Zbyt wiele - Bartłomiej Bartoszyński - ebook

Zbyt wiele ebook

Bartoszyński Bartłomiej

4,3

Opis

Książka zawiera dwa tomy - "Szukając siebie" oraz "Zbyt wiele"

 

TOM I - "Szukając siebie"

JEDEN MOMENT WYSTARCZYŁ, ABY CAŁY ŚWIAT ALEKSA ROZPADŁ SIĘ NA MILION KAWAŁKÓW… 

To miała być jedna z najpiękniejszych nocy. Jednak szybko zamieniła się w koszmar. Teraz Aleks ma jedno marzenie. Cofnąć czas i zapobiec katastrofie, która całkowicie zmieniła jego życie.

"Szukając siebie" to pełna emocji opowieść o bólu, cierpieniu i stracie, ale też o trudnych wyborach i poszukiwaniu własnej drogi.

Czy demony przeszłości pozwolą o sobie zapomnieć?

 

TOM II - "Zbyt wiele"

CZŁOWIEK TYLE RAZY UMIERA, ILE RAZY TRACI SWOICH BLISKICH…

Wydaje się, że pięć lat to wystarczająco dużo czasu, by zapomnieć. Niestety, kiedy przeszłość do nas powraca, niczego nie możemy być pewni. Uciekamy, starając się zapomnieć, a ona i tak zawsze nas dopadnie.

Przypadkowe spotkanie z pewną kobietą zapoczątkowało serię zdarzeń, które doprowadziły Aleksa do podjęcia radykalnych decyzji…

Skrywana historia Naomi w końcu ma okazję ujrzeć światło dzienne.

Sekrety, bolesna prawda i chłopak, który chciał po prostu odnaleźć siebie.

 

„Historia, która chwyta za serce i sprawia, że kroczymy przez nią z zapartym tchem. Piękna, wzruszająca, życiowa podróż, którą będziecie wspominać jeszcze długo po jej przeczytaniu.” - Paulina Burket, @ahsen_books

 

„Czasem milion słów to mało, by wyrazić uczucia, a Bartek na kartach swojej powieści zamieścił ich cały wachlarz. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko nazwać „Szukając siebie” genialnym debiutem, i z zazdrością patrzeć, jak łamie serca czytelników na kawałki.” - Małgorzata Falkowska, pisarka

 

„Pasjonująca historia, która długo nie daje o sobie zapomnieć. Wciąga, uzależnia, pochłania bez reszty. Czytajcie, bo warto!” - Natalia Miśkowiec, @prostymislowami

 

„Szukając siebie” to emocjonalna podróż, której nie będziecie chcieli zakończyć. Podczas lektury można utożsamić się z bohaterem, odczuwając dokładnie to, co on. Emocje są tak namacalne, że ma się wrażenie, że ta historia dzieje się tu i teraz – obok nas.” - Dominika Matyska, @domsonczyta

 

„Nie możecie przejść obok tej książki obojętnie! „Szukając siebie” to opowieść o stracie oraz próbie odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Ta historia wciąga od pierwszej strony, ściska za gardło i porusza do granic możliwości.” - Magdalena Zeist, @maobmaze

 

„Jestem pewna, że podczas lektury „Szukając siebie” nie tylko Aleks będzie odkrywał to, co ma w sercu. Razem z nim będzie to robił każdy czytelnik, bo obok tej historii nie można przejść obojętnie.” - Monika Szklarzewska, @siemamoniaczyta

 

„Brutalnie prawdziwa, przejmująco życiowa. „Zbyt wiele” to nie tylko mroczna historia Aleksa, ale również motywujący manifest. Jeśli czujesz, że potrzebujesz powieści, która wyciągnie Cię z dołka, to koniecznie sięgnij po tę książkę.” - Natalia Miśkowiec, @prostymislowami

 

„Ta historia jest tak realna, że mogłaby przydarzyć się każdemu. Przygotujcie się na ogromną dawkę emocji, bo „Zbyt wiele” jest nimi przesiąknięta.” - Magdalena Kura, @czytelnia_magdaleny

 

„Podnosząca na duchu, kojąca, dająca nadzieję i motywująca do tego, by nigdy się nie poddawać... „Zbyt wiele” to plasterek na wszystkie rany zadane czytelnikom w pierwszej części tej serii.” - Magdalena Zeist, @maobmaze

 

„Fascynująca i pełna emocji opowieść o tym, że jesteśmy kowalami własnego losu, a siła to nasza psychika. Genialne wykonanie i godny podziwu rozwój Autora, jaki nastąpił w nim od debiutu. Strach się bać, co będzie za rok, bo już dziś słowo POLECAM to zbyt mało.” - Małgorzata Falkowska, pisarka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 417

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (113 oceny)
66
25
15
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kasia961

Nie oderwiesz się od lektury

To jest jedna z tych książek od których nie będziesz mógł się uwolnić. Pochłania od pierwszych stron. Pamiętaj tylko by mieć przy sobie chusteczki ! Polecam każdemu
10
Dabm79

Nie oderwiesz się od lektury

Ta historia rozwaliła mnie emocjonalnie. Jest pełna cierpienia, straty i walki z samym sobą. piękna historia warta przeczytania.
10
kachna034

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
10
muckers

Całkiem niezła

Książka nie dla wszystkich .Ja nie lubię rozmawiać o żałobie , ani o niej czytać .Dla mnie ,to bardzo osobiste .Nie ma też dla mnie sensu rozmyślanie o tym ,co by było....
10
LADA2

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna !!!
00

Popularność




Copyright © by Bartłomiej Bartoszyński, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta I: Magdalena Dębicka

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by martin-dm/iStock

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-83-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

SZUKAJĄC SIEBIE Tom 1

Historia, która chwyta za serce i sprawia, że kroczymy przez nią z zapartym tchem. Piękna, wzruszająca, życiowa podróż, którą będziecie wspominać jeszcze długo po jej przeczytaniu. –Paulina Burket, @ahsenmoments

Czasem milion słów to mało, by wyrazić uczucia, a Bartek na kartach swojej powieści zamieścił ich cały wachlarz. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko nazwać „Szukając siebie” genialnym debiutem, i z zazdrością patrzeć, jak łamie serca czytelników na kawałki. – Małgorzata Falkowska, pisarka

Pasjonująca historia, która długo nie daje o sobie zapomnieć. Wciąga, uzależnia, pochłania bez reszty. Czytajcie, bo warto! – Natalia Miśkowiec, @prostymislowami

„Szukając siebie” to emocjonalna podróż, której nie będziecie chcieli zakończyć. Podczas lektury można utożsamić się z bohaterem, odczuwając dokładnie to, co on. Emocje są tak namacalne, że ma się wrażenie, że ta historia dzieje się tu i teraz – obok nas.– Dominika Matyska, @domsonczyta

Nie możecie przejść obok tej książki obojętnie! „Szukając siebie” to opowieść o stracie oraz próbie odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Ta historia wciąga od pierwszej strony, ściska za gardło i porusza do granic możliwości. – Magdalena Zeist, @maobmaze

Jestem pewna, że podczas lektury „Szukając siebie” nie tylko Aleks będzie odkrywał to, co ma w sercu. Razem z nim będzie to robił każdy czytelnik, bo obok tej historii nie można przejść obojętnie. – Monika Szklarzewska, @siemamoniaczyta

Rodzicom – każdego dnia dziękuję Bogu, że Wasmam!

Życia nie można opisać. Trzeba jeprzeżyć.

~ Oscar Wilde

PROLOG

Z pewnością wiele razy słyszałeś, że nasze życie może zmienić całkowicie swój bieg. Jeden moment i już nic nie będzie takie samo. Ale czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, co byś zrobił, gdybyś jednej nocy stracił wszystko, na czym ci zależy? Mam nadzieję, że nigdy się tak nie stało i że nie będziesz musiał przez to przechodzić. Niestety, mnie nie dano wyboru. Nazywam się Aleks Blackwood, a moim jedynym marzeniem jest: cofnąć czas do tamtego wieczoru i zapobiec katastrofie. Wieczoru, który tak bardzo zmienił mojeżycie.

ROZDZIAŁ 1

Wstając przed siódmą rano każdego dnia, zastanawiałem się, dlaczego muszę mieszkać tak daleko od szkoły. Nigdy nie przepadałem za Cleveland. Aby zdążyć na zajęcia, trzeba było zaliczyć prawie półgodzinną podróż autobusem. Musiałem wstać godzinę przed jego przyjazdem, aby się ogarnąć i zjeść śniadanie. Na szczęście mama zawsze była na posterunku i na poranny posiłek przygotowywała jajecznicę z bekonem oraz naleśniki z syropem klonowym. Podnosząc się z łóżka, uświadomiłem sobie, że został tylko tydzień do zakończenia szkoły – a to oznaczało, iż dokładnie za sześć dni odbędzie się impreza u mojego najlepszego przyjaciela, Adama. Jeżeli chodzi o mnie, balangi zbytnio mnie nie kręciły. Z alkoholem nie przesadzałem, nie paliłem też papierosów. Po prostu uważałem, że używki nie są dla mnie.

Dom miał w sobie coś, czego nigdy nie umiałem sprecyzować. Chodzi mi głównie o pierwsze wrażenie, jakie robił na każdym, kto miał okazję gozobaczyć.

Wielki, masywny, drewniany i do tego z czterospadowym dachem. Budynki, w których rezygnowano z tradycyjnego materiału budowlanego, jakim jest cegła, stanowiły tutaj rzadkość – dlatego zawsze przyciągał onspojrzenia.

Moi rodzice kupili ten dom zaraz po moim urodzeniu. Od razu wiedzieli, że nie chcą szukać niczegoinnego.

Od pierwszej chwili poczuli, że znaleźli miejsce, w którym chcieliby się zestarzeć.

Poczłapałem do łazienki, umyłem zęby, a następnie przemyłem twarz zimną wodą. Podniosłem głowę i spojrzałem w lustro. Miałem kruczoczarne włosy i, jako jedyny w rodzinie, intensywnie szareoczy.

Odkąd pamiętam moją pierwszą czynnością – po zejściu do kuchni – było ucałowanie w policzek najwspanialszej kobiety, jaka kiedykolwiek stąpała po tej planecie. Cristal, moja mama, całe życie poświęciła pomocy potrzebującym. Od wielu lat brała udział w różnego rodzaju projektach mających na celu wsparcie bezdomnych. Nigdy nie oczekiwała podziękowań. I wciąż powtarzała, że podarowane komuś dobro wraca podwójnie. Całą rodzinę utrzymywał mój tato – Jeff – człowiek z talentem. Prawdziwa złota rączka: dniami i nocami zajęty naprawianiem uszkodzonych rur, kosiarek czy kładzeniem kafelków. Wydawało mi się, że chyba nie było rzeczy, której on nie potrafiłby doprowadzić do stanuużywalności.

– Pachnie obłędnie, mamo! – skomentowałem unoszący się po całym domu cudowny zapach bekonu, a następnie posłałem jejuśmiech.

– Twój ojciec wyszedł dzisiaj wcześnie. Dostał telefon w sprawie zepsutej pralki. Powinien wrócić za dwie godziny – oznajmiła mama. Po czym podsunęła mi talerz z jajecznicą. Bardzo rzadko zdarzało się, abyśmy nie jedli śniadania w komplecie, ale nasza głowa rodziny nigdy nie odmawiała pomocy. Po pierwsze była to okazja do zdobycia dodatkowych pieniędzy. A poza tym tato – odkąd pamiętam – miał problem z asertywnością. Po prostu nie potrafił nikomuodmówić.

– Nie mogę uwierzyć, że mój bąbelek zakończy za kilka dni naukę w liceum. Jestem taka podekscytowana i dumna z ciebie! Pamiętam, jak zmieniałam ci pieluchy. Jakby to było wczoraji…

– Mamo, przestań – przerwałem jej, zanim na dobre zaczęła wspominać czasy mojego dzieciństwa. Wszystko byłoby okej, gdyby nie wyciąganie brudów. I todosłownie.

– Jak przygotowania do imprezy? – postanowiła szybko zmienićtemat.

– Jakie przygotowania, mamo? Ubiorę się tak jak zawsze i po sprawie. To pożegnanie ze znajomymi. Myślisz, że ktokolwiek będzie patrzeć, co mam na sobie? – Przewróciłem oczami. Po czym, analizując własne słowa, zrozumiałem, że tak właśnie będzie. – Chociaż Adam wysłał mi rano SMS, że jedziemy na zakupy. I że nie mam nic do gadania – przypomniałem sobie szybko i postanowiłem się podzielić tą informacją zmamą.

– Wiem, że nie przepadasz za chodzeniem po galeriach handlowych, ale on ci pomoże coś wybrać – uśmiechnęła sięciepło.

– Wiem, wiem.

– Masz jeszcze jakieś swoje oszczędności? Potrzebujeszpieniędzy?

– Dobrze, że o tym wspomniałaś, mamo. Przydałoby mi się trochę kasy. Potrzebuję nową koszulę i buty. Dobrze wiesz, że Adam będzie selekcjonerem na własnej imprezie. Jak przyjdę w klapkach, to on i jego modowy radar natychmiast mnie namierzą. Wrzucą do basenu i każą mi tam pozostać do wyjścia ostatniego gościa. A przecież nie chcemy denerwować Adama, prawda? – spojrzałem na nią i przybrałem najbardziej bezbronną minę, na jaką było mniestać.

– Oj, tak! Nie chcę mieć na sumieniu tego młodego dżentelmena. Możesz wziąć kartę ojca. To jest twoja ostatnia szkolna impreza, więc co tam, zaszalej! O której macie dzisiaj pierwszezajęcia?

– Dopiero o trzynastej. Dlatego jedziemy zaraz z Adamem na zakupy, a później Max odwiezie nas prosto do szkoły. Graty zostawimy w samochodzie – pospieszyłem zwyjaśnieniami.

Mama uśmiechnęła się. Po czym ponagliła mnie, bo przecież jajecznica stygnie. Dokończyliśmy wspólne śniadanie – z towarzyszącym w tle radiem, z którego rozbrzmiewała jej ulubiona Adele. Zaniosłem talerz do zlewu, a następnie poinformowałem mamę, że na mnie jużczas.

– Bawcie się dobrze, kochanie!

– Kocham cię! – dałem jej kolejnego buziaka w policzek. I pobiegłem do znajdującej się na korytarzu komody. Zabrałem z niej kartętaty.

ROZDZIAŁ 2

Kiedy tylko wyszedłem z domu, na podjazd wjechał Adam wraz ze swoim ojcem, Maxem. Wyglądało na to, że tato przyjaciela jest dla syna prywatnym szoferem – bo gdy tylko Adam musiał się gdzieś dostać, to jego ojciec był do dyspozycji. Max sam sobie szefował, więc zawsze znajdował chwilę wolnego czasu, aby gdzieś podrzucić syna – albo skądś go odebrać. Ojciec mojego przyjaciela założył kilka lat temu firmę zajmującą się medycznym transportem w jednej z pobliskich prywatnych klinik. Jego rodzinie powodziło się od tego momentu z roku na rok corazlepiej.

– Dzień dobry – przywitałem się z mężczyzną, po czym usiadłem na tylnym siedzeniu niebieskiegomercedesa.

– Jak się masz, Aleks? Gotowy na zakupy? – w jego głosie pobrzmiewałaekscytacja.

W odpowiedzi pomachałem tylko kartąkredytową.

– Czy Jeff dał ci ją z własnej woli? – zażartował.

– Gdyby wiedział, że jestem w jej posiadaniu, to podejrzewam, że pojechałby z nami i pilnował, żebym niezaszalał.

– Cały Jeff! – uśmiechnął się Max, po czym odpalił silnik samochodu. – Pasy zapięte, dzieci? – zapytał z ironią wgłosie.

– Tato, nie mamy po pięć lat, okej? – odpowiedział Adam, jak zwykle zażenowany dziecinnymi tekstami ojca. W sumie rozumiałem go, bo u mnie w rodzinie było tak samo. Max i Jeff byli najlepszymi – jak siebie określali – ziomkami, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby swoje pomysły na próby rzucania młodzieżowym slangiem ćwiczyli najpierw na sobie, popijając przy tympiwo.

– Dobrze już, dobrze. Nie denerwuj się, bo ci wyskoczy syf na tej twojej gładkiejbuźce.

– Możemy już jechać, tato? Nie musisz czasem za pół godziny wrócić dopracy?

Max postanowił nie drażnić się już z synem i ruszył w stronę galerii. Adam przez całą siedmiominutową drogę oczywiście opowiadał, jak idą przygotowania do imprezy. Uprzedził też ojca, aby nie dzwonili, kiedy wyjadą – bo jest na tyle odpowiedzialnym człowiekiem, że potrafi się zająć sobą i domem. Tego ostatniego jednak jego rodzice nie byli wcale tak bardzo pewni. Nie zdarzyło się nigdy, żeby po imprezie syna powstały jakieś szkody, ale – jak mówił jego ojciec – kiedyś musi być ten pierwszy raz. Z drugiej strony było o co się martwić, bo miała to być najważniejsza dotychczas impreza. Tylko raz kończyło się liceum i należało hucznie uczcić ten – jak to Adam nazywał – epickimoment.

Wysiedliśmy z Adamem przed głównym wejściem do galerii. Umówiliśmy się z jego ojcem, że odbierze nas za cztery godziny. W innej sytuacji to niewiele – ale z Adamem w galerii każda minuta wydawała się katorgą. Uwielbiał dbać o swój wygląd: różnego rodzaju maseczki na twarz, comiesięczna wizyta u fryzjera (żeby tylko przyciąć boki) czy częste wizyty w galerii handlowej w poszukiwaniu ciekawych ciuchów. Był po prostu metroseksualny. To, w jaki sposób jest ubrany i jak się prezentuje, miało dla niego ogromne znaczenie. Jednak dla mnie najważniejsze było podejście do naszej przyjaźni. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. A jeżeli któryś z nas potrzebował pomocy, to drugi nie wahał się anichwili.

– Boże, cztery godziny to wcale nie jest mnóstwo czasu. Ale w końcu masz mnie, więc będziesz wyglądać jak pięćset dolców. Na więcej nie licz, bo nie można uczynić cudu w tak krótkim czasie. – Uśmiechnął się, po czym przyśpieszył kroku i pociągnął mnie w kierunku głównego wejścia do centrumhandlowego.

– Bardzo śmieszne… Ale jeżeli już mi tak pomagasz, to może odwdzięczę się tym samym? – w tym momencie wpadłem na zabawnypomysł.

– Co masz na myśli? – skrzywił się, jakby właśnie zjadłcytrynę.

– No, wiesz: ty pomożesz znaleźć mi jakiś outfit na imprezę, a ja tobie. Co ty na to? Reflektujesz na moją wspaniałomyślnąofertę?

– Stary, bez urazy, ale to najważniejsza impreza w moim życiu. Gdyby to było Halloween, to jeszcze spoko. Ale jak wytłumaczę ludziom, że wyglądam jak dziecko z zaburzeniami psychicznymi, bo mam na sobie ciuchy idealne dla sześćdziesięciolatka? – odpowiedział, omiatając mniespojrzeniem.

– Ej! Nie przesadzasz trochę? – popatrzyłem na przyjaciela zukosa.

– Zupełnie nie przesadzam, człowieku.

Zaczęliśmy naszą przygodę w trzypiętrowej galerii. Jednak już po godzinie miałem dość. Kiedy tylko znajdowałem coś, co mi się podobało, Adam stwierdzał, że to się absolutnie nie nadaje. Koniec końców, po kolejnych dwóch godzinach, udaliśmy się do Mac’a na frytki i colę. Taka nasza mała tradycja. Miałem w końcu to, po co przyjechaliśmy – więc humor mi się poprawił na resztę dnia. Nagle przypomniałem sobie, że nie znalazłem jeszcze czegoś dla moich rodziców, którzy w dzień imprezy mieli obchodzić dwudziestopięciolecie małżeństwa. Od tygodni szukałem idealnego prezentu, bo nie chciałem tak po prostu wyskoczyć z kwiatami. Jednak do dzisiaj nie znalazłem niczego, co by mnie usatysfakcjonowało. Ale w końcu był obok mnie Adam. Skończyliśmy w pośpiechu obiad i ruszyliśmy na kolejną rundę po galerii. Po dwudziestu pięciu minutach nagle zatrzymałem się – bo stwierdziłem, że spoglądam na cośwyjątkowego.

– To jest to! – wskazałem na rzecz, która od razu rzuciła mi się woczy.

– Jesteś pewny? W sumie fajne, ale nie będę się wtrącać, bo to prezent od ciebie. Na pewno im się spodoba – zapewnił mnieprzyjaciel.

Wchodząc do sklepu, od razu poprosiłem ekspedientkę o eleganckie zapakowanieprezentu.

– Zapakować w papier? – zapytała, spoglądając na Adama. Była pewnie nieco starsza od nas. A na widok Adama totalnie mnie olała. Nie było dla niej ważne nawet to, że właśnie ja płaciłem za zakupy ze swoich oszczędności.

– Byłoby miło – odpowiedział Adam, puszczając jednocześnie do dziewczyny oko. Dało się zauważyć, jakie zrobiło to na niej wrażenie, co oczywiście podbudowało ego mojegoprzyjaciela.

– Ty to jesteś rozchwytywany. Dała ci swój numer? – zaczepiłemAdama.

– Mam na oku inną – rzucił, po czym lekko sięuśmiechnął.

– KrólowaAngela?

– Tak. W końcu może do czegośdojdzie.

– Nadal nic? – byłem naprawdę w szoku. Adam nigdy nie potrzebował dużo czasu na zbajerowanie dziewczyny, by wskoczyła mu dołóżka.

– Zawsze cała akcja kończy się na całowaniu. Jak moja ręka schodzi poniżej jej talii, to…

– Nie chcę wiedzieć co! – przerwałem szybko. Mogę słuchać o wszystkim, tylko nie o życiu seksualnym swojego przyjaciela. Nie interesowało mnie aż do tegostopnia.

Staliśmy przed galerią, czekając na przybycie ojca Adama. Przesłał SMS, że musimy dać mu dwadzieścia minut, bo akurat wyskoczyło mu cośważnego.

Siedząc na ławce, zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno powinienem porozmawiać z Anną. Mój towarzysz oczywiście zgadł o czym myślę, bo zarazzapytał:

– Dumasz o tym, co jejpowiedzieć?

– Główkuję, czy w ogóle cokolwiek mówić. Boję się jejreakcji.

– To może być ostatni moment na wyznanie prawdy. – Spoważniał, bo wiedział, jakie to dla mnieistotne.

– A co, jeżeli potem będzie jeszczegorzej?

– Jeżeli nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział. Nie chcesz chyba ciągle żyć ze świadomością, że może jednak coś by z tegowyszło?

– Bardziej się boję, że wszystko zniszczę. Wiesz, naszą przyjaźń… – dodałemniepewnie.

– Rozmawiacie ze sobą jak najlepsze psiapsiółki. Zaczyna to trochę wyglądać, jakby Anna odnalazła swojego najlepszego przyjaciela geja – skomentowałAdam.

– Świetnie. Mam wrażenie, że wiele osób tak myśli. Ostatnio na korytarzu, podczas przerwy, podszedł do mnie Henry i zapytał, z kim idę do ciebie naimprezę.

– Ha, ha, ha… Nie gadaj, że zaprosił cię jako osobę towarzyszącą? – Adam zaczął rżeć tak głośno, że kilka osób odwróciło głowy w naszymkierunku.

– Odmówiłem. – Nie mogłem wytrzymać i zacząłem się śmiać razem znim.

Nagle zza zakrętu wyłoniło się auto Maxa. Wstaliśmy roześmiani i wsiedliśmy do samochodu. Max tylko wymownie popatrzył na liczbę toreb, które Adam kładł na siedzeniu. Pojechaliśmy kupić kilka rzeczy dla mnie, ale mój przyjaciel nie próżnował i sobie kupił dwa razy więcej ciuchów niżja.

– A co was tak rozbawiło, chłopaki? – spytał Max, kiedy zamknęliśmy za sobądrzwi.

– Aleks został zaproszony na randkę i odmówił! – szybko wyjaśnił Adam. – Bo ona to tak naprawdę on. Henry Jake to osoba, która postanowiła zaprosić naszego przystojniaka. – Nie mógł oczywiście zachować tego dla siebie. – Nikt nie lubi jego bujnych loków. Są megaodstraszające. – I wszyscy ponownie wybuchnęliśmyśmiechem.

Cała rodzina, z Adamem na czele, odznaczała się świetnym poczuciem humoru i żartowała z większościrzeczy.

– Zawieziemy teraz Aleksa do domu. Nie opłaca się nam jechać na zajęcia, bo się spóźniłeś, tato – poinformował Adam. Max tylko pokiwałgłową.

Przez resztę drogi Adam po raz kolejny wysłuchiwał pouczeń swojego ojca o tym, że musi uważać na ludzi. I pilnować, żeby dom nie zostałzniszczony.

Sam zawsze się dziwiłem, skąd u jego rodziców takie podejście do tej kwestii. Bez problemów zgadzali się na jego pomysły. A odkąd sięgam pamięcią, każdy znajomy był u nich mile widziany. Może dlatego, że Adam jest jedynakiem. Z podsłuchanych rozmów moich rodziców wiem, że państwo Vansowie od wielu lat starali się o kolejne dziecko – lecz okazało się, że mama Adama nie może ponownie zajść w ciążę. Bycie jedynakiem wydaje się fajne, bo jest się kimś wyjątkowym i dostaje się większe prezenty – ale czy na pewno jest tolepsze?

Też nie mam rodzeństwa i gdyby nie mój przyjaciel, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie jestem osobą śmiałą, która niczego się nie wstydzi. Wręcz przeciwnie. Wolę pozostawać w cieniu. Jest mi z tym po prostu lepiej, ponieważ mam problem z nawiązywaniem nowychznajomości.

Przypomniał mi się pierwszy dzień szkoły. Pierwsza klasa, kiedy kompletnie nikogo nie znałem, oczywiście z wyjątkiem Adama. Bałem się, że dzieci będą się ze mnie śmiać, bo trzymam się na uboczu i nie mam super zabawek. Kiedy jednak rodzice przywieźli mnie na zajęcia, Adam wyrwał się mamie i podbiegł do mnie zuśmiechem.

– Usiądziemy razem w ławce? Chcesz? Będzie super! – cieszył się, wykrzykując kolejnesłowa.

I w taki oto sposób cały stres nagle gdzieś uleciał, a pierwszy dzień w szkole okazał się naprawdę fajny. Co ja mówię – to był najlepszy pierwszy dzień, jaki mogłem sobie wyobrazić! A wszystko zawdzięczałemprzyjacielowi.

– Halo, jesteśmy na miejscu! Ziemia do Aleksa! – usłyszałem głos Adama, który wyrwał mnie zrozmyślań.

Rzeczywiście, staliśmy przed moim domem. Kątem oka zauważyłem, jak Max patrzy na mnie we wstecznymlusterku.

– Wszystko w porządku, chłopie? Odpłynąłeśgdzieś.

– Tak, przepraszam. Zamyśliłem się. Dziękuję panu zapodwiezienie.

– Nie ma za co! Jak zwykle polecam się naprzyszłość.

– Na razie! Do później? – zapytałAdam.

– Pewnie, dzięki wielkie. – Wysiadłem z samochodu, zabierając ze sobą torby z zakupami. Mama musiała dostrzec mnie wcześniej z okna kuchni, bo kiedy wróciłem, czekała już naganku.

– Jak zakupy? Nie byliście nazajęciach?

– Spokojnie, tato nie powinien dostać zawału. Mam przynajmniej taką nadzieję – zażartowałem. Wytłumaczyłem, że zakupy się przeciągnęły, Max się spóźnił i nie było sensu jechać już doszkoły.

– Pokazuj, co tam masz – poprosiła mama. Ale ja zrobiłem krok w tył, przypominając sobie, że w jednej z toreb znajduje się prezent z okazji ichrocznicy.

– Za chwilę ci pokażę, tylko muszę natychmiast dołazienki.

Nie zatrzymywała mnie, chociaż domyślała się, że coś kombinuję. Znała mnie przecież, a ja nigdy nie potrafiłem kłamać. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym był w stanie nabrać swoich rodziców. Potrafili rozgryźć mnie w ciągu kilku sekund. Dlatego robienie im jakichkolwiek psikusów podarowałem sobie już parę lat temu – po dziesiątej nieudanejpróbie.

Wszedłem do pokoju i szybko zamknąłem za sobą drzwi. Wyciągnąłem z torby pięknie zapakowany przez ekspedientkę prezent i schowałem go do jednej ze skrzyń pod moim łóżkiem. Było to moje jedyne prywatne miejsce. Każdy wiedział, że nie można tam zaglądać bez mojej wiedzy. Wstałem i zabrałem resztę zakupów. Zszedłem ponownie na dół, żeby pokazać mamie, co pomógł mi kupićprzyjaciel.

ROZDZIAŁ 3

Tydzień minął bardzo szybko i w końcu nadeszła sobota. Moja głowa pełna była scenariuszy, jak może się zakończyć dzisiejszy wieczór. Postanowiłem wziąć szybki prysznic i zejść na dół na śniadanie. Kiedy otworzyłem drzwi sypialni, dotarł do mnie aromat smażonych naleśników. To nie mogło być nic innego! Czy coś może pójść źle, jeżeli człowieka budzi taki słodki zapach o poranku? Odświeżony, w swoim najwygodniejszym czarnym dresie, zszedłem na dół. Rodzice już siedzieli przy stole, popijając ulubionąkawę.

– Cześć wam! – przywitałem się. Usiadłem dostołu.

– Dzień dobry, kotku. Dzisiaj wielki dzień, no nie? – zapytałamama.

– Co oznacza „wielki dzień”? Znowu nie jestem w temacie. – Tato spoglądał na mamę, zastanawiając się, o cochodzi.

– Po pierwsze to zupełnie nieważne, tato. Mamy z mamą swoje tajemnice, prawda? – spojrzałem na nią. Szukałem w jej oczach ratunku. Nie chciałem, żeby powiedziała ojcu, dlaczego to dla mnie taki istotnydzień.

Moja mama doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nigdy nie było między nami żadnej bariery. Kiedy miałem problem, mogłem liczyć na oboje rodziców – ale po złote rady zawsze udawałem się do mamy. Ona mnie rozumiała i doradzała. Tato miał zbyt uproszczone podejście. Każda rzecz, z jaką przychodziłem, była dla niego łatwa. „Zrób to i już! A jak nie chcesz – to nie”. Tak brzmiała filozofia mojegoojca.

– Kochanie, musisz uszanować, że nie wiesz wszystkiego. – Uśmiechnęła się do taty, czochrając dłonią jego włosy. Uwielbiała tak robić. A on zawsze udawał, że się złości. Jednak był to ich taki porannyrytuał.

– Zgoda. A po drugie? – ponagliłzniecierpliwiony.

– Wszystkiego najlepszego z okazji waszej rocznicy, ale prezent dostaniecie później! W sumie zależy od tego, czy będziecie grzeczni i czy sobie na niego zasłużycie. – Wypowiadając te słowa, starałem się naśladować sposób, w jaki zawsze przemawiał do mnietato.

– Dziękujemy, kochanie, ale wiesz, że nie potrzebujemy prezentu – zapewniła mama. Chociaż jej mina wskazywała na to, że była bardzo ciekawa, co to zaniespodzianka.

Śniadanie upłynęło nam na opowieściach ojca o jego planach związanych z pracą. Dziś miał jednak wrócić dużo szybciej, bo wieczór chcieli spędzić wspólnie. W końcu to ich rocznica. Kiedy wróciłem z zakupów, zauważyłem, że mama kupiła mnóstwo świeczek i kadzidełek. Zaplanowała więc zapewne romantyczną kolację dla dwojga. Tato oczywiście starał się wczoraj schować w garażu wielki bukiet kwiatów – ale, jak zwykle, mama go przyłapała. Nie powiedziała na szczęście ani słowa, że go widziała. Taka właśnie jest. Zawsze chce najlepiej dla każdego, a szczególnie dla swojego dziecka imęża.

Po śniadaniu postanowiłem posiedzieć w samotności, kolejny raz rozmyślając o tym, co powiem Annie. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęło kilkagodzin.

Mama, wchodząc do pokoju, zapytała zdziwiona, dlaczego jeszcze nie przygotowuję się dowyjścia.

– Kurde! – Spojrzałem na zegarek i zerwałem się z łóżka. – Jak mogłem stracić tyle czasu na leżenie… – pomyślałem.

– Słownictwo, młody człowieku! – upomniała mniemama.

– Przecież to nawet nieprzekleństwo.

– Żartuję. Zbieraj się, bo chcemy z tatą spędzić trochę czasu sam nasam.

– Fuj, mamo, proszę cię, przestań.

Puściła do mnie oko, odwracając się w stronęschodów.

Zacząłem biegać po pokoju w poszukiwaniu wszystkiego, czego potrzebowałem. Po chwili przypomniało mi się, że mama postanowiła wziąć się za prasowanie, zatem ubrania na pewno znajdują się w szafie na korytarzu. Ostatecznie wybraliśmy z Adamem niebieską koszulę w kratę, która – jak twierdził przyjaciel – była w tym sezonie wybitniemodna.

Przed wyjściem na imprezę została mi do załatwienia jeszcze jedna kwestia. Wyciągnąłem spod łóżka zapakowany upominek. Następnie otworzyłem szafę, w której schowałem bukiet kwiatów. W przeciwieństwie do ojca ukrycie ich wyszło mi dobrze – a przynajmniej miałem nadzieję, że mama nie zaglądała do środka. W końcu nastał dla mnie ważny dzień. Ale był on również szczególny dla moich rodziców. Nie mieli w planach wyjścia do restauracji. W lodówce widziałem alkohol przygotowany na ich wyjątkowy wieczór, a mama – odkąd zjedliśmy śniadanie – krzątała się w kuchni, przyrządzając różnego rodzaju przystawki i ulubione potrawy swojego męża. Za każdym razem, kiedy spoglądałem na swoich rodziców, czułem dumę. Byli dla mnie wzorem do naśladowania. Często się sprzeczali, ale zawsze godzili się zanim zapadła noc. Odnaleźli się i już pierwszego dnia – jak wspominała mama – wiedziała, że to jest ten Jedyny. Kochali siebie, swoją pracę i wypełniali nasz dom szczęściem. Od wielu tygodni starałem się znaleźć dla nich idealny prezent z tej okazji, ale bez skutku. Chciałem podarować im coś, co odzwierciedli ich miłość, a to okazało się nie lada wyzwaniem. Jednak podczas wczorajszego wypadu do galerii zobaczyłem komplet naszyjników w witrynie sklepu z biżuterią – symbol yin i yang – który od razu skojarzył mi się właśnie z nimi. Wiedziałem, że nie muszę szukać niczego innego, bo to właśnie był prezent idealny. Miałem już wszystko, więc zszedłem na dół do salonu, by wręczyć im prezent. Po czym ulotniłem się z domu, żeby mogli spędzić czas tylko wedwoje.

– Już jesteś gotowy? – zapytał ojciec i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. – Kochanie, chyba twoje jedyne dziecko nabroiło, bo trzyma w ręce coś, co powinno cię udobruchać. Narozrabiałeś? – Zaśmiał się. Oboje z mamą, wstając, spojrzeli w moimkierunku.

– O mój Boże. Aleks! – więcej nie udało się jej powiedzieć, bo łzy popłynęły jej popoliczkach.

– Mamo! Tato! Jak zwykle robicie sobie ze mnie żarty, ale chciałbym wam cośpowiedzieć…

Rodzicie podeszli do mnie bez słowa, ale ich uśmiechy zdradzały wszystko. Radość, jaką widziałem w oczach tych dwojga, na chwilę wybiła mnie z rytmu. Staliśmy tak w milczeniu, dopóki tato ponownie się nieodezwał:

– Masz zamiar coś powiedzieć, synu? Czy sami mamy się domyślić co masz na sumieniu? – Oczywiście nie mógł się powstrzymać od typowego dla niegokomentarza.

– Bardzo śmieszne, tato. Punkt dla ciebie! – powiedziałem z nutą sarkazmu w głosie. – Mam mało czasu. Dlatego pozwólcie, że przejdę do meritum. Chciałbym wam złożyć życzenia z okazji rocznicy waszego ślubu. – Wyszczerzyłem zęby w ich kierunku i kontynuowałem: – Jesteście dla mnie przykładem niekończących się pokładów miłości… Chociaż czasami moglibyście uważać w kuchni, bo średnio cieszy mnie przyłapywanie rodziców na takim okazywaniu sobieczułości.

– Synu! – Tato uśmiechnął się, chcąc wtrącić komentarz do moich słów. Jednak ostrzegłem go palcem wskazującym, aby mi teraz nieprzerywał.

– Chciałem wam tylko powiedzieć, że bardzo was kocham. Mam dla was coś, co doskonale do was pasuje. Pomimo tego, że macie różne charaktery, zawsze potraficie znaleźć wspólny język. Każde z was jest uzupełnieniem drugiego. Dlatego stwierdziłem, że to powinno wam się spodobać. – Postawiłem przy nogach mamy kosz z kwiatami i podałem im paczuszki, czekając na reakcje. Oboje otworzyli swoje prezenty i tylko wymienili się spojrzeniami. Jak mogłem przewidzieć, mama zaczęła płakać. Wiedziałem, że są to łzyszczęścia.

– Kochanie, nie musiałeś. To jest przepiękne! – mama byłazachwycona.

– Zanim zalejesz kuchnię swymi łzami, mamo, udam się do swojego pokoju. Zabiorę telefon i już mnie nie ma. – Oboje w tym momencie mocno mnie uściskali. Mama nadal nie przestawała płakać. Słysząc, po raz szósty, jak bardzo mnie kocha, wyswobodziłem się z ich objęć. Oznajmiłem, że muszę jużwyjść.

– Kochanie, mam nadzieję, że ci się dzisiaj uda – powiedziała mama ze łzami w oczach. Doskonale zdawała sobie sprawę, że potrzebowałem takiego zapewnienia. Bałem się, ale chciałem to zrobić.

Rozejrzałem się po domu i zauważyłem mnóstwo świec. Mama ma zdecydowanie bzika na ich punkcie – pomyślałem. Kiedy nadchodził grudzień, dom zaczynał przypominać świątynię woskowych choinek. Natomiast w Wielkanoc – małą królikarnię. Kolejny raz spojrzałem na rodziców, zastanawiając się, czy i ja odnajdę kiedyś swoją drugąpołowę…

Dzisiaj miałem zamiar się o tym przekonać. Wystarczyło tylko dowiedzieć się, czy ona czuje to samo co ja. Bo dla mnie była całym światem, chociaż nigdy jej tego nie powiedziałem. To może wydać się dziwne, ale kiedy byliśmy razem czułem jakbym miał już wszystko. Jest jedyną osobą, przed którą nie ukrywam niczego. No, z wyjątkiem uczuć względem niej. Zawsze, kiedy muszę z kimś porozmawiać, wybieram mamę lub Annę. Czyli wychodziłoby na to, że każdy chłopak szuka dziewczyny – a w przyszłości żony – na wzór swojej matki? Bo odnosiłem dziwne wrażenie, że tak to właśnie w moim przypadku wyglądało. Chociaż nie szukałem żony. Teraz chciałbym, aby Anna tylko zgodziła się zostać moją dziewczyną. To tak niewiele, a zarazemwszystko.

Wszedłem do pokoju i odłączyłem telefon od ładowarki. Wysłałem też wiadomośćAdamowi:

Będę zachwilę.

Stary, dawaj szybko, bo potrzebuję pomocy. – Odpowiedź przyszła w ciągu kilkusekund.

Zbiegłem ponownie na dół, gdzie poczułem już ciepło, jakie wytwarzały palące się świece. Było tu zdecydowanie za gorąco jak na mójgust.

Spojrzałem na stół, na którym stały butelki wina – ulubionego trunku moich rodziców. Na sam widok skrzywiłem się, bo kiedyś miałem okazję go spróbować. I nie mogę powiedzieć, abym dobrze to wspominał. Ktoś wpadł na pomysł pomieszania alkoholi. Skończyłem w toalecie, przytulając muszlę iwymiotując.

– Wiecie, że ja nigdzie nie wyjeżdżam? – spytałem, wskazując jednocześnie arsenał alkoholu orazjedzenia.

– Spokojnie, synku. Nie musisz nas pouczać, ile możemy wypić. Znamy granice. Prawda, kochanie? – Tato uśmiechnął się domamy.

– Korzystając z tego, że byliśmy na wspólnych zakupach, postanowiliśmy zrobić małe zapasy – zaczęła się tłumaczyćmama.

– „Zapasy”! Jakby miało nadejść tornado – skomentowałem z nutą ironii wgłosie.

– Synu, jesteśmy pełnoletni, więc spokojnie. Odpuść dzisiaj swoimstarym.

– Starym… – Mama nie lubiła tego określenia. Tak samo jakja.

– Tato po prostu chce poszpanować młodzieżowym slangiem. – Spojrzałem na mamę, puszczając do niejoko.

Zaczęliśmy się śmiać z ojca, chociaż on udawał, że wcale go to nie bawi. Jednak po kilku sekundach sam nie wytrzymał i dołączył donas.

– Dobra, na mnie pora. Miłej zabawy. – Przytuliłem rodziców i skierowałem się dowyjścia.

– Kochamy cię! – oznajmiła mama. Tato powtórzył za nią te samesłowa.

– Ja wasbardziej!

I takim oto sposobem rodzice zostali sami w domu, bez syna. Należała im się ta chwila. Podejrzewam, że gdyby nasze imprezy nie zbiegły się w czasie – to nie wyszedłbym z domu bez miliona napomnień, w jaki sposób mam się zachowywać. Robili tak zawsze. Pół żartem, pół serio. Opowiadali, jakie są skutki picia wódki. Co się stanie, jeżeli nas aresztują za jakieś wybryki. Albo – moje ulubione – jakie mogą być konsekwencje, jeżeli nie zabezpieczę się podczas przypadkowego seksu. Właśnie wtedy robiło się bardzo dziwnie i uciekałem, gdzie pieprz rośnie. Rodzice plus temat antykoncepcji powodowały, że poziom mojego poczucia komfortu spadał niemal dozera.

ROZDZIAŁ 4

Z Adamem mieszkaliśmy po sąsiedzku, jednak nasze domy dzielił spory kawałek pustego pola, którego nikt nigdy nie chciał kupić. Obniżano cenę tej ziemi już wiele razy, ale chętnych wciąż nieznaleziono.

Po ośmiu minutach dotarłem na miejsce. Drzwi domu mojego przyjaciela, jak podczas każdej imprezy, były już otwarte. Widok, który zastałem po wejściu do środka, rozbawił mnie dołez.

– Nawet nie waż się komentować – rzucił idący w moim kierunkuAdam.

– Co się, do cholery, stało? – zapytałem, nie mogąc uwierzyć własnymoczom.

– Debile z firmy, gdzie kupowałem balony, zamiast niebieskiego koloru spakowali różowy! To się stało… – skomentował Adam ze wściekłością wgłosie.

– To dlaczego po prostu nie zrezygnujesz zbalonów?

– Bo stwierdziłem, że będzie śmiesznie imprezować w pięciu odcieniachróżu.

– Dziewczynom na pewno się spodoba. Bardziej martwiłbym się o reakcje chłopaków. Pewnie zaczną się zastanawiać, czy… no, wiesz…

– Zamilcz i idź do kuchni pomóc Angeli wykładać żarcie – poprosił.

Nie chciałem już nic mówić, bo widziałem, że przyjaciel jest mocno zdenerwowany całą sytuacją. Dlatego najlepszym wyjściem było usunięcie się na bok. Po wejściu do kuchni przywitała mnie Angela – nowy obiekt pożądaniaAdama.

– Cześć, Aleks! Aleś się odwalił. Jakbym nie była zajęta, tobym cię brała. – Wiem, że chciała być miła, ale ona mnie przerażała. Nie życzyłbym sobie, aby ktoś taki kręcił się obok mnie. Nie to, że jej nie lubiłem. Był to jednak typ dziewczyny, która kochała jednorazowe przygody. Robiło mi się przykro, ponieważ Adam tego nie dostrzegał. Ciągle opowiadał, że może nastanie nowy etap w jego życiu. Jakiś związek, który nie skończy się szybciej niż się zaczął. Nie mogłem przekreślać jego marzeń swoją opinią – dlatego po prostu się nie wypowiadałem. Myślę, że każdy znajdzie kiedyś kogoś, przy kim w jakimś stopniu się zmieni. Na lepsze albo na gorsze. Ale każde doświadczenie w życiu – jakim jest także kolejny związek – wpływa na nasz charakter, zmianę życiowych poglądów i wiele innychrzeczy.

– Dziękuję! Cała zasługa Adama – odpowiedziałemuprzejmie.

– Gdybyś mi nie powiedział, tobym na to nie wpadła. – Zaczęłachichotać.

Boże, jak ja nie lubię tej dziewczyny – pomyślałem. Ale spotyka się obecnie z Adamem, więc muszę jakoś wytrzymywać jejdocinki.

– Adam prosił, żebym ci pomógł. Co mamrobić?

– Możesz wziąć te miski i wsypać chipsy. – Wskazała na stertę paczek leżących na kuchennymblacie.

– Wszystkie?

– Wiesz, ile będzie osób, człowieku? Mam nadzieję, że to nie za mało… Oby tylko nie zabrakło. O tej imprezie będzie się mówić przez lata! – skomentowała. Przejęta tym, że ludzie będą po prostuplotkować.

Na świecie jest pełno głodujących – a ona zastanawia się, czy trzydzieści paczek chipsów wystarczy dla gości, którzy przyjdą na imprezę głównie w celu wypicia ogromnej ilości alkoholu. Po chwili do kuchni wrócił Adam, już z uśmiechem na twarzy. Zastanawiałem się, co tak nagle zmieniło jego nastrój. Przecież różowe balony powinny go jeszcze dręczyć przez minimumgodzinę.

– Coś się stało? – spytałemzaciekawiony.

– A co się miało stać? Dzień imprezy, stary! Też powinieneś się uśmiechać od ucha doucha!

– Ale tak na poważnie? – nie rozumiałem nagłej zmiany jegohumoru.

Adam wyciągnął w moją stronę telefon, pokazując zdjęcie na Instagramie. Znajdowała się tam fotka wystroju jegodomu.

– Widziałem. I dlatego sięcieszysz?

– Patrz na komentarze – ponagliłAdam.

Ponad sto komentarzy, a zdjęcie zostało opublikowane dwadzieścia minut temu. Wziąłem w dłonie smartfon i zacząłem czytać. „Zajebiście”, „O ja cię!”, „Bomba!” – i wiele innych w tym samymstylu.

– Okazuje się, że wszyscy są zachwyceni. – Podszedł do Angeli i objął ją wpasie.

I tak oto sytuacja została opanowana. Wszyscy byli wniebowzięci, więc nagle Adamowi też się podobało. Czasami przykro było patrzeć, jak bardzo mój przyjaciel jest podatny na opinie innych. Postanowiłem, że odpocznę na chwilę na sofie, bo myśli krążące mi w głowie zaczynały mnie lekko przytłaczać. Wyciągnąłem telefon i zacząłem przeglądać media społecznościowe. Pod zdjęciem Adama było tyle komentarzy, że w połowie zrezygnowałem z czytania. W tej samej chwili przyszło do mnie powiadomienie z Instagrama, że Anna dodała nowe zdjęcie. No tak, chciałem zawsze wiedzieć o wszystkim, co ma z nią związek – dlatego ustawiłem sobie na Instagramie i Facebooku powiadomienia o dodawanych postach i relacjach. Nie chciałem, by cokolwiek mi umknęło. Anna dodała zdjęcie, na którym pozowała razem ze swoim kotem, Marcelem. Przytuleni do siebie. Ujęcie było fantastyczne i ciepłe. Czasami miałem wrażenie, że zachowywałem się jak jakiś stalker. Ale nie potrafiłem oprzeć się pokusie – chciałem podziwiać tę dziewczynę na każdym jej zdjęciu. Myślę, że lepiej robić to w ten sposób, niż na żywo. Gdybym czynił to wprost, istniałoby większe prawdopodobieństwo, że mogłaby się zorientować w kwestii moich uczuć. A ja nie byłem pewny, czy to jej nie wystraszy. Zainteresował mnie opis, który Anna wstawiła pod zdjęciem. Brzmiał on: Możesz wszystko. Wystarczy, że zdobędziesz się na odwagę, aby zawalczyć o swoje pragnienia. W sam punkt – pomyślałem. Pasowało idealnie do tego, co miałem w planie dzisiajuczynić.

ROZDZIAŁ 5

Dzień, który miał okazać się przełomowy w moim życiu, w końcu nadszedł. W środku coś się we mnie gotowało – serce coraz mocniej dawało o sobie znać. Byłem pewny, że wszystko zmieni się po rozmowie z Anną. Wiedziałem, że jeśli nie powiem jej tego dzisiaj, odkładanie zamieni się w kolejne lata. A przecież już kilka ich upłynęło. Teraz albo nigdy – zdecydowałem.

Wraz z ukończeniem szkoły oboje planowaliśmy podjąć pracę, dzięki której każde z nas będzie mogło odłożyć pieniądze na studia. Ja nie musiałem martwić się o fundusze, ponieważ rodzice ciągle powtarzali, że są ze mnie dumni i że będą mnie wspierać w każdy możliwysposób.

Jednym z tych sposobów – a zarazem najważniejszym – była możliwość wyłożenia kwoty, potrzebnej na moje studia. Dzięki temu nie musiałbym się zastanawiać, czy zabraknie mi na czynsz albo jedzenie. Jednak, z drugiej strony, studia według mnie oznaczały czas, w którym powinienem w końcu sam o siebie zadbać, nie obarczając rodziców kolejnymi wydatkami. Oczywiście, część pieniędzy musiałbym przyjąć – bo opłaty związane z wynajęciem mieszkania nie są niskie. Do tego wyżywienie i codzienne potrzeby. Anna miała taki sam plan jak ja. Umówiła się ze swoim bratem, że pomoże mu w jego własnej firmie. Niestety, wiązał się z tym wyjazd, więc już od poniedziałku mieliśmy przestać się widywać tak często jak dotychczas. Teraz była jedyna okazja do porozmawiania z nią i wyjawienia swoichuczuć.

Tego bałem się najbardziej. Nigdy bowiem nie potrafiłem odgadnąć jej stosunku do mnie. Ani razu nie odebrałem sygnału, że jest mną zainteresowana, ale z perspektywy osób trzecich byliśmy nierozłączni. Nierzadko pytano nas o to, czy jesteśmyparą.

Ja, Adam oraz Anna tworzyliśmy zgraną paczkę przyjaciół. Chciałem jednak postawić wszystko na jedną kartę: wyjść w końcu z friendzone… Miałem świadomość, że Anna może nie podzielać moich uczuć. Tego obawiałem się najbardziej. Nie mogłem bowiem przewidzieć, jak wtedy ułożą się nasze relacje. Czy pozostaniemy przyjaciółmi? Czy może jednak dyskomfort będzie zbyt duży, a nasza przyjaźń z czasem się ulotni? Miałem wiele okazji, by wyznać jej prawdę, ale nigdy nie wystarczyło mi odwagi. Aż przyszedł taki moment, w którym dotarło do mnie, że oto stoję przed ostatnią szansą. Z tym wszystkim wiązało się ogromne ryzyko, ale przecież podejmujemy je każdego dnia. Gdy przechodzimy przez pasy na jezdni – skąd wiemy, że dotrzemy na drugą stronę? Albo wchodząc po schodach – jakie jest prawdopodobieństwo, że się nie poślizgniemy i nie staniemy się kolejnymi klientami zakładu pogrzebowego? Być może przytoczone przykłady nie bardzo tu pasują, ale pokazują, że codziennie ocieramy się o ryzyko, które staje się nieodłącznym elementem naszegożycia.

Siedziałem na kanapie i co jakiś czas odpowiadałem na wesołe powitania wchodzących do domu nowych gości. Czekałem, aż w końcu pojawi się najważniejsza dla mnie osoba tego wieczoru. Jak jednak można było się domyślić, Anny ciągle nie było – a miała przyjść już dwadzieścia minut temu. Napisała mi tylko wiadomość, że znacznie się spóźni, bo ma kłopot z butami… Kobiety i ich problemy – pomyślałem. Nawet nie zapytałem, o co dokładnie chodzi, bo pewnie i tak nie pojąłbym tej kwestii. Po prostu czekałem, co chwilę odmawiając Adamowi wypicia przyrządzonego przez niego drinka. Za którymś razem przyjaciel usiadł obokmnie.

– Czekam na Annę, nie chcę – odpowiedziałem na jego ciągłe zachęty do skosztowania tego, co dla mnieprzygotował.

– Znając życie, to zjawi się tu w połowie imprezy. Zrozum: niektóre dziewczyny już takie są. Anna najwyraźniej nie dostała na żadne urodziny zegarka. – Adam sięzaśmiał.

– Po co jej zegarek, skoro ma telefon, panie Kocham Technologię? – spytałem, nierozumiejąc.

– Dobrze, musimy jeszcze trochę popracować nad twoim pojmowaniem żartów. Wstań z tej kanapy, bo jak na ciebie patrzę, to mam ochotę iść spać. Chodź. – Wyciągnął dłoń w moim kierunku, pomagając miwstać.

Ja i alkohol to niekoniecznie dobre połączenie. Nie odbijało mi po nim, a wręcz przeciwnie. Po dwóch drinkach lub jednym większym piwie zbyt mocno zaczynało kręcić mi się w głowie, dlatego nigdy nie piłem większych ilości tego typu trunków. Poza tym musiałem mieć tego wieczoru trzeźwy umysł, aby porozmawiać z Anną. Jednak była to impreza Adama i wiedziałem, że mi nie odpuści. Na początku upijałem tylko malutkie łyki drinka. Ale zostałem gwałtownie ponaglony, by go skończyć – bo czekał na mnie już kolejny. I tak oto wypiłem szybkie dwa drinki, a następnie poinformowałem Adama, że muszę usiąść. Gdyby w najbliższym czasie wypadł mi ząb, to napisałbym list do Wróżki Zębuszki: żeby zamiast kasy dała mi talent do picia alkoholu – pomyślałem, siadając na kanapie, bo poczułem się odrobinęwstawiony.

Albo w tamtym momencie pozamykano wszystkie okna i drzwi, albo alkohol za bardzo mnie rozgrzewał. Zrobiło się potwornie duszno. Ściągnąłem niebieską koszulę w kratę, wybraną przez Adama i zostałem w samym podkoszulku. Musiałem chwilę odpocząć. Sam w myślach skarciłem się za wypicie tych dwóch drinków. Impreza zaczęła się rozkręcać. Muzyka była coraz głośniejsza. Każdy, kto z kimś rozmawiał, wyglądał prześmiesznie. Wszyscy krzyczeli – pomimo tego, że stali naprzeciwko siebie. Czułem się, jakbym właśnie oglądał prześmieszną komedię. Patrzyłem na pijanych ludzi, próbujących się zabawić, bo oto skończyliśmy szkołę. I możemy robić, co chcemy! Musiałem wyjść na chwilę, by zaczerpnąć świeżegopowietrza.

W ogrodzie przebywało znacznie więcej osób niż przypuszczałem. Było to spowodowane decyzją gospodarza – czyli Adama – który zakazał palenia papierosów w domu. Dlatego wszyscy wychodzili na dymka nazewnątrz.

Usiadłem na znajdującej się na uboczu huśtawce. Po raz kolejny zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę z Anną. Jednak nie było mi dane spokojnie nad tym podumać, bo moim oczom ukazała się – spóźniona o dwie godziny – przyjaciółka.

Miała na sobie piękną czerwoną sukienkę, sięgającą kolan, lekko zmarszczoną w okolicy bioder, co przywodziło na myśl księżniczkę Disneya. Zauważyłem, że założyła bransoletkę, którą dostała ode mnie w ubiegłym roku na urodziny. Stała i uśmiechała się, patrząc na mnie. Po czym zapytała, czy czasem Adam nie dorwał się do mojejgarderoby.

– Stał nade mną i patrzył. Wiesz, jak jest. Nie wolnoodmawiać!

– Wiem, dlatego staram się go na razie unikać. Nie chcę zakończyć w kilka minut imprezy. Wolałabym cokolwiek z niej pamiętać, a nie dowiadywać się później od osób trzecich. Ostatnio upił mnie w ciągu pierwszych dwudziestu minut. – Anna nabrała powietrza na to wspomnienie. Rzeczywiście, pamiętałem tamten incydent. Trzymałem Annie włosy przez godzinę, kiedy ona, obściskując kibel, opróżniałażołądek.

Na jej słowa totalnie oprzytomniałem. Przez chwilę zapomniałem o tym wszystkim, co planowałem przez taki długi czas. Też bym chciał, żebyś zapamiętała dzisiejszą noc, a przede wszystkim naszą przyszłą rozmowę – pomyślałem. Chociaż, gdyby coś poszło nie po mojej myśli, możesz o niej zapomnieć… Co ja mam w głowie? – skarciłem się za temyśli.

– Pięknie wyglądasz – zauważyłem. Wyglądała naprawdę cudownie. Mógłbym komplementować ją tak aż do rana. Jednak stwierdziłem, że to jedno proste zdanie wystarczy, aby nie wyjść na jakiegośnatręta.

– Dziękuję. Nie wyglądam tak dobrze jak ty. Wstań – poprosiła. Po czym ruchem dłoni kazała mi sięodwrócić.

– I jak? Podoba się? – Kiedy wychodziłem do ogrodu, pamiętałem o ponownym założeniu koszuli. Wiedziałem, że Anna może pojawić się na imprezie w każdej chwili, a przecież chodziło o pierwsze wrażenie. Tak tłumaczył miAdam.

– No, no, no… Nie powiem, wyglądasz świetnie! Czyżby jakaś metamorfoza? Dla której dziewczyny tak się wystroiłeś? – zapytałazaciekawiona.

Gdybyś tylko wiedziała – pomyślałem.

– W sumie, to za chwilę siędowiesz.

– A tobie co? Co to za mina? – zapytała zaintrygowana. – Znamją?

– Co? Nie, nie. Wiesz co? Może pójdziemy się czegoś napić i potańczyć? – Uwielbialiśmy wygłupiać się razem na parkiecie. Tańczyliśmy według naszych kroków, które pewnie wszystkich dziwiły, ale my zawsze bawiliśmy sięświetnie.

I tak minęło nam sporo czasu na tańcu i piciu, chociaż ja już nie dolewałem sobie alkoholu. Wystarczyła mi cola. Czas jednak pędził zbyt szybko. Nim się zorientowałem, była już za piętnaściedruga.

– Muszę odpocząć. Idziemy do ogrodu? – zapytała Anna, łapiąc mnie za szyję. Za każdym razem kiedy mnie dotykała, przepływał przeze mnie impuls, który powodował, że zastygałem w miejscu. Nie wiedziałem nigdy, jak się wtedy zachować. Z jej dotykiem wiązała się paleta różnych uczuć, powodująca szczęście i uśmiech na mojej twarzy. Nawet nie potrafię tego wytłumaczyć. Po prostu takie lekkie kopnięcie jakbyprądu.

– Pewnie! – chociaż staliśmy naprzeciwko siebie, musiałem krzyczeć. Nie mam pojęcia, kto był odpowiedzialny za muzykę, ale z każdą godziną było tu corazgłośniej.

Anna złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia do ogrodu. Jej dłonie były małe i delikatne, a uścisk – pomimo tego – miała bardzo mocny. Od razu udaliśmy się w stronę naszej ulubionejhuśtawki.

– Boże, jak mi się chce pić… Przyniesiesz nam coś do picia? Może popiwku?

– Nie mamy jeszcze dość alkoholu? – zapytałemrozbawiony.

– Dość?! – zapytała, udając zaskoczenie. – Impreza przecież dopiero się rozkręca! – Anna, pomimo tego, że wypiła trzy drinki i dwa piwa zupełnie nie była pijana. Jak na kobietę w tak młodym wieku miała spore możliwości. Musiała mieć świetny metabolizm. W moim przypadku już dawno skończyłbym w łóżku z miską u boku, ubolewając, że wypiłem za dużo. Chociaż to tylko przypuszczenia. Jeszcze nigdy tak naprawdę się nieupiłem.

Podszedłem do stołu, gdzie znajdowały się beczki z piwem. Miałem już nic nie pić, ale stwierdziłem, że piwo „dla odwagi” jest w tym momencie jak najbardziej wskazane. Bałem się wprawdzie, że może być to ten moment, kiedy spożyję o jedną porcję alkoholu za dużo – ale zbyt mocno ponosiły mnie nerwy. Potrzebowałem tego. Sięgnąłem po dwa czerwone kubki. Odkręciłem kurek i napełniłem je trunkiem. Nagle, zza pleców, dobiegł mnie głosAdama:

– Dwa piwa dla Aleksa? O ho, ho! Wiesz, że po tym padniesz jak niemowlę? Prawda?

– Jesteś bardzo zabawny. Jedno piwo jest dla Anny – poinformowałem.

– Jak tam wyznawanie uczuć? – zapytałzaciekawiony.

– Właśnie mam zamiar to zrobić. Anna czeka na mnie w ogrodzie nahuśtawce.

– Boiszsię?

– Jak jasna cholera! Ale się nie wycofam. Doszedłem do wniosku, że chcę to zrobić. Tylko jeszcze nie mam pojęcia, jak zacząć – oznajmiłem.

– Dobra. Idź, zanim twoja pewność siebie się ulotni! Powodzenia, stary. Trzymam kciuki. Tylko pamiętaj, żeby trzymać się z dala od mojej sypiali! – pogroził mipalcem.

Podziękowałem. Biorąc kubki z piwem odwróciłem się w stronę ogrodu, gdzie czekała na mnie Anna. Nie komentując głupich docinków Adama, wróciłem do niej. Raz się żyje – pomyślałem. Pewnym krokiem udałem się w kierunku huśtawki. Anna od razu wyciągnęła rękę po swój kubek, jednocześnie dziękując mi zaniego.

– Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać… – zacząłemniepewnie.

– O czymkolwiek tylko chcesz – uśmiechnęłasię.

Mogłem podziwiać jej uśmiech bez przerwy. Niby to tylko uśmiech, a cieszył tak bardzo, że mogłem się w nim zatracić. Nie było już odwrotu od tego wszystkiego, dlatego usiadłem obok niej. Oglądając różnego rodzaju programy – na przykład na MTV – zawsze podziwiałem ludzi, którzy decydowali się na otwarte wyznawanie uczuć. Programy telewizyjne często powodują, że w realnym życiu, w podobnej sytuacji, nabieramy ochoty na zrobienie tego, co uczynili wcześniej bohaterowie show. Wyjawianie przez nich prawdy wydaje się takie łatwe. Ale, niestety, w rzeczywistości to totalny armagedon emocji. Poczułem, że zaczynają pocić mi się dłonie, dlatego odstawiłem szklankę z piwem na znajdujący się obokstolik.

– Chciałbym ci o czymś powiedzieć. Ale przyznam, że nie mam pojęcia, od czegozacząć.

– Najlepiej od początku – zachichotała.

– Łatwo powiedzieć, gorzej wykonać. – Podłapałem dobry humorAnny.

– Przecież wiesz, że nie ma tematu ani żadnej sprawy, o której nie mógłbyś ze mnąporozmawiać…

Doskonale to wiem – pomyślałem.

Nie zdawałem sobie sprawy, że ta rozmowa może okazać się aż tak stresująca. Nagle poczułem, że zaschło mi w ustach. Pociągnąłem łyk zimnego piwa – nic to jednak nie pomogło. Odstawiłem je kolejny raz na stolik. Po czym – wykorzystując resztkę odwagi, jaka we mnie pozostała – spojrzałem na Annę. Ona, zauważając, że zaczynam się coraz bardziej denerwować, zapytała:

– Coś się stało? – w tym momencie odstawiła swoje piwo na bok. Zaczęła się domyślać, że jest mi bardzo trudnozacząć.

– Zabierałem się do rozmowy już od bardzo dawna. – Moje serce zaczęło bić znacznie szybciej. To takie uczucie, jakby osoba, która ma lęk wysokości, zdecydowała się na przejazd kolejką górską w wesołym miasteczku. I kiedy już jest na samej górze, zaczyna się zastanawiać, dlaczego popełniła ten głupi błąd. Wtedy serce chce wyskoczyć z klatkipiersiowej.

Anna postanowiła, że nie będzie się odzywać i w ten sposób mi pomoże, a ja zacznę mówić. Po pewnym czasie, kiedy tak sobie milczeliśmy, Anna posłała mi pełen ciepła uśmiech. Już miałem powiedzieć: „Ja cię kocham”, ale dotarły do nas krzyki ludzi znajdujących się wpobliżu.

– Co się dzieje? – Anna zaczęła się rozglądać. Wstaliśmy oboje przerażeni, że może ktoś zrobił sobiekrzywdę.

Muzyka nagle ucichła i nastała głucha cisza. W progu stanął Adam, spoglądając tam, gdzie wszyscy kierowali swój wzrok – na mój dom. Dom, który stał w płomieniach. Nagle straciłem grunt pod nogami. Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje i na co patrzę. Przez pierwszych kilka sekund stałem w osłupieniu, nie potrafiąc się ruszyć – a co dopiero krzyczeć. Chciałem krzyczeć! I to najgłośniej, jak potrafię. Ale skamieniałem, a moje nogi zapuściły korzenie w ziemi. Widok, który się przede mną roztaczał, oszołomił mnie całkowicie. Wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie. Jedyne, co zarejestrowałem na ich twarzach – to przerażenie. Zaczynało do mnie docierać, co się dzieje. Nie wiedziałem nawet, kiedy Anna złapała mnie za rękę. W jednej chwili wyrwałem się i zacząłem biec. Tak szybko, jak tylko potrafię, modląc się w duchu, aby rodzice bylicali.

W tamtym momencie był to najważniejszy bieg w moim życiu. Przeklinałem w myślach fakt, że mieszkamy tak daleko od domu Adama. Słyszałem krzyki biegnących za mną osób, ale nawet się nie odwróciłem. Niestety, było zupełnie ciemno i w pewnym momencie potknąłem się o coś. Upadek na pewno był bardzo bolesny. Ale wtedy tego nie poczułem. Miałem łzy w oczach, ale nie dotarło do mnie nawet, że płakałem. Poczułem czyjąś rękę, która pomogła mi wstać – to był Adam. Był tak samo przestraszony jak ja. Widziałem to w jegooczach.

– Biegnij, Aleks! Wstawaj i biegnij! – krzyczał przerażony, wbijając we mnie wzrok. Mocno pociągnął mnie za rękę, pomagając mi wstać. Kiedy odzyskałem równowagę, ponownie ruszyliśmy w kierunku stojącego w płomieniach domu. Nagle przed oczami pojawiło mi się wiele obrazów rodziców z różnych momentów naszego życia. Nie zorientowałem się, że znowu łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. W tej samej chwili odczułem ogromne zmęczenie, ale nie zatrzymałem się. Biegłem, krztusząc się nieumiejętnymi próbami złapania oddechu. Wydawałoby się, że ten bieg nigdy się nie skończy. Na mecie było coś, czego nie chciałem – ale nie mogłem się wycofać. Działy się w tamtym momencie rzeczy dla mnie niezrozumiałe. Jak? Dlaczego? W głowie pojawiały mi się dziesiątki pytań. Nie miałem pojęcia, ile zajęło mi dobiegnięcie. Czułem, że to był najdłuższy bieg w moim życiu. A w mojej głowie w tym czasie przewinęły się setki scenariuszy, które w efekcie wywołały we mnie największy strach, jakiego nie da się porównać doniczego.

– Mamo!!! Tato!!! Gdzie jesteście?! – krzyczałem ze łzami w oczach. Ale nikogo nie widziałem. Przede mną wyrastały płomienie pochłaniające mój rodzinny dom i najukochańsze osoby.. Reszta ludzi dobiegła po chwili, omiatając przerażonymi spojrzeniami miejsce, w którym przeżyłem całe dotychczasoweżycie.

Ogarnąłem wzrokiem okolicę, jednak nie widziałem zupełnie nikogo. Dobiegł mnie dźwięk sygnału straży pożarnej i policji. Nigdzie ich nie widziałem! Kompletnie nikogo! Nagle usłyszałem trzask palącego się drewna. Spojrzałem mimowolnie w stronę, z której docierał ten hałas – część dachu właśnie runęła z wielkich hukiem. Nie mogłem nic zrobić. Stałem jak wryty, patrząc jak płonie mójdom…

– Czy ktoś widział moich rodziców?! – Zacząłem biegać i krzyczeć do wszystkich. Jednak każdy tylko kręcił przecząco głową, ze smutkiem w oczach, oglądając tę tragedię. Jedna chwila, w której moje życie popadło w ruinę. Poczułem się dziwnie. Moje serce biło nieznanym mi dotąd rytmem, a przed oczami zaczęło robić się coraz ciemniej. Nie spostrzegłem, że upadłem na ziemię. Ostatnie, co usłyszałem, to głos – wykrzykującego moje imię – przyjaciela.

Adam klepał mnie po policzku, błagając mnie bym się ocknął. Chciałem powiedzieć, że miałem straszny sen. Ale widok, który ukazał się moim oczom po ich ponownym otwarciu, utwierdził mnie w przekonaniu, że to rzeczywistość. To się właśnie działo: rozgrywał się mój największy koszmar. W tym samym momencie kilka zastępów straży pożarnej i policji wjechało na teren naszej posesji. Wyskakujący w biegu strażacy krzyczeli, abyśmy odeszli i dali im tym samym możliwość zajęcia się ugaszeniem pożaru. Nagle ktoś złapał moją rękę. Był to jeden z mundurowych – który prosił mnie o natychmiastowe oddaleniesię.

– Moi rodzice byli w środku – powiedziałem, łapiąc go zaramię.

– Wyszli z domu? – zapytał. A ja, łamiącym głosem, odpowiedziałem, że świętowali rocznicę ślubu. Jego twarz w sekundęskamieniała.

– Zajmiemy się tym. Odsuńcie się teraz – poprosił jeszczeraz.

Przypomniałem sobie chwilę, w której opuszczałem swój dom tamtego dnia. Ten cały alkohol, który rodzice kupili. I mnóstwo palących się świec, które miały stworzyć romantyczny nastrój. Nie chciałem dopuszczać do siebie nawet myśli, że rodzicom coś się stało. Ale tych obrazów nie dało się odgonić. Siedziałem kilka metrów od wozów strażackich – patrząc, jak mężczyźni starają się ugasić ogień. Powinienem biegać! Pomagać! Krzyczeć! Cokolwiek! Tymczasem nie potrafiłem się nawet ruszyć… Sparaliżował mniestrach.

– Muszę im pomóc! – Nagle spróbowałem wstać, wyrywając się tym samym z objęć Anny i Adama. Ale nie pozwolili mi na to. Oboje doskonale wiedzieli, że potrzebuję w tej chwili obok siebie bliskiej osoby. Adam odszedł na chwilę, próbując dodzwonić się do swoich rodziców, odezwała się tylko poczta głosowa. Zostawił wiadomość – w nadziei, że szybko ją odsłuchają i natychmiastoddzwonią.

– Posłuchaj, Aleks! – Adam wrócił. Podszedł do mnie, chwycił mnie za brodę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Nie możesz pomóc. Musisz pozwolić działać strażakom! – usiłował mnieprzekonać.

– Ale mama! Tata! Oni oboje zostali dzisiaj w domu… – głos zaczął mi się łamać. – Ja muszę! Muszę coś zrobić! – Czułem, jak serce zaczyna bić mi coraz gwałtowniej. Choć bardzo tego pragnąłem, to nie usłyszałem w tamtym momencie zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Adam po prostu mnie przytulił. Po chwili do uścisku dołączyła Anna, nie potrafiąca ukryć łez. Oboje wiedzieli, że nikt z tego nie mógł wyjść cało. Ale nie mogli mi o tym teraz powiedzieć. Jeżeli nie uciekli, to… Nie potrafiłem nawet dokończyć tejmyśli.

ROZDZIAŁ 6

Ocknąłem się w ambulansie, który pojawił się na miejscu zdarzenia. W pierwszej chwili widziałem jakby przez mgłę, ale z każdą kolejną sekundą mój wzrok wyostrzał się. Aż w końcu ujrzałem nad sobą ratownikamedycznego..

– Hej! Słyszysz mnie, Aleks? – spytał, wpatrując się we mnie intensywnie niebieskimioczami.

– Co się stało? Co z moimi rodzicami? Znaleźliich?

W tym momencie, kiedy zadawałem pytanie, wyraz twarzy ratownika diametralnie się zmienił. Dostrzegłem w nim jedynie bezradność. Bezradność w sytuacji, kiedy człowiek chciałby powiedzieć drugiej osobie cokolwiek – aby tylko podnieść ją na duchu. W oczach mężczyzny był jedynie smutek iżal.

Chciałem wstać, ale przyłożył mi dłoń do klatki piersiowej, prosząc, abym jeszcze chwilęzaczekał.

– Przed momentem straciłeś przytomność. Daj sobie trochę czasu. Chyba że chcesz znowu odlecieć – ostrzegłmnie.

Przerwał nam jeden ze strażaków, który szukał najprawdopodobniej dowódcy. Możliwe, że coś znaleźli, ale w panującym tutaj chaosie nie potrafił odnaleźć tegoczłowieka.

– Co z moimrodzicami?

– Kiedy tylko znajdę szefa, to obiecuję, że z tobą porozmawia. Dobrze? – zapewnił mniemężczyzna.

– Ale… – Już nie dokończyłem, bo mężczyzna zauważył tego, kogo szukał. Szybko oddalił się w jegokierunku.

W końcu podniosłem się o własnych siłach, informując gromiącego mnie wzrokiem ratownika, że muszę wstać. Jeśli tego nie zrobię, to za chwilę oszaleję. Jednak on nawet się nie odezwał. Kiedy stawiałem pierwszy krok na zewnątrz karetki, poczułem, że ktoś łapie mnie za rękę. To był Adam. Pomagał mi, nie odzywając się anisłowem.

– Słyszałeś coś o moich rodzicach? – zapytałem, mając nadzieję, że chociaż on wiecokolwiek.

– Nic – odpowiedział. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest odpowiedź, na jakąliczyłem.

– Przepraszam, czy to ty jesteś Aleks? – zapytał jeden z dwóch podchodzących do nasstrażaków.

– Tak, to ja – odparłem szybko w nadziei, że mają dobre wieści na temat moich rodziców. Że jakimś cudem pojechali za miasto. Że gdzieś wyszli. Cokolwiek – tylko nie to, że zostali wdomu.

– Mój drogi chłopcze, nazywam się Thomas Clark. Dowodzę tutaj. Chciałbym, żebyś sobie usiadł. – Wskazał rękąambulans.

– Wiecie, gdzie są moi rodzice? – zapytałem ściszonymgłosem.

– O tym chciałbym z tobą porozmawiać. Dwadzieścia minut temu ugasiliśmyogień.

– Wiecie, gdzie są moi rodzice? – przerwałem mu szybko, zadając po raz kolejny to samopytanie.

– Dwóch strażaków. Oni… – Nie wiedział do końca, jak ma mi to powiedzieć, dlatego zawahał się przez chwilę, po czym kontynuował: – Odnaleziono dwa ciała. Najprawdopodobniej ciało kobiety i mężczyzny. Ale nie mogę tego potwierdzić na sto procent. W tej chwili czekamy na przyjazd koronera. On zajmie się ustaleniem tożsamości osób, którezginęły.

Osób, które zginęły… W mojej głowie te słowa zaczęły się powtarzać, jak zaciętapłyta.

Osób, którezginęły.

Zginęły.

Dwaciała.

Mama.

Tata.

Poczułem torsje i w tej samej chwili zacząłem wymiotować. Nie wiedziałem, co się dzieje. W jednej chwili moje ciało po prostuoszalało.

– Moi rodzice! – z gardła zaczął mi wydobywać się przerażający krzyk. – Moi rodzice! – krzyczałem. Upadłem na ziemię, podpierając sięrękoma.

Czułem w środku, że za chwilę cierpienie mnie rozerwie. Ogarnął mnie taki ból, że miałem wrażenie, jakbym i ja miał zaraz dołączyć do rodziców. Bolało mnie serce, bolało mnie wszystko na samą myśl o tym, co właśnieusłyszałem.

– Aleks, musisz pojechać z ratownikami do szpitala. Tam się tobą zajmą i ci pomogą. Tutaj już nic nie jesteś w stanie zrobić. Musisz dać szansę tym ludziom, żeby ci pomogli. Dobrze? W szpitalu będziesz miał odpowiednią opiekę – mówił dowódca straży. Ale nawet na niego już nie spojrzałem, ani mu nieodpowiedziałem.

W tamtym momencie patrzyłem Adamowi w oczy – stał przez całą tę rozmowę, trzymając mnie za ramię. Miałemdość.

Kiedy upadłem, on upadł zemną.

Słyszałem, jak mężczyzna prosił, abym wstał i udał się do karetki, a Adam patrzył na mnie. Płakał. Nie potrafił przestać. Obaj niemogliśmy.

Mężczyzna musiał wracać do swoichobowiązków.

Zrobił to wtedy, kiedy jeden z ratowników uniósł rękę w geście „zajmę się nimi”. Jednak nam nie przeszkadzał. Nie podniósł mnie. Dał miczas.

Czas na rozpoczęcieżałoby.

Moja mama bardzo często mówiła, że łzy to są słowa, których boimy się wypowiadać na głos. Przypomniało mi się to po kilku minutach, kiedy w końcu wstałem z ziemi razem z moimprzyjacielem.

Nagle w kieszeni Adama rozdzwonił się telefon. To byli jegorodzice.

– Tak? – przyjaciel odebrał, ale mnie nie puścił. – Mamo, oni nie… – nie potrafił wypowiedzieć tych słów na głos. Kolejny raz po jego policzkach popłynęłyłzy.

Adam skończył rozmowę, odwrócił się do mnie. Powiedział, że jego rodzice dotrą do nas za godzinę. Przyjadą od razu doszpitala.

– Dobrze.

Wystarczyło się odwrócić i wejść do ambulansu, ale ja musiałem spojrzeć jeszcze na swój dom. Na to, co po nim pozostało. Tak naprawdę niczego tam już nie było. Jedynie sterta spalonego drewna. I strażacy, zajmujący się dalszym przeszukiwaniemzgliszczy.

Wtedy moim oczom ukazały się dwa wózki – takie, na jakich przewożeni są pacjenci na operacje w szpitalu. Dwa wózki. Na każdym z nich czarny worek. Wytężyłem wzrok, doskonale wiedząc, na copatrzę.

W tym samym czasie ratownik zauważył, w którym kierunku powędrowało moje spojrzenie. Również zerknął w tamtą stronę. Chwycił mnie za rękę. Powiedział, że musimy jechać. A ja chciałem tam pobiec. Ale nie mogłem. Byłem przerażony widokiem samych worków, a co dopiero myślą o tym, kto znajduje sięwewnątrz…

ROZDZIAŁ 7

Nikt nie jest gotowy na odejście najbliższychosób.

Zostaliśmy przewiezieni z Adamem do szpitala, gdzie po dwudziestu minutach dołączyli do nas rodzice mojego przyjaciela. Nie wiem, czy zdawałem sobie w pełni sprawę z tego, co się w tamtym czasie działo – ale każdy przecież żyje nadzieją. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co stało się tej nocy. Jak? Jak doszło do tego cholernego pożaru? Odpowiedź nasuwała się sama. Drewniany dom, mnóstwo palących się tego wieczoru świec i dwoje, zapewne pijanych, ludzi. Czułem, jak trzęsą mi się ręce, ale nawet na to nie reagowałem. Nikt się nie odzywał, bo żadne z nas nie miało pojęcia, co powiedzieć. Starałem się przyswoić to, co się dzieje – ale nie wiedziałem, w jaki sposób. Nieustannie zbierało mi się na płacz. Ciągle żywiłem nadzieję, że to jakiś zły sen. Koszmar, z którego zaraz sięobudzę.

– Czy to ty jesteś Aleks? – Z zamyślenia wyrwał mnie podchodzącypolicjant.

– Tak. O cochodzi?

– Płonące świece były najprawdopodobniej przyczyną pożaru. Ciała zostaną jeszcze zbadane przez zakład medycyny sądowej, a następnie wydane rodzinie dopochówku.

Podniosłem głowę, wpatrując się w mężczyznę. Mówił w taki sposób, jakby robił to codziennie. Informował kogoś o śmierci bliskiej osoby. Wtedy do mnie dotarło, że nie ma już moich rodziców. Stali się przeszłością. Nie ma ich, lecz byli. Policjant złożył mi kondolencje i oddalił się w kierunku Kate, prosząc ją na słówko. Rodzice Adama byli w szoku. Gołym okiem widać było, że Kate nie wie – podobnie jak ja – co ze sobą zrobić. Ona i mama były najlepszymi przyjaciółkami. Też nie mogła pogodzić się z faktem, że już nie będzie miała okazji z nią porozmawiać. Nigdy.

Po spisaniu zeznań Vansowie zabrali mnie do siebie. Nie chciałem wtedy być sam. Ale nie miałem też ochoty na rozmowę. Usiadłem w salonie na kanapie i zacząłem szlochać. Nikt się nie odezwał. Jedynie Kate usiadła obok, obejmując mnie ramionami. Nie powiedziała ani słowa. Rozumiała, że to czas na opłakiwanie kogoś, kogo przez całe życie kochało się najmocniej. Po kilku godzinach nadal to do mnie nie docierało. Czułem się otępiały, jakby ktoś podał mi jakieś leki na uspokojenie. W tamtej chwili mogłem tylko siedzieć, płakać i zadawać jedno pytanie: dlaczego?

– Muszę czegoś się napić. – Poczułem, że mam sucho w ustach. W kuchni chwyciłem szklankę i nalałem sobie wody. Kiedy podnosiłem ją do ust, szklanka nagle wylądowała na podłodze, szybko zwracając na mnie uwagę wszystkich przebywających w salonie osób.