Na przekór panu Kane'owi - Rosa Lucas - ebook + audiobook
BESTSELLER

Na przekór panu Kane'owi ebook i audiobook

Rosa Lucas

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

77 osób interesuje się tą książką

Opis

Elly postanowiła spędzić lato na wyspie Mykonos, dorabiając sobie w jednym z miejscowych barów. Szybko okazało się, że dziewczyna nie ma w sobie krzty smykałki do kelnerowania. Jednak wszystko zrewanżował pewien śledzący ją gorącym wzrokiem przystojniak.

Dziewczyna postanowiła, że na tych wakacjach zaszaleje, a gdy wróci do Londynu, gdzie rozpocznie staż w elitarnej firmie prawniczej, będzie żyła rozsądniej. Ale teraz ma wakacje i czas na szaleństwo. A niewątpliwym szaleństwem okazała się niezobowiązująca znajomość z pewnym facetem. 

Kiedy lato dobiega końca, Elly wraca do Londynu. Ku jej zaskoczeniu i przerażeniu w firmie spotyka mężczyznę z wakacji. Tym razem ubranego w drogi garnitur. 

Jedno spojrzenie w jego oczy uświadamia Elly, że jej szef dobrze pamięta, kim ona jest. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                  Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 19 min

Lektor: Kim Sayar; Adrian Rozenek

Oceny
4,5 (691 ocen)
439
160
71
18
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paula010161

Z braku laku…

Bohater totalnie niezdecydowany. Tak jakby autorka nie wiedziała czy ma być fajnym gościem czy macho. Po za tym, druga część skopana przez tłumaczenie tak jak pierwsza. Nie czytało mi się tego płynnie. Niektóre sformułowania brzmiały dziwnie.
50
GypsyGirlRecenzuje

Nie oderwiesz się od lektury

#reklama Dziś chciałabym was zaprosić na moją przedpremierową opinię na temat książki Na przekór Panu Kane'owi od Rosa Lucas i Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne. Czyżby nastała moda na romanse biurowe? Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mnie to cieszy. Dobry romans biurowy nie jest zły. A Rosa Lucas potrafi w romanse. Potrafi w fajnych bohaterów i wciągającą akcję. Zaraz się przekonacie co tam takiego fajnego. No to jedziemy z tym koksem. Elly postanowiła spędzić lato na wyspie Mykonos, dorabiając sobie w jednym z miejscowych barów. Szybko okazało się, że dziewczyna nie ma w sobie krzty smykałki do kelnerowania. Jednak wszystko zrewanżował pewien śledzący ją gorącym wzrokiem przystojniak. Dziewczyna postanowiła, że na tych wakacjach zaszaleje, a gdy wróci do Londynu, gdzie rozpocznie staż w elitarnej firmie prawniczej, będzie żyła rozsądniej. Ale teraz ma wakacje i czas na szaleństwo. A niewątpliwym szaleństwem okazała się niezobowiązująca znajomość z pewnym facetem. Kiedy lato dobi...
20
Oszka84

Dobrze spędzony czas

Cslkiem przyjemna kolejna z części. Autorka ma lekki styl i jej książki to dobra, lekka rozrywka, w sam raz na odstresowanie. W tej części również mocno zarysowane są różnice klasowe/ ekonomiczne miedzy bohaterami, co nie jest moim ulubionym elementem. Poza tym mamy tu Tristana z niemalym bagażem osobistych doświadczeń i młodą prawniczkę szukającą swojego miejsca. Generalnie nieskomplikowana historia, ale dobrze się czyta i kończy oczywiście happy endem.
10
Karolajna0906

Dobrze spędzony czas

uwielbiam tą 3 🥰 czekam na Jacka ...
00
agusia3126

Całkiem niezła

MILO SPĘDZIŁAM CZAS. CIEKAWA KSIĄŻKA.
00

Popularność




Tytuł oryginału

Resisting Mr. Kane

Copyright © 2022 by Rosa Lucas

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Hanna Kwaśna

Edyta Giersz

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-382-5

ROZDZIAŁ 1

ELLY

– Co on mówi? – szepcze Megan, gdy nasz mierzący półtora metra, pochodzący z Grecji szef, beszta nas w połowie po angielsku, w połowie po grecku. – Zamierza nas zwolnić czy co?

Słucham uważnie. Nie mówię płynnie w jego ojczystym języku, ale znam grecki wystarczająco dobrze, by prowadzić przyzwoitą rozmowę.

– θα σου χέσω το γάιδαρο!

– Dosłowne tłumaczenie to: „Nasram na twojego osła” – wyjaśniam przez zaciśnięte zęby. – Grecy mówią tak, kiedy są wkurzeni.

Tak to już jest z językiem greckim i angielskim: nie używaj translatora, gdy chcesz zrozumieć wściekłego Greka. Ich slangowe zwroty nigdy nie zostaną dobrze przetłumaczone i mogą wywołać spore zamieszanie.

– Wy dwie robić mi duży ból głowy. – Trochę na mnie pluje, kiedy mówi, a ja to przyjmuję. Dimitris ma niezłe znajomości. Nie mam na myśli mafii, tylko to, że jest właścicielem wszystkich firm na wyspie, zwłaszcza jeśli chodzi o prace tymczasowe, gdy kasę dostajesz od razu. Nie możemy go wkurzać.

Megan i ja spędzamy lato na wakacjach w pracy na idyllicznej Mykonos, znanej również jako najlepsza z greckich wysp do imprezowania. Przyjeżdżając tutaj, byłyśmy przekonane, że zarobimy setki na napiwkach.

Rzeczywistość jest taka, że każdy chce kawałka raju, a wyspa jest nasycona rojami zahartowanych turystów z Australii oraz Nowej Zelandii – ludźmi, którzy wiedzą, jak działa ten biznes. Nigdy nie próbuj konkurować z australijskimi turystami. Większość z nich podróżuje po świecie, odkąd była w łonie matki. Mają znajomości we wszystkich kawiarniach, hostelach i barach na wyspie, co pozwala im wbić się na topowe koncerty, podczas gdy dla nas, spalonych brytyjskich turystek z plecakami, zostają tylko resztki.

Jedyną opcją, jaką miałyśmy, była praca dla Dimitrisa, co wiązało się z zarabianiem marnych dwóch euro prowizji za każdy sprzedany bilet na łódź. Dziś nie uzbierałyśmy nawet tyle, by kupić worek ziemniaków.

– Więc zamiast ta praca wy chcecie czyścić rury od kup na jachtach?! – krzyczy Dimitris, gestykulując dziko. Zakładam, że jego pytanie jest retoryczne. – Wy złamać mi serce. Patrzcie!

Wyrywa mi tabliczkę. Moją rolą jest trzymanie jej i wabienie turystów na przeciętną, zbyt drogą wycieczkę łodzią. Opanowałam trzymanie tabliczki, ale nie radzę sobie z niczym innym. Mężczyzna agresywnie rzuca się na liczne grupy ludzi spacerujących promenadą nad Morzem Śródziemnym.

Potem ich zauważa.

Idealną zdobycz.

Są w wieku pięćdziesięciu, może sześćdziesięciu lat. Niewinnie wyglądająca para ciągnąca bagaże na kółkach, idąca prosto w jego pułapkę. Nie mają żadnych szans.

Macha do nich tabliczką jak bronią. Później następuje twarda sprzedaż. Jaskinie? Nie ma problemu. Plaże nudystów? Nie ma problemu. Zaginione miasta znalezione pod powierzchnią morza? Żaden problem. To skrzyżowanie ekstrawagancji dzikiej przyrody z luksusową linią wycieczkową.

Para zostaje wciągnięta po trapie, protestując na próżno, a Dimitris podąża za nimi. Wrzuca ich bagaże na łódź, przypieczętowując ich los.

– Wyglądali, jakby byli w drodze na lotnisko. – Wzdrygam się, gdy mężczyzna spogląda na nas. – Nie mogę tego zrobić. Nie ma szans.

– To chyba koniec naszej kariery w sprzedaży.

Nie wiemy, jakie mamy plany na przyszłość. Właśnie ukończyłam prawo i kryminologię na Uniwersytecie Swansea w Walii, a Megan jest stylistką w salonie fryzjerskim. Jeśli udało mi się zdobyć wystarczająco dobre oceny, będę ubiegała się o staż w jednej z elitarnych londyńskich kancelarii prawnych. Wyniki będą za dwanaście dni. Eh.

Na razie zajmujemy się tym, co tu i teraz.

– Ta praca dzisiaj wieczorem nie jest oparta wyłącznie na prowizji, prawda? – Patrzę podejrzliwie na przyjaciółkę. Najwyraźniej załatwiła nam wymarzoną pracę dla turystów od faceta, którego poznała na plaży. – Ekskluzywny bar z drinkami, zgadza się?

– Tak. – Uśmiecha się nieprzekonująco. – Bardzo ekskluzywny.

– Nigdy wcześniej nie przygotowywałam drinków.

– Nie martw się, nauczysz się. Musisz tylko uczyć się w pracy i uśmiechać do klientów – motywuje.

– Jeśli ktoś inny każe mi się, kurwa, uśmiechać, to go walnę. – Macham od niechcenia tabliczką w kierunku rodziny, która mnie ignoruje. – W co mam się ubrać? Nie mam nic odpowiedniego do pracy w ekskluzywnym barze z drinkami.

Megan wchodzi w drogę pewnej parze, co sprawia, że muszą przestać trzymać się za ręce. Nieudolnie jej to wyszło, bo mimo wszystko ją mijają, a ona wraca na miejsce obok mnie.

– Nie martw się, mamy uniformy. O mój Boże! – Uderza mnie. – Ta para zawraca, idą tu.

Ustawiamy się na pozycjach, trzymając w rękach broszury.

– Teraz twoja kolej – komunikuje.

– W porządku – mruczę i rozpoczynam nijaką prezentację sprzedażową dla pary.

Jestem o kilka niesprzedanych biletów na łódź od zwolnienia nas z pracy. Nie potrafiłabym sprzedać whisky alkoholikowi.

***

Megan cofa swoje słowa pięć godzin później.

– Bounce? – Wpatruję się w neon nad barem. – Czy na pewno dobrze trafiłyśmy?

Na chodniku przed lokalem leży dwóch facetów. Jeden z nich zwija się obok wyrzuconego kebaba, a jego kolega próbuje zapalić papierosa. Jest dopiero dziewiętnasta trzydzieści, na litość boską.

– W środku jest pewnie o wiele lepiej. – Śmieje się Megan, ale jej pewność siebie trochę ulatuje.

Obserwuję zewnętrzną klientelę zaangażowaną w pijackie rytuały godowe i mogę zagwarantować, że przyjaciółka się myli. W zasięgu wzroku nie ma ani jednego miejscowego. Mijałam wiele eleganckich, ekskluzywnych barów na wyspie, a ten z pewnością nie jest jednym z nich.

– Niezłe cycki, kochana! – krzyczy jakiś palacz do Megan, a ona pokazuje mu środkowy palec.

– Nie ma mowy. Wolę spędzić noc, siedząc w publicznej toalecie. – Odwracam się na pięcie, ale ona łapie mnie za ramię.

– Daj spokój! Facet powiedział, że będziemy zgarniać niezłą kasę – namawia mnie. – Możemy popracować jedną noc, a jeśli nam się nie spodoba, już tu nie wrócimy.

– Wszyscy tak mówią – jęknęłam. – Dimitris praktycznie wmówił nam, że będziemy milionerkami.

Megan robi tę swoją nadąsaną minkę, która niestety na mnie działa.

– Zobaczmy, jak to wygląda od środka – zachęca.

Niechętnie podążam za nią, gdy podchodzi do bramkarza.

– Yiasoo1. – Uśmiecha się, a on nie odwzajemnia gestu. – Miałam pytać o Jonasa.

Mężczyzna chrząka, po czym kiwa głową w stronę drzwi.

– W środku. Lewy narożnik.

Wciskamy się do oświetlonego neonami baru, gdzie dziesiątki pijanych nastolatków rywalizują o nagrodę dla największego palanta na wyspie.

– Nie ma szans – syczę, ale Megan nie słyszy mnie przez dudniącą muzykę house.

Przedzieramy się przez pijany tłum na drugą stronę baru.

Grek ubrany w biały top z głębokim dekoltem w kształcie litery V, odsłaniający większość jego klatki piersiowej, kusi nas. To musi być Jonas.

– Czy to was przysłał Nikos?

– Yiasoo. – To jedyne słowo po grecku, które zna moja przyjaciółka. – Jestem Megan, a to jest Elly.

Chrząka i ocenia nasze atuty.

– Dzisiaj macie okres próbny. Będziecie dobre, dostaniecie tę pracę. – Wskazuje głową w stronę drzwi. – Idźcie tam się przebrać. Mundurki odwieście. Wróćcie, to wyjaśnię wam zasady.

Zerkam pospiesznie na pracowników i widzę, że barmanów obowiązuje dress code.

– Myślę, że zaszła pomyłka – wyjaśniam mu stanowczo. – Nie mam na sobie bikini.

Ten facet chyba do reszty zwariował, jeśli sądzi, że uda mu się wcisnąć mnie w te czerwone szorty i żółtą górę od bikini. Prędzej piekło zamarznie.

Obok nas przechodzi dobrze obdarzona barmanka. Staje na drodze świateł stroboskopowych, dzięki czemu dostrzegam pełny zarys sutków przez bikini. Nawet na plaży nie byłam tak odsłonięta.

Jonas śmieje mi się w twarz.

– Chcesz tu pracować, to noś bikini, paniusiu. Żadnych negocjacji.

– Nie ma takiej kasy, która zmusiłaby mnie do noszenia takiego bikini – odpowiadam z oburzeniem. Co za tupet. – Nie, dziękuję.

Znowu się śmieje.

– Każdy ma swoją cenę, pani. To zależy od ciebie, nie mam całej nocy. Próba. Dwie godziny. Jeśli chcesz zarobić sto pięćdziesiąt euro za noc, pospiesz się i przebierz.

Że co?Ile? Na stoisku z wycieczkami łodzią zarabiałyśmy maksymalnie dwadzieścia euro dziennie.

Może mam jakąś cenę. Jeżeli popracujemy tu przez tydzień, wystarczy nam na wycieczkę po wyspach. Jak źle może być? Przyglądam mu się podejrzliwie.

– Co musimy zrobić za sto pięćdziesiąt euro?

Uśmiecha się, widząc, jak szybko porzucam swoją moralność.

– Podawać drinki, rozmawiać z klientami. Pracowałaś wcześniej w barze, zgadza się?

Zeszłego lata pracowałam w wiejskim lokalu The Wee Donkey. Najwymyślniejszym drinkiem, jaki serwowałam, był jack z colą. Czy to się liczy?

Za ladą barman błyskawicznie stawia na blacie osiem kieliszków. Podrzuca dwie butelki w powietrze, a następnie jednocześnie nalewa wszystkie shoty i podpala je.

Nie jestem pewna, czy umiejętności zdobyte w The Wee Donkey mogą się z tym równać.

– Wiesz, jak się uśmiechać, kochanie?

Wyszczerzam zęby, wyginając wargi do góry. „Uśmiech za pensję” – tak nazywa się ta gra.

Mierzy nas spojrzeniem.

– Ty. – Wskazuje Megan, nasz największy atut. – Ty zaczynasz za barem. A ty – mruczy pod nosem po grecku coś, co brzmi podejrzanie. Wyłapuję jedynie słowa: usta i nogi. – Zaczniesz z przodu klubu, będziesz przyciągać ludzi.

Chce mnie wystawić na zewnątrz, żebym przyciągała tłumy? To Megan w pierwszej kolejności powinna być tam zaprezentowana. Flirtowanie to jej mocna strona. Przez dekadę obserwowałam, jak doskonali umiejętności, i przyznaję, że jest w tym najlepsza. Jest zaklinaczką kutasów.

– Na czym to polega? – pytam. – Czy dostanę jakąś tabliczkę? Znak promocyjny?

– Tak. – Mężczyzna wskazuje moje piersi. – To są twoje znaki promocyjne. Zrób wszystko, co konieczne, aby przyciągnąć tłum do baru. Potem to od personelu zależy, czy ich zatrzymają. Wróć tu za pięć minut, w przeciwnym razie przestań marnować mój czas. Twój okres próbny się rozpoczął, więc tracisz pieniądze z minuty na minutę.

***

– To upokarzające, Megan – zawodzę.

Stoimy przed lustrem. Niestety nie widzę dolnej połowy swojego ciała, ale czuję powiew powietrza wokół pośladków, gdzie w moich spodenkach z lycry utworzył się półksiężyc. Obciągam szorty, by trochę bardziej się zakryć, lecz wtedy na górze pojawia się pęknięcie hydraulika. Niewiele tu zdziałam.

– Nudyści noszą więcej ubrań niż to coś – marudzę.

Megan odwraca się do mnie. Wygląda jak dziwka. Nie mieli już czerwonych szortów w jej rozmiarze, więc nad lycrą wisi miniaturowy, o dwa rozmiary za mały top odsłaniający brzuch.

– Nikt tu nie nosi typowych ubrań, dzięki czemu pasujemy do siebie. Przestań zachowywać się jak cnotka – beszta mnie.

Kiedy tak stoimy obok siebie, z pewnością nikt nie pomyślałby, że jesteśmy siostrami. Mam pulchne nogi oraz ramiona, bardziej przypominam strusia niż modelkę Victoria’s Secret, podczas gdy Megan jest niska, ma seksowne krągłości i ogniście rude włosy. Z moimi ciemnymi włosami i wysokimi kośćmi policzkowymi, odziedziczonymi po chorwackiej matce, ludzie z wyspy czasami biorą mnie za rodowitą mieszkankę.

U mnie stanik bikini zakrywa więcej ciała niż u Megan. Noszę miseczkę B, ale przy Megan wyglądam na płaską. Pewien facet miał kiedyś czelność porównać mnie do dwóch tic taców na desce do prasowania, i to gdy byłam w ubraniu.

– Gotowa? – pyta Megan, przeglądając się w lustrze.

– Gotowa jak nigdy – ironizuję.

Bierze mnie za rękę, po czym wypycha z przebieralni.

Gdy idziemy do Jonasa, zauważam, że zainteresowanie nami wzrosło o jakieś miliard procent po tym, jak zmieniłyśmy strój. Nikt nie patrzy powyżej szyi. Teraz jestem tylko bezgłowym ciałem z cyckami zakrytymi jaskrawożółtymi trójkącikami.

Jonas kiwa głową z aprobatą, daje nam instrukcje, a następnie wręcza mi tacę z zielonymi szotami. Razem z moimi piersiami mają stanowić niezłą przynętę.

– Do zobaczenia później – szepczę do Megan, czując potrzebę odezwania się do niej. – Powodzenia.

Ściska moją dłoń.

Biorę głęboki wdech i wychodzę na ulicę. Chodzę tam i z powrotem po deptaku, a naciągacze tacy jak ja rywalizują o zwabienie pijanych turystów do barów. To dzielnica czerwonych latarni dla barowych naciągaczy. Potrzeba tu występu na miarę Oscara.

Moja taca z przynętą ledwo unika zrzucenia przez dwóch awanturujących się chłopców.

– Uważaj, głąbie – syczę do jednego z nich, gdy wpada na mnie.

Obok mnie rozlega się głębokie stęknięcie. Odwracam się z przerażeniem w tamtą stronę i widzę, że rozlałam lepki alkohol na koszulkę jakiegoś faceta. Jest wysoki i ma szerokie ramiona, a na sobie białą koszulkę, która ładnie układa się na mięśniach we właściwych miejscach. Przez mokrą koszulkę mogę zobaczyć dosłownie wszystko. Ku swojemu przerażeniu dostrzegam, że materiał na umięśnionej klatce piersiowej jest teraz pokryty neonową zielenią. Czapka z daszkiem zasłania twarz mężczyzny. Nie mogę przestać się zastanawiać, jak czułby się na moim miejscu, próbując usunąć bałagan, którego narobiłam.

– Tak mi przykro, proszę pana!

Mój wzrok wędruje w górę od jego klatki piersiowej, aż napotykam przeszywające niebieskoszare oczy utkwione we mnie. Jest zirytowany.

Och. Wow. Oddech więźnie mi w gardle.

A więc tak wygląda zabójcza piękność. Jest starszy ode mnie – może po trzydziestce, maksymalnie w wieku czterdziestu lat. Ma szerokie barki oraz naturalną, masywną sylwetkę. Nie należy do tych napakowanych na siłowni. Ale to jego twarz mnie kręci: ostro zarysowana szczęka, mocny, rzymski nos, wysokie kości policzkowe, wydatny podbródek. Nie wspominając o najpiękniejszych ciemnych brwiach widniejących nad jego magnetyzującymi oczami.

Ja pierdolę.

Współczesny Adonis. Dzięki, greccy bogowie.

– Naprawdę mi p-przykro – jąkam się, zupełnie zaskoczona nagłą niezdolnością do mówienia.

– Nic się nie stało – odpiera głębokim barytonem, w którym pobrzmiewa frustracja. Naprawdę głębokim. Całkowicie seksowna brytyjska chrypka. To angielski akcent, ale nie potrafię rozpoznać, z jakiego regionu.

Jonas obserwuje nas zza drzwi.

– Twoja szansa przepadnie, jeśli nie przyprowadzisz kogoś do baru w ciągu dziesięciu minut! – krzyczy do mnie po grecku.

Śmiejąc się histerycznie, jakby Jonas właśnie zażartował, odwracam się z powrotem do gorącego gbura, który obserwuje mnie, jak gdybym miała jakąś zarazę.

– Proszę, tylko nie mów mu, że wylałam na ciebie drinka. To mój pierwszy dzień pracy w tym miejscu – bełkoczę, niszcząc sobie szansę na podryw. – Moja przyjaciółka i ja mamy dzisiaj dzień próbny i serio potrzebujemy tej pracy.

– W porządku, wybacz – mówi beznamiętnie, odsuwając się ode mnie.

W duchu przeklinam siebie za to, że wpadłam na najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziałam, w tak upokarzającej sytuacji.

– Czekaj! – Chwytam go za przedramię, by powstrzymać go przed ucieczką. Jest ciepłe, lekko owłosione i solidnie umięśnione. To zdecydowanie są mięśnie, które mogłyby cię podnieść i przerzucić przez ramię przy niewielkim wysiłku. – Nie odchodź. Wejdź do baru – błagam.

Mocno ściskając przedramię Adonisa, krzyczę po grecku do Jonasa:

– W porządku, nie musisz mnie pilnować! Ten facet przyszedł kupić mnóstwo drinków!

Adonis patrzy na mnie zdumiony.

– Co mu powiedziałaś? – pyta.

Wyrzuciłam z siebie łagodniejszą wersję prawdy.

– Powiedziałam, że wyraziłeś zainteresowanie wejściem do środka – informuję.

– Nie wyraziłem – mruczy, odrywając moją dłoń od swojego muskularnego przedramienia.

Misja nie została wykonana.

Rzucam mu swój najlepszy uśmiech, którego używam w tej pracy.

– To najbardziej ekskluzywny bar w mieście! Mamy tu niesamowite drinki. Panuje bardzo przyjazna atmosfera – zachęcam.

Spogląda na dwóch facetów, którzy „zachęcają” obok nas, a potem przenosi wzrok z powrotem na mnie, unosząc jedną ze swoich pięknych, gęstych brwi.

– Przepraszam, nie jestem w nastroju – odpowiada szorstko, odchodząc.

Jonas wciąż mi się przygląda, z błyskiem w oku, który mówi, że jestem blisko tego, by wylecieć. Zdesperowana robię krok do przodu, aby zablokować Adonisowi drogę, napierając na ścianę twardych mięśni.

– Proszę, proszę, proszę? – błagam po raz ostatni, ponieważ jestem o jednego Adonisa od zwolnienia. – Czy mógłbyś wejść do baru? Możesz wyjść po dwóch minutach… Wystarczy, że ktoś wejdzie do środka, a wykonam swoje zadanie. Może potrzebujesz skorzystać z toalety? Możesz pójść tutaj!

Wpatruje się we mnie niewzruszony.

– Błagasz mnie, żebym wszedł do tego baru? – Jego głos jest głęboki i lodowaty. Sprawia, że czuję się, jakbym była upominana. Podoba mi się to.

Wzruszam ramionami. Mam na sobie bikini i znajduję się na środku ulicy pełnej barowych naciągaczy. Czego się spodziewał?

Brzęczenie telefonu w kieszeni spodni odwraca jego uwagę ode mnie.

Cholera.

Ulicą idzie banda chłopaków. To jest klientela, do której powinnam celować, a nie starsi, pewni siebie, oszałamiająco przystojni faceci, którzy mają milion lepszych alternatyw.

– Nie rozumiem! – krzyczy Adonis do komórki, a jego brwi się marszczą. – Mów wolniej.

Brzmi na wściekłego. Ten głos sprawia, że zaczynam czuć pożądanie.

Adonis staje kilka metrów ode mnie i powtarza przez telefon. Mówi głośniej i wolniej. Wypowiada te same słowa, ale na różne sposoby. Mam wrażenie, że wyrzuca z siebie przypadkowe greckie słowa w nadziei, że coś dotrze do jego rozmówcy. Niektóre z nich wydają się zmyślone lub… wypowiadane po francusku? Tak, to zdecydowanie francuski.

W rezultacie facet po drugiej stronie również podnosi głos, staje się bardziej ożywiony, aż rozmowa zmienia się tylko w bezcelowe przekrzykiwanie się.

Dzięki temu mam szansę subtelnie mu się przyjrzeć. Zastanawiam się, czy jest wojskowym, czy żołnierzem Marines. A może instruktorem fitness? Jego zegarek sugeruje, że jest bogaty. Jedynym powodem, dla którego wiem, że to Cartier, jest to, że Dimitris sprzedaje podróbki obok swojego stoiska z łodziami. Zakładam, że zegarek Adonisa to prawdziwy rarytas, a nie podróbka po kosztach Dimitrisa.

Dostrzegam swoją szansę i wkraczam w jego przestrzeń.

– Potrzebujesz kogoś do tłumaczenia?

Jego nozdrza się rozszerzają.

– Nie – mówi, po czym milknie i obserwuje mnie uważnie. – Mówisz biegle po grecku?

– To jeden z języków, które znam – odpowiadam beznamiętnie.

Wiem, że ocenia mnie na podstawie żółtego bikini i czerwonych szortów. Do diabła, ja też bym to zrobiła. Uśmiecham się do niego słodko, myśląc pieprz się w czterech językach.

Widzę, że jego umysł pracuje na pełnych obrotach.

Te oczy. Prawo powinno zmusić go do noszenia ciemnych okularów, aby ludzkość mogła dalej funkcjonować.

– W porządku. – Kiwa głową. – Dziękuję, to bardzo miłe. – Adonis przełącza na głośnomówiący i słyszę, jak ktoś po drugiej stronie bełkocze po grecku.

– Przepraszam pana – wcinam się w tym samym języku. – Chwileczkę.

Wyłączam mikrofon w telefonie i spoglądam wyczekująco na swojego nowego towarzysza.

– Czy twoja łódź wymaga naprawy? – pytam Adonisa.

Na jego idealnych ustach pojawia się uśmiech.

– Jestem pod wrażeniem – komentuje.

Wzruszam ramionami.

– O co mam go zapytać?

– Powiedz mu, żeby jak najszybciej wysłał kogoś, kto sprawdzi układ chłodzenia. Silnik się przegrzewa, a ja muszę jutro wrócić do Aten – instruuje.

Tłumaczę facetowi przez komórkę, a potem słucham.

– Mówi, że nie może nikogo ściągnąć do środy po południu – wyjaśniam Adonisowi.

Za dwa dni.

Adonis przeklina pod nosem.

– Powiedz mu, że zapłacę, ile tylko trzeba – rzuca.

Informuję jego rozmówcę, że Adonis ma otwartą książeczkę czekową. Przez telefon słychać gwałtowne wciągnięcie powietrza.

Marszczę brwi, słuchając uważnie. Nie jestem przyzwyczajona do technicznych terminów żeglarskich w języku angielskim, nie wspominając o greckim.

– Potrzebuje części z Aten. Nie wiem, jak nazywa się ta część po angielsku. Mogę tylko powtórzyć ją po grecku.

– Poważnie? – Adonis przeczesuje ciemne, lekko falujące włosy palcami. – Powiedz mu, że musi to przyspieszyć, inaczej skorzystam z usług innej firmy. – Każde słowo wypowiada szorstkim, autorytatywnym tonem. Może jest wojskowym.

Czuję się tak, jakby mnie upominano, tak samo jak tego faceta od łodzi. Zastanawiam się, jak długo mogę przeciągać tę rozmowę.

– Spróbuję – tłumaczę, gdy mężczyzna po drugiej stronie zaczyna panikować.

Adonis mamrocze pod nosem coś niezrozumiałego i odbiera mi telefon. Kończy połączenie, zanim zdążę się pożegnać. Widocznie nie lubi pożegnań. Zanotowałam w pamięci, aby zapoznać się z zaburzeniami osobowości, które się z tym wiążą.

– Dziękuję. – Przez chwilę jego oczy wpatrują się we mnie uważnie. – Nie spodziewałem się walijskiego akcentu. Jesteś po części Greczynką?

Kręcę głową, zachwycona tym, że przejął inicjatywę w rozmowie.

– Nie. Moja mama jest Chorwatką, ale spędziła sporo czasu w Grecji, gdy była młodsza. Nauczyłam się od niej chorwackiego i greckiego. W Walii nie mam z kim rozmawiać po grecku, więc nie mówię płynnie. Ta podróż naprawdę to poprawiła – oznajmiam.

Jego brwi wędrują do góry.

– Trzy języki, imponujące – chwali.

– Cztery. – Uśmiecham się niewinnie. – W szkole uczymy się walijskiego. Pomogłam ci. Czy teraz mógłbyś się odwdzięczyć i pomóc mnie?

Patrzę, jak spogląda na neon, krzywi się, po czym odwraca do mnie.

– Wolałbym wbić sobie widelce w oczy.

Przytakuję, odsuwając się od niego. Dałam z siebie wszystko.

– Ale jestem dżentelmenem i byłoby niegrzecznie, gdybym nie pomógł damie, która wyświadczyła mi przysługę. – Wypuszcza powietrze, przyjmując porażkę, a ja odwracam głowę zszokowana. – Jeden drink. Tylko dlatego, że pomogłaś. Zakładam, że nie serwują mojej ulubionej szkockiej.

– Wątpię. – Uśmiecham się, zbliżając do niego. – Ale za półtora euro za kieliszek można się tak upić, że zapomina się, jak kiepskie jest to miejsce.

Jak Afrodyta, która ma Adonisa, wzywam go, by poszedł za mną.

– Cholera jasna – mówi, gdy wprowadzam go do baru, a nasze oczy przyzwyczajają się do intensywnych świateł stroboskopowych. Nie przejmuję się tym. – W środku jest gorzej, niż sobie wyobrażałem. To miejsce sprawia, że robi mi się niedobrze.

Nie myli się. Byłam w nim zaledwie czterdzieści minut temu i jest jeszcze gorzej, niż zapamiętałam.

Kiedy odwracam się, aby wyjść, zatrzymuje się, marszcząc brwi.

– Wracasz na zewnątrz?

– Na piętnaście minut. – Unoszę kąciki ust. – Potem zamieniam się z koleżanką. Baw się dobrze.

Ze mną, błagam cicho.

