Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
21 osób interesuje się tą książką
Czasem najmniejszy list potrafi obudzić największe wspomnienia.
Marta nie wierzy już w cuda.
Żyje spokojnie, trochę zbyt ostrożnie, w świecie zbudowanym na ciszy po stracie.
Po śmierci ojca swojej córki wszystko, co kiedyś było ekscytujące, stało się po prostu konieczne.
Nie oczekuje już niczego – zwłaszcza od mężczyzn.
Aż do dnia, w którym los wpycha w jej życie… Mikołaja.
Nie tego z brodą i prezentami, tylko tego, którego kiedyś kochała.
Tego, który zniknął bez słowa.
I który wraca – z listem w dłoni, napisanym przez jej córkę i zgubionym na poczcie.
W kilku prostych zdaniach mała Amelka poprosiła o to, czego Marta najbardziej się wstydziła pragnąć – o to, żeby jej mama znów była szczęśliwa.
Mikołaj chce spełnić to życzenie.
Nie wie tylko, że w tej historii to właśnie on stanie się największym ryzykiem.
Bo choć minęły lata, a ich drogi dawno się rozeszły, między nimi wciąż tli się coś, czego nie zagłuszył ani czas, ani rozsądek.
„List do Mikołaja” to intymna, pełna emocji opowieść o drugiej szansie, żałobie, odwadze i miłości, która nie potrzebuje świątecznych fajerwerków, by znów zapłonąć.
Dla fanek Colleen Hoover, Eleny Armas i Anny Bellon – historia o tym, że czasem to, co straciliśmy, wraca w najmniej spodziewany sposób.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 154
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Autor: Lena Kozel
Redaktorka prowadząca: Marta Bronek
Wydawcy: Enovia Books by Wojciech Nowak
Copyright © 2024 by Lena Kozel
Copyright © 2025 Enovia Books
Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Reda 2025
Na zlecenie Enovia Books
plik przygotowała Joanna Nowak
“A ty jak?
Kiedy coś poszło aż tak bardzo nie tak
Że teraz mijam cię dwie ulice dalej
Żeby nie łudzić się, że da się ocalić
Jeszcze nas”Kaśka Sochacka “Szum”
– No pięknie. – Mikołaj mruknął pod nosem, widząc tłum ludzi, który znowu przywitał go na poczcie. Kolejka ciągnęła się w nieskończoność, a świstki do nadania listu poleconego jak na złość właśnie się skończyły. – Cholera jasna – stęknął głośniej, wyraźnie zirytowany.
– Proszę nie używać brzydkich słów – usłyszał nagle cienki, dziecięcy głosik tuż obok.
Obrócił się zaskoczony. Stała tam dziewczynka, na oko sześcio- lub siedmioletnia, z rączkami założonymi na piersi i główką przechyloną na bok. Patrzyła na niego z powagą, jak mała nauczycielka gotowa do wygłoszenia surowej reprymendy.
– Święty Mikołaj nie przynosi prezentów tym, którzy mówią brzydkie słowa – oznajmiła z wyraźnym niezadowoleniem i groźnie uniosła palec.
Zanim zdążył się obronić, dziewczynka odwróciła się na pięcie i pobiegła do stolika dla oczekujących, gdzie z powagą zaczęła coś pisać na kartce. A może rysować; nie przyglądał się dokładnie. Stanął w kolejce, żeby pobrać karteczkę do nadania listu.
A ta dłużyła się niemiłosiernie. Okres świąteczny wyciągnął chyba każdego mieszkańca pobliskich bloków, którzy usiłowali teraz nadać paczki, zapłacić zaległe rachunki, wysłać pocztówki. Na domiar wszystkiego raz po raz ktoś wybierał bibeloty na prezenty, dokupował słodycze… słowem, przeciągał w czasie tę całą wyprawę na pocztę.
Mikołaj stłumił jęk, widząc, że kolejka przesunęła się ledwie o dwa kroki przez całe piętnaście minut. Rozejrzał się wokół, walcząc z pokusą, by zwyczajnie porzucić cały ten pocztowy maraton. Nagle zza okienka odezwał się donośny głos pani w średnim wieku, która obsługiwała klientów z wyrazem cierpliwej rezygnacji na twarzy.
– Następny! – zawołała, machając ręką, choć nie podniosła nawet wzroku znad sterty paczek. – I proszę się nie spieszyć, święta jeszcze się nie zaczęły.
Mikołaj zerknął w jej stronę, wreszcie mogąc podejść bliżej, po czym z lekkim uśmiechem położył na blacie formularz.
– Ja tylko z listem poleconym – mruknął, z wdzięcznością obserwując, jak kobieta zaczyna działać.
– Tylko z listem, a jak niegdyś młodsi klienci mówili, „to dłużej trwa niż rozwód” – zaśmiała się, stemplując papier z pewnym dramatyzmem.
– O rozwodach, to akurat coś wiem – odpowiedział w podobnym tonie, czym nieco zbił z tropu urzędniczkę.
– No cóż. W takim razie życzę Wesołych, NIE rozwodowych Świąt.
Mikołaj podziękował i zapłacił za nadanie listu. Odwrócił się. Dziewczynka tłumaczyła komuś innemu z kolejki, ile powinien nakleić znaczków na swoją kopertę. Trzymała przy tym w drobnej rączce pewnie kredkę, a na twarzy miała wymalowaną pełną skupienia powagę, której ciężko spodziewać się u kogoś tak… młodego. Biorąc pod uwagę jej wiek i dwa śmieszne kucyki na głowie, wyglądało to nawet zabawnie i Mikołaj przyglądał się jej z rosnącym zainteresowaniem. W końcu delikwent został odprawiony od stolika, najwyraźniej dokładnie już poinstruowany, i mała wróciła do rysowania na swojej kartce. Co chwilę marszczyła nos, jakby zmagając się z myślami, i nieustannie coś dopisywała.
Nie mógł się powstrzymać. Podszedł bliżej, udając, że jest zainteresowany ulotkami leżącymi na stoliku.
– Co tam piszesz? – zapytał, nie kryjąc uśmiechu.
Dziewczynka spojrzała na niego, tym razem bez wcześniejszej surowości, choć wyraźnie oceniająco, jakby ważyła, czy zasługuje na odpowiedź.
– Piszę list do Świętego Mikołaja – odparła z powagą.
– Ach, list do Świętego Mikołaja – powtórzył, starając się przybrać równie poważny ton. – A co tam napiszesz? Może o nową lalkę albo klocki?
Dziewczynka pokręciła głową i zmarszczyła brwi, jakby jego pytanie było co najmniej absurdalne.
– Nie. To nie jest o zabawkach. Piszę o ważnych rzeczach – oznajmiła stanowczo i tupnęła pod stołem nogą.
– Ważnych?
– Tak – przyznała cicho. – Mikołaj może sprawić, że mama znowu będzie się uśmiechać.
Te słowa sprawiły, że coś ścisnęło go w środku. Nagle cały świąteczny zgiełk poczty, ludzie narzekający na długie kolejki, szelest papierów i krzyk dzieci, przygasł. Spojrzał na nią, próbując coś odpowiedzieć, ale poczuł, że brakuje mu słów.
Dziewczynka nagle się ożywiła, jakby przypomniała sobie o czymś ważnym, i szybko dopisała ostatnie zdanie. Następnie złożyła kartkę, po czym wsunęła ją do swojej małej torby. Rzuciła mu jeszcze jedno, surowe spojrzenie, po czym pobiegła w stronę starszej kobiety, która stała z boku, uśmiechając się ciepło do wnuczki. Babcia – na oko w sile wieku, z dobrotliwą twarzą i siwymi włosami w eleganckim koku – czekała, aż dziewczynka do niej dołączy, by razem wyjść z poczty.
– Panie Naczelnik, pani jeszcze poczeka sekundkę! – zawołał ktoś z boku i wyminął Mikołaja.
Pracownik poczty podszedł do starszej kobiety i dziewczynki i wręczył naczelniczce teczkę. Po krótkim pożegnaniu, kobieta i mała wyszły.
Mikołaj odprowadził je wzrokiem, zauważając, że dziewczynka w zamieszaniu upuściła kartkę na podłogę. Ostrożnie podniósł list, delikatnie otrzepując z niego niewidoczne pyłki kurzu. Kartka była złożona w staranny kwadrat, a rogi zdobiły narysowane ołówkiem choinki i gwiazdki, wykonane dziecięcą ręką. Spojrzał za dziewczynką i jej babcią, które właśnie wychodziły na zewnątrz. Zimowe powietrze wdarło się przez otwarte drzwi, niosąc ze sobą zapach świeżego śniegu, i cynamonowego ciasta z pobliskiej piekarni. Na dworze rozciągał się obraz jak z pocztówki – ulice pełne świątecznych światełek, migoczących w rytm spadających płatków śniegu.
Dziewczynka i babcia przystanęły, by zasznurować płaszczyki, a Mikołaj obserwował je przez szybę, mając wrażenie, jakby znalazł się w samym środku świątecznego filmu. Nie mógł się oprzeć ciekawości – coś w tym liście go przyciągało, przywoływało dziecięce wspomnienia, gdy sam czekał na Świętego Mikołaja z nadzieją i wiarą w magię świąt. Teraz jednak widział, że to nie dziecinne marzenie, ale szczery, prosty list z wyjątkowym przesłaniem.
„Drogi Święty Mikołaju, Mama mówi, że możesz przynieść pod choinkę tylko jeden prezent. Proszę Cię więc o jedno, żeby mama była znowu szczęśliwa. Nie musi być prezentów ani świątecznej kolacji. Chcę tylko, żeby się uśmiechnęła. Obiecuję, że będę grzeczna. Amelka.”
Przykre, pomyślał i cofnął się w przeszłość do tego pełnego radości i oczekiwania czasu, gdy on i jego brat czekali z nosami przyklejonymi do zamarzniętej szyby. Wtedy w domu nigdy niczego nie brakowało. Nie przelewało się, to prawda, ale stół świąteczny był zawsze suto zastawiony, a prezenty nagle się zjawiały i były takie jak trzeba. Wielkie, kolorowe, takie, o których się mówiło cały kolejny rok. A ta mała dziewczynka chciała tylko uśmiechu mamy.
– No dobra. Czego mogą chcieć samotne matki? – powiedział cicho sam do siebie.
O tym, że owa smutna mama Amelki jest samotna, wydedukował między wierszami. Sam nie wiedział nawet dlaczego, ale wydawało się to oczywiste. W okresie świątecznym panował jakiś wysyp samotnych matek próbujących wziąć na litość takich jak on – też samotnych, ale bez zobowiązań i za to z portfelem. Skarcił się zaraz za tę myśl. Jeszcze przecież nie poznał tej kobiety. Nic o niej nie wiedział.
Westchnął. No dobra, myślał dalej. Jak mała zobaczy, że zgubiła list, będzie jej przykro, że Święty Mikołaj go nie dostanie. Może jeszcze ją złapię.
Pospiesznie opuścił pocztę i z ulgą odkrył, że Amelka i jej babcia nie odeszły daleko. Przechodziły właśnie ostrożnie na drugą stronę ulicy, jakby obie bały się poślizgnąć na oblodzonym przejściu dla pieszych. Mikołaj ruszył za nimi w bezpiecznej odległości, starając się nie stracić ich z oczu, ale jednocześnie nie wyjść na jakiegoś zboczeńca, co śledzi małą dziewczynkę i starszą panią. Po kilku minutach marszu, babcia z Amelką przystanęła przed małą kawiarenką i oglądały wystawę. Wyglądało na to, że dziewczynka miała wielką ochotę na coś słodkiego i babcia dała się w końcu namówić, by wejść do środka.
To był impuls. Mikołaj wszedł za nimi, poczuł przyjemne ciepło bijące od pieca i zapach świeżych pierników. Zamówił filiżankę kawy, czekając na moment, gdy będzie mógł niepostrzeżenie oddać dziewczynce jej list.
Amelka z babcią usiadły przy stoliku przy oknie. Dziewczynka wspięła się na krzesło i od razu zaczęła wpatrywać się w gablotę pełną ciast i babeczek, każdą ozdobioną świątecznym akcentem. Jego uwagę przykuła szczególnie duża babeczka, na której widok Amelka szeroko otworzyła oczy. Udekorowane bitą śmietaną i gwiazdkami z lukru ciastko najwyraźniej stało się upragnionym życzeniem dziewczynki.
– Babciu, poprosimy tę, dobrze? – zapytała błagalnym tonem.
Starsza pani uśmiechnęła się ciepło, ale w jej spojrzeniu krył się cień wahania.
– Może wybierzemy coś mniejszego, kochanie? Ta jest… dość droga – powiedziała delikatnie.
Amelka spochmurniała, ale skinęła głową. Babcia zamówiła dwie małe herbatki i zwykłe ciastko, po czym zajęła się wyjmowaniem czegoś z torebki. Dziewczynka spoglądała w stronę upragnionej babeczki, z miną pełną zrezygnowania.
Mikołaj poczuł, że jego serce mięknie. Wstał z miejsca i podszedł do lady, gdzie stała młoda kelnerka w czerwonym fartuchu, dekorując tacę z piernikami.
– Przepraszam – powiedział cicho, pochylając się w stronę dziewczyny. – Czy mogłaby pani podać tej małej przy oknie tę dużą czekoladową babeczkę? Ale… – tu spojrzał na Amelkę i babcię, upewniając się, że nie zauważyły – proszę powiedzieć jej, że to od Świętego Mikołaja. To nasza mała, mikołajkowa tajemnica. – Położył na blacie banknot pięćdziesięciozłotowy. – A reszta dla świątecznego elfa.
Kelnerka uśmiechnęła się, widząc ten gest, i skinęła głową.
– Oczywiście. Święty Mikołaj zawsze potrafi sprawić niespodziankę – odpowiedziała z mrugnięciem oka.
Po chwili Mikołaj obserwował, jak kelnerka przynosi dużą babeczkę do stolika Amelki. Dziewczynka aż podskoczyła na krześle, z szeroko otwartymi oczami patrząc na słodkość, która przed nią się pojawiła.
– Babciu! – zawołała, pełna radości. – Święty Mikołaj chyba mnie usłyszał! To na pewno jego sprawka!
Babcia roześmiała się ciepło, głaszcząc Amelkę po głowie.
– No widzisz, skarbie. Może cuda jednak się zdarzają.
Mikołaj poczuł ogromną satysfakcję, widząc jej radość, i wiedział, że to była właściwa decyzja. List, który miał w dłoni, ściskał jeszcze mocniej. Nie mógł teraz tak po prostu podejść i oddać go dziewczynce. Zamiast tego, postanowił zachować go jako część swojej własnej, świątecznej tajemnicy.
Zerkając ostatni raz na roześmianą Amelkę, która z uwagą zjadała każdy kawałek babeczki, wyszedł cicho z kawiarni, zostawiając im wspomnienie tego małego, magicznego spotkania.
Od spotkania Amelki minęło kilka dni i nim Mikołaj spostrzegł, nastał szósty grudnia. Rozpoczął się od porannych życzeń imieninowych od matki, która przy okazji przypominała, że czeka aż zawiesi jej lampki nad wejściem do domu. Mama jak zwykle łączyła serdeczne życzenia z przypomnieniem, że coś jej obiecał. W drodze do pracy odczytał jeszcze kilka wiadomości od znajomych, którzy akurat sobie przypomnieli, że dzisiaj są Mikołajki, więc uznali to za dobrą okazję do żartów typu: „Mikołaju, Mikołaju, podrap się po jaju” i innych, równie żałosnych zapytań o prezenty. Był to również pretekst do tego, by wspomnieć, że w kieszeni płaszcza ciągle nosił list Amelki.
„Głupia sprawa,” myślał, idąc do biura. Amelka na pewno była przekonana, że jej list dotarł do Świętego Mikołaja, zwłaszcza po tej małej babeczkowej niespodziance. Wyobrażał sobie, jak zapewne codziennie patrzy na choinkę z nadzieją, że spełni się jej życzenie. Co dziwne, jego samego zaczęło prześladować myślenie o tym życzeniu. Uśmiech mamy… Drobna rzecz, a jednak. Wkrótce miał dowiedzieć się, dlaczego tak bardzo trzymał się tego listu.
W biurze, mimo świątecznego klimatu, panował typowy korporacyjny rozgardiasz. Na biurku Mikołaja piętrzyły się papiery, a monitor wyświetlał arkusz z kolejnym raportem. Pracując, nie mógł jednak powstrzymać myśli o liście Amelki, który wciąż nosił w kieszeni płaszcza.
Przerwał mu głos Joanny, koleżanki z działu finansowego, która zajrzała do jego pokoju, trzymając w dłoni kubek z parującym kakao.
– No to co, Mikołaju? Dziś spełniasz nasze życzenia? – rzuciła z uśmiechem.
– Jasne, tylko wpisz je do mojego terminarza na przyszły rok – odpowiedział, przewracając oczami. – Masz jakieś konkretne prośby?
Joanna uśmiechnęła się szelmowsko.
– Chyba załatwiłam wszystko z prawdziwym Mikołajem – wskazała na okno, za którym migały światełka świątecznego jarmarku. – Ale dzięki za propozycję. A tak serio, wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiał.
Zawahał się. Przez moment chciał jej opowiedzieć o liście Amelki, ale uznał, że to zbyt osobiste.
– Tak, wszystko w porządku. Po prostu grudzień. Wiesz, terminy, raporty... i te żarty – dodał, wskazując na ekran telefonu.
Joanna roześmiała się.
– W takim razie wracaj do roboty. Ale pamiętaj, Mikołaju, Święta to czas cudów! – rzuciła, wychodząc.
Czas cudów, powtórzył w myślach, zerkając na zegar. Do końca dnia nie mógł przestać myśleć o liście w kieszeni płaszcza.
Przebrnął przez kolejne godziny pracy, wciąż myśląc o Amelce i jej nieposłanym liście. W końcu, po południu, gdy czekał, aż zespół zakończy pracę nad projektem, zerknął na telefon. W tej samej chwili przyszła wiadomość od matki z przypomnieniem o lampkach.
– Wdepnę do niej po drodze – mruknął do siebie, kierując się do wyjścia.
Gdy Mikołaj dotarł do domu mamy, było już ciemno, a miasteczko tonęło w świątecznym blasku. Światełka rozwieszone na latarniach migały delikatnie, odbijając się w białym puchu, który przykrywał ulice. Od czasu do czasu niósł się przyjemny dźwięk dzwoneczków i ciche śpiewy kolęd, które sączyły się z głośników ukrytych w ozdobach miejskich.
Dom mamy, niewielki i przytulny, jak zawsze emanował ciepłem. Z komina unosił się dym, a zapach ciasta i cynamonu witał go już od progu. Gdy tylko wszedł, jego mama – drobna, ciepła kobieta o łagodnym uśmiechu i siwiejących włosach upiętych w mały kok – od razu podeszła do niego z uściskami.
– Mam ciasto. Takie, jakie lubił Andrzejek… – Głos się jej zawiesił, a Mikołaj chrząknął niepewnie. Nie lubił rozmawiać z mamą o bracie. – Ale zanim je ukroję, powieś mi te lampki! Sąsiedzi patrzą, a ja czuję się, jakbym Boże Narodzenie odwołała – zażądała z wymuszonym uśmiechem. – Wyniosłam w ciągu dnia drabinę na ogród.
Skinął głową, zdjął płaszcz, a zamiast niego wciągnął na siebie gruby sweter ojca i wyszedł na zewnątrz. Przystawił drabinę i wspiął się, by zawiesić światełka nad wejściem. Zajęło mu to o wiele mniej czasu, niż się spodziewał i pożałował, że tak długo zwlekał z tą przysługą. Ale zawsze było coś ważniejszego do zrobienia.
Kiedy skończył, mama czekała już w środku z dwoma parującymi kubkami herbaty, wzbogaconej o cytrynę i goździki.
– Powiesiłeś równo? – zapytała, udając surową.
– Pewnie, że tak. Sąsiedzi będą zazdrościć – odpowiedział z uśmiechem.
Usiadł na starym, wygodnym fotelu, który znał jeszcze z dzieciństwa, czując, jak ogarnia go spokój.
Siedzieli chwilę w ciszy, słuchając trzaskającego ognia w kominku i obserwując, jak za oknem delikatnie wirują płatki śniegu. Mama zawsze wiedziała, jak stworzyć atmosferę, która rozgrzewa serce nawet w najchłodniejszy wieczór.
Wtem poczuł w kieszeni znajomy kawałek papieru. Wyciągnął list Amelki, a gdy przelotnie prześlizgnął się wzrokiem po drobnych literkach, jego mama zerknęła na niego z ciekawością.
– Co tam masz, kochanie? – zapytała miękko.
Mikołaj uśmiechnął się lekko.
– Ach, znalazłem list od małej dziewczynki na poczcie. Wygląda na to, że napisała go do… Świętego Mikołaja – przyznał z rozbawieniem, mimo że poczucie czegoś niepoprawnego wciąż go nie opuszczało.
Mama spojrzała z ciepłym zainteresowaniem.
– Święty Mikołaj znalazł swój list – szepnęła z uśmiechem. – A co takiego napisała?
Mikołaj początkowo wahał się, ale w końcu zaczął czytać cicho, a gdy dotarł do słów o „uśmiechu mamy”, zerknął na swoją matkę, jakby szukając potwierdzenia. Jej oczy błyszczały wzruszeniem, a delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach.
– Piękna prośba, prawda? – szepnęła, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Może powinieneś coś z tym zrobić, Mikołaj.
Spojrzał na nią, zaskoczony tą sugestią.
– Myślisz, że powinienem ją odnaleźć? Tę dziewczynkę, znaczy się, nie matkę.
Mama, zawsze pełna życzliwości dla każdego, pogładziła go po ramieniu i odpowiedziała cicho:
– Może nie tylko odnaleźć. Może czas, by Święty Mikołaj naprawdę spełnił to życzenie. Myślę, że czasem mamy muszą dostać prezent, nawet jeśli same o niego nie proszą. Może warto, żebyś spróbował być Mikołajem, którego one potrzebują.
Siedzieli tak chwilę w ciszy, a Mikołaj nagle poczuł, jak to świąteczne ciepło, atmosfera oczekiwania i prośba tej dziewczynki – cudza potrzeba tak niewielka, a zarazem wielka – stają się czymś, czego nie mógłby po prostu zignorować.
Rok w rok starał się zaspokoić tę naturalną chęć niesienia pomocy w okresie świątecznym w sposób niewymagający od niego większego osobistego zaangażowania – dorzucał się do internetowych zbiórek, dokładał się w pracy do akcji Szlachetnej Paczki, zawsze kupował świecę Caritasu – dobre uczynki, na które było go stać, ale nie wymagały tego, by samodzielnie coś zrobić.
– Może masz rację, mamo – stwierdził w końcu, a w jego głosie pojawiła się pewność, jakiej brakowało mu od dawna.
Mama tylko skinęła głową, wpatrując się w niego z ciepłym uśmiechem, który mówił, że była pewna jego decyzji, jeszcze zanim sam ją podjął.
Mikołaj wszedł na pocztę, otulony płaszczem, z szalem ciasno owiniętym wokół szyi. Mroźne powietrze przyniosło ze sobą zapach śniegu i coś jeszcze – może odrobinę nadziei, choć sam by tego nie przyznał. Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał delikatnie, a znajomy gwar klientów otoczył go niczym refren świątecznej piosenki. Mariah Carey stanowiła jedynie tło.
Rozejrzał się po wnętrzu, szukając znajomych twarzy – dziewczynki z dwiema kucykami albo jej babci o siwych włosach upiętych w schludny kok. Być może przyjdą tu znowu, pomyślał. Może znowu usiądą przy stoliku dla oczekujących, a mała zacznie pisać kolejny list.
Niestety, żadnych znajomych twarzy. Wszyscy wokół wydawali się zatopieni w swoich codziennych sprawach – nadawanie paczek, opłacanie rachunków, wybieranie kartek świątecznych. Westchnął i ruszył w stronę okienka.
Za ladą siedziała ta sama urzędniczka, która obsługiwała go poprzednim razem. Miała na sobie gruby sweter z reniferem i wyglądała na kogoś, kto równie dobrze mógłby rozweselać dzieci na szkolnym przedstawieniu, co stawiać ludzi do pionu w kolejce na poczcie. Spojrzała na niego znad okularów, gdy podszedł bliżej.
– Dzień dobry. – Mikołaj spróbował uśmiechu, który miał być rozbrajający, ale wyszedł raczej niepewny. – Mam nietypową sprawę. Chodzi o dziewczynkę, która była tu kilka dni temu. Mała, może siedem lat, dwie kitki. Była z babcią.
Kobieta zmrużyła oczy, jakby chciała go prześwietlić na wskroś.
– Dziewczynka z kitkami? Na poczcie? – powtórzyła z lekkim sceptycyzmem.
– Tak, dokładnie. Zostawiła list, który napisała do Świętego Mikołaja. – Wyciągnął kartkę z kieszeni płaszcza i uniósł ją lekko, jakby na dowód swoich słów. – Powiedziano mi, że to wnuczka byłej naczelnik. Chciałbym… no cóż, chciałbym oddać jej ten list.
Kobieta zmarszczyła brwi, unosząc okulary na czoło.
– Ach, wnuczka pani Nowakowej? – zapytała. – To możliwe, choć niewiele osób pamięta naszą starą naczelnik. Ale adresów klientów nie podajemy, proszę pana. RODO i te sprawy. – Dodała ostatnie zdanie z triumfem, jakby właśnie rozwiązała zagadkę prawną.
Mikołaj zareagował odruchem – westchnął głośno, rozkładając ręce.
– Nie chodzi mi o żadne dane osobowe. Chcę po prostu oddać list. To nic wielkiego, naprawdę.
