Biznesowa miłość - Elżbieta Ceglarek - ebook + książka

Biznesowa miłość ebook

Elżbieta Ceglarek

0,0

Opis

Nasza bohaterka – Dagmara – w końcu zaczyna cieszyć się w pełni z życia. Ma u swego boku mężczyznę, który adoruje ją na każdym kroku i zapewnia o swoich uczuciach. Mężczyznę, który traktuje ją z należytym szacunkiem. Daga w końcu wychodzi na prostą.

Elżbieta Ceglarek napisała powieść, która daje nam nadzieję na to, że nawet po nieszczęśliwych chwilach w naszym życiu mogą przyjść te piękne; tak jak po każdej burzy wychodzi słońce. Bo każdy z nas zasługuje na to, aby być szczęśliwym i w pełni korzystać z każdej chwili. Autorka uświadamia nam również, że nie warto pochopnie oceniać daną osobę, że nieważne, co mówią inni, ważne to, co czujemy my sami. Biznesowa miłość to historia, od której nie sposób się oderwać, z bohaterami, którzy mają swoje wady i popełniają błędy, jednak właśnie dzięki temu ta historia jest prawdziwa. Gorąco zachęcam Was do przeczytania!

Grażyna Wróbel, Czytaninka.blogspot.com

 

l,

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 186

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by W. L. Białe Pióro & Elżbieta Ceglarek

Projekt okładki: Magdalena Muszyńska

Zdjęcie autorki na okładce: Michał Korfel

Skład i łamanie: W. L. Białe Pióro

Korekta: Aleksandra Zok-Smoła

Redakcja: Agnieszka Kazała

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: II, Warszawa 2023

Patroni wydania:

Recenzje Agi – blog

Czytaninka – blog

Książki z szarlotką – blog

ISBN: 978-83-66945-10-4

A po drodze tyle spraw, tyle mostów,

które łączą, pomimo że dzielą…

Rozdział 1.Powroty i rozstania

Za oknem szalała wichura. Wiatr wył potępieńczo, porządnie dudnił o dach i trzeszczał w gałęziach drzew pod blokiem. Wraz z deszczem ów wicher tworzył niepowtarzalny klimat grozy i tajemnicy. W powietrzu wewnątrz również wisiało coś niepokojącego. Było to coś, czego nie dało się sprecyzować, a tym bardziej opisać słowami. Docierające do wnętrza mieszkania nieprzyjemne dla uszu jęki, czasem szelesty, poskrzypywania i stukoty, owszem były przykre, lecz także intrygujące. Podkręciłam głośniej telewizor, którego dźwięki miały mi posłużyć za barierę odgradzającą od rzeczywistości, ale coś za oknem mnie ciekawiło. Wiatr nie odpuszczał, wręcz przeciwnie – jakby się wzmagał. „Proszę uważać! Spory chłód potęgować będą wiatry znad wschodniej granicy…” – W pamięci utkwiły mi słowa pogodynki usłyszane przypadkowo na zakończenie wieczornego dziennika. To było o dwudziestej, teraz dochodziła północ. Byłam zdziwiona, zapowiedziana pogoda chociaż raz się sprawdzała w każdym calu.

Udało im się, tym razem telewizja nie kłamie – stwierdziłam i uśmiechnęłam się sama do siebie.

Boże drogi, jak ten czas zasuwa! – Dotarło do mnie, że już tak późno. Kiedy piszę, w ogóle nie potrafię czuwać nad upływającymi godzinami. Myśli przerwał mi dźwięk komórki, natychmiast zerwałam się od laptopa, przy okazji przewracając niewielki stosik leżących na podłodze książek. Narobiłam niepotrzebnego hałasu, zanim dobiegłam do telefonu. Dobrze, że drzwi pokoju miałam zamknięte, bo pewnie obudziłabym dzieci. Spojrzałam na stojący przy łóżku budzik.

Kto normalny dzwoni do ludzi o dwunastej w nocy? Chyba, że coś się stało? – Wzdrygnęłam się na tę myśl. Jeśli tak, powinnam się szybko dowiedzieć, o co chodzi! Przeciągnęłam palcem po zielonej słuchawce na szklanym ekraniku i odebrałam.

– Zapewne cię obudziłem, więc nawet nie będę pytał. – Usłyszałam banalny wstęp.

– To ty, Sebastian? – Zdziwił mnie głos rozmówcy.

– Przepraszam Daga, ale właśnie wylądowałem. Jestem na lotnisku w Warszawie i zapragnąłem cię usłyszeć. Bardzo się stęskniłem.

– To miłe. Dobrze, że mimo tak paskudnej pogody udało wam się szczęśliwie wylądować. To cud, że się nie rozbiliście. Bo wszystko dobrze, prawda? – trajkotałam.

– Jak widać za sterami siedzieli specjaliści, a i cuda się zdarzają. Przestraszyłem cię? Martwiłaś się o mnie? Czekałaś? O, jak miło! Kochanie, jak miło!

– To nie o to chodzi!

– Nie musisz się wstydzić. Uczuć nie należy tłamsić w sobie.

– Nie podniecaj się, Sebastian! Na szczęście nie jestem taka strachliwa. Po prostu nie mogę dziś spać. Siedzę przed laptopem i piszę, nawet nie zauważyłam, że już północ. Od dawna mam kłopoty ze snem. Zamieniam nocny odpoczynek na terapię zastępczą, pisanie.

– Czyli jednak nie czekałaś? A ja żyłem nadzieją. – Sebastian żartował, a ja miałam dosyć tłumaczenia się jak grzeczna dziewczynka.

– A co by to zmieniło? Masz dla mnie coś ważnego? – starałam się przerwać jego spekulacje.

– Tak, uważam, że powinnaś o czymś wiedzieć.

– O czym? – Wzbudził moją ciekawość.

– Dagmara, odkąd mnie zostawiłaś, wiesz, wtedy gdy poleciałaś do Sztokholmu, cały czas jestem niespokojny, i za każdym razem, gdy jestem daleko odczuwam ten stan podwójnie.

– Zostawiłam?! Nie za mocne słowa?! Ja tylko na krótko wyjechałam, i to dzięki temu, że dałeś mi urlop na ten wylot, pamiętasz? Poza tym od tego czasu ty wyjeżdżałeś już kilka razy. Nosi cię po świecie, a ja czekam.

– Nie musisz się usprawiedliwiać, żartowałem. Nie potrafię znaleźć innego określenia dla sytuacji, która miała miejsce wciąż mi się zdaje, że tak niedawno. Po prostu jestem chyba zazdrosny.

– Zwyczajnie, nic się wtedy nie zadziało i nic nie stało, okej?! Trzymajmy się bezpiecznej wersji – zaproponowałam.

– Zazdrosny jestem – powtórzył.

– Sebastian, ty też wcale nie jesteś taki święty! – Udawałam, że nie słyszę jego zwierzenia. – Nawet nie zadzwoniłeś, gdy przebywałam w obcym kraju – zaznaczyłam z lekką pretensją w głosie.

– Nie chciałem ci przeszkadzać. Pomyślałabyś, że się narzucam.

– A nie narzucasz? – wypaliłam, od razu żałując swych słów, ale Sebastian już je usłyszał.

– Przeszkadza ci to?

– To miłe, ale…

– Nie pragniesz mnie widzieć, spotkać się? Teraz to ty nie zadzwoniłaś…

– Czy nie uważasz, że inicjatywa powinna wyjść od mężczyzny? Tak mnie uczono w domu.

– Masz rację, musisz wiedzieć, że nie mogę się doczekać spotkania z tobą.

– Jutro widzimy się w pracy – sprostowałam. – No, chyba, że w dalszym ciągu będziesz korzystać z urlopu?

– Za długo mnie nie było, nie mogę sobie pozwolić na dalszą nieobecność. Wracam do obowiązków. Dosyć wolności! Mam też w planie ucałować cię, a potem dokądś zaprosić. Nie odpuszczę, już możesz się bać. – Ciągle trzymały się go żarty.

– Twoja łaskawość nie zna granic. Po co teraz mi to mówisz? Niepotrzebnie będę myślała przez resztę nocy. Już chcę wiedzieć, co ze mną zrobisz. – Żarty udzieliły się również mnie. Sebastian całkowicie rozbudził mnie i moje zmysły.

– I o to chodzi. Lubię, gdy o mnie myślisz.

– Sebastian, ty nie masz serca! Tak zabawiają się dzieciaki, a nie osoby w naszym wieku! Czy ty masz zamiar kiedykolwiek spoważnieć?!

– Cały czas mówię serio. Poza tym to nieprawda z tym sercem. Muszę mieć przecież jakiś organ, którym mogę cię kochać. Czuję jego uderzenia gdzieś w środku. Ono bije dla ciebie. Poza tym, co to za wiek? Trochę po czterdziestce to dobry czas na prawdziwą miłość.

Trochę mnie zatkało. Nie spytałam, czy to naprawdę ja jestem tą szczęściarą, dla której bije jego zakochane serce. Podejrzewałam, ale na sto procent nie byłam pewna, czy chodzi o mnie. Nie znałam go na tyle, by mi się oświadczał, w dodatku przez telefon. A teraz prawie to robił. Miłość jest nieprzewidywalna i gdy się pojawi, trzeba jej pomagać. Tak twierdziła moja świętej pamięci ciocia, żona wujka Kazika.

– Sebastian, cieszę się, że już wróciłeś, ja też się stęskniłam – przyznałam w końcu. – Ale jest noc, chyba powinniśmy się wyspać. Na refleksję przyjdzie odpowiedni moment, niekoniecznie po północy. Na dziś życzę ci dobrej nocy.

– Dobrej nocy?! Dobra może być tylko z tobą.

– Ta już się kończy. Następna będzie w całości nasza. Okej?

– Pa, kochana.

– Do jutra Sebastian i odpocznij nieco. Należy ci się.

– Teraz, gdy cię usłyszałem, nie będzie łatwo. Pozostanie mi przewracać się w łóżku. Cóż, przeleżę jakoś do rana, ale wolałbym przy tobie. Pa, słoneczko.

– Pa. – Wyłączyłam komórkę i jeszcze długo trzymałam ją w dłoniach, jakbym wierzyła, że moje ciepło przenika teraz do mojego rozmówcy. Pragnęłam je poczuć również na sobie, lecz byliśmy zbyt daleko od siebie, by tak mogło się stać. Nagle dopadły mnie tęsknota i smutek. Byłam całkiem wybita z rytmu, choć zaskoczenie powoli mijało. Cóż, musiałam czekać na rozwój wydarzeń. Czy wszystko musi być takie trudne? A może to ja właściwie utrudniam, moja nadmierna nieufność nie pomaga. Ale czy ktokolwiek mógłby się dziwić, gdyby przeżył moje życie? Miał moje doświadczenia? Powinnam odciąć się od przeszłości, a to było trudne, nie potrafiłam.

*

Wiatr ciągle nie ustępował, targając niestrudzenie czym popadnie. Obudziłam się, a szum w moich uszach zlewał się z tym dobiegającym zza zamkniętego okna. Zanim się zreflektowałam, że jestem w domu i śpię we własnym łóżku, zdążył mi o tym przypomnieć głos mojego synka.

– Mamo, wstawaj! Już późno, trzeba jechać do szkoły, a ty nie zdążysz do pracy!

– Piotrusiu, a która godzina?

– Jest prawie wpół do ósmej.

– Boże! Zaspałam! – jęknęłam i wyskoczyłam z łóżka jak oparzona.

– Nie da się ukryć mamo, zaspałaś! A ja muszę być na pierwszej lekcji! Mam dyktando z polskiego! – marudził. Chyba że napiszesz mi usprawiedliwienie i zostanę w domu. Mogę?

– Nie ma mowy!

– Przydałoby się wolne. Trochę boli mnie głowa.

– Piotrek! – zirytował mnie.

– Dlaczego się denerwujesz? Przecież to twoja wina, że jesteśmy już spóźnieni.

– Szybko! Ubieram się, zrobię kanapki i już nas nie ma.

– Mamusiu, kanapki zrobiła Małgosia. Poszła do szkoły pieszo. Nie mogła czekać. Musiała być dziś wcześniej.

– Oj, dzieciaki, dzieciaki. Czemu mnie nie obudziliście?

– Ja miałem to zrobić, ale grałem na konsoli i zapomniałem.

– Raz-dwa synku! Szkoda, że z ciebie taka gapa – obwiniałam własne dziecko, choć sama byłam nie lepsza. Spóźnię się i dopiero będę miała kłopoty! Sebastian mnie zabije i, co gorsza, będzie miał rację.

Wkładałam na siebie w pośpiechu, co się dało i nieumalowana wskoczyłam do samochodu.

Dobrze, że nie muszę zajmować się psami, nie dałabym rady teraz ich nakarmić i odwieźć do mamy. – Starałam się doszukiwać pozytywów. W biegu wysadziłam syna przy szkolnej bramie i pomknęłam w stronę szpitala.

Rozglądałam się na wszystkie strony, ale Sebastiana na szczęście jeszcze nie było. Czyżby też się spóźniał? Nie szukałam go. Nie był mi do niczego potrzebny. Co prawda udawałam, ale tak musiało być. Pobiegłam do siebie, by się przebrać i przygotować do dyżuru. Miałam pół godziny spóźnienia i starałam się to jakoś nadrobić, a w tym wypadku trzeba było być mistrzem. Do tego obiecałam sobie, że przez resztę dnia będę nienaganną panią pielęgniarką. Chodziłam na wysokich obrotach, gdyż Roksany nie było w pracy. Po porodzie odbierała urlop macierzyński. Co prawda mówiła, że i tak do pracy wróci szybciej, przekazując część urlopu mężowi, no ale teraz jej jeszcze nie było. Bardzo mi jej brakowało. Potrzebowałam jej wsparcia, chciałabym móc pogadać z taką bratnią duszą jaką dla mnie była.

Przy pacjentach pomagała Paulina, którą Sebastian przyjął na zastępstwo. Nie mogła mi pomóc w składaniu poszarpanych i mało logicznych myśli.

– Paulinko, czy szef jest już u siebie? – zapytałam najuprzejmiej, jak potrafiłam.

– Nie mam pojęcia. Podłączałam kroplówki. Nie miałam czasu się rozglądać – odpowiedziała niezbyt uprzejmie.

– Rozumiem – Dopiero teraz dotarło do mnie, że niepotrzebnie zadaję głupie pytania młodej pielęgniarce. Obrobię się przy chorych i potem sama sprawdzę, gdzie jest Sebastian i czy w ogóle jest. – Rozłożyłaś leki na trójce? – dopytałam już tylko służbowo.

– Nie miałam kiedy, ale są posegregowane i czekają na panią – wyjaśniła nowa koleżanka i choć dużo młodsza, to o wiele bardziej asertywna ode mnie.

W wolnej chwili pobiegłam na górę. Nie miałam wytłumaczenia, dlaczego nie zaczekałam na windę? Zastukałam dwa razy. Nikt nie otwierał, co oznaczało, że biuro pana dyrektora było puste. Światła zgaszone. Nikt nie dawał znaku życia. Sebastian ciągle się nie zjawiał. Czy mogło się coś stać? Czy jemu mogło? Może powinnam do niego zadzwonić, spytać? Lęk narastał, a wyobraźnia podpowiadała najgorsze scenariusze. Byłam niespokojna, ale też nie wypadało mi zachowywać się zbyt nachalnie.

Zapewne zmęczony śpi smacznie, a ja niepotrzebnie się zamartwiam – tliło się gdzieś z tyłu głowy.

Dyżur nie upływał najlepiej i dopiero teraz zaczęłam dostrzegać pozytywy racjonalnego zachowania szefa, z którym tylko ja na oddziale miałam problem. Uważałam, że ze wszystkim sobie poradzę, a tymczasem dobrze, że zatrudnił dodatkowy personel, w tym Paulinę. Uwijała się przy chorych jak pszczółka i odciążała mnie, na ile starczało jej sił. Bo ja siły niestety nie miałam. Potrzebowałam tej dziewczyny. Pomimo że była mało rozmowna i niezbyt miła, wykonywała kawał dobrej roboty. Tak, zdecydowanie jej potrzebowałam.

Pacjenci dziś byli wyjątkowo marudni. Najpierw pani Nina na dwójce dwa razy kazała zaparzyć, a następnie podać sobie swoją specjalną herbatkę ziołową. Ponoć ta jej własna, ziołowa terapia pomagała na kamienie nerkowe. Następnie pan Rafał spod siódemki nie mógł spać, więc wymyślał dodatkowe leki przeciwbólowe. Potem dwie inne panie żaliły się na koleżankę, że chrapie i one nie mogą spać w nocy. Na końcu pani Jola z dwunastki poprosiła mnie o rozmowę. Nie mogłam jej odmówić. Pacjent jest najważniejszy. Tak więc wysłuchałam całej opowieści o jej wnuczce, studentce, która uczy się w Berlinie i nie ma czasu odwiedzić babci. A babcia bardzo ją kocha i ciągle wybacza, ciągle sobie tłumaczy, że tak być musi, taki świat. Biedna ta pani Jola, ale na niektóre sprawy nie mamy wpływu. Po prostu się toczą. Tylko dlaczego te gorsze scenariusze przeważnie przydarzają się dobrym ludziom?

Niestety tego dnia nie otrzymałam odpowiedzi, która by mnie satysfakcjonowała. Przykro mi było, ponieważ również tego dnia nie doczekałam się Sebastiana.

Co mogło się stać?! Czemu dziś nie przyszedł? Po co obiecywał? – kotłowały się w mojej głowie pytania bez odpowiedzi. Zaraz po skończonej pracy postanowiłam udać się do niego osobiście i sprawdzić, co się dzieje. Podjechałam pod dom i wysiadłam z auta, nacisnęłam guzik domofonu i czekałam na reakcję. Głucha cisza informowała o tym, że dom jest raczej, a nawet na pewno, pusty. – Czyli nie ma go tutaj! To gdzie się podziewa? – Zasiał panikę w mojej duszy. – Może się minęliśmy? Ja przyjechałam do niego, a on zdążył w tym czasie zameldować się w szpitalu? Przecież moja wizyta jest zupełnie niezapowiedziana. – Próbowałam w jakiś sposób usprawiedliwić Sebastiana, sama nie wiedząc, dlaczego to robię. Nie będę tu sterczała. Później zadzwonię. Musi się odezwać, musi! – Wybrałam numer, ale telefon wciąż milczał. W końcu zrezygnowana wsiadłam do samochodu i odjechałam w kierunku sklepu, a potem ze sprawunkami do własnego mieszkania. Małgosia i Piotruś przyszli ze szkoły przede mną i czekali na obiad. Zabrałam się za naleśniki. – Gdy uda mi się ich podkarmić pomyślę o obiedzie na jutro.– Jak zadecydowałam, tak zrobiłam. Z głowy nie umiałam wygonić pytań: – Gdzie jest Sebastian? Co on wyprawia? Może powinnam przestać drążyć? A może pewne sprawy nie są nam pisane?

Nic mi się nie zgadzało. Czasami jedynie ciemna strona medalu wydaje się być tą jasną. Telefon wciąż milczał.

*

Małgosia miała dziś urodziny i na wieczór zaprosiła sporo gości. Piątkowy wieczór to dla młodzieży idealny czas na domowe party. Grała głośna muzyka. Wszędzie rozlegał się jednostajny, donośny łomot, który nie przepuszczał żadnego normalnego odgłosu i za żadne skarby nie pozwolił mi uchwycić dźwięku mojej komórki, która aktywnie wibrowała. Urządzenie kilkakrotnie próbowało wysyłać sygnały w moim kierunku, niestety nadaremnie. Melodia telefonu przegrywała z kretesem z głośną, młodzieżową muzyką i nie miała najmniejszej szansy na dotarcie do moich uszu. O tym, że dzwonił Sebastian, dowiedziałam się znacznie później. Próbował kilkakrotnie się ze mną połączyć, a ja byłam w tym czasie nieosiągalna i zajęta. Robiłam kanapki dla dzieciarni, która nie mając nade mną litości, pochłaniała je z prędkością światła, chwaląc przy tym, że takie pyszne.

– Cześć. – Postanowiłam oddzwonić już po czasie. Byłam ciekawa, czego może chcieć mężczyzna, który deklarował, jak bardzo mnie kocha i za mną tęskni, a jednocześnie znikał niepostrzeżenie w tajemniczy sposób i nie dawał znaków życia.

– Witam cię, kochana moja.

– No nie wiem – zawahałam się – czy ja jeszcze cokolwiek dla ciebie znaczę?

– Skąd takie podejrzenia? I takie mocne słowa? Kotku, co się z tobą dzieje?

– Nie udawaj, Sebastian! Zupełnie nie jesteś wobec mnie w porządku. W ogóle nie jesteś szczery. Jesteś…

– Wytłumaczę się, tylko mi na to pozwól.

– Raczej do tej pory niczego ci nie zabraniałam.

– Spotkajmy się, proszę, to ważne!

– Nie wiem, czy znajdę czas. Mam tu dziś urwanie głowy z tymi małolatami.

– Musimy się spotkać. – Sebastian sprawiał wrażenie, jakby nic nie słyszał. Ważne dla niego było spotkanie, zwykła rozmowa, chęć zobaczenia się ze mną. Kim ja dla niego jestem? Czy coś znaczę w jego życiu? Czy może jestem oderwanym wagonikiem, który jeździ we wszystkie strony i zatrzymuje się na stacji Sebastian tylko wtedy, gdy on tego chce. Nie zapytał czym jestem zajęta. Jedynie chęć spotkania świadczyła o tym, że być może odrobinę mu na mnie zależało.

– Dobrze, spotkajmy się na mieście – zaproponowałam.

– Też tak myślę. Tak będzie najrozsądniej.

– Boisz się, żeby nas ktoś nie zobaczył?

– Nie o to chodzi. Przecież masz dzieci. Przy nich nie pogadamy spokojnie. Sama tak twierdzisz.

– Więc do jutra. Daj znać, gdzie mielibyśmy się zobaczyć.

– Pojedziemy razem po pracy – zdecydował. – Zobaczysz, spodoba ci się. Sam wymyśliłem, gdzie najlepiej się spotkać. – Pochwalił się, a mnie korciło, żeby mu dociąć, ale nie zrobiłam tego.

– Dobrze. Jutro mam pierwszą zmianę, widzimy się w pracy i ustalimy godzinę.

– Już kiedy pomyślę, że jesteś na terenie kliniki, nie mogę skupić się na pracy. A gdy cię widzę, moje obowiązki tracą na znaczeniu!

– Nie bajeruj! Nie wierzę. Muszę kończyć Małgosia ma urodziny. Zaraz rozejdą się goście.

– Może złożę życzenia?

– To nie najlepszy pomysł! Przekażę jej. Uważam, że powinniśmy być powściągliwi.

– Dobrze, tylko nie zapomnij o naszej umowie!

– Będę pamiętała. – Odłożyłam komórkę i powędrowałam pozmywać. Zabawa w sąsiednim pokoju trwała w najlepsze, lecz należałoby obwieścić jej zakończenie. Chciałam przekazać mojej córce życzenia od Sebastiana i zastanawiałam się, jak to zrobić.

*

Drobne chmurki na niebie oznajmiały przyjemny dzień. Pojechałam do pracy, lecz byłam zmęczona. Urodziny córki porządnie dały mi w kość. Lubię wszystko przygotować jak najstaranniej, a dla jednej osoby był to spory wysiłek. Wysiadał mi kręgosłup, przydałby się profesjonalny masaż. Nie zdążyłam ponarzekać przed wiszącym tuż za plecami lustrem, gdy Sebastian znalazł mnie w dyżurce. Przygotowywałam leki dla chorych i wcale się go nie spodziewałam.

– Zaraz wyjeżdżam. Jedziesz ze mną? – szepnął prosto w moje włosy i podszedł bardzo blisko, by pocałować mój policzek. Nikt tego na szczęście nie widział. Trochę się ukrywaliśmy, a raczej ja przed koleżankami. – Możesz się urwać i zrobić sobie małe wagary?

– Sebastian, nie bądź niepoważny! Ktoś musi pracować w tej klinice!

– Jak zwykle obowiązkowa. Cenię u ciebie tę cechę. – Uśmiechnął się do mnie i nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, kilka razy pocałował mój ciepły policzek. Płonęłam, a Sebastian to zauważył. Było mi głupio, trochę.

– A o siedemnastej? – pytał beztrosko.

– Co o siedemnastej? – Udawałam, że nie rozumiem. – Nie wiem – stwierdziłam, szybko poprawiając fartuch i to, co miałam pod nim. – Tak, jeśli chcesz, będę – równie szybko wyraziłam zgodę.

– Okej. Jesteśmy umówieni, kochanie. – Uśmiechnął się, podał mi adres restauracji i zniknął za drzwiami.

Czy Sebastian musi mnie ciągle zaskakiwać? Czy ja wytrzymam z takim człowiekiem? – pytałam i pytałam w niepewności i lęku o własną przyszłość, lecz coś mnie do niego przyciągało, coś mi się w nim podobało, coś nie pozwalało o nim zapomnieć. Czy ja mogłam się zakochać? Nie powinnam nawet tak myśleć!

Nie powinnam, a jednak to robiłam.

Obserwowałam lipy rosnące wzdłuż ulicy, po obu jej stronach, i się zachwycałam ich pięknem. Nachylały swe korony, witając przejeżdżających kierowców i tworząc naturalny tunel, szpaler z drzew, którego nigdy nie dostrzegałam, a przecież wiele razy przemierzałam tę drogę. Dojechałam do celu nie tak szybko, jak założyłam, ale dotarłam na czas. Zaparkowałam auto i podeszłam blisko kawiarni, a ponieważ nie zauważyłam Sebastiana, weszłam do środka. Usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku. Podszedł do mnie kelner, powitał i wtedy się zaniepokoiłam.

– Czy na pewno ma pani zarezerwowany ten stolik na dziś?– spytał, robiąc wielkie oczy, a może te oczy po prostu były naturalnie wielkie, bo że piękne, to nie ulegało wątpliwości.

– Nie wiem, miał to zrobić mój przyjaciel.

Zauważywszy moją niepewność, młody, wysoki i przystojny mężczyzna z całych sił próbował pomóc.

– A o kim mówimy? – W uśmiechu pokazał białe zęby.

– O panu… – zawahałam się – o Sebastianie.

– Czy to tamten gość? – chłopak mi przerwał, wskazując wzrokiem drzwi wejściowe.

– Może.

– Jest! – stwierdził zadowolony, że wszystko wraca na swoje tory, jednocześnie ręką i głową wskazując na postać mężczyzny, która zamajaczyła w nieco oddalonych od stolika drzwiach, przy którym obecnie siedziałam.

– To nie o tego pana chodzi – zaprzeczyłam.

– Nikt więcej nie zamawiał stolika na teraz. Myślałem… Zresztą, nie moja sprawa, choć przykro mi bardzo – poprawił się. – Przepraszam. Podać coś pani?

– Nic nie szkodzi. Zaczekam jeszcze trochę. Niech będzie herbata malinowa. Poczekam – powtórzyłam, jakbym chciała się upewnić, że kelner mnie rozumie. Rozumiał doskonale, przecież widział niejeden raz kobietę wystrychniętą przez faceta na dudka.

– Oczywiście. Będzie pyszna. – Chłopak odszedł w stronę baru, a ja zaczęłam się coraz bardziej niepokoić. Sebastian spóźniał się już całe piętnaście minut. Niestety, nie pojawił się nawet po tym czasie zwanym kwadransem akademickim.

Zapłaciłam rachunek, podziękowałam i wyszłam z budynku kawiarni. Coraz bardziej niepokoiło mnie zachowanie Sebastiana.

Nie znam się na ludziach – dywagowałam. – Doprawdy, można mnie było dziś pożałować. Tyle wpadek zaliczyłam w swoim życiu i w dalszym ciągu źle lokowałam uczucia. Wybieram złych partnerów, a potem się dziwię, że mam same kłopoty. – Miałam pretensje do samej siebie i ogromną chęć zerwania bliskiej relacji z Sebastianem. Owszem, jako szef całkowicie się sprawdzał, w łóżku również, lecz najwyraźniej miał fatalny nawyk: nie dotrzymywał słowa. Nie podobało mi się to, co wyczyniał. Tak nie robi facet, któremu zależy na partnerce. Czy mogłam się czegoś takiego spodziewać? Przecież właśnie wtedy, gdy ta nasza miłość wydawała mi się bardzo realna i piękna, on nawalał. Czy tak powinno być? – Pytania pozostawały bez odpowiedzi, a ja byłam zła na siebie i na Sebastiana.

Postanowiłam nie dzwonić, nie pytać, przestać się interesować. Miałam dosyć upokorzenia i szukania chłopa na siłę. Nie będę się poniżała.

Zrobiłam to po raz ostatni – przyrzekałam sobie.

*

Pogoda odpuściła i uległa znacznej poprawie. Piękna aura niczym nie przypominała o ostatnich ulewach. Niestety nie odpuścił Sebastian. Wydzwaniał jak szalony, a ja nie fatygowałam się, by odbierać. Po ostatnim incydencie czułam się obrażona. W końcu nie dało się inaczej, gorąca komórka zdawała się za chwilę wybuchnąć. Dzieci były wyraźnie zaniepokojone. Mnie również martwiło zachowanie Sebastiana. Musiałam poznać prawdę.

– Kotku, nie mogłem przyjechać, przepraszam. Jesteś na mnie zła? – Zaczął od tłumaczenia się.

– Zła?! Jestem wściekła! Wystawiłeś mnie! Czułam się jak kurczak w panierce dopiekany na rusztowym żarze.

– Zaraz ci wszystko wyjaśnię.

– Nie trudź się! Nie wiem, czy chcę tego słuchać.

– Musiałem się z kimś spotkać i stąd ten cały galimatias.

– Musiałeś, to musiałeś, okej. Nic mi do tego.

– Ale proszę cię, posłuchaj. Nie rozłączaj się. Nie wkurzaj się. Przepraszam za tę kawiarnię. Jest mi przykro, że naraziłem cię na niepotrzebne nerwy.

– Dajmy spokój! Nie tłumacz się! Są telefony, jeśli zapomniałeś! Mogłeś zadzwonić, poinformować, nie wiem, cokolwiek mogłeś, ale nic nie zrobiłeś.

– Chcę powyjaśniać i przede wszystkim powinienem. Jestem ci to winien. Zależy mi na tobie.

– Właśnie tego doświadczyłam. Nie sil się, proszę. Właśnie udowodniłeś, jak bardzo mnie olewasz.

– Musiałem się spotkać z pewną kobietą.

– Ty sobie ze mnie drwisz?!

– Nic z tych rzeczy, wyznaję prawdę, jak na spowiedzi.

– Po co mi o tym mówisz?

– Trochę coś przed tobą ukryłem. Wiem, że źle zrobiłem. W czasie, gdy jeszcze mieszkałaś w Wiedniu, spotykałem się z pewną kobietą.

– Mogłeś zwyczajnie powiedzieć. Miałeś prawo spotykać się z kim chciałeś. Nic mi do tego – uznałam z pełną świadomością. – Byłam wtedy z mężem, a ciebie wcale nie znałam. No może jedynie jako szefa.

– To nie tak!

– A jak? Ma jakieś imię ta kobieta?

– Tak, Julita.

– I co? Chcesz powiedzieć, że do niej wróciłeś? To chcesz mi powiedzieć! Nie krępuj się! Zresztą, nie chcę tego słuchać!

– Nie, zapewniam. Do nikogo nie wracam. Na pewno nie teraz, gdy Julita ma małe dziecko.

– Zostawiasz kobietę, która urodziła ci dziecko? – Aż mnie zatkało.

– W tym sęk, że nie jest moje. Oszukała mnie. Usiłowała mi wmówić, że jest moje.

– Nie jest? Nic nie rozumiem! – Pokręciłam głową, choć mój rozmówca nie mógł tego widzieć.

– Posłuchaj! Dziecko nie jest moje. Julita była w ciąży z jakimś Antkiem. Tyle wiem. Nie znam nazwiska tego chłopaka. Bardzo go wykorzystała i ciągle szantażuje. Facet wziął już niejedną pożyczkę, żeby ją zadowolić. To wyrafinowana jędza.

– A od ciebie, biedaku, czego oczekuje, oprócz powrotu?

– Tylko, żebym do niej wrócił. Chce, żebyśmy razem wychowywali tego chłopca, na imię mu Marcel, czy jakoś podobnie.

– Marcel?

– Też mi się nie podoba – stwierdził Sebastian, a mnie nie o to przecież chodziło. Po prostu zaciekawiła mnie ta historia, w którą wplątał się mój, a bardziej nie mój facet. Zaczęłam coś kojarzyć, przywoływać z pamięci. Coś mi się majaczyło, lecz nie potrafiłam sobie początkowo dokładnie niczego przypomnieć.

– Gdzie mieszka ten Antek? – spytałam zupełnie spokojnie.

– Nie interesuje mnie, gdzie mieszka.

– Szkoda.

– Nie rozumiem. Czy to ma znaczenie? Dlaczego pytasz?