Blast. W zgiełku uczuć - Jolanta Sad - ebook

Blast. W zgiełku uczuć ebook

Sad Jolanta

4,5

Opis

Trzeci tom bestsellerowej serii Black!

Veronica zbyt szybko przekonała się, że zaufanie to drogocenny skarb i jak łatwo można go stracić. Teraz jest bardziej ostrożna, ale czy wyjdzie jej to na dobre? Nie potrafi zdobyć się na otwartość, zamyka się w swoim świecie, nie chcąc znów poczuć ukłucia zdrady.

Wtedy na jej drodze staje mężczyzna, o którym stara się zapomnieć, ale nie potrafi. Victor zawsze dostaje to, czego pragnie, i właśnie Veronica stała się jego nowym, kuszącym celem.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 282

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (280 ocen)
194
50
22
11
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lezak_2006

Dobrze spędzony czas

Całkiem zgrabnie wyszło. Cieszę się, że autorka utrzymuje poziom cyklu.
10
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie
00
alexia8324

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam super książka
00
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie ♥️♥️♥️ Trzecia część dorównuje poprzednim.
00
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🥰
00

Popularność




Copyright © by Jolanta Sad, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik

Zdjęcie na okładce: © by Ironika/Shutterstock.com

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-17-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

1

Głośna muzyka dudniąca w uszach zaczęła jej cholernie przeszkadzać i wydawało się jej niemożliwym, żeby nagle ogromny salon w willi przyjaciela Andrew skurczył się tak, że brakowało jej tchu. Ludzie jakby na nią napierali, dlatego chwiejnym krokiem podążyła w stronę tarasu. Gdzieś po drodze odstawiła kieliszek ze swoim niedopitym drinkiem. Nagle wszyscy poruszali się w zwolnionym tempie, a śmiechy i rozmowy słyszała, jakby leżała po czubek głowy zanurzona w wannie stojącej pośrodku salonu. Tuż przy marmurowych schodach prowadzących na piętro dostrzegła Andrew, ale wyglądał jakoś dziwnie. Wirował, a jego kształty rozmywały się jak w gabinecie krzywychluster.

– Hej, maleńka. – Uśmiechnął się, a jego głos brzmiał dziwnie tubalnie.

– Andrew, nie czuję się najlepiej. – Sama słyszała, jak bełkocze.

Zaniepokoiła się swoim stanem, ale czując, jak Andrew ją obejmuje, wiedziała, że nic jej nie grozi.

– Nic ci nie będzie. – Przycisnął ją do siebie.

– Chciałabym wyjść na taras.

– Innym razem – wyszeptał prosto do jej ucha, prowadząc ją do samochodu.

Pozwoliła mu zawieźć się do domu i jedyne, co pamiętała, to to, że z trudem wchodziła po schodach na swoje piętro. Później całkiem odleciała.

***

Rano otworzyła oczy i nieco spanikowała, sądząc, że się teleportowała z przyjęcia do mieszkania. Nie myślała, że wypiła aż tyle alkoholu, żeby urwał się jej film. Najwyżej dwa kieliszki szampana. Kiedy zorientowała się, że nie leży na łóżku sama, gwałtownie się odwróciła i odetchnęła z ulgą. Nie przypominała sobie nikogo, kto kręciłby się koło niej podczas wczorajszego przyjęcia, ale i tak ucieszyła się, widząc za sobą Andrew. Tylko dlaczego był rozebrany do naga, a ona niczego niepamiętała?

Dwa tygodnie później…

Będąc na schodach piętro niżej, usłyszała dziwne odgłosy dochodzące z jej mieszkania. Ktoś ewidentnie tam był, choć powątpiewała, że to złodziej. W tej kamienicy i przy takich sąsiadach to niemożliwe, by przecisnął się ktoś obcy, a tym bardziej podejrzanie wyglądający. Jedyną osobą, która miała klucze do jej mieszkania, był Andrew, ale o tej porze powinien być w pociągu. Dziś miał wrócić z konferencji naukowej z drugiego końca kraju. Veronica współczuła mu długiej podróży. Kilka godzin w pociągu, a wokół nikogo, kto mógłby go zadowolićrozmową.

Andrew był specyficzny. Zawsze uważał, że ma rację, bo jego wysoki stopień naukowy świadczył o tym, że wszystko wie. Ale jeśli chodziło o związki z płcią piękną, to niewiele wiedział. Veronica już dłuższy czas myślała, jak bez wielkiego płaczu i lamentu zakończyć związek, który w zasadzie mało jej dawał. Na całe szczęście byli ze sobą dopiero pół roku, więc jeszcze nie łączyło ich nic, na czym któraś ze stron mogłaby stracić.

Sąsiadka z piętra na widok Veroniki wybałuszyła oczy i nie odpowiadając na „dzień dobry” dziewczyny, ominęła ją i zbiegła na dół, choć podobno ze względu na jakąś tajemniczą chorobę miała trudności z poruszaniem się. Wyglądało na to, że właśnie nastąpiło cudowne ozdrowienie. Zaskoczenie sąsiadki lekko zaniepokoiło Veronicę, dlatego resztę schodów pokonała w rekordowym tempie i nie czekając na nic, otworzyła drzwi swojego mieszkania.

Wiele razy w życiu widziała tę kobietę nagą, ale nigdy w takiej pozycji.

Veronica sama nie wiedziała, jak Kamasutra nazwałaby tę pozycję, jeśli tylko ktoś zainteresowany chciałby ją określić. Jakieś dziwne połączenie pająka z lotopałanką. A może ze stonogą? Albo bardziej z modliszką próbującą zagryźć swojego partnera po nieudanym akcie? W każdym razie gdzieś w tej plątaninie nóg i rąk zdołała dostrzec Andrew i Carlę w jakimś dziwnym połączeniu. Carla chyba była bliska szczytowania, bo otworzyła oczy, żeby ostatni raz spojrzeć na swojego partnera przed fantastycznym orgazmem. Zobaczywszy Veronicę stojącą na progu, ze szczęką gdzieś w okolicy kolan, zaklęła siarczyście i próbowała odepchnąć od siebie Andrew. Jednak on nie miał zamiaru wypuścić jej z miłosnego uścisku.

– O tak! Uwielbiam, jak jesteś agresywna – wysapał nawet. – Ugryź mnie tam, gdzie lubię. No dalej! – ponaglił Carlę, nie zdając sobie sprawy, że w mieszkaniu jest jeszcze ktoś.

Veronica nie mogła uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, który co wieczór kładł się obok niej w łóżku i zagłębiał w lekturze swoich ukochanych pisemek naukowych, podczas gdy ona chciała, żeby w końcu kiedyś zaczęli uprawiać seks jak normalna para. Bo nigdy tego nie robili, choć Veronice wydawało się, że próbowała już wszystkiego. Teraz zobaczyła, że nie do końca wyłącznie w pisemkach lubił się zagłębiać. Zachowywał się jak wygłodniałe zwierzę, zdolne tylko do prokreacji. Zawsze gardził takimi zachowaniami.

Tak przynajmniej mówił.

Zaniepokojony brakiem reakcji ze strony Carli również otworzył oczy i dosłownie z niej spadł. I przy okazji z kanapy. Jego erekcja od razu smutno opadła, a na twarzy Andrew wymalował się szok.

– Vera, to nie tak jak myślisz – wysapał.

– Byłoby lepiej dla ciebie, gdybym właśnie w tym momencie zaczęła myśleć – syknęła.

– Vera… – odezwała się Carla.

Nie czekała na potok słów z ust nagiej kobiety, tylko z furią okrążyła kanapę, po drodze zbierając ich rzeczy z podłogi, i nadzwyczajną mocą otworzyła okno, które nigdy nie otwierało się za pierwszym razem, po czym wyrzuciła wszystko na ulicę.

– Wynoście się – odezwała się cicho.

– Ale… jak? – Carla z przerażeniem spojrzała na okno.

– Wynocha! – wrzasnęła z furią Veronica, idąc w stronę kuchni, gdzie na blacie stał stojak z nożami i choć oboje byli zupełnie nadzy, a Andrew na dodatek był mężczyzną, to wybiegli z mieszkania, nie oglądając się za siebie.

Veronica opadła na podłogę i schowała twarz w dłoniach. Była bliska rozpaczy. I to wcale nie dlatego, że kochała Andrew, bo go nie kochała. Nie zdążyła się w nim zakochać. Płakała dlatego, że zdradził ją najokrutniej, jak potrafił. I Carla też, bo była jej siostrą.

Dwa tygodnie później…

Jakim cudem do głowy przyszedł jej taki pomysł – sama nie wiedziała. Mogła żyć w błogiej nieświadomości, ale wolała iść za swoim przeczuciem i nogi same pokierowały ją do apteki narogu.

A teraz siedziała na spuszczonej desce sedesowej i trzęsącymi się dłońmi trzymała podłużne plastikowe coś, a na tym czymś były dwie wyraźne czerwone kreski, które pojawiły się tam od razu po tym, jak postąpiła zgodnie z instrukcjami zawartymi w ulotce.

Jakim cudem?! Niepokalane poczęcie?! – pomyślała.

Zaczęła chodzić w jedną i w drugą stronę po mikroskopijnej łazience i rozbolała ją głowa. Kobieta automatycznie otworzyła szafkę z lustrem i sięgnęła po buteleczkę ze środkami przeciwbólowymi.

Zaraz! – Zatrzymała dłoń.

Nie była pewna, czy w takim stanie może je brać. Nagle dostrzegła fiolkę, na której nawet nie było etykiety. Ciekawe, nigdy wcześniej jej na tej półce nie widziała. Wtedy wspomnienie przyjęcia, które odbyło się miesiąc wcześniej, uderzyło w nią jak młot. Ta fiolka wypadła z marynarki Andrew, kiedy sprzątała kilka godzin po dziwnym poranku. Nigdy nie wspomniał Veronice, że musi coś brać. Bardzo podejrzane. Na szczęście Veronica zdążyła zakolegować się z jedną z pracownic laboratorium, w którym pracował Andrew. Zawsze może zrobić jej przysługę, zwłaszcza że Veronica zapoznała dziewczynę z jednym ze swoich ówczesnych współpracowników i stworzyli prześliczną parę.

***

Czekanie na wyniki analizy trwało parę dni, ale rezultat przewrócił życie Veroniki do góry nogami. A najgorsze było to, że nawet nie mogła udowodnić Andrew, że to on podał jej tę pigułkę gwałtu i że kiedy leżała nieprzytomna, uprawiał z nią seks. Przecież jedynym potwierdzeniem tego, że coś się mogło między nimi wydarzyć, było to, że leżał wtedy obok niej nagi. Ale czy to w ogóle może być jakiś argument, skoro byli parą i spali w jednym łóżku już od kilkumiesięcy?

Zresztą to było nieważne. Nie chciała mieć z nim do czynienia. Spakowała wszystkie swoje rzeczy, których na szczęście miała niewiele, i wynajęła mieszkanie w zupełnie innej dzielnicy miasta. Wiedziała, że sobie poradzi.

Nie miała innego wyjścia.

Osiem miesięcy później…

Ból, jaki obudził ją w środku nocy, nie był znajomy, ale od razu wiedziała, że nie pomogą żadne z możliwych technik relaksacyjnych, żeby się go pozbyć. Wydawało się jej, że wstała w błyskawicznym tempie, ale z takim brzuchem błyskawicznie to mogła tylko zasnąć byle gdzie. Powoli ubrała się, czując następny skurcz, i na chwilę przestała się poruszać. Zacisnęła zęby i oczy, wypuszczając powoli powietrze. Sięgnęła szybko potelefon.

Mama natychmiast odebrała.

– Zaczęło się, Vera? – rzuciła zaspana, ale gotowa do akcji.

– Tak, mamo. – Veronica oparła się jedną ręką o ścianę, starając się zachować spokój.

Rodzice przyjechali dziesięć minut później. Po następnych dziesięciu minutach jazdy, podczas których Veronice odeszły wody, a skurcze stały się nawet bardziej niż regularne, dotarli do szpitala. Kilka godzin później Veronica już nie płakała z bólu, ale z radości, bo trzymała na rękach najpiękniejszą i najgłośniejszą istotę, jaką kiedykolwiek widziała. Wszystko to, co się stało do tej pory, i to, jak Veronica zaszła w ciążę, przestało mieć znaczenie. Mała Olivia była tym, co rekompensowało ból, upokorzenie i żal, jakie Veronica nagromadziła w sobie do tej pory.

2

Pół roku później…

Veronica widziała wiele w swoim życiu i wiele przeżyła. Ale takiego idioty jak ten, który właśnie stał przed nią, nic nie przebije. Jak można chcieć przepołowić sobie przepołowione już części języka? Były transformacje, które akceptowała, ale to była zwyczajna głupota i wcale się nie zdziwiła, że Bradley nie zgodził się tego zrobić. Potrafił zachować zdrowyrozsądek.

Chłopak zagroził, że wróci z kolegami.

– Strasznie się przejąłem – wymamrotał Brad, odwracając się do Veroniki.

W tym samym momencie zaczął wibrować jej telefon. Spojrzała na ekran i natychmiast odebrała. To Emily, jej przyjaciółka. Wyszła po raz pierwszy na imprezę i z brzydkiego kaczątka przeistoczyła się w pięknego łabędzia. Ale Veronica miała złe przeczucia. Emily była stereotypowym kujonem, siedzącym w książkach i przed komputerem. Co ją podkusiło, żeby się wypindrzyć i iść do jednego z najbardziej obleganych klubów?! Owszem, to powinny być jej klimaty. Zepsute, dorosłe dzieci swoich ohydnie bogatych rodziców, mogące sobie pozwolić na zmarnowanie kreski w klubowej loży dla VIP-ów. Młode dziewczyny, z których część nigdy nie poznała i na pewno nie pozna prawdziwej pracy ani nie dowie się, co to znaczy mieć debet na koncie. Młodzi mężczyźni z wybujałym ego, niedbający o to, że swoim zachowaniem niszczą siebie i łamią życie naiwnym łowczyniom posagów. Ale Emily była inna, jak niewielki procent dzieciaków z ociekających kasą rodzin. Nie znosiła pieniędzy swoich rodziców i choć wiedziała, że któregoś dnia odziedziczy to wszystko, nawet nie próbowała się z tym afiszować.

Ale co jej odbiło, żeby iść na tę imprezę? Czyżby kolejny raz próbowała sobie udowodnić, że też może spróbować być taka jak cała reszta? Veronica nie rozumiała, po co jej przyjaciółka to robi. Przecież Emily zdawała sobie sprawę, że jest ponad to, że jest lepsza.

– Emily? – Zaniepokojona Veronica natychmiast odebrała.

Usłyszała ciche łkanie. Dziewczyna zesztywniała, bo zaczynała mieć złe przeczucia.

– Vera – wyszeptała wreszcie.

W tle dało się słyszeć śmiechy, stukot obcasów, szuranie i pokrzykiwania. Ciągle była w tym cholernym klubie. Albo przed nim.

– Emily, nie ruszaj się stamtąd! – zawołała Veronica i rozłączyła się.

Nie patrząc na Brada, wrzuciła do swojej torby telefon, portfel, klucze. Upewniła się, że spray z gazem pieprzowym jest na miejscu. Kto wie kiedy się przyda.

– Może już czas odciąć pępowinę – wymamrotał Brad.

– Och, zamknij się – odparła Veronica, marszcząc brwi.

Może to nie do końca dobrze tak zwracać się do własnego szefa, ale teraz miała to gdzieś. Zresztą jakby Bradowi przeszkadzało to, jak do niego mówi, dawno wyrzuciłby ją z pracy. Wybiegła z salonu, posyłając mu przelotnego buziaka, i pognała bulwarem prosto do dzielnicy, której nienawidziła całym sercem.

Widok pijanych i naćpanych dziewcząt w różnym wieku przyprawiał ją o mdłości. Niektóre, chichocząc, turlały się po mokrym od wiosennego deszczu asfalcie, inne półnagie wisiały na mężczyznach, których być może znały dłużej niż te kilka godzin spędzonych w klubie. Paparazzi brylowali wśród nich jak hieny wśród padliny. Veronica skrzętnie omijała cały tłumek, kątem oka dostrzegając, że gdzieś zaczęła się bójka. Chryste, jak w tym burdelu miała odnaleźć swoją przyjaciółkę?! Przedzierając się przez stłoczonych przed wejściem ludzi, układała w głowie plan, jak dostać się do środka. Było bardziej niż pewne, że gdy ochroniarze ją zobaczą, to natychmiast ją wyśmieją. Sukienka opinająca jej ciało zionęła taniością, buty były modne kilka sezonów temu i nie mieniły się kryształkami Swarovskiego.

Już nabrała oddechu, żeby zacząć kłócić się z ochroniarzami starającymi się utrzymać porządek przy wejściu, kiedy pod zimnym murem klubu dostrzegła znajomy seledynowy odcień sukienki. Emily siedziała na mokrym chodniku, kompletnie pijana, z twarzą ukrytą w dłoniach. Jej ciałem wstrząsały dreszcze. Tuż obok niej klęczał równie pijany potężny mężczyzna i trzymał dłoń na jej ramieniu. Jego kruczoczarne włosy lśniły odbitym światłem. Tuż za nim ledwo trzymająca się na nogach dziewczyna próbowała przekonać go, że jest na niego tak napalona, że powinien zostawić tę „ckliwą szmatę”, a wziąć ją tu i teraz. Veronica poczuła, jak zbiera jej się na wymioty. Wściekła i mająca przed oczyma swój poranek po imprezie, na której Andrew podał jej pigułkę gwałtu, natychmiast podbiegła do swojej przyjaciółki.

– Zostaw ją, dziwkarzu! – wrzasnęła, odpychając mężczyznę, a ten aż usiadł zdziwiony na chodniku.

Jego przepiękne brązowe oczy i idealnie wyrzeźbiona twarz mogłyby wywołać w Veronice falę podniecenia, gdyby nie fakt, że mężczyzna był kompletnie pijany, a tuż za nim chwiała się jego potencjalna ofiara.

– Co jest, kurwa?! – warknął, ale kiedy zobaczył sylwetkę Veroniki, jego aparycja złagodniała. – Chciałem tylko pomóc.

– Pomóc?! Jak chciałeś jej pomóc?! Zaciągając ją do łóżka?! Co jej dałeś?!

Mężczyzna zmarszczył brwi, kompletnie nie rozumiejąc, o co chodzi.

– Emily. – Veronica przykucnęła przy przyjaciółce. – Wszystko w porządku? Zrobił ci coś? Mam zadzwonić po policję?

– Vera? – Dziewczyna podniosła głowę i wybuchnęła płaczem. – Och, Vera! Błagam, chodźmy stąd!

Veronica pomogła jej wstać, ciskając wzrokiem gromy w stronę mężczyzny.

– Zamówię wam taksówkę – wymamrotał, trzeźwiejąc natychmiast.

– Spieprzaj – syknęła do niego.

– Hej, chodź. – Dziewczyna stojąca za nim pociągnęła go za rękę.

Ale on stał jak wmurowany, dopóki Emily i Veronica nie zniknęły z jego zamglonego pola widzenia. Nie potrafił określić, co się zmieniło w tym momencie, ale na pewno coś poważnego, i zamiast jak zwykle ulec namowom półnagiej dziewczyny wyszarpnął się z jej uścisku. Usłyszał całą wiązankę przekleństw, ale miał to gdzieś. Sam do końca nie wiedział, co się z nim stało. Potrząsnął głową i odszedł w przeciwną stronę niż jego niedawna towarzyszka. Skoncentrował się na tym, by samemu wrócić do swojego apartamentu. Miał dość.

***

Veronica pomogła Emily zdjąć sandałki i sukienkę. Naciągnęła na jej ciało koszulkę z niemalże spranym Garfieldem, ale to jedyne, co mogła zaoferować. Wiedziała, że Emily nie miała nic przeciwko. Vera usiadła obok przyjaciółki i spojrzała na jej zapłakaną twarz. Jeśli to ten osioł doprowadził ją do takiego stanu, to go znajdzie i się z nim rozprawi sobie tylko znanymisposobami.

– Co się stało, Em? – zapytała, gładząc włosy przyjaciółki. – Ktoś ci coś zrobił? Kto? Powiedz, a spuszczę mu łomot.

Emily się zaśmiała. Veronica była zawsze taka sama. Nawet kiedy zaszła w ciążę po tym, jak własny chłopak naćpał ją prochami; kiedy urodziła Olivię; kiedy zmagała się ze wszystkimi trudnościami bycia samotną matką – pozostawała taka sama. Troszczyła się o innych, choć miała bardzo pod górkę. Dopiero niedawno Emily stwierdziła, że jej przyjaciółka ma zbyt mocno nadszarpnięte nerwy, by ponownie powierzyć komuś swoje życie i życie Olivii. To, co się stało ponad rok temu, to nic przyjemnego i każdy miałby problemy z zaufaniem, ale Veronica zaczęła popadać w paranoję.

– Vera, nikt mi nic nie zrobił – odparła już spokojna. – Po prostu to faktycznie nie są klimaty dla mnie.

– A nie mówiłam! – zawołała triumfalnie Veronica. – Za dużo tam prochów i męskich dziwek, kochana. Zniszczyliby tak wspaniały charakter, jaki masz.

Emily spojrzała na nią i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale stwierdziła, że dziś nie ma sensu wmawiać swojej przyjaciółce, że nie wszyscy faceci to zimne dranie.

***

Rano nastąpiło to, czego obydwie się spodziewały. Do mieszkania Veroniki zapukała, a właściwie załomotała, matka Emily, budząc Olivię. Veronica z głośnym westchnieniem wzięła córeczkę na ręce i poszła otworzyć. Na ich widok kobieta skrzywiła się i, nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. Emily stała w progu sypialni zdenerwowana i gotowa na wyrzuty ze strony matki. Nie musiała czekaćdługo.

– Jak ty wyglądasz? Spójrz na siebie – warknęła pani Thompson, przenosząc wzrok na Veronicę i Olivię. – Widzisz, jak wychodzisz na przyjaźni z tą kurewką i jej bękartem.

– Mamo! – odezwała się Emily, chcąc obronić przyjaciółkę.

– Em, naprawdę. – Veronica uniosła dłoń i przybrała lekceważący wyraz twarzy. – Obelgi twojej matki nie robią na mnie wrażenia. Ale jeśli chce to kontynuować, to możemy zadzwonić na policję i zgłosić napaść i znieważanie.

– Jak śmiesz grozić mi policją, ty ludzki pomiocie! – syknęła przez zęby pani Thompson. – Jeśli zapragnę, znikniesz z tego świata i nikt nawet o tobie nie wspomni.

– Żeby się pani nie zdziwiła – mruknęła Veronica, przyzwyczajona do tyrad ze strony matki swojej przyjaciółki.

Thompsonowie nigdy nie akceptowali przyjaźni dwóch dziewcząt z jednego prostego powodu: Veronica nie posiadała majątku wartego grube miliony.

– Emily, oczekuję, że za pięć minut grzecznie zejdziesz na dół i zapomnimy o twoim pobycie w tym burdelu. – Kobieta z obrzydzeniem rozejrzała się po maleńkim jednopokojowym mieszkanku Veroniki.

Spojrzała wymownie na córkę z tą swoją zimną i wyrachowaną miną, której Veronica kiedyś się bała.

Odwróciła się, by wyjść, kiedy Emily przemówiła cichym głosikiem.

– Nigdzie z tobą nie pójdę, mamo.

Pani Thompson zwróciła się ponownie w stronę dziewcząt. Teraz nawet Veronica patrzyła na Emily wielkimi oczami.

– Coś ty powiedziała?! – zazgrzytała kobieta.

Olivia zaczęła popłakiwać i Veronica wiedziała dlaczego. Malutka zawsze tak reagowała na obecność złych ludzi w domu.

– Nigdzie z tobą nie pójdę – powtórzyła dzielnie Emily, ale nawet przez chwilę ona sama zwątpiła, czy jednak uda jej się przeciwstawić swojej matce. – Mam dość twoich tyrad i traktowania ludzi jak śmieci, mamo.

Oczy pani Thompson się zwęziły.

– Jeżeli zaraz nie znajdziesz się na dole…

– Nie znajdę, mamo. Ani zaraz, ani nigdy, tylko dlatego, że tak mi rozkażesz – szepnęła Emily, czując drżenie całego drobnego ciała.

Pani Thompson uniosła dumnie podbródek i oczyma ciskając gromy, zwróciła się do córki.

– Pożałujesz tego! I ty też, za namawianie Emily do takiego zachowania – dodała, patrząc mściwie na Veronicę.

– Mamo, ona…

– Nie waż się więcej mówić do mnie „mamo”. – To powiedziawszy, pani Thompson odwróciła się i wyszła, po czym głośno trzasnęła drzwiami.

Veronica patrzyła za nią z triumfem, a na twarzy miała wymalowaną dziką satysfakcję. Była dumna z przyjaciółki.

– Ale jej pokazałaś, Emily. Jestem… – urwała, gdy tylko odwróciła się w stronę przyjaciółki.

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.

– Och, Em.

3

Zemsta pani Thompson na razie objawiała się odcięciem Emily od wszystkich środków finansowych, łącznie z zablokowaniemtelefonu.

Emily siedziała na kanapie w małym saloniku Veroniki i wypłakiwała oczy, podczas gdy mama Very, trzymając Olivię na rękach, i sama Vera patrzyły na nią ze współczuciem.

– A może wrócę do nich i przeproszę? Co ja sobie głupia myślałam? Jak ja sobie poradzę teraz? – szlochała.

– Em – wyszeptała ze współczuciem Patricia Moore.

– Emily – odezwała się twardo Veronica. – Na pewno nie możesz do nich wrócić z podkulonym ogonem. Odważyłaś się wreszcie przeciwstawić matce i musisz się tego trzymać.

– Ale, Vera…

– Żadnego „ale”! – ostrzegła bojowo nastawiona Veronica.

Emily popatrzyła na nią urażona.

– Ty niczego nie rozumiesz – rzuciła cicho, po czym zerwała się z kanapy i wybiegła z mieszkania tak szybko, że Olivia nie potrafiła nadążyć za nią wzrokiem.

– Co ja takiego powiedziałam? – wyjąkała zdziwiona Veronica.

Patricia pokręciła głową z dezaprobatą.

– Nie wszyscy biorą życie za rogi jak ty, kochanie – odparła spokojnie i razem z Olivią podeszła do okna.

***

Emily nie wiedziała, dokąd idzie. Nie wiedziała właściwie, dokąd mogłaby pójść i co ze sobą zrobić. Rzucenie się w odmęty rzeki nie wchodziło w grę ze względu na liczbę osób dookoła. Zrezygnowana usiadła na ławce na bulwarze i podciągnęła kolana pod brodę. Przyjemne słońce przebijające się przez korony drzew ogrzewało jej twarz i ręce, ale nie była teraz w nastroju do melancholii. Była z siebie dumna, że przeciwstawiła się matce, że odważyła się po tylu latach tyrady powiedzieć „dość!”. Słabo, bo słabo, ale jednak. Tylko że nie miała pojęcia, co dalej. Nigdy nie musiała troszczyć się o znalezienie pracy, mieszkania, choć często chciała to zrobić. Nie martwiła się o opłatę semestru w szkole, bo wiedziała, że odpowiednia kwota wypływa regularnie z konta Thompsonów. Nie zastanawiała się, co zje następnego dnia, bo w kuchni stały dwie ogromne lodówki, a kucharz był na każde jej zawołanie. Nigdy, w przeciwieństwie do młodszego brata, nie lubiła oczywistego bogactwa swojej rodziny, którym tak chętnie obnosili się jej rodzice. Zawsze czuła się nie na miejscu, gdy musiała uczestniczyć w przyjęciach, eventach, kolacjach, które były tak oficjalne jak obwieszczeniekrólewskie.

– Hej, Emily. – Usłyszała nagle przyjemny głos, który zawsze wywoływał w niej wibracje.

Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą ogromnego mężczyznę o szerokich ramionach, wąskiej talii, czarnych włosach i pięknych brązowych oczach. Ubrany w garnitur, trzymał dłonie w kieszeniach spodni, a jego wayfarery zaczepione były o koszulę z odpiętym guzikiem na samej górze.

– Hej, Victor. – Uśmiechnęła się.

Zerknęła, jak siada obok niej. Przez moment studiowała jego profil, po czym tak jak on zapatrzyła się na rzekę. Kiedyś myślała o Victorze w nie najlepszy sposób. Miał opinię męskiej dziwki i casanovy, któremu niedługo zabraknie kobiet do pieprzenia w tym mieście.

A może nie tylko w tym. Okazjonalnie spotykali się na imprezach biznesowych i dopiero po jakimś czasie zauważyła, że on czuje się tam równie źle jak i ona. Po okropnym wypadku jego ojca zaczął wspomagać swojego brata w prowadzeniu firmy i przez to zmienił się w bardziej odpowiedzialnego mężczyznę. Rozmawiali coraz częściej, a wkrótce Emily miała okazję poznać jego rodzinę i natychmiast ich pokochała. Byli naprawdę wyjątkiem w ich świecie. Dlatego nigdy nie mogła pojąć jadu, jaki tryskał z ust jej matki, kiedy razem z przyjaciółkami plotkowały o Victorze i jego bliskich.

– Wyglądasz na smutną – stwierdził, opierając łokcie na zgiętych kolanach. – Coś się stało?

– A wiesz, takie tam. Pokłóciłam się z matką. Nie mam dokąd pójść. Nie mam z czego żyć. Standard. Normalka. – Wzruszyła ramionami.

Victor spojrzał na nią ponownie, chwilę milczał, po czym zaśmiał się serdecznie.

– Serio? Nawrzucałaś harpii Thompson? – zapytał z niedowierzaniem.

Tak lubiono określać matkę Emily. Większość ludzi wypowiadała się o niej właśnie w ten sposób. Dziewczyna pokiwała głową, uśmiechając się smutno.

– To jest temat na dłuższą pogadankę – stwierdził. – Zabieram cię na najlepszą kawę, jaką w życiu piłaś. – Wstał i wyciągnął do niej dłoń.

Popatrzyła na niego zdziwiona, ale w sumie nie miała nic do stracenia.

Po kilku minutach jazdy jego sportowym bmw zatrzymali się przed lokalem.

Dziewczyna nie posądziłaby przyjaciela o bywanie w takim miejscu. Nie wystrzałowy klub, nie najmodniejsza restauracja, nie najbardziej popularna kawiarnia, do której przychodziły same gwiazdy, ale mała, ukryta między sklepami vintage, kawiarenka z ledwie widocznym logo. Emily, widząc fasadę budynków na tej ulicy, miała wrażenie, że przeniosła się do małego angielskiego miasteczka.

– Victor – odezwała się. – Nie mam pojęcia, jak znalazłeś to miejsce, i chyba nie chcę się dowiedzieć, ale tu jest absolutnie fantastycznie.

– Zaczekaj, aż wejdziemy do środka i poczujesz ten aromat. – Zachichotał.

Otworzył jej drzwi i fala niebiańskiego zapachu uderzyła w Emily jak silny podmuch górskiego wiatru. W życiu nie czuła czegoś takiego i natychmiast wydało się jej, że teleportowała się w zupełnie inne miejsce.

– Erin. – Victor skinął głową w stronę wysokiej, postawnej kobiety o rudych włosach, przy której Emily wydawała się jeszcze mniejsza, niż była.

Kobieta na jego widok uśmiechnęła się szeroko i natychmiast do nich podeszła.

– Już myślałam, że znalazłeś lepsze miejsce do wypicia kawy – odezwała się.

– Lepsze? Kotku, nie mam lepszego miejsca niż to. – Puścił do niej oko.

– Nie nabierzesz mnie na swoje triki, Victor. – Erin pokręciła głową. – Nie dostaniesz darmowej kawy. Kogóż to ze sobą przyprowadziłeś? – Oczy kobiety zwróciły się w stronę dziewczyny.

– To Emily, moja koleżanka – odparł.

– Koleżanka, ech? – Erin dała mu kuksańca w bok.

– Tak, koleżanka. My… Ja… nie mogłabym…. – zaczęła jąkać Emily.

– Rozumiem, rozumiem. – Erin się zaśmiała. – Siadajcie, zaraz was obsłużę.

Victor poprowadził dziewczynę do jednego z niewielu wolnych stolików w tej i tak małej kawiarni. Zarumieniła się, widząc, jak niemal wszystkie zgromadzone tu przedstawicielki płci żeńskiej lustrują Victora uwodzicielsko. Wysunął dla niej krzesło, za co podziękowała uśmiechem. Usiadł naprzeciwko niej, odkładając okulary na stolik. Wyglądał na bardzo rozluźnionego, choć nieco przygnębionego.

– Opowiadaj – odezwał się, wygodnie rozpierając na krześle i wbijając wzrok w Emily.

– Wiesz, nie ma zbyt wiele do opowiadania. – Westchnęła, w ogóle nie zwracając uwagi, jak idealny jest Victor.

Bo jest. Mógłby być modelem z łatwością robiącym światową karierę. Miał perfekcyjną twarz o silnych rysach, ciekawskie oczy i dłonie o długich palcach. Sylwetka mężczyzny aż się prosiła, żeby ją rozebrać z garnituru, postawić na piedestale i podziwiać. Jednak Emily, którą mógłby zauroczyć bez trudu, wcale się nim nie interesowała w ten sposób. Victor był też jednym z niewielu ludzi, których nie interesowała liczba zer po przecinku na wypisywanych przez jej ojca czekach.

– Po tej pamiętnej imprezie, dwa dni temu, zostałam u Veroniki, wiesz, tej, która po mnie przyszła.

Wiedział. I to bardzo dobrze. Nie mógł zapomnieć tych gniewnych oczu.

– Następnego dnia rano wpadła moja matka, zaczęła ją obrażać i takie tam. Nie znosi jej, bo Vera jest, jakby to ująć… – Zastanowiła się. – Nie ma odpowiedniego statusu społecznego według moich rodziców. – Emily odetchnęła głęboko. – I Vera potrafi stanąć w swojej obronie.

Nie tylko w swojej – pomyślał Victor, uśmiechając się pod nosem i przypominając sobie bojową postawę dziewczyny.

– Mama powiedziała mi, że mam natychmiast wracać z nią do domu – kontynuowała Emily. – I wtedy oznajmiłam, że nigdzie się nie ruszam. Dziś rano zablokowała moje konto, nawet nie mam telefonu.

– Przepraszam, kochanie, że podsłuchiwałam i się wtrącam, ale twoja matka to wiedźma.

Emily podniosła głowę i, czerwieniąc się, zobaczyła stojącą obok nich Erin.

– Wiem, że jest wstrętna, zachłanna i dumna. – Emily ponownie spuściła wzrok i zaczęła przebierać palcami, które stały się teraz arcyciekawe. – Niemniej zostawiła mnie bez środków do życia, a ja… Cholera – przeklęła ze złości. – Nigdy nie miałam okazji pracować, bo nie było mi wolno i nie mam żadnych swoich pieniędzy. Boże, tak strasznie mi wstyd. – Schowała twarz w dłoniach.

Victor spojrzał na Erin i uśmiechnął się ciepło. Chciał jak najlepiej dla swojej koleżanki. Znał dobrze rodzinę Thompsonów i wiedział, jakimi są snobami. Nie mieli głowy do interesów, wszystkim kierował ktoś inny i była to wyłącznie kwestia czasu, kiedy cała firma się posypie przez ich rozrzutność i brak pomyślunku. Victor dawno zaczął myśleć o wykupieniu ich firmy i wiedział, że niedługo się to uda, bo stary Thompson, ojciec Emily, już był bankrutem, tylko skrzętnie ukrywał to przed rodziną.

– Kochanie, tu się nie ma czego wstydzić – powiedziała kojąco Erin, stawiając przed nimi dzbanek z kawą i dwie filiżanki.

Aromat naparu zawisł nad nimi jak cudowny obłok.

– Nie twoja wina, że masz taką rodzinę – mówiła dalej Erin. – Jesteś dobrą osóbką i chyba bogowie byli nieźle zawiani, kiedy posyłali cię na Ziemię do tej rodziny. Chcesz pracować, tak?

Emily przytaknęła.

– A ja potrzebuję kelnerki. Jeśli cię to interesuje oczywiście.

Dziewczyna błyskawicznie podniosła głowę i szczenięcym wzrokiem spojrzała na Erin.

– Żartuje pani? Oczywiście, że mnie interesuje! Mogę pracować dzień i noc, jeśli pani chce – zawołała.

– No już, już. – Erin machnęła ręką. – Mówmy sobie po imieniu. Muszę wracać do pracy. Przyjdź jutro na siódmą rano. Pogadamy o interesach – dodała, po czym odwróciła się i poszła w stronę długiego kontuaru.

Victor wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Widzisz! I już masz pracę – odezwał się.

Emily uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi.

4

Victor opadł na swój fotel z głośnym westchnieniem. Ponad wszystko chciał być teraz sam. Właśnie jego przyjaciółka oznajmiła mu, że jego brat poprosił ją o rękę. Nie powinien być to dla niego tak wielki szok. Anna i Nicolas byli ze sobą szczęśliwi i była to wyłącznie kwestia czasu, kiedy wyznaczą datęślubu.

Niemniej pozostał w tym zamęcie przez jeszcze kilka długich chwil i nawet był zły. Nie na nich, ale na siebie, bo mając trzydzieści cztery lata, zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, co to miłość. Seks i przelotne romanse to jedno, a prawdziwe uczucie to drugie. Też chciał się budzić rano z myślą, że obok śpi kobieta pewna tego, że może na nim polegać i że on jest w stanie ją ochronić przed złem tego świata. Na razie rano odwracał się i czuł kupkę kości o imieniu Cindy, Mindy albo Natasza, która tego samego dnia wpadnie w ramiona innego i też pomyli imiona podczas szczytowania.

Męczyło go życie wiecznego kawalera i to, co kiedyś wydawało się zabawne, teraz kończyło się wielkimi wyrzutami sumienia następnego dnia. Poza tym już go nie rajcowały dzikie imprezy, bo kilka lat temu chodziło ozabawę. Sam nie wiedział, co chce sobie udowodnić. Że potrafi imprezować jak dawniej? Że Victor Black jest nie do zajechania? A może bardziej zależało mu na opinii tej całej hołoty, z którą potrafił spędzać więcej czasu niż z własną rodziną? Teraz to się powoli zmieniało, choć jeszcze parę tygodni temu wydawało mu się, że nie potrafi spędzać czasu inaczej, niż bawiąc się w klubach i pijąc do nieprzytomności. Jednym z punktów zwrotnych był wypadek ojca jakiś czas temu, ale wtedy nie zauważył w sobie tej zmiany. Powoli zaczynały mu przeszkadzać szczeniackie zagrywki kolegów bądź ciągle napalone po kokainie lub alkoholu – albo po tym i po tym – dziewczyny. Ale wtedy odganiał niepokojące myśli w głąb swojej świadomości.

Drugim punktem okazał się wyjazd Karen, jego młodszej siostry, do kliniki leczenia uzależnień. Miała dopiero dwadzieścia lat! Całe życie przed sobą, tyle do zrobienia, zobaczenia, tyle do osiągnięcia. Ale z kogo miała brać przykład, skoro po wypadku ojca i po tym, jak zapadł w śpiączkę, Sophie, ich matka, stała się apatyczna, Nicolas rzucił się w wir pracy, bo cały ciężar zarządzania firmą spadł na niego, a sam Victor, będąc po trzydziestce, zachowywał się jak nastolatek?

Teraz Victor przejął część obowiązków Nicolasa, widząc, jak mało jego brat spędza czasu ze swoją ukochaną. Zdał sobie sprawę, że związek takiej fantastycznej dwójki może przez to ucierpieć, i postanowił nawet zarządzać firmą z Nicolasem pół na pół. Bardzo ich kochał, bo to oni trzymali go na razie na powierzchni i dla nich był gotów poświęcić wszystko. Tym samym Victor musiał spoważnieć, bo podejmowanie decyzji na pełnym kacu i po dwóch godzinach snu to nie najlepszy pomysł. Przekrwione oczy i trzęsące się dłonie nie robiły dobrego pierwszego wrażenia nawet na najmłodszych inwestorach.

Postanowił, że musi porozmawiać z Anną, bo to jedyna osoba, która bez zbędnych ceregieli potrafiła mu wyjaśnić prostotę uczuć. Tylko nie wiedział, czy Nicolas zgodzi się, żeby jego narzeczona znów spędziła jeden z wieczorów z Victorem, który już od kilku tygodni nie posmakował kobiecego ciała i głód bił z jego oczu na milę.

***

Emily uśmiechnęła się na widok Veroniki, która odwiedziła ją w kawiarni Erin w drodze dopracy.

Przez dwa tygodnie, odkąd tu pracowała, zdarzyło się to dopiero trzeci raz. Emily nie miała jej tego za złe, bo Veronica i tak fantastycznie zarządzała czasem. Mając na głowie pracę i wychowanie córki, naprawdę świetnie sobie radziła.

Plotkowały w najlepsze przez te kilka chwil. Veronica uwielbiała rozmowy z Erin i Emily z tego prostego względu, że po uprzejmościach związanych z zapytaniem o Olivię nie kontynuowały tematu. Dziewczyna kochała swoją córkę nad życie i była w stanie przenieść dla niej góry, ale prawda była taka, że czasem potrzebowała także czasu dla siebie jak każda młoda kobieta. Pragnęła odpocząć od smutnej rzeczywistości, w jaką się wpakowała. Tak, Veronica obwiniała się za wszystko. Nie miała ochoty iść wtedy na tamtą imprezę pełną snobów, dzieci z tak zwanych dobrych domów i naukowców, których żartów nie rozumiała. Wyszła z założenia, że gdyby wówczas zaufała swojemu instynktowi, który darł się głośniej niż sąsiadka z dołu podczas zwierzęcego orgazmu, jaki dawał jej kochanek, to nie byłoby tej całej sytuacji. Z drugiej strony, nie byłoby Olivii. Potrafiła czasem opowiadać o niej godzinami, bo duma rozpierała ją na każdym kroku. Dziewczynka była piękna i na szczęście niepodobna do ojca, który zresztą nie chciał mieć z nimi do czynienia. Carlę też zostawił.

Dzwonek przy drzwiach oznajmił pojawienie się nowego klienta. I to nie byle jakiego. Na jego widok Emily uśmiechnęła się szeroko. Veronica spojrzała w tamtym kierunku i zamarła. Jak Em mogła cieszyć się na widok tego mężczyzny?! Przecież to on wtedy pod klubem ją napastował. Vera nie mogła pojąć zachowania przyjaciółki, choć musiała przyznać, że gdyby nie fakt, że jest jednym z „tamtych”, to chętnie poflirtowałaby z tym wysokim, ciemnowłosym dżentelmenem. Miał tak nieziemsko niegrzeczny uśmiech, że gdy teraz powoli podchodził w ich stronę ze wzrokiem wbitym tylko w Veronicę, ta zapomniała, jak się oddycha. Jego twarz w pewnym stopniu zdradzała upływ czasu, jaki go dopadł, ale Veronica nagle odkrywczo stwierdziła, że najwyraźniej pociągają ją dojrzali mężczyźni. Nigdy wcześniej o tym nie myślała. Nigdy wcześniej nie myślała o mężczyznach w ogóle. Był Andrew i tyle. Szybko, trochę w odruchu obronnym, wróciła na ziemię. Spochmurniała i jej twarz wykrzywiła się w niezadowoleniu i wrogości.

Emily, lekko zaniepokojona reakcją przyjaciółki, wyszła zza kontuaru i podeszła do mężczyzny. Nie chciała tutaj żadnej awantury między swoją najlepszą przyjaciółką a kolegą, którzy, de facto, mieli trochę podobne charaktery. Podniosła się na palcach najwyżej, jak mogła, i pocałowała go w policzek. I tak się musiał do niej pochylić. Veronica poczuła dziwny ucisk w okolicach żołądka, patrząc na tę scenę. Jeszcze bardziej znienawidziła tego mężczyznę za wywołanie w jej organizmie fali uczuć, jakich wcześniej nigdy nie doświadczyła.

– Veronica, to jest Victor. – Emily uśmiechnęła się promiennie.

Ów Victor spojrzał ponownie prosto w oczy Very i skinął głową.

Nie potrzebuję twojej uprzejmości, fagasie – pomyślała.

Mocno walące jak młot kowalski serce zinterpretowała jako wybuch złości, którą zawsze żywiła na widok ludzi jego typu.

– Wpadłem tylko na chwilę zobaczyć, jak ci idzie – odezwał się.

Veronica o mały włos nie spadła z barowego krzesełka, na którym siedziała.

Byłby to bolesny upadek, ale na pewno przyniósłby jej mniejsze katusze niż słuchanie jego głosu. Nigdy, przenigdy nie słyszała tak zmysłowego, wibrującego, niskiego głosu, który zalał ją, przenikając każdą komórkę jej ciała. Wtedy, pod klubem, tak nie brzmiał. Choć może dobrze nie słyszała przez hałas taksówek i okrzyków na ulicy. Jakby tego było mało, Emily wiła się wokół niego jak piskorz i Veronica miała ochotę złapać ją za ramiona i potrząsnąć nią, żeby wybić jej z głowy to durne zachowanie.

– Świetnie! – zawołała Emily.

Według Veroniki brzmiało to nieco zbyt entuzjastycznie.

Dlaczego traktowała go z taką otwartością? Czyżby Emily zakochała się w tej ludzkiej hienie?

– Naprawdę lubię tę pracę – dodała.

– To dobrze, Em. – Pochylił się i pocałował ją w policzek, przez co Veronica prawie rzuciła się na niego z pazurami. – Pamiętaj, że jak będziesz czegoś potrzebowała, masz dać mi znać, tak?

Przytaknęła ochoczo.

– Do zobaczenia – dodał. – Emily, Veronica. – Ponownie skinął głową w jej kierunku i obdarzył ją takim spojrzeniem, że poczuła niebezpieczną wibrację w majtkach.

Jak on mógł! Najpierw flirtował z Emily, teraz z nią?! Veronica nie mogła w to uwierzyć.

Patrzyła, jak wychodzi, na jego szerokie plecy ukryte pod marynarką i na silną dłoń naciskającą klamkę.

Zanim zamknął za sobą drzwi, odwrócił się jeszcze na moment i figlarnie zerknął na Veronicę, której usta ze zdumienia szeroko się otworzyły.

– A to dupek! – mruknęła, obserwując, jak wsiada do swojego bmw.

– Niezły jest, co? – Emily zachichotała.

– Nooo… Co?! – Veronica zorientowała się po czasie, że zareagowała nie do końca tak, jak powinna była. – Niezły? Błagam cię, Em. Jest bezczelny! Jak mogłaś zbliżyć się do kogoś takiego? – Wydęła kpiąco usta. – Lecisz na niego? Serio? Po tym, co ci zrobił? – pytała, unikając wzroku przyjaciółki.

Nie chciała pokazać, w jakie zakłopotanie wprawiła ją ta niespodziewana wizyta.

Sama przed sobą nie potrafiła się do tego do końca przyznać.

– A co mi zrobił? – zdziwiła się Emily, wracając za kontuar.

– No wtedy, pod klubem…

– Veronica, chyba popadasz w lekką paranoję – odparła dziewczyna. – Victor jest dla mnie jak brat, jego rodzina jest dla mnie jak rodzina, którą powinnam mieć. Musisz ich kiedyś poznać, tak nawiasem mówiąc. Pod klubem naprawdę chciał mi pomóc, bo tak jak ty uważał, że niepotrzebnie tam poszłam. I cieszę się, że tam był, bo przynajmniej odstraszał wszystkich dupków. I nie, nie lecę na niego. Nie jest w moim typie.

Veronica patrzyła zszokowana na przyjaciółkę wielkimi oczami.

– Od kiedy to taka wyszczekana jesteś? – zapytała.

Emily posłała jej tylko znaczący uśmieszek i puściła do niej oko.

– Uczę się od mistrza.

– Popatrz, popatrz. Spadam do pracy. – Vera uścisnęła dłoń przyjaciółki i wyszła z kawiarni.

Musiała jak najszybciej zapomnieć o spojrzeniu brązowych oczu omiatających jej ciało i uspokoić wulkan, jaki w niej obudziły.

5

Niemal wjechał w tył samochodu zatrzymującego się przed nim na światłach. W ostatniej chwili wcisnął hamulec, mocniej łapiąc za kierownicę. Ciągle miał przed oczyma tę pin-up girl, przyjaciółkęEmily.

Veronica. To imię dudniło w jego uszach, odkąd je poznał. Nie miał pojęcia, co się z nim działo. Jeszcze nigdy nie myślał o żadnej kobiecie w ten sposób. Oczywiście, że chciał się z nią przespać. Dziewczyna miała ciało warte grzechu. Zaokrąglone biodra, wąska talia, pełne piersi, smukła szyja, fantastyczne włosy, piękne duże oczy i usta, których smak pragnął poznać jak najszybciej. Oczami wyobraźni widział, jak wbija się w nią od tyłu, trzymając mocno za pośladki albo zaplatając jej włosy wokół swojego nadgarstka. Jednak z drugiej strony, oczy Veroniki podpowiadały mu, że ona wcale nie jest taką zimną i opanowaną suką, za jaką się uważa. Odniósł wrażenie, że to tylko przykrywka dla wrażliwej, młodej kobiety, pragnącej ciepła i czułości. Być może ostry seks to nie to, czego ona oczekiwała.

