Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
645 osób interesuje się tą książką
W trakcie gry obowiązują zasady. Poza lodowiskiem można je łamać...
Po bolesnym rozstaniu Emma Wilson przyrzeka sobie jedno – żadnych chłopaków, a tym bardziej żadnych hokeistów. Zwłaszcza takich jak Jason Monroe, przystojny kapitan drużyny uniwersytetu, na którym właśnie zaczęła studia.
Emma robi wszystko, by trzymać się od niego z daleka, ale los ma wobec niej inne plany. Awaria w akademiku nieoczekiwanie zmusza ją i jej przyjaciółki do zamieszkania z braćmi Monroe. A stąd już prosta droga do upadku…
Z każdym dniem mury wznoszone przez Emmę pękają coraz bardziej. Między nią a Jasonem zaczyna kiełkować uczucie, któremu nie sposób się oprzeć.
Jednak hokeista nie zdradza jej wszystkiego. Pod maską popularnego sportowca skrywa oblicze chłopaka zmagającego się z trudną przeszłością. Wkrótce bolesne tajemnice staną się realnym zagrożeniem – nie tylko dla ich skomplikowanej relacji, lecz także… życia.
Gdy szłam korytarzem, moją uwagę przykuł wielki plakat przedstawiający uniwersytecką drużynę hokejową, który wisiał przy drzwiach wyjściowych. Wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi, ale teraz przyjrzałam mu się z ciekawością. Drużyna nazywała się Black Tigers. Prychnęłam pod nosem, krzyżując ramiona na piersi.
– Idiotyczna nazwa, zresztą tak jak cały hokej – mruknęłam do siebie, choć w moim umyśle kłębiły się wspomnienia z przeszłości.
Dlaczego wciąż wracam do tego tematu?
No dobra, może przesadziłam. Hokej wcale nie jest idiotyczny, tylko ja ostatnio czuję do niego awersję. Mam swoje powody. Cóż, jeśli nakrycie swojego faceta na bzykaniu najwredniejszej laski w szkole w biurze trenera nie daje mi prawa do nienawidzenia hokeja, hokeistów i całego gatunku męskiego, to już nie wiem, co mi w ogóle daje.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Klaudia Grubba
Perfectly Imperfect
Dla każdego, kto kiedyś usłyszał, że jest niewystarczający, dla każdego, kto teraz zmaga się z burzą w swoim życiu – nawet po najgorszej burzy wychodzi słońce, ale od Ciebie zależy, czy ogrzejesz się w jego promieniach. Dla każdego, kto teraz potrzebuje to usłyszeć: nie przerywaj tego, co robisz, pewnego dnia Ci się uda.
Ta książka zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla dorosłych. Znajdziesz tu intensywne sceny, które mogą wywołać silne emocje i niepokój, w tym: przemoc wobec nieletnich, gwałt, przemoc fizyczną i psychiczną, a także temat samobójstwa.
Jednak jeśli zdecydujesz się zagłębić w tę opowieść, pamiętaj, że to nie tylko mroczne sceny – znajdziesz tu również relacje pełne złożonych emocji, intensywnych uczuć i nieoczekiwanych zwrotów akcji, które balansują między cieniem a światłem.
Nie boję się używać dosadnego języka, więc przygotuj się na niecenzurowane dialogi oraz sceny erotyczne.
Czytasz na własną odpowiedzialność – ta podróż nie będzie łatwa, ale może się okazać warta przeżycia.
Wydarzenia oraz postaci są fikcyjne i zostały wymyślone na potrzeby książki.
Przyjemnej lektury
Klaudia
Emma
Biegłam, jakbym miała za chwilę przegrać wyścig o własne życie. Każdy krok odbijał się echem w cichych, jeszcze pustawych korytarzach budynku wydziału, a moja torba na ramię miotała się z boku na bok, ledwo trzymając się na moim barku. Spóźniona. I to przez własną głupotę. Czy może raczej przez przyjaciółki. „Ostatni raz idę z nimi na takie wyjście w środku tygodnia” – przysięgałam sobie w duchu, choć wiedziałam, że prędzej czy później Violet i Rosaline znowu mnie namówią. Były w tym diabelnie dobre.
Wczorajszy wieczór miał być krótki, symboliczny drink, żeby „zapić smutki” i odciągnąć moje myśli od rozmaitych demonów, które przyprowadziłam ze sobą na studia. Ale oczywiście wieczór nie skończył się na jednym drinku. Violet za dużo wypiła, i jak zwykle to ja musiałam zająć się jej pijackimi wygłupami. Rosaline, poznawszy jakiegoś typa w barze, zniknęła gdzieś, zostawiając mnie z Violet jak z dzieckiem we mgle. W końcu o świcie udało mi się odholować ją z powrotem do akademika, ale odespanie? Na to już nie było czasu. Ledwo wzięłam prysznic i dorwałam kawę w naszej ulubionej kawiarni na rogu, zanim rzuciłam się biegiem w kierunku kampusu. Zegarek bezlitośnie przypominał, że zaraz zaczynają się zajęcia z zaawansowanej biologii, jedyne zajęcia, których tak bardzo wyczekiwałam. Przed rozpoczęciem roku musieliśmy wybrać jeden przedmiot, który będziemy realizować w formie zaawansowanej, a jako że od zawsze uwielbiałam biologię, mój wybór padł właśnie na ten przedmiot.
Jeszcze chwila, a zostanie mi tylko wstyd wślizgiwania się do klasy, kiedy wszyscy już siedzą. „Może uda się zdążyć” – powtarzałam w głowie jak mantrę, przyspieszając kroku na schodach. Skręciłam w korytarz, serce dudniło mi w piersi jak szalone, a wtedy… Bum! Wpadłam na kogoś z takim impetem, że w jednej sekundzie straciłam grunt pod nogami. Kawa, którą jeszcze przed chwilą ściskałam w dłoni, wystrzeliła w górę; jak w zwolnionym tempie widziałam, jak kubek obraca się w powietrzu. A ja poleciałam do tyłu, gotowa, by zaraz runąć w dół po schodach. Ale wtedy coś, a raczej ktoś złapał mnie mocno za nadgarstek. Zatrzymałam się w ostatniej chwili, unosząc wzrok na swojego wybawiciela.
– Hej, nic ci nie jest? – Jego głos był niski, lekko chrapliwy. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zorientowałam się, że całe moje śniadanie, w tym moja ukochana kawa, wylądowało na jego koszulce. I to na białej. Cholera. Moje serce na moment stanęło. Patrzyłam w dół, na plamę, która z wolna wsiąkała w materiał, a słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Mój Boże, przepraszam! – wyrwało mi się w końcu. Chłopak patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem, choć jego mina wskazywała, że nie był zadowolony z tej katastrofy.
– Nic się nie stało. – Uniósł brew, widząc, że wciąż wpatruję się w jego koszulkę. – Hej, spoko. Żadna tragedia. Ty jesteś cała?
– Tak, tak – odpowiedziałam, nerwowo przestępując z nogi na nogę. – Jeszcze raz bardzo przepraszam, to było totalnie niechcący. Nie widziałam cię, a bardzo spieszę się na…
– Spokojnie – westchnął i uśmiechnął się kącikiem ust. – W porządku. Zdarza się.
Z tym uśmiechem wyglądał, jakby całkiem cieszył się z tej kolizji. A może tylko mi się wydawało? Brązowe oczy przyglądały mi się uważnie, tak intensywnie, że poczułam, jak ciepło rozlewa się na moich policzkach. Kiedy podniósł rękę, mimowolnie się cofnęłam, a on momentalnie zatrzymał ruch, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
– Spokojnie – powiedział cicho, unosząc dłoń bliżej mojej twarzy. – Masz tu coś… – Jego palce delikatnie wskazały na mój policzek.
Dotknęłam twarzy, czując, że rzeczywiście mam tam jakieś okruchy po babeczce. Przesunęłam dłonią po ustach, a rumieniec na policzkach tylko się pogłębił.
– Muszę już iść – wydusiłam nagle, czując, jak narasta we mnie panika. – Spieszę się na zajęcia.
Schyliłam się, żeby podnieść to, co zostało z babeczki, i wyrzuciłam do najbliższego śmietnika. Do sali zdążyłam w ostatniej chwili. Profesor właśnie zamykał drzwi. Zasapana, usiadłam w jednym z tylnych rzędów, mając nadzieję, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Na dziś mi wystarczy interakcji z ludźmi.
– Dzień dobry państwu. Nazywam się profesor Moon i będę waszym wykładowcą na przedmiocie biologia zaawansowana. Czy ktoś ma pytania? – zapytał, a jego wzrok przesunął się po klasie. Siedziałam skulona, próbując złapać oddech i zapanować nad chaosem myśli, który buzował mi w głowie. Przed sobą miałam dziewczynę wpatrzoną w telefon, chłopak obok mnie wyglądał jak żywy trup, a kilka ławek dalej ktoś dosłownie chrapał, zwinięty na stole. Może uda mi się ukryć do końca dnia. I wtedy drzwi sali otworzyły się z hukiem. Wszyscy podskoczyli na miejscach, a ja spojrzałam w stronę wejścia. Do sali wszedł… ciemnowłosy chłopak z korytarza. Świetnie, los zdecydowanie się na mnie uwziął.
– Pan Monroe – westchnął profesor Moon. – Znowu spóźniony.
