Ostatni zamek - Vance Jack - ebook

Ostatni zamek ebook

Vance Jack

4,0

Opis

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Po Szóstej Wojnie Gwiezdnej Ziemia leżała odłogiem przez trzy tysiące lat, stanowiąc schronienie dla garstki udręczonych istot, które stały się półbarbarzyńskimi nomadami. Siedemset lat temu bogaci lordowie z Altair, powodowani politycznym zniechęceniem, jak również kaprysem, zdecydowali się powrócić na Ziemię. Taki był początek historii dziewięciu warowni.

Bohater powieści, Xanten, przeżywa wizję, w której Ziemia jest znowu zamieszkana przez ludzi, pola rodzą plony, a nomadzi zostali wypędzeni. Czy jednak wizja ta się spełni...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 89

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zabie-udko

Dobrze spędzony czas

Stare patriarchalne fantasy, ale całkiem niezłe
00

Popularność




Tytuł oryginałuThe Last Castle

Copyright © 1966 by Galaxy Publishing Corp.All rights reserved.Copyright © for the Polish edition by REBIS PublishingHouse Ltd., Poznań 1994

RedaktorEwa Wozowska

Ilustracja na okładceMark Salwowski

Opracowanie graficzneJacek Pietrzyński

Wydanie IISBN 83-7120-108-7

Dom Wydawniczy REBISul. Marcelińska 18, 60-801 Poznańtel. 65-66-07, tel. /fax 65-65-91

Skład i łamaniedtp Marek BarłógOs. Kosmonautów 4/41, 61-624 Poznańtel./fax. 23-16-10

Druk: Zakłady Graficzne im. KEN Bydgoszcz, ul. Jagiellońska 1, Fax 21-26-71

Rozdział 1

1

Pod koniec burzliwego, letniego popołudnia słońce przebiło się w końcu zza kłębiących się, czarnych deszczowych chmur, oświetlając zamek. Zamek był zdobyty, jego mieszkańcy wymordowani. Do ostatnich chwil klany nie uzgodniły między sobą, jak należycie wyjść na spotkanie przeznaczeniu. Szlachta o największym prestiżu i znaczeniu zdecydowała się zignorować poniżające okoliczności i podążyć do swych zwykłych spraw, z nie mniejszym niż kiedyś poszanowaniem etykiety. Kilku zdesperowanych do histerii kadetów, chwyciło za broń i przygotowało się do odparcia decydującego ataku. Pozostali czekali pasywnie, w gotowości, prawie szczęśliwi, że będą mogli odpokutować za grzechy rasy ludzkiej.

Śmierć przyszła jednakowo do wszystkich i wszyscy czerpali z umierania tyle satysfakcji, ile może dać ten niewdzięczny proces. Dumni siedzieli, odwracając strony swych pięknych książek, dyskutując o jakości stuletnich ekstraktów lub pieszcząc ulubionego Phana, i umierali, nie racząc zauważyć tego faktu. Niecierpliwi wbiegli na błotniste zbocze, które jakimś cudem wzniosło się nad blankami Janeil. Większość z nich została pogrzebana pod osuwającym się gruzem, ale kilku dotarło do grzbietu, by strzelać, ciąć i dźgać, dopóki sami nie zostali zastrzeleni, zmiażdżeni przez półżywe wozy bojowe, pocięci lub pokłuci. Pełni skruchy czekali w klasycznej postawie oddychania, na kolanach, ze zgiętą głową i umierali, wierząc, że takie jest ich przeznaczenie w świecie, w którym Mecy byli symbolem ludzkiego grzechu. W końcu wszyscy byli martwi: szlachetni, damy, Phani w pawilonach, Wieśniacy w stajniach. Ze wszystkich mieszkańców Janeil przeżyły tylko Ptaki, dziwne stworzenia, nieokrzesane, o ochrypłych głosach, niepomne dumy i wiary, zajęte bardziej stanem swych kryjówek niż splendorem zamku. Gdy Mecy wyroili się, schodząc z blanków, Ptaki opuściły swe siedliska i wykrzykując przeraźliwe klątwy, pofrunęły na wschód, w stronę Hagedorn, ostatniego zamku na Ziemi.

2

Cztery miesiące wcześniej Mecy pojawili się w parku przed Janeil, nosząc jeszcze ślady walki, którą stoczyli na Wyspie Morza. Szlachcice i damy Janeil, w liczbie około dwóch tysięcy, wspinali się na wieżyczki i balkony, podchodzili Promenadą Zachodzącego Słońca i z wałów i parapetów zamku spoglądali w dół na brązowozłotych wojowników. Kłębiły się w nich różne uczucia: obojętność i wesołość, nonszalancka pogarda oraz szczypta zwątpienia i pesymizmu; skutek ich wyrafinowanej kultury, poczucia bezpieczeństwa za murami Janeil i braku jakiejkolwiek drogi ucieczki.

Już dawno temu Mecy należący do Janeil opuścili zamek, by przyłączyć się do rewolty. Pozostali jedynie Wieśniacy, Phani i Ptaki, z których można by stworzyć tylko namiastkę siły zbrojnej. Wydawało się jednak, że nie ma takiej potrzeby. Uważano, że Janeil jest niezdobyty. Wysokie na dwadzieścia stóp mury zamku wykonane były z czarnej, stopionej skały umieszczonej w oczkach ze srebrzysto- niebieskiego stopu metali. Baterie słoneczne dostarczały energii wystarczającej na wszystkie potrzeby zamku, a w wypadku najwyższej konieczności jedzenie mogło być syntetyzowane z dwutlenku węgla i pary wodnej, tak jak syrop dla Wieśniaków, Phanów i Ptaków. Janeil był samowystarczalny i bezpieczny, choć w każdej chwili mogły zaistnieć problemy z mechaniczną aparaturą. Nie było Meków, którzy ją naprawiali w razie awarii. Sytuacja była oczywiście trudna, ale nie beznadziejna. Za dnia bojowo nastawieni szlachcice przynieśli działa energetyczne i strzelby sportowe i zabili tylu Meków, na ile pozwalał im zasięg broni.

Po zmroku Mecy podprowadzili wozy bojowe oraz spychacze ziemi i rozpoczęli wznoszenie wału dookoła murów zamku. Mieszkańcy Janeil patrzyli, nie rozumiejąc, dopóki wał nie wzniósł się na wysokość pięćdziesięciu stóp i nie zaczął osuwać się w stronę murów. Wtedy straszny cel działań Meków stał się oczywisty, dając pole posępnym przewidywaniom. Każdy szlachcic Janeil był erudytą w jednej przynajmniej dziedzinie wiedzy. Kilku było teoretykami matematyki, podczas gdy większość studiowała dogłębnie nauki fizyczne. Właśnie niektórzy z pomocą Wieśniaków spróbowali uruchomić ponownie działko energetyczne. Niestety, działko nie było utrzymane w odpowiednim stanie. Kilka części było skorodowanych lub zniszczonych. Prawdopodobnie można by je wymienić w sklepach Meków z poziomu minus drugiego, ale nikt w całej grupie nie znał nomenklatury Meków i ich systemu alarmowego. Warrick Maddency Arban1 zaproponował, by Wieśniacy przeszukali strażnicę Meków, ale z powodu ograniczonych możliwości umysłowych Wieśniaków nic nie zostało zrobione i cały plan ponownego doprowadzenia działka do użytku nie powiódł się.

1 Arban z rodziny Maddency z klanu Warwick.

Szlachta Janeil patrzyła z satysfakcją, jak gruz wznosi się coraz wyżej i wyżej dookoła nich, tworząc hałdę w kształcie krateru. Kończyło się lato. W pewien burzliwy dzień pył i gruz przerósł mury i zaczął spadać na dwory i place. Janeil miał zostać wkrótce pogrzebany, a wszyscy jego mieszkańcy uduszeni. Wtedy właśnie grupa impulsywnych, młodych kadetów, którzy mieli więcej energii niż godności, chwyciła za broń i pognała na zbocze. Mecy zrzucali na nich ziemię i kamienie, ale garstka dotarła na szczyt, gdzie walczyła w wielkim uniesieniu.

Walka trwała piętnaście minut i ziemia rozmiękła krwią i deszczem. Na jedną wspaniałą chwilę kadeci oczyścili grzbiet skały i gdyby większość ich towarzyszy nie zginęła pod gruzem, wszystko mogłoby się wydarzyć. Ale Mecy przegrupowali się i przypuścili kontratak. Zostało dziesięciu ludzi, potem sześciu, potem czterech, potem jeden, potem nikt. Mecy wyroili się na blanki, mordując wszystkich z ponurą systematycznością. Janeil, przez siedemset lat siedziba eleganckich szlachciców, stał się pozbawionym życia wrakiem.

3

Mek, stojący jako okaz w muzeum, był podobnym do człowieka naturalnym stworzeniem pochodzącym z planety Etamina. Jego twarda, złotobrązowa skóra błyszczała metalicznie, jak gdyby była naoliwiona lub wywoskowana. Przechodzący przez głowę i szyję kręgosłup lśnił jak złoto — w istocie był pokryty przewodzącą powłoką miedziano-chromową. Organy czuciowe Męka zgrupowane były w wiązkach znajdujących się w miejscu ludzkich uszu. Oblicze — co często szokowało, gdy przechodziło się przez niższe korytarze — było pofałdowanym mięśniem, podobnym z wyglądu do ludzkiego mózgu. Jego otwór gębowy, nieregularna szczelina u podstawy twarzy, był zbędnym organem z powodu pojemnika z syropem wszytego pod skórą na ramieniu. Organy trawienne, używane początkowo do odcedzania substancji odżywczych ze zgniłej roślinności bagiennej, uległy atrofii. Mecy zwykle nie nosili ubrań, z wyjątkiem fartuchów roboczych i pasa z narzędziami, tak że ich złotobrązowa skóra lśniła w słońcu. Tak wyglądał Mek, stworzenie równie skuteczne jak człowiek, być może dzięki zaletom swego mózgu, funkcjonującego także jako odbiornik radiowy. Pracując w grupie, w otoczeniu tysięcy innych, wydawał się mniej godny zachwytu, hybryda podczłowieka i karalucha.

Pewni uczeni, zwłaszcza D. R. Jardine z Porannego Światła i Salonson z Tuang, uważali Meków za istoty mdłe i flegmatyczne, ale gruntownie badający te sprawy Claghorn z zamku Hagedorn miał wręcz przeciwne zdanie. Emocje Meków, jak mówił, różniły się od ludzkich i były przez człowieka niezbyt zrozumiałe. Po wnikliwych studiach Claghorn wyróżnił ponad dwanaście takich emocji.

Pomimo tych badań rewolta Meków była nie mniejszą niespodzianką dla Claghorna, D.R. Jardine’a i Salonsona niż dla całej reszty. Dlaczego? — pytali wszyscy. Jak to się stało, że grupa zawsze posłusznych poddanych przeprowadziła tak morderczy spisek?

Najbardziej racjonalne przypuszczenie było równocześnie najprostsze. Mecy czuli się upokorzeni służbą i nienawidzili Ziemian, którzy usunęli ich z naturalnego środowiska. Przeciwnicy tej teorii twierdzili, iż przenosi ona ludzkie emocje i postawy na organizm nie-ludzki, że Mecy mieli powody do wdzięczności wobec człowieka, który uwolnił ich z warunków Etaminy Dziewięć. Na to obrońcy teorii zapytywali z przekąsem: „Kto stosuje ludzkie emocje w tej interpretacji”? Otrzymywali odpowiedź, że skoro nikt nie jest niczego pewien, jedno takie nadużycie nie jest bardziej absurdalne niż inne.

Rozdział 2

1

Zamek Hagedorn zajmował czubek czarnej, diorytowej turni, górującej nad północną stroną szerokiej doliny. Większy i bardziej majestatyczny niż Janeil, Hagedorn ochraniany był murami o obwodzie jednej mili, wysokimi na trzysta stóp. Blanki wznosiły się dziewięćset stóp nad dnem doliny, a wyrastające z nich wieże, wieżyczki i strażnice nawet jeszcze wyżej. Zachodnia i wschodnia strona turni opadały całkiem ku dolinie, podczas gdy na tarasach położonych na mniej stromych ścianach, północnej i południowej, uprawiano winorośl, karczochy, gruszki i granaty. Wznosząca się z dna doliny aleja okrążała cały zamek, prowadząc do portalu na centralnym placu. Naprzeciw stała wielka Rotunda, po obu stronach której wznosiły się wysokie Domy, należące do dwudziestu ośmiu rodzin.

Pierwszy zamek, zbudowany natychmiast po powrocie człowieka na Ziemię, stał na miejscu, na którym obecnie znajdował się plac. Dziesiąty Hagedorn przy pomocy ogromnej liczby Meków i Wieśniaków wzniósł nowe mury, po czym zniszczył stary zamek. Z tego okresu pochodziło też dwadzieścia osiem Domów powstałych pięćset lat temu.

Poniżej placu znajdowały się trzy poziomy służebne. Stajnie i garaże na dnie, następnie sklepy i kwatery należące do Meków i w końcu składy, wartownia i sklepy specjalistyczne: piekarnie, browary, szlifiernie, arsenały, magazyny i tym podobne.

Obecny Hagedorn, dwudziesty szósty w linii, nazywał się Claghorn z Overwhele. Jego wybór na to stanowisko był dla wszystkich wielką niespodzianką, ponieważ O.C. Charle, jak zwał się wcześniej, był szlachcicem najzupełniej zwyczajnym. Jego elegancja, spryt i erudycja były ledwie przeciętne. Nigdy nie odznaczał się jakąś oszałamiającą oryginalnością myśli. Był proporcjonalnie zbudowany, miał kwadratową, kościstą twarz, z krótkim, prostym nosem, łagodnym czołem i wąskimi, szarymi oczami. Wyraz jego twarzy, zwykle z lekka roztargniony, przeciwnicy określali jako tępy. Kiedy Claghorn opuścił powieki i zmarszczył blond brwi, jego twarz natychmiast przyjmowała uparty i gburowaty wyraz, z czego Hagedorn nie zdawał sobie sprawy.

Klany zaniku Hagedorn, ich barwy i związane z nimi rodziny:

KLAN

BARWY

RODZINY

Xanten

żółta z czarnym obszyciem

Haude, Quay, Idelsea, Elsedune, Salonson, Roseth

Beaudry

ciemnoniebieski z białym obszyciem

Onwane, Zadig, Prine, Fer, Sesune

Overwhele

szary, zielony, czerwone rozety

Claghorn, Abreu, Hinken, Woss, Zumbeld

Aure

brązowy, czarny

Zadhause, Marune, Fotergil, Baudune, Godaiming, Lesmanic

Isseth

purpurowy, ciemnoczerwony

Mazeth, Bethune, Luder-Hepman, Floy, Kerrithew, Uegus

Dożywotnio wybrany pierwszy szlachcic zamku nosi imię Hagedorn.

Głowa klanu wybrana przez starszych rodzin nosi imię klanu, dlatego Xanten, Beaudry, Overwhele, Aurę, Isseth — to równocześnie klany i głowy klanów.

Starszy rodziny wybrany przez przywódców domowników nosi imię rodziny. Dlatego Idelsea, Zadhause, Bethune i Claghom to zarówno imiona starszych rodzin, jak i ich nazwy.

Pozostali szlachcice i damy noszą najpierw imię klanu, potem rodziny, a następnie imię osobiste. Stąd Aurę Zadhause Ludwick, w skrócie A.Z. Ludwick i Beaudry Fer Dariane, w skrócie B.F. Dariane.

Stanowisko, które formalnie nie dawało władzy, miało jednak przemożny wpływ, a styl szlachcica, który został Hagedornem oddziaływał na wszystkich. Z tego powodu wybory Hagedorna były sprawą niemałej wagi, tematem setek rozważań i rzadko zdarzał się kandydat, który odpadał z powodu jakiejś starej gafy lub okazanego braku ogłady, o których rozprawiało się z zawstydzającą szczerością. Chociaż kandydat nigdy nie mógł obrazić się jawnie, przyjaźnie kończyły się, urazy rosły, reputacje ulegały zniszczeniu. Wybór O.C. Charle’a był kompromisem pomiędzy dwoma frakcjami w klanie Overwhele, na który przy- padł przywilej elekcji.