Propozycja nie do odrzucenia - Georgie Lee - ebook

Propozycja nie do odrzucenia ebook

Georgie Lee

3,2

Opis

Justin Connor pracuje u znanego londyńskiego bankiera i od lat marzy o własnych przedsięwzięciach. Wciąż jednak prześladuje go pech i stale traci zainwestowane pieniądze. Kiedy wraca do domu po kolejnym trudnym dniu, do jego powozu nieoczekiwanie wsiada młoda dama, prosząc o pomoc. Zanim zdążył zareagować, nieznajomy mężczyzna otworzył drzwiczki i grożąc bronią, kazał im wysiąść. Okazuje się, że Justin stał się mimowolnym świadkiem kłótni między księciem Rockland, a jego nieślubną córką, która próbowała uciec do kochanka. Wkrótce książę składa Justinowi propozycję nie do odrzucenia…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 243

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (9 ocen)
1
0
8
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Georgie Lee

Propozycja nie do odrzucenia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Londyn – maj 1818

– Wyjść za ciebie? – Helena Gammon odsunęła się nieznacznie od Justina Connora. Jej naga dłoń znieruchomiała na jego torsie pod koszulą. Siedzieli w powozie przed ogrodami Vauxhall. Koń parsknął niecierpliwie.

– Mówię poważnie. Dobrze nam ze sobą, zwłaszcza w nocy – powiedział cicho Justin, owiewając ciepłym oddechem szyję młodej wdowy. – Niedługo zaczynam nowy interes. Potrzebuję żony, która będzie umiała mi doradzić i mnie wesprzeć.

Wysunęła się z objęć Justina i złożyła ręce na podołku.

– Obawiam się, że nie wszystko przemyślałeś, mój drogi.

Nie spodziewał się tak chłodnej odpowiedzi. Nie tak wyobrażał sobie te oświadczyny.

– Na przykład? – Opadł na oparcie, podejrzewając, że nie spodoba mu się to, co zaraz usłyszy.

– Nie odniesiesz żadnego sukcesu. – Wzruszyła ramionami, jakby jego porażka w interesach była przesądzona. – Nie po tym, co wydarzyło się ostatnio.

– Statek zatonął w czasie sztormu… – Ściągnął poły rozchełstanej koszuli. Wydawało mu się, że wszyscy rozumieją przyczynę jego niepowodzenia, lecz najwyraźniej się mylił. – Nie mogłem temu zapobiec.

Pomimo miesięcy starannych przygotowań, mimo faktu, że zatrudnił doskonałego kapitana i wynajął solidny statek, jego nadzieje i pieniądze legły na dnie kanału La Manche. Od tamtej pory nienawidził statków.

– Nawet gdyby ci się udało rozwinąć dochodowy interes, mam już powyżej uszu roli darmowej pomocy w przedsięwzięciach męża. Straciłam lata, pomagając panu Gammonowi. Mam tego dość. – Uniosła stanik sukni, zakrywając obfity biust. – Dziś rano pan Preston poprosił mnie o rękę, a ja przyjęłam jego oświadczyny.

– Co takiego?

– Jest zamożny i ma pracowników, którzy pomagają mu w prowadzeniu interesu.

– Przecież dawno przekroczył już sześćdziesiątkę i nie będzie w stanie zadowalać cię wieczorami.

– Z tego powodu jestem tutaj. – Położyła dłoń na rozporku jego spodni. – Miałam nadzieję, że będziemy kontynuować naszą znajomość…

Chwycił jej palce.

– Po roku znajomości powinnaś już wiedzieć, że nie spotykam się z mężatkami. Nie zamierzam pomagać kobietom w łamaniu przysięgi małżeńskiej.

Cofnęła rękę.

– Od kiedy to poważnie traktujesz inne sprawy poza interesami pana Rathbone’a?

– Staram się poważnie podchodzić do obowiązków. – Justin jęknął. Po raz pierwszy widział Helenę w tej odsłonie i musiał przyznać, że straciła cały urok. Łudził się, że ich wygodna znajomość jest oparta także na szacunku i szczerości. Bardzo się mylił.

– Skoro tak… – Opuściła spódnicę i ją wygładziła. – Pan Preston na mnie czeka.

– Pożałujesz tego małżeństwa. – Justin otworzył drzwiczki powozu. – Teraz możesz sobie wiele obiecywać, ale kiedy zostaniesz jego żoną, pozbędziesz się złudzeń.

– Nie wiesz, o czym mówisz. – Pani Gammon wysiadła z powozu i szybko skierowała się podjazdem w stronę ogrodu.

Justin zatrzasnął drzwiczki i ciężko opadł na siedzenie. Czuł, jak wzbiera w nim złość. Nie potrafił spokojnie myśleć o tym, że Helena Gammon czekała aż do oświadczyn, by wyjawić, co naprawdę o nim myśli. Swoją drogą dobrze, że prawda wyszła na jaw teraz, a nie po ślubie.

Wepchnął koszulę w spodnie. Nie zapiął surduta ani nie poprawił krawata. Z zewnątrz dobiegały go odgłosy rozmów podekscytowanych dam i dżentelmenów, przechodzących obok powozu w drodze do parku.

Naraz ktoś gwałtownie szarpnął klamkę i drzwi się otworzyły. Justin natychmiast się wyprostował, sądząc, że to Helena wróciła, lecz to nie była ona.

Przed nim stanęła piękna kobieta z oczami o barwie szmaragdu. W jej wzroku nie było wyrachowania, ale wyraz determinacji. Otworzyła pełne wargi, jakby miała zamiar coś powiedzieć, po czym najwyraźniej zmieniła zdanie i zacisnęła usta. Złote kolczyki zakołysały się w jej uszach, kiedy postawiła stopę na stopniu powozu. Dostrzegłszy, że Justin nie jest w pełni ubrany, zaczęła się jednak wycofywać.

Zamarła, kiedy doszły ją męskie głosy. Kasztanowe włosy zafalowały, gdy obróciła głowę w stronę rozmawiających. Zaraz potem weszła do powozu i zatrzasnęła drzwiczki.

– Proszę stąd odjechać, natychmiast – poprosiła, wpierając się plecami w oparcie siedzenia, by nie być widoczną z zewnątrz.

– Nie. – Justin otworzył drzwi, dając kobiecie znak, by wysiadła. Nie życzył sobie żadnych problemów, choć musiał przyznać, że kobieta była piękna.

– Błagam, musi pan mi pomóc. – Wychyliła się, by zamknąć drzwiczki; jej twarz znalazła się blisko jego twarzy. Zauważył, że ma nosek usiany piegami oraz gęste i ciemne rzęsy. Nerwowo oblizała wargi. Zapach jej jaśminowych perfum otoczył go jak nocne czerwcowe powietrze wpadające do pokoju przez otwarte okna. Była kusząca, ale czuł, że może mieć przez nią kłopoty.

– Tej nocy nie mam ochoty na towarzystwo.

Zamknęła drzwi i usiadła naprzeciw niego. Zauważył złotą bransoletkę na jej nadgarstku.

– Nie chcę pańskich pieniędzy ani niczego innego – powiedziała, dumnie unosząc podbródek.

– W takim razie czego pani sobie życzy? – zapytał, wyraźnie zaintrygowany. Kobieta nie miała na sobie stroju w krzykliwych barwach, charakterystycznego dla królowych nocy. Była ubrana w suknię z błyszczącej zielonej tkaniny z głębokim dekoltem, uwidaczniającym przedziałek między piersiami.

– Chcę stąd jak najszybciej odjechać. – Trudno jej było usiedzieć spokojnie, lecz mimo to nie wydał jeszcze polecenia stangretowi.

– Dlaczego?

– To nie pańska sprawa. – Jej oczy rozbłysły w przypływie irytacji.

Wycelował palec w jej stronę.

– Znajduje się pani w moim powozie, więc obawiam się, że to jest moja sprawa. Poza tym wydaje mi się, że pani rodzina nie pochwalałaby takiego zachowania.

Spojrzała w okienko i szybko odwróciła wzrok, ogarnięta strachem.

– Nie ma pan pojęcia, co się za tym kryje.

– Proszę więc mnie oświecić. Akurat nie mam teraz żadnych pilnych zajęć.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, drzwiczki otworzyły się gwałtownie. Do środka zajrzeli dwaj mężczyźni. Prezentowali się zbyt godnie, by można ich było uznać za opiekunów prostytutek. Starszy westchnął i zasłonił oczy dłońmi. Młodszy wyglądał jak byk gotowy do szarży. Spojrzał na kobietę, a potem na Justina; od razu dostrzegł rozluźniony krawat i rozpięty surdut.

– Jak śmiesz! – Młodszy chwycił Justina za klapy surduta i wyciągnął z powozu.

Ledwie znalazł oparcie dla stóp, Justin gwałtownym ruchem odtrącił ramiona mężczyzny, a potem wymierzył mu cios pięścią w twarz.

Byk opadł na siedzenie, wzbijając tumany kurzu. Oszołomiony, lecz wciąż przytomny i zdecydowany walczyć, stanął na nogi i rzucił złowrogie spojrzenie Justinowi.

– Zapłacisz za to.

– Mogłeś nie wstawać. – Justin uniósł pięści. – Gdybyś się nie podniósł, mniej by bolało.

Mężczyzna rzucił się na Justina, nadziewając się tym razem na cios w brzuch. Zgiął się wpół, a wtedy Justin pchnął go tak, że napastnik wylądował twarzą w piachu. Jęczał i się wił, trzymając się za brzuch.

Justin poprawił spinkę u mankietu koszuli.

– Nie trzeba było wstawać.

– Ojcze, nie! – krzyknęła zza niego kobieta. – To nie jest tak, jak myślisz.

Justin odwrócił się szybko. Starszy mężczyzna zmierzał ku niemu z uniesioną laską. Kobieta stanęła pomiędzy nimi i rozłożyła ramiona. Jej drobna dłoń spoczęła na torsie Justina. Ten dotyk był niezwykle lekki, a jednak pozostawiał wrażenie.

Ich spojrzenia się spotkały. Głęboko odetchnął. Pieszczoty Heleny nigdy nie wywierały na nim tak wielkiego wrażenia. Tymczasem ta kobieta wznieciła w nim prawdziwy ogień, sprawiła, że na chwilę zapomniał o napastnikach.

– Więc co tu się dzieje? – zapytał starszy mężczyzna. Opuścił laskę, wciąż jednak mierzył kobietę twardym spojrzeniem.

Cofnęła rękę i napięcie w jednej chwili opadło.

Byk zakaszlał i niezdarnie wstał, po czym chwiejnym krokiem dołączył do starszego towarzysza. Miał szpetny siniak na policzku i wciąż trzymał się za brzuch.

– Czy to ten mężczyzna cię skompromitował? – syknął byk.

– Nigdy wcześniej nie widziałem tej kobiety – oznajmił Justin, wodząc czujnym wzrokiem po twarzach mężczyzn. Cienka nić porozumienia, jakie nawiązał z tajemniczą kobietą, została zerwana.

– To nie on. Weszłam do jego powozu, żeby się przed wami ukryć. – Kobieta posłała Justinowi przepraszające spojrzenie, po czym zwróciła się ponownie do rodziny: – Nie przyszłam tu na schadzkę. Czekałam na lorda Howsham. Mieliśmy się pobrać, ale się nie pojawił…

Po wyznaniu prawdy wyraźnie spokorniała i naraz Justinowi zrobiło się żal młodej damy. Dobrze wiedział, jak czuje się ktoś, kto przeżył głęboki zawód.

– W takim razie kim on jest? – Byk wskazał Justina.

– A kim pan jest? – odparował Justin. Ta cała sytuacja zaczynała go już męczyć.

Starszy mężczyzna postąpił o krok. Pod wieloma względami przypominał Justinowi własnego ojca.

– Jestem Horace Aberton, książę Rockland, to jest mój syn Edgar, markiz Sutton, a oto moja córka, panna Susanna Lambert.

Justin nieznacznie uniósł brew, usłyszawszy lekkie wahanie w głosie lorda Rockland przed określeniem pokrewieństwa z Susanną Lambert.

– Jeśli sądzi pan, że jego słowa wywarły na mnie wrażenie, to jest pan w błędzie. – Justin zbyt wiele razy pomagał ściągać długi od mężczyzn pokroju lorda Rockland, by dać się onieśmielić imponującymi tytułami i brakiem dbałości o maniery.

– Jak pan śmie? – Lord Sutton podskoczył, gotów do kolejnej potyczki.

– Przestań – osadził go władczym tonem Rockland. – Wystarczy już bójek na ten wieczór. Sądzę, że jesteśmy panu winni przeprosiny, panie…

– Connor. – Justin wygładził klapy surduta.

– Przepraszam, że obraziliśmy pana i obwiniliśmy za sytuację, zaistniałą nie z pańskiej winy. – Lord Rockland przyłożył swą dużą dłoń do piersi; pierścień z diamentem błysnął w świetle latarni. – Z pewnością pan rozumie, że łatwo było popełnić taki błąd.

– Niezupełnie.

– Ufam jednak, że rozumie pan konieczność zachowania dyskrecji.

– Moja dyskrecja z pewnością nie jest państwa największym problemem. – Spojrzał wymownie na pannę Lambert. Nie potrafił się powstrzymać od zgryźliwej uwagi.

– To prawda, niemniej jednak życzyłbym sobie, abyśmy doszli do porozumienia. Oczekuję, że będzie pan milczał i nie wyjawi tego, co pan usłyszał. Proszę, by zechciał pan złożyć mi wizytę jutro w południe. Jestem przekonany, że nie uzna jej pan za stratę czasu.

Justin nie chciał już mieć nigdy więcej z nimi do czynienia, jednak potrzebował pieniędzy.

– Jestem o tym przekonany.

– A zatem do zobaczenia jutro. – Lord Rockland skłonił głowę, po czym odszedł ze swymi niepokornymi dziećmi.

– On nie zasługuje… – Lord Sutton splunął.

– Po laniu, jakie ci sprawił, radzę ci zamilknąć. – Ojciec uniesieniem ręki stłumił ewentualne protesty.

Panna Lambert ośmieliła się odwrócić i popatrzeć na Justina z wyrazem żalu w oczach. Justin nie był jednak teraz w nastroju do okazywania współczucia ani do przebaczania. Jego plany na wieczór legły w gruzach. Wsiadł do powozu i wrócił do domu. Jeśli dopisze mu szczęście, następny dzień okaże się lepszy i otrzyma od księcia jakąś okrągłą sumkę zadośćuczynienia. To odszkodowanie powinno wystarczyć na spłatę długu u Philipa i pierwsze kroki ku nowemu przedsięwzięciu handlu winem. Poprzednim razem został pokonany przez siły natury i to już miało się nie powtórzyć. Odniesie sukces, pomimo tego co sądziła Helena czy ktokolwiek inny.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął lord Rockland na Susannę w powozie, szybko oddalającym się od ogrodów Vauxhall.

– Zachowujesz się jak prostytutka – syknął przyrodni brat. – Czego się spodziewałaś po tym sukinsynu?

– Zamilknij, Edgarze. – Lord Rockland bębnił palcami w kolano. – Susanno? Dlaczego odrzucasz moją obietnicę posagu?

Bo chcę mieć dom, normalne życie i własną rodzinę, a teraz wszyscy nieustannie mi przypominają, jak bardzo powinnam być ci wdzięczna…, pomyślała, lecz bała się wypowiedzieć to na głos. Wstydziła się swego postępowania i nie chciała pogarszać sytuacji wyznaniem prawdy.

– Już mówiłam, że udałam się na spotkanie z lordem Howsham. Mieliśmy pojechać do Gretna Green.

– Chodzą słuchy, że ma potężne długi. Nic więc dziwnego, że zainteresował się tobą, a raczej twoim posagiem. Czy zdążył cię skompromitować? – zapytał lord Rockland wprost ku zdziwieniu Susanny. Przecież jej ojciec nie zmusi earla do małżeństwa ze swą nieślubną córką.

– Nie. Nie jestem taka głupia, za jaką mnie uważacie – skłamała. Gdyby wyznała prawdę, zostałaby wysłana z powrotem na wieś i nie miałaby szans na ucieczkę. Na szczęście mrok panujący w powozie nie pozwolił ojcu ani bratu dostrzec rumieńca wstydu na jej twarzy. Okazała się naiwną gąską, biorąc za dobrą monetę nieszczere komplementy lorda Howsham. Czuła się wtedy dojmująco samotna, zaś earl wydał się jej troskliwy i opiekuńczy. Tymczasem Howsham o nią nie dbał. Interesował go jedynie jej posag. Przyłożyła palce do skroni, karcąc się w myślach o wiele surowiej, niż zrobiłby to ojciec.

– Gdybym wiedział, że tak skończy się poszukiwanie dla ciebie odpowiedniego męża, nie przyjechalibyśmy tutaj. Jak mogłaś rzucić się w ramiona pierwszego mężczyzny, który obdarzył cię komplementem?!

Teraz żałowała, że tak się nie stało. Nie odezwała się jednak ani słowem. Nie chciała prowokować ojca. Pozostało jej odgrywanie roli posłusznej córki i tłumienie gniewu w samotności. Wszyscy w rodzinie nieustannie mówili jej o swej dobroci, hojności i zasługach, a wszystko po to, by ją upokorzyć.

– Przepraszam. Masz rację. Postąpiłam lekkomyślnie.

– Nie da się ukryć! Nie wiem, co earl ci naobiecywał, ale dziś rano lady Rockland powiedziała mi, że za dwa tygodnie jej syn żeni się z córką earla Colchester.

– Wygląda na to, że woli mieć za żonę osobę szlachetnie urodzoną i jej duży posag niż bękarta ze średnim posagiem – wtrącił jadowitym tonem Edgar.

Susanna zwinęła dłonie w pięści, mając ochotę bezsilnie bić nimi w kolana, w ściankę powozu, tors ojca i opuchniętą twarz przyrodniego brata. Lord Howsham porzucił ją dla kobiety lepiej urodzonej i majętniejszej. Raczył Susannę kłamstwami. Zakochała się w earlu jak wiejska gąska; pozwoliła mu się zdobyć w nadziei, że ją pokocha. W rezultacie nic nie zyskała, za to przeżyła ogromne upokorzenie.

– Teraz pozostaje ci tylko mieć nadzieję, że pan Connor i lord Howsham będą milczeć. Jeśli nie, niewiele uda nam się wskórać w sprawie twojego zamążpójścia – zagroził ojciec.

Susanna niemalże życzyła sobie, by tak się stało. Mimo że ojciec czynił pewne starania dla jej dobra, nie widziała w nich ojcowskich uczuć ani szczerej troski. Ojciec i jego żona Augusta mieli przede wszystkim ochotę pozbyć się z domu ciężaru nieślubnej córki.

– Aż mi się nie chce wierzyć, że zamierzasz przyjąć w domu tak pospolitego człowieka jak on! – Edgar potarł ciemniejący siniak na policzku. – Na twoim miejscu kazałbym go wtrącić do więzienia za to, co mi zrobił.

– Na twoim miejscu nie wdawałbym się w bójkę, o której cały Londyn będzie jutro czytać w gazetach – odpowiedział ojciec. – Mam nadzieję, że pan Connor nam się przyda.

– A cóż takiego mógłby dla nas zrobić?

– Może okazać się wyjściem z trudnej sytuacji, w której znaleźliśmy się z powodu Susanny.

Susanna poczuła skurcz żołądka, taki jak w dniu pogrzebu matki. Po ceremonii lord Rockland wszedł do ich sklepiku z winami i otaksował Susannę wzrokiem od stóp do głów. Czuła, że jej życie ulegnie zmianie. Matczyna miłość i starania o to, by nie była traktowana przez krewnych, przyjaciół i sąsiadów jak bękart, dobiegły końca. Lord Rockland nie pozwolił Susannie zostać wśród znajomych, tylko zabrał ją do swego domu i tam próbował zmienić, ukształtować na nie wiadomo czyje podobieństwo. Była traktowana gorzej niż Edwina, jej przyrodnia siostra i prawowita córka księcia – rozpieszczana i paradująca w pięknych strojach na dworze królewskim i na przyjęciach. Susanna stała się ledwie tolerowaną towarzyszką i przyzwoitką, a od pewnego czasu pozwalano jej bywać na balach w nadziei, że uda się ją wmusić jakiemuś mężczyźnie. Lord Rockland zrobiłby lepiej, pozwalając jej zostać w sklepie z winami.

– Nie wiem, co papa ma na myśli, ale nie chcę w tym brać udziału – powiedziała i natychmiast napotkała karcące spojrzenie.

– Będziesz wypełniać moje polecenia albo opuścisz mój dom z niczym. Uchylę obietnicę posagu i będziesz musiała się utrzymywać sama jak inne bękarty. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno?

– Tak – odpowiedziała z udawaną skruchą. Ten wieczór zakończył się niepowodzeniem, miała jednak w zanadrzu jeszcze jeden plan. Ojciec nie będzie decydował o jej przyszłości jak wtedy, gdy miała trzynaście lat. Rozpocznie nowe życie gdzie indziej, w końcu jakoś odzyska swoje tysiąc funtów posagu i raz na zawsze uwolni się od Rocklandów.

Tytuł oryginału: A Too Convenient Marriage

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Dominik Osuch

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2016 by Georgie Reinstein

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3737-6

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.