Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 18.11.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Iwona i Marek z okazji rocznicy ślubu wybierają się na romantyczny weekend do Paryża. W tym czasie ich synek Staś zostaje pod opieką babci, która nie widzi poza nim świata. Młodzi rodzice mają szansę spędzić czas tylko we dwoje i spróbować uratować rozpadające się małżeństwo. Jednak Iwona od początku przeczuwa, że wydarzy się coś złego. Mąż lekceważy jej obawy – aż do chwili, gdy z nieznanego numeru zaczynają przychodzić zdjęcia śpiącego Stasia. Po powrocie do Polski małżonkowie odkrywają, że babcia i chłopiec zniknęli bez śladu. Dwa lata później następuje przełom w śledztwie. Trop prowadzi do tajemniczej organizacji o nazwie Harmonia. Ale ktoś zrobi wszystko, by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego. Iwona i Marek zaczynają rozumieć, że nie mogą ufać nikomu – nawet sobie nawzajem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Agata Zamarska, 2025
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: © Mariusz Banachowicz
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
PR & marketing: Anna Apanas
ISBN: 978-83-8402-594-9
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
Iwona
Chociaż był kwiecień, to natura jakby o tym zapomniała. Zbliżała się majówka, ale zima wciąż nie chciała oddać korony i co kilka dni do nas wracała, aby pokazać nieśmiałej i zbyt niemrawej w tym roku wiośnie, kto tu rządzi. Jeszcze niedawno termometry pokazywały prawie dwadzieścia stopni i wydawało się, że w końcu nadeszła upragniona przez wszystkich poprawa pogody. Jednak dzisiaj znowu przyszło ochłodzenie, a ja marzłam w sukience i zbyt cienkim swetrze. Gdy zatrzymaliśmy się przed domem mojej matki, z niechęcią myślałam o tym, że muszę opuścić przytulne wnętrze naszego auta i wyjść na nietypowy o tej porze roku ziąb.
Oczywiście mój mąż nie miał żadnych problemów z pogodą. Jak zwykle miał na sobie jeansy i T-shirt, ale sprawiał wrażenie, jakby był odporny na zimno. Nie tracił czasu na to, by przygotować się na uroki kapryśnej aury. Energicznie wyskoczył z samochodu i wypakował z bagażnika torbę z rzeczami Stasia. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, co mnie czeka, i wysiadłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Jasna cholera… – wymamrotałam pod nosem, gdy nagły powiew chłodnego powietrza wdarł się pod sukienkę, podwiewając ją do góry tak, że każdy mógł zobaczyć moje koronkowe majtki. Szczęśliwie dla mnie, w ten pochmurny piątkowy poranek nikt nie spacerował po ślepej uliczce, przy której mieszkała moja matka.
Wyjęłam Stasia z fotelika i postawiłam go na ziemi. Mocno złapałam jego lepką rączkę, ale prawie natychmiast mi się wyrwał i w podskokach pobiegł w stronę furtki prowadzącej na posesję. W okamgnieniu znalazł się pod drzwiami i zniknął w objęciach babci, jeszcze zanim zdążyliśmy wejść na ganek.
To dziecko było wulkanem energii. Pod tym względem przypominało swojego tatę, którego też wszędzie było pełno.
– Babciu, mam swoje ulubione książeczki, mama kupiła mi wczoraj dwie nowe, poczytasz mi? Po drodze widzieliśmy dzika, ale fajnie, nie? Czy wiesz, że Oliwka z mojej grupy ma nowego braciszka? Jest całkiem malutki, wygląda jak lalka bobas, widziałem go na zdjęciu! – pokrzykiwał wesoło Staś, nie dając nikomu dojść do głosu. Mój rezolutny czterolatek był koszmarnym gadułą i za to go uwielbiałam, choć musiałam przyznać, że opieka nad nim wymagała cierpliwości, której niekiedy mi brakowało. Czasem żartowałam, że los zesłał mi Stasia, żeby kształtować mój charakter – zanim urodziłam syna, byłam niefrasobliwa i zbyt często podejmowałam decyzje pod wpływem chwilowego kaprysu. Jako mama musiałam wykazywać się stanowczością i z wyprzedzeniem planować swoje działania, a to kosztowało mnie naprawdę wiele.
– Oczywiście, że ci poczytam, aniołku. Mamy dla siebie cały weekend! Koniecznie opowiedz mi o tym braciszku Oliwii – odpowiedziała z uśmiechem moja matka, jednocześnie witając się z nami i biorąc od Marka torbę pełną ubranek, książeczek, leków i zabawek. Mój mąż twierdził, że stanowczo przesadziłam z bagażem. Staś miał zostać u babci tylko na dwie noce, ale uważałam, że wszystko, co spakowałam, może się przydać. Dobrze wiedziałam, co powiedziałaby jego babcia, gdybym nie zapakowała dostatecznej liczby zapasowych koszulek i spodni:
– Moja droga, mam wrażenie, że nie do końca odnajdujesz się w roli matki, może potrzebujesz paru wskazówek? Zawsze byłaś taka chaotyczna i roztargniona. Dla większości kobiet te rzeczy są łatwe, ale widocznie nie dla ciebie…
Wyobrażenie smutnego westchnienia, którym zakończyłaby swoją wypowiedź, za każdym razem motywowało mnie do tego, by dawać z siebie sto dziesięć procent. Z dwojga złego wolałam uchodzić za nadgorliwą matkę wariatkę niż dawać własnej matce chociaż chwilową satysfakcję.
– Mamo, pamiętaj o uczuleniu Stasia. Zapisałam numer do naszego lekarza, tak na wszelki wypadek, ale nie sądzę, żeby coś się miało wydarzyć. Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń. Jego ukochana panda jest w bocznej kieszeni… Pamiętaj, żeby nie oglądał za dużo bajek i nie jadł czekolady, bo po niej boli go brzuch – wyrzucałam z siebie kolejne zdania, chociaż dobrze wiedziałam, że matka i tak zrobi to, co będzie uważała za słuszne. W wyobraźni już widziałam Stasia wymiotującego po całym tym śmieciowym jedzeniu, którym będzie karmiony w ten weekend. Domyślałam się, że zaraz po tym, jak znikniemy za rogiem, matka odpali wiszącą na ścianie plazmę i włączy pierwszy z brzegu kanał z bajkami dla dzieci.
– Jestem pewny, że twoja mama da sobie radę! – Marek położył mi rękę na ramieniu i lekko ścisnął. Natychmiast zamilkłam, bo to był nasz ustalony sygnał, który oznaczał, że trochę się zagalopowałam. Wiedziałam, że bywam zbyt surowa dla matki, ale miałam swoje powody i, zważywszy na okoliczności, i tak bardzo się starałam. Gniewnym ruchem zrzuciłam z ramienia dłoń męża.
– Oczywiście, że dam sobie radę, przecież wychowałam trójkę dzieci. Już naprawdę mogłabyś skończyć z tą nieufnością, Iwonko. Na czym, jak na czym, ale na dzieciach to ja się znam! – Matka zawiesiła głos, jakby urwała swoją wypowiedź w połowie. Mogłam się tylko domyślać, co chciała powiedzieć – pewnie coś o tym, że ja niestety nie odziedziczyłam jej rodzicielskich talentów albo tak często powtarzany pogląd, jak to matki jedynaków nie powinny mieć prawa głosu, bo nic nie wiedzą o prawdziwym macierzyństwie. Za każdym razem, gdy się widziałyśmy, rzucała takimi uszczypliwościami. Już się do tego przyzwyczaiłam i nie robiło to na mnie większego wrażenia, ale jeszcze niedawno mocno mnie to dotykało i każdą wizytę w domu rodzinnym musiałam odchorować, dosłownie i w przenośni.
Tym razem również postanowiłam zignorować jej protekcjonalny ton. W końcu matka robiła nam przysługę. Mogliśmy spędzić ten weekend we dwoje, bo zgodziła się zaopiekować Stasiem. Byłam jej za to wdzięczna, naprawdę. To wiele ułatwiło, nie chciałam oddawać opieki nad dzieckiem w ręce niani, zresztą mój mąż nigdy by się na to nie zgodził. Uważał, że dzieckiem powinny zajmować się tylko najbliższe osoby, a nie „przypadkowe panny, które będą jarały szlugi w obecności naszego syna”. Nie wiem, skąd Marek czerpał swoją wiedzę na temat opiekunek do dzieci, ale podejrzewam, że posiłkował się głównie przekazem płynącym z głupich seriali i horrorów.
Gdy dwa miesiące temu zaproponował, żebyśmy z okazji okrągłej rocznicy ślubu spędzili weekend w Paryżu, zareagowałam śmiechem. Pomijając fakt, że Marek nigdy nie brał wolnego w pracy, to niby jakim cudem moglibyśmy wyjechać tylko we dwoje? Kto zaopiekowałby się naszym synem? Miałam dwóch młodszych braci, ale żaden z nich nie nadawał się na niańkę. Obaj byli jeszcze singlami i prowadzili luźny tryb życia, na dodatek jeden z nich mieszkał za granicą, a drugi obracał się w podejrzanym towarzystwie. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby mieli ochotę na spędzenie weekendu z niesfornym siostrzeńcem, zresztą nigdy bym im tego nie zaproponowała. Marek z kolei był jedynakiem, a jego rodzice mieszkali daleko, byli schorowani i – mimo że bardzo kochali Stasia – nie mieliby sił, żeby się nim zajmować przez prawie trzy dni.
– A twoja mama? To przecież młoda babeczka z ikrą, a Staś ją uwielbia – zaproponował Marek, niby od niechcenia, ale od razu wiedziałam, że miał to już dobrze obmyślone. On rzadko działał spontanicznie, na ogół planował wszystko z dużym wyprzedzeniem i był przygotowany na każdą okoliczność. Dzięki temu osiągał spore sukcesy jako prawnik. Nigdy nie widziałam go w akcji, ale byłam pewna, że w pracy był konsekwentny, stanowczy i bezkompromisowy.
– Odpada – zaprotestowałam, naiwnie sądząc, że to zakończy dyskusję. Za każdym razem, gdy wspominał o mojej matce, czułam, jakby w moim wnętrzu otwierała się ogromna dziura, wypełniona wspomnieniami i wydarzeniami, o których próbowałam zapomnieć.
– Niby dlaczego? Nigdy mi nie wyjaśniłaś, co masz do swojej mamy. Według mnie jest w porządku… I naprawdę bardzo się stara, zawsze proponuje, że zajmie się Stasiem, próbuje pomóc. Zależy jej na tobie, ale ty nie pozwalasz jej się do siebie zbliżyć. To trochę nie w porządku, nie uważasz?
Spojrzałam na męża i poczułam złość, że zmusił mnie do prowadzenia tej rozmowy. Lata temu powiedziałam mu, że nie dogaduję się z matką, a stosunki między nami są raczej oschłe. Nie dopytywał o szczegóły, ale kiedy urodziłam Stasia, nagle okazało się, że jednak uważa to za problem. Upierał się, że jego syn powinien mieć kontakt z babcią, a moje fanaberie nie mogą mieć na to wpływu.
– Chyba że między wami wydarzyło się coś, o czym mi nie mówisz? – sugerował, ale nie dałam się podpuścić. Wolałam ustąpić i nie narzekałam, gdy Marek proponował, żebyśmy pojechali do matki na obiad, czy spędzili razem święta. Potem jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że moja niechęć do tej kobiety nie tylko wróciła, ale i przyjęła zupełnie inny wymiar. Wiedziałam, że już nigdy jej nie wybaczę, choćby na kolanach błagała mnie o litość.
