Zdradzona - Aleksandra Polańska - ebook + audiobook + książka

Zdradzona ebook i audiobook

Polańska Aleksandra

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kochająca żona, spełniona matka, kobieta sukcesu... i zdrada, która wszystko zmienia.

 

Izabela Szulc, pisarka bestsellerowych powieści, odkrywa, że jest zdradzana przez swojego męża Krzysztofa. Wkrótce przeprowadza się z rodziną do Gdyni, by zacząć wspólne życie na nowo, nie wyjawiając nikomu co tak naprawdę zmusiło ich do zmiany miejsca zamieszkania. 

Jednak przeszłość i wspomnienie tego, co spotkało kochankę męża prześladuje Izabelę. 

Pisarka wpada w obsesyjną zazdrość na punkcie kolejnej młodej kobiety. 

Niepewna komu może zaufać, chcąca za wszelką cenę ratować swoją rodzinę Izabela czuje się coraz bardziej zagubiona. 

 

Czy pierwsza zdrada pociągnie za sobą następną?

I czy dojdzie do ponownej tragedii?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 313

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 25 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Magdalena Emilianowicz

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Albo go kocha, albo się uparła.

Na dobre, na niedobre i na litość boską.

 

Wisława Szymborska,

Portret kobiecy

 

 

 

 

 

PROLOG

 

Patrzę na ekran komputera i na kursor bezlitośnie migający ciągle w tym samym miejscu. Na początku czystej kartki. Powtarzam sobie, że jestem autorką kilku dobrych książek. Potrafię pisać, potrafię sklecić parę sensownych zdań. Już nieraz to robiłam. Ale nie mam sił. Nie wierzę w bohaterów, którzy z trudem uformowali się w mojej głowie. Nie są przepełnieni miłością, a lękiem. Są potwornie zagubieni. Nierzeczywiści, wbrew oczekiwaniom moich czytelników. Wstaję od biurka, ogarniam wzrokiem gabinet, który jest teraz czymś na kształt mojego więzienia, i wyglądam przez okno. Delikatnym ruchem gładzę firankę, przyglądam się naszemu ogrodowi i wtedy widzę ją, biegającą za moimi dziećmi. Odruchowo cofam się w głąb pomieszczenia. Nie chcę, żeby mnie zauważyła i pomyślała, że ją kontroluję. Po prostu im zazdroszczę. Dziś jest wyjątkowo ciepło, aż szkoda nie korzystać z tak długo nieobecnego słońca.

Dostrzegam, jak wdzięcznie porusza się z szerokim uśmiechem na ustach i włosami rozwianymi przez kwietniowy wiatr. Bawią się w berka, na co ja nigdy, mimo wielokrotnych próśb moich córek, nie wykazywałam ochoty. Dziewczyna emanuje młodością, jest energiczna i pełna apetytu na życie. Całe jej smukłe ciało faluje w tym biegu, dodając jej jeszcze więcej uroku. Jest jak promień słońca widziany po wielu dniach pełnych chmur. Jak wiosenny dzień po srogiej zimie, kiedy już całkowicie stracimy nadzieję, że nadejdzie jakakolwiek poprawa.

Wracam do biurka i ciężko opadam na krzesło. Znowu pusta kartka, przypominająca, że jest źle, a z każdym upływającym dniem będzie coraz gorzej, bo zbliża się termin. Zamykam powieki i próbuję wydobyć z siebie cokolwiek. Mam tylko dokończyć plan, przecież to nic trudnego. Nie potrafię się tu wyspać, chodzę notorycznie zmęczona i otumaniona. Jej pomocy nie powinnam była przyjmować, ale przepełniało mnie szczere przekonanie, że uda mi się wykrzesać z siebie nie tyle ogień, ile choć kilka iskier.

Po dziesięciu minutach dziewczyna staje w drzwiach gabinetu, wcześniej lekko zapukała, ale nie czekała na moje zaproszenie. Jedną ręką przytrzymuje się ciemnobrązowej futryny. Jest przygarbiona, jakby przestraszona faktem, że musiała do mnie przyjść. Nasze przywitanie należało do chłodnych po tym, co odkryłam w jej telefonie.

– Odgrzewamy zaraz obiad, pomyślałam, że jest pani głodna, to już czwarta godzina bez przerwy…

Opuszczam pospiesznie klapę laptopa, choć i tak musiała widzieć, że strona jest biała. Wypuszczam wolno powietrze z płuc, próbując uspokoić puls.

Plan był taki, by w osamotnieniu dokończyć konspekt. Jednak to nie jej wina, że niczego nowego nie wymyśliłam. Moja złość powoli topnieje i zastępuje ją rozczarowanie. Jestem sama sobą zawiedziona.

– Dziękuję, zaraz zejdę. – Pozwalam sobie na uśmiech. Jej towarzystwo zdecydowanie mi nie odpowiada, natomiast z wielką chęcią uwolnię się z tego pokoju.

– Mogę spytać, o czym będzie nowa książka? Oliwia pożyczyła mi Uratuje nas miłość. Była świetna!

Mam ochotę wybuchnąć nerwowym śmiechem, jednak opanowuję się w miarę szybko. Nie chcę wyjść na zblazowaną, ledwie słyszalnie odpowiadam pod nosem „dziękuję”. Prawdę mówiąc, sama chciałabym wiedzieć, o czym mam pisać.

– Czytałam recenzje, niektórzy twierdzą, że dzięki pani powieści uwierzyli w miłość. Ja także byłam pod wrażeniem – ciągnie.

– A jeśli ja sama już w nią nie wierzę?

– Ale takie bezgraniczne uczucie jak z pani książki istnieje – upiera się. – Jestem tego pewna, nie wiem, czy kiedyś go doświadczę, ale życzyłabym sobie tego.

– To miłe, jednak naiwne – stwierdzam sucho. Krzyki dziewczynek ustały, kontrolnie zerkam przez okno, z zadowoleniem dostrzegam, że przysiadły na dwuosobowej huśtawce, którą ostatnio im kupiłam. – A mój nowy pomysł jest jeszcze nie do końca dopracowany, więc wolę się nim nie dzielić.

– Nie jest pani szczęśliwa?

Och, tego już za dużo. Ta dziewczyna naprawdę zaczyna być wścibska. Odrzucam włosy w tył i wychodzę razem z nią z gabinetu. Kieruję się na parter, żeby nie przedłużać tej uciążliwej rozmowy.

– Jestem bardzo szczęśliwa.

– Jeśliby pani nie była, to po prostu może warto to uwzględnić, pisarze przecież bazują na własnych doświadczeniach, prawda? – docieka, gdy obie schodzimy po schodach.

Ona przede mną. Gdybym oddała kontrolę złości, jaka obecnie we mnie kipi, mogłabym ją z łatwością zepchnąć.

– Co masz na myśli? – pytam z grzeczności, niezainteresowana jej odpowiedzią.

– W sumie to sama nie wiem… – Zawstydza się. – Po prostu dała pani czytelnikom nadzieję, poskładała pani ich serca.

Przytakuję niechętnie.

– Niech pani je znowu złamie – oświadcza, jakby to było zupełnie naturalne. Jakby wiedziała, że sama jestem w rozsypce.

Może to faktycznie tylko mnie się wydaje, że dość dobrze ukrywam mroczne wątki z naszej przeszłości, a tak naprawdę widać, że coś mnie trawi od środka. Powoli kiełkuje we mnie idea, by przeorać emocjonalnie ludzi, którzy będą liczyli na szczęśliwe zakończenie.

By złamać im serce, tak jak mąż złamał je mnie.

Nie sądziłam wówczas, że młoda kobieta stojąca obok mnie zagra w tym dramacie tak tragiczną rolę.

 

 

 

 

 

TERAZ

 

Wpatruję się w horyzont. Zachód słońca nad morzem wygląda dziś bajecznie, a mnie dane będzie oglądać go codziennie. Powinnam się mieć za szczęściarę, uśmiecham się ze smutkiem na samą tę myśl.

Zamiast tracić czas na rozpakowywanie walizek, które od dwóch dni pozostają nietknięte, a w których jest wiele rozmaitości niezbędnych do funkcjonowania, przyprowadziłam córki na plażę. Milena próbuje zbudować zamek, a Dagmara doskonali swoje umiejętności gimnastyczne. Mimo że temperatura nie przekracza piętnastu stopni, od kiedy zobaczyły wodę i piasek, wydają się takie szczęśliwe. Ich nosy są już intensywnie czerwone, przypominają te u reniferów z bożonarodzeniowej bajki, a wiatr zacina bez najmniejszej litości, ale ani one, ani ja nie mamy dość. Oddycham powoli, napawając się chwilą, w której mogę pobyć sama ze sobą. Ostatnimi czasy wiele się działo. Wiele złych rzeczy, w obliczu których dostojna tafla morza wydaje się zbyt dużym kontrastem. Dlatego chłonę ten spokój, bo bardzo mi go brak.

Całe miasto i otoczenie są dla nas nowe.

Wiem, że dziewczynki tęsknią za dotychczasowym domem, pozostaje mi mieć nadzieję, że tutaj także znajdą przyjaciół. Ludzie, których spotykamy na swojej drodze, są w gruncie rzeczy tacy sami, różnią się okoliczności i miejsca, lecz zawsze jesteśmy w stanie odnaleźć bratnią duszę, nawet na drugim końcu świata, prawda?

Milena od września zaczyna szkołę, zatem i tak musiałaby nawiązać nowe przyjaźnie, przynajmniej tak sama sobie tłumaczę. Gorzej sprawa się ma z Dagmarą, która na wieść o wyprowadzce z podwrocławskiego Jelcza-Laskowic do Gdyni urządziła karczemną awanturę i od dnia, gdy oznajmiliśmy jej naszą decyzję, odzywa się do mnie jedynie emanującymi wrogością półsłówkami.

Morze huśtane wiatrem przyprawia mnie o dreszcze, jest takie majestatyczne. Fale delikatnie biją o brzeg, a ja pod palcami czuję piasek. Biorę garść do ręki i zaczynam ciurkiem wypuszczać go z zaciśniętej pięści. Ziarenka zlatują wąskim potokiem, przywodząc na myśl klepsydrę. Odpływam myślami, ale zamiast oczami wyobraźni widzieć naszą przyszłość w tym wspaniałym miejscu, cofam się, choć nie powinnam w żadnym wypadku tego robić. Zatopienie się we wspomnieniach jest jak wejście w otchłań, która jedynie cię pogrąża, ciągnie w dół, nie dając szans, bo wcześniej do twojej szyi został uwiązany głaz.

– Mamo, nie udaje mi się. – Milena podbiega do mnie, a ja głaszczę jej delikatne i potargane jak zwykle włosy o miodowym odcieniu. Mogłyby być nieco, ale i tak zachwycają mnie miękkością i blaskiem.. Moja młodsza córka i tak ma wygląd aniołka, uwielbia się do mnie przytulać i czerpię radość z faktu, iż jeszcze nie zaczęła mieć własnego zdania na każdy temat, tak jak jej starsza siostra.

– Kochanie, to nie jest takie łatwe. Jutro przyjdziecie tu z tatą, on lepiej zna się na takich budowlach.

– A jak nie będzie miał czasu?

– Będzie miał go aż nadto. Uwierzcie mi – zapewniam i łapię się na tym, że naprawdę głęboko w to wierzę.

Krzysztof przyjął posadę radcy prawnego w kancelarii swojego wuja. Obecnie adaptuje na własne potrzeby gabinet, który pozostawił mu krewny. Znaleźliśmy ekipę budowlaną, na dniach powinna już ruszyć z pracami remontowymi. Krzysiek jest bardzo dobry w tym, co robi, i interes w poprzednim miejscu zamieszkania kręcił się doskonale. Byłoby ciężej zaczynać całkiem od nowa, tymczasem mój mąż jest jak kot. Zawsze spada na cztery łapy. Nie startuje od zera tak jak my. Musi jedynie odnowić przestarzale urządzony lokal, reszta wspólników kancelarii przyjęła go do swojego zespołu entuzjastycznie.

Szum fal działa na mnie kojąco. Mila nie ustaje w swoich ambitnych planach. Czuję się dumna z mojej rodziny. Jestem szczęśliwą żoną i matką, spełnioną kobietą. Powtarzam to sobie uparcie. I tak też to odbierają postronni ludzie. A jeśli zostałaś zraniona wewnętrznie, fakt, że nie widać tego gołym okiem, zdaje się nieco pomocny. Niewiele, ale jednak. Zdrady nie widać na zewnątrz.

Biorę do ręki telefon i sprawdzam powiadomienie z poczty. Dwa maile od wydawnictwa. Nie czytam ich, wygaszam ekran, udając, że wiadomości nie istnieją. Trzy lata temu odkryłam, że moją pasją jest pisanie książek. Niesamowite, jak z kilkunastu znaków na klawiaturze można stworzyć historie pełne życia, wzruszeń i wszelakich emocji, jakich tylko sobie życzymy.

Zawsze przerażała mnie wizja spotkań autorskich, więc tych unikam jak ognia. Czuję wielki stres, odpowiadając na pytania przed nieznajomymi. Jestem typem pisarza, który spełnia się w domowym zaciszu i nie potrzebuje poklasku. Nigdy nie marzyłam też, że którakolwiek z moich powieści zyska miano absolutnego bestsellera i będzie biła rekordy popularności. Ale tak się stało.

Uwielbiam czas spędzany przed komputerem, gdy mogę panować nad losami moich bohaterów. Najlepiej odnajduję się w historiach obyczajowych, czasem z nutką romansu. Gdy klikam zapalczywie w klawisze, wtedy wiem, że żyję. Ostatnio nawet to odebrał mi los. Przyjemność z pisania. Wyzbyłam się kreatywności. Mój mózg przeszedł w tryb przetrwania, a wówczas trudno skupić się na czymś więcej niż na podstawowych czynnościach. Mimo wszystko muszę wykrzesać z siebie tę iskrę, którą gdzieś po drodze utraciłam. Wciąż łudzę się, że kiedy zatracę się w pisaniu, odnajdę spokój.

Mój wymyślony świat jest przeze mnie w pełni kontrolowany.

W przeciwieństwie do tego realnego.

 

 

 

 

 

WCZEŚNIEJ

 

– Dagmara! – wrzeszczę z parteru, bo moja córka nadal nie raczyła wyściubić nosa ze swojego pokoju. Patrzę na zegarek, czas wydaje się dziwnie przyspieszać, jak zresztą każdego poranka. Jesteśmy już spóźnione i zaraz autobus odjedzie bez niej. – Dzisiaj wycieczka, wstawajże, dziecko!

Milena bawi się klockami, buduje wazon i kwiatka, który „nie zwiędnie”. Zupełnie nie zwraca uwagi na moją krzątaninę i niespotykaną nerwowość w ruchach. Raz z drżącej ręki wypadł mi telefon, a raz strąciłam z kuchennego blatu klucze do samochodu.

– Mogłabyś chociaż włożyć spodnie, też zaraz wychodzimy – mówię do niej, zdecydowanie milszym tonem. Moja młodsza latorośl jest na tyle wrażliwa, że podniesienie głosu mogłoby zakończyć się rzeką wylanych przez nią łez, więc wolę tego uniknąć.

Dagmara schodzi na dół i przeciera podpuchnięte oczy.

– Mamo, chyba źle się czuję.

Tylko nie to.

Tylko nie dzisiaj.

– Co ci jest? – pytam ostro, choć sama siebie za to w tej chwili nienawidzę. To moje dziecko, do cholery, i to ono jest najważniejsze, a nie to, co wczoraj przeżyłam.

– Boli mnie głowa. – Przekrzywia szyję raz na prawą, raz na lewą stronę.

– Tylko?

– Tylko – potwierdza, a ja przykładam dłoń do jej czoła. Nie jest rozgrzane. Nie ma też żadnych innych dolegliwości typowych dla przeziębienia.

– Dam ci syrop, chcesz jechać czy nie?

– Mogę pojechać. Szkoda byłoby mi stracić wycieczkę.

Oddycham z ulgą. Potem ma mnie odwiedzić moja przyjaciółka Aneta. Nasze spotkanie było planowane wcześniej i do końca wczorajszego dnia próbowałam się od niego wykręcić, ale Aneta uparła się, że ma mi tyle do powiedzenia, że absolutnie muszę ją przyjąć.

Nachodzi mnie myśl, że Krzysiek niezbyt za nią przepada, ale ta antypatia jest wzajemna. I ani Aneta, ani mój mąż nie potrafili mi nigdy racjonalnie wyjaśnić, dlaczego ledwie na siebie patrzą. Opuszczam napięte ramiona. Całe szczęście, że Daga postanowiła pojechać i nie będzie jej dzisiaj w domu, nie miałabym cierpliwości do jej gadaniny. Chcę się odprężyć, próbuję się skupić na programie telewizyjnym, jednak w głowie kotłują się ponure myśli i powtarzam raz za razem nauczone na pamięć teksty SMS-ów. Zastanawiam się, czy opowiedzieć przyjaciółce o swoim odkryciu, i dochodzę do wniosku, że nie powinnam tego robić.

Jeśli poczuję, że jestem gotowa się komukolwiek zwierzyć, pierwszą zaufaną osobą będzie Aneta, ale teraz jest na to za wcześnie. Rana w moim sercu jest zbyt świeża i bolesna. Obawiam się wprawdzie, że jeśli zatrzymam w sobie to, czego się dowiedziałam, w końcu wybuchnę niczym wulkan i nie będzie już ratunku od zniszczeń, jakie ten wybuch wywoła.

Daga i Mila pakują się na tylną kanapę samochodu, wyjątkowo obywa się bez zwyczajowych przepychanek, a ja odpalam silnik i ruszam szybciej, niż one zapinają pasy.

To, że jestem podenerwowana, to mało powiedziane. Czuję się wręcz rozdygotana. Ręce trzęsą mi się na kierownicy i na poważnie rozważam wizytę w aptece, żeby kupić sobie cokolwiek na uspokojenie, mimo że nigdy nie miałam w ustach tego typu specyfików.

– O której mam cię odebrać? – pytam, by odciągnąć od siebie myśli o czekających moje małżeństwo konsekwencjach.

Mąż ma drugi telefon. Dowiedziałam się o tym zupełnie przypadkiem, kiedy wieczorem szukałam w jego torbie na laptopa wtyczki USB. Smartfon był zdecydowanie starszy niż ten, którego używa na co dzień. Schowałam go na miejsce i w najlepsze udawałam głupią. Wmawiałam też sobie całkiem racjonalnie, skoro miałam najwspanialszego męża na świecie, że to po prostu służbowy telefon, choć wiedziałam, że klienci dzwonili na jego zwykły numer. Musiałam opanować żądzę włączenia go. Dosłownie aż świerzbiły mnie palce. Dopiero kiedy Krzysiek zasnął, zeszłam na dół i ponownie wyszperałam aparat z jego torby. Gdyby nie chciał, żebym się dowiedziała, schowałby go lepiej, wmawiałam sobie. Byłam też jednak świadoma, że niejeden samiec alfa wpadał właśnie przez zbytnią pewność siebie.

Pisał tylko z jedną osobą. Nie wiem z kim, w wiadomościach nie padło konkretne imię, podejrzewam jego asystentkę Jowitę Dereń, ale pewna być nie mogę.

Wymieniali czułości i opisywali, co nawzajem będą sobie robić, gdy już się spotkają. A wychodziło na to, że spotykają się codziennie, co tylko spotęgowało moją złość. Wiadomości nie było wiele, sądzę, że Krzysiek na bieżąco je kasował. Nie byłam więc w stanie określić, jak długo ta relacja już trwa. Choć w sumie, czy miało to jakiekolwiek znaczenie?

Potarłam skroń, nie umiejąc poradzić sobie z przetwarzaniem tej informacji. Czy jest jakiś poradnik dla zdradzonej kobiety i algorytm działania, gdy chce zachować status quo? Schodząc na dół, do ostatniej minuty łudziłam się, że to komórka służbowa, bo przecież zdrady zdarzają się innym ludziom, nie mnie. Nasze małżeństwo jest udane. Nie kłócimy się, uprawiamy seks, rozmawiamy. Nie jesteśmy jak pary, które zachowują jedynie pozory dobrego związku. Jesteśmy szczęśliwi! A co, jeśli nie? Co, jeśli tylko ja tak czuję, ale mój mąż jest innego zdania? Wolałabym nie wiedzieć. Żyć w nieświadomości. Mimo że to tchórzliwe, byłoby mi z tym o wiele lepiej. Prawda nie zawsze uwalnia, zdarza się, że zakłada nam okowy. Bo przecież skoro mój mąż mnie zdradza, powinnam wynająć detektywa, który dostarczy mi dowody, a potem rzucić mu zdjęcia na stół i kazać wypierdalać. Ale ja nie chciałam postępować w taki sposób. Nie wiedziałam, co mam robić. Jeszcze nigdy nie czułam w głowie tak potężnego, zwalającego z nóg chaosu.

Wyłączyłam znaleziony telefon i powstrzymałam się od rzucenia nim o ścianę. Albo tłuczenia w niego młotkiem aż nie zostanie z niego nic oprócz zlepku malutkich kabelków i chipów, które już do niczego się nie przydadzą.

Wróciłam na górę i najpierw poszłam do sypialni Dagmary. Gdy spała, wyglądała tak uroczo, choć w ciągu dnia zazwyczaj pokazywała humorki i się kłóciła. Pogłaskałam ją po główce, wspominając czasy, gdy była malutka i ciągle musiałam nosić ją w chuście, bo przeraźliwym krzykiem manifestowała niechęć do leżenia w wózku.

Potem odwiedziłam Milenę. Jej pokój obklejony był podobiznami księżniczek Disneya, mała coraz częściej wspominała, że pomieszczeniu przydałby się już zmiana. Usiadłam na skraju łóżka i przysłuchiwałam się jej miarowemu oddechowi.

Wiele bym dała, by nie odnaleźć tego telefonu. Albo żeby cofnąć czas i go nie sprawdzać. Nadal wierzyłabym, że udało mi się w życiu osiągnąć wszystko, o czym inni mogli tylko marzyć.

Szczęśliwa rodzina, kochający mąż, spełnianie się w pracy, którą określiłabym mianem pasji.

Tego wieczoru bańka prysła i nie do końca wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

Nie płakałam. Nie uroniłam w zasadzie ani jednej łzy.

A teraz, gdy siedzę w tym cholernym samochodzie, a z tyłu bacznie obserwują mnie dzieci, chce mi się wyć. Nie będę obarczać ich poczuciem, że coś, co miało trwać wiecznie, się posypało, one nie mają z tym nic wspólnego. Nawet więcej – one muszą być trzymane od tej wiedzy jak najdalej.

– Około czternastej. Bądź punktualnie, bo nie chce mi się wracać z buta. Mamooo – przeciąga Daga, co sprawia, że wracam do rzeczywistości. – Ziemia do mamuny.

– Będę. – Mrugam szybko, żeby odpędzić łzy spod powiek.

Odstawiam córkę przed szkołą, a drugą zawożę do przedszkola, które mieści się niedaleko szkoły.

– Odbierzesz mnie przed obiadem? – Patrzy na mnie słodko.

– Zobaczę. – Całuję ją w czółko i wprowadzam do sali.

Aneta zjawi się u mnie za niecałą godzinę. Od rana dosłownie wegetuję w domu. Muszę zasiąść do pisania, im bardziej zbliża się termin wysłania książki do wydawnictwa, tym szybciej, jak przez palce, uciekają dni. Odsuwam krzesło, które nieprzyjemnie szura po podłodze, i ociężale na nie opadam. Nie mam ochoty tworzyć. W dodatku, jak na ironię, książki o dwojgu zakochanych. Romans, który rozpoczęłam, nagle wydaje mi się oderwany od rzeczywistości, a bohaterowie nielogiczni. Przejeżdżam palcami po klawiszach, nie naciskając żadnego z nich, a potem wciskam backspace i widzę, jak każda litera, wyraz, każde zdanie po kolei znikają, zostawiając za sobą białą stronę. To raczej symboliczne działanie, bo mam ten dokument zapisany na pendrivie, mimo to decyduję, że go nie dokończę, a niestety żadna nowa historia nie urodziła się w mojej głowie przez noc. Choć moim zdaniem Bóg powinien był zesłać mi pomysł w ramach przeprosin za to, jak bardzo spartolił proces tworzenie mojego męża.

Mogłabym sobie popłakać, żeby dać upust emocjom, ale Aneta nie jest w ciemię bita i nie uwierzy, że moje zapuchnięte, czerwone oczy są wynikiem niewyspania. Zaczynam stukać z wściekłością w klawiaturę. Koniec końców zauważam, że wyszedł z tego list do Krzyśka, w którym wyzywam go od najgorszych.

Mój trans przerywa dopiero pukanie do drzwi. Z Abramską znamy się od podstawówki i obie zawsze wspierałyśmy się w trudnych chwilach. Aneta jest mamą rówieśniczki Dagmary, lecz to zupełny przypadek, że zaszłyśmy w ciążę w zasadzie w tym samym czasie. Przegryzam dolną wargę. Mimo wcześniejszych oporów teraz żal mi odchodzić od biurka, mam w sobie tyle nieprzelanych jeszcze na papier zdań, aczkolwiek książki raczej z tego nie będzie.

Otwieram leniwie, a Aneta wpada do środka jak burza.

– Martwiłam się o ciebie, wczoraj brzmiałaś… niepokojąco.

Rozmawiałam z nią wieczorem z garażu, wyszukując coraz to nowe wykręty. Nic nie podziałało. Więc stoimy tu twarzą w twarz, a ja oblewam się rumieńcem, sama nie wiedząc dlaczego. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek nosiła w sobie sekret i nie mogła się nim podzielić z przyjaciółką. Boję się, że z mojej mimiki odczyta jak z otwartej księgi ciężar, który w sobie dźwigam.

– Tak, sądziłam, że bierze mnie przeziębienie, ale najwyraźniej się wykaraskałam.

Patrzę, jak Abramska ściąga płaszcz, i razem przechodzimy do kuchni. Moje obawy rozwiewają jej pierwsze słowa.

– Ja się wykończę. Wiesz, że robię już piąty projekt wnętrza domu dla tej całej Waryńskiej i ciągle coś się jej nie podoba?! A to złe drewno, a to złapała zajawkę na styl glamour, a to zobaczyła u koleżanki zieloną ścianę i też by taką chciała. W zeszłym tygodniu byłam w tylu sklepach meblowych, że znam asortyment i wszystkie wymiary lepiej niż ich pracownicy. Użeranie się z tą kobietą nie jest warte żadnych pieniędzy. – Odgarnia zbyt długą grzywkę z czoła.

Dopiero teraz zauważam, że nie jest pomalowana tak starannie jak zazwyczaj i że pod oczami ma podobne cienie co ja. Dobrze, że jest skupiona na sobie. Mogę bezpiecznie wycofać się do ulubionej pozycji – komentatorki.

– Podziękuj jej za współpracę – oznajmiam, bo dla mnie to oczywistość, jednak Aneta i ja jesteśmy jak ogień i woda. Tam, gdzie widzę wyzwanie, od razu włącza się u mnie chęć ucieczki, ona natomiast szuka rozwiązania dopóty, dopóki go nie znajdzie. I dopóki nie wygra.

– Wiesz doskonale, że to nie wchodzi w grę. – Uśmiecha się do mnie i wyciąga z górnej szafki kubek, a potem uruchamia ekspres. Czuje się tutaj jak w domu i nie mam nic przeciwko temu. Jeśli będziemy rozmawiać głównie na tematy narzucone przez nią, to jak najbardziej mi to odpowiada.

– Nie lubię się użerać z ludźmi.

– Pracujesz w swojej pieczarze i ich opisujesz, ale faktycznie, w takim zawodzie jak mój klienci by cię zjedli.

Kiwam spolegliwie głową, bo zgadzam się z nią w całej rozciągłości. Lubię ludzi, lubię się im przypatrywać, słuchać ich historii, każdy człowiek jest według mnie jedyny w swoim rodzaju. Ale najlepiej się czuję, stojąc z boku. Jako obserwatorka, a nie uczestniczka.

– Nawet na ferie nie wyjedziemy – przewraca oczami – bo muszę jej skombinować ekipę remontową i pilnować postępu prac. Cierpię na niedoczas i nawet zaczęłam trochę ci zazdrościć tej samotności, mimo że zawsze siedzenie za biurkiem wydawało mi się okropnie nudne.

– Ja też nie wiem, co z naszym wyjazdem – mówię to szybciej, niż dochodzi do mnie, że powinnam ugryźć się w język.

Aneta natychmiast posyła mi podejrzliwe spojrzenie. Zapada niekomfortowa cisza. Taka, w której to przesłuchiwany zaczyna gadać jak najęty, byle tylko ją wypełnić.

– Ciężko mi idzie z książką, mam małe opóźnienie, poza tym nie wiem, czy nie lepiej odpocząć w domu.

– W sumie masz trochę racji – rozkłada bezradnie ręce – to oczywiste, że od codziennego siedzenia w domu chcesz odpocząć właśnie w domu.

Obie wybuchamy śmiechem, a ona upija łyk czarnej jak smoła kawy. I znów zaczyna opowiadać o kosmicznych wymaganiach swojej klientki, a ja się relaksuję, a potem wyłączam.

– Myślałaś kiedyś o tym, co byś zrobiła, gdybyś się dowiedziała, że Wojtek cię zdradza? – wyrywa się nagle z moich ust.

Aneta zastyga w dziwnej pozie. Mruży oczy i albo zastanawia się nad odpowiedzią, albo nad powodem tego pytania. Bez wątpienia nie jest ono jednym z tych lekkich, rzuconych ot tak, dla rozrywki.

– Co?

– Spytałam, co byś zrobiła, gdyby twój mąż…

– Słyszałam pytanie.

– Więc… – ponaglam ją, choć przecież doskonale wiem, co by zrobiła. Abramska nie wybaczyłaby takiej zniewagi. Ratowanie rodziny byłoby wówczas na drugim miejscu, ona kierowałaby się jedynie własnym honorem i skrzywdzonym ego.

– Słyszałam pytanie, ale go nie rozumiem. Zmierzasz do czegoś konkretnego? Przyłapałaś na czymś Wojtka? – Jej głos przechodzi w piskliwe tony.

Przecieram zmęczone oczy i od razu wyprowadzam ją z błędu.

– Nic takiego się nie wydarzyło! To takie gdybanie. Co by było, gdybyśmy hipotetycznie – szukam odpowiedniego słowa – ty albo ja odkryły coś, co zmieniałoby oblicza naszych małżeństw?

– Jezu, nie wiem, mam tyle spraw na głowie, że nawet nie sprawdzam już telefonu Wojtka, choć kiedyś byłam o niego obsesyjnie zazdrosna. Po prostu żyjemy sobie z dnia na dzień. Ale gdyby się okazało, że on kogoś ma, to pewnie rozpętałabym awanturę stulecia, stalkowałabym jego kochankę i nie dałabym jej żyć, a potem zabiłabym ich oboje. Tak, zdecydowanie tak bym zrobiła. A pytasz o to, ponieważ?

– Z ciekawości – wymiguję się od prawdziwej odpowiedzi. – Potrzebne mi to do książki.

– A ty? Masz inne zdanie na temat zdrady?

Obie wiemy, że jestem dzieckiem z rozbitej rodziny i cierpiałam z tego powodu wiele lat, ciągle nie mogąc wybaczyć mamie, że wychowywała nas całkiem sama.

– Ja mogę nie być obiektywna.

– Racja, ale uwierz mi, nie chciałabyś być z kimś, kto cię okłamuje. To brak szacunku do samej siebie. Ale zmieńmy temat, bo ten jest zbyt przygnębiający.

Naszą wymianę zdań przerywa melodyjny dźwięk przychodzącego połączenia. Komórka Abramskiej dzwoni wyjątkowo głośno, pewnie dlatego, by nie przegapiła żadnej próby kontaktu ze strony klientów.

– O nie, to znowu ona. – Podnosi się z krzesła i przechodzi na drugą stronę salonu. – Przepraszam – rzuca bezgłośnie i odbiera.

Nie wsłuchuję się specjalnie, mimo to stwierdzam, że Aneta najprawdopodobniej zaraz będzie musiała mnie opuścić, by spotkać się ze zleceniodawczynią. To akurat by mi pasowało. Ukradkiem obserwuję, jak moja przyjaciółka krąży między telewizorem a stolikiem kawowym i się tłumaczy. Nie, nie brzmi jak winny, który żałuje, raczej stara się zrzucić wszelkie przewinienia na innych.

– Muszę uciekać. Okazało się, że wysłali za mało kafli w ciemnoszarym kolorze, ale więcej nie ma już na sklepie i być może trzeba będzie wybrać zupełnie inne. A w dodatku jest tak zawzięta, że dziś powinnam być w jej domu, bo miałam pokazać jej próbki materiałów na zasłony. Czuję się jak „podaj, wynieś, pozamiataj”. Przebąkuje coś o ponadczasowym stylu, a ostatnio zażądała czegoś, co jest obecnie na czasie. Nie wytrzymam tego nerwowo!

Owszem, nie wątpię, że Aneta znalazła wreszcie godną siebie przeciwniczkę. Równie nieustępliwą i uznającą przede wszystkim własną rację, ale zauważam, że mimo tych zarzutów Abramska aż rwie się do wyjścia, a na twarzy ma wymalowane zadowolenie.

– Już mnie zostawiasz? – Staram się brzmieć smutno.

– Ktoś z naszej dwójki prędzej czy później odpuści i uwierz mi – pokazuje na siebie palcem wskazującym – że nie będę to ja.

Aneta szybkim ruchem wkłada płaszcz, nie zdając sobie sprawy, że zostawi mnie po swoim wyjściu skazaną tu na dalszą udrękę.

– Jakim cudem jesteś taka pewna siebie?

– Karmię moją pewność siebie sukcesami. Ty też powinnaś. – Puszcza do mnie oczko i zamiera. Jej czoło przecinają poziome zmarszczki, zawsze tak jest, kiedy Aneta intensywnie się nad czymś zastanawia. – A jak tam u was? U ciebie i Krzyśka?

– Proszę? – Jej pytanie sprowadza mnie na ziemię. Powinnam się była go spodziewać, lecz i tak czuję się zaskoczona. – Dobrze. Krzysiek ostatnio dużo pracuje, ale jest dobrze.

– Rozumiem. Porozmawiaj z nim, jeśli czujesz, że cię zaniedbuje. Wiem, kiedy wciskasz mi kit, znamy już ponad dwadzieścia lat, Iza. Nawet jeśli nie mam teraz czasu, bo muszę zająć się dorosłą babą, która marudzi jak trzylatek przechodzący okres buntu, to i tak tu wrócę i wezmę cię na spytki.

– Jasne, ale nic wielkiego się nie dzieje, mówię serio. – Wbijam sugestywne spojrzenie w drzwi.

Abramska przechyla głowę w bok i przypatruje mi się, jakby się domyślała, że nie zdradzam jej całej prawdy. Spogląda na zegarek i wychodzi, macha mi jeszcze z podjazdu. Oddycham z ulgą. Muszę wymyślić jakiś wydumany problem i jeszcze raz ją okłamać. Trudno. Sama skierowałam niewinną pogawędkę na grząski grunt.

Biorę zeszyt zostawiony przez Dagę na stoliku kawowym i idę do jej pokoju. Gdy przekraczam jego próg, jestem stuprocentowo pewna, że nie chcę, by nasza rodzina się rozpadła. Nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że mój mąż układa sobie życie z inną kobietą. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak cierpiałyby nasze córki. W głowie układam plan działania. Najprostszy i najlepszy zarazem.

Najpierw muszę się dowiedzieć, kim jest jego kochanka i czy to na pewno Jowita. A potem zniszczę ten związek.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Aleksandra Polańska, 2025

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: © Maciej Szymanowicz

 

 

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Joanna Błakita

Skład i łamanie: Andrzej Owsiany

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-485-0

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

mrocznastrona.pl

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.