Miłość w wielkim mieście - Sang Young Park - ebook
NOWOŚĆ

Miłość w wielkim mieście ebook

Sang Young Park

0,0

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Young uwielbia dobrą zabawę, nocne życie Seulu i borówki, które zostawia mu w lodówce najlepsza przyjaciółka i współlokatorka, Jaehee. Tworzą niesamowicie zgrany duet — nieważne, czy chodzi o szybkie załatwienie aborcji czy usunięcie podglądacza z posesji, mogą na siebie liczyć i wydaje im się, że tak będzie zawsze.

 

Randki z Tindera i nocne eskapady przy dyskotekowych hitach Kylie Minogue przechodzą w samotne poranki, kiedy trzeba zmierzyć się z odrzuceniem, chorobą i uprzedzeniami. Trudne wspomnienia i niewygodne tematy przeplatają się z zabawnymi, a nawet wzruszającymi obrazami z życia singla we współczesnej miejskiej dżungli.

 

Miłość w wielkim mieście to powiew świeżości w queerowej literaturze. Rozbraja szczerością, błyskotliwością i poczuciem humoru, podszytym ironią. Dwukrotnie zekranizowana — jako film pełnometrażowy i serial — opowieść skradła serca czytelników w Korei  i nie tylko; trafiła bowiem na longlistę prestiżowej Międzynarodowej Nagrody Bookera.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 250

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jaehee

1

Wszedłem do Szmaragdowego Holu na drugim piętrze hotelu. Podobno zaprosili czterystu gości, ale patrząc na zebrany tłum, miałem wrażenie, że jest ich o wiele więcej. Zająłem wyznaczone miejsce blisko sceny i rozejrzałem się po innych stolikach. Byłem otoczony znajomymi z filologii francuskiej, a każdy z nas zdawał się starzeć w innym tempie. Nie no, serio, ile ludzi! Cóż, nie dość, że Jaehee zawsze była chętna na wszystkie wspólne wyjścia, to jeszcze nie chciała odpuścić żadnego spotkania absolwentów. Aż mnie ciary przechodziły, kiedy widziałem ten tłum i myślałem o jej życiu towarzyskim. Musiałem się teraz po kolei witać z wszystkimi, a nie widziałem ich już dobre pięć, a nieraz dziesięć lat. „Podobno zostałeś pisarzem. Gratulacje!”, „Odezwij się do mnie kiedyś”, „Słyszałem od kogoś, że ci się zmarło, a proszę: jednak jesteś!”, „Gdzie można kupić twoją książkę? Szukałem jej w internecie, ale nigdzie nie ma”, „Pisanie chyba nie jest takie łatwe, jak się wydaje! Nieźle ci się przytyło”, „Dalej pijesz tyle co kiedyś…?”

Moja powieść miała się niedługo ukazać i piłem już o wiele mniej. A wy niby co? – myślałem. W ogóle się nie zestarzeliście i nie przytyliście? Dajcie mi spokój, bo jeszcze trochę i przez was wrócę do starych zwyczajów i upiję się jak najszybciej. Byłem o krok od powiedzenia im tego wszystkiego, ale jak na kulturalnego i obytego trzydziestoparolatka przystało, wykazywałem się taktem i do wszystkich się uśmiechałem. Gdyby ktoś do mnie podszedł i powiedział, że czytał moją książkę, byłem gotów się zarzekać, że wszystko w niej zmyśliłem. Zabawne, że miałem gotową odpowiedź na pytanie, którego nikt nie zadał. Przeczulenie na własnym punkcie jest jak choroba.

– Za moment rozpocznie się ceremonia, prosimy o zajęcie miejsc.

Prowadzący był przyjacielem narzeczonego Jaehee. Miał ostry podbródek i tłustą cerę – zupełnie nie mój typ. Do tego słychać było u niego intonację dialektu Gyeongsang[1] i nie miał za grosz wprawy w byciu konferansjerem. Że niby był prezenterem telewizyjnym? Ja byłbym od niego sto razy lepszy. Ale przez te pieprzone zwyczaje wybrali jego. Zalała mnie fala irytacji.

Na wielkim ekranie obok podium wyświetlono zdjęcia Jaehee i jej przyszłego męża. Popijałem czerwone wino i oglądałem kolejne niskiej jakości ujęcia młodej pary zrobione telefonem. Cheolgu, który siedział obok mnie i podobno niedawno zatrudnił się w Industrial Bank of Korea, szturchnął mnie łokciem w żebra.

— Ej, no weź powiedz szczerze. Ty i Jaehee… To prawda, co o was mówili?

To, co o nas mówili, to jak najbardziej prawda, ale, mój drogi Cheolgu, już ja dobrze wiem, że próbowałeś się umówić z Jaehee, tyle że ona od razu cię totalnie zgasiła, więc z czym do ludzi?

Zostaliśmy przyjaciółmi w ekspresowym tempie tego lata, kiedy mieliśmy po dwadzieścia lat.

Wystarczyło wtedy, że ktoś postawił mi alkohol, a już byłem na każde skinienie. Tamtego pamiętnego dnia, jak można się było po mnie spodziewać, obściskiwałem się na parkingu Hamilton Hotel na Itaewonie[2] z jakimś typem w bliżej nieokreślonym wieku. Postawił mi chyba z sześć szotów tequili w klubie. Czułem się, jakby księżyc, uliczne latarnie i wszystkie neony świeciły tylko dla mnie. Wciąż słyszałem elektroniczne bity piosenki Kylie Minogue. Nie obchodziło mnie, kim jest ten koleś. Liczyło się tylko to, że jesteśmy tu we dwóch, na tej ulicy spowitego ciemnością miasta. Dlatego też całym sobą skupiałem się na wpychaniu języka w usta nieznajomego. Kiedy byłem już gotów uwierzyć, że cały świat rozpala się tylko dla mnie, ktoś zdzielił mnie w plecy. Może i byłem zalany w trupa, ale w głowie od razu pojawiła mi się myśl: „przemoc motywowana uprzedzeniami!”. Wchodząc w tryb prawdziwej drama queen, odkleiłem się od faceta i obróciłem. Zacisnąłem pięści – w razie potrzeby byłem gotów rzucić się na typa, który mnie zaczepił. Przede mną stała jednak Jaehee. W ręku jak zawsze miała czerwonego marlboro z filtrem brudnym od szminki. W sekundę kompletnie wytrzeźwiałem. Widząc moją zszokowaną minę, zaczęła się wręcz dusić ze śmiechu.

– Bierz go całego! – krzyknęła do mnie swoim typowym donośnym tonem.

Zaskoczony jej słowami też wybuchnąłem śmiechem. Nie pamiętam już teraz nawet, co się stało z facetem, z którym się całowałem, ani kto to był. W pamięci została mi głównie rozmowa z Jaehee na parkingu.

– Nie mów nikomu z uczelni, dobra?

– Jasne. Może i jestem spłukana, ale lojalności mi nie brakuje.

– Nie byłaś zaskoczona…? Że ja…

– W ogóle.

– Od kiedy wiedziałaś?

– Od kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłam.

Ot, banalna historia.

Wcześniej nie wiedziałem o Jaehee zbyt wiele – jedynie, że zawsze nosi szorty, a po zakończeniu zajęć pierwsza wybiega z budynku, żeby zapalić. Tak szczerze, to miała chyba najgorszą renomę ze wszystkich studentów na wydziale.

Mnie na naszych studiach też traktowano jak outsidera, mimo że wcale nie startowałem z takiej pozycji. Byłem nieco wyższy i mocniejszej budowy niż przeciętny facet, więc na początku starsi kumple z kierunku zabierali mnie ze sobą na wszelkie wyjścia. Każde wyglądało tak samo: zaczynaliśmy od kolejki przy bilardzie albo w kafejce gamingowej, potem piliśmy po butelce soju[3] na głowę i zajadaliśmy słone przekąski w jednym z lokali przed uczelnią serwujących sam glutaminian sodu. Następnie przenosiliśmy się do mieszkania tego z nich, którego wynajmowana miejscówka była w najbardziej akceptowalnym stanie, i chlaliśmy dalej, obgadując laski, póki nie rozległo się chrapanie. Jak na typowych dziewiętnasto- i dwudziestolatków przystało, starsi kumple gadali głównie o tym, jak zajebisty seks uprawiali, kogo i jak przelecieli, które laski na wydziale są najłatwiejsze, i o innych tego rodzaju rzeczach. Jaehee była jednym z często powracających tematów. Połowę z tego, co opowiadali, i tak wyssali z palca. A myślałem, że na studiach nie będę już musiał wysłuchiwać takich bzdur. Któregoś razu, kiedy byłem kompletnie nawalony, nie wytrzymałem i wydarłem się na nich, żeby w końcu przestali pierdolić i że wszyscy mają małe chujki. Wywróciłem przy tym stół i od tamtej pory już nigdy mnie nie zaprosili.

Natura tych grupek była taka, że jak się z nich wyleciało, to zostawało się najbardziej soczystym kąskiem do obgadywania. Kiedy znudziło im się już ocenianie świeżaków z pierwszego roku, na deser obrabiali dupę mnie: że muszę być gejem i że włóczę się gdzieś po Itaewonie, robiąc nie wiadomo co. Ploty, które rozpuszczali na mój temat, były typowe dla naiwnych dziewiętnastolatków, a na dodatek tylko połowa z nich była prawdziwa (w końcu prawda zawsze jest bardziej zaskakująca niż fikcja). Wystarczył jeden semestr, a na wydziale nie było już praktycznie ani jednej osoby, która by mnie nie kojarzyła. W końcu plotki te dotarły też do mnie i okazało się, że zostałem ulubionym tematem żartów. Próbowałem podejść do całej sytuacji ze śmiechem, żeby za bardzo mnie to nie ubodło: „Cóż, widać nie będę miał żadnych znajomych na tym wydziale. Płakać nie będę: pić nie potrafią, a do tego zanudzają człowieka na śmierć”. Wtedy w moim życiu pojawiła się pewna istota zwana Jaehee.

Po tym jak, chcąc nie chcąc, wyoutowałem się przed nią, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Obgadywaliśmy facetów i okazało się, że żadne z nas nigdy wcześniej nie miało kogoś, z kim mogłoby tak porozmawiać, a oboje mieliśmy ogromną potrzebę, żeby w końcu to z siebie wyrzucić.

Łączyło nas to, że cnotliwość nie była naszą najmocniejszą stroną. W sumie obojgu z nas było z nią nie po drodze i okazało się, że właśnie z tego słynęliśmy w swoim otoczeniu. Jaehee ważyła pięćdziesiąt jeden kilo przy stu sześćdziesięciu siedmiu centymetrach wzrostu, a ja siedemdziesiąt osiem przy stu siedemdziesięciu siedmiu – oboje byliśmy nieco wyżsi niż większość rówieśników i choć nie powalaliśmy urodą, to nie byliśmy też ostatnimi pasztetami i można się było z nami pokazać na ulicy (chciałbym zauważyć, że kiedy otrzymałem Nagrodę dla Początkujących Pisarzy, frazą, która najczęściej przewijała się w recenzjach, było: „umiejętność obiektywnej samooceny”). Świat był gotów, żeby nacieszyć się naszymi biednymi, napalonymi ciałami dziewiętnastolatków. Spiknięcie się z jakimś kolesiem i upicie na umór nie było dla nas żadnym wyzwaniem. Potem spotykaliśmy się nad ranem u mnie lub u Jaehee i z maseczkami w płachcie na zapuchniętych twarzach wymienialiśmy się informacjami na temat facetów, z którymi spędziliśmy noc.

– Mówił, że pracuje w firmie, która produkuje odzież trekkingową. Miał małego, ale nawet coś tam potrafił. Dałabym mu takie pięć na dziesięć.

– Podobno skończył statystykę na Yonsei[4], ale myślę, że ściemniał. Straszny przeciętniak z twarzy i miałem bekę z tego, jak skończone bzdury wygadywał.

– Próbował mnie nagrywać, więc pieprznęłam jego telefonem przez cały pokój. Zarzekał się, że to tylko dla niego. Taa, jasne, już mu wierzę.

Jak już zjechaliśmy wszystkich z góry na dół i zaczynały nam się kleić oczy, zasypialiśmy obok siebie z wyschniętymi na wiór maseczkami dalej przyklejonymi do twarzy. Ja jako ranny ptaszek zazwyczaj budziłem się pierwszy, zostawiałem w łóżku przykrytą aż po czubek głowy Jaehee i gotowałem nam jakąś zupkę z proszku, zwykle z suszonego mintaja albo ramyeon[5]. Jaehee dołączała do mnie dopiero po jakimś czasie, wyciągnięta z łóżka zapachem jedzenia, i wspólnie zasiadaliśmy do posiłku: zupy, zimnego ryżu i mocno ukiszonego kimchi. Z czasem u Jaehee zagościł mój wosk do włosów i golarki Gillette, a u mnie jej kredka do brwi i puder z MAC-a. Nie wiedziała jednak, że kiedy byłem sam, zdarzało mi się wypełniać braki w moich brwiach jej kredką albo z dwa–trzy razy omiatać czoło i policzki jej pudrem. Zastanawiałem się w takich momentach, czy Jaehee też pożyczała sobie moją maszynkę, żeby ogolić nogi lub pachy.

Jaehee zerwała kontakt z rodzicami wiosną, kiedy miała dwadzieścia lat. Oboje mieliśmy dosyć napiętą sytuację, jeśli chodzi o starych, ale trzeba zaznaczyć, że nie byli to źli ludzie i nic strasznego nam nie zrobili – byli po prostu typowymi konserwatystami z klasy średniej. Większość rodziców już tak miała: zamęczali swoje dzieciaki tym, co wypada, a czego nie, i w każdej sytuacji powoływali się na zdrowy rozsądek, ale sami z radością romansowali i zdradzali albo wciągali się w religię, giełdę czy piramidy finansowe. Ja stanowiłem szczególny typ pasożyta – w równym stopniu nie cierpiałem swoich rodzicieli i czułem, że należy mi się od nich każdy grosz (może to dlatego robił się ze mnie coraz większy cham?), a co miesiąc dostawałem od mamy kilkaset tysięcy wonów na życie. Za to Jaehee po ogromnej kłótni z rodzicami przestała się do nich odzywać i nie chciała nawet wsparcia finansowego. Niczego innego bym po niej nie oczekiwał – ta dziewczyna miała swoje zasady.

Jaehee znalazła swoją pierwszą pracę. Zatrudniła się w kawiarni Destiné – przekonał ją do tego miejsca nie szyld z pretensjonalną nazwą, która znaczyła tyle co „przeznaczony”, ale fakt, że był to jeden z nielicznych lokali na naszym osiedlu, w którym wolno było palić. Jaehee, pochylająca się nad ekspresem do kawy z papierosem w ustach, stanowiła książkowy przykład niewinnej słodyczy dwudziestolatek. Zabierałem do Destiné każdego mojego faceta, żeby Jaehee mogła go ocenić. Zawsze stwierdzała, że jestem mistrzem w wynajdywaniu napalonych typów z gównianą osobowością. Z perspektywy czasu nie mogę się z nią nie zgodzić.

Jaehee ciągnęła dwa etaty – w dzień pracowała w Destiné, a wieczorami dawała korki. Potem jak zwykle chlała do rana. Przy tym wszystkim chodziła jeszcze na zajęcia i miała całkiem niezłe oceny. Jak już się za coś zabierała, zawsze wychodziło jej to lepiej niż innym. Poza jednym wyjątkiem: wybieraniem porządnych facetów, którzy nie byliby kompletnymi szujami, oraz zrywaniem z nimi w odpowiednim momencie. Dlatego to mnie przypadła rola osoby, która wysyła wiadomości do jej kolesi, żeby się ich pozbyć albo z nimi zerwać. Stałem się swego rodzaju ekspertem w tej dziedzinie. Nie było w tym nic trudnego – wystarczyło, że powtarzałem to, co słyszałem tyle razy, kiedy to mnie rzucali faceci. Myślałem wtedy o sobie jak o wycieraczce przy wejściu do popularnej restauracji – wycierano we mnie buty i od razu ruszano dalej (umiejętność obiektywnej samooceny!).

Kiedy cały kraj szalał na punkcie Abracadabry[6] Brown Eyed Girls, ja dostałem wezwanie do wojska. Słyszałem kiedyś o kolesiu, który został wyoutowany w woju, bo jego chłopak podpisywał się w listach „Twój ukochany”. Podobno ten typ przechodził potem nieludzkie katusze. Dlatego zanim rozpocząłem służbę, poprosiłem k., z którym się wtedy spotykałem, żeby w listach podpisywał się jako Jaehee. W takich chwilach okazywała się doskonałą przykrywką. Samej Jaehee też kazałem codziennie pisać do mnie parę zdań, ale znając jej lenistwo, nie nastawiałem się na wiele.

Po dwóch tygodniach szkolenia, kiedy dostaliśmy pierwsze listy, nie wiedziałem, co myśleć. k. przed moim pójściem do wojska zachowywał się, jakby nie mógł beze mnie żyć, ale okazało się, że przez ten cały czas napisał do mnie tylko jeden list (i nie udało mu się nawet zapełnić strony!), a od Jaehee, po której niczego się nie spodziewałem, dostałem ich aż dwanaście. Najwcześniejsze z nich były wypełnione opisami pierdolnika, którym było jej życie („Poszłam wczoraj do Ośmiornicy i tak się najebałam, że wywróciłam stolik…”), i jeżdżeniem po ludziach z naszego wydziału („Czaisz, że ten pojeb Cheolgu zapytał mnie, czy się z nim prześpię? Jakbym nie wiedziała, co o mnie opowiada. Nie wiem, co jest gorsze: jego twarz czy charakter…”), ale w kolejnych listach zaczęła wspominać rzeczy, przez które razem przeszliśmy, i pisać, jak bardzo za mną tęskni. W ostatnim z nich napisała nawet, że „są takie rzeczy, których wartość poznajesz dopiero, jak je stracisz. Mam tak z Tobą”. Nie mam pojęcia, skąd to wzięła, i jestem pewien, że była pijana, kiedy to pisała, ale naprawdę wzruszyły mnie jej słowa. Chwyciłem kartkę i dociskając długopis drżącą ręką, zacząłem moją odpowiedź od: „Jaehee, moja największa brzydulo na świecie”.

Niedługo potem, kiedy przydzielono mnie w końcu do konkretnej jednostki, napisała do mnie, że zaczęła znów rozmawiać z rodzicami i z ich pomocą udało jej się dostać na wymianę do Australii. Poinformowała mnie też, że k. coś kręci i dobrze by było przy najbliższej okazji wybadać sytuację (jej przeczucie rzeczywiście się potwierdziło). Przez sześć miesięcy mojej służby, póki z pewnych powodów nie zostałem z niej zwolniony, wszyscy oficjalnie uważali Jaehee za moją dziewczynę.

Kiedy wyrzucono mnie z woja i wróciłem do ludzi, Jaehee była już w Australii. Oznaczało to, że czekało mnie długie pół roku samotności. Nie miałem ochoty nic robić ani z nikim się spotykać. Nie ruszałem się z łóżka, tylko jadłem i spałem. Mama oczywiście nie szczędziła komentarzy na temat mojego lenistwa. Po trzech miesiącach miałem tak dość jej tekstów, że wynająłem sobie kawalerkę przy uniwersytecie.

Rozpoczął się nowy rok. Pojechałem na lotnisko odebrać Jaehee. Kiedy zobaczyła mnie w hali przylotów, olała swój bagaż i rzuciła się biegiem w moją stronę. Poczułem w jej włosach zapach papierosów i w końcu dotarło do mnie, że naprawdę wróciła i znowu jesteśmy razem.

Zaraz po powrocie znalazła sobie trzydziestometrową kawalerkę i zapisała się na zajęcia z angielskiego, żeby podnieść swój wynik z TOEIC-a[7]. Zaczęła też studiować ekonomię jako drugi kierunek, dołączyła do kółka marketingowego i ogólnie zaczęła się na serio przygotowywać do podjęcia pracy. Była to dla mnie całkiem nowa Jaehee. Kiedy jednak okazało się, że wciąż chleje siedem dni w tygodniu, odetchnąłem z ulgą, że to dalej ona.

Niedługo po wprowadzeniu się do nowego mieszkania Jaehee zaczęła przebąkiwać o czymś niepokojącym. Podobno każdej nocy o dwudziestej drugiej pod jej budynek przyłaził jakiś typ i cały czas gapił się w jej okno.

– Może to koleś z agencji nieruchomości czai się na twoje mieszkanie? W końcu to była prawdziwa okazja.

Moja odpowiedź miała ją uspokoić, ale sam miałem pewne obawy. Pewnego razu napotkała jego wzrok, kiedy suszyła włosy w samej bieliźnie. Pomieszczenia w jej budynku były niskie, a ona mieszkała na pierwszym piętrze, więc jakby koleś się uparł, to bez problemu mógłby się wspiąć na jej balkon. Zaproponowałem, że mogę się do niej przenieść na parę dni i poudawać, że u niej mieszkam, żeby poczuła się pewniej – w końcu jestem facetem. Jaehee odpowiedziała, że aż tak bardzo się nie boi, ale nudzi się jej nocami, więc nie miałaby nic przeciwko towarzystwu.

Wrzuciłem do torby bieliznę, szorty i koszulki bez rękawów – zupełnie jakbym pakował się na jakiś studencki wyjazd integracyjny – i ruszyłem do Jaehee. Zjedliśmy curry i oglądaliśmy głupie programy rozrywkowe z poradami randkowymi, krytykując wszystko, co padało z ust prowadzących. Leżałem potem na łóżku i przeglądałem coś w telefonie, a Jaehee brała prysznic. Kiedy wyszła spod niego i suszyła włosy, zobaczyłem przesuwający się za oknem cień. Bezwiednie zacząłem się w niego wpatrywać, a Jaehee podeszła do drzwi balkonowych i odsunęła zasłonę. Zobaczyłem chudego jak szkapa mężczyznę, kucającego przy jej klimatyzatorze. Zdążyłem jedynie pomyśleć: „O, serio jest tam jakiś typ”, gdy Jaehee kolejnym szybkim ruchem otworzyła drzwi na oścież i kopnęła oszołomionego faceta w twarz. Przewrócił się w tył, jęknął, po czym uniósł głowę – z nosa i ust sączyła mu się krew. Jaehee dorastała w okolicy, gdzie wszyscy mieli absolutnego hopla na punkcie zajęć dodatkowych, i już od małego uczyła się gry na pianinie oraz taekwondo – w piątej klasie podstawówki zdobyła drugi dan. Siła wczesnej edukacji to jednak coś niesamowitego. Złapałem na wpół przytomnego mężczyznę i kazałem Jaehee dzwonić po policję i karetkę. Trudno mi było powstrzymać się od śmiechu.

Cztery dni później spakowałem wszystkie swoje rzeczy do walizki i na dobre przeniosłem się do Jaehee.

Nie musieliśmy właściwie nic ustalać. Miałem tylko dorzucać trzysta tysięcy do czynszu i płacić połowę rachunków za media. Dużo moich rzeczy i tak już u niej było, a trzydziestometrowa kawalerka była wystarczającą przestrzenią dla dwóch osób. Mieliśmy już prawie po dwadzieścia pięć lat, ale żadne z nas nie zaangażowało się w poważny związek, więc byliśmy sobie najbliżsi i czuliśmy się ze sobą najswobodniej.

Jaehee była dobra w robieniu marynowanych na słodko liści pachnotki, a ja miałem swój specjalny przepis na ostre spaghetti alle vongole. Przodowałem też w szorowaniu naczyń na wysoki połysk, a Jaehee wykazywała się talentem w dziedzinie czyszczenia odpływu prysznicowego z włosów. Kiedy odkryła, że uwielbiam się zajadać mrożonymi borówkami amerykańskimi, zaczęła kupować ich ogromne opakowania podczas każdej wizyty w supermarkecie. W ramach podziękowania kupowałem jej czerwone marlboro i zostawiałem je w zamrażarce obok borówek. Sięgała po fajkę i zawsze z zadowoleniem komentowała, że podoba jej się, jak zimna jest ta pierwsza, gdy wkłada ją do ust.

tytuł oryginału

대도시의 사랑법

Copyright © 2019 by Sang Young Park. Originally published in Korea in 2019 as 대도시의 사랑법 (Daedosiui Sarangbeop) by Changbi Publishers, Inc. Published by arrangement with Changbi Publishers, Inc. through Grove Atlantic, Inc., New York, NY, USA.

Tłumaczenie

© Copyright for the Polish translation by Marta Niewiadomska, 2024

Kolacjonowanie tłumaczenia

Dominika Chybowska-Jang

Redakcja

Helena Piecuch

Projekt graficzny serii

Masaomi Fujita / tegusu Inc.

Skład i łamanie

Krystian Rajzer

Opracowanie wersji elektronicznej

Karolina Kaiser,

Korekty

Redaktornia.com

Tajfuny

Opracowanie graficzne okładki

Karolina Korbut

Ilustracja na okładce

jun, Seoul, 2024

This book is published with the support of the Literature Translation Institute of Korea (lti Korea).

Tajfuny

ul. Chmielna 12

00-020 Warszawa

tajfuny.pl / [email protected]

ISBN

e-book 978-83-67034-47-0

[1] Dialekt używany w prowincji Gyeongsang (w południowo-wschodniej części Korei Południowej) wyróżnia się między innymi intonacją – podczas gdy standardowy południowokoreański ma jednolity ton, w dialekcie Gyeongsang pojawiają się wahania tonu, których użytkownikom tego dialektu trudno się pozbyć, nawet jeśli próbują mówić w języku standardowym. Seulczycy określają ich dialekt najczęściej jako szorstki i zrzędliwy. (Jeżeli nie wskazano inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

[2] Itaewon – dzielnica Seulu, największe skupisko obcokrajowców w stolicy. Słynie z bogatego życia nocnego i wielokulturowości wyróżniającej tę dzielnicę na tle dość homogenicznego społeczeństwa. Znajduje się w niej wiele pubów, klubów nocnych i restauracji serwujących dania zagranicznych kuchni, a także małych enklaw mniejszościowych, m.in. muzułmańska, nigeryjska oraz lgbtq+.

[3] Soju – najpopularniejszy koreański napój alkoholowy wytwarzany głównie na bazie ryżu, ziemniaków i pszenicy. Bywa porównywany do wódki, ale ma mniejszą zawartość alkoholu, zazwyczaj około 13–20% (mniej w przypadku wariantów smakowych). Soju pije się z kieliszków, a przeciętna butelka ma pojemność 360 mililitrów.

[4] Uniwersytet Yonsei – jeden z trzech najlepszych uniwersytetów w Korei Południowej.

[5] Ramyeon – popularna koreańska zupa instant o ostrym smaku.

[6]Abracadabra – utwór girlsbandu Brown Eyed Girls z charakterystycznym układem tanecznym, który był w Korei ogromnym hitem w 2009 roku.

[7]TOEIC (ang. Test of English for International Communication) – standaryzowany egzamin z angielskiego testujący biegłość posługiwania się językiem w miejscu pracy. Certyfikaty są wydawane przez amerykańską organizację Educational Testing Service. Dobry wynik tego egzaminu jest w Korei bardzo pożądany i ma duże znaczenie podczas rekrutacji nowych pracowników.