Po tym, jak wyśmiałam propozycję wypadu do Paryża, Marek stał się wyjątkowo trudny. Chodził obrażony, całymi dniami siedział w pracy, a jak już wracał, to bez przerwy marudził. Narzekał, że się nie staram i nie zależy mi na naszym małżeństwie, skoro nie chcę spędzić trochę czasu sam na sam z własnym mężem. Jego skamlenie mnie irytowało, ale nie ugięłam się, dopóki sama nie uznałam, że to całkiem niezły pomysł. Przemyślałam to i po rozważeniu wszystkich za i przeciw wyraziłam zgodę. Towarzystwo Marka ostatnimi czasy mnie drażniło, ale przecież to tylko dwie noce… Co mogło pójść nie tak?
Niezależnie od tego, co myślałam o mojej matce, wiedziałam, że zatroszczy się o wnuka. Byłam świadoma tego, jak bardzo go kocha. Widziałam, jak na niego patrzy – z taką samą czułością patrzyła na moich braci. Tylko z córki nigdy nie była zadowolona…
I tak właśnie znaleźliśmy się tutaj. W ten zadziwiająco chłodny poranek żegnałam się z ukochanym synkiem, w perspektywie mając dwa dni w Paryżu. Tylko z mężem. Bez dziecka. Na myśl o tym poczułam ucisk w sercu, jakby przygniatał je jakiś ogromny ciężar. Nadzieja na lepsze dni mieszała się we mnie z ogromną niepewnością i lękiem przed tym, co się wydarzy.
Czy na pewno podjęłam dobrą decyzję? A może powinnam przemyśleć wszystko jeszcze raz?
– No już, już, nie przesadzajmy z tymi pożegnaniami. Pojutrze znowu przytulisz Stasia – powiedziała matka z uśmiechem, lekko mnie odpychając i przyciągając wnuka do siebie. W tym ruchu było coś władczego, co tylko podsyciło moje obawy. – Bawcie się dobrze i nacieszcie się wolnością. Zasłużyliście na to, jesteście takimi oddanymi rodzicami.
Wypowiadając te słowa, patrzyła tylko na Marka. Zawsze powtarzała, że mój mąż jest doskonałym ojcem i że powinnam dziękować Bogu za takiego partnera. Od początku była nim zachwycona: przystojny prawnik z nienagannymi manierami i niezaprzeczalną charyzmą. Czasami miałam wrażenie, że Marek podoba się jej bardziej niż mnie. I chyba faktycznie tak było. Prychnęłam na tę myśl, ale raczej nikt tego nie zauważył.
– Mama ma rację, na nas już pora! Trzymaj się, kolego, bądź grzeczny i daj babci odpocząć, gdy będzie zmęczona. Nie szalej za bardzo – powiedział mój mąż, głaszcząc Stasia po rozczochranych włosach.
– Dobrze, tato! Możecie już iść, będziemy z babcią piec ciasteczka! – Synek pomachał do nas i już go nie było. Domyślałam się, że pobiegł do kuchni i właśnie wkładał fartuszek, który matka uszyła mu z jakiejś okazji.
– Jak widzicie, Staś jest w dobrych rękach. Możecie być spokojni. – Matka uśmiechnęła się, ale na jej twarzy dostrzegłam drobne oznaki zniecierpliwienia. Była już zmęczona tą przedłużającą się sceną i chciała wrócić do swoich spraw. Bez przekonania kiwnęłam głową i odwróciłam się w kierunku drzwi. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zanim wyszłam, ostatni raz zerknęłam na matkę i zobaczyłam Marka pochylonego nad teściową, która szeptała mu coś do ucha. Stali bardzo blisko siebie i sprawiali wrażenie, jakby nikt inny nie był im potrzebny do szczęścia. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o czym matka może z takim zapamiętaniem opowiadać mojemu mężowi. Jakie jeszcze tajemnice skrywała przede mną ta dwójka? O jednej wiedziałam i nie było dnia, w którym nie żałowałabym, że jestem jej świadoma.
W końcu Marek zauważył, że im się przyglądam i z głupkowatym uśmiechem na twarzy odsunął się od mojej matki.
– To jeszcze raz dziękujemy, Basiu. Do zobaczenia! Zadzwonimy wieczorem. – Pożegnał się z nią uściskiem dłoni i wyszliśmy na zewnątrz. Usłyszałam trzask zamykanej zasuwki.
Nagle zatrzymałam się, przygnieciona niedającym się wytłumaczyć niepokojem. Miałam dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Chciałam chwycić za klamkę i wrócić, porwać Stasia w ramiona i zabrać go do naszego mieszkania, trzymać go jak najdalej od tej kobiety. Zapomnieć o tym weekendzie, wrócić do kojącej, dobrze znanej codzienności.
– Idziesz, kochanie? – Głos Marka wyrwał mnie z chwilowego otępienia. Spojrzałam w kierunku męża i się zawahałam. Czy powinnam go poprosić, żebyśmy odwołali wyjazd? Opanowało mnie okropne poczucie, że popełniam błąd. Mój system nerwowy bił na alarm, dając mi do zrozumienia, że coś jest nie w porządku. Z trudem przełknęłam ślinę. – Będzie cudownie, obiecuję ci. A mi zawsze możesz zaufać. Przecież wiesz, że Staś jest bezpieczny z Basią, włos mu z głowy nie spadnie.
Marek wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja spojrzałam na nią i znowu się zawahałam. Nie byłam pewna, czy robię dobrze, ale wiedziałam jedno – coś musiało się zmienić, a weekend w Paryżu dawał nam szansę na zupełnie nowy początek. Nie mogłam się teraz zatrzymać, musiałam walczyć o szczęśliwe zakończenie.
Mocno ścisnęłam rękę męża i ruszyłam za nim do samochodu. Miał rację. Powinnam skorzystać z beztroskich chwil, nacieszyć się wolnością, na moment zapomnieć o zmartwieniach. Nie mogłam wszędzie doszukiwać się znaków nadchodzącej katastrofy. Musiałam się zrelaksować, chociaż na krótko.
– Masz rację. Nic złego nie może się wydarzyć – powiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na sielski domek matki i głęboko odetchnęłam, czekając na to, co przyniosą nam kolejne dni.
Gdybym mogła spojrzeć w przyszłość, natychmiast wyskoczyłabym z samochodu i pognała w kierunku synka, który w tej właśnie chwili wycinał z babcią ciasteczka w kształcie swoich ukochanych Smerfów.
Marek
Patrzyłem, jak żona spaceruje po naszym pokoju hotelowym, wyraźnie zachwycona tym, co widzi. Obserwowanie jej entuzjazmu sprawiało mi przyjemność. Od zawsze lubiłem ją rozpieszczać, planować dla niej niespodzianki. Ostatnio nasze drogi zaczęły się rozchodzić, czułem, że Iwona coś przede mną ukrywa. Była bardzo zestresowana. Jej stan zaczął mnie niepokoić, dlatego właśnie zaplanowałem ten wyjazd. Należało jej się trochę odpoczynku, musiała się nieco oderwać od codzienności, która w ostatnim czasie wydawała się szara i przytłaczająca.
Szczerze mówiąc, pewnie miałem coś wspólnego z jej złym samopoczuciem, ale naprawdę chciałem wszystko naprawić. Popełniałem błędy, ale to nie znaczy, że nie zasługiwałem na kolejną szansę. Wszyscy wiedzą, że małżeństwo to niełatwa sprawa, trudno przez lata wytrwać u boku drugiego człowieka, który ma swoje irytujące przyzwyczajenia i niedające się wyplenić wady. Czy można przekreślić kilka lat wspólnego życia z powodu chwilowego kryzysu?
– Jakim cudem jest nas na to stać? – spytała Iwonka, szeroko otwierając błękitne oczy. Przez chwilę znowu przypominała tę słodką dziewczynę, którą poznałem lata temu i niemal od razu pokochałem. Była wtedy taka niewinna i beztroska, nieświadoma całego zła, które jest na tym świecie. Przebywanie w jej towarzystwie dawało mi ukojenie, pewnie dlatego tak szybko się jej oświadczyłem. Wiedziałem, że nie mogę stracić spokoju, który mi dawała.
– Udało nam się ostatnio zdobyć paru dobrych klientów. Wygraliśmy kilka ważnych spraw i kancelaria ma teraz naprawdę niezłą passę – odpowiedziałem i mrugnąłem do niej. Wiedziałem, że nie będzie dopytywała o szczegóły. Iwona nie należała do specjalnie dociekliwych osób, a moja praca niezbyt ją interesowała. Cieszyła się, że mieszka w ładnym segmencie w dobrej dzielnicy, może kupować, co tylko zechce, a jej dziecko chodzi do prywatnego przedszkola. Kwestią drugorzędną był dla niej sposób, w jaki jej to wszystko zapewniałem. Nawet jeśli domyślała się, że nie zawsze grałem czysto, to nigdy mi o tym nie wspominała.
Położyła się na łóżku koło mnie, zachowując dystans. Przysunąłem się i wtuliłem twarz w jej jasne włosy. Uwielbiałem zapach szamponu, którego używała – lekko cytrusowy, z delikatnym aromatem mięty. Wydawało mi się, że nieco zesztywniała, kiedy poczuła mój dotyk, jednak nie protestowała, gdy zacząłem ją całować, a nawet odwzajemniła pocałunki. To dodało mi odwagi, więc podciągnąłem do góry jej sukienkę, przesuwając dłonią po smukłym udzie. Nie odepchnęła mnie, więc sięgnąłem wyżej, lecz gdy tylko musnąłem palcem koronkę jej majtek, zacisnęła nogi i lekko mnie odepchnęła.
– Nie teraz, chodźmy coś zjeść. – Wstała i podeszła do lustra, żeby poprawić fryzurę. Spojrzałem na jej odbicie i poczułem ukłucie w sercu. Znowu wyglądała na smutną i przygaszoną, jak każdego dnia przez ostatnie miesiące.
– Kochanie… – zacząłem, ale zaraz zamknąłem usta. Nie chciałem psuć nastroju. Jeśli mamy spędzić miło ten wspólny weekend, nie mogłem zaczynać od ciężkich rozmów. Miałem nadzieję, że w ciągu najbliższych dni uda mi się trochę obłaskawić Iwonę, przypomnieć jej, że jestem fajnym gościem. Tyle mi zawdzięczała, nie powinna o tym zapominać… – Dobrze, zbierajmy się. Wezwę taksówkę.
Poszedłem do saloniku, żeby zadzwonić po samochód, ale zanim to zrobiłem, zauważyłem komunikat o otrzymanej wiadomości. Spochmurniałem, gdy odczytałem SMS-a. Nie miałem zapisanego tego numeru, ale dobrze wiedziałem, do kogo należał. W ostatnich tygodniach wymieniłem z tą osobą sporo wiadomości, które stopniowo zaczynały być coraz mniej sympatyczne.
„Tracę cierpliwość. Daję ci czterdzieści osiem godzin, albo o wszystkim powiem twojej żonie”. Zacisnąłem pięści i zakląłem w myślach, a potem bez wahania skasowałem wiadomość. Wiedziałem, że poradzę sobie z tym problemem, ale cała sprawa budziła moją irytację. Czy kobiety naprawdę musiały tak się zachowywać? Dobrze się bawiliśmy, było miło, przez chwilę byłem zauroczony, ale ten etap minął. Teraz zależało mi tylko na tym, żeby zapomnieć o całej sprawie i pójść dalej.
Przez chwilę się zawahałem, a potem pomyślałem o moim dobrym kumplu Bartku. Był prywatnym detektywem i od czasu do czasu załatwiał dla mnie te mniej przyjemne sprawy. Już nie raz, nie dwa interweniował, gdy któraś z dziewczyn nie umiała zakończyć znajomości w cywilizowany sposób. Nie wiem, jak to robił, ale zawsze działało. Liczyłem, że tym razem też szybko ogarnie temat i będę miał to z głowy. „Znowu mam na głowie męczącą laskę. Podrzucę ci adres, zrób coś z tym, dobra?” – wystukałem wiadomość i wysłałem ją w momencie, gdy w saloniku pojawiła się elegancko ubrana Iwona.
– Taksówka już czeka? – spytała, podejrzliwie przyglądając się telefonowi, który wciąż zaciskałem w dłoni.
– Mam jakiś problem z połączeniem, zadzwonimy z recepcji – odpowiedziałem. Gdy szliśmy w stronę windy, usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Odczytałem ją, podczas gdy Iwona przeglądała się w umieszczonym na ścianie lustrze. Bartek obiecał, że zajmie się tematem. Wszystko się dobrze układało. Ten weekend będzie niezapomniany.
Restauracja, którą wybraliśmy na ten wieczór, robiła oszałamiające wrażenie. Chciałem, żeby cały wyjazd był perfekcyjny, dlatego zdecydowałem się na jedną z najdroższych knajp w mieście. Była bardzo elegancka, a z dużych okien rozpościerał się widok na skąpane w milionach świateł miasto i mrugającą do nas wesoło wieżę Eiffla.
Iwona początkowo zachwyciła się widokiem, ale dość szybko straciła zainteresowanie i z zagadkową miną przeżuwała swoje danie. Próbowałem zainicjować jakąś rozmowę, ale każda moja próba spełzała na niczym. Sfrustrowany dolałem sobie wina. Kieliszek Iwony wciąż był pełny, najwyraźniej nie była w nastroju do świętowania.
– Myślisz, że już pora, żeby zadzwonić do Stasia? – spytała, przerywając gęstniejącą między nami ciszę.
Zerknąłem na drogi zegarek, który nosiłem na lewym nadgarstku. Dochodziła dziewiętnasta.
– Sam nie wiem… Pewnie jest teraz w kąpieli albo je kolację. Może lepiej zadzwonić po ósmej, jak już będzie się szykował do spania?
Iwona pokiwała głową i znowu zaczęła grzebać widelcem w makaronie, który leżał na jej talerzu. Gdy w końcu podniosła głowę i spojrzała na mnie, ze zdziwieniem zauważyłem, że ma mokre oczy.
– Tęsknię za nim – powiedziała cicho, a jej dolna warga zadrżała. Miałem ochotę przewrócić oczami albo powiedzieć coś złośliwego. Po raz pierwszy od czterech lat wyjechaliśmy bez dziecka, a ona już po paru godzinach mówi, że za nim tęskni? Wiedziałem, że jej przywiązanie do Stasia jest trochę niezdrowe, ale to już przesada.
– Jestem pewny, że świetnie się bawi z babcią – odparłem i wziąłem duży łyk wina, żeby nie powiedzieć za dużo. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żebyśmy dobrze się bawili. Nie chciałem kolejny raz wałkować tego samego tematu, wypominać żonie, że jest nadopiekuńcza, a moje potrzeby jakiś czas temu zepchnęła na dalszy plan. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie i za każdym razem wybuchała awantura. Wiedziałem, że i tym razem Iwona nie przyzna mi racji i zacznie wywlekać dawno zapomniane urazy i moje prawdziwe lub domniemane przewinienia. Wolałem tego uniknąć, bo to do reszty zepsułoby atmosferę.
Żona wpatrywała się we mnie bez słowa, jej oczy były szkliste, jakby powstrzymywała się, by nie wybuchnąć płaczem. Przykryłem jej dłoń swoją, żeby ją pocieszyć, chociaż naprawdę nie rozumiałem jej zachowania. Tak bardzo się starałem, czy ona tego nie rozumiała?
– Tak, na pewno masz rację. Wszystko będzie dobrze – stwierdziła po chwili, odsuwając dłoń, i sięgnęła po markową torebkę, którą kupiłem jej na Gwiazdkę. – Pójdę do łazienki, zaraz wracam.
Odeszła szybkim krokiem, przyciągając spojrzenia mężczyzn. Iwona wciąż była piękną kobietą i niejeden pewnie zazdrościł mi żony. Gdyby tylko znali prawdę, wiedzieli, jaka jest na co dzień… Zimna i nieczuła, zamknięta w sobie i krnąbrna. Poczułem w ustach gorzki smak, więc dolałem sobie więcej wina, żeby jak najszybciej go zmyć. Ten weekend miał być dla nas szansą, nowym początkiem. Wciąż liczyłem na to, że wszystko zakończy się tak, jak chcę. Wierzyłem, że potrafię na nowo rozkochać w sobie żonę. Tęskniłem za naszymi początkami, dniami, gdy wpatrywała się we mnie jak w obrazek i spełniała każde moje życzenie. Gdybym odzyskał tamtą Iwonę, nie musiałbym szukać wrażeń poza małżeństwem. Nigdy nie powiedziałbym tego głośno, ale w głębi duszy uważałem, że była odpowiedzialna za moje romanse w takim samym stopniu, co ja.
Nagle zawibrował mój telefon, schowany w kieszeni spodni. Zerknąłem na wyświetlacz, a gdy zobaczyłem imię teściowej, uśmiechnąłem się szeroko.
– Cześć, Basiu! Co tam u was?
– Właśnie kładziemy się spać, więc pomyślałam, że będziecie chcieli pożegnać się z synem. – Głos teściowej jak zwykle brzmiał wesoło i przyjaźnie, aż miło było jej posłuchać. W tle usłyszałem krzyki Stasia, proszącego, żeby oddać mu telefon.
– Chętnie powiem mu dobranoc. Co tam słychać, kawalerze? – spytałem, gdy w słuchawce rozbrzmiał wysoki głos Stasia. Syn relacjonował wszystko, co robił z babcią, i co mu kupiła, gdy poszli do sklepu. Z jego opowieści wynikało, że świetnie się bawili. Nic mu nie groziło, a Basia świetnie się sprawdzała jako opiekunka. Pożegnałem się z nim i wyłączyłem telefon, żeby już nic nie zakłócało mojego wieczoru z żoną.
Po chwili do stolika wróciła Iwona. Była trochę blada, ale usta miała mocno podkreślone szminką w kolorze fuksji. Najwyraźniej poprawiła makijaż. Od razu odzyskałem humor, bo zrozumiałem, że wciąż starała się być dla mnie piękna.
– Z kim rozmawiałeś? – spytała i wzięła łyk wody. Najwidoczniej uparła się, żeby dziś nie pić alkoholu.
– Dzwoniła twoja mama. Staś chciał nam powiedzieć dobranoc.
Iwona głośno stuknęła szklanką o blat stołu. Zmrużyła oczy i wysunęła ciało do przodu. Wyglądała na rozdrażnioną.
– I nie uznałeś za stosowne poprosić, by zadzwoniła za chwilę? – warknęła nieco zbyt głośno, tak że siedząca niedaleko nas kobieta spojrzała w jej stronę. – Przecież mówiłam ci, że chcę porozmawiać ze Stasiem!
Jej zachowanie mnie zszokowało. Chociaż ostatnio bywała niestabilna, nigdy jeszcze tak nie wybuchła w miejscu publicznym. Ledwo nad sobą panowała.
– Byłaś w łazience. Basia akurat kładła go spać, więc nie było sensu zakłócać im wieczornego rytmu. Zadzwonimy do niego jutro rano…
Jeśli liczyłem, że te słowa w jakiś sposób uspokoją moją żonę, to byłem w błędzie. Chyba tylko rozjuszyły ją jeszcze bardziej, bo zerwała się z krzesła i stanęła nade mną niczym bogini zemsty. Nie po raz pierwszy pomyślałem, że zupełnie jej nie poznaję. Wizja miłego weekendu i odzyskania dawnej Iwony zaczęła się rozmywać niczym piękny sen.
– Przyznaj, że robisz to specjalnie! – syknęła, po czym z powrotem opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. – Taki właśnie jesteś, nie obchodzą cię moje potrzeby, liczysz się tylko ty. Dlaczego jesteś takim cholernym dupkiem? Co ja ci zrobiłam?
Wybuch Iwony sprawił, że staliśmy się obiektem zainteresowania gości siedzących przy kilku najbliższych stolikach. Zdegustowany kiwnąłem na kelnera, gestem prosząc go o rachunek.
Moja żona ciężko dyszała, jakby miała atak paniki. Gdy podeszła do niej jakaś obca kobieta z pytaniem, czy wszystko w porządku, nie wytrzymałem.
– Dość! – odpowiedziałem, łapiąc Iwonę za nadgarstek. – Wychodzimy. Natychmiast.
Lekko popchnąłem żonę w kierunku wyjścia, czując na sobie nieprzychylne spojrzenia pracowników restauracji. Byłem wściekły, a ciepłe uczucia sprzed kilkunastu minut zupełnie ze mnie wyparowały. Teraz pragnąłem tylko jednego: chciałem upokorzyć Iwonę, tak samo jak ona upokorzyła mnie. Ostatni raz ośmieszyła mnie przed innymi. Nie zamierzałem dłużej tolerować takiego zachowania.
Czy był w ogóle sens ratować to małżeństwo? Patrzyłem na trzęsącą się Iwonę, która zupełnie straciła panowanie nad sobą, i poczułem obezwładniający smutek. Może już czas zrobić to, co od dawna chodziło mi po głowie? Kochałem tę kobietę z całego serca, ale najwidoczniej to nie wystarczało. Musiałem się bardziej postarać, żeby zrozumiała, że jest na mnie skazana.
Barbara
Położyłam wnuka spać i poszłam do kuchni, żeby zaparzyć sobie ziółka. To mój cowieczorny rytuał, choćby się waliło i paliło, wieczorami musiałam wypić mieszankę, którą przysyłała mi zwariowana na punkcie ziołolecznictwa koleżanka. Nie byłam pewna, jakie konkretnie składniki znajdują się w tym naparze, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Ważne, że po takiej herbatce zazwyczaj dobrze spałam i budziłam się wypoczęta. Koszmary, które męczyły mnie latami, były już tylko odległym wspomnieniem. To niesłychane, jak naturalne metody poradziły sobie z moimi problemami – żadne medykamenty przepisane przez lekarzy nie przyniosły tak spektakularnych efektów. Teraz potrafiłam na dłuższy czas zapomnieć o tym, co od lat we mnie żyło i uwierało mnie niczym nieustannie jątrząca się rana.
Lepszy sen przełożył się na bardziej młodzieńczy wygląd. Zauważyłam, że odkąd raczę się ziółkami od Aliny, mam większe powodzenie u mężczyzn. Nie żeby mi jakoś specjalnie na tym zależało. Po rozwodzie z Darkiem, moim drugim mężem i ojcem moich synów, obiecałam sobie, że kończę z facetami i zamierzałam dotrzymać słowa. Jakieś drobne flirty i chwile szaleństwa oczywiście mi się zdarzały, choć coraz rzadziej. Na myśl o ostatniej tego typu przygodzie wciąż rumieniłam się ze wstydu. Nigdy nie powinno do tego dojść, ale potrzebowałam wtedy uwagi ze strony mężczyzny. W młodości byłam piękną kobietą i przykro mi było patrzeć, jak mój urok powoli przemija, a ja staję się przezroczysta dla płci przeciwnej. Gdy zostałam babcią, przeraziło mnie, jak szybko pędzi moje życie. Jeszcze niedawno sama niańczyłam niemowlaki, a teraz patrzyłam, jak moja mała córeczka staje się dorosła i to ona zostaje mamą. Początkowo trudno mi było się z tym pogodzić, ale stopniowo przyzwyczajałam się do nowej sytuacji i doceniałam jej uroki. Teraz oddałabym życie za mojego wnuka.
Mimo całego uwielbienia dla Stasia, spędzony z nim dzień trochę dał mi w kość. Mój wnuk był uroczym chłopcem, ale czasami się zastanawiałam, jak moja córka i zięć z nim wytrzymują. Miał w sobie nieskończone pokłady energii, od rana do wieczora był na wysokich obrotach i nie zawsze za nim nadążałam. Moje dzieci nie były aż tak żywiołowe, a przynajmniej tak to zapamiętałam. Może pamięć zatarła złe wspomnienia, pozostawiając jedynie te dobre? Gdy myślałam o dzieciństwie moich szkrabów, pamiętałam tylko leniwe popołudnia na tarasie albo idylliczne wycieczki za miasto. Oczywiście, bywało gwarno, a w salonie zazwyczaj panowało pobojowisko, ale na pewno nie byłam aż tak wykończona.
Nie zamierzałam jednak narzekać, a gdy córka zapyta, jak się bawiliśmy, słowem nie wspomnę o zmęczeniu. Nie mogłam uwierzyć, gdy Iwonka zadzwoniła z prośbą, abym wzięła Stasia na weekend do siebie. Uznałam, że to kolejna szansa, by naprawić moją relację z córką. Iwona miała do mnie dużo żalu, a część z tego na pewno była uzasadniona… Na szczęście nie miała pojęcia o moich najgorszych uczynkach.
Gdy urodziła się córka, byłam bardzo młoda i niekoniecznie nadawałam się na matkę. Często traciłam cierpliwość, choć nawet ja musiałam przyznać, że Iwona była wyjątkowo spokojnym i grzecznym dzieckiem. Jednak to nie był dobry moment na macierzyństwo, a mój pierwszy mąż zdecydowanie nie nadawał się do roli ojca.
Rzadko myślałam o moim wczesnym, nieudanym związku, ale ostatnie wydarzenia obudziły we mnie niechciane wspomnienia. Wyglądało na to, że Frycek znów pojawi się w naszym życiu, co wzbudzało we mnie negatywne emocje. Chociaż mój były mąż był podobno w kiepskim stanie i z trudem mnie sobie przypominał, to obawiałam się tego, co może się wydarzyć, gdy przedstawi Iwonie swoją wersję wydarzeń. Oby tylko jego wynurzenia nie nadwyrężyły mojego kruchego porozumienia z córką…
Relacja z Iwonką była skomplikowana, trudniejsza niż to, co łączyło mnie z synami. Dla nich od początku miałam o wiele więcej cierpliwości i zrozumienia, byłam starsza i bardziej świadoma wyzwań macierzyństwa. Pewnie dlatego oni od zawsze traktowali mnie jak ukochaną mamusię, a Iwona – jak zło konieczne.
Ciszę późnego wieczoru przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Sięgnęłam po telefon i uśmiechnęłam się do siebie. Jaruś, mój starszy synek. „Mamuś, czy mogę jutro wpaść na obiad? Chciałbym ci kogoś przedstawić”. Westchnęłam, bo domyślałam się, że pewnie chodzi o jego kolejną dziewczynę. Jaruś był wspaniałym synem, ale jeśli chodzi o relacje z płcią przeciwną, to szału nie było. Zdecydowanie był zbyt kochliwy. Co kilka miesięcy przedstawiał mi nową kobietę i, niestety, nie były to moim zdaniem szczególnie wartościowe osoby. Podobał mu się dość wulgarny typ urody, ale to jeszcze bym przełknęła, w końcu to jemu ma się podobać dziewczyna, a nie mi. Jednak dużo gorzej radziłam sobie z zachowaniem tych panienek. Odnosiłam wrażenie, że wszystkie one cechowała pewna nonszalancja i brak szacunku do starszych. Rozsiadały się niczym królowe i żadna nawet nie zaproponowała, żeby w czymś pomóc. Może jednak tym razem będzie inaczej i Jaruś przedstawi kogoś, kto będzie się nadawał na synową?
„Oczywiście, synku, zapraszam! Jest u mnie Staś, więc będziesz mógł spędzić trochę czasu z siostrzeńcem”. Chociaż Iwonka i Jaruś nieźle się dogadywali, mieli nawet jakieś wspólne sprawy, to mój syn rzadko wykorzystywał okazję, żeby pobawić się ze Stasiem. Nie podobało mi się to, ale wolałam siedzieć cicho. Jarek zbliżał się do trzydziestki, jednak, według mnie, nie był jeszcze dojrzałym mężczyzną. Dzieci niewiele go interesowały, nad czym ubolewałam. Może popełniłam jakiś błąd, wychowując synów? W każdym razie obaj nadal wydawali się dziecinni, traktowali życie jak niekończącą się imprezę. Miałam nadzieję, że u boku odpowiednich kobiet ustatkują się i przestaną zachowywać jak nastolatkowie.
„Super! Widzimy się jutro o piętnastej”. Jaruś okrasił swoją wiadomość wieloma buziakami, a ja w odpowiedzi przesłałam mu zabawnego GIF-a, którego znalazłam tego ranka. Bardzo cieszyło mnie, że mam taki dobry kontakt z moimi chłopcami. Wiedziałam, że traktują mnie jak przyjaciółkę.
Iwona kiedyś zarzuciła mi, że bardziej kocham synków niż ją. Czasami się zastanawiałam, czy nie miała w tym trochę racji… Moja córka tak bardzo przypominała swojego ojca, miała jego nos i pieprzyk w tym samym miejscu, co on. A najgorsze było to, że łączyło ich identyczne spojrzenie, wyzywające i zadziorne. Zawsze gdy patrzyła na mnie w ten sposób, budziła się we mnie niechęć. Wiedziałam, że to niesprawiedliwe, nie powinnam traktować inaczej dziecka, bo fizycznie przypomina mi byłego partnera. Starałam się to wynagrodzić Iwonce, ale najwidoczniej było już za późno.
Ziółka w końcu się zaparzyły, więc usiadłam na kanapie z ogromną filiżanką, którą dostałam od Szymusia na ostatnie Boże Narodzenie. Była ozdobiona złotymi gwiazdkami i podpisana: „Najlepsza Mama na świecie”. Chłopcy zawsze o mnie dbali, rozpieszczali mnie. Zrobiłabym dla nich wszystko.
Chociaż byłam zmęczona, nie chciałam jeszcze iść spać. Na jutro zaplanowałam wiele atrakcji dla Stasia. Niestety, było zbyt zimno, żeby pójść do zoo, ale znalazłam mnóstwo ciekawych rozrywek pod dachem. Mieliśmy pójść do muzeum, obejrzeć szkielety dinozaurów, potem na teatrzyk kukiełkowy, a po obiedzie zrobić sobie seans filmowy w salonie. W międzyczasie chciałam zabrać małego do sklepu, żeby wybrał sobie jakąś zabawkę. Iwonka była dla niego zbyt surowa. Cały czas podkreślała, że nie można go rozpieszczać, ale nie rozumiała, że zanim się obejrzy, dzieciństwo Stasia przeminie. Naszym obowiązkiem było sprawić, żeby wspominał te lata jako magiczny czas.
Sięgnęłam po książkę, którą poleciła mi koleżanka z pracy. Według opisu na okładce była to jakaś nagradzana powieść, międzynarodowy bestseller, ale mi się w ogóle nie podobała. Przeczytałam kilka stron i zniechęcona odłożyłam opasły tom na szafkę. Chyba jednak nie dam rady tego przeczytać. Oddam ją koleżance, kłamiąc, że bardzo mi się podobała. Może przejrzę opinie w Internecie, żeby móc podzielić się jakimś mądrym spostrzeżeniem. Nie chciałam uchodzić za idiotkę, która nie była w stanie przebrnąć przez ambitną, cenioną przez krytyków powieść.
Po krótkiej chwili namysłu otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej cienką książeczkę, którą ostatnio dostałam od Aliny. Spojrzałam na okładkę, na której przedstawiona była uśmiechnięta para w średnim wieku. Promienieli radością i zdrowiem, wpatrzeni w siebie niczym zakochani nastolatkowie. „Odmień swoje życie z naszym programem siedmiu kroków”. Prychnęłam, bo nie wierzyłam w łatwe recepty na osiągnięcie spełnienia. Gdyby to było takie proste, wszyscy unosilibyśmy się kilka centymetrów nad ziemią, bezustannie upojeni szczęściem. Alina jednak w to wierzyła, całe swoje życie podporządkowała nowej filozofii, i wyglądała na zadowoloną. Ostatnio zdecydowała się sprzedać mieszkanie i zamieszkała na końcu świata, w jakiejś hipisowskiej komunie, gdzie oddawała się medytacjom i próbowała zrozumieć siebie, cokolwiek to znaczyło. Była tak bardzo wkręcona w temat, że nawet udało jej się mnie zainteresować. Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej obiecałam jej, że przejrzę tę broszurkę. Nie lubiłam łamać obietnic, zwłaszcza tych danych przyjaciołom, zresztą naprawdę byłam zaintrygowana.
Po około czterdziestu minutach skończyłam czytać i musiałam przyznać, że coś w tym jest… Oczywiście, nikt by mnie nie przekonał do życia według spisanych w tej książeczce zasad, ale może w pewnych okolicznościach faktycznie przynosiły niezłe rezultaty. Może pożyczyłabym tę broszurkę Iwonce? Ona jedna spośród moich dzieci wyglądała na nieszczęśliwą i niepewną… Może kilka dobrych rad otworzyłoby jej oczy? Warto spróbować, chociaż zdawałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej wywołam tylko kolejną awanturę. Iwona nigdy nie uwierzy, że naprawdę zależy mi na jej szczęściu. Zapewne uzna, że mam złe intencje i podważam jej umiejętności rodzicielskie, czy coś w tym rodzaju… Tyle razy próbowałam ją wesprzeć dobrym słowem, ale za każdym razem odpychała mnie i robiła po swojemu. Miałam wrażenie, że im bardziej próbowałam jej pomóc, tym bardziej działała mi na przekór.
Nagle w domu rozległ się przeraźliwy krzyk. Zerwałam się na równe nogi i pognałam na górę, do pokoju, w którym spał Staś. Chłopczyk wiercił się w łóżku, kołdra leżała na podłodze, a włosy dziecka były tak mokre od potu, że kleiły się do czoła.
– Nie chcę, nie! Zostaw mnie, proszę! – wrzeszczał, a gdy objęłam go, próbując uspokoić, odpychał mnie z całych sił. Był rozgorączkowany, jego drobne ciało wyginały drgawki i przez chwilę czułam obezwładniający strach. Co się z nim działo? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, ale też nigdy wcześniej nie spędził u mnie całej nocy.
– Stasiu, kochanie! Obudź się! Spokojnie, to tylko koszmar! – W dalszym ciągu próbował się wyrwać, ale nie pozwoliłam na to. Tuliłam go z całych sił, cierpliwie czekając, aż się obudzi, a jego oddech się uspokoi. Mały łkał coraz ciszej, aż w końcu odsunął się i spojrzał na mnie półprzytomnym spojrzeniem.
– Babciu, dlaczego tu jestem? Gdzie mama i tata?
– Rodzice wyjechali na weekend. Teraz ja się tobą opiekuję, pamiętasz? – spytałam z troską, odgarniając mu z czoła wilgotne loczki.
– Wyjechali? – upewnił się Staś, a gdy kiwnęłam głową, położył się z powrotem. Otuliłam go kołdrą, a gdy myślałam, że już zasnął, odezwał się cichutko:
– To dobrze, bo oni ciągle krzyczą, a u ciebie jest tak cicho i przyjemnie.
Słysząc te słowa, poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Było dokładnie tak, jak myślałam. Moja córka była nieszczęśliwa, a w jej małżeństwie działo się coś złego. Wyrzuty sumienia kolejny raz mnie przytłoczyły, bo zdawałam sobie sprawę, że moim postępowaniem mogłam się przyczynić do jej problemów. Gdybym była lepszą matką, gdybym tylko bardziej się starała… No i tamta nieszczęsna noc, gdy zupełnie straciłam nad sobą kontrolę…
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Nie spotka cię nic złego
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa