Dwanaście warunków Pani Prezes - Marta Milda - ebook + audiobook + książka

Dwanaście warunków Pani Prezes ebook

Marta Milda

3,8

Opis

Młody student i bogata Pani Prezes... czy to możliwe, by chodziło o coś więcej niż seks?

Dwudziestoletni Michał, niezwykle przystojny student historii Uniwersytetu Wrocławskiego, pracuje dorywczo w myjni samochodowej, by zarobić na utrzymanie, naukę i leczenie schorowanej matki. Kiedy pewnego dnia w jego miejscu pracy pojawia się czterdziestotrzyletnia pani Marta, bogata i elegancka właścicielka nowiutkiej czarnej hondy, chłopak czuje się onieśmielony tak piękną klientką, a jednocześnie zaintrygowany wysokim napiwkiem, jaki mu zostawiła. Jej nietypowa, intymna propozycja będzie początkiem serii namiętnych spotkań, które przerodzą się w relację pełną erotycznych niedopowiedzeń, gorzkich tajemnic i perwersyjnych pragnień...

Jak mroczne sekrety ukrywa w swojej luksusowej alkowie ekscentryczna kochanka? Czy młodemu mężczyźnie wystarczy sił i odwagi, aby przekroczyć niebezpieczną granicę strefy pożądania i stoczyć walkę z bezwzględną diablicą? Czyżby jego oczy potrafiły dostrzec więcej niż tylko powalający widok z okien jej eleganckiego apartamentu?

Marta wiła się i wierciła pod nim, a on poczuł pod sobą bardzo wyraźnie, jak drży całe jej ciało. Usłyszał, jak głośno wykrzyczała jego imię! Na początku nie miał pojęcia, nie dotarło do niego w pełni, że w tym jedynym momencie doznanie, do którego ją doprowadził, okazało się również dla niej ekstremalne, ekscytujące i niezwykłe. Nie rozumiał, co się dzieje, był zbyt oszołomiony swoją żądzą oraz zaskoczony tym, jak groźny drzemie w nim dzikus. Dotychczas nie wiedział, że potrafi być aż tak niebezpiecznym zwierzęciem. Oboje po raz kolejny udowodnili sobie nawzajem, w jaki sposób można przesuwać granice ekstremalnych przeżyć.

Odważny seks, władza i pieniądze! Dwanaście warunków Pani Prezes uczyni początek roku piekielnie gorącym!
Michalina Foremska,
papierowybluszcz.wordpress.com


Co się musi wydarzyć, aby zimna Pani Prezes zmieniła się w ciepłą i kochającą kobietę? Czy jest to w ogóle możliwe? Dowiecie się o tym, sięgając po książkę.
Justyna Papuga,
wspolczesnabiblioteka.blogspot.com


Intrygujące, tajemnicze i niezwykle ciekawe zaproszenie do świata gorących uczuć i przyjemności cielesnej.
Marta Daft,
martawsrodksiazek.pl


Marta Milda (pseudonim autorki) – wrocławianka, z wykształcenia architekt. Pracuje w firmie budowlanej. Razem z mężem wychowuje dwie córki. Bardzo lubi jazdę na rowerze, komedie romantyczne i czerwone wino. Jej fantazja oraz zamiłowanie do romansu pozwoliły na spełnienie dawnego, młodzieńczego marzenia i napisanie tego debiutu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 596

Rok wydania: 2019

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (113 oceny)
49
18
26
15
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kamilap1984

Z braku laku…

Bardzo dziwna...w sumie historia mogłaby być spoko ale napisana została strasznie. Może gdyby nie dialogi szczególnie bohatera byłoby ok. dopiero pod koniec robi się ciekawie . kilka razy chciałam przerwać czytanie ale bardzo rzadko nie czytam do końca...jedyny plus to właśnie końcówka książki, ogólnie nie polecam
00
aga1420

Całkiem niezła

Fanką wątków BDSM nie jestem, dlatego strasznie się wymęczyłam czytając tę książkę.
00
Pattsymal

Z braku laku…

Dotarłam do połowy, ale nie dałam rady dalej tego czytać. Historia sama w sobie nie była najgorsza. Natomiast teksty Michała to już inna bajka, strasznie cringe'owe, musiałam wielokrotnie odstawiać książkę, bo nie dało się tego czytać.
00
Zibik54

Nie oderwiesz się od lektury

dobrze się czyta polecam
00
Agentka83

Z braku laku…

Historia zapowiadała się ciekawie. Fajne zwroty akcji. Język nie najlepszy. Dużo powtórzeń, składania w formie narracja, rozciągnięte opisy, które niczego nie wnoszą, poza objętością. Postacie na pierwszym rzut oka bardzo ciekawe, szkoda że tak "płasko" przedstawione. Przeczytalam 1/5 książki i nie dałam rady więcej, zbyt męczył mnie ten język.
00

Popularność




Większość z nas pragnie na co dzień spokojnego, ułożonego i regularnego seksu, ale znacznie ciekawsi są ci nieliczni, którzy mają odwagę chcieć mocniej, pikantniej i śmielej…

1. Zlecenie

Było spokojne, ciepłe i można śmiało powiedzieć, że prawie bezchmurne wrześniowe przedpołudnie. Brudny, lekko spóźniony i zatłoczony autobus pekaes wjechał powoli na swój zwyczajowy przystanek wrocławskiego dworca. Kierowca otworzył drzwi i na chodnik zaczęli się wysypywać wymęczeni pasażerowie. Głównie młodzi ludzie, którzy dojeżdżali w ten sposób do pracy z okolicznych miejscowości.

Wśród nich był Michał, dwudziestoletni student Wydziału Nauk Historycznych i Pedagogicznych miejscowego uniwersytetu. Chłopak wyglądał niezwykle oryginalnie, a to wyróżniało go z tłumu. Był nie tylko szczupły, wysoki oraz świetnie zbudowany, ale przede wszystkim szalenie przystojny. Miał bujne, gęste, kruczoczarne oraz fantazyjnie zmierzwione włosy, wyraziste, szczere i piękne błękitnoniebieskie oczy, kuszący delikatny zarost, podkreślający idealnie zarysowaną szczękę, pełne usta, wyjątkowo zgrabne, szerokie ramiona i silne ręce. Ubrany był jednak mało efektownie, nieciekawie, a nawet niedbale. Miał na sobie proste, niemodne i dawno przetarte na kolanach spodnie ze sztruksu, granatowy T-shirt, zwykłą koszulę w czerwono-czarną kratkę oraz grafitową, bawełnianą bluzę. Całości tej niewyszukanej stylizacji – która dla niego stanowiła smutną konieczność, ponieważ biedak nie posiadał ani grosza na lepsze ciuchy – dopełniały luźno zasznurowane czarne trampki i podziurawiony stary plecak harcerski, do którego własnoręcznie przyszył lub w jakiś inny sposób przymocował różnokolorowe przypinki, naszywki i breloki, przedstawiające symbole kojarzące się z miłością, przyjaźnią, hard rockiem i wolnością, a pamiętające jeszcze miniony okres jego niedawnego, młodzieżowego buntu. Na twarzy intrygującego młodego mężczyzny malowało się zmęczenie, rezygnacja i smutek.

Kiedy pospiesznie przechodził przez zatłoczone ulice miasta, wiele kobiet mimowolnie się za nim oglądało. Ich uwagę przykuwała nie tylko niespotykana aparycja uroczego młodzieńca, ale nostalgia i tajemnicza troska bijąca z wnętrza, a malująca się w nieprzeniknionym spojrzeniu. Typ przystojniaka, obok którego żadna dziewczyna nie mogła przejść obojętnie.

On jednak nie zwracał uwagi na otoczenie, a już w szczególności na przechodzące obok, a ciekawe jego osoby, obce mu dziewczyny – ładne lub nie, bez znaczenia. Od ponad roku mieszkał i studiował w bajkowej stolicy Dolnego Śląska i mogłoby się wydawać, że ktoś taki jak on ma u stóp cały świat, ale z pewnością nie był to przeciętny, typowy oraz beztroski student, który bawił się życiem i korzystał z uroków młodości. W rzeczywistości był samotny, zagubiony i skryty. Regularnie jeździł do zaniedbanego, rodzinnego właściwie tylko z nazwy domu, znajdującego się w małej miejscowości, oddalonej od uczelni o niecałe siedemdziesiąt kilometrów. Miał ku temu ważne powody.

Odczekał kilka minut w sklepowej kolejce, kupił sobie bułkę-kanapkę i sok owocowy. Bardzo chciał zdążyć zjeść śniadanie, zanim jego dzień w pracy rozpocznie się na dobre. Już od ponad dwóch minut powinien być w myjni samochodowej, gdzie zatrudnił się dorywczo kilka miesięcy wcześniej. Pracował tam razem z dwoma młodymi chłopakami z Ukrainy: Wiktorem i Petrą. Kolegów lubił, ale właściciela firmy nie mógł znieść. Szef był do granic możliwości nieprzyjemny i uciążliwy. Z pewnością zasłużył na niespecjalnie wyszukane przezwisko „Potwór”, szeptane po cichu, za plecami.

Pomimo bardzo ładnej jak na początek września pogody, zapowiadał się kolejny długi dzień. Łudząco podobny do poprzednich, czyli ciężka harówka za marne grosze, czysty wyzysk. Właściciel myjni, sam zgarniał większość utargu za szorowanie, odkurzanie i woskowanie samochodów zostawianych przy namiotach stojących na parkingu przy marketach, niedaleko obleganej ulicy w centrum. Interes był co prawda legalny, ale rzetelnie przygotowanej umowy potworny przedsiębiorca pracownikom nie gwarantował. Chłopaków najbardziej irytował fakt, że gość zabierał im nawet napiwki, kiedy tylko zauważył, jak któryś z nich dostał ekstra kasę od zadowolonego klienta.

Michał doskonale wiedział, że był i tak w lepszej sytuacji niż koledzy. Dla niego taka praca była tylko kolejnym tymczasowym zajęciem. Po prostu samodzielnie zarabiał na wynajem mieszkania i stałe opłaty na uczelni. Miejsca w akademiku po raz kolejny mu nie przyznano. Niedawno dowiedział się, że nie ma na nie żadnych szans. Zresztą wtedy też musiałby mieć pieniądze na utrzymanie. Jego smutna codzienność była skomplikowana i trudna do zniesienia, nawet bez ponownej odmowy oraz lepszych widoków na atrakcyjniejsze lokum. Na stypendium socjalne, o które wnioskował nieustannie, był według dokumentów „zbyt bogaty”. Bolała go, dotykająca nie tylko jego, niesprawiedliwość oraz chora biurokracja. W kieszeni koszuli, pomiędzy drobniakami walał się – pognieciony, chociaż odebrany dziś rano w urzędzie pocztowym w rodzinnych Lisowicach – oficjalny list z negatywną odpowiedzią na nie pierwsze już jego odwołanie w tej sprawie. Po przeczytaniu pisma poczuł, jak zaczyna tracić resztki nadziei, że kiedyś pechowa karta się od niego odwróci.

Myśląc smutno nad tym, jak nieustannie gmatwał się jego los, zjawił się, lekko spóźniony, na swoim codziennym stanowisku pracy. Przywitał się z Wiktorem. Podziwiał w duchu kolegę za uśmiech i beztroskę, chociaż doskonale wiedział, że rzeczywistość za wschodnią granicą jest jeszcze gorsza niż tutaj.

Dzień mijał dość szybko, chłopak sam umył kilka mocno zabrudzonych aut, a przy tym nie pozwolił wyprowadzić się z jako takiej równowagi, chociaż był świadkiem trzech głośnych awantur, które zaczynał bez specjalnego powodu nieprzyjemny oraz zły na wszystkich, irytujący właściciel myjni.Dla Potwora prowokowanie do kłótni każdego, kto znalazł się przypadkiem w zasięgu jego wzroku, było typowym zachowaniem. Najpierw sprzeczał się z dostawcą sprzętu, który niby go oszukał, potem pastwił się nad bogu ducha winnym klientem, który rzekomo źle się wyrażał, później nieprzyjemnie głośno, w obecności swoich pracowników, wyzywał, poniżał oraz opluwał własną żonę, która razem z nim prowadziła ten „złoty interes”, chociaż w rzeczywistości zjawiała się na miejscu bardzo rzadko, a wtedy ograniczała się jedynie do tego, że po prostu siedziała w baraku za kasą i całymi długimi minutami rozmawiała przez telefon. Pozostałą część dnia irytujący oraz wściekły na wszystkich, paskudny szef spędził dokładnie tak, jak zazwyczaj, czyli chodząc wokoło pracujących chłopaków i szukając zaczepki.

Michał w myślach odliczał godziny, jakie pozostały do końca dniówki, kiedy przed myjnią pojawiła się nowiusieńka czarna honda z aluminiowymi oryginalnymi felgami, chromowanymi listwami zdobiącymi boki i zderzaki, przyciemnianymi szybami, automatycznie regulowanym szyberdachem oraz – a może przede wszystkim – sporych rozmiarów kratką wlotu powietrza. Chłopakowi zrobiło się gorąco, kiedy – nie pierwszy już raz – zobaczył wysiadającą z tej efektownej fury niesamowitą osobę…

Kobietę. Ale jaką! „Panią Prezes”! Tak nazywał w myślach świetną babkę, która często przyjeżdżała do niego, żeby umył jej prawdopodobnie służbową, wypasioną brykę. Dzisiaj również wyłoniła się niczym powabna Wenus spośród ulicznych korków i podjechała zręcznie do krawężnika oraz zatrzymała auto blisko namiotu, w którym on właśnie skończył myć zniszczone, stare, rdzewiejące białe kombi z lekko wgniecionym przodem, dla spieszącego się gdzieś klienta. Niezwykła pani zatrzymała się tuż obok jego stanowiska i nie spiesząc się szczególnie, wychodziła z samochodu. Z przejęciem i uwagą przyglądał się jej sylwetce. Piękne, długie, zgrabnie i niezwykle kusząco wyglądające w wysokich czerwonych szpilkach nogi, ładnie opinająca kształtne biodra ciemnoszara spódnica, pełne, krągłe piersi zasłonięte beżową, elegancką, lekko prześwitującą bluzką oraz szykowny grafitowy żakiet, podkreślający smukłą i szczupłą talię atrakcyjnej pani. Wokół twarzy błyszczała w słońcu burza jasnobrązowych loków spływających swobodnie na ramiona. Cudownie wypielęgnowane oraz delikatne palce zaciskała na niewielkiej, czarnej, skórzanej aktówce. Wokół szyi miała zawiązaną kolorową apaszkę, ale uwagę przejętego chłopaka przykuwały najbardziej jej niespotykanie intrygujące, błyszczące, wyraziste kasztanowe oczy oraz boskie długie rzęsy. Przez dłuższą chwilę przyglądał się wystrzałowej babce z ukrycia.

Tymczasem ona podeszła do szefa, rozmawiała z nim krótko, płacąc w baraku za mycie. Miała stałe konto, a rachunek brała raz w miesiącu.

Po kilku minutach wnikliwych obserwacji odwrócił z niesmakiem głowę i zajął się przepełnionym workiem od odkurzacza. Nie potrafił dłużej patrzeć, jak Potwór coraz wulgarniej pochłaniał jego cudowną damę, wgapiając się rozbieganym wzrokiem, uśmiechając się wyjątkowo nieprzyjemnie oraz oblizując się nieelegancko i co najmniej niestosownie. Nie miał zamiaru oglądać dłużej tej sceny. I tak miał sporo pracy wokół oraz swoje zwyczajowe obowiązki. Westchnął ciężko i pospiesznie wrócił do zajęć. A kiedy wydawało mu się, że trochę ochłonął i mógłby ponownie spojrzeć w stronę baraku z kasą, zorientował się, że Pani Prezes podeszła do niego i zatrzymała się przy wejściu do namiotu, w którym on, z taką stanowczością, próbował sprzątać.

Szykowna babka patrzyła władczo w jego stronę. Niewiele brakowało, aby, zbliżając się do niej, potknął się o jakieś porozrzucane wokoło klamoty. Dopiero w ostatniej chwili złapał równowagę i chociaż przyszło mu to z trudem, to jednak stanął w końcu przed nią na obu nogach i zapytał:

– Czego… pani sobie życzy? – Zaczął niezbyt uprzejmym tonem.

– Poproszękomplet premium… Już zapłaciłam szefowi. Podobno uda się przygotować mój samochód przed godziną dwudziestą. – Kobieta zadzierała mocno głowę do góry i patrzyła na niego w sposób wyniosły i zarazem wyzywający.

Stała bardzo blisko, a on wyraźnie czuł kuszący zapach jej perfum oraz swój przyspieszony puls. Sylwetka tej niezwykłej, eleganckiej damy oraz jej nieudawana pewność siebie i stanowczość onieśmielały go. Gapił się na nią jak bezbronne dziecko stojące bez grosza z nosem przyklejonym do lady z cukierkami, lizakami i kolorową watą cukrową. Po prostu w jednej chwili zapomniał: gdzie jest, kim naprawdę jest, co takiego tutaj robi oraz że pomimo sporego szoku powinien jednak spróbować coś odpowiedzieć.

Kobieta nie czekała, aż chłopak się ocknie, śmiało podała mu kluczyki, lekko uśmiechnęła się do niego i – co było zaskakujące – nie odeszła od razu, ale zaczepnie, choć stanowczo, kontynuowała rozmowę:

– Rozumiem, że zajmiesz się, jak należy, moim małym cackiem? Dzisiaj bardzo mi na tym zależy – powiedziała pospiesznie, bardziej z poleceniem niż z prośbą w głosie.

– Muszę dwa razy nakładać wosk, nie zdążę – rzucił niezbyt uprzejmie. Sam nie wiedział, dlaczego w taki sposób jej odpowiedział. Przecież nie miał żadnego powodu, żeby być niegrzecznym. Pamiętał, że to stała klientka, w dodatku nie byle jaka.

W odpowiedzi wytworna, bogata oraz śmiało demonstrująca swoją wyższość pani uśmiechnęła się pod nosem i sięgając po coś do nowiutkiej, ale nawet gustownej i poręcznej jak na Louis Vuitton torebki,dodała:

– W takim razie wrócę i odbiorę umyty oraz gotowy samochód dopiero piętnaście minut po dwudziestej… Bo wiem, że to wynagrodzi ci te kilka chwil dłużej w pracy. – Śmiało podała mu swoją wizytówkę, a wraz z nią zwinięty banknot dwustuzłotowy. Odwróciła się i zaczęła pomału odchodzić w stronę chodnika.

Stał jak zamurowany, z lekko rozchylonymi wargami, patrzył na nią oraz zachwycał się tym, jak swobodnie kołysała biodrami.

Babka ma świetną figurę – myślał w duchu. Prawdziwa „petarda”, jak pewnie powiedziałby niejeden jego kumpel, chociaż dla niego była po prostu stylowa, elegancka, wyszukana i na poziomie. To niecodzienna sytuacja. Podała napiwek tak dyskretnie, kiedy nie patrzył na nich szef, i jest szansa, że dwie stówki będzie miał dla siebie, bo przecież zapłaciła wcześniej za mycie, woskowanie i odkurzanie auta, za całą usługę z góry. Było jasne, że zależało jej, żeby pogadać z nim przez chwilę, ale w taki sposób, żeby ani Potwór, ani nikt inny z myjni tego nie zauważył.

Usiadł za kierownicą, wjechał pod namiot, po czym zabrał się za swoją pracę.

Nie potrafił się jednak na niczym skupić. Właściwie nie zauważył, jak godzinę później żegnał się z nim Wiktor, oraz nie usłyszał zbyt wiele z wywodów szefa Potwora, który, wychodząc do domu, przypominał mu, że kiedy skończy już swoją robotę, powinien wszystko pochować i pozamykać.

Czyścił skórę w środku wozu i nieustannie o niej myślał. Został sam w pracy, po godzinach, ale nie spieszył się, chciał zrobić wszystko dokładnie, a przy okazji zastanawiał się, jaką właścicielka takiego ekskluzywnego auta jest osobą. Jaki ma charakter oraz czym się zajmuje? Co może robić w wolnym czasie i jak spędza noce? Czy jest sama? Czy ma może kogoś na stałe? Nie mógł pojąć, dlaczego tracił grunt pod nogami za każdym razem, gdy tylko znajdowała się w pobliżu.

Dumał nad tym przez cały czas, woskując karoserię nowiutkiego wozu. Przeczytał wizytówkę, którą dostał, wiedział teraz, jak ona się nazywa oraz czym się zajmuje i gdzie pracuje. Poważny zagraniczny holding, tłoczone złote litery, na białej, lekko błyszczącej karteczce i podpis: „Prezes Contract Director”, świadczyły o wysokim, ważnym stanowisku. A jednorazowy dwustuzłotowy napiwek o praktycznie takiej samej wartości jak koszt usługi, za którą wcześniej zapłaciła, dawał do myślenia.

To, jak widać, elegancka, światowa i dojrzała kobieta, niestety nie dla mnie – myślał smutno i z żalem. Zastanawiał się z uporem: – Ile ona może mieć lat? Trzydzieści pięć, osiem czy jednak więcej? Na czterdzieści chyba nie wygląda… A może jednak? Jest bardzo zadbana, wysportowana. Klasa sama dla siebie. Niestety taka babka nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ja. Westchnął ciężko.

Kiedy pracował wciąż sam przed namiotami i myślał o niej, nagle ktoś zbliżył się z tyłu i klepnął go w ramię.

– Cześć, stary. O, łooołoł! Znowu myjesz bryczkę dla tej twojej Pani Prezes? Hi, hi, ale okazja ci się trafiła! Masz fart. Bracie, ona na ciebie leci, mówię ci.

W taki sposób mógł dowcipkować tylko jego współlokator i przyjaciel Dawid. Wynajmowali razem małe mieszkanie w bloku, blisko centrum. Niestety kumpel wiedział o nim, a także o innych znajomych, prawie wszystko i bardzo często o wiele za dużo gadał. Zazwyczaj sam wypytywał o różne ciekawostki lub pikantne szczegóły z życia innych osób, co u kogo nowego. Zwłaszcza jeśli chodziło o takie kwestie, jak kto z kim teraz chodzi lub jakie ma sekrety. Znał tajemnice w kręgu bliższych i dalszych przyjaciół. Miał swoje sposoby, jak dowiedzieć się najnowszych plotek lub po prostu pierwszy słyszał to i owo. Ciekawski kumpel natychmiast, jak tylko się pojawił, wsiadł do eleganckiego samochodu i zaczął po kolei otwierać wewnętrzne schowki oraz buszować w środku wozu, co niestety nie zostało podyktowane jego mocno skrywaną fascynacją najnowszymi osiągnięciami japońskiej myśli technicznej w motoryzacji…

A Michał dopiero teraz przypomniał sobie, że dzisiaj jest przecież piątek i kumpel, jak tylko skończy pracę, koniecznie chciał wyciągnąć go na piwo oraz do miasta na imprezę.

Dawid Grudziński był od niego o dwa lata starszy. Nie był tak jak on przystojny. Studiował na trzecim roku stosunki międzynarodowe i zarządzanie, chociaż przez większość czasu tylko biegał na różne imprezki i zaliczał co chwilę nowe, przygodnie poznane dziewczyny. Uwielbiał zabierać Michała ze sobą na swoje „łowy”,bo kiedy pojawiali się razem w knajpce przy barze, od razu kilka pięknych, młodych, napalonych i gotowych na zabawę panienek dosiadało się do nich. Zazwyczaj fajne i miłe dziewczyny wzdychały zachwycone oraz przymilały się, oczarowane przystojnym jak mało kto, boskim studentem, zazdrośnie nazywanym przez niektórych „Ślicznym Michałem”. Wtedy zazwyczaj wkraczał na scenę przezabawny kolega, który z ekscytacją w głosie opowiadał przydługie, chociaż banalne i ckliwe historyjki o tym, jak to niedawno jego najbliższego, ale również najprzystojniejszego i najwierniejszego przyjaciela porzuciła „ta zła kobieta”. Zwykle z niemałym przejęciem, silną ekscytacją, wraz z zamaszystymi gestami opisywał w najdrobniejszych szczegółach, w jaki to niby sposób pocieszał strapionego kumpla oraz opiekował się nim, kiedy wyszło na jaw, że „jego jedyna, ukochana druga połowa”tak nagle, niespodziewanie i boleśnie odrzuciła wielkie, głębokie i nieprzeniknione uczucie, po czym wyjechała z arabskim ideałem piękna w bliżej nieokreślone miejsce na terenie Wielkiej Brytanii, kuszona jego oliwkową cerą i melodyjnym, śpiewnym głosem. Zabawny kolega za każdym razem miał inną, bogatszą w pikantne detale wersję wydarzeń z dramatem w tle.

Oczywiście niespecjalnie interesowało go, czy Michałowi podoba się ta gra, czy nie. A mały drobiazg, że w takich sytuacjach cień tamtej historii wywoływał u przyjaciela trudne i dotkliwe wspomnienia, nie miał już dla niego żadnego znaczenia. Michał absolutnie nie chciał i zdecydowanie nie lubił rozmawiać o tamtych minionych wydarzeniach ani wspominać byłej dziewczyny, zwłaszcza w knajpach i barach, w kręgu dopiero co poznanych koleżanek. Zwykle unikał przygodnych znajomości, bo naprawdę wierzył w miłość, a Natalię, która wyjechała z Amirem do Irlandii osiem miesięcy wcześniej, kiedyś bardzo kochał i było mu smutno z powodu jej odejścia przez cały czas.

Ale co miał zrobić? Dawid był jego współlokatorem i przyjacielem, a gdyby nie pożyczał mu nieustannie pieniędzy, nie zakładał za niego na czynsz, nie płacił części rachunków, Michałowi byłoby bardzo ciężko, więc, chcąc nie chcąc, zgadzał się na eskapady z kolegą, chociaż ich nie popierał. Zazwyczaj i tak wracał do domu sam i tylko z grzeczności dużo później niż przyjaciel. Dzielili razem małe mieszkanie, dwa niewielkie pokoiki, co nie było dla nich specjalnie wygodne. Przyzwyczaił się do tego w przeciągu ostatniego roku i nie wierzył już, że coś mógłby w tych kwestiach zmienić. Dzisiaj jednak chciał szybko skończyć mycie ostatniego samochodu, spokojnie wrócić do domu, a tam w spokoju poczytać. Zaciekawił go kryminał Stephena Kinga i miał szczery zamiar spędzić z książką cały wieczór. Myślał, że w taki sposób uda się mu chociaż na chwilę zapomnieć o kłopotach. Nie miał zamiaru wychodzić do miasta albo do baru, nie wiedział jeszcze, jak powiedzieć o tym kumplowi.

Tymczasem Dawid wygrzebał ze schowka dokumenty należące do Pani Prezes oraz imienną kartę z danymi, prawdopodobnie z jakiegoś klubu, po czym płynnie wyrecytował istotne informacje o niej, śmiejąc się przy tym głośno…

– Ha, ha. A ciekawe, co tu zobaczymy?!… I, co my tu mamy?!Patrz i słuchaj: „Marta Barbara Aleksandrowicz”. Hmm, wiedziałeś? Pani Marta.Łał, mniam… O, spójrz, rocznik siedem jeden, ale heca! Mogłaby być twoją mamuśką, chciałbyś? – Zagwizdał, chociaż wiedział, że nie zrobi tym wrażenia na przyjacielu. – Adres warszawski, ale popatrz, tutaj ma schowane karty parkingowe z lotniska w Monachium… A, i zobacz, to interesujące. Miejsce urodzenia: Sobótka… W sumie to niedaleko, hi, hi… A spójrz tylko na to, walają się tu foldery z butików w San Francisco. Ty… to jest w Kalifornii, ale nieźle, co?!… Wiedziałeś coś o niej? – Śmiejąc się, pokazał w jego stronę kartę ze zdjęciem i dodał, cmokając ironicznie: – No… no i co? Co ty na to?… Masz u niej spore szanse, leci na ciebie, jeszcze nie zauważyłeś?! Dostałeś dzisiaj też taki duży napiwek jak ostatnio? Czy da ci kasę dopiero wtedy, kiedy przyjdzie po brykę?

Szczerze poirytowany Michał nie wytrzymał i siłą wyciągnął dowcipnisia z samochodu, przecież dopiero co pucował skórę w środku i odkurzał.

– Daj mi spokój! Co ty wyprawiasz?! Zostaw to! – powiedział głośno, zaciskając zęby, mając naprawdę dosyć gadania wścibskiego kolegi. Wyrwał mu z rąk dokumenty i schował na miejsce, modląc się w duchu, żeby ich właścicielka nie domyśliła się, że ktoś grzebał w jej rzeczach. Spojrzał na kumpla z wyrzutem, po czym z powrotem zabrał się do pracy i czerwony na policzkach energicznie woskował karoserię.

Niestety Dawid przez cały czas gadał jak nakręcony, wypytywał i na swój sposób przekonywał:

– Słuchaj, stary, ty tego pewnie nie widzisz, ale takie babki lubią płacić za zabawę. Wiesz, o co chodzi. Za seks chętnie zapłacą. Za ekstra imprezę z takim studentem jak ty. No, pomyśl tylko… Za taaakieego jak ty! Zrozum, brachu, bierze taka ustawiona czterdziestkamłodego, wolnego, przystojnego, płaci mu za ciuchy i za wszystko inne. Za party sam na sam, no wiesz. Takie babki jak ona. A tobie, człowieku, taka niezła okazja się trafiła. Mówię ci. – Śmiał się głośno i swoim irytującym zwyczajem coraz mocniej poklepywał go po plecach i poszturchiwał po ramieniu.

Michał po raz kolejny się zdenerwował, przerwał na chwilę pracę, odsunął się od kumpla i ostro odpowiedział:

– Ja myję jej samochód. Służbowy. Za to mi płaci. Nie mam i nigdy nie miałem zamiaru brać kasy za seks! Nie rozumiem nawet… jak możesz w ogóle tak łatwo o tym mówić?!Przestań tak nawijać, chcę skończyć swoją robotę… A z nią daj mi lepiej spokój – dodał, odwracając się od niego i mając nadzieję, że w ten sposób zakończy rozmowę na ten dziwny i absurdalny dla niego temat. Wrócił pospiesznie do nabłyszczania felg.

– Nie irytuj się, stary. Przecież cały świat tak właśnie funkcjonuje. Co się rzucasz i wpieniasz? To jest normalka. Pamiętasz moją znajomą? Tę Dominikę, co wynajmowała mieszkanie na Krzykach?Przechwalała się na prawo i lewo, jakich to łapała „bogatych przyjaciół”i co tam każdy z nich jej kupował i gdzie ją niby zabierał… Hi, hi… – Dawid ciągnął dalej temat, najwyraźniej świetnie się przy tym bawiąc.

– Ja uważam, że to jest co najmniej nie w porządku – odpowiedział przez zaciśnięte zęby Michał, naprawdę już zirytowany… – Jak jesteś taki sprytny, to czemu sam nie znajdziesz sobie takiej sponsorki? – zapytał.

– Ja nie mam takich walorów. Przecież to ty jesteś ciacho To na ciebie babki lecą i za ciebie chętnie zapłacą.

Chociaż doskonale znał dziecinne i naiwne poczucie humoru swojego współlokatora, naprawdę nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Wyglądało to tak, jakby Dawid naprawdę namawiał go na coś nieprzyzwoitego, niestosownego oraz odpychającego. Miał dosyć jego idiotycznej gadki, wyraźnie zniesmaczony woskował pospiesznie maskę nowiutkiej czarnej hondy, będąc cały purpurowy na twarzy nie tylko ze zmęczenia, ale i z wściekłości.

Kumpel chyba zaczynał wyczuwać, że przesadził, ale mimo to dalej utrzymywał, że to świetna okazja oraz że jakby „Śliczny” umiejętnie to rozegrał, mógłby tylko na tym zyskać.

– Mogę się założyć, że umówi się z tobą na seks. Stawiam dwa razy tyle, ile ci dzisiaj dała za auto – powiedział cicho, po dłuższej chwili.

– Nie umówię się z nią i nie wchodzę w żadne zakłady – odpowiedział od razu Michał przez zaciśnięte zęby. Energicznie wycierał tył samochodu, kończył już.

Było piętnaście minut po dwudziestej. Kiedy zerknął w stronę chodnika w świetle lamp parkingu i myjni zauważył, że zbliża się w ich kierunku wytworna, bogata, światowa i jak się mimowolnie dowiedział, ponad dwukrotnie od niego starsza pani Marta.

Dawid prychnął w jego stronę.

– Idzie tu. Twoja… hi, hi, hi, Szefowa. Niezła z niej dupa. – Zagwizdał, ale tak, żeby nie mogła tego usłyszeć.

Zmęczony Michał otarł pot z czoła. Nie chciał patrzeć ani na kobietę, ani na kumpla. Jego to nawet miał ochotę potraktować zimnym strumieniem wody z myjki.

Pani Prezes podeszła spokojnie do nich i śmiało zaczęła rozmowę:

– Dobry wieczór. Czy mój samochód jest gotowy?

Tym razem miała na sobie wiśniową sukienkę i biały żakiet sięgający przed kolana, z ciekawie zakończonymi półdługimi rękawami. Na nogach piekielnie wysokie granatowe szpilki, a wokół nadgarstków eleganckie złote bransoletki. Dekolt wystrzałowej kiecki był głęboki i dzięki temu jej okrągłe, obfite piersi zostały doskonale uwidocznione. Układały się kusząco i efektownie uwypuklone działały na podświadomość patrzących na nie chłopców. Babka wyglądała szykownie i bosko.

Oczywiście Dawid nie byłby sobą, gdyby nie wypalił:

– Ach, witamy panią kochaną. Witamy i zapraszamy, proszę. Proszę zobaczyć! Nasz jedyny, perfekcyjny, niezawodny i najlepszy: Śliczny Michał… – tu wymownie wskazał na kolegę – zrobił wszystko dla pani, kochanej pani, żeby zdążyć… Bryczka nówka, jak z salonu! – zakończył, nawet jak na siebie wyjątkowo głupkowato.

– Tego modelu jeszcze nie ma w salonach – odparła Marta spokojnie, patrząc na chłopaka z lekkim politowaniem i uśmiechem. Odwróciła się w stronę Michała i równie stanowczym, co władczym tonem powiedziała: – Bardzo dziękuję. Na pewno będę o tym pamiętać następnym razem.

Postanowił nie patrzeć na nią, kiedy oddawał jej kluczyk, przynajmniej bardzo się starał. Nic nie odpowiedział, zrobił tylko dziwną minę w stylu „to nic takiego”.

Tymczasem dowcipny kumpel zbliżył się do kobiety, która zamierzała wsiąść do samochodu, otworzył jej drzwi, kłaniając się przy tym komicznie i przesadnie słodziutkim głosikiem, z wyjątkowo debilnym uśmieszkiem, dodał:

– On pieści tak bosko nie tylko autka… Jak się go oczywiście odpowiednio zmotywuje. Pani spróbuje, to się pani przekona… Wszystko zrobi, jak potrzeba. Taki z niego gość.

Kobietę wyraźnie rozbawiła zaczepka, roześmiała się. Lecz, co było dość zaskakujące, nie odjechała od razu, ale zawracając powoli, otworzyła szybę i rzuciła w stronę Michała:

– To może w poniedziałek o osiemnastej, w greckiej restauracji, na tamtej ulicy… – Wskazała ręką za siebie, pokazując kierunek. – Spotkamy się i opowiesz mi, jak bardzo lubisz przykładać się do swoich obowiązków.

– Nie. Nie mogę, jestem w pracy – odpowiedział pospiesznie, zbierając przy tym sprzed namiotu swoje szmatki, wosk oraz inne sprzęty.

– Ale zaraz po siódmej zwykle zamyka myjnię – wypalił rozweselony kumpel, wtrącając się do rozmowy.

– Świetnie, w takim razie zapraszam na małego drinka na dwudziestą – powiedziała zadowolona Pani Prezes, odjeżdżając bez pośpiechu i machając lekko ręką, niby od niechcenia, do obu chłopaków.

Kiedy skręciła w główną ulicę i na dobre zniknęła z pola widzenia, Michał szarpnął Dawida za bluzę brudną rękawiczką i warknął mu prosto w twarz:

– Co to, do licha, miało niby znaczyć?!

Przyjaciel zrobił się czerwony na twarzy, spokojnie uniósł ręce do góry i śmiejąc się, bezradnie tłumaczył:

– Stary, no co ty? Masz randkę z ekstra forsiastą babeczką po czterdziestce. Ona na ciebie leci, bracie, ja ci to mówię. Jeszcze mi za wszystko podziękujesz, zobaczysz. Przekonasz się, że taka pańcia to dla ciebie winda do góry i nie mówię tylko o kasie! Ile zarobisz w miesiąc, harując u tego Potwora? Co? Tysiąc czterysta złotych, tysiąc dwieście, hm? Nawet tyle nie, prawda? Może dziewięćset złotych, co? Jak szef będzie miał gest, tak? A pomyśl tylko, stary, ile ona już ci dała kasy, i to w samych napiwkach, no…?

Puścił kumpla, przecież i tak nie mógłby zrobić mu krzywdy. Chociaż w duchu miał do niego żal, westchnął ciężko i odwrócił się obrażony, ale nie poszedł od razu w stronę baraków. Pomimo że skończył się jego dzień pracy, musiał jeszcze zabrać się za uporządkowanie stanowiska, pochować tablice reklamowe oraz zamknąć kasę. Potrzebował trochę czasu, żeby poustawiać wszystkie rzeczy na miejsce, zebrać śmieci, pogasić światła, włączyć alarm i przebrać się w czystsze ciuchy. W drugim namiocie szukał swojej bluzy, a przy tym wciąż czuł się upokorzony. Dotknęło go do żywego, że przyjaciel potraktował go jak towar i wystawił na sprzedaż. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że znalazł się na wystawie, a wszyscy myślą, że jest coś wart, bo jest taki Śliczny.

Szybko zmienił spodnie i koszulę, a resztę ubrań schował do plecaka.

Dawid czekał na niego przed budynkiem. Razem zamknęli drzwi od głównego baraku myjni.

Kiedy szli piechotą w stronę centrum, kumpel odezwał się w końcu, niby to skruszony:

– To jak? Może pójdziemy na burgery, a potem do rynku?

Odwrócił głowę w bok, przewrócił oczami i już miał coś powiedzieć, przyjaciel jednak, wyraźnie mając ochotę na zabawę, przekonywał dalej:

– Wiesz, ta Kaśka, którą poznałem w zeszłym tygodniu, no, pamiętasz która, ta wysoka – obiecała, że dzisiaj będzie z koleżankami w Kalamburze, no to jak? Pójdziemy tam?

– Nigdzie się nie wybieram, jestem po prostu zmęczony. Idź sam, pewnie kogoś spotkasz – powiedział zrezygnowanym tonem.

– Nie wygłupiaj się. Dalej jesteś wkurzony o tę Panią Prezes? Daj już spokój. Nie chcesz, to się z nią nie spotykaj, sprawa prosta. Tylko mówię ci, że będziesz tego żałował. – Zakończył, śmiejąc się.

Michał wyciągnął z kieszeni spodni dwieście złotych i podając je kumplowi, powiedział niemrawym głosem:

– Masz, weź to. Daję na czynsz za ostatni miesiąc. Pamiętam, że jestem ci jeszcze winien sto pięćdziesiąt, ale oddam po wypłacie. A jeśli chodzi o imprezę, to ja naprawdę nie mam ochoty dzisiaj na knajpy i drinki.

– Jak tam sobie chcesz – odpowiedział kumpel zrezygnowany. Kasę wziął, wiedział, że współlokator nie lubi mieć u niego długu. – Ale „Nadzianą Prezeskę”jeszcze sobie przemyśl! – zawołał za nim, gdy Michał odchodził w stronę domu. – Jeżeli nie dla siebie, to dla matki miałbyś pieniądze, no wiesz…

Po tych słowach Michał zatrzymał się na moment, nie odwrócił się jednak, nie miał zamiaru dłużej z nim rozmawiać, z nikim nie miał ochoty o tym gadać. Sam dobrze wiedział, że forsa jest mu bardzo potrzebna. Wrócił do domu smutny, a gdy już znalazł się u siebie w pokoju, nie mógł skupić się na książce, bo myślami był przy Pani Prezes. Wyobrażał sobie siebie obok takiej wyjątkowej kobiety.

Późnym wieczorem, przewracając się na łóżku i próbując zasnąć, nie potrafił nawet na chwilę przestać jej wspominać. Zasypiając, miał tylko ją przed oczami.

Przez następne bardzo ładne oraz niespotykanie ciepłe jak na wrzesień weekendowe dni pracował w myjni, jednak szykownej Pani Martytam nie spotkał. Pamiętał, że przyjeżdżała zazwyczaj raz w tygodniu. Prawdopodobnie miała wiele służbowych wyjazdów i nie zawsze zależało jej na czystym aucie. Współlokator balował na różnych piknikach, ogniskach i grillach. Jego egzystencja polegała na beztroskim zapełnianiu czasu pomiędzy jedną huczną zabawą a kolejną szaloną imprezą. Michał z powodzeniem trzymał się z boku, nie było go stać na całonocne balangi czy wypady pod miasto. Z radością przyjął fakt, że kumpel nie męczył go już rozmowami o „forsiastej pańci”. Sam i bez tego nie potrafił się na niczym skupić, absolutnie jednak nie wierzył w wydumaną teorię Dawida, że kobieta taka jak ona chciałaby się umówić z nim na seks, i to za pieniądze. Przecież taka babka mogłaby umówić się, z kim tylko by chciała, i za nic nie musiałaby płacić, to bez sensu. Z drugiej strony, on nie znał realiów życia takich ludzi, nie poznał nigdy żadnej kobiety o klasie pani Marty.

W poniedziałek wcześnie rano, zanim wyszedł do pracy, mimowolnie usłyszał, jak wesołe koleżanki, które nocowały u nich w mieszkaniu, z przejęciem i ekscytacją rozmawiały o „tych, takich bogatych, znudzonych czterdziestkach”, które płacą studentom za to, że ten czy tamten spędzi z nimi weekend, wakacje lub wybierze się na imprezę rodzinną albo służbową. Przekrzykiwały się nawzajem, radośnie przywołując różne historyjki. Na początku w żartach, ale potem mówiły o tym, jakby to było coś zwykłego, normalnego. Były dobrze zorientowane, ile takie rzeczy kosztują, w jakich knajpach babki szukają chłopaków i oczywiście jedna z mniej dyskretnych dziewczyn, niby nie na serio, powiedziała:

– No, słuchajcie, a przecież, ten nasz Śliczny Michał to miałby stawki co najmniej trzy razy wyższe od innych ładnych studencików i na bank za jedną imprezkę z napalonym kuguarem skasowałby jak nic, spokojnie licząc, ponad tysiąc złotych.

Niestety, Michał usłyszał zarówno to zdanie, jak i późniejszy gromki śmiech.

Pomimo że konwersacja trwała w najlepsze w porze śniadania, absolutnie nie miał nawet najmniejszej ochoty wchodzić do kuchni i witać się z dziewczynami, a przy okazji wdawać się w idiotyczną rozmowę, której i tak stał się mimowolnym bohaterem. W innych okolicznościach chętnie przygotowałby dla siebie tosty z serem i jajecznicę z pomidorem, ale po tym, co właśnie usłyszał, momentalnie zrezygnował z tych planów. Ubrał się pospiesznie w korytarzu i starając się zrobić to niepostrzeżenie, wymknął się z mieszkania i poszedł do myjni.

Tego dnia planował skończyć pracę trochę wcześniej, bowiem nadszedł wyczekiwany przez niego poniedziałek i właśnie dziś wybierał się na spotkanie, które w pokrętny i niespecjalnie finezyjny sposób zorganizował mu Dawid. Mimo takich okoliczności miał szczerą ochotę pójść na drinka do restauracji, do której został zaproszony. Był bardzo ciekawy, jaką pani Marta jest osobą. Ta wyjątkowa kobieta po prostu wpadła mu w oko. Wydawała się niedostępna, zagadkowa, a on chciałby poznać ją bliżej. Nie przeszkadzało mu, że jest sporo od niego starsza, ma dużo więcej kasy, te argumenty nie miały znaczenia, ponieważ intrygowała go przede wszystkim przez swój ekstrawagancki sposób bycia. Absolutnie nie dawał wiary zapewnieniom kumpla, że jej może chodzić tylko o seks i to w dodatku za pieniądze. Nie, to jest po prostu niemożliwe! Myślał o tym przez cały dzień i przynajmniej dzięki temu szybko mijał mu czas w pracy.

Ponieważ dziś Wiktor zgodził się zamknąć myjnię za niego, z powrotem w mieszkaniu znalazł się już kilka minut po godzinie dziewiętnastej. Wykąpał się oraz przebrał w granatowe jeansy. Posiadał tylko jedną taką parę, dzięki temu przynajmniej nie miał kłopotu z wyborem. Założył ulubioną spraną i przetartą koszulę w czerwono-czarną kratę, cerowaną bluzę z szarej bawełny oraz oczywiście również jedyne szmaciane, lekko podziurawione trampki.

Kiedy wyszedł z pokoju, w korytarzu stanął uśmiechnięty Dawid i od razu rzucił w jego stronę: „Powodzenia, bracie”, głośno śmiejąc się do niego. Potem szybko zamknął się u siebie z Magdą, nową dziewczyną. Dwa ostatnie dni, oraz noce, spędzili razem. Michał był pewien, że do następnego weekendu nie tylko się rozstaną, ale również o sobie zapomną.

Na spotkanie z Panią Prezes poszedł piechotą. Wcześniej nie znał tej knajpy, to nie były jego klimaty, ale znalazł lokal bez problemu. Wszedł do środka i poczuł się od razu jakby zupełnie nie na swoim miejscu. To nie był nudny, zwykły czy przeciętny pub, tylko droga restauracja. Wystrojeni kelnerzy biegali w białych rękawiczkach, a menu napisano aż w trzech językach. On, jak każdy chyba student, zajrzałby tam, gdyby przypadkiem zobaczył ogłoszenie o pracy. Zazwyczaj żywił się kanapkami, które sam sobie przygotowywał, albo ziemniakami z jajkiem sadzonym, których sporządzanie opanował już dawno do perfekcji, kawą ze stacji benzynowej, która znajdowała się tuż obok myjni, gdzie pracownicy mieli swobodny dostęp do zaplecza, lub po prostu chlebem, masłem i serem z Biedronki. Skoro już się tu znalazł, postanowił ruszyć śmielej w stronę baru. Zbyt wyszukanego, jak na jego niewybredny gust. Starszy kelner w ciemnym, eleganckim garniturze zapytał, czy w czymś pomóc. Michał spojrzał niepewnie na mężczyznę, zastanawiając się, co mógłby odpowiedzieć, aż nagle za plecami usłyszał stanowczy, władczy, doskonale mu znany kobiecy głos:

– Panie Andrzeju, ten pan jest moim gościem. – Wytworna babka stanęła na wprost niego, oglądając z zaciekawieniem jego przystojną, zaskoczoną twarz. Po chwili z wyniosłym i znaczącym uśmiechem oraz śmiałym błyskiem w spojrzeniu, zaproponowała: – Zapraszam do mojego stolika…

Lekko speszony, ale i mocno podekscytowany, starał się nie patrzeć bez przerwy na Panią Prezes, kiedy ta prowadziła go przez pełną ludzi restaurację. Ubrana była jak zawsze niezwykle wytwornie. Miała granatową, przylegającą do ciała sukienkę, srebrne, wysokie szpilki i stalowoszary, lekko błyszczący żakiet. Pomyślał, że ona takie ciuchy kupuje za granicą, a jej perfumy muszą kosztować więcej niż jego miesięczna pensja w myjni. Przyjrzał się jej z bliska, kiedy usiedli w ładnym boksie z tyłu sali. Kobieta miała ponętne usta, lśniące białe zęby, pięknie dobrany, delikatny i kuszący makijaż, atrakcyjnie ułożoną fryzurę, gustowną złotą biżuterię i ekstrawagancko, ale nie kiczowato pomalowane paznokcie. Wyglądała bosko. Babka za milion. Równie dobrze mógłby oglądać ją w kinie, tak była dla niego nierzeczywista i nieosiągalna. Kiedy siedział naprzeciw niej, przyglądał się z uwagą jej twarzy. Wokół oczu miała lekkie zmarszczki, ale jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że z powodzeniem mogłaby być jego matką.

Tymczasem ona obejrzała w skupieniu kartę dań, po czym zapytała go ponownie stanowczo, ale tym razem również z nieukrywaną ciekawością:

– To jak, Michał, na co masz ochotę? Może chciałbyś grillowanego łososia z sałatką grecką, oliwkami i tzatziki? Serwują tu naprawdę świetne ryby…

– Proszę pani, ja… – Nie za bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę. Czuł, że pieką go policzki, serce bije w piersi jak oszalałe, a na karku zbierają się zimne kropelki potu. W tej chwili myślał tylko o tym, jak miałby nie stracić nad sobą kontroli. Szykowna pani prezes, siedząca spokojnie naprzeciw, wyraźnie działała na niego w sposób, jakiego się po sobie nie spodziewał.

– Zwracaj się do mnie po imieniu: Marta, przecież wiesz. – Uśmiechnęła się do niego i zaraz dodała: – Będzie mi z tego powodu miło, a ty nie będziesz wtedy taki spięty. – Popatrzyła mu zachęcająco w oczy.

Kobieta spoglądała na niego władczo i lekko zaczepnie. Poczuł, jak cały pali się w środku z gorąca. Już nawet ręce zaczęły się mu pocić. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje oraz czemu jest tak onieśmielony, albo dlaczego nagle wygląda to tak, jakby nie potrafił się należycie zachować. Od niechcenia bawił się kartą win, ale miał ochotę tylko na piwo i na nic więcej.

– Chciałbym napić się piwa… – wymamrotał powoli, starając się, by jego głos brzmiał naturalnie.

– Nie ma sprawy – powiedziała, wciąż przyglądając się mu uważnie. – Mogę zamówić dla ciebie naprawdę dobrego czeskiego pilznera.Oczywiście zapraszam.

Podniosła głowę jeszcze wyżej. Zawołała kelnera, złożyła zamówienie, a kiedy mężczyzna ukłonił się i odszedł od stolika, popatrzyła głęboko w oczy zmieszanego towarzysza i beztrosko zaczęła rozmowę:

– Naprawdę bardzo się cieszę, że przyszedłeś. – Przyglądała się mu, analizując każdy szczegół przystojnej twarzy. Taki młody, speszony chłopiec wydawał się jej bardzo ponętny. Uwielbiała sposób, w jaki on się w nią wpatrywał, oraz tę jego zagadkową, głęboką i kuszącą barwę głosu. – Powiedz mi, co studiujesz, Michale – odezwała się po chwili ciszy, podczas której uważnie wpatrywali się w siebie i intensywnie myśleli o sobie nawzajem.

– Historię – odpowiedział powoli, z lekkim drżeniem warg, mrugając bezwiednie powiekami, czego nagle nie potrafił opanować. – Za niecały miesiąc zaczynam drugi rok – dodał równie pomału, zastanawiając się, skąd ona w ogóle wie, że jest studentem.

Pomyślał, że chyba musiała o tym usłyszeć od Potwora w pracy, bo ten bardzo często nazywał go „Studencikiem”. Choć wypowiadał się o nim w ten sposób z nieukrywaną pogardą i sarkazmem.

Kelner przyniósł sałatkę z łososiem i białe wino dla niej, a przed nim postawił zimne piwo w ładnym szklanym, wysokim kuflu na cienkiej nóżce.

Gdy odszedł, Pani Prezes zaczęła bez większego skrępowania:

– Zaprosiłam cię, Michale, bo mam dla ciebie propozycję. – Mówiła władczym tonem, patrząc na niego badawczo.

– Dla mnie? – spytał niepewnie, zaciekawiony w duchu chłopak. – A co ja miałbym do zaoferowania? – Starał się nie wpatrywać cały czas w piękną kobietę, choć doskonale wiedział, że słabo mu to wychodzi.

Tymczasem ona przyglądała mu się z coraz wyraźniejszym błyskiem w oku, a po chwili odezwała się zupełnie spokojnie:

– Chciałabym, żebyś spędził u mnie noc… I jestem oczywiście gotowa dobrze za to zapłacić.

Kiedy usłyszał jej słowa, zachłysnął się łykiem piwa.

– Ja?… Co, że jak? My przecież nie… Hm… Dlaczego ja? – spytał po chwili, wyraźnie drżącym głosem, patrząc na brzeg stołu, jakby nagle właśnie tam zobaczył coś strasznie ciekawego.

– Bardzo mi się podobasz, a ja lubię dostawać dokładnie to, co mi się podoba – powiedziała kobieta, wyraźnie akcentując słowa: „lubię” oraz „podoba” i używając przy tym niezwykle surowego, oficjalnego tonu, który świetnie do niej pasował, a którym to zapewne posługiwała się codziennie w pracy podczas swoich branżowych spotkań.

Zaskoczony nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał, spocił się jeszcze mocniej. Takie postawienie sprawy wyraźnie go poirytowało. Nie mógł pojąć, jak to możliwe, że kobieta mówi o tym z łatwością, tak wprost i zupełnie oficjalnie, jakby po prostu zamawiała sobie telefon w salonie i właśnie wybierała najatrakcyjniejszą ofertę. W odpowiedzi prychnął z pogardą w stronę Pani Prezes i po chwili zdawkowo rzucił, czując się już trochę pewniej.

– Chyba się pomyliłaś! – Napił się jeszcze piwa, chcąc, żeby przestały mu się trząść ręce.

Tymczasem ona najspokojniej w świecie, swoim biznesowym, chłodnym tonem, kontynuowała rozmowę:

– Jeżeli przyjmiesz moją propozycję i spełnisz moje oczekiwania, ja zapłacę ci za tę drobną przysługę tysiąc pięćset złotych gotówką. Wcześniej przygotuję kolację, a rano śniadanie, później odwiozę cię, gdzie tylko sobie zażyczysz.

Michał patrzył na usta kobiety i myślał niepewnie:

Ona nie mówi poważnie, to musi być jedynie jakiś ponury żart Dawida, tylko takie jest logiczne wytłumaczenie sytuacji, w której się nagle znalazłem.

– Nie sądzę… – wymamrotał po chwili, siląc się na spokojniejszy ton. I zaczął się zastanawiać, w jaki sposób i kiedy jego kumpel zdołałby wyciąć mu taki numer. Ale raczej nie, to wydawało się jeszcze bardziej absurdalne. Siedział przed nią i słuchał, co mówiła, jakby otumaniony.

– Ile zarabiasz w tej myjni? – dopytywała się, a przy tym najspokojniej w świecie jadła sałatkę i smakowała raz po raz bardzo dobrego rieslinga oraz uśmiechała się znacząco. Mówiła zupełnie swobodnie, jakby omawiali najzwyklejszą kwestię marketingowo-służbową. – Zakładając, że masz z właścicielem podpisaną umowę oraz otrzymujesz najniższe wynagrodzenie, to na czysto dostajesz zapewne niewiele więcej niż tysiąc pięćset, może tysiąc osiemset złotych z nadgodzinami, plus oczywiście napiwki. Myślę zatem, że dla ciebie moja propozycja, przynajmniej jeżeli chodzi o wysokość stawki za usługę, wydaje się… – Patrzyła na niego, spokojnie analizując opisywaną sytuację. – Moja oferta musi być chociaż odrobinę atrakcyjna, czyż nie? To przecież jedna noc. Nie będzie chyba aż tak strasznie, tak? – zakończyła pytaniem z zachęcającym i ironicznym, ale nadal władczym tonem głosu, a przy tym przez cały czas uśmiechała się przekornie w jego stronę z wyższością, stanowczością, ale i ogromnym zaciekawieniem.

Przyglądał się jej bardzo ostrożnie rozmarzonymi niebieskimi oczami, nadal będąc mocno zaskoczony niemoralną propozycją, ale i coraz bardziej zafascynowany jej osobą. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Polubił tę kobietę, fascynowała go, umówiłby się z nią, ot tak, po prostu, gdyby tylko tego chciała lub dała sygnał, że miałaby ochotę się spotykać. Natomiast to, co mu proponowała, zdenerwowało go, wytrąciło z równowagi – było co najmniej dziwne.

– Uważasz mnie za chłopaka na telefon? – odezwał się w końcu mocno podniesionym głosem, jakby chciał ją skarcić.

Kasztanowe oczy Marty nagle rozbłysły i otworzyły się jeszcze szerzej. Odpowiedziała z ironią w głosie:

– Przecież to wydaje się oczywiste już od kilku minut. A ty, jak widać, się ze mną targujesz – dodała pewnie i stanowczo, jawnie się uśmiechając. Kończyła swoją kolację, beztrosko przeżuwała kawałek grzanki. Patrzyła na niego z pożądaniem i figlarnym błyskiem w oku.

Wyrachowana, stanowcza, pewna siebie i zimna Pani Prezes nie tylko oczarowała swojego gościa, ale również go rozbroiła i powaliła. Chłopak wciąż nie potrafił wyjść z szoku, w jaki go wprawiła, a przy okazji jednocześnie zrozumiał, że miałby wielką ochotę spędzić z nią noc. Najpierw jednak chciałby wyjść z twarzą z tego spotkania i przemyśleć jej śmiałą propozycję, na spokojnie, samemu, w domu. W końcu, chcąc zyskać przynajmniej czas, postanowił, że spróbuje obrócić toczącą się rozmowę w żart.

– A co będzie, jeśli nie spełnię pani oczekiwań, Pani Prezes? – zapytał z sarkazmem, ironią i gorzkim tonem, spoglądając niepewnie na kobietę.

– Zaryzykuję i zapłacę z góry za dyskrecję i twój cenny czas. Moje zadowolenie przyjdzie samo – odpowiedziała tajemniczo, uśmiechając się oraz ciesząc, że chłopak zastanawia się nad jej ofertą. Właściwie już go przekonała, tylko on jeszcze o tym nie wiedział. Chciała żeby sam podał wysokość kwoty, jakiej oczekuje za wykonanie zlecenia, a nie czerwienił się, udając wielkie zaskoczenie czy zażenowanie. Chociaż dostrzegła też, że wyraźnie jest poruszony także czymś innym. Wydawał się zagadkowy, tajemniczy, niespełniony. Ale właśnie to było dla niej w nim najbardziej pociągające.

Spokojnie dokończyła posiłek. Potem długo i ponętnie wycierała ręce w serwetkę. Odkładając na bok talerz i kieliszek, zaczęła cicho i łagodnie mówić, patrząc zaskoczonemu rozmówcy prosto w oczy.

– Przyjadę w czwartek do myjni. Ureguluję rachunek i jak zawsze zostawię u ciebie samochód oraz oczywiście napiwek. Proponuję, żebyś, kiedy już skończysz swoje obowiązki, przyjechał hondą do mojego mieszkania w Sky Towerze. Informacje, który wjazd, kod na parking i numer bramki oraz kartę wejścia do windy i holu na górze znajdziesz w schowku. Wieczorem będę czekała u siebie i jeżeli zechcesz mnie odwiedzić, to portier, który jest dostępny w lobby, wpuści cię na samą górę do apartamentu. Jeśli nie będziesz miał ochoty na spotkanie, to po prostu zostawisz u niego mój kluczyk. Zatem, jak widzisz, daję ci czas do czwartku, żebyś się zastanowił i rozważył moje zaproszenie. To chyba uczciwe postawienie sprawy i myślę, że jesteśmy umówieni…

Michał czuł się jak sparaliżowany, patrzył na usta Marty, wydawały mu się niezwykłe, kuszące i apetyczne… Nie mógł od razu zgodzić się na jej propozycję, nie wyszedłby wówczas z tego z twarzą. Kompletnie nie wiedział, jak miałby w tej sytuacji postąpić. Dziwnym sposobem poczuł się teraz dobrze w drogiej restauracji, w luksusie, z tym cholernie dobrym piwem i kobietą, która ewidentnie dyktuje warunki. Ona po prostu niczego nie udawała, była realna, rzeczywista i prawdziwa. Wiedziała, czego chce i jak mogłaby to dostać. Naprawdę była sobą, a jego to zaskoczyło. Na co dzień wszyscy znajomi, którzy go otaczali, starali się grać kogoś innego. Ona wyraźnie nie postępuje w ten sposób. Przynajmniej ta kobieta jest szczera.

Patrzył na jej twarz swoimi ślicznymi, rozmarzonymi, błękitnymi oczami, a im dłużej to trwało, tym ona czuła się coraz bardziej pewnie. W końcu jednym łykiem wypił do końca piwo, odstawił na bok pusty kufel i zaczął powoli spoglądać w kierunku wyjścia z lokalu.

Marta siedziała nieruchomo przy stoliku, a gdy chłopak pomału wstawał z miejsca, ona, biorąc głęboki wdech, powiedziała:

– Dwa tysiące. Będę miała przygotowane dwa tysiące złotych. Gotówka do ręki.

Na te słowa przeszył go dreszcz gorąca. Przecież jemu o kasę nie chodzi! Spojrzał na nią, nie kryjąc zaskoczenia, ale i fascynacji jej osobą. Bardzo chciałby zaprosić ją chociażby na spacer, trzymać pod ramię, rozmawiać o historii Ostrowa Tumskiego, spoglądać głęboko w jej piękne oczy, przechadzając się po bulwarach nad Odrą, w blasku gwiazd i w świetle księżyca… Obejmować ją, całować delikatnie jej gładkie dłonie.

W końcu spojrzał nieśmiało w oczy kobiety, zamrugał bezwiednie powiekami, ale powiedział tylko:

– Bardzo dziękuję… – Następnie ukłonił się lekko, westchnął ciężko, znów spojrzał na nią niepewnie, wziął kolejny głębszy wdech i dokończył spokojnie:– Dziękuję za piwo, które mi postawiłaś. Po czym odszedł od stolika.

Marta patrzyła z uwagą na młodego, speszonego chłopca, który wychodził powoli z restauracji, uśmiechała się do siebie, bo była pewna, że ją odwiedzi. Wiedziała, że wygrała.

Michał wracał sam, spacerem, do swojego ponurego mieszkania w bloku. Błąkał się smutny po mieście, wędrując bez sensu i bez celu ulicami, nie zwracając specjalnie uwagi na otoczenie, zastanawiając się nad tym, co właśnie go spotkało. To, że jest przystojny, wiedział od zawsze. Po prostu miał tego pecha, że podobał się kobietom, i niestety wiele razy czuł się z tego powodu bardzo źle, a nawet podle. Denerwowało go najczęściej, że żadna dziewczyna nie chciała zobaczyć w nim nic więcej, tylko jego ładną buźkę. Nie zainteresowała się, jakim człowiekiem jest w sercu i o czym myśli albo marzy, co czuje w środku. Tyle razy słyszał za plecami to głupie: ciacho, ciacho i ciacho do schrupania. Ale dzisiejsza propozycja pani Marty i tak przebiła wszystko. Była wprost nieprawdopodobna. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Nie wiedział, co zrobić, zaskoczyła go, a on nie potrafił się zachować. Cieszył się tylko z tego, że dała mu czas do czwartku. W końcu to trzy dni. Może nawet nie pójdzie wtedy do pracy, nie spotkają się i wszystko rozstrzygnie się samo. Ona znajdzie sobie inną myjnię, innego przystojnego chłopca, a dla niego nic się nie zmieni. Z drugiej strony w głębi serca czuł, że gorąco pragnie tej kobiety. Podejrzewał również, że mimo wszystko ona chciałaby od niego czegoś więcej niż tylko czystego aktu. Miał dziwne przeczucie, że babka taka jak Marta ma wygórowane oczekiwania i pragnie po prostu wyszukanych oraz niecodziennych wrażeń. Jest pewna siebie, stanowcza, porywająca, ale przede wszystkim tajemnicza, zagadkowa, a zarazem niezwykle intrygująca. Nie potrafił tylko domyślić się, o co dokładnie jej chodzi.

Kiedy wszedł do mieszkania, była już późna i ciemna noc. Zdziwił się, że u Dawida świeci się lampka. Zobaczył, że w korytarzu nie ma butów ani kurtki żadnej dziewczyny, domyślił się więc, że w pokoju oprócz współlokatora nie ma nikogo. Niepewnie zapukał do drzwi, tym razem chciał z nim pogadać, chociaż podejrzewał, że przyjaciel będzie miał odmienne niż on zdanie na temat całej tej sytuacji.

– No… wchodź… Jak tam twoja Prezeska? Jak spotkanie? Wcześnie wróciłeś… hi, hi.

Michał wszedł i od razu usiadł na małym skrawku podłogi, obok starego, rozkładanego tapczanu. Patrząc niemrawo w jeden punkt na nierównej, szarej ścianie, beznamiętnie powiedział:

– Zaproponowała mi dwa tysiące, za… za jedną noc ze mną. W czwartek, kiedy już umyję furę, miałbym przyjechać do jej apartamentu w Sky Towerze.

Po tych słowach Dawid wyglądał, jakby go zamurowało. Musiał doznać sporego szoku, bo nawet na moment oderwał oczy od monitora i spojrzał na kumpla z niemrawym wyrazem twarzy. A Michałowi to jego zaskoczenie wydawało się zdumiewające. Przecież wcześniej tak usilnie go przekonywał, miał tyle bajkowych argumentów, był pewny swoich racji, stanowczy i śmiały. Jeszcze dwa dni wcześniej wmawiał mu, że prawie wszyscy w taki sposób postępują, a sponsorowanie seksu jest jak najbardziej normalne i nawet modne. Co się takiego nagle stało?

Zastanawiał się nad tym, chociaż starał się nie patrzeć w jego stronę, kiedy ten wypytywał:

– Ale… łał, aż dwa tysiączki?! To nieźle! A co masz z nią robić?

– To chyba jasne, przecież – odpowiedział cicho. Siedział skulony przy łóżku, na głowę nałożył kaptur swojej bluzy, jakby chciał się ukryć przed światem. Ręce trzymał na ramionach, czuł się dziwnie.

– No wiem, stary! Ale ona tak po prostu „to”tobie zaproponowała? – spytał Dawid, ukrywając uśmieszek.

– Mówiła, że płaci za dyskrecję i za mój cenny czas. Tylko że ja, do cholery, nie jestem „chłopakiem na telefon…” – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do kumpla.

– Ale ona tego przez telefon nie proponuje. Zaprosiła cię do knajpy i byłeś z nią na randce przecież! – Mówił to z takim przekonaniem, jakby ten fakt miał wszystko zmieniać. – I co jej powiedziałeś? – spytał po dłuższej chwili, widząc, że Michał się czymś wyraźnie martwi.

– Nic. Podziękowałem za piwo, które mi postawiła.

Dawid, kiedy to usłyszał, zrobił coś, czego nie robił wcześniej podczas rozmów ze współlokatorem. Przerwał swoją grę i spojrzał na przyjaciela z zatroskanym wyrazem twarzy oraz postanowił, że postara się powiedzieć coś inteligentnego. Potem, zupełnie na poważanie, wyrzucił z siebie:

– No, posłuchaj, stary, przecież to absolutnie nie jest nic nielegalnego. Potraktuj ją jako kobietę w potrzebie, a siebie jako rycerza, zbawcę. A po wszystkim najzwyczajniej w świecie o tym zapomnij! Nie angażuj się w to. Po prostu.

Michał ciężko westchnął, ukrywając w rękach twarz i masując rękami skronie. Nie miał już absolutnie żadnej ochoty na kontynuowanie rozmowy. W końcu wyszedł z pokoju kumpla, ale stwierdził, że jest mu nawet wdzięczny. Przynajmniej Dawid wysłuchał go i szczerze powiedział, co myśli. Miał nadzieję, że nie zawsze rozgarnięty przyjaciel potrafi jednak dochować tajemnicy. Z kolei jeśli chodziło o Panią Prezes, to zdrowy rozsądek podpowiadał mu, żeby się wycofać, ale ciekawość zaczynała brać górę. Chociaż do tego nie umiał się przyznać ani przed sobą, ani tym bardziej przed kumplem. Schował się u siebie w pokoju, chciał odpocząć, najlepiej położyć się i poczytać. Niestety, ani na chwilę nie mógł przestać o niej myśleć.

Następnego dnia obudził się bardzo wcześnie rano i od razu wyszedł z mieszkania. Pogrążony w zadumie błądził myślami wokół intrygującej kobiety i jej śmiałej propozycji, albo raczej zaproszenia, czy nawet zlecenia, bo na tę formę wskazywał ton jej głosu, pewność siebie oraz wysokość stawki, którą mu zaoferowała. Poszedł na spacer nad Odrę z lekturą. Sam. To była jego ulubiona rozrywka, która zazwyczaj poprawiała mu nastrój. Tylko że dzisiejszego poranka nie potrafił skupić się na powieści. W marzeniach trwał obok niej i po raz kolejny rozważał ewentualne możliwe scenariusze wydarzeń.

Obawiał się jeszcze jednej rzeczy: A jeśli nie spodoba się takiej kobiecie? Jeżeli nie będzie potrafił jej zadowolić? Od zawsze wiedział, że jest przystojny, ale kiedy chodziło o seks, nie miał zbyt wielu bogatych doświadczeń. W liceum zakochał się w Natalii, spotykali się, a gdy byli razem na pierwszym roku studiów przez kilka miesięcy z nią mieszkał. Uwielbiał ją. Myślał, że z wzajemnością. Okazało się inaczej. Chorował potem przez długi czas, nie był w stanie nic robić. Ledwie zaliczył swoje egzaminy. Obserwował z boku zachowania kolegów i choć zazwyczaj czuł jedynie politowanie lub żal, bo większość zdarzeń z ich udziałem najzwyczajniej w świecie go irytowała, to niejednokrotnie nie mógł się nadziwić, jaką niektórzy młodzi ludzie mają łatwość w nawiązywaniu relacji. Pomyślał o Dawidzie – współlokator, choć niski i z brzuszkiem, nieustannie przechwalał się udanymi łóżkowymi przygodami. Niemal zawsze kręciły się wokół niego dziewczyny i to nawet ładne. Problemem Michała było to, że on nie miał takiej pewności siebie, brakowało mu śmiałości. W duchu bał się, że kobieta taka jak Marta może mieć wygórowane oczekiwania.

A niech to! Co ja, do cholery, robię i co się ze mną dzieje?! Weź się w garść. Przecież nie będę teraz zastanawiać się nad tym, jak zaimponować w łóżku bogatej, znudzonej babce. Nie spotkam się z nią, nie pójdę do niej i na tym koniec.

Oczywiście im dłużej rozważał wszystkie za i przeciw, tym większą miał ochotę ją odwiedzić. Powoli docierało do niego… Wiedział, że jej nie wystawi, tylko zrobi dla niej wszystko, czegokolwiek od niego oczekuje. Po prostu, tak po ludzku, był jej ciekaw i chciał ją poznać bliżej. Wyobrażał sobie siebie obok niej. Oczywiście wolałby spotykać się z nią na innych zasadach, swoich. Ale przecież on nie ma nic do zaoferowania. To ona ma wszystko i rozdaje karty, a on tylko jak pionek bierze udział w jej grze. Jego sytuacja wydawała się z góry przegrana.

Kolejne dni również upłynęły na rozmyślaniach. Po nocach wielokrotnie zdarzało się, że budził się cały rozpalony i gorący, a mimo to oblany zimnym potem. Prawie nic nie jadł, nie mógł nic przełknąć. Czuł się osaczony, ale podekscytowany. Nawet Wiktor z myjni pytał z zainteresowaniem, czy nic się nie stało, Michał nie był jednak skory do zwierzeń. Z kolei kiedy wieczorami ciekawski Dawid raz po raz zagadywał, wypytywał o Martę, starał się go unikać lub odpowiadał wymijająco. Gdzieś w głębi siebie był próżny i pochlebiało mu, że taka babka pragnie właśnie jego. Coraz bardziej zaczynało mu zależeć na tym, żeby jej czymś zaimponować, chociaż z drugiej strony domyślał się, że ona szuka tylko łatwej rozrywki. Nie wiedział o niej nic, nie mógł wiedzieć. Nie był pewien, czego miałby się spodziewać po równie władczej i tajemniczej co ekscentrycznej Pani Prezes.

W czwartek zjawił się w pracy o godzinie dwunastej i przez cały dzień nie potrafił się uspokoić. Ręce mu drżały, kiedy spocony i zdenerwowany chodził to w jedną, to w drugą stronę przy namiotach „potwornej myjni”, zastanawiając się, kiedy ją zobaczy. Spoglądał często w stronę wjazdu na parking, skąd zazwyczaj przyjeżdżała. Dopiero kilkanaście minut po siedemnastej, kiedy mył srebrną toyotę, dostrzegł, że Marta właśnie rozmawia z szefem. Serce waliło mu jak młotem. Odstawił myjkę i schowany za płachtami namiotu oglądał kobietę z ukrycia. Była ubrana stylowo i szykownie. Miała na sobie eleganckie, proste, przylegające do ciała, czarne spodnie opinające zgrabne uda, delikatną, ale również bardzo ładną szarą bluzkę z prostym dekoltem, ciemnobordowy żakiet, a na nogach ekstrawaganckie stalowografitowe buty na wysokich, złotych obcasach. Podobała mu się jak zawsze, a kiedy podchodziła bliżej, on wciąż z zaciekawieniem podziwiał jej zgrabną sylwetkę. Wiedział, że dzisiaj przyjechała do niego, mimo wszystko nadal stał lekko z boku i czekał na jej ruch, gest czy nawet polecenie, a kiedy zatrzymała się przy nim i przywitała się, odpowiedział tym samym chłodnym: „Dzień dobry”.

Gdy podawała mu kluczyk, oboje patrzyli sobie w oczy. W końcu Pani Prezes spokojnie, chociaż władczo, powiedziała:

– Pakiet premium, poproszę.

– Jak pani sobie życzy – odpowiedział głosem bez emocji, choć cały aż dygotał i palił się w środku ze złości i pragnienia zarazem.

Kobieta wyjęła z auta kilka swoich rzeczy: niewielką elegancką, skórzaną kopertówkę od Gucciego, ładną aktówkę z dokumentami oraz sporych rozmiarów markową torbę z zakupami, i powoli odeszła w stronę chodnika. Michał starał się na nią nie patrzeć. Był zmieszany, niepewny, ale musiał przyznać w duchu, że czekał tylko na spotkanie z nią.

Doskonale się złożyło, że również dzisiaj Potwór wychodził wcześniej i on sam zamykał baraki myjni o tak samo dźwięcznej jak oryginalnej nazwie: Połysk i Blask. Miał zatem pełną swobodę, żeby zajrzeć do schowka w samochodzie. Nikogo już w pobliżu nie było, kiedy około godziny dziewiętnastej skończył wyznaczoną pracę i zamykał drzwi. Bez problemu znalazł notes, który Marta zostawiła mu w samochodowym schowku. Za okładką eleganckiego, oprawionego w skórę terminarza znajdowała się biała koperta, na której czarnym atramentem odręcznie wykaligrafowane zostało, bardzo ładnymi, dużymi literami jego imię i nazwisko: „Michał Olczyk”. Zadrżał, bo zastanawiał się, skąd ona je zna. Trzęsącymi rękami otworzył przeznaczoną dla niego wiadomość. Nie zdziwiło go, że znalazł w środku banknot dwustuzłotowy, kartę magnetyczną z danymi właścicielki oraz, tak jak wcześniej deklarowała, karteczkę z wydrukowymi numerami parkingu i kod, prawdopodobnie do bramki lub windy. Nigdzie nie zapisała informacji, o który apartamentowiec chodzi, ale to już wiedział. Zresztą akurat ten budynek we Wrocławiu znali wszyscy.

Kilka minut po dwudziestej przebrał się w wysłużone ciuchy i wskoczył do umytego auta. Stary harcerski plecak wrzucił na siedzenie z przodu i podekscytowany ruszył przez miasto. Poczuł się nagle wspaniale, jak młody bóg. Zachwyciło go eleganckie i przestronne wnętrze wozu – najnowszy model hondy z białą skórą w środku. Włączył klimatyzację, muzykę i nawigację tylko po to, żeby zobaczyć, jak to wszystko działa. Stwierdził z zachwytem, że fura sama się prowadzi. Nigdy wcześniej nie jechał takim cackiem. Podobne bryki jedynie mył. Zdarzało się, że musiał zawieźć mamę do miasta lub do lekarza, wtedy jednak pożyczał samochód od sąsiada, a to był zawsze ten sam stary volkswagen. Własnego wozu oczywiście nie posiadał. Prawo jazdy miał od niedawna, a zdobył je dzięki ciężkiej pracy i wielkim wyrzeczeniom, bo przez całą maturalną klasę dorabiał wieczorami w barze, żeby opłacić kurs. Dzisiaj po raz pierwszy poczuł przyjemność, jaką dawało prowadzenie samochodu. Podobał mu się zapach skóry i komfort jazdy.

Wjechał śmiało na parking, zgodnie ze wskazówkami z listu. Przejechał przez bramki i zaparkował w oznaczonym miejscu, które było przypisane do numerów wozu oraz wyraźnie oznakowane. Zgarnął plecak, zamknął drzwi, schował kopertę i napiwek do kieszeni kurtki. Zdecydowanym krokiem wszedł do windy. Włożył kartę, wpisał kod i wjechał na górę. Na wyższy poziom w budynku. Znalazł się w dużym holu, gdzie za wielką ladą stał patrzący na niego portier w białej koszuli oraz ciemnym, modnym garniturze. Chłopak rozejrzał się niepewnie dookoła. Podejrzewał, że gdzieś w pobliżu znajdują się windy i klatki schodowe prowadzące do apartamentów na najwyższych kondygnacjach. Wnętrze lobby było ładne, przestronne, jasne i nowoczesne. Urządzone w profesjonalnym, hotelowym stylu. Szerokie, wygodne, skórzane kanapy, szklane stoliki, artystyczne donice z kwiatami, podświetlane oryginalnymi lampami fontanny i kryształowe lustra. Nie spiesząc się, podszedł bliżej do lady, a mężczyzna stojący za nią odezwał się pierwszy:

– Czym mogę panu służyć?

Michał, rozglądając się spokojnie dookoła, powiedział uprzejmie, że przyjechał na spotkanie do pani prezes Marty Aleksandrowicz, chociaż słowo „spotkanie” wymówił z wyczuwalnym drżeniem w głosie. Konsjerż najpierw przez krótką chwilę przyglądał mu się bardzo uważnie, potem zadzwonił do niej na górę, żeby to potwierdzić, po czym zaprowadził go do windy i wpisał kod. Bardzo grzecznie życzył miłego wieczoru i wyszedł. Drzwi zamknęły się, a Michał zrozumiał, że jedzie do tego jednego apartamentu – jej mieszkania. Rzeczywiście tak było. Nigdy wcześniej nie był tak wysoko, aż na czterdziestym szóstym piętrze. Czytał kiedyś w gazecie, że tutaj znajdują się najwyżej położone apartamenty z mieszkaniami na wynajem w Polsce. Poczuł, że jest bardzo podekscytowany, to miejsce było inne od wszystkiego, co znał do tej pory. Miał wrażenie, że przeszedł przez cienką, ale niewidzialną granicę i znalazł się w innym, lepszym świecie. Winda zatrzymała się i otworzyła, a on wszedł do środka, stanął w holu apartamentu i rozglądał się niepewnie wokoło. Miejsce było bardzo ładne i od razu mu się spodobało. Zostało urządzone elegancko, nowocześnie i przytulnie zarazem.

Rozglądając się niepewnie, zrobił mały krok naprzód w głąb pomieszczenia i wtedy zobaczył najcudowniejszy widok, jaki przez całe swoje dwudziestoletnie życie miał okazję podziwiać. Pani Prezes pojawiła się przed nim, stanęła pewnie naprzeciw, a jego dosłownie w jednej chwili raził niewidzialny grom. Zszokowany przystanął w miejscu, czując, jak krew w żyłach krąży niebezpiecznie szybko, chociaż serce, nagle i niespodziewanie, zamarło! Wstrzymał niepewnie oddech… Na moment oniemiał. Dosłownie go zamurowało. Kiedy zobaczył ją przed sobą tak wystrojoną doznał prawdziwego szoku.

Kobieta wyglądała wspaniale. Miała na sobie fenomenalną kuszącą, czerwoną wieczorową kreację. Delikatne paseczki cudownie układały się na smukłych ramionach. Suknia była długa prawie do kostek, wykończona koronką, miała szerokie rozpięcie z boku wzdłuż linii nóg od biodra do stóp, dzięki temu widać było jej zgrabne gołe nogi, boskie umięśnione łydki i śliczne kostki. Prezentowała się bardziej niż zjawiskowo. Niezwykła czerwień kreacji wyraźnie podkreślała idealną figurę kobiety. W wysokich szpilkach dorównywała mu wzrostem, chociaż on miał aż sto osiemdziesiąt siedem centymetrów, i to nawet bez trampek… Zresztą miał wrażenie, że one właśnie mu spadły. Kobieta uśmiechnęła się. Wyraźnie w obecności swojego nietypowego gościa czuła się zupełnie swobodnie.

– Dobry wieczór, Michale. Miło cię widzieć. Zapraszam do mnie. Wejdź, proszę, z radością pokażę ci mieszkanie – zaproponowała, gdy wprowadzała go zachęcająco do środka.

– Jest twoje? – spytał z zaciekawieniem lekko drżącym głosem, dziwiąc się sobie, że w ogóle jest w stanie cokolwiek powiedzieć przy tak wystrzałowej babce, jakby żywcem wyciągniętej z kolorowego amerykańskiego czasopisma o świecie filmu, mody, seksu i biznesu.

– Nasz holding płaci za utrzymanie i obsługę. Ale tak, ten i inne apartamenty stanowią moją własność i są wyłącznie na mój prywatny użytek.

Rozmawiali przez chwilę i wchodzili powoli coraz głębiej do środka. Mieszkanie sprawiało wrażenie urządzonego nowocześnie, chociaż bez zbędnego przepychu. Wszędzie wokoło znajdowały się duże lustra, ciekawe meble, stylowe dodatki, poukrywane w ścianach i sufitach gustowne lampy. Oczywiście Michał nie widział wcześniej tak świetnego i ekskluzywnego apartamentu. Zachwycił go prosty i oszczędny, chociaż przytulny salon z ogromną częścią wypoczynkową, gdzie ustawione zostały kanapy, fotele i szklany stolik o ciekawej formie. Przyglądał się jadalni, w której w centralnym miejscu stał ładnie nakryty stół. Niezwykła okazała się funkcjonalnie urządzona kuchnia, ze sporych rozmiarów wyspą i oryginalnymi meblami wokół. Jednak zdecydowanie największe wrażenie zrobił na nim porywający widok z okien. Ogromne przeszklenia od podłogi aż po sufit, za którymi widać było panoramę z lotu ptaka urzekającego, rozświetlającego się coraz mocniej Wrocławia. Miasto w dole wyglądało magicznie, słońce niedawno schowało się za nieboskłonem i zachwycał blask świateł i lamp oraz kolorowe światła aut mieniące się w oddali. Nad wszystkim dominowało cudownie ciemnogranatowe niebo i ukazujące się niemal wszędzie wokół bajeczne kształty szaro-sinych chmur. Zobaczył, że Marta starannie przygotowała stół do kolacji. Nakryła dla dwojga do posiłku: kieliszki, talerze, serwetki, dodatki, owoce.

Przez dłuższą chwilę stał jak zaczarowany, nieruchomo i niepewnie na środku nowoczesnego, klimatyzowanego apartamentu, kompletnie nie kryjąc zaskoczenia, czując się wyjątkowo dziwnie i jakby nie na swoim miejscu. W końcu miał na sobie starą, wysłużoną bluzę, koszulę z flaneli, przetarte na kolanach grantowe sztruksy i lekko podziurawione gumowe trampki. Nieśmiało zaciskał palce prawej ręki na paskach harcerskiego plecaka, który wisiał na nim jak zawsze niedbale przerzucony przez prawe ramię. Zatrzymał się naprzeciw niewiarygodnie pięknej i zjawiskowej kobiety, wystrojonej w czerwoną, baśniową sukienkę prosto od Diora, wykończoną delikatnymi, subtelnymi koronkami. Rozglądałby się dalej po wnętrzach, zachwycając się wszystkim, co było dla niego nowe, gdyby nie to, że Pani Prezes zbliżyła się do niego i stanęła tuż przy nim oraz łagodnie, spokojnie i delikatnie położyła rękę na jego barku i powiedziała pewnie, stanowczo, ale również kusząco…

– Chodź za mną. Proszę… – Odwróciła się i zaczęła śmiało prowadzić go w głąb apartamentu.

Przeszli przez szeroki, ładnie i bardzo ciekawie oświetlony korytarz z kryształowymi lustrami i drogimi meblami. Marta zatrzymała się przy środkowych drzwiach, otworzyła je i wprowadziła zaskoczonego chłopaka do wewnątrz, po czym, gdy oboje przeszli przez próg, powiedziała:

– Ten pokój jest przygotowany dla ciebie. Bądź moim gościem. Z pewnością znajdziesz tutaj wszystko, czego będziesz potrzebował. – Podeszła do garderoby, rozsunęła drzwi, spoglądając na niego, i lekko przechylając głowę na bok, najpierw wybrała, a potem zdjęła z drążka w szafie nowiutki garnitur. Miał zawadiacki krój i ciemnogranatowy kolor. Uśmiechnęła się do siebie i delikatnie położyła ubranie na wielkim łóżku, które stało na środku tego „jego” pokoju.

Wskazała ręką na drzwi w głębi i powiedziała:

– Tam jest łazienka i wszystko, co będzie ci potrzebne. Kierując się w stronę wyjścia, mówiła dalej: – Jeszcze co najmniej pół godziny zajmie mi przygotowanie polędwicy Wellington na kolację. Proszę, rozgość się w tym czasie i czuj się swobodnie.

Podeszła bliżej komody, stojącej przy ścianie.

– A tu znajdziesz bieliznę, dodatki, spinki do mankietów i… A gdybyś jeszcze czegoś potrzebował, to mów śmiało – powiedziała, przyglądając mu się badawczo z błyskiem w oczach.

Potem pospiesznie wyszła z pokoju, zostawiając go samego oraz zamykając drzwi.

Został sam na środku eleganckiego pomieszczenia, absolutnie osłupiały. Miejsce, w którym się nagle znalazł, było niewiele mniejsze od mieszkania, na którego wynajem i tak nie było go stać. Ponadto tutaj, u niej, na tę jedną noc miał do dyspozycji osobną łazienkę i dwie przeogromne, wypchane po brzegi ubraniami garderoby. W centralnej części znajdowało się sporych rozmiarów łóżko, na którym leżała lśniąca pościel z granatowego jedwabiu. Podszedł tam i obejrzał dokładniej garnitur, który Marta wybrała dla niego na ich wspólny erotyczny wieczór. Delikatnie dotknął ręką materiału, nigdy nie miał na sobie czegoś podobnego. Poczuł się nagle tak, jakby znalazł się na planie kasowego amerykańskiego filmu. Chyba już nic, go tutaj nie zaskoczy. Postanowił, że skoro ma zagrać dla niej rolę, to się przygotuje, jak tylko potrafi najlepiej. Zbliżył się do komody i zobaczył leżącą na niej kopertę, a w środku dziesięć banknotów dwustuzłotowych. Na mniejszej komódce przy łóżku znalazł złote spinki do mankietów i finezyjną klamerkę do krawata, dodatkowo ozdobioną delikatnymi drogimi kamieniami. Obok stał męski zegarek, nowy, elegancki, cholernie drogiej marki, w gustownym pudełeczku. Przecież on, kiedy zdawał maturę, kupił sobie używany garnitur, a tutaj wszystkie rzeczy są takie wystawne, a do tego z najwyższej półki. Obejrzał koszule wiszące w garderobie. Wyglądały zarówno fantazyjnie, jak i elegancko, jedne wydawały się mu bardziej na luzie, inne stylowe, delikatne, jedwabne. Ale wszystkie jakby kupione specjalnie na niego. Aż go to zaczynało przerażać. Nie znał się na modzie, ale podejrzewał, że napis Canali, Hugo Boss czy Tommy Hilfiger oznacza, że Marta wydała trochę kasy. Ale czy to możliwe, że kupiła te rzeczy dla niego? Czy raczej to jest takie jej hobby, żeby w wolnym czasie zapraszać młodych chłopców, płacić im, ubierać ich i się z nimi bawić. Poczuł się bardzo dziwnie i stwierdził, że powinien z nią o tym porozmawiać. Muszą sobie wyjaśnić, jak wszystko między nimi ma wyglądać.

Wszedł do łazienki. Wydawała się mu zachwycająca, z rozkoszą wziął prysznic. To, czego potrzebował, znajdowało się na miejscu – były tu różne kosmetyki, miękkie ręczniki i maszynki do golenia. W szafce znalazł przygotowane dla niego perfumy Acqua di Gio Armaniego. Zapach był kuszący, spodobał mu się. Naprawdę chciałby wierzyć, że Marta wybrała je specjalnie dla niego.

Wszedł ponownie do pokoju, owinięty w pasie miękkim, białym ręcznikiem. W komodzie znalazł markową, nową bieliznę. Przymierzył. Wcześniej nigdy nie miał czegoś takiego na sobie. Potem założył spodnie od garnituru. Materiał miał ładny granatowy kolor, błyszczący odcień, był miękki i miły w dotyku.

Poczuł spore podekscytowanie, kiedy stał przed lustrem, szykował się i patrzył na siebie, uśmiechając się zawadiacko. Jego włosy układały się frywolnie po prysznicu, szamponie oraz odżywkach, które zostały dla niego przygotowane. Wybrał odpowiednią wedle swej oceny koszulę. Kiedy zakładał spinki i oglądał dodatki, jakie zastał starannie poukładane w szufladach, myślał o czekającym go wieczorze i nadchodzącej nocy. W garderobach wszystkie półki się przesuwały, wysuwały, obracały, a lampki same zapalały. Znalazł skarpetki i kilka par eleganckich butów. Wybrał klasyczny wzór obuwia, marka włoska, ale kiedy je założył i zasznurował, zrozumiał, że to jest z pewnością wyznacznik, albo nawet symbol, luksusu. Poczuł różnicę. Przeszedł się w nich po pokoju, zachwycony. Oczywiście idealnie pasowały na niego i – jak wszystko inne – bardzo dobrze na nim wyglądały. Ponownie przeglądając się w lustrze, założył marynarkę od wystrzałowego garnituru. Nie miał absolutnie pojęcia, czy powinien ubrać kamizelkę, czy nie.