Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
39 osób interesuje się tą książką
Nad Justinem ciąży klątwa: każda kobieta, z którą randkuje, zaraz po zerwaniu znajduje miłość swojego życia. W dodatku, po niefortunnym poście na portalu Reddit, o klątwie Justina wie chyba cały świat. Ta sama klątwa wisi nad Emmą. I kiedy zagaduje Justina na czacie, wymyślają plan: umówią się ze sobą i zerwą. Potem oboje znajdą miłość swojego życia. Szalony pomysł... i dlatego właśnie może im się udać.
To miał być krótki romans, tylko na lato. Ale kiedy z niespodziewaną wizytą wpada toksyczna matka Emmy, a Justin musi przejąć opiekę nad trójką rodzeństwa, nagle ich plany ulegają zmianie. A oni muszą sobie ze wszystkim poradzić.
I może się tak zdarzyć, że tym razem los rzeczywiście połączył idealną parę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 455
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginału: Just for the Summer
Redakcja: Małgorzata Burakiewicz
Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka
Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Magdalena Zabrocka, Beata Kozieł-Kulesza (Lingventa)
Projekt okładki: Sarah Congdon
© 2024 Hachette Book Group, Inc
© 2024 by Abby Jimenez
This edition published by arrangement with Forever, a division of Hachette Book Group, Inc., New York, New York, USA.
All rights reserved.
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
© for the Polish translation by Katarzyna Bieńkowska
ISBN 978-83-287-3471-5
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Tę książkę dedykuję moim cudownym Czytelnikom. Zaczęłam pisać tylko dla siebie.
Nigdy nie przypuszczałam, że to mnie dokądkolwiek zaprowadzi ani że ktokolwiek to przeczyta.
A teraz piszę dla Was. I tak jest znacznie lepiej.
Drogi Czytelniku,
chociaż wszystkie moje książki to komedie romantyczne, niektóre tematy poruszane w tej powieści mogą u niektórych osób wywoływać silne emocje. Jeśli uważasz ostrzeżenia dotyczące potencjalnie niepokojących treści za spojlery i nie potrzebujesz ich, proszę, pomiń poniższy akapit i przejdź od razu dalej.
Ta książka zawiera sceny, w których pojawiają się ataki paniki, lęk, zespół stresu pourazowego, depresja, bliżej niezdiagnozowane problemy psychiczne, toksyczna matka i retrospekcje dotyczące zaniedbywanego dziecka. Proszę, zajrzyj na moją stronę internetową albo na Goodreads, żeby dowiedzieć się więcej.
r/Czyjestemdupkiem
tydzień temu
Wstawione przez just_in_267
CJD dlatego, że nazwałem swojego brzydkiego psa imieniem byłego najlepszego przyjaciela?
Ja, czyli Justin [mężczyzna, 29 lat], przyjaźnię się z Chadem [mężczyzna, 32 lata] właściwie od urodzenia. Nasze mamy są przyjaciółkami, razem dorastaliśmy, a przez ostatnich dziesięć lat byliśmy współlokatorami, aż do incydentu, który nadał bieg naszej obecnej sytuacji.
Małe wyjaśnienie. Mam pewną… przypadłość, że się tak wyrażę. Praktycznie każda kobieta, z którą spotykam się więcej niż kilka razy, trafia na swoją drugą połówkę natychmiast po naszym rozstaniu. Serio, tak już jest. To się zaczęło trzy lata temu i zdarzyło już pięć razy. Zrywamy ze sobą i następny facet, z którym umawia się moja była, okazuje się Tym Jedynym.
Moi przyjaciele uważają, że to przekomiczne. Zawsze z każdą z nich rozstawałem się w zgodzie i cieszy mnie, że wszystkie są szczęśliwe. Ale moi kumple strasznie mi z tego powodu dokuczają. Nazywają mnie talizmanem.
No, w każdym razie pięć miesięcy temu przez kilka tygodni spotykałem się z Hope [kobieta, 28 lat]. Nic wielkiego. Uznaliśmy, że do siebie nie pasujemy, nie było między nami chemii, więc się rozstaliśmy. Aż tu nagle – patrzcie państwo! – ona spiknęła się z Chadem. I oczywiście to oznacza, że na mocy uroku, który rzucam ja, zwany talizmanem, Chad jest jej drugą połówką. Patrzy w nią jak w obrazek, poznali już nawzajem swoich rodziców, wybierają pierścionek zaręczynowy i chcą razem zamieszkać. Natychmiast.
Jedyny problem polega na tym, że umowa na wynajem naszego mieszkania opiewa jeszcze na kolejne pół roku, ale Chad znalazł idealne nowe lokum dla siebie i Hope, a nie stać go, żeby płacić dwa czynsze równocześnie. Tak więc musiał podjąć trudną decyzję, czy wystawić do wiatru mnie, czy ją – i wybrał mnie. A ja teraz muszę znaleźć jakiś sposób, żeby samodzielnie wywiązać się z umowy najmu aż do końca jej trwania.
Przez kilka tygodni strasznie się stresowałem. Bardzo nie chciałem szukać nowego współlokatora, a gospodarz mieszkania nie zgodził się na wcześniejsze rozwiązanie umowy, zaproponował jednak, żebym przeniósł się do tańszego mieszkania. W całym budynku dostępne było tylko jedno – kawalerka. Trochę mała, ale to przejściowe rozwiązanie, no i jest tania. Uznałem, że to prawdziwa gratka, i zgodziłem się w ciemno. Potem dopiero odkryłem, DLACZEGO ta kawalerka była dostępna i tania – okno wychodzi na jeden z tych billboardów Króla Toalet. No wiecie – ten, na którym on jest ubrany niby Henry Tudor i trzyma przepychacz nad olbrzymią, wypełnioną gównem muszlą klozetową. To powinno być zakazane, żeby umieszczać billboard tak blisko jakiegokolwiek okna. Zupełnie jakby jedyną osobą, która ma to oglądać, był nieszczęśnik mieszkający w tej kawalerce – czyli obecnie ja. Serio. Z mojego okna widać tylko to. Żadnego nieba, wody – jedynie Król Toalet. Dzień i noc. W dodatku po zachodzie słońca billboard jest podświetlany i razi mnie w oczy nawet przez żaluzje. A ja pracuję w domu. To prawdziwe piekło.
Chad uważa, że to najśmieszniejsze, co mi się kiedykolwiek przytrafiło, i bez przerwy się ze mnie nabija, chociaż to głównie jego wina. Ciągle mi przysyła zdjęcia każdego billboardu, plakatu czy bannera z Królem Toalet, jaki tylko zobaczy, a jeśli mieszkacie w okolicy Minneapolis/St. Paul, to sami wiecie, jak często to się zdarza.
Wkurza mnie to, ale postanowiłem poszukać jakiegoś powodu, żeby spędzać więcej czasu poza domem i nie musieć wyglądać przez okno. Zawsze chciałem mieć psa, ale Chad nigdy by się na to nie zgodził. Poszedłem więc do schroniska i znalazłem najbrzydszego zwierzaka, jakiego tam mieli. Tak szkaradnego, że nikt nie chciał go przygarnąć. Ten pies ma krzywy zgryz (nadmiernie wysuniętą dolną szczękę) i nużycę, do tego brakuje mu pół ucha. To mały gryfonik belgijski, czyli wygląda jak chochlik, który patrzy na wszystko krytycznie spod zmarszczonych brwi. Adoptowałem go i dałem mu na imię Chad, bo obecnie ta mała paskuda jest moim nowym najlepszym przyjacielem. Jeśli to teraz czytasz, ludzki Chadzie, wiedz, że jesteś dla mnie martwy. (Tak naprawdę to nie, nadal kocham typa). Ale oznaczam go na wszystkich postach z Chadem – psem, które wstawiam na Instagram z podpisem: „O, proszę, lojalny Chad!”.
Chad się z tego śmieje, ale Hope się złości i mówi, że powinienem zmienić psu imię. Mama Chada się z tym zgadza i oznajmiła, że mam się u niej nie pokazywać, dopóki nie zmienię tego imienia, co trochę mi nie pasi, bo ona jest najlepszą przyjaciółką mojej mamy i często tam bywam z powodu różnych spraw rodzinnych. Ale i tak się nie ugnę.
Czy jestem małostkowy? Tak. Ale czy jestem dupkiem?
Widziałaś to?
Moja najlepsza przyjaciółka przechyliła telefon, żebym mogła zobaczyć, o czym mówi. Na ekranie miała otwarty wątek z Reddita „Czy jestem dupkiem”.
Siedziałyśmy w szpitalnym bufecie podczas przerwy na lunch.
– Co to? – zapytałam, wyciskając ketchup na frytki.
– Sama przeczytaj – odparła. – Wyślę ci link.
Przesunęła kciukiem po ekranie, a u mnie zapikało powiadomienie o nowej wiadomości.
Podniosłam szklankę z mrożoną herbatą i czytałam, trzymając słomkę w ustach. Kiedy dotarłam do drugiego akapitu, wytrzeszczyłam oczy.
– O mój Boże… – mruknęłam.
– Co nie? A ja myślałam, że tylko ty jedna działasz jak taki talizman.
– To dar – odparłam. – Co prawda nie dla mnie, ale wszyscy moi byli są szczęśliwi. – Czytałam dalej, sącząc swój napój. Kiedy skończyłam, odłożyłam telefon. – Nie jest dupkiem.
– Zgadzam się w pełni – powiedziała. – Widziałaś ten billboard?
– Nie.
– Wyguglowałam go. Patrz.
Znowu podsunęła mi swój telefon, a ja omal nie zakrztusiłam się ze śmiechu.
– Biedny chłopak.
– Ja nigdy nie odwaliłabym ci takiego numeru – powiedziała Maddy.
– Mam nadzieję. Nie mogłabym żyć bez ciebie.
Uśmiechnęła się i wzięła gryza swojego wegetariańskiego wrapa.
– Dziwaczne, że oboje macie taką samą przypadłość – stwierdziła, kiedy już przełknęła. – Wszyscy wasi byli partnerzy, ot tak, odjeżdżają z kimś innym w stronę zachodzącego słońca.
– Ha. Ciekawe, na ilu ślubach musiał być – mruknęłam, wydłubując plasterki kiszonego ogórka z mojej kanapki z kurczakiem i kładąc je na talerzu Maddy.
Skinęła w stronę mojego telefonu.
– Powinnaś kolesia zapytać.
Spojrzałam na nią z ukosa.
– Mam mu wysłać prywatną wiadomość?
Wzruszyła ramionami.
– Tak, czemu nie? Faceci uwielbiają, jak dziewczyny zaczepiają ich na privie – odparła. – Serio. Zapytaj go. Lunch jest nudny. Dzięki temu będziemy miały jakąś rozrywkę.
Westchnęłam.
– No dobra. Jedna wiadomość. – Wytarłam palce w serwetkę, chwyciłam telefon i otworzyłam prywatne wiadomości na Reddicie.
On miał nick just_in_267. Zastanawiałam się, czy ma na imię Justin.
Mój nick to Emma16_dilemma. Nie zmieniałam go od drugiej klasy liceum. Pewnie powinnam to zrobić.
Zaczęłam pisać.
Mam ten sam problem, co ty. W ciągu ostatnich czterech lat to się zdarzyło siedem razy. Zrywamy i w ciągu pół roku facet się żeni. Czy ciebie też zapraszają potem na śluby? Mnie trzykrotnie proponowano, żebym została druhną.
Kliknęłam „wyślij”.
– Proszę. Wysłałam wiadomość kompletnie obcemu facetowi. – Odłożyłam telefon. – Mam wrażenie, że to coś, co mogłaby zrobić moja mama.
Maddy prychnęła drwiąco.
– Gdyby to była Amber, całą forsę przeznaczoną na czynsz wydałaby na wróżkę, która niby maluje portrety twojej drugiej połówki, a potem i tak wszystkim klientom wysyła ten sam obraz. Oto, co zrobiłaby Amber.
Nie roześmiałam się. To było zbyt prawdziwe, by mogło mnie rozbawić.
Zapikała moja komórka.
– Ten koleś z Reddita właśnie odpisał – powiedziałam.
Maddy zamarła z wrapem w połowie drogi do ust.
– I co napisał?
Kliknęłam na wiadomość.
Justin: Wybacz, jeśli się mylę, ale czy nie jesteś przypadkiem dziennikarką, która próbuje poznać moją tożsamość do swojego kolejnego artykułu o tym wątku na Reddicie, co? Musisz powiedzieć mi prawdę. Jak wtedy, kiedy jesteś tajniakiem i ktoś cię pyta, czy jesteś gliną, a ty nie możesz skłamać.
Roześmiałam się.
– Co? – zaciekawiła się Maddy.
– On myśli, że jestem dziennikarką i próbuję odkryć, kim on jest.
– Już mu się to zdarzało wcześniej?
– Najwyraźniej.
Zaczęłam pisać.
Ja: Nie jestem dziennikarką.
Justin: Dokładnie tak odpowiedziałaby dziennikarka działająca pod przykrywką.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
Ja: Jestem pielęgniarką.
Wysłał mi emotkę ze zmrużonymi podejrzliwie oczami.
Wpadłam na pewien pomysł.
Ja: Napisz, ile mam pokazać palców.
Minęło kilka sekund.
Justin: Cztery.
– Maddy, zrób mi zdjęcie.
Wytrzeszczyła oczy.
– Chcesz wysłać temu kolesiowi zdjęcie?
– No, a czemu nie?
– Mmm, bo on może być seryjnym mordercą.
– Seryjny morderca z poczuciem humoru, psem ze schroniska, przyjaciółmi od dziecka i dobrą relacją z mamą? – Podałam jej swój telefon. – To przecież zupełnie tak samo, jakby zobaczył moje zdjęcie, gdybyśmy trafili na siebie na Tinderze, zresztą i tak za kilka tygodni będziemy na Hawajach. On mieszka w Minnesocie. Nawet gdyby udało mu się odkryć, kim jestem, nie zdoła przecież mnie odnaleźć.
– A jeśli to jakiś oblech, który nie używa nici dentystycznej i teraz będzie miał zdjęcie do banku spermy?
Przewróciłam oczami.
– Oj, przestań.
Przechyliłam głowę tak, że warkocz opadł mi na ramię, i podniosłam w górę cztery palce. Maddy nie wyglądała na zadowoloną, ale przestała mówić, zrobiła zdjęcie moim telefonem, po czym mi go oddała. Byłam w stroju pielęgniarki, do kieszonki miałam przypięty szpitalny identyfikator. Otworzyłam aplikację do edytowania zdjęć, wymazałam swoje dane i wysłałam zdjęcie.
Ja: Jestem w pracy. Czy dziennikarki noszą takie stroje? A tak w ogóle ile razy byłeś nagabywany przez dziennikarzy działających pod przykrywką?
Justin: W tym tygodniu? Czy w ogóle?
Wysłałam mu śmiejącą się buźkę.
Justin: Teraz, kiedy już ustaliliśmy, że jesteś osobą, za którą się podajesz, mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. Tylko raz zostałem zaproszony na ślub przez osobę, która skorzystała z mojej magicznej mocy. Ale byłem drużbą, a ślub był tematyczny, stylizowany na „Beetlejuice”.
Roześmiałam się i przeczytałam to na głos Maddy.
– Zdjęcia albo w to nie uwierzę – powiedziała.
Napisałam: „Zdjęcia albo w to nie uwierzę”.
Odłożyłam telefon na stół.
– Miałaś rację. To świetna zabawa.
– Ja zawsze mam dobre pomysły – stwierdziła.
Prawie dokończyłam już kanapkę, kiedy przyszło powiadomienie o kolejnej wiadomości.
– Odpisał – oznajmiłam. – Jest zdjęcie.
Maddy poderwała się z krzesła i stanęła za mną, żeby patrzeć mi przez ramię.
Kiedy otworzyłam zdjęcie, zaczęłam chichotać. Panna młoda i pan młody byli przebrani za Beetlejuice’a i Lydię, ona miała czerwoną suknię ślubną, zupełnie jak w filmie. Świadkowie byli przebrani za Maitlandów, ale mieli te straszne maski, którymi tamci na początku chcieli przestraszyć nowych mieszkańców domu. On miał długi szpiczasty nos i oczy jak czarne dziury. Wysłałam mu cały rządek śmiejących się emotek.
– Masz rację, naprawdę nie brakuje mu poczucia humoru – stwierdziła Maddy.
Przechyliłam głowę.
– Szkoda, że nie mogę zobaczyć jego twarzy.
– Prześlij mi to zdjęcie.
– Po co?
– Do odwrotnego wyszukiwania obrazem.
– Och, sprytnie. Dobra, zaczekaj.
Wysłałam jej zdjęcie. Usiadła z powrotem i zaczęła przesuwać kciukiem po ekranie swojego telefonu, a ja zabrałam się do kończenia mojej kanapki.
– Znalazłam go – oznajmiła Maddy po jakichś czterdziestu pięciu sekundach.
Rozdziawiłam usta.
– Tak szybko?
– FBI powinno zatrudniać więcej kobiet. Mamy wrodzone umiejętności śledcze. To zdjęcie jest na jego Instagramie. To z całą pewnością on, widzę ten billboard. Wyślę ci link.
Mój telefon zapikał, ale ja się zawahałam.
– Zaczekaj. Czy my powinnyśmy to oglądać? Mam wrażenie, że to narusza jego prywatność.
Łypnęła na mnie znad swojego telefonu.
– Kiedy faceci przestaną napastować kobiety, które poznali przez internet, my przestaniemy ich szpiegować, żeby mieć pewność, że nie stanowią dla nas zagrożenia. A poza tym, gdyby zależało mu na prywatności, to jego konto byłoby prywatne.
Przechyliłam głowę.
– Dobra. Słuszna uwaga.
Kliknęłam link i obie równocześnie pochyliłyśmy się nad jego instagramowym kontem na swoich telefonach. Miał brązowe włosy, brązowe oczy i był gładko ogolony. Biały, z dołeczkami w policzkach. Miły uśmiech, wysportowana sylwetka – atrakcyjny. Bardzo atrakcyjny.
– Czy ty to widzisz? – zapytała Maddy. – Koleś z całą pewnością używa nici dentystycznej.
– O mój Boże, ten pies.
Złapała gwałtownie oddech.
– O rany! Jest naprawdę brzydki. Jak taki miniaturowy gargulec.
Przechyliłam głowę.
– No nie wiem. Jest taki brzydki, że prawie uroczy.
Mały brązowy piesek był kudłaty, miał klapnięte uszy, wysuniętą dolną szczękę i łypał podejrzliwie spod krzaczastych brwi. Wyłupiaste oczy trochę mu łzawiły. Na zdjęciu Justin trzymał go na rękach i uśmiechał się jak dzieciak, który dostał na Gwiazdkę wymarzony prezent. Podpis głosił: No cóż, pies Brad ma tasiemca, ale przynajmniej nie wykiwał mnie z czynszem.
– Brad? – zapytałam, podnosząc wzrok. – Wydawało mi się, że jego kumpel miał na imię Chad.
– Pewnie zmienił imiona tych ludzi, żeby chronić ich prywatność. Ma chłopak klasę. A widziałaś komentarze? – zapytała. – Zobacz.
Kliknęłam, żeby rozwinąć komentarze. Mnóstwo śmiejących się buziek.
Ktoś o imieniu Faith napisał: „Serio, Justin? Nie wierzę”. A niżej gość o imieniu Brad skomentował: „Następnym razem, kiedy do ciebie wpadnę, ukradnę ci drążek do żaluzji”.
Zaśmiewałam się nad swoim telefonem.
– Zobacz, jak wygląda ten pies – odezwała się Maddy.
– Bo co?
– Ten pies czuje się przy nim swobodnie. Zawsze przyglądam się zwierzętom na zdjęciach, to bardzo wiele mówi o człowieku. W sensie, że wiesz, zawsze potrafię poznać, kiedy ktoś pożyczył czyjegoś psa na swoje zdjęcie profilowe. I mina tego psa mówi: „Dobra, nie znam cię, ale spoko”. Zjedź niżej – poleciła. – Widzisz? Spójrz na to jego zdjęcie na kanapie.
Znalazłam zdjęcie Justina na kanapie. Z jednej strony obejmował ramieniem małą dziewczynkę, która spała przytulona do niego, z główką opartą na jego piersi. Pies spał po drugiej stronie Justina, z pyskiem na jego udzie. To zdjęcie było przeurocze.
– Ten pies mu ufa – oznajmiła Maddy. – A to pies ze schroniska, więc to naprawdę wiele znaczy. Zwykle te biedaki są nieufne i strachliwe. – Znowu umilkła i scrollowała dalej jego zdjęcia. – Zjedź jeszcze niżej – poleciła. – Ten billboard.
Zjechałam parę zdjęć w dół i go zobaczyłam. Ten niesławny billboard. Justin nie żartował, billboard był okropny. Wiedziałam już, jak wygląda, bo Maddy wyszukała go w Google’u, ale patrzenie na niego przez własne okno to było coś całkiem innego. Wypełniał całą przestrzeń.
– O rany! Tak, Justin zdecydowanie nie jest dupkiem. To koszmar.
Zdjęcie zostało zrobione z kuchni, żeby w pełni zademonstrować ten widok. Ponieważ to była kawalerka, miała tylko jedne duże balkonowe drzwi i w całości wypełniała je postać szeroko uśmiechniętego brodatego mężczyzny w średnim wieku i w królewskim stroju, trzymającego przepychacz nad zatkanym sedesem.
– Ma porządne łóżko z ramą – stwierdziła Maddy.
– No i?
– To zielona flaga. Im bliżej podłogi znajduje się łóżko, tym gorszymi oni okazują się ludźmi. Każdy facet, który udaje na randce, że zapomniał portfela, na tysiąc procent sypia na futonie albo na materacu położonym na podłodze. Każę sobie wysłać zdjęcie jego łóżka, zanim się z którymś umówię. Dodatkowo odejmuję punkty za sypianie w śpiworze zamiast w pościeli, nawet jeśli łóżko ma ramę.
– Dlaczego?
– Bo śpiwory mają energię podłogi.
– A jeśli to piętrowe łóżko? – dociekałam.
– To jedyna okoliczność, w której moja teoria się wali, ale też właśnie dlatego żądam zdjęć sypialni, zanim się umówimy.
– Wykończysz mnie kiedyś.
Przybliżyłam obraz, żeby przyjrzeć się reszcie pokoju. Łóżko było nakryte beżową kapą. Na schludnym biurku stał wypasiony komputer. Trzy duże monitory, klawiatura i bezprzewodowa myszka pośrodku. Obok biurka maleńkie psie posłanko, a w kącie roślina w doniczce. Grafiki i zdjęcia na ścianach. To było ładne mieszkanko – nie licząc widoku z okna. Facet ewidentnie dbał o porządek i miał całkiem dobry gust.
Zjechałam jeszcze niżej, żeby zobaczyć pozostałe zdjęcia. Nie było żadnych z dziewczynami. Za to kilka, jak się zdawało, z rodziną – nastolatkiem, który wyglądał jak młodsza wersja Justina, miał takie same dołeczki w policzkach. Z jedenasto-, może dwunastoletnią dziewczynką, no i z tą małą śpiącą na kanapie, która nie mogła mieć więcej niż pięć lat.
Oznaczył na zdjęciach osobę, którą uznałam za jego mamę, ale kiedy kliknęłam na jej profil, konto okazało się prywatne.
– Znalazłam go na LinkedInie – oznajmiła Maddy. – Jego pełne imię i nazwisko to Justin Dahl. Jest programistą komputerowym. – Znowu na chwilę umilkła. – Jego tata umarł kilka lat temu. Właśnie znalazłam nekrolog. Tak. To on. Te same dzieci co na jego Instagramie. Ma troje rodzeństwa. Alexa, Chelsea i Sarah.
– Jak umarł jego ojciec? – zapytałam.
– Tu jest tylko napisane „niespodziewanie”. Miał zaledwie czterdzieści pięć lat. Okropność. Zaczekaj, sprawdzam, czy nie był notowany jako przestępca seksualny. – Pisała coś na telefonie przez jakąś minutę. – Jest czysty. – Odłożyła telefon i chwyciła swojego wrapa. – Nie widzę żadnych czerwonych flag, poza tym, że jego imię zaczyna się na J. Faceci o imionach na J są najgorsi. Zaobserwuję go na Instagramie z mojego jednorazowego konta, żeby go dalej mieć na oku. Możesz kontynuować.
Spojrzałam na nią z rozbawieniem.
– Co mam niby kontynuować?
– Nie wiem. Dalej z nim pisać. Sprawdzić, czy jest normalny.
– Wydaje się normalny – odparłam, znowu gapiąc się w swój telefon. – To my jesteśmy nienormalne – mruknęłam.
Przysłał mi to zdjęcie ze ślubu w stylu „Beetlejuice” dziewięć minut temu, a my już poddałyśmy dekonstrukcji całe jego życie. Widziałam jego twarz, jego rodzinę, mieszkanie, nekrolog jego taty, wiedziałam też, gdzie pracuje.
Nagle zobaczyłam, która godzina.
– O kurczę, musimy lecieć.
Maddy spojrzała na zegarek. Cholera. Włożyła do ust ostatni kęs wrapa i wstała. Sprzątnęłyśmy ze stołu i pobiegłyśmy na OIOM. Do końca przerwy Justin mi już nie odpisał.
Tamtego wieczoru, po pracy, Maddy zrobiła kolację. Pieczarki z rusztu i pilaw ryżowy. Po jedzeniu pozmywałam naczynia i posprzątałam w kuchni, a potem wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy suszarką.
Leżałam w łóżku w piżamie, gdy wreszcie zobaczyłam kolejną wiadomość od Justina. Napisał ją tuż po tym, jak wróciłam do pracy po przerwie na lunch.
Przysłał mi swoje zdjęcie. Żadne z tych, które wstawił na Instagrama. Był w swoim salonie, zza jego ramienia można było dojrzeć ten billboard za oknem. Trzymał na rękach psa.
Justin: Chcę, żebyś wiedziała, że tak naprawdę nie jestem postacią z „Beetlejuice”. Proszę, nie okaż się dziennikarką działającą pod przykrywką, żeby zdemaskować człowieka--talizmana.
Roześmiałam się i zaczęłam pisać.
Ja: A więc to jest Chad?
Justin: Brad. Zmieniłem imiona na Reddit. Hope naprawdę ma na imię Faith.
Ja: Aha. I co Brad na to, że stał się sławny w internecie jako dupek?
Justin: Uważa, że to zabawne. Bo jest dupkiem.
Parsknęłam rozbawiona.
Ja: Nie żartowałeś z tym billboardem.
Justin: Uwierz mi, na żywo jest znacznie gorszy.
Ja: A swoją drogą, to nie uważam, żeby twój pies był aż taki brzydki.
Justin: Przyjmuję to z rozczarowaniem. Bo to trochę osłabia efekt jego imienia. A ty masz jakieś zwierzęta?
Ja: Nie. Jestem pielęgniarką podróżną, więc to byłoby zbyt trudne. Ale w każdym nowym mieście kupuję jakąś roślinkę.
Justin: Zabierasz ją ze sobą?
Ja: Nie mogę. Zostawiam ją.
Justin: *oburzona mina* Morderczyni.
Potrząsnęłam z uśmiechem głową.
Ja: Zostawiam ją komuś. Żadna roślina nie ucierpiała z powodu mojej kariery zawodowej.
Justin: Dlaczego rośliny? Lubisz uprawiać ogród?
Ja: Rośliny ożywiają pokój. I tak, lubię uprawiać ogród. Ale za często się przeprowadzam, żeby móc to robić.
Usiadłam i skrzyżowałam nogi.
Justin: Czyli naprawdę masz tak samo jak ja? Że działasz jak talizman na swoich byłych?
Ja: Tak. A dlaczego dziennikarze próbują odkryć twoją tożsamość?
Pisał dobrą chwilę, a ja, czekając, pociągnęłam usta balsamem ochronnym.
Justin: Bo wszyscy chcą wiedzieć, kim jest facet, który może im zapewnić szczęście w miłości. Nie sądzę, że kogokolwiek w ogóle obchodzi cała reszta. To ta część z talizmanem sprawiła, że mój post stał się viralem.
Ja: Mogłam się domyślić.
Justin: Na ogół ignoruję wiadomości prywatne. Musiałem wyłączyć powiadomienia, bo doprowadzały mnie do szału. Tobie odpisałem tylko dlatego, że oświadczyłaś, że masz to samo, i doszedłem do wniosku, że nie będziesz próbowała się ze mną umówić tylko po to, żeby potem zerwać.
Roześmiałam się. Znowu.
Sprawdziłam, która godzina. Było późno.
Ja: Muszę iść spać. Jutro mam kolejny dwunastogodzinny dyżur.
Justin: OK. Miło się z Tobą rozmawiało.
Uśmiechnęłam się.
Tak, z tobą też.
Wypatrzyłem Brada i Benny’ego w głębi restauracji i podszedłem do nich.
– Wreszcie – oznajmił Brad, kiedy wślizgnąłem się do ich boksu w kolorze bordo. – Wiesz, że niektórzy z nas mają ograniczony czas przerwy na lunch, złamasie.
– Sorki, musiałem dać Bradowi lek na odrobaczenie. Przyniosłem też dawkę dla ciebie. Faith coś, zdaje się, wspominała, że jeździsz tyłkiem po dywanie?
Benny parsknął śmiechem, a Brad próbował zachować kamienną twarz, ale mu się to nie udało.
Mój najlepszy przyjaciel miał na sobie hawajską koszulę i różowe bojówki do kolan. Był dyrektorem generalnym w Trader Joe’s. Odkąd się wyprowadził, tęskniłem za czasami, kiedy nie musiałem robić zakupów spożywczych. Właściwie to od jego wyprowadzki tęskniłem za wieloma rzeczami. Choćby za tym, by mieć obok drugą osobę, z którą można by pogadać, nawet jeśli to miałby być właśnie Brad.
Sięgnąłem po kawałek mozzarelli z półmiska z przystawkami, który zamówili, i zanurzyłem ją w sosie marinara.
– Co tu mają dobrego?
– Skrzydełka – orzekł Brad.
– Skąd wiedziałem, że to powiesz?
Brad zamawiał skrzydełka w każdej restauracji, do której chodziliśmy. Bez wyjątku. Zamawiałby je nawet w barze sushi, gdyby to było możliwe.
Benny wskazał menu.
– Burgery są niezłe. Sami pieką bułki.
– O, fajnie – odparłem, zdejmując kurtkę. – A co tam nowego słychać u Jane?
– W porządku. Pozdrawia.
Brad wyciągnął rękę wzdłuż oparcia boksu.
– Tak, Faith też pozdrawia. I domaga się, żebyś zmienił imię temu pieprzonemu psu.
– Nie ma mowy – odparłem z naciskiem, sięgając po menu. – To już się stało viralem. Nie mogę się teraz wycofać, co z moimi zasadami?
– Ten post na Reddicie ciągle ma tyle wyświetleń? – zapytał Benny.
– Tak, mniej więcej – potwierdziłem, przeglądając menu. – Chyba trafił też na TikToka, więc zainteresowanie jeszcze wzrosło. Przez cały tydzień bez przerwy przychodziły jakieś powiadomienia.
– I co ludzie piszą? – zapytał Benny.
Zaśmiałem się cicho.
– Głównie to, że nie jestem dupkiem. – Popatrzyłem na Brada, a on uśmiechnął się drwiąco. – Kilka osób stwierdziło, że powinienem cię pozwać za zerwanie umowy. – Wyśmiałem ten pomysł. Nigdy w życiu. – W paru komentarzach pojawiła się sugestia, że obaj jesteśmy dupkami.
– Bo to prawda – powiedział Brad, patrząc w swój telefon. – Obaj jesteśmy dupkami. Ale tylko dla siebie nawzajem. To właśnie podstawa naszej przyjaźni.
– Sporo dziewczyn pytało, czy umówiłbym się z nimi, a potem zerwał, żeby mogły znaleźć swoją drugą połówkę – dodałem rozbawiony, przeglądając ofertę burgerów.
– I zrobisz to? – zaciekawił się Brad. – Zaoferujesz swoje usługi?
Prychnąłem drwiąco.
– Nie.
– Dlaczego nie? – zapytał.
– One chcą się umówić tylko po to, żeby ze mną zerwać. Dostałem do tej pory ze dwieście wiadomości i wszystkie dokładnie takie same.
– A jeśli wśród tych osób jest ktoś fajny? – włączył się Benny.
Rzuciłem mu znaczące spojrzenie.
– Ktoś fajny, kto chce ze mną zerwać? Zanim jeszcze się w ogóle poznaliśmy? Jestem dla nich ciekawostką. Zabawną historyjką, którą opowiedzą potem przyjaciółkom. Umówiły się na randkę z facetem-talizmanem z Reddita. Nie, dziękuję. Poza tym ta moja magiczna moc nie jest nawet prawdziwa.
– Jako ktoś, kto na niej skorzystał, powiem ci, że jest jak najbardziej prawdziwa – oznajmił Brad.
– To szereg zbiegów okoliczności – powiedziałem. – Nie ma w tym żadnej magii.
Brad pokręcił głową.
– Posłuchaj, możesz sobie wierzyć, w co tylko chcesz. Ale kiedy poznałem Faith, w sensie, kiedy tylko na nią spojrzałem, to było jak uderzenie pioruna. I ona poczuła to samo. Zapewniasz swoim byłym dziewczynom gwarantowany happy end. Mógłbyś pobierać za to opłaty.
– Och, teraz mi to mówisz – westchnąłem, zamykając menu. – W zeszłym miesiącu przydałoby mi się dodatkowe tysiąc dwieście dolców.
Pokazał mi środkowy palec.
Wziąłem kolejny kawałek mozzarelli.
– Wiecie, właściwie to w pewnym sensie poznałem kogoś dzięki temu postowi.
Benny wyglądał na zaciekawionego.
– Serio? Kogo?
– Taką dziewczynę. Pielęgniarkę. Przysłała mi wiadomość parę dni temu. Napisała, że ma to samo, co ja.
– Działa na swoich byłych jak talizman? – upewnił się Benny.
Kiwnąłem głową.
– Tak.
Wydawała się piękna. Na zdjęciu, które mi przysłała, była w jasnoniebieskim kombinezonie medycznym, a długie brązowe włosy zaplotła w warkocz. Miała piwne oczy, szeroki uśmiech. Nie jak pielęgniarka. Raczej jak gwiazda filmowa, która gra rolę pielęgniarki. Do tego od razu wydała się fajną dziewczyną.
– To co, zamierzasz się z nią umówić czy jak? – zapytał Brad.
– Nie wydaje mi się, żeby ona mieszkała w okolicy. Jest pielęgniarką podróżną.
– Cholera. To głupio. A gdzie teraz pracuje? – zaciekawił się Brad.
– Nie wiem. Nie zapytałem.
– Powinieneś – włączył się Benny. – Bo może w Vegas albo gdzieś? Moglibyśmy wszyscy się tam wybrać. Byłoby super.
Brad skinął głową w moją stronę.
– Wiesz, jeśli ona ma tę samą moc, co ty, to gdybyście się trochę pospotykali, a potem zerwali, oboje znajdziecie swoje drugie połówki.
Zaśmiałem się trochę, zanurzając kawałek mozzarelli w sosie ranczerskim.
– Nie, mówię serio – podjął. – Pomyśl o tym. Moglibyście wyzerować nawzajem swoje moce.
– No nie wiem. Ale całkiem miło mi się z nią gadało.
– Napisałeś do niej dzisiaj? – chciał wiedzieć Brad.
– Nie, bo co?
– Nie wiem. Po prostu mam już dość tego, że tyle czasu jesteś singlem. Psujesz nam statystyki.
– Też coś. Jakby mnie obchodziły jakieś statystyki… – burknąłem, a potem wgryzłem się w mozzarellę.
Tyle że ostatnio trochę zaczęły mnie obchodzić.
I Benny, i Brad byli w poważnych związkach. Czułem się jak piąte koło u wozu, kiedy spotykaliśmy się razem z ich dziewczynami, a zwykle tak było.
Zaczęli funkcjonować jako pary na wszystkich wyjazdach czy imprezach. W październiku planowali wybrać się do Lutsen, żeby pochodzić po górach. Zapytali, czy chcę jechać z nimi, ale nie chciałem. Nie sam.
Westchnąłem ciężko.
– Chyba całe to randkowanie powoli wychodzi mi bokiem.
– Nienawidziłem randkowania – podchwycił Benny.
Brad rozparł się wygodnie.
– Poszczęściło ci się. Poznałeś Jane przez swoją siostrę. No i wiesz, że ona nigdy cię nie zawiedzie, bo była z tobą, jak jeszcze miałeś chore nerki.
Benny się zaśmiał. Dwa lata temu miał przeszczep nerki, a dawcą był Jacob, brat Jane.
Brad wypił łyk swojego drinka.
– Umów się z tą pielęgniarką. Jedź tam, gdziekolwiek jest. Przedstaw jej pomysł, może ją zainteresuje.
Wytrzeszczyłem oczy.
– Przedstaw jej pomysł?
– Tak – potwierdził Brad. – Umówisz się z nią, potem zerwiecie i ona też odjedzie radośnie w stronę zachodzącego słońca. Oboje na tym zyskacie. Serio. To twoja szansa. Jeśli czegoś z tym nie zrobisz, przez resztę życia będziesz przekazywał kobiety ich przyszłym mężom, a sam nigdy nie zdobędziesz żadnej dla siebie.
– Ha. – Dokończyłem mozzarellę. – Wiesz, że to nie jest reguła. Nie każda kobieta, z którą się spotykam, wychodzi potem za mąż.
– Nie, tak się dzieje tylko z tymi, które lubisz na tyle, żeby zaprosić je na randkę więcej niż dwa razy. Posłuchaj… – Wychylił się przez stół. – Wiesz, że nie jestem przesądny. Nie wierzę w magię, czary ani klątwy, ale to, co cię spotyka? To się dzieje naprawdę, i to już od trzech lat, i nadal tak będzie, jeśli czegoś z tym nie zrobisz. Może to jest właśnie to.
Pokręciłem głową.
– A co mi przeszkadza, że kobieta, z którą mi nie wyszło, będzie szczęśliwa z kimś innym? Nie rozumiem, dlaczego miałbym temu przeciwdziałać.
– Bo każda dziewczyna, na której zależy ci na tyle, żeby spotykać się z nią dłużej niż kilka tygodni, jest kosmicznym zrządzeniem losu przeznaczona innemu!
Zamarłem w bezruchu i gapiłem się na niego.
Brad spojrzał mi prosto w oczy.
– Nigdy nikogo nie znajdziesz, dopóki wszystkie kobiety, z którymi się spotykasz, nie są dla ciebie. Nie jesteś ich drugą połówką. Bo im przeznaczona jest osoba, którą poznają po tobie. To jest przesądzone od samego początku. Z góry wiadomo, że nie jesteście dla siebie. Zastanów się tylko.
Ale ja nie musiałem się nad tym zastanawiać. Bo z chwilą, gdy to powiedział, zrozumiałem, że to prawda.
Miał rację. Odkąd dostrzegłem u siebie tę przypadłość, zawsze coś mi nie pasowało, czegoś mi… brakowało. Nikt nie wydawał mi się odpowiedni. Nie było między nami dość chemii albo po kilku randkach traciłem zainteresowanie. Nie myślałem o tym za wiele. Po prostu uznawałem, że to nie było to i tyle. Ale teraz, kiedy o tym wspomniał…
– Wyślij jej wiadomość – ciągnął Brad. – Zobacz, co z tego wyniknie. Co ci szkodzi?
Benny kiwał głową.
Bo rzeczywiście o niej myślałem. Sprawdzałem parę razy, czy nie przysłała mi jakiejś nowej wiadomości. Ale nie przysłała. W ostatniej, tej sprzed trzech dni, napisałem jej, że miło mi się z nią rozmawiało. Jeśli ona mieszka gdzie indziej, próby podtrzymania kontaktu i tak do niczego nie prowadzą. Ale sam nie wiem. Może Brad ma słuszność. Co mi szkodzi spróbować? W najgorszym razie zmarnuję trochę czasu i pieniędzy, bo i tak nic z tego nie wyniknie. Co w tym nowego? Przecież dokładnie tak samo było z każdą dziewczyną, z którą mi nie wyszło.
Pieprzyć to. Otworzyłem swój telefon i zacząłem pisać wiadomość na adres Emma16_dilemma.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz