Moja ukochana i ja. Ślub - Renata Lis - ebook + książka

Moja ukochana i ja. Ślub ebook

Renata Lis

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nominowana do Nagrody Literackiej „Nike” Moja ukochana i ja powraca, by opowiedzieć nowe historie.

Uważna i czuła, z gracją wymyka się heteronormie i swobodnie miesza gatunki.

Renata Lis ponownie przygląda się złożoności relacji miłosnej między dojrzałymi kobietami w Polsce – wnikliwie i często dowcipnie. Podróż do Kopenhagi, gdzie odbył się jej ślub z Elżbietą, staje się tłem nie tylko dla anegdot o poszukiwaniu obrączek czy gościach. Jest również pretekstem do namysłu nad istotą małżeństwa z punktu widzenia dwóch kochających się kobiet i nad zmianami prawnymi, których wyczekujemy.

Kontynuacja autobiograficznego eseju splata ze sobą zwykłe codzienne sytuacje i wielkie wyzwania, przybliżając czytelnikom mało znane realia, w jakich żyją osoby queerowe. Równie intymna i zaangażowana jak część pierwsza, przynosi wiele niespodzianek.

Pisarka zaprasza do świata miłości spełnianej co dnia, dojrzałej i pragnącej wolności, choć przecież niepozbawionej problemów. Zarazem rozprawia się z tymi, którzy tej miłości wzbraniają. Jej książka na swój sposób wpisuje się w historię dążenia do równości małżeńskiej. Przede wszystkim jednak jest afirmatywna i pełna życia – tego na własnych zasadach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 270

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka re­dak­cyjna: EWE­LINA KO­RO­STYŃ­SKA
Re­dak­cja: MA­RIA ROLA
Ko­rekta: ANNA DO­BOSZ, AGNIESZKA STĘ­PLEW­SKA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki: TO­MASZ MA­JEW­SKI
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Re­nata Lis © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2025
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-08743-5
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Wy­dawca za­ka­zuje eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM), szko­le­nia tech­no­lo­gii lub sys­te­mów sztucz­nej in­te­li­gen­cji w od­nie­sie­niu do wszel­kich ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się w ni­niej­szej pu­bli­ka­cji, w ca­ło­ści i w czę­ściach, nie­za­leż­nie od formy jej udo­stęp­nie­nia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lu­tego 1994 r. o pra­wie au­tor­skim i pra­wach po­krew­nych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).

...Od razu też dziew­częta

Pieśń za­śpie­wały świętą, le­cącą pod nie­biosa

Tak czy­sto, że bo­go­wie z uśmie­chem ją przy­jęli.

Sa­fona, frag­ment 44[1]

Moja uko­chana i ja.Ślub

Dwa lata póź­niej

Moja żona i ja je­ste­śmy, jak się oka­zuje, nie­sły­cha­nie ro­man­tyczne. Wiem, jak to brzmi. Kró­lowe ab­ne­ga­cji, które nie mają w domu choćby dwóch ta­le­rzy od kom­pletu, u któ­rych wi­kli­nowy ko­szyk przej­muje funk­cję aba­żuru, a stara za­słona za­stę­puje na­rzutę, i na­gle – ro­man­tyzm? A jed­nak! Czy uwie­rzy­cie, że po trzy­dzie­stu la­tach wspól­nego ży­cia ona na­dal przy­nosi mi pre­zenty, ta­kie drobne, bez oka­zji? Te pre­zenty mó­wią do mnie za każ­dym ra­zem: „Je­steś ważna, wi­dzę cię, ko­cham. Ja, twój Je­lon”. By­wają na­prawdę różne, mu­szą ta­kie być, skoro wy­raża się przez nie całe bo­gac­two na­tury mo­jej uko­cha­nej. Raz jest to więc ra­chi­tyczna od­nóżka ge­ra­nium przy­wle­czona z ba­zarku, in­nym ra­zem – ana­nas lot­ni­czy z de­li­ka­te­sów owo­cowo-wa­rzyw­nych na na­szym osie­dlu, a jesz­cze in­nym – ho­len­der­ski śledź. Nie ja­kiś tam zwy­kły śledź, tylko praw­dziwy, dzie­wi­czy ma­tjas, bez po­żal-się-boże à la. Do­kład­nie jedna sztuka za­wi­nięta w wo­sko­wany pa­pier, do szyb­kiego spo­ży­cia.

Uwiel­biam ma­tjasy i wszystko inne z mo­rza, ona o tym wie. Jed­nak ten śledź w pa­pie­rze, któ­rym by­wam przez nią ob­da­ro­wy­wana, to coś wię­cej niż dziki przy­smak. Nie tylko kil­ling me so­ftly eks­plo­zja umami, lecz rów­nież esen­cja na­szego wspól­nego stylu: efe­me­ryczny, iro­niczny, ale jed­nak luk­sus, z ulu­bioną nutą ab­ne­ga­cji bien sûr, i mocno do­pra­wiony mi­ło­ścią. W ta­kim sa­mym stylu w marcu 2024 roku od­był się nasz ślub.

Jak do tego do­szło? Do­bre py­ta­nie. Bo stało się to, trudno za­prze­czyć, na­wet bar­dziej niż na­gle: od de­cy­zji do re­ali­za­cji mi­nęły nie­całe trzy mie­siące. Na­sze przy­ja­ciółki aż nie mo­gły uwie­rzyć w ten nie­spo­dzie­wany im­puls, a zwłasz­cza w to, że tak po pro­stu, nie­wiele my­śląc, po­mknę­ły­śmy za nim lo­tem bły­ska­wicy. Po­dej­rze­wały nas, że w ta­jem­nicy pla­no­wa­ły­śmy to od dawna. Po­dej­rze­nie o tyle ra­cjo­nalne, że śluby w na­szej kul­tu­rze rze­czy­wi­ście się pla­nuje, i to na­wet la­tami. Tak samo jak po­dróże ży­cia. Tylko że my dawno temu wy­pi­sa­ły­śmy się z „się”. Po­wie­dzia­ła­bym na­wet, że nie zdą­ży­ły­śmy ni­gdy się do „się” za­pi­sać. Nie pla­nu­jemy ani po­dróży, ani – jak się oka­zuje – ślu­bów. Je­ste­śmy ta­kimi oso­bami, które w ułamku se­kundy de­cy­dują się wsiąść na prom pły­nący na Kor­sykę, mimo że plan na lato jesz­cze przed chwilą był cał­kiem inny, i tym spo­so­bem za­li­czają być może naj­lep­sze wa­ka­cje w swo­jej po­dróż­ni­czej ka­rie­rze. Co wię­cej, wa­riac­kie de­cy­zje tego ro­dzaju po­dej­mu­jemy za­wsze jed­no­myśl­nie i pra­wie bez słów. Wy­star­czy, że spoj­rzymy so­bie w oczy, i już wiemy, że tak, że znowu mamy zgod­ność: idziemy w to!

No i po­szły­śmy. Po­rwało nas i po­nio­sło. Ale co? Nie wia­domo co. Coś, co opi­sa­ła­bym może jako wartki nurt we­wnętrz­nej ener­gii, na­gle uwol­nio­nej. Czu­ły­śmy obie tę ener­gię i czu­ły­śmy rów­nież, że ta ener­gia jest do­bra i nie­sie nas we wła­ściwą stronę. Wie­dzia­ły­śmy już – wy­ni­kało to z na­szych trzy­dzie­sto­let­nich do­świad­czeń – że w ta­kich chwi­lach trzeba za­ufać im­pul­sowi. Że ten im­puls nas nie za­wie­dzie, tak jak nie za­wiódł nas ni­gdy przed­tem. Po­dob­nemu im­pul­sowi za­wdzię­czamy prze­cież nasz zwią­zek. Im­pul­sowi i temu, że wtedy, na sa­mym po­czątku, obie mia­ły­śmy w so­bie dość bun­tow­ni­czej siły oraz dość wiary we wła­sne za­soby, by nie stchó­rzyć, i zde­cy­do­wa­nym kro­kiem ru­szy­ły­śmy ra­zem przez ży­cie.

Tak więc pew­nego po­nu­rego dnia na po­czątku stycz­nia 2024 obu­dzi­łam się w na­szym łóżku ogrom­nym jak lot­ni­sko­wiec, za­plą­tana w dwa czarne koty, i po­wie­dzia­łam do niej:

– Leo, weźmy ślub.

– Ale gdzie?

– W Ko­pen­ha­dze. To moż­liwe, spraw­dzi­łam.

A ona uśmiech­nęła się sze­roko i po­wie­działa:

– Tak.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Wy­kaz źró­deł

[1]Epi­ta­la­mia an­tyczne czyli An­tyczne pie­śni we­selne, przeł. i oprac. Mie­czy­sław Bro­żek, uzup. i do druku przy­go­to­wał Je­rzy Da­nie­le­wicz, War­szawa–Po­znań 1999.