Niemcy - Leon Kruczkowski - ebook

Niemcy ebook

Leon Kruczkowski

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Rozpisany na role trzyaktowy dramat Leona Kruczkowskiego, pierwotnie noszący tytuł "Niemcy są ludźmi".
[Opis wydawnictwa] 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 78

Rok wydania: 1957

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Niemcy

Leon Kruczkowski

Niemcy

SZTUKA W 3 AKTACH

PAŃSTWOWY

INSTYTUT WYDAWNICZY

Okładkę projektowała

DANUTA STASZEWSKA

Książka zatwierdzona do bibliotek licealnych (kl. X—XI) pismem

Ministerstwa Oświaty nr P03-2706/57 z dn. 27 grudnia 1957 r.

NOTA OD REDAKCJI

Leon Kruczkowski urodził się w 1900 r. w Krakowie. Tam debiutował na przełomie lat 1918/19, publikując wiersze w czasopiśmie „Maski”. Po ukończeniu studiów z zakresu technologii chemii pracował w przemyśle w Zagłębiu Dąbrowskim. W tym czasie wydaje tom wierszy pt. Mioty nad światem (1928) oraz powieść pt. Kordian i cham (1932), która staje się rewelacją literacką.Kordian i cham, pierwsza polska powieść o tendencjach rewolucyjnych, rewidująca narodowe mity i trafiająca w najczulszy nerw polskiej tradycji literackiej, stała się trwałym dorobkiem literatury polskiej. Po sukcesie Kordiana i chama Kruczkowski poświęcił się wyłącznie pracy literackiej i publicystycznej. W 1935 r) powstaje przeznaczony na scenę utwór satyryczny, wymierzony przeciw nacjonalizmowi i rasizmowi, pt. Bohater naszych czasów, wystawiony w warszawskim teatrze „Comoedia”, oraz powieść historyczna pt. Pawie pióra, zaś w 1937 r. powieść o tematyce współczesnej pt. Sidła. Jednocześnie pisarz systematycznie współpracuje z prasą lewicową: „Sygnałami”, „Lewym Torem”, „Po prostu”, „Nową Wsią”, „Epoką” i in. Efektem politycznej i publicystycznej działalności Kruczkowskiego są publikacje: Człowiek i powszedniość. Dlaczego jestem socjalistą, W klimacie dyktatury (zbiór artykułów), ukazujące się w latach 1936—1938. Pod koniec dwudziestolecia pisarz pracuje nad powieścią z czasów Stanisława Augusta oraz utworem poświęconym polskiej emigracji robotniczej w Belgii. (Obie powieści, nie ukończone, zaginęły.) Okres II wojny światowej autor Kordiana i chama spędza w obozie niemieckim dla jeńców wojennych. Po wojnie jest jednym z najczynniejszych organizatorów życia kulturalnego, pełniąc kolejno szereg odpowiedzialnych funkcji państwowych i społecznych. Jego praca literacka nie ulega przy tym zahamowaniu. Powieściopisarz staje się dramatopisarzem. W 1948 r. Teatr Polski w Warszawie wystawia jego Odwety, dramat o problematyce współczesnej, gorąco przyjęty zarówno przez publiczność, jak i krytykę, a w dwa lata potem, na scenie Teatru Starego w Krakowie, odbywa się premiera Niemców – najgłośniejszej sztuki Kruczkowskiego. Niemcy, grane na blisko dwudziestu scenach Polski, doczekały się rekordowej ilości przekładów na języki obce (14), wydań w językach obcych (8) oraz premier – w Berliniei wielu miastach niemieckich, w Wiedniu, Paryżu, Brukseli, Pradze, Bratysławie, Rzymie, Sofii, Londynie, Helsinkach i Tokio, popularyzując w sposób dotychczas nie spotykany dramaturgię polskąna świecie. W 1950 r. pisarz wydaje tom publicystyki pt. Spotkania i konfrontacje oraz rekonstrukcję nie znaneji nie ukończonej sztuki Stefana Żeromskiego pt. Grzech, którą adaptuje na scenę Teatru Kameralnego w Warszawie.W 1954 r. ukazuje się wybór artykułów z okresu powojennego pt. Wśród swoich i obcych oraz powstaje dramat o tragedii Rosenbergówpt.Juliusz i Ethel, zaś w rok później – podobnie jak Juliusza i Ethel – Teatr Kameralny wystawia napisaną w 1952r. sztukę o problematyce współczesnej pt. Odwiedziny.

NIEMCY

OSOBY:

Profesor Sonnenbruch

Berta – jego żona

Ruth – ich córka

Willi – ich syn

Liesel – wdowa po Ich starszym synu

Joachim Peters Hoppe

Schultz

Juryś

Pani Soerensen

Marika

Tourterelle

Fanchette

Oficer Wehrmachtu

Gefreiter

Antoni

Urzędnik policyjny

Dziecko żydowskie

Heini

Czas akcji: koniec września 1943 roku.

AKT PIERWSZY

ODSŁONA PIERWSZA

W okupowanej Polsce. Kancelaria posterunku żandarmerii niemieckiej w małym miasteczku. Stół, krzesła, szafa, portret Hitlera mapa, jakiś afisz propagandowy. Na stojaku tylko jeden karabin. Na stole talerz z jabłkami. Na krześle duża waliza, żandarm Hoppe boryka się z nią, jest tak wypchana, że nie sposób zamknąć. Drzwi otwierają się, młynarz Schultz wchodzi, szturchańcem wpychając przed-sobą dziesięciodwunastoletniego chłopca, Dziecko żydowskie, w podartych resztkach odzieży, wynędzniałe i już nie tyle przerażone, co zobojętniała na wszystko.

Schultz

Ajlitla!1

Hoppe

Ajlitla!

Schultz

Cóż to, pan Hoppe dzisiaj sam na posterunku?

Hoppe

przekłada i ugniata w walizie

Jak pan widzi. Wszyscy pojechali w teren. Ale wrócą, przed wieczorem wrócą.

Schultz

Podróż jakaś? Urlop może?

Hoppe

Żebyś pan wiedział. Urlop. Całe trzy dni, nie liczącpodróży.

Schultz

Winszuję. O to dziś niełatwo.

Hoppe

prostuje się

Bo też to jest coś zupełnie ekstra, panie Schultz! Pan wie, kto to taki – Sonnenbruch, profesor Sonnenbruch? Sławny uczony, chluba niemieckiej biologii. Obchodzi pojutrze trzydziestolecie swojej pracy naukowej. To wielkie święto u nas, w Getyndze. A ja jestem, musi pan wiedzieć, najstarszym woźnym w zakładzie profesora Sonnenbrucha, dwadzieścia lat już przy nim! I profesor wystarał mi się o trzy dni urlopu, nie licząc podróży. Niech pan pomyśli, co to za człowiek! Ma swoje stosunki, więc zrobił mi niespodziankę. Chce, żebym i ja brał udział w tej uroczystości. Nie ma pan pojęcia, co to za człowiek, panie Schultz!

Schultz

Przy okazji coś się zawiezie do domu. Nie można powiedzieć, waliza aż stęka, taka wypchana, (szturchaniec) I z żoną pan Hoppe się prześpi, co?

Hoppe

Jo, i od tego tutaj gówna przez parę dni z daleka. Też coś warte.

Schultz

Nie podoba się, co? Śmierdzi służba? Wolałoby sięw Getyndze, z uczonymi, w czystej robocie? Jo, jo! Dlatego my tu właśnie przyszli na wschód, żeby zrobić czysto i ładnie. Źle mówię, panie Hoppe?

Hoppe

Źle – nie powiem, ale cóż z tego? Człowiek tu jak wśród wilków, gdzie stąpisz, patrzą spode łba. Partyzanty robią się coraz zuchwalsze... na noc trzeba się zamykać jak w fortecy... A, nawet myśleć się nie chce.

Schultz

Pociesz się pan, że dalej na wschód jeszcze gorzej,

Hoppe

Pewnie. Zawsze my tu blisko Reichu, w razie czego...

Schultz

„W razie czego”? Jak pan Hoppe to rozumie?

Hoppe

Zwyczajnie, (innym tonem) Pan ma jakiś interes do nas, panie Schultz?

Schultz

Jo, mam interes. Pan mnie zna, że na puste gadanie nie przychodzę. Mam interes, ale nieduży. O, tam stoi.

Wskazuje Dziecko żydowskie.

Hoppe dopiero teraz je spostrzega.

Szczenię żydowskie. Znalazłem to pod krzakiem, w zagajniku koło młyna. Przyprowadziłem, żeby pan z nim zrobił, co trzeba, (do Dziecka) Czemu się gapisz, ty wszarzu? Pod ścianę i odwrócić się!

Dziecko wykonuje rozkaz.

Mogłem go sam od ręki załatwić, ale pomyślałem sobie, (z naciskiem) niech i pan Hoppe się rezerwie. W naszym małym miasteczku nudno... niech i pan Hoppe... A zresztą, według przepisów...

Hoppe

Według przepisów, mówi pan...

Schultz

I właściwie to już wszystko. Zostawiam panu tego diabełka i radzę zrobić go raz-dwa, żeby broń Boże nie dmuchnął panu spod ręki. (idzie ku drzwiom, zatrzymuje się przed nimi, patrzy przenikliwie na Hoppego) Jo, tu na wschodzie brudno i śmierdzi. Życzę dobrego urlopu wGetyndze, panie Hoppe. Ajlitla!

Wychodzi.

Hoppe

patrzy na drzwi, które zamknęły się za Schultzem, potem powoli przenosi wzrok na Dziecko, stojące twarzą do ściany, po chwili szorstko

Nie stój tam jak pień. Pokaż się.

Dziecko odwraca się.

Hoppe podchodzi bliżej.

Żyd?

Dziecko potakuje głową.

Po co ty chodzisz po świecie?

Dziecko

Ja nie wiem...

Hoppe

Co ja mam z tobą zrobić?

Dziecko

Ja nie wiem...

Hoppe

Nie wiesz, ty nic nie wiesz! (krzyczy) A ja muszę wiedzieć, rozumiesz? ja muszę! (spokojnie) Ale jedno chyba wiesz na pewno, że z tobą źle?

Dziecko

źle, proszę pana. Wszystkich już zabili. Mamę, dziadka, małą Esterkę... Jeszcze tylko ja... (od dawna patrzy łakomie na talerz z jabłkami stojący na stole) Niech mi pan da jedno takie jabłko...

Hoppe

zaskoczony

Jabłko? (wzrusza ramionami, podchodzi do stołu, wybiera jabłko, podaje) Na, masz!

Dziecko łakomie gryzie jabłko.

Hoppe obserwuje, mruczy:

Jabłek mu się zachciewa, w takiej chwili... (siada przy stole, bębni ołówkiem po blacie, po chwili) Diabli cię tu nadali, akurat dzisiaj...

Dziecko

Niech pan się nie gniewa. Sam zostałem. Przez dwa tygodnie udawało mi się, to w lesie, to w ziemniakach... czasem ludzie pomogli... Ale teraz już koniec... (po chwili) Tamten pan zły, zbił mnie po twarzy... Pan za to inny człowiek, dobry...

Hoppe

Głupiś! Wcale nie jestem dobry. Teraz wojna, nie ma dobrych ludzi, rozumiesz?

Wstaje, przechadza się ciężko.

Dziecko gryząc jabłko obserwuje go w milczeniu. Drzwi uchylają się ostrożnie. Juryś wchodzi niepewnie,

trochę podpity, zamyka drzwi, rozgląda się w sytuacji

Czego tu?

Juryś

Zajrzałem, może co potrzeba? Bo jak nie, to poszedłbym się przespać. Upał jak cholera.

Hoppe

Już coś wypiłeś, świnio! Od rana!

J u r y ś

Jedną szklaneczkę tylko, panie Hoppe. Jak mi zdrowie miłe, jedyną! (wskazuje Dziecko) Żydek?

Hoppe potwierdza skinieniem głowy.

Widziałem, że pan Schultz coś tu czarnego przyprowadził z lasu, ale nie byłem pewny, (do Dziecka) Nie bój się, kurczaku, pan Hoppe jest porządny człowiek, nic złego ci nie zrobi,.,

Hoppe

Stul pysk, Juryś.

Juryś

Nie ma się o co obrażać. Porządność nikogo nie hańbi. (przygląda się Dziecku) No, no! Cud boski, że takie coś jeszcze chodzi po tej marnej ziemi. Ile masz lat, Srulku?

Dziecko

Dwanaście. Ale na imię mi Chaimek...

Juryś

Wszystko jedno. Tak czy siak, nie masz się czym chwalić. Prawda, panie Hoppe?

Hoppe

Zostaw te głupoty, Juryś. (patrzy na Dziecko) Coś przecie trzeba z nim zrobić...

Juryś

Wiadomo. Wielkie ceregiele! (śmieje się ponuro) Czy to pan Hoppe nie wie? Pod plotek, trrrach, i gotowe, (czka głośno) Cholerny świat!

Hoppe

Tak, tylko że... (rozgląda się, rzut oka w okno) rozumiesz, Juryś, ja mam dzieci, dwóch synów, córkę... Najstarszy trzynaście lat... jak ten... I dziś wieczór wyjeżdżam na urlop do Getyngi... do domu, rozumiesz ty, człowieku?

Juryś

półgłosem, podsuwając się

No, to, panie Hoppe, puścić go, kawałek chleba do ręki, i niech zmiata z powrotem do lasu...

Hoppe

po cichu

Bo pomyśl tylko, człowieku, jak się ma dzieci, to jakoś głupio tak... Ostatecznie, Niemcy się nie zawalą, jeżeli ja, Hoppe...

Juryś

Ma pan rację, Niemcy się nie zawalą przez jedno żydowskie dziecko.

Hoppe

W końcu, jest się człowiekiem – co, nie?

Juryś

Coś w tym rodzaju, zdaje mi się...

Hoppe

I zwłaszcza kiedy się ma dzieci... (urywa) Tss... (nadsłuchuje, po chwili) Niech Juryś pójdzie do okna i dobrze się rozglądnie...

Juryś wykonuje polecenie.

Hoppe nieruchomy, tyłem do okna.

Co tam widać?

Juryś

Zwyczajnie. Podwórze, studnia, płotek...

Hoppe

A dalej? Przypatrz się dobrze.

Juryś

Dalej nic. To samo co zawsze. Tylko pan Schultz stoi na mostku, na gościńcu... o psiakrew, patrzy w tę stronę!

Hoppe

wciąż tyłem do okna