Rodzina Black. Christmas edition - Jolanta Sad - ebook

Rodzina Black. Christmas edition ebook

Sad Jolanta

4,4

Opis

Rodzina Black w świątecznym wydaniu! Specjalnie dla fanów cyklu :)

Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy czas także dla rodziny Blacków. Anna, sceptycznie nastawiona do celebrowania tych wyjątkowych chwil, tworzy własny zwyczaj. Veronica, zakochana w tradycji i zawsze dbająca o innych, pragnie przeżyć coś nowego. A Nicolas i Victor? Czy sprostają wymaganiom swoich żon?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (65 ocen)
41
11
10
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lezak_2006

Całkiem niezła

Nic nadzwyczajnego, ale czego spodziewać się po tak małej ilości stron. Miłe opowiadanie na święta.
10
Korteress55

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie ♥️♥️♥️. Świetnie się bawiłam czytając całą serię.
00
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🥰💯🔥
00
2323aga

Nie polecam

nic ciekawego
00
Alishia22

Nie oderwiesz się od lektury

Szału nie ma ale jest ok mało szczegółów
00

Popularność




Copyright © by Jolanta Sad, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by Syda Productions/Shutterstock

Projekt okładki: Wydawnictwo WasPos

Wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I

ISBN 978-83-67024-97-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Anna Black

Veronica Black

Sophie Black

Anna Black

Nasza rodzina robi się coraz większa. I o ile Sophie i Arthur Black, rodzice mojego męża, cieszą się z tego jak opętani, to ja zastanawiam się, czy wszystko nie dzieje się za szybko. Chciałam tego. Chciałam zmian i innego życia, ale odkąd poznałam tę rodzinę, odnoszę wrażenie, że nie mogę odetchnąć nawet na moment. Kocham ich, nie mogę temu zaprzeczyć, lecz od jakiegoś czasu mam ochotę po prostu wyjechać i pobyć sam na sam z Nicolasem. Brakuje mi tego, nas tylko we dwoje. Choć nigdy specjalnie nie celebrowałam świąt i nigdy nie udzielał mi się ten nastrój, to już kolejny rok z rzędu w okolicach Bożego Narodzenia dopadają mnie markotne myśli. Zamiast cieszyć się jak wszyscy wokół i przygotowywać się do wyjątkowych chwil, mnie łapie chandra. Być może dlatego, że jak miną święta, Nicolas wróci do swojej firmy i tam będzie spędzał lwią część doby.

– Co masz taką kwaśną minę? – pyta mnie Veronica, bratowa mojego męża, zdejmując płaszcz i siadając na krześle.

Umówiłyśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Spotykamy się często, choć na kilka minut, żeby oderwać się od naszego rozpędzonego życia. Ja, Veronica i Karen, siostra braci Black, zajmujemy się swoimi domami i dziećmi. Choć nasi mężowie naciskają na zatrudnienie pomocy domowej, żadna z nas się na to nie zgadza. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, jesteśmy jak miliony kobiet na całym świecie, które zrezygnowały na jakiś czas z pracy zawodowej, żeby spędzić z maluchami jak najwięcej czasu, zanim pójdą do przedszkola.

– Sama nie wiem. Coś jest nie tak – wzdycham.

– Znowu jesteś w ciąży? – rzuca Karen, która właśnie podeszła do stolika.

Przewracam oczami, bo wiem, że będąc w obydwu ciążach, zachowywałam się jak księżniczka na ziarnku grochu. Ale nic nie mogłam poradzić na swoje zachowanie. Byłam marudna, niezdecydowana i wiecznie niezadowolona. Po urodzeniu dzieci wracałam do dawnej siebie. Moje humory kończyły się jak ręką odjął.

Wzdycham głośno i patrzę na wystawę ciast i ciasteczek na ladzie kawiarni. Pierniczki w kształcie choinek, reniferów czy dzwonków są pięknie udekorowane białym lukrem imitującym śnieg i żurawiną czy kolorowymi posypkami. Na całej sali pachnie korzennymi przyprawami, od których może zakręcić się w głowie. Z tego, co zdążyłam zauważyć, to kawiarnia wprowadziła już do karty herbaty i kawy o świątecznie brzmiących nazwach.

Jeśli jednak chodzi o mnie, to w niczym nie pomoże. Nie czuję bożonarodzeniowego bluesa.

– Nie jestem – mamroczę. – Musiałabym uprawiać seks.

Veronica wybucha głośnym śmiechem, zwracając uwagę pozostałych gości kawiarni.

– Mogłam przyjść później. – Karen chowa głowę w dłoniach. – Nie chcę słuchać o tym, co wyprawiają w sypialniach moi bracia. Możemy zmienić temat?

– Nie – odpowiada Veronica, po czym znów patrzy na mnie. – Czyli co? Że wy nie?… Nic? Jak długo?

– Nie wiem, już nawet nie liczę czasu. – Wzruszam ramionami. – Nicolas długo pracuje, ja często zasypiam u dzieci w łóżkach, kiedy czytam im bajki na dobranoc. Budzę się rano, jak jego już nie ma. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie wrócę do pracy, będę częściej widywać własnego męża.

– Victor nie jest aż tak zaangażowany w firmę, to fakt, ale też mało go widuję – stwierdza Veronica.

– Jemu się całkiem poprzewracało w głowie – odzywa się Karen, spoglądając znacząco w stronę kelnerek. – Całe życie był bawidamkiem, a teraz proszę.

– To źle, że się zmienił? – Veronica marszczy brwi i prostuje się na krześle.

– Oczywiście, że dobrze – chichocze Karen, łapiąc swoją bratową za ramię. – Nabijam się z was. Narzekacie, jakbyście tkwiły w małżeństwach co najmniej czterdzieści lat.

Odnoszę wrażenie, że małżeństwa z tak długim stażem widują się częściej niż ja i Nicolas.

Jedna z kelnerek, ubrana w czerwony uniform z białym futerkiem na dole spódniczki, podchodzi do nas, przerywając naszą rozmowę. Zbiera zamówienie, choć nie wiem, po co to robi, bo zawsze zamawiamy to samo i jesteśmy tu znane jako stałe klientki. Patrzę, jak idzie za kontuar i sięga po filiżanki z zimowym motywem.

Karen ma rację. Nie wiadomo, kiedy stałyśmy się żonami i matkami. Nasze życie przewróciło się do góry nogami. Jeszcze niedawno ja i Nicolas przeżywaliśmy nasze pierwsze wspólne chwile, kiedy się poznawaliśmy, kiedy on nie angażował się tak bardzo w pracę. Rozumiem dlaczego tak dba o firmę. To jego rodzinna spuścizna. Ale gdzie w tym wszystkim my?

***

Gdyby nie dzieci, nie zastanawiałabym się nad wystrojem domu w czasie świąt Bożego Narodzenia. Ale dzięki nim w kącie salonu stoi ogromna choinka, którą musieliśmy ubrać już w połowie grudnia. Dzieci zrobiły mnóstwo własnych ozdób, co uratowało mi życie, bo nie musiałam szukać i kupować niczego w sklepach, potykając się o masy ludzi, którzy sami nie wiedzieli, czego szukają. Powiesiliśmy je bez Nicolasa, który nie zdążył wrócić z biura.

Siedzę na kanapie w salonie, rozglądając się dookoła. Wszystko jest przygotowane do świąt. Gdzieniegdzie stoją małe drewniane renifery w szalikach, na komodzie siedzi mikołaj w czapce, która spada mu na oczy, przez co wygląda niezdarnie. Na pewno nie jak ktoś, kto jest na tyle zorganizowany, że jednej nocy okrąża glob i rozdaje prezenty. Miękkie czerwone, białe i złote poduchy leżą na podłodze. Jeszcze przed godziną były fabryką, w której elfy produkują i pakują prezenty. Dopiero co słyszałam wesołe głosiki swoich dzieci, które kłóciły się, jaki kolor wstążki będzie pasował do każdego pudełek, które pracowicie przystrajały.

Dźwięk cicho zamykanych drzwi wejściowych wyrwa mnie z zamyślenia. Przechylam do góry nogami pusty kieliszek po winie, mając nadzieję, że została tam chociaż kropla.

Nicolas staje na progu salonu i patrzy na mnie bliżej nieokreślonym wzrokiem. Jest zmęczony, widzę to. Ma podkrążone oczy i napiętą twarz. Chociaż taką minę miał, odkąd go poznałam.

– Jak ci minął dzień? – pytam, odstawiając kieliszek na stolik przed kominkiem.

– Byłem cholernie zajęty.

Opada na kanapę obok mnie z głośnym westchnieniem. Odchyla głowę na oparcie i zamyka oczy. Mam okazję bardziej mu się przyjrzeć. Dalej jest moim Nicolasem Blackiem, mężczyzną, którego kocham nad życie, ale którego coraz mocniej mi brakuje.

– Mam masę spotkań, nazbierało się jakichś projektów. Nie wiem, co z tym dalej robić – dodaje.

Rzuć w cholerę – myślę – i wracaj do nas częściej o normalnych porach. Nie potrzebujemy więcej kasy. Damy sobie radę.

To wyłącznie jego wina, że jest taki wykończony. Przez to, że nadal jest tak uparty i nie chce zatrudnić asystentki na czas mojej nieobecności w firmie, wszystkim zajmuje się sam. Ledwo zipie przez to.

Patrzę na jego klatkę piersiową delikatnie zarysowaną pod materiałem koszuli i mam wielką ochotę jej dotknąć. Albo lepiej! Może obejmę nogami jego biodra i dam mu tym do zrozumienia, że mam ochotę się z nim kochać. Mmm… Może tym razem… Nie, nie uda się. Zanim zdążę wyciągnąć rękę w stronę Nicolasa, do moich uszu dociera ciche chrapnięcie.

– Super – mamroczę do siebie, kręcąc głową.

Nie ma sensu go budzić. Okrywam go kocem i wychodząc z salonu, gaszę światło. Zostawiam włączoną choinkę, żeby Nicolas, kiedy się przebudzi, nie potknął się o fort elfów. Przecież nawet nie zauważył, że budowla stoi tuż przed nim.

***

Spotkanie z moją teściową miało dotyczyć naszego wspólnego obiadu świątecznego. Wiem, że Sophie starannie się do tego przygotowuje, ale kiedy już wszyscy się zjawiają, pozwala, by wydarzenia toczyły się własnym torem. Nie ustawia nas po kątach, nie strofuje dzieci za psoty. Nawet kiedy podczas pierwszych wspólnych świąt córka Veroniki, Olivia, pociągnęła za łańcuch, niemal wywracając drzewko i zrzucając kilka bombek, które potłukły się w drobny mak, Sophie się z tego śmiała. Brakowało w ich domu życia przez parę wcześniejszych lat. Gdyby nie dzieci, w moim też by teraz brakowało.

– Dolej mi, proszę. – Wyciągam dłoń z kieliszkiem w stronę Sophie.

Moja teściowa z gracją bierze do ręki butelkę z winem i zgrabnie dolewa mi alkoholu. Dokończy swój kieliszek i będzie pijana jak bela.

– Nie sądzisz, że Nicolas za dużo pracuje? – pyta Sophie, wpatrując się w rubinowy płyn.

Parskam ironicznym śmiechem.

– Oczywiście, że tak – odpowiadam. – Ale co ja mogę na to poradzić? Nie zmuszam go.

Kobieta podnosi na mnie przenikliwy wzrok. Pod tym względem ona i jej młodszy syn są wręcz identyczni. Analizują wszystko. Tym razem jednak wydaje mi się, że poza analizą Sophie intensywnie nad czymś myśli. Przez ten czas, odkąd ją poznałam, zdążyłam się nauczyć o niej wiele. Po pierwsze, to bardzo mądra i wytrwała kobieta. Po drugie, zrobi wszystko dla swojej rodziny.

– Może w czasie świąt chociaż odetchnie i spędzicie kilka dni razem – mówi. – To taki magiczny czas…

– To zależy od niego. – Wzruszam ramionami.

Nie mam zamiaru w nasze problemy wciągać Sophie i Arthura. Dość przeszli w swoim życiu i odkąd ich poznałam, są dla mnie przykładem idealnego związku. Ale być może ja nie jestem tak wytrwała jak Sophie? Może nie jestem stworzona do życia w ich świecie? Wiem, że coś widzą. Wiem, że dostrzegają, że nie jest dobrze. Nie oczekują, że będzie idealnie, bo zdają sobie sprawę, że jesteśmy tylko ludźmi. Jednak wydaje mi się, że niepokoi ich to, co dzieje się między mną a Nicolasem.

***

Veronica zgodziła się zostać z dziećmi, żebym mogła choć raz zjeść lunch ze swoim mężem. Znam jego rozkład dnia, godziny spotkań i wyjazdów. Cały czas mam dostęp do jego elektronicznego kalendarza. Dlatego wiem, że dziś w porze lunchu nie jest z nikim umówiony. Postanawiam zaskoczyć go w biurze.

Black Enterprises nadal robi na mnie wrażenie, choć przecież znam budynek na wylot. Patrzę teraz na niego, stojąc na chodniku przysypanym śniegiem. Przed wejściem stoją dwie choinki, ubrane w białe i złote bombki. Uśmiecham się do siebie, bo to ja zaproponowałam te kolory. Kiedy wchodzę do środka, widzę, że recepcja też jest ozdobiona tymi barwami. Wszystko wygląda naprawdę pięknie i czuć magię nadchodzących świąt.

Witam się z ochroniarzami i dziewczynami siedzącymi za kontuarem, po czym wsiadam do windy, która prowadzi wprost na piętro Nicolasa i Victora. Wysiadam na samej górze i idę do biura mojego męża. Patrzę na swoje puste teraz biurko. Jeszcze niedawno leżało tu mnóstwo dokumentów, które musiałam przejrzeć, posegregować, zapoznać się z nimi przed kolejnymi spotkaniami. Tęsknię trochę za tym miejscem i za niektórymi ludźmi, którzy bardzo ciepło mnie tu przyjęli. Na początku nie było łatwo, większość myślała, że jestem kretem Nicolasa i głupiutką dziewczyną, która dostała tę pracę, bo wskoczyła szefowi do łóżka. Owszem, Nicolas zaproponował mi pracę, kiedy zamieszkaliśmy razem i nie miałam jeszcze kwalifikacji. Później jednak od razu skończyłam kurs zawodowy. A jeśli komuś wydaje się, że praca asystentki szefa jest lekka, łatwa i przyjemna, to grubo się myli.

Dotarłszy do gabinetu, biorę głęboki wdech i łapię za klamkę uchylonych drzwi. Staję jak wryta, kiedy słyszę spokojny głos Nicolasa.

– Jasne. Jakoś to zorganizuję – mówi do kogoś.

Nie słyszę odpowiedzi, więc domyślam się, że rozmawia przez telefon.

– Nie, spokojnie. O niczym się nie dowie – dodaje.

Kto się nie dowie? O czym? Moje serce zaczyna niepokojąco szybko bić i kręci mi się w głowie.

– Też cię kocham.