Zimowy ślub - Lisa Kleypas - ebook + audiobook + książka

Zimowy ślub ebook i audiobook

Lisa Kleypas

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nowe wydanie trzeciego tomu serii „Wallflowers” autorstwa amerykańskiej królowej romansu.

Evangeline Jenner będzie bogata – po śmierci ojca ma odziedziczyć wielki majątek, na który jednak czyhają jej bezwzględni krewni. Zdesperowana młoda kobieta postanawia zaproponować małżeństwo i fortunę Sebastianowi St. Vincentowi – największemu londyńskiemu hulace – w zamian prosząc o zapewnienie jej bezpieczeństwa. Pomysł może wydawać się koszmarny – reputacja arystokraty jest tak fatalna, że nawet najkrótsze spotkanie z nim może narazić na szwank dobre imię każdej szanującej się panny. Jednakże przyciąganie między nimi wydaje się wynagradzać wszelkie różnice charakteru. Nieufna Evangeline ma dla przyszłego męża jeden warunek: przez pierwsze trzy miesiące po ślubie Sebastian nie będzie miał wstępu do jej łoża. Pożądanie między partnerami rośnie z każdą chwilą, a mężczyzna coraz bardziej zaczyna doceniać siłę ukrytą w głębi duszy jego nowo poślubionej żony. Evangeline zaczyna jednak grozić niebezpieczeństwo ze strony wrogów z przeszłości. Czy Sebastianowi uda się ją ochronić?

Lisa Kleypas(ur. 1964) – amerykańska pisarka, której romanse stały się bestsellerami na całym świecie. Tworzy opowieści historyczne i współczesne, a grono ich wiernych czytelniczek powiększa się z każdą nową książką. Mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 347

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 53 min

Lektor: Kaja Walden

Oceny
4,4 (153 oceny)
89
47
13
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jagod_sto

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita. Polecam wszystkim co lubią romanse.
20
Naddia

Nie oderwiesz się od lektury

Ten tom jest najlepszy.
10
Cathy_Parr

Nie oderwiesz się od lektury

Zawsze boska!!!!
10
Nika_Roza

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam❤️
10
LeEmsi

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna! Wywołała we mnie, jak na razie, najwięcej emocji - zabieram się za kolejną część!
00

Popularność




Tytuł oryginału

THE DEVIL IN WINTER

Copyright © 2006 by Lisa Kleypas

All rights reserved

Projekt okładki

Ewa Wójcik

Zdjęcie na okładce

© Malgorzata Maj/Arcangel.com

Redaktor prowadzący

Monika Kalinowska

Opieka redakcyjna

Jadwiga Mik

Redakcja

Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8352-523-5

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Christinie, Connie, Liz, Mary i Terri

– za cudowną przyjaźń.

Zawsze z miłością, L.K.

Rozdział 1

Londyn, 1843

Patrząc na młodą kobietę, która wdarła się do jego londyńskiej rezydencji, lord Sebastian St. Vincent pomyślał, że być może tydzień wcześniej w Stony Cross Park próbował porwać niewłaściwą pannę.

Wprawdzie do tamtego czasu porwanie nie figurowało na długiej liście jego występków, jednak powinien był wykazać więcej rozumu w tej sprawie.

Z perspektywy czasu Lillian Bowman wydała mu się głupim wyborem, choć wtedy widział w niej idealne rozwiązanie swojego problemu. Pochodziła z bogatej rodziny, podczas gdy Sebastian miał tytuł, ale groziła mu katastrofa finansowa. Sama Lillian, ciemnowłosa piękność o wybujałym temperamencie, zapowiadała się na odpowiednią partnerkę łóżkowych uciech. Powinien był wybrać znacznie mniej waleczną ofiarę. Lillian Bowman, pełna życia dziedziczka amerykańskiej fortuny, stawiała zacięty opór jego planom, dopóki nie uratował jej narzeczony, lord Westcliff.

Panna Evangeline Jenner, stojąca teraz przed Sebastianem istota nadzwyczajnej łagodności, różniła się od Lillian Bowman pod każdym możliwym względem. Przyglądał się jej z nie do końca skrywaną pogardą i próbował sobie przypomnieć, co właściwie o niej wie. Evangeline była jedynym dzieckiem Ivo Jennera, okrytego złą sławą właściciela londyńskiej jaskini hazardu, i kobiety, która z nim uciekła… by wkrótce zrozumieć, jak wielki popełniła błąd. Matka Evangeline miała zacnych przodków, ale ojciec wywodził się z mocno szemranego środowiska. Mimo skazy na rodowodzie Evangeline stanowiłaby całkiem przyzwoitą partię, gdyby nie jej chorobliwa nieśmiałość, skutkująca nieznośnym dla ucha jąkaniem.

Sebastianowi zdarzyło się słyszeć, jak mężczyźni deklarowali, że woleliby nosić włosienicę i mieć skórę otartą do krwi, niż nawiązać rozmowę z Evangeline Jenner. Rzecz jasna sam bardzo się starał jej unikać, co nie przedstawiało trudności, jako że panna Jenner zwykle chowała się po kątach. Do tej pory nie mieli okazji do bezpośredniego kontaktu, którego brak najwidoczniej odpowiadał im obojgu.

Teraz jednak Sebastian musiał stawić jej czoło. Z jakiegoś powodu panna Jenner uznała za stosowne pojawić się bez zaproszenia w jego domu, i to o skandalicznie późnej godzinie. Jakby ta okoliczność nie była dość kompromitująca, przyszła sama… a pół minuty spędzone sam na sam z Sebastianem wystarczało, by zrujnować reputację każdej dziewczyny. Uchodził za zdeprawowanego, pozbawionego zasad i w dodatku z dumą manifestował te cechy. Celował w swym ulubionym zajęciu – bezwzględnym uwodzeniu − i osiągnął w nim mistrzostwo, dostępne niewielu innym rozpustnikom.

Rozparty na fotelu, Sebastian z udawaną obojętnością patrzył na zbliżającą się Evangeline Jenner. Bibliotekę oświetlał jedynie ogień z paleniska; pełgające płomyki wydobywały z mroku twarz młodej kobiety. Wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia lat, miała świeżą cerę, a w oczach rodzaj niewinności, która zawsze budziła w nim niechęć. Nigdy nie cenił ani nie podziwiał tej cnoty.

Uprzejmość nakazywała unieść się z miejsca, jednak w zaistniałych okolicznościach nie widział potrzeby silenia się na tego rodzaju gesty. Nonszalanckim machnięciem wskazał na drugi fotel stojący przed kominkiem.

– Proszę usiąść, jeśli ma pani ochotę – rzekł. – Choć na pani miejscu nie planowałbym tu długo zabawić. Łatwo się nudzę, a pani bynajmniej nie cieszy się opinią błyskotliwej rozmówczyni.

Evangeline nie dała się zniechęcić jego gburowatością. Sebastian z mimowolnym zaciekawieniem pomyślał o wychowaniu, które uodporniło ją tak skutecznie, że gładko przełknęła jego obraźliwe zachowanie, podczas gdy każda inna dziewczyna spłonęłaby rumieńcem lub zalała się łzami. Panna Jenner miała albo mózg jak ziarnko grochu, albo wyjątkowo mocne nerwy.

Evangeline zdjęła płaszcz, umieściła go na podłokietniku tapicerowanego fotela, po czym usiadła, bez wdzięku i wystudiowanej pozy. Szara mysz, pomyślał Sebastian, przypominając sobie, że dziewczyna przyjaźni się nie tylko z Lillian Bowman, ale też z jej młodszą siostrą Daisy i z Annabelle Hunt. Te cztery młode kobiety uczestniczyły w wielu balach i wieczorkach muzycznych ostatniego sezonu, niezmiennie podpierając ściany. Ostatnio los stał się dla nich łaskawszy, ponieważ Annabelle w końcu udało się złapać męża, a Lillian niedawno usidliła lorda Westcliffa, Sebastian wątpił jednak, by uśmiech fortuny obejmował również tę niewydarzoną istotę.

Kusiło go, żeby zapytać o powód odwiedzin, ale bał się, że dojdzie do rozwlekłych dukanych wyjaśnień, które umęczą ich oboje. Czekał więc z wymuszoną cierpliwością, aż Evangeline zbierze się w sobie na tyle, by powiedzieć, z czym do niego przyszła. Wykorzystał przeciągające się milczenie, by lepiej się przyjrzeć pannie Jenner, i z pewnym zaskoczeniem odkrył, że jest całkiem atrakcyjna. Dotąd nigdy nie okazał jej bezpośredniego zainteresowania − kojarzył ją raczej jako nieciekawego rudzielca o niepozornej sylwetce. Tymczasem była śliczna.

Gapił się na Evangeline, czując, jak tężeją mu mięśnie i unoszą się cienkie włoski na karku. Nie zmienił pozy na fotelu, tylko wbił koniuszki palców w miękką tapicerkę. Wydało mu się dziwne, że nigdy nie zwracał uwagi na tę kobietę, podczas gdy tak wiele w niej zasługiwało na zauważenie. Włosy o najbardziej żywym odcieniu rudości, jaki w życiu widział, w świetle płomieni lśniły czerwonym żarem. Cienkie, regularne brwi i gęste, długie rzęsy miały nieco ciemniejszą barwę. Cerę, jasną jak u wszystkich rudowłosych, znaczyły piegi na nosie i policzkach. Sebastian pomyślał z rozbawieniem, że wyglądają jak ozdobne złote cętki, którymi oprószyła ją jakaś przyjazna wróżka. Evangeline miała niemodnie pełne, naturalnie różowe usta i wielkie, okrągłe, niebieskie oczy. Piękne, lecz pozbawione emocji, jak u woskowej lalki.

– O-otrzymałam wiadomość, że moja przyjaciółka, panna Bowman, jest obecnie lady Westcliff – zaczęła ostrożnie Evangeline. – Wyjechała z lordem Westcliffem do Gr-gretna Green, po tym jak pana… odprawił.

– Stłukł mnie na miazgę, należałoby raczej powiedzieć – wtrącił lekkim tonem Sebastian, wiedząc, że musiała zauważyć siniaki na jego szczęce, powstałe w wyniku słusznej wściekłości hrabiego Westcliffa. – Nie spodobało mu się, że chciałem pożyczyć jego narzeczoną.

– Pan ją p-porwał – przypomniała mu spokojnie Evangeline. – „Pożyczenie” sugeruje, że zamierzał ją pan zwrócić.

Sebastian po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiechnął. Najwyraźniej wcale nie była taka głupia.

– Zatem porwał, skoro zależy pani na dokładności. Czy dlatego postanowiła mnie pani odwiedzić, panno Jenner? Żeby powiadomić mnie o szczęściu tej pary? Mam dość tego tematu. Lepiej, żeby powiedziała pani coś ciekawego, bo inaczej obawiam się, że będzie pani musiała wyjść.

– P-pragnął pan panny Bowman, ponieważ jest dziedziczką – kontynuowała Evangeline. – A pan potrzebuje się ożenić z kimś bogatym.

– W istocie – przyznał Sebastian. – Mój ojciec, książę, nie dopełnił jedynego obowiązku, jaki miał w życiu: nie utrzymał rodzinnej fortuny, żeby mi ją przekazać. Moim obowiązkiem natomiast jest spędzanie czasu na rozpuście i czekanie na jego śmierć. W przeciwieństwie do księcia wręcz popisowo wywiązuję się ze swojego zadania. Tymczasem on nie dość, że fatalnie rozporządził rodzinnym majątkiem i jest obecnie niewybaczalnie ubogi, to jeszcze, co gorsze, cieszy się dobrym zdrowiem.

– Mój ojciec jest bogaty – oznajmiła Evangeline bez emocji. – I umierający.

– Gratuluję. – Sebastian przyjrzał się jej z uwagą. Nie wątpił, że Ivo Jenner dorobił się znacznej fortuny na swoim przedsięwzięciu. Londyńscy dżentelmeni chodzili do klubu Jennera wabieni hazardem, dobrym jedzeniem, mocnymi trunkami i niedrogimi prostytutkami. Panowała tam atmosfera ekstrawagancji zaprawionej swojską pospolitością. Prawie dwadzieścia lat wcześniej klub Jennera stanowił pośledniejszą konkurencję dla legendarnego Craven’s, najwspanialszego i odnoszącego największe sukcesy klubu hazardowego, jaki kiedykolwiek działał w Anglii.

Jednak kiedy Craven’s doszczętnie spłonął, a właściciel nie zdołał go odbudować, Jenner, siłą rzeczy, odziedziczył rzeszę bogatych klientów i zyskał wyższą niż wcześniej pozycję, co nie znaczy, że w czymkolwiek dorównywał Craven’s. O charakterze tego rodzaju miejsca decydował temperament i styl właściciela, a Jennerowi brakowało jednego i drugiego. Derek Craven bez dwóch zdań miał usposobienie showmana. Ivo Jenner w niczym go nie przypominał − był brutalem o mocnych pięściach, byłym bokserem bez specjalnego talentu, któremu jakimś cudownym zrządzeniem losu powiodło się w interesach.

I oto Sebastian miał przed sobą córkę Jennera, jego jedyne dziecko. Jeśli zamierzała złożyć mu propozycję, której się spodziewał, nie mógł sobie pozwolić na odmowę.

– Nie chcę pańskich g-gratulacji – powiedziała Evangeline, odnosząc się do jego wcześniejszej uwagi.

– A czego chcesz, dziecko? – spytał łagodnym tonem Sebastian. – Zechciej, proszę, przejść do rzeczy. To już się staje męczące.

– Chcę spędzić z ojcem ostatnie dni jego ż-życia. Rodzina matki nie pozwala mi się z nim widywać. Próbowałam uciec do jego klubu, ale zawsze mnie łapali i ponosiłam karę. Tym razem d-do nich nie wrócę. Mają wobec mnie plany, których zamierzam uniknąć… nawet kosztem mojego życia, jeśli zajdzie taka konieczność.

– A jakież to plany? – rzucił lekko Sebastian.

– Próbują mnie zmusić do poślubienia jednego z moich kuzynów. Eustace’a Stubbinsa. Nic go nie o-obchodzę, podobnie jak on mnie… ale jest posłusznym pionkiem w spisku uknutym przez moją rodzinę.

– Mającym na celu przejęcie kontroli nad fortuną pani ojca po jego śmierci?

– Tak. Z początku brałam pod uwagę takie rozwiązanie, bo myślałam, że moglibyśmy z panem Stubbinsem mieć własny dom… i sądziłam… że dałoby się żyć z dala od reszty z nich. Ale pan Stubbins powiedział mi, że nie ma zamiaru nigdzie się wyprowadzać. Chce nadal mieszkać pod rodzinnym dachem… a ja chyba długo tam nie zostanę. – W obliczu obojętnego milczenia Sebastiana dodała cicho: − Sądzę, że zamierzają mnie z-zabić, kiedy już dostaną pieniądze ojca.

Sebastian nie odrywał wzroku od jej twarzy, choć zachował lekki ton.

– Bardzo nieładnie z ich strony. Ale dlaczego miałoby mnie to obchodzić?

Evangeline nie dała się sprowokować; jej spokojne, pewne spojrzenie dowodziło wewnętrznej siły, jakiej Sebastian jeszcze nigdy nie spotkał u kobiety.

– Proponuję panu małżeństwo – oświadczyła. – Chcę, żeby mnie pan chronił. Mój ojciec jest zbyt chory i słaby, żeby mi pomóc, a dla przyjaciół nie chcę być ciężarem. Wierzę, że zgodziliby się mnie przygarnąć, ale nawet wówczas musiałabym ciągle mieć się na baczności w obawie, że moi krewni wykradną mnie od nich i zmuszą do uległości. Niezamężna kobieta ma niewiele możliwości, zarówno towarzyskich, jak i prawnych. To nie w p-porządku… ale nie mogę sobie pozwolić na walkę z wiatrakami. Potrzebuję m-męża. Pan potrzebuje bogatej żony. Oboje jesteśmy zdesperowani, co każe mi wierzyć, że zgodzi się pan na moją p-propozycję. Jeśli tak, chciałabym pojechać do Gretna Green jeszcze dzisiaj. Natychmiast. Jestem pewna, że moi krewni już mnie szukają.

Zapadła ciężka, pełna napięcia cisza. Sebastian mierzył Evangeline nieprzyjaznym spojrzeniem. Nie ufał jej. A po porażce sprzed tygodnia nie miał ochoty na powtarzanie niemiłych doświadczeń.

Co do jednego panna Jenner miała rację. Sebastian był zdesperowany. Wielu mogło zaświadczyć, że lubił dobrze się ubierać, smacznie jadać, prowadzić życie na wysokim poziomie. Skąpe miesięczne uposażenie, które dostawał od księcia, wkrótce miało zostać obcięte, a na rachunku pozostało mu zbyt mało, by przeżyć do końca miesiąca. Dla człowieka, który nie miał oporów przed wybieraniem łatwych rozwiązań, taka oferta stanowiła wybawienie. Jeśli naprawdę kobieta była gotowa wcielić swój plan w życie.

– Nie zagląda się w zęby darowanemu koniowi – odezwał się w końcu spokojnie. – Ale ile życia zostało pani ojcu? Niektórzy spędzają na łożu śmierci długie lata. Zawsze uważałem, że nieładnie tak trzymać ludzi w oczekiwaniu.

– Nie będzie pan musiał długo czekać – odpowiedziała cierpkim tonem. – Powiedziano mi, że może umrzeć do dwóch tygodni.

– Jaką mam gwarancję, że nie zmieni pani zdania, zanim dotrzemy do Gretna Green? Wie pani, jakim jestem typem człowieka, panno Jenner. Mam pani przypomnieć, że w zeszłym tygodniu próbowałem porwać i zniewolić jedną z pani przyjaciółek?

Evangeline wytrzymała jego spojrzenie. Oboje mieli niebieskie oczy, ale on jasne, ona – ciemnoszafirowe.

– Próbował pan zgwałcić Lillian? − spytała lekko zduszonym głosem.

– Groziłem jej, że to zrobię.

– Zamierzał pan spełnić groźbę?

– Nie wiem. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem. Ale jak sama pani powiedziała, jestem zdesperowany. A skoro już jesteśmy przy tym temacie… proponuje mi pani małżeństwo z rozsądku czy też mamy czasami ze sobą sypiać?

Evangeline zignorowała jego pytanie.

– Wziąłby ją pan siłą czy nie? – powtórzyła z naciskiem.

Sebastian popatrzył na nią z nieskrywaną drwiną.

– Jeśli powiem, że nie, panno Jenner, to skąd pani będzie wiedzieć, czy przypadkiem nie kłamię? Nie. Nie zgwałciłbym jej. Takiej odpowiedzi pani sobie życzy? Proszę w nią wierzyć, jeśli dzięki temu czuje się pani bezpieczniej. A co do mojego pytania…

– P-prześpię się z panem jeden raz, żeby małżeństwo nabrało mocy prawnej – oznajmiła. – I nigdy więcej.

– Cudownie – mruknął. – Rzadko miewam ochotę iść do łóżka z tą samą kobietą więcej niż raz. Kiedy mija urok nowości, robi się strasznie nudno. Poza tym nigdy nie będę aż takim mieszczuchem, żeby pożądać własnej żony. To by oznaczało brak środków na utrzymywanie kochanki. Oczywiście jest jeszcze kwestia zapewnienia mi dziedzica… ale jeśli zachowa pani dyskrecję, nie będzie mnie obchodziło, kto tak naprawdę go spłodził.

Nawet nie mrugnęła.

– Będę chciała cz-części dziedzictwa w formie funduszu powierniczego na moje imię. Pokaźnej części. Dochód będzie do mojej wyłącznej dyspozycji i będę z niego korzystać wedle własnego uznania. Bez tłumaczenia się panu ze swoich poczynań.

Sebastian zrozumiał, że tej kobiecie bynajmniej nie brak inteligencji, choć przez nieszczęsne jąkanie wielu zakładało inaczej. Bez wątpienia przywykła do tego, że jest niedoceniana, ignorowana, niezauważana. Czuł, że w miarę możliwości obraca to na swoją korzyść. Wzbudziła jego zainteresowanie.

– Byłbym głupcem, ufając pani – stwierdził. − Może się pani w każdej chwili wycofać z naszej umowy. A okazałaby pani jeszcze większą głupotę, ufając mi. Ponieważ kiedy już będziemy małżeństwem, mogę pani zgotować piekło, o jakim rodzinie pani matki nawet się nie śniło.

– Chyba wolę, żeby mnie to spotkało ze strony kogoś, kogo sama wybiorę – odparła ponuro Evangeline. – Wolę pana od Eustace’a.

Sebastian uśmiechnął się szeroko.

– Nie najlepiej to o nim świadczy.

Nie odwzajemniła uśmiechu, jedynie lekko odchyliła się do tyłu, jakby opadło z niej wielkie napięcie, i popatrzyła na niego z rezygnacją. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, Sebastian poczuł dziwne mrowienie przebiegające od głowy aż do palców stóp.

Widok kobiety zawsze łatwo go podniecał, już dawno to sobie uzmysłowił. Niektóre wzbudzały w nim rodzaj żaru, rozpalały jego zmysły do niespotykanego stopnia. Z jakiegoś powodu ta niezręczna, jąkająca się dziewczyna do nich należała. Miał ochotę pójść z nią do łóżka.

Ożywiona wyobraźnia podsuwała mu widok jej ciała, kończyn i krągłości, skóry, której jeszcze nie widział, pośladków miękko układających się w dłoni. Chciał czuć w nozdrzach jej zapach… dotyk jej długich włosów na swojej piersi i szyi. Miał ochotę robić z jej ustami… i z własnymi rzeczy wprost niesłychane.

– Zatem postanowione – rzekł. − Przyjmuję pani propozycję. Jest jeszcze wiele do omówienia, ma się rozumieć, ale będziemy mieć na to dwa dni, zanim dotrzemy do Gretna Green. – Wstał z fotela i się przeciągnął; kąciki ust same uniosły mu się w uśmiechu, gdy zauważył, że Evange­line Jenner szybko prześliznęła się wzrokiem po jego ciele. – Zarządzę przygotowanie powozu i każę kamerdynerowi spakować moje ubrania. Wyjedziemy w ciągu godziny. Jeśli przypadkiem będzie się pani chciała wycofać podczas podróży, to panią uduszę.

Spojrzała na niego z ironią.

– N-nie byłby pan taki nerwowy, gdyby w zeszłym tygodniu nie trafił na niechętną ofiarę.

– Celny cios. Czy zatem możemy panią uznać za chętną ofiarę?

– Więcej niż chętną – oznajmiła zwięźle Evangeline. Sprawiała wrażenie, jakby chciała natychmiast ruszyć w drogę.

– Takie lubię najbardziej – oznajmił Sebastian, po czym, skłoniwszy się uprzejmie, wyszedł z biblioteki.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI