Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Robert nigdy nie liczył na cud. Życie nauczyło go jednego — przetrwać do jutra, nie oczekując niczego więcej. Jego jedyną ucieczką były wirtualne światy gier.
Aż pewnego dnia postanowił, że czas odmienić swój los. Nie zdążył.
Wypadek zabrał mu szansę… i wrzucił go prosto w serce wirtualnego MMORPG. Nowy Świat ma własne prawa i własną definicję życia. Gracze z całego globu wybierają frakcje, tworzą gildie i walczą o wpływy na nieznanej wyspie, gdzie każdy poziom, każda umiejętność i każda decyzja mogą zadecydować o przeżyciu.
Bo dobra gra potrafi wciągnąć, ale ta... nie pozwala się wylogować.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 251
Trzecia brama ® Tomasz Kwaśniak
Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środowiskach masowego
przekazu wymaga pisemnej zgody twórcy.
Wydanie pierwsze
Wojkowice 2025
ISBN E-BOOK: 978-83-68177-89-3
Redakcja: Piotr Wałkówski
Korekta: Aleksandra Kucharska
Projekt grafi czny okładki: Angelika Karaś
Zdjęcie na okładce:
htt ps://stock.chroma.pl/display/photoview/0101237225612
Skład: Marcin Halski
WYDAWNICTWO HM…
E-mail: [email protected]
Telefon: 518833244
Adres: ul. Sobieskiego 225/9
42-580 Wojkowice
Werjsa papierowa dostępna na:
WWW.WYDAWNICTWOHM.PL
Tym, którzy wciąż
szukają swojego miejsca.
Losu drwina
Otworzyłem obdrapane drzwi starego lexusa. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz, gdy postawiłem stopy na betonowym chodniku. Zmęczony po dwunastogodzinnej zmianie wysunąłem się z auta i przez chwilę stałem, próbując złapać oddech. Gaszenie pożarów korporacyjnych nigdy nie było proste, ale dzisiaj to przesada. Gdy lider zaproponował mi zmianę stanowiska produkcyjnego na inżynieryjne, myślałem, że w końcu problemy się skończą albo przynajmniej będzie ich mniej. Wyszło wręcz przeciwnie. Jeden czujnik przestał działać, co sprawiło, że zawór się zacinał i przez to kartony nie zginały się tak, jak powinny. Nie trzeba było długo czekać, by zobaczyć kilogramy herbaty walającej się po podłodze dookoła maszyny. Jakakolwiek próba załatania luk w procesie wymagała szczegółowych raportów na każdym kroku.
Miejska dżungla rozciągała się na wszystkie strony. Za mną stał jednopiętrowy dom – najstarszy w okolicy, choć daleko mu było do urokliwego zabytku.
Wyciągnąłem klucze z brelokiem bokserskiej rękawicy. Monotonny dźwięk zamykanego auta rozbrzmiał dookoła. Powietrze wisiało ciężko. Wziąłem głęboki wdech. Pachniało zbliżającą się zimą, chociaż kalendarz wskazywał jeszcze jesień. W powietrzu unosiła się mieszanina miejskiego smogu i wilgoci. Po obydwu stronach ulicy gdzieniegdzie rosły pojedyncze drzewa. Ostatnie pożółkłe liście tańczyły na wietrze, lądując na wydeptanych trawnikach. Wszystko przemijało, aby odrodzić się na nowo.
Na mojej posesji królowała samotna lipa, na której jednak pozostały jeszcze liście. Przeszedłem przez krótki podjazd, a moje spojrzenie jak zwykle spoczęło na wycieraczce z napisem: „Uśmiechnij się – Świat jest piękny”. Co za ironia. Świat może i jest piękny, ale nie mój.
Kiedy otworzyłem drzwi, ciepło z wnętrza domu otuliło mnie w przyjemny sposób. Aromat zupy pomidorowej dotarł do moich nozdrzy.
– Wróciłem! – zawołałem, zdejmując płaszcz.
– W samą porę, ale musisz poczekać na obiad, bo właśnie wylałam połowę na podłogę! – odpowiedział mi ton pełen irytacji.
Zajrzałem do kuchni. Mariola klęczała ze szmatką w ręku, podczas gdy automatyczny odkurzacz bezmyślnie rozprowadzał czerwoną kałużę po płytkach.
– Pomóc ci? – zapytałem z ostrożnym uśmiechem, obserwując chaos.
– Nie kręć mi się tu, poradzę sobie! – warknęła.
Nie chcąc prowokować kłótni, rzuciłem płaszcz na wieszak i skierowałem się do gabinetu. Był to mój mały azyl.
Z poczuciem ulgi zasiadłem w wygodnym fotelu. Uruchomiłem komputer, włożyłem hełm VR i połączyłem wszczep w potylicy z kablem transmisyjnym. W mojej głowie rozbłysły kolorowe światła, przypominając widzianą z oddali galaktykę. Technologia rzeczywistości wirtualnej osiągnęła niemal perfekcyjny poziom. Wreszcie stała się skuteczną formą ucieczki, a przy okazji nowoczesnym uzależnieniem.
Znalazłem się w pustce między wymiarami. Miałem możliwość wyboru dowolnej gry. Po krótkim namyśle zdecydowałem się na ikonę oznaczoną napisem „Nowy Świat”, czyli najświeższe MMORPG1, które polecali mi koledzy z pracy.
Po uruchomieniu programu na ekranie startowym wyświetliły się napisy:
Rozpocznij grę
Opcje
Twórcy
Kompendium
Przed rozpoczęciem gry postanowiłem zapoznać się z Kompendium, aby zgłębić szczegóły fabularne. Historia była prosta, lecz miała duży potencjał. W uniwersum istniały dwie frakcje: Elvadzi, którzy przypominali ludzi, ale z subtelnymi modyfikacjami fizycznymi, oraz Molagoni – zielonoskóra rasa niby-orków, które dotarły do Nowego Świata w poszukiwaniu nowego domu. Zaciekawiła mnie także wizualna strona produkcji. Nawet w menu mogłem podziwiać widoki krainy z lotu ptaka, co tworzyło niezwykle realistyczne doznania.
Nagle obraz przed oczami przeszedł w intensywny szkarłat. Potylicę zaś opanował gwałtowny, rozrywający ból, jakby młot uderzył mnie w głowę. W jednej sekundzie byłem zanurzony w grze, a w następnej znalazłem się z powrotem na swoim fotelu. Próbowałem coś wyartykułować, ale z moich ust wydobył się jedynie stłumiony jęk.
Mariola stała nade mną, trzymając kabel odłączony od wszczepu.
– Czy choć raz możesz nie uruchamiać tego cholerstwa po pracy?! – wrzasnęła.
Byłem tak zaskoczony całą sytuacją, że potrzebowałem chwili, aby się uspokoić. W tym czasie Mariola mówiła coś głośno. Gdy w końcu skoncentrowałem się na jej wypowiedzi, poczułem dojmujący smutek.
– Poświęcam wszystko dla nas, a ty?! Tylko praca i te głupie gry. Nie chcę już z tobą tak żyć, Robert. Nie tak to sobie wyobrażałam! – mówiła pośpiesznie, wyrzucając z siebie wszystkie emocje, które najwyraźniej kisiły się w niej od miesięcy. Jej słowa trafiały mnie jak pociski, każdy kolejny mocniejszy od poprzedniego.
– Przecież pracuję dla nas, żebyśmy mieli dom, życie… – próbowałem odpowiedzieć, lecz ona natychmiast mi przerwała machnięciem ręki, po czym szybkim krokiem ruszyła do salonu. Nie chcąc tracić chwili, poszedłem za nią. Za oknem miasto tętniło życiem – światła neonów wibrowały na wilgotnych szybach, a szum ulicy przedzierał się przez cienkie zasłony.
Mariola usiadła przy stole, wyraźnie zirytowana. Nerwowo stukała paznokciami o blat, a dźwięk ten przypominał uciążliwe krople wody spadające z cieknącego kranu. Zwróciłem uwagę na mój kubek z resztką herbaty, który nie wiadomo, ile czasu sobie tutaj kwitł. Ten drobny szczegół wywołał we mnie lekkie wyrzuty sumienia. Może faktycznie Mariola miała trochę racji? Twarz Marioli była napięta niczym struna, zaś w powietrzu czuć było złowrogą aurę sugerującą, że jedno z nas znów się obrazi.
– I co? Myślisz, że praca wszystko usprawiedliwia? – Jej głos wbił się w przestrzeń między nami. – Jak zawsze, zamiast zainteresować się, co się dzieje, to po prostu się wycofujesz. Uciekasz w gry. Pracujesz dla siebie, Robert. I uciekasz od życia, od nas, od wszystkiego.
Spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek. Próbowałem dobrać słowa, ale każde, które przychodziło mi do głowy, wydawało się niewłaściwe.
– To nie o to chodzi, bo to nie ucieczka. Zwyczajnie chcę się zrelaksować po ciężkim dniu, Mariola – powiedziałem w końcu z westchnieniem, które miało zneutralizować napięcie, lecz tylko dolało oliwy do ognia.
– Oczywiście, że nie o to chodzi! To zawsze musi być o tobie, prawda? Bo to ja zawsze dramatyzuję. Ja wymagam za dużo, ja robię problem…
– Nie chcę się kłócić – odparłem, choć czułem, że to zdanie tylko bardziej rozwścieczy Mariolę.
Rzeczywiście, jej oczy zwęziły się, a usta zaciśnięte w cienką linię wreszcie wyrzuciły następne słowa, tym razem jak karabin maszynowy:
– Jasne! Bo ty nigdy nie chcesz się kłócić! Wolisz zamiatać ważne sprawy pod dywan i udawać, że wszystko jest w porządku. Ale nie jest, rozumiesz? NIE JEST!
Bolało bardziej, niż chciałbym przyznać. Może miała rację? Nie lubiłem konfrontacji. Wolałem zgadzać się na wszystko. Pozwalać, aby napięcia rosły niczym ciśnienie w uszkodzonym zaworze. Jednak teraz ten zawór pękał.
– A ty myślisz, że wszystko można załatwić krzykiem?! – powiedziałem ostro, pochylając się nad Mariolą. Moje dłonie zacisnęły się na krawędzi stołu. – Jakby to cokolwiek zmieniało…
– Bo może, gdybym nie krzyczała, w ogóle byś mnie nie usłyszał?! – Jej głos załamał się, lecz zaraz potem wróciła ta znajoma nuta ironii. – Ale oczywiście to ja jestem problemem, prawda? „Mariola, przesadzasz”, „Mariola, daj spokój”, „Mariola, nie dramatyzuj”.
Zamilkłem. Przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie w ciszy, która wydawała się gęsta i ciężka, jakbyśmy oboje tkwili w Silent Hill.
– Wiesz co? – kontynuowała łagodniejszym głosem. – Jeśli naprawdę myślisz, że to ja wszystko psuję, to po co tu w ogóle jesteśmy?
Pytanie wisiało w powietrzu jak topór katowski. Chciałem odpowiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Prawda była zbyt bolesna. Zebrałem się jednak w sobie.
– Może rzeczywiście nie powinniśmy… – zacząłem, lecz urwałem, gdy zobaczyłem, jak twarz Marioli się zmienia.
– Nie powinniśmy co? – W jej głosie była teraz mieszanka niedowierzania i wściekłości. – Powiedz to, jeśli masz odwagę!
Miałem odwagę, tylko gdzieś uleciała na chwilę. Milczałem. Mariola wstała, rzucając serwetkę na stół.
– Wiesz co? Nie musisz nic mówić. Wszystko jasne.
Nie próbowała ukrywać łez, które spływały jej po policzkach, kiedy wychodziła z pokoju. Gdy drzwi sypialni trzasnęły, poczułem ulgę i jednocześnie dziwną pustkę. Wiedziałem, że to jest moment, od którego nie ma odwrotu. Przelała się ostatnia kropla.
* * *
Tej nocy leżałem na kanapie, patrząc w sufit. Myśli kotłowały mi się w głowie, a jedna z nich dominowała nad resztą. Brzmiała ona: To musi się skończyć. Próbowałem zasnąć, lecz we znaki wciąż dawał mi się potok rozważań nad tym, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdybym nie zagadał tamtego wieczora do Marioli.
Podniosłem się po szklankę wody. Już powoli wschodziło słońce. Pod wpływem impulsu zabrałem kluczyki z wiklinowego koszyczka stojącego na regale, a następnie wyszedłem na zewnątrz. Zimne powietrze przeszywało mnie na wskroś, ale się nie zatrzymałem. Wziąłem głęboki wdech. Woń miasta wypełniła płuca. Wszechobecne spaliny przypominały smród przypalonego na patelni kalafiora. W tle słyszałem odległe klaksony. Otworzyłem drzwi auta. W środku czuć było ciepło, choć zapach sztucznej skóry mieszał się z czymś metalicznym, trudnym do zidentyfikowania. Wpiąłem złącze samochodu do potylicy. Zawsze towarzyszyło temu uczucie nieprzyjemnego napięcia, a teraz ból był jeszcze ostrzejszy, jak gdyby ktoś wcisnął igłę w odsłonięty nerw zębowy.
Włączyłem silnik i ruszyłem. Nie miałem zbyt wielu znajomych. Mogłem pojechać do jedynego przyjaciela, Kamila, albo do rodziców. Wybór był prosty. Na rodziców zawsze mogłem liczyć, choć rzadko rozmawialiśmy. Kamil pewnie siedział teraz podpięty do VR-u, zdobywając kolejne poziomy w grze.
Miałem do przejechania ponad dwieście kilometrów. W radiu dwóch prezenterów rozmawiało o fenomenie Nowego Świata. Od premiery minęło zaledwie kilka miesięcy, ale tytuł już zdążył podbić serca graczy na całym świecie. Ich głosy były radosne, niemal euforyczne. Poza tym ogromnym osiągnięciem twórców było połączenie osób chorych z siecią, dzięki czemu ludzie w śpiączkach farmakologicznych mogli być na stałe zalogowani do systemu gry. Przeprowadzono wiele testów, lecz nie wykazano żadnych skutków ubocznych takiego rozwiązania. Rekordzistę wybudzono po dwóch latach. Okazał się sprawny, jakby spał tylko jedną noc. Specjalna kapsuła dbała o kondycję jego organizmu, na bieżąco uzupełniając składniki odżywcze.
Zamyśliłem się. Niesamowite, jak technologia poszła do przodu w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Pamiętałem, jak mój dziadek opowiadał o czasach swojej młodości, gdy człowiek po raz pierwszy wysłał łazika na Marsa. Teraz pierwsze pokolenie kolonistów pracowało nad terraformowaniem powierzchni Czerwonej Planety. Świat marsjański nie był jednak dla mnie. Ja utknąłem tu, w betonowej dżungli, w wiecznym korku.
Przemierzałem miasto powoli. Ulice były zatłoczone tak jak zwykle. Wysokie budynki wznosiły się niczym ściany kanionu, a ich szklane elewacje odbijały stonowane światło neonów. Niecierpliwie oczekiwałem momentu, w którym miejska infrastruktura zniknie w lusterku. Trasa na wschód zawsze wydawała się prostsza, wokół rozpościerały się pola uprawne, lasy i horyzont dający mi poczucie spokoju. Kontakt z naturą przynosił ukojenie w sposób przyjemniejszy niż technologia VR.
Po dwóch godzinach jazdy miasto w końcu zniknęło. To wystarczyło, by zostawić za sobą część negatywnych emocji. Mleko się jednak rozlało. Już postanowiłem, że po powrocie zakończę związek z Mariolą. Było mi jej żal, ale wiedziałem, że to dla nas obojga lepsze rozwiązanie. Miło spędzaliśmy czas, lecz słowa tej dziewczyny raniły. Każda obelga wbijała się we mnie jak gwóźdź, pozostawiając dziurę – byłem niczym ser szwajcarski. Przyszłość nie będzie łatwa. Sprzedamy dom bankowi, spłacając kredyt. Potem wynajmę małą kawalerkę gdzieś z dala od miejskiego zgiełku i nareszcie będę wolny.
Uliczne latarnie oświetlały pustą ekspresówkę. Uwielbiałem to uczucie, gdy droga zwężała się, a moje ciało stymulował zastrzyk adrenaliny. Pędziłem przed siebie. Na prostych odcinkach czułem namiastkę wolności. I wtedy myśli o nowym życiu stawały się jaśniejsze. Zerwanie z Mariolą będzie pierwszym krokiem. W końcu czas postawić na siebie. Ekscytacja rozgrzewała moje ciało. Wziąłem głęboki wdech.
Tak, dam radę, powtarzałem sobie w duchu.
Na siedzeniu pasażera leżał telefon, który nagle przykuł moją uwagę. Zielona dioda migała, sygnalizując przychodzące połączenie od Marioli. Możliwe, że zaczęła zdawać sobie sprawę z przekroczenia pewnych granic, szczególnie po zauważeniu braku samochodu. Wszyscy mają prawo do odczuwania emocji, jednak prawdziwa wolność kończy się tam, gdzie zaczyna ograniczać innych. Postanowiłem nie odbierać. Przeniosłem wzrok na drogę. Dwa czarne kształty niespodziewanie pojawiły się w świetle reflektorów, zbliżając się z ogromną prędkością. Ktoś szedł z psem, chyba bernardynem. Lekko przekręciłem kierownicę, aby ominąć pieszego szerokim łukiem. Światło padło teraz na jasną kamizelkę odblaskową. Drobna dziewczyna trzymała smycz. Dlaczego ten pies był na środku drogi?! Instynktownie chwyciłem pas bezpieczeństwa.
– Kurwa mać!
Historia Kościanej Wiedźmy oraz Nowego Świata powstała w 2013 roku podczas sesji tekstowych, rozgrywanych na forum internetowym, określanych jako gry PBF, czyli dość dawno temu. Pamiętam smutek, który czułem, gdy to forum upadło. Od tamtej pory niemal zawsze towarzyszyła mi chęć wejścia do nowej społeczności, by poznać zasady i historię nowych forów. Nawet podjąłem pewne próby, ale to nie było już to samo. Tę pustkę oczywiście wypełniły gry MMORPG. Wprawne oko gracza dostrzeże wiele nawiązań do gier takich jak Knight Online, 4Story czy też World of Warcraft. Trudno pozbyć się z głowy pewnych obrazów, zachowań i zasad kierujących fantastycznymi światami, gdy spędziło się w nich większość czasu swojego życia. Postarałem się, aby nie były one zbyt nachalne.
Bohaterowie tej powieści zostali zainspirowani postaciami, które istniały naprawdę i to ich twórcom chciałbym podziękować – za tysiące przegranych i przegadanych godzin, podczas których rzucane były pomysły, by napisać kiedyś książkę. Tak oto marzenie nastolatka zostało dziś zrealizowane. Świetne jest to, że każdy z nas odnosi osobiste sukcesy. Oby tak dalej.
Na podziękowania zasługują również koleżanki z pracy, w której już nie pracuję. Choć nasze drogi się rozeszły, to rozmowy, nawet na najbardziej absurdalne tematy, i towarzyszący im śmiech zapamiętam na długo. Dyskutowaliśmy razem o pomysłach i rozwiązaniach na kolejne książki, a kto wie, może one też kiedyś zostaną wydane. Dziękuję za wiarę i ogrom pozytywnej energii.
Ogromne podziękowania dla Marcina Halskiego, który jako pierwszy uwierzył w tę opowieść. Mam tylko nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, że zostawiłem otwarte zakończenie, bo z historii Roberta można wycisnąć jeszcze więcej. Ten tekst nie powstałby również bez zespołu Wydawnictwa HM – Piotra i Anny, którzy wykonali kawał solidnej roboty przy redakcji i korekcie, przy okazji ucząc mnie, jak powinno się pisać i przede wszystkim, jak nie powinno się pisać.
Już zbliżając się do końca, chciałbym podziękować rodzicom, którzy zawsze wspierali moje szalone pomysły i od dziecka pozwalali mi sprawdzać się w najróżniejszych dziedzinach.
Wreszcie największe podziękowania należą się mojej żonie Alicji. Bez jej wsparcia nigdy nie skończyłbym tego projektu. Nie odnalazłbym nożyczek, śrubokrętów czy taśmy. Nie wspominając o rzeczach, które za jej magicznym dotykiem same materializowały się w lodówce. Dziękuję.
1MMORPG (ang.) – Massively Multiplayer Online Role Playing Game. Gra komputerowa, rozgrywana w czasie rzeczywistym przez kilku lub wielu graczy, liczona nawet w setkach tysięcy. Należy do gatunku gier fabularnych, w których gracz wciela się w postać i kontroluje zachowania oraz działania bohatera.
2 Respawn (ang.) – ponowne odrodzenie się postaci/gracza.
3 Tryb PvP (ang.) – czyli tryb Gracz kontra Gracz. System walki występujący m.in. w grach typu MMORPG, podczas którego gracze mogą walczyć między sobą.
4 Mana – zasób pozwalający na używanie magii.
5 NPC (ang.) – non-player character, czyli postać sterowana przez system komputerowy, a nie przez gracza.
6 Farmić – powtarzalne wykonywanie czynności, takich jak zabijanie potworów, zbieranie przedmiotów lub wykonywanie zadań w celu zdobycia zasobów, doświadczenia lub innych nagród.
7 Quest (ang.) – zadanie, misja, zlecenie.
8 Tank – to postać lub gracz, którego główną rolą jest przyjmowanie obrażeń na siebie, chroniąc w ten sposób pozostałych członków drużyny. Tankowie zwykle posiadają dużą ilość punktów zdrowia lub wysokie odporności, co pozwala im przetrwać dłużej w walce i odwracać uwagę przeciwników od bardziej wrażliwych postaci.
9 Raid – rozbudowany typ misji, w której duża grupa graczy współpracuje, aby pokonać trudnych przeciwników, zazwyczaj bossów, lub zmierzyć się z innymi graczami w starciach PvP. Raidy wymagają skoordynowanej gry zespołowej, dobrej strategii i często wysokiego poziomu umiejętności od uczestników.