Chłopak uśmiechnął się bezczelnie, jakby spóźnienie nie miało dla niego żadnego znaczenia. Rozejrzał się po sali, szukając miejsca, a ja poczułam, jak żołądek zaciska mi się w supeł. Oczywiście, że jedyne wolne miejsce było obok mnie. Przeszedł przez salę, ignorując ciche śmiechy i mruknięcia.
Nieznajomy spojrzał na mnie i się uśmiechnął, ale nic nie powiedział. Jego uśmiech był jak tajemnica, której nie potrafiłam odczytać. Z ciekawością przyglądałam się, jak bez słowa zajmuje miejsce obok mnie i wypakowuje swoje rzeczy. Gdy wyciągał książki, zauważyłam, że się przebrał. Teraz miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem, która mocno opinała jego ramiona i klatkę piersiową. Cholera, koleś był tak wielki, że wyglądał, jakby jego ciuchy miały zaraz eksplodować. Nawet ledwo mieścił się w ławce.
Moje spojrzenie przyciągnęły jego tatuaże, miał ich naprawdę sporo. Obydwie ręce, szyję, a nawet palce pokrywał czarny tusz. Każdy rysunek opowiadał jakąś historię, a ja chciałam im się przyjrzeć, rozszyfrować te znaki, ale nie miałam zamiaru wyjść na wariatkę, wpatrując się w niego jak w jakieś dzieło sztuki.
– Podoba ci się to, co widzisz? – Zaskoczona spojrzałam na niego. Mówił do mnie? Chyba tak, w końcu to ja wpatrywałam się w niego jak psychopatka.
– Co? Ja? Nie, przepraszam… – Zawstydziłam się, czując, jak zalewa mnie rumieniec. Spuściłam wzrok na swoje notatki, próbując ukryć zawstydzenie. Przez resztę zajęć unikałam spojrzeń w jego stronę, ale odczuwałam jego obecność, kiedy przypadkowo musnął mnie kilka razy swoim kolanem, albo gdy się rozciągał – jego zapach atakował moje nozdrza. Pachniał jak pierwszy dzień jesieni, jednocześnie deszczem i słońcem.
– Ten projekt to będzie sześćdziesiąt procent oceny końcowej. Oczekuję, że przyłożą się państwo do tego. Nie będę tolerował niedbalstwa i lenistwa. – Głos nauczyciela zagrzmiał głośno, przerywając moje rozważania. – Projekt będziecie wykonywać w parach. Osoba, z którą siedzicie w ławce, będzie waszym partnerem. Mają państwo czas, aby się teraz zapoznać. Na koniec zajęć proszę przynieść zapisane na kartce imię swoje oraz swojego partnera naukowego, a także temat projektu, który wybraliście. – Po tych słowach w klasie zapanował gwar.
Przerażona spojrzałam w prawo, gdzie siedział nieznajomy chłopak. On również na mnie zerknął, a jego spojrzenie było pełne zainteresowania, jakby tylko czekał na okazję. Szeroki uśmiech rozświetlił mu twarz.
– Nazywam się Emma Wilson – zaczęłam niepewnie. – Powiedziałabym, że miło mi cię poznać, ale właściwie to już się poznaliśmy.
– Jason Monroe – odpowiedział, wyszczerzając się. – Mnie również miło cię poznać, choć muszę przyznać, że jeszcze nikt nigdy nie poleciał na mnie tak jak ty.
Skuliłam się w sobie, słysząc ten flirciarski ton. Próbując zapanować nad niepewnością, chrząknęłam.
– A więc o czym robimy projekt? – zmieniłam temat.
– Chodziłem na te zajęcia w zeszłym semestrze. Moon wprost uwielbia tematy związane z układem odpornościowym ludzkiego organizmu – mówił z entuzjazmem. – Serio, gość ma na tym punkcie obsesję. Pomyślałem, że możemy to wykorzystać. Możemy napisać o tym, jaki wpływ mają witaminy na układ odpornościowy albo jak z biegiem lat człowiek rozwinął umiejętność bronienia się przed drobnoustrojami. Wiesz, taki luźny pomysł. Jeśli masz coś innego, to chętnie posłucham.
Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będę musiała zrobić wszystko sama. Miło mnie zaskoczył.
– Świetny pomysł, zapiszę go – odpowiedziałam, próbując ukryć zdziwienie. – Musimy też ustalić terminy spotkań, chyba że mam zrobić to sama.
– Dlaczego miałabyś to robić sama? – Spojrzał na mnie, jakby to było najdziwniejsze pytanie na świecie. – Siedzimy w tym razem, więc robotą dzielimy się po połowie. – Kącik jego ust drgnął ku górze, gdy zobaczył moją zdziwioną minę. – Pasuje mi każdy czwartek od szesnastej do osiemnastej. W inne dni trenuję i niestety nie znajdę nawet chwili. Treningi trwają kilka godzin i nie mogę ich opuszczać.
