Piękna brzydota - Alice Feeney - ebook
NOWOŚĆ

Piękna brzydota ebook

Feeney Alice

0,0

102 osoby interesują się tą książką

Opis

Na tajemniczej wyspie na końcu świata czeka na niego prawda… 

Ale czy na pewno chce ją poznać?

 

Dla Grady’ego Greena, popularnego autora, to jednocześnie najlepszy i najgorszy dzień w życiu.

Kiedy dzwoni do swojej żony, aby podzielić się z nią ekscytującymi wieściami, przeżywa koszmar na jawie. Słyszy, jak Abby wciska hamulec, zaniepokojona dziwnym zdarzeniem na drodze, wysiada z samochodu, a potem… Nastaje cisza. Kiedy Grady w końcu znajduje jej samochód na krawędzi klifu, reflektory są włączone, drzwi kierowcy otwarte, jej telefon wciąż tam jest… ale po jego żonie nie ma śladu.

Rok później Grady nadal jest pogrążony w żalu i niepewności. Desperacko pragnie się dowiedzieć, co spotkało Abby. Tamtego dnia stracił nie tylko żonę – stracił wszystko, co kiedykolwiek się dla niego liczyło. Nie może spać ani pisać, jest zatem na najlepszej drodze, aby całkowicie zaprzepaścić swoją karierę. W poszukiwaniu inspiracji oraz ciszy wyjeżdża na maleńką szkocką wyspę. Właśnie tam widzi coś, co nie może być prawdą – kobietę, która wygląda dokładnie jak jego zaginiona żona.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Beautiful Ugly

Copyright © Diggi Books Ltd, 2025

Copyright © for the Polish translation by Joanna Zalewska, 2025

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025

Redaktorka inicjująca: Paulina Surniak

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Marketing i promocja: Wiktoria Jadziewicz

Redakcja: BT Kramarz

Korekta: Magdalena Kawka, Katarzyna Dragan

Projekt okładki i strony tytułowe: Magda Bloch

Ilustracje na okładce: © Denys Nevozhai | Unsplash

Ilustracja w książce: © Rhys Davies

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

ISBN 978-83-68479-86-7

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

Fragment

Mapa wyspy Amberly

Szczęśliwe małżeństwo

Dobry Boże

Jedyny wybór

Strasznie miło

Wszystko jedno

Pasywno-agresywny

Kolejność losowa

Zdecydowanie może

Umiarkowanie ambitny

Ogłuszająca cisza

Mały tłum

Prawie dokładnie

Idealna niedoskonałość

Cicha rozmowa

Zbrodnia bez winy

Cichy krzyk

Zajęty niecnierobieniem

Gorliwy ateista

Wyraźne zagmatwanie

Jednoosobowy zespół

Kojący smutek

Duże dziecko

Absurdalnie genialny

Wszechwiedzący dyrygent

Upadek ku górze

Mały cud

Stare nowiny

Grom z jasnego nieba

Stłumiony ryk

Wstydliwa przyjemność

Odnalezione zaginięcie

Autentyczna imitacja

Kompletny chaos

Słodka gorycz

Wyraźnie niezrozumiany

Mądry głupiec

Skurczony zasięg

Uczciwy złodziej

Wieczny chłopiec

Urlop pracujący

Bliska odległość

Słabe zdrowie

Pogodny pesymista

Bieg strachu

Rzeczy niemożliwe

Żywe trupy

Szczęśliwe małżeństwo

Awaryjne lądowanie

Usunięcie

Trudna miłoŚć

Oryginalna kopia

Żywy trup

Obiektywna opinia

Równe szanse

Sami we dwoje

Jedyny wybór

Wirtualna rzeczywistość

Podziękowania

O autorce

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Dla Christine, redaktorki marzeń.

„Jesteśmy gotowi do transmisji”.

Szczęśliwe małżeństwo

Jeśli potrzebujemy jedynie miłości, to dlaczego wciąż chcemy więcej?

Wybieram jej numer. Jeszcze raz. W końcu odbiera.

– Już jadę, jestem prawie na miejscu – informuje mnie żona, nim zdążę zadać pytanie.

Słyszę, że jest w aucie, w drodze do domu, ale wątpię, że prawie na miejscu. Ostatnio ma w zwyczaju naginać prawdę do jej akceptowalnych wersji.

– Powiedziałaś, że będziesz – odpowiadam tonem rozdrażnionego dziecka zamiast dorosłego mężczyzny. – To dla mnie ważne.

– Wiem, przepraszam. Zaraz będę, słowo. Wiozę rybę z frytkami.

Wszystkie istotne dla nas wydarzenia świętowaliśmy przy rybie z frytkami. Właśnie to jedliśmy na naszej pierwszej randce, a także wtedy, gdy się zaręczyliśmy i gdy zatrudniłem agentkę, i kiedy kupiliśmy nasz wymarzony dom. Jestem zauroczony tą starą chatą krytą strzechą, położoną na południowym wybrzeżu, nieco ponad godzinę drogi od Londynu, ale jednak daleko od miejskiego życia.

Obecnie naszymi jedynymi sąsiadami są owce. Miałem nadzieję, że dzisiejszego wieczoru rybą z frytkami uczcimy mój pierwszy bestseller „New York Timesa”. Że popijemy ją szampanem, którego butelkę przechowuję na tę okazję od pięciu lat. Moja amerykańska redaktorka powiedziała, że zadzwoni, jak będzie mieć dobre wiadomości. Ale jest prawie dwudziesta pierwsza (i szesnasta w Nowym Jorku), a ona się nie odezwała. Nikt się nie odezwał.

– Masz jakieś wieści? – pyta Abby. Słyszę, jak włącza wycieraczki, i wyobrażam sobie deszcz spływający po szybie niczym łzy.

– Jeszcze nie.

– Rozłączmy się, bo nie będą mogli się dodzwonić – sugeruje i przerywa połączenie.

Abby miała być przy mnie, gdy zadzwonią, ale się spóźnia. Znowu. Uwielbia to, co robi – pracuje jako dziennikarka śledcza i bierze na warsztat dobre historie o złych ludziach. Głównie te o złych mężczyznach. Cel życia mojej żony został wyznaczony przez jej moralny kompas i nienasycone pragnienie demaskowania złych czynów. Ale martwi mnie, że komuś się narazi. Do gazety, w której pracuje, przysyłane są anonimy z pogróżkami kierowane do Abby. Jest już tak wyczulona, że zaczęła nagrywać wszystkie połączenia przychodzące. Ale nadal nie chce rzucić tej pracy.

Moja żona pisze o historiach, które coś znaczą. Próbuje ocalić świat przed nim samym.

Ja opowiadam historie, które mają znaczenie dla mnie.

Moje książki zawsze są dla mnie jak schron przed światem, gdy ten zaczyna mnie zbyt mocno przytłaczać.

Małżeństwo składa się z miliona pięknych i brzydkich chwil zszytych we wspólny gobelin wspomnień, na które patrzymy nieco inaczej, inaczej je też zapamiętujemy. Jest jak obraz, na który spogląda dwoje ludzi umieszczonych na przeciwnych krańcach pokoju.

Kiedy byłem młodszy, nie wierzyłem w miłość. Gdy dorastałem, nie otrzymałem jej wystarczająco dużo. Jako dziecko uciekałem więc w świat książek i marzyłem o napisaniu własnej. Związek moich rodziców nie był jak z bajki, przez co nie wierzyłem w żadne „i żyli długo i szczęśliwie”. Dopóki nie spotkałem Abby. Zmieniła mój sposób patrzenia na świat i moje zdanie na temat miłości. Sprawiła, że poczułem coś, czego wcześniej nie doświadczyłem. Nigdy nie mógłbym nikogo kochać tak, jak kocham moją żonę.

Na początku nie mogliśmy oderwać od siebie rąk. Gdy zamknę oczy i się skoncentruję, wciąż pamiętam pierwszy raz, kiedy jej dotknąłem. Jej idealną twarz, miękką skórę, delikatny kwiatowy zapach lśniących ciemnych włosów, smak jej ust, westchnienie, gdy w nią wszedłem. Zarywaliśmy noce, czasem by po prostu porozmawiać, opowiedzieć sobie nasze historie. Po tylu wspólnych latach podtrzymywanie ognia bywa wyzwaniem. Staram się, ale to, co ważne, zmienia się wraz z wiekiem. Tak mi się wydaje. Dla mnie tak jest. To, co mamy teraz, to wszystko, czego kiedykolwiek chciałem.

Columbo wchodzi do pokoju, merda ogonem, jakby nie widział mnie od wielu dni, chociaż odkąd zasnął w kuchni, minęło pięć minut. Siada obok i wpatruje się w telefon, który trzymam, jakby też czekał, aż ten zadzwoni. Wolę psy niż ludzi. Są lojalne. Żona zrobiła mi niespodziankę i kupiła Columbo, gdy był szczeniakiem. Powiedziała, że potrzeba mi towarzystwa, i od tego czasu jesteśmy nierozłączni. Abby martwi się o to, ile czasu spędzam w pojedynkę, i zdaje się nie rozumieć, że wolę samotność. Potrzebuję ciszy, żeby pisać. Jeśli nie mogę tego robić, czuję się tak, jakbym nie mógł oddychać. Poza tym towarzyszą mi moi bohaterowie i wolę ich od prawdziwych ludzi. Moje postacie nie oszukują – przynajmniej nie mnie – a przed Abby nie miałem nikogo, komu mógłbym zaufać.

Ludzie rzadko robią to, co mówią, że zrobią, lub to, co powinni. Jedyną rzeczą, której nie lubię w byciu samemu, jest ilość czasu, którą muszę spędzić z samym sobą.

Droga do zostania autorem bestsellerów była, delikatnie mówiąc, wyboista. Odniosłem nagły sukces, na który pracowałem przez dziesięć lat, i długo czułem się jak dubler we własnym życiu. Doświadczyłem lat niebytu, gównianych recenzji, słabej sprzedaży i odrzucenia przez wielu wydawców. Już prawie się poddałem, ale wtedy poznałem moją żonę, a ona przedstawiła mnie wymarzonej agentce. Od tego momentu moje życie się zmieniło, można więc powiedzieć, że żonie zawdzięczam wszystko.

Pisanie książek to jedyna rzecz, która naprawdę mnie uszczęśliwia. Wiem, że praca Abby jest ważna, a moje zajęcie to tylko wymyślanie historii, lecz tak bardzo chciałem, żeby była dziś przy mnie. Jeśli moja najnowsza książka naprawdę jest bestsellerem „New York Timesa”, może żona znów będzie ze mnie dumna. Spojrzy na mnie tak, jak kiedyś.

Telefon wibruje, a na ekranie pojawia się nazwisko mojej redaktorki. Drżącymi palcami odbieram połączenie.

– Grady, to ja – wita się Elizabeth. Z jej neutralnego tonu nie mogę wywnioskować, czy ma dobre wieści. – Jesteśmy tu wszyscy, cały zespół wydawniczy. Kitty też jest na linii.

– Cześć, Grady! – Radość w głosie mojej agentki rozwiewa napięcie.

Sam siebie zaskakuję, gdy zaczynam płakać. Wielkie, ciężkie łzy spływają mi po policzkach i czuję ulgę, że nikt, z wyjątkiem dużego czarnego labradora, mnie nie widzi. Pies, jakby zaniepokojony, podnosi wzrok.

Redaktorka kontynuuje, nie będąc już w stanie ukryć swojego podekscytowania.

– Jak wiesz, wokół tej książki było wiele szumu i wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mogliśmy nad nią pracować. Należymy do grona twoich największych fanów, i oczywiście twoich książek. To sprawia, że jeszcze wspanialej jest móc ci powiedzieć, że… mamy to, masz bestseller „New York Timesa”!

Na drugim końcu linii słychać wiwaty i krzyki.

Nogi się pode mną uginają i osuwam się na podłogę, aż siadam po turecku, jak dziecko, które te odległe lata temu marzyło o zostaniu autorem. Columbo macha ogonem i liże mnie po twarzy. Doceniam jego nieograniczoną czułość, ale żałuję, że nie ma przy mnie żony. Mój sukces wciąż wydaje się nierealny i w tym momencie nie rozpoznaję własnego życia. To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Czuję przez to obawę, że może jednak nie jest.

– Czy to się dzieje naprawdę? – szepczę.

– Tak! – krzyczy agentka.

– Nie wierzę. – Nie jestem w stanie ukryć drżenia w głosie. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję. To tak wiele dla mnie znaczy…

Nie mogę wydusić z siebie nic więcej. Przepełnia mnie wdzięczność i zdumienie.

– Jesteś tam, Grady?

– Tak. Jestem po prostu taki… – Chwilę zajmuje mi znalezienie odpowiedniego słowa. – Tak bardzo szczęśliwy – wyduszam w końcu, próbując oswoić się z tą nieznaną emocją i sprawdzić, czy do mnie pasuje. Chyba będę musiał do niej dojrzeć. – Dziękuję. Wam wszystkim. Jestem totalnie oszołomiony i bardzo wdzięczny.

To chyba najlepszy dzień w moim życiu i chciałem go spędzić z nią.

Zamiast tego jestem sam, z psem, który znowu śpi.

Staram się stosownie podziękować wszystkim, którzy sprawili, że to marzenie się spełniło: mojej niesamowitej agentce, wspaniałej redaktorce, genialnemu wydawcy, fantastycznym zespołom od sprzedaży i marketingu. Potem rozmowa, na którą czekałem całe życie, kończy się i nagle wszystko cichnie. Za bardzo. Znów jestem sam.

Nalewam sobie małą szklaneczkę dobrej whiskey i siedzę w ciszy, pozwalając, by ta wiadomość do mnie dotarła. Chcę celebrować tę wyjątkową chwilę i zatrzymać ją na tak długo, jak to możliwe. Po ochłonięciu dzwonię do żony. Chcę jej zrobić niespodziankę. Wyobrażam sobie telefon Abby przymocowany do deski rozdzielczej, wyświetla trasę na ruchomej mapie, tak jak zawsze. Odbiera od razu.

– I co? – pyta, a w jej głosie aż buzuje oczekiwanie. Chciałbym zobaczyć jej twarz.

– Rozmawiasz z autorem bestsellera „New York Timesa”!

Krzyczy.

– O mój Boże! Wiedziałam. Jestem z ciebie taka dumna! – Słyszę szczere emocje w jej głosie i wydaje mi się, że moja żona, która nigdy nie płacze, właśnie to robi. – Kocham cię – mówi.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio powiedzieliśmy sobie, że się kochamy. Kiedyś wyznawaliśmy sobie miłość każdego dnia. Podobają mi się słowa, które teraz słyszę, i to, jakie budzą we mnie uczucia. Podobne do tych, gdy w radiu leci stara piosenka. Od lat zapomniana, ale jedna z moich ulubionych.

– Już prawie jestem w domu – przerywa moją gonitwę nostalgicznych myśli. – Wyjmij szampana i…

Słyszę pisk hamulców, a potem głuchą ciszę.

– Co się stało? – pytam. – Wszystko w porządku? Słyszysz mnie?

Cisza wciąż trwa, ale po chwili znów dobiega mnie głos żony.

– Nic mi nie jest, ale… na drodze leży kobieta.

– Co? Potrąciłaś ją?

– Nie! Oczywiście, że nie. Ona już tam była, dlatego się zatrzymałam – wyjaśnia Abby.

– Gdzie teraz jesteś?

– Na drodze wzdłuż klifu. Wysiądę i zobaczę, czy…

– Nie! – krzyczę.

– Jak to nie? Nie zostawię jej leżącej przy drodze, może jest ranna.

– Więc zadzwoń na policję. Jesteś prawie w domu. Nie wysiadaj z samochodu.

– Jeśli martwisz się, że ryba wystygnie…

– Martwię się o ciebie.

Słyszę jej westchnienie i kliknięcie oznaczające, że odpina pas bezpieczeństwa.

– Naczytałeś się za dużo książek Stephena Kinga.

Uważam, że właściwym jest robienie tego, co właściwe.

– Proszę, niewysiadaj z samochodu – upieram się.

– A gdybym to ja tam leżała? Nie chciałbyś, żeby ktoś się zatrzymał i mi pomógł?

– Czekaj, nie rozłączaj się!

– Dobrze, jeśli to cię uspokoi.

Nigdy nie udało mi się zmienić zdania mojej żony na jakikolwiek temat. Im bardziej namawia się ją, by czegoś nie robiła, tym bardziej jest zdeterminowana, by dopiąć swego. Abby otwiera drzwi samochodu.

– Kocham cię – powtarza. Nie udaje mi się odpowiedzieć. Musiała zostawić telefon przymocowany do deski rozdzielczej, bo słyszę tylko odgłos oddalających się kroków.

Mija minuta, potem kolejna.

Kierunkowskaz i wycieraczki nadal sa włączone.

Po pięciu minutach połączenie dalej trwa, ale nie słyszę Abby.

Czy kiedykolwiek wiedziałeś, że wydarzy się coś strasznego, zanim to się stało?

A może poczułeś przytłaczający, niewytłumaczalny strach, że ktoś, kogo kochasz, jest w niebezpieczeństwie?

Przyciskam telefon do ucha i zaczynam krążyć po pokoju.

– Słyszysz mnie? – nawołuję, ale ona nie odpowiada.

Potem znów dochodzi mnie dźwięk kroków.

Abby chyba wraca do samochodu, ale nadal się nie odzywa.

Jedyne, co słyszę, to odgłos czyjegoś oddechu.

Nie brzmi jak moja żona.

Przed chwilą byłem szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz paraliżuje mnie strach. To najgorszy i najlepszy dzień w moim życiu. Wiem, na którym odcinku drogi się znajduje. Prowadzi bezpośrednio do wybrzeża, to niedaleko domu. Najbliższy budynek stoi kilometr dalej, w pobliżu nie ma nikogo, kogo mógłbym wezwać na pomoc. Idę. Potem biegnę. Wciąż trzymam telefon przy uchu, zdyszany wołam jej imię. Nie odpowiada.

Noc jest zbyt ciemna, zbyt zimna, zbyt mokra. Na wsi nie ma świateł, są tylko cienie. Jedyne, co widzę, to antracytowe niebo usiane gwiazdami, zarys pól po jednej stronie drogi i zabarwione księżycem morze po drugiej. Jedyne, co słyszę, to fale uderzające o klif i mój własny ciężki oddech. Spostrzegam jej samochód zaparkowany na poboczu i zwalniam, układam sobie to, co widzę, w sensowną całość. Reflektory są nadal włączone, kierunkowskazy migają, a drzwi kierowcy są otwarte.

Ale Abby tu nie ma.

Nie ma też śladu osoby leżącej na drodze. Żadnych oznak życia.

Obracam się, mrużę oczy i patrzę na pogrążoną w ciemności pustą drogę i falujące wzgórza. Wykrzykuję jej imię i słyszę, jak mój głos odbija się echem od telefonu przymocowanego do deski rozdzielczej. Wciąż jesteśmy na linii. Tylko że jej nie ma. Ryba z frytkami leży na fotelu pasażera, podobnie jak torebka Abby. Zaglądam do środka, ale raczej nic nie zostało skradzione. Jedynym nieznanym przedmiotem w samochodzie jest białe pudełko prezentowe. Otwieram je i widzę przerażającą starą lalkę z błyszczącymi ciemnymi włosami, ubraną w czerwony płaszcz. Jej duże, niebieskie, szklane oczy zdają się patrzeć prosto na mnie. Ma zaszyte usta.

Rozglądam się jeszcze raz, ale wszystko jest nieruchome, ciche i czarne.

– Gdzie jesteś? – krzyczę.

Ale Abby nie odpowiada.

Moja żona zniknęła.