Kurwa! – pomyślał wściekły.

Skąd mógł wiedzieć, czego ona oczekiwała? Dziś widział ją drugi raz w życiu, a do tego ich pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Nie popisał się wtedy i zdawał sobie sprawę, że nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Będzie musiał się mocniej postarać.

Głośne trąbienie wyrwało go z zamyślenia. No tak. Zielone światło na sygnalizatorze bardziej zielone nie będzie. Ruszywszy z piskiem opon, zostawił za sobą chmurę dymu. Znajdzie sposób na tę buntowniczkę. Obiecał to sobie.

***

Olivia zasnęła spokojnie po kąpieli i Veronica cicho zamknęła drzwi sypialni. Ząbkowanie to okrutny czas dla domowników, ale niestety najgorszy dla samego dzidziusia. Olivia źle znosiła ten okres, często budziła się w nocy i nawet nie płakała, tylko pomiałkiwała. Była rozdrażniona, a Veronica zła na siebie, że nie potrafiła jej pomóc. Nawet mama próbowała uspokajająco zapewnić Verę, że te chwile trzeba po prostu przejść. Veronica wiedziała o tym. Jednak jako młoda, niedoświadczona matka chciała zrobić wszystko jak najlepiej, trochę też, żeby udowodnić otoczeniu, że potrafi. Charakter, jaki odziedziczyła po ojcu, wcale w tym nie pomagał. Henry był równie uparty ipyskaty.

Dlatego Veronica nigdy nie skarżyła się na zmęczenie, kiedy musiała zostać sama z Olivią tuż po jej urodzeniu. Mimo iż Patricia często do nich przychodziła, Veronica uważała, że powinna wszystkim zajmować się sama. Nocne pobudki, niemowlęce dolegliwości, płacz, marudzenie. Znosiła to dzielnie, choć czasem w nocy, kiedy leżała na łóżku obok tego maleńkiego ciałka, samotność oplatała ją jak trujący bluszcz. Kobieta uroniła nawet kilka łez, które szybko wycierała, jakby bała się, że Olivia je dostrzeże. Veronica nie mogła przecież pozwolić, żeby jej dziecko zobaczyło w niej słabą istotę, jaką samo było.

Z czasem sytuacja nieco się poprawiła. Chaos pierwszych miesięcy minął i rutyna wkradła się w ich życie. Tego właśnie potrzebowała Olivia. Veronica nigdy nie przestawała o niej myśleć, ale czasem, gdy opadała z sił po kolejnej nieprzespanej nocy, przez głowę przemykało jej pytanie: A co ze mną? Też chciała czuć się kochana. Jak kobieta, nie tylko jak matka obserwująca w oczach swojego dziecka bezgraniczną miłość.

Była młoda, miała swoje potrzeby. Nawet takie jak móc się do kogoś przytulić. Bariera, jaką wokół siebie stworzyła, nie pomagała w zawieraniu znajomości, zdawała sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, wiedziała też, że nie może zakochać się w przypadkowym mężczyźnie, bo co stałoby się po tym, jakby dowiedział się o Olivii?

Tak myślała Veronica i była pewna, że tak jest najlepiej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pojawienie się tego lowelasa z piekła rodem, który wkradł się w jej umysł jak podstępny diabeł. Bo nim był. Diabłem z pięknym ciałem i twarzą jak spod dłuta samego Michała Anioła. Victor popełniał grzech śmiertelny, wyglądając w ten sposób. Veronica przeklinała dzień, w którym go spotkała, i była wkurzona za brak samokontroli. Przecież dobrze wiedziała, kim on jest. Playboyem żerującym wśród padliny w klubach, czekającym na łatwe okazje. Choć raczej nie musiał szukać „okazji”. Na pewno „okazje” zjawiały się u jego stóp same, czołgając się i błagając o odrobinę zainteresowania.

***

– Vera, wyprowadzam się – oznajmiła któregoś wieczoru Emily, kiedy Olivia zasnęła już wsypialni.

– Wiesz, że nie musisz. – Dziewczyna nalała wina do kieliszka, a do drugiego sok dla siebie.

– Wiem. Ale zobacz, prawie się o siebie potykamy. A poza tym wystarczająco mi pomogłaś i nie mogę dłużej u ciebie koczować. Potrzebujesz przestrzeni dla siebie i Olivki – mówiła Emily, upijając łyk czerwonego płynu.

Veronica usiadła obok niej na małej kanapie. Musiała przyznać, że dziwnie się czuła, kiedy Emily z nimi zamieszkała. Tyle czasu były tylko we dwie. Ale przecież nie mogła zostawić przyjaciółki w potrzebie. Poza tym Olivia uwielbiała zabawy z ciocią.

– Nie chcę, żebyś czuła, że nie ma tu dla ciebie miejsca. Bo jest – odparła Vera.

– Wiem, kochana. – Emily odchyliła głowę na oparcie kanapy. – I jestem ci za to dozgonnie wdzięczna. Ale muszę stanąć na własnych nogach. Chcę pokazać rodzicom, że potrafię.

– Moja krew. – Veronica zachichotała.

Emily zaśmiała się serdecznie.

– Victor zaprosił nas na lunch – oznajmiła nagle.

Uśmiech zamarł na ustach Veroniki.

– Nas? – jęknęła. – To znaczy mnie i ciebie?

Emily pokiwała głową.

– Myślał o kolacji, ale, jak to określił, nie chce cię wystraszyć.

– Mnie? Wystraszyć? Błagam! – prychnęła Veronica, starając się ukryć zakłopotanie. – Mam nadzieję, że nie mówiłaś mu o Olivii – dodała szybko, marszcząc bojowo brwi.

– Nie, bo nie miałam okazji. Ale dlaczego nie chcesz, żeby o niej wiedział? Przecież jest fantastyczna.

Właśnie. Dlaczego Veronica nie chciała, żeby Victor dowiedział się o jej córce? Czy dlatego, że chciała oszczędzić sobie wyjaśnień, jak to się stało? Czy może bardziej dlatego, że wiedziała, że to go od niej odstraszy? Nie! Przecież to by oznaczało, że Victor wpadł jej w oko. A przecież go nienawidziła jak całej reszty bogaczy.

– Wiem, że Olivia jest fantastyczna – odezwała się wreszcie. – Po prostu nie chcę, żeby ktoś taki jak on o niej wiedział. Wystarczy, że twoja matka już wie.

Emily popatrzyła na nią jak na przybysza z kosmosu.

– Jak możesz stawiać jego i moją matkę na jednym poziomie? Przecież to dwie skrajnie różne osoby! – oburzyła się.

– Błagam, Em! Przecież są z jednego świata – palnęła, zanim zorientowała się, że spaliła na całego.

Przecież Emily też jest z „tamtego świata”.

– Przepraszam – dodała, spuszczając wzrok.

Jej przyjaciółka odetchnęła głęboko i pokręciła głową.

– Vera, kocham cię, ale często nie rozumiem. – Emily przechyliła kieliszek do końca. – Chciałabym pójść już spać – oznajmiła, wstając.

Kolejna niezręczna sytuacja wynikająca z tego, że mieszkały wspólnie w tak małym mieszkaniu. Emily spała na kanapie w salonie i chcąc się położyć, musiała powiedzieć o tym Veronice, żeby ta poszła do swojego i Olivii pokoju.

– Jasne. – Vera zerwała się na równe nogi. – Dobranoc, Em. I przepraszam – wymamrotała.

– Nie przepraszaj, zastanów się, czego chcesz od życia. Dobranoc – odparła Emily.

Veronica zamykając drzwi sypialni, uświadomiła sobie, że dobrze wie, czego chce od życia. Tylko życie nie chce jej tego dać.

***

– Przepraszam, Victor, ale Veronica nie mogła przyjść. – Emily uśmiechnęła sięnieśmiało.

– Dlaczego mnie to nie dziwi. – Odetchnął chyba trochę z żalem, co udało się jej zauważyć.

Och, Victor. Naprawdę nie mogła przyjść – pomyślała ze współczuciem. – Olivka źle znosi ząbkowanie.

Zauważyła, że Victor często pyta o Veronicę. Nie dziwiła się temu. Przecież jej przyjaciółka przyciągała wzrok mężczyzn. Idąc ulicą i kołysząc lekko biodrami, śmiejąc się cicho, ale uwodzicielsko. Nigdy nie wspominała o mężczyznach, ale Emily dobrze wiedziała, jak na nich działa.

– Spodobała ci się – stwierdziła, sięgając po swoją kanapkę.

– No jasne! Odkąd warknęła na mnie pod klubem, gdy po ciebie przyszła – odparł, jakby to było takie zwyczajne.

Emily zaczerwieniła się, czując się jak ostatnia idiotka.

– Mam nadzieję, że to dla ciebie nauczka na przyszłość, żeby nie ładować się w takie miejsca. – Zachichotał, sięgając po swoją filiżankę z kawą, która w jego dłoniach wydawała się drobna jak zabawka dla małych dziewczynek.

– Boże, Victor, przestań. – Zakryła oczy dłonią.

Teraz z tego żartowali, ale kilka tygodni temu to nie wydawało się takie zabawne, kiedy jakiś napalony gnojek próbował zmusić ją do tańca i szybkiego numerku w hotelu obok. Gdyby wtedy Victor nie wyrósł przed nimi jak spod ziemi, pewnie z Emily niewiele by zostało.

– Hej, Blackie. – Popatrzyła na niego badawczo. – Co do Very, to może i się stara oszukać otoczenie swoją aparycją i buńczucznym zachowaniem, ale jest inna, niż się wydaje. Nie ma w życiu łatwo i świetnie sobie radzi, ale tak naprawdę potrzebuje czułości. Błagam, jeśli masz zamiar tylko ją uwieść i się z nią przespać raz czy dwa, to znajdź kogoś innego. Rzesze na ciebie czekają, a ona na swojego księcia z bajki – mówiła, nie wiedząc, skąd biorą jej się te słowa.

Victor, obracając w palcach podkładkę pod filiżankę z logo restauracji, wpatrywał się w Emily, intensywnie chłonąc każdy ułamek wiedzy, jaką mógł zdobyć na temat jej intrygującej przyjaciółki. Każda informacja, nawet najmniejsza, przybliżała go do Veroniki.

– Em, wiesz co – odezwał się w końcu. – Jesteś najlepszą koleżanką na świecie. Ale gdzie jest twój książę z bajki? – zapytał, wiedząc, że dziewczyna jako niepoprawna i niekryjąca się z tym romantyczka szuka swojego mężczyzny w lśniącej zbroi.

Westchnęła głośno i dramatycznie.

– Jeszcze się chyba taki nie narodził. – Zaśmiała się wreszcie.

6

Veronica pomyślała, że deszcz, który lunął z nieba kilka minut po tym, jak wyszła z domu, to kara za zwrócenie uwagi sąsiadowi wrzeszczącemu na swojego psa. Ale widząc, jak biedne zwierzę jest ciągnięte na siłę na smyczy i niemalże dusi się, będąc na uwięzi, nie mogła nie zareagować. Przemoczona weszła do salonu, a oczy jej szefa zrobiły się wielkie jak spodki. Policzki Brada zaróżowiły się, ale na szczęście szybko się opanował. Klient, który akurat stał przy kontuarze, już tak niepotrafił.

– O co chodzi? – zapytała zdziwiona, zanim powędrowała za ich wzrokiem.

Jej sukienka, kompletnie mokra, przykleiła się do jej ciała, jeszcze bardziej ujawniając ponętne kształty dziewczyny. Krótka dżinsowa kurtka nie mogła tego zasłonić.

– Pójdę się przebrać – wymamrotała.

– Dzięki Bogu. – Klient odetchnął, a Brad zachichotał.

Na zapleczu Veronica znalazła zapas firmowych koszulek i wybrała największą.

Zdejmując rajstopy, uderzyła się dłonią w czoło.

Przecież nie miała żadnych innych na zmianę, o spodniach nie wspominając. Chcąc nie chcąc musiała zostawić na sobie mokrą bieliznę.

Brad zmierzył ją wzrokiem, kiedy wróciła za kontuar na bosaka i w koszulce w rozmiarze XXL.

– Masz zamiar tak pracować? – zapytał z figlarnym uśmieszkiem.

– Nie mam wyjścia. – Wzruszyła ramionami. – Muszę zaczekać, aż wszystko wyschnie. Jeśli nie będę musiała się stąd ruszać, nikt mnie nie zobaczy.

Na szczęście rzadko wychodziła zza kontuaru. Brad pracował za zamkniętymi drzwiami i sam przychodził po klientów, kiedy był gotowy na ich przyjęcie. Czasem tylko Veronica potrzebowała skonsultować z nim terminy, ewentualnie niecierpiące zwłoki prośby ludzi. Mogła mieć wyłącznie nadzieję, że dziś przez jakiś czas nie będzie musiała.

Jak bardzo się myliła! Pół godziny później nie mogła uwierzyć własnym oczom, kiedy zobaczyła, kto przed nią stoi. On sam nie wyglądał na zaskoczonego jej widokiem.

– Śledzisz mnie? – zapytała, marszcząc brwi.

– Nie dodawaj sobie, kotku – odparł z czarującym uśmiechem Victor. – Choć wiedziałem, że tutaj pracujesz.

Chryste, ten jego cholerny głos! – pomyślała.

Poczuła, że zrobiła się bardziej mokra, niż była po dzisiejszej ulewie. Po jakiejkolwiek ulewie zresztą.

– Nie jestem twoim kotkiem – warknęła, broniąc się przed uczuciem podniecenia, jakie się w niej zaczęło budować.

Jednak szybko przypomniała sobie, dlaczego salon jest tak dobrze znany i świetnie prosperuje. Niezwykle utalentowany tatuażysta, ale także przemiła i serdeczna atmosfera. Klienci to lubili i dlatego tutaj wracali oraz przyprowadzali swoich przyjaciół.

– Czym mogę służyć, panie Black? – zapytała, siląc się na uprzejmość.

– Daruj sobie. – Uśmiechnął, ukazując śnieżnobiałe zęby. – Chciałbym porozmawiać z Bradem.

Jego wzrok błądził po twarzy Veroniki i dziewczyna nie mogła powstrzymać fali gorąca, która z radością zalała jej ciało i ukazała się na jej policzkach pięknym pąsowym odcieniem. Nie potrafił ukryć zadowolenia i satysfakcji, że tak na nią podziałał. Doskonale wiedział, jak odczytywać zachowanie kobiet.

– Brad w tej chwili jest zajęty. Może pan zaczekać. – Wskazała czarną skórzaną kanapę po przeciwnej stronie.

– Veronico – odezwał się, opierając łokcie na ladzie i pochylając się w jej kierunku.

Kiedy poczuła zapach jego wody kolońskiej, omal nie spadła z krzesła. Świeży i jednocześnie szorstki, doskonale pasujący do wyglądu silnego, uwodzicielskiego mężczyzny. Veronica miała nieodpartą ochotę złapać go za krawat i przyciągnąć do siebie, by móc zatopić się w tym zapachu całkowicie. Victor patrzył w oczy dziewczyny z taką intensywnością, że musiała lekko rozchylić usta, by móc oddychać, bo miała wrażenie, że brakuje jej tlenu.

– Jak na kogoś, kogo istnienia nie możesz strawić, całkiem nieźle na ciebie działam. – Uśmiechnął się z ironią.

Veronica poczuła, jakby ktoś wymierzył jej policzek.

Jak najszybciej pozbierała się i odchrząknęła, wracając do rzeczywistości. Nigdy więcej podróży do krainy szczęśliwości!

– Jak już mówiłam – odezwała się, patrząc w terminarz. – Brad jest zajęty. Może pan zaczekać.

Victor wyprostował się, górując nad kontuarem jak olbrzym, i odetchnął.

– Mam trochę mało czasu – oznajmił.

No to masz wielki problem – skwitowała z sarkazmem.

– Myślę, że jeśli mu powiesz, że na niego czekam, wyjdzie na chwilę – dodał.

Tego się bała. Nie było szansy, żeby Brad odebrał telefon podczas pracy, a jeżeli klient naciska, że chce się z nim zobaczyć, to Veronica miała obowiązek pójść i mu to przekazać. Nawet jeśli tym klientem był Victor, którego Veronica nie znosiła z całego serca. Tylko jak miała wyjść zza lady, kiedy była półnaga? Co z tego, że koszulka sięgała nad kolano, skoro i tak wyglądała co najmniej dziwnie. Chociaż z drugiej strony miała gdzieś, co Victor sobie o