Teoria. Smoleńsk 2010 - Adam Ostaszewski - ebook

Teoria. Smoleńsk 2010 ebook

Ostaszewski Adam

4,0

Opis

Wypadek, zamach czy starannie uknuta intryga? Katastrofa smoleńska wciąż kryje więcej pytań niż odpowiedzi.

Kwiecień 2010 roku. Wasilij Płoński, oficer FSB, prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej i otrzymuje rozkaz zrealizowania tajnej misji w Warszawie – kluczowej dla interesów Rosji.

Anna Bielska, dziennikarka mieszkająca w Warszawie, robi wszystko, by odkryć prawdziwą przyczynę śmierci swojego kolegi z redakcji. Jej prywatne dochodzenie szybko krzyżuje się ze śledztwem Płońskiego, a ich wspólne działania zaczynają wpływać na relacje polsko-rosyjskie. Co więcej piętrzące się międzynarodowe intrygi grożą destabilizacją sytuacji politycznej w Polsce.

Kto tak naprawdę stoi za katastrofą? I jak daleko można się posunąć, by ukryć prawdę? Nic w tej historii nie jest takie, jakim się wydaje…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ajek1_ee

Całkiem niezła

daje do myślenia...
00
Poczytajzemna

Nie oderwiesz się od lektury

Tragedia z 10 kwietnia 2010 roku poruszyła serca wszystkich Polaków. Katastrofa smoleńska była ciosem, który odcisnął piętno na całym kraju. Zginęli nie tylko przedstawiciele najwyższych władz państwowych, ale także osoby znane i szanowane w życiu publicznym. O tej tragedii mówił cały świat, a każdy z nas na swój sposób przeżywał dramat, który wydarzył się tamtego poranka. I choć minęło już wiele lat, wciąż pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi. W książce „Teoria Smoleńsk 2010” Adam Ostaszewski podejmuje odważną próbę zmierzenia się z tą bolesną historią, łącząc fakty, politykę i fikcję w mocny thriller sensacyjny. W centrum fabuły znajdują się dwie postacie: Wasilij Płoński oficer FSB, który prowadzi zakulisowe śledztwo w sprawie katastrofy i zostaje wysłany z tajną misją do Warszawy, oraz Anna Bielska czyli dociekliwa dziennikarka, która na własną rękę szuka prawdy o śmierci kolegi z redakcji. Gdy ich ścieżki się przecinają, stawką staje się nie tylko ujawnienie niewygodnej prawdy, ...
00



Adam Ostaszewski

Teoria Smoleńsk 2010

Prolog

Moskwa, kwiecień 2010 roku

– A więc twierdzi pan, że dziesiątego kwietnia dwa tysiące dziesiątego roku w Smoleńsku doszło do zamachu, w wyniku którego poniósł śmierć prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i towarzyszące mu osoby, dobrze rozumiem? – Wasilij po raz kolejny spojrzał znudzonym wzrokiem na siedzącego przed nim, łysiejącego, tęgawego faceta. Mężczyzna był ubrany w starą, znoszoną marynarkę koloru brązowego i niebieską koszulę nie pierwszej świeżości. Jego niechlujny wygląd, nieogolona twarz i nieświeży oddech nie wzbudzały zaufania oficera Federalnej Służby Bezpieczeństwa.

Kolejny świr, pomyślał Wasilij. Stary kazał mu przesłuchiwać wszystkich wariatów, którzy opowiadali niestworzone historie. Według nich na niebie pojawiło się UFO albo Chrystus zstąpił z niebios i poniósł przyjaciół z Polski na Kreml w celu pojednania narodów polskiego i rosyjskiego. Amerykanie zestrzelili samolot niewidzialnymi wiązkami lasera, aby sprowokować trzecią wojnę światową. Ci ludzie mówili z pasją, błądzili wzrokiem po całym pomieszczeniu, ekspresyjnie machali rękoma dla podkreślenia swoich słów. Przesłuchiwany teraz osobnik był jednak wyjątkowy. Mówił spokojnie, logicznie, z dbałością o szczegóły. Od dwóch godzin Wasilij nie mógł go zagiąć na żadnym detalu. Nie mógł też zakończyć przesłuchania, dopóki przesłuchujący nie oświadczy, że powiedział wszystko. Taki był wymóg szefostwa. Wariaci mieli mieć poczucie, że zostali wysłuchani, aby nie biegali po mediach w poszukiwaniu sensacji.

– Dokładnie, towarzyszu majorze, to było morderstwo kierunkowe. Zaplanowane i przeprowadzone perfekcyjnie przy udziale najlepszych specjalistów z tajnych służb. – Mężczyzna skupił wzrok na rękach oficera. Ten sięgnął po kolejnego papierosa. Teoretycznie w sali przesłuchań obowiązywał zakaz palenia, Wasilij jednak nic sobie z tego nie robił. Musiał jakoś wytrzymać trudy pracy z wariatami. Pułkownik Mieduszyn, choć niechętnie, patrzył na to przez palce.

Wasilij podszedł z zapalonym papierosem w dłoni do ekspresu z kawą. No tak, czwarta już dzisiaj. Nie powinienem tyle pić, przeszło mu przez myśl. Do tego nie zdąży na szóste urodziny córki. Wziął do ręki telefon i wystukał krótki SMS do żony:

Kochanie, przepraszam, od tygodnia, jak wiesz, sytuacja nadzwyczajna. Nawet nie wiedziałem, ilu wariatów mamy w Rosji. Nie czekajcie na mnie. Ucałuj ode mnie Wierę. Kocham…

Na razie musi wystarczyć. Poprawił mundur, wyjął spod maszyny kubek z gorącą kawą i zajął miejsce za stołem. Przeczesał blond włosy, potarł twarz i poprawił osuwające się okulary.

– Co pan rozumie przez morderstwo kierunkowe? I jakie służby? Opowiada mi pan już dwie godziny szczegóły techniczne. Sztuczna mgła, błędne naprowadzanie, nawet ta nieszczęsna brzoza została według pana ustawiona specjalnie na torze lotu tupolewa… Nie mówiąc już o myleniu radarów maszyny, w czym rzekomo brał pan udział. Nadal jednak nie powiedział mi pan, kto za tym stał i jaki miał motyw.

– Towarzyszu majorze… – Tym razem mężczyzna zaczął ostrożnie. Utkwił stalowy wzrok w oczach przesłuchującego. – Wiem, że prawda może zaszokować. A ja chcę żyć… A jednocześnie chcę powiedzieć prawdę, aby żyć. Nie wiem, czy towarzysz major mnie dobrze rozumie… Te zeznania to może być moja polisa ubezpieczeniowa. Chyba pan się domyśla…

Wasilij pokręcił głową. Nie dość, że wariat, to jeszcze inteligentny… Mitoman, wychowany zapewne na powieściach szpiegowskich. Jak tak dalej pójdzie, to napiszą tu rosyjską wersję Polowania na Czerwony Październik, tym razem pod tytułem Zamach na Tu-154M.

– Andrieju Maksymowiczu Kowaliowie – zaczął oficer, przybrawszy oficjalny ton. – Ja nie oceniam, ja protokołuję, co ma pan do powiedzenia. Wnioski i dalsze działania należą do szefostwa. Sam pan chyba wie to najlepiej, służy pan przecież matiuszce Rosji od czasów sojuza…

– Pan ma mnie za wariata, prawda? – Mężczyzna przymknął oczy. – To coś panu powiem. Wiem, że dostał pan zadanie przesłuchania wszystkich wariatów zgłaszających się z teoriami spiskowymi. Ale wiem też, że dostał pan zadanie przesłuchania wszystkich Rosjan obecnych na miejscu katastrofy. A ja jestem jednych z nich.

Skąd u licha to wiedział? Zaskoczony Wasilij po raz pierwszy tego dnia poczuł niepewność. Tak, otrzymał rozkaz słuchania świrów, i tak, otrzymał też rozkaz przesłuchania Rosjan z obsługi lotniska. Ale przecież… Nie, to niemożliwe…

Odruchowo sięgnął do teczki Kowaliowa. Jak mógł to przeoczyć? Stało tam jak byk: Andriej Maksymowicz Kowaliow, doradca techniczny do spraw zabezpieczenia lotniska w Smoleńsku. Przesłuchać, uchwycony na kamerach przemysłowych 10 kwietnia 2010 roku. Tylko dlaczego wyznaczono mu ten sam dzień przesłuchania, który był przeznaczony dla wariatów? Czyżby już opowiadał te niestworzone historie i góra chciała go upchnąć między świrami? A może chcieli zrobić z niego osobę niepoczytalną?

Chyba zaraz zwariuję. To z przepracowania, pomyślał Wasilij i zaciągnął się papierosem. Popił kawą i oświadczył:

– Na dzisiaj koniec. Zapraszam jutro na dziewiątą. I tak nie zdążę już na urodziny córki, ale chyba obaj musimy odpocząć.

*

Do domu przyjechał po zmroku. Córka już spała. Żona także leżała w łóżku i oglądała wiadomości. Poszedł do niej i czule pocałował ją w czoło.

– Przepraszam, kochanie, obiecuję, że w weekend wszystko ci wynagrodzę.

– Zawsze tak mówisz, a potem praca, praca, praca. – Kiedy już się położył obok żony, ta zaczęła robić mu wyrzuty. – Wiera czekała tylko na ciebie. Nic jej nie ucieszyło, ani miś, ani telefon, nic.

– Nadinka, kochanie. – Starał się przytulić do żony, ta jednak odsunęła się od niego. – No dobrze… Sama wiesz, że służba ojczyźnie to wielka szansa, ale i wielka odpowiedzialność. Gdyby nie to…

– Tak, tak, wiem. Nigdy nie wyrwalibyśmy się z Pitera. Siedziałbyś do emerytury jako podrzędny milicjant od mandatów, a ja jako nauczycielka w podstawówce.

Nadia miała rację. Wasilij odszedł z milicji przy pierwszej możliwej okazji. To, że premier darzył Sankt Petersburg sympatią ze względu na wspomnienia z dawnych lat, ułatwiło młodemu mężczyźnie karierę. Jego inteligencja i kilka odważnych, nieszablonowych akcji zwróciły uwagę towarzyszy z Moskwy. Trafił do centrali FSB, a dla żony znalazł się etat w prestiżowym prywatnym liceum dla dzieci nowobogackich. Teraz tylko musieli odwdzięczyć się ojczyźnie, nawet kosztem życia prywatnego.

– Nie gniewaj się, Wasia. – Nadia przytuliła się do męża. – Po prostu nie mogę patrzeć, jak Wierunia tęskni za ojcem. Nie mogłeś wrócić wcześniej?

– Kochanie, wiesz, że nie mogę nic powiedzieć. Mogę ci tylko zagwarantować, że wariatów w Rosji przybywa w tempie geometrycznym. Chyba czas zająć miejsce w kolejce do psychiatry.

Nadia się zaśmiała. Wasilij zawsze potrafił rozładować ciężką atmosferę. Dała mu buziaka i się odwróciła.

– Dobranoc, kochanie. Jutro kolejny trudny dzień. Oby ostatni przed weekendem.

Oby, potwierdził w myślach Wasilij. Mimo ogromnego zmęczenia nie mógł jednak zasnąć. Przewracał się z boku na bok, myśląc o tajemniczym człowieku, którego dzisiaj przesłuchiwał. Wariat? Prowokator? A może jedno i drugie? Cholera go wie. W służbach nic nie jest czarne ani białe. W końcu wstał i poszedł do kuchni. I tak już nie pośpi. Czarna, mocna kawa postawi go na nogi i przywróci jasność myślenia. Wziął laptopa i zaczął przeglądać akta.

Andriej Maksymowicz Kowaliow, rocznik 1960, czyli obecnie lat pięćdziesiąt. Miejsce urodzenia: Leningrad. Krajan, pomyślał Wasilij, ciekawe. W 1988 roku ukończył studia na Petersburskim Państwowym Instytucie Technologicznym, specjalizacja: cybernetyka i nauki komputerowe. W wieku dwudziestu ośmiu lat, dosyć późno, odnotował oficer. Skrolował życiorys pana Kowaliowa. O, ciekawe, uczestnik walk w Afganistanie, jednostka specjalna, tajne. Wojna w Afganistanie? Musiał tam być przed studiami… Po ukończeniu studiów pracownik sektora prywatnego, od roku 1997 stały konsultant Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Stały konsultant… Wasilij opuścił ekran laptopa. Człowiek służb, sprawdzony w Afganistanie w tajnych misjach. Czyli odporny na stres, inteligentny, z pewnością potrafiący nieźle się maskować. I manipulować. W co grasz, panie Kowaliow? I co naprawdę robiłeś w Smoleńsku? Coś konsultowałeś? A może rzeczywiście na stare lata ci odbiło i chcesz zaistnieć.

Wasilij poczuł nagły impuls. Otworzył laptopa i w wyszukiwarce swojego oficerskiego profilu wpisał dane Andrieja Maksymowicza. Wyskoczył plik z zaszyfrowanymi danymi. Odmowa, proszę zaktualizować poziom dostępu, błysnęło. A więc jednak to człowiek ze służb. Naszych służb. Właściwie ze służby Wasilija. Prowadzi zatem dochodzenia wobec własnego resortu? A może stary chce go sprawdzić? Jedno i drugie śmierdzi. Musi jutro profesjonalnie przesłuchać tego tajemniczego człowieka i przekazać raport pułkownikowi. Pokaże, że działa jak należy, a resztą niech zajmie się góra. Nie jego sprawa.

*

– Dobrze pan spał, towarzyszu majorze?

Wasilija zaczynała drażnić maniera zwracania się do niego per „towarzysz”. Starsi ludzie wychowani w sojuzie jakby nie zauważyli, że czasy się zmieniły i pracownicy służb są teraz nie towarzyszami, lecz panami majorami. Ale co robić, trzeba znosić te sowieckie naleciałości, jeżeli to prowadzi do pozytywnych rezultatów.

– Dziękuję, wszystko okej. – Wasilij dopił drugą tego poranka kawę. Kłamał, mimo że jego rozmówca nie mógł nie zauważyć worów pod oczami i cienistej cery. – Pozwoli pan, że zaczniemy. Włączam nagrywanie.

Mężczyzna pokiwał głową w milczeniu.

– Początek przesłuchania. – Major spojrzał na zegarek. – Dziewiąta dwadzieścia jeden. Dobrze, Andrieju Maksymowiczu. Mam do was kilka pytań. Wasza teoria o zamachu…

– Morderstwie kierunkowym – wtrącił Kowaliow.

– Dobrze, niech wam będzie. Więc wasza teoria o morderstwie kierunkowym wymaga uszczegółowienia. Ale zacznijmy od was. – Wasilij specjalnie przeszedł na radzieckie wy, aby rozmówca czuł się swobodniej. – Z waszego dossier wynika, że walczyliście w Afganistanie, potem studia, praca w prywatnych firmach i wreszcie współpraca z FSB. Ciekawe…

Na twarzy Andrieja Maskymowicza pojawił się szeroki uśmiech.

– Dobry trop, towarzyszu majorze. Nie na darmo macie opinię wyjątkowo inteligentnego i bystrego oficera. Tak, to wszystko prawda. Służba w Afganistanie, cóż, szczerze, nic specjalnego. Znaczy ważne misje, tajne, z oczywistych względów nie opowiem wam o nich. No, mogę jedynie wspomnieć, że miałem kilkukrotnie kontakt z Polakami.

– Polakami? – wymsknęło się Wasilijowi. – Co oni… Okej, mówcie dalej.

– Cóż, też wykonywali swoje zadania, ale nie po naszej stronie. Chodzi mi o Polaków w służbie Jej Królewskiej Mości i Wujka Sama… No, w każdym razie udało mi się nawiązać ciekawe kontakty i poznać ich jako wielbicieli spiskowych teorii dziejów, w których się lubują, że tak to ujmę. A potem, sami wiecie, dowództwo oceniło mnie jako wybitnie uzdolnioną technicznie jednostkę. I skierowali na studia. Partia inwestowała w nowe technologie, wyścig zbrojeń, podbój kosmosu, informatykę… Przepraszam, mogę prosić o drugą kawę?

Wasilij bez słowa podszedł do ekspresu.

– Z mlekiem? – zapytał.

– Tak, bardzo proszę, i podwójne espresso.

Oficer zapalił papierosa i postawił kubek przed mężczyzną. Ten przez chwilę wdychał aromat, po czym kontynuował. Chyba znowu posiedzimy do wieczora, pomyślał ze zgrozą Wasilij, chociaż opowieść tajemniczego mężczyzny zaczęła go interesować.

– No więc studia, wiecie, nauka, zabawa, zresztą co będę opowiadał, wy przecież też z Pitera. – Kowaliow wyszczerzył zęby. – Po ukończeniu nauki miałem nadzieję na karierę naukową, ale sojuz zaczął upadać, więc skorzystałem z okazji i dołączyłem do grona tych, co zaczęli budować Nową Rosję. Nie powiem, dobrze mi szło. Podsłuchy, pierwsze połączenia sieciowe, komputeryzacja. Przyjemnie się z tego żyło. W końcu jednak dawni koledzy z wojska i nowych służb upomnieli się o biednego Andrieja.

Mężczyzna zrobił przerwę i napił się kawy. Zaczął głęboko oddychać, jakby wspominał stare dobre czasy.

– I to wszystko? – Zniecierpliwiony Wasilij zapalił kolejnego papierosa.

– Wiecie, towarzyszu majorze, nowe władze, nowy prezydent, który szukał towarzyszy z dawnych czasów, dawnej szkoły, wiernych i czujących służby. – Kowaliow nie zwracał już uwagi na przesłuchującego. Kontynuował opowieść bez żadnego skrępowania. – Miał rację, o sile państwa nie decyduje wojsko, nie decyduje siła militarna, nawet nie decyduje gospodarka. To wszystko narzędzia. Siły zbrojne odstraszają, gospodarka jest narzędziem ekspansji. Liczy się co innego.

Mężczyzna zrobił teatralną przerwę, jakby liczył na reakcję rozmówcy. Wasilij czekał jednak cierpliwie, wiedząc, że kolejne pytanie lub uwaga nie pomogą w przesłuchaniu.

– Liczy się manipulacja, towarzyszu majorze, tworzenie iluzji, społecznych fantasmagorii. Wpływanie na decyzje społeczne, oddziaływanie na syte społeczeństwa Zachodu. Wie pan, oni naprawdę myślą, że kontrolują nas, Rosjan. I że my, Rosjanie, chcemy iść ich drogą. – Kowaliow zaśmiał się chrapliwie. – Dobre, co? Biorą ropę, gaz, my zaś udajemy demokratów, przyjaznych wujków ze Wschodu. A tak naprawdę krok po kroku idziemy po nich. Rozsadzamy te tłuste koty od wewnątrz. Sponsorujemy celebrytów, te ich piłkarskie rozgrywki, aby ich od siebie uzależnić. A potem ciach! Władza idzie w sprzyjające nam ręce. Tymczasem oni nawet nie zauważą, jak Wielka Rosja wróci na należne jej miejsce!

– No dobrze, ale co to ma wspólnego z tym, jak pan to określił, morderstwem kierunkowym w Smoleńsku?

– I tym się właśnie zajmowałem. – Mężczyzna nadal nie zwracał uwagi na Wasilija. – Zespół, do którego należałem, opracował teoretyczne założenia oddziaływania na społeczeństwa Zachodu, związania ich z nami. Modele matematyczne, fizyka, cybernetyka, informatyka, na tym opieraliśmy nasze działania. Prezydent ustalił kierunek, to przecież nasz człowiek, ze służb! Pyta pan o Smoleńsk? Wszystko opracowaliśmy, w najmniejszych szczegółach. Wie pan, że przed katastrofą Polacy oddali swojego tupolewa na przegląd do naszych zakładów lotniczych? Wyobraża pan to sobie: samolot prezydenta Polski oddany do Rosji! – Kowaliow znowu się zaśmiał. – A my już wsadziliśmy w niego, co trzeba… Zresztą nieważne, szczegóły techniczne nic panu nie powiedzą. Tak, towarzyszu majorze, moim zadaniem na lotnisku była obserwacja i koordynowanie planu. Zostałem wyznaczony do tej zaszczytnej misji. I się udało! Niewiarygodne, prawda? Wszystko poszło, jak trzeba! Co do kropki! Czyż nie jesteśmy geniuszami?

Wasilij poczuł na plecach kropelki potu. Zmroziła go sama myśl o tym, że ten dziwny człowiek może jednak mówić prawdę. Teoria spiskowa, która okazała się prawdą? Czy to możliwe? Kowaliow zauważył rozterki majora, bo odezwał się niepytany.

– Nie wierzy mi pan, towarzyszu majorze, prawda? A wie pan, że istnieją teorie spiskowe, które okazały się prawdą? Pierwsza z brzegu – zabójstwo Kennedy’ego. Już nikt nie wątpi, że był drugi strzelec, a sam zamach miał głębsze podłoże niż samotna misja szaleńca. Dlaczego więc moja opowieść ma nie być prawdziwa?

– Nie widzę motywu – wykrztusił Wasilij. – Nie rozumiem celu tego zamachu.

– Morderstwa kierunkowego, towarzyszu majorze, bądźmy precyzyjni. – Mężczyzna po raz kolejny się uśmiechnął, widać już wyluzowany. – Motyw? A nie słyszał pan o rewolucji na Ukrainie? Nie widział pan, co działo się w Gruzji? Nie możemy sobie pozwolić na takie rzeczy! Ten, kto zerwał się ze smyczy, musi zginąć!

*

Wasilij ślęczał nad raportem. Żona i córka smacznie spały, a on przy lichym świetle nocnej lampki siedział przy stole w kuchni. Nic nie przychodziło mu do głowy. Wypił kilka kaw, kilka razy wyszedł na papierosa. Nic. Jak zakwalifikować tego tajemniczego człowieka? O ile z pozostałymi nie miał problemu – albo świry, albo wystraszeni świadkowie z obsługi lotniska – o tyle ten nastręczał mu niewypowiedzianych problemów.

Przez kilka godzin Andriej Maksymowicz Kowaliow wykładał zawiłości światowej i europejskiej geopolityki. Tłumaczył, że nastąpił koniec wojen, teraz weszliśmy w czas manipulacji społecznych. Rozwój mediów społecznościowych i komunikacji bezprzewodowej spowodował, że każdy może znaleźć w sieci, co tylko chce i kiedy tylko chce. Wszystko, co potwierdzi jego ogląd rzeczywistości. Zadaniem nowych służb jest podsuwanie tego materiału nieświadomym konsumentom. Można zrobić z nich faszystów lub komunistów, ekologów lub skrajnych liberałów, do wyboru, do koloru. Kowaliow przekonywał, że w niedalekiej przyszłości będzie możliwe rozerwanie Unii Europejskiej przez skłonienie Brytyjczyków do wyjścia ze zjednoczonej Europy. Ba! To dopiero początek! Testują już wpływanie na wyniki wyborów, a głównym celem są oczywiście wybory prezydenckie w USA.

Wasilij grzecznie słuchał wszystkich tych wywodów. Świr musiał się wygadać. Oficer wyłączył się dopiero wtedy, kiedy mężczyzna przeszedł do szczegółów technicznych smoleńskiego morderstwa kierunkowego, bo tylko takiego sformułowania używał. Kowaliow przez kolejne kilka godzin ze szczegółami opisywał, w jaki sposób zakłócił działania radarów samolotu, jak podłożono trotyl w maszynie, w jaki sposób sprowokowano mgłę oraz wkopano drzewa na torze lotu. Kiedy skończył, za oknem było już ciemno.

Teraz major męczył się nad wnioskami. Chyba jednak zakwalifikuję go jako wariata, pomyślał. Tak będzie bezpieczniej. Opiszę jego teorie jako niewiarygodne, pozbawione podstaw i sensu. Chociaż nie, przecież plany na przyszłość były ciekawe… OK, napiszę, że o ile stan umysłu Andrieja Maksymowicza Kowaliowa budzi wątpliwości, o tyle jego przewidywania należy wziąć pod uwagę przy planowaniu przyszłych posunięć FSB. Zapewne realna praca dla służb spowodowała w obiekcie silny stres, który doprowadził w jego umyśle do zlania się katastrofy smoleńskiej ze wspomnieniami i badaniami, które prowadził. A resztą niech się zajmie góra, pomyślał Wasilij i wyłączył komputer.

*

– Widziałeś? – Głos kolegi wyrwał Wasię z zamyślenia. Stał nad nim barczysty oficer FSB i machał ręką w kierunku telewizora. – Śpisz czy co? Patrz.

Wasilij spojrzał w kierunku, który mu wskazano. Na wielkim wyświetlaczu wiszącego na ścianie sali odpraw telewizora płonął samochód. Na dole ekranu szybko przelatywały litery układające się w informację o zdarzeniu. Na obwodnicy Moskwy doszło do groźnego wypadku. Z niewiadomych przyczyn samochód marki Land Rover uderzył w barierkę i natychmiast stanął w płomieniach. Jak udało się ustalić, jedyną ofiarą wypadku był pięćdziesięcioletni kierowca samochodu, weteran wojny w Afganistanie, zasłużony dla kraju fizyk Andriej Kowaliow. Milicja bada szczegóły zdarzenia.

– Czy to nie twój świr, którego dwa dni męczyłeś na przesłuchaniu? – Kolega potarł gruby kark. W pomieszczeniu wyłączono klimatyzację, robiło się gorąco. Wszyscy czekali na poranną odprawę.

– Ta… tak – wykrztusił Wasilij.

Nie mówiąc nic więcej, wybiegł z sali i pognał do swojego gabinetu. Włączył komputer. Jeszcze raz sprawdził godzinę wysłania raportu. Cztery minuty po trzeciej nad ranem. Potwierdzony odbiór: trzecia dwadzieścia osiem. Błyskawicznie. Stary nie spał? Czekał? Nie, to któryś z jego asystentów pełniących służbę. Ale przecież mógł mu przekazać, dać przeczytać… A potem… Nie, chyba wariuję. Temu facetowi zwyczajnie puściły nerwy. Pewnie nachlał się, przytłoczony nadmiarem emocji towarzyszących przesłuchaniu, wsiadł za kółko i poczuł się jak James Bond…

Jak na rozkaz zadzwonił wewnętrzny telefon.

– Panie majorze, pan pułkownik prosi. Natychmiast. – Głos sekretarki brzmiał tak stanowczo, że nie było mowy o sprzeciwie.

– Tak, już, natychmiast… – Oszołomiony Wasilij powlókł się w kierunku windy. Przechodząc obok sali odpraw, wykonał w kierunku kolegi znaczący ruch: przejechał ręką po swojej szyi.

*

– Siadaj, Wasia, siadaj. – Pułkownik wylegiwał się w dużym skórzanym fotelu za jeszcze większym drewnianym biurkiem. Popijał wodę sodową, wyraźnie zmęczony trudami nocy. Rozpięty mundur, zalane policzki, malutkie oczy, które ginęły w jego nalanej, rumianej twarzy. Nie krępował się wypiętym brzuchem. – Co, zdziwiony? – Jakby zauważył niesmak oficera FSB. – Młody jesteś, musisz się jeszcze wiele nauczyć. Jak generał zaprasza na imieniny, nie ma zmiłuj! Świątek, piątek, środa, niedziela, masz pić! Nauczysz się, nauczysz. W Rosji, mój drogi, wódka to jedyny środek na uśmierzenie trosk i jedyny środek na zdobycie przychylności! Koniaczku? – Nie pytając o zgodę, pułkownik nalał do dwóch kieliszków pokaźną ilość płynu.

– Ale panie pułkowniku, ja samochodem… – próbował się bronić Wasilij.

– Oj, młody, młody, nauczysz się, nauczysz. – Pułkownik powtarzał swoją ulubioną frazę. – Musisz korzystać z legitymacji! Umiejętnie, ma się rozumieć, aby nie przegiąć. Jak te łachudry z drogówki cię zatrzymają, machasz plastikiem i po sprawie. Oczywiście bez przegięcia. Jak coś przesadzicie, to potem komendant wydzwania do mnie i narzeka, że stwarzamy niebezpieczeństwo, nie szanujemy kolegów z innych służb i tak dalej. A jacy oni nam koledzy? My elita!

Wasilij bez przekonania pokiwał głową. Sam służył kilka lat w milicji. I rzeczywiście napatrzył się na samowolę FSB. Bez wątpienia byli pod parasolem ochronnym.

– No ale do rzeczy. – Pułkownik jednym łykiem opróżnił kieliszek i dolał sobie koniaku. – Picie ma też swoje zalety. Przed tobą nowa perspektywa, majorze! – Uniósł kieliszek w geście toastu. – Generał, po konsultacji z szefem, dał zielone światło. Pokierujesz misją specjalną.

– Z jakim… szefem… – wtrącił niepewnie Wasilij. Zakręciło mu się w głowie. Szef był tylko jeden…

– Tak, tak, dobrze kombinujesz. Władimira Władimirowicza przekonało do ciebie to, że także pochodzisz z Pitera. Zaufanie do swoich ludzi to podstawa! – Pułkownik po raz kolejny przepił do majora.

Wasilij siedział w milczeniu. Jego szczęka prawie opadła na podłogę. Odwzajemnił gest przełożonego i jednym łykiem wypił zawartość kieliszka. Poprosił o dolewkę. Pułkownik z uśmiechem spełnił prośbę.

– No, zaczynasz rozumieć. Więc tak, wracasz do domu, zwalniam cię ze wszystkich obowiązków. Jutro lecisz do Warszawy z naszą grupą śledczych. Oficjalnie jesteś… konsultantem. Dostaniesz kontakt w ambasadzie, pokręcisz się, poznasz ludzi, zespół, rozdasz zadania. W sumie nic wielkiego. To praca obliczona na lata. Początki są jednak najtrudniejsze. Musisz podrzucić materiał z wczorajszego przesłuchania, oczywiście odpowiednio przerobiony, do naszych ludzi w polskiej polityce i mediach. Na razie to wszystko. Potem pokierujesz sprawą. Mącenie, sączenie i skłócanie.

– Konsultantem? Wczorajsze przesłuchanie? Panie pułkowniku, ten człowiek…

Pułkownik ciężko podniósł się zza biurka. Podszedł do okna i odwrócił się plecami do Wasilija.

– Widzisz, Wasia, w naszych służbach nic nie jest takie, na jakie wygląda. Na przykład co powiesz o widoku za oknem. Piękna panorama Moskwy. A ja widzę kraj, który trzeba ochronić, któremu trzeba przywrócić wielkość. I w którym swoich ludzi nie zostawia się na pastwę losu. Widzisz, Wasia… Andriej zrobił swoje, musieliśmy go chwilowo usunąć. Chwilowo, powtarzam. Jego zeznania pójdą przecież do prokuratury, archiwum, innych służb. Dobrze, że zakwalifikowałeś go jako wariata, nikt nie zwróci uwagi na jego wywody. Musieliśmy jednak mieć je urzędowo na papierze. To był pierwszy etap planu. Polacy będą przecież dociekliwi… A wtedy zeznania wypłyną jako urzędowy dowód w sprawie, ukryty celowo przez nas, znaczy FSB, sam rozumiesz… Przepraszam za niedogodności rodzinne, ale służba ci je wynagrodzi! A co do Kowaliowa, bądź spokojny. Ciała przecież nie odnaleziono… Tak więc bez obaw, jeżeli coś go teraz pali, to jedynie gorące słońce nad Morzem Czarnym! – Pułkownik zaśmiał się chrapliwie.

Wasilij, korzystając z okazji, podszedł do przełożonego.

– Ale nie rozumiem, jaki jest sens mojej misji.

Pułkownik spojrzał majorowi głęboko w oczy. Jego wzrok był stalowy, zimny, o dziwo nad wyraz trzeźwy.

– Badamy nowy grunt, nowe możliwości. Jeśli ten mechanizm zadziała w Polsce, wszystko stoi przed nami otworem. To nowa teoria. Nazwałem ją „dezinformacja prawdą”.

– Prawdą? Jaką prawdą? – Wasilij zamilkł, przerażony. – Panie majorze, czyżby katastrofa w Smoleńsku…

– Nie powiem ci tego, prawda czy fałsz. Może inaczej: dowiesz się w stosownym czasie, co jest prawdą, a co fałszem. Jeszcze nie teraz. Dezinformujemy prawdą, tyle musisz wiedzieć. A teraz do pracy. – Pułkownik sięgnął po małą skórzaną teczkę. – Na pierwszej stronie masz listę polskich polityków. W pierwszej kolejności znajdź dojście do tego.

Wasilij podążył wzrokiem za palcem przełożonego. Na pierwszym miejscu widniały inicjały: A.M.

I

Warszawa, kwiecień 2010 roku

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X

Teoria. Smoleńsk 2010

ISBN: 978-83-8373-715-7

© Adam Ostaszewski i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Anna Kędroń

KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska

OKŁADKA: Rafał Brzozowski

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek