Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego -  - ebook

Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego ebook

4,6

Opis

Ta książka poświęcona jest przede wszystkim bohaterkom, które znane były do tej pory tylko z imienia, lapidarnych wzmianek w tekstach źródłowych lub pojawiały się jako towarzyszki walki swoich kolegów. Są wśród nich dziewczyny młodsze i starsze. Te, które jeszcze przed wojną zaangażowane były w działalność społeczną czy polityczną, oraz te, które zostały niejako zmuszone sytuacją w czasie wojny. Odważne, nieśmiałe, zdeterminowane i wahające się. „To kwestia charakteru”, mówi syn jednej z nich. Być może.

Skrawki życia i informacje rozsiane w archiwach, relacjach świadków lub publikacjach związanych z historią powstania w getcie warszawskim były jak pojedyncze okruchy, z których należało stworzyć pełną opowieść. To pierwsza w Polsce taka próba, pierwsza w Polsce książka, wstęp do odzyskiwania pamięci o bojowniczkach z getta warszawskiego.

Autorki: Kalina Błażejowska, Katarzyna Czerwonogóra, Agnieszka Dauksza, Patrycja Dołowy, Agnieszka Glińska, Hanka Grupińska, Agnieszka Haska, Natalia Judzińska, Magdalena Kozłowska, Joanna Ostrowska, Karolina Sulej, Anna Szyba, Karolina Szymaniak, Monika Tutak-Goll

Ze wstępem Zuzanny Hertzberg

Koedycja z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 392

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (7 ocen)
4
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Trader55

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo potrzebna książka
10
ta_majewska

Dobrze spędzony czas

Ciekawy temat, niestety teksty dosc nierówne. Cześć świetna część trudna do przebrnięcia
00

Popularność




Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Redaktorki tomu Sylwia Chutnik i Monika Sznajderman

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce Chajka Bełchatowska (w środku), Miriam Szyfman (pierwsza z lewej) z innymi członkiniami Cukunftu, Archiwum YIVO Institute for Jewish Research

Copyright © by Wydawnictwo Czarne i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, 2023

Prawa autorskie wszystkich tekstów przysługują ich Autorkom.

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Magdalena Błędowska

Konsultacja merytoryczna dr Zofia Trębacz

Korekta Ewa Mościcka / d2d.pl, Anna Hegman / d2d.pl

Skład Robert Oleś

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-704-9 (Wydawnictwo Czarne)

ISBN 978-83-967749-0-3 (Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN)

Partnerzy wydania:

Od redaktorek

Ta książka po prostu musiała powstać. Bo czy to był przypadek, że na pomysł opublikowania zbioru tekstów o kobietach walczących w gettach równocześnie wpadło kilka osób? Zuzanna Hertzberg chciała stworzyć artystyczny album z sylwetkami tych, które zaangażowały się w walkę w różnych miastach Polski. Dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN planował przygotowanie publikacji związanej z osiemdziesiątą rocznicą powstania w getcie warszawskim, a Sylwia Chutnik myślała o portretach Żydówek, które działały zbrojnie. Jednocześnie i zupełnie niezależnie Monika Sznajderman, wysłuchawszy dyskusji o bojowniczkach z udziałem Zuzanny Hertzberg i Karoliny Szymaniak, wpadła na ten sam pomysł. W końcu wszystkim inicjatorkom i inicjatorom udało się jednak spotkać i przedyskutować, jaką formę powinna przyjąć ta prekursorska publikacja poświęcona dzielnym kobietom walczącym w pierwszym powstaniu warszawskim.

Do opisania bojowniczek z getta warszawskiego zaprosiłyśmy autorki, które w różny sposób zajmują się tematyką Zagłady, herstorii czy pamięci; które mówią własnym głosem i oprócz posiadania kompetencji zawodowych, wiedzy i talentu są również emocjonalnie zaangażowane w kwestie związane z odzyskiwaniem przeszłości, zwłaszcza grup dotychczas niereprezentowanych.

Niniejsza publikacja jest poświęcona przede wszystkim tym bohaterkom, które znane były do tej pory tylko z imienia, lapidarnych wzmianek w tekstach źródłowych lub pojawiały się jako towarzyszki walki swoich kolegów. Są wśród nich dziewczyny młodsze i starsze. Te, które jeszcze przed wojną zaangażowane były w działalność społeczną czy polityczną, oraz te, które zostały niejako zmuszone sytuacją w czasie wojny. Odważne, nieśmiałe, zdeterminowane i wahające się. „To kwestia charakteru”, mówi syn jednej z nich. Być może.

Skrawki życia i informacje rozsiane w archiwach, relacjach świadków lub publikacjach związanych z historią powstania w getcie warszawskim były jak pojedyncze okruchy, z których należało stworzyć pełną opowieść. Stąd w niektórych tekstach widać zmaganie z formą, niemożność skreślenia pełnego obrazu, białe plamy i wahanie. To niewątpliwie atut, podobnie jak emocje, które zwykle nie kojarzą się przecież z fachową, „naukową” pracą. Wydaje się to szczególnie ważne, aby kobiety dotychczas pomijane w oficjalnej narracji bądź „zgubione w pamięci” wreszcie odzyskały miejsce w historii – i aby to właśnie współczesne autorki stały się akuszerkami ich ponownego włączenia w oficjalny obieg.

Wybór, jakiego dokonały redaktorki, nie wyczerpuje tematu, stanowi zaproszenie do dalszych badań oraz pracy nad odkrywaniem kolejnych bohaterek – różniących się od siebie, wybierających rozmaite, często sprzeczne wobec siebie strategie oporu i walki w sytuacji granicznej.

Niech zatem będzie to wstęp do odzyskiwania pamięci o bojowniczkach z getta warszawskiego.

Zuzanna HertzbergWstęp. Więcej niż tylko trzy linijki[1]

Do miejsca, z którego piszę ten tekst, doprowadził mnie szereg doświadczeń. Najważniejszym z nich było doświadczenie życia jako osoba mniejszościowa i kobieta. Praca na zasobach archiwalnych, praktyka artystyczna i działania w domenie publicznej stały się dla mnie wehikułem pozwalającym przenieść w przestrzeń pamięci historycznej własną wrażliwość, szczególne wyczulenie na aktualność przesłania i strategii żydowskich kobiet czasu Zagłady. Opowieść o bojowniczkach warszawskiego getta jest dziś przekazem niezbędnym, by budować równiejszą przyszłość. Podejmuję ją jako artystka, performując własną tożsamość żydowskiej Polki w aktach oporu – przeciw nie-pamięci jako źródłu nierówności i przeciw jednokanałowym narracjom, wypierającym kobiety z dyskursu o historii.

Zaczynem moich praktyk jako artystki i badaczki archiwów było osobiste doświadczenie dyskryminacji i wykluczenia. W archiwach odnalazłam herstorie, o których milczą podręczniki. Historię, w której ich brakowało, trzeba było zrewidować. I nauczyć się tej nowej, by odzyskać głos kobiet. Książka, którą oddajemy do rąk czytelniczek i czytelników, może być – taką przynajmniej mam nadzieję – jednym z pierwszych tomów jakiejś nowej, krytycznej biblioteki. Biblioteki, która mówiąc o przeszłości, powie nam też, w jakim miejscu dziś wszystkie i wszyscy jesteśmy.

Z lektury skrawków zapomnianych relacji, które odnalazłam w tym mniejszym archiwum, jakim dla każdej i każdego z nas jest kronika rodzinna, ułożyłam mapę własnej tożsamości. Punktem wyjścia była więc dla mnie swoiście rozumiana auto-archeologia. Przeszukując świadectwa, przede wszystkim kobiet, zszywając skrawki wspomnień, zrekonstruowałam wymazany z historii ślad udziału żydowskich kobiet walczących w Brygadach Międzynarodowych w Hiszpanii przeciwko faszystowskiemu puczowi generała Franco (1936–1939). Dowiedziałam się z nich, jak wielki wkład w obronę Republiki wniosły żydowskie aktywistki o różnych tożsamościach politycznych i bardzo odmiennych wrażliwościach społecznych, dla których walka o wolność i radykalnie pojmowaną równość społeczną była sprawą przełamującą bariery kulturowe i terytorialne.

[Czy istnieje terytorium oporu, które można odgraniczyć i oflagować? Hiszpania, warszawskie getto i Białystok mówią nam, że nie. To, co dzieje się tam, dzieje się też tu. Opór to republika wielu sztandarów, o czym świadczą dzieje aktywistek i aktywistów. Pinkas (Pinkus) Kartin, ochotnik kompanii imienia Naftalego Botwina, przerzucony do warszawskiego getta, by zorganizować siatkę struktur militarnego oporu, i Dora Lorska, uczestniczka ruchu oporu w Hiszpanii, we Francji i na terenie obozu w Auschwitz, pokazują nam, że walka z przemocą nie ma barw narodowych]

[Nad płonącym gettem powiewały trzy flagi: ta z gwiazdą Dawida, sztandar z hasłem „Za Wolność Waszą i Naszą”[2] i flaga polska]

Analizując fakty, zestawiając je z obiegowymi, kłamliwymi wyobrażeniami na temat wojny domowej w Hiszpanii, doszłam do punktu, w którym wyczulenie na manipulacje polityki historycznej zbiegło się z moją praktyką artystyczną. Był to dla mnie początek działalności performatywnej, którą zaczęłam postrzegać od tej chwili jako strategię artywizmu, połączenia pracy stricte artystycznej z aktywizmem społecznym i działaniami w przestrzeni publicznej. W ten sposób powstały moje cykle Dąbrowszczacy – Wyklęci wśród Wyklętych, Ochotniczki Wolności i Nomadyczna Pamięć, których przesłaniem było odzyskiwanie wymazywanych, niewygodnych faktów polskiej i europejskiej historii, przede wszystkim zaś rewizja oceny udziału żydowskich heroinek na różnych frontach walki z faszyzmem i jego nazistowskimi kontynuatorami. A także aktywny opór przeciw wykreślaniu kobiet i kobiecych doświadczeń z historii przez męskich narratorów. Wtedy też uświadomiłam sobie, jak ważną rolę w tej praktyce odgrywa sztuka – nie tylko jako forma ekspresji, edukacji i propagowania idei, lecz również jako strategia samoobrony. Bo to, co zdarzyło się w Hiszpanii, a wkrótce potem rozlało się na całą Europę, jest naszym wspólnym doświadczeniem, również tu i teraz, doświadczeniem deficytu praw i dyskryminacji, które w swej na pozór niewinnej, „pokojowej” postaci dotyka rozmaite grupy mniejszościowe, zwłaszcza najliczniejsze z nich, jakimi są osoby niecismęskie i uchodźcze. Sztuka jest narzędziem walki, której miejscem nie jest tylko galeria, ale też ulica.

Na użytek strategii artywistycznej ukułam pojęcie pamięci nomadycznej, pamięci jako kłącza – wędrującej, nieudomowionej, transgranicznej, ponadnarodowej, odżywającej w wielu miejscach i w różnych czasach, w równym stopniu „zapamiętującej”, co aktywującej refleksję nad aktualnością. I co najważniejsze – wzywającej nas dzisiaj do działania. Przenoszą ją osoby, dla których nie jest ona zasobem dokumentów, lecz aktywnym mechanizmem pola sił.

Pierwszą aplikacją tego pojęcia była wymazywana pamięć o Dąbrowszczakach, ochotniczkach i ochotnikach Brygad Międzynarodowych – przeniosłam ją w przestrzeń publiczną. Przejmując kluczowy, założycielski dla narracji nacjonalistycznej mit Żołnierzy Wyklętych, squeerowałam go, wprowadzając do obiegu społeczno-politycznego kategorię Wyklętych wśród Wyklętych. W ten sposób starałam się pokazać, jak działa polityczny mechanizm wymazywania niewygodnych wątków naszej historii.

Działania te zaprowadziły mnie w dziedzinę pamięci historycznej i do roli archiwum jako transmitera faktów oraz miejsca, gdzie prawda poddawana jest manipulacji w imię doraźnych celów politycznych. Francuski filozof Paul Ricoeur powiedział kiedyś, że zadaniem świadomego swych celów historyka jest otwieranie archiwów w taki sposób, by odzyskać ślad tego, co dominująca opcja ideologiczna próbowała z nich wymazać. A wcześniej Jacques Derrida w Gorączce archiwum wprowadził do obiegu słynną maksymę: „Nie ma władzy politycznej bez kontroli nad archiwami”.

Potrzebna jest zmiana spojrzenia na archiwum. Jeśli jest ono polem działania sił inżynierii polityczno-społecznej, to może być też odwrotnie: może się stać przestrzenią odzyskiwania, od-wymazywania, przywracania. W tym znaczeniu „zajmowanie się” historią może być jej odminowywaniem, rewizją obiegowych klisz i zwykłych manipulacji dokonywanych na użytek doraźnych celów politycznych. Rodzajem subwersji, wyzwania rzuconego hegemonicznym konstrukcjom przeszłości. Jednym z takich wyzwań było odzyskanie herstoryczności przekazu o żydowskich bojowniczkach warszawskiego getta.

Męska jednokanałowa narracja i niezgoda na nią stanowiły punkt wyjścia dla projektu instalacji tkaninowych i performance’u mówionego, któremu przewodził motyw indywidualnego i zbiorowego oporu żydowskich kobiet czasu Zagłady i którego rozwijaniem zajmuję się do dzisiaj. W jego centrum pojawiło się pojęcie mechicy, przesłony oddzielającej w ortodoksyjnej synagodze sekcję modlących się mężczyzn od asystujących im za tą barierą kobiet. Bardzo łatwo pokazać, że jest to pojęcie uniwersalne, zakodowane również w świeckiej tradycji patriarchatu, a jego aplikacjami społecznymi są nie tylko nierówności ze względu na płeć, lecz także ze względu na mniejszościową tożsamość czy orientację. A więc nie tylko synagoga, lecz także polskie getta ławkowe na przedwojennych uniwersytetach, autobusy i bary Alabamy.

Najważniejszą z takich aplikacji jest przeniesienie mechicy w przestrzeń archiwum, gdzie dokonuje się selekcja męskiego i żeńskiego sposobu narracji historycznej. W przypadku opowieści o warszawskim getcie mamy do czynienia ze swoistą „korekcją genderową”, oddzielającą męski heroizm od asystenckiej roli kobiet. Jednokanałowa narracja spycha je do roli pomocniczek: łączniczek, sanitariuszek i partnerek, zacierając ich rolę bojowniczek. Ta ich pomocnicza rola jest szczególnie widoczna w męskich relacjach dotyczących zbrojnego i cywilnego oporu w getcie – pojawiają się w nich jako „ładne” lub „mężne niewiasty”, towarzyszki walki mężczyzn.

[„Kobiety robiły wszystko, wszystkie najbardziej niebezpieczne rzeczy” – Witka Kempner-Kowner]

[We wniosku uzasadniającym przyznanie Mirze Fuchrer z Ha-Szomer ha-Cair odznaczenia Virtuti Militari (1948) napisano: „Członek ŻOB-u. Towarzyszka walki Mordechaja Anielewicza…”]

Pojęcie herstorii domaga się tu uściślenia. Powstało wiele publikacji na temat udziału kobiet w powstaniu w warszawskim getcie autorstwa historyków, ale również kobiet reprodukujących w nieświadomy sposób męskie opowieści lub wytyczone przez nich mapy myślowe. Na tych mapach kobiety były tylko maleńkimi punktami w morzu męskiego heroizmu.

Żadna z nas nie będzie temu przeczyć. Męski przekaz o kobiecie obciążony jest jednak fundamentalnym, bo płynącym z cywilizacji patriarchatu deficytem. Brak mu praktyki kobiecego przeżywania życia, doświadczenia wspólnoty, wyczucia intymności i siostrzanej empatii, z jaką tylko kobieta może opowiedzieć o innej kobiecie. Dla herstorii istotne jest upodmiotowienie relacji, rola mówiącej, którą z tą, o której mówi, łączy wspólnota doświadczenia rozciągająca się na osi czasu; to, że mówiąc o kobietach tamtego czasu, mówimy też, zachowując wszystkie proporcje i poczucie szacunku, o nas samych. To pietyzm, którego genotypem jest czułość, anarchizująca, „aspołeczna” i jednostkowa, płynąca z miejsca troski i siostrzeństwa, którego nie da się skodyfikować w pojęciach czysto naukowych. I rzecz może nie bez znaczenia w tym kontekście – nowa archiwalna opowieść o kobietach getta łączy się nierozerwalnie z erupcją aktywizmu kobiet. To kobiety odnawiają zasób archiwalny, dając mu drugie życie.

Potrzebujemy wiedzy bojowniczek/pramatek, aby nauczyć się od nich metod i strategii działania, harmonii, miłości w walce, troski o siebie i o innych, czerpania radości w codziennych trudach; aby rekontekstualizować miejsce, z którego mówimy i w którym działamy. A one potrzebują nas, by odzyskać swój głos i należne im miejsce w historii.

[„Nie płacz nad grobami bohaterów; nie płacz i nie współczuj. To nie współczucie masz dać światu, a czyny, które uwolnią ludzkość od koszmaru opresji i zniewolenia” – Chajka Grossman]

Projekt Mechica. Indywidualny i zbiorowy opór kobiet podczas Zagłady, cykl działań na pozór czysto artystycznych, odwołujący się do tradycyjnych metod i nośników przekazu (tkanina i performance mówiony), stał się dla mnie platformą dla operacji w przestrzeni publicznej – tkaninę potraktowałam jako sztandar i komunikat, a archiwum jako mobilne imaginarium wyprowadzające swe zasoby na ulice. Nie zbiór katalogów i dokumentów, lecz aktywujący nieustannie swą treść system interwencji na obszarach nie-pamięci, zwłaszcza tych, w których wymazuje się kobiety.

Herstorie bojowniczek warszawskiego getta to też relacje z domeny osobistych odczuć, miłości, seksualności i gwałconej kobiecej autonomii. To opowieść o wygaszonych marzeniach, wspomnieniach i nadziejach. O życiu, którego kobieta jest najwyrazistszą manifestacją, hebrajską Szechiną, od której, jak mówi Kabała, zaczyna się odbudowa i reforma świata (tikkun). To ona oddaje kosmosowi światło, rozpalając iskrę, rozpraszając mrok pierwotnej materii i odnawiając zerwane więzi międzyludzkie. Kabalistyczne drzewo życia ma kształt mandorli/waginy – symbolu kobiecej intymności i bólu, ale również siły i oporu, ważnego dla współczesnych aktywistek na całym świecie.

W przekazie herstorycznym istotną rolę grają elementy, które do opowieści o oporze wprowadzają motyw cielesności i związane z nią wojenne doświadczenia: rozregulowane cykle menstruacyjne, okaleczenia i aborcje, zabrudzone krwią miesięczną majtki, które dziewczyny pożyczały sobie, by zminimalizować ryzyko gwałtu. Sfera oporu była dla walczących kobiet getta również polem skrywanej intymności. Odbierano im prawo do błędu i emocjonalności, czytanej jako słabość, a część ich doświadczeń uznawano za „nieczyste”, więc najlepiej było je przemilczeć. Paradygmat męskiego heroizmu wykluczał to, co dzisiaj wszystkie wiemy – że to, co prywatne i intymne, staje się w sytuacjach granicznych również tym, co polityczne, a cielesność, o czym również wiemy, jest polem walki. I ryzykiem, które kobieta w znacznie większym stopniu niż mężczyzna w walce tej ponosi.

[Nawet Cywia Lubetkin, która stała się żywą legendą, figurą-symbolem bojowniczki w Izraelu i zachodnim kręgu kulturowym, nigdy nie mówiła o swoich osobistych doświadczeniach z czasu Zagłady. O jej aborcji dowiadujemy się między innymi od Adiny Blady-Szwajgier: „Celina i Antek to była prawdziwa miłość. Nie wojenna. Taka na całe życie. To miało być ich pierwsze dziecko. Celina, ta twarda, „męska” Celina załamała się. Zwyczajnie. Po babsku. Przyszła do mnie – nie, to ja przyszłam do niej, a ona płakała. Takim strasznym płaczem człowieka, który zapomniał łez. I wtedy ja też nie wytrzymałam tego. Ugięłam się i zaczęłam mówić, dlaczego tak musi być. Opowiedziałam jej o zaduszonym poduszką noworodku i o tym, które zmarło nie wiadomo dlaczego, ale rano znaleziono je nieżywe, i o tym trzecim jeszcze, którego nie udało mi się uratować ze zwykłego zapalenia płuc. […] Potem trzymałam ją za rękę w gabinecie, tylko nie musiałam jej mówić, żeby nie krzyczała. Bo to była Celina. Mocna. Twarda”]

Wiele żydowskich dziewczyn czasu Zagłady nosiło w sobie tamtą Lilit, wymazaną z kanonicznych pism w imię religijnej poprawności, zadekretowanej przez strażników męskiej obyczajności. Jedna z nich, Regina Fudem, posługiwała się nawet takim pseudonimem. Ignorując męski rozkaz, w geście groźby i odmowy przyłożyła sobie rewolwer do skroni, by móc wrócić kanałami do płonącego getta po towarzyszki i towarzyszy. Chciała sama decydować i za ten akt solidaryzmu i radykalnej empatii zapłaciła najwyższą cenę. Zginęła w walce.

Pistolet i szminka, wstążka do włosów i granat. Symboliczne współistnienie, którego nie znajdziecie w żadnym z podręczników. Kobiece doświadczenie potrzeby cieszenia się małymi okruchami życia ponad zgiełkiem wojny wnosiło do walki miłość i pragnienie przetrwania.

[„Wiele się od niej nauczyłam. Wyczulenia na rzeczy, które pozornie nie miały związku z naszą robotą: na ładną pogodę, biały puszysty śnieg, dobre spotkanie z towarzyszami, przytulny ciepły pokój, czasem nawet smak cukierka” – Chajka Grossman o Towie Altman]

[„Nie patrz tylko na okropności, na brzydotę życia, Niemców, okupację. Jeśli będziesz widziała tylko te rzeczy, nie odniesiesz sukcesu jako bojowniczka” – Towa Altman]

W relacjach z pola oporu żydowskich kobiet warszawskiego getta uderza przede wszystkim to, jak potrafiły się organizować, jak bardzo elastycznie reagowały na dynamikę zdarzeń; zwraca uwagę ich mobilność i zdolność do podejmowania ryzyka. Zadziwiają predyspozycja do tworzenia ruchomych siatek komunikacji i łatwość nawiązywania łączności ze światem po „aryjskiej stronie”. Te wszystkie cechy, tak dobrze opisywane dziś w kronikach partyzantki miejskiej i ulicznej, bojowniczki getta zawdzięczały swojej rozległej przedwojennej edukacji – praktyce siostrzanego solidaryzmu, inspiracji modelami życia wyemancypowanego od przesądów, zdolności tworzenia kolektywów i umiejętności stowarzyszania się w młodzieżowych grupach (również harcerskich), nie tylko z myślą o ewentualnych zagrożeniach.

Można chyba jednak mówić o czymś takim, jak intuicja i antycypacja przyszłych zdarzeń. Dyskryminacja mniejszości narodowych ma wielowiekową tradycję, lecz żydowskie dziewczyny znały ją już dobrze z polskich ulic, stykały się z nią również w instytucjach publicznych i w kontaktach z „aryjskimi” rówieśnikami. Dlatego międzygrupowe koalicje i kolektywizm były wpisane w ich społeczne DNA – nie tylko jako forma wspólnego spędzania czasu, lecz także jako odpowiedź na ryzyko atomizacji i rozproszenia w sytuacjach kryzysowych. Mechanizm zorganizowanego wyczuwania przyszłości, czytania procesów ewolucji historycznej i umiejętność koalicyjnego reagowania odtworzyły się z niezwykłą mocą za murami getta. Żydowskie dziewczyny miały ku temu specjalne predyspozycje, bo umiały lepiej „performować” etnicznie polską, katolicką tożsamość. Z powodów ekonomicznych i kulturowych otrzymywały tak zwane gorsze wykształcenie – podejmowały edukację w polskich szkołach powszechnych, ale dzięki temu nie tylko posługiwały się literacką polszczyzną, lecz odznaczały się też dobrą znajomością języka potocznego, co utrudniało rozpoznanie ich jako Żydówek. Orientowały się w kulturowych niuansach i kontekstach, a nawet znały treść i melodię modlitw. Miały etnicznie polskich znajomych, którzy w czasie kryzysu i wojny stanowili potencjalne zaplecze i siatkę kontaktów po „aryjskiej stronie”. Niektóre z nich należały do większościowych organizacji szkolnych, co później umożliwiło im działanie w ramach struktur podziemnych organizowanych przez nieżydowskich Polaków.

Z młodzieżówek i kibuców wynosiły niezwykłą wprost wszechstronność: dbałość o edukację intelektualną i troskę o kondycję fizyczną, zdolność samoobrony, samodzielność w praktykach życia codziennego, umiejętność uprawy ziemi i korzystania z płodów rolnych na wypadek emigracji i zagrożenia, by mogły same skutecznie się wyżywić.

O tym, jak łatwo kobiety potrafią się organizować – bez względu na etniczne i społeczno-religijne uwarunkowania – mogliśmy się przekonać całkiem niedawno, gdy fala kobiecych protestów i rewolty przetoczyła się przez cały niemal świat. Strategia zbiorowego oporu w getcie warszawskim była jedynie przedłużeniem nabytej już przed wojną zdolności wspólnego działania, opartego na relacjach wzajemnego zaufania i troski. Kolektywy budowano na wzór komand, z podziałem na role wykonawcze i przywódcze. Wykształciły one model liderek niestojący w sprzeczności z egalitarnym charakterem organizacji, w których przywódczynie stawały ramię przy ramieniu z „wykonawczyniami”. „Matki” i „starsze siostry” przewodziły grupom bojowym w getcie, wykorzystując doświadczenie nabyte przed Zagładą – inicjatywność i skuteczność w obieraniu właściwej strategii walki. Zarówno wtedy, jak i dziś, żeby dobrze działać aktywistycznie na szerszą skalę, trzeba się było znać „międzymiastowo”, a czasem ponad granicami. Tamte dziewczyny potrafiły to robić dzięki przynależności do tych samych kolektywów i ruchów.

[„Zdołaliśmy przeżyć życie w getcie, ponieważ mieliśmy świadomość, że stanowimy kolektyw, ruch. Każdy z nas wiedział, że nie jest sam. Każdy inny Żyd był całkowicie osamotniony w obliczu swojego przeznaczenia, sam wobec potężnego wroga. My natomiast, od pierwszej chwili do gorzkiego końca, byliśmy kolektywem, organizacją” – Cywia Lubetkin]

Wiele powiedziano i napisano o bohaterstwie osób walczących w getcie, podkreślając godnościowy motyw powstania. Mówi się o wyborze śmierci z bronią w ręku, o desperacji towarzyszącej temu wyborowi, akcentuje jego egzystencjalny i emocjonalny wymiar. Zbrojny i cywilny opór czasu Zagłady nie może być jednak przedmiotem romantyzacji, w której ginie organizacyjny, kolektywny wysiłek osób walczących z nazistami, zwłaszcza kobiet. To one wnosiły do powstania w warszawskim getcie myśl taktyczną, tworząc liczne punkty zaplecza i przyczółki cywilne po „aryjskiej stronie” – właśnie dzięki przedwojennemu doświadczeniu w kontaktach z polskim otoczeniem, świetnej znajomości języka i realiów politycznych.

Getto było bez wątpienia zamkniętą, osamotnioną enklawą cierpienia, ma też jednak głęboki sens pedagogiczny – uczy nas uważności na zagrożenia, przypomina, że czas pokoju nie jest dany na zawsze, że mur oddzielający ludzi od szaleństwa i obłędu wykluczania bardzo łatwo skruszyć. Opór żydowskich heroinek z warszawskiego getta jest więc również przykładem – jak się organizować i zrzeszać, by odpowiedź na przemoc nie była tylko buntem z góry skazanym na klęskę.

Opowieść o powstaniach w getcie (tym mniejszym, styczniowym, i tym większym, kwietniowym; to pierwsze bywa bagatelizowane i nazywane „akcją”, bojowniczki przekazują jednak, że jego przesłanie było istotne dla tego, co wydarzyło się w kwietniu, więc to rozróżnienie muszę tu przywołać) nasycona jest herstoriami. Wydobywają je i odzyskują badaczki, artystki oraz działaczki. Głos mówiących o Zagładzie kobiet ginął dotąd w zunifikowanym męskim przekazie. Zachęcały do tego również relacje samych uczestników oporu, w których na obszar kobiecej wrażliwości przenoszono mity o „męskich predyspozycjach” bojowniczek. Dorównywały nam męstwem i odwagą. Były prawdziwymi towarzyszkami „naszej” walki. W tym znoszeniu kobiecej autonomii objawiał się ukryty, głęboko zakorzeniony w kulturze patriarchatu mechanizm marginalizacji, a także właściwy tej kulturze protekcjonalizm.

[„Wiesz, Cywia, tak naprawdę to jesteś bardziej dzielnym chłopakiem. Nie ma w tobie nic z dziewczyny” – Mosze Nowogrodzki o przedwojennym incydencie, gdy Cywia Lubetkin odpędziła kijem polskich wyrostków, którzy zaatakowali młodych żydowskich chłopców wracających z kampusu letniego]

Odwaga jako męski rys, sprawność w posługiwaniu się bronią palną, której może nauczyć się też dziewczyna – to obiegowe klisze zacierające autonomię kobiecą, wysuwające na pierwszy plan plemienny mit męskiego heroizmu. Roi się od nich również dzisiaj, we współczesnym dyskursie o kobietach getta. One nie rywalizowały z mężczyznami, bo miały do stracenia coś więcej niż honor i godność żydowskiego życia – cały świat ich marzeń o egzystencji, której projekt zaplanowały jeszcze przed wybuchem wojny, a jego strategię przeniosły w czas Zagłady.

W ramach tej strategii nie wahały się przed sięganiem po narzędzia tradycyjnie przypisywane kobiecym formom walki z opresją. W rozmaity sposób maskowały semickie cechy fizyczne. Potrafiły się malować, farbować włosy na blond, przebierać się za polskie chłopki. Nie cofały się też przed używaniem własnego ciała jako oręża (kontrolowane „kokietowanie” polskich i nazistowskich oprawców w celu pozyskiwania informacji). Dzięki temu mogły swobodniej poruszać się między gettami, ponosząc jednak wielkie ryzyko demaskacji i biorąc na siebie ogromy ciężar związany z emocjonalnym i psychicznym wyczerpaniem. Były dziewuchami tamtego czasu (nazywali je tak członkowie oddziałów AK), wcielając w życie hebrajski symbol kobiety bojowniczki/rebeliantki – Lilit i Estery. Ponosiły wyrzeczenia i trudy, lekceważyły zagrożenia. Robiły rzeczy zarezerwowane dla mężczyzn, ale też znacznie więcej. I płaciły też więcej.

[„Była zawsze pierwsza, gdy trzeba było łamać przyzwyczajenia i konwencje” – rówieśnice i rówieśnicy o Cywii Lubetkin]

We wspomnianej już książce Jacques Derrida pisze o mesjańskim charakterze archiwum, jego roli w odzyskiwaniu tropów prowadzących nas w przyszłość. Jest ono aktywnym historycznie, wciąż aktualizowanym, mobilnym systemem przenoszenia treści w sytuacje, w których zagrożenia mogą się dopiero wyłonić. Dlatego lektura archiwalnych zasobów musi być zawsze też działaniem, właśnie wyprowadzaniem tych zasobów „na ulice”, w domenę publiczną, w jej teraźniejszość i w możliwą przyszłość. Bo utopia równości, zniesienia przemocy fizycznej, symbolicznej i instytucjonalnej realizuje się już dzisiaj.

Czytanie archiwów jest ich praktykowaniem. W przypadku narracji herstorycznych o żydowskich bojowniczkach warszawskiego getta antycypacja przyszłości ma znaczenie podstawowe. Dokumenty Zagłady uczą nas pamięci, ale takiej, która uwrażliwia i ostrzega. Szczególną postacią tej pamięci jest odzyskiwanie opowieści o oporze kobiet. Podejmujemy ją w tej książce. Zacierany ślad kobiecej autonomii jest motywem mówienia o przeszłości z myślą o teraźniejszości i przyszłości.

Relacje z pola oporu żydowskich heroinek nie są tylko reminiscencją wkładu, jaki wniosły kobiety w walkę z nazizmem, jego sojusznikami i milczącymi świadkami tamtych okrucieństw. To również przypominanie o tym, co znaczy doświadczenie bycia kobietą w różnych czasach i przestrzeniach historycznych; doświadczenie nomadyczne i „nieudomowione”, „Wasze i Nasze”, jak to przesłanie wypisane na sztandarach Ochotniczek Wolności, odżywające we wciąż nowym kontekście.

ZUZANNA HERTZBERG – córka Anny, wnuczka Krystyny i Janiny. Jest artystką interdyscyplinarną, artywistką i badaczką. Na jej praktykę artystyczną składają się malarstwo, działania performatywne, tkanina oraz asamblaże. Jest autorką instalacji i kolaży wykorzystujących zasoby archiwalne. Jest zaangażowana w indywidualne i kolektywne praktyki przeciwdziałające dyskryminacji oraz przemocy wobec osób i grup marginalizowanych.

W 2018 roku otrzymała stopień doktory na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (Przestrzenie niewiedzy, 2018).

Uczestniczyła w wielu wystawach w kraju i za granicą, między innymi jej interdyscyplinarny projekt artystyczny Ochotniczki Wolności, o żydowskich uczestniczkach Brygad Międzynarodowych, był prezentowany w ramach wystaw Niepodległe. Kobiety a dyskurs narodowy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (2018/2019), na wystawie Difficult Pasts. Connected Worlds w Łotewskim Muzeum Narodowym w Rydze (2020/2021), a następnie w Narodowej Galerii Sztuki w Wilnie (2022). Oparty na badaniach projekt artystyczno-aktywistyczny zatytułowany Mechica. Indywidualny i zbiorowy opór kobiet podczas Zagłady był wystawiany w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie (2019), podczas Still Present! 12. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2022) oraz w Center for Jewish History w Nowym Jorku (2022/2023). Obecnie kontynuuje badania i realizuje projekt artystyczny o żydowskich anarchistkach. Jej prace znajdują się w kolekcjach prywatnych i instytucjonalnych.

Jest współzałożycielką Żydowskiego Bloku Antyfaszystowskiego oraz członkinią zarządu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce.

Kalina BłażejowskaTosia Altman. Przebić głową mur

Tosia Altman

Wikimedia Commons

Kadr jest przekrzywiony, odbitka w kolorze sepii zabrudzona i porysowana. Ale na tym zdjęciu, zrobionym w 1937 roku na obozie harcerskim, Tosia Altman wygląda najpiękniej. Nie patrzy w obiektyw, patrzy w niebo. Odchyla głowę z burzą loków i śmieje się szeroko, odsłaniając równe białe zęby. Wydaje się jej, że ma jeszcze całe życie przed sobą.

Wiadomo o niej niewiele, choć znały ją setki osób. Większość z nich nie przeżyła Zagłady. Ocalali pisali i mówili o niej podobnie: z podziwem i zachwytem. Nachum Sztrachman: „[…] na pozór nieokiełznana, trochę »dzika«, tryskająca humorem i życiem dziewczyna”1. Różka Korczak: „Studnia miłości i światła”2. Chawka Folman-Raban: „Była niezwykłym, wyjątkowo wartościowym człowiekiem. Promieniowała z niej energia, zdolność podejmowania decyzji, autorytet. Mimo swojej pozycji i doświadczenia pozostawała ze mną w bliskich, koleżeńskich stosunkach. Czułam, że troszczy się o mnie”3. Israel Gutman: „Wszyscy ją uwielbiali. Ona miała niezwykłą zdolność znalezienia takiego bliskiego kontaktu z ludźmi. Jak ona się zjawiała w Warszawie, to żeśmy wszyscy chodzili do jej pokoju – dla niej – siedziało się na podłodze, pełno było, wszyscy byli zadowoleni. Ona była bardzo ładna i miała w sobie coś takiego, dla każdego miała uśmiech, jakąś uwagę”4.

Nawet z imieniem, datą i miejscem urodzenia jest kłopot. W zależności od źródła Tosia urodziła się jako Towe, Towa, Taube lub Tauba (od niemieckiego Taube – gołąb) 24 sierpnia 1918 lub 1919 roku, w Lipnie koło Włocławka lub samym Włocławku. Dorasta w tym ostatnim: szybko rozwijającym się mieście przemysłowym, położonym nad Wisłą na styku Kujaw i Mazowsza. Mówi się o nim „czerwono-czarny Włocławek”. Czerwony dlatego, że mieszka w nim wielu robotników należących do Polskiej Partii Socjalistycznej, czarny – bo to siedziba diecezji i duża gmina żydowska. Na ulicach mieszają się kombinezony, sutanny i chałaty5.

Rodzice Tosi, Gustaw i Anna Altmanowie, należą do elity włocławskich Żydów. Ojciec jest zegarmistrzem, właścicielem sklepu jubilerskiego, a przy tym zaangażowanym syjonistą i działaczem żydowskich instytucji. Dom Altmanów wyróżnia się „ciepłą, otwartą atmosferą, sprzyjającą poszerzaniu horyzontów”6. Choć wyrośli w chasydzkiej tradycji, nie uważają, że jedynym zadaniem kobiety jest bycie żoną i matką. Nie chcą ograniczać możliwości córki i posyłają ją do dobrego hebrajskiego gimnazjum, gdzie poznaje kulturę polską i hebrajską.

Ma łatwość do nauki języków i pasję do czytania. Znajomi z dzieciństwa zapamiętają ją siedzącą po turecku z nosem w książce. Ale w jej życiu bardzo szybko pojawia się coś ważniejszego niż powieści. Jako jedenastolatka wstępuje do Ha-Szomer ha-Cair (Młody Strażnik), syjonistyczno-socjalistycznego harcerstwa. Nie chodzi w nim tylko o podnoszenie sprawności, budowanie wspólnoty, naukę przetrwania – to wszystko ma służyć większej sprawie. Żydzi, głosi ideologia ruchu, muszą zmienić zatrudnienie, a tym samym mentalność: zamiast handlem zająć się rolnictwem, ogrodnictwem, rybołówstwem, pracą w warsztatach. A z tymi umiejętnościami wrócić do Ziemi Izraela, czyli Palestyny, gdzie zbudują nowe społeczeństwo, oparte na zasadach równości i solidarności.

W spódnicy, szarej koszuli z kieszeniami i granatowej chuście zawiązanej na piersi Tosia składa przysięgę: „Przyrzekam uroczyście, że będę wiernym pionierem swego Narodu, kultury i Ojczyzny, że będę realizował i walczył o wolność i braterstwo w społeczeństwie ludzkim i że będę strzegł przykazań szomrowych”. Tak jak w zwykłym harcerstwie przykazań jest dziesięć, a ostatnie dotyczy abstynencji. Brzmi: „Szomer jest czysty w mowie, myśli i uczynkach (nie używa tytoniu, alkoholu i hołduje zasadzie czystości płciowej)”7.

Bystra i z niespożytą energią, Tosia wyróżnia się na tle szomerek w jej wieku i szybko wspina się w hierarchii. Najpierw zostaje opiekunką młodszych dziewcząt, potem delegatką na światowy kongres ruchu w Popradzie, a jako siedemnastolatka – kierowniczką włocławskiego gniazda, liczącego czterysta osób. Jej koledzy będą wspominać:

[…] przestrzegała wśród swoich wychowanków zasad skautingu, łączyła romantykę kolonii letnich, spacerów i ogniska z poważną pracą wychowawczą. […] Tosia potrafiła zżyć się ze swoimi wychowankami, z małymi umiała śpiewać, tańczyć, bawić się i dlatego była lubiana przez nich jak siostra8.

W 1938 roku przenosi się do kibucu Ha-Szomer ha-Cair na przedmieściach Częstochowy, żeby odbyć tam hachszarę – rodzaj egzaminu dojrzałości, a jednocześnie kurs przygotowawczy przed aliją, czyli powrotem do Ziemi Izraela. W dzień pracuje w polu, wieczorami uczy się historii i geografii Palestyny. Ma nadzieję, że już niedługo dostanie bilety i wyruszy w podróż życia: najpierw pociągiem do Grecji lub Rumunii, stamtąd statkiem. Ale jej przełożeni uważają, że jest bardziej potrzebna w Polsce. Komenda Naczelna wzywa ją do Warszawy, żeby objęła wydział wychowania najmłodszych szomrów, nazywanych „dziećmi pustyni”: ma odpowiadać za tysiące dziewczynek i chłopców w całej Polsce. Tosia protestuje.

„Użyła całej gamy argumentów” – zapamięta Nachum Sztrachman:

Była niezaprzeczalnie młoda. Doświadczenie swoje w dziedzinie wychowania uważała za niedostateczne. Na hachszarze przebywała zaledwie kilka miesięcy, a jak wiadomo – hachszara była w owym czasie uznawana za kamień próbny wartości moralnych szomra. Zresztą nie powinna – twierdziła – opuścić kibucu swego […], gdzie bez wątpienia przyda się jej energia i zdolności9.

Ale Komendy Naczelnej to nie przekonuje.

Po przyjeździe do Warszawy Altman zapisuje się do biblioteki przy Koszykowej, żeby studiować grube podręczniki pedagogiki i psychologii. Uważa, że w tak odpowiedzialnej pracy potrzebna jest wiedza, a nie tylko dobre chęci i intuicja. Poza tym jedną z szomrowych cnót jest samokształcenie.

Codziennie dostaje listy od wychowanków i kierowników: prośby o radę, relacje z obozów, meldunki o nowych zastępach. Czyta je uważnie, często z uśmiechem, zmuszając kolegów do słuchania co zabawniejszych fragmentów. Wiosną 1939 roku otrzymuje kolejne zadanie: redakcję miesięcznika dla „dzieci pustyni”.

Ma nieugiętą wolę dać swym wychowankom estetyczne i pouczające pismo. Jak ona się cieszy po ukazaniu się każdego numeru! Sama układa nowelki i bajki. Sama redaguje kącik skautowy. Ona też wymyśla zagadki i szarady. Całą swą duszę wkłada w młodzieżową gazetkę „Hanoded” – Wędrownik.

Ostatnie przedwojenne lato Tosia spędza na wsi pod Nowym Targiem, prowadząc obóz szkoleniowy dla instruktorów. „Nie zapomina przy każdej okazji podkreślić, że chociaż nie wiadomo, co dzień przyniesie – to jednak naszej pracy wychowawczej żadna siła na świecie nie zdoła urwać”. Pod koniec sierpnia odbiera telegram: ma natychmiast wracać do Warszawy. Dwa dni przed wybuchem wojny zostaje wybrana do Hanhagi Bet – podziemnego kierownictwa, które ma „prowadzić pracę Ha-Szomer ha-Cair we wszelkich warunkach w wojnie i pokoju, legalnie i nielegalnie”.

Kiedy na Warszawę spadają pierwsze bomby, Hanhaga decyduje o ewakuacji. Tosia ze swoim mentorem Adamem Randem ucieka do Równego. Większość drogi pokonują pieszo, w tłumie przerażonych ludzi, chroniąc się w rowach przed nalotami. Potem razem z innymi szomrami uciekają do Wilna, które Sowieci oddają Litwinom. Mają nadzieję, że uda im się stamtąd wyjechać do Palestyny.

Nachum Sztrachman zapamięta, że widział Tosię w Równem pod koniec września, na pierwszym wojennym posiedzeniu Rady Naczelnej:

Na porządku dziennym stoi jedna kwestia: przyszłość szomrowego ruchu w Polsce. Lwia część żydostwa polskiego pozostała pod hitlerowskim zaborem. […] Część towarzyszy powinna wrócić do Warszawy, by tam koncentrować działalność szomrową na całym okupowanym terenie. Propozycja brzmi: Josef Kapłan i Tosia Altman. […] Nie bronią się. Nie tłumaczą się zmęczeniem czy brakiem doświadczenia, zdolności. Ani muchan – jestem gotów – mówi Josef Kapłan. Ani muchana – dodaje Tosia.

Mniej heroiczną wersję tej historii przytoczy pół wieku później inny szomer, Szmuel Ron; opowie Hance Grupińskiej, że Altman z innymi „zwiała do Wilna, gdy wybuchła wojna. Po jakimś czasie postanowili wracać. Uznali, że ich miejsce jest z narodem i że przywódcy ruchu młodzieżowego nie mogą sobie pozwolić na to, by zostawić organizację. No i wrócili do Warszawy”10.

Powrót przez nową sowiecko-niemiecką granicę wcale nie jest łatwy. Zatrzymana Tosia dwa tygodnie spędza w ciężkich warunkach w niemieckim areszcie granicznym. Musi zawrócić i próbować od nowa. Do Warszawy udaje jej się dotrzeć dopiero za trzecim razem, pod koniec roku – jako pierwszej z kierownictwa ruchu.

Wkrótce zostaje jedną z kaszarijot, czyli łączniczek Ha-Szomer ha-Cair. Ma przewozić między miastami materiały szkoleniowe, organizować podziemne struktury ruchu, zakładać nowe gniazda, zbierać i przekazywać informacje. Żydzi nie mogą korzystać z pociągów, ale dla Tosi to żaden problem. Jest kobietą (jej tożsamości nie zdradzi obrzezanie), mówi po polsku bez akcentu i ma „dobry wygląd”. Może nie najlepszy, ale akceptowalny – jeśli tylko zadba o kostium i charakteryzację. Czyli: rozjaśni i wyprostuje włosy, wyreguluje brwi, porządnie się umaluje i odpowiednio ubierze. Zresztą Tosia uważa, że to nie wygląd jest najważniejszy – najważniejsze jest zachowanie. Spokój, swoboda, pewność siebie. Bez znaczenia – prawdziwe czy udawane, byle przekonujące.

Jest jak aktorka, która co chwila zmienia role i ciągle improwizuje. Uczy się nowych danych, nowych życiorysów, nowych pretekstów. A przy tym musi pamiętać, że każdy może ją zdradzić. Jak ujmie to inna żydowska łączniczka, Gusta Davidsohn-Draenger, we wspomnieniach spisywanych na skrawkach papieru toaletowego w hitlerowskim areszcie:

Nierzadko – przy największym wysiłku nerwowym – udawało się zmylić ślad. Ale nigdy nie można było uniknąć najprzykrzejszych rozmów, burzących krew w żyłach człowieka. O czym? O Żydach. Że dobrze im się stało. Że czas już najwyższy. Że słusznie ich kara spotkała. […] Dla innych podróż była przedsięwzięciem bardziej lub mniej wygodnym. Dla Żyda każde wyruszenie na krok za drutami było przedzieraniem się przez ogień bojowy. […] Za każdym zakrętem, na każdym przystanku tramwajowym kryło się niebezpieczeństwo. Tu dawny znajomy, tu szantażysta, tu tajniak, tu znów policjant o zbyt wnikliwym wejrzeniu, tu wreszcie rewizja osobista, słowem – każda droga najeżona przeszkodami, przez które trzeba przedrzeć się niczym przez puszczę dziewiczą. Bo też dziewiczy był dla nich ten teren. Nigdy dotąd nie odgrywali w życiu żadnej „roli”, byli zawsze i wszędzie sobą11.

Czasem Altman prawie zapomina, co ma grać. Jak wtedy, gdy w pociągu zauważa przystojnego Polaka, który też zwraca na nią uwagę, a po chwili flirtu zaprasza do swojej posiadłości pod miastem. Czuje się „tak bardzo skuszona, by zaryzykować wszystko dla jednego dnia normalności i przyjemności; musi użyć całych sił, by odrzucić tę propozycję”12.

W ciągu trzech lat odwiedza: Częstochowę, Kraków, Kielce, Radom, Tarnów, Będzin, Hrubieszów, Białystok, Baranowicze, Grodno, Lwów, Wilno. A także wiele mniejszych miast. Podobno dociera nawet do krajów bałtyckich. Na własne oczy poznaje sytuację Żydów na różnych terytoriach okupowanych. Analizuje, porównuje i pisze raporty. Ma wyjątkową wiedzę – a im więcej wiedzy, tym mniej złudzeń, jaki los czeka jej naród i ją samą.

Za bezprawne przekroczenie murów czy zasieków gett grozi śmierć – ale przecież Tosi śmierć grozi ciągle, za samo przebywanie po „aryjskiej stronie”. Może tak właśnie tłumaczy sobie szalone ryzyko, które podejmuje ciągle od nowa. Kiedyś bała się psów i ciemności, teraz przemyka nocami obok owczarków szkolonych do zagryzania ludzi. Korzysta z fałszywych przepustek, płaci łapówki wachmanom, przeciska się tajnymi przejściami. Często udaje, że chce zrobić interes na żydowskiej krzywdzie – sprzedać jedzenie, kupić za bezcen meble i ubrania. Lubi przebierać się za chłopkę; warstwy szerokiej spódnicy i przepastne wiklinowe kosze dobrze nadają się na skrytki.

Scenariusz jej wizyt w gettach wygląda podobnie: najpierw znajduje kogoś, kto przed wojną należał do Ha-Szomer ha-Cair. Ten ktoś z początku nie dowierza, że przyjechała we własnej osobie, potem rzuca jej się na szyję i mówi, że szomrów w getcie jest więcej, że czekali na kontakt, że mimo niepewności zbierali się codziennie. Jak wyglądały te zebrania i co znaczyły, opowie Israel Gutman: „To był piękny okres w życiu, razem żeśmy czytali książki i poezje i mieliśmy te swoje dyskusje, które dotyczyły Freuda i Marksa, i Herzla. Te rozmowy, przyjaźnie, poczucie bliskości, więzi – to dało tyle treści… cały świat się w tym zamykał”13.

Tosia przywozi ze sobą nie tylko informacje, instrukcje, sfałszowane dokumenty i pieniądze. Przywozi pocieszenie – że choć wszystko się zmieniło, nie wszystko przepadło. A wreszcie zachęca, żeby się nie poddawać. Żeby nie godzić się na poniżenie i uwięzienie. Żeby brać podrabiane papiery, uczyć się polskich modlitw i wychodzić za mur. Szmuel Ron tak zapamięta jej odwiedziny w getcie w Będzinie:

Tosia Altman była inna. Kiedy przyjechała do nas […], a nieszczęść było już sporo wokół, ona gadała o psychologii i filozofii. Była pierwszą, która namawiała nas, by wychodzić na aryjską stronę – to było bardzo ważne, to był przełom w naszym myśleniu. No bo jak? Z takim nosem, z taką gębą, z takimi oczyma? […] A Tosia mnie przekonała14.

Różka Korczak tak opisze reakcję na pojawienie się Altman w wileńskim getcie w grudniu 1941 roku:

Tosia przyjechała! Jak radosna wiosna informacja rozniosła się wśród ludzi: Tosia przyjechała w odwiedziny z Warszawy, tak jakby nie było żadnego getta, Niemców i śmierci dookoła nas, jakby nie było niebezpieczeństwa czyhającego za każdym rogiem… Tosia tu jest!15.

Ta wizyta w Wilnie to najważniejsza dotąd misja Altman. Przyjechała, żeby potwierdzić docierające do Warszawy wiadomości o masowych egzekucjach w Ponarach. Niemcy i Litwini wywożą tam tysiące wileńskich Żydów, każą im się rozbierać i stawać na skraju ogromnego dołu, a potem zabijają ich seriami z karabinów maszynowych. Pierwsze relacje przekazały Żydówki ocalone z masakry. Wśród nich Sara, która po postrzale obudziła się w stosie trupów, mając przed sobą otwarte oczy swojej martwej matki. Po zmroku wydostała się z grobu i wróciła do Wilna, naga i roztrzęsiona. Szef lokalnego Judenratu zabronił jej opowiadać tę historię. Ale nie posłuchała go i przekazała wszystko młodemu liderowi Ha-Szomer ha-Cair Abie Kownerowi[1].

Wieczorem 31 grudnia 1941 roku Tosia przychodzi na zwołane pod pretekstem zabawy sylwestrowej tajne zebranie wszystkich działających w wileńskim getcie organizacji syjonistycznych. Słucha, jak Kowner odczytuje odezwę:

Nie dajmy się prowadzić niczym owce na rzeź! Żydowska młodzieży! Nie ufaj tym, którzy Was oszukują! […] Wy, którzy wciąż się wahacie! Odrzućcie wszelkie iluzje! Nie ma już Waszych dzieci, Waszych żon, Waszych mężów! Ponary to nie obóz koncentracyjny. Wszyscy zginęli tam od kul. Hitler planuje zagładę wszystkich Żydów Europy. Żydzi litewscy zostali wybrani w pierwszej kolejności. Nie idźmy jak owce na rzeź! To prawda, jesteśmy słabi i bezbronni, lecz jedyną odpowiedzią mordercy jest opór! Bracia! Lepiej zginąć w walce jak ludzie wolni, niż żyć na łasce morderców. Powstańcie! Walczcie do ostatniego tchu!16.

Poproszona przez Kownera, Tosia tłumaczy te słowa na hebrajski.

I natychmiast wprowadza je w życie. Razem z łączniczką Lońką Koziebrodzką pomaga organizować ruch oporu w getcie wileńskim, a potem rusza w objazd po innych gettach, żeby przekazać odezwę Kownera. Opowiada o Ponarach, przekonując żydowską młodzież, że śmierć jest nieunikniona – i że nie można na nią czekać bezczynnie. Nie wszyscy chcą wierzyć. Tak jak później nie będą chcieli słuchać opowieści o Chełmnie, Trawnikach, Bełżcu, Sobiborze. Israel Gutman przyzna: „[…] trudno nam było uwierzyć do końca. A co najważniejsze, nawet ci, którzy wiedzieli – trudno im było pojąć, że to jest jakiś plan w skali ogólnoeuropejskiej. To się wydawało zupełnym szaleństwem”17. Szmuel Ron opowie:

Rozum tego nie potrafi przyjąć, rozum się sprzeciwia temu. I ja pamiętam swoją reakcję fizyczną – czaszka mi zamarzła… Ja, ja, ja oddech straciłem. […] Pamiętam, że opowiedziałem o tym moim rodzicom i oni to przyjęli. Ale opowiedziałem o tym również w domu mojego przyjaciela, Lipki. […] Powiedziałem ojcu jego: „Słuchaj pan: pan, żona i ten dziadek wasz, i synowie pana, i ja, i moi rodzice, wszyscy jesteśmy skazani na śmierć”. Ten człowiek mi wystrzelił dwa poliki; nie mógł tego znieść. Ja odbierałem jemu pewność życia. […] Ja nie uważałem, że on był agresywny. To on uważał, że ja jestem nienormalny18.

W czasie objazdu po Zagłębiu Tosia wpada w ręce niemieckich wartowników – i znowu jakoś udaje jej się wywinąć. Ucieka na piechotę, dwadzieścia pięć kilometrów do Częstochowy19.

Tak jak przed wojną dużo czasu pochłania jej czytanie listów. Ale teraz to zupełnie inna korespondencja – pełna zaszyfrowanych informacji, spraw do załatwienia i próśb o przysługi. Zachowają się dziesiątki kartek zaczynających się od słów „Droga Tosiu” albo „Liebe Tosia”. Emanuel Ringelblum i jego współpracownicy dołączą je do archiwum getta i przed powstaniem zakopią w bańkach po mleku.

Tosia z kolei pisze do przyjaciół za granicą. Chce, żeby wieść o Zagładzie dotarła do członków Ha-Szomer ha-Cair w Palestynie – do tych ludzi, którzy przed wojną mieli stać się jej nową rodziną, a którzy teraz są dziwnie obojętni. „W jednym z listów skarży się na zniszczenie narodu żydowskiego i na małe zainteresowanie i pomoc ze strony żydostwa światowego. List ten odbił się echem w szerokich masach naszego ruchu”20 – przypomni tuż po wojnie redakcja szomrowego pisma „Zew Młodych”. Zapewne chodzi o list, który Tosia wysyła w 1942 roku z Hrubieszowa do Wiednia. Pisze do Adama Randa – tego, z którym spędziła pierwsze dni wojny w drodze na wschód:

Niezliczoną ilość razy zaczynałam pisać do Ciebie, ale zawsze ogarniało mnie poczucie bezsensu […]. Mam poczucie, że czepianie się strzępów przeszłości i wydobywanie ich na światło dnia jest iluzją i torturą. Więc po co? […] Ze wszystkich sił powstrzymuję się, żeby nie pozwolić sobie wylać całej goryczy wobec Ciebie i Twoich przyjaciół, którzy tak po prostu zapomnieliście o nas. Mam do Was pretensje, że nie pomogliście mi nawet kilkoma słowami. Ale nie zamierzam dziś rozliczać się z Wami. Jedynie świadomość i pewność, że już nigdy się nie spotkamy, skłoniła mnie do pisania. Choroba Izraela i moja choroba – a wiesz, jak długo już się z nią zmagamy – okazała się beznadziejnym przypadkiem, tak orzekli lekarze. Trzeba zatem powoli przyzwyczajać się do tej myśli. Może to straszne, że nie ma już czasu na jej przyswojenie. […] Izrael umiera na moich oczach, a ja załamuję ręce i nie mogę zrobić nic, aby mu pomóc. Czy próbowałeś kiedyś przebić głową mur? […] Mam tylko jedno pragnienie: powiedzieć światu, że Izrael jest ciężko chory. Przecież to mój najlepszy przyjaciel. […] Ale nie przejmuj się zbytnio, mój przyjacielu. Koniec końców istnieją teorie dotyczące przystosowania do warunków. Ten list zrobił się dziwny. Z początku chciałam mówić tylko o sobie i o Tobie: jak wyciągam z pamięci szczegóły na Twój temat i jak czasem, gdy jest mi ciężko, zastanawiam się, co Ty byś zrobił na moim miejscu. Ale nieraz nie mogę sobie przypomnieć, jak wyglądasz. Nie mam żadnego zdjęcia. Kto wie, co stanie się ze mną, zanim dostaniesz ten list. Nie pozdrawiaj nikogo. Nie chcę ich znać! Ale Ciebie chciałabym jeszcze zobaczyć. Tosia.

Pod spodem dopisuje: „Adam! Kilka dni temu widziałam twoich rodziców. Radzą sobie. Pamiętamy o nich. Możesz więc być o nich spokojny”21. List dotrze do Palestyny i zostanie wydrukowany w zbiorze korespondencji z gett, wydanej w 1943 roku w Tel Awiwie.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy

Wstęp. Więcej niż tylko trzy linijki

[1] „Walczymy o trzy linijki w podręcznikach historii” – słowa wypowiedziane przez Dolka Liebeskinda, bojownika getta krakowskiego, cytowane przez Chajkę Grossman.

[2] Informacja oparta na relacjach świadków.

Przypisy

Tosia Altman. Przebić głową mur

[1] Aba Kowner (1918–1987) tuż po wojnie założył tajną organizację Nakam (hebr. zemsta) i zaplanował odwet za Holokaust: chciał wymordować sześć milionów Niemców, zatruwając wodociągi we Frankfurcie, Hamburgu, Monachium i Norymberdze. Choć ludzie Kownera byli już zatrudnieni w miejskich wodociągach, a trucizna gotowa, operacja się nie udała, bo Kowner został zadenuncjowany i aresztowany. Wykonano za to część planu B, polegającego na zabiciu esesmanów. Terroryści z Nakam, pracujący w piekarni dostarczającej chleb do obozu internowania pod Norymbergą, posmarowali tysiące bochenków czarnego chleba arszenikiem. Zatruło się około dwóch tysięcy dwustu więźniów, z czego dwustu trafiło do szpitala. Oficjalnie nie odnotowano ofiar śmiertelnych.

Przypisy końcowe

Tosia Altman. Przebić głową mur

1 N. Sztrachman, Tosia Altman, „Mosty” 1947, nr 4, s. 33.

2 Cyt. za: J. Batalion, The Light of Days. The Untold Story of Women Resistance Fighters in Hitler’s Ghettos, New York 2021, s. 79. Wszystkie tłumaczenia z ang. – K. B.

3 C. Folman-Raban, Nie rozstałam się z nimi…, Warszawa 2000, s. 53.

4Z profesorem Israelem Gutmanem rozmawia Barbara Engelking, „Zagłada Żydów. Studia i materiały” 2013, nr 9, s. 227.

5 Na podstawie wspomnienia Janusza Paszyńskiego z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.

6 Z. Shalev, Tosia Altman, The Shalvi/Hyman Encyclopedia of Jewish Women, jwa.org, bit.ly/3Up374m (dostęp: 3.11.2022).

7 Cyt. za: L. Gorycki, Skauting mniejszości narodowych i etnicznych w II Rzeczpospolitej – Haszomer Hacair, „Skaut” 2017, nr 1, s. 20.

8Tosia Altman, „Zew Młodych. Słowo młodzieży szomrowej” 1946, nr 3, s. 9.

9 Tu i dalej: N. Sztrachman, dz. cyt., passim.

10Wtedy było mnóstwo legend…Opowieść Szmuela Rona [w:] H. Grupińska, Ciągle po kole. Rozmowy z żołnierzami getta warszawskiego, Warszawa 2022, e-book.

11 G. Davidsohn-Draengerowa, Pamiętnik Justyny, Kraków 1946, s. 32, 34, 35.

12 J. Batalion, The Light of Days, dz. cyt., s. 179.

13Z profesorem Israelem Gutmanem rozmawia Barbara Engelking, dz. cyt., s. 218.

14Wtedy było mnóstwo legend…, dz. cyt.

15 Cyt. za: J. Batalion, The Light of Days, dz. cyt., s. 79.

16 Cyt. za: S. Pietrzykowski, …Lepiej zginąć w walce jak ludzie wolni, niż żyć na łasce morderców… Odezwa Aby Kownera w getcie wileńskim i powstanie pierwszej żydowskiej organizacji ruchu oporu, poznan.ipn.gov.pl, bit.ly/3WUSx6R (dostęp: 2.01.2023).

17Z profesorem Israelem Gutmanem rozmawia Barbara Engelking, dz. cyt., s. 221.

18Wtedy było mnóstwo legend…, dz. cyt.

19 Za: Tosia Altman, dz. cyt., s. 10.

20 Tamże.

21 Cyt. za: Letters from the Jewish Underground Youth Movement Warsaw, Fall 1942, yadvashem.org, bit.ly/3DwdRqM (dostęp: 3.11.2022).

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN

ul. Mordechaja Anielewicza 6, 00-157 Warszawa

Sekretariat: tel. +48 22 47 10 300, e-mail: [email protected]

www.polin.pl

Wołowiec–Warszawa 2023

Wydanie I