Uwikłany - Michal Bednarski - ebook + książka

Uwikłany ebook

Michał Bednarski

3,1

Opis

Grupa obcych sobie osób spotyka się podczas rutynowej wizyty w przychodni. Jedna z nich, mężczyzna w średnim wieku, zachowuje się w stosunku do personelu i pozostałych pacjentów agresywnie. Sprawa się komplikuje, gdy główny bohater – Tomasz, odnajduje zwłoki tego mężczyzny. Na domiar złego, zaledwie kilka chwil później, w tajemniczych okolicznościach, znikają one bez śladu. Kto jest mordercą i co stało się z ciałem zamordowanego? Co łączy ze sobą pacjentów przychodni i czy uda im się znaleźć rozwiązanie zagadki, zanim będzie za późno?

Tomasz nie mógł przypuszczać, że z pozoru banalna decyzja o przekroczeniu progu przychodni pociągnie za sobą szereg niefortunnych zdarzeń, które na zawsze zmienią jego postrzeganie świata. Nieświadomie wplątał się w intrygę, której zawiłości miał dopiero odkryć. Z biegiem czasu dowie się, jak bardzo zagrożony jest on sam. Będzie też musiał podjąć trudną decyzję. Zaryzykować w słusznej sprawie, zagrać va banque i postawić na szali własne życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (7 ocen)
1
1
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wi9087

Nie oderwiesz się od lektury

Zaskakująca. Czyta się zankomicie. Polecam
00

Popularność




 

 

 

 

 

Michał Bednarski

 

Uwikłany

 

Copyright © Michał Bednarski, 2021

Copyright © Wydawnictwo Pisane, 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja i korekta: Joanna Jarocka, Anna Dzięgielewska

Projekt okładki: pixoworks.com

ISBN: 978-83-961513-5-3

Książka dostępna również jako e-book w formatach epub i mobi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Książkę dedykuję

mojej kochanej córeczce Neli

 

Prolog

Z oddali usłyszeli kolejny strzał. Tym razem nabój przestrzelił zamek do drzwi prowadzących do głównej części korytarza i tego miejsca budynku, w którym się znajdowali. Nie było już czasu na dociekanie, kto jest winien tej sytuacji. Sięgnęła do kieszeni po zestaw kluczy i pobiegła czym prędzej do wielkich, stalowych drzwi prowadzących w głąb budynku. Trzęsącymi się dłońmi wertowała pokaźny plik kluczy. Szukała tego jednego, właściwego. Nie pomagał fakt, że czas nie grał na ich korzyść. Wreszcie znalazła odpowiedni klucz. Była tak roztrzęsiona, że miała problem, by trafić nim do zamka. Dźwięk zbliżających się kroków słychać było już naprawdę blisko. W końcu, nieustannie popędzana przez pozostałych, włożyła klucz do zamka i spróbowała przekręcić. Bezskutecznie. Wybrała zły klucz.

– Nie wierzę… Zabijesz nas, kobieto! – wrzasnął, desperacko rozglądając się wokół jak dziki zwierz, zamknięty w klatce i szukający ucieczki.

Sięgnęła po kolejny, bliźniaczo podobny klucz z kompletu i włożyła go do zamka. Od tego momentu wszystko działo się bardzo szybko. Agresor wparował do zajmowanej przez nich części budynku. Przez ułamek sekundy wydawał się zdziwiony zastanym widokiem. Zapewne spodziewał się znaleźć kogoś innego, a tymczasem zobaczył dużo więcej osób. Jeżeli nawet wprowadziło go to w pewną konsternację, nie bardzo dał to po sobie poznać, gdyż z miejsca sięgnął po broń i wycelował. Padł strzał.

Rozdział 1

Dwie godziny wcześniej…

Idąc, a w zasadzie pędząc wzdłuż ulicy Ordona, Tomasz zastanawiał się, czy zdąży na spotkanie ze swoim przyjacielem. Był lipcowy, upalny dzień. Żar lał się z nieba, przez co na ulicy nie było zbyt wielu ludzi. Kto mógł, zostawał w domu lub szukał cienia, by skryć się przed palącym słońcem. Mijając stację benzynową, pozazdrościł pracownikom, którzy stali za kasą w klimatyzowanym pomieszczeniu. „Szczęściarze” – pomyślał. Nieco dalej dostrzegł stary budynek przychodni z wywieszonym plakatem oferującym darmowe badanie wątroby. Temperatura niezbyt zachęcała do wykonywania badań, więc i tłumów wokół przychodni nie było. Jak widać, w takie dni jak ten, nawet priorytety się zmieniają i zdrowie schodzi na dalszy plan. Dochodziło południe, więc miał jeszcze zaledwie kilka minut, by dotrzeć na miejsce o czasie, a czas w tym przypadku odgrywał kluczową rolę, gdyż to właśnie dziś mieli sfinalizować zamówienie z ważnym kontrahentem. Bardzo im na tym zależało , ponieważ – zarobione w ten sposób pieniądze – planowali zainwestować w rozwój firmy, zakup nowego sprzętu i technologii. Tomasz wraz z Jakubem prowadzili biznes oparty na dystrybucji gier video, który rozwijał się systematycznie, lecz powoli i obydwaj czuli, że brakuje im czegoś, żeby porządnie ruszyć z miejsca. Tym czymś miał być właśnie dodatkowy kapitał i dlatego dotarcie na spotkanie o czasie, i zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, było tak istotne. Nagle poczuł wibrujący telefon w kieszeni. To Jakub, a więc, zapewne czekał już w umówionym miejscu, w okolicy tężni, spod której mieli wspólnie udać się na spotkanie z klientem.

– Już biegnę, dwie minuty i jestem na miejscu – rozpoczął rozmowę Tomasz.

– To nie biegnij, nie ma sensu. Klient przesunął spotkanie o godzinę, właśnie do mnie dzwonił.

– Fuck… – wymamrotał Tomasz, stając w miejscu. – A ty już tam jesteś?

– Nie. Cofnąłem się do biura, żeby jeszcze raz przejrzeć umowę. Przynajmniej na coś wykorzystam dodatkowy czas. Jak chcesz to wpadaj tutaj. Jest klima i zimne napoje w lodówce.

– O, stary, nawet nie wiesz, jak by mi się teraz przydała woda z lodem… Jest chyba ze sto stopni. Totalnie się zadyszałem.

– No cóż, lata już nie te – roześmiał się Jakub. – Może czas się udać na badania, sanatorium jakieś czy coś…

– Dobra, śmiej się śmiej. Ale swoją drogą masz rację. Jeszcze miesiąc i będę miał czterdziestkę, a badałem się ostatnio… Nawet nie pamiętam kiedy. Może czas zrobić okresowy przegląd.

– No, no. Swoje auto co roku wozisz na przegląd do ASO, a samemu do przychodni masz jakoś pod górkę…

Słysząc to, Tomasz przypomniał sobie, że dosłownie chwilę wcześniej mijał stary budynek przychodni z reklamą darmowego testu wątrobowego. „Cóż” – pomyślał. „może warto jednak jakoś wykorzystać tę dodatkową godzinę?”

– Wiesz co, Kuba? Chyba skorzystam z twojej rady. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty, , a idąc do ciebie, mijałem przychodnię, gdzie odbywa się jakaś zorganizowana akcja darmowych badań. Było tam całkiem pusto, więc pewnie załatwię to w dwadzieścia minut. Co mi szkodzi, prawda?

– Czekaj, czekaj. Przychodnia na Ordona? W którym miejscu?

– Niedaleko torów, na rogu ulic Stańczyka i Ordona, numer budynku to bodajże dwa. Czemu pytasz?

–Po prostu nie wiedziałem, że w tej okolicy jest jakaś przychodnia, a trochę już tu pracuję, więc teren znam. No nic, rób, jak chcesz, może to nie jest głupi pomysł. W takim razie, ja czekam w biurze, a Ty idź się badaj. Tylko pamiętaj, że niezależnie od wyniku, za godzinę musisz być u mnie. TO WAŻNE!

Rozłączając się, Tomasz pomyślał, że Jakub nie musiał nawet o tym mówić. Pomimo że z natury był lekkoduchem i optymistą, to akurat do tej sprawy podchodził poważnie. Za nic nie chciał ominąć spotkania z potencjalnym inwestorem. Zależało mu na dalszym rozwoju firmy, która była dla niego niczym rodzina. Życie tak mu się ułożyło, że nadal nie miał własnej, za to całe serce oddawał spółce założonej dziesięć lat temu z Jakubem, przyjacielem jeszcze z czasów studenckich. Obydwaj od dziecka uwielbiali gry video, a pasji tej poświęcali sporo czasu podczas lat spędzonych w akademiku, grając całymi dniami na konsoli. Niejednokrotnie popadali przez to w kłopoty na uczelni, bo zarwane noce i nieprzygotowanie do zajęć dawały o sobie znać w czasie sesji. Szczęśliwie jednak udało im się ukończyć szkołę, a parę lat później założyć ich pierwszą, wspólną firmę. Świat się jednak zmieniał, dystrybucja cyfrowa coraz mocniej wypierała tę fizyczną, a rosnąca konkurencja nie dawała o sobie zapomnieć. Żeby pozostać w grze, musieli więc mocniej skupić się na rozwoju firmy. Nie chcieli zawieść pracowników i samych siebie.

Myśląc o tym, Tomasz szybkim tempem wchodził po schodkach prowadzących do głównego wejścia przychodni. Dochodząc do celu, stwierdził, że nie dziwi go fakt, że Jakub nie słyszał o tym miejscu. Znajdowało się zupełnie na uboczu, w pobliżu torów kolejowych, a czasy swojej świetności dawno miało już za sobą. Za odpadający tynk i stare okna Tomasz obwinił fatalną kondycję służby zdrowia, co też zapewne było przyczyną doboru takiej, a nie innej lokalizacji. Zresztą, w przeszłości to miejsce mogło być pełne ludzi, w końcu wokół nie brak opuszczonych hal fabrycznych i magazynów, które dziś stoją puste, a kiedyś tętniły życiem. „Nie spędzę tutaj ani minuty dłużej niż to konieczne” – stwierdził, chwytając za klamkę drzwi prowadzących do recepcji. W tym momencie poczuł mocne pchnięcie, przez co ledwo utrzymał równowagę. Przez drzwi, niczym burza, przecisnął się rosły mężczyzna o zakazanej twarzy, na której widać było wściekłość. Wszedł do środka z impetem, nawet nie zauważając, że potrącił po drodze Tomasza, i niemal od wejścia zaczął się wykłócać z recepcjonistką.

– DAWAĆ MI TU LEKARZA OD WĄTROBY! ALE JUŻ! – wrzasnął wysoki na dwa metry facet takim tonem, że kobieta z recepcji niemal podskoczyła.

Zamykając za sobą drzwi, Tomasz pomyślał, że zaczyna się robić ciekawie…

Rozdział 2

– Jak to nie ma jeszcze lekarza!? – Osiłek nie przestawał się wydzierać, mimo że kobieta pracująca w recepcji dokładała wszelkich starań, by uspokoić podenerwowanego pacjenta.

– Proszę nie krzyczeć. Niech Pan usiądzie i cierpliwie poczeka. Pan doktor powinien być w ciągu piętnastu minut. Niestety, korki zatrzymały go po drodze – tłumaczyła cierpliwie, jednak na niewiele się to zdało.

– Niech mnie pani uważnie posłucha – warknął. – Jestem bardzo poważnym człowiekiem, biznesmenem, ja nie mam czasu przesiadywać w tej ruderze. Jestem tu tylko dlatego, że dostałem pilny telefon ze swojej opieki medycznej. Dziś rano zadzwonili do mnie i oznajmili, że niby moje ostatnie wyniki badań były niepokojące i powinienem niezwłocznie stawić się na badanie. Co za bzdura! Przecież ostatnie badanie robiłem pół roku temu i wszystko było w najlepszym porządku! Teraz nagle się zorientowaliście, że jednak nie jest ok?

– Proszę pana, ja naprawdę nie mam wpływu na to, którzy pacjenci są kierowani na badania, współpracujemy z różnymi placówkami medycznymi, które przysyłają do nas pacjentów. – Zdecydowanie nie był to najprzyjemniejszy dzień pracy recepcjonistki.

– Nic mnie to nie obchodzi! Mam kartę złotego pacjenta, płacę najwyższy możliwy abonament i co mam w zamian? Wysyłkę na darmowe badania w zapchlonej norze na wypizdowie?

Tomasz przyglądał się całej sytuacji z odległości niecałych dwóch metrów. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie odwrócić się na pięcie i nie opuścić tego dziwnego miejsca, ale zauważył, że agresywny facet powoli zaczyna się uspokajać. Po kolejnych przeprosinach kobiety z recepcji i zapewnieniach, że lekarz za chwilę dotrze do przychodni i wykona niezbędne badanie, w końcu uległ i skierował się w miejsce wskazane przez recepcjonistkę. Udał się więc w głąb holu prowadzącego do gabinetu lekarskiego, gdzie poza nim czekało na badanie jeszcze kilka innych osób. Nim to zrobił, kobieta z recepcji poprosiła o wypicie specjalnego płynu – kontrastu, który pochłania promieniowanie rentgenowskie i sprawia, że obraz wątroby na ekranie komputera jest bardziej wyraźny. Facet niechętnie, ale się zgodził, choć omal nie wypluł płynu – kaszląc i narzekając na jego smak Odmówił natomiast pozostawienia w skrytce telefonu komórkowego, który może powodować zakłócenia obrazu. Stwierdził grubiańsko, że z racji wykonywanego zawodu w każdej chwili może potrzebować telefonu, a o poprawny wynik badania powinien się martwić lekarz, a nie on. Kiedy Tomasz przyjrzał mu się z bliska, stwierdził, że facet musi być jakąś grubą rybą, co wywnioskował na widok drogich ubrań, markowych butów i skórzanej kurtki znanej firmy. Na ręce miał też złoty zegarek Rolexa. Tomasz znał ten model, bo sam był gadżeciarzem. W końcu prowadził firmę z branży gier i wszelkie nowinki techniczne, konsole, komputery, smartfony czy smartwatche były w obszarze jego zainteresowań. Wreszcie przyszła kolej na Tomasza.

– Bardzo pana przepraszam za tego pana. Czasami zdarzają się awanturujący się pacjenci – powiedziała wyraźnie podenerwowana kobieta. Tomasz uznał, że po incydencie sprzed chwili powinna zrobić sobie przerwę, żeby ochłonąć. Wydawała się kompletnie rozbita emocjonalnie i zestresowana.

– Nie szkodzi, to nie pani wina. – Chciał choć trochę ją pocieszyć, choć wiedział, że to i tak nic nie da.

– Proszę o pana dowód osobisty, wypełnienie formularza oraz wypicie kontrastu – powiedziała i podała Tomaszowi kubeczek z napojem wyraźnie trzęsącą się ręką. – Czy miał pan już w przeszłości wykonywane badanie tego typu?

– Nie, szczerze mówiąc, jest to pierwsze badanie, ale mam nadzieję, że nie ostatnie. Mam zamiar wziąć się za siebie w tej kwestii. W końcu profilaktyka to najlepsza droga do długiego życia, prawda? – mówiąc to liczył na rozluźnienie atmosfery i potwierdzenie ze strony recepcjonistki, ta jednak zbyła go milczeniem. Tomasz zauważył, że na jej twarzy pojawiła się wyraźna ulga, jakby cały stres związany z kłótnią z pacjentem sprzed chwili, z niej opadł. Wypełnił dokumenty, wypił kontrast i oddał kubeczek, a chwilę później telefon.

– Ten kontrast smakuje zupełnie jak woda. Myślałem, że powinien mieć intensywny, metaliczny smak – zagadnął.

– Tak, to normalne. Proszę przejść do kolejki, lekarz wkrótce będzie. Pana wizyta nie powinna potrwać dłużej niż pół godziny.

Tomasz miał nadzieję, że rzeczywiście wizyta tyle potrwa. Nie miał telefonu więc w razie, gdyby lekarza korek zatrzymał na dłużej, miałby problem z poinformowaniem o tym Jakuba. Tymczasem postanowił nie pisać czarnych scenariuszy i poszedł pod gabinet, który znajdował się zaraz za recepcją po lewej stronie. Nietrudno było znaleźć to miejsce, gdyż na całym korytarzu znajdowało się zaledwie kilka pomieszczeń: schowek, toaleta damska i męska oraz duże, podwójne, stalowe drzwi kierujące do drugiej części przychodni, najwyraźniej zamkniętej dzisiaj, i gabinet lekarski, gdzie miało zostać wykonane badanie. Za gabinetem dalej ciągnął się korytarz, który prowadził wokół, w ten sposób, że idąc nim, można było – po okrążeniu tej części przychodni – trafić w to samo miejsce. Taki układ pomieszczeń w placówkach medycznych w przeszłości był projektowany z myślą o usprawnieniu pracy pielęgniarek i salowych, które za pierwszym okrążeniem roznosiły pacjentom leki lub posiłki, a za drugim zbierały puste fiolki. Dzięki temu przychodnię można było w prosty sposób przekształcić w tymczasowy szpital, który mógłby posłużyć w razie konfliktu zbrojnego lub ataku atomowego. Dziś wydaje się to nierealne, jednak w czasach zimnej wojny, gdy wznoszony był ten obiekt, było to jak najbardziej prawdopodobne.

Pod drzwiami czekało już kilka osób: starsze małżeństwo, młoda ciężarna kobieta, dwóch mężczyzn i – oczywiście – „pan biznesmen”, którego Tomasz zdążył już poznać w recepcji, a który widocznie nie uspokoił jeszcze nerwowego nastroju, bo zajmując ostatnie miejsce w kolejce, wykłócał się ze stojącą przed nim, około czterdziestoletnią kobietą. Wszystko to przestawało się podobać Tomaszowi. Nie dość, że był ósmą osobą w kolejności do badania, to na dodatek będzie musiał spędzić czas oczekiwania z tym awanturującym się gburem.

Rozdział 3

Kiedy Tomasz podszedł bliżej do zgromadzonych w oczekiwaniu na badanie ludzi, kłótnia między facetem w skórzanej kurtce, a kobietą w kolejce trwała w najlepsze. Siadając na krześle w poczekalni, powiedział cicho:

–Dzień dobry.

Nikt mu nawet nie odpowiedział. Nie zdziwiło go to jednak. Zapewne w tym hałasie jego słowa nie dotarły do uszu pozostałych lub zastraszeni postawą nowoprzybyłego pacjenta, woleli siedzieć cicho.

– Czy możesz się człowieku w końcu uspokoić? – niemal krzyknęła kobieta, która najwyraźniej ani myślała dać się sterroryzować temu gburowi.

– NIBY JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ?! Przyszedłem tu na badanie wątroby, a nie durne wyczekiwanie w kolejce z bandą patałachów. Powinienem być przyjęty od razu po wejściu, a stoję tu i czekam jak głupek!

– Wszyscy tutaj czekamy na to samo badanie. Ale tylko ty czekasz jak głupek! Jak to o tobie świadczy?

„Celna uwaga” – pomyślał Tomasz. Kobieta widocznie nie zamierzała dać za wygraną.

– Uważaj, jak się do mnie odzywasz. – ostrzegł ją facet w skórze, robiąc przy tym groźną minę, która najwyraźniej nie zrobiła na oponentce wrażenia.

– Sam się tak przecież nazwałeś.

Tomasz był zdumiony rozwojem wydarzeń. Jeszcze dziesięć minut temu szedł sobie spokojnie ulicą, rozmawiając z przyjacielem, a teraz znalazł się w centrum awantury, o której nie sposób powiedzieć, w jakim kierunku zmierza. Czy ten facet może wyrządzić komuś krzywdę? „Zdecydowanie tak” – pomyślał. Szczególnie, że kobieta, z którą się wykłóca, pomimo swojego niskiego wzrostu i raczej drobnej postawy, wcale nie daje za wygraną. Zupełnie inaczej niż recepcjonistka, która całą sytuacją była przerażona. Nawet teraz, pomimo że z pewnością słyszy krzyki dochodzące z holu, nie interweniuje, choć jako pracownica przychodni powinna. Widocznie dla własnej wygody postanowiła pozostać bierna i Tomasz nie mógł jej za to winić, bo jakby się zastanowić dłużej, robił dokładnie to samo. Zastanowił się więc, w którym momencie powinien wkroczyć i upomnieć agresywnego człowieka. Rozejrzał się wokół i spostrzegł, że pozostali oczekujący w kolejce nawet nie patrzą w kierunku agresora. Było to dosyć dziwne, bo nie tylko unikali kontaktu wzrokowego, oni całkowicie się od niego odwrócili, jakby nie chcieli, żeby widział ich twarze. Tomasz zrozumiał, że podobnie jak recepcjonistka, wszyscy tu obecni, no może poza kobietą kłócącą się z agresorem, są sparaliżowani strachem. Wyglądało więc na to, że jeśli sprawy potoczą się źle, i na przykład mężczyzna zaatakuje kobietę, to nie będzie wyboru i sytuacja zmusi Tomasza do stanięcia w jej obronie. „Cholera” – pomyślał. Jeszcze tylko brakowało, żeby na spotkanie biznesowe, które miał zaplanowane za niecałą godzinę, dotarł z podbitym okiem. Tymczasem awantura trwała dalej w najlepsze.

– Myślisz, że kim ty jesteś co? – Agresor był teraz już naprawdę wściekły. – Wydaje ci się, że możesz się do mnie w ten sposób odzywać? Za kogo ty się uważasz, idiotko?!

– Powiedz tak do mnie jeszcze raz, a pożałujesz! – odkrzyknęła. Tomasz nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Czy ta szalona kobieta zamierza się bić z tym osiłkiem?! Przecież różniło ich jakieś sto kilogramów.

– Zawsze byłaś tylko wrzodem na dupie! – wrzasnął facet w skórzanej kurtce i ruszył w kierunku kobiety.

Najwyraźniej zamierzał zrobić jej krzywdę. W takim razie dłużej czekać nie można. Tomasz zerwał się na równe nogi. Stwierdził, że w czasie, kiedy będzie próbował stawić opór napastnikowi, ktoś z obecnych na pewno wezwie policję. Sądząc jednak po ich dotychczasowej, biernej postawie to ostatnie nie było takie pewne. Mimo wszystko postanowił zaryzykować. Popędził, by zatrzymać agresora, jednak w tej samej chwili podobną decyzję powziął wysoki mężczyzna w brązowej koszuli i jeansach, który wcześniej stał w kącie, a teraz doskoczył między faceta w kurtce, a kobietę. Uniemożliwił mu tym samym dotarcie do niej.

– Zostaw ją w spokoju! – wykrzyknął. Ten natomiast jakby zastygł w bezruchu. Patrzył na wysokiego mężczyznę z poważną miną, która chwilę później zmieniła się w uśmiech.

– Kolejny idiota! – roześmiał się agresor. – Myślisz, że nie dam rady wam obojgu? Nie wiem, co sobie zaplanowaliście, ale na pewno wam się to nie uda. Jesteście skończeni. Ze mną nie można tak po prostu zadzierać. Jestem… jestem… – mówiąc ostatnie słowa, jakby stracił całą werwę. Musiał podeprzeć się ściany, żeby utrzymać równowagę.

Wyraźnie też spoważniał, a całe nerwy gdzieś z niego uleciały. Tomasz pomyślał, że może powoli sytuacja wróci do normalności, a osiłkowi po prostu przeszła ochota na dalsze awantury. Widocznie, pomimo mocnych słów, wcale nie w smak była mu szarpanina z facetem w koszuli, który do najmniejszych nie należał i sam wyglądał, jakby w życiu niejedno widział. Nawet teraz ani na chwilę nie mrugnął i – jak Tomasz sądził – był całkowicie zdeterminowany, by podjąć walkę. Całe szczęście, że facet w koszuli go ubiegł w obronie niskiej kobiety. Tomasz był pewien czy sam na jego miejscu zachowałby tyle zimnej krwi. Tymczasem napastnik, zdaje się, całkowicie odpuścił.

– A w dupie z wami wszystkimi – powiedział. – Idę się odlać. Tylko niech nikt mi nie zajmie kolejki pod moją nieobecność!

Ostatnie zdanie wypowiedział, już kierując się do toalety. Tomasz zauważył, że kiedy tylko agresor zniknął za drzwiami, wszyscy odetchnęli z ulgą, jednak nikt nie komentował zaistniałej sytuacji. Ludzie skupili się na tym, po co przyszli, czyli oczekiwaniu na badanie i Tomasz świetnie to rozumiał. Tymczasem, zaczynał się już trochę niepokoić. Badanie miało trwać chwilę, a pierwsi pacjenci wciąż nie byli zapraszani do gabinetu. Nie przejmował się tym zbytnio. Aż tak nie zależało mu na badaniu jednak, skoro już tu przyszedł, to wolałby nie wychodzić z niczym. Postanowił wrócić do rejestracji i zapytać czy wiadomo, kiedy lekarz zacznie przyjmować, a przede wszystkim sprawdzić, która jest godzina, bo pozbawiony telefonu, nawet tego nie wiedział. Wrócił więc korytarzem, mijając toaletę w nadziei, że idąc z powrotem, nie napotka akurat powracającego agresora. Kiedy dotarł na miejsce, zauważył, że rejestracja jest pusta, a na ladzie widnieje tabliczka z napisem „ZARAZ WRACAM”. Zapewne kobieta z tych nerwów zrobiła sobie przerwę na papierosa albo wydzwaniała do doktora. Kto wie, może nawet zaniepokojona krzykami spod gabinetu, postanowiła wezwać policję i teraz wypatruje radiowozu?

„No nic, trzeba wracać na miejsce” – stwierdził Tomasz i ruszył w kierunku powrotnym. Wychodząc z rejestracji na korytarz prowadzący do gabinetu, do jego uszu dotarło mocne huknięcie, jakby uderzenie młotem o podłogę. Dźwięk ten dobiegł z łazienki. Kiedy tam pobiegł, zobaczył, że drzwi do niej są otwarte. Wszedł do środka i natknął się na mężczyznę w koszuli stojącego i wpatrującego się w Tomasza. Pod jego nogami leżał facet w skórzanej kurtce…

Rozdział 4

Tomasz przez moment patrzył, jak oniemiały na rozgrywającą się przed nim scenę. Agresor, który jeszcze kilka minut wcześniej najchętniej porozrywałby wszystkich na kawałki, teraz leży nieprzytomny. Nad nim stoi facet, który stanął w obronie niskiej kobiety. Jak to wszystko rozumieć? Mężczyzna w koszuli – nie odrywając wzroku od Tomasza – powoli pochylił się nad leżącym facetem. Przyłożył dwa palce do jego szyi, sprawdzając puls.

– Nie żyje – stwierdził.

Tomasz przyjrzał się leżącemu trupowi i nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Nigdy wcześniej nie był postawiony w takiej sytuacji. Niedoszły agresor leżał w nienaturalnej pozycji, z jedną ręką nad głową, a drugą przy pasie. Tomasz zauważył u nieboszczyka niewielki, wystający spod zegarka tatuaż przedstawiający syczącego węża. Na wyciągniętej ręce odsłoniła go ściągnięta kurtka. Nie miał pojęcia, co taki tatuaż może oznaczać i czy w ogóle znaczy cokolwiek. Mógł być symbolem przynależności do jakiejś grupy przestępczej lub po prostu pamiątką z wakacji w Tajlandii. Nie mniej, jeśli ta pierwsza opcja była prawdziwa, Tomasz wcale by się nie zdziwił. W końcu facet od początku wyglądał na szemranego typa.

– Co mu zrobiłeś? – spytał w końcu, choć już w momencie wypowiadania tych słów wiedział, jak głupie zadał pytanie.

– Że co? – wyraźnie zdziwił się mężczyzna w koszuli. – Myślisz, że to ja go tak urządziłem?

– Jak inaczej mam to rozumieć? Dlaczego przyszedłeś za nim tutaj?

– Człowieku, to toaleta. Ja też musiałem skorzystać i idąc tutaj, usłyszałem huk. Przybiegłem więc czym prędzej sprawdzić, co się dzieje. Sekundę później w drzwiach zobaczyłem ciebie. Chyba nie myślisz, że ja go… – urwał na chwilę, jakby następne słowo nie mogło mu przejść przez gardło – …zamordowałem?

– Sam nie wiem, co myśleć – odparł Tomasz. – Wygląda to co najmniej podejrzanie. Usłyszałem hałas, przybiegłem do miejsca, z którego się wydobywał i zobaczyłem ciebie stojącego nad martwym, jak się okazuje, kolesiem, z którym jeszcze chwilę wcześniej gotów byłeś wdać się w bójkę. Ty mi powiedz, jak to wygląda.

– Eh, fakt. Wygląda to nie najlepiej, przyznaję. Ale bójka to coś innego niż zabójstwo. Nie miałem co do niego aż takich zamiarów. Człowieku, musisz mi uwierzyć. W przeciwnym wypadku narobisz mi problemów i jak się z tego wytłumaczę?!

– To już nie mój problem – odpowiedział Tomasz i wyszedł z toalety. Ruszył korytarzem w kierunku gabinetu, żeby zawiadomić resztę o tym, czego przed chwilą był świadkiem.

Mężczyzna w koszuli dogonił go mniej więcej w połowie drogi i zaciągnął do wnęki, która w tym miejscu rozdzielała korytarz na dwie części. Jedną z nich były schody prowadzące na piętro oddzielone zamkniętymi szklanymi drzwiami, drugą – drzwi prowadzące do damskiego WC. Przyparł Tomasza do ściany. Nie był jednak agresywny, a jego zachowanie można było odczytać bardziej jako desperackie.

– Człowieku, proszę, nie mów im wszystkiego, co widziałeś. Jeśli teraz zadzwonisz na policję, to nikt mi nie uwierzy i narobisz mi problemów.

– Niby jak to sobie wyobrażasz? Mam skłamać podczas zeznań w sprawie morderstwa? Gdyby to wyszło na jaw, miałbym ogromne problemy. Sorry, ale nie możesz na mnie liczyć. – Tomasz pozostawał przy swoim.

– Jakiego morderstwa? Skąd wiesz, że faceta zabito? Przecież on poszedł się odlać i upadł na podłogę nieprzytomny. Może się źle poczuł? Może chorował na serce i nawet o tym nie wiedział, a teraz dostał zawału? Przecież wszystko jest możliwe, a wskazywanie mnie palcem na pewno w niczym nie pomoże.

Tutaj Tomasz musiał przyznać mu rację. W tej chwili przypomniał sobie, że faktycznie mężczyzna w skórzanej kurtce tuż przed wyjściem do toalety wyraźniej gorzej się poczuł. Jakby nie mógł utrzymać równowagi, cały się pocił i musiał przytrzymać się ściany. Do tego cały czas był bardzo zdenerwowany, więc przy takim trybie życia ciśnienie i serce mogły być narażone. Na chwilę zastanowił się, co robić dalej i w tym momencie facet w koszuli zaproponował:

– Idź do domu.

– Że co?! – spytał zdumiony Tomasz.

– No tak, dobrze słyszałeś. Widzę, że ta sytuacja jest dla ciebie mocno stresująca. Na pewno masz inne rzeczy do roboty niż wielogodzinne składanie zeznań na policji. Idź do domu, weź po drodze swoje rzeczy, a ja się wszystkim zajmę. Zgłoszę, że znalazłem go martwego w łazience, a o tobie nawet nie wspomnę. W ten sposób nie będziesz musiał kłamać, bo z nikim na ten temat nie będziesz rozmawiał. Jeśli nawet ktoś z kolejki spod gabinetu wspomni, że byłeś tu wcześniej, to przecież prawdą jest, że wyszedłeś do rejestracji jeszcze przed tą sytuacją i równie dobrze mogłeś otrzymać pilny telefon i zrezygnować z badania. To jak? Rozchodzimy się, każdy w swoją stronę?

Dla Tomasza to było już zbyt wiele.

– Niby jak to sobie wyobrażasz?! Przecież jeśli wyjdzie na jaw, że w łazience pojawia się trup i pierwszą rzeczą, którą robię, jest ucieczka, to będę podejrzanym numer jeden. Do tego jest jeszcze rejestratorka, która zezna, kiedy dokładnie zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z przychodni. Na wejściu wypełniłem formularz osobowy, więc mają wszystkie moje dane. Poza tym, NAJWAŻNIEJSZE, po co miałbym to robić? Żeby chronić ciebie, chociaż podobno nic złego nie zrobiłeś?! Idę do reszty pacjentów – zdecydował i już chciał ruszyć w ich stronę, kiedy ponownie został zatrzymany.

– Człowieku, czy ty nie widzisz, że obaj tkwimy w tym po uszy?

Tomasz nie rozumiał, co za brednie ten facet wygaduje. Ciekawość jednak sprawiła, że postanowił wysłuchać go do końca.

– Zobacz, jak to wygląda z boku. Z perspektywy osób czekających w kolejce wdałem się w awanturę z tym osiłkiem. Poza mną to ty byłeś jedyną osobą, która również wstała, gotowa zareagować na jego zachowanie. Tak, tak. Nie myśl, że tego nie widziałem. Chciałeś mu dołożyć tak samo, jak ja. Bądź pewien, że inni też to widzieli. Tak więc we dwóch stanęliśmy mu na drodze, a kiedy tylko wyszedł do łazienki, ruszyliśmy za nim. Nieważne w jakim celu, nieważne, że wyszliśmy osobno i tak dalej. Faktem jest, że z perspektywy ludzi z kolejki ruszyliśmy za facetem w kurtce, rozumiesz? A parę minut później gość już nie żył i akurat my dwaj byliśmy tymi, którzy znaleźli trupa. Podejrzane? Podejrzane jak cholera! Jeśli tego nie widzisz, to jesteś ślepy. Kiedy mówię więc, że ta sytuacja narobi problemów, nie mam na myśli tylko siebie, ale nas.

Słuchając tych bredni, Tomaszowi aż zrobiło się niedobrze. W tej chwili bardzo żałował, że podjął decyzję o skorzystaniu z darmowego badania wątroby. Mógł teraz siedzieć wygodnie w klimatyzowanym biurze na swoim fotelu, a zamiast tego utkwił tutaj w sytuacji, z jaką nie miał nigdy do czynienia. Co powinien zrobić? Jak się zachować, żeby wyjść z tego cało? Jedno wiedział na pewno. Nie zamierzał robić tego, co doradza facet w koszuli. Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Jeszcze chwilę wcześniej zapewniał, że to na pewno zawał serca albo coś podobnego, a teraz zachowuje się, jakby był przekonany, że to zabójstwo, a skoro tak, to jest on jedynym podejrzanym. Nie miał więc zamiaru wchodzić z nim w żadne układy. Tymczasem mężczyzna kontynuował swój monolog:

– Wrócimy do pozostałych i powiemy im, że usłyszeliśmy, jak facet przewraca się w łazience, co zresztą jest prawdą. Natychmiast więc ruszyliśmy mu na pomoc. Kiedy go znaleźliśmy, zwijał się z bólu i trzymał za serce. W ostatnich słowach powiedział nam, że choruje. Nie sprawdzaliśmy nawet, czy żyje, tylko przybiegliśmy po resztę. Chodzi o to, żebyśmy obydwaj zgodnie stwierdzili, że gość żył i rozmawiał z nami, gdy go znaleźliśmy. Zgon niech stwierdzi ktoś inny, tak będzie lepiej dla nas. Nieboszczykowi i tak już wszystko jedno, a nam może to uratować tyłki – kończąc ostatnie zdanie, uważnie przyglądał się Tomaszowi, jakby chciał wyczytać z jego oczu, jaką decyzję podjął. Musiał dostrzec coś, co go zadowoliło, bo wyraźnie poprawił mu się humor. – Wiedziałem, że jesteś rozsądny facet. Właściwie to mówmy sobie po imieniu. Wasyl jestem – mówiąc to, wyciągnął rękę.

– Tomasz – odpowiedział, ściskając wyciągniętą dłoń.

– Świetnie – powiedział Wasyl, nie ukrywając radości. – To co, Tomek, mamy umowę?

Tomasz spojrzał na niego spokojnie, ściskając cały czas jego dłoń. Nie miał pojęcia, w co ten facet próbuje go wrobić, ale nie miał zamiaru w tym uczestniczyć. Wykrzyknął ile sił w płucach:

– POMOCY! Trup w łazience! RATUNKU!

Rozdział 5