Mogłam się domyślić, że coś trenuje. W końcu nie urodził się z taką górą mięśni.
– W porządku. I wiesz, jeszcze raz przepraszam za tę sytuację z kawą – powiedziałam speszona. Jason uśmiechnął się pocieszająco, a jego wzrok był pełen zrozumienia.
– Naprawdę, to nic takiego. Jeśli o mnie chodzi, możesz na mnie wpadać, kiedy chcesz, byłoby jednak miło, gdyby następnym razem kawa nie była aż tak gorąca. – Parsknął śmiechem, a ja zaśmiałam się razem z nim, chociaż w moim wnętrzu wciąż krążyły sprzeczne emocje. Już chciałam powiedzieć, jak mi głupio, ale nagle dzwonek rozległ się głośno, przerywając naszą rozmowę. Jason zabrał swoje rzeczy i pospiesznie wstał.
– To do zobaczenia, mam nadzieję.
Szybkim krokiem wyszedł z sali, a ja pozostałam na swoim miejscu, jeszcze przez chwilę wpatrując się w drzwi.
Pakowałam swoje rzeczy, gdy nagle mój wzrok przykuła mała torebka leżąca na krześle obok, na którym chwilę temu siedział chłopak. Z ciekawością po nią sięgnęłam. W środku znalazłam własnoręcznie napisaną karteczkę, a moje serce na moment stanęło w miejscu.
Tylko tym razem postaraj się ją zjeść, nie taranując ludzi ;) Smacznego! Jason
W opakowaniu znajdowała się czekoladowa babeczka, a ja byłam w takim szoku, że nie zauważyłam nawet, kiedy sala opustoszała. Oczywiście, nie chodziło tylko o babeczkę, ale o to, że obcy chłopak pomyślał o mnie, nawet w tak drobny sposób. W pośpiechu zgarnęłam swoje rzeczy do torby. Zarzuciłam ją na ramię, a babeczkę wzięłam do ręki.
Mój umysł kręcił się w kółko, kiedy skierowałam się w stronę biurka profesora, na którym położyłam karteczkę z naszymi imionami oraz tytułem projektu. Szybko jednak zebrałam myśli i podążyłam na korytarz.
Zeszłam po schodach, bo przede mną jeszcze kilka zajęć w północnym skrzydle. Musiałam szybko tam dotrzeć, jeśli nie chciałam się spóźnić. Gdy szłam korytarzem, moją uwagę przykuł wielki plakat przedstawiający uniwersytecką drużynę hokejową, który wisiał przy drzwiach wyjściowych. Wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi, ale teraz przyjrzałam mu się z ciekawością. Drużyna nazywała się Black Tigers. Prychnęłam pod nosem, krzyżując ramiona na piersi.
– Idiotyczna nazwa, zresztą tak jak cały hokej – mruknęłam do siebie, choć w moim umyśle kłębiły się wspomnienia z przeszłości.
Dlaczego wciąż wracam do tego tematu?
No dobra, może przesadziłam. Hokej wcale nie jest idiotyczny, tylko ja ostatnio czuję do niego awersję. Mam swoje powody. Cóż, jeśli nakrycie swojego faceta na bzykaniu najwredniejszej laski w szkole w biurze trenera nie daje mi prawa do nienawidzenia hokeja, hokeistów i całego gatunku męskiego, to już nie wiem, co mi w ogóle daje.
Grayson, bo tak nazywał się człowiek, dla którego straciłam kilka lat życia, był moją pierwszą miłością, moim chłopakiem, tym jedynym. Kochałam tego kłamliwego gnoja, a jego zdrada zadała mi cios prosto w serce. Wciąż, gdy sobie o tym myślałam, czułam ukłucie bólu, które przypominało mi o wszystkich złamanych obietnicach i nadziejach. Oprócz tego, że mnie zdradził, sprawił, że ostatni rok, który spędziłam w liceum, był koszmarem. Moje dni wypełniały łzy i cierpienie, które zdawały się nigdy nie kończyć.
– Ogarnij się, Em, było, minęło. Masz już to gówno za sobą – powiedziałam cicho sama do siebie, próbując zmusić myśli do powrotu na właściwe tory. Ale znów nie mogłam się skupić. Już miałam iść dalej, gdy moją uwagę zwróciły ciemne włosy.
Zastanawiałam się, czy aby na pewno wzrok nie płatał mi figli. Nie, to niemożliwe. Na plakacie widniało zdjęcie Jasona z wielkim podpisem: „Kapitan drużyny Black Tigers!”. Serce mi stanęło, a gniew wezbrał we mnie jak fala.
„Los naprawdę mnie nienawidzi!” – krzyczałam w myślach, a złość rosła, nie dając mi spokoju. Dopiero co uwolniłam się od jednego hokeisty, a teraz na mojej drodze pojawił się inny.
Nie, nie, nie! To nie może się dziać!
Szybko wybiegłam z budynku, czując, jak adrenalina uderza mi do głowy. Nie ma opcji, że znów popełnię ten sam błąd. Muszę zacząć go unikać, i to jak najszybciej. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek uda mi się uciec od cienia Graysona, czy może zawsze będę patrzeć na wszystko przez pryzmat przeszłości.
Emma
– I opuść, demonie, jej ciało! – To były pierwsze słowa, które usłyszałam, wchodząc do pokoju w akademiku. Co jest, do cholery? Skierowałam wzrok na jedno z trzech łóżek w pomieszczeniu. Leżała na nim Rosalie, a Violet krążyła wokół niej z kadzidełkiem, mrucząc coś pod nosem. Niby powinien mnie ten widok zaskoczyć, ale jeśli chodzi o moje przyjaciółki, nic już nie było w stanie mnie zdziwić.
– I won do piekła! – ryknęła Violet. Rosalie zaczęła mrugać, podnosząc się do siadu.
– Tak, myślę, że teraz zadziałało – odezwała się Rose drżącym głosem. Kaszlnęłam głośno, przyciągając ich uwagę.
– Mogę wiedzieć, co to było? – zapytałam z rozbawieniem.
– To, moja droga, były egzorcyzmy – odpowiedziała dumnie Violet. Moja mina musiała mówić sama za siebie, bo natychmiast pospieszyła z wyjaśnieniami: – Rose nie potrafi utrzymać gaci na tyłku, prawda? Ciągle ląduje w łóżku z przypadkowymi typami, więc stwierdziłam, że wypędzę z niej demona puszczalskiej szmaty. I voilà, prawie jak nowa.
Okej. Vee często miała durne pomysły. Ogólnie rzecz biorąc, to pojebane, ale ten przebił wszystko. Zastanawiałam się tylko, dlaczego Rose zgodziła się na taki idiotyzm. Spojrzałam na nią.
– Proszę, nie pytaj. Po prostu nie – odpowiedziała z rezygnacją w oczach.
– A więc, jak wam minął pierwszy dzień na uczelni? – zapytałam, zmieniając temat.
– Mój świetnie. Poznałam kilku superfacetów – odparła Rose z dumą, ale zaraz posmutniała. – Ale, jeśli wierzyć Vee, mój demon puszczalskiej szmaty mnie opuścił, więc mogę wam ich odstąpić. – Spojrzałam na nią z wyraźnym niesmakiem, ale ona tylko zaczęła piłować paznokcie, jakby nigdy nic.
– A ja nie wiem, bo mnie nie było – wtrąciła Violet.
– Serio? Nie poszłaś na zajęcia pierwszego dnia? – zapytałam, nie kryjąc zmartwienia.
– Daj spokój, miałam takiego kaca, że pierwszą moją myślą po przebudzeniu było, czy przypadkiem nie wpadłam pod walec w drodze do domu – odpowiedziała ze śmiechem.
– Nie ma za co. To ja musiałam wlec twoją pijaną dupę do łóżka – rzuciłam wkurzona.
– Wiem, jesteś kochana. – Vee przytuliła mnie i pocałowała w oba policzki. – Wiszę ci babeczkę. – Mrugnęła do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Zbyt łatwo było mnie kupić.
– A jak twój pierwszy dzień? Jacyś gorący faceci na horyzoncie? – zapytała Rosalie.
– Właśnie, co do facetów… – Opowiedziałam im całą historię z Jasonem.
– ŻARTUJESZ?! – wykrzyknęła Vee podekscytowana.
– Umów się z nim, błagam – dołączyła Rose.
– Wiecie dobrze, że nie jestem gotowa na randki. Nie po tym, co się stało. Poza tym nie powiedziałam wam najważniejszego: Jason należy do drużyny hokejowej.
– No i? – zapytały jednocześnie, patrząc na mnie zdziwione.
– Jak to: „no i”? Przecież mówiłam wam, że trzymam się z dala od facetów, zwłaszcza hokeistów.
– Myślałam, że to tylko żart – odparła Vee.
– Żaden żart. To nowa zasada, której zamierzam się trzymać. Faceci, a zwłaszcza hokeiści, to same kłopoty.
– Och, Emmy. Nie możesz porównywać każdego chłopaka do tego gnojka. Wiem, że złamał ci serce, ale nie możesz zamykać się na nowe doświadczenia. Jesteśmy na pierwszym roku studiów! Te wspomnienia zostaną z nami na zawsze. Chcesz spędzić cztery lata zamknięta w pokoju? – zapytała z przejęciem Rose.
– Nie mam zamiaru siedzieć zamknięta. Będę się bawić, ale nie w towarzystwie facetów. Zwłaszcza tych, którzy grają w hokeja – powiedziałam z determinacją.
– Em, to, że Jason gra w hokeja, nie znaczy, że jest taki jak Grayson – odezwała się cicho Vee. Zacisnęłam usta w wąską linię. Dla mnie temat Jasona był zakończony. Mamy tylko projekt do zrobienia i tyle. Nic więcej się nie wydarzy. Nie pozwolę, by kolejny dupek zmiażdżył mi serce.
***
Wieczorem tego samego dnia siedziałam z dziewczynami w barze, do którego przychodzili wszyscy studenci. Miałyśmy podrabiane dowody, ale barman tak nas polubił, że nie były nawet potrzebne. Poza tym kto odmówiłby Vee, która z pełną premedytacją wykorzystywała swoje zbyt duże dekolty jako broń?
Violet była piękna. Wysoka, długonoga blondynka o opalonej skórze i pełnym biuście – marzenie każdego faceta. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę i często korzystała ze swojego wyglądu, głównie po to, by ktoś stawiał nam drinki. Rosaline była równie śliczna co Vee, choć najniższa z nas, co wcale nie ujmowało jej urody. Jej czarne włosy kontrastowały z bladą cerą, dodając jej uroku. Ja? Nie uważałam się za brzydką, choć raczej za przeciętną. Rudo-kręcone włosy, które czasem kochałam, a czasem nienawidziłam, twarz w kształcie serca, usiana piegami, i duże zielone oczy. W mojej ocenie miałam za małe piersi i za duży tyłek, ale to przez moją miłość do babeczek. Zamiast rezygnować z nich, prędzej zaczęłabym nosić worek po ziemniakach.
– Witam moje ulubione trio. Co dla was? – zapytał Henry, barman o kilka lat starszy od nas.
– Siebie? – odpowiedziała Vee, patrząc na niego uwodzicielsko i wypinając piersi.
– Przykro mi, moja droga, ale dobrze wiesz, że strzelamy do tej samej bramki. O ile między nogami nie masz penisa, to muszę ci odmówić – odpowiedział ze śmiechem Henry, rozkładając ręce.
– Wiem, ale jeszcze kiedyś cię nawrócę. Zobaczysz – rzuciła Violet. Zaczęłam się śmiać, bo jeśli mam być szczera, Vee była zdolna do wszystkiego.
– Trzy razy mojito, przystojniaku. – Rosaline złożyła zamówienie za nas wszystkie. Henry od razu zabrał się do roboty, a po chwili już popijałyśmy pyszne koktajle.
– Tylko tym razem nie przesadzaj, nie mam zamiaru znowu targać cię do akademika – powiedziałam, spoglądając na Vee sceptycznie.
Wieczór mijał nam na rozmowie, aż nagle przerwał nam Henry.
– Moje panie, drinki dla was od tych ciasteczek przy barze. – Barman wskazał dwóch chłopaków. Spojrzałam w ich stronę i zamarłam.
Jason. O cholera. Siedział z jakimś blondynem, którego nie znałam. Chłopak mrugnął do nas, a mnie oblał zimny pot.
– To on – wyszeptałam.
– Nie gadaj? Stara, on wygląda jak bóg – odparła Vee, lustrując go z góry na dół jak napalona fanka.
– Przestań się tak gapić, bo jeszcze tu podejdzie. – Trąciłam ją w ramię.
– Za późno – powiedziała Rose.
Zanim zdążyłam wstać i uciec do drzwi, obok mnie pojawił się chłopak. Podniosłam wzrok i sztucznie się uśmiechnęłam.
– Cześć, piękna, jestem Tyler. – Uśmiechnął się, wyciągając rękę, żeby się przywitać. Zdziwiona spoglądałam na jego twarz i wyciągniętą dłoń. Spojrzałam na dziewczyny, one również wyglądały na zaskoczone. Czyżby cierpiał na dwubiegunowość? A może po prostu zapomniał, jak się nazywa? – A ty? Jak masz na imię? – zapytał ponownie, przerywając moje myśli. Teraz to przegięcie.
– Przecież my się znamy. Poznaliśmy się dziś rano. Zapomniałeś? – zaczęłam mówić coraz bardziej zirytowana.
– Uwierz, że zapamiętałbym taką twarz. I szczególnie takie ciało – odpowiedział, obrzucając mnie spojrzeniem od stóp do głów.
– Hola, hola. Nie pozwalaj sobie, panie przystojny, bo zaraz będziesz zbierał zęby z podłogi – wtrąciła się Vee, wstając z miejsca. Byłam gotowa uwierzyć, że naprawdę wybije mu zęby. Violet była nieobliczalna. Rose milczała, obserwując całą sytuację. Postanowiłam wyjaśnić sprawę, zanim dojdzie do rękoczynów.
– Jason, co ty wygadujesz? To ja, Emma. Ta sama, która dziś rano oblała cię kawą – powiedziałam, coraz bardziej zirytowana; w co ten gość grał?
Chłopak zmarszczył brwi, a po chwili zaczął się śmiać.
– To nie mnie oblałaś, ślicznotko, tylko mojego brata bliźniaka, Jasona – powiedział, wybuchając śmiechem. – Kurwa, chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy zobaczył plamę na koszulce. – Zaczynałam rozumieć, ale Vee była już gotowa do ataku.
– Uspokój się – syknęłam, pociągając ją za rękę.
– A więc, śliczna Emmo, mogę cię zapewnić, że to ja jestem tym lepszym, milszym i zdecydowanie przystojniejszym bliźniakiem. Pozwól, że zacznę od nowa. Jestem Tyler, a ten obok to Olivier, albo po prostu Oli. – Skinął głową w stronę chłopaka, który do tej pory milczał, ale teraz uśmiechnął się szeroko i pomachał nam energicznie.
– Czyli jest was dwóch – zaczęłam niepewnie.
– Kurwa, Em! Może załapiesz się na trójkąt z bliźniakami! – Vee zrobiła wielkie oczy i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Ja natomiast poczułam, jak oblewam się rumieńcem, a Rosaline, podobnie jak Tyler i Olivier, wybuchnęła śmiechem.
– Ja chętnie, ale nie wiem, co na to mój brat. – Tyler zaśmiał się, rzucając luźny komentarz. – Możemy się do was dosiąść? – zapytał z nadzieją w oczach, nie odrywając ode mnie wzroku. Nie chciałam wyjść na wredną sukę, więc zerknęłam na Vee i Rose. Obie od razu zrozumiały, co mam na myśli.
– Przykro mi, panie przystojny, dziś ci się nie poszczęści. Właśnie wychodzimy – odparła Violet, zaczynając mnie ciągnąć w stronę wyjścia.
– Ale do mnie możesz zadzwonić – usłyszałam za sobą głos Rose i przewróciłam oczami. Jak widać, demon puszczalskiej szmaty nadal w niej mieszkał.
– Dzięki za ratunek – powiedziałam do nich, jednocześnie zamawiając ubera.
– Ja na twoim miejscu zastanowiłabym się nad tym trójkątem. Jeśli Jason jest tak samo zajebisty jak Tyler, to, moja droga, życzę ci powodzenia – dodała Vee.
***
Kolejnego dnia rano szłam na zajęcia z rachunkowości, które odbywały się w zachodniej części budynku. Nie spieszyłam się; wczoraj zakończyłyśmy wieczór szybciej, niż planowałyśmy, więc tym razem nie zaspałam. Wchodząc do sali, zauważyłam kilka znajomych twarzy, w tym jedną, której spotkania wolałabym uniknąć.
– Jason czy Tyler? – zapytałam, gdy chłopak zaczął do mnie machać.
– Emmo, boli mnie serce, gdy mylisz mnie z moim bratem.
„Czyli Tyler” – pomyślałam. Teraz, w świetle dziennym, można dostrzec różnice. Tyler miał kolczyki w uchu i nosie, podczas gdy Jason ich nie miał. Tyler nie miał ani jednego tatuażu, za to Jason miał ich sporo.
– Cześć – przywitałam się i zajęłam miejsce w ławce za nim. Chłopak od razu się do mnie odwrócił.
– Więc, Wiewióreczko, jak minęła reszta wieczoru? – zapytał, uśmiechając się przyjaźnie. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do sali weszła nauczycielka. Przedstawiła się jako profesor Lindsay Morgan. Kobieta była w podeszłym wieku, ale bynajmniej nie była miła. Była okropnie surowa. Od razu rzuciła nam listę zadań do wykonania, więc zabrałam się za nie natychmiast. Chłopak przede mną wydawał dźwięki, jakby miał się rozpłakać. Cały czas łapał się za włosy i cicho przeklinał. Chwilę przed dzwonkiem profesor Morgan zabrała głos.
– Jutro oczekuję od państwa przygotowania; z tego, co było dzisiaj, zrobię test – powiedziała obojętnym tonem i wyszła z sali.
– Kurwa, ale siekiera – powiedział już na głos Tyler. Odwrócił się i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. – Powiedz, że umiesz w cyferki. – Patrzył na mnie z miną zbitego psa.
– Coś tam umiem – odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopak zabrał moje notatki z ławki i zaczął je przeglądać.
– Jesteś geniuszką, Wiewióreczko! – wykrzyknął podekscytowany. – Musisz mi pomóc, błagam, zapłacę każde pieniądze, zapłacę nawet w naturze, jeśli chcesz. – Poruszał sugestywnie brwiami, wciąż się we mnie wpatrując.
– Niestety muszę odmówić. – Zbierałam się do wyjścia, ale złapał mnie za rękę. Odwróciłam się do niego.
– Proszę, jestem zdesperowany. – Ciągle patrzył na mnie z miną szczeniaczka i chyba przyćmiło mi to mózg, bo się zgodziłam.
– No dobrze, niech ci będzie, ale koniec z flirtowaniem – ostrzegłam go.
– Co tylko zechcesz, o moja ruda bogini. – Tyler udawał, że składa mi pokłony. – Spotkajmy się dziś wieczorem u mnie w mieszkaniu – powiedział, a mnie zapaliła się czerwona lampka.
– Hola, nie mam zamiaru wskakiwać ci do łóżka, jeśli taki jest twój plan. – Zaczęłam się cofać.
– Co? Nie! Po prostu nie będzie moich współlokatorów i nikt nie będzie nam przeszkadzał. – Spojrzałam na niego z wahaniem. – Kurwa, nie to miałem na myśli. Naprawdę, nie chcę cię przelecieć. To znaczy, gdybyś chciała, tobym nie odmówił, ale nie będę niczego próbował. Słowo harcerza. – Tyler przyłożył dłoń do serca.
– Byłeś harcerzem? – zapytałam.
– Nie – odpowiedział szczerze, a ja wybuchnęłam śmiechem.
– No dobra, ale biorę ze sobą gaz pieprzowy, tak na wszelki wypadek – ostrzegłam go w żartach. Tyler spojrzał na mnie przerażony, lecz kiwnął głową. Dałam mu swój numer, na który miał wysłać adres. Najpierw jednak czekało mnie spotkanie z jego bratem. Kurde, ale się porobiło.
***
Kilka godzin później siedziałam spięta na krześle w bibliotece i czekałam na Jasona. Spóźniał się, może wcale nie przyjdzie? Już zaczynałam mieć nadzieję, gdy nagle drzwi otworzyły się i wpadł przez nie zziajany chłopak.
– Hej, przepraszam, przedłużył się trening – powiedział na wydechu, a ja kiwnęłam głową.
– Cześć, możemy zaczynać? – zapytałam, nie patrząc na niego.
– Jasne, na dwie godziny jestem twój – powiedział, uśmiechając się do mnie.
Pracowaliśmy bez przerwy, mało się do siebie odzywając. Mieliśmy już cały zarys projektu oraz rozplanowane, co każde z nas przygotuje. Byłam zadowolona, no i nie było tak źle, jak myślałam.
– Będę się zbierać – powiedziałam, wstając i pakując rzeczy do torby. – Dziękuję za babeczkę, nie musiałeś tego robić.
Chłopak uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
– Musiałem, nie chciałem, żebyś była smutna.
Cóż, miło z jego strony, chyba. Wyszliśmy razem z biblioteki na sporych rozmiarów parking.
– Podrzucić cię gdzieś? – zapytał, kierując się w stronę swojego samochodu.
– Nie trzeba, idę jeszcze do znajomego. – Jakoś nie chciałam mu mówić, że idę się spotkać z jego bratem. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że nie spodobałoby mu się to. Chociaż właściwie, co obchodziło mnie zdanie obcego faceta?
– Okej, do zobaczenia, Babeczko. – Mrugnął do mnie, wsiadł do auta i odjechał, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu. „Babeczko”?
***
Pukałam do drzwi mieszkania Tylera. Wysłał mi adres od razu po zajęciach, kiedy uprzednio podałam mu swój numer. Chłopak otworzył niemal od razu i wpuścił mnie do środka. Bez słowa poprowadził mnie do salonu; po drodze rozglądałam się dyskretnie. Typowe kawalerskie mieszkanie. Kuchnia urządzona minimalistycznie, połączona z ogromnym salonem, w którym była wielka kanapa i wisiał ogromny telewizor. Typowe męskie mieszkanie. Zaskoczyłam się tylko tym, że było tu czyściej niż w moim pokoju w akademiku. Dziwne, w końcu mieszkają tu faceci, a po podłodze nie walają się brudne gacie?
– Napijesz się czegoś? – zapytał Tyler.
– Nie, ale muszę skorzystać z łazienki.
– Jasne, korytarzem do końca i na prawo. – Kiwnęłam głową w podziękowaniu i udałam się za potrzebą.
Nie pukałam, w końcu Tyler powiedział, że jego współlokatorów nie będzie. Otworzyłam drzwi do łazienki i zamarłam. Szczęki będę musiała chyba szukać na podłodze, tak samo jak wstydu i mojej godności.
Przede mną, nagusieńki, jak go Pan Bóg stworzył, stał nie kto inny, jak Jason pierdolony Monroe.
Jason
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Perfectly Imperfect
ISBN: 978-83-8373-834-5
© Klaudia Grubba i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Dominika Synowiec
KOREKTA: Anna Miotke
OKŁADKA: Karolina Urbaniak
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek