Wojna hybrydowa - Antoni Langer - ebook + książka

Wojna hybrydowa ebook

Antoni Langer

4,0
34,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Langer wciąga od pierwszej strony i nie chce puścić. Zaczyna się jak w dobrym thrillerze od trzęsienia ziemi, by później zrzucić z fotela. Ogromną zaletą „Wojny hybrydowej” jest znajomość realiów polskiego wojska. Obnaża każdy aspekt, który rządzący po 1989 roku politycy chcieliby ukryć.

Sławek Zagórski, dziennikarz Interia.pl

Porywająca. Zastanawiająca. Wydawajcie!

MuJohny, tester gier komputerowych, recenzent wewnętrzny WarBooka.

Rosyjscy dywersanci rozniecają płomień wojny domowej w państwach bałtyckich. W Polsce toczy się wielowątkowa gra z udziałem polityków, żołnierzy, policjantów i przestępców.

Wiele, pozornie niepowiązanych ze sobą zdarzeń, w oddalonych od siebie miejscach, ostatecznie splata się w jeden konflikt i jedną decydującą bitwę, toczoną równolegle na morzu, lądzie i w powietrzu...

Antoni Langer debiutował powieścią sensacyjną „Sprawą Generała”. Jego najnowsza książka dodatkowo kipi batalistyką. Autor, zajmujący się na co dzień zagadnieniami obronności, pokazuje, jak może wyglądać Wojna hybrydowa przeciwko Polsce. Co może się stać, gdy odsuną się od nas kolejni sojusznicy, a politycy zaangażowani w lokalne rozgrywki nie zauważą w porę zewnętrznego zagrożenia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 462

Oceny
4,0 (74 oceny)
29
23
15
4
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
hawkmoon

Dobrze spędzony czas

Ciekaw opis polskiej rzeczywistości chociaż to political fiction
00



ANTONI LANGER

Wojna hybrydowa

 

 

© 2018 Antoni Langer

© 2018 WARBOOK Sp. z o.o.

 

 

Redaktor serii: Sławomir Brudny

 

Redakcja: Karina Stempel-Gancarczyk

Korekta: Radosław Kobierski

 

eBook:Ilona i Dominik Trzebińscy Du Châteaux, [email protected]

 

Projekt okładki: Paweł Gierula

Zdjęcie: Bartek Bera

 

 

ISBN 978-83-65904-09-6

 

Wydawca: Warbook Sp. z o.o.

ul. Bładnicka 65

43-450 Ustroń, www.warbook.pl

 

Wszystkie wydarzenia i osoby przedstawione w książce są fikcyjne, a podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych może być wyłącznie dziełem przypadku. Wszelkie informacje dotyczące funkcjonowania sił zbrojnych, służb specjalnych i policji pochodzą z jawnych źródeł lub są interpretacją zawartych w nich informacji.

Osoby dramatu:

Agata Adamczewska – kapitan marynarki, oddelegowana do Służby Kontrwywiadu Wojskowego, była pilot lotnictwa morskiego, później w składzie Wydzielonej Grupy Zadaniowej

Tadeusz Barański – profesor historii, Prezes Rady Ministrów

Lech Danielak – major pilot, specjalista wywiadu elektronicznego w składzie Wydzielonej Grupy Zadaniowej

Marta Delvigne – porucznik, wydział wywiadu politycznego Dyrekcji Generalnej Bezpieczeństwa Zewnętrznego Republiki Francuskiej

Janusz Gołąb– generał broni, Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych

Kaire Habermann – porucznik, Estońska Służba Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Kaitsepolitseiamet)

Grzegorz Haliński ps. Zwierzu – zawodowy przestępca, prawa ręka Mariana Jasterskiego

Andrzej Hermanowicz – emerytowany nadkomisarz Centralnego Biura Śledczego Policji

Katarzyna Ignatowicz – poseł na Sejm RP, partnerka życiowa Andrzeja Hermanowicza

Maciej Janikowski – minister koordynator służb specjalnych, następnie minister obrony narodowej i premier

Marian Jasterski – biznesmen, zaangażowany w działalność przestępczą

Adrian Kalinowski – terrorysta, członek skrajnie lewicowej Frakcji Rewolucyjnej

Dymitr Kardaszew – kapitan 45 Brygady Specjalnego Przeznaczenia Wojsk Powietrznodesantowych Federacji Rosyjskiej

Anna Kotulska – poseł na Sejm RP, lewicowa aktywistka

Zbigniew Kruszyński – generał broni, pilot, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych

Paweł Lenkiewicz – pułkownik, dowódca Wydzielonej Grupy Zadaniowej, w przeszłości oficer wywiadu oraz Jednostki Wojskowej GROM

Anna Nikulina vel Anna Gutman vel Anna Rensch – starsza porucznik Głównego Zarządu Wywiadowczego Sztabu Generalnego (GRU), „nielegał”, pracująca na kierunku polskim

Magdalena Rezler – skrajnie lewicowa aktywistka organizacji terrorystycznej Frakcja Rewolucyjna

Tadeusz Rostek – minister obrony narodowej

Aleksandra Rudzińska– sierżant podchorąży, Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych

Mieczysław Sobieraj – generał czterogwiazdkowy, Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

Sylwia Wierzbicka – kapitan Wojska Polskiego, dowódca drugiej kompanii drugiego batalionu 12 Brygady Zmechanizowanej, później w składzie Wydzielonej Grupy Zadaniowej

Marcin Woźniak – major Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wcześniej służący w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego

Salman Zakajew – zamieszkały w Polsce Czeczen kierujący zorganizowaną grupą przestępczą

Jarosław Zakrzewski – wiceadmirał, Dowódca Centrum Operacji Morskich

Bogna Załęcka – podinspektor, wrocławski zarząd Centralnego Biura Śledczego Policji

Prolog

Mi­ni­ster­stwo Obro­ny Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej

Ści­śle taj­ne

dn. 15 stycz­nia 2017

No­tat­ka służ­bo­wa

Do­ty­czy: Sy­tu­acja w ob­sza­rze Mo­rza Bał­tyc­kie­go

Obec­ne uwa­run­ko­wa­nia geo­po­li­tycz­ne i mi­li­tar­ne w in­te­re­su­ją­cym nas ob­sza­rze są zde­ter­mi­no­wa­ne przez dwa czyn­ni­ki. Pierw­szym jest po­sta­wa Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­ra, jak wy­ka­zu­ją dzia­ła­nia i ana­li­zy pro­wa­dzo­ne przez Służ­bę Wy­wia­du Za­gra­nicz­ne­go, Głów­ny Za­rząd Wy­wia­dow­czy Sił Zbroj­nych oraz inne or­ga­na pań­stwo­we, jest mniej przy­chyl­na an­ga­żo­wa­niu się na ob­sza­rze Eu­ro­py.

We­dług ocen do­ko­na­nych na pod­sta­wie ofi­cjal­nych wy­po­wie­dzi oraz in­for­ma­cji ze źró­deł oso­bo­wych i tech­nicz­nych ce­lem po­li­ty­ki no­wej ad­mi­ni­stra­cji USA jest umoc­nie­nie ame­ry­kań­skiej do­mi­na­cji. Sta­ny Zjed­no­czo­ne ry­wa­li­zu­ją obec­nie o stre­fy wpły­wów z Chi­na­mi w Azji i Afry­ce oraz z nami na Bli­skim Wscho­dzie. W szcze­gól­no­ści Ame­ry­ka­nie mogą dą­żyć do neu­tra­li­za­cji po­ten­cja­łu mi­li­tar­ne­go Ira­nu, aby utrzy­mać kon­tro­lę nad Za­to­ką Per­ską oraz umac­niać swo­ją obec­ność w Azji. Ozna­cza to, że Ame­ry­ka­nie mogą nie być za­in­te­re­so­wa­ni ak­tyw­no­ścią w Eu­ro­pie i skie­ru­ją swo­je siły na inne ob­sza­ry. Na­le­ży jed­nak pa­mię­tać, że ame­ry­kań­skie eli­ty nie są zgod­ne co do ewen­tu­al­ne­go opusz­cze­nia Eu­ro­py.

Do­wo­dem na to może być pro­po­zy­cja zło­żo­na ostat­nio wła­dzom Li­twy, Ło­twy i Es­to­nii, któ­rych ar­mie nie dys­po­nu­ją li­czą­cym się po­ten­cja­łem woj­sko­wym w za­kre­sie da­le­ko idą­cej po­mo­cy w mo­der­ni­za­cji sił zbroj­nych, wraz z moż­li­wym dar­mo­wym prze­ka­za­niem nie­wiel­kiej licz­by sa­mo­lo­tów bo­jo­wych, któ­re mo­gły­by utwo­rzyć wspól­ną jed­nost­kę my­śliw­ską. Jako miej­sce sta­cjo­no­wa­nia wy­mie­nia się bazę Ama­ri w Es­to­nii.

Dru­gą prze­słan­ką są roz­luź­nia­ją­ce się po­wią­za­nia we­wnątrz­eu­ro­pej­skie: ewen­tu­al­ne wy­cho­dze­nie ko­lej­nych państw z UE lub ogra­ni­cze­nie współ­pra­cy tyl­ko do naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych spraw eko­no­micz­nych ozna­czać może, że eu­ro­pej­ska jed­no­myśl­ność w spra­wach obron­nych i po­li­ty­ki za­gra­nicz­nej nie­dłu­go się skoń­czy.

Moż­li­wy jest jed­nak w tym za­kre­sie sce­na­riusz ne­ga­tyw­ny, za­kła­da­ją­cy po­wstrzy­ma­nie wzro­stu na­stro­jów eu­ro­scep­tycz­nych i anty­eu­ro­pej­skich oraz szyb­ką in­te­gra­cję Eu­ro­py wo­kół państw, któ­re w przy­szło­ści mogą utwo­rzyć twar­dy rdzeń Eu­ro­py, obej­mu­ją­cy tak­że Skan­dy­na­wię i bli­sko z nią zwią­za­ne re­pu­bli­ki bał­tyc­kie.

W związ­ku z tym po­stu­lu­je się, aby pod­jąć moż­li­wie szyb­ko agen­tu­ral­no-dy­wer­syj­ne od­dzia­ły­wa­nie na Es­to­nię, Ło­twę i Li­twę w celu obez­wład­nie­nia tam­tej­szych rzą­dów z dłu­go­ter­mi­no­wym ce­lem ode­rwa­nia ich od Eu­ro­py, neu­tra­li­za­cji lub zwią­za­nia ści­sły­mi wię­zia­mi z Fe­de­ra­cją Ro­syj­ską. Pro­po­nu­je się wy­ko­rzy­sta­nie ich sy­tu­acji et­nicz­nej. Jed­no­cze­śnie na­le­ży od­dzia­ły­wać na Pol­skę oraz Szwe­cję, jako kra­je mo­gą­ce udzie­lić tym pań­stwom po­mo­cy mi­li­tar­nej, przy cią­głym po­li­tycz­nym wy­wie­ra­niu wpły­wu na NATO i UE, aby po­wstrzy­mać je od otwar­tej in­ter­wen­cji. Szcze­gól­nie istot­na jest tu Pol­ska, któ­ra dąży do za­in­sta­lo­wa­nia na sta­łe za­chod­nich sił zbroj­nych w bez­po­śred­niej bli­sko­ści ob­wo­du ka­li­nin­gradz­kie­go.

Na­szym zy­skiem po­li­tycz­nym i mi­li­tar­nym bę­dzie od­su­nię­cie za­gro­że­nia zwią­za­ne­go z obec­no­ścią sił NATO i Sta­nów Zjed­no­czo­nych w po­bli­żu gra­nic Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej. Dzię­ki temu bę­dzie moż­li­we ob­ję­cie peł­ną opie­ką Ro­sjan miesz­ka­ją­cych na Li­twie, Ło­twie i Es­to­nii oraz za­pew­nie­nie bez­pro­ble­mo­wej ko­mu­ni­ka­cji lą­do­wej z ob­wo­dem ka­li­nin­gradz­kim.

Roz­wią­że to tak­że pro­blem ukra­iń­ski, gdyż w ta­kiej sy­tu­acji wła­dze w Ki­jo­wie będą mu­sia­ły zgo­dzić się na uło­że­nie re­la­cji z nami na na­szych wa­run­kach, być może doj­dzie tak­że do zmia­ny rzą­du. Ewen­tu­al­na mo­dy­fi­ka­cja po­li­ty­ki rzą­dów tego re­gio­nu otwo­rzyć może przed nami nowe per­spek­ty­wy go­spo­dar­cze, przy­wra­ca­jąc na­szą do­mi­na­cję w na­tu­ral­nej stre­fie wpły­wów FR. W szcze­gól­no­ści po­zwo­li to za­bez­pie­czyć mor­skie szla­ki ko­mu­ni­ka­cyj­ne Ro­sji po­przez uzy­ska­nie do­stę­pu do no­wych por­tów i baz flo­ty wo­jen­nej, a jed­no­cze­śnie od­su­nąć za­gro­że­nie ze stro­ny Za­cho­du. Z ko­lei po wzmoc­nie­niu na­szej po­zy­cji bę­dzie­my mo­gli za­dbać o do­god­ne dla nas wa­run­ki ko­rzy­sta­nia z cie­śnin duń­skich. Był to pro­blem wie­lo­krot­nie ana­li­zo­wa­ny w in­nych opra­co­wa­niach.

Wy­ko­na­nie za­da­nia pro­po­nu­je się, po kon­sul­ta­cjach z Mi­ni­ster­stwem Obro­ny, Głów­ne­mu Za­rzą­do­wi Wy­wia­dow­cze­mu Sił Zbroj­nych Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej. W szcze­gól­no­ści uwa­ża się, że na­le­ży za­sto­so­wać środ­ki czyn­ne wo­bec sił zbroj­nych, po­li­cji, służb spe­cjal­nych oraz ad­mi­ni­stra­cji wy­żej wy­mie­nio­nych państw, tak aby do­pro­wa­dzić je do sta­nu unie­moż­li­wia­ją­ce­go sku­tecz­ne dzia­ła­nie.

Szcze­gó­ło­we oce­ny geo­stra­te­gicz­ne na­ka­zu­ją zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę na Pol­skę z ra­cji jej po­ło­że­nia geo­gra­ficz­ne­go. Opi­sy­wa­na w za­chod­niej pra­sie spe­cja­li­stycz­nej spra­wa tak zwa­ne­go prze­smy­ku su­wal­skie­go oraz stra­te­gicz­nie waż­ne szla­ki ko­mu­ni­ka­cyj­ne na Bał­ty­ku po­win­ny w tym za­kre­sie być przed­mio­tem szcze­gól­ne­go za­in­te­re­so­wa­nia Głów­ne­go Za­rzą­du Wy­wia­dow­cze­go. Je­śli zaś Ame­ry­ka­nie, cze­go nie moż­na wy­klu­czyć w świe­tle nie­daw­nych wy­da­rzeń i zde­cy­do­wa­ne­go zwro­tu pol­skiej po­li­ty­ki w kie­run­ku Wa­szyng­to­nu kosz­tem re­la­cji z Bruk­se­lą, zde­cy­du­ją się na za­an­ga­żo­wa­nie w Pol­sce, po­zwo­li to na zmu­sze­nie ich do roz­pro­sze­nia uwa­gi i mniej­sze­go za­an­ga­żo­wa­nia na Bli­skim Wscho­dzie i w Azji. Na­le­ży przy tym pa­mię­tać, że w prze­ci­wień­stwie do ww. re­gio­nów, Pol­ska nie jest trak­to­wa­na w spo­sób prio­ry­te­to­wy, a za­tem moż­li­we jest szyb­kie po­rzu­ce­nie jej przez USA, gdy moż­li­we kosz­ta za­an­ga­żo­wa­nia prze­kro­czą spo­dzie­wa­ne ko­rzy­ści.

Ma­rzec 2017

.1.

Po­nie­dzia­łek, 13 mar­ca

Czer­wo­ne świa­tła ostrze­gaw­cze mi­ga­ły na każ­dym z czte­rech wy­so­kich ko­mi­nów elek­trow­ni, da­jąc lu­dziom w dwóch sa­mo­cho­dach nie­za­wod­ną po­moc w na­wi­ga­cji. Na­wet gdy­by zga­sły, i tak dro­gę zna­li na pa­mięć. Je­cha­li szyb­ko, jak na ra­dio­wo­zy na sy­gna­le przy­sta­ło, zwłasz­cza o trze­ciej w nocy na pu­stej le­śnej dro­dze.

Ka­pi­tan Dy­mitr Kar­da­szew z 45 Bry­ga­dy Spe­cjal­ne­go Prze­zna­cze­nia Wojsk Po­wietrz­no­de­san­to­wych, wi­dząc świa­tła bra­my, prze­ła­do­wał broń. Upew­nił się, że przy­cze­pio­ne rze­pa­mi do mun­du­ru em­ble­ma­ty są na miej­scu. Od nich za­le­ża­ło po­wo­dze­nie ca­łe­go pla­nu.

Byli uzbro­je­ni pra­wie tak, jak es­toń­ski od­dział an­ty­ter­ro­ry­stycz­ny K-Kom­man­do. Ich broń po­cho­dzi­ła z róż­nych źró­deł i tra­fi­ła do od­dzia­łu róż­ny­mi ka­na­ła­mi. On sam wy­brał nie­miec­ki ka­ra­bi­nek G36K, uży­wa­ny przez miej­sco­wą po­li­cję. Dwaj inni lu­dzie w te­re­no­wym nis­sa­nie mie­li ame­ry­kań­skie krót­kie MK18, ku­pio­ne na czar­nym ryn­ku na Bli­skim Wscho­dzie. Ostat­ni z nich, kie­row­ca, po­sia­dał pi­sto­let ma­szy­no­wy MP5, zu­peł­nie le­gal­nie do­star­czo­ny do Ro­sji z Nie­miec – z tego po­wo­du oczy­wi­ście usu­nię­to z nie­go wszel­kie ozna­cze­nia. Po­dob­nie uzbro­jo­na była szóst­ka żoł­nie­rzy ja­dą­cych za nimi w fur­go­net­ce volks­wa­gen. Oba po­jaz­dy były nie­ozna­ko­wa­ne, za­opa­trzo­ne w lam­py bły­sko­we. Spe­cjal­nie ku­pio­no czar­ne, tak aby pa­so­wa­ły do po­jaz­dów uży­wa­nych przez tych, któ­rych mie­li uda­wać.

Oczy­wi­ście zo­sta­li prze­pusz­cze­ni, wy­star­czy­ło tyl­ko za­trzy­mać się na chwi­lę i po­zwo­lić war­tow­ni­kom – dwóm cy­wil­nym i dwóm żoł­nie­rzom lo­kal­ne­go od­dzia­łu Gwar­dii Na­ro­do­wej – na ru­ty­no­wą kon­tro­lę.

Cze­ka­li na nich.

Wie­dzie­li, że przy­ja­dą.

A oni wie­dzie­li, że oni wie­dzą.

Pod­je­cha­li tuż pod bu­dy­nek, w któ­rym znaj­do­wa­ła się cen­tra­la ochro­ny. Dwóch lu­dzi naj­le­piej mó­wią­cych po es­toń­sku zo­sta­ło przy sa­mo­cho­dach. Po­zo­sta­li we­szli, mi­ja­jąc ko­lej­ną parę war­tow­ni­ków.

W sali nad­zo­ru sie­dzia­ło czte­rech lu­dzi: dwój­ka ochro­nia­rzy wpa­trzo­nych w ekra­ny sys­te­mów mo­ni­to­rin­gu, mło­dy pod­ofi­cer w woj­sko­wym mun­du­rze i szef zmia­ny, ły­sie­ją­cy męż­czy­zna po czter­dzie­st­ce. Wsta­li, jak­by chcie­li się przy­wi­tać.

Kar­da­szew pod­niósł broń. Strze­lił do żoł­nie­rza, po­tem do ochro­nia­rzy. Szef zmia­ny upadł i po­zwo­lił się zwią­zać. To on wcze­śniej wy­ko­nał dwa ele­men­ty pla­nu. Po­in­for­mo­wał pod­wład­nych o przy­jeź­dzie an­ty­ter­ro­ry­stów i zdjął blo­ka­dę z por­tów USB kom­pu­te­rów w cen­tra­li ochro­ny.

Na­past­ni­cy roz­dzie­li­li się na mniej­sze gru­py. Dwaj za­ję­li miej­sca ochro­nia­rzy. Do por­tów USB we­tknę­li spe­cjal­nie przy­go­to­wa­ne pen­dri­ve’y. Po­zo­sta­li opu­ści­li po­miesz­cze­nie. O tej po­rze w elek­trow­ni nie było wie­lu pra­cow­ni­ków, je­dy­nie mi­ni­mal­na ko­niecz­na ob­sa­da. Nikt nie prze­szka­dzał „po­li­cjan­tom” w do­tar­ciu do bu­dyn­ków miesz­czą­cych pom­py.

Elek­trow­nia Esti, czy­li po pro­stu „Es­to­nia”, po­dob­nie jak dru­ga bliź­nia­cza in­sta­la­cja w re­jo­nie Na­rwy, jest elek­trow­nią ciepl­ną, spa­la­ją­cą ropę wy­do­by­wa­ną z miej­sco­wych złóż łup­ko­wych. Jej dzia­ła­nie za­pew­nia woda po­bie­ra­na z po­bli­skiej rze­ki. Aby ją unie­ru­cho­mić, nie trze­ba nisz­czyć ca­łe­go za­kła­du ani na­wet ogrom­nych ko­tłów i tur­bin słu­żą­cych do pro­duk­cji prą­du.

Sa­bo­ta­ży­ści do­sko­na­le o tym wie­dzie­li. Po obez­wład­nie­niu ope­ra­to­rów pomp za­ło­ży­li na ma­szy­nach pre­cy­zyj­ne, małe ła­dun­ki wy­bu­cho­we. Eks­plo­zje nie były duże ani bar­dzo gło­śne, choć lu­dzie na ze­wnątrz je usły­sze­li.

Dys­po­zy­tor­nia mocy nie zo­sta­ła za­ata­ko­wa­na, nie ist­nia­ła taka ko­niecz­ność, a było to na­wet nie­wska­za­ne. Ktoś mu­siał wy­łą­czyć in­sta­la­cje, któ­re na­gle prze­sta­ły być chło­dzo­ne. Ja­kiś czło­wiek na­wet uru­cho­mił alarm, ale sys­tem ochro­ny nie dzia­łał. Wy­łą­czo­no wszyst­kie ka­me­ry i czuj­ni­ki, a ra­dio­te­le­fo­ny, za­głu­sza­ne sil­nym sy­gna­łem, umil­kły. Za­wio­dła tak­że sieć ko­mór­ko­wa. Za­nim ktoś po­biegł do cen­tra­li ochro­ny, było już za póź­no.

Nie nie­po­ko­je­ni in­fil­tra­to­rzy wsie­dli do sa­mo­cho­dów i od­je­cha­li, po­zo­sta­wia­jąc jed­ną, ukry­tą bom­bę. O lo­sie obu in­sta­la­cji prze­są­dził nad­miar za­bez­pie­czeń. W sys­te­mie ochro­ny pod­sta­wę sta­no­wi­ła re­dun­dant­ność. Dla­te­go ochro­na była mie­sza­na, cy­wil­no-woj­sko­wa, i dla­te­go w ra­zie po­trze­by z jed­nej elek­trow­ni moż­na było ste­ro­wać wszyst­ki­mi in­sta­la­cja­mi dru­giej. Do­ty­czy­ło to tak­że za­bez­pie­czeń, któ­re obez­wład­nił spe­cjal­nie przy­go­to­wa­ny pro­gram.

W dru­giej elek­trow­ni dy­wer­san­ci po­ja­wi­li się chwi­lę póź­niej. Ich za­da­nie było jesz­cze ła­twiej­sze, po pro­stu we­szli przez zdal­nie otwar­tą bra­mę i wdar­li się do sta­cji pomp. Po pię­ciu mi­nu­tach wy­co­fa­li się.

Ża­den z na­past­ni­ków nie uciekł da­le­ko. Na­rwa, z któ­rej elek­trow­nia czer­pa­ła wodę, jest rze­ką gra­nicz­ną po­mię­dzy Ro­sją a Es­to­nią.

Es­to­nia utra­ci­ła sie­dem­dzie­siąt pięć pro­cent ener­gii. Lu­dzie, któ­rzy wsta­li rano, nie mo­gli za­pa­lić świa­tła. Tram­wa­je i tro­lej­bu­sy w Tal­li­nie nie wy­je­cha­ły na uli­ce. Nie dzia­ła­ły ban­ko­ma­ty ani ter­mi­na­le płat­ni­cze. Sie­ci ko­mór­ko­we funk­cjo­no­wa­ły z prze­rwa­mi, aż w koń­cu wy­łą­czo­no je, gwa­ran­tu­jąc łącz­ność tyl­ko dla służb pań­stwo­wych. Cy­wi­lom po­zo­stał je­dy­nie nu­mer alar­mo­wy.

Za­mknię­to lot­ni­sko.

Ci, któ­rzy mie­li do­stęp do in­ter­ne­tu, mo­gli prze­czy­tać la­ko­nicz­ny ko­mu­ni­kat: W ak­cie słusz­ne­go pro­te­stu prze­ciw­ko nisz­cze­niu śro­do­wi­ska na­tu­ral­ne­go, Eu­ro­pej­ski Front Opo­ru prze­pro­wa­dził ak­cję bez­po­śred­nią prze­ciw­ko utrzy­my­wa­nym przez es­toń­ski, na­cjo­na­li­stycz­ny rząd elek­trow­niom. To nie jest na­sze ostat­nie sło­wo. Precz z na­cjo­na­li­zmem i ko­lo­nia­li­zmem go­spo­dar­czym.

Na­wet gdy do es­toń­skiej sie­ci skie­ro­wa­no prąd z państw ościen­nych, ener­gii wciąż było za mało. Lu­dzie rzu­ci­li się do skle­pów, wy­ku­pu­jąc co tyl­ko się dało za go­tów­kę. Brak prą­du ozna­czał w wie­lu miej­scach rów­nież brak ogrze­wa­nia, a noce były jesz­cze zim­ne.

Rów­no o dwu­na­stej na­stęp­ne­go dnia przed ka­me­ra­mi wy­stą­pił rzecz­nik ro­syj­skie­go MSZ.

– Mimo licz­nych spo­rów po­mię­dzy na­szy­mi kra­ja­mi i dys­kry­mi­na­cji lud­no­ści ro­syj­sko­ję­zycz­nej pro­po­nu­je­my Es­to­nii bez­płat­ne do­star­cze­nie każ­dej po­trzeb­nej ilo­ści ener­gii elek­trycz­nej na taki czas, jaki bę­dzie nie­zbęd­ny do na­pra­wy in­sta­la­cji w elek­trow­niach. Bez żad­nych wa­run­ków.

Od­po­wiedź władz es­toń­skich była bły­ska­wicz­na. „Żad­nych ustępstw wo­bec Ro­sji”.

*

– Ja­sne, żad­nych ustępstw – sko­men­to­wał ko­mu­ni­kat ra­dio­wy Mar­kus Ka­esorg, za­stęp­ca pre­fek­ta po­li­cji w ran­dze ma­jo­ra. Na pla­cu przed sie­dzi­bą władz Na­rwy zgro­ma­dzi­ło się już kil­ka­set osób z trans­pa­ren­ta­mi „Daj­cie nam prąd” i „Precz z fa­szy­sta­mi”. Co chwi­lę ktoś wzno­sił ta­kie lub po­dob­ne okrzy­ki. Ze­bra­ni czy­ta­li wia­do­mo­ści na ko­mór­kach za­lo­go­wa­nych do ro­syj­skich sie­ci: ich moc­ne sta­cje ba­zo­we usta­wio­ne były tuż przy gra­ni­cy.

Bu­dyn­ku pil­no­wa­ło za­le­d­wie kil­ku lu­dzi Ka­esor­ga, wzmoc­nio­nych sek­cją czte­rech żoł­nie­rzy Ka­it­se­liit, czy­li Ligi Obro­ny – ochot­ni­czej for­ma­cji Gwar­dii Na­ro­do­wej – któ­rzy dziar­sko trzy­ma­li w rę­kach ka­ra­bi­ny G3. Na ra­zie to wy­star­czy­ło. Resz­ta sił roz­pro­szy­ła się po mie­ście.

– Po­win­ni­ście się zgo­dzić na otwar­cie gra­ni­cy – ode­zwał się je­den z miej­skich rad­nych, Alek­siej Du­ga­now. – Mam wia­do­mość, że żyw­ność z Ro­sji może zo­stać do­star­czo­na w cią­gu trzech, czte­rech go­dzin.

– A co wje­dzie wraz z tą po­mo­cą? – od­gryzł się bur­mistrz, a po­li­cjant ski­nął gło­wą na znak, że zga­dza się z po­li­ty­kiem. W cią­gu ostat­nich mie­się­cy na­pięć po­mię­dzy Es­toń­czy­ka­mi a Ro­sja­na­mi było co­raz wię­cej. Trzy razy zda­rzy­ło się już, że po­li­cjan­ci byli ata­ko­wa­ni bez wy­raź­ne­go po­wo­du, za­wsze przez ro­syj­sko­ję­zycz­nych spraw­ców. Funk­cjo­na­riu­sze od­po­wia­da­li bru­tal­nie, a Ro­sja co­raz moc­niej na­ci­ska­ła na utwo­rze­nie au­to­no­micz­nej stre­fy we wschod­niej czę­ści Es­to­nii.

– Albo po­moc wje­dzie do mia­sta, albo mia­sto wje­dzie do was. – Ro­sja­nin uśmiech­nął się iro­nicz­nie, wska­zu­jąc na tłum za oknem. – Jesz­cze ma­cie czas – do­dał i wy­szedł z sali.

– Cho­ler­ny agent. – Po­li­cjant po­wie­dział to na tyle gło­śno, by wy­cho­dzą­cy usły­szał. Ten już w drzwiach po­ka­zał mu środ­ko­wy pa­lec.

– Ra­dzę uwa­żać na nie­go, ma­jo­rze – upo­mnia­ła funk­cjo­na­riu­sza pod­po­rucz­nik Ka­ire Ha­ber­mann, re­pre­zen­tu­ją­ca Ka­it­se­po­lit­se­ia­met, czy­li służ­bę kontr­wy­wia­du. – Nie mamy na nie­go żad­nych do­wo­dów. Nie­ste­ty.

– A poza po­ucze­nia­mi co może dać nam woj­sko? – Po­li­cjant był co­raz bar­dziej zi­ry­to­wa­ny.

– Kom­pa­nia pie­cho­ty z ba­ta­lio­nu w Jõhvi jest w go­to­wo­ści na wy­pa­dek po­waż­niej­szych za­mie­szek. Plu­ton trans­por­te­rów opan­ce­rzo­nych za­jął miej­sce na przej­ściu gra­nicz­nym, ale do­wód­ca in­for­mu­je, że szy­ku­je się na wa­riant obro­ny okręż­nej, bo tam też gro­ma­dzi się tłum. Cze­ka­my na dal­sze po­sił­ki, nie wie­my też, czy Ro­sja­nie…

Huk pe­tar­dy prze­rwał jej wy­po­wiedź. Po chwi­li na pla­cu wy­bu­chły ko­lej­ne. W stro­nę po­li­cjan­tów i gwar­dzi­stów za­czę­ły le­cieć ka­mie­nie, kost­ka bru­ko­wa i inne przed­mio­ty. Kil­ku­na­stu ro­słych pro­wo­dy­rów w skó­rza­nych kurt­kach ru­szy­ło do przo­du, a za nimi po­dą­ży­li po­zo­sta­li.

– Cho­le­ra. – Pod­po­rucz­nik spraw­dzi­ła wia­do­mość na swo­im te­le­fo­nie. – Ro­sja­nie cy­tu­ją ko­mu­ni­kat na­sze­go rzą­du, że prąd bę­dzie włą­cza­ny tyl­ko Es­toń­czy­kom. To chy­ba za­dzia­ła­ło na nich… – Wyj­rza­ła za okno.

Na pla­cu trwał już re­gu­lar­ny szturm. Po­li­cjan­ci i żoł­nie­rze wy­co­fy­wa­li się do bu­dyn­ku, opę­dza­jąc się od na­past­ni­ków pał­ka­mi i kol­ba­mi. Nie wszy­scy mie­li szczę­ście. Trzech z nich oto­czy­li de­mon­stran­ci. Nie szczę­dząc im cio­sów, od­pro­wa­dzi­li na skraj pla­cu i przy­wią­za­li do drzew. W eter po­pły­nę­ło wo­ła­nie o po­moc.

Ode­brał je plu­ton zło­żo­ny z trzech trans­por­te­rów XA-180, któ­ry zaj­mo­wał po­zy­cję przy sta­cji ko­le­jo­wej. Po­ko­na­nie pół­to­ra ki­lo­me­tra za­ję­ło pięć mi­nut, ale gdy opan­ce­rzo­ne wozy wpa­dły na plac, ha­mu­jąc przed tłu­mem, sta­ło się naj­gor­sze.

Z da­chu ka­mie­ni­cy pod­nio­sła się po­stać z gra­nat­ni­kiem prze­ciw­pan­cer­nym na ra­mie­niu. Je­den po­cisk wy­star­czył, by tra­fić w wóz do­wód­cy plu­to­nu. Po­zo­sta­łe dwa trans­por­te­ry wrzu­ci­ły wstecz­ny bieg, sie­kąc se­ria­mi po da­chach, oknach i lu­dziach. Tłum, któ­ry roz­pierzchł się na chwi­lę, na po­wrót od­zy­skał śmia­łość, pod­nie­co­ny pło­ną­cym wra­kiem. Dwóch żoł­nie­rzy, któ­rzy zdo­ła­li wy­do­stać się z wozu, za­tłu­czo­no pał­ka­mi, ki­ja­mi i ka­mie­nia­mi.

Do ra­tu­sza wrzu­co­no pe­tar­dy i świe­ce dym­ne. Za­ba­ry­ka­do­wa­ne drzwi zo­sta­ły sfor­so­wa­ne. W tłu­mie, nie wia­do­mo skąd, po­ja­wi­li się lu­dzie z bro­nią pal­ną. Se­rie z Ka­łasz­ni­ko­wów po­zwo­li­ły prze­ła­mać opór gwar­dzi­stów.

Pod­po­rucz­nik Ka­ire Ha­ber­mann nie cze­ka­ła na ka­pi­tu­la­cję. Wy­bie­gła na ko­ry­tarz z pi­sto­le­tem w dło­ni. Na scho­dach tra­fi­ła na czło­wie­ka z Ka­łasz­ni­ko­wem, pod­nie­sio­nym jak do cio­su. Zdą­ży­ła za­re­ago­wać, huk od­bi­ty od ścian ją ogłu­szył, strze­li­ła po­now­nie, całą se­rią, aż tam­ten upadł. Po­sła­ła jesz­cze kil­ka strza­łów w kie­run­ku lu­dzi kłę­bią­cych się na klat­ce scho­do­wej, za­bra­ła ka­ra­bi­nek, szarp­nę­ła zam­kiem i po­bie­gła do na­stęp­nej klat­ki scho­do­wej. Ucie­kła tyl­nym wyj­ściem.

Po­mię­dzy drze­wa­mi ro­sną­cy­mi na dzie­dziń­cu tra­fi­ła na trzech Ro­sjan. Dwóch mia­ło w rę­kach kije bejs­bo­lo­we, trze­ci Ka­łasz­ni­ko­wa. Znów mia­ła szczę­ście. Sko­si­ła ich jed­ną se­rią. Za­bra­ła ma­ga­zyn­ki za­bi­te­mu i wy­bie­gła na uli­cę. Ja­kiś szu­ka­ją­cy guza prze­cho­dzień zro­bił jej zdję­cie te­le­fo­nem; gniew­nym ge­stem po­sła­ła go do dia­bła. Ru­szy­ła da­lej, prze­my­ka­jąc po­mię­dzy blo­ka­mi.

Ko­men­da po­li­cji zlo­ka­li­zo­wa­na w za­chod­niej czę­ści mia­sta pło­nę­ła, a do­oko­ła niej krę­ci­li się lu­dzie bez mun­du­rów, ale uzbro­je­ni. Szczę­śli­wie jej nie za­uwa­ży­li. Es­toń­ska sieć GSM pa­dła, a ra­dio­sta­cję zo­sta­wi­ła w ra­tu­szu. Nie mia­ła szans na na­wią­za­nie kon­tak­tu z kim­kol­wiek.

Uda­ło się jej do­trzeć do li­nii ko­le­jo­wej. Po­szła wzdłuż niej na za­chód.

.2.

Śro­da, 15 mar­ca

Na ekra­nie te­le­wi­zo­ra wciąż po­wta­rza­ły się ob­ra­zy pło­ną­cych bu­dyn­ków, lin­czo­wa­nych żoł­nie­rzy, ko­lumn woj­sko­wych po­jaz­dów i mun­du­ro­wych prze­szu­ku­ją­cych domy, prze­mie­sza­ne z frag­men­ta­mi wy­po­wie­dzi po­li­ty­ków i ko­men­ta­to­rów.

Nie słu­chał ich. Wy­łą­czył fo­nię, by sku­pić się na lek­tu­rze in­ter­pe­la­cji po­sel­skiej. Do­łą­czo­no do niej krót­ką no­tat­kę wy­ja­śnia­ją­cą naj­waż­niej­sze fak­ty i szkic od­po­wie­dzi. Osta­tecz­nej ak­cep­ta­cji mu­siał udzie­lić ad­re­sat. Czy­li on, Ta­de­usz Ro­stek, mi­ni­ster obro­ny na­ro­do­wej.

In­ter­pe­la­cja skła­da­ła się z czte­rech py­tań. O nowe czoł­gi, nowe bo­jo­we wozy pie­cho­ty, nowe śmi­głow­ce i sys­te­my prze­ciw­lot­ni­cze. W od­ręcz­nie na­nie­sio­nym ko­men­ta­rzu asy­stent zło­śli­wie za­uwa­żył, że ta baba znów do­py­tu­je się o to samo.

Przez dzie­więć mie­się­cy spra­wo­wa­nia swo­jej funk­cji po­słan­ka Igna­to­wicz re­gu­lar­nie, co trzy mie­sią­ce, wno­si­ła szcze­gó­ło­we in­ter­pe­la­cje do­ty­czą­ce tych czte­rech spraw. Za każ­dym ra­zem py­ta­nia nie były ogól­ne, ale pre­cy­zyj­ne, z da­ta­mi, licz­ba­mi, cy­ta­ta­mi z ofi­cjal­nych do­ku­men­tów, me­diów, z po­przed­nich od­po­wie­dzi. Po­ma­ga­li jej eks­per­ci, to nie było ta­jem­ni­cą. Mi­ni­ster uwa­żał, że robi to zło­śli­wie, zwłasz­cza że pra­sa co­dzien­na i bran­żo­wa czę­sto cy­to­wa­ła, uwa­ża­ne za wy­kręt­ne, od­po­wie­dzi na in­ter­pe­la­cje. Poza tym inni po­sło­wie też nie da­wa­li mu spo­ko­ju.

Nie był to jego wy­ma­rzo­ny re­sort. Do­stał po­sa­dę dla­te­go, że po kry­zy­sie w czerw­cu ze­szłe­go roku po­wo­ła­no kom­pro­mi­so­wy i w za­ło­że­niu tym­cza­so­wy ga­bi­net. Wiel­ką ko­ali­cję dwóch – uwa­ża­nych za pra­wi­co­wo-kon­ser­wa­tyw­ne, choć wcze­śniej za­żar­cie wal­czą­cych ze sobą – par­tii: Kon­gre­su De­mo­kra­tycz­ne­go i Pra­wi­cy Pol­skiej. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że owa tym­cza­so­wość mo­gła trwać do na­stęp­nych wy­bo­rów, mimo że so­jusz nie bu­dził w sze­re­gach po­słów KD po­wszech­ne­go en­tu­zja­zmu. Kil­ku po­słów ode­szło już do Par­tii Li­be­ral­nej, inni mo­gli to uczy­nić nie­dłu­go. Ozna­cza­ło to, że kon­ser­wa­tyw­ne skrzy­dło ka­de­cji może wkrót­ce zjed­no­czyć się z Pra­wi­cą Pol­ską, któ­ra sfor­mu­je rząd jed­no­par­tyj­ny. To było ko­rzyst­ne dla utrzy­ma­nia więk­szo­ści po­pie­ra­ją­cej rząd, ale ozna­cza­ło ko­lej­ne na­pię­cia. Wy­bo­ry 2016 roku były dziw­ne, PP je wy­gra­ła, ale nie taką więk­szo­ścią, by móc sa­mo­dziel­nie rzą­dzić. Do­pie­ro rząd tym­cza­so­wy otwo­rzył jej dro­gę do wła­dzy. W po­więk­szo­nym o kil­ku­dzie­się­ciu no­wych po­słów ugru­po­wa­niu, wciąż peł­nym lu­dzi, któ­rzy żyli nie­daw­nym, dziw­nym zwy­cię­stwem, try­um­fem umniej­szo­nym przez ko­niecz­ność do­ga­da­nia się z prze­ciw­ni­kiem, nie­daw­ni ka­de­cy mo­gli być wy­łącz­nie człon­ka­mi dru­giej ka­te­go­rii.

Wo­bec ta­kiej sy­tu­acji Ta­de­usz Ro­stek po­sta­no­wił się­gnąć po wy­pró­bo­wa­ną me­to­dę, któ­ra za­pew­ni­ła mu prze­trwa­nie w in­nych urzę­dach. Tuż po ob­ję­ciu sta­no­wi­ska za­po­wie­dział au­dyt i wy­pra­co­wa­nie po jego za­koń­cze­niu no­wej kon­cep­cji stra­te­gicz­nej. Zna­lazł do tego za­da­nia za­ufa­ne­go czło­wie­ka. Ale czas, gdy mógł je­dy­nie opo­wia­dać o no­wych wi­zjach i au­dy­cie, mi­jał nie­ubła­ga­nie.

Mu­siał też słu­chać pre­mie­ra. A ten już w pierw­szej roz­mo­wie okre­ślił prio­ry­te­to­we za­da­nie dla re­sor­tu obro­ny. Ze służ­by, naj­szyb­ciej jak to moż­li­we, mie­li odejść wszy­scy, któ­rzy za­czę­li ją przed ro­kiem 1989, w przy­pad­ku ge­ne­ra­łów – przed 1985. Do po­mo­cy w wy­ko­na­niu tego za­da­nia przy­dzie­lo­no mu pro­fe­so­ra Ko­tow­skie­go, do­świad­czo­ne­go hi­sto­ry­ka z IPN i za­ra­zem sa­mo­zwań­cze­go pa­sjo­na­ta spraw woj­sko­wych, któ­ry otrzy­mał sta­no­wi­sko wi­ce­mi­ni­stra w ran­dze se­kre­ta­rza sta­nu i za­czął czy­ścić woj­sko. Na ra­zie przy­go­to­wy­wał dwie li­sty: jed­ną z na­zwi­ska­mi lu­dzi do usu­nię­cia i dru­gą – do awan­su, ale po pierw­szych gło­śnych dy­mi­sjach sku­pił się na czyst­kach i re­for­mach w szkol­nic­twie woj­sko­wym. Na czysz­cze­nie do­wództw li­nio­wych czas miał przyjść póź­niej. Nie mógł też w tej sy­tu­acji po­zwo­lić so­bie na speł­nie­nie żą­dań pre­mie­ra do­ty­czą­cych czyst­ki ka­dro­wej w służ­bach spe­cjal­nych, ale wie­dział, że ten czas na­dej­dzie. Sze­fo­wie woj­sko­wych służb mie­li zmie­nić się do koń­ca roku.

Odej­ścia ze służ­by za­czę­ły psuć wi­ze­ru­nek re­sor­tu, a nie trze­ba było pro­ro­ka, aby wie­dzieć, o co me­dia i po­li­ty­cy opo­zy­cji, ba – koa­li­cji rzą­do­wej, będą py­tać już na wie­czor­nym spo­tka­niu. Mu­siał coś zro­bić, w do­dat­ku szyb­ko.

Obie­ca­ny przez Ame­ry­ka­nów sprzęt jesz­cze nie do­tarł w ocze­ki­wa­nej ilo­ści. Ze sta­rą ad­mi­ni­stra­cją pod­pi­sa­no umo­wę, ale duże do­sta­wy się nie za­czę­ły. Ow­szem, przy­sła­no tro­chę sa­mo­lo­tów, śmi­głow­ców i wy­po­sa­że­nia, ale nie prze­ka­za­no ich pol­skim żoł­nie­rzom, je­dy­nie uży­czo­no do wspól­nych szko­leń. Na dwie kon­fe­ren­cje pra­so­we wy­star­czy­ło, ale na nic wię­cej. Wiel­kie do­sta­wy uży­wa­nych wo­zów bo­jo­wych z za­pa­sów US Army, na któ­re bar­dzo li­czo­no, mia­ły po­cze­kać, aż wy­kla­ru­je się sta­no­wi­sko no­we­go pre­zy­den­ta, choć tech­nicz­ne roz­mo­wy w spra­wie ilo­ści i wa­run­ków do­staw trwa­ły.

Na to też nie miał cza­su.

Pod­niósł słu­chaw­kę. Asy­sten­to­wi na­ka­zał zwo­ła­nie od­pra­wy kie­row­ni­czej ka­dry sił zbroj­nych. Na już.

.3.

Czwar­tek, 16 mar­ca

Dzia­ło ka­li­bru 130 mi­li­me­trów wciąż mie­rzy­ło w mo­rze, choć od daw­na nikt z nie­go nie strze­lał. Świe­ża war­stwa ma­sku­ją­cej far­by świad­czy­ła o tym, że trosz­czą się o nie je­dy­nie pa­sjo­na­ci hi­sto­rii.

Wy­so­ka sza­tyn­ka w zie­lo­nej kurt­ce sta­ła opar­ta o przed­nią osło­nę dzia­ła, wpa­trzo­na w grzy­wa­cze wy­so­kich fal. Sześć w ska­li Be­au­for­ta, sil­ny, nie­przy­jem­ny wiatr.

– Nie wie­dzia­łem, że pa­lisz, Haze – usły­sza­ła mę­ski głos za ple­ca­mi.

– Nie wie­dzia­łam, że tak dłu­go się nie wi­dzie­li­śmy, ko­man­do­rze – od­po­wie­dzia­ła, wciąż wpa­trzo­na w fale.

– Od czerw­ca? – do­py­tał, opie­ra­jąc się o dzia­ło z dru­giej stro­ny lufy. Po­da­ła mu za­pal­nicz­kę.

– Od Afga­ni­sta­nu.

– Dłu­go. – Ko­man­dor Mar­czew­ski za­milkł i za­cią­gnął się dy­mem ty­to­nio­wym.

Sta­li tak, mil­cząc, jak­by nie chcie­li za­kłó­cać szu­mu mo­rza. Poza tym do­oko­ła pa­no­wa­ła ci­sza. Taka, jaka po­win­na pa­no­wać w mar­co­wy nie­dziel­ny po­ra­nek.

– Mó­wi­li, że ode­szłaś. – Nie nadał temu zda­niu for­my py­ta­nia.

– Ni­g­dy nie ode­szłam.

– Ja tak. Od pierw­sze­go stycz­nia. Po dwu­dzie­stu je­den la­tach to chy­ba w sam raz.

– Je­den zna­jo­my też od­szedł pierw­sze­go.

– Od nas?

– Nie, z po­li­cji.

– Wra­casz do nas? – zmie­nił te­mat.

– Nie – po­krę­ci­ła gło­wą – będę na Ko­rze­niow­skie­go. – Nie mu­sia­ła wy­ja­śniać, że cho­dzi o miej­sco­wy in­spek­to­rat Służ­by Kontr­wy­wia­du Woj­sko­we­go.

– Zo­sta­jesz u nich? Je­steś pew­na? – Ob­szedł lufę i sta­nął z Haze twa­rzą w twarz. – Aga­ta, prze­my­śla­łaś to? Mo­głaś zgi­nąć ostat­nim ra­zem.

Mil­cza­ła. Za­mknę­ła oczy.

Przy­po­mnia­ła so­bie ra­port. Je­den wa­dli­wy na­bój.

– Nie chcia­łaś odejść na do­bre?

– A co mia­ła­bym ro­bić? Nie będę już la­tać.

Nie od­po­wie­dział. Za­miast tego znów zmie­nił te­mat.

– Mó­wią, że by­łaś w Sta­nach.

– Czte­ry mie­sią­ce. Kurs dla ofi­ce­rów kontr­wy­wia­du. Tak na­praw­dę cho­dzi­ło o to, że­bym znik­nę­ła na ja­kiś czas z kra­ju. Ame­ry­ka­nie mo­gli mieć mnie pod kon­tro­lą. Po tym wszyst­kim mia­ła­bym odejść? Do­kąd? Ty masz eme­ry­tu­rę, żonę, dzie­ci. Mną ży­cie rzu­ca jak te fale ka­wał­kiem drew­na. – Upu­ści­ła pa­pie­ro­sa na zie­mię i roz­gnio­tła go bu­tem.

Mia­ła ra­cję, po­my­ślał. Mo­gła być do­bra, na­wet za­jąć jego miej­sce. Kie­dyś. Wy­szło ina­czej. Zda­rza się.

.4.

Czwar­tek, 16 mar­ca

Re­stau­ra­cja ulo­ko­wa­na była w sa­mym cen­trum Wro­cła­wia, jed­nak nie na za­tło­czo­nym ryn­ku, ale w cie­kaw­szym miej­scu – w miej­skiej ma­ri­nie, któ­ra znaj­do­wa­ła się na wy­spie roz­dzie­la­ją­cej dwa nur­ty Odry. Lo­ka­li­za­cja mia­ła swo­ją cenę, ale cena ta, wy­ra­ża­ją­ca się w wy­so­ko­ści ra­chun­ków, gwa­ran­to­wa­ła spo­kój i dys­kre­cję. Dys­kre­cja z ko­lei była waż­na, je­śli tego wie­czo­ru przy jed­nym sto­li­ku sie­dział męż­czy­zna po pięć­dzie­siąt­ce, z ob­rącz­ką na pal­cu, w to­wa­rzy­stwie mło­dej ko­bie­ty bez ob­rącz­ki. Męż­czy­zna za­mó­wił dla oboj­ga czer­wo­ne wino z do­li­ny Ro­da­nu. Kla­sy­ka ga­tun­ku, po­my­ślał kel­ner, od­cho­dząc od sto­li­ka.

My­lił się.

Za­uwa­żył wcho­dzą­cych męż­czyzn w dłu­gich płasz­czach. Nie wy­glą­da­li na by­wal­ców ta­kich lo­ka­li. Je­den miał szra­mę na po­licz­ku, dru­gi, mimo ob­szer­ne­go okry­cia, mu­siał być do­brze zbu­do­wa­ny.

Za­nim za­py­tał ich, co tu ro­bią i cze­go chcą, obaj roz­chy­li­li płasz­cze jak eks­hi­bi­cjo­ni­ści.

Mie­li pod nimi broń.

Huk wy­strza­łów z krót­kie­go ka­ra­bin­ka G36C wy­peł­nił salę. Świad­ko­wie twier­dzi­li po­tem, że strze­la­no se­ria­mi, ale nie było to praw­dą. I męż­czy­zna, i ko­bie­ta zgi­nę­li od szyb­kich strza­łów ogniem po­je­dyn­czym. Męż­czy­zna otrzy­mał pod­ręcz­ni­ko­we dwa po­strza­ły w klat­kę pier­sio­wą i trze­ci w gło­wę. Ko­bie­ta usi­ło­wa­ła się ukryć, ale trzy kule tra­fi­ły ją w ple­cy, czwar­ta w po­ty­li­cę. Nikt inny nie zgi­nął ani na­wet nie zo­stał dra­śnię­ty. Po wszyst­kim za­bój­cy po­rzu­ci­li zbęd­ne już płasz­cze i wy­bie­gli do cze­ka­ją­ce­go na nich sa­mo­cho­du.

Pra­co­wa­li krok po kro­ku, cier­pli­wie i pre­cy­zyj­nie. Nie byli ama­to­ra­mi jak ci, któ­rzy w ze­szłym roku do­ko­na­li ca­łej se­rii bez­sen­sow­nych za­ma­chów. Ale tam­ci zaj­mo­wa­li się po­li­ty­ką, a te­raz cho­dzi­ło o in­te­re­sy. Nie za­da­wa­li też zbęd­nych py­tań, na przy­kład dla­cze­go męż­czy­zna, któ­re­go kie­dyś wi­dzie­li w to­wa­rzy­stwie swo­ich sze­fów, ma te­raz zgi­nąć? I dla­cze­go mają za­jąć się nim w miej­scu pu­blicz­nym? Tak dzia­ło się bar­dzo rzad­ko.

Pierw­szy pa­trol po­ja­wił się po trzech mi­nu­tach, póź­niej przy­je­cha­li śled­czy. Po pierw­szym spraw­dze­niu toż­sa­mo­ści ofiar na miej­sce za­czę­li ścią­gać ko­lej­ni funk­cjo­na­riu­sze.

– Jest Bo­gna. A to chy­ba był jej uchol – po­wie­dział je­den ze śled­czych, wi­dząc ko­bie­tę po czter­dzie­st­ce, o buj­nych czar­nych wło­sach, któ­ra wła­śnie prze­cho­dzi­ła przez ta­śmę od­dzie­la­ją­cą miej­sce zda­rze­nia.

– To Krzy­siek Kacz­ma­rek? – spy­ta­ła pod­in­spek­tor Bo­gna Za­łęc­ka, na­czel­nik jed­nej z sek­cji wy­dzia­łu nar­ko­ty­ko­we­go wro­cław­skie­go za­rzą­du CBŚP, gdy po­de­szła do po­li­cjan­tów wy­dzia­łu kry­mi­nal­ne­go z ko­men­dy wo­je­wódz­kiej.

– Ste­ty albo nie­ste­ty. Do­igrał się. Za­bi­ta to An­ge­li­ka Ko­złow­ska, dzien­ni­kar­ka „Sło­wa Wro­cła­wia”. Też się do­igra­ła. Zna­łaś ją?

– Mło­da, am­bit­na, pi­sa­ła od­waż­ne ma­te­ria­ły. Py­ta­ła mnie ja­kiś czas temu o spra­wy nar­ko­ty­ko­we, ale ją zby­łam.

– Le­piej, że­byś mia­ła z tej roz­mo­wy no­tat­kę.

– Są­dzisz, że zgi­nę­ła przez swo­je tek­sty?

– A co ty są­dzisz?

– Krzy­siu wpa­ko­wał się w ja­kieś gów­no, jak zwy­kle. Tyl­ko go prze­ro­sło. Cie­ka­we, bo sły­sza­łam, że też cho­dzi­ło o nar­ko­ty­ki. Na­wet mam wpro­wa­dzo­ną w sys­tem in­for­ma­cję w tej spra­wie, udo­stęp­nię ją wam, jak chce­cie.

– Z góry dzię­ki. Nie mamy wie­le. Świad­ko­wie nie wi­dzie­li za dużo. Albo wo­le­li mó­wić, że nic nie wi­dzie­li. Na­past­ni­cy zo­sta­wi­li płasz­cze, ale pew­nie nic tam nie ma. No i łu­ski. Woj­sko­wa, za­chod­nia broń, nie żad­ne ka­ła­chy z ru­skie­go de­mo­bi­lu.

Fak­tycz­nie, do­igrał się, po­my­śla­ła Za­łęc­ka. Fa­cet był barw­ną po­sta­cią, były po­li­cjant, dwa­dzie­ścia trzy lata temu zmie­nił bar­wy klu­bo­we i zo­stał pry­wat­nym de­tek­ty­wem, co­raz bar­dziej wi­kła­jąc się w nie­ja­sne po­wią­za­nia z ludź­mi z pół­świat­ka. Ni­cze­go mu nie udo­wod­nio­no, mimo dość ob­szer­nej wie­dzy ope­ra­cyj­nej. No cóż, pół­świa­tek ma swo­je me­cha­ni­zmy wy­da­wa­nia wy­ro­ków.

– Wiesz co – po­wie­dział po­li­cjant po chwi­li na­my­słu – to dziw­ne.

– Że się strze­la­ją tak na mie­ście, otwar­cie?

– Że to nie jest pierw­szy raz. Parę dni temu w le­sie za Ole­śni­cą był trup. Też kula w gło­wę, wy­glą­da­ło na eg­ze­ku­cję. Ofia­ra to oby­wa­tel Bia­ło­ru­si, kil­ka razy był w Pol­sce, nie­no­to­wa­ny. Nie mamy punk­tu za­cze­pie­nia i pew­nie te­raz też nie bę­dzie­my mie­li, sko­ro zda­rzy­ło się to za­bój­stwo. Wiesz, kim jest star­szy brat tej dzien­ni­kar­ki? Pro­ku­ra­to­rem, on nie od­pu­ści.

– Mie­siąc temu dwóch wro­cław­skich di­le­rów zna­le­zio­no za­bi­tych pod Ło­dzią – zre­wan­żo­wa­ła się. – Tak­że eg­ze­ku­cja. Na par­kin­gu przy ósem­ce. Je­den był moim in­for­ma­to­rem. Nie ma wy­raź­ne­go mo­ty­wu, Łódź też nie wie, o co cho­dzi. Ktoś przej­mu­je ry­nek, tyle wiem.

Wie­dzia­ła wię­cej. Ale do­świad­cze­nie na­uczy­ło ją, by nie mó­wić zbyt wie­le. Na­wet za­ufa­nym.

.5.

Pią­tek, 17 mar­ca

Mia­stecz­ko było po­grą­żo­ne we śnie. Lam­py ulicz­ne i kil­ka pod­świe­tlo­nych szyl­dów nie mo­gły roz­ja­śnić ciem­nej at­mos­fe­ry miej­sca, z któ­re­go się wy­jeż­dża albo przez któ­re się prze­jeż­dża.

Sprze­daw­cy na sta­cji ben­zy­no­wej za­wsze wy­da­wa­ło się, że jest je­dy­ną oso­bą, któ­ra nie śpi w nocy z piąt­ku na so­bo­tę. Mógł­by też spać, klien­ci o tej po­rze nie przy­jeż­dża­li po pa­li­wo, a pi­ja­cy, któ­rzy roz­pacz­li­wie po­trze­bo­wa­li bu­tel­ki, nie mie­li na nią pie­nię­dzy. Cza­sem więc spał w pra­cy, ale tej nocy coś nie po­zwo­li­ło mu zmru­żyć oka.

Ha­łas spra­wił, że prze­czu­cie na­bra­ło sen­su. To były sil­ni­ki cięż­kich po­jaz­dów. Wie­lu po­jaz­dów.

Wy­szedł z bu­dyn­ku i stał przy lam­pie, ob­ser­wu­jąc, jak po­nad dwa­dzie­ścia Ro­so­ma­ków i in­nych wo­zów bo­jo­wych oraz sa­mo­cho­dów te­re­no­wych prze­ta­cza się przez Iń­sko. Za­pew­ne jadą na Draw­sko, po­my­ślał, na­gry­wa­jąc krót­ki film te­le­fo­nem.

Za­wsze nas ktoś na­gry­wa, po­my­ślał ma­jor Ry­sie­wicz, za­stęp­ca do­wód­cy 2 ba­ta­lio­nu 12 Bry­ga­dy Zme­cha­ni­zo­wa­nej. Pew­nie wrzu­ci film do sie­ci, i cała ope­ra­cja na­bie­rze roz­gło­su. Jak­by to było ko­muś po­trzeb­ne, ma­ru­dził w my­ślach.

Gdy­by nie pil­na ro­bo­ta w za­stęp­stwie do­wód­cy ba­ta­lio­nu, nie zo­stał­by po go­dzi­nach w pu­stych o tej po­rze ko­sza­rach. Nie wy­szedł­by o dzie­więt­na­stej, a pół go­dzi­ny póź­niej nie zo­stał­by ścią­gnię­ty z po­wro­tem te­le­fo­nem od spa­ni­ko­wa­ne­go ofi­ce­ra dy­żur­ne­go.

*

Do bia­łych ko­szar, gdzie sta­cjo­no­wa­ły 2 i 3 ba­ta­lion zmo­to­ry­zo­wa­ny oraz dy­wi­zjon prze­ciw­lot­ni­czy, punk­tu­al­nie o dzie­więt­na­stej trzy­dzie­ści przy­był do­wód­ca dy­wi­zji, ge­ne­rał Ku­char­ski, wraz z do­wód­cą bry­ga­dy, ge­ne­ra­łem Sa­wic­kim. Ogło­szo­no alarm dla wszyst­kich trzech pod­od­dzia­łów. Gdy do dwu­dzie­stej pierw­szej po­ja­wi­li się pra­wie wszy­scy do­wód­cy, za­stęp­cy i sze­fo­wie szta­bu oraz do­wód­cy kom­pa­nii i ofi­ce­ro­wie szta­bo­wi, do­wód­ca bry­ga­dy bez ogró­dek wy­zna­czył cele.

– Za­da­niem pod­od­dzia­łów wy­po­sa­żo­nych w KTO Ro­so­mak jest jak naj­szyb­sze do­tar­cie do gar­ni­zo­nu Zło­cie­niec, naj­póź­niej do go­dzi­ny czwar­tej rano – po­wie­dział, wzbu­dza­jąc zdzi­wio­ne spoj­rze­nia pod­wład­nych. – Za­kła­da­my, że do­szło do nie­spo­dzie­wa­ne­go ata­ku grup dy­wer­syj­nych prze­ciw­ni­ka i lot­ni­cze­go. Wsku­tek ata­ku do­wódz­two trze­cie­go ba­ta­lio­nu zo­sta­ło wy­eli­mi­no­wa­ne. Do­wo­dze­nie po­zo­sta­ły­mi si­ła­mi po­wi­nien prze­jąć puł­kow­nik Skrzy­nec­ki, ale za­stą­pi go ma­jor Ry­sie­wicz. Za­da­nie pan zna. Do­wód­cy kom­pa­nii KTO są, jak wi­dzę, pra­wie wszy­scy. – Spoj­rzał na piąt­kę sto­ją­cych pod ścia­ną ofi­ce­rów. Czte­rech ro­słych męż­czyzn w róż­nym wie­ku i je­dy­na wśród nich ko­bie­ta, blon­dyn­ka po trzy­dzie­st­ce.

– Pro­szę mel­do­wać stan lu­dzi i sprzę­tu – ner­wo­wo za­rzą­dził ma­jor.

Do­wód­cy kom­pa­nii za­czę­li skła­dać mel­dun­ki.

– Ma­jor Za­lew­ski, do­wód­ca pierw­szej kom­pa­nii trze­cie­go ba­ta­lio­nu, mel­du­je: kom­pa­nia ukom­ple­to­wa­na w po­ło­wie. Za­mel­do­wa­li się dwaj do­wód­cy plu­to­nów, trzech po­moc­ni­ków do­wód­ców, więc trze­ci plu­ton wy­je­dzie, je­śli będą kie­row­cy. Sta­wien­nic­two do­wód­ców dru­żyn i sze­re­go­wych na po­zio­mie oko­ło sześć­dzie­się­ciu pro­cent – po­wie­dział pierw­szy z męż­czyzn.

– Pa­nie ma­jo­rze, ka­pi­tan Drze­wic­ki, do­wód­ca dru­giej kom­pa­nii trze­cie­go ba­ta­lio­nu, mel­du­je: mam je­den plu­ton w kom­ple­cie, do dwóch do­tar­li do­wód­cy plu­to­nów i część żoł­nie­rzy, ale nie ma sze­ściu kie­row­ców KTO, więc tyle po­jaz­dów nie wy­je­dzie.

– Pa­nie ma­jo­rze, ka­pi­tan Gór­niak, do­wód­ca trze­ciej kom­pa­nii, mel­du­je: osiem KTO może wy­je­chać, dwa mam nie­spraw­ne, do po­zo­sta­łych nie ma kie­row­ców.

– Po­rucz­nik Ba­nasz­czyk, cza­so­wo peł­nią­cy obo­wiąz­ki do­wód­cy czwar­tej kom­pa­nii trze­cie­go ba­ta­lio­nu, mel­du­je: pięć wo­zów może wy­je­chać, sta­wił się też do­wód­ca dru­gie­go plu­to­nu.

– Ka­pi­tan Wierz­bic­ka, do­wód­ca dru­giej kom­pa­nii dru­gie­go ba­ta­lio­nu, mel­du­je: wszy­scy do­wód­cy plu­to­nów obec­ni, pra­wie wszy­scy do­wód­cy dru­żyn obec­ni, sta­wi­ło się czter­na­stu na pięt­na­stu kie­row­ców wo­zów. Nie wy­je­dzie z tego po­wo­du tyl­ko dru­ga dru­ży­na w trze­cim plu­to­nie. Wszyst­kie inne za­tan­ko­wa­ne i go­to­we do wy­mar­szu.

– Dla­cze­go aku­rat ta? – za­py­tał do­wód­ca dy­wi­zji.

– Mogę prze­sa­dzić kie­row­cę z wozu ra­tow­nic­twa tech­nicz­ne­go, ale ten wóz po­wi­nien je­chać z kom­pa­nią. Bez jed­nej dru­ży­ny damy so­bie radę, wóz ra­tow­nic­twa tech­nicz­ne­go jest waż­niej­szy – wy­jaś­niła Wierz­bic­ka.

– W po­rząd­ku. – Ge­ne­rał spra­wiał wra­że­nie za­do­wo­lo­ne­go z od­po­wie­dzi. – Pa­nie ma­jo­rze, pro­szę wy­dać roz­ka­zy.

– Pa­nie ge­ne­ra­le. – Ma­jor zwró­cił się do do­wód­cy bry­ga­dy. – Nie mam tylu lu­dzi, żeby ba­ta­lio­ny wy­je­cha­ły w peł­nym skła­dzie – za­mel­do­wał to­nem czło­wie­ka, któ­ry po­go­dził się z rze­czy­wi­sto­ścią i ocze­ku­je na kar­ne zdję­cie ze sta­no­wi­ska. – Mo­że­my tyl­ko po­ła­tać i stwo­rzyć ja­kiś łą­czo­ny ba­ta­lion, ale tak szyb­ko?

– Nie ma pan cza­su na nic in­ne­go – od­parł do­wód­ca.

Ry­sie­wicz szyb­ko po­wtó­rzył w my­ślach in­for­ma­cje, ja­kie prze­ka­za­li mu do­wód­cy kom­pa­nii.

– Po­trze­bu­ję chwi­li, żeby roz­pi­sać, któ­re pod­od­dzia­ły są jak ukom­ple­to­wa­ne. – Spró­bo­wał grać na czas i wy­cią­gnął no­tes. – Mu­si­my z tego, co jest, zmon­to­wać na­da­ją­cy się do wal­ki ba­ta­lion, mamy dru­gą kom­pa­nię, bez jed­nej dru­ży­ny – mam­ro­cząc, za­czął na­no­sić li­te­ry na kart­kę i two­rzyć sche­mat.

Dłoń ge­ne­ra­ła Sa­wic­kie­go opa­dła na no­tes.

– Czas mija, pa­nie ma­jo­rze. Nie ma cza­su na sche­ma­ty i Po­wer­Po­in­ta. – Wi­dząc zre­zy­gno­wa­ne spoj­rze­nie ofi­ce­ra, ge­ne­rał sam za­czął wy­da­wać roz­ka­zy. Zwró­cił się do Ba­nasz­czy­ka. – Pa­nie po­rucz­ni­ku, prze­ka­że pan…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej