I want you - Z.K. Marey - ebook + książka
BESTSELLER

I want you ebook

Z.K. Marey

4,3

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Lana LeBlanc ma wrażenie, że jej życie stanęło w miejscu. Praca bez perspektyw, natarczywe pytania rodziców o potencjalnego narzeczonego i gorzkie wspomnienia nieudanych związków pogłębiają jej frustrację. Za kilkanaście minut, gdy przekroczy próg nocnego klubu, to wszystko nie będzie już mieć znaczenia. Lana właśnie przegrała zakład ze swoją zwariowaną przyjaciółką i musi poderwać nieznajomego mężczyznę, a potem spędzić z nim tylko jedną noc. Dla nieśmiałej i unikającej ryzyka dziewczyny to nie lada wyzwanie. Ale jej prawdziwe problemy zaczną się, kiedy okaże się, że ten, którego wybrała, zapragnie mieć ją dla siebie na dłużej…

– Chciałam cię tylko trochę uspokoić.
– Udało ci się. Przy tobie czuję się w pełni spokojny.
– Michael, nie rób mi tego – mówię błagalnym tonem. – Bałam się, że coś ci się stało, więc przyjechałam, ale nie mogę zrobić nic więcej.
Wyrywam się z jego uścisku, ale nie udaje mi się to. W szybkim tempie znajduję się w pułapce przyszpilona do ściany jego ciałem. Trzyma ręce po obu stronach mojej głowy, a twarz jest niebezpiecznie blisko mojej. Przełykam głośno ślinę, gdy zatrzymuje swój wzrok dłużej na moich ustach. Po chwili znów patrzy mi w oczy i czuję, że przepadłam.
– Wariuję bez ciebie.
– Wcześniej wytrzymałeś miesiąc, nie szukając mnie nawet.
– Wtedy wiedziałem, że będziesz moja, a teraz widzę, jak jakiś gnój maca twój tyłek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (891 ocen)
520
170
132
49
20
Sortuj według:
Shindi

Z braku laku…

totalnie o niczym, ciągły seks nie zależnie od sytuacji a bohaterzy nie rozgarnieci
91
malachowskala

Z braku laku…

Początek był super, spodziewalam się dużo dobrego po tej książce. Ale wyszło jak zwykle, czyli nijak. A szkoda ...
81
Magal767

Nie polecam

bez ładu i składu...
61
madlenna1

Z braku laku…

Typowe pukanko beż większych emocji
61
Mgm25

Z braku laku…

Strasznie infantylna historia.
51

Popularność




Prolog

Stoję przed najbardziej rozświetlonym miejscem, jakie dotychczas widziałam. Nazwa klubu „43” mieni się na zmianę w kolorach niebieskim lub białym. Trochę razi w oczy, ale przecież nie przyszłam tu po to, żeby oceniać zewnętrzny wystrój.

Wchodzę pewnym krokiem i z uśmiechem witam się z bramkarzem. Mierzy mnie zainteresowanym wzrokiem od stóp do głów, a ja tylko lekko przewracam oczami. Wiem, że moja dzisiejsza sukienka może przyciągać wzrok. Jest przecież króciutka i odsłania mi praktycznie całe plecy. Jej wybór nie był przypadkowy, choć długo sprzeciwiałam się Jules aż tak wyzywającej wersji.

Dzisiaj mam tylko jeden plan i muszę go wykonać w stu procentach. Wszystko się uda, ale pod warunkiem, że trochę wyluzuję. Stres może tymczasem sprawić, że będę się dziwnie zachowywać i żaden facet nie zechce ze mną zamienić choć jednego słowa.

Podchodzę pewnym krokiem do baru i siadam na wysokim stołku. Muszę przyznać, że jest to naprawdę ładne miejsce, choć zmieniłabym kilka rzeczy. Przede wszystkim jest tu trochę za ciemno. Żeby dostrzec, co się dzieje kilka metrów dalej, muszę się mocno skupić. Do tego bar jest za długi – połowa wystarczyłaby w zupełności.

Potrząsam lekko głową, bo nie przyszłam tu, żeby zastanawiać się nad zmianami wystroju.

– Co dla ciebie, mała?

Przede mną staje wysoki barman z niemożliwie niebieskimi oczami. W dłoni trzyma ściereczkę i szklankę. Uśmiecham się do niego szeroko i zastanawiam nad tym, co bym dzisiaj wypiła. Nie mogę prosić o wino, bo to nie jest elegancka restauracja. Tutaj można pić tylko proste drinki albo piwo. Decyduję się na to drugie.

– Piwo.

Moja odpowiedź go zaskakuje, ale po chwili ciszy w końcu idzie nalać dla mnie alkohol. Szybko przeszukuję wzrokiem tłum. Dostrzegam dość sporo młodych osób w wieku studenckim, ale udaje mi się też wypatrzyć grupkę przystojnych facetów. Nie widzę wokół nich dziewczyn, więc to dla mnie zielone światło.

Gdy dostaję swoje piwo, upijam dość duży łyk i ruszam na parkiet. Nie zamierzam się do nikogo łasić jak zdesperowana nastolatka. Wolę wybrać opcję, w której to ktoś zauważy mnie.

Muzyka jest głośna, ale to dobrze. Dzięki temu nie słyszę swoich obaw, a moje myśli krążą teraz wokół wielu rzeczy i chcę, by na jakiś czas się wyłączyły.

Po co to wszystko?

To zakład. Durny zakład z przyjaciółką, który przegrałam z kretesem. Byłam pewna swej wygranej i nie spodziewałam się porażki. Teraz muszę wić się w rytmie muzyki, by zdobyć faceta na jedną noc. Nigdy tego nie robiłam. Nigdy w swoim życiu nie poszłam do łóżka z nieznajomym, a teraz zamierzam właśnie to zrobić. Trochę trzęsą mi się nogi z tego powodu, ale staram się odprężyć, wsłuchując w ulubioną piosenkę.

Kołyszę lekko biodrami, unosząc do góry ręce, a po chwili cała przepadam i przymykam oczy. Wczuwam się w dźwięki i rytm w stu procentach i nie zważam na to, czy ktoś mnie teraz obserwuje. Lubię tańczyć i imprezować, byle nie za mocno. Po prostu kocham dobrą zabawę, bo mnie odstresowuje i teraz właśnie chcę to robić. Odprężyć się.

Co chwilę czuję obecność jakiegoś spoconego kolesia obok mnie, ale celowo sprawiam wrażenie niedostępnej i niezainteresowanej, więc kończy się na próbach. Po chwili otwieram oczy i trafiam na spojrzenie jednego z facetów. A właściwie to mężczyzny, bo przenikliwy wyraz twarzy i idealnie leżący na nim garnitur zdecydowanie wyróżniają go z tłumu.

Stoi w towarzystwie dwóch innych mężczyzn, którzy o czymś rozmawiają, śmiejąc się, ale on nie zwraca na to uwagi. Cały czas mnie obserwuje, patrząc prosto w oczy, co sprawia, że się rumienię. Nie uśmiecha się do mnie – wręcz przeciwnie. Jest jakiś taki szorstki w wyglądzie, przez co coraz bardziej mnie intryguje. Ma idealnie przycięty zarost i krótkie czarne włosy, ale najbardziej ciekawi mnie wystający zza śnieżnobiałego kołnierzyka tatuaż.

Przez moment nie wiem, jak się zachować. Mam do niego podejść? Widać, że przykułam jego uwagę, więc mogłabym to wykorzystać, ale przychodzi mi do głowy jedna myśl, po której natychmiast uciekam do baru, zrywając nasz kontakt wzrokowy.

Ten facet to kłopoty. Ja tu przyszłam po jednorazowy numerek, a jego spojrzenie powiedziało mi, że na jednym razie raczej by się nie skończyło.

Przy barze zamawiam jeszcze jedno małe piwo, by trochę się ochłodzić, i sięgam do torebki po telefon. Uśmiecham się szeroko na widok treści SMS-a.

„Pamiętaj, że robienie loda też można uznać za jednorazową przygodę”.

Jules jest niepoprawna, ale już się przyzwyczaiłam do jej sposobu życia. To ona wymyśliła dla mnie karę za przegranie zakładu z przekonaniem, że właśnie tego potrzebuję. Według niej kilka miesięcy bez seksu to stanowczo za długo. Próbowałam ją przekonać, że bez tego też da się żyć, ale ona tylko mnie wyśmiała.

Blokuję komórkę i odkładam do torebki. Dopijam resztę piwa i odwracam się w stronę tłumu ludzi. Okazuje się, że mężczyzna z tatuażem wyrósł mi za plecami i jest teraz stanowczo za blisko, jednoznacznie naruszając moją przestrzeń osobistą. Chciałabym się odsunąć, ale kontuar baru blokuje mi ucieczkę.

– Przepuścisz mnie? – proszę tak cicho, że nie jestem pewna, czy on w ogóle mnie słyszy. Chcę wrócić na parkiet, ale jego gabaryty mi to uniemożliwiają. Próbuję odczytać coś z jego wyrazu twarzy, ale pozostaje nieprzenikniony.

– Chcesz pójść ze mną?

Ten głos sprawia, że czuję nagłe mrowienie i chciałabym, by od tej chwili mówił do mnie już cały czas. Jest tak zdecydowanie męski, że mam wrażenie, jakby był co najmniej dziesięć lat starszy ode mnie.

W głowie szybko tworzę kilka analiz dotyczących mojej decyzji w tym momencie. Czy powinnam z nim iść, gdziekolwiek chce? Zdecydowanie nie. Kto podrywa dziewczynę w klubie na taki tekst? Brzmi, jakby chciał mnie porwać, a to nie powinno mi się podobać.

Robię krok do przodu, chcąc mu pokazać, że muszę się stąd ruszyć, ale on to odczytuje jak zielone światło. Łapie mnie za moją dłoń i prowadzi w stronę strefy VIP. Mijamy kilka lóż, aż w końcu wchodzimy do zamkniętej strefy. W środku siedzi już dwóch kolesi, z którymi widziałam go na parkiecie, oraz dwie dziewczyny. Po wyglądzie oceniam, że nie są paniami do towarzystwa ani nic w tym stylu. Wyglądają zbyt naturalnie i są zbyt piękne jak na taki zawód.

– Michael, jeśli to kolejna twoja dziwka, to zabierz ją gdzie indziej – odzywa się jedna z nich. Ma wkurzoną minę, a wzrok kieruje w moją stronę. Jej czarne włosy są ścięte w idealnego boba, a czerwona szminka bezbłędnie obrysowuje jej usta. – Zaraz będzie tu Iva.

Zastanawiam się, kto to może być Iva.

– Dzisiaj mam inne plany. – Mój towarzysz odpowiada jej wkurzonym głosem.

Patrzę na nią przerażonym wzrokiem, zastanawiając się, co ja właściwie tu robię. Moja sukienka być może faktycznie sugeruje, że mogę tu tańczyć na rurze. Próbuję wyswobodzić się z jego uścisku, ale jest zbyt mocny.

– Puść mnie – syczę w jego stronę. Nie podoba mi się to, jak ci ludzie mnie postrzegają.

– Usiądź z nami – odpowiada mi spokojnym głosem, ale widzę, jak zaciska jedną z dłoni w pięść. Wkurzam go, ale najwidoczniej to lubi.

– Nie jestem dziwką i nie zrobisz jej ze mnie. – Staram się zachować stanowczy ton głosu.

– Nawet nie będę próbował – odpowiada szybko, zbliżając usta do mojego ucha.

Gdyby chociaż raz się uśmiechnął, mogłabym go uznać za choć trochę przyjaznego, ale jego twarz nie zdradza zupełnie nic. Patrzy na mnie spokojnym wzrokiem, a ja sama nie wiem, co mam zrobić. Chyba zrobiłam małą scenę i robi mi się trochę głupio. Przesuwam spojrzenie na naszych towarzyszy i zauważam szeroki uśmiech u drugiej z dziewczyn.

– Jestem Melanie, a to Nadia. – Wskazuje na czarnowłosą dziewczynę. – Nie chciałyśmy cię urazić.

– Nie chciałabym być nazywana dziwką – odpowiadam zażenowana.

– Wybacz, ale to wina Michaela. – Wstaje nagle i podchodzi do mnie, chcąc się przywitać. Wyrywa mnie z uścisku mężczyzny i przytula mocno. – Rzadko przedstawia nam normalnie dziewczyny, a właściwie to możesz okazać się pierwsza.

Rozluźniam się lekko, słysząc tłumaczenie blondynki. Prowadzi mnie do kanapy, na której siedzi reszta i przedstawia dwóm facetom w garniturach.

– To jest John, mąż Nadii. – Uroczy mężczyzna w szarym garniturze podaje mi lekko dłoń i uśmiecha się w przy tym. – A to Nate, mój narzeczony. – Drugi puszcza mi jedynie oko, a po chwili zaczyna pisać coś w telefonie. – A ty jak masz na imię?

– Lana – mówię cicho.

Nadal jestem zdezorientowana całą sytuacją. Dlaczego mnie tu przyprowadził? Jeśli chciał po prostu ze mną porozmawiać, mogliśmy zrobić to przy barze. Jednak on wolał zamknąć mnie w prywatnej loży ze swoimi znajomymi.

Siedzę pomiędzy Melanie a Nadią i nie za bardzo wiem, co powinnam teraz zrobić lub powiedzieć. Mój towarzysz, który jak się dowiedziałam przypadkowo, ma na imię Michael, stoi naprzeciwko, nalewając sobie whisky do szklanki. Nie patrzy na mnie, dopóki jego szklanka nie robi się pełna. Po chwili unosi głowę i nasze spojrzenia się spotykają. Dopiero teraz dostrzegam kolor jego oczu. Są tak intensywnie brązowe jak alkohol, który właśnie pije. Niesamowite.

– Jak się poznaliście z Michaelem? – Melanie nie daje za wygraną. – Albo nie, czekaj. Gdzie się poznaliście?

– Tutaj – odpowiadam, zerkając na nią.

– Wiedziałam, że to miejsce jest wyjątkowe! Ja też się tu poznałam z Natem – mówi rozmarzonym głosem. – A jak długo już to trwa?

– Jakieś dziesięć minut.

Moja odpowiedź rozbawia facetów siedzących w fotelach obok, jednak to Nadia śmieje się najgłośniej. Nie spodobałam jej się i widać to gołym okiem. Patrzę prosto w najbardziej chłodne oczy w tym pomieszczeniu i wstaję, by się z nim zrównać.

– Po co mnie tu przyprowadziłeś?

– Chcę cię poznać.

– Mogłeś porozmawiać ze mną przy barze.

– Chciałaś uciec – odpowiada chłodno. Podchodzi krok w moją stronę i schyla się nieznacznie, by zbliżyć usta do mojego ucha. – Nie musisz się mnie bać. Jeszcze nie.

Czuję drżenie rąk i staram się nie pokazać, że zrobił na mnie wrażenie. Próbuję udać niezainteresowaną, ale to niełatwe. Jego świeży zapach odurza mnie tak, że odruchowo zamykam na moment oczy. Wtedy on kładzie rękę delikatnie na dole moich gołych pleców, przez co lekko się wzdrygam.

Co miał na myśli, mówiąc, że nie muszę się go bać… jeszcze?

– Cholernie podobają mi się twoje usta.

Nadal szepcze mi do ucha tak, bym tylko ja to usłyszała. Rozpala mnie jego gorący oddech na mojej szyi i aż boję się tego, co zaraz powiem, ale ryzyko czasami się opłaca.

– Zabierz mnie stąd.

Nie muszę mu powtarzać drugi raz. Chwyta mocno za moją dłoń i prowadzi szybko do wyjścia. Na ulicy jest mnóstwo aut, a on ciągnie mnie w stronę jednego z nich. Wsiadam posłusznie, czując, jak serce chce mi się wyrwać z klatki piersiowej. Przede mną dwie opcje tego, co się wydarzy.

Albo będę uprawiała seks z najprzystojniejszym facetem, jakiego do tej pory widziałam.

Albo on jest seryjnym mordercą i po wszystkim porzuci moje ciało w rzece.

Tam, w barze, chciałam od niego uciec, ale jego ciało okazało się silnym magnesem. Zawsze spotykałam się z miłymi kolesiami, którzy traktowali mnie, jakbym była ze szkła. Tym razem czuję, że jemu naprawdę się podobam i nie zapomnę tej nocy, choćbym chciała.

Za kierownicą auta siedzi starszy mężczyzna, który, gdy tylko zamykają się za nami drzwi, od razu rusza. Musi być jego szoferem lub kimś takim, bo nawet nie pyta o adres. Po kilku minutach docieramy do celu i wychodzimy przed wielkim apartamentowcem. Zastanawiam się, w co ja się wpakowałam?

To bogaty przystojniak, który zabawi się mną przez chwilę, a rano zapomni, jak mam na imię.

Po chwili uświadamiam sobie, że przecież taki był właśnie mój cel. Jednorazowy seks.

Winda wlecze się niesamowicie, a my najwyraźniej jedziemy na jedno z ostatnich pięter. Po otwarciu drzwi windy ukazuje mi się ciemny apartament z widokiem na miasto. Jest maksymalnie minimalistyczny i widać, że Michael spędza tu niewiele czasu. Rozglądam się przez chwilę, ale mój wzrok zatrzymuje on sam. Jego spojrzenie jest rozpalone, a źrenice powiększone. Podchodzi do mnie powolnym krokiem jak zwierzę do swojej przekąski.

– Poczekaj – zatrzymuję go nagle. – Chcę, żebyś coś wiedział. – Kładę torebkę na stoliku obok i rzucam mu niepewne spojrzenie. – To będzie tylko raz. Po wszystkim zniknę i już się nie spotkamy.

Dopiero w tym momencie na jego ustach pojawia się uśmieszek. Pewny siebie i łobuzerski. Doskonale wie, że się stresuję, a to jeszcze bardziej go kręci. Zmniejsza odległość między nami i popycha mnie lekko na ścianę, dociskając do zimnej powierzchni.

– To z pewnością nie będzie jeden raz.

Zamyka moje usta swoimi, a ja rozpływam się pod wpływem tego doznania. Jak ten facet całuje! To coś niebywałego, co jego język robi z moim. Podnosi mnie bez problemu, a ja oplatam go w pasie nogami. Szpilki spadają na podłogę, robiąc hałas, ale nas już to nie obchodzi. Słyszę tylko szelest naszych ubrań ocierających się o siebie.

Zanosi mnie do jakiegoś pokoju, w którym panuje półmrok. Otwieram na chwilę oczy tylko po to, by spojrzeć w jego. Patrzy na mnie z żądzą i być może powinnam się tego bać, ale tak nie jest. Gdy rzuca mnie na łóżko i rozdziera sukienkę, czuję, jak podniecenie osiąga apogeum. Nikt wcześniej czegoś takiego ze mną nie zrobił.

Do tej sukienki nie mogłam założyć biustonosza, więc teraz leżę przed nim w samych stringach, ale nie czuję zawstydzenia. Jego pożądliwe spojrzenie potwierdza, że podoba mu się to, co widzi. Powoli schyla się w moją stronę, by lekko pocałować moje usta, a później szyję. Gdy schodzi coraz niżej, czuję ogromne napięcie. W końcu dochodzi do piersi, a z moich warg wydobywa się pierwszy jęk rozkoszy.

Najpierw powoli liże każdy z obu sutków, a później zaczyna je ssać. Po chwili pieszczot wkurza mnie fakt, że on jest wciąż ubrany, a ja leżę przed nim praktycznie naga. Jakby czytając mi w myślach, unosi się na moment, by ściągnąć koszulę. Najpierw powoli odpina spinki przy mankietach. Drażni się ze mną, a jego przebiegły uśmiech mówi wiele. Jednak nie mogę się na niego dłużej złościć, bo moim oczom ukazuje się jego nagi tors.

Mięsień na mięśniu, opalone ciało i tatuaż na klatce piersiowej, który faktycznie sięga szyi. Projekt przedstawia czarnego anioła z rozłożonymi skrzydłami. Jest wspaniały.

Pochyla się nade mną, a ja przesuwam lekko opuszkami palców po krawędziach wzoru. Michael obserwuje każdy mój ruch. Oplatam ręce na jego karku i przyciągam go do siebie, chcąc jeszcze raz dotknąć ust. Całuje mnie krótko, po czym sprawnie pozbawia ostatniej części garderoby. Rozkłada szeroko moje nogi i przygląda się miejscu, w którym oczekuję go najbardziej.

– Wiedziałem, że jesteś piękna.

Nie mam czasu zastanowić się nad jego słowami, bo nagle czuję, jak przesuwa po mnie językiem, doprowadzając do obłędu. Wyginam się i zaciskam dłonie na pościeli. Jeśli nie zwolni tempa, to dojdę szybciej, niż przypuszczałam. Gdy mam już krzyknąć jego imię, on się zatrzymuje. Otwieram oczy, by zobaczyć, co robi i wtedy widzę, jak nakłada prezerwatywę na penisa. Dzięki jego rozmiarowi z pewnością rano odczuję skutki dzisiejszej zabawy.

Wchodzi we mnie mocno, łapiąc brutalnie za jeden z pośladków. Wyrywa mi się głośny jęk, a po chwili dosłownie zapominam, jak mam na imię. Siedem miesięcy bez seksu nauczyło mnie zaspokajania samej siebie w zaciszu sypialni wtedy, gdy tego potrzebuję, ale to co się teraz dzieje…

Nie da się opisać tego słowami. Nie jestem przyzwyczajona do takich ostrych ruchów, ale nie chcę, by przestawał. Czuję coś na pograniczu bólu i rozkoszy. Po chwili ból ustaje i zostaje tylko narastająca przyjemność.

Teraz dopiero widzę emocje na jego twarzy. Jest bardzo skupiony na tym, co robi, ale zauważam też ogromne pożądanie. Cały czas patrzy mi w oczy i ten wzrok mnie hipnotyzuje.

Czuję, jak powoli wzbiera się we mnie orgazm, ale on to zatrzymuje, wychodząc nagle.

– Ej…

– Cii… – zakrywa moje usta swoimi, uciszając mnie – obróć się.

Posłusznie spełniam jego polecenie, wypinając tyłek w jego stronę. Najpierw czuję jego palce pieszczące mnie delikatnie po gorącym wnętrzu. Doprowadza mnie tym do szału. Jęczę coraz głośniej, próbując złapać oddech. Kilka sekund później wypełnia mnie całą od środka i zaczyna się ruszać coraz szybciej.

– Dojdź dla mnie. – Jego podniecony głos, szorstki i czuły jednocześnie, sprawia, że odpływam. Jego ruchy stają się mocne i gwałtowne, a on w środku twardy jak skała. Kończymy prawie równocześnie. Opada na mnie wykończony i składa delikatny pocałunek na moim karku.

Na początku nie wiem, jak się zachować. Powinnam już wyjść? Skoro zrobił ze mną to, co chciał, to chyba na mnie już pora. Gdy mężczyzna powoli zsuwa się ze mnie, zaczynam podnosić się z łóżka.

– Nie ma takiej opcji – mówi cicho i obejmuje mnie w talii.

Przysuwa się do mnie i przykrywa nas pościelą. Jestem zmęczona, a jego miarowy oddech mnie uspokaja. Po chwili zasypiam w objęciach tego mężczyzny.

Rozdział 1

– Nie, mamo, nie potrzebuję wsparcia. Wszystko mam pod kontrolą.

Rozmowa z moją rodzicielką jest równie wyczerpująca jak godzinny trening o szóstej rano. Trwa niecałe pięć minut, ale szybki i głośny monolog matki odbija się echem w słuchawce telefonu.

Za godzinę mam bardzo ważne spotkanie, dzięki któremu albo będę z siebie dumna, albo upiję się tanim winem, oglądając Netflixa. Pierwszy raz w życiu mam prawdziwą rozmowę kwalifikacyjną. Oczywiście pracuję już od lat, ale za każdym razem spotkanie z przyszłym pracodawcą wyglądało mniej więcej tak: „Ja potrzebuję nowego pracownika, a ty pieniędzy. Witam na pokładzie”. I na tym koniec. Dostałam uniform i kilka rad co do swoich obowiązków. Starałam się być jak najlepszą barmanką i od lat mi się to udawało. Byłam szybka, zwinna i zawsze uśmiechnięta, dzięki czemu dostawałam najwięcej napiwków. W końcu po czterech latach zaczęłam zastępować menedżera klubu, jednak mój szef ciągle uważa, że jestem za młoda na cokolwiek więcej.

– Mamo, ja naprawdę muszę kończyć.

Rozłączam się szybko, by nie dać jej dojść do słowa i zostawiam telefon na blacie kuchennym. Zostało mi niewiele czasu, a moje włosy wyglądają, jakbym nigdy ich nie czesała. Staram się jak najszybciej doprowadzić fryzurę do ładu, po czym zakładam moje najbardziej eleganckie ubranie.

Przygotowywałam się na ten dzień od trzech tygodni i w końcu nadszedł. Dumnie stoję przez dużym lustrem w salonie i uśmiecham się na swój widok. To jest o wiele lepszy strój niż uniform barmanki. Prosta czarna spódnica z wysokim stanem i biała koszula o luźnym kroju stanowią wprost idealnie zestawienie. Zabieram jeszcze tylko z szafy w sypialni wysokie szpilki i jestem gotowa do wyjścia.

Spotkanie kwalifikacyjne odbywa się w restauracji, w której mam pracować. Szybko dojeżdżam na miejsce taksówką. Gdy zauważam ekskluzywny budynek, zaczynam się coraz bardziej stresować. Czy ja tu na pewno pasuję?

Wchodzę przez wielkie szklane drzwi i od razu kieruję się w stronę niewielkiej recepcji. Młoda blondynka uśmiecha się promiennie, wstając z fotela, gdy się do niej zbliżam.

– Witamy w „Black and White Palace”, w czym mogę pomóc?

– Nazywam się Lana LeBlanc i jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną.

Uśmiech nie schodzi jej z twarzy nawet w momencie szukania czegoś w komputerze. Tak jakby robiła to na siłę.

– Pani McMallan czeka w środku, zapraszam do sali.

Blondynka obchodzi swoje stanowisko i prowadzi mnie do pani McMallan. Gdy jesteśmy już na miejscu, kłania się lekko i odchodzi. Kobieta przede mną jest w średnim wieku, ale mimo to wygląda zachwycająco. Ma idealnie proste włosy oraz wspaniały makijaż. Jest ubrana w biały, zapewne cholernie drogi, kostium. Dokładnie w ten sposób wyobrażałam sobie właścicielkę sieci tak drogich restauracji.

– Witam, pani LeBlanc. W imieniu pana Lawrence’a poprowadzę tę rekrutację.

– Pan Lawrence? – pytam zmieszana.

– Prezes i właściciel naszych lokali – odpowiada, nawet nie patrząc na mnie, tylko cały czas notując coś na kartce papieru. – Stanowisko, o które się pani ubiega, jest o wiele bardziej odpowiedzialne niż poprzednie, które pani piastowała.

– Jestem tego świadoma – mówię uprzejmie.

– Do pani obowiązków będzie należało praktycznie wszystko, co jest związane z tym miejscem. Od zaopatrzenia po obsługę najważniejszych gości – przerywa na chwilę, przewracając strony swoich notatek. – Pani doświadczenie jest niewielkie, jednak poprzedni pracodawca wystawił bardzo pozytywną opinię. – Tu jestem w lekkim szoku, bo wiem, jaki ostatnio był George. Stanowisko, o które się starałam, oddał swojemu młodszemu kuzynowi, a mi powiedział tylko, że to jeszcze nie mój czas. Tymczasem pani McMallan podnosi wzrok znad kartki i, patrząc mi uważnie w oczy, dodaje: – Oczekujemy jak największego zaangażowania oraz umiejętności zarządzania.

– Jestem pewna, że sobie poradzę.

– Nie chcę, by pani sobie radziła, tylko była przekonana o swoich umiejętnościach. – Jej ton głosu jest chłodny i jakby lekko znudzony. – Jak wyobraża sobie pani pracę tutaj?

Spodziewałam się takiego pytania, dlatego mam wykutą na pamięć odpowiedź. Bałam się, że wyjdę na idiotkę na tym spotkaniu, dlatego przestudiowałam każdy możliwy scenariusz.

– Wiem, że jako kierownik sali będę odpowiedzialna za wszystko. Jestem osobą komunikatywną i świetnie dogaduję się ze współpracownikami, dlatego wierzę, że będę w stanie rozwiązać każdy problem. Nie przeszkadzają mi nadgodziny, ponieważ, jeśli się w coś angażuję, to zawsze w stu procentach.

Moja odpowiedź jest nieco neutralna, ale taka właśnie ma być. Nie będę mówiła o tym, że moim zadaniem będzie latanie z kąta w kąt i dopinanie wszystkiego na ostatni gwizdek, bo to jest raczej oczywiste. Chciałam brzmieć jak najbardziej profesjonalnie.

Kobieta milczy już dłuższą chwilę, przyglądając mi się. Staram się wytrzymać jej spojrzenie, ale nie jest to łatwe. Gdyby choć trochę się uśmiechnęła, przynajmniej wiedziałabym, na czym stoję.

– Podoba mi się pani zapał do pracy. Chciałabym na tym stanowisku osobę młodą. – Podaje mi kilka kartek z wydrukowanym tekstem. – Tutaj jest wzór wstępnej umowy. Proszę ją przeczytać i się z nami skontaktować.

– O mój Boże… – zaczynam.

– To ja będę za panią odpowiadać przed prezesem – przerywa mi rzeczowym głosem. – Nie chciałabym się wstydzić.

Jej mina jest poważna i nie widać cienia uśmiechu, który świadczyłby, że cieszy się z powodu tego, że chce mnie zatrudnić. Czułabym się lepiej, gdyby się rozchmurzyła.

– Mogę zadać jedno pytanie? – pytam ostrożnie.

Kiwa tylko głową, a ja w myślach układam zdanie. Nie chce wypaść na głupią. Moje doświadczenie to kilka lat jako barmanka z małym epizodem jako zastępca mene-dżera. Wysłanie odpowiedzi na tę ofertę pracy było kompletnym szaleństwem z mojej strony. Zrobiłam to, ale wątpiłam, że ktoś mi odpowie.

– Co w moim podaniu sprawiło, że pani się do mnie odezwała?

– Jeśli mam być szczera, to trochę zaryzykowałam. Była pani praktycznie jedyną kobietą, która aplikowała na to stanowisko, a ja mam już dość facetów wokół siebie. – Pochyla się w moją stronę. – Musi być pani świadoma tego, że to jedyna szansa. Nikt nie zatrudni pani na takie stanowisko bez odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia. Daję pani taką możliwość i głupotą byłoby to zepsuć.

– Dam z siebie wszystko.

– Na taką odpowiedź liczyłam. – Przy tych słowach na jej twarzy pojawia się jedyny, lekki i prawie niezauważalny uśmiech.

To chyba mój pierwszy sukces w nowej pracy, że zdołałam go wywołać.

Nasza rozmowa dobiega końca i dziękuję jej za poświęcony czas. Zabieram teczkę z papierami, które mam przeczytać i dać odpowiedź, ale równie dobrze mogłabym teraz stanąć przed nią z długopisem. Nie chcę jednak wypaść na zdesperowaną. Przed wyjściem obiecuję odezwać się jutro rano.

Żegnam się z nią uprzejmie i wracam taksówką do mieszkania. Dopiero w domu oddycham swobodnie. Słyszę cichą muzyką, więc moja współlokatorka z pewnością jest u siebie. Zostawiam szpilki obok drzwi i wchodzę powoli w głąb mieszkania.

– Jules, myślałam, że jesteś w pracy.

Przyjaciółka leży na sofie ze wzrokiem utkwionym w telefonie.

– Zamieniłam się dyżurem z panią Calmen.

Jules jest pielęgniarką i dość rzadko się widzimy ze względu na jej dyżury. Gdy znika na całą dobę w szpitalu, po powrocie do domu jest wykończona i od razu idzie spać. Jeśli uda nam się spędzić choć jeden wieczór razem, uznajemy to za cud.

– Jak rozmowa? – pyta, odstawiając telefon na stolik kawowy.

– No cóż… – zaczynam powoli, chcąc zrobić niewielkie napięcie. – Mam dać odpowiedź do jutra.

– O Jezusie! – Wstaje nagle i krzyczy, rzucając się na mnie. – To wspaniale!

– To jest… nieprawdopodobne – mówię niepewnym głosem.

Jules staje naprzeciwko mnie, krzyżując ręce na piersi. Widzę, jak jej wyraz twarzy zmienia się z sekundy na sekundę. Teraz patrzy na mnie pytającym wzrokiem.

– Co masz na myśli?

– Nic takiego – odpowiadam wymijająco. – Po prostu czuję się trochę dziwnie. Ostatnie lata poświęciłam na pracę w przeciętnym barze z piwem, a teraz mam zarządzać salą drogiej restauracji. To jest właśnie nieprawdopodobne, Jules.

Wchodzę do swojej małej sypialni i zrzucam z siebie niewygodne ubranie. Wyciągam z szafy szary dres i czuję się o niebo lepiej, mając na sobie przyjemną bawełnę. Przyjaciółka siada na moim łóżku i jej uśmiech nagle się poszerza.

– Wiesz co? – Wstaje rozradowana, klaszcząc w dłonie. – Powinnaś zacząć się tym cieszyć, a nie zastanawiać, dlaczego cię chcą. Idziemy do klubu świętować!

Co to to nie. Już mam dość wrażeń po ostatnim wyjściu, gdy wylądowałam w łóżku z obcym facetem.

Michael.

Myślę o nim bezustannie od kilku tygodni, odkąd uciekłam w nocy z jego mieszkania, gdy jeszcze spał. Nie chciałam, by mnie rano wyrzucił jak wykorzystaną laskę na jedną noc, więc postanowiłam sama wyjść. Oczywiście nie obyło się bez wstydu na moich policzkach, bo musiałam wrócić do domu w jego koszuli. Moja sukienka poległa przecież w walce z jego rękoma. A teraz jego koszula ma swoje specjalne miejsce w mojej szafie i nadal jest niewyprana. Tak by pachniała nim. Jestem żałosna.

– Ej! Halo! Słyszysz mnie?

Otrząsam się z myśli i patrzę na Jules, która czeka na moją zgodę. Ubieram się do końca i idę do naszego salonu.

– Nigdzie nie idę. Nie mam ochoty na tłumy spoconych ludzi.

– Lana, ale to trzeba jakoś uczcić. – Wchodzi na błagalne tony.

– Nie możemy upić się winem tutaj? Mam dość klubów. Wystarczy mi wrażeń po ostatnim…

– Co?

O Jezusie.

Dlaczego musiałam to powiedzieć? Teraz zacznie się lawina pytań.

Nie powiedziałam jej o Michaelu. To nie była zwykła noc z przypadkowym kolesiem i nie chciałam, by zauważyła moją tęsknotę w głosie, gdy o nim wspominam. Wie tylko, że spełniłam swoje zadanie w toalecie klubowej, i to wszystko.

A teraz patrzy na mnie zaskoczona i wiem, że nie będzie mi łatwo się wymigać od pytań.

– Mówiłaś, że to było szybkie zaliczenie w damskiej toalecie, a jego twarzy nawet nie pamiętasz. A teraz wspominasz o wrażeniach – mówi tak, jakby prowadziła rozmowę sama ze sobą. – Gadaj, Lano LeBlanc, co przede mną ukryłaś!

– No chodziło mi właśnie o te wrażenia. – Odwracam się do niej plecami, udając, że szukam czegoś w lodówce.

– Gdyby tak było, opowiadałabyś mi o tym od razu. Za dobrze cię znam i wiem, że właśnie wygadałaś się z czegoś, co chcesz przede mną ukryć.

Zastanawiam się, czy uciec, zachowując się jak tchórz, czy stanąć z nią twarzą w twarz i opowiedzieć o tym, co się stało w mieszkaniu Michaela.

Ukryłam to przed Jules z kilku bardzo poważnych powodów. Przede wszystkim dlatego, że nie dałaby mi spokoju, wypytując o wszystko non stop. Kręcą ją takie rzeczy. Jest szalona i nieprzewidywalna. Nie boi się niczego i to przez nią musiałam pójść wtedy do klubu z konkretnego powodu. Takie zakłady to jej ulubiona zabawa. Uwielbia też niebezpiecznych mężczyzn i wszystko, co z nimi związane. Sama ma od trzech miesięcy romans z dyrektorem szpitala, w którym pracuje i o którym wiem więcej, niż bym chciała, poznając dzięki jej relacjom regularnie najbardziej pikantne szczegóły.

– Jules… – zaczynam cicho.

– Nie, Lana. Nie okłamuj mnie więcej. Teraz już wiem, że coś jednak zapamiętałaś z tego wieczoru i chcę znać te wspomnienia. Czy to naprawdę był jakiś pijany koleś, którego już nie pamiętasz?

Wzdycham ciężko i odwracam się w jej stronę. Moja twarz robi się czerwona i kapituluję w końcu, siadając wygodnie na stołku barowym.

– Ja mówię. Ty nie przerywasz. – Pokazuję na nią palcem.

Zamyka sobie usta gestem niewidzialnego klucza, na co parskam śmiechem.

– Samo spełnienie tego głupiego zakładu było dla mnie upokarzające. Ja nie robię takich rzeczy i dlatego się właśnie przyjaźnimy. Jesteśmy jak woda i ogień – spoglądam na nią wymownie, a potem kontynuuję: – Bawiłam się naprawdę dobrze sama na parkiecie, a gdy jakiś koleś do mnie podchodził, uciekałam do baru. Spodobał mi się jakiś jeden, ale później zgubiłam go w tłumie ludzi.

– Nie możesz uciekać…

– Aż w końcu zauważyłam pewnego mężczyznę obserwującego mnie na parkiecie – przerywam jej, nie chcąc słuchać reprymendy. – Z pewnością był starszy o kilka lat. Nieziemsko przystojny i taki… – przerywam, szukając słowa – sztywny.

Moja przyjaciółka uśmiecha się szeroko na to dwuznaczne określenie.

– Zagadał do mnie, gdy stałam chwilę przy barze. Poznał ze swoimi znajomymi, którzy bawili się w tym samym klubie, a gdy zobaczył ogień w moich oczach, zabrał do siebie.

Celowo skróciłam swoje opowiadanie. Nie chcę na głos mówić o tym, co on ze mną robił i jak się wtedy czułam. To dla mnie zbyt krępujące. Już i tak cała płonę na twarzy z zażenowania.

– I co dalej?

– Przespałam się z nim, a później wróciłam tutaj.

– I tylko tyle? Powiedz coś więcej!

I tego właśnie chciałam uniknąć od początku. Ona już wie, że to było dla mnie coś nadzwyczajnego i nadal o tym myślę. Jego zimne spojrzenie śni mi się po nocach, sprawiając, że budzę się rozpalona. Nigdy niczego takiego nie przeżyłam. Moi poprzedni partnerzy byli tacy… nudni. Zwyczajni i zbyt delikatni. A Michael robił ze mną, co chciał. Dosłownie.

– Koniec już – mówię głośno. – Zamawiam pizzę i pójdę po wino, by oblać moją nową pracę.

Nie daję jej dojść do słowa, wychodząc szybko z mieszkania i zabierając ze sobą jedynie telefon.

Zdaje się, że znów uciekam.

Rozdział 2

„Black and White Palace”. Kolacja dla dwojga kosztuje tu tyle co moja część miesięcznego czynszu za mieszkanie. Goście przychodzą w sukniach od najlepszych projektantów i w szytych na miarę garniturach. Muzyka jest delikatna i uspokajająca, a kelnerzy pozostają czujni na każde życzenie klienta.

I wśród tego wszystkiego ja. W białej garsonce i idealnie związanym kucyku.

Przechodzę właśnie moje dwutygodniowe szkolenie mające zrobić ze mnie kierownika sali głównej. Nie chcę się chwalić przed samą sobą, ale idzie mi świetnie. Praca nie jest trudna, a wszystko skrupulatnie zapisuję w swoim notesie. W razie jakichkolwiek pytań mogę zwrócić się do Jamesa.

Pani McMallan miała rację, twierdząc, że jest tu stanowczo zbyt męskie towarzystwo. Kobiety mogę zliczyć na palcach jednej ręki. Poza blondynką w recepcji pracują tu jeszcze tylko trzy kelnerki i na tym koniec. Reszta to płeć przeciwna w różnym wieku. Od nastolatków dorabiających sobie jako pomoc kuchenna po szefa kuchni przed emeryturą.

Poznałam już wszystkich, ale to z Jamesem spędzam całe dziesięć godzin swojej pracy każdego dnia. Jest kierownikiem sali w nowo otwartej restauracji Red w Los Angeles. Ona też należy do prezesa Lawrence’a, kimkolwiek ten człowiek jest. Nie sądzę, bym go poznała osobiście, bo każdy pracujący tu twierdzi, że rzadko odwiedza swoje lokale. On je tylko otwiera.

– Lano, jutro będziesz miała swoje pierwsze ważne zadanie – zwraca się do mnie James poważnym głosem. – W południe na lunch przychodzą bardzo ważni goście. Będziesz musiała się nimi zająć.

O tym też wiem. Podchodzę do każdego stolika, pytając o samopoczucie klientów. Czasami rozmawiam z nimi dłużej, lekko żartując, a czasami tylko pytam, czy mają jeszcze na coś ochotę. Bogaci ludzie to lubią. Uwielbiają być w centrum uwagi i gdy ktoś wokół nich biega.

– Będę uśmiechać się najszerzej, jak potrafię – odpowiadam zabawnie.

– Nie żartuj, kochana. To rodzice pana Lawrence’a.

To zdanie sprawia, że uśmiech schodzi mi z twarzy. Wiem, że jeśli nie spodobam się matce pana Lawrence’a, wylecę szybciej, niż tu przyszłam. Słyszałam już o nich sporo. Pewna kelnerka wybiegła stąd kiedyś podobno z płaczem po kilku minutach obsługiwania tej kobiety.

– Więc jak powinnam się zachowywać? – pytam przejęta.

– To proste. Zachowuj się tak, jakby byli parą królewską – odpowiada ze śmiechem. – A tak na serio, to staraj się, by ten lunch był najlepszym, jaki do tej pory przeżyli. Od ich opinii dużo zależy.

– Wiem – mówię bardziej do siebie niż do niego.

– Ojciec właściciela jest małomówny i od razu poprosi o dzisiejszą gazetę, a matka w przeciwieństwie do tego, jakie plotki tu krążą, jest miła.

– Colin mówił co innego.

– Dla niej najważniejsze jest pierwsze wrażenie.

Świetnie. Pewnie od razu ze stresu coś spieprzę. Będę się jąkać albo zawstydzę się jak nastolatka i oni wezmą mnie za ofiarę. Nigdy nie lubiłam publicznych wystąpień, a ważne wydarzenia starałam się omijać szerokim łukiem. W barze atmosfera była zupełnie inna. Tutaj jest elegancko i każdy malutki szczegół może to zepsuć.

Czuję, jak ciężka ręka Jamesa obejmuje mnie delikatnie w pasie, w geście pocieszenia. Nie spodziewałam się takiego ruchu z jego strony, dlatego spoglądam na mężczyznę zaskoczona.

– Nie stresuj się tak. – Zabiera nagle rękę, ale nadal stoi blisko mnie. – Może jutro poszłabyś ze mną na kolację? Tak dla rozładowania emocji.

Tym zaskakuje mnie doszczętnie. Nie sądziłam, że mu się podobam, bo nie dawał takich znaków od początku mojej pracy tutaj. Zawsze był bardzo rzeczowy i zachowywał się profesjonalnie.

Nie mam ochoty na randki i nie wiem, jak mu o tym powiedzieć, by go nie urazić. To nie tak, że nie jest w moim typie, bo jest. I to bardzo. Jego jasne włosy są trochę przydługie, ale to dodaje mu uroku. Przewyższa mnie o co najmniej dwadzieścia centymetrów, a jego budowa ciała pokazuje, że z pewnością trenuje codziennie. Ale ja nie potrafię pójść na randkę bez zobowiązań, a tutaj wspólnej przyszłości nam nie wróżę, zwłaszcza z powodu odległości miasta, w którym mieszka i pracuje na co dzień.

– James, to chyba nie jest najlepszy pomysł.

– Dobrze, rozumiem…

– Ja nie randkuję. To dla mnie trudny czas.

Nie daję mu czasu na odpowiedź, bo ruszam od razu do kuchni pod pretekstem sprawdzenia zaopatrzenia.

Czy ja kiedyś przestanę uciekać?

***

Mój poranek zaczyna się, gdy na niebie nadal świeci księżyc. Wiem, że nie powinnam wstawać o drugiej w nocy, bo będę wykończona do wieczora, ale nie umiem inaczej. Nie mogę spać przez stres.

Gdybym nie wiedziała o dzisiejszym lunchu państwa Lawrence, byłoby o wiele prościej. Teraz myślę tylko o tych wszystkich opowieściach, w których ludzie tracili przez nich pracę. Muszę pokazać się z jak najlepszej strony.

Chwilę po dziewiątej ubieram się we wcześniej już przygotowany strój. Dzisiaj postawiłam na ciemnogranatowy i idealnie dopasowany do mojej sylwetki garnitur.

Gdy pierwszego dnia pracy przyszłam w szarej spódnicy i czarnej koszuli, pani McMallan kazała wydać mi firmową kartę kredytową. Moim zadaniem było kupienie co najmniej pięciu strojów pasujących do miejsca pracy. Na początku czułam się dziwnie, ale gdy jej uwaga sprawiła, że moje policzki zapłonęły żywym ogniem, wzięłam kartę.

„To nie jest szkolny apel, pani LeBlanc. Jak chce pani reprezentować restaurację w takim stroju?” – jej słowa nadal huczą mi głośno w głowie. Wzięłam je jednak głęboko do serca i tego błędu nie powtórzę drugi raz.

Ostatni raz przesuwam po ustach czerwoną szminką i jestem gotowa do wyjścia. Restauracja otwiera się dopiero o dwunastej, ale nie mogę dłużej siedzieć w mieszkaniu, dlatego wychodzę dwie godziny przed czasem.

W progu wita mnie James.

– Cześć. Dobrze, że jesteś wcześniej. Za pół godziny mam samolot.

– Samolot? – pytam zmieszana.

– Wracam do Los Angeles. Jesteś już gotowa objąć w pełni swoje stanowisko, a mnie potrzebują w Red.

Szkolenie miało trwać jeszcze co najmniej kilka dni, więc podejrzewam, że nie spodobała mu się moja wczorajsza odpowiedź. Jestem na niego trochę wkurzona, że nie chce poświęcić mi więcej czasu, ale rozumiem, bo w końcu ucieczka to moje drugie imię. Hamuję więc złość.

Żegnam się z nim uprzejmie i idę do kuchni. W środku wita mnie co najmniej piętnaście osób. Wszyscy są już zmęczeni, pracując od rana. Podchodzę do szefa kuchni i przyglądam się, jak sieka zioła.

– Antonio, dziś zjawią się państwo Lawrence.

Zamiera nagle i patrzy na mnie okolonymi siatką zmarszczek oczami. Jest grubo po siedemdziesiątce, ale dania, które wychodzą z pod jego ręki, są najlepsze jakie w życiu jadłam.

– Moi mili. – Odwraca się w stronę swoich kucharzy i ogłasza: – Lawrence menu.

Te dwa słowa zmieniają całkowicie rytm pracy w kuchni. Nagle ludzie zmieniają swoje stanowiska. Robi się tłok, a ja stoję oniemiała, obserwując to z zaskoczeniem na twarzy. Co się tu dzieje?

– Zawsze jedzą to samo, więc nie przynoś im menu, bo to bez sensu – tłumaczy Antonio. – Podaj jedynie kartę win, bo stary Lawrence lubi chwilę zastanowić się nad wyborem.

– Dobrze – mówię niepewnie.

– I nie zachowuj się, jakbyś miała kij w tyłku, kochanie. To nie są potwory.

Uśmiecham się przelotnie i znikam szybko z kuchni, nie chcąc dłużej przeszkadzać. Jako kierownik jestem bardziej od rozdzielania obowiązków innym i sprawdzania wykonanej pracy, ale nie lubię stać bezczynnie.

Ściągam niewygodne szpilki i zostawiam je w rogu przy barze. Zabieram skrzynkę z sztućcami i zaczynam je polerować razem z Kasey.

– Nie musisz tego robić, Lana – mówi uśmiechnięta.

– Dla mnie to nie jest problem.

Podłoga tutaj jest tak czysta, że spokojnie mogę biegać po sali na boso. Gdy kończę z sztućcami, biorę się za kwiaty, które trzeba ułożyć w wazonach. Dziś firma florystyczna wystawiła nas do wiatru, informując, że mogą je tylko przywieźć, ale nie znajdą czasu na kompozycję. Nie wiem, skąd oni biorą czarne róże, ale jestem zafascynowana ich wyglądem. Są w stu procentach żywe, a ich zapach jest delikatny.

Nawet nie wiem, kiedy mija mi czas. Nagle drzwi restauracji się otwierają, a w środku pojawia się jakaś starsza para. Oboje przyglądają się moim bosym stopom.

Kobieta jest niska i krępa, podobnie jak mężczyzna. Ona ma idealnie ułożone białe włosy, a mężczyzna jest łysy. Ich ubiór potwierdza tylko moje przypuszczenia, że muszą być bardzo bogaci.

– Dzień dobry! – Uśmiecham się do nich promiennie. – Miło mi państwa gościć w „Black and White Palace”. Zapraszam do stolika.

Podchodzę do nich, zapominając o tym, że nie mam na sobie butów. Prowadzę parę do wolnego stolika przy najbardziej oświetlonym miejscu w sali. Gdy siadają, biegnę szybko po kartę dań oraz win. Wracam nadal boso.

– Na początek proponuję…

– Kochanie, nie jest ci zimno? – przerywa mi kobieta melodyjnym głosem.

– Słucham? – Patrzę na nią zdezorientowana.

– Podłoga tutaj jest naprawdę zimna.

Dopiero teraz zerkam na swoje stopy. Moje pomalowane na czerwono paznokcie odznaczają się na białych kaflach. Uśmiecham się do nich przepraszająco i znikam szybko po szpilki. Przy barze zaczepia mnie Kasey.

– I jak było?

– To znaczy?

– No, z rodzicami naszego prezesa.

Zastygam nagle w bezruchu. Czy ja naprawdę powitałam najważniejszych gości… boso? Jak mam teraz udawać profesjonalistkę? Jakaś wariatka przywitała ich, nie mając pojęcia, kim są.

O mój Boże.

Jestem skończona.