ROZDZIAŁ 2

ELLY

Odliczam minuty, aż nadejdzie moja kolej, by wrócić do środka. Od trzynastu minut obserwuję drzwi jak jastrząb, aby upewnić się, że Adonis nie uciekł. Nie wiem do końca, czego tak właściwie chcę, jednak jestem pewna, że pragnę, żeby ten facet jeszcze nie zniknął.

– Czas na zamianę. – Megan staje za mną z tacą świeżych shotów. – Jak ci poszło?

– Okropnie. – Krzywię się. – Powiedzmy, że nie jestem Pied Piperem wśród barowych zachęcaczy.

W jej oczach tańczy złośliwość.

– Ten ogier, którego udało ci się zaciągnąć do środka, siedzi przy barze i gapi się, jakbyśmy wydali na niego wyrok więzienia – mówi.

Uśmiecham się.

– Ale wciąż tu jest.

– Każda kobieta w barze drży. – Megan odwzajemnia uśmiech. – Nigdy nie myślałam, że dożyję tego dnia. Potrójna wygrana: ciało, twarz, głos.

– Och, rozmawiałaś z nim? – odpieram z lekką irytacją. Co jest śmieszne, bo nie mam do niego żadnych praw.

– Zapytałam go, czego chciałby się napić, a on powiedział, że chce piwo i whisky. Przysięgam, że poczułam ten głos aż w jelitach.

Przewracam oczami, ale doskonale wiem, o czym mówi.

Gdy wchodzę do lokalu, widzę go opartego o bar. Sączy piwo i patrzy w telefon. Megan się nie myliła. Wokół niego kobiety stosują wszelkie możliwe strategie, by je zauważył – takie jak stanie niepotrzebnie blisko, przypadkowe wpadanie na niego podczas tańca, śmianie się i głośne rozmowy, aby przyciągnąć jego uwagę.

Sztywna postawa mężczyzny mówi mi, że nie jest pod wrażeniem tego miejsca. Śmieję się sama do siebie. Naprawdę rzuca się w oczy.

Opieram się pokusie, by podejść bezpośrednio do niego. Priorytety – właśnie je muszę stawiać na pierwszym miejscu. Muszę zadbać o to, żeby otrzymać tę pracę.

– Moja kolej na stanie za barem! – krzyczę do faceta za ladą.

– Pospiesz się – warczy, pstrykając palcami.

Wbiegam za bar, gdzie facet odpowiedzialny za obsługę jest otoczony przez trzech innych, wyglądających na turystów.

– To jest skaner. Każdy drink ma kod kreskowy, widzisz? Zeskanuj kod kreskowy, a następnie otwórz kasę i zeskanuj go tutaj. Napoje bezalkoholowe kosztują jedno euro. Trzymaj się lewej części baru – instruuje mnie.

To wydaje się łatwe.

Patrzę na morze zniecierpliwionych ludzi, którzy jednocześnie wykrzykują zamówienia. Nie wiem, od czego zacząć.

Intensywnie niebieskie oczy na końcu baru są tymi, które mnie przyciągają. Mężczyzna kręci głową, krzywiąc się. Uśmiecham się, po czym wzdrygam i mówię bezgłośnie: „Przepraszam”.

Przyjmuję zamówienie na dziesięć kieliszków tequili od faceta, który krzyczał najgłośniej. To ten sam, który źle się czuł na zewnątrz. Zdenerwowana przeglądam alkohole, szukając tequili. Kolejna barmanka przemyka obok, niosąc pięć drinków, jakby miała kończyny ośmiornicy. Jakim cudem oni pracują z prędkością światła? Boże, to naprawdę jest coś rewelacyjnego, to prawdziwa sztuka.

– Ruszaj się, kochanie! – woła facet od tequili, pochylając się nad barem. Jest jednym z grupy chłopaków walących rękami w ladę jak w bębny.

Gubiąc się, przesuwam butelki, aż znajduję właściwą. Łokciem strącam kieliszek na podłogę. Nie nadaję się do tego. Niezdarnie nalewam tequilę, co sprawia, że więcej alkoholu trafia na bar niż do kieliszka.

W międzyczasie grupa chłopaków dyskutuje o moich piersiach, jakbym nie miała oczu ani uszu. Jednak w jakiś sposób czuję się dziesięć razy bardziej naga, gdy spoglądam na seksownego marudę w rogu lokalu. Facet od tequili chrząka, wręcza mi gotówkę i bierze tacę z shotami.

Spoglądam na Adonisa, który znudzony przegląda coś w telefonie. Cholera, wygląda na gotowego do ucieczki.

Moja twarz płonie, kiedy podchodzę do niego.

– Jak napój?

– Jak szczyny. – Wzdycha ciężko. – Myślałem, że piwo będzie bezpiecznym wyborem. Jednak się myliłem.

Przypadkowo wymyka mi się chichot.

Zachowuj się, kobieto!

– Doceniam odwagę i twoje poświęcenie. Jak masz na imię?

– Tristan – mówi po chwili.

Zerkam na jego palec serdeczny. Nie dostrzegam obrączki ani linii opalenizny. Może ma dziewczynę? Jak facet taki jak on mógłby nie być w związku?

– A ty? – odpiera swoim ochrypłym głosem.

– Elena.

Jego wyraz twarzy łagodnieje.

– Ładne imię. Pasuje do ciebie.

– Dziękuję. – Rumienię się. – Chcesz jeszcze jednego drinka?

Oczywiście, że nie.

Sztywnieje, a moment później bębni palcem o bar.

– Właśnie miałem wychodzić – oznajmia.

– Nie dziwię ci się. – Uśmiecham się, by ukryć rozczarowanie.

Mija długa chwila, podczas której wpatruje się we mnie tymi swoimi lodowatymi oczami, a jego usta zaciskają się w lekkim grymasie.

– Pieprzyć to – mówi. Jego głos jest szorstki. – Daj mi piwo i whisky.

– Już podaję! – odpowiadam, tłumiąc radosny okrzyk. – Zły dzień?

– Coś w tym stylu – przyznaje.

Chwytam za górną część pompy i pociągam ją w dół. Piwo wypływa strumieniami, wylatując z dyszy. Zdecydowanie robię to źle. Jego oczy rozszerzają się z przerażenia, gdy pompuję mocniej i bardziej gorączkowo.

Wciąga powietrze.

– To nie jest najlepszy sposób nalewania. – Sprawdzam grubą warstwę piany na piwie i się wzdrygam. – Mogę zacząć od nowa, jeśli chcesz. – Opieram się chęci powiedzenia mu, że to nie odzwierciedla tego, jak dobrze moje ręce radzą sobie z innymi czynnościami.

Jego oczy marszczą się lekko w kącikach.

– Nie przejmuj się. Nie jestem pewien, czy następny będzie lepszy. Bez urazy.

– To prawda. – Wybucham nerwowym śmiechem i podaję mu piwo, które bardziej przypomina cappuccino. – Jestem na wyspie od trzech tygodni, z moją przyjaciółką Megan, a mam już za sobą trzy prace. Nie nadaję się do hotelarstwa. W moim rodzinnym mieście pracowałam w księgarni.

– W księgarni? – Uśmiecha się lekko. – Nigdy bym nie zgadł. – Jego spojrzenie wędruje w dół mojego ciała, zatrzymuje się na piersiach, a potem przesuwa z powrotem w górę. – Przepraszam. Twój strój jest… Rozprasza mnie.

Przewracam oczami.

– Myślę, że taki był zamiar.

– Może muszę odwiedzić więcej księgarń.

Czy to był… wyraz zainteresowania? Trudno zrozumieć, co ma na myśli, gdy mówi o książkach.

– Nie chcę jednak zawsze pracować w księgarni. To było tylko po to, by jakoś ogarnąć życie na uniwersytecie – wyjaśniam, pochylając się bliżej, aby lepiej go słyszeć.

W jego oczach migocze nutka zainteresowania.

– Co studiujesz?

– Właśnie skończyłam studiować. Prawo z kryminologią. Teraz czekam na wyniki, a potem na uroczyste ukończenie studiów.

– Hę? – Jego przedramię muska moje, gdy podnosi szklankę z whisky. To był jedynie lekki dotyk, ale sprawił, że zaparło mi dech w piersi. – Chyba nie należy oceniać książki po okładce. Jesteś znającą kilka języków studentką prawa, która pracuje w księgarni, ale w nocy wciela się w prowokującą barmankę.

Nigdy nie słyszałam seksowniejszego opisu mojej osoby.

– Tylko w Grecji, gdzie mam luksus anonimowości. Albo to, albo nagabywanie turystów na przepłynięcie się łódką.

– Ach tak, anonimowość. – Bierze łyk piwa i nie udaje mu się ukryć grymasu. – Dlaczego więc wybrałaś prawo?

Wygląda na zainteresowanego moją odpowiedzią.

– Kiedy byłam młodsza, byłam świadkiem potrącenia. Skończyło się na tym, że poszłam do sądu zeznawać i było to dziesięć najbardziej ekscytujących dni w moim życiu. Potem zawsze chciałam zajmować się prawem karnym i pracować nad ekscytującymi sprawami sądowymi, ale chyba wszyscy tak mówią. – Śmieję się, czując, że to dość słaba odpowiedź. – Nie zaprzeczę, że prestiż i pieniądze też brzmią nieźle. Głupie powody.

Przygląda się mojej twarzy, jakby próbował coś zrozumieć.

– Tak trudno jest zdecydować, jaki kierunek wybrać – kontynuuję. – To znaczy, jak możesz stwierdzić, czym chcesz się zajmować przez następne kilkadziesiąt lat lub czy będziesz w tym dobry, jeśli wcześniej tego nie robiłeś? Ale studia prawnicze w większości mi się podobały. W tej chwili zrobiłabym wszystko, by dostać się do jednej z najlepszych kancelarii prawnych.

Rzuca mi rozbawione spojrzenie.

– Czym się zajmujesz, Tristan? – pytam, ignorując wściekłych, pijących ludzi desperacko pragnących zwrócić na siebie uwagę.

– Jestem właścicielem kilku firm i inwestuję w nieruchomości – mówi po chwili. – Nalej mi jeszcze jedno, bo będziesz miała kłopoty za zbyt długą rozmowę.

– Och. – Nie mam pojęcia, jakie pytania zadać osobie zajmującej się nieruchomościami. Nieelegancko podnoszę butelkę z półki. – Jakiego rodzaju nieruchomości?

– Głównie hotele i bloki mieszkalne – odpowiada z nutą zmęczenia w głosie, co sprawia, że zastanawiam się, czy martwi się, że rozmawiam z nim, ponieważ zainteresowało mnie zdobycie kogoś bogatego.

– Gdzie mieszkasz? – pytam.

Jego wzrok pada na moją klatkę piersiową, a mięsień w szczęce drga. Kiedy napotyka moje spojrzenie, tym razem jest ono mniej przepraszające. Mój żołądek się zaciska.

– Londyn.

Jego głos sprawia, że mam ochotę na seks. Dobrze, że nie jest prezenterem wiadomości.

– Czy ktoś kiedyś powiedział ci, że masz naprawdę ładny głos? Jest taki elegancki. Pochodzisz z Londynu?

– Dzięki, potraktuję to jako komplement. – W kącikach jego oczu pojawiają się zmarszczki spowodowane tym, że się uśmiechnął. – Pochodzę z Midlands, ale moi rodzice są Irlandczykami, więc kiedy dorastałem, miałem mieszankę akcentów. Najwyraźniej zatraciłem swój regionalny dialekt. To nie jest celowe.

Uśmiecham się.

– Bardzo brytyjskie.

Gdy podaję mu szkocką, sięga po nią, muskając palcami moje.

– Nie ma to nic wspólnego z twoim pięknym walijskim akcentem. To bardzo ujmujące. Moje imię brzmi dobrze, gdy je wymawiasz.

Kurwa.

– Mam nadzieję, że wkrótce zamieszkam w Londynie – przyznaję, czując suchość w ustach. – Tylko jest to po prostu cholernie drogie. Megan i ja będziemy szukały wspólnego mieszkania. To jest Megan. – Wskazuję ją bez powodu.

Tristan kiwa głową jak człowiek, który od lat nie rozumie, co znaczy słowo „drogie”, i wręcza mi dwadzieścia euro, nie pytając, ile kosztują drinki.

– Ile ty masz lat? Dwadzieścia trzy? Masz całe życie na zarabianie pieniędzy.

– Dwadzieścia cztery. Prawie dwadzieścia pięć – mówię szybko. – Pracowałam przez kilka lat, zanim zaczęłam studia. Dlaczego jesteś na Mykonos, Tristan?

– Zadaję sobie to pytanie, odkąd tu przyjechałem – odpowiada ponuro.

Marszczę brwi, ale nie drążę tematu. Ten facet to zamknięta księga.

Ktoś zaczepia mnie dalej przy barze.

– Lepiej obsłużę innych klientów – oznajmiam.

Poruszam się przy ladzie, obsługując klientów. Czasami zerkam na Tristana. Przez większość czasu czyta coś na telefonie, krzywiąc się. Ale niekiedy jego wzrok jest skupiony na mnie. Nigdy nie uważałam się za ekshibicjonistkę, lecz jest coś bardzo seksualnego w tym, że Tristan ogląda mnie w samej bieliźnie. To jak prywatny pokaz, który robię tylko dla niego. Rozprasza mnie, co nie działa dobrze, gdy jest się tak kiepskim barmanem jak ja.

Przyjaciółka staje za mną, kiedy nalewam kieliszki sambuki.

– Zamierzasz uprawiać z nim seks? – wypala.

– Cicho, Megan! – syczę na nią i odwracam się, by sprawdzić, czy Tristan usłyszał. Jeśli tak, to udaje, że nie. – Oczywiście, że nie. Mówisz o przejściu z punktu A prosto do punktu Z.

– Dlaczego „oczywiście, że nie”? Jest gorący. Seks bez zobowiązań to nic złego. – Wzrusza ramionami. – Musisz się rozluźnić. Miałaś w sobie jednego penisa w ciągu ostatnich trzech lat, a wcześniej niezbyt wiele się u ciebie działo.

Było nawet gorzej niż „niezbyt wiele”, stwierdzam w duchu.

– Nie mogę uprawiać seksu z jakimś przypadkowym facetem tylko dlatego, że jest seksowny. Poza tym pomyśl o logistyce. Nie mogę zabrać go do naszego pseudomieszkanka pełnego karaluchów, prawda?

Zaciska usta.

– W takim razie zostaje ci plaża. Mnóstwo ludzi robi to na plaży – informuje.

Śmieję się głośno.

– Nie, Megan. – Kręcę głową.

Chwyta mnie za ramiona i lekko potrząsa.

– Elly! Właśnie o to chodzi tego lata. Będziemy miały jeszcze dużo czasu na bycie powściągliwymi i nudnymi. Wykorzystaj swoją szansę. – Uśmiecha się pokrzepiająco.

Otwieram usta, po czym je zamykam.

– Daj spokój – mówię ściszonym głosem, stawiając sambuki na barze. – Spójrz na tego faceta. Kobiety z pewnością same padają mu do stóp, masowo. Jest po prostu uprzejmy, bo mu pomogłam.

Przewraca dramatycznie oczami.

– Proszę cię, wcale w to nie wierzysz. Wszyscy na niego patrzą, a on patrzy tylko na ciebie. Jeśli nie wykonasz żadnego ruchu, nie narzekaj mi przez resztę pobytu tutaj. Jest tam wspaniały mężczyzna, zdecydowanie najgorętszy facet w tym barze, nie ma co ukrywać, najgorętszy facet na greckich wyspach, który wyraża zainteresowanie tobą, a najlepsze, co możesz zrobić, to posłać mu spojrzenie godne rozmarzonego szczeniaczka?

Przygryzam wargę, powstrzymując uśmiech. Powinnam być już przyzwyczajona do tego typu podejścia Megan do mężczyzn. Ona ma rację. Czy naprawdę byłoby tak źle cieszyć się dzisiejszym wieczorem? Po prostu zaproponować wspaniałemu nieznajomemu seks bez zobowiązań? Nigdy wcześniej nie miałam przygody na jedną noc. Nie dlatego, że mam do nich awersję. Po prostu nie spotkałam nikogo, kogo pragnęłabym tak bardzo, że musiałabym zedrzeć z niego ubranie w ciągu dwudziestu czterech godzin.

Mój ostatni związek trwał trzy lata. Byłam z Johnem, facetem, którego poznałam na uniwersytecie. Seks z nim był sztywny i nieco mechaniczny. Odnosiłam wrażenie, że nauczył się seksu z podręcznika, a potem mieszał go między rozdziałami. Jego charakterystyczny ruch, w którym rozkładał moje nogi, zanurzał między nie głowę i wykonywał coś w rodzaju motorówki na mojej pochwie, był bardziej łaskoczący niż zmysłowy.

Dużo czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że trafiliśmy do strefy przyjaciół, a ja zostałam z nim o wiele dłużej, niż którekolwiek z nas na to zasługiwało.

Dlatego z całego serca zgadzam się z Megan, że muszę nadrobić stracony czas. Nie wiem tylko, czy mam odwagę. W swojej głowie jestem kocicą z życiem miłosnym godnym kanału porno. W rzeczywistości jednak moje życie miłosne jest wiotkie jak kutas w lodówce.

W barze robi się tłoczno, a ja spędzam następną godzinę, serwując drinki, więc nie mam czasu na omawianie z Tristanem swoich zamiarów. Co jakiś czas wracam do niego wzrokiem. Jestem zaskoczona, że jeszcze nie wyszedł. Udaje mi się nawet jeszcze kilka razy go rozśmieszyć. Cokolwiek przydarzyło się temu mężczyźnie, był to dla niego zły dzień.

O północy tłum się zmniejsza. Ludzie wychodzą, by udać się do lokalnego klubu nocnego. Jonas beszta mnie za rozlanie większej ilości alkoholu na podłogę niż do kieliszków i każe to posprzątać. Jednak udaje mi się zachować pracę.

Przenoszę wzrok z podłogi na Tristana, kiedy wycieram rozlane napoje. Wkłada telefon i portfel do kieszeni spodni, gotowy do wyjścia.

Zrób coś, kretynko! Porozmawiaj z nim.

Daj mu swój numer.

Tristan napotyka moje spojrzenie i się uśmiecha.

Podbiegam do niego jak napalona suczka w rui.

– Muszę lecieć. Miło było cię poznać, Eleno – mówi.

Telepatycznie błagam go, by zaprosił mnie na randkę.

– Ciebie też, Tristanie. Przykro mi, że twój dzień był taki zły – oznajmiam.

– Pod koniec się poprawił.

Zaproś mnie, zaproś mnie, zaproś mnie.

Otwiera usta, po czym zamyka je i uderza palcami w bar, na którym leży serwetka z gotówką.

– Nie zapomnij o napiwku.

Zanim zdążę mu podziękować, odwraca się i wychodzi z baru. Zaglądam pod serwetkę. W oczy rzuca mi się pięć banknotów o nominale dwudziestu euro.

I nie tknął ani kropli piwa.

Cholera, koleś.

1Yiasou – słowo używane w Grecji podczas powitania, pożegnania lub wznoszenia toastu (przyp. tłum.).