Królestwo Złowrogich - Kerri Maniscalco - ebook + książka

Królestwo Złowrogich ebook

Maniscalco Kerri

4,0

22 osoby interesują się tą książką

Opis

Dwie klątwy.

Jedno proroctwo.

Rozliczenie, którego wszyscy się obawiali.

I miłość potężniejsza niż przeznaczenie.

Padnijcie na kolana przed królem i królową Piekła!

Emilia nie może się otrząsnąć po szokującym odkryciu dotyczącym jej siostry, Vittorii. Ale zanim zmierzy się z demonami przeszłości, musi zdobyć swojego króla, uwodzicielskiego Księcia Gniewu. Dziewczyna pragnie nie tylko jego ciała; chce także jego serca i duszy – a tego tajemniczy demon dać jej nie może.

Kiedy wysoki rangą członek Dworu Chciwości zostaje zamordowany, dowody z miejsca zbrodni jednoznacznie wskazują na Vittorię jako morderczynię. Emilia zrobi wszystko, aby poznać treść oskarżeń przeciwko siostrze.

Wraz z Panem Gniewu prowadzić będą występną grę, napędzaną grzechem i pełną oszustwa. Wszystko po to, by rozwiązać zagadkę morderstwa i położyć kres niepokojom, które narastają między wiedźmami, demonami, zmiennokształtnymi, a także najbardziej zdradzieckimi ze wszystkich: Złowrogimi. Emilia otrzymała ostrzeżenie, ale jeśli chodzi o Nikczemnych – nic nie jest takim, jakim się wydaje. Czy to możliwe, by prawdziwi wrogowie czaili się znacznie bliżej, niż myślała?

Autorka bestsellerów „New York Timesa”, Kerri Maniscalco, w kolejnej książce z serii proponuje czytelnikom ekscytujący romans, pełen tajemnic, zmysłowych scen i nieoczekiwanych zwrotów akcji!

To trzecia część serii autorstwa Kerri Maniscalco. Wcześniej w wydawnictwie MUZA ukazały się "Królestwo Nikczemnych i Królestwo Przeklętych."

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 521

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (282 oceny)
116
88
51
21
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Balbinangelinaa

Z braku laku…

Jestem mega zawiedziona tą częścią i tym sposobem całą serią... Nawet nie wiem, ile stron przekartkowałam, byle dojść do końca, a i tak męczyłam ją ponad 3 miesiące. Nie wiem, co tu się podziało, ale miałam wrażenie, że wszystko dzieje się mocno na siłę, niektóre wątki były typowymi wypychaczami, które nic nie wnosiły, a tylko mąciły i nie potrzebnie rozciągały fabułę. No nic, a zapowiadało się całkiem interesująco.
30
przeczytane1995

Całkiem niezła

Hmm. Mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Podobała mi się. Fajni bohaterowie, wydarzenia, dużo zaskoczeń i ogólnie naprawdę spoko to wszystko wyszło, ale w tej ostatniej części było wszystkiego zdecydowanie za dużo. Miałam wrażenie, że autorka chciała wrzucić do jednej książki wszystkie pomysły. Trochę Szoda, bo jakby wyeliminowała część z nich, to historia nie straciłaby na wartości, a nie wprowadzałaby tak wiele zbędnych wątków. Np. kompletnie nie rozumiem "zakończenia" z żoną Pana Pychy. Jeżeli wyszłyby inne książki z pozostałymi królestwami, to byłoby to bardzo fajne, ale szczerze w to wątpię, bo pomimo niedomkniętych kwestii, to historia zdaje się być zamknięta. No ale może czas pokaże.
10
Mikomi-chan

Nie oderwiesz się od lektury

Spodziewałam się trochę innego zakończenia, przez co jestem ciut rozczarowana. Poprzednie dwa tomy zdecydowanie były dużo ciekawsze. Jednakże i tutaj znalazło się kilka miłych intryg.
10
Twojastaravetoniara

Nie polecam

Gdy 2 pierwsze tomy serii były skoncentrowane na fabule tak można odnieść wrażenie że główna historia o ksiazetach piekieł to dodatek do bardzo słabej książki erotycznej... Seria naprawdę upadła z tomu na tom.
10
Desiadesia

Całkiem niezła

Niestety ta część podobała mi się najmniej. Poznanie prawdy na temat wszystkich tajemnic z poprzednich części trwało wieki głównie przez to, że co druga scena to były uniesienia cielesne głównych bohaterów. Pomijając ich ekscesy to naprawdę fajnie poprowadzona historia z kilkoma zwrotami akcji, które szczęśliwe doprowadziły do happy endu.
10

Popularność




Drogi Czytelniku/Droga Czytelniczko!

Ta książka zawiera zachowania i porusza tematy, które mogą urazić odbiorców lub wywołać niepokój, dlatego zalecamy ostrożność podczas czytania.  

Ostrzeżenie dotyczące treści: śmierć, wulgarny język, przemoc, spożywanie alkoholu, seksizm, sceny erotyczne.

Przedstawione w książce postaci i wydarzenia są fikcyjne. Ich ewentualne podobieństwo do faktycznych zdarzeń bądź żyjących lub zmarłych osób rzeczywistych ma charakter czysto przypadkowy i nie było zamysłem autorki.

Tytuł oryginału: Kingdom of the Feared

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Monika Łobodzińska-Pietruś, Kornelia Dąbrowska

Mapa Królestwa na wyklejce: Virginia Allyn

Fotografie wykorzystane na okładce:

skull © pattang/Shutterstock.com; crown © Sasha/Stock.Adobe.com;

roses © Amanda Carden/Shutterstock.com; thorns © GB_Art/Shutterstock.com.

Cover copyright © 2022 by Hachette Book Group, Inc.

Copyright © 2022 by Kerri Maniscalco

Jacket © 2022 by Hachette Book Group, Inc.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2023

© for the Polish translation by Andrzej Goździkowski

ISBN 978-83-287-2681-9

You&YA

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

Drogi czytelniku, zaufaj swemu sercu. Ono zawsze poprowadzi cię tam, dokąd pragniesz dojść.

Lecz chęć i wola jako potoczone

Koła zarazem w kolej swojej jazdy

Przez miłość w inną zwróciły się stronę,

Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy.

DANTE ALIGHIERI, RAJ, PIEŚŃ XXXIII, TŁUM. JULIAN KORSAK

Dawniej Przepowiednię o Budzących Strach brano za mit, opowieść o boskiej zemście, przekazywaną z pokolenia na pokolenie przez wieki. Widziano w niej przestrogę przed chaosem i zagładą, na jakie narażony byłby świat, gdyby hulały po nim Śmierć z Furią. Wielka szkoda, że nie pamiętało o niej dwóch nieprzyjaciół, gdy rzucili na siebie klątwy w porywie gniewu. Tamtej nieszczęsnej nocy połączyły się ze sobą dwie potężne magie, sprawiając, że obaj wrogowie musieli odtąd milczeć o tym, jak było naprawdę, a niekiedy nie mogli nawet sobie tego przypomnieć. Klątwa, jak się wkrótce okazało, miała poważniejsze konsekwencje, niż sądzono. Przez wiele lat demony i wiedźmy w napięciu oczekiwali, aż prawda w końcu wyjdzie na jaw. W ten sądny dzień, o północy, miej na podorędziu ambrozję i nektar, zamknij się w domu i proś boginię o zmiłowanie.

WYIMEK Z TAJEMNEGO GRYMUARU RODU DI CARLO

DWADZIEŚCIA LAT WCZEŚNIEJ

Starszyzna sabatu rzadko była jednogłośna, ale w dwóch kwestiach, uważanych za najwyższe prawa, panowała powszechna zgoda: nie wolno przyzwać diabła i pod żadnym pozorem nie należy wykorzystywać czarnych zwierciadeł do przepowiadania przyszłości.

Sofia Santorini, jedna z najbardziej poważanych jasnowidzących na wyspie, uważała, że z natury rzeczy są na świecie zasady, które wręcz należy łamać. Jej przeświadczenie było owocem niepokojących wizji, nawiedzających ją od pewnego czasu. To z nich dowiedziała się o pewnej złowieszczej przepowiedni związanej z ciążącą nad wiedźmami klątwą. Skłoniła ją ona do wykradzenia pierwszej księgi czarów: jedynego tomu wiedzy tajemnej, w którym zawarto instrukcje, jak przepowiadać przyszłość przy użyciu czarnej magii. Przyszłość sabatu leżała w jej rękach, niezależnie od tego, jak na jej pomysł zapatrywały się same czarownice.

Ostatnie obrady przebiegły w dość ponurej atmosferze, ale to nie ona sprowokowała ją do działania. Sofia wyraźnie wyczuła, że coś zmienia się w magii, niczym ptak, któremu zmiana pór roku nakazuje odlecieć, by przeżył. Teraz również na horyzoncie zbierały się burzowe chmury. Ale Sofia nie miała skrzydeł, a nawet gdyby mogła uciekać, nie chciała zostawić rodziny.

Jej rozumowanie było następujące: owszem, pogwałcę dwie zasady sabatu, ale dzięki temu ocalę kilkadziesiąt wiedźm. Czyż to nie szlachetny postępek? Wszak informacje, jakie zdobędę na temat klątwy, nim Nikczemni albo Budzące Strach się zemszczą, przysłużą się sabatowi. Starszyzna na pewno zrozumie, że kierowały mną szlachetne pobudki.

Czarne zwierciadło położyła na podłodze w świątyni Śmierci, tuż obok umieściła księgę czarów w wytłaczanej oprawie. Następnie, zakasawszy spódnice, przykucnęła przed przyniesionymi przedmiotami. Dreszcz, który przeszedł jej po plecach, nie miał nic wspólnego z chłodem kamiennego budynku, z łatwością przenikającym cienkie warstwy muślinu. Wpatrywała się w zakazane zwierciadło, jego atramentowoczarna powierzchnia przywodziła jej na myśl gładką taflę jeziora, nad które wybrała się kiedyś, żeby pozbierać kamienie przydatne do czarowania.

Tyle że w tej tafli nie przeglądał się księżyc, który tamtej nocy oświetlał jej ścieżkę. Lustro zdawało się pochłaniać wszelkie światło, jakie miało odwagę na nie paść. W jego niezbadanych głębiach mógł czaić się każdy demon.

Sofia wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Czas już, aby dokonała tego, po co tu przyszła; potem będzie mogła wrócić do domu. Z kieszeni spódnicy wyciągnęła cienki sztylet. Koniuszek przyłożyła do czubka palca, przycisnęła. Na skórze ukazała się kropla krwi, czerwonej niczym oczy diabła.

Wyprostowała się i podeszła do ołtarza na środku sali. Skoro miała zamiar odprawić magiczny rytuał w świątyni poświęconej bogini, wcześniej należało oddać jej cześć.

Zaraz po przyjściu tutaj rozpaliła ogień w misach ofiarnych ustawionych po obu stronach ołtarza. Unoszący się z nich dym wił się w powietrzu, jakby przyzywał ją i zapraszał, by wkroczyła do zaświatów. Przez cały czas czuła na sobie spojrzenie kogoś, kto obserwował ją, sam skryty w mroku, jakby ciekaw, czy wystarczy jej odwagi, by przekroczyć tę zakazaną granicę. Omiotła spojrzeniem pogrążoną w ciszy komnatę. Jej wzrok padł na dwie ludzkie czaszki, które wykradła z klasztoru. Trudne czasy wymagały ryzykownych uczynków. Teraz było już za późno, by się cofnąć.

Wyciągnęła rękę ze skaleczonym palcem nad pierwszą ofiarną misę i patrzyła, jak krople krwi z sykiem znikają w ogniu. Następnie podeszła do misy ustawionej po drugiej stronie ołtarza i powtórzyła ten gest.

Uznawszy, że taka ofiara zapewni jej wstawiennictwo bogini, wzięła do rąk dwie czaszki. Zakrwawiony palec pozostawił na kości czerwone ślady, ale Sofia o to nie dbała. Uklękła i umieściła po jednej czaszce na północnym i południowym krańcu zwierciadła. Następnie otworzyła księgę i zaczęła intonować słowa zaklęcia.

Przez chwilę nic się nie działo. Wtem nad taflą szkła zaczął kłębić się dym. Z początku powoli, wkrótce zaczął wirować niczym gnany piekielnymi wichrami. Takie same wiatry wieją w niektórych kręgach piekielnych, wprawiając w wielkie pomieszanie biedne dusze, które miały pecha tam trafić.

– Bogini, miej mnie w swojej opiece.

Sofia nachyliła się nad zwierciadłem. Nie mogła się doczekać, aż dowie się, ile tylko zdoła, na temat wrogów sabatu. Wszystkie informacje były na wagę złota, zwłaszcza że wiedźmy z każdą pełnią księżyca stopniowo traciły pamięć. Kiedy spoglądała w lustro, okno do zaświatów uchyliło się, ukazując jej pierwsze przebłyski świata demonicznego.

– Pokaż mi, jak złamać klątwę.

Jakby na potwierdzenie, że przyjmuje jej prośbę do wiadomości i godzi się ją spełnić, tafla zwierciadła zaczęła pulsować. W miejsce dymu w mrocznym szkle zaczęły ukazywać się tajemnicze obrazy. Dopiero po chwili Sofia zrozumiała, że to, co widzi, układa się w jakąś historię. Odetchnęła z ulgą. Na razie, mimo że używała zakazanej magii, wizja niewiele się różniła od tych, które miewała zazwyczaj.

Pod wpływem magii obrazy uniosły się znad lustra i zatańczyły wokół niej. Dzięki temu Sofia mogła poczuć się zupełnie tak, jak gdyby była świadkiem ukazanych na nich wydarzeń. Ujrzała mroczną salę tronową, rozsierdzonego demona.

Niektóre elementy wizji rozpoznawała. Doszła jednak do wniosku, że magia nie działa tak, jak powinna – pewne obrazy nie pokrywały się z historią sabatu ani z tym, co było jej wiadomo na temat przepowiedni. Widziała, jak wiedźma, zapewne La Prima Strega, ciska klątwę na demona. Pałała tak potężną żądzą zemsty i nienawiścią, że Sofii zdawało się, iż sama doświadcza tych emocji, mimo że przecież doznawała tylko widzenia, iluzji.

Potem zobaczyła dziwną studnię wypełnioną kryształami – były to kamienie pamięci, które leżały na dnie całymi tysiącami. I znów bez żadnego ostrzeżenia wizja się zmieniła. Tym razem jej oczom ukazała się mała chatka na brzegu morza. Młoda wiedźma – którą Sofia świetnie znała – ściskała w jednej ręce kamień pamięci, a w drugiej sztylet. Była tam również La Prima Strega, wręczała dziewczynie kamień, który miał pozwolić jej zapomnieć to, czego nie chciała pamiętać. Wizja stała się niewyraźna. Było jasne, że zaczyna brakować zasilającej ją magii.

– Zaczekaj! – krzyknęła Sofia.

Rozpaczliwie pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej, porwała czaszkę ustawioną na południowym skraju zwierciadła i szeptem wypowiedziała zaklęcie. Czaszka rozprysła się, siejąc odłamkami na czarną taflę szkła. Jasnowidząca liczyła, że zwierciadło wykorzysta te kawałki, by nasycić się magią i pokazać jej coś więcej. I tak się stało. Tyle że nie spodziewała się takich obrazów, jakie ukazało jej lustro. Zobaczyła wyspę, na której żyła, ale zaraz wyparły ją migawkowe sceny nieznanych jej miast i czasów. Sofia doszła do wniosku, że wizje muszą się mylić.

Chyba że… Jeżeli pokazywały prawdę, oznaczało to, że wszystko, o czym mówiła starszyzna sabatu, było wierutnym kłamstwem. Łącznie z tym, skąd pochodziły wiedźmy.

Przecież to niedorzeczne; niemożliwe, żeby było prawdą. Zdeterminowana, by rozwikłać tajemnicę, sięgnęła po ostatnią czaszkę. Rubiny w jej oczodołach były specjalnym darem dla bogini rządzącej umarłymi. Sofia rozbiła czaszkę i w tej samej chwili została wrzucona w inną wizję – ta sama młoda wiedźma, która pojawiła się wcześniej, teraz wyglądała jak… Wtem Sofia poczuła, że czyjaś chwyta ją za ramię i bezceremonialnie nią potrząsa. Wizja prysła.

Serce waliło jej jak młotem. Zamrugała szybko, dopóki jej wzrok nie oswoił się na nowo z wnętrzem świątyni Śmierci. Obawiając się, co – lub kto – przerwało jej sesję jasnowidzenia, podniosła sztylet i poderwała się z ziemi. Postać, którą przed sobą ujrzała, odziana była w luźną szatę. Intruz zrzucił z głowy kaptur, ukazując znajomą, surową twarz.

Sofia odetchnęła z ulgą, opuszczając przygotowaną do ciosu broń. Przez chwilę, która przyprawiła ją o gęsią skórkę, wydawało jej się, że przywołała diabła.

– Dzięki niechaj będą bogini, że to ty. Dowiedziałam się czegoś niesamowitego na temat klątwy i naszego miasta. Wiem już, kim jest córka Pierwszej Wiedźmy, a w każdym razie tak mi się wydaje. Nie uwierzysz, co odkryłam.

Sofia była tak oszołomiona czarną magią i tak przejęta tym, co zobaczyła, że nie zauważyła groźnego błysku w oczach drugiej wiedźmy.

– Ani ty.

– Nie rozumiem…

Przybyła wykonała szybki ruch dłonią i wypowiedziała jakąś twardo brzmiącą klątwę. Moc czaru porwała Sofię w górę i rzuciła do tyłu. Czaszka kobiety zderzyła się z kamiennym ołtarzem. Zobaczyła gwiazdy i przez moment była zamroczona. Nie zdążyła zebrać na nowo myśli ani rzucić ochronnego zaklęcia, bo jej umysł rozprysł się na tysiąc kawałków. Zupełnie jak zwierciadło, na które nadepnęła druga czarownica, niszcząc obraz majaczący na jego mrocznej powierzchni.

Sofia otworzyła usta do krzyku, ale dobył się z nich tylko niezrozumiały bełkot. Dziwne obrazy ukazane jej przez zwierciadło na stałe zamieszkały w jej umyśle i wkrótce nie widziała już nic poza nimi.

Czyżby chciała wzywać pomocy? Nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego miałaby to zrobić.

Wpatrywała się niewidzącymi oczyma, jak druga wiedźma podnosi księgę czarów i odchodzi z nią, nie oglądając się nawet na przyjaciółkę. Przez cały czas Sofia półgłosem powtarzała frazę, będącą równocześnie zaśpiewem, błogosławieństwem i błaganiem.

A może kluczem umożliwiającym rozwiązanie całej zagadki…

Jak na górze, tak i w dole.

ROZDZIAŁ 1

Znienacka zapłonęły wszystkie świece w sypialni Księcia Gniewu.

Starałam się powściągnąć uśmiech cisnący mi się na usta. Wszystko na nic – moje zdradzieckie wargi, zupełnie jakby były obdarzone własną wolą, ułożyły się w szeroki uśmiech. Nie uszło to uwadze księcia, który stał na balkonie i śledził moje poczynania. Odniosłam wrażenie, że jego spojrzenie zawisło na moich wargach ułamek sekundy dłużej, niż było to konieczne.

Palenisko w kominku ożyło, strzelając w górę złocistymi płomieniami. Ogień buzował, sycząc i trzaskając aż miło. Jednak żar, który roznieciło we mnie spojrzenie demona, był zupełnie innego rodzaju.

Była to miła odmiana po przeszywającym chłodzie, który panował tu wcześniej. Kiedy w Zwierciadle Trzech Księżyców ujrzałam moją siostrę, coś we mnie umarło.

Ale teraz wolałam o tym nie myśleć.

Stałam naga przy łożu Księcia Gniewu, tunika leżała u mych stóp. Wiedziałam, że ognia, który niespodziewanie zapłonął w jego prywatnej komnacie, nie zrodził grzech, któremu zawdzięczał swoje imię. Zbudziło go pożądanie, nad którym coraz trudniej było mu zapanować; żądza, jaką w nim roznieciłam, gdy wybrałam go spośród braci – dokładnie zdając sobie sprawę z tego, kim jest – i zgodziłam się zostać jego królową. Ponieważ wcześniej skradł mi duszę, teraz ofiarowałam mu również swoje ciało. Bez uciekania się do gierek czy magicznych więzów, które przymuszałyby nas do bycia razem. Bez skupiania się na Vittorii ani bólu, jaki mnie przenikał, ilekroć myślałam o tym, jak mnie oszukała.

Mimo że rozpaczliwie starałam się zapanować nad emocjami, na myśl o siostrze do oczu napłynęły mi łzy. Pan Gniewu momentalnie wyczułby moje cierpienie, a ja nie miałam teraz ochoty na rozmowę o Vittorii. Mój smutek będzie musiał zaczekać do jutra, gdy spotkam się z nią na tajemniczych Zmiennych Wyspach i usłyszę, co ma do powiedzenia.

Zastanawianie się, co skłoniło ją do upozorowania swojej śmierci, nie miało sensu. To samo zresztą dotyczyło szukania odpowiedzi na pytanie, jak mogła tak długo narażać mnie na cierpienie. Odkąd przed miesiącami wstąpiłam na ścieżkę wiodącą do pomszczenia siostry, przelałam dla niej całe morze łez i żyłam gnana nienawiścią.

Tej nocy pragnęłam tylko Pana Gniewu. Samaela. Króla demonów. Wzbudzającego największy strach spośród siedmiu nieśmiertelnych książąt piekielnych. Generała wojny i samego diabła. Tego, który jest wcieleniem pokusy i grzechu. Tego, który dla innych był największym koszmarem, jednak mnie wydawał się w tej chwili spełnieniem marzeń. Czułam, że jeśli za chwilę przeklęty demon nie wskoczy ze mną do łóżka, sama rozpętam piekło.

– Czy Wasza Wysokość ma zamiar sterczeć tam przez całą noc? – spytałam, unosząc brew.

Książę Gniewu ograniczył się do zmrużenia swoich złocistych oczu. Cóż za uparte, nieufne stworzenie. Któż inny, zamiast posłuchać podszeptów chuci i rzucić się na mnie, jak sobie tego życzyłam, potrafiłby przypatrywać mi się spokojnie, gdy roznegliżowana paradowałam przy jego łóżku?

– Jeśli mało ci dowodów, że podjęłam już decyzję… – zaczęłam, jednak zaraz wszedł mi w słowo.

– Emilio.

Coś w jego głosie, gdy wypowiadał moje imię, sugerowało, że czeka mnie rozczarowanie. Zabrzmiało to tak, jakby chciał ze mną poważnie porozmawiać. A rozmowa była ostatnią rzeczą, na jaką miałam teraz ochotę. Nie potrafiłabym wówczas powstrzymać łez, a tym samym musiałabym sama przed sobą przyznać się do tego, jak wielkiego szoku doznałam, gdy wcześniej ujrzałam Vittorię. Zatracenie się w upajających pocałunkach Pana Gniewu było znacznie bardziej pociągającą perspektywą.

– Nic mi nie dolega. Naprawdę – zapewniłam cichym głosem.

Demon wyglądał na nieprzekonanego. Poradził mi kiedyś, bym akceptowała swoje pragnienia, lecz nie dopuściła do tego, by poczuć przywiązanie. Teraz jednak byłam bezbronna wobec obu tych potrzeb. Być może czyniło mnie to słabą, ale nie dbałam o to. Modliłam się tylko, żeby nie kazał mi samej wracać do mojego pokoju. Nie mogłam znieść samotności. Potrzebowałam pocieszenia, bliskości. Tylko w ten sposób byłam w stanie zapewnić chwilę spokoju mojemu znękanemu umysłowi.

Wtem przezroczysta zasłona oddzielająca sypialnię demona od balkonu wzdęła się w podmuchu chłodnego wiatru, jak gdyby kusząc go, by dołączył do swojej królowej. Zupełnie jakby samo królestwo popychało nas do tego, byśmy znowu się połączyli. Świece i wykwintna pościel na łożu sprawiały, że komnata sypialna emanowała zmysłowością. Było to pomieszczenie stworzone do szeptów: słów wypowiadanych czule, z czcią, gdy jedne wargi spotykają drugie, oraz szelestu tkaniny niespiesznie pieszczącej skórę.

Z tym księciem pragnęłam doświadczać obu tych doznań jednocześnie.

Jak sam przyznał, Pan Gniewu bardziej cenił czyny od słów. Mając to w pamięci, postanowiłam wykonać pierwszy ruch. Demon ani drgnął, gdy schyliłam się i ściągnęłam buty. Nie miałam pojęcia, czy wyczuł emocje związane z Vittorią i opacznie je odczytał, czy raczej nadal nie dowierzał, że faktycznie postanowiłam wykonać kolejny krok potwierdzający nasze małżeństwo.

Przespanie się ze sobą było jednym z dwóch ostatnich aktów niezbędnych do tego, byśmy zostali mężem i żoną. Oczywiście moglibyśmy po prostu uprawiać seks, nie będąc zaślubieni, mnie jednak zależało na tym, aby ostatecznie przypieczętować zadzierzgniętą między nami więź.

Biorąc pod uwagę okoliczności naszego poznania – przyzwałam Księcia Gniewu w Palermo, a potem przypadkowo zwią­załam się z nim na całą wieczność – oraz fakt, że oboje poprzysięgliśmy nienawidzić się i wystrzegać się choćby pocałunku, nietrudno było zrozumieć, skąd mogły się brać jego wątpliwości.

Zresztą jeszcze kilka miesięcy temu sama też nie dopuszczałam możliwości, by zdarzyła się taka noc jak ta. Aby stało się to możliwe, musiałam sama przed sobą przyznać, że nasza znajomość jest bardziej skomplikowana, niż sądziłam – że Książę Gniewu budził we mnie pożądanie, które płonęło ogniem jasnym niczym różanozłociste kwiaty, które zjawiały się w mej dłoni, ilekroć tego sobie zażyczyłam. Nawiasem mówiąc, była to kolejna rzecz, którą jeszcze niedawno uważałabym za niemożliwą, następna – obok tajemnicy tego, kim naprawdę jestem – domagająca się rozwiązania zagadka. Jednak to wszystko na razie mogło zaczekać. W tej chwili zaprzątała mnie jedna myśl – pragnienie, by posiąść mojego króla demonów.

W pewnym momencie zaczął padać śnieg, oprószając ciemne włosy i szerokie bary księcia białym pyłem. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Zauważyłam już wcześniej, że Książę Gniewu pozostawał całkowicie obojętny na surową aurę panującą w tej zimowej krainie. Pewnie brało się to stąd, że sam był niczym budząca respekt siła natury.

Nie spuszczał ze mnie wzroku, gdy zsunęłam z nóg spodnie i rzuciłam je na podłogę. Upadły na leżącą już tam tunikę. Kiedy zorientował się, że pod spodem nie mam bielizny, oddech zamarł mu w piersi. Zacisnął pięści, tak że zbielały mu knykcie. Prawdę mówiąc, nie takiej reakcji oczekiwałam.

Marszcząc brwi, cofnęłam się w myślach do naszej rozmowy. Starałam się przypomnieć sobie każde słowo. W obawie, że jego bracia wykorzystają mnie, gdy znajdę się w zaświatach, demon podstępem zmusił mnie do związania się z nim paktem krwi. Spytałam go potem, czy nadal uważa mnie za swoją wybrankę.

Teraz, widząc, jak nieruchomo stoi wśród prószącego śniegu, zamiast dołączyć do mnie w ciepłej i przytulnej sypialni, dopadły mnie wątpliwości – czyżbym źle odczytała jego słowa? Stwierdził wtedy, że nie potrzebuje się zastanawiać, żeby udzielić odpowiedzi na moje pytanie. Dokładnie tak się wyraził. Ale to przecież wcale nie musiało oznaczać, że uważa mnie za swoją.

– Zmieniłeś zdanie?

Pan Gniewu przypatrywał mi się uważnie. Jego twarz skryła się pod maską obojętności.

– Sama z własnej woli mnie wybrałaś. Zrobiłaś to, świetnie wiedząc, kim jestem. I do czego jestem zdolny.

Nie były to pytania, jednak i tak potwierdziłam skinieniem głowy.

– Tak.

– I ta decyzja nie ma żadnego związku z twoją siostrą?

Nadal wbijał we mnie wzrok. Domyślałam się, że próbuje przyłapać mnie na jakimś wzruszeniu. Wiedziałam, iż Książę Gniewu nie prześpi się ze mną, jeśli będzie podejrzewał, że kieruje mną cokolwiek innego niż pożądanie. Ja tymczasem, po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy, byłam z nim absolutnie szczera. Żeby nasz związek faktycznie mógł kwitnąć, musieliśmy raz na zawsze porzucić jałowe gierki.

– Pożądałam cię już tamtej nocy na uczcie u Księcia Łakomstwa. A nawet wcześniej… Pamiętasz, jak za pomocą magii usunąłeś moje odurzenie, byśmy wspólnie mogli ćwiczyć, jak nie ulec jego grzechowi? Pragnęłam, byś wziął mnie już wtedy. Obie te sytuacje zaszły na długo, zanim zobaczyłam Vittorię. – Spoglądałam mu w oczy, żeby dać mu do zrozumienia, że nie żartuję. – A dzisiaj uświadomiłam sobie, że od początku stałeś u mego boku. Wprawdzie jako śmiertelniczka nie zawsze pochwalałam twoje metody, jednak teraz widzę wyraźnie, że robiłeś to wszystko, żeby mi pomóc. Pragnę cię i nie ma to żadnego związku z nikim innym.

Po nieznośnie długiej chwili, w trakcie której moje napięcie sięgało zenitu, Pan Gniewu w końcu opuścił balkon i wszedł do komnaty sypialnej. Zbliżał się do mnie niespiesznie. Jego spojrzenie błądziło po moich oczach i ustach, by wreszcie ześlizgnąć się niżej.

Dzikość czająca się w jego oczach, gdy w wyobraźni pożerał mnie kawałek po kawałku, sprawiła, że ugięły się pode mną kolana. Jego spojrzenie zatrzymało się na moment na wysokości pulsującego miejsca między moimi udami, które gwałtownie domagało się jego dotyku. Pomruk, jaki dobył się z głębi jego piersi, potwierdzał, że demon wyczuł moją żądzę.

Ze wszystkich sił wierzyłam, że tej nocy da mi zapoznać się z bestią, którą nosił w środku. Pragnęłam, by zrealizował ze mną wszystkie swoje najbardziej brudne, zdrożne fantazje.

Uśmiech, który zjawił się na jego ustach, niósł w sobie grzeszną obietnicę. Oznaczał, że demon zamierza z nawiązką spełnić moje oczekiwania.

Mimo że jego skóra nadal była chłodna od śniegu, kiedy się zbliżył, poczułam buchający od niego żar. Jego spojrzenie paliło, niespiesznie ślizgając się po wszystkich moich krągłościach, jak gdyby w wyobraźni planował już, co ze mną zrobi… Niewiele brakowało, bym pod jego wzrokiem zupełnie się zapomniała.

– Chcę usłyszeć twoje najbardziej grzeszne pragnienia, Emilio – odezwał się demon, unosząc moją twarz. – Wszystkie plugawe fantazje, jakie lęgną się w twojej głowie.

Jego palce przez chwilę błądziły po mojej szyi. Zatrzymały się na tętnicy, gdzie najlepiej wyczuwalny był puls. Wreszcie pocałował mnie, ale trwało to tylko ułamek sekundy – jego wargi jedynie musnęły moje. Kiedy odchylił do tyłu głowę, nadal miałam rozchylone usta i z zapartym tchem czekałam na ciąg dalszy.

– Przyrzekam, że spełnię je wszystkie – oświadczył, nie przestając mnie pieścić.

Ja tymczasem ślizgałam się spojrzeniem po jego eleganckiej odzieży, pod którą kryło się wspaniale wyrzeźbione ciało.

– Mam parę pomysłów – przyznałam.

Spojrzenie, jakie mi posłał, sugerowało, że jemu również to i owo chodzi po głowie.

Nie brakowało spraw, co do których nie umieliśmy się dogadać. Na szczęście pod tym względem panowała między nami pełna zgoda. Przyciągnęłam go bliżej, domagając się kolejnego pocałunku. Pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Nasze pieszczoty z początku były delikatne, ale już po chwili przestały nam wystarczać i rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta, jak istoty, którymi powoduje jedynie ślepa furia i namiętność. Zależało mi na tym, aby nasz pierwszy seks był równie wybuchowy jak nasze temperamenty.

Jeśli Pan Gniewu faktycznie zamierzał spełnić wszystkie moje najmroczniejsze fantazje, pozostawało mi wierzyć, że zdoła dotrzymać im kroku. Skubnęłam zębami jego dolną wargę. Mruknął z satysfakcją i sam też zaczął kąsać moje usta.

Już po chwili demon wypowiedział wojnę moim wargom. Jako generał, którym rzeczywiście był, na polu bitwy wykazywał się okrucieństwem i bezwzględnością. Jego pocałunki były władcze, zaborcze. A ja nie pozostawałam mu dłużna. Należał do mnie w całości. Cała jego grzeszna dusza, każde uderzenie jego serca, należały do mnie.

W miarę jak dłonie demona błądziły po moim ciele, w moim podbrzuszu rozpalał się pełen słodyczy żar. Każdy dotyk jego szorstkich palców sprawiał, że ciepło rozlewało się po mnie całej. Nagle uświadomiłam sobie, że nadal jest ubrany…

Zerwałam z niego marynarkę. Chwyciłam za brzeg koszuli, po czym jednym ruchem ją rozerwałam. Potrzebowałam go zobaczyć, poczuć jego skórę na swojej.

W pewnym momencie demon odchylił głowę, przerywając nasze pocałunki. Z uśmieszkiem czającym się w kącikach ust stwierdził:

– Cnoty są nudne, ale w tym przypadku cnota cierpliwości może okazać się wskazana.

– Prawdę mówiąc, sądziłam, że będziesz śmielej sobie ze mną poczynał. O ile dobrze pamiętam, spytałeś, czy chcę zobaczyć, jak bardzo potrafisz być wszeteczny. – Mówiąc to, starałam się ukryć cisnący mi się na usta uśmiech. Widziałam, jak rozbłys­ły mu oczy. – Naprawdę tylko na tyle cię stać?

– Prowokujesz mnie?

Wzruszyłam jednym ramieniem. Doskonale wiedziałam, co robię i jaka będzie jego reakcja. Sądząc po wybrzuszeniu, jakie urosło w jego rozporku, Pan Gniewu nie miał nic przeciwko moim zabiegom.

– A jeśli tak, to co mi zrobisz?

– Zapraszam do łóżka, pani.

Wypowiedział te słowa łagodnym głosem, ja jednak wiedziałam, że to rozkaz, który muszę wykonać. Odważnie ruszyłam do tyłu, po chwili moje nogi napotkały brzeg łoża. Poszukałam dłońmi eleganckiej miękkiej narzuty w kolorze hebanowym, gustownie ułożonej na krawędzi. Kiedyś fantazjowałam o tym, jak jej welur pieści moją nagą skórę.

Już za moment miałam się przekonać, jakie to uczucie.

Pan Gniewu poruszył głową, dając mi do zrozumienia, że nie wystarczy mu, iż przycupnęłam na brzegu łóżka. Życzył sobie naj­wyraźniej, abym się położyła. Z sercem walącym mi jak młotem opadłam na wielki materac. Przesunęłam się głębiej, a kiedy miękka narzuta ustąpiła miejsca chłodnej jedwabnej pościeli, cudowna pieszczota materiału wydarła cichy jęk z moich ust. Jej dotyk był jeszcze bardziej rozkoszny, niż oczekiwałam. Tonęłam w luksusie i dekadencji, zmieszanych z czymś dzikim i nieokiełznanym.

Była to definicja pana tego dworu.

Demon rozpinał spodnie, nie odrywając ode mnie wzroku ani na ułamek sekundy. Już samo jego spojrzenie było rzuconym mi wyzwaniem, jakby w ten sposób chciał się upewnić, czy naprawdę jestem gotowa na to, co mnie czeka. Wreszcie spodnie opadły na podłogę, a moim oczom ukazał się jego stwardniały, imponujących rozmiarów członek, onieśmielający i zarazem kuszący, ewidentnie spragniony chwili, gdy mnie posiądzie.

Chłonęłam ten widok, przygryzając dolną wargę. Pożądanie, jakie we mnie budził, niemal pozbawiało mnie zmysłów. Bogini, jakże był wspaniały! Niechętnie oderwałam spojrzenie od jego dumnego wzwodu i teraz chłonęłam wzrokiem resztę jego ciała. Całe moje pole widzenia wypełniło ponad metr osiemdziesiąt mięśni skrytych pod brązową skórą, która zdawała się jaśnieć w półmroku. Pan Gniewu był uosobieniem męskiej siły i brutalnego piękna.

Kiedy ruszył do mnie, przeniosłam spojrzenie z metalicznego węża, który oplatał mu ramię, na tatuaż zdobiący jego lewe udo – był to zwrócony w dół sztylet, z różami oplatającymi ostrze.

Nie mogłam dokładnie przyjrzeć się geometrycznym wzorom zdobiącym uchwyt broni, ponieważ w tym momencie demon schwycił swoją męskość w wytatuowaną dłoń i zaczął niespiesznie pracować nadgarstkiem. Nagle wszystkie myśli uleciały mi z głowy. Pan Gniewu posłał mi aroganckie spojrzenie, jakby świetnie wiedział, jakie wrażenie robi na mnie ten popis męskości. Bogini, przeklnij go. Zapragnęłam wyręczyć go w tej ciężkiej pracy. Ale najchętniej zamiast dłoni użyłabym…

…Wtem powietrze przeciął ostry trzask, jakby rozwścieczona bogini strzeliła z bicza. W ułamku sekundy sypialnia Księcia Gniewu – wraz z jej gospodarzem – znikła bez śladu. Na jej miejsce zjawiła się pusta, zimna i mroczna komnata.

Zmiana nastąpiła tak gwałtownie, że potrzebowałam chwili, nim dotarło do mnie, że to, co się dzieje, nie jest tylko wytworem mojego umysłu. Zamrugałam szybko, żeby oswoić się z mrokiem. Odniosłam wrażenie, że pomieszczenie jest nieduże. Wokół mnie przemykały jakieś tajemnicze cienie, w popłochu niemal na siebie wpadały.

Lodowate powietrze sprawiło, że moje ramiona pokryły się gęsią skórką.

Powtarzałam sobie, że to musi być kolejna iluzja. Już wcześniej doznałam kilku, jednak żadna dotąd nie była aż tak realna. Zaczynałam doświadczać takich złud za każdym razem, gdy między mną a Księciem Gniewu dochodziło do romantycznego zbliżenia. Zapewne to, co działo się teraz, również było spowodowane naszymi amorami. Fakt, że znowu nam przerwano, doprowadzał mnie do szału. Nie mogłam się pogodzić, że czyjaś przeszłość wyrwała mnie z mojego rozkosznego tu i teraz.

Kiedy chciałam pomasować się po skroniach, nagle spostrzegłam, że mam unieruchomione ręce – obydwa nadgarstki skute były kajdankami. Szarpnęłam, a wtedy okazało się, że łańcuch jest przymocowany do sufitu. Przy każdym moim ruchu podzwaniał, a ten dźwięk przyprawiał mnie o panikę. Na krew i kości! Zerknęłam w dół. W tej wizji byłam tak samo naga jak w rzeczywistości. Cudownie. Przed chwilą przeżywałam na jawie spełnienie swoich marzeń, a teraz znienacka zostałam wtrącona do koszmaru.

Wypuściłam wstrzymywane w płucach powietrze, które unios­ło się z moich ust w postaci białych obłoczków. Zaraz potem znowu stężałam. Przedziwne. W tej wizji zachowałam pełną kontrolę nad tym, co robię. Doznając wcześniejszych, miałam wrażenie, że przeżywam czyjeś wspomnienie albo oglądam jakieś wydarzenie czyimiś oczami. To wystarczyło, bym natychmiast nabrałam podejrzeń.

Jeżeli to nie było iluzją ani wspomnieniem…

– Co to ma być, do siedmiu kręgów piekielnych? – warknęłam, gdy w ciszy rozległy się niedające się z niczym pomylić dźwięki kroków. Momentalnie ogarnął mnie strach, serce zabiło mi szybciej. – Książę Gniewu, czy to ty?

Z niedaleka dobiegł trzask zapalanej zapałki, a zaraz potem w powietrzu rozniósł się smród siarki. Po drugiej stronie pokoju zapłonął mały ogienek, jednak ten, kto go zapalił, zapewne za sprawą jakichś czarów pozostawał niewidoczny. Znowu potrząsnęłam łańcuchami. Mimo że szarpałam z całej siły, było to na nic. Docierała do mnie ponura prawda – odzyskam swobodę ruchów, dopiero gdy tego zechce mój porywacz. Mnie pozostawało tylko bezskuteczne wyrwanie sobie dłoni.

Żeby nie poddać się panice, mrużąc oczy, zaczęłam rozglądać się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Wypatrywałam jakichkolwiek szczegółów, które mogłyby mi powiedzieć, co to za miejsce i kim jest mój ciemiężca. Po chwili wiedziałam już, że znajduję się w kamiennej komnacie, a konkretnie we wnęce w ścianie, gdzie przykuto mnie łańcuchem.

Na środku pomieszczenia stał ołtarz, wykuty z tego samego bladego kamienia, z którego zbudowane były ściany i podłoga. Ziemię zaścielały słoma i suche zioła. Wnętrze przypominało nieco pomieszczenie w klasztorze, w którym moja przyjaciółka Claudia pracowała przy balsamowaniu zwłok, ale było to złudne podobieństwo.

Na myśl o tamtych klasztornych komnatach wróciły wspomnienia o niewidzialnych najemnikach, z którymi się wówczas starłam. Wydawało mi się, jakby już całe wieki minęły od momentu, gdy stawiłam czoła Demonowi Cienia. Na myśl o tamtych wydarzeniach przeszedł mnie dreszcz grozy. Miałam poczucie, że jeśli los oszczędzi mi ponownego spotkania z tymi koszmarnymi demonami, moje życie będzie istną sielanką.

– Pokaż się! – zawołałam, szarpiąc łańcuchami.

Odpowiedziało mi jedynie podzwanianie metalu. Ale mogłabym przysiąc, że słyszę też coś więcej – czyjś oddech. Nie widziałam co prawda białych obłoczków pary, ale to wcale nie dowodziło, że jestem tu sama. Książę Gniewu nie wyciąłby mi takiego numeru, zwłaszcza w kontekście tego, co zamierzaliśmy zrobić. Niemożliwe, żeby była to z jego strony jakaś chora gra wstępna.

Zebrałam się na odwagę i zawołałam:

– Jestem skuta łańcuchami, a ty i tak boisz się ze mną porozmawiać?

– Nie boję się – rozległ się głęboki głos z wyraźnym obcym akcentem.

Oddech zamarł mi w piersi. Słyszałam już kiedyś ten głos, ale za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Na pewno nie był to Anir, pierwszy adiutant księcia. Głos niewidzialnego mężczyzny nie należał też chyba do żadnego z braci Pana Gniewu. Rozpoznawałam akcent, z jakim mówili wyspiarze w świecie śmiertelników. Byłam tego pewna.

– Jeżeli się nie boisz, nie masz powodu, by się przede mną ukrywać.

– Czekam na dalsze rozkazy.

– Od kogo?

Zapadło krępujące milczenie. Niełatwo jest zdobyć się na władczy ton, gdy jest się nagą, skutą łańcuchami i rozmawia się z niewidzialnym porywaczem. Jednak i tak się starałam.

– Niezależnie od tego, dla kogo pracujesz, twój pan i tak niedługo się tu zjawi. Cała ta maskarada nie ma sensu.

– Niech cię o mnie głowa nie boli.

Słowa wypowiadane przez mordercę, zanim poderżnie gardło swojej ofierze. Przełknęłam z trudem ślinę. Chciałam zmusić go do mówienia, liczyłam, że dzięki temu łatwiej będzie mi odgadnąć jego tożsamość; wcześniej już odkryłam, że jeśli chce się wywołać czyjąś reakcję, najlepiej go zezłościć. W ostatnich miesiącach gruntownie przećwiczyliśmy na sobie tę taktykę z Panem Gniewu. Najchętniej pocałowałabym go teraz za to, że dzięki niemu nabrałam w niej takiej wprawy.

– Czy twój pan nakazał ci się skryć przede mną?

– Nie.

– Ach tak. Teraz już rozumiem.

– Co rozumiesz?

– Jesteś zwykłym zboczeńcem, którego podnieca podglądanie swoich ofiar, podczas gdy one nie mogą cię zobaczyć. Przyznaj się, dotykasz się w tej chwili? Wyobrażasz sobie, jak by to było, gdyby twoje dłonie odnalazły moją skórę? Zbliż się, nie pożałujesz.

Będę mogła poczęstować cię z kolana, prosto w krocze.

Wtem przede mną zjawił się mężczyzna. Jego mina wyrażała najwyższą irytację. Zdecydowanie nie był to demon, ale to wcale nie poprawiło mi humoru. Kiedy zobaczyłam twarz zjawy, zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.

– Domenico Nucci.

Młody mężczyzna, na co dzień handlujący arancini w Palermo, spoglądał na mnie z ledwo skrywaną nienawiścią. Wtem z końców jego palców wysunęły się groźnie wyglądające szpony, ale zaraz się schowały. Widok ten był dla mnie przypomnieniem, że Domenico ma obecnie równie niewiele wspólnego ze śmiertelnikami jak ja. Mało brakowało, a zapomniałabym, że facet, z którym, jak sądziłam, spotykała się moja siostra, w rzeczywistości był zmiennokształt­nym. A konkretnie wilkołakiem. Bestią obdarzoną płomiennym temperamentem. Z tego, co mówił ojciec Domenico, wynikało, że właśnie sprowokowałam takiego, który przemienił się całkiem niedawno. Nie miałam pojęcia, jak dużą kontrolę sprawował nad swoim wewnętrznym wilkiem. Zgadywałam, że niewielką.

Domenico miał piwne oczy, jednak w tej chwili płonął w nich nienaturalny bladofioletowy ogień. Widok ten potwierdził moje podejrzenia – zbliżała się przemiana.

Wstrzymując oddech, czekałam, aż zada mi śmiertelny cios. Widziałam, że nadludzkim wysiłkiem powstrzymuje się przed atakiem. Zaciskał zęby, a furia emanowała z niego niczym żar ze słońca. Wilk zaczerpnął kilka oddechów, opuścił ramiona, jakby próbował się rozluźnić i uspokoić. Wykonał gest dłonią, z której znów zaczęły wysuwać się szpony. Z otaczającego nas tumultu oderwało się kilka cieni, które następnie oblekły mnie w coś w rodzaju szlafroka.

– Co to za miejsce? – spytałam.

Nie skomentowałam faktu, że zjawienie się szaty na mojej gołej skórze było dość zaskakujące ani że wilkołak powołał ją do istnienia magiczną sztuczką, nie wypowiedziawszy nawet krótkiego zaklęcia.

– Kraina Cienia.

Potrzebowałam chwili, żeby przetrawić tę rewelację. Kiedy byłyśmy małe, Nonna Maria często opowiadała nam o zmiennokształtnych i innych magicznych istotach. Zdaniem mojej babci wilki toczyły wojnę z demonami w świecie duchowym. Zapewne to właśnie miał na myśli Domenico, kiedy wspomniał o Krainie Cienia.

Zawsze wyobrażałam sobie świat duchowy jako miejsce, po którym snują się półprzezroczyste, eteryczne duchy, zdolne przenikać przez ściany, dokładnie tak, jak przedstawiano to w powieściach gotyckich. Tymczasem rzeczywistość, w której się znalazłam, miała z tymi rojeniami niewiele wspólnego. Domenico był w pełni cielesnym bytem. Również lodowate kajdany wpijające się w moją skórę były aż nazbyt realne.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na dziwne wibrowanie magii wyczuwalne w metalu. To nie były zwykłe kajdany. Zostały zaczarowane w taki sposób, aby blokowały moce unieruchomionej ofiary.

Spróbowałam dyskretnie zaczerpnąć ze Źródła. I tak jak się obawiałam, niemal natychmiast napotkałam barierę, która uniemożliwiła mi przywołanie ognia.

Naszło mnie straszne podejrzenie, kto jest panem Domenico. Jeśli miałam się z nim spotkać, powinnam mieć na podorędziu swoją magię. Zerknęłam na mojego ciemiężcę. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby wilki zabierały kogoś ze sobą do świata duchowego. Aż do dzisiaj nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, zwłaszcza w wykonaniu niedawno przemienionego wilkołaka. To oznaczało, że Domenico jest niesamowicie potężny. Przyszły samiec alfa w swojej sforze.

– Czy moje fizyczne ciało nadal znajduje się w Siedmiu Kręgach? – zainteresowałam się.

Domenico zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Jego oczy utraciły już nieco blasku właściwego dla zmiennokształtnych.

– Tak.

Nie miałam pojęcia, jak to możliwe. Niechętne łypanie wilka podpowiedziało mi, że nie życzy sobie dalszych pytań na ten temat. Świadoma, jak groźny stałby się po pełnym przeistoczeniu w wilka, postanowiłam nie kusić losu. Zdobyłam już informacje, na których mi zależało.

Zatem moje ciało pozostało w sypialni Księcia Gniewu, który niewątpliwie szukał już sposobu sprowadzenia mnie z powrotem. Jeśli nie zdołam samodzielnie uciec, pozostawało mi grać na czas i czekać, aż przyjdzie po moją duszę i da odczuć po­rywaczom, że zadarli z niewłaściwym demonem. Głupiec, który ośmielił się porwać mu narzeczoną z jego dworu, zasługiwał na to, by poczuć, czym jest herbowy grzech Pana Gniewu. Z trudem powstrzymałam uśmiech cisnący mi się na usta, gdy wyobraziłam sobie spustoszenie, jakie tu będzie siać, gdy przyjdzie wymierzyć sprawiedliwość.

– Okropnie tu zimno – poskarżyłam się.

– Nie dla mnie.

Najchętniej potarłabym dłońmi ramiona, żeby chociaż w ten sposób nieco się rozgrzać, ale łańcuchy na to nie pozwalały. Domenico przypatrywał mi się bacznie, w jego oczach płonął złowrogi ogień. Było jasne, że jeden fałszywy ruch i niezależnie od rozkazów, jakie mu wydano, wilk skoczy mi do gardła. Był o wiele dzikszy niż przy naszym pierwszym spotkaniu, ale zapewne winę za to ponosiła przemiana, której uległ. Podobno niektóre młode wilki potrzebowały wielu lat, żeby dojrzeć.

Odchrząknęłam głośno, żeby przerwać krępującą ciszę.

– Kiedy zobaczyłam cię w klasztorze po morderstwie Vittorii, sądziłam, że modlisz się za spokój jej duszy. Dopiero potem dowiedziałam się, że przebywałeś tam, ponieważ doświadczyłeś wtedy pierwszej w życiu przemiany. Naprawdę wcześniej nie podejrzewałeś, czym jesteś?

Zauważyłam, że drgnął mięsień na jego szczęce.

– A czy ty wiesz, czym jesteś, Emilio?

Nie uszło mojej uwagi, że użył słowa „czym”, a nie „kim”. Podejrzewałam dlaczego, ale nie miałam zamiaru dzielić się z nim swoimi przypuszczeniami.

– Jestem twoim więźniem. Wiem też, że Książę Gniewu wytropi cię i rozerwie na strzępy, jeśli z twojej winy spadnie mi choćby włos z głowy. – Kiedy wypowiadałam te słowa, moje usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.

Wilk zaczynał chyba rozumieć, że wprawdzie skuł mnie kajdanami i poskromił moją magię, lecz to wcale nie oznaczało, że jest jedynym drapieżnikiem w tej komnacie.

– Nie łudź się, że znajdziesz dla siebie jakąś kryjówkę. On dopadnie cię wszędzie. O ile, rzecz jasna, ja nie rozprawię się z tobą wcześniej. Pamiętaj, że w naszym związku to on jest bardziej litościwy.

– Nieźle, siostrzyczko.

Co prawda poniekąd spodziewałam się, że ją tu zobaczę, jednak na dźwięk głosu siostry poczułam ukłucie w sercu. Po drugiej stronie pomieszczenia stała Vittoria.

Właściwie nie tyle stała, ile raczej okrążała niewielki pokój, unosząc się w powietrzu niczym duch. Odziana była w długą białą suknię, która powiewała za nią, jakby poruszana podmuchami widmowego wiatru. Wprawdzie Vittoria przypominała byt na poły duchowy, lecz nie ulegało wątpliwości, że jest równie realna jak ja czy Domenico. Przyjrzałam jej się dokładnie, wypatrując jakichś ran, choć zdawałam sobie sprawę, że to ona dowodzi wilkołakiem, a nie na odwrót.

W miarę, jak docierało do mnie, co się dzieje, do oczu napłynęły mi piekące łzy. To naprawdę była Vittoria. Żyła. O tym, że nie umarła, dowiedziałam się zaledwie przed paroma godzinami, a teraz mogłam się o tym przekonać na własne oczy. Mimo świadomości, że mnie zdradziła, najchętniej rzuciłabym jej się na szyję i nigdy nie wypuściła z objęć.

To cud, że żyła. Chwała niech będzie bogini.

– Vittorio – wypowiedziałam jej imię szeptem.

Na dźwięk mojego głosu usta siostry wykrzywił znany mi złośliwy uśmieszek. Gdyby nie krępujące moje ruchy kajdany, padłabym na kolana. Owszem, ujrzenie jej wcześniej w Zwierciadle Trzech Księżyców było sporym szokiem. Ale teraz, widząc ją tutaj, gdy była niemal na wyciągnięcie ręki, poczułam, jak nogi się pode mną ugięły. Głos zamarł mi w gardle, gdy Vittoria, zataczając kręgi, powoli zbliżała się do mnie, ani na moment nie spuszczając mnie z oczu.

– Uwolnię cię z tych łańcuchów. Przekonajmy się, jakich sztuczek się nauczyłaś.

Jej oczy zamigotały kolorem lawendy, przypominając mi, że Vittoria doznała całkowitej przemiany. To nie była już dziewczyna o takich samych jak moje piwnych oczach, młoda kobieta, uwielbiająca obmyślać nowe przepisy na drinki i tworzyć nowe kompozycje zapachowe. Istota, która zbliżała się do mnie, była czymś obcym. Poczułam, jak włosy stają mi dęba.

– Bogini mi świadkiem, że sama też mam kilka asów w rękawie. Zmiennokształtny?

Domenico poruszał się z nadprzyrodzoną szybkością. Niespodziewanie zjawił się przy mnie, chwycił mnie za włosy i szarpnął, odchylając moją głowę na bok. Zbliżywszy nos do mojej skóry, chciwie wdychał jej zapach. Zapewne uczył się go na wypadek, gdyby kiedyś miał mnie tropić. Skrzywiłam się, czując nagły ból, zdołałam jednak stłumić jęk.

Obnażywszy kły, zbliżył pysk do mojego ucha i warknął. Dźwięk, jaki dobył się z jego gardła, nie miał nic wspólnego z tymi, jakie wydają ludzie.

– Spróbuj wykręcić jakiś numer, Wiedźmo Cienia, a wyrwę ci coś więcej niż twoje serce śmiertelniczki.

– Leżeć, szczeniaczku – syknęła Vittoria. – Nie pogrywaj sobie z nią za ostro. Jeszcze nie teraz.

Słowa siostry bolały, ale nie miałam czasu wsłuchiwać się w swoje zranione uczucia ani wyobrażać sobie, co jeszcze złego mogło mnie spotkać oprócz tego, że byłam skuta łańcuchami. Domenico odepchnął mnie i leniwie machnął ręką, a zamki na kajdanach się otworzyły. Pęta upadły na ziemię, czemu towarzyszył metaliczny brzęk, dźwięk równie upiorny jak ten, wydawany przez topór kata spadający na kark skazanego.

Nadszedł moment, którego tak bardzo się lękałam. A co gorsza, byłam zupełnie nieprzygotowana.

Z mocno bijącym sercem odwróciłam się plecami od rozjuszonego wilkołaka i stanęłam twarzą w twarz z moją nieumarłą bliźniaczką. Nasze spojrzenia się spotkały.

Przez wiele miesięcy żyłam w przekonaniu, że nie żyje, że padła ofiarą morderstwa. Siostra zaaranżowała to w najdrobniejszych szczegółach – pozwoliła, bym odnalazła w grobowcu jej straszliwie okaleczone, pozbawione serca zwłoki. Odkrycie to wywróciło mój świat do góry nogami i zniweczyło to, kim dotąd byłam. Teraz wiedziałam już, że mnie oszukała. Świadomość ta była raną, co do której byłam pewna, że nigdy się nie zagoi. Emocjonalne blizny zawsze miały już pozostać w mojej duszy i w moim sercu.

Nawet teraz, mimo że stała przede mną cała i zdrowa, nie ulegało dla mnie wątpliwości, że powrót do tego, jak było kiedyś, jest niemożliwy. Zbyt dużo wydarzyło się między nami, byśmy kiedykolwiek mogły o tym zapomnieć i żyć, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ta myśl napełniała mnie bezbrzeżnym smutkiem. Choćbyśmy nie chciały przyjąć tego faktu do wiadomości, prawda była taka, że obie zmieniłyśmy się nie do poznania. I wcale nie byłam pewna, czy nadal mogłybyśmy znaleźć wspólny język.

Żeby odegnać smutek, zwróciłam się myślami ku mojemu oblubieńcowi. Pomyślałam o tym, że bliźniaczka zepsuła mi nawet tę wyjątkową noc. Ażeby nie pogrążać się w rozpaczy, skoncentrowałam się na gniewie, uczuciu, które już nieraz ratowało mnie w najtrudniejszych chwilach. Wszystkie emocje, z wyjątkiem tej jednej, znikły.

Gdyby czysty gniew, jaki zapłonął w moim sercu, nie wyparł wszelkich innych uczuć, być może na widok triumfalnego uśmiechu siostry poczułabym niepokój. Ale teraz kierowała mną jedna myśl – za chwilę siostra przekona się, że nie tylko ona budzi lęk. Nadeszła pora, aby Vittoria bała się mnie.

Zaczerpnęłam magii w Źródle i od razu poczułam, że w moim zasięgu leżą olbrzymie złożą mocy. Jeżeli siostra chciała się przekonać, na co mnie stać, nie zamierzałam jej odmawiać tego przywileju.

– Masz pięć minut, żeby się wytłumaczyć – odezwałam się tonem chłodniejszym od otaczającego nas powietrza, bardziej lodowatym od najgrzeszniejszego kręgu Piekieł. Cienie zamarły bez ruchu, po czym rozpierzchły się na wszystkie strony, strwożone nadciągającą chwilą sądu.

– A wtedy co się stanie?

Uśmiech na moich ustach był zapowiedzią pięknego koszmaru. Vittoria zmarszczyła brwi, jakby dopiero teraz sobie uzmys­łowiła, że popełniła poważny błąd, który mógł mieć dla niej zabójcze konsekwencje. Raz stworzonego potwora nigdy nie da się w pełni kontrolować.

– A wtedy, moja droga siostro, zapoznam cię z wiedźmą, którą musiałam się stać z twojej winy.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

You&YA

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz