Red, White & Royal Blue - Casey McQuiston - ebook + książka
BESTSELLER

Red, White & Royal Blue ebook

McQuiston Casey

4,1

25 osób interesuje się tą książką

Opis

Co się stanie, gdy Pierwszy Syn Ameryki zakocha się w księciu Walii?

Podczas wesela na brytyjskim dworze królewskim wybucha kłótnia. W jej wyniku książę Henry i Alex - syn prezydentki USA - lądują w torcie weselnym, co wywołuje kryzys dyplomatyczny między państwami. Żeby go zażegnać, PR-owcy wymyślają ustawkę: Henry i Alex mają spędzić razem jeden dzień, pokazując się mediom jako najlepsi przyjaciele. Nikt się nie spodziewa, że fałszywa, instagramowa przyjaźń przerodzi się w uczucie, które młodzi mężczyźni będą zmuszeni ukrywać przed całym światem. Jak długo dadzą radę udawać?

Powieść "Red, White & Royal Blue" była wydarzeniem roku w USA, gdzie pokochały ją miliony młodych czytelników i czytelniczek. Niezwykle wciągająca, zabawna i czuła, udowadnia, że prawdziwa miłość nie zawsze jest dyplomatyczna.

Nagrody i wyróżnienia:

Bestseller "New York Timesa".

Najlepsza książka roku według "Vogue", NPR, "Vanity Fair", "Entertainment Weekly" i wielu innych mediów.

Laureatka nagrody czytelników Goodreads Choice Awards 2019 w kategorii debiut roku oraz romans roku.

Napisali o książce:

Znakomity debiut. Trudno jest patrzeć, jak Alex zakochuje się w Henrym, samemu się trochę nie zakochując – w nich i w tej niezwykłej, cudownej książce.

"The New York Times Book Review"

Arcydzieło. Życie w świecie tej książki naprawdę dodaje otuchy, podobnie jak wyobrażenie sobie, że mogłoby ono stać się rzeczywistością.

"Vogue"

Szaleństwo na punkcie Alexa i Henry’ego dotarło do Polski jeszcze przed naszą premierą, a czytelniczki dzieliły się entuzjastycznymi recenzjami m.in. na LubimyCzytać.pl:

Tyle dobrego słyszałam, więc stwierdziłam: ja obalę te zachwyty! Nooooo, nie wyszło xD.

Cudowna książka - inna, niż się spodziewałam. Nie czytałam wcześniej powieści, w której wątek romantyczny rozgrywa się między dwiema osobami płci męskiej i się bałam (nie wiedzieć dlaczego). Okazało się, że niepotrzebnie, ponieważ historia tych postaci jest wartościowa, a przede wszystkim przezabawna. Polecam książkę wszystkim wielbicielom komedii czy romansów, a w szczególności osobom, które - tak jak ja - miały opory przed poznaniem historii dwóch nieheteroseksualnych chłopców. Zakochacie się!

Sk8er123, LubimyCzytać.pl

Polecam, ale nie do czytania w miejscu publicznym, bo okrzyki zachwytu i radości pojawiają się u czytelnika bardzo często.

Spectrum, LubimyCzytać.pl

Jejciu, ależ to było dobre. Słodka, zabawna, wzruszająca, po prostu CUDOWNA!

KamaZa, LubimyCzytać.pl

Urocza i przezabawna. Aż żałuję, że tak długo zwlekałam z lekturą tej książki, ale serio: Ludzie, to jest jedna z tych książek, na które zawsze jest ochota! :D

Blair, LubimyCzytać.pl

Casey McQuiston - autorka bestsellera "Red, White & Royal Blue" oraz miłośniczka ciast. Pisze książki o mądrych ludziach, którzy zakochują się nie w tym, w kim trzeba. Urodzona i wychowana w południowej Luizjanie, obecnie mieszka w Nowym Jorku z Pepperem, pudlem na etacie osobistego asystenta.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 441

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (2337 ocen)
1105
677
370
143
42
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bozsku

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo się cieszę, ze takie pozycje zostają wydane. mam nadzieję, że dzieki nim mlodziezy LGBTQ+ jest latwiej przejac okres dojrzewania i coming out. dobrze sie ja czytalo, czasami byla zabawna, opisy seksu napisane ze smakiem. lektura rowniez dla ludzi heteroseksualnych
171
Oszka84

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka, pełna ciepła i nadzieji. Bohaterów się uwielbia, przeżywa z nimi ich rozterki, śmieje się z błyskotliwych dialogów i duma nad kwestiami spornymi. Szczerze polecam, zdecydowanie ciekawa odmiana, ujmująca i wciągająca fabuła na pewno poxostanie w sercu na dłużej.
123
lacerta_

Nie polecam

Niby literatura młodzieżowa, ale taki jakby harlequin. Jestem bardzo rozczarowana, bo w tej książce mam tak wiele "ale", że chyba nawet sama się tego nie spodziewałam. Z każdą kolejną przesłuchaną minutą miałam w głowie coraz więcej rzeczy, które kompletnie mi się nie podobały. Po pierwsze postacie. Chciałabym powiedzieć, że tylko bohaterowie drugoplanowi są zupełnie płascy i bez wyrazu, ale ci pierwszoplanowi również nie powalają. Wszyscy są zupełnie nijacy i naprawdę ciężko mi w to uwierzyć, no bo jak można nie stworzyć ani jednej ciekawej, rozwiniętej i nieszablonej postaci? No jak? Historia zdawała się mieć duży potencjał, początek był obiecujący. Bohaterowie byli zabawni, relacja między głównymi postaciami rozwijała się na podstawie rozmów oraz żartów. Myślałam, że dalej będzie słodko, romantycznie i trochę zabawnie, a okazało się, że jest wulgarnie oraz dziecinnie jednocześnie. Relacja między głównymi bohaterami opiera się głównie na seksie. Miało być wielkie uczucie, a wyszło dz...
73
LianRX

Nie oderwiesz się od lektury

❤️🧡💛💚💙💜❤️🧡💛
30
DayDreamerBB

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka. bardzo dobrze napisana. Wciągająca
31

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

RED, WHITE & ROYAL BLUE

 

Copyright © 2019 by Casey McQuiston

All rights reserved.

 

Projekt okładki

Colleen Reinhart

 

Redaktor prowadząca

Milena Rachid Chehab

 

Redakcja

Anna Płaskoń-Sokołowska

 

Korekta

Maciej Korbasiński

Małgorzata Denys

 

ISBN 978-83-8169-397-4

 

Warszawa 2020

 

Wydanie drugie poprawione

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

dla dziwaków

&

marzycieli

 

Rozdział pierwszy

Na dachu Białego Domu, w kącie Promenady, tuż przy Solarium znajduje się poluzowana deska. Jeśli stukniesz w nią w odpowiedni sposób, możesz ją odchylić na tyle, by znaleźć pod spodem wiadomość wyrytą kluczem, a może nożykiem do listów skradzionym z Zachodniego Skrzydła.

W tajnej historii Pierwszych Rodzin – tego zamkniętego kręgu plotkarzy, którzy pod karą śmierci przysięgli absolutną dyskrecję w większości spraw – nie ma konkretnej odpowiedzi na pytanie, kto napisał tę wiadomość. Jedyne, czego ludzie zdają się być pewni, jest to, że tylko prezydencki syn lub córka mieliby na tyle odwagi, by oszpecić Biały Dom. Niektórzy przysięgają, że sprawcą był Jack Ford – z tymi jego płytami Hendrixa i dwupoziomowym pokojem z wyjściem na dach, w sam raz na wieczornego dymka. Według innych była to młoda Luci Johnson z szeroką wstążką we włosach. Ale to nie ma znaczenia. Napis wciąż tam jest i stał się mantrą dla tych, którzy są na tyle pomysłowi, by go znaleźć.

Alex odkrył go w pierwszym tygodniu pobytu w tym miejscu. Nigdy nikomu nie zdradził, jak tego dokonał.

Napis głosi:

ZASADA #1: NIE DAJ SIĘ ZŁAPAĆ

Sypialnie wschodnia i zachodnia na drugim piętrze są generalnie zarezerwowane dla rodziny prezydenta. Z początku stanowiły jedną gigantyczną sypialnię dla gości, powstałą z myślą o wizytach markiza de Lafayette za czasów rządów Monroego, ale ostatecznie zostały podzielone. Alex dostał wschodnią, naprzeciwko Gabinetu Traktatowego, a June korzysta z zachodniej, obok windy.

Gdy dorastali w Teksasie, ich pokoje znajdowały się w takiej samej konfiguracji, po przeciwnych stronach korytarza. Na podstawie tego, co wisiało na ścianach w sypialni June, można było wtedy odgadnąć jej dążenia i ambicje. Kiedy miała dwanaście lat, pokrywały je akwarele. W wieku lat piętnastu interesowała się kalendarzami księżycowymi i kryształami. Gdy miała lat szesnaście, w jej pokoju pojawiły się wycinki z „The Atlantic”, proporzec uniwersytecki UT Austin, teksty Glorii Steinem, Zory Neale Hurston i Dolores Huerty.

Pokój Alexa był zawsze taki sam – tylko coraz bardziej zastawiony pucharami zdobytymi w lacrosse i stosami prac okresowych z programu Advanced Placement. Wszystko to zbiera teraz kurz w domu, który wciąż jest własnością rodziny. Klucz do niego od wyjazdu do Waszyngtonu Alex nosi na łańcuszku na szyi, zawsze ukryty przed wzrokiem innych.

Znajdujący się po drugiej stronie korytarza pokój June, swego czasu obfotografowany przez „Vogue’a”, jest biało-różowo-miętowy; inspiracją do tego wystroju były stare czasopisma wnętrzarskie z lat sześćdziesiątych, które dziewczyna znalazła w jednym z salonów Białego Domu. Pokój Alexa niegdyś należał do małej Caroline Kennedy, a później stał się gabinetem Nancy Reagan – June chciała go nawet okadzić szałwią, żeby pozbyć się negatywnej energii. Nowy gospodarz pozostawił ilustracje przyrodnicze wiszące symetrycznie nad kanapą, różowe ściany Sashy Obamy kazał jednak przemalować na granatowo.

Przez kilka ostatnich dekad pełnoletnie dzieci prezydenta nie mieszkały w Rezydencji, ale w styczniu, gdy jego mama została zaprzysiężona, Alex rozpoczął naukę w George­town, uznano więc, że ponoszenie kosztów ochrony i wynajmu dodatkowego apartamentu, w którym ewentualnie miałby zamieszkać, byłoby pozbawione sensu. Jesienią wprowadziła się June, prosto z Uniwersytetu Teksaskiego w Austin. Nigdy tego nie powiedziała, ale Alex jest pewien, że chciała mieć na niego oko. June wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak bardzo ekscytuje go bycie blisko polityki, i przy niejednej okazji dosłownie wyciągała go z Zachodniego Skrzydła.

Za drzwiami swojej sypialni Alex może usiąść i nastawić płytę Hall & Oates na gramofonie stojącym w kącie pokoju. Nikt nie usłyszy, jeśli będzie nucił – jak tata – do Rich Girl. Może nosić okulary do czytania, chociaż uparcie twierdzi, że ich nie potrzebuje. Może tworzyć dowolną liczbę drobiazgowych notatek na kolorowych karteczkach samoprzylepnych. Pewnie nie zostanie najmłodszym kongresmenem we współczesnej historii, ale nikt nie musi wiedzieć, jak już mocno przebiera nogami, bo jego akcje na giełdzie najseksowniejszych ciach z pewnością runęłyby na łeb na szyję.

– Cześć – rozlega się głos przy drzwiach.

Alex podnosi wzrok znad laptopa i widzi June, która wchodzi do jego pokoju z dwoma iPhone’ami oraz stosem czasopism w jednej ręce i talerzem w drugiej. Nogą zamyka za sobą drzwi.

– Co dzisiaj ukradłaś? – pyta siostrę, spychając z łóżka stertę papierów, żeby mogła usiąść.

– Jakieś pączki – odpowiada dziewczyna i siada. Ma na sobie ołówkową spódnicę i różowe baletki z ostrymi noskami. Oczami wyobraźni Alex widzi już przyszłotygodniowe rubryki poświęcone modzie: zdjęcie dzisiejszego stroju June jako wprowadzenie do reklamy baletek dla dbającej o siebie, bardzo zajętej dziewczyny.

Zastanawia się, co siostra robiła przez cały dzień. Wspomniała coś o artykule dla „Washington Post”. A może to była sesja zdjęciowa na jej bloga. Albo jedno i drugie. Nigdy za nią nie nadąża.

June rzuca stos czasopism na przykryte narzutą łóżko i natychmiast zatapia się w lekturze.

– Robisz wszystko, co w twojej mocy, by utrzymać przy życiu wielki amerykański przemysł plotkarski?

– Po to skończyłam dziennikarstwo.

– Co dobrego w tym tygodniu? – Alex sięga po pączka.

– Zobaczmy… „In Touch” twierdzi, że… umawiam się z francuskim modelem.

– A umawiasz się?

– Chciałabym. – Dziewczyna przewraca kilka stron. – Och, i piszą, że wybieliłeś sobie skórę wokół odbytu.

– To akurat się zgadza – mówi Alex z ustami pełnymi czekolady z posypką.

– Tak mi się właśnie wydawało – odpowiada June, nie podnosząc wzroku. Przegląda pobieżnie czasopismo, a następnie wsuwa je pod stos i przechodzi do „People”. Przerzuca w zamyśleniu kartki. – „People” pisze tylko to, na co pozwalają im ludzie od PR-u. Nuda. W tym tygodniu niewiele o nas… Och… Jestem hasłem w krzyżówce.

Sprawdzanie, co piszą o nich w tabloidach, jest czymś w rodzaju leniwego hobby June, które bawi i jednocześnie denerwuje ich matkę. Alex jest na tyle narcystyczny, że pozwala, by siostra czytała mu nagłówki. Z reguły są to same wymysły lub to, co kazali napisać PR-owcy, ale czasami dobrze jest usłyszeć jakąś niestandardową, wyjątkowo okropną plotkę. Gdyby miał wybór, wolałby oczywiście przeczytać jedną z setek fanowskich opowiastek na swój temat w internecie, przegiętą do granic możliwości historyjkę o tym, jaki jest czarujący i niewiarygodnie silny, ale June absolutnie się na to nie zgadza, niezależnie od tego, czym próbuje ją przekupić.

– Sprawdź „Us Weekly” – mówi Alex.

– Hmm. – June wyciąga gazetę ze stosu. – Och, spójrz, w tym tygodniu jesteśmy tematem numer jeden.

Pokazuje bratu błyszczącą okładkę, na której w rogu widnieje ich zdjęcie. June ma upiętą fryzurę, a Alex wygląda na trochę pijanego, ale nadal jest przystojny. Ma wyraźną linię szczęki i ciemne włosy. Pod fotografią znajduje się nagłówek złożony pogrubionymi żółtymi literami: „SZALONA NOC PIERWSZEGO RODZEŃSTWA W NYC”.

– O tak, to była szalona noc – przyznaje Alex, opierając głowę na wysokim skórzanym zagłówku i poprawiając okulary na nosie. – Aż dwóch głównych mówców. Nie ma nic bardziej szalonego niż koktajle krewetkowe i półtorej godziny przemówień na temat emisji dwutlenku węgla.

– Tu jest napisane, że miałeś jakąś schadzkę z tajemniczą brunetką – czyta June. – „Tuż po gali Pierwszą Córkę zabrała limuzyna na imprezę pełną gwiazd, tymczasem dwudziestoletni obiekt kobiecych westchnień, Alex, zakradł się do hotelu W, by spotkać się z tajemniczą brunetką w apartamencie prezydenckim. Wyszedł od niej około czwartej nad ranem. Nasze źródła podają, że przez całą noc z apartamentu dochodziły odgłosy miłosnych igraszek, a plotki głoszą, że ową tajemniczą brunetką była… Nora Holleran, dwudziestodwuletnia wnuczka wiceprezydenta Mike’a Hollerana, członkini Tria z Białego Domu. Czy to możliwe, że tych dwoje znowu ma romans?”

– Tak! – woła Alex, na co June wydaje z siebie przeciągłe jęknięcie. – To mniej niż miesiąc! Moja droga, jesteś mi winna pięćdziesiąt dolców…

– Poczekaj. Czy to była Nora?

Alex wraca myślami do poprzedniego tygodnia, gdy przyszedł do apartamentu Nory z butelką szampana w ręku. Ich romans podczas kampanii milion lat temu był krótki i wybuchł głównie po to, by zaraz się zakończyć. Mieli po siedemnaście i osiemnaście lat i od początku byli skazani na niepowodzenie – każde z nich wychodziło z przekonania, że jest najmądrzejsze. Ostatecznie Alex doszedł do wniosku, że Nora jest od niego o wiele rozsądniejsza i zdecydowanie zbyt inteligentna, by się z nim umawiać.

Ale to nie jego wina, że dziennikarze nie chcą odpuścić: za bardzo podoba im się wizja ich związku, tak jakby mieli być współczesnymi Kennedymi. I naprawdę nie można winić go za to, że on i Nora od czasu do czasu upijają się w pokojach hotelowych, oglądając Prezydencki poker i głośno jęcząc ku uciesze wścibskich tabloidów. Po prostu zamieniają niepożądaną sytuację w osobistą rozrywkę.

A oszukiwanie siostry to miły gratis.

– Może – mówi, przeciągając samogłoski.

June wali go czasopismem, jakby był wyjątkowo wstrętnym karaluchem.

– Ty świnio, to oszustwo!

– Zakład to zakład. Założyliśmy się, że jeśli w ciągu miesiąca pojawi się nowa plotka, zapłacisz mi pięćdziesiąt dol­ców. Poproszę przez Venmo.

– Zapomnij – dąsa się siostra. – Jutro, gdy tylko ją zobaczę, zabiję. A tak przy okazji, co zamierzasz włożyć?

– Kiedy?

– No, na ślub.

– Jaki ślub?

– Och, na królewski ślub! W Anglii. Piszą o nim na każdej okładce, którą ci pokazałam.

June ponownie podnosi „Us Weekly” i tym razem Alex zauważa nagłówek. Wielkie litery głoszą: „KSIĄŻĘ FILIP MÓWI »TAK«!”. Obok znajduje się zdjęcie wyjątkowo nijakiego brytyjskiego następcy tronu i jego równie nijakiej blond narzeczonej, na której twarzy maluje się nijaki uśmiech.

Chłopak rzuca pączka, by okazać swój szok.

– To w ten weekend?

– Alex, wyjeżdżamy rano – przypomina siostra. – Zanim dojedziemy na ceremonię, mamy dwa wystąpienia. Nie mogę uwierzyć, że Zahra jeszcze ci o tym nie truła…

– Cholera… Wiem, że miałem to zapisane. Jakoś nie zwróciłem na to uwagi.

– A co, byłeś zajęty spiskowaniem z moją najlepszą przyjaciółką przeciwko mnie, żeby zarobić pięćdziesiąt dolców?

– Nie, byłem zajęty referatem na zajęcia z rzymskiej myśli politycznej, mądralo. – Alex dramatycznym gestem wskazuje stosy notatek. – Pracowałem nad nim przez cały tydzień. Poza tym myślałem, że zgodziliśmy się co do tego, że Nora jest naszą najlepszą przyjaciółką.

– Ty chyba jednak niczego się nie uczysz – prycha June. – Czy to możliwe, że świadomie zapomniałeś o międzynarodowej imprezie roku, bo nie chcesz spotkać swojego największego wroga?

– June, jestem synem prezydentki Stanów Zjednoczonych. Książę Henry jest pionkiem imperium brytyjskiego. Nie możesz tak po prostu nazywać go moim największym wrogiem. – Alex wraca do swojego pączka, dokładnie przeżuwa kęs i dodaje: – Określenie „największy wróg” sugeruje, że jest moim rywalem na każdym poziomie, a nie, no wiesz, nadętym produktem chowu wsobnego, który prawdopodobnie brandzluje się do własnych zdjęć.

– Uuuu!

– Tak tylko mówię.

– Cóż, nie musisz go lubić, wystarczy, że będziesz miał szczęśliwą minę i nie wywołasz międzynarodowego skandalu na ślubie jego brata.

– A czy ja kiedyś nie miałem szczęśliwej miny? – Alex uśmiecha się boleśnie nieszczerze.

– Uch… W każdym razie wiesz, co założysz, prawda?

– Tak, w zeszłym miesiącu wybrałem strój i dałem go Zahrze do zatwierdzenia. Nie jestem zwierzęciem.

– Ja nadal nie jestem pewna co do swojej sukienki. – June pochyla się i zabiera z biurka laptop, ignorując protesty brata. – Jak myślisz, kasztanowa czy ta z koronką?

– Oczywiście, że z koronką. To Anglia. Tylko dlaczego chcesz, żebym zawalił zajęcia? – Chłopak sięga po komputer, a gdy siostra uderza go w dłoń, wzdycha. – Idź zająć się swoim Instagramem albo czymś takim. Jesteś straszna.

– Zamknij się. Próbuję wybrać coś do obejrzenia. Masz na swojej liście Powrót do Garden State? Wow! Utknąłeś w dwa tysiące piątym roku?

– Nienawidzę cię.

– Hmm, wiem.

Za oknem wiatr hulający nad trawnikiem szeleści liśćmi lip w ogrodzie. Płyta na talerzu gramofonu przestaje się kręcić, zapada cisza. Alex wstaje z łóżka, odwraca krążek i ponownie przykłada igłę. Rozlegają się dźwięki London Luck and Love.

***

Aby oddać sprawiedliwość prywatnym samolotom, musi przyznać, że wcale mu się nie znudziły, mimo trzech lat kadencji jego matki.

Rzadko nimi podróżuje, ale kiedy mu się to zdarza, zawsze jest poruszony. Urodził się na teksaskiej prowincji jako dziecko kobiety wychowywanej samotnie przez matkę i syna meksykańskich imigrantów; wiedział, co to brud, smród i ubóstwo, i dlatego luksusowe podróże nadal były dla niego luksusem.

Piętnaście lat temu, kiedy jego matka po raz pierwszy startowała do Białego Domu, pewna gazeta z Austin nadała jej pseudonim „Lometa Marne Szanse”. Uciekła z rodzinnego miasteczka w cieniu Fort Hood, pracowała na nocne zmiany w jadłodajniach, aby ukończyć szkołę prawniczą, a w wieku trzydziestu lat występowała już przed Sądem Najwyższym w sprawach o dyskryminację. W trakcie trwania wojny w Iraku nikt nie spodziewał się po Teksasie takiej kobiety: truskawkowej blondynki, błyskotliwej demokratki na wysokich obcasach, przeciągającej samogłoski bez najmniejszego poczucia winy, a do tego z rodziną o latynoskich korzeniach.

Tak więc wciąż jest to dla Alexa dość surrealistyczne, że leci gdzieś nad Atlantykiem, chrupiąc pistacje i trzymając nogi w górze, na wysokim oparciu skórzanego fotela. Nora siedzi naprzeciwko niego, pochylona nad krzyżówką z „New York Timesa”. Brązowe włosy opadają jej na czoło. Miejsce obok niej zajmuje barczysty agent tajnych służb, Cassius – w skrócie Cash – który trzyma w dłoni drugi egzemplarz z krzyżówką. Ścigają się, kto pierwszy ją wypełni. Kursor w dokumencie na temat rzymskiej myśli politycznej mruga niecierpliwie do Alexa z ekranu laptopa, ale podczas lotu transatlantyckiego chłopak nie może się skupić na nauce.

Ulubiona agentka jego matki, Amy, która wcześniej pracowała w siłach specjalnych marynarki wojennej i jak głoszą krążące po stolicy plotki, zabiła kilku ludzi, siada po drugiej stronie przejścia. Na kanapie obok siebie kładzie kuloodporny tytanowy futerał z przyborami do szycia i ze stoickim spokojem bierze się do haftowania kwiatów na serwetce. Alex widział kiedyś, jak igłę, podobną do tej, którą trzyma teraz w dłoni, wbiła komuś w rzepkę.

Zostaje jeszcze siedząca obok niego siostra. June opiera się na jednym łokciu, pogrążona w lekturze „People”. Alex nie ma pojęcia, po co zabrała ze sobą magazyn. Siostra zawsze wybiera na loty najdziwniejsze lektury. Ostatnim razem były to podniszczone rozmówki kantońskie. Jeszcze wcześniej książka Death Comes for the Archbishop1.

– Co czytasz? – pyta mimo wszystko.

Dziewczyna odwraca gazetę, żeby mógł zobaczyć wielki nagłówek na rozkładówce: „SZALEŃSTWO WOKÓŁ KRÓLEWSKIEGO ŚLUBU!”. Alex jęczy. To zdecydowanie gorsze niż Willa Cather.

– No co? Chcę być przygotowana na mój pierwszy w życiu królewski ślub.

– Byłaś na balu absolwentów, prawda? Wyobraź sobie to samo, tylko w piekle. W dodatku musisz być przy tym naprawdę miła.

– Sam tort kosztował siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów, dajesz wiarę?

– To przygnębiające.

– I najwyraźniej książę Henry idzie na ślub ze swoją dziewczyną. Wszyscy szaleją. Mówi się – June udaje zabawny angielski akcent – że w zeszłym miesiącu randkował z belgijską następczynią tronu, teraz jednak wszyscy śledzący jego życie uczuciowe nie wiedzą już, co o tym myśleć.

Alex prycha. Fakt, że zastępy ludzi śledzą potwornie nudne życie uczuciowe królewskiego rodzeństwa, jest dla niego czystym szaleństwem. Owszem, rozumie, dlaczego kogoś mogłoby obchodzić to, co on robi ze swoim językiem – ale on ma przynajmniej jakąś osobowość.

– Może kobiety w Europie w końcu zdały sobie sprawę, że ten facet jest tak samo atrakcyjny jak mokry kłębek wełny – sugeruje.

Nora odkłada krzyżówkę, skończyła ją pierwsza. Cassius zerka jej przez ramię i przeklina pod nosem.

– Czyli masz zamiar poprosić go do tańca?

Alex przewraca oczami, bo nagle wyobraża sobie, jak wiruje po sali balowej, podczas gdy Henry gada mu do ucha bzdury o grze w krokieta i polowaniu na lisy. Zbiera mu się na wymioty.

– Może sobie pomarzyć.

– Ooo, oblałeś się rumieńcem – stwierdza Nora.

– Posłuchaj, królewskie śluby i wesela to badziew, książęta, którzy biorą królewskie śluby, to badziew, i imperializm, który w ogóle umożliwia książętom istnienie, to też badziew. Od początku do końca jeden wielki badziew.

– To treść twojego wystąpienia na konferencji TED? – pyta June. – Zdajesz sobie sprawę, że Ameryka też jest ludobójczym imperium, prawda?

– Tak, June, tyle że my przynajmniej mamy na tyle przyzwoitości, żeby nie utrzymywać monarchii – odpowiada Alex, rzucając w siostrę pistacją.

Każdy nowy pracownik Białego Domu przed rozpoczęciem służby dostaje kilka informacji na temat Alexa i June. June ma alergię na orzechy. Alex często prosi o kawę w środku nocy. Chłopak June ze studiów, który zerwał z nią, kiedy przeprowadził się do Kalifornii, nadal jest jedyną osobą, która może bezpośrednio pisać do niej listy. Alex od dawna żywi urazę do najmłodszego księcia.

Tak naprawdę to nie jest uraza. To nawet nie rywalizacja. To rodzaj drażniącej irytacji, która sprawia, że pocą mu się dłonie.

Już pierwszego dnia tabloidy – i cały świat – zdecydowały, że Alex będzie amerykańskim odpowiednikiem księcia Henry’ego, ponieważ Trio z Białego Domu to jakby amerykańscy członkowie rodziny królewskiej. To nigdy nie było sprawiedliwe. Alex to uosobienie uroku, geniuszu i inteligentnego dowcipu, to przemyślane wywiady i okładka „GQ”, gdy miał osiemnaście lat; Henry to łagodny uśmiech, delikatna rycerskość i pospolite wystąpienia na imprezach charytatywnych – całkowicie bezbarwny książę z bajki. Alex uważa, że rola Henry’ego jest o wiele łatwiejsza do odegrania.

Może rzeczywiście jest to rywalizacja. Zresztą nieważne.

– Dobra, pani ścisła, jakie są statystyki?

Nora szczerzy zęby.

– Hmm… – Udaje, że intensywnie się nad tym zastanawia. – Ocena ryzyka: PSUSA2, który nie powstrzyma się przed napytaniem sobie biedy, spowoduje ponad pięćset ofiar wśród cywilów. Prawdopodobieństwo, że książę Henry będzie wyglądał jak prawdziwa ślicznotka, wynosi dziewięćdziesiąt osiem procent, a prawdopodobieństwo, że Alex dostanie dożywotni zakaz wstępu na teren Wielkiej Brytanii – siedemdziesiąt osiem procent.

– To i tak lepiej, niż się spodziewałam – zauważa June.

Alex się śmieje, podczas gdy samolot gwałtownie się unosi.

***

Londyn jest absolutnie widowiskowy. Ulice całego miasta, szczególnie przed pałacem Buckingham, oblegają dzikie tłumy ludzi owiniętych flagami Wielkiej Brytanii i wymachujących nad głową chorągiewkami. Wszędzie można kupić królewskie pamiątki ślubne; twarz księcia Filipa i jego przyszłej żony widnieje na wszystkim – od tabliczek czekolady po bieliznę. Alex nie może uwierzyć, że tylu ludzi tak bardzo czeka na to potwornie nudne wydarzenie. Jest pewien, że jeśli on albo June będą kiedyś wstępować w związek małżeński, przed Białym Domem nie zgromadzi się żaden tłum – nie chciałby tego.

Sama ceremonia wydaje się trwać w nieskończoność, ale przynajmniej w pewnym sensie jest przyjemna. Nie chodzi o to, że Alex nie uznaje miłości i nie potrafi docenić małżeństwa. Rzecz w tym, że Marta jest szanowaną córką arystokratów, a Filip księciem – to równie seksowne jak umowa biznesowa. Żadnej namiętności, żadnego dramatu. Miłość według niego jest o wiele bardziej szekspirowska.

Ma wrażenie, że do czasu gdy wreszcie siada przy stole między June a Norą w sali balowej pałacu Buckingham, mijają wieki. Jest tak podenerwowany, że staje się trochę lekkomyślny. Nora podaje mu kieliszek szampana, a on chętnie go przyjmuje.

– Czy któreś z was wie, kto to jest wicehrabia? – pyta June znad kanapki z ogórkiem. – Poznałam już z pięciu takich i za każdym razem grzecznie się uśmiechałam, tak jakbym wiedziała, co oznacza to słowo. Alex, miałeś seminarium z międzynarodowych relacji rządowych. Oświeć nas.

– To chyba coś takiego, jak wtedy, gdy wampir powołuje armię szalonych, opętanych seksem chudych lasek i zaczyna nimi rządzić – odpowiada Alex.

– Brzmi nieźle – zauważa Nora. Kładzie serwetkę na stole i zaczyna składać w skomplikowany kształt; jej czarne paznokcie lśnią w świetle żyrandoli.

– Chciałabym być wicehrabiną – stwierdza June. – Żądne seksu chude laski mogłyby odpisywać w moim imieniu na maile.

– A czy one dobrze sobie radzą z profesjonalną korespondencją? – pyta Alex.

Serwetka zaczyna przypominać ptaka.

– Myślę, że to mogłoby być ciekawe. Ich maile byłyby pełne tragizmu i rozpusty. – Nora zaczyna mówić zdyszanym, zachrypniętym głosem: – Och, proszę, błagam, weź mnie… Weź mnie na lunch, żeby omówić próbki materiałów, ty bestio!

– To mogłoby być nawet skuteczne – zauważa Alex.

– Z wami obojgiem jest coś nie tak – mówi łagodnie June.

Alex już chce jej odpowiedzieć, lecz nagle przy ich stoliku materializuje się królewski sługa z kiepską fryzurą, niczym ponury duch.

– Panno Claremont-Diaz. – Mężczyzna wygląda, jakby nazywał się Reginald lub Bartolomeo. Gdy się kłania, chyba tylko cudem ta niesłychana czupryna nie spada na talerz June. Za jego plecami Alex patrzy na siostrę z niedowierzaniem. – Jego Królewska Wysokość książę Henry zastanawia się, czy mógłby dostąpić zaszczytu zatańczenia z panią.

June otwiera usta, ale nie wie, co powiedzieć. Wydaje z siebie tylko jakąś cichą samogłoskę, podczas gdy Nora szczerzy zęby z samozadowoleniem.

– Och, z chęcią to uczyni! – odpowiada za nią. – Od początku wieczoru miała nadzieję, że książę o to poprosi.

– Ja… – zaczyna June i przerywa. Uśmiecha się, a jednocześnie zabija Norę wzrokiem. – Oczywiście. Byłoby cudownie.

– Doskonale – mówi Reginald-Bartolomeo, po czym odwraca się i wykonuje gest ponad swoim ramieniem.

A oto i Henry we własnej osobie. Jak zawsze klasycznie przystojny, w szytym na miarę trzyczęściowym garniturze, z rozczochranymi blond włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi i łagodnym, przyjaznym uśmiechem. Cały czas ma nieskazitelnie piękną postawę, tak jakby pewnego dnia wyłonił się już w pełni ukształtowany i wyprostowany z kwietnego ogrodu przy pałacu Buckingham.

Spogląda na Alexa, a ten czuje, jak pierś przepełnia mu coś niby irytacja lub adrenalina. Nie rozmawiał z Henrym niemal od roku. Twarz księcia wciąż jest irytująco symetryczna.

Henry raczy zdawkowo skinąć głową w jego stronę, tak jakby Alex był przypadkowym gościem, a nie osobą, którą kiedyś pokonał w debiucie na łamach „Vogue’a”. Chłopak mruga, gotuje się ze złości i patrzy, jak Henry wysuwa tę swoją głupią, idealnie wyrzeźbioną szczękę w stronę jego siostry.

– Cześć, June – mówi, po czym dżentelmeńskim gestem wyciąga dłoń ku dziewczynie, która robi się czerwona jak burak. Nora udaje, że mdleje. – Umiesz tańczyć walca?

– Ja… Powinnam dać radę – odpowiada dziewczyna i bierze go za rękę. Robi to ostrożnie, tak jakby myślała, że książę stroi sobie z niej żarty, co zdaniem Alexa jest stanowczo zbyt optymistyczną oceną poczucia humoru tego człowieka.

Henry prowadzi ją w stronę tłumu wirujących arystokratów.

– I o co w tym chodzi? – pyta Alex, patrząc wściekle na serwetkowego ptaka Nory. – Czy on postanowił wreszcie zamknąć mi usta, uwodząc moją siostrę?

– Och, dzieciaku. – Nora klepie go po dłoni. – Jakie to urocze. Ty wciąż myślisz, że wszystkim chodzi tylko o ciebie.

– Bo szczerze mówiąc, tak właśnie powinno być.

– I tak trzymaj.

Alex spogląda na roztańczonych gości, wśród których Henry wiruje z June. Siostra uśmiecha się grzecznie i naturalnie, a książę cały czas zerka jej przez ramię, co jest jeszcze bardziej irytujące. June jest niesamowita. Henry mógłby przynajmniej poświęcić jej trochę uwagi.

– Myślisz, że on naprawdę ją lubi?

Nora wzrusza ramionami.

– Kto wie? Członkowie rodziny królewskiej są dziwni. To może być zwykła uprzejmość, a może… O, proszę, zaczyna się.

Królewski fotograf wkroczył już do akcji i robi mnóstwo zdjęć tańczącej parze – Alex wie, że w przyszłym tygodniu jedno z nich zostanie sprzedane do „People”. Czyli o to chodzi? Chce wykorzystać Pierwszą Córkę do rozpuszczenia jakichś durnych plotek, żeby zwrócić na siebie uwagę? No tak, przecież Filip nie może dominować w wiadomościach przez cały tydzień.

– Jest w tym całkiem niezły – zauważa Nora.

Alex kiwa na kelnera i postanawia, że przez resztę przyjęcia będzie się systematycznie upijać.

Nigdy nikomu się nie przyznał – i nigdy się nie przyzna – że po raz pierwszy zobaczył Henry’ego, gdy miał dwanaście lat. Wspomina to tylko w stanie upojenia alkoholowego. Jest pewien, że już wcześniej widywał jego twarz w wiadomościach, ale wtedy to był pierwszy raz, kiedy naprawdę go zobaczył. June właśnie skończyła piętnaście lat i część otrzymanych na urodziny pieniędzy wydała na kupno oślepiająco kolorowego czasopisma dla nastolatek. Tak, jej miłość do tandetnych pisemek zaczęła się dość wcześnie. W magazynie znajdowały się plakaty, które można było wyrwać i przykleić do szafki. A jeśli zachowało się ostrożność i wcześniej podważyło się zszywki, można było wyjąć postery w nienaruszonym stanie. Jeden z nich, ten na samym środku, przedstawiał chłopca. Miał gęste, płowe włosy i wielkie niebieskie oczy, ciepły uśmiech i kij do krykieta na ramieniu. Zdjęcie na pewno nie było pozowane, ponieważ nie można udawać tak szczęśliwego i promiennego uśmiechu. W dolnym rogu strony napisano różowymi i niebieskimi literami: „KSIĄŻĘ HENRY”.

Alex do dziś nie wie, co nim wtedy powodowało, ale zakradał się do pokoju June, znajdował tę stronę w gazecie i delikatnie gładził opuszkami palców włosy chłopca, jakby mógł poczuć ich strukturę, gdyby tylko dostatecznie wysilił wyobraźnię. Im wyżej jego rodzice wspinali się po szczeblach kariery politycznej, tym bardziej liczył się z tym, że wkrótce świat dowie się i o jego istnieniu. Wówczas niekiedy myślał o tym zdjęciu i próbował przejąć choć trochę ze swobody i pewności siebie księcia Henry’ego. (Myślał też o wyjęciu zszywek, zabraniu tego plakatu i schowaniu go w swoim pokoju, ale nigdy tego nie uczynił. Miał za grube paluchy, które nie były stworzone do takich rzeczy, w przeciwieństwie do zgrabnych dziewczyńskich palców June).

Potem jednak spotkał Henry’ego po raz pierwszy – książę skierował w jego stronę kilka uprzejmych słów – i zrozumiał, że się mylił; że ten ładny, otwarty chłopiec ze zdjęcia wcale nie jest prawdziwy. Prawdziwy Henry jest dostojny, zdystansowany, nudny i zamknięty w sobie. I pomyśleć, że ten człowiek, do którego tabloidy wciąż go porównują – do którego on sam wciąż się porównuje – uważa, że jest lepszy od niego i jemu podobnych. Alex nie może uwierzyć, że kiedykolwiek chciał być kimś takim.

Teraz, cały czas pijąc, na zmianę o tym myśli i zmusza się, by nie myśleć. Czasem też znika w tłumie i tańczy z ładnymi europejskimi dziedziczkami. Właśnie robi obrót przy jednej z nich, gdy dostrzega samotną postać stojącą w pobliżu tortu i fontanny z szampanem. Znowu widzi księcia Henry’ego – tym razem z kieliszkiem w dłoni obserwuje on Filipa i jego świeżo poślubioną żonę wirujących na parkiecie. Wygląda na grzecznie zainteresowanego w ten swój wstrętny sposób, tak jakby wolał być gdzie indziej.

Alex nie może oprzeć się pokusie, by zmusić go do odkrycia kart. Rusza przez tłum, bierze kieliszek wina z jednej z tac i od razu wypija połowę.

– Na swoim weselu – mówi, stając obok Henry’ego – powinieneś kazać postawić dwie fontanny z szampanem. Pojedyncza to żenada.

– Alex – odpowiada Henry z tym swoim wkurzającym akcentem z wyższych sfer. Z bliska widać, że kamizelka pod jego marynarką jest złota i – to straszne – ma jakiś milion guzików. – Zastanawiałem się, czy dostąpię przyjemności rozmowy z tobą.

– Wygląda na to, że to twój szczęśliwy dzień. – Alex uśmiecha się z przekąsem.

– To naprawdę ważna okazja – zgadza się Henry. Jego uśmiech jest promienny, biały i nieskazitelny, jakby stworzony do druku na banknotach.

Najbardziej irytujące jest to, że Alex wie, że Henry również go nienawidzi – musi go nienawidzić, w końcu są swoimi naturalnymi antagonistami – ale nie ma zamiaru tego okazywać. Alex jest w pełni świadomy, że polityka polega na miłym spędzaniu czasu ze znienawidzonymi ludźmi, ale chciałby, aby raz, tylko jeden raz, Henry zachował się jak prawdziwy mężczyzna, a nie jak błyszcząca zabawka z pałacowego sklepu z pamiątkami.

Jest zbyt doskonały. Alex ma ochotę go szturchnąć.

– Czy jeszcze się nie zmęczyłeś udawaniem, że jesteś ponad to?

Henry posyła mu pełne zdziwienia spojrzenie.

– Doprawdy nie wiem, o co ci chodzi.

– Chodzi mi o to, że jesteś tutaj, zmuszasz fotografów do ganiania za tobą, kręcisz się, jakbyś nie chciał zwracać na siebie uwagi, chociaż to oczywiście nieprawda, bo ze wszystkich partnerek wybrałeś do tańca akurat moją siostrę. Zachowujesz się, jakbyś był zbyt ważny, by tu przebywać, by przebywać gdziekolwiek. Czy to nie jest męczące?

– Jestem… trochę bardziej skomplikowany.

– Ha!

– Och… – Henry mruży oczy. – Jesteś pijany.

– Chcę ci tylko powiedzieć – Alex zbyt poufałym gestem opiera łokieć na ramieniu księcia, co wcale nie jest łatwe, bo ten jest od niego wyższy o jakieś dziesięć wkurzających centymetrów – że mógłbyś spróbować zachowywać się tak, jakbyś się dobrze bawił. Chociaż od czasu do czasu.

Henry śmieje się smutno.

– A ja sądzę, że powinieneś rozważyć przerzucenie się na wodę.

– Czyżby? – Alex odsuwa od siebie myśl, że może to właśnie wino skłoniło go, by podejść do Henry’ego, i sprawiło, że w jego oczach książę był jednocześnie fałszywie skromny i anielski. – Czy ja ciebie obraziłem? Przepraszam, że nie mam obsesji na twoim punkcie, jak wszyscy. Pewnie czujesz się przez to zagubiony.

– Wiesz co? Chyba masz rację.

Alex otwiera szeroko usta, podczas gdy kącik ust księcia unosi się złośliwie i trochę okrutnie.

– Tak sobie pomyślałem – ciągnie grzecznie Henry – czy aby nie zauważyłeś, że jeszcze nigdy sam do ciebie nie podszedłem, a za każdym razem gdy ze sobą rozmawiamy, jestem wyjątkowo uprzejmy? I proszę, znowu mnie odszukałeś. – Bierze łyk szampana. – To taka prosta obserwacja.

– Co? Ja nie… – duka Alex. – To przecież ty…

– Życzę ci cudownego wieczoru – mówi zwięźle książę i odwraca się, żeby odejść.

Myśl, że Henry ma ostatnie słowo, doprowadza Alexa do szału. Bez namysłu łapie księcia za ramię i ciągnie w swoją stronę. Wtedy Henry gwałtownie się odwraca, prawie odpycha go od siebie i przez ułamek sekundy zdumiony Alex widzi w jego oczach ogień, gwałtowny przebłysk prawdziwej osobowości.

Następnie potyka się o własną stopę i wpada tyłem na stojący za nim stół. Zbyt późno orientuje się – ku swemu przerażeniu – że to właśnie na tym stole stoi wielki, ośmiopiętrowy tort. Chwyta Henry’ego za rękę, żeby złapać równowagę, ale w efekcie obaj ją tracą i razem wpadają w ciasto.

Jakby w zwolnionym tempie Alex patrzy, jak tort się przechyla, chwieje, trzęsie się w posadach, aż wreszcie się przewraca. A on nie może nic na to poradzić. Tort ląduje na podłodze w lawinie białego kremu niczym słodki koszmar za siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów.

W sali balowej zapada przerażająca cisza, gdy siłą rozpędu obaj mężczyźni lecą i lecą, aż wreszcie lądują w tortowej mazi na wzorzystym dywanie. Alex wciąż ściska rękaw Henry’ego. Kieliszek księcia się potłukł i obaj zostali oblani szampanem. Kątem oka Alex widzi na kości policzkowej księcia rozcięcie – zapewne od szkła – które zaczyna krwawić.

Przez sekundę, gdy pokryty ciastem, kremem i szampanem wpatruje się w sufit, myśli tylko o tym, że przynajmniej to nie taniec Henry’ego i June będzie największą atrakcją tego wieczoru.

Jego następna myśl jest taka, że matka zamorduje go z zimną krwią.

Obok siebie słyszy powolne mruknięcie księcia:

– Ożeż kurwa jego mać…

Z tyłu głowy pojawia się kolejna myśl: po raz pierwszy słyszy, jak książę przeklina.

Tuż potem oślepia go lampa błyskowa czyjegoś aparatu.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

1Death Comes for the Archbishop („Śmierć przychodzi po arcybiskupa”) – książka autorstwa Willi Cather (przyp. red.).

2Pierwszy Syn USA (przyp. tłum.).