Nawia - W Świecie Dusz - Michał Bajo - ebook

Nawia - W Świecie Dusz ebook

Michał Bajo

4,4

Opis

Patrząc na świat z góry, można by uznać, że siła człowieka wynika z wielkości jego populacji. Ten świetnie zorganizowany tłum stale napędza własny postęp i tylko on potrafi za nim nadążyć. Jako jednostki czujemy się słabi, obawiamy się odrzucenia i przeraża nas wizja utraty tego, co udało się nam zdobyć.

Wszelkie dobra i wygody, do których tak przywykliśmy, dają nam jednak tylko chwilowe poczucie spełnienia. Są jedynie namiastką tego, na czym tak naprawdę nam zależy. Rekompensują nieustanne poświęcenie, oferując w zamian substytut komfortu, niezbędny do regeneracji przed kolejnym wysiłkiem.

Pozorna oszczędność czasu w rzeczywistości zabiera nam go jeszcze więcej. Lepsze auta pozwalają pędzić szybciej, a komputery liczyć sprawniej. Telewizyjne ekrany mówią o tym, co dzieje się za oknami. Urządzenia wprowadzają nas w świat cyfrowej rozrywki, na którą zmęczeni często nie mamy nawet siły.

Pragniemy nowszych i droższych gadżetów, codziennie słuchając o tym, jak bardzo są przydatne i jak mocno zabarwią otaczającą nas szarość, z którą tak ciężko się pogodzić. Zdobywamy je, pracując ciężej i oddając jeszcze więcej energii, ciągle wracamy do tego samego bezbarwnego punktu.

W efekcie, gdy sprzątają za nas maszyny, my symulujemy życie, naciskając klawisze kontrolerów. Rozmawiamy z bliskimi przez komunikatory, zapełniając chęć wspólnych spotkań. Dołączamy do wirtualnych grup, kreując w nich swój sztuczny wizerunek na wzór podziwianych. Zamknięci w ciasnych ścianach mieszkań, dekorujemy je obrazami natury i wdychamy woń chemicznych odświeżaczy, dając sobie pozorne poczucie bliskości tego, co sami porzuciliśmy.

Stale zaklejamy plastry na coraz bardziej bolesne rany, rozpaczliwie poszukując poczucia, że w tym szaleństwie, jesteśmy chociaż trochę normalni. Korzystamy z wszelkich wynalazków, które dają nam oszczędność czasu i poświęcamy go na to, co pozwala intensywnie nadrobić utraconą przyjemność.

Nie potrafimy jednak zagłuszyć myśli, że coś w naszym rozwoju poszło nie tak…, że jako ludzie wszyscy gdzieś zabłądziliśmy. W którymś momencie naszej historii przestaliśmy się skupiać na własnym bezpieczeństwie, wybierając w zamian technologię i jej obciążające zdrowie i psychikę innowacje.

Ten zepsuty przez nas świat przyjęliśmy jako stan wyjściowy i zamiast go naprawiać, niszczymy bardziej, znajdując w nim zamienniki tego, co nam odebrał. Zaślepieni ponurą codziennością, gonimy za czymś, co w rzeczywistości niemal przestało dla nas istnieć – za prawdziwym szczęściem.

Zmuszeni do nieustannej rywalizacji, uciekamy do podstępów. Wystraszeni utratą bezpieczeństwa stwarzamy zagrożenie innym. Pod pozorem wykonywania własnych obowiązków, odbieramy dobytki słabszym, gromadząc coraz więcej na wypadek, gdyby ktoś silniejszy zechciał odebrać je nam. Będąc skrzywdzeni, sami łatwo krzywdzimy. Żyjemy jutrem, zagłuszając własne sumienie chcące skarcić nas za wczoraj.

Spełnienie jest więc dziś niczym więcej jak ukojeniem cierpienia wywołanego przez wcześniejsze poświęcenie. W zamian za to jesteśmy gotowi oddać niemal wszystko, co nam pozostało.

Zdesperowani porażkami szykujemy grunt naszym dzieciom, w nadziei, że lepiej od nas wykorzystają swoją szansę. Zazwyczaj właśnie to na starość nazywamy swoją misją… Czy rzeczywiście jest to jedyna droga?

Gdzieś pod tymi wszystkimi warstwami toksycznych farb i sztucznie wytworzoną szarością wciąż przecież istnieje ta sama piękna paleta barw, którą dała nam natura. Oddalaliśmy się od niej przez wieki, będąc zastraszani i okłamywani.

Zmuszani do ciągłych walk i kłótni, dusiliśmy w sobie pierwotne, instynktowne pragnienia, na rzecz nabytych, równie fałszywych, jak współczesny tryb życia. Budowaliśmy w sobie obraz przeciwników czyhających na nasze dobro, pozbawiając się go sami. Poczuliśmy się częścią tej ciemności, którą wytworzył postęp, zapominając, że istniejemy wyłącznie dzięki światłości, będącej źródłem wciąż otaczającego nas piękna.

Przychodząc na świat, nie musimy się nad tym zastanawiać. Bezbronni, ufni i ciekawi życia, odkrywamy je w przekonaniu, że już zawsze przynosić nam będzie ten sam zachwyt i ekscytację. Przez ten krótki czas jesteśmy całkowicie wolni, w swoich pierwszych latach, często wiemy o sobie więcej niż na starość.

Nabywając wiedzę, stopniowo porzucamy wrodzone wartości. Uczymy się strachu, poznajemy dzielące nas różnice i pogłębiamy je, starając się uchronić przed złem. W braciach zaczynamy dostrzegać przeciwników i w coraz większym stopniu skupiamy się na wzajemnej rywalizacji.

Wciąż jednak nosimy w sobie zapomniane dobro, pozwalające nam żyć w zgodzie. Skupieni na różnicach, zapominamy o tym, co łączy. Przecież każdy z nas równie mocno potrzebuje bliskości, zdrowia i bezpieczeństwa, których wcale nie musimy wyrywać sobie nawzajem.

Nadal wolimy wspierać niż przeszkadzać, łatwiej jest nam uspokajać niż wzbudzać lęk i w dalszym ciągu cudze szczęście może wywoływać nasze własne. Niezależnie od toczących się konfliktów, głęboko w sobie wszyscy pragniemy zgody.

Pamiętajmy o tym, bo nie nasza liczebność, a to, co nas do siebie w niej zbliża, jest największą siłą człowieka – tą, z którą od tysięcy lat walczy jego materialny rozwój. Opierając się na bliskości, nie musimy być częścią skaczącego sobie do gardeł tłumu stale mówiącego o tym, co można stracić, będąc innym, i co należy poświęcić, żeby osiągnąć spokój. Nie musimy być jednostkami pędzącymi za spełnieniem, a możemy się spełnić, stanowiąc jedność.

Przedstawiona w tej powieści potęga dawnych bogów, jest metaforą rozwijających się w nas cech. Poznaliśmy swoje ciemne oblicza, napędzane przez pychę, mściwość i nienawiść. Będąc lustrzanym odbiciem swoich poprzedników, regularnie krążymy po ścieżce, którą wydeptywali.

Pochłonięci nieustanną rywalizacją, nosimy i rozwijamy w sobie cząstkę Welesa, Peruna i Swaroga, zapominając przy tym, że każda z nich pochodzi z tych samych pragnień i obaw. Przekonani, że cel uświęca środki, nosimy w sobie ciemność w imię jasności, złem próbujemy zwalczać zło i nieustannie staramy się odnaleźćwe własnym zagubieniu.

Poszukujemy swojej wolności w jej braku, podczas gdy jej źródło znajduje się w nas samych. Podobnie, jak bohater Nawii, wcale nie musimy widzieć wrogów w braciach. Nie potrzebujemy stawać się silniejsi, żeby lepiej się bronić, ani odbierać wolności w imię własnej. Odnajdując wewnętrzny spokój, tak jak on, zrozumiemy, że wszyscy w duchu jesteśmy tacy sami.

Wycisz się więc. Nie przejmuj się przez chwilę groźbami tej rozpędzonej gromady i ugaś lęk, który w Tobie wytworzyła. Chociaż nie jest to łatwe, usłysz w końcu siebie – swoje podświadome przekonanie, że jesteś inny, znacznie lepszy od tego, za kogo Cię uważają na zewnątrz.

Posłuchaj wewnętrznego głosu, który coraz częściej namawia Cię na zmianę. Zaufaj mu i spraw, żeby stał się głośniejszy…, niech ten szept zamieni się w krzyk. On jest w Tobie, zawsze był. Wcale nie musisz dłużej go tłumić, pozwól więc, żeby dał Ci siłę i pokierował do miejsca, za którym tak bardzo tęsknisz.

Każda chwila, którą tu spędzamy, jest szansą na naprawienie dawnych błędów i świata, który zastaliśmy. Porzućmy więc ograniczenia prowadzące nas jedynie do wykorzystywania i bycia wykorzystanym. Uwierzmy we własne znaczenie i przestańmy pozwalać na ogłupianie się, ratujmy, zamiast poświęcać, walczmy o siebie, a nie o coś. Nie urodziliśmy się po to, żeby być ofiarami cudzych decyzji, i wcale nie musimy być ich przykrymi konsekwencjami.

Zejdźmy z tej wydeptanej ścieżki i odnajdźmy siebie. Wspólnie mamy szansę stać się punktem zwrotnym, dającym życie, które dawno temu straciliśmy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (7 ocen)
3
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KaMario

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
frescox86

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, zupełnie jak pierwsza część
00

Popularność




Michał Bajo

Nawia

W Świecie Dusz

ISBN: 978-83-64220-11-1

Copyright © Michał Bajo, Nawia – W Świecie Dusz, 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wydanie I

ISBN: 978-83-64220-11-1

www.aora.pl

facebook.com/aora.nawia

instagram.com/nawia_book

Mojej Oli.

Córeczko, prawdziwe piękno rozwijasz w sobie.

Prolog

Wydarzenia opisane w tej książce są kontynuacją powieści Wstęp do Świata Dusz. Podobnie, jak w poprzedniej części są one obszerną metaforą mojej własnej drogi, którą podążałem i w dalszym ciągu podążam przez życie.

Historia, którą niebawem przeczytasz, jest zapowiadanym wcześniej nawiązaniem do dawnych słowiańskich wierzeń, które umiejscowiłem we współczesnych czasach. Odważne odniesienia potraktuj jako literacką fikcję ze szczerym przesłaniem – liczę, że trafi do Ciebie równie mocno, jak poprzednio.

W mojej ostatniej powieści mogłeś przekonać się, że jej konstrukcja nie jest typowa – każdy rozdział zakończony był niezależnym wątkiem będącym aluzją konkretnych etapów duchowej wędrówki bohatera. Również tym razem pozwoliłem sobie na oryginalny element – każdy rozdział poprzedziłem swoimi przemyśleniami na temat życia, będącymi jednocześnie zapowiedzią kolejnych treści. Jeśli uznasz, że utrudniają one lekturę, nic się nie stanie, jeśli je pominiesz i ewentualnie wrócisz do nich później.

Poruszane wątki w pierwszej części, w wielu przypadkach znajdą wyjaśnienie w obecnej. W sporej mierze jest tak i tym razem – Nawia jest historią, którą zaplanowałem opowiedzieć w trylogii, z której każda część stanowi integralną część. Ostatnia zamknie całość i wyjaśni wszystkie niejasności.

W Twoich rękach pozostawiam więc swoje kolejne dzieło, które można nazywać różnie, jednak dla mnie jest ono przede wszystkim możliwością podążania niezwykłą ścieżką, jaką przede mną otwierasz. Zawsze będę Ci za to wdzięczny.

Nowy początek

W codziennej pogoni za lepszym życiem zwykle myślimy o tym co jeszcze przed nami, jednak czasem wystarcza jeden odpowiedni moment spędzony z kimś bliskim, by się cofnąć i przypomnieć sobie drogę, którą pokonaliśmy, aby znaleźć się właśnie w tym miejscu.

Przypominają się setki zwątpień, litry wylanych łez i kłótnie, które często nie miały sensu, a mimo tego, coś podpowiada nam, że warto było przez to przejść. Jest tak, bo to wszystko pozwoliło nam poznać smak prawdziwego szczęścia.

Nie wiedzielibyśmy przecież czym jest prawdziwa miłość, gdyby nie poprzednie rozczarowania. Nie dałoby się docenić bliskości, bez wcześniejszego doświadczenia samotności. Nie umielibyśmy się cieszyć, nie poznając smutku.

Wszystko nas czegoś uczy, każda porażka tworzy miejsce na postęp, a każdy krok w tył pozwala na wybór dalszej, właściwej drogi. Niestety nie raz, tkwiąc psychicznie w dawnych niepowodzeniach, albo obsesyjnie unikając kolejnych, dociera to do nas zbyt późno.

W swoim życiu przekroczyłem kilka istotnych etapów. Od wczesnego dzieciństwa chciałem osiągać, zdobywać i udowadniać. Moje wewnętrzne pragnienia pokierowane były cudzymi opiniami. Przekonałem się, że odpowiednia determinacja, jest w stanie sprawić, że mogę stawić czoła nawet najtrudniejszym wyzwaniom.

Czegoś jednak w tym brakowało. Pokazywanie swoich możliwości dawało mi satysfakcję nasyconą negatywną energią. Z każdym celem wyobrażałem sobie przyszłe reakcje swoich konkurentów, gdy kiedyś, w geście triumfu, uniosę dłonie przed ich oczami. Napędzała mnie złość, pycha, zazdrość i pragnienie ich wzbudzania.

Dopiero przekonanie się, że takie osiągnięcia nie dają mi spełnienia, sprawiło, że zacząłem interesować się inną drogą. Zacząłem doceniać chwile, które nic nie mówiły nikomu poza mną samym.

Przyszedł w końcu czas, w którym poznałem miłość mojego życia. Dziewczynę, która zrzuciła ze mnie te wszystkie ciężary przeszłości. Kobietę, dla której nie miało znaczenia co myślą o nas inni. Kogoś, kto nauczył mnie znajdować szczęście tam, gdzie wcale nie trzeba było na nie najpierw pracować. Rzeczywistość nagle stała się piękna… prosta i pasjonująca.

Kiedy miałem już żyć długo i szczęśliwie, nieoczekiwanie moja piękna bajka zaczęła się komplikować. Czułem, że jakaś siła próbuje mi odebrać coś, na co w swoim odczuciu najwyraźniej nie zasługiwałem. Rozpoczęło to dla mnie najtrudniejszy proces, który dopiero na koniec uświadomił mi, że od początku miał mnie nauczyć radzenia sobie z największymi wyzwaniami.

Doświadczona strata była dla mnie ciosem, który omal mnie nie zniszczył. Uporanie się z ciężarem, jaki wywołała, okazało się jednak niesamowicie cenną drogą, która pozwoliła mi na poznanie siebie i odkrycie źródeł własnego szczęścia w wymiarze duchowym.

Nowo odkryty wymiar początkowo wydawał się ukojeniem mojego bólu i nadzieją na podstępne przechytrzenie losu. Stając przed trudnymi wyborami, miałem możliwość zastanowienia się nad wartością podejmowanych przeze mnie decyzji. Tocząc wewnętrzny bój, poczułem się w końcu czysty… pierwszy raz w życiu.

Niewiarygodne pragnienie, o które zamierzałem wcześniej walczyć, spełniło się samo, gdy definitywnie zrezygnowałem ze swoich nieuczciwych zamiarów.

Bezpośrednia pomoc w ocaleniu nieznajomego człowieka okazała się najbardziej wartościowym doświadczeniem. Młoda osoba ranna w wypadku nie przeżyłaby go bez interwencji, na którą się zdecydowałem. Pozwoliło mi to odkryć zupełnie nowy wymiar szczęścia. Z dnia na dzień moje istnienie okazało się warte znacznie więcej, niż dawniej umiałbym sobie wyobrazić.

Poznając to uczucie, przekonałem się, że pomoc innym stała się dla mnie najważniejszym celem. Nie musiałem tego robić na pokaz i odbierać za to gratulacji. Wystarczyła myśl, która towarzyszyła mi po obudzeniu – moja największa satysfakcja.

Obierając swój kurs, pogodziłem się ze stratą, która do tej pory mnie prześladowała. Nie miałem jeszcze pojęcia, że los po raz kolejny postanowił przewrócić mój świat do góry nogami. Wszystko miało się wyjaśnić po poznaniu uratowanej dziewczyny – Moniki Cichockiej.

Temu zdarzeniu towarzyszyło wiele niejasności. Będąc przekonanym o autentyczności swojego daru, widziałem przecież odejście jej duszy. Poddałem się przy próbie reanimacji. Dopiero w szpitalu, gdzie sam byłem opatrywany, dowiedziałem się, że ona żyje, prawdopodobnie dzięki mojej reakcji.

Chciałem jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości, dlatego zdecydowałem się na przyjazd do szpitala, gdzie ku mojemu zaskoczeniu czekała na mnie moja przyjaciółka Ada. Wiedziała więcej, niż przypuszczałem, co zdradziło, że jej udział w moim życiu nie polegał wyłącznie na przyjaźni, w którą tak wierzyłem.

To ona wprowadziła mnie do pomieszczenia, gdzie przebywała ciężko ranna dziewczyna. Gdy tylko ją zobaczyłem, jak najszybciej chciałem dowiedzieć się, czy z tego wyjdzie, dlatego chwyciłem jej dłoń z zamiarem wprowadzenia się w wizję.

Wtedy poczułem jej energię – tę, której nie pomyliłbym z żadną inną, i za którą tak bardzo tęskniłem – należącą do mojej Niki.

Jej dotyk pozwolił mi uruchomić wspomnienia zachowane poza moim fizycznym stanem. Ujrzałem nasze losy z najróżniejszych wcieleń. Byliśmy razem w odległych czasach, gdy świat wyglądał zupełnie inaczej, i gdy stopniowo stawał się takim, jaki widziałem obecnie. Zawsze się odnajdywaliśmy i zapisywaliśmy nowy rozdział historii, której trudno określić początek. Stało się już jasne, że los naszych dusz miał większą wartość, niż sugerowała logika.

Nieoczekiwanie do świadomości przywołał mnie ruch jej palców. Spojrzałem na jej twarz, gdy rozchylała powieki i odzyskiwała świadomość.

– Witaj kochany … – wyszeptała z wysiłkiem.

Nie rozumiałem do końca jak to możliwe. W bezruchu patrzyłem na nią, a w mojej głowie rodziły się i ginęły setki najróżniejszych myśli.

Niepewnie zerknąłem na Adę. Miała łzy w oczach i przyglądała się nam z uśmiechem na twarzy. Jej przejęcie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie przeceniam znaczenia trwającej chwili.

W tamtym momencie wiara w cud zupełnie wyłączyła resztę mojej świadomości. Liczyła się tylko ta jedna myśl, która z każdą sekundą potęgowała moją nadzieję.

– Dlaczego to powiedziałaś? Kim jesteś?!

– Robert… – wtrąciła się Ada. – Ona ledwo może mówić.

– Muszę to usłyszeć…! Nie mogę uwierzyć…

Wzrok leżącej dziewczyny nie odrywał się ode mnie nawet na chwilę. Kiedy schyliłem się nad nią, uśmiechnęła się i lekko kiwnęła głową, dając mi do zrozumienia, że poprawnie odczytuję jej słowa.

– Niki… To ty? Powiedz, proszę… Kochanie, naprawdę to ty?! – dopytywałem z ogromnym przejęciem.

Nie kontrolując własnego zachowania, bez zważania na jej ciężki stan, zacząłem potrząsać jej ręką. To było niewiarygodne. Moje spojrzenie zdradzało przerażenie możliwością błędnej oceny tej sytuacji.

W końcu ponownie do mnie przemówiła, a każde z wypowiadanych przez nią słów utwierdzało mnie w przekonaniu, że właśnie spełnia się moje największe marzenie…, że odzyskałem największy sens swojego życia.

– Miło znów cię stąd widzieć...

– To dzieje się naprawdę? Jak to możliwe?!

Nie przejmowało mnie, że fizycznie jest kimś innym. Wiedziałem, że duchem jest tą samą Weroniką, której nigdy nie przestałem kochać.

Zachowywałem się nierozważnie. Uświadamiając sobie, co się stało, miałem ochotę rzucić się na nią i z całych sił uściskać. Kompletnie nie myślałem przy tym, że leży na oddziale intensywnej terapii w ciężkim stanie.

Tymczasem, po krótkiej przerwie, po raz kolejny odezwała się Ada, wyjaśniając przy tym, jak do tego doszło:

– Dusza, którą pożegnałeś po wypadku, odeszła… Miała i musiała odejść. Twoja decyzja utrzymała przy życiu jej ciało. To w nim jest teraz dusza Niki. Sprowadziłeś ją z powrotem. Wasza miłość okazała się silniejsza od wszystkiego, co ludzkie.

Nie mogłem w to uwierzyć. Skupiając się na dotyku jej dłoni, przeniosłem się do Nawii. Może to za sprawą mojego przejęcia, ale odniosłem wrażenie, że nie miałem nad tym kontroli, zupełnie jakbym został tam wciągnięty przez jej energię.

Świat dusz wyglądał inaczej niż do tej pory – ponury półmrok wyraźnie się rozświetlił, a wokół już nie unosiła się mgła. Niebo sprawiało wrażenie rozpalonego żywym ogniem. Jego rdzawoczerwony kolor przypominał wschód słońca. Gęste, porozdzierane chmury w tym oświetleniu wydawały się niemal czarne, tylko ich krawędzie lśniły złotem.

Aora była gdzieś za mną. Tym razem nie było we mnie potrzeby odwracania się i podziwiania jej. W tej niezwykłej scenerii było mi dane ujrzeć Nikę, taką, jaką zapamiętałem z naszego wspólnego życia w Płocku i Warszawie.

– Kochanie, naprawdę tu jesteś czy tylko sobie to wyobrażam?

– Oboje tu jesteśmy – odparła.

Moje przejęcie błyskawicznie przekształciło się w nieopisane szczęście. Czekałem na ten moment przez wiele miesięcy. Po krótkiej chwili wpadliśmy sobie w ramiona, jakby nic innego nie miało znaczenia.

– Odkąd poznałem to miejsce, wierzyłem, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Wiedziałem, że gdzieś tu jesteś...!

– Byłam przy tobie przez cały ten czas, cały czas cię widziałam.

Nie kryłem wzruszenia. Dopiero po dłuższej chwili otarłem łzy i spróbowałem wyjaśnić, jak do tego doszło.

– Jesteśmy więc tacy sami, tak? Dobrze to rozumiem?

– To bardziej skomplikowane, należymy do innych gatunków.

– Jak to możliwe? Dlaczego w takim razie jesteś przy mnie jednocześnie tu i na Jawie?

– Wciąż jestem na skraju wymiarów, bo dopiero odzyskuję życie. Kiedy mój stan fizyczny ustabilizuje się, ciężko będzie mi tu wrócić. To stąd wynikał ten pośpiech Ady. Chciała, żebyś dowiedział się wszystkiego ode mnie, kiedy jeszcze nie ogranicza mnie ludzki umysł.

– Czy to oznacza, że zapomnisz o naszej przeszłości?

– Jakie to ma znaczenie? Jesteśmy połączeni duchem, nic nie jest w stanie nam tego przysłonić. Mamy możliwość znów być razem na jawie, prędzej czy później to się nam uda.

– To oznacza, że będziesz ponownie musiała się we mnie zakochać?

– Cały czas cię kocham, tylko muszę odnaleźć w sobie to uczucie.

Bez względu na niespodziewane trudności, poczułem ogromną ulgę, bo bałem się, że ta sytuacja może mieć coś wspólnego z podstępami Serafina. Słysząc o ograniczeniach jej nowej formy, wystraszyłem się, że staniemy się sobie obcy. Jednak wraz z kolejnymi wyjaśnieniami wszystko nabierało sensu.

– Jak do tego doszło, skoro jesteśmy różni?

– Poznaliśmy się i zakochaliśmy w sobie po raz pierwszy w odległych czasach. Szybko zrozumiałam, że moje miejsce zawsze będzie przy tobie. Razem umieramy i rodzimy się na nowo od pokoleń. Zamknięci w ludzkich umysłach, kierowani energią naszych dusz, zawsze się odnajdujemy, zakochujemy i wspólnie zamieniamy zwyczajność w wyjątkowość. Nasza niekończąca się historia to najlepsze, co spotkało nas na Ziemi i poza nią.

– Ale… przecież przez większość tego życia nawet cię nie znałem. Dlaczego nie poznaliśmy się wcześniej?

– Dorastając i dojrzewając, szukaliśmy się fizycznie, ale wcale nie żyliśmy osobno, bo cały czas nasze dusze były ze sobą powiązane. Prowadziła nas ta sama nieświadoma energia, która w końcu pozwoliła nam się odnaleźć.

– I gdy tylko cię spotkałem, gdy już przestałem sobie wyobrażać świat bez ciebie, nagle odeszłaś…

– Taki był nasz los. Znaliśmy go przed narodzinami.

– Był częścią planu ojca?

– Sami o tym zdecydowaliśmy. Twój ojciec nie miał na to żadnego wpływu.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Jak to możliwe, że dobrowolnie zdecydowałem się na taką mękę?

– Serafin mówił, że to on mi cię odebrał.

– Okłamał cię, próbował cię zmanipulować, żebyś wszedł z nim w układ. Wcale nie miałeś mnie odzyskać. Kiedy przeszedłbyś na jego stronę, nigdy nie pozwoliłby, żebyśmy się spotkali. Prawda jest taka, że byłeś mu potrzebny do walki o Aorę, a twoje szczęście w ogóle go przy tym nie interesowało.

W końcu wyjaśniła się intryga mojego brata. Gdy zdążyłem się na nim poznać, nie byłem zaskoczony jego rzeczywistymi zamiarami.

Nika sprawiała wrażenie wszechwiedzącej. Z całkowitym spokojem odpowiadała na moje kolejne pytania, rozwiewając przy tym pozostałe wątpliwości:

– Twój powrót też był zaplanowany?

– Nie… To następstwo podejmowanych przez nas decyzji… nas i twojego ojca, bez niego to nie byłoby możliwe.

Czułem się jak kretyn. Moje marzenie spełnił ten, którego uważałem za wroga, a brat, który buntował mnie przeciw niemu, chciał mi je zabrać.

– Dlaczego skazaliśmy się na coś takiego?

– Niedługo zrozumiesz, że nasze życie znaczy niewiele przy tym, o co walczysz. To cierpienie jest częścią planu, który sam wymyśliłeś.

– Jakiego planu?

– Powstrzymania twojego brata.

Brutalny sens jej słów całkowicie zmieniał moje postrzeganie siebie. Jako człowiek nie znałem zamieszkującej w nim duszy. Byłem marionetką swoich działań, idiotą zaplątanym w nici własnej nadświadomości.

– Więc już po wszystkim? To już koniec, prawda?

– Nie do końca…

– Jak to? Przecież go pokonałem. Teraz możemy być szczęśliwi.

– Robert, to dopiero początek. Wasze starcie jedynie rozpoczyna właściwą walkę. Przed tobą jeszcze bardzo długa droga… Przed nami wszystkimi.

– Wszystkimi, czyli?

– Tobą, mną, Adą, twoim ojcem i braćmi, których obecnie nie pamiętasz.

– Tylko nie to… Ja już tego nie chcę. Czy musi tak to wyglądać? Nie mamy prawa zwyczajnie cieszyć się życiem jak inni?

– To wcielenie jest wyjątkowe. Serafin jest teraz niebezpiecznie silny i razem z przychylnymi mu elohimami stał się prawdziwym zagrożeniem dla Aory.

– Dlaczego to wszystko wiesz, a ja nie mam o niczym pojęcia? Przecież stoimy w tym samym miejscu i w tej chwili mamy te same możliwości.

– Wciąż opierasz się na swojej ludzkiej świadomości, a ja dopiero się w niej zamykam po tym, jak byłam zupełnie wolna w duchowym świecie.

– Często słyszę o tych ograniczeniach. Kiedyś się skończą?

– Rozwijasz się każdego dnia. Wkrótce pozbędziesz się największych słabości, a wtedy znajdziesz w sobie siłę, żeby zmienić obydwa światy.

Poznając swój przyszły los, boleśnie się zawiodłem. Zamiast cieszyć się z odzyskania ukochanej, byłem sfrustrowany i przerażony nadchodzącymi zdarzeniami. Szczęśliwe zakończenie nieoczekiwanie zamieniło się w początek kolejnego wyjątkowo trudnego rozdziału naszej wspólnej historii.

Świadomość ciążącej na mnie odpowiedzialności zdecydowanie przekraczała granice moich wcześniejszych wyobrażeń i całkowicie odbierała mi resztki nadziei na spokojne życie, którego tak pragnąłem. Nie mogłem się spodziewać, że ostatnie starcie z bratem, dopiero rozpoczyna naszą prawdziwą walkę.

Nika, widząc moje przejęcie, czule mnie przytuliła, by dodać mi otuchy. Krótko po tym powiedziała, że to już ten czas, po czym bez kontroli przeniosłem się z powrotem do Jawy.

Mój lęk minął, gdy we własnej rzeczywistości ponownie spojrzałem na miłość mojego życia… obecnego i każdego, jakie było i będzie. Zrozumiałem, że jeśli to uczucie pokonało śmierć, może pokonać wszystko inne. I że od tej chwili, niemożliwe przestało dla nas istnieć.

Z ogromną nadzieją, silniejsi niż kiedykolwiek, wchodziliśmy w zupełnie nowy etap swojej historii, której głównym celem stało się rozświetlenie mroku, naszym lśniącym, fioletowym światłem.

Czysta karta

Kierowani przez los, regularnie mierzymy się z trudnymi wyzwaniami. Poddając się temu, w coraz większym stopniu stajemy się aktorami wielkiego społecznego spektaklu i walczymy, by odgrywana przez nas rola była jak najważniejsza. Robimy to, czego oczekują po nas inni, zatracając tym samym własną niezależność.

Przez ciągłe dostosowywanie do otoczenia często znajdujemy się w miejscach, w których wcale nie chcieliśmy być. Zdarza się, że oddajemy się zajęciom, jakich nawet nie lubimy, albo poświęcamy się dla ludzi gotowych nas zranić, a jednocześnie oddalamy się od bliskich.

Wiecznie dopasowani do nieprzewidywalnych okoliczności, prędzej czy później dochodzimy do nieuniknionego wniosku, że nasz zewnętrzny wizerunek wcale nie odpowiada naszej prawdziwej osobowości. Uświadamiamy sobie, że gdzieś po drodze zagubiliśmy już nadzieję na napisanie swojej historii tak, jak chcieliśmy. „Ja” idealne przegrywa z powinnościowym, a realne na zawsze pozostaje niewystarczające.

Czasem mamy jednak szczęście i w porę odnajdujemy inne wyjście. Niekiedy udaje się to nam samodzielnie, a innym razem ktoś nam w tym pomaga. Najważniejsze, że opierając się powszechnej presji, tak długo, jak tylko żyjemy, walczymy o własne wartości i mamy szansę wyróżniać się w otaczającym nas szarym tłumie, robiąc to, co chcemy, a nie musimy.

Właśnie wtedy los wynagradza nas w najmniej oczekiwany sposób, pozwalając na doświadczenia, o których skrycie marzyliśmy przez całe życie.

Po powrocie ze szpitala postanowiłem nie opuszczać jeszcze domu rodzinnego w Płocku. Stamtąd było zaledwie czterdzieści minut do Sierpca i miejsca, w którym przebywała Nika.

Gdy częściowo zeszły ze mnie emocje wywołane ostatnią wizytą, szykowałem się do kolejnej. Nie mogłem tam wrócić od razu, z uwagi na jej stan, ale dzięki temu miałem sporo czasu, żeby dobrze przemyśleć swoją sytuację.

Uświadamianie sobie swojego nowego położenia szybko odkryło przede mną wiele ciężkich wyzwań, jakie za sobą niosło. Niestety nie mogłem powiedzieć, że czuję się na siłach, żeby wszystkim podołać.

Po powrocie do domu kilkakrotnie dzwoniła do mnie Ada, jednak konsekwentnie odrzucałem jej próby kontaktu. Doskonale rozumiałem, że mi pomogła i w gruncie rzeczy od zawsze chciała dobrze, jednak czułem żal, spowodowany jej ukrywaniem prawdy.

Byłem zmęczony całą tą otoczką, która wytworzyła się wokół mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy. W tym trudnym czasie miałem wrażenie, że moją jedyną ostoją, kołem ratunkowym utrzymującym moją świadomość na poziomie względnej normalności, była ona – moja przyjaciółka, jedyna osoba, której chciałem i czułem, że mogę zaufać.

Niestety prawda okazała się inna. Informacja o tym, że należymy do tego samego gatunku, boleśnie przekonała mnie, że jako człowiek, nie była tym, za kogo ją uważałem. Kiedy pomagała mi poznawać swoją duszę, najprawdopodobniej znajdowała się krok przede mną, świadomie naprowadzając mnie w odpowiednim jej zdaniem kierunku. Zastanawiałem się nad tym, co jeszcze przede mną ukrywa i czego nie będę w stanie się od niej dowiedzieć.

W moich oczach Ada okazała się po prostu kolejną postacią biorącą udział w intrygach ojca i Serafina. Zawód był tak ogromny, że przysłonił mi fakt, że wśród znanych mi osób jest ktoś, kto doskonale rozumie moje nietypowe położenie, bo jest taki sam jak ja.

Rozważania na temat naszej przyjaźni towarzyszyły mi w czasie, który prowadził mnie do ponownego spotkania z Niką. Po kilku dniach, od pielęgniarki, która niedawno opatrywała mnie po zranieniu dłoni, dowiedziałem się, że stan dziewczyny jest stabilny i nie ma już żadnych przeszkód do odwiedzin.

Mimo że zwykle udaje mi się zapanować nad stresem, w tamtej chwili byłem tak stremowany, że uginały się pode mną kolana. W progu drzwi pokoju, w którym przebywała, na chwilę zamknąłem oczy i wspomniałem chwilę wnoszenia ciężkich pudeł w trakcie naszej przeprowadzki. Wziąłem głęboki oddech i podobnie jak wtedy przekroczyłem próg, jedynie udając pewnego siebie.

Nagle spotkały się nasze spojrzenia… wśród innych, należących do jej bliskich, których obecności kompletnie nie brałem wcześniej pod uwagę.

– Dzień dobry – powiedziałem zmieszany.

– Dzień dobry, kogoś pan szuka? – zapytał któryś z gości.

Byłem bliski przeproszenia i wyjścia, gdy nieoczekiwanie za mną pojawiła się pielęgniarka, z którą wcześniej rozmawiałem. Musiała mnie podglądać. Nie powinno to dziwić, bo od początku nie kryła podekscytowania moim zachowaniem.

– Ja przedstawię – wtrąciła się. – To jest właśnie pan Robert, o którym państwu mówiłam. Moniko, to on pomógł ci po wypadku.

Czy umiałbym sobie wyobrazić bardziej widowiskowe wejście? Zabrakło tylko konfetti, żebym poczuł się jak gwiazda wieczoru. Nie tak to sobie wyobrażałem.

Rodzina dziewczyny nie kryła poruszenia. Po kolei przedstawiali mi się i dziękowali za to, co zrobiłem. W ten sposób poznałem jej rodziców, dziadków i młodszego brata – Oskara. Starałem się przy tym dostrzec reakcję Niki. Ciekawiło mnie, czy mnie w jakiś sposób pamięta, czy wydaję się jej zupełnie obcym człowiekiem.

Gdy w końcu wszyscy ochłonęli, powiedziałem jej po prostu, że bardzo się cieszę, że jest już z nią lepiej.

– Powinnam ci podziękować. To trochę niezręczne, bo nie do końca wiem, jak mam się zachować.

Byłem przekonany, że najlepszym, co mogę w tej sytuacji zrobić to zachować dystans i utrzymywać pozory.

– To ja powinienem dziękować losowi, że było mi dane znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Zachowałem się tak, jak każdy powinien.

– Skromny, jak przystało na prawdziwego bohatera – zaśmiała się.

– Daj spokój. Po prostu bardzo się cieszę, że możemy się spotkać. Jestem Robert – wyciągnąłem dłoń.

– Monika – podała mi swoją.

W tej chwili mogłem ponownie doświadczyć bliskości jej cudownej energii, która w tych okolicznościach omal nie odebrała mi zdrowego rozsądku.

Krótko po tym, w jej spojrzeniu nieoczekiwanie dostrzegłem skupienie, jakby nagle coś zrozumiała.

– Poznaliśmy się już? – zapytała.

Miałem ochotę wykrzyczeć wszystko, co miałem w głowie – że jesteśmy sobie pisani i przeżyliśmy najpiękniejszą miłość, jaką umiem sobie wyobrazić, a ta chwila rozpoczyna przed nami nowy, ekscytujący rozdział. Z oczywistych powodów nie mogłem tego jednak zrobić.

Z uwagi na obecność pielęgniarki i uważną obserwację jej rodziny, nie dało się nawet powiedzieć, że byłem przy niej, gdy odzyskiwała przytomność... i traciła duchową świadomość. Opanowałem się i postanowiłem zachować się zgodnie z wcześniejszym postanowieniem.

– Nie, Niki… - odruchowo zwróciłem się do niej tak, jak robiłem to dawniej.

– Niki? – zareagowała niepewnym uśmiechem.

– Przepraszam… znałem kiedyś kogoś, do kogo tak mówiłem.

– Ładnie. Dawno nikt mnie tak nie nazwał.

Całe szczęście to określenie pasowało również do obecnego imienia. Było mi to na rękę, jednak nie doszukiwałem się w tym niczego poza zbiegiem okoliczności.

Nie czułem się komfortowo w towarzystwie jej gości i w którymś momencie odniosłem wrażenie, że im przeszkadzam, dlatego postanowiłem sprawnie się ulotnić.

– Chciałem tylko upewnić się, że dochodzisz do zdrowia. Nie będę zajmował czasu.

– Zostań! – wtrąciła z entuzjazmem jej mama.

– To miłe, ale i tak powinienem już się zbierać.

Na moje tłumaczenia zareagowała Nika:

– Dobrze, a może chciałbyś wpaść na przykład jutro? Z chęcią lepiej poznam człowieka, któremu zawdzięczam życie.

– Teraz to ja czuję się niezręcznie. Przyjdę z ogromną chęcią, ale pod warunkiem, że nie będziemy tyle mówić o tym, co zrobiłem.

– Słowo – odparła z uśmiechem.

Opuściłem szpital podekscytowany. Niewiele poszło tak, jak sobie założyłem, jednak było lepiej, niż mogłem przewidzieć.

Potwierdziło się, że największym wyzwaniem było powstrzymywanie się przed swoimi naturalnymi reakcjami. Spotykałem najbliższą sobie osobę, miłość mojego życia, którą ledwo, co odzyskałem i musiałem udawać przed nią kogoś obcego. Na szczęście świadomość tego, o co walczyłem, skutecznie niwelowała wszelkie trudności.

Liczyło się tylko to, że Nika znów tu jest i mamy możliwość zbliżenia się do siebie. Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o jej wspomnieniach, poznać jej nową wersję i pozwolić na poznanie, polubienie i w końcu ponowne pokochanie siebie. Miałem wrażenie, że tęsknota za jej bliskością, zamiast topnieć, nasilała się z każdą chwilą, jednak musiałem być możliwie cierpliwy.

Po powrocie do domu zastanowiłem się nad znaczeniem rozgrywanych zdarzeń. Nie dawało mi spokoju jej przejęcie. Mogło oczywiście wynikać z tego, co zrobiłem, jednak pytanie o wcześniejszą znajomość, pozwalało mi wierzyć, że w jakiś sposób czuje naszą bliskość.

Mógłbym oczywiście skorzystać z możliwości, jaką dawał mi dotyk jej dłoni, jednak uznałem, że byłoby to nieuczciwe. Wybieganie w przyszłość byłoby w tym przypadku podstępnym sposobem na uwiedzenie, a nie tego przecież chciałem. Zamierzałem uczciwie odzyskać jej uczucia, a nie je zdobyć.

Powrót do przeszłości

Często można usłyszeć o sytuacjach, które ciężko wyjaśnić. Wszelkiego rodzaju przeczucia albo dziwne zjawiska tłumaczymy sobie, doszukując się logiki nawet w nielogiczny sposób. Bardzo łatwo przychodzi nam wiara w zbiegi okoliczności, ludzkie pomyłki czy cudze urojenia, bo nam samym pozwala czuć się normalnie.

Wyznacznikiem tej normalności jest wiedza, którą przyjmuje się za niepodważalną, zwłaszcza u ludzi z odpowiednimi tytułami. To dzięki niej mamy wrażenie, że wiemy już niemal wszystko i już niczym nie może nas zaskoczyć miejsce, w jakim żyjemy. Szczycąc się własną mądrością, zbyt łatwo jednak zapominamy, że w dokładnie ten sam sposób myślały dawne pokolenia, które dziś uważa się za prymitywne.

Szukanie wyjaśnień staje się znacznie trudniejsze, kiedy to właśnie nam przytrafia się coś, co w żaden sposób nie pasuje do znanej nam rzeczywistości. Wytrąceni z logicznego rozumowania, wolimy wypierać fakty.

W takich sytuacjach łatwiej jest nawet uwierzyć we własne szaleństwo, bo trudno nam zaakceptować, że świat skrywa jeszcze wiele tajemnic, które przeczą przyjmowanym obecnie teoriom.

Zgodnie z moimi oczekiwaniami, ponowne spotkanie z Niką stało się jedynie przystankiem do kolejnych. Początkowo nasze rozmowy nie były dla mnie łatwe. Znając stronę duchową, nadal miałem ochotę skrócić naszą drogę, powiedzieć, że jesteśmy sobie przeznaczeni i nie ma sensu tracić czasu na powolne pozbywanie się dystansu, który nas dzieli.

Z dużym wysiłkiem powstrzymywałem jednak swoje pragnienie wyznania jej całej prawdy. Szczerość w tej sytuacji prawdopodobnie przedstawiłaby mnie w jej oczach jako wariata i utrudniłaby naszą wspólną drogę.

Poznając ją, przekonałem się, że nie zachowała żadnego z naszych wspomnień. Pozostało mi jedynie pozwolić jej na stopniowe odkrywanie mojego wnętrza, w nadziei na to, że zobaczy w nim to, na czym dawniej oparła swoją miłość.

Opowiadałem o sobie, nie wspominając przy tym, że to właśnie ona zmieniła życie, o którym mówię. Chociaż nie była jeszcze gotowa na moją szczerość, wierzyłem, że ten moment wkrótce nastąpi.

W ten sposób minęło nam kilka tygodni, w których zdążyłem dowiedzieć się wiele na temat jej obecnego życia. Monika Cichocka miała dwadzieścia pięć lat, była więc ode mnie o dwa starsza, mieszkała z rodziną pod Sierpcem, pasjonowała się muzyką, tańcem i była mocno przywiązana do natury.

Wśród szczegółów na jej temat, regularnie przejawiały się cechy, które uwielbiałem u Weroniki. Była równie wrażliwa, romantyczna i kierowała się podobnymi przekonaniami. Nie wiedziałem, które z nich wypracowała przez swoje ćwierć wieku życia, a które bezpośrednio pochodzą z jej strefy duchowej.

Nieuniknionym było więc, że w którymś momencie nasza dyskusja obierze bliski obojgu kierunek.

– Co myślisz o przeznaczeniu? – zapytała.

– Chodzi o to, czy w nie wierzę?

– Tak…

– Już dawno pogodziłem się z tym, że naszymi działaniami kieruje coś więcej, niż zwykły przypadek.

– A możesz opisać mi coś, co zawdzięczasz przeznaczeniu?

Obawiałem się przez chwilę, że to zbyt wcześnie, ale wiele dni gryzienia się w język dodało mi odwagi.

– Jesteś cudowna.

– …dziękuję – odparła zakłopotana. – Czemu nie chcesz odpowiedzieć na pytanie?

– Odpowiedziałem…

Wyraz jej twarzy był bezcenny. Mimo że moje wyznanie wyraźnie ją onieśmieliło, dostrzegłem w niej radość. Chęć naszych kontaktów miała głębsze podłoże i była duża szansa na to, że potrzebujemy właśnie takich słów na przełamanie.

– Poczekaj, aż poznasz mnie lepiej! – zaśmiała się.

– Wiem wystarczająco dużo.

Jej odpowiedź sprytnie przekształciła moje słowa w żart, jednak wiedziałem, że dobrze je zrozumiała.

Łatwe do przewidzenia było, że temat duchowości będzie od tego momentu wracał w naszych dyskusjach jak bumerang. Byłem więc przygotowany do kontynuacji, gdyby wymagała tego sytuacja.

– Robert… wiesz, dlaczego pytałam cię o przeznaczenie?

– Uznałem, że po prostu cię ono ciekawi.

– Chcę ci coś wyznać.

Taka zapowiedź błyskawicznie ożywiła moje nadzieje.

– Zamieniam się w słuch.

– Odkąd wybudziłam się ze śpiączki, czuję się inaczej. Nie do końca umiem to nazwać, ale w niektórych sytuacjach mam wrażenie jakby…

– Już się wydarzyły?

– Tak!

– Jakbyś widziała już to wszystko, przeżywała dawniej trwającą właśnie chwilę…, jakby nowe twarze wydawały się znajome…

– Właśnie… skąd wiesz?

– Sam to przeżyłem.

– Jak to?

– W pewnym momencie zmieniła się cała moja rzeczywistość, każdy szczegół w otoczeniu zyskał nową wartość, a zdarzenia, w których brałem udział, zaczęły wydawać się banalne, bardzo łatwe do przewidzenia.

– Tylko nie musiałeś wcześniej rozbić się na drzewie…

– Właściwie to przeżyłem śmierć kliniczną.

– Co? Nie wiedziałam, przykro mi.

– Nie musi być. Doświadczenie jej pozwoliło mi lepiej poznać siebie. Dziś jestem innym człowiekiem, widzę i czuję zdecydowanie więcej, niż dawniej.

– Czyli nie wariuję?

– W żadnym wypadku. Przekonujesz się właśnie, że twoja świadomość wcale nie wynika z umysłu. Nie jest tylko zmiennym zlepkiem informacji, głębiej i płycej zapisanych wspomnień i doświadczeń. Trudno uwierzyć w to, jak wiele można doświadczyć poza swoim ciałem, ale ty wiesz o tym dobrze.

– Dochodzę czasem do absurdalnych wniosków.

– Nie blokuj się. Nikt cię nie ocenia. Nie myśl o tym, a czuj.

Wypowiadając te słowa, rozumiałem, że sam nie do końca uporałem się ze swoją przemianą. Po tych wszystkich przejściach nadal walczyłem z akceptacją rzeczywistości, jaka otworzyła się przede mną po próbie samobójczej. Pomyślałem o tym, jak daleka jeszcze przede mną droga, zanim będę szczery wobec siebie.

Skupiony, wpatrywałem się w niebieskie oczy siedzącej na szpitalnym łóżku kobiety, która w duchu wciąż była ukojeniem wszelkich zmartwień. Wiedziałem, że cokolwiek się wydarzy, będzie dobrze, bo będzie przy mnie. Nic nie miało znaczenia, poza tym.

Przestaliśmy mówić, a ja przełamałem w sobie chęć udawania. Przede mną znajdowała się miłość mojego życia, od której dzielił mnie nienaturalny dystans. Jak najszybciej chciałem się go pozbyć, zrzucić ten ciężar i zwyczajnie zaufać swojej intuicji.

Szybko zauważyłem, że i w niej coś się zmieniło. Wpatrzeni w siebie, w końcu bez słów pocałowaliśmy się. Wytworzona między nami namiętność pozwoliła mi poczuć się tak, jakbym odzyskał część siebie. Byłem w domu. Tym, który razem zbudowaliśmy.

Tuż po tym Nika, nie kryła poruszenia. Spodziewałem się jednak trochę innej reakcji. Przyglądała mi się, jakby zobaczyła ducha.

– Witaj kochany… – wyszeptała z przejęciem.

Pocałunek najwyraźniej odblokował pewne zasoby w jej pamięci. Bardzo mnie to ucieszyło, jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, jej kolejne słowa uświadomiły mnie, że wcale nie jest to dobrym zwiastunem.

– Kim ty jesteś?

– …a jak myślisz?

– Myślę, że coś ukrywasz. Nie jesteś tym, za kogo się podawałeś. Robert, pamiętam cię. Pamiętam, że przy mnie byłeś, gdy się obudziłam.

Nagle wszystko się posypało. Mogłem brnąć w kłamstwa, powiedzieć, że po prostu udało mi się ją odwiedzić krótko po wypadku, jednak ten plan miał więcej wad niż zalet.

Nie miałem więc już nic do stracenia, musiałem w końcu wyznać jej prawdę, a przynajmniej jej najważniejszą część.

– Nika… świat, który poznajesz, jest znacznie trudniejszy do zrozumienia, niż ci się teraz wydaje.

– Daruj sobie wykład. Bądź ze mną szczery. Nie wmówisz mi, że poznaliśmy się po moim wypadku.

– Nie skłamałbym, gdybym to potwierdził, podobnie jak wtedy, gdybym zaprzeczył.

– To znaczy?

Nie wiedziałem, jak się zachować. Szczerość, której oczekiwała, kompletnie mnie paraliżowała. Wspomniałem chwilę, gdy dawniej chciałem wyjaśnić jej, kim jest dla mnie Ada. Podobnie jak wtedy przełamałem się, dopiero gdy zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i skupiłem się na uczuciach, które we mnie wywołuje.

– Znam stan, w którym teraz się znajdujesz. Wiem, jak absurdalne wydają się twoje przeczucia. To właśnie w trosce o nie, nie umiałem powiedzieć ci wcześniej.

– Czego powiedzieć?

– …że nie jesteśmy sobie obcy. Nika, znaliśmy się na długo przed wypadkiem. Chociaż z tym walczysz, istnieje między nami znacznie więcej, niż powinno między ludźmi, którzy dopiero się poznają. Wiem, że poczułaś to przed chwilą, to właśnie to poczucie zasugerowało ci, że coś tu nie pasuje, nie jest tak?

– Nie obraź się, ale brzmisz jak…

– …wariat? Czyli odpowiednio do towarzyszących ci myśli. Pamiętaj, że przeszedłem przez to samo.

– Co nie znaczy, że wiesz, o czym myślę.

– Wiem wystarczająco dużo.

– Na przykład?

– Na przykład, dlaczego to wtedy powiedziałaś.

– Co takiego?

– Witaj kochany – umiesz to wyjaśnić?

– Budziłam się ze śpiączki, miałam omamy.

– Sama w to nie wierzysz. Dlaczego nie dasz się zwyczajnie ponieść temu, co czujesz? Zaakceptuj swoją duchową stronę… to niezwykłe poczucie wcale nie wynika z umysłu. Gdy uwolnisz się z logicznego schematu, szybko się o tym przekonasz.

– Nie podoba mi się to… Nie dość, że jesteś wobec mnie nieuczciwy, to w dodatku chyba potrzebujesz pomocy.

Musiała czuć się zawiedziona. Rozumiałem, w jakim znalazła się położeniu. Sam ledwo zostałem oszukany przez osobę, której zaufałem.

– Wiem, jak to wygląda, ale zaufaj mi, niedługo wszystko się wyjaśni…

Mówiąc do niej, widziałem, jak się wycofuje. Zmieszanie szybko zamieniło się w zawód. Wybrała krótszą drogę do wszelkich wyjaśnień – tę, w której byłem dla niej jedynie szaleńcem.

– Myślę, że powinieneś już wyjść…

Jej reakcja, chociaż była dla mnie trudna, wynikała z dobrze znanego mi szoku, który powoduje zderzenie nowo odkrytej duchowości z wartościami, jakie wcześniej uznawało się za jedyne słuszne.

Zgodnie z jej prośbą, krótko po tym opuściłem szpital. Dalsze przekonywanie mogło jedynie pogarszać i tak trudną sytuację pomiędzy nami.

Nie mogłem przewidzieć takiego rozwoju zdarzeń. Nieplanowane zbliżenie było najwyraźniej zbyt szybkim krokiem, który spowodował kilka kolejnych wstecz.

Chociaż nie do końca wiedziałem, w jakim miejscu zatrzymała się nasza relacja, nie żałowałem swojego wyznania. Mieliśmy przed sobą całą przyszłość, którą kłamstwa mogły jedynie skomplikować.

Poszukiwanie zagubionego jutra

Postrzegając siebie jako mikroelement ludzkości, bardzo trudno jest myśleć nieszablonowo. Przecież każdy z nas jest tylko pojedynczą cząstką spośród blisko ośmiu miliardów innych, które żyją w naszym świecie.

Świadomi tego, gdy dochodzimy do powszechnie nieakceptowanych wniosków, szybko dusimy je w sobie. Nie obawiamy się zdania garstki znanych nam osób, a stojącej za nim ogromnej siły tłumu, z którą pozornie nie mamy prawa się mierzyć.

Właśnie to społeczeństwo narzuca nam, jak mamy się rozwijać, odżywiać i leczyć. To ono powtarza, że posiadamy wolną wolę, a jednocześnie drobiazgowo selekcjonuje nasze wybory. Wszystko, co od tego odbiega, jest zwykle zbyt słabe, żeby przetrwać, dlatego tak łatwo przyjmujemy cudzą, nie zawsze słuszną prawdę i sami ją powtarzamy jako jedyną właściwą. Poddając się temu, jako gatunek stworzony przez naturę coraz bardziej się od niej oddalamy.

Zatruwamy się i leczymy chemią, którą wciska się nam na każdym kroku. Gdy pytamy o skład serwowanych nam posiłków, uchodzimy za dziwaków, a podważając skuteczność zapisywanych leków – przestępców.

Ograniczeni w naszych decyzjach, pozwalamy myśleć za nas innym, żeby skutecznie wypełniać ich wolę. Dlatego coraz częściej postrzegamy własne życie jako cel, a niemal nigdy jako środek. Kształtując w sobie przeświadczenie o tym, że wartość naszego bytu jest uzależniona od posiadania, wciąż chcemy zdobywać.

Ostatnie zdarzenie w szpitalu uświadomiło mnie, że nie mam prawa postrzegać Niki, jak osoby, którą była w dawnym życiu. Jej pamięć i poczucie wartości było budowane przez ćwierć wieku doświadczeń, stopniowo budujących w niej przekonań, które zacząłem podważać po kilku poważniejszych rozmowach.

Jak mało kto powinienem umieć przewidzieć, czym to może się skończyć. Zanim zaakceptowałem swoją duchową stronę, minęły długie miesiące, odkąd ją odkryłem. Wciąż byłem jednak stęsknionym, kierującym się emocjami chłopakiem, który zwyczajnie pragnie tego, co podpowiada mu serce.

Całe zajście stawiało mnie w niekorzystnym położeniu. Próby kontaktu z Niką kończyły się odrzuconymi połączeniami. Narzucając się z wizytą, mogłem jeszcze pogorszyć sprawę, dlatego wróciłem do Warszawy i dałem nam trochę czasu na wstrzymanie.

Minęło kilka dni, gdy zdecydowałem się na kolejne podejście. Nie chciałem jednak dzwonić, dlatego postanowiłem ponownie odwiedzić ją w szpitalu. Udając się tam, dowiedziałem się, że została wypisana do domu.

Nie miałem pojęcia, gdzie jej szukać. Wiedziałem tylko, że mieszka gdzieś pod Sierpcem. Nie panikowałem w przekonaniu, że przecież jesteśmy sobie pisani. To utrzymywało mnie w nadziei, że w końcu odpowie, odbierze mój telefon albo sama się ze mną skontaktuje.

Myśląc o swojej trudnej sytuacji, doszedłem do wniosku, że nie mogłem jej uniknąć. Ukrywając prawdę, doprowadziłem do jej żalu i złości. Będąc wobec niej szczery od początku, z całą pewnością zraziłbym ją do siebie równie mocno. To trudne położenie pozwoliło mi zrozumieć, że czasem znajdujemy się w sytuacjach, w których nie ma dobrych wyjść.

Znajdując się w tak ciężkiej sytuacji, zrozumiałem, że znam kogoś, kto poznał ją w równym stopniu – Adę. Ona również chciała dobrze. Nie mogła powiedzieć mi prawdy, gdy z trudem przyjmowałem nawet jej ziarnko. Była przy mnie, gdy przeżywałem najtrudniejszy okres w życiu i pomagała mi zawsze, gdy potrzebowałem pomocy…

Uwierzyłem, że ona najlepiej pomoże mi wszystko poukładać. Kolejny raz mogła okazać się osobą, która swoim wsparciem wyprostuje moje zawirowane życie.

Nie było to łatwe, ale w końcu, przekonałem się do kontaktu. Zadzwoniłem do niej w weekend, wiedząc, że nie pracuje.

– Myślałam, że już nigdy się nie odezwiesz.

– Szczerze mówiąc, ja też.

– To, co się zmieniło?

– Już cię rozumiem.

– Chciałabym w to wierzyć…

– Wiem, jak musiało ci być trudno. Zdaję sobie sprawę, z jakiego powodu nie mówiłaś mi prawdy. Nie sądzę, żebym dawniej był gotowy na twoją szczerość.

– Nie sądzę, żebyś był na nią gotowy nawet teraz.

– Ada … co ty jeszcze ukrywasz?

– Spokojnie, nie jest tak źle.

– Spotkajmy się, proszę. Musimy porozmawiać osobiście, bardzo tego potrzebuję.

– A nie będziesz mnie zamęczał swoim żalem?

– Postaram się.

– W takim razie możemy nawet teraz. Gdzieś na mieście? U ciebie?

– A może u ciebie? U mnie byłaś chyba ze sto razy, a ja u ciebie nigdy…

– Nie złożyło się… W porządku.

Tuż po rozmowie udałem się na miejsce. Mimo swojego przełamania wciąż byłem podejrzliwy, bo osoba, której tak ufałem, bądź co bądź, okazała się kimś innym, niż sądziłem. Ciężko było przewidzieć, czym jeszcze mnie zaskoczy.

Mieszkała dość luksusowo, w nowoczesnym apartamentowcu w sercu Mokotowa. Sam lokal miał ze sto metrów kwadratowych.

– Cholera… Jak ty się tu mieścisz? – zapytałem ironicznie.

– Gdzieś musiałam upchnąć te wszystkie ubrania i kosmetyki.

– Widzę, że nie tylko to…

Zwróciłem uwagę na specyficzny wystrój mieszkania. Skórzane fotele, obrazy na ścianach i rzeźby. Jedna z nich wyjątkowo zwróciła moją uwagę. Był to spory kawał drewna z dwiema postaciami – mężczyzną i kobietą, opartymi o siebie plecami. Obie miały na ramionach dziwne okrągłe symbole.

– Gdzieś już je widziałem.

– Te postacie?

– Te znaki.

– A jak ci się podoba ta rzeźba?

– Szczerze?

– Wal…

– Rzeźba jak rzeźba.

– Nie podoba ci się?

– Raczej nie trzymałbym czegoś takiego w domu.

– To prezent od ciebie.

– Co? A… - zatkało mnie.

– Jest bardzo stara, sam ją stworzyłeś.

– Jakim cudem masz pamiątki z dawnych wcieleń.

– Robert, gdy zaczynasz posługiwać się pamięcią duchową w swoim ciele, czujesz się tak, jakbyś kontynuował dawne historie, przecież sam zdążyłeś się o tym przekonać. Czy tego chcesz, czy nie, w końcu odnajdujesz swój dawny dom…

– Co ona przedstawia? – wskazałem palcem na figurę.

– Dwa elohimy w ludzkich ciałach.

– Nas?

– Bystrzacha – uśmiechnęła się szeroko.

Musiałem zapalić. Ada zaparzyła nam kawę, a ja dumałem na tarasie. Gdy do mnie dołączyła, niespodziewanie poprosiła o poczęstowanie papierosem.

– Od kiedy palisz?

– Popalam.

– No proszę, kolejny sekret…

– Tego akurat nie musiałam jakoś specjalnie ukrywać, zdarza mi się od święta.

– No, a ile razy suszyłaś mi o to głowę?

– Fakt, że sama się truje, nie sprawia, że podoba mi się, jak robią to moi bliscy.

– To bardzo miłe, ale musisz przyznać, że daleko nam do bliskich, jeśli masz przede mną tyle tajemnic.

– Postanowiłam już, że będę mówić, o czym chcesz. Ostrzegam tylko, że nie wszystko może się podobać.

– Na dobrą sprawę, teraz chcę wiedzieć tylko jedno.

– Co takiego?

– Po co tu jesteśmy? Ojciec i Serafin przedstawiali mi różne wersje mojego celu. Chcę usłyszeć twoją… kogoś, kto tak jak ja, jest w tym miejscu.

– Tylko ty wiesz, jakie jest twoje przeznaczenie. Nawet jeśli tego nie pamiętasz, to możesz to odkryć głęboko w sobie. Rozwijasz się z każdym dniem. Wierzę, że już wkrótce uwolnisz swoje duchowe zasoby.

– W Nawii? Nie sądzę… Nie mam zamiaru tam na razie wracać.

– Dlaczego?

– Pomyśl, ile złego mi przyniosła. Przez krótką chwilę naiwnie wierzyłem, że udało mi się pozbyć Serafina, żeby dowiedzieć się od Niki, że prawdziwe starcie jest dopiero przede mną. Wiem, że to ważne, ale chcę na razie od tego odpocząć, znów poczuć się normalnie… Marzę tylko o tym, żeby ją odzyskać.

– I jak ci idzie?

– Źle. Kompletnie nie wiem, jak mam się zachowywać.

– Co, trudno wyznać prawdę komuś, kto nie jest na nią gotowy?

– No…

– A więc to zmobilizowało cię do kontaktu ze mną?

– Poniekąd. Sporo przy tym zrozumiałem.

– Mogłam się domyślić. Nie przejmuj się, znajdziecie w końcu sposób, żeby się do siebie zbliżyć, zawsze znajdujecie.

– Mam nadzieję, bo jak na razie nie chce ze mną rozmawiać.

– Daj jej trochę czasu i bądź dobrej myśli.

Skończyliśmy palić i wróciliśmy do mieszkania. Widok tej samej rzeźby w dalszym ciągu przykuwał mój wzrok.

– Nie odpowiedziałaś mi na pytanie…

– Jak to?

– Chciałem, żebyś powiedziała, po co tu jesteśmy. Skupiłaś się na mnie, a ty? Nie wmówisz mi, że i tego nie wiesz.

– Wiem…

– Jaki jest więc twój cel, Ado?

– Nie da się tego tak po prostu wyjaśnić.

– Nie kręć, proszę. Obiecałaś mi szczerość. Zrób to dla naszej przyjaźni i po prostu powiedz prawdę.

– Nie powiem… ale mogę ci pokazać.

Zaintrygowała mnie. Byłem przekonany, że wyciągnie za chwilę coś, co po raz kolejny zmieni moje wyobrażenia na jej temat.

Gdy tylko się zgodziłem, położyła rękę na moim ramieniu i ze spokojem poprosiła, żebym zamknął oczy.

Nieoczekiwanie poczułem siłę wciągającą mnie w miejsce, którego nie potrafiłem zidentyfikować. Nie była to ani Nawia, ani Jawa. Miejsce, w jakim się znalazłem, przypominało zwyczajny las, a mój stan sugerował, jakbym przeniósł się tam fizycznie. Był zmrok, ale wyraźnie widziałem w nim Adę.

– Co to za miejsce? – spytałem niepewnie. – Nie znam go…

– Nic dziwnego, to tylko projekcja. Kontrolując podświadomość, możemy tworzyć miejsca takie, jak to.

– Czyli gościsz mnie w swoim umyśle?

– Można tak powiedzieć – zaśmiała się. – Na obecnym etapie rozwoju duchowego możemy porozumiewać się ze sobą, nie używając słów, a tym samym obrazować sobie różne myśli.

– Coś jak wspólna medytacja…

– Tak.

– Rozumiem, że wszystko, co zobaczę, będzie twoim wytworem?

– Nie… to miejsce, które możesz odbierać po swojemu.

– Widzimy coś innego?

– Aż tak, to nie. Mam na myśli, że możesz zwrócić uwagę na coś, czego sama nie zauważę. Możesz zobaczyć więcej niż ja sama.

– Rozumiem. Co więc chcesz mi pokazać?

– Chcę, żebyśmy się przeszli. Chodź za mną.

Gdy się odwróciła, zauważyłem, że niesie na plecach jakąś torbę. Nie pytałem, co się w niej znajduje, zakładając, że zapewne ma to związek z tym, co niebawem ujrzę.

Wędrowaliśmy między drzewami, gdy zastanawiałem się, jak realistyczne jest to, co widzę. Mogłem dotknąć każdego drzewa, poczuć unoszący się wokół zapach lasu, usłyszeć przemieszczającą się w pobliżu zwierzynę. Jednocześnie było mi przy tym zimno, panował chłód charakterystyczny dla obecnej w rzeczywistości pory roku.

– Należało się spodziewać, że twoja świadomość jest tak zimna.

– Oj, marzniesz? Przepraszam, następnym razem zorganizuję ci jakiś termofor – odparła ironicznie.

– Mogłaś chociaż uprzedzić, że przygotowałaś mi lekcję survivalu.

– Nie marudź.

Dotarliśmy nad rzekę, gdy poprosiła mnie, żebym się uciszył. Wyjaśniło się, co niosła w torbie. Wyciągnęła z niej duży sportowy łuk.

– Będziesz teraz polować?

– Pójdziemy wzdłuż rzeki. Idź za mną i jeśli dasz radę, nie odzywaj się.

– No, tego bym nie przewidział.

Zrobiłem, jak kazała. Szliśmy tak przez kolejne kilkanaście minut, gdy w końcu się zatrzymała. Obserwowałem ją z uwagą.

Zamknęła oczy, jakby wysłuchiwała przyszłej ofiary.

– Czujesz? – wyszeptała.

– Co takiego?

– Skup się…

Zrozumiałem, że chodzi jej o energię, którą znalazła w pobliżu.

Wytężając zmysły, poczułem silną, nieznaną mi siłę. Nie należała jednak do nikogo innego niż do Ady. Ku mojemu zaskoczeniu emanowała mocą, którą mógłbym porównać do tej, którą poznałem w Nawii u Serafina.

Zdumiony otworzyłem oczy i ujrzałem przyjaciółkę w mroźno-niebieskim obłoku. Nie otwierając oczu, naprężyła łuk i pewnie wystrzeliła strzałę tuż nad moją głową w stronę korony pobliskich drzew.

Gdy rozchyliła powieki, zwróciła uwagę na mój wyraz twarzy.

– Zobaczyłeś zjawę? – uśmiechnęła się posępnie.

– Tak mi się wydaje…

– Nie przejmuj się, nie celowałam w ciebie.

– Mam nadzieję.

– Padł… chodźmy do niego.

Nie miałem pojęcia, co upolowała, szczerze mówiąc, niewiele mnie to interesowało, wobec tego, co właśnie poczułem i zobaczyłem.

Ada zaprowadziła mnie kilkadziesiąt metrów dalej, do miejsca, gdzie leżał duży martwy ptak, przebity jej strzałą.

– To sokół wędrowny.

– Cholera… ładny. Dlaczego go zabiłaś?

– To morderca, dlaczego nie zapytasz, ile istnień w ten sposób uratowałam?

– Bo to byłoby wybitnie głupie. Jestem przeciwnikiem takich polowań. Zwierzęta zabijają, żeby się najeść, a ty, jaki w tym masz cel?

– Podnieś go.

– Po co?

– No, podnieś…

– Dobra! Nie będę się kłócił, jesteś uzbrojona.

Chwytając martwe zwierzę, z łatwością wyczułem wydostającą się z niego siłę.

– Poznajesz?

– Tak…

– Zło rozwija się w najróżniejszych formach. Masz rację, sokół nie jest zły, ale w takich właśnie formach natura stwarza doskonałe warunki dla formowania mrocznej energii, która przeobraża się z czasem w niebezpieczną.

– Czyli jeśli jesteśmy w twojej świadomości, to zło istnieje też w tobie?

– Istnieje w każdym. To, co zobaczyłeś, miało tylko otworzyć ci oczy. Zdaje się, że stałeś niedawno przed dylematem, czy pomagać innym przez czynienie dobra, czy wykorzystując swoją siłę do zwalczania zła. Ja jestem po tej drugiej stronie, nawet jeśli jest to proces zachodzący we mnie samej.

– Kiedy to odkryłaś? Chyba, nie powiesz, że przez ten cały czas trzymałaś to przede mną w tajemnicy?

– Co konkretnie?

– Swoją duchową świadomość.

– Twój kryzys, pomógł mi w jej odzyskaniu. Opowiadając o Nawii, w coraz większym stopniu rozbudzałeś we mnie wspomnienia, które ostatecznie mnie do niej poprowadziły. Dzięki temu teraz jestem sobą.

To wiele wyjaśniało. Byliśmy blisko od lat i pomogliśmy sobie nawzajem w odnalezieniu swoich duchowych dróg.

– Rozumiem, że trafiasz bardziej pasjonujących przeciwników, niż sokoły w swoich wyobrażeniach?

– Wśród nas istnieje wiele ciemnych bytów, wewnątrz i na zewnątrz. Mijasz na co dzień demony i poddającym się im ludzi, na których nie zwracasz uwagi. Ja już tego nie potrafię. Widzę ciemność, w najróżniejszych formach i nie mogę być wobec niej obojętna.

– Widziałem cię przed chwilą, zanim strzeliłaś… wyglądałaś…

– Jak zabójca?

– Tak, przerażająco.

– Nigdy ci się to nie podobało. Jesteś takim typem romantyka, który odwraca głowę, gdy coś nie jest ładne.

– Ada, nie denerwuj się. Po prostu ciężko mi za tym nadążyć, chociaż jeśli chcesz znać moje zdanie, to uważam, że można lepiej wykorzystywać nasze umiejętności.

– Ledwo je odkryłeś i robisz z siebie eksperta – burknęła.

– Zdaje się, że szybciej od ciebie.

– Nie zmienia to faktu, że nie wiesz o sobie prawie niczego!

Nie widziałem jeszcze jej takiej. Irytując się moimi słowami, zdradzała silne pobudzenie. Reagowała tak żywiołowo, jakby wstąpił w nią jakiś duch łowcy.

– Ta rozmowa przestaje mi się podobać.

– Myślisz, że tak łatwo możesz sobie mnie oceniać… Brak szczerości odebrałeś jako zdradę, a prawda nie zawsze jest tak oczywista, jak się wydaje. W swoim istnieniu od zawsze byłam zmuszona do podejmowania trudnych, nie raz okrutnych decyzji. Tobie było łatwiej, bo zwykle od nich uciekałeś.

– Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym świadomie zrobił komuś krzywdę, nawet jeśli byłby zły.

– Ciekawe… może się przekonasz? – wyciągnęła w moją stronę czerwoną od zimna dłoń.

Chwyciła mnie mocno i odwróciła. Razem z tym ujrzałem zmieniający się obraz. Wciąż byliśmy w lesie, jednak w zupełnie innym miejscu.

– Gdzie znów mnie zabrałaś?

– Nie tylko ty masz wizje. To jest jedna z moich, dotycząca ciebie. Masz odwagę zobaczyć swoją przyszłość? To patrz uważnie – kiwnęła głową, wskazując mi kierunek.

Kilkadziesiąt metrów od nas, zobaczyłem samego siebie. Dobrze znałem stan, w którym oglądałem się z zewnątrz. Tym razem to, co ujrzałem, przerosło moje wszelkie oczekiwania. Stałem przy jakimś ognisku… mierząc z broni w twarz młodego chłopaka. Szybko go rozpoznałem – był to Oskar, brat Moniki, którego poznałem kilka tygodni temu w szpitalu.

Spanikowałem i odwróciłem się w drugą stronę, nie chciałem poznać prawdy.

– No tak… odwracasz głowę, gdy coś ci się nie podoba.

– Patrz! – próbowała skierować mnie w stronę ogniska.

– Nie! – odepchnąłem ją.

Tuż po tym powróciłem do świadomości, znów znajdowałem się w mieszkaniu Ady. Wyglądała na rozczarowaną moim zachowaniem.

– Co to do cholery było?! – nie kryłem przerażenia.

– Twoja przyszłość…

– To nie może być prawda. Dlaczego miałbym chcieć go zabić? Znam go, to przecież dobry chłopak.

– Już wiesz, że doczekasz chwili, gdy nie będzie możliwe dalsze uciekanie.

– Ale dlaczego on? Dlaczego miałbym to zrobić bratu Niki?

– A to teraz jej rodzina też ma być święta? Nie bądź śmieszny. Zachowujesz się tak, jakbyś wręcz czcił wszystko, co jest z nią związane. Wiecznie tylko ona. Skup się czasem też na czymś innym.

– Wiedziałem! Mimo że chciałaś ją poznać, w głębi ducha czułem, że to się nie uda. Mam wrażenie, że odkąd o niej usłyszałaś, masz z nią jakiś problem.

– Masz rację, teraz to widzę. Gdy byłam jeszcze zamknięta, nie doceniałam jej roli ukrytej pod tą ostatnią nieśmiałą i nieporadną wersją.

– I to jest taki kłopot?

– Tak… Nie mamy raczej możliwości się zaprzyjaźnić.

– Dlaczego?

– Jesteśmy z różnych biegunów. To przez nią jesteś taki, to ona sprawia, że szukasz wyłącznie delikatności… Dla ciebie ona niesie życie, a ja śmierć. Rozpala i ogrzewa, gdy ja gaszę i ochładzam. Straciłeś dla niej głowę dawno temu, a prawda jest taka, że w jej kolorowym świecie nigdy nie było miejsca dla mnie, wkrótce sam się przekonasz.

Nie rozumiałem, o czym mówi. Ten wieczór był dla mnie tak zaskakujący, że nie wiedziałem, co w ogóle jest możliwe do wyjaśnienia. Ada wyraźnie kierowała się emocjami, potwierdzając przy tym, że nie znam jej zbyt dobrze.

Dawniej była dobrą przyjaciółką, jednak najwyraźniej odnajdując siebie, wkroczyła w inny obszar świadomości, który sprawiał, że stała się dla mnie niemożliwa do odczytania.

Trudne wyjaśnienia

Chociaż istnieją różne wizje szczęścia, wszyscy dążą do tej samej wewnętrznej harmonii. Niezależnie od tego, czy jest ona duchowym oczyszczeniem, samorealizacją czy emocjonalnym porządkiem, zawsze określa nadrzędny cel życia.

Mimo że mogłoby się wydawać, że stan duchowy jest niezależny od świata fizycznego, ten nieustannie wpływa na to, co czujemy.

Nie jest więc możliwe odnalezienie w sobie spokoju, gdy przy tym dręczą wyrzuty sumienia. Nie da się wtedy zwyczajnie zaakceptować bieżących zdarzeń, a to z kolei rodzi szereg obaw przed nadchodzącymi.

Wszelkie lęki i trudności, z jakimi na co dzień się mierzymy, powodują, że nie umiemy żyć w zgodzie z sobą, a każdy problem wywołuje kilka kolejnych. Właśnie z tego powodu, gdy unikamy przeszkód, we własnej duchowej wędrówce zbaczamy z właściwej ścieżki i błądzimy gdzieś przy niej.

Mimo naszych prób i starań prędzej czy później dociera jednak do nas, że jedynym sposobem, aby pójść naprzód, jest stawianie czoła temu, co nas męczy.

Nawet jeśli kompletnie się zagubimy, nigdy nie jest zbyt późno na zmianę kursu. Szczere i dobre wartości zawsze wskazują nam odpowiedni szlak, który uwalnia od ograniczeń i prowadzi do spełnienia.

Wizja Ady ukazała mi przerażającą przyszłość. Ujrzałem w niej siebie w stanie, który kompletnie nie odpowiadał moim nadrzędnym wartościom. Byłem o krok od skrzywdzenia człowieka, którego ledwo zdążyłem poznać.

Nie zamierzałem go unikać, bo mógłbym w ten sposób uśpić swoją czujność. Jedynym słusznym wyjściem było stawienie czoła tej sytuacji. Czym szybciej musiałem nawiązać kontakt z Niką i dowiedzieć się, co może być możliwą przyczyną tak dramatycznego zdarzenia.

Kolejne próby dodzwonienia okazały się nieskuteczne. Nie zapowiadało się, żeby dobrze znosiła informacje, które ode mnie uzyskała. Nie zastanawiając się dłużej, postanowiłem poszukać jej adresu tam, gdzie ją widziałem ostatnio – udałem się do szpitala.

Jeszcze przed tym zadzwoniłem do zaprzyjaźnionej pielęgniarki Barbary, upewniając się, że zastanę ją na miejscu. Gdy tylko ją zobaczyłem, przeszedłem do konkretów.

– Pani Basiu, będę wobec pani szczery, muszę ustalić, gdzie mieszka Monika.

– A ja mam tak po prostu podać jej adres?

– Byłoby miło.

– Dobrze pan wie, że nie mogę.

Owszem, wiedziałem i nie spodziewałem się, że mi go zdradzi. Chciałem wydobyć go w inny sposób. Wcześniejsza rozmowa miała jedynie ukierunkować jej myśli tak, żebym nie musiał błądzić w jej świadomości.

Udając, że godzę się z jej słowami, podałem jej dłoń, co pozwoliło mi rozpocząć dobrze mi znaną podróż. Nie znalazłem poszukiwanych informacji w jej wspomnieniach, więc spróbowałem czegoś, co udało mi się już wcześniej.

Wybiegając w przyszłość, widziałem zdarzenia z udziałem zarówno jej, jak i siebie. Był to moment, w którym mogłem zweryfikować, jak moje zachowanie wpłynie na przyszłość. Widząc, że jest inaczej, niż chciałem, ponownie wracałem do naszego spotkania i sprawdzałem skutki kolejnych prób.