Klaun w polu kukurydzy - Cesare Adam - ebook + książka

Klaun w polu kukurydzy ebook

Cesare Adam

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Quinn Maybrook chce tylko dotrwać do końca szkoły, ale może nie dożyć poranka.

Siedemnastoletnia Quinn wraz z ojcem przeprowadza się do małego miasteczka, ukrytego gdzieś pomiędzy polami kukurydzy. Największą atrakcją Kettle Springs jest klaun Frendo, maskotka niedziałającej już fabryki i... międzypokoleniowa wojna, która podzieliła mieszkańców.

Dorośli chcą przywrócić miasteczku poprzednią chwałę, a młodzież skupia się na dobrej zabawie, kręceniu filmików z viralowym potencjałem i jak najszybszym wydostaniu się z tej dziury.

 

Coroczna impreza w starej stodole wydaje się być dobrym pomysłem, aby Quinn na chwilę oderwała się od swoich problemów. Szybko jednak okazuje się, że kiedy noc spłynie krwią, a poranek nie da nadziei na ratunek, jej największą ambicją stanie się przetrwanie.

To będzie zabójcza impreza!

„Ta impreza zaczyna się wcześnie i będzie trwać do ostatniego trupa.”

Stephen Graham Jones, autor bestsellerów „Jedyni dobrzy Indianie” oraz „Mapa wnętrza”

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 332

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Clown in a Cornfield

Projekt okładki: by Jenna Stempel-Lobell

Ilustracja na okładce: © 2020 by Matt Ryan Tobin

Redaktorka prowadząca: Agata Then

Redakcja: Katarzyna Szajowska

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Bartosz Szpojda, Monika Kociuba

© 2020 Temple Hill Publishing LLC

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Andrzej Goździkowski

ISBN 978-83-287-3600-9

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I 

Warszawa 2025

–fragment–

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz

Dla Jen

PROLOG

– Widać mnie? – zawołał Cole. Stał na południowym brzegu zbiornika retencyjnego, boso, zwrócony ku wodzie. Miał minę, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Ale Janet wiedziała, skąd się bierze ten grymas. Chłopak po prostu cały się napinał, żeby zademonstrować swój sześciopak na brzuchu.

– Tak, mam cię w kadrze – odkrzyknęła Victoria. Próbowała zrobić zdjęcie telefonem brata, ale miała problemy z jego obsługą. – Jak tu się robi zoom? – spytała, powoli podchodząc do brzegu.

Nie patrzyła przy tym pod nogi, całą uwagę skupiała na Cole’u. Janet widziała, że Victorii zależy na jak najlepszym ujęciu: w zaaferowaniu wysunęła z kącika ust koniuszek języka.

– Musisz włączyć tryb portretowy – poradziła Janet.

To miała być niewinna wskazówka, jednak zabrzmiało to tak, jakby się czepiała. Nie chciała krytykować Victorii, ale po prostu nie mogła się powstrzymać. Wszystkiemu winny był ten jej wredny ton, z jego powodu wiele osób uważało ją za straszną sucz. Zresztą nie tylko ton, osobowość również. Najważniejsze, że plebs drżał przed swoją panią.

– Ja… – wyjąkała Victoria. Ustawiła teraz telefon pionowo i popatrzyła na Janet, jakby czekała na potwierdzenie, że robi to prawidłowo.

– Nieważne – zawołał Cole. Wypuścił wstrzymywane powietrze, sześciopak na brzuchu stał się na powrót czteropakiem.

Z Cole’a było niezłe ciacho. W ogóle nie musiał się wysilać, żeby wyglądać dobrze. Zdaniem Janet był seksowniejszy, kiedy się nie starał.

– Może lepiej niech Janet zrobi tę fotkę – zawołał sfrustrowany. – Proszę.

Janet niespiesznie, uważając, żeby się nie poślizgnąć i nie wpaść do wody, zbliżyła się do miejsca, w którym stała siostra Cole’a. Kiedy tylko telefon znalazł się w jej rękach, ustawiła poprawną ostrość i kadrowanie. Cóż, to nie wina Victorii, że sobie nie radzi z obsługą smartfona. Jest jeszcze młoda, niedoświadczona. Ile może mieć lat? Dwanaście, trzynaście? W jakim wieku idzie się do ósmej klasy? Choć w jej przypadku to akurat bez znaczenia. Victoria Hill była po prostu głupiutka. Janet opanowała sztukę robienia selfie: brzuch wciągnięty, wypięty tyłek, zanim ta dziewczynka w ogóle nauczyła się na pamięć kodu do swojego telefonu.

Na znak Janet Cole wykonał salto do tyłu – no dobra, półsalto – i wskoczył do wody. Towarzyszył temu potężny plusk, zapewne większy, niż chłopak się spodziewał.

Zza pleców Janet dobiegło posykiwanie otwieranych puszek i butelek. Pewnie Matt dał sygnał, że można bezpiecznie chlać. Zadaniem Matta Trenta było przewidzieć, kiedy jego znajomi ochroniarze wyjdą na kolejny patrol wokół zbiornika retencyjnego. Zapewne zobaczył, że wracają do swojego baraku na początku podjazdu. Znaczyło to, że towarzystwo ma teraz godzinę spokoju, zanim trzeba będzie pomyśleć o powrocie. Dla tych o słabych głowach to aż nadto czasu, żeby się nawalić.

Z tyłu Janet dobiegło głuche dudnienie, a zaraz potem znajomy głos.

– Z drogi! – zawołała Ginger Wagner.

Ginger to nie było jej prawdziwe imię, tak naprawdę nazywała się Annabeth. W siódmej klasie próbowała rozjaśnić sobie włosy z fatalnym skutkiem. W efekcie miała włosy w idiotycznym rudym kolorze. Zostawiła go i twierdziła, że taki też jej się podoba, i od tego czasu wszyscy wołali na nią Ginger1. Janet, nadal z telefonem Cole’a w ręce, odwróciła się i patrzyła, jak Ginger śmiga obok na deskorolce.

– Uważaj, szmato! – wrzasnęła za nią Janet. W odpowiedzi dziewczyna pokazała jej na żarty środkowy palec.

Janet uśmiechnęła się i wiodła za nią wzrokiem. Koła deskorolki hałasowały na starym nierównym betonie.

Nakierowała na nią telefon.

– Ginger, nagrywam cię! Zrób coś fajnego – zawołała.

Dziewczyna posłuchała – wskoczyła z deską na betonowy murek. Sięgał do kolan i służył za barierkę ochronną. Chwilę potem Ginger runęła do znajdującej się dziesięć metrów niżej wody. Za nią poleciała deskorolka. Janet była zachwycona – po powrocie do domu w wolnej chwili wytnie kilka najefektowniejszych sekund nagrania i wrzuci na Twittera.

Towarzystwo przesunęło się teraz bliżej brzegu. Wszyscy patrzyli w dół, ku wodzie.

Impreza na chwilę zamarła, jakby ktoś wcisnął pauzę. Ludzie czekali, aż Ginger się wynurzy. Nikt nie otwierał puszek, nikt nic nie mówił ani się nie śmiał.

Tymczasem Matt, w koszuli ochroniarza i kąpielówkach, dołączył do Cole’a stojącego na samym brzegu. Matt miał w ręce telefon. To był duży model Samsung Galaxy należący wcześniej do jego matki. Rzeczy-po-mamie, fuj. Janet wzdrygnęła się na samą myśl. Nie była co prawda tak zamożna jak Cole, ale stać ją było na to, by nie żyć w ciągłym strachu, że bateria w starym telefonie przegrzeje się i wybuchnie.

– Ej, wiecie co…

Wciąż czekali, ale Ginger się nie wynurzała. Z jakiegoś powodu bardzo długo wytrzymywała pod wodą…

W pewnym momencie Matt zawołał:

– Jeśli utonie, ja zabieram ciało.

Janet nie była pewna, co ma na myśli. Domyślała się, że coś sprośnego. Mimo że to on ich wpuścił w nocy na teren wokół zbiornika retencyjnego i pozwolił tu imprezować, z Matta był straszny złamas. Janet wiedziała, że więcej osób podziela jej zdanie.

Czekali. Janet czuła, że coś ściska ją w piersi – dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech. Nagle z wody wynurzyła się głowa Ginger. Pomachała trzymaną nad głową górą od bikini.

– Impet uderzenia mi ją zerwał! Chodźcie! – zawołała. – Woda jest ciepła.

Nikogo nie trzeba było dwa razy zapraszać. I nagle, jakby pękła tama, wszyscy pognali ku wodzie. Niektórzy schodzili ku położonemu niżej brzegowi, inni wybrali drogę na skróty i decydowali się na skok z większej wysokości. Kurwa mać, kim są ci wszyscy ludzie? Janet kojarzyła większość dzieciaków ze szkoły, znała osobiście wszystkich trzecioklasistów. Parę innych osób wydawało jej się znajomych, ale nie pamiętała ich imion. Wiedziała, że kilkoro to czwartoklasiści, ale tacy niezbyt interesujący. Garstka uczestników imprezy ukończyła już szkołę średnią, ale z tego albo innego powodu nie poszła na studia. W towarzystwie tych starszych Janet czuła się trochę nieswojo, no ale to oni załatwiali piwo, więc nie mogła narzekać.

Nie, martwiło ją co innego. Tutaj są też studenci pierwszego i drugiego roku. Na myśl o tym w Janet zagotowało się z oburzenia. Powiodła spojrzeniem po młodych twarzach. Bez trudu mogła rozpoznać dzieciuchy – zdradzał je sposób, w jaki konsumowały piwo. Potem dostaną nauczkę. Może Janet namówi Tuckera, spiją je, a potem zostawią same niedaleko pola Tillersona. Co roku jakiś napruty pierwszoroczniak dobijał się do drzwi Tillersonów z pytaniem, czy mógłby skorzystać z ich telefonu. Akurat w tej okolicy nie było zasięgu, a te siusiumajtki potrzebowały zadzwonić do mamusi, żeby przyjechała po nie autem. W sumie czemu nie pójść na całość i nie zostawić całej bandy dzieciaków już tutaj, nad wodą?

Nie, wkurzało ją coś jeszcze innego poza tymi studenciakami. Nie żeby nazajutrz miała otwierać zakrojone na szeroką skalę dochodzenie, ale drażniło ją, że ktoś z ich grupy najwidoczniej zapraszał wszystkich jak popadnie. Ten wieczór powinien należeć tylko do nich, do ich sześcioosobowej paczki. Siedmio-, wliczając Victorię (Janet tego nie robiła).

Pomysł imprezki nad wodą skierowany był tylko do nich.

– Daj mi to – rzuciła Janet, wyrywając piwo jakiemuś wystraszonemu studentowi pierwszego roku. – Chcesz, żeby nagrało się, jak pijemy alkohol? Kretynie.

Dopiła piwo z puszki, po czym wyrzuciła ją przez ramię. Chłopak przyglądał jej się z zaciekawieniem. Z jego spojrzenia wyzierał podziw – może też zauroczenie. Janet go odepchnęła.

– Spierdalaj – powiedziała. Od razu poczuła się lepiej.

– Ej, Janet – zawołał Cole. Był już w połowie długości schodów. – Spróbujemy jeszcze raz z saltem do tyłu, dobra?

Mówiąc to, na migi pokazał, żeby włączyła kamerę.

Racja, nadal trzymała jego telefon.

Nie zarejestrowała nawet momentu, w którym zakończyła transmisję na żywo. Niedobrze. Spróbowała ponownie nawiązać połączenie. Trwało to chwilę, potem zaczęło się pięciosekundowe odliczanie.

– Uwaga! – wrzasnął Tucker Lee, wbiegając w kadr z palącą się superpetardą w garści.

– Co to ma być, do… – zaczęła Janet. Cole uniósł rękę. Przerwała nagrywanie, zanim rozpoczęła się ponownie transmisja na żywo.

– Co ty wyrabiasz? – krzyknął Cole. Wbiegał teraz po schodach, pokonując po dwa stopnie naraz, i po chwili dołączył do nich na platformie widokowej nad zbiornikiem retencyjnym.

– Nie miałem zamiaru naprawdę rzucić – bronił się Tucker.

Lont nadal płonął, ale chłopak z jakiegoś powodu w ogóle się tym nie przejmował. W ciszy słychać było długie skwierczenie. Janet wiedziała, że raz zapalonego lontu w superpetardzie nie da się tak łatwo zgasić. Widziała, jak kiedyś Tucker wrzucił podpaloną petardę do wiadra z wodą, a ta i tak wybuchła. To nie była zwykła raca, lecz wiązka lasek dynamitu.

– Zgaś to – nakazał Cole.

– No co ty… – jęknął Tucker. Lont nadal palił się z sykiem.

– I to już! – warknął Cole, podchodząc bliżej. Tucker był od niego o głowę wyższy.

Chłopak westchnął głucho, ale w końcu ścisnął lont w palcach i wyrwał z petardy. Nawet się przy tym nie skrzywił, mimo że musiał się poparzyć.

– Za sześciopak piwa zabuliłem dziesięć dolców – oświadczył Tucker.

– Trzymaj – odrzekł Cole i wyciągnął puszkę piwa z przenośnej lodówki, którą ktoś postawił na ziemi, kiedy rozmawiali. – Jesteśmy kwita?

– Piwo cream ale? Poważnie?

– Spierdalaj. – Cole się roześmiał. – Pij i nie marudź.

Po przywróceniu porządku Cole skinął głową Janet na znak, żeby jeszcze raz spróbowała uruchomić przekaz na żywo.

– Siemanko, chłopaki i dziewczęta – powiedział. Używał teraz specjalnego tonu zarezerwowanego dla nagrań, które wrzucał na swój kanał na YouTube. Janet nie umiała powstrzymać uśmiechu. Co za matoł. Cole nie był wysoki, nie miał szerokich barów. Ale to szczupłe, kościste ciało kryło w sobie siłę. Miał świetne proporcje. W razie potrzeby potrafił daleko rzucić piłką, ale raczej nie brudził sobie rąk rozrywkami zarezerwowanymi dla mas. Nie zanosiło się, by kiedykolwiek miał pracować na polu albo przy taśmie produkcyjnej w Baypen. Młodzieńcom z zamożnych domów nie była pisana żadna prawdziwa praca. – Łączymy się z wami na żywo z sekretnej miejscówki.

Janet nie mogła zrozumieć, czemu miała służyć cała ta sekretność. Przecież i tak wszyscy się zorientują, że to zbiornik retencyjny Kettle Springs.

– Patrzcie na to! – zawołał ktoś z drugiego końca brzegu. Stał na jednym z dwóch betonowych murków. Chwilę potem skoczył, w powietrzu wykonał niezbyt udanego fikołka i wpadł z pluskiem do wody. Murki znajdowały się po obu stronach wodospadu. Ich powierzchnia obrośnięta była śliskimi glonami i zazwyczaj chłopaki decydowały się na wspinaczkę dopiero po paru piwach, gdy mocniej szumiało w głowach. Ale tego wieczoru najwidoczniej ludzie rwali się do zabawy.

Janet uchwyciła pokaz tamtego chłopaka, ale tylko w tle. Nie zrobiła zbliżenia, a w centrum kadru nadal znajdował się główny bohater nagrania. Ten moment należał do Cole’a, a Janet wiedziała, że nikt nie powinien mu się wcinać.

– Jak widzicie – ciągnął Cole i powoli się obracał. Na migi pokazał Janet, żeby to samo zrobiła z telefonem, tak by w kadrze znalazł się ciągnący się za nimi chodnik. – Letnia pogoda nadal dopisuje i razem z ekipą świętujemy w jedyny znany sobie sposób.

Zatrzymał się przy Ronnie. Dziewczyna nachyliła się i położyła dłoń na jego odsłoniętym opalonym brzuchu. Ronnie Queen nie miała wstydu. Skąd wytrzasnęła to swoje bikini? Janet i Ronnie zwykle razem robiły zakupy albo w internecie, albo w galerii handlowej przy Route 70. Teraz Janet nie mogła uwierzyć, że przyjaciółka założyła coś tak wyzywającego, nie przesławszy jej wcześniej nawet fotki do oceny. Do zatwierdzenia. To nie przypadek, że przyszła w tak wystrzałowym kostiumie kąpielowym: chciała w ten sposób dopiec Janet.

Widziała w spojrzeniu przyjaciółki, że osiągnęła efekt, na jakim jej zależało: Cole nie mógł oderwać od niej oczu. Nie żeby się ślinił na jej widok, ale jego policzki ewidentnie nabrały kolorków, oczy mu błyszczały, co – jak wiadomo – zawsze pozytywnie działa na przyciągnięcie uwagi odbiorców.

– Wyglądasz odlotowo – pochwalił ją.

– Och, dzięki, Cole – odparła Ronnie. Było widać, że nie czuje się przed kamerą tak pewnie jak on. Uwiesiła się jego ramienia, nie żeby się przytrzymać, lecz by flirtować.

Możesz sobie pomarzyć, Ronnie. Ten facet to nie twoja liga. Nawet ja nie mogę go wyhaczyć.

Na twarzy Ronnie odbijało się zdenerwowanie, zresztą nic dziwnego. Transmisja na żywo trwała tylko półtorej minuty, ale Janet domyślała się, że bikini nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań – obserwujący stream zaczynali się wykruszać.

Ludzie się nudzili.

– O tak, wyglądasz odlotowo, Ronnie. Ale coś mi się zdaje… – Cole popatrzył w kamerę. Miał naturalną smykałkę do tych rzeczy, bezbłędnie wyczuwał, że musi wprowadzić do transmisji jakąś nową atrakcję, i to szybko. – Że chyba dawno nie brałaś kąpieli.

Zagwizdał i momentalnie u jego boku zjawił się Tucker. Porwał Ronnie z ziemi, przewiesił sobie przez ramię, po czym wrzucił ją do wody. Cała scena pozbawiona była dramatyzmu, nie zbudowano niezbędnego napięcia, mimo to odniosła spodziewany skutek. Twarz Ronnie, nawet widziana na małym ekranie telefonu, zdradzała, że dziewczyna nie była uprzedzona o czekającej ją kąpieli. Poza tym gdyby zawczasu obgadała to zagranie z chłopakami, raczej nie założyłaby takiego kostiumu kąpielowego.

– Dzięki, Tuck. – Cole poklepał kolegę po ramieniu. Tucker wrócił do popijających kolegów.

Cole spojrzał poza kadr.

– Janet, od jednego do dziesięciu, ile byś dała Ronnie za jej skok?

Na to czekała. Nareszcie mogła zaprezentować się od swojej najlepszej strony – pokazać pazurki. Ronnie doskonale wiedziała, że Janet od lat bezskutecznie zabiega o względy Cole’a, a mimo to podjęła dziś tę desperacką próbę zwrócenia na siebie jego uwagi. Janet czuła, że miarka się przebrała.

– Nie wiedziała, co zrobić z nogami. No i ten nerwowy chichot. W sumie daję jej słabą czwórkę – oświadczyła z zadowoleniem Janet. Nareszcie poczuła, że udziela jej się imprezowy klimat.

– No coś ty, moja dziewczyna zasłużyła na dychę. Nawet jeśli w powietrzu zachowywała się jak szmaciana lalka – wtrącił się Matt, najwyraźniej również prowadzący transmisję na żywo.

Ściągnął już górę munduru ochroniarza, ale i bez tego było oczywiste, kto ich tu wpuścił. Co on sobie wyobrażał? Przecież prowadząc równolegle drugi stream, siłą rzeczy osłabiał im zasięgi. Kto będzie go oglądał, skoro do wyboru mieli Cole’a? Janet popatrzyła na Matta spode łba.

– Oho, piszą nasi komentujący – odezwała się, przenosząc spojrzenie na ekran. – Dee pisze, że tobie też, Cole, przydałaby się mała kąpiel.

Cole roześmiał się nieśmiało i powiedział coś żartobliwego do kamery, ale Janet nie mogła się skupić na tym, co mówi.

Victoria Hill nigdy dotąd nie przychodziła w kostiumie kąpielowym. Nie było takiej potrzeby, ta dziewczyna nigdy nie wskakiwała do wody. Teraz jednak Janet zauważyła, że Victoria się rozebrała. Stała na barierce w samej bieliźnie i powoli, balansując ramionami na boki, posuwała się na wschód, ku murkom. Nikt tak nie robił: kiedy ktoś chciał dostać się na drugi brzeg, szedł naokoło, a nie wąskim betonowym chodnikiem. Dziewczyna w garści trzymała opróżnioną do połowy butelkę wódki o smaku truskawkowym. Chybotała się na boki, jakby sama ją wypiła. Janet przypatrywała jej się w napięciu, już drugi raz tej nocy wstrzymywała oddech. W końcu siostra Cole’a szczęśliwie dobrnęła na drugi brzeg. Nie poślizgnęła się, nie zdarła sobie kolan ani łokci, nie runęła do wody.

Janet nie spuszczała jej z oczu – było jasne, że ta dziewczyna ma coś jeszcze w zanadrzu. Pociągnęła solidny łyk, po czym odrzuciła butelkę i na palcach zbliżyła się do drabiny prowadzącej na górę pierwszego z betonowych umocnień.

Sztuczny zbiornik wodny, nad którym się bawili, nie był basenem, a jego umocnienia w żadnym razie nie były pomyślane jako trampoliny. Janet zawsze miała tę panienkę za nieuleczalnie głupiutką, jednak w miarę jak Victoria wspinała się coraz wyżej, mimo woli nabierała do niej szacunku. Wyczyn, na który się porwała, nie należał do łatwych.

Victoria Hill, bez tanich chwytów, skupiała na sobie uwagę imprezowiczów.

Janet straciła zainteresowanie monologującym do kamery Cole’em i zrobiła zbliżenie na jego siostrę.

– Hej, nagrywasz? – spytał z niezadowoleniem Cole, kiedy w końcu zrozumiał, że wypadł z kadru.

– Spójrz – odezwała się Janet, wskazując Victorię. Dziewczyna wspięła się już na szczyt umocnienia. Stała teraz z wyciągniętymi na boki ramionami.

Z tej odległości nie dało się stwierdzić, czy wymachiwała nimi dla złapania równowagi, czy żeby zwrócić na siebie uwagę.

– Śmiało! Twój brat już przynudza! – wydarł się Tucker. Ramieniem obejmował pierwszoroczniaka, którego sobie upatrzył i przez cały wieczór zmuszał go, by przynosił mu alkohol. Tucker Lee przyciskał chłopaka do siebie. Jego potężne dłonie i ramiona przypominały stalowe imadło.

Od strony wody dobiegł głos Ronnie:

– Skacz!

– No właśnie, skacz! – podchwycił Matt, który najwidoczniej zapomniał już, że do jego obowiązków należy dbanie o bezpieczeństwo odwiedzających.

– Zrób to! Zrób to! – skandowała reszta towarzystwa.

Janet uchwyciła Victorię w kadrze. Obraz był ziarnisty i na tyle nieostry, że ujęcie robiło wrażenie autentycznego i improwizowanego. Efekt taki powstał, bo faktycznie takiebyło.

Na co jeszcze czekała? To było jej pięć minut sławy. Mogła teraz pokazać, na co ją stać. Sprawić, że życie w najbliższych latach będzie dla niej chociaż trochę mniej nieznośne. Zyskać popularność. Janet była pod wrażeniem. Ona sama pięła się długo i mozolnie po szczeblach drabiny towarzyskiej, za to Victoria najwyraźniej zamierzała dokonać tego samego w ciągu jednej nocy, za sprawą jednego wyczynu.

Ugięła nogi w kolanach raz, drugi, niczym gimnastyczka przygotowująca się do występu. Wreszcie skoczyła.

Janet będzie potem powtarzać, że nie miała pojęcia, iż coś poszło nie tak. Jej zdaniem moment, gdy Victoria tyłem głowy zahaczyła o beton, był niezauważalny. Ale prawda była taka, że Janet widziała, jak do tego doszło. Zarejestrowała chwilę, gdy głowa dziewczyny lekko drgnęła, a jej twarz przesunęła się nagle kawałeczek w lewo.

Być może Janet była jedynym świadkiem tego zdarzenia mogącym precyzyjnie wskazać moment, gdy skok przemienił się w spadanie.

Rozległ się donośny plusk, kiedy plecy dziewczyny zderzyły się z wodą, zagłuszony jednak przez chóralne „ooooooo” obserwujących skok. Wszyscy musieli wyczuć, że stało się coś złego, ale nikt się nie poruszył. Nikomu nie przyszło do głowy, by pospieszyć dziewczynie z pomocą. No bo po co? Przecież przed Victorią Hill musiały tu skakać miliony dzieciaków. Jasne, kilkoro z nich przypłaciło swoją brawurę połamanymi paznokciami czy krwawiącym nosem, ale poza tym nigdy nic złego się tu nie stało. Dlaczego zatem teraz miałoby być inaczej?

Czekali – tak samo jak wcześniej czekali, aż na powierzchni wody ukaże się ruda czupryna Ginger. Victoria wynurzyła się szybciej.

Twarzą w dół. Z ramionami rozpostartymi na boki.

Telefon Cole’a wysunął się z palców Janet. Miał jeszcze przez dwie godziny nagrywać nocne niebo, dopóki nie wyczerpała się bateria. Ponieważ była to transmisja na żywo, oglądający przez cały ten czas mogli słyszeć dolatujące z tyłu głosy. Wrzaski. Nie widzieli natomiast, jak Cole wskakuje do wody i wywleka siostrę na brzeg. Nie widzieli, że Victoria wyglądała, jakby nic złego się nie stało. Jakby po prostu spała. Dopiero kiedy uniesiono jej głowę, z tyłu czaszki ukazała się rana. Żaden z oglądających nie miał też wglądu w raport przygotowany przez lekarza medycyny sądowej, z którego wynikało, że w czaszce powstało wgłębienie w momencie, gdy głowa zderzyła się z krawędzią umocnienia.

Świadkowie zdarzenia nie widzieli, że dzieciaki oglądające transmisję na żywo w komentarzach celnie oszacowały sytuację:

O RANY, ta dziewczyna nie żyje.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Przypisy

1   Ginger (ang.) – ruda. [wróć]