40,00 zł
Florian Gaderla to kryminalny z krwi i kości – ponury, twardy, gruboskórny i w dodatku outsider. Życie stawia przed nim wyzwanie – sprawę, która będzie wymagać od niego empatii i delikatności.
Giną dzieci – i to w sposób, który mrozi policjantom krew w żyłach. Pierwsza z ofiar, ośmiolatka, zostaje znaleziona w pustostanie w nowych ubraniach i w makijażu. Florian próbuje rozwikłać mroczną zagadkę, ale sprawa otwiera w jego duszy drzwi, które na zawsze miały pozostać zamknięte. Jego partnerka Zuzanna Macieszko jest świeżo upieczoną śledczą. Popełnia błędy, ale nie brakuje jej werwy i chęci do współpracy. Im bardziej policyjni partnerzy zagłębiają się w sprawę, tym mniej ją rozumieją. Macieszko chce poznać historię Gaderli i motywy jego działania, lecz wstrząsającej prawdy, z jaką przyjdzie jej się zmierzyć, nie mogła przewidzieć.
„Przestań, proszę” to opowieść o przemocy domowej. O brutalnym świecie, w którym smutek i rozpacz są jedynymi towarzyszami dzieci. O krzywdzie bezbronnych i niewinnych, których nikt nie chce. To historia trudna, momentami makabryczna, ale do bólu prawdziwa.
Zło jest wśród nas. Zainteresuj się swoim dzieckiem, zanim zrobi to ktoś zupełnie inny.
Krystian Stolarz – policjant, magister prawa, sportowiec amator i miłośnik książek. Prowadzi na Instagramie konto @policjant_czytaipisze, na którym promuje czytelnictwo i recenzuje książki. Stolarz dba o autentyzm języka, atmosfery panującej w policji i szczegółów śledztwa. Prawda o policyjnej robocie jest znakiem rozpoznawczym jego powieści.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 378
Copyright © Krystian Stolarz, 2025
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Renata Bubrowiecka
Korekta
Katarzyna Kusojć
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-8391-728-3
Warszawa 2025
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
PRZEDMOWA
Ósmego maja dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku Polska zadrżała w posadach. Krajem wstrząsnęła informacja o śmierci ośmioletniego Kamilka, brutalnie skatowanego przez ojczyma. Chłopczyk był bity, kopany, przypalany papierosami, polewany wrzątkiem. Ujrzeliśmy jego tragedię tylko dlatego, że zmarł. Jako policjant mam niestety przykrą świadomość, że Kamilków jest znacznie więcej. Dzieci te nie mają się do kogo zwrócić o pomoc, gdyż często drugi rodzic również jest oprawcą. Tak, oprawcą. Bo brak sprzeciwu w takiej sytuacji i zgoda na krzywdę dziecka prowadzi do współwiny.
Jako policjant brałem udział w wielu interwencjach domowych i nigdy nie zrozumiem takiego zachowania, nigdy nie przejdę obok niego obojętnie, nigdy nie odmówię pomocy i z całego serca, Drogi Czytelniku, proszę Cię – REAGUJ. Nawet jeśli będzie to oznaczało zwykłe zapukanie do drzwi awanturujących się sąsiadów, dziesiąty telefon na policję, setne zwrócenie uwagi… Ten jeden raz, gdy postanowisz nic nie zrobić i zwyczajnie odpuścisz, może zakończyć się tragedią.
Przemoc domowa to wciąż w naszym społeczeństwie temat tabu, gdyż pokutuje u nas pogląd, że niegrzecznie jest wchodzić z buciorami w czyjeś życie. Jeśli jednak na szali jest życie dziecka, to ja z przyjemnością wejdę do kogoś w buciorach, nawet celowo ubłoconych. Wejdę, narobię bałaganu i obiecam, że jeszcze wrócę!
Tworząc tę historię, znów postanowiłem się przed Wami otworzyć. Nie do końca czuję się w tej sytuacji komfortowo, ale jak już wspominałem w poprzednich książkach, pisanie jest dla mnie terapią. Przełamuję więc lekki wstyd, bo z tej działalności może wyniknąć wiele dobrego. Dlatego – jak już, mam nadzieję, zdążyłem Was przyzwyczaić – część pieniędzy ze sprzedaży Przestań, proszę trafi na cele charytatywne. Tym razem będzie to Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę.
Budujmy, nie niszczmy.
Chciałbym zakończyć tę przedmowę dedykacją „ku pamięci Kamilka”, ale malutkich ofiar przemocy jest znacznie więcej. Brutalna statystyka jednej z fundacji mówi nawet o blisko trzydzieściorgu dzieciach rocznie umierających w wyniku przemocy ze strony najbliższych. Dlatego:
Ku pamięci Szymona z Będzina, który umierał w męczarniach przez trzy dni. Miał biegunkę, gorączkę, zaburzenia oddawania moczu, a sekcja zwłok wykazała także pęknięte w dwóch miejscach jelito cienkie. Jego ciało zostało porzucone w stawie.
Ku pamięci trzyletniego Nikodema, który był bity nie tylko ręką, ale i deską kuchenną lub miarką budowlaną. Był torturowany, bo inaczej nie potrafię nazwać oklejania dziecka taśmą, aby się nie ruszało, lub zmuszania go do stania pod ścianą z uniesionymi rękoma.
Ku pamięci trzyletniej Zuzi, która była bita nieustalonym przedmiotem, co skutkowało siniakami, krwiakami, a nawet wieloodłamowymi złamaniami. Zmarła od uderzenia w głowę.
Ku pamięci sześciomiesięcznego niemowlaka z Przemkowa, który zmarł w wyniku ciężkich obrażeń głowy i klatki piersiowej.
Ku pamięci tych wszystkich biednych duszyczek, którym urządzono piekło na ziemi.
Kiedy zło dotyka dzieci, świat powinien zatrząść się w posadach, zatrzymać i wrzeszczeć milionami gardeł. A zło w rodzinie działa podstępnie i po cichu1.
1 Robert Małecki, Zadra.
WSPARCIE
Jeśli doświadczasz myśli samobójczych, nie czekaj, nie jesteś sam, pozwól sobie pomóc. Możesz skorzystać z darmowych infolinii:
Antydepresyjny Telefon Zaufania ITAKA
22 484 88 01
Antydepresyjny Telefon Forum przeciw Depresji
22 594 91 00
Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
116 123
Telefon Zaufania dla Mężczyzn
608 271 402
Telefon Zaufania dla Dzieci i Mężczyzn
116 111
Pamiętaj, że w przypadkach nagłych,
zagrażających twojemu życiu lub innej osoby,
możesz zadzwonić bezpośrednio na numer alarmowy
112.
Podejrzewasz depresję u siebie lub bliskiej ci osoby?
Pomoc znajdziesz także tutaj:
Stowarzyszenie Aktywnie przeciwko Depresji
www.depresja.org
Forum przeciw Depresji
www.forumprzeciwdepresji.pl
Życie warte jest rozmowy
www.zwjr.pl
PROLOG
Życie jest darem, którego nie możemy zmarnować” – to wyrwane z kontekstu zdanie księdza Walkowskiego powtarzał niczym mantrę od dobrych dwudziestu minut, choć nie miał pojęcia, dlaczego akurat ono utkwiło mu w głowie, bo w trakcie religii ksiądz często rzucał mądrymi cytatami, które najczęściej pochodziły z Biblii.
Natomiast doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego właśnie teraz je sobie przypomniał.
Jego oczy zaszły łzami, których w życiu uronił tak dużo. Czy oswoił się z nimi? Nie do końca. Wprawdzie znał ich smak, zapach, a nawet konsystencję, ale nigdy nie wiedział, jak wiele krzywdy ze sobą przyniosą. Czasami była to zwykła błahostka, która po prostu pojawiła się w złym momencie, a czasami potężny problem, z którym nie miał szans sobie poradzić. Na pewno nie sam.
Ale przecież nie miał już nikogo. Nikt nie złapie go za rękę i nie powie, że wszystko się ułoży. Nikt go nie przytuli i nie pokaże mu, że życie może jeszcze mieć sens. Wreszcie nikt nie zabroni mu tego, co planował od wielu dni.
Spojrzał w dal i uśmiechnął się nieznacznie. Jego jedyny przyjaciel nigdy nie zawodził. Czasami przyjeżdżał na umówione miejsce nieco za szybko, czasami znacznie za późno, ale jedno było pewne – zawsze docierał. Dziś też go nie zawiódł. Zbliżał się w jego stronę w tym samym zawrotnym tempie.
– Jesteś, przyjacielu – powiedział chłopak, po czym jednym gwałtownym ruchem wskoczył na tory.
Nagle przeciągły, potężny gwizd lokomotywy rozniósł się po okolicy, lecz nie spełnił swojego zadania. Nikogo nie ostrzegł, nikogo nie spłoszył, nikogo nie uratował.
Chłopak wyciągnął ręce na bok, jakby naprawdę witał się z dawno niewidzianym przyjacielem, i dopiero sekundę przed zderzeniem poczuł ulgę i lekkość, jakich nigdy wcześniej nie doświadczył.
ROZDZIAŁ 1
Florian Gaderla od ponad dwudziestu minut ściskał w dłoniach swój dowód osobisty i wpatrywał się w wiekową elewację budynku, noszącą liczne ślady działania kapryśnej pogody, a także równie kapryśnych ludzi. Zaglonione ścieżki po spływającej deszczówce były niczym w porównaniu z niestarannymi malowidłami, celowo wydłubanymi dziurami czy nawet zaciekami po moczu. Uniósł nieco wzrok i spojrzał na lśniącą nowością czerwoną tabliczkę z napisem „Gabinet psychologiczny – Katarzyna Życholska”.
Do drzwi wejściowych właśnie zbliżyła się kobieta w średnim wieku. Nie wyglądała najlepiej – włosy sterczały jej na wszystkie strony, wołając o kąpiel, a na wymemłanej wyblakłej koszulce Florian dostrzegł kilka starych plam. Spodnie też oprócz dokładnego prania wymagały usługi krawieckiej, gdyż na kolanie i w okolicy łydki widniały dwie nierówne, całkiem spore dziury. Ale wygląd kobiety nie był w tej sytuacji najważniejszy. Kiedy tuż przed wejściem do budynku rozejrzała się nerwowo na boki, Florian uchwycił jej spojrzenie. Było w nim coś niepokojącego, jakby walczyła z kimś lub czymś od wielu miesięcy i właśnie w tej chwili była bliska przegranej. Zobaczył to w jej szarych, choć nadal pięknych oczach, nerwowych ruchach i przygarbionej sylwetce. Kobieta była bliska upadku, pewnie dlatego szukała pomocy.
Gaderla spojrzał na zegarek i westchnął przeciągle. Dochodziła dziesiąta rano, a więc godzina jego wizyty u psycholog. Tylko czy teraz powinien wejść do gabinetu ze swoim jakże błahym problemem? Przecież ta kobieta zdecydowanie bardziej niż on potrzebowała wsparcia. Może nawet wsparcia na wagę życia i śmierci…
Uśmiechnął się lekko i odetchnął z ulgą. Tak, postanowił, że dzisiaj zrobi dobry uczynek i zrezygnuje z wizyty na rzecz tej kobiety. To nie było błahe wytłumaczenie jak zawsze. Dzisiaj miał naprawdę istotny powód.
Zadowolony z tego, jak potoczył się poranek, podjechał jeszcze do cukierni i kupił sobie w nagrodę pączka, którego nie jadł co najmniej od miesiąca, po czym wrócił do Komendy Powiatowej w Głogowie. Sprawy się same nie rozwiążą – jak mawiał jego nad wyraz surowy naczelnik.
ROZDZIAŁ 2
Gdzie twój partner? – zapytał surowym tonem inspektor Adam Mak, czym wywołał u podwładnej niemałe zakłopotanie. Nie musiał podnosić głosu. Jego postura i spojrzenie wybudzonego zbyt wcześnie z zimowego snu niedźwiedzia zazwyczaj wystarczyły. A jeśli nie, nie stronił od ekspresji i tak dla równowagi wpadał w furię godną tego dzikiego zwierzęcia.
– Ja… – zaczęła się jąkać policjantka, która na widok przełożonego poderwała się nerwowo z krzesła, trącając ręką filiżankę z kawą.
– Yhm… – mruknął naczelnik, rzucając mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Jeśli w tym wydziale był ktoś, na kim postura inspektora nie robiła wrażenia, to już na to spojrzenie nie było mocnych. Ich wydział liczył raptem piętnastu policjantów, przy czym większość była stosunkowo młoda. Nie byli świeżakami przybyłymi tuż po zawodowym kursie podstawowym, ale aspirantów można było policzyć na palcach jednej dłoni zasłużonego drwala.
– Podkomisarz Gaderla nie spowiada mi się ze swoich nieobecności – wypaliła w końcu Zuzanna Macieszko. To zdanie samoistnie opuściło jej usta – w dodatku z taką prędkością, że nie była pewna, czy naczelnik zrozumiał każde słowo – i natychmiast pożałowała, że nie wytrzymała presji, odetchnęła więc głęboko i nerwowo poprawiła kosmyk, który uporczywie opadał jej na twarz, jakby swoją niesfornością chciał rozładować panujące w niej napięcie.
– A co z tym gwałtem? – odpuścił naczelnik. Przecież nie mógł znęcać się nad posterunkową za to, co zrobił podkomisarz.
Macieszko znów nabrała wody w usta. W policji służyła dopiero rok, a miesiąc temu, gdy przyszła do pracy, naczelnik niespodziewanie zaprowadził ją do komendanta, gdzie dowiedziała się, że od następnego dnia zaczyna służbę w pionie kryminalnym. To nie było jej zasługą, tym bardziej żadnej cioci, wujka, przyjaciela czy kochanka. Nie miała nikogo w policji i w małym kręgu bliskich to ona przecierała niebieskie szlaki. Jak się później dowiedziała od kolegów, naczelnik uparł się, aby sprowadzić do wydziału kobietę. Ponoć sam kiedyś pracował z jedną i dostrzegał w takim składzie spory potencjał. Zuzanna jednak obawiała się na początku, że ze względu na jej wiek i urodę, której była świadoma, z tych przenosin zrobią się same kłopoty, a ona będzie musiała uciekać do innej jednostki. Ale tak się nie stało. Inspektor Mak był daleki od flirtów, tak naprawdę był daleki od zacieśniania relacji z kimkolwiek w wydziale. Nie zauważyła nawet, by przełożony żartował czy nawet luźno z kimś rozmawiał. Jego zachowanie zaliczało się do tych mocno służbowych, co jej odpowiadało. Tak, inspektor przerażał ją swoją gruboskórnością i oficjalnym tonem, ale szybko uznała, że jest to znacznie lepsza opcja niż oślizgły podryw czy niezręczne sytuacje damsko-męskie. Czy chciała pracować w kryminalnym? Może i tak, ale na pewno nie teraz. Nie miała jakiegoś szczególnego pomysłu na swoją zawodową ścieżkę, nigdy też nie należała do osób, które przywiązują się do jednego miejsca i tkwią w nim pomimo licznych znaków, że należy je zmienić. Po prostu myślała, że w prewencji spędzi więcej czasu, dzięki czemu w nowym wydziale będzie mogła pochwalić się niezłym doświadczeniem. A teraz znów musiała uczyć się wszystkiego od nowa, bo przecież praca operacyjna różniła się od tej w mundurze bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
– Na godzinę jedenastą mamy umówioną recepcjonistkę, która tamtej nocy przyjmowała te dwie dziewczyny. Ponoć kobieta zapisała numery rejestracyjne auta, którym miał przyjechać nasz podejrzany.
– Dziewczyny przyjechały razem z nim?
– Nie, taksówką. Ale to wszystko niepotwierdzone informacje z trzeciej ręki, dlatego najpierw przesłuchamy recepcjonistkę, a później dokończymy oglądanie nagrań z hotelu.
– Jeszcze tego nie zrobiliście? – Naczelnik znów zabrzmiał złowrogo.
Macieszko nie odpowiedziała. Oczywiście nie miała kiedy ich obejrzeć, bo do zdarzenia doszło wczoraj wieczorem, a nagranie odebrali dzisiaj po godzinie ósmej, ale dla naczelnika to nie miało znaczenia. Oprócz bowiem wwiercającego się w duszę spojrzenia inspektor Adam Mak posiadał jeszcze jedną supermoc. Mianowicie w sposób wręcz niesamowity potrafił rozciągać czas służby, a nawet go zatrzymywać. Każda w miarę prosta policyjna czynność powinna według niego zajmować podwładnym maksymalnie pięć minut, a te bardziej skomplikowane – piętnaście. Prześwietlić gościa w bazach? Pięć minut. Zrobić analizę zdarzeń z ostatnich dni, a nawet miesięcy? Dziesięć minut. Przesłuchać gościa, postawić mu zarzut i wyciągnąć niezbędne dla nich informacje? Piętnaście. Podczas odprawy naczelnik zlecał im więc ogrom pracy, a pod koniec dnia stawał w progu ich pokoju, wzdychał ciężko i słuchając ich tłumaczeń, że nie dali rady podołać wszystkiemu, kręcił głową z dezaprobatą.
– Dzisiaj wszystko ogarniemy, naczelniku. Nawet sprawcę w zębach przyniesiemy – powiedział pewnie Florian, który właśnie pojawił się w progu pokoju.
– Ty mi, Gaderla, oczu nie mydl, tylko melduj, gdzie się włóczysz bez mojej zgody.
Podkomisarz, który należał do wysportowanych mężczyzn, na tle inspektora wyglądał zaledwie na praktykanta, ale nie przejmował się tą różnicą w gabarytach.
– Musiałem spotkać się z jednym ucholem. Miał coś dla mnie à propos gwałtu.
– Nie, nie miał. – Naczelnik zmierzył go wzrokiem.
Gdyby w taki sposób spojrzał na Zuzannę, ta natychmiast poderwałaby się z fotela i pojechała do domu. Ale Gaderla ulepiony był z innej gliny. Spojrzał na przełożonego z nieco drwiącym uśmiechem i jakby nigdy nic usiadł za swoim biurkiem, ostentacyjnie otworzył laptopa, po czym włączył nagranie z hotelu. Kompletnie nic nie robił sobie z sapiącego coraz głośniej naczelnika. Zuzanna natomiast zaczęła się miotać. Najpierw nerwowo poprzerzucała kolejne karty akt, aby za chwilę z jeszcze większym zdenerwowaniem poklikać coś w komputerze. Mak najwidoczniej uznał w końcu, że wprowadził na tyle napiętą atmosferę, by przełożyła się na skuteczność policjantów, a przynajmniej policjantki, bo sapnął po raz ostatni, po czym wyszedł z pokoju.
Macieszko odetchnęła z ulgą, co nie uszło uwagi komisarza.
– Nie przejmuj się tak nim – powiedział, wpatrując się w monitor.
– Łatwo ci mówić – rzuciła, patrząc na niego.
Gaderla poczuł jej wzrok na sobie, uniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy, czym zawstydził Zuzannę. To nie był pierwszy raz. Nie wiedział dlaczego, ale dziewczyna szybko peszyła się w jego towarzystwie. Przy innych kryminalnych nie miała takiego problemu, czasami nawet potrafiła się nieźle odgryźć, ale jego wzrok i uśmiech były dla niej nie do przejścia. No cóż, pracowali ze sobą dopiero od miesiąca i pewnie jeszcze sporo wody upłynie, zanim między nimi pojawią się luz i zaufanie. Przede wszystkim zaufanie.
– On celowo się tak zachowuje. Zgrywa ojca chrzestnego, bo myśli, że niewerbalna presja pozwoli mu utrzymać wydział w ryzach – odpowiedział, choć miał wrażenie, że tak długie zdanie spaliło całą jego energię.
– W sumie to tak trochę jest.
– E tam. Każdy z nas jest dorosły i wie, po co tu przychodzi – wzruszył ramionami. – Nie potrzebujemy bata, aby rozwiązywać sprawy.
Zuzanna Macieszko lubiła słuchać starszego kolegi. Biły od niego spokój i opanowanie, a przede wszystkim życiowe doświadczenie. Szkoda tylko, że odzywał się tak rzadko i na krótko. Widocznie jej uroda nie robiła na nim wrażenia, bo pozostali z wydziału trajkotali przy niej niczym katarynki.
– A właśnie… – Wyprostowała się w fotelu z nieco większym luzem. – Dobrze słyszałam, że obiecałeś naczelnikowi sprawcę? – Założyła ręce na klatce piersiowej, po czym dodała z nutą uszczypliwości: – Dzisiaj.
– Tak – odpowiedział w swoim stylu.
– A dowiem się, kto to?
– A przejrzałaś monitoring?
– Tak. O drugiej nad ranem wchodzą dwie dziewczyny. Kamila Witek i nasza pokrzywdzona. Ponieważ Witek jest pełnoletnia, to ona melduje się w hotelu, po czym po jakichś trzydziestu minutach wychodzi i już nie wraca.
– Czyli tylko załatwiła pokój swojej nieletniej koleżance?
Macieszko przytaknęła.
– Jakiś kwadrans po wyjściu Kamili wchodzi nasz podejrzany. Niestety, ma na sobie czapkę z daszkiem i celowo nie patrzy w stronę kamer. Zrobiłam wydruk jego wizerunku i przede wszystkim tego, jak był ubrany, ale twarzy nie pokazuje ani razu.
– Skąd wiesz, że to on? Podobno ten hotel ma sporo gości.
– I sporo kamer. Jedna jest praktycznie nad samym pokojem naszej pokrzywdzonej. Mężczyzna wchodzi do niego o godzinie trzeciej dziesięć, a wychodzi o piątej, chociaż „wychodzi” to nieodpowiednie słowo.
– Ucieka? – domyślił się Gaderla.
Macieszko znów przytaknęła.
– Mówiłaś naczelnikowi?
Spojrzała na niego z lekką złością.
– I dobrze.
Na samym początku współpracy ustalili kilka żelaznych zasad. Przede wszystkim Gaderla położył nacisk na zaufanie. To oni będą narażać wspólnie życie, ładować się w nieprzyjemne sytuacje i często chronić jedno drugiego. Dlatego najpierw liczył się partner, a dopiero później naczelnik. Wszelkie informacje więc, które będą przekazywać przełożonemu, będą już przefiltrowane przez ich dwójkę. Ani Gaderla, ani Macieszko nie polecą chwalić się do niego, dopóki o wszystkim nie dowie się drugie i nie ustalą wspólnej wersji.
– Sprawcą jest Deptała.
– To nazwisko ma mi coś mówić? – zapytała Macieszko.
– Dwa razy próbowałem go przyskrzynić za inne czynności seksualne, ale zawsze brakowało mi dowodów. Teraz mamy kamery. Recepcjonistka wysłała mi esemes z tablicami rejestracyjnymi. Wprawdzie właścicielem samochodu jest Izabela Gotowała, ale faktycznym jego użytkownikiem już Ryszard Deptała. Był wielokrotnie legitymowany w tym aucie, ale dla porządku i tak najpierw będziemy musieli przesłuchać właścicielkę. Później zatrzymamy sprawcę i po temacie. – Znów się uśmiechnął.
– No to może okażemy pokrzywdzonej tablicę poglądową z Deptałą?
– Nie możemy. – Skrzywił się. – Dalsze czynności z ofiarą gwałtu mogą wykonywać jedynie sąd i prokurator.
– Wiem – odpowiedziała oburzona. – Ale przy tablicy też?
– Tak. Przecież to też czynność procesowa.
Macieszko naprawdę się zdenerwowała, ale bardziej na siebie niż Gaderlę. Palnęła z tą tablicą poglądową, aby mu się przypodobać, a teraz wyszła na żółtodzioba. Oczywiście była nim, ale przecież miała już jakąś wiedzę o tej robocie. Na pewno powinna wiedzieć, że w przypadku gwałtu policjanci muszą ograniczyć się do minimum, jeśli chodzi o czynności z pokrzywdzoną.
Nastała niezręczna cisza, którą Gaderla się nie przejął. Miał jeszcze do sprawdzenia kilka informacji dotyczących Deptały. Zalogował się do KSIP, po czym wpisał jego PESEL. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w komputer i coś w nim klikał.
– Wszystko w porządku? – zapytała Macieszko, wyrywając go z zamyślenia.
– Co?
– Pytam, czy wszystko w porządku.
Ostentacyjnie spojrzała na jego prawą dłoń.
Gaderla początkowo nie zrozumiał, o co jej chodzi, ale podążył za jej wzrokiem i wszystko było jasne. Znów to zrobił. Kropla krwi ciekła z obgryzionej skórki przy paznokciu. Wstydliwie schował dłoń pod biurko, po czym bez słowa wrócił do wertowania danych o ich figurancie. Niezręczną ciszę przerwał dźwięk telefonu komisarza. Odebrał jak najszybciej.
– Gaderla. Tak. Dobra, już idę… – Uniósł się zza biurka, odkładając słuchawkę na miejsce.
– Przyszła?
Skinął głową, a Macieszko poderwała się z fotela.
– Ja ją przyprowadzę, ty ogarnij rękę.
Odruchowo spojrzał na palec. Był zakrwawiony jak po ostrym przecięciu nożem opuszki, a to przecież był tylko jego wstydliwy nałóg, który kilka dni temu znów powrócił. Poczuł, jak niewidzialna siła ściska jego klatkę piersiową, a oddech staje się coraz płytszy. Serce zaczęło walić jak dzwon, a skronie zgodnie pulsowały w jego rytmie. Próbował się uspokoić, złapać głębszy oddech i pomyśleć o czymś przyjemnym, ale szybko się zorientował, że zamiast tego znów obgryza skórkę – kolejny palec pokrył się krwią.
Szybkim krokiem podszedł do okna, spojrzał w niebo i próbował skupić się na jego nieskończoności. Wpatrywał się w chmury, jakby chciał tam coś dojrzeć. W końcu oddech, serce i pulsująca skroń znacznie zwolniły. Teraz tylko musiał pójść do łazienki. Jego prawa dłoń wyglądała, jakby znokautował co najmniej trzech poważnych przestępców.
KIEDYŚ
Siedział skulony w kącie pokoju i czekał. Dziś czas nie był jego sprzymierzeńcem. Dłużył się nieubłaganie i chłopak miał wrażenie, że robił to z premedytacją. Cieszył się jego bólem, celowo zwalniał sekundy, które nagle stawały się minutami, a te znowu wydłużały się do godzin. Odruchowo spojrzał na zegarek.
– Dwudziesta pierwsza – powiedział ponurym tonem, jakby odczytywał wyrok, kolejny z wielu.
I tak właśnie było. Jego tata powinien skończyć pracę o szesnastej. Zazwyczaj w domu był koło osiemnastej, no, czasami dziewiętnastej… Ale dziś przecież był dzień wypłaty. Od rana łudził się, że tym razem będzie inaczej. Praktycznie na wszystkich lekcjach wyobrażał sobie, że tata przyjeżdża do domu na tym swoim wysłużonym rowerze kilka minut po szesnastej, po czym przychodzi do jego pokoju, głaszcze go po głowie i daje mu jego ulubione chipsy, w których dodatkowo będzie mógł znaleźć tazosy z Pokémonami.
– Nie śpisz jeszcze? – usłyszał niespodziewanie.
W progu pokoju stała wyjątkowo trzeźwa matka. Wprawdzie widział, jak kilka godzin temu wypiła trzy piwa, ale najwidoczniej alkohol zdążył wyparować z jej organizmu, a ona postanowiła nie kusić bardziej losu. Dzisiaj znów nie zasnę, pomyślał.
– Nie chce mi się – powiedział.
– Idź lepiej spać – wyszeptała tak cicho, że słowa te ledwo przebiły się przez jej usta.
Czy właśnie usłyszał w głosie matki nutę troski? Chociażby milimetr, miligram, jedną dziesiątą czegoś, czego już tak dawno nie zaznał? Nagle poczuł ogromną potrzebę jej przytulenia. Nie robił tego często, tak naprawdę od pewnego czasu nie robił tego wcale. Ale nawet jeśli zdobywał się w końcu na odwagę, to matka zwyczajnie nie była tym zainteresowana. Odwracała się obojętnie lub po prostu odchodziła. Teraz też tak zrobiła. Nie zdążył się nawet podnieść, a już jej nie było.
Rozczarowany zwinął się ciaśniej w pozycji embrionalnej i wrócił do tego, co tak naprawdę potrafił najlepiej – kompulsywnego obgryzania paznokci do samej krwi. Wstydził się tego obrzydliwego nawyku, ale nie potrafił się powstrzymać. Cały smutek, wszystkie zmartwienia i obawy związane z dzisiejszym wieczorem kumulowały się właśnie w tym zwyczaju. Był to jedyny sposób na rozładowanie emocji dostępny w każdej chwili.
W końcu usłyszał ciężkie nierówne kroki, które mogły świadczyć tylko o jednym – jego tatuś wrócił do domu pijany w sztok. Nie będzie upragnionych chipsów, tazosów, a przede wszystkim spokoju. Zostało mu tylko jedno – wgryźć się w kolejny paznokieć. Mocno, intensywnie, obsesyjnie. Po chwili ponownie poczuł w ustach smak krwi. Ból musiał zignorować – był niczym w porównaniu z tym, który niebawem nadejdzie.
Usłyszał, jak ojciec kieruje się do jego pokoju, obijając się o ściany.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI