Wołając do Hille - Rafał Grysiak, Artur Matusz - ebook

Wołając do Hille ebook

Rafał Grysiak, Artur Matusz

3,2

Opis

Co się stanie, gdy nagle włączysz światło w darkroomie?

Robert, Piotr i Sebastian spotykają się na czacie internetowym dla homoseksualistów. Choć każdy z nich związany jest z kobietą i prowadzi pozornie poukładane życie, pod przykrywką nicków chętnie oddaje się najbardziej wymyślnym seksualnym fantazjom. Jedna rozmowa wystarcza, by rozpoczęła się między nimi niebezpieczna gra pełna manipulacji i kłamstw, która nieodwracalnie zmieni życie każdego z nich…

Ta brutalna, wywrotowa odpowiedź na „Anioły w Ameryce” niesie ze sobą ogromny bagaż emocjonalny, który wstrząśnie każdym, bez względu na światopogląd: zarówno nobliwymi konserwatystami, jak i liberałami, dla których słowo „tolerancja” jest najbardziej wyświechtanym frazesem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 499

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (9 ocen)
1
2
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

 

 

Ta historia zdarzyła się naprawdę. Współczesne piekło to już nie tylko “inferno”, lecz znacznie bardziej mroczny „darknet”. Przyznajemy, że książka zwłaszcza w pierwszej części jest, przerażająca i wulgarna, ale tej prawdziwej historii nie można było napisać inaczej. Po kilkudziesięciu stronach, czytelnik zaczyna rozumieć przyjęte styl i formę aż do punktu zwrotnego po którym wszystko się zmienia.

 

Ta książka jest ostrzeżeniem.

 

Autorzy

 

 

 

 

 

 

Nie pamięta, kiedy to się zaczęło. Jakoś w drugiej połowie stycznia, może dokładnie wtedy. Początek jest niewyraźny, zatarty. Od jakiegoś czasu zaczął znowu wchodzić na czat. Ciemna strona internetu, pozory bezgranicznej wolności i wyuzdania. Realizacja fantazji i żądz. Wracał wieczorami z pracy, siadał przed komputerem i do późnych godzin czatował. To stało się codziennym rytuałem. Spotykał przeróżnych dziwolągów. Rozmawiał z kimś, kto chciał służyć niczym pies, innym razem spotykał osobę, której obsesją stało się ćwiczenie i rozszerzanie odbytu. Pissing, fisting, seks grupowy, bondage, sado-maso, każda najbardziej wymyślna forma seksualnej samorealizacji, tym szczerzej wyrażona, bo za anonimowym nickiem. Wiek, rozmiar, preferencja. Potęga internetu daje złudzenie realizacji najbardziej wyszukanych pragnień. Czat internetowy – klub totalnie pojechanych zwyroli i najtragiczniej wyrażona tęsknota za miłością.

Jak zwykle wszedł wieczorem, był styczniowy weekend. Używał stałego nicku: Wrocek40A, co miało oznaczać, że jest z Wrocławia, ma 40 lat i jest aktywny w seksie. Kilka osób już go rozpoznawało. Chciał poznać kogoś na stałe spotkania, do znajomości, przyjaźni nawet. Stąd coraz częstsze wizyty. Brak stabilności wyzwalał w nim głębsze pokłady perwersji, za którą kryła się frustracja. Zaczął zaczepiać użytkowników o najbardziej pikantnych nickach. Rozmawiał z facetami, którzy pragnęli sexu grupowego, chcieli spróbować moczu, namawiali na seks we trójkę z żoną, chcieli połykać spermę. I tak zagadał Drecholl29. Ciekawa nazwa. Zaczepna i perwersyjna. Anonimowa i obiecująca przygodę, zapowiedź brutalności, potencjał mocnych wrażeń. Drecholl29.

Nick charakteryzuje zainteresowania i preferencje, dzięki którym można dokonać wstępnej selekcji. W ten sposób za pomocą haseł, cyfr i liczb porusza się w poszukiwaniu przygody, znajomości, przyjemności i zabawy. Rodzaj cybernetycznego targu, na którym można się bezkarnie obwąchiwać. Katalog aktualnie dostępnych opcji… Podobnie jak on Drecholl29 był zalogowany na czacie towarzyskim dla homoseksualistów:

 

Wrocek40A: Cze

Drecholl29: Cze. Ja też aktyw.

Wrocek40A: Spoko. Może razem coś zmontujemy na trójkąt. Skąd stukasz?

Drecholl29: Pozek. Lubisz trójkąty?

Wrocek40A: Jasne. Opisz się. Ja 38/179/78/19.

Drecholl29:29/185/79/19. Bywasz w Pozku?

Wrocek40A: Tak, służbowo. Chętnie bym się ustawił na jakiś fajny numer w hotelu. Będę w przyszłym tygodniu, zapraszam. Lubisz ostro?

Drecholl29: No jasne. Ostre ruchańsko. Dymanie cweli. Rozpierdalanie dupy.

Wrocek40A: Też to lubię. Może układ: obrobimy dupę we dwóch jakiemuś młodemu cwelasowi.

Drecholl29: Chętnie. Dobre jebanie na dwa baty.

Wrocek40A: Lubię byczkowatych, masywnych kolesi. Może masz takiego do zabawy?

Drecholl29: Mam.

Wrocek40A: No co ty? Opisz go.

Drecholl29: Biseks żonaty. 179/85, fajna suka.

Wrocek40A: Dobrze dupy daje?

Drecholl29: No.

Wrocek40A: Dasz mi namiar na tę sukę?

Drecholl29: GG.

 

Podał. 50198641. Po wstukaniu numeru na komunikatorze wyświetlił się kontakt: „Sebastian Hille, lat 33, Warszawa”. Na zdjęciu dodanym do adresu było widać rynek w Brukseli z kolorowym kwiatowym dywanem. Charakterystyczne dla tego miasta pocztówkowe zdjęcie.

Zaczepił go. Dla zabawy, z głupiej ciekawości, może dlatego że nikt nigdy nie dał mu wcześniej takiego kontaktu. Odpisał drecholowi:

– Sebastian Hille?

– No, widzisz jaka kurwa – odpowiedział tamten.

Napisał mu, że ten namiar ma od Roberta, tak jak zasugerował Drecholl29. I zaczęli rozmawiać. Sebastian Hille na GG z Piotrem Piotrowskim, a Drecholl29 i Wrocek40A na chacie. 45199206. Taki miał numer na komunikatorze.

– Pozdrowienia od Roberta. Powiedział, że jesteś niesamowitym kochankiem, od niego mam kontakt.

Dostał w odpowiedzi uśmiech. W tym samym czasie Drecholl29 atakował:

– I jak ta kurwa? Połknęła haczyk?

Sebastian Hille przesłał jeszcze jeden emotikon z uśmiechem i zapytał, skąd zna Roberta.

– Znamy się kilka lat, jesteśmy bliskimi kumplami, dlatego cię polecił. Twierdzi, że jesteś wyjątkowy – odpowiedział. – Mam wielką ochotę na seks z tobą, skoro polecił cię Robert, to tym bardziej.

– No nie wiem…

Drecholl29 dalej go instruował, jak ma rozmawiać z Sebastianem. Kazał mu opowiedzieć o wojsku, gdzie niby razem byli, a teraz jako bliscy kumple polecają sobie nawzajem wyjątkowych kochanków. Dlatego się do niego odezwał. To wielkie zaufanie i wyróżnienie.

– Spoko, powoli się wkręca – odpowiedział Drechollowi na chacie.

– Ale jazda! Powiedz mu, że możemy się spotkać we trójkę i to będzie najlepszy seks, jaki miał.

Absurdalna i bezsensowna gra. Oczywiście nie miał zamiaru spotykać się z żadnym Sebastianem Hille, ale podkręcał go nowy rodzaj manipulacji. Nowa jakość homoseksualnych konwersacji.

„Co lubisz?” i „kogo szukasz?” Takich rozmów w ciągu wieczornych godzin można odbyć dziesiątki. Można jednocześnie rozmawiać z kilkunastoma osobami lub z każdą z osobna, fantazjując o seksie, opisując ze szczegółami swoje pragnienia, podniecać się aż do finału. Co wieczór w ten sam sposób powtarzać identyczny model. Rozmowa z Drechollem29 pozwoliła mu wyrwać się z tego schematu.

– Chętnie się z tobą spotkam, będziesz zadowolony, że Robert nas sobie polecił – napisał Sebastian.

– Ok.

– Idź w miłość, ryj suce beret, kurwa jest na to podatna, powiedz, że szukasz miłości i chciałbyś pokochać fajnego pasywa – odezwał się Drecholl na chacie.

Ta sugestia, zaskakująco ordynarna, mimo swojej obrzydliwości, pozwoliła mu się ostatecznie zaangażować w rozmowę z Robertem i Sebastianem.

– Możemy się spotkać, Robert mówi, że jesteś w porządku– napisał Sebastian.

– Lubię, jak partner jest totalnie uległy i posłuszny, jesteś taki?

– Jestem, lubię spełniać życzenia, chcę, żebyś był szczęśliwy.

– To cwel, kurwa, maszyna do przyjmowania spermy. Ryj mu psychikę, a będzie totalnie twój. – Znów odezwał się głos z czatu.

Nie pamięta, żeby miał do czynienia z kimś równie silnym i konsekwentnym. Pomyślał, że wreszcie trafił na prawdziwego zboczeńca. Podniecało go to i przerażało jednocześnie, bo brał udział w grze, której reguł do końca nie rozumie. Może to jedna i ta sama osoba? Jakiś perwers o dwóch twarzach, tropiciel słabości, wyszukujący ofiary do swoich seksualnych dewiacji? A on sam? Co się z nim dzieje, że wchodzi w tego typu klimaty? Mimo wątpliwości czuł podniecenie, a ciekawość eliminowała blokady.

– Robert mówi, że mam być grzeczny i posłuszny dla ciebie. Mam zrobić dla ciebie wszystko, co sprawi ci przyjemność.

– Chciałbym kochać się z tobą bez zabezpieczenia. Do końca. Będziesz mój.

– O tak, marzę o tym. Naznaczysz mnie sobą. Chcę tego.

Fantazje o seksie bez zahamowań. To już nie była cybernetyczna pornografia, raczej jakiś rytuał, tworzenie scenariusza, który chcieli zrealizować, gdyby się spotkali. Może w Poznaniu lub Wrocławiu albo w Warszawie.

– No i jak, sunia wkręcona? – zapytał Drecholl29 i podał swój numer telefonu: 792506373.

Piotr zadzwonił. Najpierw chwila badawczego milczenia. Zaczął pierwszy:

– Siema, i jak tam, Seba prawie mój, będziemy go brać na dwa baty, ale najpierw ja go sam sprawdzę.

W odpowiedzi usłyszał młody sprężysty głos, dobrze postawiony z nienaganną dykcją. Sugestywny i niewinnie poprawny. Takim głosem można skutecznie wszystko wmówić, wszystko osiągnąć.

– I o to chodzi, o to chodzi, trzeba go brać podprogowo, rozumiesz? Umiesz podprogowo? Żeby ulegał, taką kurwę trzeba uzależniać od seksu, nagrywać, a potem szantażować.

I tak się zaczęło. Rozmawiali każdego wieczoru, po kilka godzin. Zawsze w tym samym układzie. Piotr z Robertem na chacie, a z Sebastianem na GG. Nigdy nie rozmawiali we trójkę bezpośrednio. Raczej przekazywali sobie informacje, a Piotr je weryfikował. Odkrył, że jego rozmówcy to charakterologicznie zupełnie różne osoby. Drecholl wulgarny i bezczelny, nakreślał najbardziej chore i wyuzdane scenariusze. Sebastian odwrotnie: wrażliwy i subtelny, podatny na wszelkie sugestie. Docierało do niego, że wszedł w jakiś układ, między pana a niewolnika. Pan szukał drugiego pana dla niewolnika, żeby jeszcze bardziej nad nim panować, a niewolnik wzięty w dwa ognie powinien ostatecznie utracić poczucie suwerenności i oddać się całkowicie, służąc jednemu i drugiemu. Piotrowski nie do końca to rozumiał, ale ciekawość powodowała, że brnął dalej.

Okazało się, że Sebastian i Robert znają się prawie trzy lata. I są w pewnego rodzaju związku, choć bezpieczniej było nazwać to układem. Obaj żonaci, co dawało poczucie bezpieczeństwa i gwarantowało dyskrecję. Robert miał dwójkę dzieci, pracował w policji. Przyciśnięty w jednej z rozmów przyznał, że jest po szkole policyjnej w Szczytnie. Sebastian potwierdzał, że to wysoko postawiony funkcjonariusz z Poznania. Bez dodatkowych szczegółów. Sebastian był menadżerem sprzedaży w firmie medycznej. Obaj sytuowani i nieźle zarabiający. Spotykali się często w dobrych, najczęściej czterogwiazdkowych hotelach, gdzie rozwijali swoją znajomość, nazywaną przez Roberta „grzesznym rytuałem”. Sebastian lubił eleganckie hotele, w których zatrzymywał się służbowo. Prowadził typowe życie handlowca, ciągle w terenie, od hotelu do hotelu. Często w Poznaniu, gdzie spotykał się z Robertem, ale też w Gdańsku, Warszawie, Wrocławiu. Różnie. Hotel Poznański, Hilton w Gdańsku, Haston we Wrocławiu. Średnio raz w tygodniu uprawiali swój sadomasochistyczny rytuał. A wieczorami zamieniali go w rytuał cybernetyczny.

Właściwie na samym początku Sebastian Hille nie chciał grać w tę narzuconą przez Drecholla, a kontynuowaną rękami Piotrowskiego grę. Bronił się, że Robert mu wystarcza i nie szuka przygód. Rozmawiają tylko dlatego, że Robert tego chce:

– Nie chcesz mieć dwóch na stałe? – zapytał Piotr.

– Ja lubię tylko Roberta, znam go już trochę.

– Nie chcesz mieć Roberta, a potem mnie?

– Po Robercie?

– Tak.

– No nie wiem, chciałbym tylko z Robertem.

– A gdybym się zakochał w tobie?

– Nie mów tak.

– Czemu? Mielibyśmy seks z miłości. Mógłbym się zakochać.

Powtórzył to. Pusta, nic niekosztująca deklaracja. Padło. Powtórzył to jako możliwość, nowy punkt. Narysował Sebastianowi nową perspektywę i zbudował inną skalę dla tej gry. Wszedł na ścieżkę manipulacji uczuciami, której chciał Drecholl.

– Robert mi mówił, że szukasz miłości.

– Ty nie, Seba?

– Też. Mam robić wszystko, co chcesz bo chcesz, dla mnie dobrze. Tak mówi Robert, on wie, co dla mnie najlepsze. Mam cię słuchać.

– Chcesz?

– Tak. Podoba mi się. Podniecasz mnie bardzo. Teraz widzę, że jesteś jego przyjacielem. On mówi, że jesteście jak bracia.

– Bo jesteśmy.

– Kocham cię.

– Też cię kocham, Seba.

Do świntuszenia doszły jeszcze deklaracje emocjonalne. Zabawa przeniosła się w inny wymiar. Przez następne kilka dni niemalże automatycznie logował się na czat i na GG. Sebastian natychmiast go zaczepiał. To samo Robert na czacie. „Stoi mi. „Pragnę cię, Piotrek, bardzo, gdzie jesteś, misiu?, potrzebuję cię, chcę cię czuć, chcę, żebyś był blisko” – tak się zaczynał scenariusz.

Doszły do tego instrukcje Drecholla, coraz mniej adekwatne do tego, co wytwarzało się między Sebastianem i Piotrkiem. „Jak kurwa? Słucha się? Wali cały czas? Ma walić, każ jej sobie wkładać do dupy. Ma być posłuszną suką, emocjonalnie od ciebie uzależnioną. Posyłaj jej filmiki porno, ma oglądać, ma być cały czas podjarana i gotowa. A ja robię swoje. Ryjemy go we dwóch psychicznie. Mamy układ. Cały czas mu mówię, że jesteś moim najbliższym przyjacielem. Musi cię słuchać jak mnie, robić wszystko, co mu każesz. Bez oporu i zastanawiania się. Szykuję ci go na prawdziwe jebanie. Będzie twój. Całkowicie oddana suka”.

Policjant mówił o nim z pogardą, raz w rodzaju żeńskim, raz w męskim, a fantazjując o seksie, stawał się nieznośnie wulgarny. Jakby przyjemność nie kryła się w zaspokojeniu pożądania, tylko w bezustannym mówieniu o przekraczaniu granic. Piotr angażował się w te rozmowy bardziej z ciekawości niż chęci zaspokajania potrzeb. Od sprośności Roberta wolał subtelne, wielogodzinne rozmowy z Sebastianem. Razem zabijali wieczorną samotność. Ale często wtrącał się Robert. Dzwonił do Sebastiana i przestawiał go znowu na tamte, według niego właściwe tory. Hille znowu zaczynał świntuszyć, mówił, co on każe mu teraz robić. Stawał się wulgarny i zwierzęco podniecony. Zmuszał wtedy Piotra do wspólnego onanizmu. I tak te rozmowy kończyły się, o drugiej, czasem trzeciej w nocy, jakby to powiedział Robert, wspólnym waleniem.

 

Piotrek miał problem. Dosyć powszechny u samotnych osób. Ostatnio nie układało mu się najlepiej. Trochę problemów w pracy, brak satysfakcji, korporacyjny przymus. Pracował w handlu na menadżerskim stanowisku, dlatego być może tak dobrze zaczynał rozumieć Sebastiana. Świat realny wkradał się do ich znajomości z każdej strony. Podobny rytm życia, podobne perpektywy. Zresztą cały ten homoseksualizm dopiero niedawno wrócił z tak dużą siłą. Zaczął sporo pić. Po skandynawsku, wieczorami w samotności, traktując alkohol jako środek nasenny. Otwierał wino, dobre, czerwone, wytrawne, i wypijał w ciągu tych internetowych sesji. Czasem jedno, może więcej, częściej więcej, aż nie poczuł się wystarczająco zmęczony, by zasnąć. Wtedy się rozłączał, zamykał wszystkie kontakty i privy. Szedł spać. Następnego dnia to samo, i tak od miesięcy. Od miesięcy, kiedy ostatecznie odeszła od niego Gosia. Bo przecież nie było tak, że stał się zdeklarowanym pedziem. Podobnie jak Seba i Robert był biseksualny i równie starannie ukrywał swoją orientację. Seks z mężczyznami traktował jak odskocznię, czasem myślał o niej jak o przypadłości, którą musi zaakceptować. Nic więcej. Małgorzata to była świeża sprawa, nie radził sobie. Byli ze sobą cztery lata, dużo młodsza, piękna kobieta, „korzenna dziewucha”, jak o niej mówił. Drugie podejście do poważnego związku po nieudanym małżeństwie, z którego miał dorosłą już córkę. Druga próba: starszy facet i młoda kobieta. Przez długi czas bycia z Małgosią nie myślał o seksie z facetami. Mieli bardzo udane życie intymne, kochali się bez zahamowań. Zresztą taka jest też chyba rola starszego partnera: wprowadzić młodą partnerkę w różne rodzaje seksualnej przyjemności, przesunąć granicę intymnych doświadczeń. Było im dobrze, ale zaczęły pojawiać się te myśli. Z początku zwracał większą uwagę na przypadkowych mężczyzn, spotkanych czy po prostu mijanych gdzieś na ulicy. To było chwilowe. Nigdy nie obejrzał się za żadnym z nich, to byłoby tak, jakby uległ pokusie i słabości. Nie wracał do tych wrażeń, mających jednak bardziej estetyczny niż seksualny charakter. Tak to sobie tłumaczył, to znaczy tak właśnie zaczął oszukiwać samego siebie. Z momentów budowały się chwile, a z chwil dłużej trwające sytuacje. Wracało pożądanie do mężczyzn. Przestał się przed tym bronić, odczuwana przyjemność wypierała poczucie winy z powodu ewentualnej zdrady. Gosia oczywiście niczego się nie domyślała, ich pożycie kwitło, zaczęli rozmawiać o małżeństwie, dzieciach, wspólnej perspektywie na lata, „do końca życia”, jak to się mówi. Panował nad swoimi pragnieniami, ale coraz częściej nie mógł osiągnąć pełnej satysfakcji bez seksu analnego. Małgosia ufała mu, oddana całkowicie nie miała nic przeciwko. W końcu doszło do tego, że inny rodzaj penetracji nie dawał mu przyjemności, a w jej trakcie zaczynał fantazjować. W przebitkach pojawiały się obrazy mężczyzn, na których zwrócił uwagę. Doszło do tego, że tylko w taki sposób mógł mieć orgazm. Oczywiście jest wielu mężczyzn biseksualnych, którzy uważają, że seks z mężczyzną nie jest zdradą, a raczej innym rodzajem doświadczenia, bo przecież nie robią tego z inną kobietą. Żona pozostaje tą jedyną, dla której zachowują wszystkie śluby wierności. Żyjąc w takim przekonaniu, utrzymują latami swoje związki w stanie równowagi. On jednak odczuwał rozbijające poczucie winy. Ale stało się. Raz, drugi. Potem regularnie. Nie unikał kontaktów z Gosią, kochali się bardzo często, jakby próbował jej zrekompensować ewentualne poczucie zdrady, gdyby to wyszło na jaw. Ale wydało się: klasyka gatunku – telefony, SMS-y, kłamstwa, zaprzeczenia. Ciąg podejrzeń, utrata zaufania, kontrolowanie. Wmawiał sobie, że ta ciągota mu minie, panuje nad nią i już nigdy jej nie ulegnie. Zdawał sobie sprawę z tej słabości, ale miłość do niej jest silniejsza niż ta skłonność. Ta argumentacja czasem działała, znowu próbowali, żyli w harmonii. Może tkwiliby tak latami w stanie powolnego rozkładu, gdyby nie list. Teraz mamy koniec wiosny 2015 roku… Jakoś w październiku zeszłego roku, może pod koniec września, przyszedł anonim. Zaadresowana do niej koperta, adres wydrukowany na specjalnej etykiecie, oczywiście bez nadawcy, na stemplu pocztowym widniała poczta Krakowa. Mieszkali we Wrocławiu, Małgorzata pochodziła z Krakowa. Ktoś życzliwy z jej rodzinnego miasta, może znajomy, może wielbiciel, oddał przysługę. List był wydrukiem kartki papieru z komputera, bez daty i podpisu.

 

Gosiu, to jest ostrzeżenie. Piotr jest gejem. Ty jesteś dla niego chwilową zabawką. Jest dużo dowodów na jego rozwiązłe życie z mężczyznami. Nie wiąż się z oszustem. Będziesz na zawsze nieszczęśliwa. Wybieraj. Pamiętaj, że zostałaś ostrzeżona.

 

„Jak ty sobie wyobrażasz, co ja powiem naszym dzieciom, jak ci to wróci? Że tatuś ma kochanka?” Pakowała się kilka dni, organizowała nowe życie bez niego, szukała mieszkania do wynajęcia. Mimo tych definitywnych kroków spotykali się jeszcze. Nie chcieli tracić kontaktu chociażby przez szacunek do uczuć, które do siebie żywili. Pozwalali, by to wszystko, co było między nimi, gasło powoli i naturalnie, aż wygaśnie ostatecznie, bez świadomego ranienia. Starali się jak najdłużej utrzymać iluzję ocalonej przyjaźni, która zastąpi miłość. Ale po czasie skończyło się także i to, a zaczęło picie Piotra.

– Rzeczywiście jesteście do siebie bardzo podobni z Robertem. Jak bracia. Długo się znacie?

– Kilka dobrych lat.

– Robert mówi, że z wojska. Nie wspominał o tobie wcześniej. Dopiero ostatnio.

– Straciliśmy kontakt. Chcesz mieć nas dwóch?

– Robert mówi, że mam ci zaufać. I robić z tobą to wszystko co z nim.

Zaczęli tworzyć scenariusz prawdziwego spotkania. Był początek lutego, może koniec stycznia, poniedziałek lub wtorek, nie pamiętał dokładnie. Umawiali się na przyszły tydzień we wrocławskim hotelu Haston, kiedy Sebastian przyjedzie służbowo z Warszawy na kilka dni. Bardzo ścisły scenariusz, tak jak zwykle to miało miejsce z Robertem. Sebastian opisał, jak miałoby to wyglądać.

Nie wie, dlaczego skłamał. Nie znał żadnego Roberta, to tylko kontakt na czacie. Tak się umówili z Drechollem. Zawarli układ o psychicznym ryciu Sebastiana, właściwie to Robertowi bardziej na tym zależało. To jego podniecała ta trójkowa zabawa: podsunięcie swojego kochanka innemu mężczyźnie, jakby sprzedanie go lub wynajęcie. Piotr budował swoją siatkę kłamstw właściwie tylko po to, żeby się z nim w końcu spotkać w realu. Czuł, że gdyby nie przekonanie Sebastiana o przyjaźni z Robertem, raczej nie doszłoby do zbliżenia. Chciał mieć z nim seks wedle reguł, które przyjęli, ale też pragnął go najzwyczajniej poznać. Kim jest ten człowiek, z którym co noc godzinami rozmawia na GG, właściwie przebywa z nim, w jakiś sposób obcuje. Kto to jest? Sebastian podał numer telefonu, ale nieprawidłowy. Piotr wiele razy próbował zweryfikować ten błąd, nie zgadzała się któraś z cyfr. Kiedy wybierał numer, po drugiej stronie zawsze słyszał sygnał jakby było zajęte. Sebastian prosił, żeby nie dzwonił na razie do niego – żonaty facet musi dbać o dyskrecję. Wszystko pozostawało więc na poziomie internetowej fantazji. Takie niewinne, bezkarnie popełnianie kłamstewko. Zadzwonił więc do Roberta w sprawie numeru. Dostał potwierdzenie, że prawidłowy to ten: 895260208, lecz ciągle coś się nie zgadzało. Zdumiewający paradoks: Robert całkowicie realny, konkretny, z prawdziwym numerem telefonu, w pełni dostępny, niemalże na zawołanie. I Sebastian – zupełne przeciwieństwo, pozostający w sferze pisaniny i czatowania, schowany w cybernetycznym pudełku, chroniący dostępu do siebie, z dala od realnego świata.

– Opisz, jak to z nim robisz.

– Mamy taką zabawę, nie mówił ci?

– Sam chcę ustalić z tobą wszystko, nie chcę na razie go do tego mieszać.

– Masz mnie sprawdzić, jak będę ci pasował, to zaczniemy spotkania w trójkę.

– Powiedziałem Robertowi, żeby na razie dał ci spokoj.

– Masz mnie naznaczyć sobą.

Piotr nie rozumiał na tym etapie, o co tak naprawdę chodziło. Owszem, myślał o kochaniu się z nim bez zabezpieczenia, ale patrząc na to realnie, raczej nie było to możliwe. Dla Sebastiana miało to kluczowe znaczenie, bo chciał spełnić swoje marzenie o całkowitym oddaniu się. Podkreślał, że z Robertem robi to tylko w gumie, bardzo uważa, zawsze sprawdza, czy wszystko jest na swoim miejscu. I mimo że ciągle jest o to nagabywany, nie chce się zdecydować na zbliżenie bez zabezpieczeń. Dopiero teraz, odkąd poznał Piotra, czuje taką możliwość. Z nim, nie z Robertem. Robert śmiał się z marzeń Sebastiana. „Sunia chce być zalewana spermą, chce być prawdziwą kurwą”. Chwalił się, że wiele razy to z nim zrobił. „Jak kurwa jest mega podkręcona, to już przestaje sprawdzać, czy guma jest na miejscu. Wtedy ściągam i jadę do końca. Ale nie mów mu tego. Niech cwel dalej marzy o spermie w dupie, hehehehe”.

– Nie domyślił się?

– No co ty, on odpływa, jak daje dupy. Pod koniec ściągam.

– Nie chce się zgodzić?

– Własnie nie, bardzo tego pilnuje. Sprytna kurwa.

– Ja chcę z nim bez.

– Tak go właśnie nakręcam. Na wyjątkowość, mamy układ, nie?

– Ale ja chcę na razie sam z nim, daj mu spokój.

– Ja tylko ci pomagam, koleś, chcesz go czy nie?

– Chcę.

– To masz mnie słuchać. Znam te kurwę trzy lata i wiem, jak z nią postępować. Ja przekłuwam czasem gumę i lecę do środka, mówię, że pękła.

– Kochasz go, Robert?

– No co ty, to cwel, kurwa do ruchania.

I dalej w tym tonie czatował z Drechollem. W tym samym czasie prowadził równolegle rozmowę z Sebastianem. Zapytał go o to samo.

– Tak. A co?

– Nic.

– On jest dobry dla mnie. Troszczy się. Dlatego też podsuwa mi ciebie, bo wie, że się dobrze mną zajmiesz, gdy on nie będzie mógł. On ma żonę i dzieci, wiesz, nie zawsze może.

– Ty też masz żonę.

Nie odpowiedział, przepuścił ten argument, uznając być może za mało istotny. Wrócili do scenariusza pierwszego spotkania. Mieli to zrobić identycznie jak z Robertem. Wieczór w hotelu. Uchylone drzwi do pokoju. Piotr będzie czekał w hallu o ustalonej godzinie. Potem dostanie SMS z numerem pokoju. Wchodzi do środka, Sebastian czeka na brzegu łóżka nagi i wypięty. Przepaska na oczach, żeby bardziej się skupił na oddawaniu siebie. Pełna uległość. Przepaska musiała być skropiona perfumami Roberta. Sebastian nie powinien widzieć twarzy Piotra ani Piotr twarzy Sebastiana. Twarz to osoba, tu chodzi tylko o ciało. Musi byś zwierzęco i bezosobowo. Od razu zbliżenie, bez słów, bez gry wstępnej, szybkie i mocne wejście. Chamskie i zwierzęce. Ma boleć. Ten ból ma ich jeszcze bardziej zbliżyć, ma wyrażać większą uległość Sebastiana. Im większy ból, tym większa rozkosz biorącego, satysfakcja z zadanego cierpienia – poczucie władzy nad ciałem. Jeśli się będzie bronił, ma go uderzyć i zmusić do posłuszeństwa. Seks szybki i mechaniczny, bez pieszczot i czułości, finał. Sebastian nie może się w tym czasie dotykać. Orgazm biorącego, poczucie wykorzystania dającego. Po wszystkim Piotr ma wyjść bez słów, zostawiając go jak zerżniętą kurwę. Wtedy Sebastian, wykorzystany i upokorzony, może doprowadzić siebie do końca. Potem Piotr wróci na dół do hallu i poczeka na niego.

– On jest bardzo ciasny. Naprawdę go boli. Tym lepiej, bo się wczuwa i mocniej oddaje. Jeszcze tego z nikim poza mną nie robił. Sunia jest wierna. Będziesz pierwszy.

– Myślisz, że da bez gumy?

– Musisz się postarać. Cały czas graj w miłość. Musisz mu cały czas powtarzać, że go kochasz. Cały czas bądź z nim w kontakcie, aż go uzależnisz od siebie.

– Mówię mu tak. Jest prawie mój.

– Jest na maksa wkręcony. Cały czas o tobie napierdala. Wmawiam mu, że go naprawdę kochasz, i ta kurwa zaczęła w to wierzyć. Hehehe.

– Naprawdę jest fajny?

– Naprawdę. Zajebiście się rucha. Musisz na chama. Nie wychodź z niego, powiedz, że musisz drugi raz i musi to wytrzymać. W końcu po to jest, nie?

– Będziemy mieli super układ.

– Raz ty, raz ja. Na zmianę będziemy go ruchać. Pokazał ci się już w kamerce?

– Tak.

– Super. Widziałeś tę dupę? Każ mu się wypinać, ma cię prowokować.

– Ok.

– Serio go chcesz?

– Tak.

– Każę mu się z tobą cały czas kontaktować. Trzeba mu ostro ryć psychikę. Puszczaj mu pornole. Musi być cały czas zajęty seksem. Taka jest reguła satana.

– Jaka reguła, Robert?

– Prawdziwe cwelenie. Nieważne, o tym innym razem. Mówił ci już o tatusiu?

– Nie.

– Tatuś go zalewał. Suka ma specyfczne podejście do seksu z tego powodu.

– Gwałcił go ojciec?

– Niech sam ci powie. Żeby potem kurwa nie było, że ja się wygadałem. Jak ci sam powie, to będzie dowód, że już ci zaufał.

Powiedział mu o tym w rozmowie jeszcze tego samego wieczora. Piotr nigdy świadomie nie miał do czynienia z osobą molestowaną seksualnie, a już z pewnością nie z ofiarą pedofila. Zaczynał rozumieć, dlaczego on jest taki podatny i uległy. Ma dwie odległe od siebie osobowości: w jednej jest bystrym, mądrym i wrażliwym partnerem do rozmów, w drugiej biernym, uległym niewolnikiem. Kiedyś wykorzystywany przez ojca, teraz przez policjanta z Poznania. Ta sama relacja, tylko przesunięta w czasie. Piętno dzieciństwa odciśnięte w dorosłym mężczyźnie, na tyle silnie, by przebijać się przez męża i ojca, menadżera i handlowca, bystrego partnera i dowcipnego kumpla. Podwójne życie, na przeciwległych biegunach.

– Tylko ty o tym wiesz i Robert.

– Ile miałeś lat?

– 9.

– Możesz o tym mówić?

– Już tak.

– Długo to trwało?

– Z 5 lat. Potem się skończyło, bo zacząłem dojrzewać.

– Bardzo cię bolało? Głupie pytanie, przepraszam.

– Z początku tak, potem już nie. To było zawsze w nocy, jedna na kilka tygodni, ale czasem robił to dwa, trzy razy pod rząd.

– Ojciec?

– Nie, ojczym. Tato nie żyje.

– Nie powiedziałeś mamie?

– Nie kazał. Powiedział, że mnie zabije. On bił mamę. Bałem się.

– Sebam powinieneś pójść do specjalisty. To nie jest normalne. Powinniśmy się wreszcie naprawdę spotkać.

– Spotkamy się przecież. Wiesz, ja to nawet polubiłem. Po kilku razach już na to czekałem, kiedy przyjdzie i zrobi to ze mną. Już potem sam chciałem, nie broniłem się, byłem na to gotowy.

– To jest okropne, Seba. Powinieneś isć do lekarza.

– Nie, no co ty. Ja mu wybaczyłem. Dlatego taki jestem. Przez niego. Gdyby nie on, to przecież nie gadalibyśmy teraz tutaj.

– Jak mam ci pomóc?

– Kochaj mnie. To wystarczy.

Kilka dni przerwy. Nie miał czasu wchodzić na czat ani na GG, był w delegacji. Nie wziął ze sobą prywatnego komputera, a na telefonie nie miał zainstalowanych tego typu aplikacji. Zaledwie trzy dni w podróży, a już zaczął żałować braku dostępu do swoich zabawek. Przyzwyczaił się do bycia on-line z Sebą, brakowało mu tego wieczornego kontaktu. Na czat ostatnio wchodził tylko za jego namową i tylko z powodu utrzymania kontaktu z Drechollem. „Robert cię prosi, żebyś się zalogował, czeka na ciebie”. Wymyślał różne powody, by tego nie robić. Nie chciał już powielania schematu z początku znajomości. Myślał o rozmowach tylko z Sebą, który okazał się błyskotliwym, inteligentnym i dowcipnym rozmówcą. Stał się jego wieczornym kompanem, towarzyszem w opróżnianiu butelki, której dno oglądał coraz później, bo bardziej zajmowała go rozmowa niż szybkie upicie. Ale zawsze wkraczał Robert ze swoją perwersyjną potrzebą. Zaczepiał Sebastiana, nakręcał go, manipulował nim. Seba po takim praniu mózgu zmieniał się nie do poznania. Niknął inteligentny i wrażliwy facet, a pojawiał się niewolniczy, cyberseksualny maniak. Hille wpadał w trans, poddawał się sugestiom Roberta. Piotr wchodził w tę grę opornie, byle nie utracić kontaktu z Sebą. Docierało do niego znaczenie słów Drecholla, że „trzeba fizycznie i psychicznie uzależniać kurwę od sexu”. Zaczynał rozumieć, że Sebastian Hille w imię uczuć do Roberta jest w stanie zrobić wszystko. A policjant bawi się tym, czerpiąc satysfakcję z poniżania i psychicznego niszczenia. Zobaczył relację uzależnionego niewolnika i chorego psychicznie sadysty. Ta relacja ocierała się o sutenerstwo. Piotr stawał się nie tylko uczestnikiem pikantnej zabawy, ale też, jak mu się coraz bardziej wydawało, świadkiem przestępstwa.

 

Dzień, w którym miało dojść do próby sił – testu mojej odwagi i przełamania oporu, a tym samym do spotkania z Piotrem, był wyjątkowo piękny. Warszawa żyła swoim rytmem, ale w lutowym słońcu, tak rzadkim o tej porze roku, stolica wyglądała jakoś radośniej. Można by powiedzieć, że światło zdecydowanie poprawiało nastrój. Pomimo to od samego rana czułem dziwny niepokój związany z tym, co obiecałem Robertowi, a co nie do końca było po mojej myśli.

Dzień zaplanowałem spokojnie, bez wyjazdów. Na miejscu mogłem więc trochę więcej czasu spędzić przy śniadaniu. Kasia wyjechała, miałem luz. Taki dziwny rodzaj spokoju: brak kontroli i sporo czasu tylko na własne sprawy. Na śniadanie jadłem tego dnia niewiele, zresztą podobnie jak na pozostałe posiłki, które skończyły się na wczesnym lekkim obiedzie. Nie chciałem, aby moje jelita były przepełnione, a także, by spotkanie wieczorem było dla mnie jak najbardziej komfortowe pod względem czystości.

Cały czas miałem w pamięci mój pierwszy anal z Robertem i myśl o moim brudnym tyłku przyprawiała mnie o wymioty. Na śniadanie tego dnia zjadłem jajko, bułkę z szynką i jogurt owocowy. Do tego wypiłem białą kawę i zjadłem banana na deser. W TVN24 tak wcześnie rano puszczają „Maję w Ogrodzie”, był to już chyba 400 odcinek. Lubiłem ten program, bo sam coraz częściej myślałem o urządzeniu mojego ogrodu na Kaszubach. Taki mój mały świat wolny od zgiełku stolicy, w ukryciu przed Robertem, w tajemnicy przed Kasią. Moje Idaho. Około dziewiątej zadzwonił Robert, to była dość wczesna pora jak na telefon od niego.

– Cześć, jak przygotowania?

Robert był dumny ze swojego pomysłu. W końcu dzisiaj miałem się przełamać ostatecznie i nic nie zapowiadało, żeby było inaczej. Pokój w Hiltonie koło lotniska opłaciłem już dwa dni temu. Ustalony był numer, piętro i dodatkowa karta dla gościa. Robert zadbał o dyskrecję i o to, bym poczuł się komfortowo. To tak jakby wysłać skazańca do łagru ekskluzywną taksówką. Świadomość celu podróży nie pozwala cieszyć się szampanem i truskawkami serwowanymi w aucie. Kim będę po tym dzisiejszym spotkaniu? Czy będę tą samą osobą? Czy tego naprawdę chce Piotr? Dlaczego Robert to robi i czemu już nie wystarcza mu zwykłe spotkanie, dlaczego sprzedaje mnie jak tanią kurwę tylko po to, by sprawdzić scenariusz z Piotrem?

Te pytania pozbawione były sensu, bo co może myśleć motyl uwięziony w sieci? Kiedy poruszy się pajęczyna i nadejdzie śmierć? Jak uwolnić się i cofnąć, kiedy byłem taki niewinny, że nawet nie wyobrażałem sobie niektórych rzeczy. Dziś tkwię w nich po uszy i nie mam prawie na nic wpływu, bo to nie ja poruszam za sznurki.

– Seba, kurwa mać! Obudź się!

Głos Roberta był taki niespokojny… Jakby miał poczucie winy, ale jednocześnie słyszałem w nim to dziwne pobudzenie, z jakim opowiadał o tajemnicach swojego życia w domu rodzinnym. Było to tak rzadkie, że aż wyjątkowe. I teraz ten sam ton rozdrażnienia…

– Seba, nie zawiedź mnie, to jest po prostu zabawa. Kurwa, ty masz prawie 40 lat! Chcesz umrzeć i nawet się porządnie nie zabawić? Nie doświadczyć tylu wspaniałych chwil? Jest tylu facetów na ziemi, a ty się zamykasz i tym samym ograniczasz mnie… Mówił to z takim wyrachowaniem, że ledwo wstrzymywałem łzy. Było mi tak przykro, kiedy mówił o swojej żonie, ze szczegółami opowiadał, jak się z nią kocha i jak ją bajeruje. Jak ją oszukuje, jak przed nią udaje… Czy on ze mną też prowadzi taką grę? Z jednej strony jest taki szczery i mówi o swoich potrzebach, z drugiej skąd mam wiedzieć, czy się mną nie bawi. Może to zemsta, że chciałem go zostawić, a może to wyrachowany plan związania mnie ze sobą na zawsze?

– Seba! Kocham cię!

Jak to brzmiało w mojej głowie. „Kocham!” Jak on mógł tak mówić w takim momencie – wystawiając mnie swojemu kumplowi na sex w hotelu, łamiąc mój system wartości, podsuwając mi Piotra i tego Darka.

– Robert, nie możesz też przy tym być? Ja się boję być tam sam, boje się, że…

– Że… – podchwycił policjant. – Że dziecku stanie się krzywda? Że wyrucha go męski byczek? A może boisz się, Seba, że zajdziesz w ciążę?

Robert drwił ze mnie, jego słowa wbijały się we mnie jak lotki z trucizną, która może powalić zwierzę. Zatruć jego krew i powalić na kolana tak, by nie mógł się z nich podnieść.

– Zrobię to, Robert. Oddam się temu Darkowi tak jak chcesz. Kupię fajki i piwo, włączę pornola, zostawię drugą kartę na recepcji. Wypnę się jak klacz na łóżku, będę niuchać popersa i czekać w tej pozycji na Darka, a potem na Piotra i ciebie.

– Brawo, klacz przemówiła, yhhhaaa!

Odłożyłem słuchawkę. Wypiłem sok i pojechałem na Okęcie. Chciałem być pewny, że to miejsce jest dyskretne, że pokój jest na końcu korytarza, że przez ściany nie będzie nic słychać, że recepcjonista nie będzie podejrzliwy, że parking pozwoli ukryć służbowe auto.

Hotel zlokalizowany był nieco na uboczu od głównej arterii na lotnisko. Spokojne miejsce, idealne na takie spotkanie. Na teren wjeżdżało się przez bramę, więc parking był strzeżony. Budynek miał pięć pięter, bryła klasyczna jak większość pudełek w Warszawie. Nic specjalnego, poza napisem „Hilton by Hampton” – luksus dla ubogich.

Wszedłem głównym wejściem, tak jak będzie tędy wchodził Darek, krok po kroku do recepcji. A może zostawić gdzieś kartę – przyszło mi do głowy. Po co ma ją odbierać z recepcji? Może ukryję ją gdzieś na zewnątrz tak, aby nikt nie zauważył. Robertowi powiem, gdzie jest, a on wytłumaczy to Darkowi. To chyba dobry pomysł. Na piętra hotelu można było wjechać windą, która uruchamiała się jedynie po użyciu odpowiedniej karty. Gwarantowało to dyskrecję i bezpieczeństwo dla gości. Dla mnie to było kolejne utrudnienie w grze nerwów i przeszkód do pokonania.

Robert szybko podchwycił temat ukrycia karty. Według niego brzmiało to dobrze i było kolejnym elementem zabawy. Zboczonej i wyuzdanej. Nie rozumiem, dlaczego robiłem to, czego chciał. Nie znajduję wytłumaczenia. To dziwna podnieta balansowania na krawędzi czy strach i obawa przed Robertem? Może jedno i drugie. Nie spałem wiele ostatniej nocy, ale przynajmniej dzień był ładny. Idealny na… Po obiedzie popłakałem się, to był płacz z bezsilności. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Oby. Płacz bez łez, tylko katar w nosie i ten żal, niesamowity żal… Rozczarowanie.

Robert lubił grę. Wszystko co zboczone i perwersyjne zmiękczał terminem „gra” albo „zabawa”. Dla niego moje oddanie się innemu facetowi nie było niczym złym, wręcz przeciwnie, było przełamaniem się, otwarciem na nowe. Taką grą właśnie, niczym koński targ, na którym klaczą jestem ja, a ogierem jego kumpel. Ile perwersji można było zmieścić w tej zabawie, to chyba tylko on sam wiedział, bo nikt normalny nie potrzebuje nawet wyobrażać sobie podobnych scen.

Mistrz perwersji, zboczony mąż, niespełniony kochanek, facet z małym chujem, ofiara pedofilskiego gwałtu ojca, wieśniak bez szansy oswobodzenia się z kajdan systemu, sfrustrowany ojciec, karierowicz z posadą załatwioną przez teścia, impotent, zakochany w sobie narcyz, nieudacznik życiowy… Tylko taki ktoś może wpaść na równie zwichrowany plan. I ja, katolik, mocno umocowany w wierze, bogobojny człowiek z zasadami, Kaszub z krwi i kości, wierny przyjaciel, idealista, ufny i wrażliwy na nieszczęście innych, z ułożonym dzieciństwem, kochającymi rodzicami, z dobrego domu, stoję jak ofiarny cielak, który zaraz zostanie zarżnięty w imię okultystycznego obrzędu. Dla czci i chwały satanistycznego bożka, którego hedonizm sięga wyżej niż biblijna wieża Babel, który pije wino z krwi menstruacyjnej dziewic, a z rozdziewiczonych nieletnich odbytów wykleja ściany swojej sypialni niczym tapety z króliczych skórek, a z rybich łusek podłogi. O Boże, gdzieś mnie zostawił w tej otchłani bez dna… Boże, ja – który miałem zostać Twoim kapłanem, ja – z nieudanym życiem seksualnym, niedoświadczony chłopiec, kiepski mąż, facet, który nigdy nie zazna bycia ojcem… Stoję teraz przed wejściem do Hiltona niczym u bram Hadesu, aby oddać cześć człowiekowi…

Homo homini lupus est… Bóg umarł, człowiek zmartwychwstał.

I ciągle słyszę Roberta, czuję jego natrętną energię hieny przed upodleniem ofiary: „Mmm, kurwa, zalejemy klacz, na dwa baty, chcesz poczuć moją spermę w jego piździe? Upijemy go, a potem podamy popka, niech szmata wącha, aż straci kontrolę. Wlejemy mu pojemniczek spermy w pizdę, dyskretnie, niczym żel strzykawką, zakodujemy go, żeby był bezbronny i dawał sobie robić sesje zdjęciowe, nakręcimy z nim pornola. Ma naszą spermę traktować jak pokarm bogów, a potem zaprosimy kumpli na audiencje, sto złotych za spust w ryj, dolewki w pizdę za dwie stówy, kupimy kurwie za to wakacje na Kanarach w jumbo center i zabierzemy go na darmowy trening personalny. Stworzymy hybrydę idealną: porządną z zewnątrz, a zboczoną w środku, seksualną bestię! Myślę, że trzeba szmatę podrasować, trzeba go na siłce podrzeźbić. Będzie miał wtedy większe branie, im więcej go zaliczy, tym więcej kasy na nim zarobimy. Ale fun, ja jebie! Taki dyskretny dupodaj, niby w związku z babą, a dla nas tylko worek na spermę, taka dorywcza ekskluzywna kurwa na zawołanie, wyuzdana szmata w sile wieku, hehehehehe, kurwa, ale ja zły jestem… jaki dobry jestem w tym, kurwa, nie?”.

Myślałem, jakimi słowami nakręcił tego Darka, a może też i Piotra. „O do dzieła, weźmiesz jogurt, żeby zapłodnić w ryj to kurwisko. Dolejesz mu szatańskiej mikstury, żeby mogło go jeszcze bardziej popierdolić. Czujesz głęboki sens tego, co robisz? Że to nie tylko zabawa, ale misja, przemiana? Czujesz, że im więcej spermy zainwestujesz w jego wnętrze, tym bardziej staniesz się silny i wyuzdany? Im więcej razy powiesz mu, że go kochasz, strzelając w jego odbyt, tym łatwiej zrobią to setki innych? Czy strzał w dupę cwela z jednocześnie wypowiadanym „kocham cię” nie jest wystarczająco wyuzdany? Czy obietnica, że go zapłodnisz, zrobisz mu dziecko, o którym marzy, nie jest słodka? Przecież o nasze białe dzieci trzeba się starać w dobie inwazji muzułmańskich uchodźców! Czujesz to, co? Kurwa, naprawdę to czujesz? Ekskluzywne hotele i gówno z dupy na chuju. To jest to. Gwałt na beznadziejnej, jałowej normalności… Nie zdradzisz mnie? Przysięgnij! Na śmierć swojej matki! Jesteśmy braćmi, nasza sperma zmieszana w piździe jednego cwela”.

Schody na górę nie miały końca, czas dłużył się w nieskończoność. Musiałem sprawdzić klatkę jako inny sposób dostania się do mojego pokoju bez użycia zakodowanej karty. Chwila wydawała się wiecznością. Karta zostawiona, porno włączone, fajki kupione, popers jest, opaska także, gumy – sześć sztuk – wystarczy. Alkohol? Jest, taki jak chciał: i whisky, i piwo, do wyboru.

Muszę złapać fazę, wyluzować się. To tylko test, egzamin z seksualności, kolejny z wielu w moim życiu, test przed spotkaniem z Piotrem, brama do nowego ja, perspektywa nowej relacji – życia w trójkącie. Wypiłem dwie setki, popiłem redbullem, powąchałem popersa, położyłem się na brzuchu, zawiązałem oczy. Było coś koło północy, na zewnątrz lutowa mroźna noc, czternastostopniowy mróz, a ja buzowałem, ciepły na zewnątrz i rozgrzany od środka niczym suka przygotowana na przyjęcie swojego pana…

„Kurwa jest oznaczona: ma bliznę na prawej dłoni, znak krzyża, pieczęć braterstwa, rozpoznasz go zawsze. Każ mu położyć dłoń z tyłu na dupie, to słaby punkt cwela, czakra, punkt dostępu do jego duszy…”

Nie wiem, na jak długo odpłynąłem. W pokoju nadal nie było nikogo, pornol dobiegł końca. Prowiant na stole nietknięty. Byłem sam, na szczęście. Telefon zwrócił moją uwagę migająca diodą. Przeczytałem wiadomość: „kolega właśnie wyjechał”. Wysłane 10 min temu.

Popers pod nos, łyk wódki, włączone porno od początku, dupa do góry dłoń na pośladki. Opaska, gdzie opaska? Pokój wypełniają jęki z pornola. Chyba słyszę kogoś na korytarzu… nie, to nie koło moich drzwi… trzaśnięcie, ale gdzieś daleko…

Mija kilka minut, dalej wącham popersa, ciepło mi, tracę na chwilę przytomność. Ktoś idzie, tak, idzie do moich drzwi, chwila przerwy, włożona karta, pisk odblokowanego zamka. Kod dostępu złamany, gorąco mi, trzęsę się mimowolnie, czuję chłód powietrza i energię zmarzniętego człowieka. Będzie burza, to jak zderzenie dwóch frontów – ja gorący, on lodowaty. Nic nie mówi, czuję, że patrzy na mnie. To musi być przedziwny widok. Słyszę, jak ściąga kurtkę i zostawia na wieszaku. Podgłaśnia porno, kurde… nie za głośno, bo usłyszą sąsiedzi – myślę. Jestem w bezruchu, podchodzi do mnie, podsuwa mi popersa. „Wąchaj, kurwo”. Mówi to z taką złością i tak wulgarnie. Musi być około trzydziestki. Czuję chłód i zapach jego dłoni, palił papierosa przed wejściem, ręka ma jeszcze zapach tytoniu połączonego z zapachem moczu. Mam nadzieję, że to nie jakiś menel. Robert nie zrobiłby mi tego, to przecież jego przyjaciel, bliski, zaufany znajomy, osoba zdrowa i pewna…

Biorę popersa i zaciągam się kilka razy. Niuchaj, niuchaj, moja słodka kurwo – przypominam sobie głos Roberta, żeby czuć, jakbym teraz też robil to z nim, tylko z nim. Krew uderza do głowy, czuję zapach kutasa, mocny zapach potu i moczu, spermy i seksu. „Ciągnij go szmato, postaw panu chuja”. Kutas jest sztywny, nie muszę dużo pracować ustami, jest słony w smaku i spory, z większą główką, ale na wyczucie języka proporcjonalny. Jestem jak wąż, jak jaszczurka z wywalonym językiem rozpoznająca otoczenie…

– Dobra kurwa, głębiej.

Jest zimny i obcy. Inny niż Robert, wydaje się bezpłciowy. Nie znam go po prostu, podaje mi chuja. Nawet go nie widzę. Jak mogę opisywać faceta, skoro czuję go tylko jęzorem… Po smaku i kształcie kutasa nie da się rozpoznać nic więcej. Czuję, że jest mokry, to sperma? Już poleciał? Nie, może popuścił mocz…

– Ooooo, dobra szmata…

Staram się ciągnąć dobrze i głęboko, dławię się, bo jest duży, o wiele większy niż Roberta. Inny, obcy, ale bardziej go czuję…

– Na pieska, kurwo.

Posłusznie wykonałem polecenie. Ciało drżało, a w ustach czułem smak „kolegi” Roberta. Przeszywało mnie zwierzęce podniecenie, a zwieracze zaciskały się najmocniej jak mogły. Jak w odruchu Pawłowa napinały się, szykując już na przyjęcie mocnego pchnięcia. Mam być grzeczny i gościnny, tak jak kazał mi Robert.

– Wąchaj popka, dziwko, mocno i głęboko.

Ileż niewinności jest w małym dziecku, które matka przytula do swojej piersi, ile piękna i nieskazitelności. Dziecko rośnie i nabiera doświadczeń, życie wpisuje w nie coraz więcej, aż umiera. Czy to małe dziecko wie, kogo spotka na swojej drodze? Czy może przewidzieć to, co się wydarzy? Jeśli urodzi się w biednej Afryce, być może będzie miało HIV, jeśli nie od razu, to wielkie prawdopodobieństwo, że szybko się zarazi. W bogatej i zepsutej Europie może trafić na ojca lub ojczyma pedofila. Albo na Roberta, albo Darka, albo Piotra. W świecie bez Boga i zasad, gdzie można wszystko. A jeśli można wszystko, wówczas to, co normalne, przestaje cieszyć. Człowiek bez moralnego kręgosłupa to bestia, zwierzę, głodny wilk, który poluje dla zabawy, bo jego głodu nie może ugasić nic, nic co ludzkie…

Oooołaaaaa! Ból, straszny ból, palec przebił pierwszy zwieracz. Facet nie użył nawet żelu, który leżał na stoliku obok. Chamskie wejście na ślinę, nic więcej.

– Oooooo, proszę nie!

Nie wzruszyła go moja prośba. Nawet nie wiem, jak on ma na imię. Darek? Nie Darek. Dobrze zapamiętałem czy tylko mi się wydawało, że tak go przedstawił Robert? A może oprawca i gwałciciel ma być anonimowy. Nocny nieznajomy bez twarzy i bez imienia. Nie wiem nic. Z kim sypiał i czy kogoś miał na stałe, nie wiedziałem, kim był i co robił, nic. Czułem tylko oddech, zapach i kutasa w środku. Był nikim, był jedynie żywicielem chuja, którego pchał mi w odbyt.

– Przyj, zdziro!

Moje ciało przeszywa kolejny ból, pytam o gumę, słyszę: „zamknij się”. Nie chcę bez gumy – krzyczę. Zakłada kondom. Sprawdzam ręką, czy na pewno jest na chuju. „Cwana pizda” – słyszę, sprawdzam jeszcze raz. Prezerwatywa tworzy jeszcze większy opór, nie może wsadzić, „niuchaj popka”, mówi, „więcej, na dwie dziurki sztachaj się”. W głowie mam zamęt, chaos. Poddaję się, nie mam fizycznej ani psychicznej siły, by stawiać opór. „Nie broń się, suko. I tak nie masz szans”, słyszę… Chuj miarowo, coraz głębiej wchodzi we mnie. Jeszcze boli, ale coraz mniej. Jeździ w tą i z powrotem. Jaja rytmicznie odbijają się o pośladki, jęczy, ja mniej. Nie mam siły, chemiczny odór popersa całkowicie zawrócił mi w głowie. Jęczy jeszcze bardziej, właściwie to jest mi już wszystko jedno. Wsuwa i wysuwa, delektuje się tym, jak mały chłopiec, którego ojciec bił pasem. Chłopiec uciekł z domu i na podwórku dopadł kota, zaczyna go kopać, kot ucieka, ale chłopiec zapędza go w róg – kot nie ma ucieczki, broni się, drapie chłopca. Ten wpada w szał, bije go kijem. Kot się nie rusza, a on bije dalej. Patrzy, jak z główki wypływa oko. Za tatę, za mamę, że nie obroniła… Dziecko, które rozwija się w patologicznej rodzinie, czerpie wzorce z rodziców. Rośnie mała kopia, komórka rakowa mnoży się. Czasami takie dziecko trafia do rodziny zastępczej, która je bardzo kocha. Przelewa całą miłość i inwestuje w swoją „polisę” na życie. Ale geny pozostają. Pozostaje bunt i niezrozumienie, dlaczego rodzice mnie oddali…

Pierdolenie, jebanie, ruchanie, dymanie, kochanie…

Robię wszystko, czego chce. Ruszam się i na rozkaz zmieniam pozycje: od tyłu, na pieska, na boku. Wulgarnie, przedmiotowo, bez uczuć, bez litości, bez radości i bez przyjemności oddaję siebie po chuja kres. Mija pięć, dziesięć, może piętnaście minut i znowu mam go w buzi, smak spermy i kondoma. I znowu w dupę, już łatwiej, prościej i pewniej. Jednym pchnięciem szpady, głęboko. Zapala papierosa i zaciąga się. Leżę wypięty, przyciąga mnie na skraj łóżka, pali i wali… Co za prostak. Nieważne, chuja ma dużego, co to ma teraz za znaczenie, rucha mnie w gumie, jestem bezpieczny, nic mi nie grozi… teoretycznie. Jest bezwzględny, ta sama pozycja wytrwale jak drwal, miarowo. Jeb, jeb, jeb. W końcu dochodzi. Długo, mocno, głęboko. Cieszy się. Z czego on się cieszy? Dalej rusza… przecież się już spuścił. Nie przestaje. Kolejna fala ciepła. W końcu wychodzi.

Wystarczy dać dziecku kawałek szmatki, kawałek drewna, maskotkę – od razu na jego twarzy gości uśmiech. Jak przytulimy je, to uspokaja się. Ono ma kawałek drewna i miłość rodzica, a pozostałym do szczęścia nie wystarczają tablety i brak zainteresowania.

Otworzył okno. Jest mi zimno, nawet bardzo, a on się śmieje. Klęka przy moich biodrach, dyszy i dalej się śmieje. Skonsumował ofiarę, na chwilę zaspokoił głód, z odbytu wypływa mi… Przecież nie używał żelu… Panikuję, on dyszy. „Co to jest?” – pytam. „Guma pękła, hehehehe”. Wariuję, nie wierzę, chcę się zerwać, ale rzuca mnie na łóżko, „leżeć, kurwo, zanim nie wyjdę”. Boję się. On zatrzaskuje drzwi. Zrywam się, ściągam opaskę, cały się trzęsę, sprawdzam palcem dziurę: mokra, bardzo mokra, na łóżku leżą 4 gumki, wszystkie puste, żadna pęknięta. Idę do łazienki, wchodzę pod prysznic i robię lewatywę. Chcę się pozbyć tego z siebie, leję dużo wody. Kładę się, nie mogę spać. Dzwoni Robert. „Jestem z ciebie dumny, Sebuś”, słyszę w słuchawce.

 

Po powrocie z delegacji Piotr włączył komputer i zalogował się na GG. Było kilkadziesiąt, może nawet setka wpisów od Sebastiana Hille. Wiadomości komasowały się wieczorami. Była sobota, siódmy lutego, jakoś tak wcześnie, koło jedenastej przed południem. „Sebastian Hille” świecił się na żółto, słoneczko jako logo użytkownika było aktywne. Zaczepił go od razu.

– Cześć, Seba.

– Cze. Gdzie się podziewałeś? Tęskniłem.

– Ja też. Kiedy się spotkamy? Kiedy będziesz w Poznaniu albo we Wrocławiu?

– Byłem teraz w Poznaniu.

– Kiedy?

– Przedwczoraj.

– Spotkałeś się z Robertem?

– Tak. Seks całą noc.

– Aha…

– Myślałem o Tobie. Robert dużo opowiadał o waszej znajomości. Naprawdę jesteście jak bracia.

– Seba, miałeś się teraz nie spotykać z nim. Póki my się nie poznamy.

– Nie było cię.

– Chciałbym z tobą tylko, bez niego.

– Czemu? Chciałbym w trójkę, on tak mówi, żebym się przygotowywał dla ciebie. Mam być miły i gościnny dla ciebie. Tęsknię.

– Kiedy będziesz we Wrocławiu?

– Przyszły weekend.

– Spotkamy się wreszcie?

– Tak.

– A gdzie teraz jesteś?

– W Warszawie.

– W domu jesteś? Z żoną?

– Nie, w hotelu.

– Co ty robisz w hotelu w Warszawie?

– Seks.

– Jak to seks?

– Z kolegą Roberta. Takim jak ty.

– Jakim kolegą?

– Robert kazał mi się spotkać w hotelu ze swoim kolegą na seks. Powiedział, że to będzie próba generalna przed spotkaniem z tobą.

– I co robiliście?

– Wszystko tak jak ustaliliśmy. Drzwi uchylone, opaska na oczy.

– Jest jeszcze?

– Już poszedł. Wyzywał mnie bardzo, straciłem przytomność na chwilę, bolało.

– Czemu to zrobiłeś?

– Bo Robert kazał. Cwel nie ma nic do gadania, ma spełniać zachcianki. Zrobiłem to pierwszy raz. On wiele razy mi kazał, ale nigdy nie chciałem. Dopiero jak poznałem ciebie. Myślałem o tobie, jakbym z tobą to robił. Dlatego się zgodziłem. Niedobrze?

– Fatalnie, Seba.

– Jestem jeszcze w hotelu. Pakuję się.

– Zrobiłeś to bez gumy?

– Na chwilę. Powiedział, że pękła. Coś mi dał, nie pamiętam. Taki wulgarny dres.

– Widziałeś go?

– Cały czas miałem przepaskę na oczach.

– Oddałeś się bez zabezpieczenia facetowi, którego nawet nie widziałeś?

– Robert mówił, że to jego bliski kolega. Zaufany. Tylko na chwilę.

Piotr nie wytrzymał. Złość i zażenowanie. Jak ktoś, kto tak bardzo dba o bezpieczeństwo, może okazać się aż tak nieodpowiedzialny. Poza tym zazdrość. Spotkał się z Robertem w Poznaniu, a przecież miał to robić najpierw z nim. Taki był też układ z Drechollem: zostawi go do momentu próby i pozwoli przetestować. Z nim miał to robić pierwszy raz w ten sposób. A zmanipulowany przez Roberta zaryzykował zdrowie. Oddał się anonimowo, zwierzęco, jak kurwa, jak sztafeta przechwytywana z rąk do rąk, z chuja do chuja. Czy można być tak bardzo zaślepionym, by zaryzykować całego siebie dla czyjejś przyjemności?

– Robert cię nie kocha, a ty ryzykujesz dla niego zdrowiem.

– Kocha.

– Nie kocha. Jesteś głupi, Sebastian. Wiesz, jak on o tobie mówi? Kurwa, szmata, cwel.

– Nie, coś ty, kiedy tak mówi?

– W rozmowach ze mną na czacie. Gardzi tobą, śmieje się.

– Nie mów tak, czemu jesteś przeciwko niemu?

– Nie jestem. Mówi, że jesteś aparatem do przyjmowania spermy. A ty ryzykujesz dla niego zakażeniem. Chcesz złapać kurwa hiva? Chcesz to mieć? Chcesz umrzeć na AIDS?

– Płaczę.

– Podaj numer. Zadzwonię.

– Podaj. Puszczę ci sygnał.

Piotr posiadał jedynie abonamentowy numer. Nie bawił się w żadne prepaidy i karty, nie było mu to potrzebne. Internetowa zabawa była zawsze na tyle nierealna, że do wymiany telefonów nie dochodziło. Zaryzykował i wpisał swój numer. Wyświetliło się 9 cyfr w krótkim sygnale od Sebastiana. 883152096. Oddzwonił. Usłyszał złamany, zablokowany głos. – Seba rzeczywiście płakał.

– Naprawdę tak mówi?

– Niestety tak.

– Ale skurwysyn. Jest dla mnie taki miły. Mówi, że mnie kocha.

– To teraz widzisz, jak wygląda ta jego miłość.

– Niedawno zaczął mówić o tym, że może poznamy kogoś trzeciego, żeby rozwijać z kimś jeszcze nasz związek.

– Związek? Jaki związek, Seba?

– Znamy się trzy lata. Wiesz, on nie zawsze taki był. Ostatnio zaczął naciskać na seks w grupie. Podnieca go to. Ja muszę go słuchać, jestem jego suką. Przecież ty też chcesz taką sukę jak ja. Chcesz?

– Chcę.

– Ty też jesteś taki, prawda?

– Nie. Ja chcę cię kochać naprawdę, nie chcę seksu z innymi, tylko z tobą. Wiesz, że mogłeś się zakazić? Nie możesz tak robić, rozumiesz? Chcesz umrzeć na AIDS?

– No wiem, to było tylko raz. Przez chwilę.

– Nawet nie widziałeś, jak wygląda.

– Tak robiłem wiele razy z Robertem. Wtedy wiedziałem, że to jest on, czułem go. Teraz miało być tak samo, tylko już nie Robert, tylko jakby ty.

– Ale to nie byłem ja. Nie wiadomo, kto to był.

– Kolega Roberta. Taki jak ty. Miał dużego, bardzo bolało. Ledwie żyję.

– Obiecaj mi, że już nigdy więcej tego nie zrobisz. Powinieneś zerwać z Robertem, jeśli on ci każe robić takie rzeczy.

– Ale to Robert nas poznał, jesteś jego przyjacielem, więc czemu tak mówisz.

– Nie powinieneś go słuchać we wszystkim. On ci robi krzywdę. Jak inteligentny facet może dać się tak zniewolić?

– To jest tylko taka zabawa.

– Zabawa?

– Tak. Zabawa w uległość.

– Która może się skończyć tym, że się zakazisz.

– Już nigdy więcej tego nie zrobię. Powiem Robertowi, że nie. Dobrze cię usłyszeć. Jesteś inny niż Robert.

– Tak. Jestem zupełnie inny niż Robert.

– To jak długo się znacie?

– Długo. Przecież mówił ci.

Znowu kłamał. Mimochodem nadal realizował ustalony z Robertem scenariusz. Dzięki temu zdobywał zaufanie Sebastiana. Jako dobry kolega, a być może nawet przyjaciel Roberta, otwierał sobie furtkę do jego psychiki. Ta gra wymykała się spod kontroli i dawno przestała być zabawna. Rozumiał jednak, że musi mu pomóc. Zwłaszcza teraz, kiedy wiedział o jego tajemnicy. Hille kompletnie się zagubił, a w tym zagubieniu zaczyna robić rzeczy niebezpieczne, pogrążając się powoli w destrukcji, tracąc zdrowie psychiczne i fizyczne. Piotr rozumiał, że to wszystko dzieje się przez historię z ojczymem, a Robert trafił ze swoimi potrzebami na podatny grunt. Musiał wyzwolić Sebastiana z jarzma niewolnika, potrząsnąć nim, obudzić go.

 

Zaczęła się nowa gra między całą trójką. Nadal kontynuowali wieczorny rytuał, ale Piotr odwodził Sebastiana od kontaktu z Robertem. Cały czas przypominał mu o niewybrednych określeniach, jakie ten wobec niego stosował. Nie tylko o określeniach, to był cały wybudowany świat. Robert zaczynał się niecierpliwić, skarżył się na czacie na sukę, że go unika, nie odbiera telefonów, nie słucha się go. Próbował instruować Piotra, jak ma postępować, by przywrócić jego sukę na właściwą drogę uległości. „Każ mu wejść na czat, ma rozmawiać ze mną”. „Robert każe mi wejść na czat, pomóż mi, porozmawiaj z nim”. „Co ty tej suce nagadałeś, że nie odbiera ode mnie telefonów, jesteś przeciwko mnie?”. „Nie chcę z nim rozmawiać, cały czas do mnie pisze i dzwoni, on jest zły, teraz to widzę”. I tak wyglądało to przez kolejny tydzień. Piotr wdał się w podwójną grę. Z jednej strony starał się otwierać oczy Sebastianowi, z drugiej zapewniał Drecholla na czacie o pełnej kontroli i kontynuacji strategii rycia psychicznego cwela. Jednego odwodził od drugiego, robiąc coraz więcej miejsca dla siebie pomiędzy nimi. Chciał uwolnić Sebastiana i uśpić czujność Roberta. Starał się unikać tematu seksu, żądzy, dominacji, onanizmu i fantazji erotycznych. Uzbrajał go psychicznie. Jednocześnie próbował rozgryźć Robercika, udając fajnego ziomala w rozmowach na portalu. Dresiarstwo, bluzgi, upokarzanie, chamstwo, zwierzęcość, cynizm, złośliwość, prostactwo. Wszystko to tworzyło nić porozumienia – oto dwóch godnych siebie zboczeńców zwąchało się w internecie i teraz już będą razem ryć i cwelić, wykorzystywać i poniżać. Będą królami zła, kompanami w perwersyjnej sztuce przekraczania granic. Piotr opowiadał o innych pasywach, wymyślał pikantne historyjki dla podniecania Roberta. Mieli się stać parą wielkich ruchaczy, wykorzystujących naiwnych, żądnych wrażeń frajerów. Robert zachowywał się jak sutener w gejowskim burdelu. Sebastian Hille to miał być początek przygody w mrocznym świecie sadomasochistycznych sesji. Mieli podawać pigułki gwałtu, porywać, wykorzystywać seksualnie, nagrywać te sesje i potem te ofiary zniewolenia szantażować. Robert nazywał to rytuałem. Miał obsesję na punkcie seksu bez zabezpieczenia. Upajał się myślą o zakażeniu wirusem HIV, nazywał to świętym naznaczeniem. Przechwalał się, że ma wielu służących mu pasywów, a do tego oczywiście jest świetnym kochankiem dla żony, kochającym ojcem, lubianym kolegą w pracy, odnoszącym sukcesy zawodowe policjantem. Miał zaledwie trzydzieści cztery lata, a w policji dorobił się statutu osoby nietykalnej, z dostępem do wielu tajemnic, co utrwalało w nim poczucie bycia osobą bezkarną. Był dumny z tak doskonale poukładanego świata przeciwieństw. To miał być superukład, szatańskie przymierze. Dwa koguty wśród obłąkanych, niczego nieświadomych kur, gotowych na moralną rzeź.

Robert był młody, ale już dojrzały. Uroczy brunet, typ skurwysyńskiego drania, dobrze zbudowany, taki macho superbyczek, co w świecie pedalskiego podrywu nie zostaje bez znaczenia. Mitologiczny heros wśród zakompleksionych, nieakceptujących swojej odmienności mężczyzn. Część z nich ukrywa prawdziwe oblicze pod płaszczykiem nieudanego małżeństwa. Żyją w jarzmie ustalonych norm społecznych, gdzie tylko zakazany owoc innej miłości daje zaspokojenie. W takim świecie żył też Sebastian i z takiego świata wywodził się poznański policjant. Często nazywał siebie supermanem. Pełny życia i wigoru, lubiany przez kolegów, adorowany przez kobiety, król życia. Dusza towarzystwa, sypał dowcipami jak z rękawa, świetny kolega, skory do pomocy, uczynny i uprzejmy. Wiecznie uśmiechnięty, zniewalająco uroczy. A do tego szanowana głowa rodziny, dobry ojciec, czuły mąż. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych, skłonny do szaleńczego i czasem ryzykownego zachowania, imponował kolegom. Podobno szkołę policyjną w Szczytnie skończył z wyróżnieniem, miał doskonałe wyniki i dzięki temu szybko piął się po drabinie awansów. Nie wiadomo do końca, jakie piastował stanowisko, ale często pokazywał Sebastianowi, że jest ważną szychą. Oczywiście nie pracował w mundurze, być może był jednym z lepiej przeszkolonych przykrywkowców, pracujących operacyjnie w środowisku przestępczym. Może stres tego zajęcia wyzwalał w nim seksualnego zwyrola. Być może… W każdym razie tak opowiadał o nim Seba.

Problem w tym, że Sebastian Hille nie był obłąkanym cwelem. Godził się na to, ale tylko w zabawie w pojedynkę, w imię szorstkiej przyjaźni, jak nazywał to Robert, w ramach rozwoju ich związku, opartego na miłości i zaufaniu. Bo o nich Sebastian był bezustannie zapewniany. Obaj żonaci, dyskretni, z poukładanym życiem, niezłym zapleczem, z odpowiednim statusem społecznym mogli sobie pozwolić na taki układ. Policjant często podkreślał istotę swoich zasad: przywiązanie do rodziny i klasycznych wartości. A to co robi z Hille to mały grzeszek, ich tajemnica, taki wentyl. Spotkanie Seby z Piotrem miało być dowodem miłości, kolejnym etapem oddania Robertowi. „W co wy gracie z Robertem?”. Sebastian często o to pytał w ostatnim tygodniu. Robert kazał mu się ciągle kontaktować z Piotrem w przekonaniu, że kumpel z czatu realizuje przyjętą strategię. Tymczasem Piotr robił dokładnie na odwrót, opowiadał Sebie ze szczegółami o rozmowach z Drechollem na czacie. Prowadząc samemu podwójną grę, opowiadał o podwójnej grze Roberta. Piotrowski swoje, a Drecholl swoje, więc Sebastian zaczął się gubić, tracił zaufanie, stawał się podejrzliwy. Piotr przekonywał, że nie chodzi przecież tylko o seks, że chce mu pomóc, ale musi zerwać kontakty z Robertem. Bo jeśli zaczął już się oddawać po hotelach dla jego przyjemności, to znaczy, że sprawa wymknęła się spod kontroli. Dziwił się, jak taki wykształcony i mądry facet może być fizycznym i psychicznym niewolnikiem jakiegoś policjanta, a to niewolnictwo jest w dodatku sankcjonowane stabilnością materialną, statusem społecznym jednego, jak i drugiego. Taka czterogwiazdkowa patologia.

– On jest zły. Krzywdzi mnie, prawda?

– Niestety, Seba.

– Znowu do mnie dzwoni. Muszę odebrać.

– Nie odbieraj.

– Muszę, bo zacznie podejrzewać, że coś jest nie tak. Zadzwoń do niego albo wejdź na czat. On czegoś się domyśla.

– Nie rób tego, wytrzymaj. Wyłącz telefon.

– Proszę, pomóż mi. Jak mogłem tak się dać uzależnić. On jest jak szatan.

Po czym ulegał i odbierał telefon. Jak nie jeden, to drugi, jak nie prywatny, to służbowy. Robert do oporu dobijał się z każdej strony, aż udawało mu się złamać Sebastiana. Trzymał go niczym pies na smyczy, raz popuszczając, raz skracając dystans do pana. Hille wtedy znikał na kilka chwil z zasięgu komunikatora. Kiedy wracał, już był przekręcony.

– On nie jest taki zły. Nie robi mi krzywdy.

– Robi.

– Nie, przecież dzięki niemu się poznaliśmy.

– Każe ci dupy dawać po hotelach obcym facetom.

– Nie, tylko raz.

– Wylądujesz w psychiatryku przez niego.

– Nie no, coś ty, znam go już trzy lata. Mówi, żebym uważał na ciebie. Dlaczego tak mówi, skoro jesteście przyjaciółmi?

– Nie wiem, lubię go, ale uważaj, on ci robi krzywdę.

– Muszę się go słuchać, ciebie jeszcze nie znam. Znowu jestem podniecony.

Ta sytuacja trwała mniej więcej przez tydzień. Piotr rano przed pracą bezskutecznie próbował się dodzwonić do Sebastiana. Otrzymywał tylko SMS-a: „nie mogę teraz rozmawiać”. Wieczorami odbierał na chwilę, tłumacząc się niewygodną bliskością żony. Oszczędny kontakt w realu był odwrotnością wszystkiego, co miało miejsce w cyberprzestrzeni. Sebastian żalił się na Roberta, czuł się wykorzystywany, lecz mimo to pozostawał przy nim. Tłumaczył to podnieceniem i uzależnieniem. Ale też słuchał ostrzeżeń Piotra, prosił o pomoc. Mówił wprost, że samodzielnie się nie uwolni od Roberta. Kiedy dopadało go zwątpienie, twierdził, że nie chce ani jednego, ani drugiego. Obaj są według niego w zmowie, której celem jest jego psychiczne zniszczenie. Gubił się. Widział w Piotrze mądrego i wrażliwego faceta, który pomaga wyzwolić się z toksycznej relacji, ale widział w nim też bliskiego przyjaciela Roberta. Takiego samego drechola mastera do obsługiwania. Bał się, że wpadnie w pułapkę.

Sebastian pracował na stanowisku key account managera w dużym koncernie farmaceutycznym. I tak się składało, że w tym tygodniu jego firma organizuje duże spotkanie biznesowe w Dreźnie. W piątek trzynastego lutego Sebastian miał wracać z tego rautu i mógł zahaczyć o Wrocław. Piotra ucieszyła taka okazja. Chciał go poznać, pomóc. Dziwaczny, ale uprawniony zamiar w kontekście ich znajomości, w której realia ginęły w wirtualiach. Mimo to łączyła ich dziwna bliskość, choć w ogóle się nie znali. Kilka razy rozmawiali ze sobą na żywo, widywali się na kamerce internetowej. Ostatnie rozmowy dotyczyły walki z Robercikiem, sposobów ograniczania kontaktu, wymykania się, popuszczania smyczy, może wreszcie jej zerwania. Zawiadomienie policji było oczywiście bezsensownym pomysłem. Nikt nie będzie się zajmował rewelacjami odkrytymi na pedalskim czacie. Zresztą cała trójka miała poukładany świat, a dyskrecja była podstawą znajomości. Uwolnić Sebastiana od Roberta – na tym miała polegać pomoc Piotra. A Sebastian? Chodziło o alkohol. Obaj byli uzależnieni. Jeden od sadysty, drugi od butelki. Mogli sobie nawzajem pomóc. I to przesuwało ich znajomość w stronę przyjaźni, nadawało jej cywilizacyjne, ludzkie oblicze. Piotr nie doprowadzał już do urywania filmu podczas długich wieczornych rozmów. Pił mniej, jakby dla Sebastiana, albo w imię znajomości z nim. W przyszłym tygodniu, po piętnastym lutego, Seba miał znowu jechać na dwa dni do Poznania. Piotr doskonale wiedział, że dojdzie do spotkania z Robertem, odbędzie się znowu rytuał z hotelem. Hille nie był wystarczająco silny, by przeciwstawić się jego demonicznym żądaniom. Dlatego Piotrowski nalegał na spotkanie we Wrocławiu. Przyzna się, że nie zna żadnego Roberta. Opowie o wszystkich oszustwach, pokaże dowody na psychopatyczne zwichrowanie.

Telefon przez cały piątek był wyłączony. Słoneczko na komunikatorze Sebastiana Hille paliło się na czerwono. Dopiero po dwudziestej trzeciej się odezwał.

– Cze.

– No cze. Gdzie jesteś?

– Jestem w Katowicach. Muszę wracać do domu.

– Czyli nie przyjedziesz?

– Nie mogę. Musiałem kogoś z Drezna podwieźć do Katowic. Teraz już późno, jadę do Warszawy.

– Wystawiłeś mnie, Seba, cały dzień czekałem na kontakt. Mogłeś dać znać, że nic z tego.

– Innym razem, naprawdę nie mogłem. Przepraszam. Muszę się rozłączyć, jadę dalej.

Piotr tej nocy poszalał. Na czacie widział nick Drecholl29, ale nie zaczepiał go. Wszedł pod innym loginem, dzięki czemu nie był dla niego rozpoznawalny. Wirtualna libacja. Miał pootwieranych kilkanaście okienek jednocześnie i w każdym z nich prowadził erotyczną konwersację. Chwilami nie nadążał w odpisywaniu. Jednych zamykał, otwierał następnych. Nie było już powitania typu „cześć, witam, co słychać, kogo tu szukasz?”, tylko wymiana cyferek: wiek, waga, wzrost, długość członka. W odpowiedzi dostawał tak samo zbudowaną mieszaninę cyferek. Liczby na liczby, w różnych kombinacjach. Piotra najczęściej zaczepiali chłopcy w wieku od 16 do 23 lat, w analu pasywni, skłonni do seksu bez zabezpieczenia. Szukali starszego aktywa, chętnego do przyjęcia roli tatusia. Daddy/son, tatuś/synalek. Starszy facet uzależniony od młodzieńczego ciała i jego sunia, pragnąca aktywnego samca. Mistrz i uczeń, starzec i młodzieniec, antyczny ideał męskiej przyjaźni. Piotr nie miał zamiaru niańczyć niedojrzałych cioteczek, więc nie podejmował tych rozmów. Potem odezwał się nick „Grupowo – teraz!” szukający chętnych do zabawy na dziś w hotelu. Nick zebrał już całkiem pokaźną gromadkę: trzech aktywów, dwóch pasywów. Ale chodziło o jak największą ilość chętnych, gdzie każdy z każdym mógłby wypróbować własnej wersji spełnienia. Nick podał numer telefonu, adres hotelu, numer pokoju. Wystarczyło oddzwonić, potwierdzić obecność i dołączyć. Nie skorzystał, widocznie był za mało towarzyski. Klikał dalej, aż odezwał się do nicka „Cwelenie – ostro – teraz ”.

– Cze. Kogo szukasz?

– Cze. Ostrego aktywa, mastera.

– Na co ochota?

– Masz w nicku.

– Czyli?

– Ostre cwelenie. Ty?

– No ja też. Masz gdzie?

– Mam.

– Żonaty?

– Tak. Dziś mam wolną chatę. Żona wyjechała.

– Zapraszasz do siebie?

– To zależy, co lubisz.

– A ty co lubisz?

– Napisałem.

– Opisz. Plucie, poniżanie, bluzgi, worek na głowie. Dawanie kilku w grupie.

– Miałeś tak już?

– Miałem. W zeszły weekend w klubie.

– W klubie seks?

– Nie, u nich. Zaprosili do siebie. Przyjechaliśmy i zaczęła się jazda.

– Jaka jazda?

– Z początku było ich trzech, potem już nie wiem. Związali mnie, kajdany, knebel do gęby, korek analny w dupę, worek na głowę, kazali mi wąchać.

– Co wąchać?

– Nie wiem. Może to była kokaina albo meta, słyszałem o tym, to coś jak pigułka gwałtu.

– Nie bałeś się?

– Bałem, ale podobało mi się.

– W ilu cię gwałcili?

– Nie wiem, w kilku, wulgarnie i ostro. Całą noc. Nie widziałem kto, cały czas worek na głowie, piss, spusty. A ty co, zainteresowany czy tylko tak piszesz?

– Tylko tak piszę.

– To nie zawracaj głowy, kurwa, szukam konkretnie na ostre jebanie.

– Szukasz na taką jazdę?

– Tak. A ty gawędziarz jak widzę.

Okienko się zamknęło. Piotr znudzony wirtualnym gadaniem wyłączył komputer i postanowił pojechać do parku, znanego z wieczornych schadzek fanów homoseksualnej rozrywki. Wszedł od najciemniejszej strony. Krzaki bez liści ujawniały zakamarki jak naturalne darkroomy. Duże iglaste drzewa tworzyły doskonały baldachim, pod którym można było nabrać ochoty do seksualnych poszukiwań. Dochodziła druga w nocy, zima, a mimo to w parku było pełno amatorów plenerowego seksu. Młodzi, starzy, grubi, chudzi, wysocy, niscy. Wszyscy krążyli jak elektrony po nieznanych orbitach, od czasu do czasu natykając się na siebie, zatrzymując celem obczajenia, zwąchania, zmacania, wyceny czy w typie, czy jara, oral czy anal, czy szukamy dalej. Najciemniejsze dno nocnej, pedalskiej desperacji. Gejowska pikieta w centrum, miejsce natychmiastowego spełnienia bez zbędnej gadki, jak na internetowym czacie. Ktoś się onanizował, ktoś przed kimś klękał, ktoś się wypinał, ktoś w kogoś wchodził. Pojedynczo, grupowo, w parach, w trójkącie, solo, nieskończona ilość konfiguracji. Infernalny fresk pedalstwa. Piotr rozglądał się po tych naturalnych katakumbach parku, zrobił kilka rundek wokół najciemniejszej części, zawiesił parę razy wzrok na sylwetce, która wydawała mu się ciekawsza, komuś podziękował za zbyt nachalne zainteresowanie. Widział kopulujących ze sobą po krzakach mężczyzn z ledwie spuszczonymi spodniami, w mrozie, wystawionych na widok publiczny, pochłoniętych konsumpcją. Wzajemne pożeranie się w kompulsywnej, jednorazowej akcji, praktycznie anonimowo, bez innego kontaktu, jak chwilowy kontakt krocza. Po tym rekonesansie wypadało się na coś zdecydować. Ten szczupły młody czy ten krępawy starszy, a może ten sprężysty dresik albo ten szpakowaty koleś w płaszczu, lub ten chłopak z kapturem na głowie? Przychodził moment kompromisu. Skoro chciał wyjść stąd z namiastką spełnienia, to powinien na coś, czy może raczej na kogoś, się zdecydować.

 

W moim życiu nie