Dom babci - Beata Agopsowicz - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Dom babci ebook i audiobook

Agopsowicz Beata

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

65 osób interesuje się tą książką

Opis

Lena, ambitna architektka, przyjeżdża na pogrzeb babci do Rachowic. Tutaj poznaje Pawła, który porzuciwszy miejskie życie, osiadł na wsi. Mężczyzna zauroczony Leną postanawia pomóc jej w remoncie rodzinnego domu. Kiedy znajdują na strychu stary pamiętnik i plik listów, ruszają w przeszłość śladem zagadkowej Róży…

Jaką bolesną tajemnicę skrywała babcia Leny? Czy architektka wyjawi Pawłowi prawdę o tragedii z dzieciństwa? Czy wreszcie pogodzi się z przeszłością i zacznie prawdziwie cieszyć się życiem?

,,Dom babci" to książka dodająca otuchy, przynosząca spokój i emanująca świątecznym blaskiem. To piękna historia odzyskiwania siebie poprzez godzenie się z przeszłością i bliskimi ludźmi, których już nie ma. To opowieść o powrocie do korzeni po to, by wyruszyć własną drogą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 237

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 55 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Lena Schimscheiner

Oceny
4,3 (62 oceny)
38
14
5
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnnaKouk

Nie polecam

Ależ to było nudne! Kompletnie nic się w tej książce nie dzieje, wielka tajemnica wyjasniona zostaje po kilku rozdzialach, a wątki historyczne wyjaśniające tajemnice można policzyć na palcach jednej ręki. Emocji w tej książce tyle samo, co w kałuży.
10
alibabe2222

Nie polecam

Bardzo infantylna, zasób słów autorki bardzo ubogi. Historia raczej dla nastolatków, nastroju świąt brak. Strata czasu.
10
monika0079

Dobrze spędzony czas

Polecam
00
F8ZG3CYLL9E6MRJ9

Z braku laku…

baedzo infantylna tresc, lektorka czyta raz glosnij, raz ciszej, aktorzy...
00
ruda_czyta1985

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna historia o stracie, ale i nadziei.
00

Popularność




Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie ani w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki i stron tytułowych

Anna Slotorsz

Ilustracje

© David Kreuzberg, Dmytro, Ghen, Indian, jittawit.21, Kusandra, Olga Prozorova, Priya | stock.adobe.com

Redakcja

Marta Jakubowska | Słowa na warsztat

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Grzegorz Bociek

Opracowanie wersji elektroniczej

Karol Bociek

Korekta

Elwira Zapałowska | Słowa na warsztat

Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.

Wydanie I, Katowice 2025

Wydawnictwo Szara Godzina s.c.

[email protected]

[email protected]

www.szaragodzina.pl

© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2025

ISBN 978-83-68674-00-2

Cisza… W domu babci było inaczej niż kiedyś. Przechodząc przez próg, poczuła dławiący ciężar w piersi. Wszędzie unosił się zapach starych książek i drewna, ale brakowało tego, co zawsze tu było – ciepła. Pozostały wyłącznie echa przeszłości.

Lena stanęła na środku kuchni, doświadczając pustki tego miejsca. Kiedyś to tutaj czuła się bezpiecznie, tu była jej przystań. Teraz, po latach, wracała jako obca. I choć wiedziała, że nie ma już nikogo, kto by ją przytulił, ogarnęła ją dziwna ulga. Bo to właśnie dom babci Zofii – z dala od zgiełku miasta – miał jej pomóc w odnalezieniu siebie. Na to liczyła. Choć nie planowała zostać długo, to potrzebowała czasu, by nabrać wewnętrznej siły.

Stół w kuchni, przy którym kiedyś jadała obiady, teraz stał w ciszy, z filiżanką w miejscu, gdzie babcia zawsze odkładała swoją. Zajrzała do jej pokoju – jej królestwa. Na półkach kurzyły się książki, które Zofia tak kochała. Lena miała wrażenie, że jeśli tylko zamknie oczy, usłyszy głos babci. Ale kiedy otworzyła je ponownie, nic się nie zmieniło.

Dlaczego nie przyjechała wcześniej? Sama nie wiedziała. Jak długo tu nie zaglądała? Musiała chwilę pomyśleć. Odkąd stąd wyjechała na dobre, była tu… raz, dwa, pięć razy. Tak, dokładnie pięć! Przez dziewięć lat! Ostatnio ponad dwa lata temu na Wielkanoc. Potem babcia była u niej na Boże Narodzenie. Przywiózł ją pan Zenek, któremu zapłaciła horrendalną kwotę za dwa kursy samochodem. Czy to było ich ostatnie spotkanie? Tak. Potem już tylko rozmowy telefoniczne, częste lub rzadsze – czasem raz w tygodniu, czasem co kilka tygodni, czasem raz na dwa miesiące.

Czy czegoś potrzebuje? Nie. Pani Wandeczka, najbliższa sąsiadka, to taka dobra kobiecina, zakupy zrobi, w sprzątaniu pomoże. A doktor często potrzebny? Nie. Przecież ona nie choruje, Lena powinna to wiedzieć. Czasem jedynie Wandeczka ją namówi na jakieś standardowe badania. A jak coś trzeba naprawić, to podobno przychodził jakiś młody sąsiad.

I takie to były rozmowy z babcią. Czuła się zawsze świetnie, wszystko było u niej dobrze, otoczona przyjaznymi ludźmi, nie była samotna.

Rok temu Lena miała przyjechać na święta, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, tłumacząc się nawałem obowiązków. W tym roku obiecała babci, że na pewno się pojawi. Na sto procent. Dwieście! Niestety. Babci już nie ma.

Jak przeżyje te święta? Może do tego czasu upora się ze sprzedażą domu i po prostu wróci do siebie. Tak byłoby najlepiej. Pomyśli o tym wszystkim później. Na razie musi zadbać o jutrzejszą ceremonię.

Właściwie wszystko było przygotowane. Pani Wanda znów okazała się nieocenionym pomocnikiem. Wszystko udało się załatwić zdalnie. Lena musiała pozamykać projekty, dlatego nie przyjechała od razu, czyli trzy dni temu, gdy dowiedziała się o śmierci babci. Telefonicznie dopięły szczegóły pogrzebu z najbliższą sąsiadką Zofii.

Ksiądz chciał podobno szybciej babcię pochować, najlepiej w dwa dni, ale zgodził się poczekać kolejne dwa. Lena zadzwoniła do firmy pogrzebowej i ustaliła z nią rodzaj trumny i inne ważne sprawy. Nawet udało jej się zorganizować stypę w jedynym w pobliżu domu przyjęć, który znajdował się we wsi obok. Wszyscy żałobnicy zjedzą obiad i ciasto. Babcia na pewno chciałaby przyjąć tych, którzy będą jej towarzyszyć w ostatniej drodze.

– Ludzi trzeba szanować i mieć dla nich dobre słowo – mawiała zwykle. – A w szafce zawsze trzymać coś dobrego, na wszelki wypadek. Miło jest, gdy masz czym poczęstować niespodziewanego gościa.

– Tak, babciu, wiem – odpowiadała, a staruszka z aprobatą kiwała głową.

Lena była pewna, że gdy otworzy szafkę w kuchni, znajdzie tam parę paczek ciastek i dobrą herbatę. Tylko nie będzie jej z kim wypić.

– Babciu, dlaczego mnie zostawiłaś? – wyszeptała.

Niestety zaraz odezwał się wewnętrzny głos, który uświadomił jej, że to ona, Lena, najpierw zostawiła swoją opiekunkę, najukochańszą osobę, która zatroszczyła się o nią w najlepszy możliwy sposób. Babcia ze wszystkich sił próbowała wynagrodzić jej tragedię, którą przeżyła, i ochronić przed konsekwencjami i złem, które mogło ją spotkać ze strony innych. Po części to się jej udało. A Lena? Jak się jej odpłaciła?

Babcia umarła w samotności. Pani Wanda znalazła ją rankiem w kuchni, leżącą na podłodze. Lekarz stwierdził, że zgon nastąpił kilkanaście godzin wcześniej. Wieczorem. Udar. Czy udałoby się uratować babcię, gdyby ktoś był w domu? Być może. Choć lekarz przyznał, że wylew był rozległy i pomoc raczej nie miała szans przyjść na czas. Poza tym w tym wieku… Pani Wandeczka powtórzyła jej rozmowę ze szczegółami.

– Babcia na pewno nie chciałaby, żebyś się tym dręczyła. Nawet gdybyś tu była, prawdopodobnie niewiele dałoby się zrobić – próbowała ją pocieszyć, gdy Lena szlochała do słuchawki.

– Ale powinnam przyjeżdżać częściej…

– Teraz to już nieważne. Babcia była zawsze z ciebie taka dumna. Pokazywała twoje projekty, nie tylko mi, ale wszystkim, którzy ją odwiedzali. Ona naprawdę nie była tu sama. Miała nas.

– Wiem, wiem. Na szczęście.

Babcia nie zasługiwała na taką śmierć. Zofia była niezwykle dobrą osobą. A sporo musiała znieść w swym niemal osiemdziesięcioletnim życiu. Zresztą największa tragedia była ich wspólna: śmierć mamy Leny. Babcia straciła córkę w strasznych okolicznościach.

Lena chyba nigdy nie uporała się z traumą i przypuszczała, że babcia też, choć właściwie o tym nie rozmawiały. Starały się żyć normalnie. Wiedziała, że babcia chroniła ją ze wszystkich sił. Dziewczyna doceniała jej troskę, ale niestety starowinka nie była w mocy ochronić jej przed wszystkim, choćby przed własnymi myślami. A te miały niesamowicie destrukcyjny wpływ na całe dorastanie Leny. Czy to się w ogóle kiedykolwiek skończyło?

Z dala od rodzinnej wsi, w wielkim mieście łatwiej było zapomnieć. Ale tutaj? Wspomnienia wracały i jak tajfun niszczyły jej względny spokój.

Ktoś zapukał do drzwi. Poszła otworzyć i zobaczyła na progu panią Wandę. Mimo że była sporo młodsza od babci, to Lena dostrzegła na jej twarzy ślady upływającego czasu. Zmarszczki zdawały się głębsze niż kiedyś, a sylwetka jakby bardziej zgarbiona.

– Witaj w domu, kochana. – Starsza kobieta wyciągnęła obie ręce do dziewczyny.

– Dzień dobry, proszę wejść – zdążyła odpowiedzieć, a potem znalazła się w ramionach kobieciny.

Wówczas puściły tamy i Lena zalała się potokiem łez. Przed oczyma miała obraz pogodnej babci, zawsze czekającej na wnuczkę z dobrym słowem, ciepłym uśmiechem i pysznym jedzeniem. A teraz? Nie miała już nikogo. Zupełnie nikogo! Sama na świecie! Nawet przyjaciółki nie miała, nie mówiąc o chłopaku. Nie nawiązywała bliskich relacji, bo bała się, że w końcu będzie musiała powiedzieć prawdę o swojej przeszłości. Dlatego trzymała się z dala od ludzi. Tak było bezpieczniej. Zawsze była babcia, do której mogła przynajmniej zadzwonić, która dzieliła z nią trudną przeszłość. A teraz?

– No już, wypłacz się, to zawsze dobrze robi. – Pani Wanda jeszcze mocniej przytuliła ją do siebie.

– Nie wiem, co teraz zrobię.

– Powoli, dziecko, wszystko się ułoży.

– Ale ja nie mam nikogo – zaczęła zawodzić.

– Nieprawda.

Ten sprzeciw pani Wandy zdenerwował ją jeszcze bardziej, ale nie chciała robić kobiecie przykrości, więc powstrzymała się od komentarza. Za to wybuchła głośniejszym płaczem.

Wreszcie powoli zaczynało jej chyba brakować łez, bo przestawały płynąć. Uspokajała się. Starsza kobieta wypuściła ją z opiekuńczych ramion.

– Zaparzymy herbaty, dziecko. A tu – podniosła torbę, którą postawiła przy drzwiach – przyniosłam ciasto drożdżowe. Wczoraj piekłam. Pomyślałam, że co jak co, ale słodka przekąska zawsze dobra. – I poszła do kuchni, a Lena posłusznie ruszyła za nią.

Pani Wanda zabrała się energicznie do roboty. Nastawiła czajnik, pokroiła ciasto, położyła je na talerzu i ustawiła na stole. Potem z szafki wyjęła dwa kubki i herbatę. Zalała wrzątkiem, a następnie gestem nakazała Lenie usiąść, bo dziewczyna ciągle stała na progu i obserwowała krzątaninę starszej pani.

– Napijemy się i porozmawiamy. Najważniejsze, żebym nie zapomniała. Dziś wszyscy zbieramy się w kościele pół godziny przed mszą i odmawiamy różaniec w intencji twojej babci.

– Dobrze, będę.

Pamiętała ten zwyczaj z dzieciństwa i czasów nastoletnich. Babcia zabierała ją do kościoła albo sama szła. Powtarzała, że modlitwa za zmarłych to nasz obowiązek i wyraz miłości.

– Oni już nie mogą modlić się za siebie, ale my możemy prosić Boga o ich wieczny spokój – mawiała.

Lena potakiwała, chociaż czasem naprawdę nie chciało jej się siedzieć i marznąć w kościele, ale wiedziała, że dla babci to wiele znaczy. I teraz też miała świadomość, że jest jej winna modlitwę. Tym razem nie zamierzała wymigiwać się od tego obowiązku. Tyle mogła dla babci zrobić.

– Jutro spełnimy ostatnią powinność wobec Zosi, a potem pomyślisz, co dalej.

– Jak to, co dalej? – nie rozumiała Lena.

Dla niej wszystko było jasne, posiedzi tu kilka dni i wróci do swojego życia w mieście. Szarego, samotnego, smutnego, ale przynajmniej z dala od bolesnych wspomnień.

– Z domem na przykład, moje dziecko. Czy ma stać pusty, czy może komuś wynajmiesz, czy… – Pani Wanda zamilkła. – Zresztą pomyślisz o tym później – dodała.

– No tak… Dom – powiedziała bardziej do siebie niż do rozmówczyni.

Czy chciała, by stał pusty i niszczał? Czy byłaby go w stanie sprzedać? A z nim wszystkie dobre wspomnienia, jakie w życiu miała? Przyznała sąsiadce rację, w tej chwili nie był to dobry moment, by podejmować takie decyzje.

– Napij się ciepłej herbaty, zjedz coś, bo pewnie głodna jesteś po podróży. Później podjedziemy do zakładu pogrzebowego i wszystko dogramy.

– Dziękuję pani – wyszeptała pochylona nad parującym kubkiem.

Może babci już nie było, ale byli jej wysłannicy.