Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wizje znane z filmów science fiction jeszcze nigdy nie były tak rzeczywiste. Ludzkości udaje się nawiązać kontakt z pozaziemską cywilizacją. Teraz przyszedł czas na przyjęcie delegacji z Galii. W końcu nadchodzi ten dzień. Statek ląduje, wysuwają się schody, a u ich szczytu stoją… ludzie. Tacy jak my! Okazuje się, że nie jesteśmy w kosmosie sami, jest więcej planet zamieszkanych przez nasz gatunek. Azarra, specjalistka do spraw społeczeństw pozaplanetarnych w szeregach Gwiezdnej Floty, wraz z kompanami z Galii zrobi wszystko, aby przekonać do siebie Ziemian i uśpić ich czujność. Ale czego tak naprawdę chcą przybysze z Galii od znacznie słabiej rozwiniętej cywilizacji Ziemian? Czy grozi nam konflikt międzyplanetarny? I kim są Stwórcy – jedyny gatunek, którego obawiają się Galianie?
„Azarra” to powieść science fiction, która niczym dobry scenariusz filmowy kreśli przed nami wizję historycznego pierwszego kontaktu Ziemian z obcą cywilizacją. Mając na względzie święte prawo, aby przyjaciół trzymać blisko, wrogów jeszcze bliżej, ziemscy naukowcy i politycy zrobią wszystko, aby goście czuli się u nas jak najlepiej i nie naszła ich ochota na podbój naszej planety. Nie wszyscy jednak witają przybyszów z otwartymi rękami, pomni traum, które przeżyli w wyniku porwań swoich najbliższych przez kosmitów. Czy stali za tym Galianie? Co jeszcze ukrywają przybysze?
Notatka o Autorze
Adam Ostaszewski, rocznik 1974, z zawodu radca prawny, mieszka i pracuje w Koszalinie, gdzie prowadzi swoją praktykę prawniczą. Wielbiciel oraz autor opowiadań i powieści z gatunku szeroko pojętej fantastyki. W krąg jego zainteresowań wchodzi klasyczne science fiction, fantasy, budowanie światów alternatywnych. Dwa opowiadania z jego twórczości zostały wyróżnione na międzynarodowych konkursach literackich: „Misja Ares” na 1’st The Clarke-Bradbury Science Fiction Competition, „Odbicie” na 2’nd The Clarke-Bradbury Science Fiction Competition, i opublikowane po angielsku w zbiorach nagrodzonych prac. W 2021 roku zadebiutował na rynku wydawniczym zbiorem opowiadań fantastycznych „Odbicie”. W 2022 roku wydał dystopijną powieść „Wirus” opowiadającą o świecie, w którym pandemia nie odpuszcza, a walka z wirusem staje się pretekstem do zmiany układu sił politycznych na świecie i wprowadzenia brutalnych reżimów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 356
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opieka redakcyjna
Agnieszka Gortat
Redaktor prowadzący
Monika Bronowicz-Hossain
Korekta
Słowa na warsztatAgata Czaplarska
Opracowanie graficzne i skład
Marzena Jeziak
Projekt okładki
Przemysław Szczepkowski
© Copyright by Adam Ostaszewski 2025© Copyright for this edition by Borgis 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie I
Warszawa 2025
ISBN 978-83-68322-33-0ISBN (e-book) 978-83-68322-34-7
Wydawca
Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis
Wydrukowano w Polsce
Druk: Sowa Sp. z o.o.
Rozdział I
Table of Contents
Cover
Rozdział I
Pulsujący milionami pikseli obraz odbijał się w oczach Gerda niczym światło kosmicznej latarni na jakimś zapomnianym przez bogów i ludzi księżycu. W jednej chwili atakował go informacjami o przebytej przez statek przestrzeni, o stanie załogi, raportami szpiegów i rozkazami dowództwa. Do tego dochodziły rekomendacje od jajogłowych o sposobie przekazywania informacji obsadzie wyprawy na temat tego, co wydarzyło się w domu pod ich nieobecność. Dane o sytuacji politycznej, społecznej, rodzinach pozostawionych daleko za sobą mogły w najlepszym przypadku spowodować szok. Trzeba je będzie odpowiednio dawkować. Wiedział o tym, gdyż jako dowódca zasypiał i budził się na zmianę ze swoim zastępcą co dwa lata. Ostatnie cztery cały wyznaczony personel spędzał już razem. Musieli przygotować wszystko jak należy do pierwszego kontaktu.
Tak, ostatnie dni misji były najgorsze. Wzrastała niepewność, poziom stresu osiągał apogeum. Zgodnie z rozkazami porażka nie wchodziła w grę. Odbywał uciążliwe, codzienne rozmowy z kierownictwem.
– Witam, admirale. – Na ekranie pokazała się okrągła, nalana twarz generała Perla. – To wielkie szczęście, że przez cały okres misji łączność działa bez zarzutu. Szybko i nadprzestrzennie. – Roześmiał się.
„Czy on przy każdym połączeniu musi gadać to samo? Sam się chyba śmieje ze swoich kiepskich żartów” – pomyślał Gerd, a na głos powiedział:
– Oczywiście, generale, wszystko działa jak trzeba. Łączność w czasie rzeczywistym to największe osiągnięcie naszych wspaniałych techników.
– Dobra, dobra. – Tym razem na ekranie pojawiła się twarz szefa Zjednoczonych Ojczyzn Świata. – Proszę o szybki meldunek i do rzeczy.
– Tak jest! – Gerd wyprężył się na baczność. Miał na sobie dopasowany, jednoczęściowy błękitny mundur Gwiezdnej Floty, obecnie pod jego dowództwem składającej się z jednego statku kosmicznego, na którym się znajdował. – Najkrócej jak można, to wszystko w porządku. Za godzinę przystąpię do procedury wybudzania załogi. Potem tygodniowy okres przystosowawczy i będziemy gotowi do przeprowadzenia właściwej misji. Stan techniczny statku doskonały, technicy dbają o wszystko. Jeżeli chodzi o raporty wywiadu…
– Dobrze, dobrze – przerwał mu szef. Jego skośne oczy zwęziły się w jeszcze węższe szparki. Na bladoniebieskiej cerze pojawiły się napięte zmarszczki. – Raporty wywiadu otrzymujemy, nie ma sensu ich powtarzać.
„Jak wszystko inne” – pomyślał Gerd. Te całe pogaduszki to strata czasu. Dane o stanie jednostki i załogi przekazywane są w czasie rzeczywistym do centrum kierowania lotem.
– Chciałem osobiście przekazać panu ostatnie informacje i rozkazy przed wybudzeniem. Na szczęście im bliżej celu jesteście, tym sytuacja polityczna ulega większej stabilizacji. Nikt już nie straszy wojną ani ucieczką w kosmos. Są jeszcze oczywiście nierozwiązane sprawy, ale teraz wszystkie oczy zwrócone są na was, na statek Earth One! Nie muszę powtarzać, że nie możecie zawieść i tak dalej. Za chwilę prześlemy wam informacje dla przebudzonych. Nie wszystkim pewnie się spodobają. Psycholodzy są w gotowości do pomocy. Musicie zadbać o każdego członka załogi, zrozumiano? Teraz to najważniejsze.
– Tak jest, szefie! – odpowiedział Gerd. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby okres przystosowawczy przebiegł bez problemów.
– Tego oczekujemy. I jeszcze jedno, przypominam, że od dzisiaj obowiązuje całkowity zakaz kontaktów, hmm, intymnych między załogą, rozumiecie?
– Oczywiście. – Admirał zacisnął zęby. Każdy romans, nawet zaprogramowany i przewidziany, musi się kiedyś skończyć. – Dobro misji naszym najwyższym dobrem!
Szef spojrzał z niesmakiem. Gerdowi wydawało się, że w tle usłyszał stłumione śmiechy. Po chwili ekran zgasł. „Szybko i bezboleśnie” – pomyślał. Zobaczył jednak duże napięcie w kierownictwie. Od misji zależała przecież przyszłość całej planety, wszystkich ojczyzn i ludów na niej żyjących. Tysiące lat rozwoju, eksploracji kosmosu, poszukiwań obcych cywilizacji. I w końcu się udało. Odkrycie kilku planet z rozwiniętymi społecznościami było nie lada niespodzianką. Nawet mimo tego, że znajdowały się dokładnie tam, gdzie lokalizowały je mapy. Na pierwszy rzut wybrana została planeta zamieszkana przez społeczność najmniej rozwiniętą z odkrytych. Jak próbować, to bezpiecznie.
Gerd spojrzał w lustro wiszące przy drzwiach wejściowych. Ciekawe, jak zareagują na widok obcych? Zdziwią się ich wyglądem? Będą zszokowani? A może przyjmą po prostu do wiadomości, że wszechświat zamieszkany jest przez inteligentne dwunożne istoty z parą rąk i głową, w której znajduje się mózg. Tak, wszystko parami. Para oczu, uszu, po pięć palców na każdej z kończyn. A całą postacią kieruje mózg. Jedyne, co ich różni, to odcienie skóry. Biały, ciemny, zielonkawy, błękitny, czerwony. Tysiące lat ewolucji, skażenia środowiska i ingerencji genetycznych. Oto obraz humanoidów przemierzających kosmos. Uciekli w przestrzeń, aby chronić swoją planetę przed rasizmem, ksenofobią i wojnami religijnymi. Rozwój techniki nie uczynił ich lepszymi. Czasami zdawało się, że wynalazki mają służyć jedynie jeszcze większej rywalizacji i wzajemnemu wyzyskiwaniu się. Nazwali to „polityką”, „procesami społecznymi i gospodarczymi”, a tak naprawdę był to zaprogramowany imperatyw przeżycia, który został przeniesiony z czasów jaskiniowych w nowoczesne wieżowce, pojazdy i statki kosmiczne. Rywalizacja napędzała cywilizację, ale mogła też doprowadzić do jej upadku. Można było odnieść wrażenie, że aktualnie panuje jedynie zawieszenie broni. Jeżeli misja się nie powiedzie, dojdzie do tragedii.
Admirał przerwał rozmyślania i się wyprostował. Wiedział, dlaczego wybrano go na dowódcę misji. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Wzbudza zaufanie. Pogładził swój błękitny mundur zaprojektowany specjalnie na potrzeby wyprawy. Na piersi widniała odznaka – pięcioramienna gwiazda przebita kadłubem trójkątnego statku. „Jak z jakiegoś filmu” – pomyślał. No cóż, to także miał być element wzbudzający zaufanie. Czy coś mogło pójść nie tak?
Do przebudzenia została godzina. Postanowił się zająć raportami szpiegów. Ponownie włączył ekran na biurku i zasiadł wygodnie w swoim fotelu. Obrócił go tyłem do drzwi wejściowych do kabiny i zaczął wertować informacje. Były oczywiście dobre. Od dziesięciu lat głównym tematem w przekazie kulturowym miały być filmy, książki, gry o kontakcie z obcymi. To samo w nauce i polityce. Na uczelniach tworzono katedry astrofizyki, egzobiologii, badano nawet domniemane społeczności kosmitów. Lokalni politycy stworzyli siły kosmiczne oraz porozumienie i procedury do wykorzystania w razie kontaktu. Gerd zastanawiał się, ile z tego zostanie wykorzystane. Pomyślał też, jakie to wszystko sztuczne. Czy naprawdę są gotowi? A co, jeżeli odkryją wpływ, jaki mają wysłannicy obcych na ich naukę, kulturę i obyczaje? Obserwowali ich przecież od kilkuset lokalnych lat. Paru wysłanników zajęło nawet dość eksponowane stanowiska w polityce, biznesie, nauce, kulturze. Oczywiście nigdy nie zdradzili się ze swoim pochodzeniem ani celami. Jednak w pewnym momencie musieli opracować plan na zagłuszanie domysłów o ingerencji z zewnątrz. Zrobiono to w najprostszy sposób – z wyznawców teorii spiskowych uczyniono wariatów i po sprawie. Nawet utrata kilku pojazdów nie była problemem. Nikt przecież nie uwierzyłby, że rządy dysponują dosłownie kosmiczną technologią. Politycy musieli to ukrywać. „Zresztą podobnie było w pierwszym okresie i u nas” – dodał w myślach Gerd. Informacja o odkryciu map, które były dowodem na istnienie inteligentnego życia w kosmosie, została poprzedzona odpowiednimi przygotowaniami. Odkrycie inteligentnych istot w przestrzeni nie było już potem takim szokiem. Tutaj jednak sprawa mogła wyglądać inaczej. Gerd miał wątpliwości, czy się za bardzo nie pospieszyli z kontaktem. Z drugiej strony nie można już dłużej czekać. Stawką jest przyszłość całej cywilizacji.
– Pan admirał chyba nigdy nie śpi. – Stanowczy, mocny, ale też miękki głos wstrząsnął Gerdem.
Po chwili się opanował, z nonszalancją obrócił fotel o sto osiemdziesiąt stopni do przeciwległej części biurka. Spojrzał w kierunku drzwi i ją zobaczył. Stała w błękitnym mundurze podkreślającym jej żeńskie krągłości. Wysoka, szczupła, ale nie chuda, z wydatnym biustem. W jej ciemnych oczach igrały figlarne chochliki, uśmiech powodował seksowne dołeczki w policzkach. Przeciągnęła bladą dłonią po długich, ciemnych włosach.
– Nie uważasz, że powinnam jednak trochę się opalić? Moja cera jest chyba za biała i za blada?
– Ty znowu o tym? – Gerd roześmiał się nerwowo, wypuszczając z płuc wyraźne oznaki stresu. – O mało nie przyprawiłaś mnie o zawał serca.
– Ty i zawał? – Azarra podeszła do dowódcy i pogładziła go po policzku. – Taki zdrowy i sprawny facet powinien raczej obawiać się innych niebezpieczeństw.
Gerd wstał. Nie miał czasu na miłostki w najważniejszym momencie misji. Chciał odejść od kobiety, ale powstrzymała go, obejmując w pasie. Była niższa, więc uniosła głowę i spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy.
– To mogą być nasze ostatnie chwile przed przylotem, spuśćmy trochę napięcia…
– Wiesz przecież, że dowództwo wydało absolutny zakaz kontaktów damsko-męskich od przebudzenia do końca pobytu na planecie. Nie możemy…
– Do przebudzenia została prawie godzina, zdążymy. – Jej głos był miękki, zalotny. – Rozkaz jeszcze nie obowiązuje. Gwarantuję ci, że szybko się uwiniemy. Masz przecież obowiązek dbać o dobry stan psychiczny załogi. – Roześmiała się i opuściła rękę w okolicę krocza Gerda. Zaczęła go delikatnie masować. Wyraźnie zadowolona poczuła pozytywny efekt swoich zabiegów.
– No cóż, ja… – Gerdowi krew zaczęła szybciej krążyć. W zasadzie dlaczego nie? Szybki numerek i do pracy. – Skoro tak… Faktycznie… – Z podniecenia nie mógł wykrztusić ani słowa. Azarra bardzo go pociągała. Dowództwo wiedziało, kogo wyznaczyć mu na partnerkę w misji. Nie potrzebowali długiego tańca godowego, aby jej ulec…
Kiedy skończyli, Azarra opadła na fotel Gerda. Pierwszy raz, i chyba ostatni, zrobili to na biurku dowódcy misji Earth One. Do tej pory wszystkie ich igraszki odbywały się na łóżku admirała lub specjalistki do spraw społeczeństw pozaplanetarnych. Uważała to za głupi tytuł. Ani naukowy, ani wojskowy, ani żaden. Ale była naukowcem. Miała za zadanie analizować, oceniać, doradzać i w praktyce badać zachowania społeczeństwa i osobników, do których lecieli. Wiedziała o nich dużo, przed wylotem nadano jej nawet tytuł profesora, a jednak cały czas czuła pewien niepokój. Od jej analiz i wniosków zależała przecież forma kontaktu i przyszłych stosunków między dwiema zamieszkałymi przez inteligentne istoty planetami. Oceniała, że wzajemne kontakty nie powinny nastręczać problemów. Kłopoty mogły pojawić się w przypadku złego do nich przygotowania.
– No, faktycznie szybko. – Uśmiechnął się Gerd. – Dotrzymałaś słowa.
– Jak widzisz, zawsze robię tak, że kończysz, kiedy zechcę. – Azarra uśmiechnęła się, wkładając mundur. – Masz jeszcze coś do picia?
– Wiesz przecież, gdzie jest barek. – Nie lubił jej przycinków co do jego męskości. To, że uprawiał z nią seks, nie upoważniało Azarry do takich komentarzy.
Podeszła do ściany i poruszyła lekko ręką. Z otworu wysunęła się półeczka z trzema butelkami i czterema szklankami.
– Jipla ośmioletnia, jipla dwunastoletnia i mantra. Cały czas ten sam zestaw. Przez szesnaście lat w kosmosie pijesz te same sikacze. – Azarra nalała sobie starszej jipli i dolała do niej soku z ogardy. – Nalać ci coś?
– Nie, dziękuję – odburknął Gerd. – Te sikacze to najlepsze nasze alkohole. A teraz, jak możesz, daj mi już spokój. Muszę przejrzeć raporty, sprawdzić stan systemów i przygotować wszystko do przebudzenia. Cholera, i ta pierwsza przemowa… Przecież powinienem ją nagrać, zamiast zabawiać się z podwładną.
Azarra demonstracyjnie rozsiadła się w fotelu przy barku. Założyła nogę na nogę i uwodzicielsko wypięła pośladki w kierunku dowódcy.
– Pan admirał coś nie w humorze po takim poświęceniu ze strony szeregowej? Jakie raporty? Myślisz, że w ciągu tych kilkunastu minut, kiedy robiłam ci dobrze, coś się zmieniło na naszym świecie? Przecież tam panuje względny spokój i wyczekiwanie na pierwszy kontakt. Rada Ojczyzn nie musi nawet wysyłać nowych wojsk na księżyce. A co do twojej przemowy, jej projekt przesłałam ci już wczoraj.
Gerd spojrzał na komunikator. Faktycznie, w poczcie na czerwono świecił się plik z nagraniem od Azarry oznaczony jako pilny. Musiał go przeoczyć w natłoku zajęć.
– Dobrze, przepraszam, masz rację. Za dużo rzeczy robię w tym samym czasie. – Usiadł na fotelu i potarł palcami po oczach. – Teraz najważniejsze jest przebudzenie. Raportami i nagraniem zajmę się po obudzeniu załogi. Przypominam ci, że będziesz miała dużo pracy. Musisz przekazać trzystu ludziom informacje o sytuacji u nas. I do tego zrobić to w taki sposób, aby dostosować przekaz do narodowości każdego załoganta.
Miał rację. Kiedy opuszczali planetę, sytuacja polityczna zaczynała się zaostrzać. Przy prawie całkowitym wyczerpaniu zasobów, ich eksploatacja przeniosła się na pobliskie planety i księżyce. Na planetach panował spokój, były duże i każdy znalazł tam miejsce dla siebie. Gorzej z księżycami. Niektóre miały znaczenie strategiczne z uwagi na ich położenie, na innych próbowano zastosować metodę faktów dokonanych poprzez ich aneksję. Na to wszystko nakładały się prywatne interwencje ponadnarodowych korporacji i zwykłe kosmiczne piractwo. Zjednoczone Ojczyny miały pełne ręce roboty. Konferencje, traktaty, spory, lokalne wojenki i utarczki w kosmosie były codziennością. Kilkukrotnie cała sytuacja o mało co nie doprowadziła do zbrojnego konfliktu na powierzchni planety. Na szczęście w porę przychodziło opamiętanie. Dopiero misja Earth One doprowadziła do jako takiego uspokojenia sytuacji. Wszyscy liczyli, że kontakt z obcą cywilizacją i korzyści z tym związane dadzą nowy impuls do rozwoju.
– Tak, wiem. Od dwóch lat nic tutaj nie robię, tylko analizuję społeczeństwo obcych i sytuację u nas. Rozesłałam do każdego członka załogi raport o tym, co działo się przez ostatnie szesnaście lat. Dostosowany oczywiście do ich wrażliwości, kręgu kulturowego, z jakiego się wywodzą, i tak dalej. Jak zareagują, nie wiem. W połączeniu z informacjami o obecnej sytuacji ich rodzin i bliskich może być różnie. Ale to już robota dla psychologów i lekarzy.
– Doktor Mariavi i jego zespół są w gotowości – powiedział Gerd.
Azarra pokiwała głową. Opuściła wzrok i dłuższą chwilę się nie odzywała. Do admirała dopiero po chwili doszło, że nie słyszy jej głosu. Zajęty sprawdzaniem stanu systemów statku nie zwrócił na to uwagi. Spojrzał w kierunku kobiety.
– Coś się stało? – zapytał.
Pani socjolog podniosła głowę. W jej oczach były łzy.
– Mój ojciec zmarł wczoraj rano – załkała.
– Jak to? – Gerd natychmiast zerwał się z fotela, podszedł do Azarry i objął ją ramieniem. – Co się… Jak?
– Choroba… Jego organizm nie był, zresztą sam wiesz… – Wtuliła głowę w silne ramiona mężczyzny.
– Wiem… Wiem… – powtórzył. Organizm ojca Azarry nie był przystosowany do normalnej długości życia. Zamiast stu sześćdziesięciu lat mógł przeżyć jedynie maksymalnie dziewięćdziesiąt, a to i tak przy nadludzkich wysiłkach lekarzy. Zmarł jednak już w wieku sześćdziesięciu sześciu lat na raka płuc. Choroby już co prawda zapomnianej, ale w jego sytuacji przeszczep był niemożliwy. – Przykro mi, naprawdę bardzo mi przykro, to był wyjątkowy człowiek. Dlaczego mi nie powiedziałaś, dlaczego nie przekazano mi tej informacji?
– I to dosłownie wyjątkowy – potwierdziła Azarra. – Nie chciałam cię niepokoić przed przebudzeniem ani nie chciałam, aby zrobiło to dowództwo. Poprosiłam ich o możliwość przekazania ci tej informacji osobiście. Oczywiście zgodzili się bez problemu. Nie martw się, już się pogodziłam z jego odejściem. Teraz najważniejsza jest nasza misja. A zauważyłeś, że do misji wybrano same heteroseksualne kobiety i heteroseksualnych mężczyzn?
Gerd zrozumiał, że chciała zmienić temat. Wstał i wrócił do biurka.
– Co w tym dziwnego? – zapytał. – Wiemy przecież, że w niektórych społeczeństwach obcych homoseksualizm to tabu, a w najlepszym razie rzecz wstydliwa i nieakceptowana. Dowództwo nie chciało wzbudzać niepotrzebnych napięć.
– No tak, i wygodniej dobrać pary kobiet i mężczyzn do kosmicznego bzykania niż osoby tej samej płci. Mimo protestów, które miały miejsce.
– Przestań, Azarro – poprosił Gerd. – Wiesz przecież, że nawet u nas kontakty osobników tej samej płci nie są wszędzie akceptowane. Misja musiała mieć ogólnoplanetarny konsensus. Dobrano nas charakterologicznie i fizycznie tak, abyśmy pasowali do siebie i w tej długiej misji nie robili problemów ani sobie, ani innym. Na razie się udaje. Pamiętasz nasz pierwszy wieczór w centrum szkoleniowym?
Azarra przymknęła oczy. Tak, było przyjemnie. Gerd od razu wpadł jej w oko, a ona jemu. Psychologowie wykonali swoją pracę znakomicie. Przez miesiące przygotowań do misji wszystkie wyznaczone pary nawiązały intymne kontakty. Nie musieli nawet specjalnie interweniować. Poza tym sami załoganci wiedzieli, na co się piszą.
– Oczywiście – powiedziała na głos. – Byłeś nieśmiały tak jak teraz, kiedy weszłam do kabiny. – W jej głosie ponownie pojawił się ten wesoły, uwodzicielski ton. – Musiałam trochę nad tobą popracować…
Gerd się roześmiał. Tak, postawiła mu drinka i zaprosiła go na indywidualny wykład na temat sposobu funkcjonowania społeczeństwa obcych w kontekście historyczno-religijno-technicznym. Najbardziej zaintrygował go wątek techniczny. Wytłumaczyła mu w trakcie wykładu, że chodzi o techniki seksualne zdobywania partnerów.
– A teraz, cóż, koniec na jakiś czas – kontynuowała. – A potem znowu szesnaście lat w tej skrzynce i powrót do domu. Ty zostaniesz wielkim admirałem floty, a ja przez drugą część życia będę dawała wykłady, występowała w mediach i prowadziła życie celebrytki. Jak wrócę, będę miała około sześćdziesięciu lat. Będę w sile wieku. Najmłodsza profesor w historii planety, geniuszka, otwarty umysł powstały z połączenia dwóch największych ludzkich inteligencji – tak o mnie mówiono. Wiesz, że nikt nigdy w wieku dwudziestu ośmiu lat nie został profesorem?
– Historia zna przypadki geniuszy, młodych kompozytorów, sportowców, naukowców. Jesteś jedną z nich. I nie wypominaj sobie wieku. Wiesz, że podczas hibernacji się nie starzejesz. Osiem lat w zamrażarce podczas szesnastoletniej misji oznacza, że biologiczne zużycie twojego organizmu wynosi obecnie trzydzieści sześć lat zamiast czterdziestu czterech. Bonus od losu.
– I co z tego? Nie odlicza nam się lat, aby nie mieszać w dokumentach, to wszystko. Mam czterdzieści lat, a faktycznie trzydzieści sześć. Świetnie. I tak każdy facet spojrzy w metrykę, a nie w „biologiczne zużycie”. I mam drugą część życia spędzić na analizach i gwiazdorstwie? Nie polecę już w kolejną misję do naszych obcych.
– Tak samo będzie ze mną. Przede mną po powrocie praca sztabowa aż do emerytury. Powinienem mieć kalendarzowo mniej więcej siedemdziesiąt sześć lat i perspektywę ponad trzydziestu lat nudnej pracy. Tylko zapomniałaś o jednym – taka misja jak nasza już się nie wydarzy. Jesteśmy pionierami. Zapiszemy się złotymi zgłoskami w historii ludzkości.
Dalszą rozmowę przerwał komunikat, który pojawił się na ekranie komputera pokładowego. Informacja była krótka: ostatnie sprawdzenie systemów przed przebudzeniem. Gerd nałożył na uszy słuchawki i rozpoczął procedurę. Azarra zaciekawiona stanęła za jego plecami. Ne ekranie zaczęli pojawiać się kolejni dowódcy poszczególnych sekcji. Zdawali krótki raport i meldowali o gotowości do przeprowadzenia procedury przebudzenia.
– Doktorze Mariavi, jak widzę, pańska sekcja w pełnej gotowości?
– Tak jest, kapitanie. – Niebieska twarz naczelnego lekarza misji wykrzywiła się w grymasie, który mógł przypominać uśmiech. – Trzech lekarzy i trójka lekarek melduje się do przeprowadzenia przebudzenia. Sprzęt sprawdzony, leki dobrane na wypadek nagłych przypadków. Możemy działać! – Lekarze pomachali wesoło do kamery.
– Dobrze, mam nadzieję, że państwa pomoc nie będzie potrzebna – odpowiedział Gerd i przeszedł do kolejnej sekcji.
Maszynownia, kuchnia, ochrona, wreszcie wojsko – wszyscy meldowali zaangażowanie i przygotowanie do działania. Od czterech lat wytypowana część załogi działała w systemie podwyższonej gotowości. Wcześniej, wybudzani i usypiani co dwa lata, pełnili służbę na zmiany. Po odebraniu wszystkich raportów Gerd usłyszał za plecami śmiech Azarry.
– Nie masz wrażenia, że pomimo podwyższonej gotowości i wszechobecnego stresu wszyscy wydają się szczęśliwi? – zapytała. – Chyba wykorzystali ostatnie godziny przed przebudzeniem na odstresowanie…
– Na to wygląda – odpowiedział Gerd. – Oby dzięki temu byli skupieni i pewni siebie. Nie mamy żadnego marginesu błędu. No dobra, zaczynamy.
Dowódca przełączył ekran na wirtualną ścianę na wysokości jego oczu. Tablica podzielona została tak, aby widać na niej było pracę wszystkich sekcji statku. W centralnym miejscu pokazywać się miały po kolei poszczególne kapsuły z przywracanymi do świadomości załogantami. Zaczęło się odliczanie.
– Drodzy przyjaciele! – rozpoczął swoją przemowę dowódca. Zamierzał zmobilizować i zmotywować załogę na ostatniej prostej. Wiedział, że członków wyprawy ogarnęło ostatnio zmęczenie. Daleko od swoich domów, w misji o niepewnym rezultacie trudno było utrzymać przez cały jej przebieg entuzjazm i mobilizację. Co jakiś czas musiał przypomnieć o wadze ich zadań. – Przed nami ostatnia, najważniejsza część wiekopomnego dzieła, które wspólnie dokonujemy ku chwale całej naszej cywilizacji. Pochodzimy z różnych miejsc, mamy różne kolory skóry, wyznajemy podobne, chociaż różniące się w szczegółach, systemy wartości. Niektórzy z nas urodzili się na koloniach i księżycach zasiedlonych przez naszych dzielnych odkrywców. Robimy to dla nich! Nasza misja to krok o niewyobrażalnej wielkości! Zróbmy wszystko, aby za chwilę dołączyła do nas reszta załogi, która przez ostatnie szesnaście lat była zdana na nasze umiejętności i decyzje. Pozwólmy im także uczestniczyć w tym wiekopomnym dziele. Imiona i nazwiska wszystkich z nas i każdego z osobna zapiszą się na kartach historii cywilizacji, i to nie tylko naszej! Do dzieła! – Gerd odkaszlnął. Z wrażenia zaschło mu trochę w gardle.
Azarra chwyciła go mocniej za ramię. Też czuła powagę chwili. W jej głowie odbijały się ostatnie przed wylotem słowa ojca: „Bądź dla nich tym, kim ja jestem dla was”. Przez ostatnie szesnaście lat planowała pierwszy kontakt i wypełnienie jego przesłania. Teraz nadszedł czas puszczenia wszystkiego w ruch. Po obudzeniu się załogi wysłany zostanie komunikat do obcych. Nastąpi pierwszy kontakt.
Na ekranie zakończyło się odliczanie. W centralnym jego miejscu po kolei ukazywały się kapsuły uśpionych załogantów. Jedna, druga, trzecia. Oczom Gerda i Azarry ukazywały się twarze śpiących ludzi budzonych przez systemy podtrzymywania życia. Po kolei otwierali oczy. Czwarta, piąta, szósta. Początek był obiecujący, wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem. Na bocznej części ekranu widać było uwijających się lekarzy na czele z doktorem Mariavim. Skupieni wpatrywali się w swoje urządzenia i co chwila przekazywali kolejne raporty do centrum kontroli lotu. Mieli bezpośrednie połączenie w czasie rzeczywistym. W razie czego otrzymają natychmiastowe instrukcje.
Po setnej kapsule Gerd rozsiadł się wygodniej w fotelu. Poczuł, jak zaczyna opuszczać go napięcie. Na razie żadnych niespodzianek. Załoganci budzili się, pozostawali przez dłuższą chwilę w oszołomieniu. Potem zaczynali odzyskiwać świadomość. Rozglądali się niepewnie wokół. Dla nich minęła chwila, w rzeczywistości szesnaście lat. Kiedy świadomość wróci do nich na dobre, do pracy wezmą się psychologowie. Zaczną przekazywać im informacje o tym, co przez ten czas działo się w domu.
Nagle wydawało się, jakby ekran zapłonął. Zaczerwienił się i rozbłysnął wściekle z ostrym sygnałem alarmowym.
– Co to? – Azarra przywarła ponownie do fotela Gerda. Po trzydziestej kapsule znudziło ją obserwowanie załogantów i oddaliła się ponownie do barku, umilając sobie czas popijaniem trunków.
– Numer sto dwadzieścia trzy – odpowiedział nerwowo Gerd. – To ambasador. Coś jest nie tak. Stary pryk nie wytrzymał szesnastu lat w śpiączce. A mówiłem, że staruch może nie przeżyć podróży.
Tak, to był ambasador. Ekran płonął od czerwieni i wył dźwiękami alarmu. Gerd natychmiast przełączył się do doktora Mariavi. Ku jego zdziwieniu naczelny lekarz wyprawy leniwie obserwował dane załogantów wybudzanych ze snu.
– Doktorze, na litość, niech pan reaguje!
Mariavi jakby ocknął się ze snu i spojrzał w komunikator prosto w oczy dowódcy.
– A, witam admirale, coś się stało? Przebudzenie idzie bez przeszkód, wszyscy…
– Doktorze! – wydarł się Gerd jak dzikie zwierzę. – Co pan mi tu?! Nie widzi pan danych ambasadora?!
– Ach, to – odpowiedział flegmatycznie lekarz. – Cóż, widocznie nie wprowadzono danych o jego problemach z sercem… Na moich szczegółowych odczytach wszystko wraca do normy.
– Problemach z sercem? – Azarra spojrzała na Gerda i pytająco wytężyła wzrok. – Co to za problemy?
– Arytmia, droga pani. – Mariavi zrobił obrażoną minę, jakby mówił coś zupełnie oczywistego. – Wróciła mu już trzeci raz w życiu. Szczególny przypadek… Długi sen i to nagłe wybudzenie spowodowały utratę rytmu pracy serca. Ale już wszystko pod kontrolą. Zrobiliśmy łup prądem i serducho działa. – Lekarz wyszczerzył się i rękoma pokazał gest uderzania o siebie dwóch zaciśniętych pięści.
– Dziękuję, doktorze – powiedział Gerd.
Zakończył połączenie i spojrzał na ambasadora. Ekran się uspokoił i znowu zaczął leniwie odliczać wybudzanie. Sto dwadzieścia cztery, sto dwadzieścia pięć, sto dwadzieścia sześć, nic już nie przeszkadzało w pobudzaniu załogi do życia.
Admirał opadł na fotel i ciężko westchnął.
– To takie chwile, w których chętnie wróciłbym do palenia – powiedział.
Azarra stanęła nad nim i pokiwała głową.
– Tak, strata ambasadora to byłby koniec twojej kariery.
– Nie bądź sarkastyczna – żachnął się Gerd. – Stary dziad. Kto wysyła faceta w wieku dziewięćdziesięciu lat w podróż kosmiczną? Nie, wróć, przecież on ma już sto sześć lat! A nie, wróć, biologicznie dalej dziewięćdziesiąt, chociaż organizm mógł nie wytrzymać hibernacji. Powinien szykować się do emerytury, a nie latać po kosmosie jak jakiś poszukiwacz przygód. Pilot Kars od siedmiu boleści.
Azarra roześmiała się na porównanie ambasadora do ikony kosmicznej popkultury.
– No, gwiezdnym piratem to on nie będzie. Ale… wiesz przecież, dlaczego ma nas reprezentować u obcych. Wszystkie dane wskazują na to, że ich cywilizacja, podobnie jak nasza, ceni w dyplomatach doświadczenie i wiedzę. W społeczeństwach ukształtował się obraz ambasadora jako człowieka poważnego, wiekowego, życiowo doświadczonego. Tylko taki wzbudzi zaufanie. Ty też przecież wolałbyś, aby obcy wysłali do nas kogoś poważnego, a nie jakiegoś małolata.
Gerd nic nie odpowiedział, pokiwał tylko głową. Tak, Azarra miała rację. Ambasadorem musiał zostać ktoś do zaakceptowania przez obcych. Z drugiej strony wiedział, jak doszło do wyboru Kierta Kiertesa III na tę funkcję. Pamięta dzień konferencji prasowej, na której szef Zjednoczonych Ojczyzn Świata przedstawił dwie najważniejsze osoby wyprawy – ambasadora i dowódcę statku Earth One. O ile wyboru Gerda nikt nie kwestionował, o tyle ambasador nie miał w mediach łatwego życia. W zasadzie wybrano go jedynie dlatego, że jego rodzina wielce zasłużyła się dla wszystkich możnych świata, niezależnie od kraju pochodzenia, wyznania, koloru skóry. Umieli robić interesy ze wszystkimi. Jego praprapradziadek, Kiert Kiertes I, był właścicielem sieci hoteli. Kiedy rozpoczął się poważny podbój kosmosu, co wiązało się z eksploracją złóż cennych surowców na księżycach i planetach, zaryzykował. Zastawił cały majątek, zaciągnął kredyty i stanął na czele konsorcjum handlującego sprowadzanymi z przestrzeni wykopaliskami. Większość przedsiębiorców pukała się w czoło, patrząc na jego wysiłki. Przewidywali, słusznie zresztą, że to państwa będą mieć monopol na wydobycie, transport i sprzedaż. Tak było, ale do czasu. Na początku interes z tego powodu szedł marnie, ale cierpliwość się opłaciła. Dochodziło do pozaplanetarnych konfliktów, nawet potyczek w kosmosie. W końcu przywódcy zaczęli wywodzić, że lepiej oddać wydobycie i przewóz surowców w prywatne ręce. Podzielić strefy wpływów i zapewnić sobie monopol przynoszący zyski, przy okazji oczywiście dochód na boku z łapówek.
Po zawarciu Gwiezdnego Układu, jak nazwano podział stref wpływów, państwa zaczęły ogłaszać przetargi na obsługę pozaplanetarnego interesu. Kto miał największe szanse? Oczywiście podmiot z nabytym już doświadczeniem, czyli konsorcjum Kierta Kiertesa I. Wygrał ponad osiemdziesiąt procent przetargów, dzięki czemu stał się praktycznie monopolistą i najpotężniejszym człowiekiem na planecie. Nie tylko spłacił długi, ale też rozwijał swoje firmy. Stać go było na stworzenie pierwszej kosmicznej agencji turystycznej. Zaczął inwestować w pozaplanetarne hotele, parki rozrywki, loty. Od jego nazwiska nazwano małe turystyczne statki kosmiczne – kierteski. W kilka z nich wyposażono statek Earth One.
Dynastia Kiertesów zażyczyła sobie wiekopomnego zapisania swojego nazwiska w historii poprzez ustanowienie pierwszym pozaplanetarnym ambasadorem jednego z nich – potomka założyciela imperium, o tym samym imieniu i nazwisku co senior rodu. Sytuacja społeczna zaczęła się komplikować, nowe napięcia spowodowały, że znaczenie rodziny wzrosło jeszcze bardziej. Gwiezdny Układ pozostawał od jakiegoś czasu tylko na papierze. Najpotężniejsza ponadnarodowa korporacja, chociaż osłabiona atakami konkurencji i sytuacją polityczną, miała jednak ogromne wpływy. Zjednoczone Ojczyzny Świata nie miały wyboru. Przystały na tę propozycję. Potomek Kiertesa I, mimo że wykształcony i elokwentny, nie wyróżnił się jednak niczym szczególnym. Wiódł żywot playboya dbającego wyłącznie o dobre kontakty z możnymi świata. To wystarczyło.
Gerd wstał z fotela i podszedł do barku. Przed oczyma stał mu cały czas obraz ze wspólnej konferencji, na której szef Zjednoczonych Ojczyzn miał zaprezentować admirała jako dowódcę wyprawy. Niespodziewanie przyszły ambasador postanowił skraść całe show. Próbował nawet powiedzieć kilka słów w językach obcych, co wzbudziło powszechną wesołość. Gerd był tak zażenowany poziomem prezentacji, że nie powiedział ani słowa. Miał przeczucie, że ambasador może wywinąć jeszcze niejeden numer na obcej planecie.
Nalał sobie drinka i popatrzył ze smutkiem na Azarrę.
– Myślisz, że się nam uda? Z ambasadorem fajtłapą, sarkastycznym doktorkiem i zbieraniną z całej planety? Myślisz, że załoganci nie pokłócą się między sobą i utrzymają dyscyplinę?
– Bądź dobrej myśli. – Azarra bez pytania podeszła do panelu sterowniczego i przełączyła widok na ekranie na planetę, wokół której krążyli. – To najbliższa planeta od naszego celu.
– Przecież wiem. Zatrzymaliśmy się tutaj, aby wybudzić załogę, przygotować do kontaktu i wysłać komunikat. Nie chcemy też zaszokować obcych. Poza tym względy bezpieczeństwa: nie wiadomo, jak zareagują na potężny statek z kosmosu.
– Nie o to mi chodzi. Wszystkie cywilizacje coś łączy. Nasza w tej chwili zespolona jest chęcią kontaktu z inną rasą. Jesteśmy ich ciekawi. Moje analizy i badania wskazują na to, że ich system społeczny i system wartości jest zbliżony do naszego. Ich też łączą wspólne cele, choć na razie na poziomie mniejszym, obejmującym poszczególne obszary planety. Teraz damy im ciekawość wyższego stopnia.
– No tak, ale raczej nie spowodujemy, aby wyzbyli się swoich podziałów. U nas także istnieją państwa, religie, rasy, rozwarstwienia społeczne.
– Tak, ale społeczeństwa potrzebują wspólnoty, także na poziomie większym niż grupa skupiona w jednym miejscu w przestrzeni. Wiesz, że oni także, tak jak my, nazwali planety ze swojego układu od imion starożytnych bogów? To pokazuje, że mają potrzebę unifikacji na poziomie symboli i praktyki poznawania.
– Wiem o tym, dlatego jestem dowódcą. Kilka lat studiowałem podobieństwa i różnice naszych społeczeństw. Nie pamiętasz?
Azarra uśmiechnęła się lekko. Tak, podczas przekazywania dowódcy wiedzy, wyników badań i własnych obserwacji bardzo się polubili. Nawet bardziej niż bardzo… W sumie dlatego została główną socjolożką wyprawy i specjalistką od międzyplanetarnych badań społecznych.
– Byłeś bardzo pojętnym uczniem – powiedziała, czerwieniąc się na twarzy. – Ale to dowodzi, że mamy więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Popatrz na tę planetę. Nic ci nie przypomina?
– Hmm, trochę podobna do naszego drugiego księżyca. Też ma taki czerwony odcień.
– Tak, ale ma przecież również nazwę jak nasz księżyc, pochodzącą od boga wojny. Ta planeta, a ich bóg, nazywa się Mars.