Miłość na cudze konto - Załęcka Magdalena - ebook + książka
NOWOŚĆ

Miłość na cudze konto ebook

Załęcka Magdalena

0,0

67 osób interesuje się tą książką

Opis

Czy Antosia zakłada konto w aplikacji randkowej, podaje się za swoją mamę i w jej imieniu prowadzi konwersację z Henrykiem65? Możliwe… Na szczęście mężczyzna nie okaże się ani mordercą, ani zboczeńcem, ani nawet oszustem, a Tosi wszystko ujdzie na sucho i na dodatek – dzięki nowemu znajomemu swojej mamy – pozna Miłosza, z którym ze spotkania na spotkanie zacznie ją coraz więcej łączyć. I kiedy już będzie jej się wydawało, że trafiła na odpowiedniego dla siebie faceta, na horyzoncie pojawi się Marcel – były narzeczony. Nietrudno przewidzieć, że to skomplikuje sytuację.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght © Mag­da­lena Za­łęcka Co­py­ri­ght © 2025 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: Je­ma­stock, Дмитрий Баронин (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Ka­ta­rzyna Pa­stuszka
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
Wy­da­nie I
Ra­dom 2025
ISBN 978-83-68261-66-0
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Sy­tu­acje opi­sane na kar­tach tej po­wie­ści nie wy­da­rzyły się w praw­dzi­wym ży­ciu. Ale mo­gły.

Moim przy­ja­ciół­kom: Aga­cie, Izie i Mar­ty­nie, które tak chęt­nie pa­kują się ze mną we wszyst­kie sza­lone i ab­sur­dalne sy­tu­acje.

PS Naj­bar­dziej na świe­cie lu­bię Was roz­śmie­szać!

Wto­rek, 9 maja 2023

– Szlag by to tra­fił! – mó­wię do sie­bie, usi­łu­jąc ze­trzeć czer­woną plamę z bluzy.

Ślady sosu, który jesz­cze przed chwilą był na pizzy, two­rzą ar­ty­styczną mo­zaikę na moim de­kol­cie. Pró­buję usu­nąć do­wody wła­snej nie­zdar­no­ści pa­pie­ro­wym ręcz­ni­kiem, ale to nie­spe­cjal­nie po­maga. Będę mu­siała ją wy­prać, znowu! Prze­cież do­piero co ścią­gnę­łam ją z su­szarki. To moja ulu­biona bluza, no­szę ją od li­ceum i nie mogę uwie­rzyć, że na­dal się w nią miesz­czę. Li­czę, że pralka po­ra­dzi so­bie z po­mi­do­ro­wymi śla­dami. Ubra­nie jest do­wo­dem na to, że pra­nie na­prawdę na­leży se­gre­go­wać ko­lo­rami. Bluza, nie­gdyś biała, te­raz w ko­lo­rze majt­ko­wego różu, wraz z leg­gin­sami two­rzy mój com­fort uni­form. Sie­dzę w swoim mun­durku, zja­dam we­gań­ską pizzę i scrol­luję coś w te­le­fo­nie. Ot, zwy­czajny wie­czór. Na Fa­ce­bo­oku do­strze­gam re­klamę no­wej apli­ka­cji: Zo­bacz, jak bę­dziesz wy­glą­dać na sta­rość! Po­bie­ram, bo wła­ści­wie co mi za­leży spraw­dzić. Po kilku chwi­lach orien­tuję się, że le­piej było nie wie­dzieć. Cóż, po­zo­staje mi młodo umrzeć. Albo za­wczasu umó­wić się na modne te­raz ma­saże ko­bido i inne me­zo­te­ra­pie. Ewen­tu­al­nie tu i tam wstrzyk­nąć bo­toks, ale to już osta­tecz­ność. Mu­szę za­py­tać Igę, ona na pewno wie, gdzie ro­bią ta­kie rze­czy. Otwie­ram hi­sto­rię po­łą­czeń w te­le­fo­nie. Li­czę, że kie­dyś bę­dzie tam ja­kiś Dziu­bek, Skarb czy inny Ty­gry­sek, na ra­zie jed­nak kró­luje Matka Ro­dzona. Łą­czę.

– Mamo, słu­chaj. Jest taka nowa apli­ka­cja, w któ­rej można zo­ba­czyć, jak się wy­gląda na sta­rość. Wy­ślę ci zdję­cie... – mó­wię za­miast po­wi­ta­nia.

– Nie! Nic nie wy­sy­łaj! Ab­so­lut­nie żad­nych zdjęć tam nie do­da­waj! – prze­rywa mi matka.

– A co, krad­nie du­sze?

– Go­rzej. Mó­wili w te­le­wi­zji śnia­da­nio­wej, że to Ro­sja­nie wy­pu­ścili!

– A no to fak­tycz­nie kiep­sko – przy­znaję.

– Poza tym oni tych zdjęć uży­wają, żeby uczyć ejaj do...

– Kogo uczyć?

– No, ejaj. Sztuczną in­te­li­gen­cję! Na­prawdę, To­siu, czy ty te­le­wi­zji nie oglą­dasz? – pyta znie­sma­czo­nym to­nem moja ro­dzi­cielka.

– Nie mam te­le­wi­zora.

Ką­tem oka zer­kam na swoje zwie­rzęta. Moja dal­ma­tynka wbija pe­łen nie­do­wie­rza­nia wzrok w le­go­wi­sko, które opu­ściła do­słow­nie przed chwilą, żeby na­pić się wody. Gdy wró­ciła, po­sła­nie było za­jęte przez le­żą­cego do góry brzu­chem bu­rego ko­cura. Na­prawdę nie wiem, co ją tak dziwi, to nie jest pierw­sza taka sy­tu­acja.

– Ale w tym twoim in­ter­ne­cie też o tym na pewno pi­sali. – Głos mamy przy­wraca mnie do rze­czy­wi­sto­ści. – Za­wsze taka je­steś na bie­żąco! No więc uczą sztuczną in­te­li­gen­cję, żeby się uczyła... roz­po­zna­wać... czy two­rzyć...

– Plą­czesz się, mamo – stwier­dzam.

– Och, no bo nie wiem, co do­kład­nie, ale Wel­l­man i Pro­kop roz­ma­wiali o tym z jed­nym spe­cem od kom­pu­te­rów, i on wszystko tłu­ma­czył. Kon­klu­zja była taka, żeby tam żad­nych zdjęć nie wrzu­cać ani da­nych nie po­da­wać.

– Jezu, mamo. A czy ja je­stem ja­kimś woj­sko­wym albo inną per­soną, żeby się oba­wiać? Poza tym za późno. Już wrzu­ci­łam zdję­cia. I moje, i twoje. Chcesz zo­ba­czyć, jak bę­dziesz wy­glą­dać? Od­mło­dzoną wer­sję też mam – ku­szę.

– Wy­ślij. – Moja roz­mów­czyni ka­pi­tu­luje, wzdy­cha­jąc.

Roz­łą­czam się i wy­sy­łam zdję­cie przez What­sAppa. Moją mamę zde­cy­do­wa­nie bar­dziej za­chwyca wer­sja dwu­dzie­sto­let­nia niż osiem­dzie­się­cio­let­nia. Nie dzi­wię się.

Po za­in­sta­lo­wa­niu apli­ka­cji zo­stają dla mnie stwo­rzone cał­kiem nowe al­go­rytmy. I nowe re­klamy. Głów­nie środ­ków na he­mo­ro­idy, wkła­dek na nie­trzy­ma­nie mo­czu i kleju na trzy­ma­nie pro­tezy. Ko­lejny po­wód, by zwi­nąć się z ziem­skiego pa­dołu, za­nim do­pad­nie mnie sta­rość. Ale przy­znaję, jedna z re­klam za­in­te­re­so­wała mnie bar­dziej niż inne. „Por­tal Stary Czło­wiek i Może to szansa na zna­le­zie­nie mi­ło­ści na je­sień ży­cia!” – czy­tam, i my­ślę, że co­pyw­ri­tera to zbyt lot­nego nie mają. Mo­gła­bym dla nich pra­co­wać; za­raz uło­ży­ła­bym im ta­kie ha­sła re­kla­mowe, że cała star­szy­zna pcha­łaby się drzwiami i oknami. Nie­któ­rzy na­wet wkła­da­liby drew­niane la­ski w szpry­chy wóz­ków ry­wali. Znowu dzwo­nię do matki.

– Mamo, zna­la­złam coś jesz­cze – oznaj­miam.

– Wy­szła­byś gdzieś, a nie tak cią­gle przed kom­pu­te­rem sie­dzisz. – Sły­szę, jak wzdy­cha, i nie­mal wi­dzę, jak wznosi oczy ku su­fi­towi.

– Przed te­le­fo­nem – po­pra­wiam ją.

– Wszystko jedno. Zo­ba­czysz, starą panną zo­sta­niesz. W in­ter­ne­cie męża nie znaj­dziesz.

– Wi­dzisz, mamo, o tym chcia­łam wła­śnie po­roz­ma­wiać. Jest taki por­tal...

– Rand­kowy? – W gło­sie mamy sły­chać za­in­te­re­so­wa­nie.

– Tak.

– O pro­szę! Zna­la­złaś ko­goś god­nego uwagi?

– Jesz­cze nie za­czę­łam szu­kać. Zresztą to nie dla sie­bie będę pró­bo­wała zna­leźć parę.

– To dla kogo? – Sły­szę pierw­sze tony po­dejrz­li­wo­ści.

– Dla cie­bie. Ten por­tal to strona rand­kowa dla sta­rych lu­dzi.

– An­to­nina!

– No do­brze, do­brze, wcze­śnie uro­dzo­nych, cy­tu­jąc bab­cię. Cze­kaj, włą­czę lap­topa, bę­dzie mi ła­twiej prze­glą­dać ich stronę.

Pod­cho­dzę do kom­pu­tera i cze­kam, aż się uru­chomi. Tro­chę to trwa, nie jest naj­now­szy, a jego pa­mięć za­wa­lają gi­ga­bajty nie­po­trzeb­nych rze­czy.

– To jaki chcesz mieć nick? – rzu­cam do te­le­fonu.

– Co? – Moja ro­dzi­cielka nie ro­zu­mie.

– No nick, na­zwę użyt­kow­nika, pod którą bę­dziesz się lo­go­wała na konto, żeby pi­sać z męż­czy­znami w sile wieku.

– Nie chcę żad­nej na­zwy! Ani konta! – oświad­cza ka­te­go­rycz­nie moja matka. – Pi­sać też z ni­kim nie będę.

– Ale dla­czego? – Uru­cha­miam prze­glą­darkę i wpi­suję od­po­wiedni ad­res, przy­ci­ska­jąc te­le­fon do ucha ra­mie­niem.

– Bo nie i już.

– Jezu, mamo, czemu ty się tak upie­rasz? Na­wet nie chcesz spró­bo­wać.

Milknę i cze­kam na ze­zwo­le­nie albo cho­ciaż ja­kąś furtkę, która po­zwoli mi prze­ko­nać matkę do mo­jego ge­nial­nego po­my­słu. Nie­stety nic ta­kiego się nie dzieje, moja roz­mów­czyni wy­mow­nie mil­czy.

– To co, imię po pro­stu? – Nie daję za wy­graną.

– Ab­so­lut­nie!

– No to może Mat­ka­Te­resa? – py­tam moją oso­bi­stą matkę Te­resę.

– Bar­dzo śmieszne – mówi z prze­ką­sem, ale sły­szę lekką we­so­łość w jej gło­sie.

– We­so­łaW­dówka? Sta­ra­Ale­Jara? – Rzu­cam co­raz śmiel­szymi pro­po­zy­cjami, aż do­cze­kuję się wy­bu­chu śmie­chu po dru­giej stro­nie. – Stu­dent­ka­ToJa – oznaj­miam tym ra­zem po­waż­niej. – Bo wiesz, uni­wer­sy­tet trze­ciego wieku i tak da­lej.

– O, to nie jest złe, tak szcze­rze mó­wiąc – przy­znaje mama.

– Okej.

– Co okej?! Mó­wi­łam ci, że nie chcę żad­nego konta!

– Za późno. Za­ło­ży­łam. Na­pi­szę póź­niej, bo mu­szę uzu­peł­nić twój pro­fil. Pa, mamo! – Na­ci­skam czer­woną słu­chawkę i od­kła­dam te­le­fon.

Wra­cam do py­tań w apli­ka­cji na stro­nie. Za­in­te­re­so­wa­nia? O, wy­star­czy za­zna­czyć. Książki? Jest. Ta­niec? Jest. Spa­cery? Okej. Zwie­rzęta? Ja­sna sprawa. Mo­dli­twa? No nie­ko­niecz­nie. Wy­peł­niam cały for­mu­larz i ła­duję zdję­cie matki. Ładne, ak­tu­alne. Sama jej ta­kie zro­bi­łam. Po chwili, z po­czu­ciem do­brze wy­ko­na­nego obo­wiązku, za­my­kam lap­topa i wy­cho­dzę na spa­cer z psem.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki