Miłość na cudze konto - Załęcka Magdalena - ebook + książka
NOWOŚĆ

Miłość na cudze konto ebook

Załęcka Magdalena

4,4

Opis

Czy Antosia zakłada konto w aplikacji randkowej, podaje się za swoją mamę i w jej imieniu prowadzi konwersację z Henrykiem65? Możliwe… Na szczęście mężczyzna nie okaże się ani mordercą, ani zboczeńcem, ani nawet oszustem, a Tosi wszystko ujdzie na sucho i na dodatek – dzięki nowemu znajomemu swojej mamy – pozna Miłosza, z którym ze spotkania na spotkanie zacznie ją coraz więcej łączyć. I kiedy już będzie jej się wydawało, że trafiła na odpowiedniego dla siebie faceta, na horyzoncie pojawi się Marcel – były narzeczony. Nietrudno przewidzieć, że to skomplikuje sytuację.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (34 oceny)
21
8
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewmat

Nie oderwiesz się od lektury

Zabawna, ciekawa
00
lopeczki

Nie oderwiesz się od lektury

cudna
00
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00
oluska92

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemna.
00
ania83sosnowiec

Nie oderwiesz się od lektury

Jeśli szukacie zabawnej, ciepłej i romantycznej powieści, koniecznie sięgnijcie po Miłość na cudze konto Magdaleny Załęckiej. Dawno nie śmiałam się tak podczas lektury! Ta książka to prawdziwa petarda — pełna doskonałego humoru i lekkiego pióra. Nie znajdziecie tu wyszukanej intrygi, milionerów ani mafijnych porachunków. To opowieść o zwyczajnej bohaterce, której nieco doskwiera pech. Antonina — kobieta przed trzydziestką, singielka — postanawia założyć swojej mamie konto w aplikacji randkowej. I wtedy zaczyna się cała zabawa! Misterny plan szybko wymyka się spod kontroli, a wszystko prowadzi do zaskakującego spotkania z Miłoszem. Czy okaże się on miłością jej życia? Tego dowiecie się, sięgając po książkę. Gwarantuję, że będziecie się świetnie bawić — nie raz i nie dwa popłyną wam łzy ze śmiechu. To urocza, romantyczna historia, z którą z przyjemnością spędzicie wieczór. I na zakończenie... Pani Magdaleno, poproszę o więcej!
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Mag­da­lena Za­łęcka Co­py­ri­ght © 2025 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Źró­dło ob­razu: Je­ma­stock, Дмитрий Баронин (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Ka­ta­rzyna Pa­stuszka
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
Wy­da­nie I
Ra­dom 2025
ISBN 978-83-68261-66-0
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Sy­tu­acje opi­sane na kar­tach tej po­wie­ści nie wy­da­rzyły się w praw­dzi­wym ży­ciu. Ale mo­gły.

Moim przy­ja­ciół­kom: Aga­cie, Izie i Mar­ty­nie, które tak chęt­nie pa­kują się ze mną we wszyst­kie sza­lone i ab­sur­dalne sy­tu­acje.

PS Naj­bar­dziej na świe­cie lu­bię Was roz­śmie­szać!

Wto­rek, 9 maja 2023

– Szlag by to tra­fił! – mó­wię do sie­bie, usi­łu­jąc ze­trzeć czer­woną plamę z bluzy.

Ślady sosu, który jesz­cze przed chwilą był na pizzy, two­rzą ar­ty­styczną mo­zaikę na moim de­kol­cie. Pró­buję usu­nąć do­wody wła­snej nie­zdar­no­ści pa­pie­ro­wym ręcz­ni­kiem, ale to nie­spe­cjal­nie po­maga. Będę mu­siała ją wy­prać, znowu! Prze­cież do­piero co ścią­gnę­łam ją z su­szarki. To moja ulu­biona bluza, no­szę ją od li­ceum i nie mogę uwie­rzyć, że na­dal się w nią miesz­czę. Li­czę, że pralka po­ra­dzi so­bie z po­mi­do­ro­wymi śla­dami. Ubra­nie jest do­wo­dem na to, że pra­nie na­prawdę na­leży se­gre­go­wać ko­lo­rami. Bluza, nie­gdyś biała, te­raz w ko­lo­rze majt­ko­wego różu, wraz z leg­gin­sami two­rzy mój com­fort uni­form. Sie­dzę w swoim mun­durku, zja­dam we­gań­ską pizzę i scrol­luję coś w te­le­fo­nie. Ot, zwy­czajny wie­czór. Na Fa­ce­bo­oku do­strze­gam re­klamę no­wej apli­ka­cji: Zo­bacz, jak bę­dziesz wy­glą­dać na sta­rość! Po­bie­ram, bo wła­ści­wie co mi za­leży spraw­dzić. Po kilku chwi­lach orien­tuję się, że le­piej było nie wie­dzieć. Cóż, po­zo­staje mi młodo umrzeć. Albo za­wczasu umó­wić się na modne te­raz ma­saże ko­bido i inne me­zo­te­ra­pie. Ewen­tu­al­nie tu i tam wstrzyk­nąć bo­toks, ale to już osta­tecz­ność. Mu­szę za­py­tać Igę, ona na pewno wie, gdzie ro­bią ta­kie rze­czy. Otwie­ram hi­sto­rię po­łą­czeń w te­le­fo­nie. Li­czę, że kie­dyś bę­dzie tam ja­kiś Dziu­bek, Skarb czy inny Ty­gry­sek, na ra­zie jed­nak kró­luje Matka Ro­dzona. Łą­czę.

– Mamo, słu­chaj. Jest taka nowa apli­ka­cja, w któ­rej można zo­ba­czyć, jak się wy­gląda na sta­rość. Wy­ślę ci zdję­cie... – mó­wię za­miast po­wi­ta­nia.

– Nie! Nic nie wy­sy­łaj! Ab­so­lut­nie żad­nych zdjęć tam nie do­da­waj! – prze­rywa mi matka.

– A co, krad­nie du­sze?

– Go­rzej. Mó­wili w te­le­wi­zji śnia­da­nio­wej, że to Ro­sja­nie wy­pu­ścili!

– A no to fak­tycz­nie kiep­sko – przy­znaję.

– Poza tym oni tych zdjęć uży­wają, żeby uczyć ejaj do...

– Kogo uczyć?

– No, ejaj. Sztuczną in­te­li­gen­cję! Na­prawdę, To­siu, czy ty te­le­wi­zji nie oglą­dasz? – pyta znie­sma­czo­nym to­nem moja ro­dzi­cielka.

– Nie mam te­le­wi­zora.

Ką­tem oka zer­kam na swoje zwie­rzęta. Moja dal­ma­tynka wbija pe­łen nie­do­wie­rza­nia wzrok w le­go­wi­sko, które opu­ściła do­słow­nie przed chwilą, żeby na­pić się wody. Gdy wró­ciła, po­sła­nie było za­jęte przez le­żą­cego do góry brzu­chem bu­rego ko­cura. Na­prawdę nie wiem, co ją tak dziwi, to nie jest pierw­sza taka sy­tu­acja.

– Ale w tym twoim in­ter­ne­cie też o tym na pewno pi­sali. – Głos mamy przy­wraca mnie do rze­czy­wi­sto­ści. – Za­wsze taka je­steś na bie­żąco! No więc uczą sztuczną in­te­li­gen­cję, żeby się uczyła... roz­po­zna­wać... czy two­rzyć...

– Plą­czesz się, mamo – stwier­dzam.

– Och, no bo nie wiem, co do­kład­nie, ale Wel­l­man i Pro­kop roz­ma­wiali o tym z jed­nym spe­cem od kom­pu­te­rów, i on wszystko tłu­ma­czył. Kon­klu­zja była taka, żeby tam żad­nych zdjęć nie wrzu­cać ani da­nych nie po­da­wać.

– Jezu, mamo. A czy ja je­stem ja­kimś woj­sko­wym albo inną per­soną, żeby się oba­wiać? Poza tym za późno. Już wrzu­ci­łam zdję­cia. I moje, i twoje. Chcesz zo­ba­czyć, jak bę­dziesz wy­glą­dać? Od­mło­dzoną wer­sję też mam – ku­szę.

– Wy­ślij. – Moja roz­mów­czyni ka­pi­tu­luje, wzdy­cha­jąc.

Roz­łą­czam się i wy­sy­łam zdję­cie przez What­sAppa. Moją mamę zde­cy­do­wa­nie bar­dziej za­chwyca wer­sja dwu­dzie­sto­let­nia niż osiem­dzie­się­cio­let­nia. Nie dzi­wię się.

Po za­in­sta­lo­wa­niu apli­ka­cji zo­stają dla mnie stwo­rzone cał­kiem nowe al­go­rytmy. I nowe re­klamy. Głów­nie środ­ków na he­mo­ro­idy, wkła­dek na nie­trzy­ma­nie mo­czu i kleju na trzy­ma­nie pro­tezy. Ko­lejny po­wód, by zwi­nąć się z ziem­skiego pa­dołu, za­nim do­pad­nie mnie sta­rość. Ale przy­znaję, jedna z re­klam za­in­te­re­so­wała mnie bar­dziej niż inne. „Por­tal Stary Czło­wiek i Może to szansa na zna­le­zie­nie mi­ło­ści na je­sień ży­cia!” – czy­tam, i my­ślę, że co­pyw­ri­tera to zbyt lot­nego nie mają. Mo­gła­bym dla nich pra­co­wać; za­raz uło­ży­ła­bym im ta­kie ha­sła re­kla­mowe, że cała star­szy­zna pcha­łaby się drzwiami i oknami. Nie­któ­rzy na­wet wkła­da­liby drew­niane la­ski w szpry­chy wóz­ków ry­wali. Znowu dzwo­nię do matki.

– Mamo, zna­la­złam coś jesz­cze – oznaj­miam.

– Wy­szła­byś gdzieś, a nie tak cią­gle przed kom­pu­te­rem sie­dzisz. – Sły­szę, jak wzdy­cha, i nie­mal wi­dzę, jak wznosi oczy ku su­fi­towi.

– Przed te­le­fo­nem – po­pra­wiam ją.

– Wszystko jedno. Zo­ba­czysz, starą panną zo­sta­niesz. W in­ter­ne­cie męża nie znaj­dziesz.

– Wi­dzisz, mamo, o tym chcia­łam wła­śnie po­roz­ma­wiać. Jest taki por­tal...

– Rand­kowy? – W gło­sie mamy sły­chać za­in­te­re­so­wa­nie.

– Tak.

– O pro­szę! Zna­la­złaś ko­goś god­nego uwagi?

– Jesz­cze nie za­czę­łam szu­kać. Zresztą to nie dla sie­bie będę pró­bo­wała zna­leźć parę.

– To dla kogo? – Sły­szę pierw­sze tony po­dejrz­li­wo­ści.

– Dla cie­bie. Ten por­tal to strona rand­kowa dla sta­rych lu­dzi.

– An­to­nina!

– No do­brze, do­brze, wcze­śnie uro­dzo­nych, cy­tu­jąc bab­cię. Cze­kaj, włą­czę lap­topa, bę­dzie mi ła­twiej prze­glą­dać ich stronę.

Pod­cho­dzę do kom­pu­tera i cze­kam, aż się uru­chomi. Tro­chę to trwa, nie jest naj­now­szy, a jego pa­mięć za­wa­lają gi­ga­bajty nie­po­trzeb­nych rze­czy.

– To jaki chcesz mieć nick? – rzu­cam do te­le­fonu.

– Co? – Moja ro­dzi­cielka nie ro­zu­mie.

– No nick, na­zwę użyt­kow­nika, pod którą bę­dziesz się lo­go­wała na konto, żeby pi­sać z męż­czy­znami w sile wieku.

– Nie chcę żad­nej na­zwy! Ani konta! – oświad­cza ka­te­go­rycz­nie moja matka. – Pi­sać też z ni­kim nie będę.

– Ale dla­czego? – Uru­cha­miam prze­glą­darkę i wpi­suję od­po­wiedni ad­res, przy­ci­ska­jąc te­le­fon do ucha ra­mie­niem.

– Bo nie i już.

– Jezu, mamo, czemu ty się tak upie­rasz? Na­wet nie chcesz spró­bo­wać.

Milknę i cze­kam na ze­zwo­le­nie albo cho­ciaż ja­kąś furtkę, która po­zwoli mi prze­ko­nać matkę do mo­jego ge­nial­nego po­my­słu. Nie­stety nic ta­kiego się nie dzieje, moja roz­mów­czyni wy­mow­nie mil­czy.

– To co, imię po pro­stu? – Nie daję za wy­graną.

– Ab­so­lut­nie!

– No to może Mat­ka­Te­resa? – py­tam moją oso­bi­stą matkę Te­resę.

– Bar­dzo śmieszne – mówi z prze­ką­sem, ale sły­szę lekką we­so­łość w jej gło­sie.

– We­so­łaW­dówka? Sta­ra­Ale­Jara? – Rzu­cam co­raz śmiel­szymi pro­po­zy­cjami, aż do­cze­kuję się wy­bu­chu śmie­chu po dru­giej stro­nie. – Stu­dent­ka­ToJa – oznaj­miam tym ra­zem po­waż­niej. – Bo wiesz, uni­wer­sy­tet trze­ciego wieku i tak da­lej.

– O, to nie jest złe, tak szcze­rze mó­wiąc – przy­znaje mama.

– Okej.

– Co okej?! Mó­wi­łam ci, że nie chcę żad­nego konta!

– Za późno. Za­ło­ży­łam. Na­pi­szę póź­niej, bo mu­szę uzu­peł­nić twój pro­fil. Pa, mamo! – Na­ci­skam czer­woną słu­chawkę i od­kła­dam te­le­fon.

Wra­cam do py­tań w apli­ka­cji na stro­nie. Za­in­te­re­so­wa­nia? O, wy­star­czy za­zna­czyć. Książki? Jest. Ta­niec? Jest. Spa­cery? Okej. Zwie­rzęta? Ja­sna sprawa. Mo­dli­twa? No nie­ko­niecz­nie. Wy­peł­niam cały for­mu­larz i ła­duję zdję­cie matki. Ładne, ak­tu­alne. Sama jej ta­kie zro­bi­łam. Po chwili, z po­czu­ciem do­brze wy­ko­na­nego obo­wiązku, za­my­kam lap­topa i wy­cho­dzę na spa­cer z psem.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki