New York Splendor - Milbradt Viviana - ebook + audiobook + książka

New York Splendor ebook i audiobook

Milbradt Viviana

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ta miłość jest jak trzęsienie ziemi…

Dla Julii Borne, młodej i ambitnej dziennikarki z Polski, staż w prestiżowej nowojorskiej redakcji jest spełnieniem marzeń. Chcąc jak najlepiej wykorzystać swoją szansę, dziewczyna ciężko pracuje, by w końcu osiągnąć upragniony sukces. Ale nie tylko w jej życiu zawodowym szykuje się wielka rewolucja… To właśnie tutaj, w siedzibie „New York Splendor”, Julia poznaje szarmanckiego angielskiego arystokratę, Anthony’ego Butlera. Narastająca fascynacja i pożądanie sprawiają, że oboje zatracają się w niepohamowanej namiętności. Czy dwie tak silne osobowości będą w stanie zaoferować sobie coś więcej oprócz wzajemnego spełniania erotycznych fantazji? Co się wydarzy, gdy Julia odkryje, że znajomość z intrygującym biznesmenem może stać się dla niej śmiertelnym zagrożeniem?

Doskonale pamiętam dzień, który na zawsze odmienił moje życie. To spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba. Informacja, że od przyszłego tygodnia rozpoczynam staż w Nowym Jorku, była jak wygrana w lotto. To było jedno z moich największych marzeń i sama nie wierzyłam we własne szczęście. Wybrano mnie spośród tak wielu kandydatów… Z perspektywy czasu wiem, że nic nie stało się przypadkowo, bo ktoś temu szczęściu dopomógł. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz, ale zawsze wierzyłam, że upór, ciężka praca i odrobina szczęścia to recepta na sukces.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 505

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 8 min

Lektor: Chloe White
Oceny
3,8 (71 ocen)
35
10
11
5
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lenka884

Dobrze spędzony czas

Trzyma w napięciu od początku do końca. Nic nie jest możliwe do przewidzenia. Super książka 👍
50
DorotaBegiello

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam.
50
Gaja777

Nie polecam

najgorszy gniot jaki w życiu czytałam. Kto to wydał?
41
aga1420

Całkiem niezła

Nie dotrwałam do końca. Przewidywalna, główna bohaterka łatwa jak nie wiem co, przez to wieje nudą.
64
zuzannasolarek

Nie polecam

Nudna, płytka i zbyt przewidywalna
20

Popularność



Podobne


Chicago, 14.02.2021

– Mój dzisiejszy gość skradł serca wielu kobiet na całym świecie. Jej powieść Nie przeminie z wiatrem odniosła niebywały sukces. Ze studia w Chicago specjalnie dla was, Jimmy Silverman, a oto Olivia Novakovski. – Znany amerykański komik i prezenter wskazał na mnie gestem dłoni, gdy wchodziłam na scenę. Tym samym powitał mnie z wielkim entuzjazmem w specjalnym wydaniu swojego programu „The Late Show with Jimmy Silverman”.

Czy udział w programie, który cieszył się ogromną popularnością w USA, mnie stresował? Nie, i wiem, że to może wydawać się dziwne, ale zawsze lubiłam publiczne wystąpienia. No może trochę przesadziłam, ale ostatnie lata były tak intensywne, że przywykłam do życia na pełnych obrotach. O, tak! Zdecydowanie takie życie mnie nakręca. Krew w żyłach płynie szybciej, a ja nabieram pewności siebie. Umościłam się na stylowej kanapie, posyłając prowadzącemu i naładowanej emocjami publiczności szeroki, pełen wdzięku uśmiech.

– Oto ona. – Uśmiech nie schodził także z twarzy prezentera. – Piękna, skromna i jednocześnie pewna siebie, czarująco seksowna i elegancka, zawsze uśmiechnięta i, kurde, muszę to powiedzieć – kontynuował z takim ładunkiem emocji, że w westchnieniach zachwytu wtórowała mu podekscytowana publiczność – zniewalająca złodziejka kobiecych i męskich serc!

Ostatnie słowa niemal wykrzyczał. Głośne oklaski wypełniły salę, a ja siedziałam totalnie skupiona w zastygłym uśmiechu, przyjmując nieco nonszalancką pozę. Długie, rozpuszczone włosy w odcieniu jasnego, platynowego blondu opadały częściowo na ramiona i dekolt kremowej, klasycznej, podkreślającej szczupłą, lecz kobiecą sylwetkę sukienki.

– Dziękuję, Jimmy – odpowiedziałam przyjaznym tonem głosu. – Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie mojej osoby.

Po sali znowu ochoczo rozbrzmiały oklaski.

– To ja dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie.

– Jimmy, proszę cię. Nie mogłabym ci odmówić. Uwielbiam twoją charyzmę, poważnie.

– Olivio, jestem zaszczycony, że zgodziłaś się wystąpić w moim programie.

– Czy my właśnie spijamy sobie z dzióbków? – spytałam błyskotliwie. Kocham Stany i uwielbiam tę amerykańską serdeczność.

– Boże, tak! I to jest wspaniałe! Wiesz, że kocham twój uśmiech, ja i miliony twoich wielbicieli. To twój charakterystyczny znak. Tylko dlaczego tak mnie onieśmielasz?

– Ale Jimmy, spokojnie, chyba cię nie stresuję? – zapytałam w tym samym serdecznym tonie, co wcześniej. Pewność siebie jest wspaniała, ale wyniosłość już nie. Takich zachowań nigdy nie lubiłam.

Prowadzący roześmiał się jak dziecko.

– Skądże znowu, ale wiesz, jak magnetycznie działasz na ludzi. Pokochały cię kobiety na całym świecie. Wiedziałaś, że tak się stanie, gdy pisałaś swoją powieść?

Żartowniś! Przecież ja nie miałam pojęcia, że mój autorski tekst stanie się powieścią. Cel był zupełnie inny, ale tego na razie nie mogłam ujawnić. Za wcześnie na takie rzeczy.

– Jimmy, szczerze, to wszystko bardzo mnie zaskoczyło. Pewnych rzeczy nie planowałam.

– Ach tak! – zawołał. – Twoja osoba coraz bardziej mnie intryguje. Właściwie to niewiele wiemy na twój temat. Dopiero niedawno zdecydowałaś, że się ujawnisz. Piszesz pod pseudonimem, czyż tak?

W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby Jimmy wiedział, że wyjdę z programu otoczona tą samą aurą tajemniczości, z którą się pojawiłam, to mimo wszystko tak chętnie zaprosiłby mnie do siebie. Cóż, nie miałam zamiaru kłamać. Jednak musiałam pozostać zagadką, która odkryje co nieco przed ludźmi, zachowując ostrożność. Nie chodziło tu o mnie ani też o żadne moje widzimisię. Chroniłam najbliższe mi osoby.

– Tak – odparłam bez wahania.

– Intrygujące. Piękna, tajemnicza Polka. Podobno przez jakiś czas mieszkałaś w Nowym Jorku. To prawda?

– Tak, Jimmy. Mieszkałam w Nowym Jorku.

– Czy twój pobyt w Stanach stał się po części inspiracją do napisania tej książki?

– Oczywiście!

– To teraz pozwolę sobie zadać pytanie, na które chyba wszyscy czekają.

O, tak! Wiedziałam, o co spyta. To pytanie padało już kilka razy z ust dziennikarzy, ale zawsze sprytnie ich zbywałam. Jednak dziś miał nastąpić pewien przełom.

– Pytaj, Jimmy. Pytaj, o co chcesz – rzuciłam spokojnie, kierując swój przenikliwy, elektryzujący wzrok w stronę kamer.

– Czy Nie przeminie z wiatrem to powieść o tobie?

Na tę chwilę czekałam.

– Jimmy, każda powieść zawiera jakieś fiksacje autora na swój temat. Pewne inspiracje z mojego otoczenia siłą rzeczy znalazły swoje odzwierciedlenie w książce. Jednak czy to jest powieść o mnie…? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, zatrzymując się na chwilę refleksji. Zbrodnią byłoby teraz jego całkowite zlekceważenie. I choć pod względem prezencji mogłabym dziś konkurować z Sharon Stone w pamiętnej scenie z przesłuchania na komisariacie w Nagim instynkcie, to nie miałam na sumieniu aż takich występków. Choć miałam inne. – Pozwól, że jeszcze do tego wrócimy. Obiecuję, że potem odpowiem.

Jasne, że był niepocieszony. Pewnie zwątpił, że w ogóle doczeka się odpowiedzi.

– Hm… – westchnął. – Trzymam cię za słowo! – wybrnął taktownie. – Tylko wiesz… tyle w tym wszystkim emocji i napięcia między bohaterami. Wszystko jest tak prawdziwe, jakbyś doskonale ich znała lub była jedną z tych postaci. Zresztą łatwo, choćby wizualnie, zauważyć twoje podobieństwo z Julią, szczególnie w drugiej części powieści – wiedział, jak bezpiecznie drążyć temat. Jimmy był bardzo bystry. Szanuję takich ludzi.

– Pewnie, że tak. Przecież ja ich stworzyłam, tchnęłam w nich życie, zwłaszcza w Julię. Powiem więcej, do tej pory nikomu tego nie powiedziałam. Julię traktuję wyjątkowo. Ona jest moim alter ego.

– Wow! Czyli w pewien sposób jesteś związana z główną bohaterką?

Ten moment, kiedy na chwilę wstrzymujesz oddech i następuje taka cisza, jakby wszystko wokół zamarło w oczekiwaniu na twoją odpowiedź. Wszyscy, dosłownie wszyscy wstrzymują oddech razem z tobą. Aż ciarki przechodzą.

– Bardzo.

– Wow! Bardzo konkretnie. Zaskoczyłaś mnie.

– Cieszę się, Jimmy, że udało mi się cię zaskoczyć. Postać Julii dostarczyła mi wiele pozytywnych emocji. Choć większego dreszczyku doznałam za sprawą nieokiełznanego, piekielnie przystojnego pana Butlera.

– Twoi bohaterowie są nieszablonowi, mają charakterek.

Zaśmiałam się. Faktycznie, bardzo ciekawa, charakterna para.

– Moja bohaterka pokazuje, że warto mieć otwarty umysł. Co do łobuza Butlera, to cóż… – przerwałam na kilka sekund. – Jeśli cholernie przystojny, zamożny, emocjonalnie niedostępny casanova traci głowę dla jedynej kobiety w Nowym Jorku, na którą nie od razu działa jego urok, to trzeba spodziewać się wielkiego napięcia…

– Hm… Przyjrzyjmy się trochę tej relacji, bo to jest ciekawe. Zwykle w związkach jest tak, że jedna osoba jest stroną dominującą.

Temat dominacji. W końcu coś konkretnego. Uśmiechałam się pod nosem.

– Być może. Nie wiem – droczyłam się. – A tak na poważnie, to uważam, że zdecydowanie ciekawiej jest w tych relacjach, gdzie nie wszystko jest aż tak oczywiste…

– Pan Butler z pewnością ulega Julii. – Ależ miał teraz błysk w oku! – To jest naprawdę fajne.

Nie mogłam przestać się uśmiechać.

– Każdy mężczyzna jest trochę uległy.

– Nawet ci, którzy uparcie twierdzą, że są dominujący?

– Zwłaszcza ci… Męska dominacja to poniekąd pozory.

– Jak to?

– Mężczyzna to zdobywca. Musi się sporo natrudzić, żeby zdobyć wybrankę swojego serca. Ci mężczyźni, których intencje są szczere i prawdziwe, zwykle ulegają w obliczu miłości.

Taksowałam go moim pewnym, nieco władczym wzrokiem. Wyglądał na skonsternowanego i cholernie zaciekawionego, jakby drobiazgowo analizował moje słowa.

– Boże… ile emocji. Cała powieść jest tak nimi naładowana, że żona czytała ją z wypiekami na twarzy.

– Jimmy, bo ja kocham doświadczać, a jeszcze bardziej kocha doświadczać Julia. Chciałam tę intrygującą część jej osobowości oddać w ręce kobiet na całym świecie.

– I dobrze się stało. Cieszę się, że to zrobiłaś. Nie przeminie z wiatrem to mocno erotyczny romans pełen miłosnych zawirowań. Trudna, burzliwa, ale piękna, pełna pasji miłość, która, jak by się mogło wydawać, nie ma szans, aby przetrwać, bo przecież tu nie wszystko jest oczywiste… Pikanterii dodaje naturalnie otoczka luksusu i przepychu. Do samego końca zadajemy sobie pytanie: czy miłość, nawet ta największa, jest w stanie przetrwać wszystko?

– O tak, moi bohaterowie stają w obliczu wyzwania. Cholernie dużego wyzwania. Zwłaszcza że zakończenie obu części zaskakuje…

Część I

Warszawa, 3.07.2016

Doskonale pamiętam dzień, który na zawsze odmienił moje życie. To spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba. Informacja, że od przyszłego tygodnia rozpoczynam staż w Nowym Jorku, była jak wygrana w lotto. To było jedno z moich największych marzeń i sama nie wierzyłam we własne szczęście. Wybrano mnie spośród tak wielu kandydatów… Z perspektywy czasu wiem, że nic nie stało się przypadkowo, bo ktoś temu szczęściu dopomógł. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz, ale zawsze wierzyłam, że upór, ciężka praca i odrobina szczęścia to recepta na sukces.

Stałam pośród porozrzucanych niedbale ubrań, kompletując garderobę na kolejne miesiące, co stanowiło nie lada wyczyn przy założeniu, że niedługo muszę być na lotnisku. Na co dzień przykładałam dość dużą wagę do ubioru, który zawsze musiał pasować do konkretnej okazji. Wychodziło mi to całkiem nieźle, ale bez przesady. Nie byłam żadną stylistką, a normalną, zwykłą dziewczyną, która chciała wierzyć, że marzenia się spełniają.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. W progu stał Dominik, wieloletni przyjaciel, przyszywany brat, który nie raz ratował mnie z opresji.

– Pomyślałem, że przyda ci się pomoc.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Miałam mętlik w głowie.

– Nie wiem, za co się zabrać, co spakować. Ten tydzień dał mi niezły wycisk i chyba się przeliczyłam – nerwowo wyrzucałam z siebie potok słów.

Faktycznie, musiałam uporządkować sporo spraw przed wylotem i pakowanie odłożyłam na koniec. Grunt, że wszystkie formalności związane z pobytem w USA udało mi się załatwić dużo wcześniej. W końcu już dawno zgłosiłam chęć odbycia stażu w Nowym Jorku.

– Dlatego tu jestem. Spokojnie. Weź kilka rzeczy. Na miejscu będzie ktoś, kto pomoże ci się oswoić.

Zmarszczyłam czoło. Co on wygadywał? Czemu ktoś miałby mi niby pomagać? Przecież nie znałam tam nikogo.

– Nie wiem, o czym mówisz. Jadę tam sama – powiedziałam lekko drżącym głosem.

Ukrywanie emocji nie było moją mocną stroną.

– Będziesz mieszkać u Alex. Opowiadałem ci o niej, pamiętasz? Obiecała mi, że o ciebie zadba.

Byłam zdumiona. Liczyłam na jakiś obskurny pokój na obrzeżu miasta, zorganizowany przez firmę w ramach stażu.

– No co ty? Poważnie?

– Tak. Będzie ci się dobrze mieszkało na Upper East Side.

– Ona mieszka na Upper East Side? – Prawie podskoczyłam z wrażenia. – Nie mówiłeś, że to taka snobka…

– Spokojnie, nie przeżywaj. To naprawdę fajna, młoda kobieta, kilka lat starsza. Weźmie cię pod swoje skrzydła.

Pewnie miał rację. Panikowałam. Zwykle byłam spokojna i opanowana, ale wszystko nabrało tak szybkiego tempa, że nie ogarniałam sytuacji.

– Dziękuję ci za wszystko, nie musiałeś…

– Ale chciałem. I zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś dla mnie jak siostra.

Dominik był fantastyczny. Jedynak, ale nietypowy. Rodzice go nie rozpieszczali, do wszystkiego dochodził ciężką pracą. Znaliśmy się od studiów. Nigdy nie było między nami chemii. Jednak łączyła nas szczególna więź, niczym rodzeństwo. Jak na swój wiek był bardzo dojrzały, a ja zawsze chciałam mieć starszego brata. Pomógł mi przetrwać trudny dla mnie czas, gdy nagle zmarł mój narzeczony.

– W takim razie, braciszku, pomóż mi wybrać jakieś fajne ciuchy, żebym nie wyglądała jak Kopciuszek w Nowym Jorku – rzuciłam.

– O kurde! Wszystko, tylko nie to. A nie mogę być po prostu tragarzem i szoferem?

– Nie, to by było zbyt proste.

– Ale ty zawsze świetnie wyglądasz! Masz taką figurę, że nawet w worku po ziemniakach wyglądałabyś dobrze. Nie rozumiem, czym się tak przejmujesz. Dwie sukienki, jakieś spodnie, marynarka, buty, torebka, a resztę kupisz na miejscu.

Tak. Męskie spojrzenie na damską garderobę. Chyba robił sobie ze mnie jaja!

– Nie gadaj. – Przewróciłam oczami.

– Poza tym Alex kocha modę, więc na pewno się dogadacie. Jest szczupła, jak ty.

A ten dalej się produkował.

– Super – westchnęłam.

Dobrze, że trochę ochłonęłam i pakowanie poszło sprawniej, niż założyłam. Po kilku kwadransach byliśmy w drodze na lotnisko Chopina.

– Zobaczysz, kochana, Nowy Jork cię wchłonie. Pokochasz to miasto – powiedział z uśmiechem, widząc, że wciąż jestem lekko podenerwowana, ale to chyba była ekscytacja. Tak, nerwy już odpuściły. Ogarnął mnie delikatny niepokój.

– Nie mogę się doczekać. Szczerze.

– Czyżby? – spytał.

Uśmiechnęłam się.

– Wyczuwam obawy – dodał.

– To nie obawy… – Westchnęłam. – Będę za tobą tęs-knić, głuptasie! Za tobą, za rodziną, znajomymi i nawet za Warszawą.

– Julia, przestań! Przed tobą wielka przygoda, jesteśmy na łączach, rozumiesz?

Uniosłam brwi.

– Jak myślisz? Poradzę sobie?

– Kto, jak nie ty? Boję się, że jak Alex wkręci cię w to wszystko, to już nie wrócisz.

Dominik zawsze miał na mnie kojący wpływ. Roześmiałam się radośnie.

– Możesz być pewien, że wrócę – odparłam.

– W życiu niczego nie można być pewnym.

W sumie racja. Z tym musiałam się zgodzić. Przez dwadzieścia siedem lat życia człowiek ugruntował już sobie jakieś spojrzenie na świat, zebrał doświadczenia i wie, że najlepiej nic nie zakładać. Jednego byłam pewna: za chwilę miałam rozpocząć wspaniałą przygodę. A kto nie lubi przygód, mając dwadzieścia parę lat?

Nowy Jork, 3.07.2016, godz. 21:45

Po niespełna dziesięciu godzinach wylądowałam w Nowym Jorku. Zgodnie z obietnicą na lotnisku czekała na mnie Alex. Ten szczery uśmiech dostrzegłam z daleka. Objęła mnie i pocałowała w policzek.

– Cześć – przywitała się. – Alexandra, dla znajomych Alex. Witam w Wielkim Jabłku!

Z jej twarzy nie schodził uśmiech. To było bardzo zaraźliwe i niesamowicie fajne. Rzecz jasna odpowiedziałam tym samym.

– Miło cię poznać, jestem Julia.

– Wow, jesteś bardzo ładna. Polki to naprawdę piękne kobiety.

I kto to mówił? Alex nie wyglądała na trzydzieści dwa lata. Atrakcyjna, zadbana brunetka z klasą. Nie wiem, czy coś majstrowała przy twarzy, ale chyba nie. Miała w sobie niezwykłą świeżość. Smukła sylwetka i piękne, lśniące włosy rzucały się w oczy. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Ubrana stylowo jak z okładki magazynu modowego: marynarka, spódniczka i wysokie szpilki od znanych projektantów. Wow! A obok ja w czarnej, klasycznej sukience z sieciówki…

– A ty wyglądasz zjawiskowo… – powiedziałam trochę nieśmiało.

– Dziękuję. Myślę, że się polubimy. Dominik opowiadał mi o tobie. Same superlatywy. Jeśli jesteś tak utalentowana jak śliczna, to Nowy Jork cię wchłonie.

– Dziękuję. Oby tak się stało.

– Uważaj, czego sobie życzysz – powiedziała kokieteryjnie. – To miasto potrafi oczarować.

Uwierzyłam na słowo. W drodze na Manhattan spoglądałam na cudnie rozświetlone miasto. Było już późno. Wlepiona w szybę jak dziecko pełne emocji, nie mogłam przestać patrzeć. Ta betonowa dżungla wydała mi się majestatycznie piękna. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że naprawdę tu jestem! Tak, byłam w mieście z moich najskrytszych marzeń, a światła otulające budynki posyłały mi uśmiech.

– Tak, wiem – odezwała się Alex, widząc, jak przywarłam do szyby jej eleganckiego samochodu. – Nowy Jork jest niezwykły nawet po zmroku. Zresztą, co ja mówię, tu nie ma zmroku. To miasto tętni życiem non stop!

– Zakochałam się – jęknęłam z zachwytu.

– Poczekaj, aż poznam cię z miastem. Zakochasz się na zabój.

Dotarłyśmy do celu. Alex mieszkała w klasycznej, eleganckiej kamienicy. Już na dole zaparło mi dech w piersiach, ale w drzwiach zbierałam szczękę z ziemi. Zupełnie tego nie rozumiałam. Wiedziałam przecież, czego mogę oczekiwać po Upper East Side. Mimo to znów przeżywałam wszystko jak dziecko.

– Woooow!!! – krzyknęłam, nie kryjąc euforii. – Tu jest jakby… luksusowo…

– Jesteś słodka – odparła koleżanka. – Naprawdę słodka z ciebie dziewczyna, śliczna, słodka, do schrupania.

Troszkę się zawstydziłam. Policzki zapłonęły rumieńcem, z wrażenia zaniemówiłam. Zostawiłam walizki na korytarzu i podreptałam do salonu. Alex stała podparta o śnieżnobiałą szafkę, z uśmiechem obserwując mój entuzjazm. Apartament urządzono w ponadczasowym stylu Hampton. Jasne wnętrze powitało mnie subtelną, przytulną aranżacją, idealnym połączeniem ciepła i luksusu. Okazałe okna, stylowe meble, urokliwa biblioteczka i słodki kominek dopełniały wyjątkowy wystrój salonu, który łączył się z tarasem.

– Tu jest jak w bajce! Albo jak w filmie – powiedziałam. – Tak, jak w filmie – dodałam, nie mogąc się nadziwić, że można mieszkać w aż tak pięknym mieszkaniu.

Alex chichotała pod nosem.

– Lubię piękne rzeczy i jestem wymagająca – rzuciła i na chwilę zniknęła mi z oczu, by sekundę później pojawić się z szampanem.

Stałam na przestronnym, bogato zdobionym patio w otoczeniu kwiatów i zieleni. Ciepły, letni, wieczorny wiatr niczym bryza otulał mnie swoją delikatnością. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Zupełnie jakbym przeniosła się do innego świata. Tak, to była inna rzeczywistość, wspaniała, magiczna niczym z bajki lub filmu, a ja stawałam się jej częścią. I pomyśleć, że jeszcze niedawno moje życie było totalnie przeciętne. Praca, dom, rutyna, wyścig szczurów, a w tym wszystkim ja: podążająca swoim własnym szlakiem, powoli, z właściwym dla mnie idealizmem. I nagle zwrot akcji. Los się do mnie uśmiechnął.

Odpłynęłam w rozmyślaniach, zupełnie nie zważając na Alex, która zorganizowała nam małe przyjęcie na tarasie. Muzyka w tle, szampan, truskawki i wykwintne przystawki podane w tak kuszącej formie, że nie wiedziałam, za co się zabrać. Zrobiło mi się zwyczajnie głupio, że nie zaproponowałam jej pomocy.

– Alex, bardzo cię przepraszam. Powinnam ci pomóc. Nie wiem, co się ze mną dzieje – próbowałam się tłumaczyć. – Tu jest tak wspaniale. Odpłynęłam i kompletnie się zapomniałam.

– Nie szkodzi, głuptasie! Cieszę się, że jesteś zadowolona. Pragnę, żebyś dobrze się tu czuła. Obiecałam Dominikowi, że się tobą zaopiekuję – mówiła wesoło.

Boże, ona też była jakaś nieziemska. Kosmitka. Miła i uśmiechnięta. Prawie wzięłam ją za snobkę, no bo bogata, otoczona luksusem na Upper East Side… Pomyślałam teraz, że najwyższy czas zwalczyć w sobie tę polską skłonność do przypinania metek. Koniec z tym! Więcej uśmiechu, pogody ducha i mniej oceniania.

– Częstuj się – dodała.

– Dziękuję ci za wszystko, Alex. – Poderwałam się z wygodnego fotela, żeby ją przytulić.

– Nie ma za co. Cieszę się, że tu jesteś. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.

– Ja też.

– Na Manhattanie żyje się szybko, w biegu i tak naprawdę ciężko w tłumie zabieganych ludzi poznać kogoś wartościowego. Uważam, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem. Poza tym przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi, a Dominika polubiłam bardzo szybko.

No dobrze. Coś tam słyszałam o ich znajomości. Jakaś przyjaźń, romans w tle, przeszkody, bo przecież odległość, dwa różne światy i takie tam. Uznałam, że na razie nie będę drążyć. Jak zechce, to mi opowie. Szanuję ich prywatne sprawy. Wiem, że Dominik bardzo polubił Alex, a nie należał nigdy do kochliwych mężczyzn, więc na pewno coś musiało być na rzeczy.

Wzniosłam toast.

– Wypijmy za nowy początek – odparłam.

– Za nowy początek!

Dwie lampki szampana wystarczyły, bym poczuła ogarniające mnie znużenie. Uznałyśmy, iż najwyższy czas odpocząć. Długa podróż, potężna dawka emocji i alkohol dały mi się we znaki. Alex zaprowadziła mnie do mojego pokoju i znów oniemiałam.

– Ach, jak tu ładnie.

– Czuj się jak u siebie w domu – powiedziała, przymykając drzwi, ale szybko zawróciła i dodała: – Rano przyjdzie gosposia, Klara, twoja rodaczka, więc będziesz miała z kim porozmawiać po polsku.

– Cudownie – ucieszyłam się.

Wow! Alex miała gosposię. I znów złapałam się na tym, że wcale nie powinno mnie to zdziwić. Kto na Upper East Side nie ma gosposi?

– Dziś miała wolne, ale na co dzień pomaga mi niemal ze wszystkim. Oczywiście możesz na nią liczyć.

Ledwo zamknęłam oczy i ogarnął mnie długi, spokojny sen. Dawno nie czułam takiej beztroski. Ciepłe przyjęcie przez Alex i piękno otoczenia sprawiły, że stres związany z nową pracą odpuścił. Wstałam po ósmej, wzięłam szybki prysznic i radosna niczym skowronek pospieszyłam do kuchni. Nie potrafiłam rozpocząć dnia bez filiżanki dobrej kawy. W mieszkaniu panowała cisza. Pomyślałam, że Alex jeszcze śpi. Chciałam przemknąć się na paluszkach. Zupełnie niepotrzebnie.

– Cześć, Julia – przywitał mnie ciepły głos Klary krzątającej się cichutko po kuchni.

Na stole czekały przeróżne smakołyki.

– Cześć – odpowiedziałam nieco zaspanym głosem.

Niestety bez kawy budziłam się długo.

– Nie wiedziałam, co lubisz, więc przygotowałam obfite śniadanie.

Rzeczywiście obfite. Na bogato: francuskie rogaliki, świeże pieczywo, jajka podane w kilku wersjach, wędliny, sery, dużo świeżych warzyw i owoców. No i oczywiście pyszna kawa, której łykiem musiałam uraczyć się od razu.

– Bardzo ci dziękuję, Klaro!

Była dojrzałą kobietą o miłej aparycji i jeszcze milszym usposobieniu.

– Nie ma za co. Super, że jesteś z nami. Miło spotkać Polkę w Nowym Jorku.

– Miło usłyszeć język polski! Alex mówiła, że jesteś Polką – odparłam. No właśnie, a gdzie ona się podziała? Jeszcze spała? – Alex jeszcze śpi? – zapytałam.

– Skądże znowu. Wyszła pobiegać jakąś godzinę temu. To jej poranny rytuał.

– Super. Może i ja się przy niej zmobilizuję.

W tym momencie usłyszałam charakterystyczny odgłos otwierających się drzwi. Z korytarza dobiegał radosny głos Alex.

– Witam, drogie panie! – krzyknęła. Zdyszana wpadła do kuchni. – Wezmę prysznic, zjem i lecimy na podbój Manhattanu.

Na szczęście był weekend, wolne od pracy. A że szczęścia nigdy za wiele, to zawodowo miała mi towarzyszyć Alex, która od kilku lat pracowała w „New York Splendor”. W dużej mierze to jej zasługa, że rozpatrzono moją kandydaturę na staż w tak prestiżowej gazecie.

Po śniadaniu wyruszyłyśmy w miasto. Upper East Side zachwyciło mnie szykiem, który jak dotąd mogłam podziwiać jedynie w filmach czy serialach. Tu wszystko wydawało się tak beztroskie, że z trudem godziłam się z faktem, iż za chwilę wmieszam się w ten cały nowojorski pęd po sukces. Elita z Upper East Side nie musi się martwić o jakieś tam przyziemne rzeczy, jak chociażby otwieranie drzwi. To takie miłe, gdy odźwierny, który robi to za każdym razem, wita cię i żegna z uśmiechem na twarzy.

– Witam, miłe panienki.

– Dzień dobry, Paul – odparła Alex.

– Dzień dobry. – Ja również przywitałam się, posyłając mu uśmiech.

Spojrzałam na Paula, który prezentował się bardzo wytwornie. Miał na sobie idealnie wyprasowaną koszulę, garnitur i nieco śmieszną, przykuwającą uwagę czapeczkę.

Wybrałyśmy się na spacer. Przechadzałyśmy się teraz wzdłuż 5 Alei. Klasa i blask wywarły na mnie ogromne wrażenie. To najsłynniejsza ulica handlowa w mieście. O tej porze robiło się już trochę tłoczno, niestety. Piękne witryny i słynne, luksusowe butiki skradły moje serce. Weszłyśmy do kilku, ale tylko w jednym zatrzymałyśmy się na dłużej. Miła pani, która najwyraźniej dobrze znała Alex, powitała nas szampanem. Moja towarzyszka była w swoim żywiole.

– Zaszalejemy, kochana – powiedziała.

– Ach – westchnęłam, cichutko rozglądając się po butiku.

– Pozwól, że wybiorę ci coś ładnego. To prezent ode mnie z okazji… – zamilkła na chwilę. – Po prostu na dobry start.

Próbowałam protestować. I tak już wiele jej zawdzięczałam.

– Alex! Jesteś cudowna, ale nie mogę. Tyle dla mnie robisz. Nie rozmawiałyśmy nawet o tym, jak mogę ci się odwdzięczyć. Chciałabym na przykład dokładać się do kosztów, mieszkania, jedzenia… Cokolwiek.

Koleżanka roześmiała się w tym samym życzliwym tonie co zwykle.

– Kochanie, pieniądze nic dla mnie nie znaczą. Mam w życiu to szczęście, że nic nie muszę. Cokolwiek robię, to tylko dlatego, że chcę. A teraz bardzo chcę podarować ci coś ładnego.

Zaniemówiłam. Było mi strasznie głupio, ale nie potrafiłam przeciwstawić się Alex. Była tak miła i pewna swoich racji, że po prostu nie mogłam. A gdybym sprawiła jej przykrość po tym, jak wspaniale przyjęła moją osobę? Nie wybaczyłabym sobie tego.

– Dobrze – powiedziałam.

– Zadzwonię do Klary, żeby podjechała po zakupy. Nie będziemy potem targać tego po mieście – rzuciła, sięgając do torebki po telefon.

Zaczęłam przymierzać te wszystkie wspaniałe kreacje. Odłożyłam na bok dwie sukienki, by poddać się ocenie nieprzeciętnie stylowej koleżanki.

– Wow! Właśnie taką widziałam cię oczami wyobraźni – zareagowała z dużym entuzjazmem. – Wyglądasz jak milion dolarów.

– Dziękuję!

Klara, która zdążyła już przyjechać, również nie mogła oderwać ode mnie wzroku.

– Proszę to zapakować. Bierzemy wszystko – koleżanka zwróciła się po chwili do sprzedawczyni.

Po zakupach przyszedł czas na relaks przy filiżance dobrej kawy. Zajrzałyśmy do jednej z kawiarni. Chciałam zapytać o coś Alex, ale nie wiedziałam, jak zacząć temat, czy to aby niestosowne. Zaryzykowałam.

– Alex… – zaczęłam nieśmiało. – Mogę o coś zapytać?

– Śmiało – odparła.

– Jak w tak młodym wieku udało ci się osiągnąć tak wiele? Żyjesz na bardzo wysokim poziomie – rzuciłam. Koleżanka zamyśliła się na moment. – Przepraszam, jeśli jestem zbyt wścibska. Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz – próbowałam wybrnąć z niezręcznego pytania.

– Ależ skąd, w żadnym wypadku nie czuję się urażona. – Na jej twarzy znów zagościł uśmiech. – Po prostu sama przez moment zaczęłam zastanawiać się, ile osiągnęłam. Owszem, żyję jak w bajce, ale to nie do końca moja zasługa.

– Ach tak – dziwiłam się. Nie rozumiałam, co konkretnie ma na myśli.

– Mam bardzo zamożnego ojca. Po prostu pofarciło mi się w życiu. Sama pensja z pracy w „New York Splendor” nie zapewniłaby mi tak wystawnego życia.

– Rozumiem…

– Lubię moje życie, ale czy osiągnęłam to, o czym marzyłam? Hm… „New York Splendor” nie do końca spełnia moje oczekiwania.

– Mogę zapytać, o czym marzysz?

– Od zawsze kochałam modę, ale wmawiano mi, że to mało ambitna branża, więc ukończyłam dziennikarstwo i psychologię na Columbii. I teraz piszę o problemach, relacjach międzyludzkich, miejscu człowieka we współczesnym świecie, poddaję analizie różne aspekty życia społecznego, a nawet tworzę horoskopy.

Westchnęła. Z twarzy na chwilę zniknęła radosna promienność. Bardzo pragnęłam choć trochę ją pocieszyć.

– Jesteś młodą, piękną i utalentowaną kobietą. Jeszcze wszystko przed tobą. Wystarczy przełamać schemat.

Przełamać schemat. No właśnie. Tak łatwo powiedzieć, a trudniej z praktyką. My ludzie mamy niezwykłą skłonność do wikłania się w przeróżne schematy. Wraz z upływem czasu ciężko się od nich uwolnić. Jednak ja wierzyłam w moje słowa.

– Właściwie masz rację – odparła, marszcząc czoło. – Najwyższy czas pomyśleć o jakichś zmianach w życiu.

– Naprawdę piszesz horoskopy?

Skinęła głową.

– Tak, horoskopy i jakieś astrologiczne brednie, do których można przypisać większość ludzkich cech. I wiesz co?

– Co?

– Mam nadzieję, że ludzie w to nie wierzą, bo wszystko jest wyłącznie w naszych rękach.

– W punkt! Sami tworzymy rzeczywistość. Poniekąd każdy z nas jest artystą życia, artystą świata, który tworzy dla siebie samego.

– Artyści życia… Świetnie powiedziane. Muszę zapamiętać. Jesteś niezwykłą osobą, Julio.

– Dziękuję. Ty również. Czuję, że się zaprzyjaźnimy.

– Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości.

I ruszyłyśmy dalej, mijając Empire State Building, Rockefeller Center, Trump Tower i zatrzymując się dłużej przy Metropolitan Museum of Art. Uznałyśmy, że wrócimy wieczorem do Rockefeller Center, by z Top of The Rock nacieszyć się cudnym widokiem miasta otulonego promieniami zachodzącego słońca. Teraz naszym celem był słynny Central Park. Ogromny, majestatycznie piękny, pośród zieleni, otoczony wspaniałą zabudową budził zarówno podekscytowanie, jak i spokój. Zwiedziłyśmy najbardziej znane punkty. Wiedziałam już, że będę tu bywać często.

Roześmiane, radosne i wyluzowane zwracałyśmy uwagę mężczyzn. Kilku z nich, spacerujących w małej grupie, zaczęło ostentacyjnie gwizdać na nasz widok. Alex zignorowała ten incydent z niewzruszoną obojętnością.

– Faceci… Normalka. Psy – skwitowała z oczywistym, pełnym pogardy spokojem.

Ciężko było mi się z nią zgodzić. Wiem, dziwne, ale jednak.

– Osobiście wolę porównanie mężczyzn do ptaków. To propozycja Lauren Frances. Całkiem błyskotliwa.

– Ciekawe… – Koleżanka przystanęła z wrażenia. Skonsternowana czekała, aż rozwinę przemyślenia.

– Psy są wierne i można je łatwo wytresować, a mężczyźni to dzika zwierzyna.

Teraz patrzyła na mnie zdumiona, a jednocześnie z podziwem.

– Ach tak.

– Mężczyźni często podchodzą bardzo blisko i nagle, znienacka odlatują jak ptaki. Zwłaszcza gdy przypadkiem wykonasz jakiś gwałtowny ruch. Psy tak nie postępują – kontynuowałam.

– Racja – odparła. – Trafne porównanie. A jak u ciebie z hm… ptakami? – spytała, podchwytując temat.

Ależ musiałam mieć minę. Nie miałam w tej kwestii wiele do powiedzenia. Od mojego ostatniego związku minęły jakieś dwa lata. W międzyczasie skupiłam się na pracy. Po moich przejściach koncentracja na niej bardzo mi pomogła. Nie żebym nie marzyła o miłości. Nie jestem hipokrytką! Każdy pragnie miłości. Nawet największy twardziel i twardzielka, do których raczej się nie zaliczałam.

– Słabo – przyznałam, lekko się czerwieniąc. – Chyba nie mam szczęścia w miłości.

– Nie mów tak! Nie trafiłaś jeszcze na tego jedynego.

– Być może.

Pocieszała mnie z taką pewnością, że nawet w to uwierzyłam.

– Ale rozumiem, że romansujesz czasem dla rozrywki?

Ja i romanse… Chyba wolałam czekać na tego jedynego i tym postanowieniem podzieliłam się z przyjaciółką.

– O nie! Jesteś zbyt ładna, żeby żyć w celibacie. Ale nie jesteś dziewicą?

Co za mina! Przez chwilę chciałam skłamać, żeby zobaczyć jej zdumiony wyraz twarzy.

– Nie, nie jestem dziewicą – zaśmiałam się.

– To dobrze. Ja nigdy nie zapomnę mojego pierwszego razu. Kilka godzin akcji, a po wszystkim wciąż byłam dziewicą – wyznała figlarnie. Myślałam, że pęknę ze śmiechu.

– Kilka godzin? Wielka namiętność – chichotałam. – Tylko co można robić przez kilka godzin?

– Wszystko! Wierz mi, że wszystko oprócz samego seksu.

– Domyślam się!

No tak, wszakże dalej była dziewicą. Urzekło mnie jej poczucie humoru. Właśnie dowiedziałam się, że musi być temperamentną kobietą. Coś nas łączyło. Choć zdecydowanie od dawna brakowało mi namiętności. Dreptałyśmy sobie w najlepsze, racząc się pięknymi zakątkami parku i oddając się miłym, babskim pogaduchom.

– Times Square jak dla mnie jest zdecydowanie przereklamowany. Wiele szumu o miejsce wypełnione tłumem po brzegi, ale spokojnie, zahaczymy o nie przy okazji – obiecała Alex. – Stopniowo poznasz najciekawsze miejsca w Nowym Jorku.

Tego byłam pewna. Miałam na to kilka miesięcy, więc z niczym się nie spieszyłam.

– Na spokojnie.

– Lubię też bardzo Soho. Wybierzemy się tam przy okazji na zakupy i nie tylko.

Pokiwałam głową. Tego dnia wstąpiłyśmy też na Wall Street, Dumbo i Brooklyn Bridge. Ostatki sił zarezerwowałyśmy na cudny widok z Top of The Rock, gdzie dzięki koneksjom ojca Alex dostałyśmy się bez długiego czekania w kolejce. To było coś! Widok na całą architekturę Manhattanu zapierał dech w piersiach. Budynki kąpały się w blasku zachodzącego słońca.

– Zupełnie jak w filmie – powiedziałam.

– Tak, niesamowity widok. Magia.

– Magia w blasku Nowego Jorku!

– Brzmi jak tytuł filmu.

– I tak się teraz czuję. Jakbym grała główną rolę w filmie.

– U Allena?

– Dokładnie! – przeżywałam.

Delikatny podmuch wiatru rozwiewał moje długie, jasnozłociste, blond włosy. Było ciepło. Nic dziwnego. Wysokie temperatury w lipcu to standard. Magia Nowego Jorku udzielała mi się coraz bardziej. Wiatr subtelnie czarował zmysły, jakby próbując przesłać wiadomość specjalnie dla mnie. I szeptał kojąco: nawet nie wiesz, jak mocno zmieni się twoje życie, lada moment, na zawsze. Nie wiedziałam, że gdzieś tam w oddali, na innym dachu, z ust pewnego mężczyzny padło życzenie. Przeniesione z wiatrem rozbudziło we mnie pragnienie prawdziwej miłości, w której sidła mieliśmy wpaść oboje.

Niedziela minęła równie szybko, wypełniona zwiedzaniem, rozrywkami i błogim, wieczornym lenistwem na Upper East Side.

Nieuchronnie zbliżał się dzień rozpoczęcia stażu. Tej nocy nie spałam już tak spokojnie jak dotąd. Przewracałam się z boku na bok. Wstałam przed czasem jako pierwsza, wzięłam niespieszny prysznic i wypiłam kawę. Tak, stres dawał mi się we znaki i nietrudno było to dostrzec. Nawet Alex nie umiała nic na to poradzić. Próbowała wyciągnąć mnie na poranny jogging, ale nie dałam się namówić. Chodziłam w tę i z powrotem po tarasie, nerwowo łapiąc oddech.

– Spokojnie. Będzie dobrze. Zobaczysz – zapewniała.

– Mam nadzieję.

Wiedziałam, że będzie dobrze, ale te wszystkie nagromadzone emocje nie dawały mi spokoju. Obawy mieszały się z ekscytacją, paraliżujący strach z chęcią nowych doświadczeń i już sama nie rozumiałam, co właściwie czuję.

Siedziba „New York Splendor” mieściła się na Środkowym Manhattanie, w pokaźnym drapaczu chmur. W oszklonym budynku odbijało się światło, marzenia i ambicje. To było niczym przesłanie od samego Nowego Jorku: pracuj ciężko, a pewnego dnia miasto da ci szansę.

Przez chwilę miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na stażystkę z Polski. Na szczęście obawy okazały się mylne. Szef redakcji przywitał mnie bardzo ciepło. Trafiłam pod opiekę Elizabeth McQueen. Ta niewiele starsza od Alex kobieta na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie sympatycznej osoby.

– Elizabeth jest wymagająca i konkretna. Możesz się sporo od niej nauczyć – zapewniała Alex. Cieszyłam się, że mogę dowiedzieć się od niej tyle rzeczy na temat osób, z którymi miałam pracować. – Pamiętaj, że praca pracą, ale rozdzielaj życie prywatne od sfery zawodowej. Bądź ostrożna, tajemnicza…

– Jestem taka na co dzień. Z trudem się otwieram. Muszę komuś zaufać, żeby tak się stało.

– Świetnie, bo tu każdy się uśmiecha, ale to nie świadczy o ich szczerych intencjach. Nie chcę cię pouczać, mówię to z troski.

– Naprawdę to doceniam. Jestem wdzięczna za wszystkie wskazówki.

– Będę twoim Aniołem Stróżem.

– Jesteś wspaniała.

Z twarzy koleżanki zniknęła niepokojąca powaga i znów zagościł ten przyjemny uśmiech co zwykle.

– Nie zawracam ci już głowy. Leć do Elizabeth, bo wiem, że pracuje nad czymś dużym i chce zaangażować ciebie w ten projekt.

Wyzwania spadły na mnie już pierwszego dnia. Nie narzekałam. Przeciwnie, postanowiłam dać z siebie wszystko. Pierwsze efekty, a wraz z nimi uznanie przyszły już po tygodniu, gdy pod okiem Elizabeth zabłysnęłam ciekawym artykułem.

– Ładnie mówisz po angielsku, ale piszesz jeszcze lepiej.

Mój angielski był biegły, ale faktycznie wciąż szlifowałam akcent. Niemniej poczułam się doceniona i zmotywowana do dalszej pracy. Na dziś już kończyłam. Alex musiała jeszcze zostać. Mogłam poczekać, co czasem robiłam, ale dziś zdecydowałam, że wrócę sama i wtopię się w ten szalony, miejski zgiełk Manhattanu. Na dole odebrałam telefon od Dominika.

– Dominik! Jak dobrze cię słyszeć!

Mój polski mieszający się z głośnym, radosnym śmiechem wypełnił cały hol. Ups, zapomniałam, że nie jestem w Polsce. Nagle zorientowałam się, że niemal wszyscy się we mnie wpatrują. Pewien zabójczo przystojny mężczyzna przystanął na moment, co i ja uczyniłam, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Nigdy tak nie robiłam. Uśmiechałam się, zapominając o Dominiku.

– Halo? Jesteś tam? Chyba coś nam przerwało – mówił.

– Jestem, jestem – odparłam, gdy tylko ocknęłam się z tego dziwnego stanu.

Odwróciłam wzrok i pomknęłam dalej, by jeszcze raz zerknąć przez ramię. Szarmancki przystojniak stał chwilę w tym samym miejscu. Jego uśmiech zwalał z nóg. Nie mogłam się otrząsnąć. Nie wiedziałam, co zrobić. Speszona prawie wybiegłam z budynku.

– Tak, coś przerwało – odpowiedziałam niepewnie.

Dominik wyczuł, że coś się wydarzyło. Zbyt dobrze mnie znał.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Tak, tak! Jak najbardziej… Miałam małe zamieszanie.

– Opowiadaj. Jestem megaciekawy.

– Ach – westchnęłam. – Nawet nie wiem, od czego zacząć. Alex jest fantastyczna, Nowy Jork jest fantastyczny – powtarzałam. – W pracy dużo się dzieje. Wszystko jest takie ekscytujące.

– Cieszę się, że jesteś zadowolona. Wiedziałem, że tak będzie.

– Kocham to miasto, tu ciągle coś się dzieje – nie kryłam euforii. Mówiłam tylko o sobie. Co za egoizm. – Mów, co u ciebie! – postanowiłam to naprawić. – Dawno cię nie słyszałam, braciszku.

– Dobrze, sisi, wszystko pod kontrolą, tylko ogrom pracy. No i niestety póki co nie wybieram się do Nowego Jorku.

– A miałeś taki zamiar?

– Pewnie, ale na razie obowiązki trzymają mnie w stolicy. Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę!

– Chciałabym, żebyś tu był. Naprawdę. Jest cudownie, ale tęsknię za tobą i rodziną.

– Zobaczymy się na pewno. Jak ogarnę sprawy w Warszawie, to przylecę. Nieprędko, ale zrobię, co w mojej mocy.

– Nie mogę się doczekać.

– Alex mówiła, że zrobiłaś świetne wrażenie w pracy. Zresztą wiedziałem, że tak będzie, pracusiu.

– Oj tam, oj tam. Z takim wsparciem nie może być inaczej. Nie wiem, co bym bez was zrobiła.

– Dobrze słyszeć, że jesteś szczęśliwa. W razie czego pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

– Wzajemnie, braciszku, jesteśmy w kontakcie. Ściskam mocno.

– Ściskam, kochana! Baw się dobrze!

Jak dobrze, że zadzwonił akurat w tym momencie. Tajemniczy nieznajomy z holu niemal rzucił na mnie urok. Rozmowa z Dominikiem przegoniła zamęt w myślach. „Pewnie i tak go już nie zobaczę” – pomyślałam. Zapewne nie, ale ten figlarny uśmiech pozostał w mojej głowie. „Przestań już!” – powtarzałam sama do siebie. I chyba się udało. Może to zasługa samego Nowego Jorku. Pośród zgiełku miasta, w tłumie ludzi, uśmiechniętych i poważnych, gdzie każdy gdzieś pędził, paradoksalnie zbierałam myśli, by w końcu wyciszyć się w domu. Upper East Side było moją oazą spokoju. Przytulny taras niczym z bajki stanowił sielską scenerię, która wydawała się oddzielać mnie o lata świetlne od szalonego, miejskiego życia Manhattanu. Popołudnie z książką i filiżanką kawy było tym, o czym aktualnie marzyłam.

Alex wróciła dopiero pod wieczór. Po intensywnym dniu zasłużyła na relaks. Chciałam zaskoczyć ją czymś miłym. Przygotowałyśmy z Klarą pyszną kolację. Specjalnie na tę okazję udekorowałam taras. Lampki, świece… wiem, może troszkę tandetnie, ale i filmowo, uroczo, z klimatem. Ledwo usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach i już stałam obok.

– Zamknij oczy – powiedziałam.

Stała zdumiona. Zaprowadziłam ją na patio.

– Możesz otworzyć. Niespodzianka!

– Wow!

– Takie małe podziękowanie z mojej strony. Za wszystko.

– Wow! – powtórzyła, rozglądając się dookoła. Blask świec i lampek cudnie kontrastował z zielenią. – Magia – dodała.

Szampan, śmiechy i ploteczki o wszystkim i o niczym. Zupełnie jak stare przyjaciółki.

– Rozmawiałam z Dominikiem – rzuciłam. I wtedy zobaczyłam coś w jej oczach. Źrenice rozszerzały się na samo wspomnienie jego imienia.

– Co u niego? – zapytała jakby obojętnie, zawieszając wzrok na kieliszku z szampanem.

– Wszystko OK. Tylko trochę mnie zaskoczył. Planował przyjazd do Nowego Jorku.

– Serio?!

Zaintrygowałam ją.

– Tak. Powiedział, że musi ogarnąć parę spraw w Warszawie i przyleci.

– Fajnie.

Wyraz twarzy Alex mówił wszystko. Powiedziała to z taką iskrą w oku, że nie mogło być inaczej: Dominik nie był jej obojętny!

– Też tak myślę. Chcę, żeby przyleciał.

I znowu ta sama obojętność, udawana rzecz jasna. Nie ciągnęłam jej za język. Nie chciała mówić, to nie musiała. Choć widziałam, że leży jej to na sercu.

– Trochę za nim tęsknię – wymamrotała niepewnie, mając chyba nadzieję, że nie usłyszę.

Na próżno. Usłyszałam.

– Taaak?! – Wlepiłam wzrok w koleżankę zaskoczona nagłym wyznaniem.

– Tak, tęsknię za tym uroczym wariatem. I trochę mnie to wkurza.

Dominik uroczym wariatem? Z tej strony go nie znałam.

– Czujesz coś do niego? – Bałam się zbyt bezpośredniego pytania, ale cóż, stało się.

– Nie wiem. Myślisz, że tak?

Uśmiechałam się.

– Brakuje ci go?

– Wraca mi do głowy jak bumerang. Wiesz, to taki fajny, słodki wariat. Ani przez chwilę się z nim nie nudziłam. On jest inny niż wszyscy mężczyźni, których znam.

– Masz na myśli tych zabieganych biznesmenów z kijem w tyłku?

Wybuchnęła śmiechem.

– W punkt!

– Też bym wolała uroczego wariata.

– Tylko… – zamilkła na moment. – To chyba nie ma sensu.

– Dlaczego?

– Heloł? Warszawa i Nowy Jork? To nie może się udać!

Kurczę! Czemu ludzie są tak sceptyczni? A gdzie chęć pokonywania przeszkód?

– Dlaczego? Z tego, co mi wiadomo, to jesteś mu bliska. Serio. W Warszawie ciągle słyszałam tylko Alex to, Alex tamto… Siedzisz mu w głowie.

– Naprawdę?

– Naprawdę! Zresztą, macie kontakt. Trochę wiary. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. To nie musi być związek na odległość. Wszystko da się poukładać.

Ależ się rozgadałam. Trochę szampana, no i proszę. Zamieniłam się w swatkę.

– Właściwie to masz rację, Julio. Ile ja mam lat? Najwyższy czas wziąć życie w swoje ręce.

– Podoba mi się ten tok myślenia.

W końcu prawdziwa Alex: odważna, szczera i otwarta. Pomyślałam, że byłoby fajnie, gdyby zostali parą. Miałabym brata i siostrę. Zawsze marzyłam o siostrze.

– A nie uważasz, że jestem dla niego za stara?

O nie! Znowu zaczęła.

– Zwariowałaś? Co to za różnica wieku, pięć lat? Jesteś piękna, inteligentna, ambitna. Chłopak ma niesamowite szczęście. Poza tym jestem przekonana, że to mu imponuje.

– Może, ale wiesz… Mężczyźni z reguły wolą młodsze partnerki.

– Prawdziwy mężczyzna nie kieruje się wiekiem partnerki. I odwrotnie. Wierz mi. Na takich ludzi szkoda naszego czasu.

– Dojrzale. Wciąż mnie zaskakujesz.

– Zebrałam już jakiś bagaż doświadczeń.

No właśnie. Wiek tu nie ma nic do rzeczy. Albo ktoś jest dojrzały emocjonalnie, albo nie. Niektórzy nigdy nie dorastają. Cieszyły mnie te babskie rozmowy z Alex. Na co dzień była moją mentorką, którą podziwiałam. Fajnie, że i ja mogłam ją wesprzeć.

Nieoczekiwanie znów naszły mnie myśli o tajemniczym mężczyźnie, którego minęłam dziś w holu. Nie wspominałam koleżance o tym zdarzeniu, no bo właściwie nie było o czym. W zasadzie nic się nie stało. Nie zamieniliśmy nawet słowa, a ja znów miałam przed oczyma ten zniewalający uśmiech. Nie wiedziałam czemu. Może to przez te rozmowy o uczuciach. Chyba zatęskniłam za miłością. „Julia, przestań” – powtarzałam w głowie. Z trudem przestałam. Nie mogłam zasnąć. I tym sposobem niemal cały kolejny dzień w pracy spędziłam na wpół przytomna. Prawie cały, bo coś mnie nagle ocknęło.

– Julia! – Alex krzyknęła z oddali korytarza, próbując mnie zatrzymać. Z roztargnienia upuściłam notatki, które podnosiłyśmy teraz wspólnie z podłogi. – Chcesz zrobić sobie przerwę? Może coś zjemy? Pogadam z Elizabeth. Na pewno zgodzi się na małą przerwę – zaproponowała.

– Tak – odpowiedziałam, rozglądając się dookoła.

Tego dnia wciąż coś mnie rozpraszało. Niespodziewanie, za oszkloną szybą biura szefa redakcji, ujrzałam jego. Nie wierzyłam własnym oczom. Zniewalający mężczyzna, którego minęłam wczoraj w holu, stał naprzeciw, łapczywie ściągając mój wzrok. Nie wiedząc czemu, z onieśmielenia czy z euforii, odwróciłam głowę. „Jezu!” – krzyczałam w myślach. „Idiotka! Co ja wyprawiam? Czemu uciekam wzrokiem?”. Spojrzałam jeszcze raz. Stał w bezruchu obok mojego szefa, uśmiechając się do mnie przez szybę. Tak! Dzieliła nas jedynie szyba. Stałam jak słup soli, z przyklejonym do twarzy głupim uśmiechem. Nie widziałam i nie słyszałam nic więcej ani nikogo, w tym Alex, która próbowała coś do mnie mówić.

– Julia?! Jesteś tam? – pytała.

Oprzytomniałam.

– Tak, tak! – odparłam totalnie zakręcona.

Spojrzała na wprost.

– O to chodzi – skwitowała. – Wcale się nie dziwię. Też mnie zatkało, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy.

– Kim on jest? Znasz go? – szeptałam w obawie, że ktoś nas usłyszy.

– Anthony Butler, szef holdingu budowlanego Butler Construction.

W korytarzu pojawiła się Elizabeth. Przez udchylone drzwi obserwowała ze swojego gabinetu całą sytuację.

– Sir Anthony Butler, drogie panie – wtrąciła się w rozmowę.

– Sir?! – westchnęłam zdumiona, oczarowana i kompletnie zdezorientowana.

– Dokładnie. Najlepsza partia w Nowym Jorku, więc złap głęboki oddech, zejdź na ziemię i zajmij się pracą – rzuciła chłodno.

Alex zmarszczyła czoło.

– Rozumiem, że jak już twardo stanie na ziemi, to mogę ją porwać na obiad? – spytała z sarkazmem. Takiej jej nie znałam.

– Oczywiście – odpowiedziała Elizabeth, po czym wróciła do biura, zatrzaskując za sobą drzwi.

– Co z nią? – próbowałam dopytać.

– Nie wiem, nie jestem pewna, ale pan Butler chyba zawrócił jej w głowie. Normalka. W redakcji każda babka dałaby się poćwiartować, żeby pójść z nim na randkę.

A on dalej raz po raz na mnie zerkał. Rozmawiał z panem Jacobem Connorem i patrzył na mnie. To chyba niezbyt kulturalne, ale miałam to gdzieś. Jezu! Uśmiechnął się! Znowu! Ten figlarny, zniewalający uśmiech zwalał mnie z nóg, dosłownie. Czułam, jak kolana mi miękną, i co zrobiłam? Spuściłam głowę jak jakaś szara mysz. „Ty idiotko!” – myślałam. „Czemu to robisz?” No właśnie. Dlaczego? Czy ktoś mi to może wytłumaczyć? Nie byłam szarą myszką. Zawsze byłam dość pewną siebie kobietą. Kompletnie mi odbiło. Anthony Butler onieśmielał mnie jak diabli. Dobrze, że w pobliżu była Alex.

– Chodźmy na obiad. Pogadamy swobodniej – rzuciła.

Dzięki Bogu. Tyle razy wstrzymywałam oddech, że lada moment, a reanimacja byłaby wręcz niezbędna. Tyle że przed oczami utknął mi jego obraz. Wysoki brunet o atletycznej budowie ciała, z elektryzującym spojrzeniem, które przeszywało mnie na wylot. Szykowny garnitur podkreślał jego smukłą, nieprzesadnie sportową sylwetkę. Uwagę zwracał idealny zarost i starannie przystrzyżone wąsy. Długo nie mogłam ochłonąć. Naprawdę chciałam dać Alex spokój, ale nie mogłam. Obudziła się we mnie panna ciekawska.

– Co o nim wiesz? – spytałam, zajmując miejsce przy stoliku.

– Niewiele więcej od ciebie, ale wiem, kto może coś wiedzieć.

– Świetnie! – uradowałam się jak dziecko. – Kto?

– Mój ojciec. Gra w golfa z Connorem. Ojciec Butlera się z nim przyjaźnił.

– Przyjaźnił się? Dlaczego w czasie przeszłym.

– Nie żyje. Zmarł jakieś dwa lata temu w tajemniczych okolicznościach. Do tej pory nie wyjaśniono tej sprawy.

– Rozumiem – mruknęłam. Coś już wiedziałam, ale nie za wiele. Frapowało mnie coś innego. I to było kluczowe pytanie. – Czy on kogoś ma?

Alex zareagowała wyraźną wesołością.

– Widzę, że pan Butler bardzo cię intryguje – odparła. Speszyłam się. Trudno to było ukryć, gdy rumień zalał policzki. – Nie ma w tym nic złego. Nie znam kobiety, której by nie oczarował.

– Nic z tych rzeczy, kochana. Pytam z czystej ciekawości.

Jasne. Kogo ja chciałam oszukać?

– Błąd. Wpadłaś mu w oko. Widziałam, jak na ciebie patrzył. Elizabeth prawie rozszarpała cię z zazdrości. Na nią nawet nie zerka, a biedna stara się jak głupia.

– Tak myślisz? Mogłabym mu się podobać? Taka zwykła dziewczyna?

Zaśmiała się.

– Głuptasie! Spójrz w lustro! Jesteś śliczna, naturalna, uśmiechnięta. Zupełnie inna niż te nadęte gwiazdy i księżniczki z Nowego Jorku. Gdzie twoja pewność siebie?

A bo ja wiem? Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Działo się ze mną coś dziwnego. Dopadł mnie jakiś niepokój. Serce waliło jak szalone i ten nieznośny mętlik w głowie. Czy ja się zakochałam? Od pierwszego wejrzenia? Niemożliwe.

Wróciłyśmy do pracy. Elizabeth dołożyła mi multum zajęć. Chyba dobrze, bo trochę ochłonęłam. Choć wiem, jakie miała intencje. Chciała mi dokopać z całych sił. Nawet się z tym nie kryła. Pod koniec dnia padałam na twarz. Pocieszała mnie myśl, iż za chwilę rozpocznie się weekend. Zbierałam się do wyjścia, gdy w drzwiach zatrzymał mnie Connor.

– Julia – zaczął – mam dla ciebie zadanie.

– Oczywiście. – Skinęłam głową.

– Napiszesz artykuł o panu Butlerze. Trzeba zebrać materiał. Podałem mu twój numer telefonu. Skontaktuje się z tobą, żeby omówić szczegóły.

Z wrażenia opadła mi szczęka. Elizabeth prawie spadła z krzesła.

– To był mój artykuł – oponowała. – Stażystka nie powinna się tym zajmować. To zbyt poważne zajęcie.

– Dlaczego? – spytał. – Sama ją wychwalałaś. Czytałem jej teksty. Dziewczyna jest świetna.

Nieśmiało włączyłam się w dyskusję.

– Dziękuję – odparłam.

Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Elizabeth protestowała.

– Julia jest dobra, ale tym artykułem powinna zająć się bardziej doświadczona osoba.

– Pozwól, że jako szef ja o tym zadecyduję. Poza tym to także wola pana Butlera. Chciałbym więc dać dziewczynie szansę. Niech pokaże, co potrafi.

Wola pana Butlera? To jego sprawka? Z wrażenia zaczęłam oddychać szybciej, co zauważyła Alex. Pojawiła się nagle, jak zawsze w odpowiednim momencie.

– A nie mówiłam? – szepnęła, by nie zwrócić uwagi Elizabeth. Nikt nie chciał wojny. – Podobasz mu się – dodała.

Alex miała konkretny plan, który zakładał, żeby jak najszybciej dowiedzieć się jak najwięcej na temat tajemniczego pana Butlera. Dlaczego? Tak po prostu. Z czystej, kobiecej ciekawości, a skoro pan Stone, tata Alex, mógł nam pomóc, pod wieczór złożyłyśmy mu wizytę. Jak przystało na gentlemana, przywitał mnie serdecznie.

– Robert Stone. Miło poznać uroczą damę. – Pocałował mnie w dłoń.

– Wzajemnie. Julia Borne, bardzo mi miło.

Szybko wyczuł, że coś zaprząta nam głowę.

– Jaką sprawę ma do mnie moja kochana córeczka? – zwrócił się do córki z uśmiechem.

– Zaraz ci wszystko opowiem, tatusiu.

Pan Stone zaprowadził nas do okazałego salonu. Gosposia przygotowała wieczorny poczęstunek. Tata Alex mieszkał w legendarnej kamienicy Dakota z XIX wieku. Niegdyś mieszkali tu światowej sławy artyści, pisarze i gwiazdy kina. Mój ciekawski wzrok wodził po wnętrzu. Rzeczywiście robiło wrażenie, zupełnie jak ojciec mojej koleżanki: niesamowicie elegancki, starszy pan, szarmancki i taktowny.

– A więc – rzucił – wspominałaś przez telefon, że chcesz porozmawiać. Jak mogę pomóc?

– Tato, zapytam wprost. – Alex odważnie poruszyła interesujący nas temat. – Co wiesz o Anthonym Butlerze?

Nieco zafrasowany pan Stone zmarszczył czoło.

– A więc chodzi o niego… Cóż, z tego co wiem, to ma trzydzieści parę lat. Na pewno mniej niż czterdzieści. Poza tym to dość osobliwy człowiek, tajemniczy.

– To wiemy.

Zamarłam w bezruchu.

– Rodzina Butlerów pochodzi z Anglii, należą do arystokracji. Sir Gilbert Butler, jego ojciec, od wielu lat rozwijał różne biznesy w Stanach. Matka chyba jest Amerykanką, ale mieszka w Anglii. I ten straszny wypadek…

– Jaki wypadek? – spytałam nieśmiało zaintrygowana historią.

– Sir Butler zginął w dziwnych okolicznościach. Podobno wracał autem z podróży służbowej. Padało, samochód wpadł w poślizg, doszło do strasznej kolizji na drodze. Istnieje jednak wiele wątpliwości, wciąż nie wyjaśniono wszystkiego. – W jego głosie dało się wyczuć przejęcie tą historią.

– Tato, myślisz, że ktoś może być zamieszany w to, co się stało?

– Myślę, że tak. W toku śledztwa na jaw zaczęły wychodzić różne rzeczy: problemy, których rzekomo wcześniej nie było, na przykład z hamulcami, a we krwi zmarłego wykryto jakieś substancje.

– Środki odurzające? – dopytywała Alex.

– Być może, tego nie ujawniono i budzi to spore kontrowersje.

– Myślisz, że ktoś chciał go otruć?

– Otruć, zabić… to możliwe. Najbardziej zaskakuje fakt, że śledztwo stanęło w miejscu.

Byłam poruszona.

– Ujawnienie prawdy może być dla kogoś niewygodne – odparłam.

– Właśnie – przyznał mi rację. – Pytanie, kto za tym wszystkim stoi. I dlaczego?

Anthony Butler, mężczyzna, który siedział mi w głowie, w ostatnim czasie musiał doświadczyć wielu złych rzeczy. Intrygujący facet po przejściach, może po jakiejś traumie. Oddałam się refleksjom przerwanym przez dociekliwość mojej koleżanki.

– Wiesz może, czy pan Anthony Butler ma jakąś narzeczoną?

Co za bezpośredniość. Osobiście zadałabym z pięć innych pytań, nim przeszłabym do sedna, ale pan Stone nie wyglądał na zaskoczonego. Jakby się tego spodziewał.

– Spotykał się długo z taką jedną… Jak jej tam było… – Nie mógł sobie przypomnieć. Wyczekiwałyśmy odpowiedzi jak porażone piorunem.

– Tak? – spytałyśmy niemal jednogłośnie.

– No nie pamiętam!

Och nie! „Muszę to wiedzieć” – pomyślałam. Warto znać konkurencję.

– Kurczę – syknęłam cichutko.

– W każdym razie szatynka po trzydziestce, straszna karierowiczka, wyniosła, niezbyt lubiana. Dawno nie widziałem ich razem. Pewnie się rozstali.

Może tak, a może nie. To mnie nie pocieszało. Chciałam wiedzieć, czy ma kogoś na stałe. W końcu nikt nie lubi kłopotów. Miłość to kłopoty, a uczucie do zajętego mężczyzny to ogrom kłopotów. To oznaczało jedno – musiałam ochłonąć. Elizabeth miała rację, czas zejść na ziemię.

– Czyli obecnie z nikim się nie spotyka? – Alex nie dawała za wygraną.

– Anthony to bardzo interesujący mężczyzna, który skupia uwagę wielu kobiet. Czasem widuje się go w ich towarzystwie. Nie wiem, może to koleżanki.

Czyli casanova. Na co ja liczyłam?

– Hm… – mruknęłam.

Ojciec Alex próbował dyplomatycznie wybrnąć z niezręcznego pytania.

– Ale niewykluczone, że czeka na tę jedną jedyną – kontynuował.

Przyjął teraz dość poważny wyraz twarzy. Chciałam rozluźnić atmosferę.

– Nie mamy z Alex żadnych zamiarów względem pana Butlera. Chodzi o sprawy czysto zawodowe.

– Absolutnie nie musicie tłumaczyć się staruszkowi – oznajmił z niezwykłym taktem.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu facebook.com/WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Część I
Część II
Karta redakcyjna

New York Splendor

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-626-9

© Viviana Milbradt i Wydawnictwo Amare 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Wołoszyn

Korekta: Emilia Kapłan

Okładka: Mateusz Rękawek

Wydawnictwo Amare jest marką należącą do:

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek