Cassi - Swanberg Johanna - ebook + książka

Cassi ebook

Swanberg Johanna

0,0
43,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Inteligentna, zabawna, a przede wszystkim pełna czułości opowieść o tym, co naprawdę łączy nas wszystkich – o samotności.

FREDRIK BACKMAN

 

Cassi nie chce mieć już z nikim kontaktu. Wycofała się z życia, przestała o siebie dbać. Codziennie wykłada towar na półki w supermarkecie, czego nienawidzi, a potem pije wino z kartonu, by stłumić frustrację i przygnębienie. Nim jej świat wywrócił się do góry nogami, zarządzała renomowaną restauracją. Miała przyjaciół, czuła się kochana. Teraz ma tylko psa. Wydaje jej się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa.

Pewnego dnia pod wpływem impulsu przenosi się na wieś. Nowy dom Cassi wymaga remontu, a ona czuje, że musi się nim zaopiekować. Wkrótce po okolicy rozchodzi się pogłoska, jakoby była duchową przewodniczką. Zamiast sprostować nieporozumienie, Cassi postanawia wejść w rolę. Improwizuje z różnymi formami terapii, jogi i magicznymi kamieniami... i ku swojemu zdziwieniu zdobywa prawdziwych przyjaciół.

Ale czy życie zbudowane na kłamstwie na pewno jest dobrym pomysłem?

 

JOHANNA SWANBERG (ur. 1974) – dziennikarka i autorka podcastów. Pracowała w prasie, telewizji, radiu i PR. Mieszka w Sztokholmie z dwójką dzieci,

dwoma psami i mężem. Cassi jest jej debiutem literackim.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 392

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



MAJ

1

Nie za­wsze tak było.

Te­raz, w so­botę, o wpół do pią­tej rano bu­dzi ją dźwięk bu­dzika w te­le­fo­nie. Wciąż czuje krą­żące w ży­łach wino, któ­rego tro­chę po­zo­stało w sto­ją­cej obok łóżka szklance, i roz­po­czyna dzień, jak każdy inny zresztą w ostat­nim cza­sie, od wy­pi­cia wczo­raj­szych resz­tek. Zu­peł­nie jakby za­dbała o śnia­da­nie, za­nim pa­dła kilka go­dzin wcze­śniej.

Brą­zowe szes­na­sto­ki­lowe ciel­sko w no­gach łóżka na­wet nie pod­nosi łba, prze­ciąga się, po czym na po­wrót za­sy­pia. Cassi nie­pew­nie prze­rzuca nogi przez kant łóżka i sta­wia stopy na zim­nej pod­ło­dze. Wciąga na bie­li­znę, w któ­rej spała, spodnie i bluzę z kap­tu­rem, które w nocy rzu­ciła koło łóżka.

W ła­zience wy­pija dusz­kiem dwie szklanki wody. Szklanka jest lepka od pa­sty do zę­bów. Nie myje zę­bów, ze sto­ją­cego na pod­ło­dze pu­dełka wy­ciąga gumkę do wło­sów. Jak tylko może, unika pa­trze­nia w lu­stro. Nie musi oglą­dać się­ga­ją­cych za ło­patki wło­sów z po­strzę­pio­nymi koń­ców­kami ani tłu­stych kil­ku­cen­ty­me­tro­wych od­ro­stów my­siego ko­loru, aby wie­dzieć, jak wy­gląda. Ubra­nie na niej wisi, ale nie dla­tego, że się roz­cią­gnęło, tylko dla­tego, że Cassi stra­ciła na wa­dze. Ma piwne oczy, spi­cza­sty nos i wargi zmal­tre­to­wane od czer­wo­nego wina i przez nie­ustanne sku­ba­nie ich pal­cami.

Ktoś, kto wcze­śniej znał Cassi, z tru­dem by ją roz­po­znał w obec­nej wer­sji, a już naj­mniej ona sama. Osoba, którą była, nie po­tra­fi­łaby utoż­sa­mić się z nie­chluj­nym czu­pi­ra­dłem w wy­pcha­nych na ko­la­nach leg­gin­sach i po­pla­mio­nej blu­zie. Osoba, którą była, co rano przez czter­dzie­ści pięć mi­nut od­ha­czała ko­lejne punkty z li­sty, którą po­przed­niego wie­czoru uło­żyła so­bie w gło­wie. Dawna Cassi nie uzna­wała pół­środ­ków, taka była od za­wsze.

„Jak coś ro­bić, to po­rząd­nie” – to by­łaby jej de­wiza, gdyby w ogóle po­trze­bo­wała mo­ty­wa­cji. Z pew­no­ścią nie po­trze­bo­wała, a jej po­zba­wiony grama tłusz­czu tre­ner oso­bi­sty czę­sto po­wta­rzał coś, co prawdę mó­wiąc, brzmiało po­dob­nie: „Nie po to się cho­dzi na si­łow­nię, żeby zbi­jać bąki”. Pod okiem tre­nera Cassi ćwi­czyła dwa razy w ty­go­dniu, trzy razy zaś tre­no­wała sama.

Jej ja­sne, w miarę no­wo­cze­śnie urzą­dzone, świeżo wy­re­mon­to­wane miesz­ka­nie ze sztu­ka­te­riami było za­wsze po­rząd­nie wy­sprzą­tane. W każdy pią­tek za­ma­wiała do­stawę cię­tych kwia­tów, dbała o skórę, włosy, wy­peł­nia­cze, brwi i pa­znok­cie tak czę­sto, jak za­le­cają spe­cja­li­ści od skóry, wło­sów, wy­peł­nia­czy, brwi i pa­znokci, a jej ubra­nia za­wsze wy­glą­dały jak nowe. W pracy, którą ko­chała (!), spę­dzała przy­naj­mniej dzie­sięć go­dzin dzien­nie, była w związku z męż­czy­zną, któ­rego rów­nież (!) ko­chała, pie­lę­gno­wała przy­jaź­nie, sta­rała się nie tylko śle­dzić wia­do­mo­ści i wy­da­rze­nia kul­tu­ralne, lecz rów­nież pro­gnozę po­gody i naj­now­sze plotki to­wa­rzy­skie. To ona or­ga­ni­zo­wała uro­dzi­nowe przy­ję­cia, ku­po­wała pre­zenty, ini­cjo­wała wspólne ko­la­cje. Cassi zre­du­ko­wała swoją po­trzebę snu do czte­rech go­dzin; po­zo­stały czas był skru­pu­lat­nie po­dzie­lony co do kwa­dransa, ka­len­darz wy­peł­niony był róż­no­ko­lo­ro­wymi za­pi­skami wiele mie­sięcy na­przód. Wszystko miało być tak, jak chciała, i tak, jak być po­winno.

Prawdę mó­wiąc, nie jest zbyt praw­do­po­dobne, by w jej ży­ciu po­ja­wił się ktoś z tam­tego czasu. Cassi nie ma kon­taktu z ni­kim, kogo znała wcze­śniej, mimo że „wcze­śniej” i „tam­ten czas” miały miej­sce nie da­lej niż rok temu. Można by na­wet po­wie­dzieć, że stra­ciła kon­takt z samą sobą, prócz tego, że w ja­kimś sen­sie ist­nieje.

Jedną z wielu rze­czy, które zda­rzyły się w ciągu mi­nio­nego roku, było to, że Cassi prze­stała się wszyst­kim przej­mo­wać. Ła­twiej się te­raz wy­łą­cza. Za­jęło to kilka mie­sięcy, ale po pew­nym cza­sie od­kryła jakby praw­dziwą sie­bie. Od­sło­niętą. Wi­doczną. Jakby ze­skro­bano z niej zbędne war­stwy i po­zo­stał tylko rdzeń. Rdzeń ra­dzi so­bie sam. Nie po­trze­buje na­wet sta­nika. Ciało po pro­stu jest, a głowa po­dąża za nim.

Stara się jak naj­mniej my­śleć, sta­wiać jak naj­mniej­szy opór, i w ten spo­sób po­ko­nuje ko­lejne dni.

Po­kój w su­te­re­nie, gdzie te­raz mieszka, czyli „lo­kal z wła­sną ła­zienką”, jak na­pi­sano w ogło­sze­niu, na­leży do roz­wie­dzio­nej ko­biety, któ­rej Cassi w za­sa­dzie nie zna. Wy­na­jem jest dla nich obu prak­tycz­nym roz­wią­za­niem. Ko­bieta do­staje do­dat­kowe pie­nią­dze, a Cassi nie musi się ni­czym przej­mo­wać. Opusz­cza swoje dwa­dzie­ścia me­trów kwa­dra­to­wych, tylko gdy po­trze­buje sko­rzy­stać z kuchni, czego co drugi ty­dzień stara się uni­kać z obawy, że na­tknie się na sy­nów wła­ści­cielki. Mają sześć i osiem lat i nie­spo­żytą ener­gię. Jest z  tego jedna ko­rzyść – lu­bią psa Cassi i chęt­nie wy­cho­dzą z nim na spa­cer.

Cassi zwią­zuje włosy gumką, wcho­dzi na górę do kuchni, od­kręca kran i czeka, aż na­pły­nie cie­pła woda. Znaj­duje pod bla­tem małą pla­sti­kową bu­telkę, od­kręca ko­rek, wą­cha, wzru­sza ra­mio­nami i wsy­puje do bu­telki kawę pro­sto z puszki. Na­peł­nia do po­łowy go­rącą wodą z kranu i do­lewa tro­chę mleka z lo­dówki. Po­trząsa bu­telką, sięga po to­rebkę, wkłada buty i wy­cho­dzi.

Droga do pracy zaj­muje le­d­wie kwa­drans, je­śli się aku­rat trafi na au­to­bus, i tego so­bot­niego po­ranka Cassi ma szczę­ście. Nie chce sie­dzieć, więc stoi oparta o słu­pek przy miej­scu dla wóz­ków i po­pi­ja­jąc kawę z bu­telki, wy­gląda na za­mglone bo­iska pił­kar­skie i opu­sto­szałe ronda. Kie­rowca au­to­busu słu­cha au­dy­cji ra­dio­wej w ję­zyku, któ­rego nie ro­zu­mie.

Pięć mi­nut póź­niej Cassi od­bija kartę i wcho­dzi do za­kładu pracy. Wkłada służ­bowe be­żowe spodnie, ko­szulę w be­żową kratę i brą­zową ka­mi­zelkę i idzie do ma­ga­zynu.

Osiem go­dzin póź­niej prze­biera się i ru­sza w drogę po­wrotną. Tym ra­zem au­to­busy, ronda i bo­iska pił­kar­skie wy­peł­nia gwarny week­en­dowy tłum. Kie­rowca au­to­busu nuci do le­cą­cego w ra­diu re­kla­mo­wego dżin­gla. Wrzesz­czące dzieci i sy­gnały te­le­fo­nów.

Cassi wy­siada dwa przy­stanki wcze­śniej. Od­ciąć się, uciec od tego wszyst­kiego. Idzie skró­tem przez las, nie tyle las, ile za­gaj­nik, ale wy­star­cza­jąco duży, że kiedy byli dziećmi, mo­gli się w nim ba­wić w cho­wa­nego. Czę­sto znaj­do­wali tu por­no­gra­ficzne pi­semka, które ktoś w po­śpie­chu ukrył w pniu ja­kie­goś drzewa.

Na wi­dok osób idą­cych z prze­ciwka Cassi od­wraca głowę. Zna to nie­wiel­kie mia­sto na pa­mięć i kiedy za­raz po ukoń­cze­niu li­ceum ona i jej przy­ja­ciółki prze­nio­sły się do Sztok­holmu, przy­się­gła so­bie, że ni­gdy tu nie wróci.

A jed­nak znów się tu zna­la­zła. I mimo że trudno to na­zwać wy­ma­rzoną sy­tu­acją, po­kój w su­te­re­nie jest je­dy­nym miej­scem, w któ­rym czuje się bez­piecz­nie, je­dy­nym, w któ­rym ma ochotę prze­by­wać. Na­lać so­bie kie­li­szek wina, po­dra­pać psa po brzu­chu, umo­ścić się wy­god­nie na łóżku i obej­rzeć se­rial w te­le­wi­zji. Po­zwa­lać mi­jać ko­lej­nym go­dzi­nom. Cassi pra­gnie, żeby dzień się jak naj­szyb­ciej koń­czył i żeby za­pa­dała noc. Nie zna­czy to jed­nak, że chcia­łaby umrzeć. Po pro­stu nie chce brać udziału w tym, co inni na­zy­wają ży­ciem. Od­ma­wia. Dzię­kuję, nie. Jej ży­cie nie to­czy się już wśród lu­dzi, wśród tak zwa­nych przy­ja­ciół, w śro­do­wi­sku i świe­cie ze­wnętrz­nym. Jej ży­cie ogra­ni­cza się do czte­rech ścian po­koju w su­te­re­nie z prze­rwą na czas, który musi spę­dzić w pracy. Ja­koś to znosi. Jakby wstrzy­my­wała od­dech.

Pew­nego razu, na po­czątku miesz­ka­nia w su­te­re­nie, ura­do­wana tym, że nikt nie zna jej miej­sca po­bytu i nie może jej od­na­leźć, zor­ga­ni­zo­wała dla chłop­ców i Ma­inego za­bawę w po­szu­ki­wa­nie skar­bów. Pro­sta mapka z pod­chwy­tli­wymi py­ta­niami i wska­zów­kami oraz skarby w po­staci roz­miesz­czo­nych w róż­nych miej­scach pa­kie­ci­ków ze sło­dy­czami dla dzieci i psa. Ra­dość bi­jąca z ich ma­łych ra­mion, ma­lu­jący się w oczach po­dziw.

Mo­bi­li­za­cja oka­zała się jed­nak tylko chwi­lowa. Wkrótce znów do­pa­dło ją zmę­cze­nie. Brak sił, by dzień w dzień speł­niać ocze­ki­wa­nia in­nych. Brak sił, by za­cho­wy­wać po­zory.

Tym­cza­sem chłopcy na­dal żyją wspo­mnie­niem tam­tego dnia, na­dzieją, że kie­dyś się po­wtó­rzy. Nie po­tra­fią zro­zu­mieć i za­ak­cep­to­wać tego, że Cassi nie jest już do­brą wróżką, że prze­obra­ziła się w trolla ży­ją­cego pod mo­stem[1].

Tej so­boty za­staje po po­wro­cie z pracy pu­sty dom. To nic nie­zwy­kłego, to ra­czej stan rze­czy, dzięki któ­remu może dzie­lić tę samą prze­strzeń z obcą ko­bietą i jej dziećmi, które są tu co drugi ty­dzień.

Miesz­kańcy wiodą ży­cie na róż­nych po­zio­mach, za­równo do­słow­nie, jak i w prze­no­śni. Tamci się spo­ty­kają z ludźmi, ba­wią się, gril­lują, przyj­mują go­ści. Pa­plają, przy­go­to­wu­jąc la­sa­gne, śmieją się do­no­śnie, strze­la­jąc z wod­nych pi­sto­le­tów, skrzy­kują na piąt­kowy show w te­le­wi­zji.

W su­te­re­nie Cassi żyje swoim ży­ciem.

Ma­ine wita ją w holu, ma­cha­jąc ogo­nem. Cassi wy­pusz­cza go na nie­wielki ogro­dzony traw­nik przed do­mem, cho­ciaż wie, że nie po­winna. Ma­ine leci do swo­jego zwy­kłego miej­sca i za­ła­twia swoje zwy­kłe po­trzeby. Po­tem wraca z nią do domu. Pies z umiar­ko­wa­nymi ocze­ki­wa­niami od ży­cia.

Cassi go­tuje ma­ka­ron i na­peł­nia szklankę do piwa wi­nem z kar­tonu sto­ją­cego w szafce ku­chen­nej prze­zna­czo­nej do jej dys­po­zy­cji. Czer­wone wino to jej co­dzienny na­pój. A ra­czej po­żywka, bo jest nie­przej­rzy­ste, gę­ste. Białe jest na wie­czór, bar­dziej przy­po­mina wodę. Le­d­wie je wi­dać. W po­przed­niej wer­sji Cassi uzna­łaby ta­kie po­dej­ście za aber­ra­cję, ro­zu­mo­wa­nie idioty. Lecz tu i te­raz jest ono we­dług niej jak naj­bar­dziej lo­giczne. Nie ma w nim nic dziw­nego. Nie uważa przy tym, żeby miała pro­blem z al­ko­ho­lem. Wino jest dla niej na­rzę­dziem prze­trwa­nia. Ży­cie Cassi spro­wa­dza się do tego, by prze­żyć ko­lejny dzień moż­li­wie gładko i bez­bo­le­śnie z po­mocą sta­łej i od­po­wied­niej liczby pro­mili. Ukryta głę­boko w pa­mięci, do­go­rywa wie­dza z pro­fe­sjo­nal­nych kur­sów dla wi­nia­rzy, o ile jesz­cze cał­kiem nie wy­pa­ro­wała.

Cassi znosi ugo­to­wany ma­ka­ron do swo­jej przy­ziem­nej twier­dzy, gdzie czas od rana ani drgnął. Ma­ine do­sta­wał kie­dyś spe­cjalną karmę na wraż­liwy żo­łą­dek, te­raz musi się za­do­wo­lić karmą z su­per­mar­ketu, co nie wpływa naj­le­piej na ja­kość po­wie­trza w po­koju. W nie­wiel­kich oknach wi­szą za­słonki w szkocką kratę, ta sama krata jest na na­rzu­cie, która od czasu, gdy Cassi się wpro­wa­dziła, ni­gdy nie le­żała na łóżku ani na ka­na­pie, wciąż za­rzu­co­nej ubra­niami.

Cassi siada na sto­sie ubrań z pod­wi­nię­tymi no­gami. Ma­ine kła­dzie się tuż obok, z głową na jej udach. Cassi po­chła­nia ma­ka­ron, pierw­szy po­si­łek tego dnia. Pod wie­loma wzglę­dami żyje, jakby na­dal miała sie­dem­na­ście lat, choć ma już trzy­dzie­ści sie­dem, co wi­dać, kiedy włą­cza lap­top i wy­biera se­rial o żąd­nych zmian Bry­tyj­czy­kach, któ­rzy z po­mocą agen­tów nie­ru­cho­mo­ści szu­kają wa­ka­cyj­nych miesz­kań w cie­płych kra­jach. Jed­no­cze­śnie prze­gląda Fa­ce­book i do­wia­duje się, że ktoś jest na ro­dzin­nym przy­ję­ciu, ktoś inny w spa, a za­le­d­wie kilka ulic od niej od­bywa się wie­czór pa­nień­ski z oso­bami z jej daw­nego ży­cia. Zo­stała za­pro­szona, ale po­rzu­ciła wszystko, co dawne, i nie od­po­wiada na sy­gnały od sta­rych zna­jo­mych.

Na­gle na­cho­dzi ją ochota, żeby do­kądś wy­je­chać. Da­leko stąd. Gdzie może być to spa? Ale wła­ści­wie nie ma ochoty być w spa, w ści­sku ką­pią­cych się ciał, wśród lu­dzi roz­ko­szu­ją­cych się czer­woną tru­skawką w kie­liszku let­niego szam­pana.

Czego na­prawdę chce? Cassi stara się o tym nie my­śleć, ale ta myśl ją nie­raz na­cho­dzi i za każ­dym ra­zem jest rów­nie iry­tu­jąca. Sięga po pla­sti­kowy ręczny wen­ty­la­to­rek i kie­ruje go na psa, który wcze­śniej błogo wes­tchnął, co jest nie­uchron­nym sy­gna­łem nad­cho­dzą­cego ataku ga­zów.

Cassi idzie do kuchni i na­peł­nia szklankę. Tym ra­zem wraca na dół, nio­sąc kar­ton z wi­nem. Zerka na re­la­cję na Fa­ce­bo­oku: wie­czór pa­nień­ski prze­niósł się na tor go­kar­tów. Ale ona czuje, że im­preza na­dal jest nie­zno­śnie bli­sko. Jakby inni mo­gli w każ­dej chwili po­ja­wić się za jej oknem, by pod­glą­dać ją i jej ży­cie. Jako jedną z atrak­cji wie­czoru pa­nień­skiego – od­stra­sza­jący przy­kład po­nu­rego zoo, gdzie nikt nie chce prze­by­wać.

Może po­winna prze­pro­wa­dzić się za gra­nicę? Do Bry­tyj­czy­ków na Co­sta del Sol? Po­ciąga łyk wina i wpi­suje w wy­szu­ki­warkę „miesz­ka­nie w Nerja”. To wła­śnie to mia­sto po­le­cali agenci w bry­tyj­skim pro­gra­mie. Na wi­dok cen chwi­lowe oży­wie­nie ga­śnie. Cassi klika jesz­cze z roz­pędu parę wy­ska­ku­ją­cych lin­ków z in­nych agen­cji, lecz szczyt jej ak­tyw­no­ści już mi­nął. Zmę­cze­nie bie­rze górę i pod­czas gdy zwy­cięzca wy­ścigu go­kar­tów zo­staje uho­no­ro­wany na­grodą w po­staci pla­sti­ko­wego kubka oraz pięć­dzie­się­cioma ośmioma we­so­łymi gru­po­wymi zdję­ciami, opu­bli­ko­wa­nymi przez naj­bar­dziej ak­tyw­nych uczest­ni­ków wie­czoru, Cassi układa się wy­god­nie obok psa i za­myka oczy.

Bu­dzi się kilka go­dzin póź­niej, gdy z kuchni do­biega zna­czący krzyk go­spo­dyni: „Ca­th­rin!”, któ­remu to­wa­rzy­szy wa­le­nie drew­nianą łyżką w nie­umyty gar­nek po ma­ka­ro­nie. Zo­stał jesz­cze ka­wał wie­czoru. Cassi wy­biera film, który już wi­działa, na­peł­nia szklankę i bez po­wo­dze­nia usi­łuje igno­ro­wać wpisy na swo­jej osi czasu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Po­stać z nor­we­skiej ba­śni Trzy ko­ziołki spi­sa­nej przez Pe­tera Chri­stena As­bjørn­sena oraz Jør­gena Mo­ego (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­maczki).
Ty­tuł ory­gi­nałuCASSI
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Pro­jekt okładkiMi­chael Ce­ken, Te­gel & Hatt
Ilu­stra­cja na okładcePi­xa­bay, Mi­djo­ur­ney
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaEwa Ho­le­wiń­ska
Ko­rektaAnna Na­li­kow­ska Te­resa Zie­liń­ska
Co­py­ri­ght © Jo­hanna Swan­berg, 2024 Pu­bli­shed by agre­ement with Sa­lo­mons­son Agency Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Irena Ko­wa­dło-Przed­moj­ska, 2025 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2025
ISBN 978-83-8360-225-7
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.