bez­cenna”, oraz mar­sza­łek Rydz-Śmi­gły, zapew­nia­jąc, że „nie oddamy ani jed­nego guzika [od mun­duru – przyp. red.]”. Powo­dze­niem cie­szyły się zbiórki na rzecz woj­ska, skła­da­nie ofiar – czę­sto rodzin­nych pre­cjo­zów – na Fun­dusz Obrony Naro­do­wej i sub­skry­bo­wa­nie Pożyczki Obrony Prze­ciw­lot­ni­czej. Ochot­nicy zapi­sy­wali się do udziału w wal­kach jako „żywe tor­pedy”. W szta­bach gorącz­kowo aktu­ali­zo­wano plany, pospiesz­nie dozbra­jano armię, m.in. w broń prze­ciwpancerną i prze­ciwlotniczą. Par­tie opo­zy­cyjne, przede wszyst­kim z daw­nego Cen­tro­lewu, pro­po­no­wały kon­so­li­da­cję naro­dową, w podob­nym duchu wystę­po­wali uczeni i inte­lek­tu­ali­ści. Ini­cja­tywy te zostały odrzu­cone. Nie wydaje się jed­nak, że nawet utwo­rze­nie – jak w 1920 r. – Rządu Oca­le­nia Naro­do­wego mogłoby wpły­nąć na losy „wojny pol­skiej”.

Wszyst­kie obawy oka­zały się uza­sad­nione, wszyst­kie przy­go­to­wa­nia – nie­do­sta­teczne, wszel­kie obiet­nice sojusz­ni­ków – nie­re­alne. Powo­dem była nie tylko znaczna prze­waga mili­tarna Nie­miec, ale nie­spo­dzie­wany zwrot w poli­tyce Sta­lina i doj­ście do poro­zu­mie­nia obu tota­li­tar­nych i agre­syw­nych sąsia­dów Pol­ski, które w nocy z 23 na 24 sierp­nia sfor­ma­li­zo­wano w for­mie układu o nie­agre­sji. Doku­ment ten, znany jako pakt Rib­ben­trop–Moło­tow, w taj­nym załącz­niku prze­wi­dy­wał roz­biór Pol­ski, co posta­wiło kraj w sytu­acji bez wyj­ścia. Pozo­sta­wało tylko liczyć na pomoc sojusz­ni­ków, która jed­nak nie nade­szła. Wobec ataku z dwóch stron nie było szans na drugi Cud nad Wisłą.

Próba bilansu. Gdyby chcieć naj­kró­cej okre­ślić naj­waż­niej­sze cechy II Rze­czy­po­spo­li­tej, nale­ża­łoby przede wszyst­kim wska­zać na fakt, że była ona pań­stwem cał­ko­wi­cie nie­pod­le­głym. Sama sta­no­wiła o ustroju i porząd­kach wewnętrz­nych, jakie by one nie były – demo­kra­tyczne czy auto­ry­tarne. Była pań­stwem ambit­nym, mają­cym aspi­ra­cje odgry­wa­nia roli regio­nal­nego – a może i euro­pej­skiego – mocar­stwa, co jed­nak było oparte bar­dziej na chę­ciach niż na real­nej sile mili­tar­nej czy gospo­dar­czej, bez któ­rej trudno prze­wo­dzić innym. Ambi­cje te wspie­rane były rze­czy­wi­stą, choć obej­mu­jącą tylko część kraju, moder­ni­za­cją prze­my­słu, miast i infra­struk­tury. Prze­ja­wiała się ona też w nauce i kul­tu­rze, upo­wszech­nia­niu oświaty, budo­wie wiel­kich gma­chów uży­tecz­no­ści publicz­nej, muzeów, uni­wer­sy­te­tów, a także suk­ce­sami w spo­rcie. Postę­po­wało osła­bia­nie barier sta­no­wych czy kla­so­wych, m.in. przez roz­wój maso­wych ruchów: ludo­wego, socja­li­stycz­nego i naro­do­wego. Nie prze­czyło temu pozo­sta­wa­nie w kręgu oddzia­ły­wa­nia tra­dy­cyj­nych, szla­checko-inte­li­genc­kich wzor­ców oso­bo­wych i myśle­nie w ramach tra­dy­cji roman­tycz­nej.

Miała też II RP „kamie­nie u nóg”. Naj­cięż­szym z nich była sła­bość gospo­darki naro­do­wej, gdyż mimo moder­ni­za­cji była kra­jem z małymi zaso­bami kapi­ta­ło­wymi, mają­cym nie­roz­wią­zaną kwe­stię rolną, która ozna­czała wie­lo­mi­lio­nowe rze­sze „ludzi zbęd­nych”, a znaczna część wsi żyła poza gospo­darką ryn­kową. Powo­do­wało to pomniej­sze­nie siły pań­stwa i gene­ro­wało liczne kon­flikty spo­łeczne. Inny „kamień” sta­no­wiła wie­lo­et­ni­czość, co przy wyso­kim już pozio­mie świa­do­mo­ści naro­do­wej naka­zy­wało szu­ka­nie roz­wią­zań umoż­li­wia­ją­cych współ­ży­cie lub zgodę na auto­no­mie czy nawet sece­sję. Trudno powie­dzieć, czy pro­blem ten był roz­wią­zy­walny. Trze­cim czyn­ni­kiem osła­bia­ją­cym Pol­skę były kon­flikty wewnętrzne, zaostrzane przez sprzecz­no­ści spo­łeczne i etniczne. Nie­unik­nio­nym roz­bież­no­ściom ide­owym i poli­tycz­nym impulsu pro­wa­dzą­cego do powsta­nia podzia­łów tak głę­bo­kich, że dopiero wojenny kata­klizm czę­ściowo je zasy­pał, nadało kilka gwał­tów natury poli­tycz­nej: zabój­stwo pre­zy­denta Naru­to­wi­cza, zamach majowy i „sprawa brze­ska”. Wszyst­kie roze­grały się na prze­strzeni ośmiu zale­d­wie lat. Trudno jed­nak stwier­dzić, na ile ten „wewnętrzny roz­biór” narodu wpły­nął na klę­skę roku 1939. Jest nato­miast pewne, że poko­le­nie uro­dzone i ukształ­to­wane w cało­ści w Pol­sce Nie­pod­le­głej, „dzieci II Rze­czy­po­spo­li­tej”, dziel­nie sta­nęło w jej obro­nie w strasz­li­wych latach wojny i oku­pa­cji.

Andrzej Friszke. Od klę­ski wrze­śnio­wej do końca wojny

Andrzej Friszke

Prof. Andrzej Friszke (ur. w 1956 r.) – histo­ryk, pra­cow­nik naukowy w Insty­tu­cie Stu­diów Poli­tycz­nych Pol­skiej Aka­de­mii Nauk, czło­nek kore­spon­dent PAN oraz wykła­dowca dzie­jów Pol­ski XX wieku w Col­le­gium Civi­tas. Były czło­nek Kole­gium IPN (1999–2006) i Rady IPN (2011–2016). Czło­nek Rady Muzeum Histo­rii Pol­ski, Rady Fun­da­cji Karta, Kole­gium Euro­pej­skiego Cen­trum Soli­dar­no­ści. Autor wielu publi­ka­cji, m.in. Pol­ska. Losy pań­stwa i narodu 1939–1989 (2003), Ana­to­mia buntu. Kuroń, Modze­lew­ski i koman­dosi (2011), Sprawa jede­na­stu. Uwię­zie­nie przy­wód­ców NSZZ Soli­dar­ność i KSS „KOR” 1981–1984 (2017).

Od klę­ski wrze­śnio­wej do końca wojny

Kraj pod oku­pa­cją nie­miecką i sowiecką. Atak Nie­miec na Pol­skę 1 wrze­śnia 1939 r. i roz­bi­cie armii pol­skiej oraz oku­pa­cja kraju otwie­rały okres naj­bar­dziej dra­ma­tycz­nych prze­żyć w całej pol­skiej histo­rii. Pol­ska cen­tralna i zachod­nia zna­la­zły się pod oku­pa­cją nie­miecką, zie­mie wschod­nie pod sowiecką. Oku­panci pro­wa­dzili dra­styczne dzia­ła­nia zmie­rza­jące do znisz­cze­nia pod­staw moż­li­wo­ści odro­dze­nia się Pol­ski w przy­szło­ści. Eks­ter­mi­na­cja pol­skich elit kul­tu­ral­nych, poli­tycz­nych, spo­łecz­nych nastę­po­wała pod oku­pa­cją nie­miecką (tzw. akcja AB) i sowiecką. Sym­bo­liczne stało się uwię­zie­nie przez Niem­ców pro­fe­so­rów Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego i zamor­do­wa­nie pro­fe­so­rów Uni­wer­sy­tetu Lwow­skiego oraz stwo­rze­nie miej­sca maso­wych egze­ku­cji w Pal­mi­rach pod War­szawą, a także wymor­do­wa­nie przez wła­dze sowiec­kie w 1940 r. 14,5 tys. pol­skich ofi­ce­rów w Katy­niu i innych miej­scach stra­ceń. Oku­panci zli­kwi­do­wali pol­skie szkol­nic­two wyż­sze, insty­tuty naukowe, by powstrzy­mać kształ­ce­nie nowych kadr. Dążyli także do uni­ce­stwie­nia życia kul­tu­ral­nego, zamy­ka­jąc wydaw­nic­twa, teatry, redak­cje cza­so­pism. Celem Niem­ców było zger­ma­ni­zo­wa­nie ziem zachod­nich, czemu słu­żyły m.in. likwi­da­cja wszel­kich legal­nych prze­ja­wów życia pol­skiego oraz masowe wysie­dle­nia do spe­cjal­nie utwo­rzo­nego Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa jako miej­sca osie­dle­nia Pola­ków i Żydów. Nie­miecki ter­ror na oku­po­wa­nym obsza­rze obej­mo­wał aresz­to­wa­nia i egze­ku­cje, łapanki na uli­cach, wysy­ła­nie do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych w Rze­szy i nowo utwo­rzo­nych na zie­miach pol­skich, wśród któ­rych ponurą sławę zyskał obóz Auschwitz, gdzie zamor­do­wano ponad 1,5 mln ludzi, w znacz­nej więk­szo­ści Żydów. Ponad 2 mln Pola­ków wywie­ziono do Rze­szy jako robot­ni­ków przy­mu­so­wych. Unie­moż­li­wiono ist­nie­nie pol­skich firm i jaką­kol­wiek szer­szą dzia­łal­ność gospo­dar­czą, zablo­ko­wano wkłady w ban­kach, wszystko to słu­żyło pau­pe­ry­za­cji Pola­ków. Pol­skich oby­wa­teli na Pomo­rzu i Ślą­sku objęto obo­wiąz­kiem służby woj­sko­wej i wcie­lano do armii nie­miec­kiej.

Pod oku­pa­cją sowiecką pro­wa­dzono kon­se­kwentną sowie­ty­za­cję wszel­kich form życia publicz­nego – zli­kwi­do­wano przed­wo­jenne orga­ni­za­cje, a ich lide­rów aresz­to­wano, wpro­wa­dzono sowiec­kie pro­gramy w naucza­niu, upań­stwo­wiono wła­sność pry­watną w mia­stach, roz­par­ce­lo­wano majątki ziem­skie. Wszyst­kich Pola­ków uznano za oby­wa­teli sowiec­kich, objęto ich też obo­wiąz­kiem służby w armii. W 1940 r. doko­nano maso­wych wysie­dleń w głąb Związku Radziec­kiego kil­ku­set tysięcy ludzi nale­żą­cych do klas wyż­szych, rodzin ofi­ce­rów, urzęd­ni­ków pań­stwo­wych, służby leśnej itd. Celem tych dzia­łań była likwi­da­cja elit spo­łecz­nych na sowie­ty­zo­wa­nych zie­miach. Gdy w czerwcu 1941 r. nastą­piła ofen­sywa nie­miecka na ZSRR, wszyst­kie zie­mie przed­wo­jennej Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej zna­la­zły się pod oku­pa­cją III Rze­szy.

Na oku­po­wa­nych zie­miach Niemcy wpro­wa­dzili hitle­row­skie usta­wo­daw­stwo wyod­ręb­nia­jące Żydów; pozba­wiono ich wszel­kich praw, a od 1940 r. zamy­kano w get­tach oddzie­lo­nych od pol­skich czę­ści miast. Miesz­kań­com gett wydzie­lano mini­malne racje żyw­no­ściowe, co powo­do­wało głód, cho­roby i wysoką śmier­tel­ność. Masowa eks­ter­mi­na­cja zaczęła się po ude­rze­niu Nie­miec na Zwią­zek Radziecki. W ciągu kilku mie­sięcy na zaję­tych zie­miach wymor­do­wano ponad pół miliona Żydów. Od 1942 r. pro­wa­dzono sys­te­ma­tyczną akcję mor­do­wa­nia miesz­kań­ców gett, któ­rych wywo­żono do spe­cjal­nych obo­zów, po czym zabi­jano w komo­rach gazo­wych. Ci, któ­rzy zdo­łali się ukryć, byli tro­pieni i mor­do­wani. Sym­bo­liczne zna­cze­nie miało powsta­nie w get­cie war­szaw­skim w kwiet­niu 1943 r. Ci, któ­rzy pozo­stali jesz­cze przy życiu, posta­no­wili sta­wić zacięty opór. Do końca oku­pa­cji zgi­nęło 3 mln Żydów i Pola­ków żydow­skiego pocho­dze­nia.

Oku­panci nie pró­bo­wali two­rzyć szcząt­ko­wego pań­stwa pol­skiego, więc kola­bo­ra­cja nie miała zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nego cha­rak­teru. Pod oku­pa­cją nie­miecką kola­bo­ra­cją była współ­praca róż­nych jed­no­stek z apa­ra­tem inwi­gi­la­cji i repre­sji, mor­do­wa­nie, szan­ta­żo­wa­nie, pomoc w ści­ga­niu Żydów, współ­dzia­ła­nie z apa­ra­tem pro­pa­gan­do­wym III Rze­szy; za formę kola­bo­ra­cji uznać można służbę w tzw. poli­cji gra­na­to­wej. Osob­nym pro­ble­mem było odstęp­stwo od naro­do­wo­ści pol­skiej przez przy­ję­cie tzw. volks­li­sty, przy czym bar­dzo róż­nie sytu­acja ta wyglą­dała na zie­miach wcie­lo­nych do Rze­szy i w GG. Pod oku­pa­cją sowiecką kola­bo­ra­cja pole­gała na służ­bie w sowiec­kich for­ma­cjach poli­cyj­nych i współ­pracy z nimi lub na udziale w insty­tu­cjach wła­dzy i pro­pa­gan­dzie.

Władze i siły zbrojne na uchodź­stwie.