Złe zamiary to nie wszystko - Anna Sikorska - ebook

Złe zamiary to nie wszystko ebook

Anna Sikorska

3,0

Opis

Dla młodego demona, wygnańca z Piekła, najbardziej pożądanym przedmiotem jest Klejnot dający władzę nad ojczystym wymiarem. Poszukiwania prowadzą go przez Ziemię, Krainy Baśni, Koszmaru, Absurdu i samo Piekło, jednak im bliżej celu się znajduje, tym mniej pragnie artefaktu i tym więcej intryg odkrywa, a nic, łącznie z demonami i aniołami, nie jest tym, czym się zdawało na początku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Rok wydania: 2018

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (5 ocen)
1
0
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anna Sikorska

Złe zamiary to nie wszystko

Rozdział I

Ziemia

Postawił kołnierz długiego, czarnego płaszcza i skulił się w sobie. Wprawdzie była jesień, ale ziemski klimat młodemu demonowi wyraźnie nie służył. Wstrząsnął nim dreszcz obrzydzenia, gdy przypomniał sobie pełne litości spojrzenia ludzi, którymi obdarzali go, kiedy na początku swego wygnania, całkowicie zagubiony, usiłował jakoś przystosować się do życia w ich wymiarze. Patrzyli na niego jak na biednego obłąkańca, ale wtedy nie zwracał na to zbytniej uwagi. Był zbyt wstrząśnięty niesprawiedliwym, jego zdaniem, wyrokiem Piekła skazującym go na banicję. Prawdopodobnie naprawdę sprawiał wrażenie pomylonego i bezbronnego.

W nocy włóczył się, a dni spędzał w pustych mieszkaniach, do których dostawał się z łatwością. Tkwił w stuporze, z którego nie był w stanie się wyrwać. A wszystko przez głupi wypadek... Wzdrygnął się wspominając ten pierwszy miesiąc na Ziemi. Staczał się ku otchłani rozpaczy i bezsiły. Resztkę magii, która mu pozostała, wykorzystywał do przetrwania następnego dnia, i następnego, i jeszcze jednego, aż do końca okresu wygnania. Trzy lata bez wstępu do rodzimego wymiaru, bez pomocy czy choćby odrobiny zainteresowania, bez dostępu do mocy Otchłani. Piekło zapominało o tych, których skazywało na banicję.

Trzy lata, tymczasem już po miesiącu był cieniem samego siebie. Do momentu, gdy trzech ogolonych na łyso, ubranych w dresy miłośników siłowni spróbowało zabawić się z włóczęgą. Zadziałały odruchy, zarówno ciała jak i umysłu. Pozostawił za sobą ludzkie wraki, z połamanymi kośćmi i umysłami na skraju obłędu, a łatwość, z jaką to zrobił, wywołała w nim wybuch szatańskiego śmiechu. Wiedział już, że przetrwa te trzy lata na Ziemi bez problemu, pomimo ograniczeń własnych możliwości. Mógł nie mieć pełni mocy demona, ale zdecydowanie był lepszy od tych nędznych kreatur zwanych ludźmi.

Darreth szedł ulicami miasta bez celu, słuchając najnowszej płyty Behemotha i oddając się rozmyślaniom na temat przyszłości, gdy wyczuł coś znajomego. Pchnięty nagłym impulsem wszedł do pobliskiego pubu. Tu jednak ślad się urywał. Demon zamówił piwo i wbił bezmyślny wzrok w ścianę. Sączył napój i wspominał dawne czasy. Odwiedził już trzykrotnie Ziemię, ale to były inne lata.

Pierwszy raz przybyli z ojcem do tego wymiaru, aby wybrać sobie wzór zamku. Wtedy właśnie wykluły się bliźnięta i rodzina musiała zamieszkać z dala od Centrum Piekła, na Północnych Rubieżach. Darreth pamiętał, że pokłócił się z ojcem o jedną wieżyczkę, którą przecież można było zburzyć później. Miał wtedy zaledwie 40 lat, ale postawił na swoim: zamek nie miał wieżyczki od samego początku.

Demon uśmiechnął się do wspomnień. Tak, to były piekielnie dobre czasy. A później, gdy...

– Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?

Miękki, ale stanowczy głos wyrwał Darretha z zamyślenia. Wbił mordercze spojrzenie w intruza. Naprzeciw niego stała wysoka, zgrabna dziewczyna o ściętych krótko jasnych włosach i szarych oczach. Rozzłoszczony nagłą przeszkodą miał już rzucić jakąś niemiłą uwagę, gdy nagle wyczuł w niej to coś znajomego, co skierowało jego kroki do knajpy. Opanował się i poprosił, by usiadła. Zamówiła piwo i przyjrzała się swemu towarzyszowi.

W swojej ulubionej ludzkiej postaci Darreth był młodym, na oko trzydziestoletnim, przystojnym mężczyzną. Szczupłej twarzy o kształtnych, dość ostrych rysach uroku dodawały zielone oczy o głębokim wejrzeniu. Na ramiona spływały długie, falujące, czarne włosy. Może i było w jego wyglądzie coś demonicznego, ale na pewno nie w negatywnym znaczeniu.

Dziewczyna zorientowała się, że jej ciekawość zakrawa na zniewagę i przeniosła wzrok na kufel z piwem. Demon zauważył jej zakłopotanie i nagle zechciał pomóc nieznajomej w wybrnięciu z sytuacji. Zaintrygowało go to znajome coś, co wymykało się rozpoznaniu.

– Niezły lokalik – powiedział. – Często tu bywasz?

– Tak – pod wpływem jego spojrzenia zmieszała się jeszcze bardziej. – Nie, tak naprawdę byłam tu zaledwie kilka razy.

Darreth zaśmiał się krótko.

– Ze mną jest jeszcze gorzej – przyznał. – Odwiedzam to miejsce pierwszy raz.

– A gdzie bywałeś dotąd?

– Tu i tam. Niedawno dopiero przybyłem do tego miasta.

Zapadła cisza, podczas której dziewczyna znowu wpatrywała się w demona. Dla Darretha obserwacja ta stawała się coraz bardziej uciążliwa.

– Aż tak ci się podobam? – zapytał.

Sylwia zarumieniła się i nic nie rzekła.

– Odpowiedz mi, co sprawia, że tak się na mnie gapisz? – wysyczał. Nie cierpiał, gdy ktoś zbyt długo mu się przyglądał. Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę, a potem cicho oświadczyła:

– Masz coś wspólnego z magią. Musisz mieć. Ja się nie mogę mylić.

To było to! Magia przyciągnęła demona do dziewczyny i choć była to tylko słaba, ludzka odmiana, to jednak stanowiła znajomy element w obcym dla niego świecie. Darreth wyszeptał konspiracyjnie:

– Jestem Mistrzem. O to ci chodziło?

– Tak! Tak! – zachwyt Sylwii zdawał się nie mieć granic. – Naucz mnie tyle, abym mogła zdobyć tę godność.

– To nie takie proste.

– Zrobię, co zechcesz. Znam już podstawy, ale sama nigdy nie zajdę tak daleko. Nauczysz mnie?

– To niemożliwe. Musiałabyś skończyć Akademię Zła, Magii i Sztuk Obrzydliwych. A tu napotykamy dwa problemy nie do pokonania. Po pierwsze dzięki mojemu niedbalstwu Akademia nie istnieje.

Dziewczyna nie straciła jeszcze nadziei.

– Przecież kiedyś ją odbudują – zaoponowała.

– Tak – mruknął Darreth. – Za jakieś trzy Piekielne Lata, czyli nie wiadomo dokładnie kiedy.

I do tej chwili muszę się tu z wami męczyć, dodał w duchu. Cholerny wypadek! Moment nieuwagi zapewnił mu tytuł mistrzowski i trzy lata wygnania.

Zamyśliła się.

– To nawet dobrze – powiedziała. – Do tego czasu nauczysz mnie tyle, abym mogła spokojnie dostać się na tę uczelnię. Bo chyba jest egzamin wstępny?

Demon pokiwał głową.

– Jest – potwierdził. – Ale się nie dostaniesz, nawet, jeśli go zdasz.

– Czemu? Nie będziesz mnie uczył?

Demon wzruszył ramionami.

– Mogę cię uczyć, zawsze to jakaś rozrywka. Ale nie przyjmą cię ze względu na pochodzenie.

– A co w nim złego?

Darreth zaśmiał się.

– Złego? – zapytał. – Wręcz przeciwnie. Nic złego, po prostu nie jesteś demonem.

– Co?!

– Nie jesteś demonem.

– To znaczy, że ty nim jesteś?

Teraz nie mógł się już wycofać.

– Tak – odparł krzywiąc się lekko. – Jestem.

– I pochodzisz z Piekła, z prawdziwego Piekła?

– Tak. Dokładniej z Północnych Rubieży.

– Cudownie! – wykrzyknęła. – Znam demona!

– Ciszej! Chcesz, żeby wszyscy o tym słyszeli?

Sylwia pokręciła głową. Zrozumiała.

– Mieszkasz gdzieś? – zapytał Darreth.

Demon obudził się późnym rankiem i przeciągnął leniwie. Poprzedniego wieczoru zdobył uczennicę i kochankę w jednej osobie. Nieźle jak na pierwszy dzień jego nowego życia. Rozejrzał się. No tak, jak mógł zapomnieć o mieszkaniu!

Wstał i poszedł do kuchni. Była ona urządzona w nowoczesnym stylu, biało-czarne szafki z chromowanymi uchwytami zajmowały jedną z dłuższych ścian, tę bez okna. Naprzeciwko stał stół z trzema barowymi stołkami. Pomieszczenie wyglądało zbyt schludnie jak na należące do osoby zajmującej się magią, ale Darreth podejrzewał, że to tylko pozory. Otworzył pierwszą z brzegu szafkę i nie zawiódł się. Panował w niej trudny do opisania bałagan. W szufladzie służącej ludziom zazwyczaj do przechowywania sztućców znalazł kawę. To wystarczyło. Wsypał trochę do stojącego na bufecie kubka i zalał gorącą wodą. Mógł użyć jako podstawy jakiegokolwiek napoju, aby potem go zmienić (posłodzić, zamieszać, podgrzać czy schłodzić) za pomocą magii, ale smak i działanie kawy jakoś nigdy mu się nie udawały. Z dymiącym kubkiem w ręku podszedł do kuchenki mikrofalowej, w której coś zdawało się leżeć. Po śniadaniu demon wybrał się na wędrówkę po mieszkaniu. Był to przestronny, dwupokojowy lokal w wysokim apartamentowcu. Jedno z pomieszczeń służyło za nowoczesny, urządzony ze smakiem salon, w którym na całkiem wygodnej sofie spędzili ostatnią noc, ale demonowi bardziej podobała się mroczna sypialnia – tam kończyły się pozory i wyczuwał fluidy Magii.

Rozejrzał się dokładniej. Pomieszczenie nie było zbyt duże, ale całkiem pojemne. Pod oknem znajdowało się łóżko z Ikei – drewniana rama plus dwa materace, służące zarazem do snu, jak i do magicznych rytuałów. Obok, na sporej komodzie, stały różnorodne figurki i przedmioty o rzekomym zastosowaniu rytualnym. Demon otworzył szufladę mebla, potem drugą. To samo. W trzeciej i czwartej znalazł bieliznę. Na szczęście, bo już zastanawiał się nad ewakuacją z powodu niepoczytalności swej gospodyni. Pomyślał, że będzie miała znacznie więcej przestrzeni, gdy pozbędzie się tych rzeczy, które z magią miały niewiele wspólnego.

Oprócz komody w pokoju znajdowały się jeszcze szafa (z ubraniami), regały z książkami, zawieszony pod sufitem telewizor i rzucony na dywan (gładki, beżowy, miękki) przenośny komputer.

Na piaskowych ścianach wisiały obrazy ukazujące postaci różnorodnych diabłów i demonów, jednocześnie bliskie i dalekie prawdzie. Darreth nie mógł tego jednoznacznie określić, gdyż nie znał prawie żadnych diabłów, które należą do najniższej kasty w Piekle, a większość demonów posiada niemal nieograniczoną możliwość zmiany swego kształtu.

Wzruszył ramionami i odwrócił się plecami do obrazów. Na półkach regału dostrzegł szereg ksiąg dotyczących czarnej magii. Otworzył pierwszą z brzegu, przeczytał kilka zdań i wybuchnął śmiechem. Nic dziwnego, że ludzie tak łatwo zawierali transakcje z Piekłem – nic o nim nie wiedzieli. O Magii też zresztą niewiele. Przejrzał kilka stron internetowych, ze smutkiem przekonał się, że jego banicja jest całkowita – nie mógł się nawet zalogować na stronę Piekła. Wysłał rodzicom uspokajającego maila, że u niego wszystko źle i kilka makabrycznych dowcipów dla bliźniąt. Znużony ułożył się wygodnie w łóżku i włączył telewizor.

Przez trzy miesiące Darreth uczył Sylwię magii, uzyskując średnie wyniki, a w wolnych chwilach włóczył się po mieście. Obejrzał wszystkie muzea, zobaczył większość sztuk wystawianych w teatrach, wszystkie filmy wyświetlane w kinach i nadawane w telewizji oraz wiele ściągniętych z internetu. Zwiedził okoliczne zabytki (prócz kościołów, które podziwiał tylko z daleka), centra handlowe, restauracje, kluby i puby. Czytał gazety i najpopularniejsze książki. W szybkim tempie nadrobił braki w swojej wiedzy na temat Ziemi i jej mieszkańców. Polubił ten wymiar za możliwości, które stwarzał. Znalazł sobie lukę na rynku. Właściwie nie lukę, ale dziedzinę, w której mógł łatwo wyeliminować konkurencję. Zaplanował na najbliższy miesiąc budowanie własnego wizerunku, jednocześnie informując świat o swoim istnieniu i otaczając się mgłą tajemnicy. Zamierzał rzucać klątwy, za odpowiednią opłatą, oczywiście. Sprawdził, że może działać negatywnie na ludzi bez żadnych konsekwencji czy narażenia się na wykrycie swej prawdziwej natury (tak wiele z ludzkich złych życzeń się spełnia, że kilka celowych magicznych działań z pewnością umknie uwadze). Usługi miały być drogie (ale zawsze skuteczne) i elitarne (żeby usługodawca sam mógł wybrać usługobiorcę i żeby ten czuł się z tego powodu wyróżniony). Sprawa była dopięta na ostatni guzik i nadszedł czas rzucania pierwszych klątw, by rozsławić firmę, a demon poczuł się znużony. Zapragnął wakacji zanim na dobre zaczął pracę.

Nie chciał wyjeżdżać daleko, a ludzie już go zmęczyli. Zapragnął choć drobnego, nędznego „dotyku zła” w jego piekielnej postaci. Teleportował się do zamku w Łęczycy, odwiecznej siedziby Boruty. Gospodarza nie było w domu, więc Darreth postanowił skrócić sobie oczekiwanie poprzez zwiedzanie zamku. Zmienił postać, aby wyglądać bardziej swojsko. Postarzył się trochę, dodał sobie kilka kilogramów, pogrubił rysy twarzy. Skrócił i przyprószył siwizną włosy. Na koniec fundnął sobie małą łysinkę na czubku głowy.

Demon obejrzał już połowę niewielkiego zamku, zapoznając się z wizerunkami diabłów wykonanymi z różnorodnych materiałów i w wielorakich stylach oraz ze scenkami rodzajowymi z życia w czasach odległych, i był w drodze na wieżę, gdy jego wyczulone uszy wychwyciły znajomy odgłos w piwnicy – Boruta próbował zakazanej dla diabłów sztuki teleportacji, z miernym skutkiem zresztą.

Gdy Darreth przeniósł się do podziemi, Boruta wygrzebywał się spomiędzy różnych gratów. Na widok intruza wyprostował się z godnością, ukrył ogon i gniewnie wysyczał:

– Czego tu szukasz, człowieku?

– Miejscowego diabła, ale chyba źle trafiłem – odparł demon.

– Chcesz zagarnąć moje złoto! – stwierdził Boruta.

– Gadasz od rzeczy. Szukam po prostu jakiejś rozrywki.

– Zaraz będziesz ją miał! – wykrzyknął diabeł i zaatakował Darretha zaklęciem zmieniającym człowieka w żabę. Następnie zamierzył się kopytem, by rozdeptać płaza. Ku jego zdumieniu ropucha zniknęła, a na beczkach z winem siedział rozbawiony młody człowiek i machał nogami.

– Kim jesteś? – wyjąkał przerażony diabeł.

– Twoim koszmarem – oświadczył całkiem poważnie młody demon. Po czym roześmiał się, widząc narastającą panikę Boruty.

– Tak naprawdę to jestem przeklętą duszą szukającą ukojenia. No i skarbu, rzecz jasna. Bo czymże jest spokój bez złota?

Diabeł już prawie doszedł do siebie, więc ostrożnie zapytał:

– Nie jesteś przypadkiem demonem?

– No, nareszcie! Myślałem, że nigdy na to nie wpadniesz.

Boruta pobladł ze strachu, rozumiejąc od razu, w jak niekorzystnej sytuacji się znalazł przyłapany na teleportacji. Czym prędzej złożył hołd przedstawicielowi wyższej kasty Piekła. Darretha szczerze ubawił ten gest. Postanowił nie wypaść z roli. Przeszedł się po piwnicy, od niechcenia wypłoszył kilka szczurów z nor i patrzył jak rozbiegają się zdezorientowane i wystraszone.

– Może miałbyś coś, co by sprawiło, – oświadczył wyniosłym tonem – że się zastanowię i być może nie poinformuję Piekła o twoich „magicznych” wyczynach.

– Czemu zawdzięczam tak wielką łaskę, panie? – zapytał z nadzieją diabeł. Co prawda, była ona niewielka, gdyż znał nieprzeciętną złośliwość demonów.

– Nudno na tej Ziemi, szczególnie gdy ktoś nie może się ujawnić... – Darreth zawiesił głos dając diabłu szansę na własną interpretację słów. Nie zawiódł się. Boruta zrozumiał aluzję w najbardziej dla demona odpowiedni sposób.

– To straszne, Mistrzu, jak wielkiego poświęcenia wymagają tajne misje – pokiwał kudłatą głową. – Jak mógłbym ci uprzyjemnić pobyt tutaj?

– Mam trochę czasu. Zbyt mało, by dotrzeć do Piekła i tam się rozerwać, zbyt dużo, by marnować go wśród ludzi. Chciałbym, abyś pokrótce opisał mi sytuację panującą w moim świecie.

– W Piekle, Mistrzu? – chciał się upewnić diabeł.

– Tak.

– Wybacz, że pytam, ale czy nie możesz się skontaktować z jakimś demonem? Zapewne mają lepsze informacje. Masz też internet.

Darreth wykrzywił się z niechęcią.

– Oczywiście, że mógłbym, koźli pomiocie! Ale miejsce mojego pobytu musi pozostać tajemnicą.

– Tak, Mistrzu, rozumiem. Może wina?

Darreth zgodził się. Boruta nalał trunku do kryształowego kielicha, który wziął nie wiadomo skąd w zaniedbanych, zatęchłych lochach zamku, i zapytał:

– Co chcesz wiedzieć, Mistrzu?

– Opowiedz mi o ostatnich zmianach w sytuacji Piekła.

– Tak więc – zaczął diabeł – stanowisko Szatana pozostaje w rękach A’Sterotha, ale wkrótce odbędą się wybory.

– Kiedy?

– W roku Kssittle’a. Czyli za jakieś dwa ziemskie miesiące.

– Czas płynie tu inaczej, nierówno w stosunku do piekielnego – zauważył demon.

– Tak, Mistrzu, ale nauczyłem się go przeliczać. Żyję tu od dość dawna.

– Fakt. Ale kontynuuj. Kto weźmie udział?

– Zirrenth, Restoth, Filzarreth, Asserith, Geelorth. Ci na pewno. Może i inni.

– Tak jak myślałem – mruknął Darreth. – A co z dziedzicznością tronu? Nie znalazł się pretendent?

– Nie. Nic nie słychać od tysięcy lat.

– Czyli od czasu, gdy zaginął Klejnot Władcy Demonów – dodał demon i obaj zamilkli.

– Mistrzu – odezwał się po chwili z wahaniem Boruta. – Czy jeśli wyjawię ci pewien sekret, nie doniesiesz Piekłu o mnie i będę mógł dalej eksperymentować z Magią?

– To zależy od sekretu.

– Wiem, gdzie jest Klejnot.

Darreth z wrażenia aż zeskoczył z beczki.

– Jesteś pewien?! – wykrzyknął.

– Jak najbardziej.

– Mów! – zażądał demon.

– Dobrze, Mistrzu. Popełniłem kiedyś błąd przy teleportacji z Piekła tutaj i wylądowałem w innej płaszczyźnie. Wtedy ujrzałem Klejnot. Świecił złowróżbnym blaskiem i zniewalał każdego, kto na niego spojrzał. Niestety, nie miałem Klucza i nie jestem demonem. Strażnik Klejnotu zauważył to i odesłał mnie tutaj. Od tamtej pory nie mogę odnaleźć tej płaszczyzny. Zdążyłem jednak usłyszeć, jak wypowiedział jej nazwę przed odesłaniem mnie.

– Jak ona brzmiała?

– T’lirranorrgern.

Po chwili Darreth był już z powrotem w mieszkaniu Sylwii. Chodząc nerwowo po pokoju, rozważał sytuację. Aby zostać dożywotnim Władcą Demonów zwanym też Szatanem, trzeba było pochodzić z arystokratycznego rodu Piekła oraz posiadać Klejnot. Jeden warunek Darreth spełniał, ale co do drugiego...

Aby zdobyć Klejnot, pomyślał, trzeba najpierw mieć Klucz, który został ukryty przed tysiącami lat, dotrzeć do Klejnotu i zostać przez niego zaakceptowanym. Błahostka! Szczególnie, że nie wiem, gdzie leży T’lirranorrgern, a moja zdolność teleportacji jest ostatnio ograniczona do płaszczyzny, na której przebywam. Żeby to Piekło pochłonęło! Będę musiał korzystać ze zwykłych Bram. Oczywiście jeżeli znajdę Klucz.

Nie pomyślał nawet o tym, jak mało realne jest to, czego tak nagle zapragnął i jak nienaturalne nagłe rozbudzenie jego żądzy władzy. Klejnot Władcy Demonów zawładnął jego mroczną istotą niszcząc wszystkie dotychczasowe plany, pragnienia i marzenia. Nie było w dostępnych wymiarach przedmiotu bardziej pożądanego i potężniejszego dla każdej istoty z Piekła rodem.

– Muszę wyjechać – oświadczył Darreth zaskoczonej Sylwii.

– Wrócisz?

Demon uśmiechnął się złośliwie.

– Nie sądzę – powiedział. – Ale dajesz sobie doskonale radę sama.

– Na pewno nie zapomnę twoich nauk – gorliwie przytaknęła dziewczyna. – Czy mogę wiedzieć, dokąd się udajesz?

– W zasadzie tak. Wyruszam na poszukiwanie Klucza do Klejnotu Władcy Demonów.

– To niedaleko.

– Niedaleko?

– Tak. Musisz udać się w góry, przecież wiesz.

– Nie, nie wiem. Powiedz mi – Darreth starał się ukryć zaskoczenie i podniecenie. Był tak blisko celu!

– W Tatrach jest przejście do Grenthi.

– Wiem gdzie – wyszeptał demon.

– Klucz ukryto właśnie tam.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?! – wykrzyknął, tracąc panowanie nad emocjami. Żądza władzy płonęła w jego żyłach.

– Pojechałbyś go szukać zamiast mnie uczyć – wyznała Sylwia z rozbrajającą szczerością. – Zresztą, po co ci Klucz, jeśli nie wiesz, gdzie jest Klejnot?

– Może i masz rację – rzekł zamyślonym głosem. – Ale zawsze się przyda. Od czegoś trzeba zacząć.

Copyright © Anna Sikorska 2012

Wydanie I

Smashwords Edition

ISBN 978-83-935424-1-3

Cover, layout and epub by Laboremus Oslo AS

Wydawnictwo: Anna Sikorska

Oslo 2012

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości albo fragmentu – z wyjątkiem cytatów w artykułach i recenzjach – możliwe jest tylko za zgodą wydawcy.