Mocna więź - Magdalena Majcher - ebook + książka

Mocna więź ebook

Magdalena Majcher

4,3
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wielka miłość, wspaniały ślub, narodziny córki – nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Ania miała wszystko to, o czym marzyła i do czego dążyła przez całe swoje życie. „Ona od zawsze była taka rodzinna” – mówią dziś jej koleżanki. Była. Bo nie żyje. Została zamordowana przez tego, którego kochała najbardziej.

Michalina nigdy nie przypuszczała, że któregoś dnia o jej dramacie będzie rozprawiać cały kraj. Była zwyczajną kobietą, matką, żoną, babcią. Pewnego dnia jej życie legło w gruzach. Jej ukochana córka Ania zaginęła bez śladu. Po miesiącach żmudnych poszukiwań i niesłabnących nadziei stało się jasne, że Ania nie wróci.

Inspirowana prawdziwą historią Anny Garskiej i jej mamy Michaliny powieść o potędze matczynej miłości i o zbrodni prawie doskonałej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 464

Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malgosiazol60

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra ksiazka . Dwie plaszczyzny czasowe, przed zdarzeniem i po , co daje pelen obraz wydarzen . Historia prawdziwa , przerazajaca , swietnie przekazana .
00

Popularność




Magdalena Majcher

MOCNA WIĘŹ

Copyright © by Magdalena Majcher, MMXXI

Wydanie I

Warszawa MMXXI

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Jest gdzieś w jakichś… pokopalnianych, gdzie się bierze i tylko dosypuje, zasypuje…

Jest gdzieś bardzo głęboko i nikt jej nie znajdzie.

Na tych pokopalnianych szybach.

Michalina Kaczyńska, mama Ani

Prolog

4 grudnia 1982

Ciałem Michaliny wstrząsnął skurcz.

Było jej na zmianę zimno i gorąco. Chłód pochodził z zewnątrz, a ciepło – z wnętrza, jakby z jej ciała. Zatrzymała wzrok na oknie. Mróz namalował wzory na szybie. Otuliła się własnymi ramionami, próbując się ogrzać. Najwyraźniej nikt się nie przejmował rodzącymi. Przez nieszczelne okna do pomieszczenia przedostawało się lodowate powietrze. Dziwna była ta zima nie zima, bo przecież w kalendarzu wciąż trwała jesień. Śniegu mało, praktycznie w ogóle, ale mróz trzymał i nie chciał odpuścić. Porodówka była niedogrzana. Michalina spędziła tu już kilka godzin i zdążyła porządnie zmarznąć. Była sama. Kiedy rodziła Agnieszkę – w święta, bo starsza córka też była grudniowa – brakowało wolnych łóżek. Teraz, w Barbórkę, było o wiele luźniej.

To był czwarty dzień w szpitalu. Dziecko najwyraźniej nie spieszyło się na ten świat, jakby wiedziało, że po tej stronie nic dobrego je nie czeka. Michalina miała termin na dwudziestego pierwszego listopada. Spodziewała się, że o tej porze będzie już po wszystkim. Prawie dwa tygodnie… kto to widział tyle przenosić ciążę, zwłaszcza że przecież wcześniej już rodziła.

Nadchodził kolejny skurcz. Michalina wyczekiwała go i chciała odwlec zarazem. Wyczekiwała, bo każdy kolejny przybliżał ją do powitania swojego dziecka i dawał choć chwilowe wytchnienie od przejmującego zimna. Chciała odwlec, bo wiedziała, że ten będzie jeszcze mocniejszy niż poprzedni.

Nakazała sobie skupić się na czymś innym, odpłynąć myślami daleko. Analizowała ostatnie lata i miesiące, które doprowadziły ją na tę sosnowiecką porodówkę. Wypłakała to dziecko. Bardzo chciała po raz drugi zostać mamą. Agnieszka lada dzień miała skończyć sześć lat i w Michalinie ponownie odezwała się potrzeba otoczenia kogoś opieką. Po raz pierwszy pomyślała o tym, że chciałaby znów zajść w ciążę, kiedy trzymała na rękach nowo narodzoną córkę kuzynki. Coś w niej wtedy drgnęło.

Kiedy koleżanki wylewały łzy, bo nie miały miesiączki, ona płakała, gdy ta nadchodziła. Wszyscy wokół pukali się w czoło. W takich czasach myśleć o dziecku?

– To nie jest czas na rodzenie. – Matka Michaliny pokręciła głową. – Stan wojenny, w sklepach na półkach pustki, a ty chcesz zajść w ciążę?

Ale Michalina wiedziała swoje, dlatego powtarzała mężowi:

– Ty się o nic nie martw. Ty mnie tylko kochaj, a wszystko się ułoży!

Płakała, płakała, aż wypłakała. Udało się! Lekarz wyznaczył termin porodu na listopad. Miał być chłopiec, bo tak się utarło, że dobrze byłoby mieć parkę, a skoro w domu była już dziewczynka, przyszedł czas na syna. Ale Michalinie właściwie było wszystko jedno. Doktor próbował z kształtu jej brzucha wywnioskować, kogo urodzi – bo kiedy dziecko otula matkę, jest dziewczynką, a gdy brzuch wystaje do przodu, kobieta nosi pod sercem chłopca – i doszedł do wniosku, że będzie druga córka. Bogusia. Gdyby był chłopiec, dostałby imię po ojcu, Janusz. Ale może to i dobrze, że córka? Łatwiej będzie to wspólne życie zorganizować. W jednym pokoju rodzice, w drugim ona z mężem, w trzecim dziewczynki.

Michalina jeszcze trzydziestego listopada była w pracy. Koleżanki wyganiały ją do domu, śmiejąc się, że im tam urodzi i będzie problem, ale Michalina musiała wszystkiego sama dopilnować. Pracowała w Ochotniczym Hufcu Pracy w Dąbrowie Górniczej i codziennie z tym wielkim brzuchem dojeżdżała autobusem z przystanku przy Świerczewskiego. Przez Sosnowiec, Będzin, Dąbrowę Górniczą, aż pod hutę.

Pierwszego grudnia sama się zgłosiła do szpitala. Zastrzyki, rycyna, spacery po korytarzu – i nic. Dziecku najwyraźniej było dobrze u matki pod sercem. Wytęsknione, ukochane, doszło chyba do wniosku, że nic się nie stanie, jeśli mama jeszcze chwilę na nie poczeka. Michalina nie zliczyłaby tych kilometrów, które przemierzyła nocą szpitalnym korytarzem, kiedy wszyscy spali. Córkę więc wypłakała i wychodziła. A kiedy w końcu znalazła się na pustej, wysprzątanej i wychłodzonej porodówce, właściwie już jej było wszystko jedno, byleby tylko dziecko bezpiecznie się urodziło.

Rano, po kilku godzinach skurczów, sama już nie wiedziała, czy jej się to wydaje, ale mogłaby przysiąc, że młody lekarz i piękna położona dali sobie buziaka tuż nad jej głową. Może gdyby nie była taka wyczerpana, zaczęłaby się zastanawiać, czy to dobra wróżba na przyszłość, ale machnęła na wszystko ręką. Chciała już urodzić.

Kiedy ciszę przerwał pierwszy krzyk jej nowo narodzonej córki, Michalina czuła się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Położna pokazała jej na chwilę dziecko – malutka była idealna. Michalina śmiała się przez łzy. Tak, teraz już wszystko było na swoim miejscu. Nikogo nie brakowało w tej układance.

Michalina nie mogła się doczekać, kiedy przekaże mężowi wieści. Umówili się, że będzie dzwonił do szpitala z budki telefonicznej. Miała nadzieję, że pielęgniarki pozwolą jej podejść do telefonu. I rzeczywiście, jeszcze tego samego dnia udało jej się zamienić z mężem kilka słów. Janusz chciał wiedzieć, jaka mała jest. Wymyślił sobie zresztą, że przyjdzie pod szpital, żeby Michalina przez okno pokazała mu córeczkę. Nie było w tym nic dziwnego. Ojcowie zwykle widywali swoje nowo narodzone dzieci przez okno albo przeszklone drzwi prowadzące na oddział położniczy, na który mężczyźni nie mieli wstępu.

– Włosy ma – powiedziała Michalina.

Starsza córka urodziła się łysa, dlatego nawet ta niewielka kępka włosów była dla Michaliny zaskoczeniem.

– To dlatego miałaś zgagę! Bardzo się umęczyłaś?

– Nie bardzo – skłamała Michalina.

A może i nie skłamała? Może prawdą jest, że kobieta, widząc swoje nowo narodzone dziecko, błyskawicznie zapomina o trudach porodu?

– Przyjdziemy z Agnieszką, to nam ją pokażesz.

Jak postanowił, tak zrobił. Michalina powoli, bo wciąż dokuczał jej ból, podeszła do okna i pomachała córce i mężowi. Widok Agnieszki ją zaskoczył. Jeszcze przed kilkoma dniami córka wydawała się taka mała, a teraz, kiedy Bogusia przyszła już na świat… Cóż, Agnieszka bezpowrotnie utraciła status malutkiej córeczki. Była starszą siostrą. Och, Michalina była taka dumna ze swoich dziewczynek! I z jednej, i z drugiej. Mimo osłabienia po porodzie czuła się tak silna, że mogłaby góry przenosić.

Ostrożnie wzięła córeczkę na ręce i podniosła ją, tak aby znajdujący się na dole Janusz i Agnieszka mogli ją zobaczyć.

– A gdzie te włosy? – krzyknął mąż.

Michalina się roześmiała. No tak. Pewnie myślał, że córeczka urodziła się z bujną czupryną.

W każdym jej geście, w każdym spojrzeniu widoczna była radość. Promieniała tym szczęściem. Delikatnie ucałowała główkę śpiącej Bogusi, choć starała się nie przyzwyczajać do tego imienia. Omówią to jeszcze z mężem. Może zapytają o zdanie Agnieszkę? Nie chciała, żeby córka poczuła się odsunięta, bo w domu pojawiło się nowe dziecko.

Spojrzała na dół, na Janusza i Agnieszkę. Po chwili przeniosła wzrok na śpiącego noworodka.

– Cudownego życia, córeczko – wyszeptała prosto do malutkiego ucha.

Rozdział 1

Po 7 lipca 2012

Mówią, że matka ma szósty zmysł i wie, kiedy z jej dzieckiem dzieje się coś złego. Michalina w nocy z siódmego na ósmego lipca spała spokojnie, choć wieczorem biła się z myślami, czy nie powinna zadzwonić do Ani. Zarówno ona, jak i Agnieszka dostały esemesy od Janusza. Michalina przypuszczała, że napisał również do młodszej córki i pewnie ją tym zdenerwował, bo ostatnio nie dogadywała się z ojcem. Koniec końców Michalina uznała, że nie będzie przeszkadzać. Ania i Marek mieli dla siebie tylko te krótkie chwile wieczorem, kiedy Dominika już spała. Michalina wyobrażała sobie, że Ania zasnęła, przytulona do męża.

Dom powoli budził się do życia. Do Michaliny docierały strzępy prowadzonej podniesionym głosem rozmowy wnuczek. Uśmiechnęła się do siebie. Były takie same jak Agnieszka i Ania. Skakały sobie do oczu z byle powodu, ale jedna rzuciłaby się za drugą w ogień.

Michalina uznała, że przyszedł czas, aby rozpocząć dzień. Wstała powoli z łóżka. Przebrała się, zanim zeszła na dół. Nie zamierzała paradować przy zięciu i córce w piżamie. Zatrzymała się przy oknie – zapowiadał się słoneczny, ciepły dzień. Z niechęcią pomyślała o powrocie do rzeczywistości. Lubiła przyjeżdżać do Gorzowa Wielkopolskiego. Na chwilę zapominała tu o swoich codziennych problemach. Przesiadywała w ogrodzie i nasłuchiwała ciszy, tak rzadkiej w jej powszednim otoczeniu. Agnieszka z mężem pobudowali się niby jeszcze w administracyjnych granicach miasta, ale tak naprawdę już na wsi. Michalina czerpała przyjemność z obserwowania swoich dorosłych córek. Obydwie ułożyły sobie życie. Miały problemy, w końcu wszyscy je mają, ale obie były szczęśliwe. A przecież o to w życiu chodzi.

Weszła do kuchni, gdzie Agnieszka już przygotowywała śniadanie dla rodziny.

– Pomogę ci – zaproponowała Michalina, ale córka powstrzymała ją gestem.

– Usiądź, napij się kawy. Ja wszystko zrobię.

Michalina dość niechętnie spełniła jej prośbę. Była jedną z tych kobiet, które zawsze szukają sobie zajęcia. Nie lubiła bezczynności.

– Słyszałam, że dziewczynki już wstały.

– Tak, ale jeszcze nie zeszły. W końcu mają wakacje. Niech sobie odpoczną! A ty kiedy musisz być w pracy?

– Za kilka dni – odpowiedziała wymijająco Michalina. Nie zamierzała na razie myśleć o pracy. Nie na urlopie, a tym bardziej nie w niedzielę.

– Chcesz, żebyśmy dzisiaj pojechali na jakąś wycieczkę, czy raczej wolisz zostać w domu?

Michalina jednak nie zdążyła odpowiedzieć, bo rozdzwonił się jej telefon. Dłuższą chwilę zajęło jej ustalenie, gdzie posiała komórkę, ale udało jej się ją zlokalizować, zanim dzwoniący zrezygnował. Zerknęła na wyświetlacz. Marek. Nie zdziwiło jej to. Był jej zięciem, mógł więc próbować skontaktować się z nią w niedzielny poranek. Dobrze ze sobą żyli, znacznie lepiej niż Ania z teściami. Ale Michalina była inna niż rodzice Marka. Nawet jeśli uważała, że młodzi małżonkowie coś źle robią, zachowywała to dla siebie. Czasem rozmawiała z Agnieszką na temat metod wychowawczych stosowanych przez Anię i Marka. W dobie internetu rodzicielstwo znacznie różniło się od tego, co znała Michalina. Nawet Agnieszka bywała zdumiona, choć przecież między jej młodszą córką a Dominiką było tylko kilka lat różnicy. Cóż, świat się zmienia, a te zmiany zachodzą znacznie szybciej niż jeszcze kilkanaście lat temu.

Odebrała telefon, nawet nie przypuszczając, że jej życie właśnie zmieniało kierunek, czego nie przewidywała nawet w najgorszych koszmarach.

– Dzwoniła do ciebie Ania?

Michalina potrzebowała kilku sekund, aby zrozumieć, o co właściwie pyta ją zięć. Nie miała jednak pojęcia, dlaczego zadał to pytanie. Przecież był mężem Ani, mieszkał z nią. Nie musiał dzwonić do Michaliny, żeby to ustalić.

– Dlaczego miałaby do mnie dzwonić? Zresztą sam ją o to zapytaj.

Podchwyciła zaniepokojony wzrok Agnieszki. Starsza córka zatrzymała się obok i przysłuchiwała temu, co mówiła matka.

– No właśnie to niemożliwe.

– Dlaczego? – Michalina nic z tego nie rozumiała.

– Bo Ania wyszła wieczorem z domu i do tej pory nie wróciła.

W filmie czy książce bohaterka zapewne położyłaby ostentacyjnie rękę na klatce piersiowej i zaczęła krzyczeć. Ale to było prawdziwe życie. Michalina jeszcze nie wiedziała, co ta informacja dla niej oznacza, ale nie przewidziała najgorszego. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się tego jeszcze przez długi czas.

– To zgłoś na policję jej zaginięcie! – rzuciła do słuchawki i się rozłączyła.

Nie miała czasu na dyskusję z Markiem. Musiała zadzwonić do córki i zapytać, dlaczego się tak zachowała. Owszem, Ania czasem działała pod wpływem emocji, ale przecież do tej pory powinna była już wrócić. O której ona w ogóle wyszła? Dlaczego to zrobiła? Pokłócili się? Michalina pożałowała, że nie zapytała o to wszystko Marka, ale teraz najważniejsze było to, aby zadzwonić do Ani i przekonać się, że jest cała i zdrowa.

Wybrała numer córki. Obawiała się, że odezwie się poczta głosowa, ale usłyszała przeciągły sygnał i odetchnęła z ulgą. To uczucie było jednak krótkotrwałe, bo po kilkunastu sekundach włączyła się poczta. Ania mogła pokłócić się z Markiem, ale dlaczego nie odbierała telefonu od matki?

– Aniu, gdzie ty jesteś? – odezwała się drżącym głosem, nie patrząc w oczy uparcie przypatrującej się jej Agnieszce. – Marek do mnie zadzwonił i powiedział, że wyszłaś i nie wróciłaś. Oddzwoń do mnie, proszę!

Michalina nacisnęła czerwoną słuchawkę i powoli podniosła wzrok.

– Co się stało?

– Dzwonił Marek i… – Michalina ponownie wybierała numer młodszej córki. – Ania wyszła wieczorem z domu i nie wróciła.

– Gdzie ona mogła pójść? – Agnieszka natychmiast zaczęła działać.

Taka już była. Uważała, że czas na okazanie emocji przyjdzie później. Teraz należało podjąć jakieś kroki, aby jak najszybciej odnaleźć Anię. Nie mogło się zresztą stać nic złego. Agnieszka podobnie jak Michalina uważała, że jej siostra po prostu pokłóciła się z Markiem, wyszła gdzieś wzburzona i… No właśnie. Ale co z Dominiką? Każdy, kto znał Anię, powiedziałby, że to niemożliwe, aby wyszła gdzieś i zostawiła dziecko.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem… – Michalina próbowała połączyć się z Anią, ale bezskutecznie.

– Słuchaj, a może jest u jakiejś koleżanki z ZUS-u? Marek już jej szuka?

– Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle, ile ci powiedziałam! – zdenerwowała się Michalina.

Agnieszka poszła po swoją komórkę, a kiedy wróciła, także podjęła próbę nawiązania kontaktu z Anią. Telefon był włączony, bo po wybraniu numeru rozlegał się sygnał, ale nikt nie odbierał. Dziwne. Ania mogła być zła na Marka, ale dlaczego nie chciała rozmawiać z matką i siostrą? Agnieszka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak blisko mama i Ania są ze sobą. Ona sama była nieco na uboczu, bo już w wieku dwudziestu lat wyjechała w Lubuskie i tam zakotwiczyła na stałe. Odległość robiła swoje, a zresztą Agnieszka była inna niż siostra. Ania, nawet kiedy miała osiemnaście lat, wolała siedzieć z mamą, zamiast szaleć z koleżankami na imprezach. Mówiła Michalinie absolutnie o wszystkim. Dzwoniła do niej nawet po kilka razy dziennie, a już zwłaszcza wtedy, kiedy pokłóciła się z Markiem i chciała się wyżalić. Dlaczego tym razem się nie odezwała?

– Ode mnie też nie odbiera – oznajmiła zrezygnowanym tonem.

Powoli do kuchni zaczęli się schodzić pozostali domownicy, ale żadna z nich nie zwróciła na to większej uwagi. Na zmianę dzwoniły do Ani, nagrywając się na jej pocztę głosową.

– Co ona wyprawia? Dlaczego nie odbiera? – denerwowała się Michalina.

Rafał zastygł w drzwiach, kiedy tylko wyczuł napiętą atmosferę panującą w pomieszczeniu. Posłał porozumiewawcze spojrzenie żonie, a ona bezradnie rozłożyła ręce. Przeniósł wzrok na teściową. Michalina chowała właśnie twarz w dłoniach po kolejnej bezskutecznej próbie połączenia z córką.

– Co się stało? – zaryzykował.

Napięcie udzieliło się także jemu. Chciał się wycofać, ale najpierw musiał ustalić, jaki jest powód zdenerwowania żony i teściowej.

– Ania… – Głos Michaliny się załamał. – Dzwonił do mnie Marek. Pytał, czy Ania się do mnie nie odzywała, bo… wyszła wczoraj z mieszkania i nie ma z nią kontaktu. Muszę wracać do domu!

Rozdział 2

Przed 7 lipca 2012

Michalina miała już dość szpitala. Czuła się dobrze, z córeczką też było wszystko w porządku, mogłaby więc wrócić do domu. Ale co procedury, to procedury. Czekała cały tydzień na ten moment, kiedy rodzina znów będzie razem.

Janusz przyjechał po nie taksówką. Michalina trochę kręciła nosem na tę rozrzutność, w końcu z centrum na Pogoń nie mieli daleko. Kiedy jednak wyszła na zewnątrz i poczuła na własnej skórze przejmujący chłód, zrozumiała, dlaczego mąż podjął taką decyzję. Do autobusu też nie chciała się pchać z nowo narodzonym dzieckiem.

Z uśmiechem, który od kilku dni właściwie nie schodził jej z twarzy, przypatrywała się Januszowi z dumą trzymającemu na rękach córeczkę.

– Bogusia? – upewnił się, że żona w czasie tygodniowego pobytu w szpitalu nie zmieniła zdania.

– Chyba tak, ale porozmawiamy o tym, jak będziemy na miejscu, dobrze? Chciałabym zapytać Agnieszkę o zdanie. Ale ja się za nią stęskniłam! – westchnęła Michalina. – W domu wszystko w porządku?

– Tak, w porządku. Twoja mama nie dała nam zginąć. – Janusz się uśmiechnął.

Po kilku minutach taksówkarz zatrzymał się przed niskim szarym blokiem. Janusz zapłacił mężczyźnie umówioną kwotę, wysiadł z samochodu z dzieckiem na rękach i pomógł Michalinie, która nie doszła jeszcze w pełni do siebie po porodzie.

Kiedy tylko przekroczyli próg mieszkania, od razu znalazła się przy nich Agnieszka.

– Czy mogę ją potrzymać? Mamusiu, czy będę mogła ci pomóc przy przebieraniu?

Michalina z czułością położyła dłoń na ramieniu starszej córki. Miała wrażenie, że od dnia, kiedy widziała Agnieszkę przez szpitalne okno, ta urosła jeszcze o kilka centymetrów.

– Tak, będziesz mogła ją potrzymać, ale pozwól nam się zorganizować. Janusz, zanieś małą do naszego pokoju – zakomenderowała. – Muszę zdjąć płaszcz.

Janusz, który sam nie zdążył się rozebrać, bez słowa wykonał polecenie żony. Z pomocą pospieszyła mu teściowa, która zagoniła Agnieszkę do jej pokoju.

– Daj ją, zajmę się nią przez chwilę, a wy się przebierzcie.

Malutka zaczynała coraz głośniej marudzić. Michalina spieszyła się, aby zdążyć, zanim córeczka rozpłacze się na dobre. Powiesiła płaszcz na wieszaku i szybko przemknęła do pokoju, gdzie miała przygotowany prezent dla Agnieszki. Wyjęła z szuflady niewielką torebeczkę na rzemyku, o jakiej marzyła starsza córka, i gestem dała matce znać, aby poszła za nią. W drodze do dziecięcego pokoju przejęła córeczkę.

Agnieszka siedziała na swoim łóżku, bawiąc się brzegiem spódniczki. Michalina dostrzegła na jej twarzy rumieńce. Kiedy tylko orszak złożony z matki, babki i malutkiej siostrzyczki zatrzymał się w pokoju, Agnieszka poderwała się jak oparzona.

– Twoja siostra ma coś dla ciebie – odezwała się tajemniczym głosem Michalina.

Nie bez trudu przykucnęła, tak aby jej wzrok znalazł się na linii spojrzenia Agnieszki. Cały czas przyciskała do siebie zawiniątko. Noworodek uspokoił się, czując znajomy zapach mamy, ale Michalina wiedziała, że idylla nie potrwa długo, bo zbliżała się pora karmienia.

Agnieszka z zachwytem wpatrywała się w twarz młodszej siostry. Była zafascynowana tą malutką istotą, która pojawiła się w domu. Wyobrażała sobie, że będzie mogła się z nią bawić jak z lalką, choć babcia przez kilka ostatnich dni tłumaczyła jej, że przez pierwsze miesiące o żadnej zabawie raczej nie może być mowy.

Michalina podała Agnieszce torebkę. Córka uważnie ją obejrzała, ale nawet wymarzony prezent nie mógł przebić pojawienia się w domu młodszej siostry.

– Podoba ci się? – zapytała Michalina, na co Agnieszka skinęła głową, choć nie była pewna, czy mama pyta o siostrę, czy o torebkę.

– Mogę już ją wziąć na ręce?

Michalina się roześmiała.

– Zaraz. Najpierw chciałabym cię o coś zapytać. Jak chciałabyś, żeby siostrzyczka miała na imię?

Agnieszka spojrzała na matkę swoimi wielkimi oczami i bez zastanowienia odpowiedziała:

– Ania.

Rozdział 3

Po 7 lipca 2012

Michalina wracała PKS-em z Gorzowa do Sosnowca. W głowie miała mętlik. Analizowała wszystko, co powiedział jej Marek. Ania wyszła po kłótni około dwudziestej drugiej trzydzieści, nie zabrała kluczy, wzięła telefon, zapowiedziała, że wróci po Dominikę. Co tam się mogło stać? Michalina znała swoją córkę. Ania bywała impulsywna, ale minęło już tyle czasu! Wyszła z domu w sobotę wieczorem, tymczasem był już poniedziałek. Co się z nią działo przez ten czas? Michalina do tej pory była przekonana, że w razie potrzeby to u niej córka będzie szukać pomocy. Zresztą rozmawiały kiedyś o tym. Ania podejrzewała Marka o romans, jej małżeństwo przechodziło kryzys. Wiedziała, że może z Dominiką zatrzymać się u Michaliny. Dlaczego więc do niej nie zadzwoniła i – co najważniejsze – dlaczego nie zabrała dziecka? To do niej niepodobne!

Wyobraźnia podsuwała Michalinie różne scenariusze. W tych najbardziej optymistycznych Ania zatrzymała się u jakiejś koleżanki, dając Markowi czas na przemyślenie swojego zachowania. Ale dlaczego, do cholery, nie skontaktowała się z nią, swoją matką? Przecież to jej zawsze żaliła się na męża! Były też te pesymistyczne myśli, których Michalina nie chciała roztrząsać. Bała się ich. Przecież tuż obok osiedla, na którym mieszkają Ania i Marek, mieści się nocny klub Kenzo! A co, jeśli Ania wyszła wzburzona z domu i została przez kogoś zaczepiona?

Wyjęła z torebki telefon i ponownie wybrała numer córki. Nic z tego. Ze łzami w oczach wystukała wiadomość: „Córuś, martwię się o Ciebie. Odezwij się, błagam! Kocham Cię, mama”. Oparła głowę o szybę. Autokar mknął niedawno oddaną do użytku drogą ekspresową S3. Michalina nie zwracała najmniejszej uwagi na krajobraz za oknem. Patrzyła, ale nie widziała, przytłoczona niepokojem. Spojrzała na zegarek – ósma dwadzieścia. Marek powinien być już w pracy. Wprawdzie w grafiku miał wpisaną służbę popołudniową, ale zadzwonił do kolegi, wyjaśnił, jaka jest sytuacja, i się zamienił. Michalina ze smutkiem pokręciła głową. Szczerze mu współczuła. Został sam z dzieckiem. Będzie musiała mu pomóc, dopóki Ania nie wróci. Bo wróci. Michalina uczepiła się tej myśli.

Wyszukała w historii połączeń numer Marka. Od poprzedniego dnia rozmawiali ze sobą kilkanaście razy, choć Michalina miała wrażenie, że wszystkie informacje musi wyciągać od niego siłą. Nie rozumiała, dlaczego postanowił czekać ze zgłoszeniem zaginięcia Ani. Niby był policjantem, znał wszystkie procedury, ale… No właśnie, był policjantem! Mógłby wykorzystać swoje kontakty służbowe. Policyjna odznaka wiele ułatwia.

Marek odebrał po trzecim sygnale.

– Tak?

– Sprawdzałeś, czy Ania nie zgłosiła się na zabieg usunięcia migdałków?

– Sprawdzałem. Nie zgłosiła się.

Michalina głośno wypuściła powietrze z płuc. Jeszcze przed chwilą łudziła się, że to słuszny trop. Ania cierpiała z powodu nawracających angin. Było to dla niej bardzo uciążliwe, dlatego poprosiła o przyspieszenie terminu zabiegu. A teraz się na niego nie stawiła. Co się z nią działo?

– Ja już jadę, będę w Sosnowcu po południu, od razu do ciebie przyjadę – powiedziała Michalina.

– Dobrze. Jestem w pracy do piętnastej trzydzieści. Odbiorę Dominikę ze żłobka i będę w domu.

– Zgłosiłeś już jej zaginięcie?

– Zaraz porozmawiam z moim naczelnikiem.

– Czyli nie zgłosiłeś. Jezu, Marek, na co ty czekasz? – zdenerwowała się kobieta. – A jeśli dzieje jej się jakaś krzywda? Ona może potrzebować naszej pomocy! Tutaj nie ma na co czekać! – powtórzyła swoje argumenty z poprzedniego dnia.

Najbardziej przerażała ją bezczynność. Jej córka zaginęła. Całkiem możliwe, że jest gdzieś przetrzymywana albo uległa wypadkowi i straciła pamięć. Wieczorem Michalina długo rozmawiała na ten temat z Agnieszką. Zastanawiały się, co się właściwie mogło stać.

– A może ona jedzie tu, do mnie? – zasugerowała Agnieszka.

To był jeden z powodów, dla których postanowiła zostać w Gorzowie. Drugim była praca. Wiadomo, sezon wakacyjny. Agnieszka zastępowała mnóstwo osób i nie mogła z dnia na dzień porzucić wszystkich swoich obowiązków. Co do jednego obydwie z matką były zgodne – Ania ich potrzebowała. One jednak nie wiedziały, gdzie jest i jak mogą jej tę pomoc zapewnić.

Michalina usłyszała w słuchawce dziwny odgłos, coś jakby trzaśnięcie drzwiami.

– Mówiłem już, że od zaginięcia musi upłynąć czterdzieści osiem godzin. Zresztą Ania wyszła z domu dobrowolnie i powiedziała, że wróci po dziecko. Zobaczę, co da się zrobić – rzucił Marek, po czym wyjaśnił, że musi już kończyć i odezwie się później.

Michalina robiła wszystko, żeby się nie rozkleić. Agnieszka miała rację: teraz trzeba działać, poruszyć niebo i ziemię, żeby odnaleźć Anię. Wszystko inne schodziło na dalszy plan.

Jeszcze raz wybrała numer młodszej córki. Za każdym razem, kiedy próbowała się z nią skontaktować, miała nadzieję, że tym razem usłyszy w słuchawce jej głos i ten cały koszmar się skończy. Nic z tego. Zrezygnowana schowała telefon do torebki. Kręciła się nerwowo na swoim fotelu. Wbiła wzrok w kark kierowcy, próbując w myślach przekazać mu wiadomość, żeby się pospieszył. Chciała być już na miejscu. Towarzyszyła jej irracjonalna myśl, że kiedy tylko dostanie się do mieszkania Ani, ona nagle się odnajdzie. Wejdzie do domu chwilę po matce i zapyta, co ona tam robi.

Poczuła delikatne szarpnięcie. Kierowca dodał gazu.

* * *

Agnieszka wpadła do pracy jak burza. Była spóźniona, ale uprzedziła przełożonych, że musi odwieźć matkę na dworzec, bo jej siostra zaginęła. Zaginęła. Dotychczas Agnieszka znała takie historie tylko z seriali i powieści kryminalnych. Nie spodziewała się, że w jej zwyczajnym przecież życiu nastąpi taki zwrot akcji. Odkąd Michalina odebrała telefon od Marka, Agnieszka czuła, że ma ściśnięty żołądek. Źle spała w nocy. Przez cały czas zadawała sobie to samo pytanie: „Aniu, gdzie jesteś?”.

Jeszcze dwa dni temu było całkiem normalnie. Agnieszka słyszała, jak mama rozmawiała z Anią. Ustalały szczegóły opieki nad Dominiką. Michalina miała wrócić do Sosnowca w ciągu kilku dni, aby pomóc młodszej córce, kiedy ta będzie po zabiegu. Wprawdzie Ania z Markiem po ślubie zamieszkali w Czeladzi, ale na Pogoń mieli kilka minut samochodem. Michalina często im pomagała w codziennych obowiązkach i taki też był plan na nadchodzące dni. Ania opowiadała też matce, jak spędziła sobotę. Marek był w pracy, wrócił do domu chwilę przed szesnastą. Ania bawiła się z Dominiką na tarasie. Dzień był upalny, więc rozłożyła córce basenik. Śmiała się nawet, że wrzuciły Marka do wody. Potem pojechały na Pogoń do fryzjera, obydwie. Marek czekał na nie na zewnątrz. Kiedy Michalina rozmawiała z Anią, Dominika była przygotowywana do kąpieli. Ania zawsze dbała o codzienne rytuały związane z myciem i zasypianiem.

Agnieszka pytała matkę, czy w czasie rozmowy Ania nie była smutna, ale nie. Sprawiała wrażenie szczęśliwej. Dlaczego więc nagle porzuciła męża i dziecko? Agnieszka znała swoją siostrę na tyle, by wiedzieć, że takie zachowanie jest do niej niepodobne. Niepokój narastał. Coś musiało się stać. Ale co?

Nie miała w zwyczaju opowiadać o swoich osobistych problemach – wolała, żeby właśnie pozostały osobiste – tym razem jednak zamierzała poprosić o pomoc. Musiała znaleźć siostrę. W myślach przygotowywała już plan na najbliższe godziny. Nie zdołała pojechać z matką do Sosnowca, ale z odległości czterystu siedemdziesięciu kilometrów też przecież mogła działać.

– Słuchajcie – zwróciła się do swoich współpracowników. – Moja siostra zaginęła. Wyszła w sobotę wieczorem z domu i do tej pory nie nawiązała kontaktu z nikim z rodziny. Wszyscy: ja, moi rodzice, mąż Ani, szalejemy z niepokoju.

Na twarzach kolegów i koleżanek zobaczyła to co rano w lustrze – niedowierzanie. Ale też ogromną chęć pomocy.

– Co możemy zrobić?

– Telefon Ani jest włączony – zawahała się Agnieszka – ale nie odbiera od nikogo z rodziny. Nie wiem, może jest na nas o coś zła? Tak sobie pomyślałam, że z obcego numeru odbierze…

– Podaj numer – zareagowała natychmiast jej koleżanka Edyta.

Chwilę później wszyscy współpracownicy Agnieszki na zmianę dzwonili do Ani. Bezskutecznie. Agnieszka wsunęła dłonie we włosy i mocno pociągnęła. Uchwyciła się irracjonalnej nadziei, że jej siostra z jakiegoś powodu nie chce mieć kontaktu z rodziną. Ale dlaczego nie odbierała też telefonów od innych?

Trzeba działać. Istnieją przecież fundacje zajmujące się poszukiwaniem osób zaginionych. Agnieszka dopadła do swojego komputera i szybko wpisała hasło w wyszukiwarkę. Itaka, zgadza się. Słyszała o tej fundacji. Wahała się tylko przez chwilę. Wybrała numer podany na stronie internetowej. Czekając na połączenie, oparła głowę o zagłówek fotela. Dawno temu zapomniała, co to ból głowy, teraz jednak dokuczała jej paskudna migrena.

„Aniu, kochana, co się z tobą dzieje?”.

Przed oczami przewijały jej się pojedyncze obrazy. Próbowała z tych poszczególnych elementów wyłowić coś, czego mogłaby się uchwycić. Musiała oddzielić prawdę od fałszu. U kogo Ania mogłaby szukać pomocy? Dotychczas wydawało jej się, że matka była pierwsza na tej krótkiej liście. Ania nie miała wielu przyjaciół i znajomych, nie prowadziła bujnego życia towarzyskiego. Jedyne koleżanki, z którymi utrzymywała kontakt, to te z pracy. Czasem z Markiem spotykali się z jakimś małżeństwem, ale Agnieszka niewiele o nich wiedziała. Odnotowała w pamięci, że będzie musiała o to zapytać Marka.

– Paulina Leśniewska, Fundacja Itaka, w czym mogę pomóc?

– Moja siostra zaginęła – powiedziała bez żadnego wstępu Agnieszka i poczuła bolesny skurcz w żołądku.

Całe jej ciało buntowało się przeciwko tym słowom. Język nie chciał się odpowiednio układać, struny głosowe odmawiały posłuszeństwa, a spierzchnięte wargi jak gdyby przywarły do siebie.

– Rozumiem. – W głosie pracownicy fundacji pojawiła się nuta współczucia, ale Agnieszka miała ochotę odpowiedzieć, że nie, tak naprawdę nic nie rozumie.

Na końcu języka miała pytanie, czy kiedyś zaginęła jej siostra. Jej młodsza siostra, za którą od dziecka czuła się odpowiedzialna. Siostra, dla której była wzorem i która we wszystkim, co robiła, starała się być taka jak ona. Jeśli nie, to nie mogła mówić o żadnym zrozumieniu.

Po raz kolejny powtórzyła to, czego z matką dowiedziały się od Marka: Ania wyszła z domu wzburzona po kłótni, zabrała tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy, nie odbiera telefonu, z nikim się nie kontaktowała. Agnieszka doskonale zdawała sobie sprawę, jak to wszystko brzmi: wyrodna matka, zła żona, zostawiła męża i dziecko. Ale Ania taka nie była! Czy ktoś inny poza rodziną dostrzeże w końcu, że taki scenariusz jest niemożliwy? Nie-moż-li-wy!

– Oczywiście jako fundacja zapewnimy państwu niezbędną pomoc, ale nie mogę podjąć żadnych czynności, jeśli nie zgłosili państwo zaginięcia na policję.

– Szwagier miał to zrobić… – Agnieszka ze zdenerwowania boleśnie przygryzła wargę. – Rozumiem, że potrzebuje pani jakichś dokumentów z policji?

– Tak. Szwagier na pewno dostał potwierdzenie zgłoszenia zaginięcia. Jeśli go pani o to zapyta, będzie wiedział, o co chodzi.

– Dobrze, zadzwonię później. – Agnieszka rozłączyła się bez pożegnania i natychmiast wybrała numer Marka.

Zanim odebrał telefon, do Agnieszki podeszła koleżanka, spojrzała wymownie na trzymaną w ręku komórkę i wykonała bezradny gest.

– Słucham – odezwał się Marek.

Agnieszka zastanawiała się, jak to możliwe, że szwagier zawsze mówi takim samym tonem. Nie podnosi, ale też nie obniża głosu. Wszystkie emocje miał pod kontrolą, co wydawało jej się niepojęte, zwłaszcza w takiej chwili.

– Zgłosiłeś już zaginięcie Ani? Potrzebuję potwierdzenia z policji.

– A po co ci?

– Dzwoniłam do fundacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób.

– Myślisz, że to coś da? Ania dobrowolnie wyszła z domu.

– Co ty w ogóle mówisz? – zdenerwowała się Agnieszka. – Zgłosiłeś to zaginięcie?

– Zgłosiłem. Mogę ci przesłać mailem potwierdzenie. Pasuje?

– Pasuje. – Agnieszka już miała zakończyć rozmowę, kiedy nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. – Marek?

– Tak?

Zawahała się. Co miała powiedzieć? O co zapytać? „Czy to prawda, że miałeś romans?”. Nie. Taka rozmowa niczemu nie służyła, a mogłaby tylko bardziej skomplikować już i tak trudną sytuację. Zresztą Ania przecież mówiła, że wszystko jest już w porządku, że się pogodzili i będą się starać o drugie dziecko.

– Nie, nic, nieważne. Czekam na to potwierdzenie.

Rozdział 4

Przed 7 lipca 2012

Michalina doskonale odnajdywała się w podwójnym macierzyństwie. Z Agnieszką było inaczej. Pierwsze dziecko to poligon doświadczalny, kobieta niby próbuje słuchać swojego instynktu, ale ten często ją oszukuje. Zewsząd płyną dobre rady – co robić, a czego nie – szkoda tylko, że wzajemnie się wykluczają. Z drugim dzieckiem jest już łatwiej. Michalina czerpała większą przyjemność z samego bycia z córeczką. Nie zastanawiała się nad tym, co robi źle. Kiedy urodziła się Agnieszka, próbowała być matką idealną. Nie pozwalała sobie na błędy, co kończyło się frustracją. Tymczasem przy Ani ogarnął ją dziwny spokój, choć czasy były niełatwe. Niby obowiązywały przydziały na dziecięce ciuszki, ale wiecznie brakowało czegoś w sklepach, dziewczynki więc donaszały ubrania po dzieciach koleżanek. Rodzina żyła skromnie, ale szczęśliwie.

Michalina z niedowierzaniem obserwowała, jak jej córki rosną. Miała wrażenie, że ledwie wczoraj Ania przyszła na świat, a już szykowała się do przedszkola. Chętnie zostałaby z dzieckiem w domu, jak wtedy, gdy Agnieszka była mała, ale trzeba było pracować, zwłaszcza że pojawiła się kolejna buzia do wykarmienia. Michalina mogła wprawdzie liczyć na pomoc matki, jednak ta z roku na rok stawała się coraz słabsza. Nie było więc rady, Ania musiała iść do przedszkola. Michalina bardzo to przeżyła. Dobrze chociaż, że po porodzie udało jej się przenieść do działu rachuby, który mieścił się w Sosnowcu przy Partyzantów. Zawsze to bliżej niż Dąbrowa Górnicza. Będzie miała więcej czasu dla dzieci.

Prasowała ubrania dla córek – Ani do przedszkola, Agnieszki do szkoły – i przysłuchiwała się rozmowie sióstr. O coś się kłóciły, prawdopodobnie starsza chciała wyjść na podwórko, a młodsza zamierzała do niej dołączyć.

– Jesteś za mała, a ja nie będę cię pilnować! – zdenerwowała się Agnieszka. – Zostajesz w domu!

Michalina wymownie westchnęła. Nie o tym marzyła, kiedy myślała o drugim dziecku. Już nawet zaczęła się martwić, że z jej dziewczynkami jest coś nie tak, ale znajoma ją uspokoiła, zapewniając, że u niej w domu wygląda to tak samo. Michalina była jedynaczką, skąd więc miała wiedzieć, że rodzeństwo nieustannie drze ze sobą koty?

Ania była o wiele bardziej krucha od Agnieszki. I wpatrzona w starszą siostrę jak w obraz. Potrzebowała wsparcia, trzeba jej było dodawać pewności siebie. Agnieszka, która tę cechę otrzymała z automatu, nie rozumiała, dlaczego siostra nie może podążać własnymi ścieżkami. Michalina tłumaczyła, że wynika to z różnicy wieku, że starsze rodzeństwo imponuje młodszemu i Agnieszka powinna się z tego cieszyć, ale nic z tego; starsza córka chciała mieć przestrzeń dla siebie. Było to naturalne, w końcu niedługo miała skończyć dziewięć lat, ale powinna też zrozumieć, że siostra jest młodsza i ma inne potrzeby. Ech, i tak źle, i tak niedobrze. Michalina machnęła tylko ręką i skupiła się na prasowaniu, ale kiedy w dziecięcym pokoju rozległy się piski, postanowiła interweniować.

– I o co się kłócicie? Żadna z was nie pójdzie już na dwór, bo zaraz zrobi się ciemno! Jutro musimy wcześnie wstać, bo Ania idzie do przedszkola, a Agnieszka do szkoły. Koniec wakacji!

Ania była zalękniona. Wprawdzie Michalina próbowała przedstawić jej przedszkole w samych superlatywach, ale dla dziewczynki decydujące było to, że zostanie tam absolutnie sama. Bez mamy, bez taty, bez siostry, bez babci. Najbezpieczniej czuła się w otoczeniu bliskich jej osób. Gdyby chociaż Agnieszka mogła z nią pójść do tego przedszkola, byłoby jej raźniej…

– Kochanie, Agnieszka chodzi już do szkoły – powiedziała spokojnym głosem Michalina, kiedy córki kładły się już do łóżka.

– Całe szczęście! Jeszcze bym musiała cię niańczyć – prychnęła starsza z sióstr, na co Michalina wymownie przewróciła oczami.

Życzyła dziewczynkom dobrej nocy i wyszła z pokoju. Kiedy jednak wróciła po półgodzinie, aby sprawdzić, czy śpią, zobaczyła Anię i Agnieszkę w ciasnych objęciach. Poczuła łzy napływające do oczu. Mogły się kłócić, mogły się nie zgadzać, ale to nie zmieniało istoty rzeczy: nade wszystko się kochały.

* * *

Poszło gorzej, niż się spodziewała. Do końca wierzyła w to, że uda jej się powstrzymać emocje i być wsparciem dla Ani w tym trudnym dniu, jednym z ważniejszych w jej trzyletnim życiu. Kiedy jednak córka stanęła zapłakana w oknie, Michalina nie potrafiła dłużej udawać. Tama puściła. Ania płakała z jednej strony szyby, ona z drugiej. Najchętniej zabrałaby dziecko z przedszkola, wróciła do domu i… Nie, to niedorzeczne. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. Trzeba odciąć pępowinę. Przekonywała samą siebie, że przedszkole jest świetnym miejscem i pomoże Ani w prawidłowym rozwoju, ale i tak miała zepsuty dzień. W pracy nie potrafiła się skupić. Wprawdzie swoje już zrobiła – wyliczyła wynagrodzenia za sierpień, uwzględniając chorobowe, urlopy i inne nieobecności, wpisała należne kwoty na listy i do kartoteki – miała więc nieco luźniejszy dzień, zwłaszcza że wszyscy od rana stali w kolejce po wypłatę. Ale to nie znaczyło, że może nic nie robić. Ktoś już dostarczał kolejne dokumenty, kolejne zwolnienia i zaświadczenia, i Michalina musiała sobie organizować pracę na bieżąco. Przy ulicy Wysokiej w Sosnowcu budowano właśnie ogromne wieżowce – wielka inwestycja, setki pracowników i wszystko to na jej głowie. Wciąż jednak zastanawiała się, jak radzi sobie Ania. Czy już przestała płakać? Czy nauczycielki zajęły ją zabawą?

Kiedy o piętnastej skończyła pracę, pobiegła do przedszkola ile sił w nogach. Spodziewała się odebrać córkę zapłakaną, tymczasem Ania sprawiała wrażenie zadowolonej. W drodze do domu podskakiwała, opowiadając o koleżankach, zabawkach i nauczycielce, która najwyraźniej zaskarbiła sobie jej sympatię. W mieszkaniu czekała już na nie Agnieszka. Rozpoczęcie roku szkolnego trwało ledwie pół godziny i starsza z dziewczynek zdążyła się solidnie wynudzić. Chciała iść na dwór i zagrać z koleżankami w gumę, ale zanosiło się na deszcz i babcia nie pozwoliła jej wyjść z domu.

Ania natychmiast rzuciła się w ramiona starszej siostry. Agnieszka, początkowo odrobinę naburmuszona, szybko dała się udobruchać.

– No i jak, maluchu? – zapytała z troską.

Rozdział 5

Po 7 lipca 2012

Michalina zdecydowanym ruchem przekręciła klucz w drzwiach i szarpnęła za rączkę walizki. Popchnęła drzwi wejściowe do mieszkania i przeszła przez próg. Janusz czekał już na nią w przedpokoju.

– Wiadomo coś? – zapytał zachrypniętym głosem.

Michalina zatrzymała wzrok na twarzy męża. Widziała go ledwie kilka dni wcześniej, a odniosła wrażenie, jak gdyby postarzał się co najmniej o dziesięć lat.

Ze smutkiem pokręciła głową. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wydostał się z nich tylko niezidentyfikowany dźwięk. Odchrząknęła.

– Nie. Nadal nie ma z nią kontaktu. Teraz już od razu włącza się poczta głosowa. Jak gdyby wyłączyła telefon.

– Albo komórka się rozładowała – zauważył przytomnie Janusz. – Ale co właściwie mówi Marek?

Michalina wyminęła męża i weszła w głąb mieszkania. Była zmęczona po podróży i nieprzespanej nocy. Mimo że próbowała, nie udało jej się nawet zmrużyć oka. Wciąż myślała o Ani. Wyobrażała sobie, że jest w nieznanym sobie miejscu, kompletnie przerażona i… Nie. Te obrazy były zbyt bolesne.

– Wszystko ci powiedziałam przez telefon. Pojadę do niego. Chcesz jechać ze mną?

Janusz potwierdził skinieniem głowy, choć żona nie mog- ła tego zobaczyć, bo szła już do dużego pokoju.

– On jej coś musiał zrobić. To niemożliwe, żeby…

– Co ty wygadujesz? – Michalina przystanęła, odwróciła się gwałtownie i zmierzyła męża wzrokiem. – Marek?! Nie widzisz, że on też jest ofiarą? Został sam z dzieckiem!

– O której chcesz do niego jechać? – zapytał Janusz, widząc, że Michalina nie dopuszcza do siebie myśli, że to Marek mógł skrzywdzić Anię.

„Obym się mylił” – pomyślał Janusz. Ten jeden jedyny raz bardzo nie chciał mieć racji. Wolałby odnaleźć córkę żywą. Jeśli to Marek… Nie, nie może tak myśleć. Trzeba mieć nadzieję.

Michalina rozejrzała się niepewnie, jak gdyby nie potrafiła się odnaleźć w doskonale przecież sobie znanej przestrzeni.

– Zaraz.

– Może chociaż coś zjesz?

– Co ty mi tutaj o jedzeniu będziesz gadał?!

Janusz odpuścił. Żona miała rację. Są w życiu ważniejsze sprawy niż jedzenie. Jak choćby odnalezienie córki. Boże, Ania. Nie wierzył w to. To po prostu niemożliwe. Niczego nie pragnął tak mocno jak tego, żeby przytulić córkę choćby jeszcze raz. Ostatnio kiepsko było między nimi. Szczerze mówiąc, nawet fatalnie. Jeśli Ania się znajdzie, wyjaśnią sobie wszystkie nieporozumienia. Miał jednak dziwne przeczucie, że ona już się nie znajdzie. Nie żywa. Jego córka, jego dziecko, Jezu! Nie, nie będzie przekonywał Michaliny. Niech chociaż ona ma nadzieję.

– Musimy zapytać Marka, co dokładnie Ania ze sobą zabrała. Przejrzę może jej ubrania… – mówiła cały czas Michalina, rozpakowując walizkę. – On, jak to mężczyzna, pewnie nawet nie wie, co wzięła, ale ja od razu zobaczę, czego brakuje. Boże, co też Dominika musi przeżywać! – Zastygła w bezruchu i zaszlochała głośno, po czym schowała twarz w dłoniach.

Janusz nie wiedział, co mógłby zrobić, więc się wycofał. Zastanawiał się, kim będą, kiedy to wszystko się skończy.

* * *

– Babcia! – Dominika rzuciła się w ramiona Michaliny, kiedy ta tylko przekroczyła próg mieszkania przy Wincentego Pola w Czeladzi. Spojrzała z nadzieją w stronę drzwi, jak gdyby spodziewała się, że z babcią przyszła też mama, ale zobaczyła tylko dziadka.

– Cześć, skarbie – odezwała się Michalina łamiącym się głosem.

– Kiedy mamusia wlóci z placy? – zapytało dziecko, a babcia poczuła, jak jej serce rozpada się na milion kawałków.

– Dominiczko, pozwól babci i dziadkowi wejść do mieszkania – upomniał córkę Marek.

Janusz zamknął za sobą drzwi. Nikt się nie poruszył. Czas jakby się zatrzymał. Prawdopodobnie staliby tak dalej w przedpokoju, gdyby Dominika nie zażądała od babci, żeby ta się z nią pobawiła.

– Kochanie, chcieliśmy porozmawiać z tatą…

– Później polozmawiacie – postanowiła dziewczynka.

Michalina bez słowa ruszyła do dziecięcego pokoju. Rozglądała się wokół, jak gdyby liczyła, że w mieszkaniu natrafi na jakiś ślad, dowód tego, co się właściwie stało, ale nic nie zauważyła.

Marek bez słowa wrócił do kuchni, gdzie właśnie przygotowywał obiad. Michalinie przez głowę przemknęła myśl, że on sobie z tym wszystkim nie poradzi. Dom, dziecko, służba w policji… Oby Ania jak najszybciej się znalazła. Przecież była potrzebna tu, na miejscu!

Usiadła z wnuczką na podłodze, ale przez cały czas nasłuchiwała odgłosów dochodzących z mieszkania. Domyśliła się, że Janusz poszedł za Markiem, ale zięć nie zaproponował, żeby usiedli i porozmawiali.

– Opowiedz nam jeszcze raz, co się stało – zażądał Janusz.

Okna mieszkania były otwarte. Przez chwilę do uszu Michaliny docierały tylko odgłosy z zewnątrz.

– Pokłóciliśmy się o jakąś głupotę. Nie spodziewałem się, że wyniknie z tego taka awantura. – W głosie Marka Michalina usłyszała zmęczenie.

– Ale o co się pokłóciliście? – drążył Janusz.

– Mówiłem już, że o głupotę. O niepodlane kwiatki na balkonie. Ania miała do mnie pretensje, że tego nie zrobiłem, ale odpowiedziałem jej, że zanosi się na burzę, więc po co podlewać kwiaty, skoro ma padać.

Burza. Michalina po raz pierwszy o niej usłyszała. W Gorzowie nie padało. Niby nic, nieznaczący szczegół, ale Ania przeraźliwie bała się burzy. Zdarzało jej się nawet chować przed nią w łazience albo garażu. Michalinie wydało się to dziwne, że córka opuściła mieszkanie właśnie wtedy, kiedy zanosiło się na burzę.

– I tak po prostu wyszła z domu?

– Nie no, nie tak po prostu… Zaczęło się od niepodlanych kwiatków, a skończyło na… No, Ania powiedziała, że to koniec, że żąda rozwodu, i sobie poszła. Nie chciałem jej wypuścić, zablokowałem wyjście, ale wtedy uderzyła mnie wieszakiem. Dominika się rozpłakała i musiałem ją uspokoić. W tym czasie Ania wyszła.

Michalina z trudem uśmiechnęła się do wnuczki, która właśnie ustawiała wieżę z klocków. Ucałowała dziewczynkę w czoło i wyjaśniła, że zaraz wróci, po czym dołączyła do męża i zięcia.

– Ale co z Dominiką? – zapytała, kiedy już weszła do kuchni. – Ania nie chciała jej ze sobą zabrać?

– Stwierdziła, że wróci po nią za dwa dni, no ale jak widać, na razie nie wróciła.

– Co ze sobą wzięła?

– Mówiłem już… jakieś ubrania, bieliznę… no i telefon. Ale nie zabrała kluczy. I jeszcze zdjęcia wzięła.

– Zdjęcia? – zdziwiła się Michalina.

Jakaś niewidoczna siła pociągnęła ją w stronę największego pomieszczenia, które pełniło funkcję salonu. Zatrzymała się przy komodzie. Wcześniej stały na niej ramki z fotografiami, teraz jednak kilku z nich brakowało. Zostały tylko te, na których nie było Ani: Dominika w czasie swoich pierwszych urodzin, Marek z Dominiką w górach, Dominika w dziecięcym łóżeczku.

Marek bez słowa wyminął teścia i poszedł za Michaliną.

– Próbowała wyjąć zdjęcie z naszego ślubu, ale jej się to nie udało, więc potrzaskała ramkę i zabrała fotografię.

Michalina nie dostrzegała w działaniu Ani żadnych znamion racjonalności. Dlaczego nie zabrała zdjęcia dziecka, tylko fotografię z mężem, z którym jak oznajmiła, zamierza się rozwieść?

– Wzięła walizkę – kontynuował Marek. – Tę wielką.

Michalina wiedziała, o czym mówi zięć. Jakiś czas temu małżonkowie kupili dwie walizki, jedną dużą i drugą o wiele mniejszą. Marek w czerwcu zabrał tę większą do Wrocławia, gdzie brał udział w zabezpieczaniu Euro 2012. Ania żaliła się później matce, że wciąż nie wyniósł tej walizki do garażu. Podobno zagracała mieszkanie.

– Mogę spojrzeć na jej rzeczy? Chcę zobaczyć, co zniknęło.

– Jasne. – Marek wzruszył ramionami i wrócił do kuchni, gdzie wciąż stał Janusz, bacznie obserwując zięcia.

Michalina powoli przesunęła ogromne drzwi szafy. Na pierwszy rzut oka właściwie niczego nie brakowało. Z czułością dotknęła granatowego sweterka, który Ania tak bardzo lubiła, i poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Znowu. Wydawało jej się, że już wszystkie wypłakała, a tymczasem one wciąż płynęły. Czy istnieje jakiś limit łez, które można wylać?

„Aniu, skarbie, gdzie jesteś? Daj mi jakiś znak!”.

Nic się jednak nie wydarzyło. Michalina zaczęła przeglądać pozostałe ubrania. Suknia, w której Ania była z Markiem na policyjnym balu w hali DorJan na Zagórzu, beżowa bluzka, którą nosiła na co dzień, czarne spodnie w kant, które wkładała do pracy… Michalinie towarzyszyło nieodparte wrażenie, że przegląda szafę osoby, której życie nagle zgasło, ale odrzuciła od siebie te myśli. Ania żyje! A ona musi zrobić wszystko, żeby ją odnaleźć.

Musiała się skupić. Szybko ustaliła, że brakuje tylko kilku letnich bluzek, części bielizny, piżamy i paska. To niewiele. Pocieszyła się, że skoro Ania wzięła tak mało ubrań, to szybko powinna wrócić. Poza tym tęsknota za Dominiką nie pozwoli jej długo funkcjonować bez córki. Michalina uchwyciła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku.

Kiedy już sprawdziła zawartość szafy, weszła do łazienki. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to nowe dywaniki. Zastygła w drzwiach. Odniosła wrażenie, graniczące z pewnością, że to nie jej córka je wybierała.

– Kupiliście nowe dywaniki łazienkowe? – zapytała.

Marek wciąż kręcił się po domu i nawet na chwilę nie przysiadł. Nie zaproponował też tego teściom.

– No tak, kilka dni przed tym, jak Ania… jak Ania wyszła. Nie mówiła o tym?

– Nie – odparła krótko Michalina i zaczęła myszkować po łazience.

Nie zniknął żaden z kosmetyków Ani. Otwierając szafkę, Michalina zastanawiała się, czy to możliwe, aby córka pominęła taki szczegół jak zakup nowych dywaników do łazienki. Opowiadała jej przez telefon o wszystkim, nawet o tym, że Dominika właśnie siedzi na nocniku, czy więc nie wspomniałaby o nowym nabytku? Nieważne. Michalina stwierdziła, że doszukuje się drugiego dna w zdarzeniach, które nie miały najmniejszego znaczenia. Nie powinna w ogóle się zastanawiać, dlaczego córka nie poinformowała jej o zmianie dywaników w łazience, gdy ta córka zaginęła!

Brakowało suszarki i depilatora. Ania nie zabrała szczoteczki do zębów, ale wzięła suszarkę i depilator. Rzeczywiście musiała działać pod wpływem silnych emocji. Ale co stało się później, kiedy już wyszła z mieszkania? Ktoś ją zaczepił, wywiózł gdzieś i do tej pory krzywdzi? Miała wypadek?

– Sugerowałem policji, że mogła odejść do tego… no, jak mu tam? Ten od tańca. – Marek wyrósł jak spod ziemi.

– Z Wiesławem? A w życiu! – oburzyła się Michalina, choć odnotowała w pamięci, żeby to sprawdzić. Nie wierzyła, że córka mogłaby tak postąpić, ale nie zaszkodzi się upewnić.

Michalina wyszła z łazienki. Zauważyła jeszcze, że pojawiły się nowe środki czystości i mop.

– Czego w ogóle dowiedziałeś się na policji? – zapytała zięcia.

– No… przyjęli zgłoszenie, ale zakwalifikowali Anię do drugiej kategorii. Skoro sama wyszła z mieszkania i poinformowała mnie, że za kilka dni wróci po dziecko… sami rozumiecie.

– Nie znałeś tam nikogo? Nie mogłeś im powiedzieć, że też jesteś policjantem i pracujesz w komendzie w Sosnowcu? Może wtedy podeszliby do sprawy inaczej?

Marek wzruszył ramionami.

– A co to zmienia? Ania sama wyszła z mieszkania – powtórzył.

– Ale przecież to niemożliwe, żeby zostawiła dziecko! Znasz ją, wiesz, że nigdy by tego nie zrobiła! Coś musiało się jej stać.

– Taką podjęła decyzję i musimy to uszanować – oznajmił Marek.

– Nie zamierzasz jej szukać?

– Oczywiście, że zamierzam! Szukałem jej już w nocy z soboty na niedzielę, kilkakrotnie objeżdżałem okolicę, ale przecież Dominika była w domu i musiałem się nią zająć. Dzwoniłem do Ani, nagrywałem się na pocztę… Zgłosiłem jej zaginięcie, sprawdziłem w banku, czy nie płaciła nigdzie kartą, upewniłem się, że nie pojawiła się w pracy, pojechałem do szpitala, żeby się dowiedzieć, czy zgłosiła się na zabieg, zadzwoniłem do jej koleżanki… Co więcej mogę zrobić?

Michalina nie mogła się z nim nie zgodzić. Wyczerpał chyba wszystkie możliwości, mimo to wciąż towarzyszyło jej wrażenie, że zrobił za mało.

Rozdział 6

Przed 7 lipca 2012

– Dziewczynki, wyjdźcie już z tej wody, musimy się zbierać! Zaraz mamy obiad – krzyknęła Michalina, ale Agnieszka i Ania, zajęte zabawą, sprawiały wrażenie, jak gdyby w ogóle tego nie słyszały.

Michalina przewróciła oczami. Pozwoliłaby im dłużej popluskać się w rzece, ale na wczasach zorganizowanych przez zakład pracy obiady wydawano o konkretnej godzinie. To już trzeci rok, kiedy wypoczywali w Jeleśni. Pierwszy raz przyjechali tutaj, kiedy Agnieszka miała osiem lat, a Ania – dwa. Spodobało im się, choć wypoczynek z tak małym dzieckiem bywał uciążliwy. Tego lata Ania była już na tyle duża, że mogła bezpiecznie bawić się z siostrą, a Michalina i Janusz mieli chociaż chwilę dla siebie. Rozłożyli koc zaraz przy brzegu, żeby mieć dziewczynki na oku. Agnieszka chciała wejść głębiej, ale rodzice się nie zgodzili. Ania we wszystkim naśladowała starszą siostrę. Gdyby Agnieszka weszła do głębokiej wody, Ania zrobiłaby to samo. Nie, to mogłoby się źle skończyć. Michalina czasem łapała się na myśli, że jest nadopiekuńcza. Inne dzieciaki przechodziły przez rzekę tam i z powrotem, ona jednak nie pozwoliłaby córkom na coś takiego. Tamci rodzice nawet nie zwracali większej uwagi na swoje pociechy. Michalina oczami wyobraźni widziała już, jak dochodzi do tragedii.

– Idź po nie, bo w ogóle mnie nie słuchają – zasugerowała mężowi, narzucając na górę od kostiumu kąpielowego prostą bawełnianą bluzkę.

Janusz bez słowa odłożył gazetę i ruszył w kierunku córek. Stały przy brzegu i ciskały kamieniami do wody. Agnieszka cierpliwie tłumaczyła młodszej siostrze, jak się puszcza kaczki, ale otoczaki rzucane przez Anię od razu szły na dno.

– Nie udaje mi się! – Młodsza dziewczynka bezradnie rozłożyła ręce.

– Nie wyrzucaj kamieni zza pleców, tylko o tak. – Agnieszka zaprezentowała siostrze, jak powinna to zrobić.

– Dziewczynki, nie słyszałyście, że mama was wołała? – Janusz przerwał córkom zabawę.

Z dwóch gardeł jednocześnie wydobył się głośny jęk.

– Tato, jeszcze chwilę!

Janusz pokręcił głową.

– Jesteśmy tu już od dwóch godzin. Musimy wracać do ośrodka, bo zaraz mamy obiad.

– Ale my nie jesteśmy głodne! – zaprotestowała Agnieszka.

– Właśnie! – zawtórowała jej Ania.

Ojciec jednak nie dał się nabrać. Wskazał im kierunek i dziewczynki bez słowa ruszyły w stronę matki, która w międzyczasie zdążyła się ubrać.

– Jak ty to robisz? – westchnęła Michalina. – Gdyby mnie tak słuchały!

– Oj, kochana, musisz być bardziej stanowcza. – Janusz puścił do żony oko.

W rzeczywistości nie uważał, żeby Michalina była wobec córek zbyt pobłażliwa. Po prostu miała w sobie typową kobiecą miękkość. Dziewczynki wiedziały, że z matką więcej załatwią. Zresztą obydwie miały z nią lepszy kontakt niż z ojcem. Janusz nie miał pojęcia, z czego to wynika. Świat kobiet zawsze nieco go przerażał, a jego córki, zwłaszcza dziesięcioletnia Agnieszka, były przecież małymi kobietkami.

– No, moje drogie! – Michalina bardzo chciała zabrzmieć surowo, ale nie do końca jej to wyszło. – Prosiłam, żebyście na chwilę usiadły na kocu i wyschły, ale wy oczywiście nie chciałyście mnie słuchać. Jak pójdziecie teraz na obiad?

Agnieszka i Ania spojrzały po sobie i wybuchły zgodnym śmiechem.

* * *

– Mamusiu, boli mnie głowa.

Dziewczynki były już wykąpane i leżały w łóżkach. Rozrabiały przez cały dzień, dlatego rodzice mieli nadzieję, że zasną wcześnie, ale nic z tego. Skąd one brały tę energię? Najpierw zabawa nad rzeką, potem długi spacer górskimi szlakami, a na koniec ganianie wokół ośrodka. Agnieszka i Ania dość szybko, bo już pierwszego dnia pobytu, znalazły kompanów do zabawy. To znaczy, Agnieszka znalazła, a Ania po prostu się przyłączyła.

– Prosiłam przecież, żebyś założyła kapelusik. Słońce świeciło mocno przez cały dzień. – Michalina uświadomiła córce, skąd się wzięło jej gorsze samopoczucie.

– Zrobisz mi tak jak zawsze?

Michalina uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do Ani. Kiedy córeczka była malutka, Michalina często stawała przy jej łóżku. Ania marudziła, próbując wymusić na mamie, żeby ta wzięła ją na ręce, ale Michalina nie chciała rozbudzać córki, dlatego aby ją uspokoić, kładła jej dłoń na czole. Niby prosta czynność, jednak Michalina wkładała w nią całą swoją miłość, bardzo skupiała się na tym, co robi, i myślała wówczas wyłącznie o dziecku i uczuciach, jakie ono w niej wywołuje. Kiedy Ania była już trochę większa, zaczęła twierdzić, że w taki sposób pozbywa się bólu głowy. Michalina nie do końca rozumiała, jak to działa, ale wyglądało na to, że Ani rzeczywiście pomagało.

Podeszła do wąskiego tapczanu, który zajmowała młodsza córka, i przysiadła na brzegu. Delikatnie położyła dłoń na czole dziewczynki, wysyłając jej za pomocą dotyku całą swoją dobroć. Ania przykryła dłoń matki swoją dłonią i trwały tak przez kilkanaście minut w absolutnej ciszy.

– Już, dziękuję, przeszło.

Rozdział 7

Po 7 lipca 2012

Zapadł zmrok. Michalina bezmyślnie wpatrywała się w ekran komputera. Układała pasjansa, ale nie skupiała się na tej czynności. Trwała, ale jak gdyby jej nie było. Z głośników popłynęły nuty piosenki Stana Borysa. Od zaginięcia Ani Michalina słuchała jej bez przerwy. Nawet nie wiedziała, że śpiewa z piosenkarzem.

Nie mów nic, proszę cię, no bo co można rzec, w takiej chwili?

Nie mów, że wrócisz tu, że odchodzisz na dni tylko kilka.

Wyjdź ot jak gdyby nic, jakbyś szła kupić chleb do sklepiku.

Anno, nie mów nic, proszę cię, nie mów: kiedyś wrócę tu.

(…)

Dokąd, Anno? Wracaj, Anno!

Echo, Anno, odpowiada mi.

Powiedz, Anno, jak odnaleźć słowa „kocham” sens i treść?1

Z mieszkania dobiegały odgłosy wody lejącej się z kranu, ale Michalina ich nie rejestrowała. Gdy potem analizowała te pierwsze tygodnie po zaginięciu Ani, sama nie potrafiła stwierdzić, co właściwie sobie myślała. Chyba nic. Zablokowała się. Nie miała w głowie żadnego scenariusza.

Szum wody ustał. Chwilę później do pokoju, który kiedyś był pokojem Ani, zajrzał Janusz.

– Słuchaj, może poprosimy o pomoc prywatnego detektywa?

Michalinie dłuższą chwilę zajęło ustalenie, że coś się w ogóle zmieniło. Sugestia męża zginęła pośród wykrzykiwanych przez piosenkarza słów bólu.

– Coś mówiłeś?

– Może zwrócimy się do prywatnego detektywa?

– Dobrze – odpowiedziała Michalina i wróciła do układania pasjansa.

– Ale… – zaczął Janusz, jednak w ostatniej chwili zrezygnował.

Nie podobało mu się to, co robiła żona. Zamknęła się na cały świat. Katowała się depresyjnymi piosenkami. Najchętniej powiedziałby jej, co o tym wszystkim myśli, ale obawiał się jej reakcji, więc milczał, choć wewnątrz krzyczał z buntu i niezgody. On też przeżywał zaginięcie Ani, ale – na litość boską – trzeba działać, a nie słuchać dołujących melodii!

– Coś jeszcze?

– Nie, nic. Załatwię to. Zadzwonię do detektywa.

– W porządku.

Michalina odetchnęła z ulgą, kiedy wyszedł z pokoju. Uleciała z niej cała energia, jaką tryskała jeszcze przed kilkoma dniami. Chciała tylko zatopić się w cierpieniu, tak aby się rozpłynąć, zniknąć jak jej córka.

„Aniu, gdzie jesteś?”.

Ocknęła się z letargu dopiero w środku nocy. Nie czuła potrzeby snu – bo nie czuła absolutnie nic – ale uznała, że dobrze byłoby chociaż spróbować zasnąć. Podobno sen jest potrzebny, choć Michalina nie miała pojęcia komu. Na pewno nie jej. Ona nie potrzebowała niczego. Miała tylko jedno pragnienie: żeby Ania się odnalazła.

Przez chwilę nawet zastanawiała się nad tym, że może powinna się wykąpać, ale zrezygnowała. Świat wymagał od niej zbyt wiele. Jej córka zaginęła, a ona miała oddawać się codziennym czynnościom, które zajmowały ją wcześniej? Nic nie będzie już takie jak dawniej.

Tysiąc myśli na sekundę. Może wyjść z domu, poszukać jej? Ale gdzie? W którą stronę iść? Gdzie odnaleźć choćby ślad Ani? Całkiem możliwe, że Janusz miał dobry pomysł z tym prywatnym detektywem. Policja niewiele zrobiła od czasu przyjęcia zgłoszenia o zaginięciu. Michalina dzwoniła do Marka kilka razy dziennie i pytała, czy są jakieś postępy, ale za każdym razem uzyskiwała taką samą odpowiedź. Jak on może być taki spokojny w sytuacji, kiedy nie wiadomo, co dzieje się z jego żoną?

A może jasnowidz? Michalina nie wierzyła w nadprzyrodzone zdolności szarlatanów, ale może warto spróbować. Trzeba zrobić wszystko, aby znaleźć Anię.

Wyłączyła komputer i chwyciła za telefon. Komórka Ani pozostawała wyłączona od poniedziałku. Od razu odzywała się poczta głosowa, Michalina nie dostała też potwierdzenia odczytania żadnej z wysłanych wiadomości, ale nie traciła nadziei, że córka w końcu włączy telefon. Pisała do niej codziennie przed zaśnięciem, czasem też w ciągu dnia. Chciała, aby Ania wiedziała, że o niej myśli i że na nią tu czeka.

„Bardzo Cię kocham i tęsknię za Tobą. Jutro jadę na policję na przesłuchanie. Mam nadzieję, że czegoś się dowiem. Odezwij się, proszę. Umieram z niepokoju”.

* * *

Rozejrzała się niepewnie. Takie miejsca jak komenda zawsze budziły w niej trwogę i nie zmienił tego nawet zięć policjant. Michalina żyła tak, że nie potrzebowała odwiedzać tego typu punktów. Prowadziła zwyczajne skromne życie. Była spełnioną matką i babcią. Jak każdy miała swoje problemy, ale żaden z nich wcześniej nie doprowadził ją do takiego miejsca. A teraz – proszę. Przesłuchania, prywatny detektyw, kontakty z fundacją. Oddałaby wszystko, aby zawrócić. Wyrzucała sobie, że wtedy, w ten felerny sobotni wieczór, nie zadzwoniła do Ani, a przecież miała taki zamiar. Może udałoby jej się uspokoić córkę, przekonać, żeby została w domu? Z każdej sytuacji istnieje jakieś wyjście, nawet jeśli w danej chwili go nie widać. Uświadomiłaby to Ani. Powiedziałaby, że jeśli podjęła decyzję o rozwodzie, powinna poczekać, aż emocje opadną. Rano mogliby omówić tę kwestię na chłodno. Jeżeli doszliby do wniosku, że najlepszym wyjściem jest rozstanie, trudno, Michalina wspierałaby córkę w każdej decyzji. Przecież Ania wiedziała o tym, że ma matkę, na którą może liczyć! Dlaczego więc wyszła z domu i nie daje znaku życia?